Gala Fight Exclusive Night 6 we Wrocławiu dostarczyła wielu emocji, ale zrodziła jeszcze więcej pytań. Gdzie jest granica dobrego smaku? Czy zdrowie i życie nie są najważniejszymi wartościami?
Otóż są i to bez wątpliwości. Kwestią fundamentalną jest odpowiedzialność i zachowanie zdrowego rozsądku. Podczas gali FEN 6 Victor Marinho i Tymoteusz Świątek zmierzyli się w pojedynku o mistrzowski pas wagi koguciej. Portugalczyk zdominował polskiego fightera i niemiłosiernie go okładał mocnymi ciosami. Pojedynek zakończył się w piątej rundzie, a powinien zdecydowanie wcześniej.
Już w pierwszej odsłonie Marinho mocno naruszył Świątka. Potężnymi ciosami trafiał w głowę Polaka, rozciął mu łuk brwiowy. Świątek oszołomiony wrócił do narożnika, jednak chwila oddechu na niewiele się zdała. W dalszej części pojedynku Polak miał problemy z utrzymaniem gardy, a Portugalczyk nie ustawał w natarciu i niezliczoną liczbę ciosów słał na głowę coraz słabszego przeciwnika. Świątek ledwo trzymał się na nogach, lecz dotrwał do piątej rundy. Trudne do zrozumienia jest, że sędzia pozwolił, aby zawodnik w takim stanie kontynuował walkę. W piątej rundzie Świątek został znokautowany. Zawodnik padł na deski i był długo reanimowany. Do takich sytuacji dochodzić nie może.
Czy wszystko za cenę widowiska? Zawodnicy stawiają na szali swoje zdrowie i życie, ale toczą rywalizację w obecności rozjemcy, czyli sędziego, który powinien racjonalnie oceniać dyspozycję fighterów. Obserwując Świątka powinien zareagować. Polak słaniał się na nogach, nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki z Marinho. Dlaczego sędzia nie zareagował? Bo był pod presją? Marne wytłumaczenie. Rolą sędziego jest panowanie nad sytuacją w ringu i nie dopuszczanie do sytuacji krytycznych. Fakt, że czasami w ferworze walki jeden cios stawia na szali życie i zdrowie, jednak w przypadku Świątka „egzekucja” trwała kilka rund. Walkę mógł przerwać narożnik zawodnika, jednak ręcznik nie został rzucony. Trener powinien reagować. Skoro kontakt z zawodnikiem jest utrudniony, widać, iż jest on półprzytomny to jak można pozwolić, aby kontynuował pojedynek?
Warto zastanowić się jak można było dopuścić do sytuacji, w której publiczność musiała patrzeć na męczarnie zawodnika. Dodatkowo ludzie krzyczeli, machali rękoma, aby coś zrobić. Zero reakcji. Zawiódł sędzia, zawiódł narożnik Świątka. Być może zawodnik chciał walczyć, ale pod wpływem adrenaliny bądź uporu, ambicji człowiek nie dopuszcza możliwości poddania się. Jednak powinien mieć oparcie w innych podmiotach. Ktoś ten pojedynek kontrolował, ktoś go obserwował, ktoś miał go prawo przerwać. Mimo to trwała walka, w której Świątek zbierał kolejne ciosy aż padł nieprzytomny.
Zawodnik został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Z pewnością Światka czeka kilkudniowy okres regeneracji, badań i dochodzenia do pełnej sprawności. Należy podjąć temat określenia, co jest istotą walki. Czy wzajemne obijanie się do nieprzytomności? Chyba nie. Chodzi o widowisko, które ma mieć smak i uwzględniać zasadę poszanowania zdrowia i życia.
KM