05.03.2016

#Początek nowej drogi?

Krzysztof „Diablo” Włodarczyk to pięściarz nietuzinkowy. Jego losy, nie tylko bokserskie, śledziła niemalże cała Polska. Kariera „Diablo” obfitowała w zakręty, górki, pagórki, doliny, ale też chwile radości. Z pewnością droga Włodarczyka to dobry materiał na film.

Czekaliśmy. Z niecierpliwością, aby dowiedzieć się, czy „Diablo” jest jeszcze w stanie pokazać cokolwiek w ringu. Po pojedynku z Griogrijem Drozdem, kiedy to stracił pas mistrzowski WBC długo czekał na kolejną walkę. Wrócił po półtorarocznej przerwie i wygrał. Co to tak naprawdę znaczy? Czy 34-letni „Diablo” może jeszcze wrócić na szczyt?

Barwna postać

Włodarczyk to jeden z najbardziej znanych polskich bokserów. W maju 2010 roku sięgnął po tytuł mistrza świata WBC w kategorii junior ciężkiej pokonując Giacobbe Fragomeniego. Z Włochem „Diablo” spotkał się trzy razy i każda walka była niezwykle emocjonująca. Tak jak rywalizacja Polaka z Francisco Palaciosem.

Jednak Włodarczyk stał się również postacią znaną poza światem boksu. „Diablo” prezentował się na telewizyjnym ekranie w popularnych serialach. Korzystał także z zaproszeń do programów telewizyjnych. Zaprezentował się również w znanym show tanecznym. Stał się postacią powszechnie znaną. Sympatyczny chłopak, który jest miły, otwarty i normalny. Włodarczyk korzystał ze swojej popularności oraz sukcesów na arenie bokserskiej.

Również życie osobiste „Diablo” nie uszło zainteresowaniu szerszego grona odbiorców. W lipcu 2011 roku cała Polska śledziła losy Włodarczyka, który trafił do szpitala. Snuto różne teorie na temat jego problemów osobistych. Z czasem nie stanowiły tajemnicy. Mnożyły się pytania, czy Włodarczyk sobie poradzi. Nie do pojęcia było, że mistrz świata w boksie może mieć kryzys, który wpłynie na jego życie.

Włodarczyk szybko wrócił na ring, bo już w listopadzie 2011 roku rywalizował z Danny'm Greenem. Przegrywał u sędziów, jednak w jedenastej rundzie wykończył rywala. Wygrał kolejne trzy walki. Koniec jego panowania to wrzesień 2014 roku. W pojedynku z Drozdem Włodarczyk był cieniem samego siebie. Przegrał. Stracił pas i czekał półtora roku na kolejną walkę.

Brudow na deskach

4 marca, Sosnowiec – to ważna data dla Włodarczyka. Na tę walkę czekała cała Polska. Jedni z ciekawości, inni z nadzieją na udany powrót i kolejne poejdynki. „Diablo” podczas gali Sosnowiec Boxing Night nie pozostawił złudzeń, że jest zdecydowanie lepszy od Walerego Brudowa. Podwójny lewy prosty i Rosjanin znalazł się na deskach, jednak wstał. Na chwilę. Z narożnika poleciał ręcznik. „Diablo” triumfował.

Ktoś zapyta, czemu były mistrz świata WBC czekał aż półtora roku na kolejną walkę? Tak wyszło. Włodarczyk miał zmierzyć się z Drozdem, aby odzyskać pas. Na przeszkodzie stanęła choroba. W grudniu ubiegłego roku miał rywalizować z Beibutem Szumenowem, jednak pojedynek odwołano.

Na 4 marca zaplanowano starcie z Brudowem, czyli bokserem zdecydowanie niższej klasy niż Włodarczyk. Choć Polak dawno nie walczył i potrzebował rywala „na rozruch”. Kilka dni przed walką fani wstrzymali oddech. Pojawiła się informacja, że Włodarczyk miał wypadek. Zderzył się z innym pojazdem i uderzył w barierki. Samochód „Diablo” kompletnie rozbity, do kasacji. Włodarczyk wyszedł z całej sytuacji bez szwanku.

Koleje losu Włodarczyka to materiał na film, książkę czy też historię człowieka, który na swojej drodze spotkał wiele trudności. Wzniesienia i upadki. Takie jest życie. Także to bokserskie, gdzie zdobywa się pasy, walczy się o ogromne pieniądze. Bokser to też człowiek, który ma różne rozterki i z nimi też musi walczyć. Czy walka z Brudowem dała nadzieję, że Włodarczyk jeszcze może namieszać w świecie boksu? Jeszcze jedna walka „na rozruch” i zobaczymy. Po zakrętach nadszedł czas na prosty odcinek. Jaki będzie jego finał?

KM