23.01.2016

#Nowy gracz w ciężkim rozdaniu

W kategorii królewskiej nie brakuje pięściarzy, którzy chcą walczyć o najwyższe laury. Przez wiele lat wszystkich skutecznie strofowali bracia Kliczko. Ich hegemonia powoli staje się wspomnieniem. Teraz do głosu doszły nowe postaci. Takie jak Charles Martin, który po wywalczeniu mistrzowskiego pasa IBF chce więcej.

Ktoś musiał zgarnąć tytuł IBF, który pozostawił Tyson Fury. Do rywalizacji stanęli Wiaczesław Głazkow i Charles Martin. Wydawało się, że ten pierwszy po latach trudów w końcu wejdzie na szczyt. Jednak los chciał inaczej

Trzy rundy i stop

Pojedynek Głazkow vs Martin poprzedzał rywalizację Deontaya Wildera i Artura Szpilki, której stawką był tytuł WBC w kategorii królewskiej. Amerykanin i Polak musieli wyjść na ring zdecydowanie szybciej niż zakładali. Martin mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu już w trzeciej rundzie.

Nadal trwa dyskusja o tej walce. Bo w zasadzie trudno jednoznacznie ocenić, czy Martin zrobił cokolwiek, aby stać się mistrzem. W zasadzie pech Głazkowa stał się szczęściem dla jego rywala. Przypomnijmy. Przy próbie wyprowadzania ciosu Ukrainiec źle stanął i noga nienaturalnie mu się wygięła. Okazało się, że kontuzja kolana uniemożliwia dalszą rywalizację 31-latkowi. W obozie Martina zapanowała ogromna radość.

Po pojedynku pojawiały się głosy, że 29-latek urodzony w Saint Louis jest jednym z najbardziej przypadkowych mistrzów w historii. Trudno cokolwiek powiedzieć o starciu, które mogło dopiero nabrać tempa. Martin miał przewagę pod względem fizycznym, jednak był ostrożny. To Głazkow próbował go zaskoczyć, jednak szczęście nie było po jego stronie.

Martin chce więcej

Amerykański pięściarz ma bogaty życiorys. Jego historię można przedstawić jako obraz drogi z nizin na sam szczyt. Martin ma teraz swoje pięć minut. Kolejne walki zweryfikują jego możliwości oraz to, czy faktycznie ma atrybuty do pełnienia roli mistrza. Co prawda w swojej karierze jeszcze nie przegrał, a tylko w trzech przypadkach jego pojedynki trwały pełen dystans. Nigdy nie zdarzyło mu się rywalizować przez dwanaście rund. 

29-latek jest spragniony kolejnych sukcesów. Martin rzuca wyzwanie Wilderowi i Fury'emu. – Chcę ich obu! Rywalizacja z najlepszymi jest moim celem. Nadszedł czas, abym błyszczał. Jestem mistrzem świata i wiem, że pas jest w odpowiednich rękach. Chcę walczyć! Sądziłem, że poboksuję z Głazkowem i skopię mu tyłek, jednak kontuzja go uratowała – mówi mistrz świata IBF wagi ciężkiej.

Jak widać ocena Amerykanina jest jednoznaczna. Kontuzja okazała się ratunkiem dla Głazkowa. Martin jest pewny swego i chce pokonać kolejny szczebel kariery. Będzie mu niezwykle trudno przebić się na pierwszy plan. Musi czekać na swoją kolej. Wydaje się, że Fury i Wilder mają teraz inne plany, choć już niejeden robiąc zamieszanie spełnił swoje marzenia.

Fot. thesweetscience.com 

KM