12.05.2015

#Rousey daje czas Justino

Temat tego pojedynku wisi w powietrzu od dawna. Wszyscy chcą zobaczyć w akcji Rondę Rousey oraz Cristiane Justino. Pytanie, kiedy ten serial znajdzie swój finał?

Justino rozbija kolejne rywalki w organizacji Invicta, Rousey stała się twarzą UFC. Muszą się spotkać. Walka tych pań zelektryzowałby cały świat mieszanych sztuk walki i wyłoniłaby królową MMA. Bo jak wiadomo – królowa może być tylko jedna. Na pozór wszystko wydaje się proste, jednak wcale tak nie jest. Chęci to nie wszystko. Zawodniczki na poziomie sportowym mogłyby przenieść wszystkich w inny wymiar. Rousey nie ma litości dla swoich rywalek, które za każdym razem muszą liczyć się z tym, że w oktagonie przeżyją ciężkie chwile. Z kolei „Cyborg” jest twarda, zdecydowana i nie ma zamiaru nikomu ustępować. Rousey stała się dla niej przeszkodą na drodze do królowania.

Skoro obie strony chcą, to dlaczego pojedynek nie został jeszcze zakontraktowany? Bez wątpienia kwestią podstawową są warunki zawodniczek. Każda ma swoje wymagania, od których w żaden sposób nie chce odejść. Wydaje się, że bardziej skora do kompromisu jest Justino. Z wielu stron słychać głosy potwierdzające, iż to Rousey sprawia problemy i to z jej powodu nie doszło jeszcze do walki. Głównym postulatem, który wysuwa „Rowdy” jest zejście Justino do limitu kategorii koguciej. Zawodniczki prowadzą zażarte dyskusje już trzy lata. Przez ten czas zapewniały o chęci rywalizacji, eksponowały swoje mocne strony i nie szczędziły sobie cierpkich słów. Wydaje się, że nastąpił pewien przełom. Głos zabrała Rousey, która jasno stwierdziła, że do walki musi dojść w najbliższym czasie albo wcale. – Pięć lat trwały negocjacje, które w końcu doprowadziły do walki Pacquiao-Mayweather, na którą wykupiono 5,5 miliona PPV. Nasze animozje trwają już trzy lata. W ciągu dwóch kolejnych lat walka musi zostać zorganizowana. Jeśli nieto po prostu przestanę o niej myśleć – powiedziała Amerykanka.

Czy tym samym gwiazda UFC wywiera presję na „Cyborg”? W pewnym sensie tak, jednak jest to kolejny element „wojny wewnętrznej”. Dopóki do walki nie dojdzie będą trwały tego typu przepychanki. Teoretycznie Rousey jest już tym zmęczona, jednak nadal będzie uczestniczyła w procesie budowania atmosfery wokół ewentualnego pojedynku. To czysty marketing, którego celem jest wzbudzenie zainteresowania. Prędzej czy później do tego pojedynku dojdzie. Inny scenariusz nie wchodzi w grę.

Teraz przed Rondą Rousey inne wyzwanie. Podczas UFC  190 w Rio de Janeiro zmierzy się z Brazylijką Bethe Correią. Być może okaże się, że po tym pojedynku „Rowdy” będzie musiała spuścić głowę. Dlaczego? Bo przyjdzie jej zmierzyć się z rywalką, która jeszcze nigdy nie przegrała. Correia trafiła do UFC w grudniu 2013 roku i potwierdziła wysokie umiejętności. Justino będzie to wszystko bacznie obserwowała. Czy Rousey po raz kolejny zachwyci świat? Na pewno zrobi wrażenie, gdy poinformuje o pojedynku z Justino. Ale kiedy to będzie?

KM