07.09.2015

#Epizod Błachowicza

Z wyjazdem Jana Błachowicza do USA wiązano duże nadzieje. 32-letni fighter wypromował się na polskim rynku mieszanych sztuk walki.

Jak się okazuje UFC to na obecną chwilę dla Błachowicza za wysokie progi. Dlaczego? Można mnożyć domysły i szukać wielu odpowiedzi.

O co chodzi?

Błachowicz jest w UFC niecały rok. Pierwszą walkę dla amerykańskiej organizacji stoczył 4 października 2014 roku. Do tej pory ma na swoim koncie trzy występy w UFC, z których dwa zakończyły się jego klęską.

Klęska to nie jest przesada. O ile porażkę z Jimim Manuwą w Krakowie można było uznać za tzw. wypadek przy pracy, to Corey Anderson całkowicie i bezdyskusyjnie zdominował Polaka. Podczas gali UFC 191 Błachowicz nie przypominał zawodnika imponującego podczas gali KSW, a nawet podczas pierwszego występu w Ameryce w rywalizacji z Illirem Lafitim. W pierwszej rundzie starcia z Andersonem Polak nawiązywał walkę, choć to jego rywal wyglądał na pewnego siebie i zdeterminowanego. 25-letni Amerykanin przechwytywał kopnięcia fightera Ankosu, a sam skutecznie atakował. Dramat Błachowicza rozpoczął się w drugiej rundzie. Polak wyglądał tak jakby z każdą minutą ubywało mu paliwa w baku. Kondycja naszego fightera pozostawiała wiele do życzenia, a Anderson robił swoje. Amerykanin przechwycił kopnięcie Błachowicza i sprowadził rywalizację do parteru. Wtedy 25-latek miał już wszystko w swoich rękach. Anderson doskonale wiedział jak wykorzystać sytuację, którą sobie wypracował. W trzeciej rundzie Amerykanin ponownie sprowadził walkę do parteru. Jego przewaga ani przez chwilę nie budziła wątpliwości.

Błachowicz przegrał drugą walkę w UFC i po raz kolejny wytrwał trzy rundy, jednak nie pokazał swoich umiejętności. W 2015 roku Polak jeszcze nie wygrał.

Koniec przygody?

To pytanie w przeciągu ostatnich godzin powtarzane jest jak mantra. Początkowo w Las Vegas Błachowicz miał walczyć z numerem jeden wagi półciężkiej Anthony'm Johnsonem. W takiej dyspozycji, którą zaprezentował w starciu z Andersonem byłoby mu bardzo ciężko cokolwiek ugrać.

Pierwszym problemem Błachowicza pozostaje kondycja. Po raz kolejny brakowało mu tchu i nie potrafił szybko przemieszczać się, wykorzystując teren klatki. Warto zwrócić uwagę, że liczba ciosów zadawana przez Błachowicza jest znikoma. Rywal ma czuć respekt i mieć świadomość, iż musi być uważny, aby nie odnieść straty. Błachowicz jakby żałował swoim oponentom ciosów. Był po prostu zbyt zachowawczy.

Warto tak naprawdę zastanowić się, czy kwestią problemową nie jest ciężar z jakim spotkał się Polak. Błachowicz trafił do UFC, gdzie wymagania stawiane są wysoko i wszystko jest zupełnie inne. Przepych, rozgłos, ciągła presja. Być może Błachowicz sobie z tym nie poradził. Kibice w Polsce pokładali w nim nadzieję, jednak zawodnik nie sprostał ich wymaganiom. W KSW czuł się dobrze, pewnie i był gwiazdą.

Przez siedem lat kariery Błachowicz poniósł trzy porażki. W ciągu ostatniego roku przegrał dwie walki. Z tym, że UFC to inny poziom. Pytanie o dalsze losy Polaka w amerykańskiej organizacji jest zasadne. Skoro miał być rywalem Johnsona to niewykluczone, że włodarze UFC cenią sobie jego umiejętności, jednak Błachowicz zaprzepaścił kolejną szansę. Pewne jest, że powinien się odbudować, a najprostszą metodą jest zwycięstwo i powrót na właściwe tory. Tyle, że w UFC Polak spada. Zaczął fenomenalnie, ale jest coraz gorzej. Może dla dobra własnej kariery Jan Błachowicz powinien wrócić do Polski. Wszystko w jego rękach.

KM