Scenariusz był prosty: Karolina Kowalkiewicz i Andrzej Fonfara bohaterami pierwszego weekendu czerwca. Polka występująca w UFC miała wykonać krok w stronę kolejnej walki o pas mistrzowski w wadze słomkowej. Z kolei Fonfara marzył o tytule czempiona WBC w kategorii półciężkiej. „A miało być tak pięknie…”
Rio de Janeiro i Montreal nie są polskie. Nie udało się. Smutek, żal i rozczarowanie – takie uczucia najczęściej obecne są po porażkach. Kowalkiewicz i Fonfara muszą się z nich otrząsnąć i czekać na kolejne wyzwania.
Druga porażka z rzędu
Karolina Kowalkiewicz miała świetny start w UFC. W debiucie pokonała Randę Markos, a w kolejnych walkach uporała się z Heather Clark i Rose Namajunas. Nagrodą za dobrą postawę było starcie o mistrzostwo wagi słomkowej z Joanną Jędrzejczyk. Łodzianka starała się być równorzędną rywalką dla olsztynianki, ale po pięciu rundach musiała pogodzić się z porażką. Pierwszą w karierze. Przegrała z Jędrzejczyk, która na przestrzeni kilku miesięcy stała się gwiazdą UFC. Cieszyliśmy się, że mamy w najlepszej organizacji MMA na świecie kolejną zawodniczkę na wysokim poziomie.
Prawdziwym testem dla Kowalkiewicz miało być starcie na UFC 212 z Claudią Gadelhą. Groźną Brazylijką, która już dwa razy atakowała pas mistrzowski i Jędrzejczyk odprawiała ją z kwitkiem. Wywodząca się z jiu-jitsu Brazylijka w parterze potrafi wyczyniać cuda, ale Polka zapewniała, że dobrze przygotowała się do rywalizacji. – To będzie dobry dzień – pisała kilka godzin przed walką. Nie był.
Początek starcia wyglądał obiecująco. Kowalkiewicz trafiła rywalkę kilkoma ciosami prostymi, jednak ta szybko odpowiedziała. W klinczu Gadelha uderzyła Polkę łokciem, a następnie poszła po obalenie. Jak się okazało, był to początek kłopotów Kowalkiewicz. Gadelha wykorzystała swoje atuty i szybko poszła za plecy i zapięła duszenie. Po nieco ponad trzech minutach walki było po wszystkim. Kowalkiewicz musiała odklepać.
31-letnia Polka tym samym nie wywalczyła pierwszej pozycji w rankingu wagi słomkowej i perspektywa walki o pas oddaliła się. Teraz czeka ją ciężka praca nad odbudowaniem pozycji w UFC.
Warto dodać, że w Rio doszło do starcia o pas wagi piórkowej. W trzeciej rundzie Max Holloway zastopował Jose Aldo.
Kolejna szansa niewykorzystana
Teraz czas na boks i „Polskiego Księcia”, który miał stać się królem. Historia układała się w bajeczną całość, ale szybko prysła niczym bańka mydlana. Bardzo szybko…
Na kolejne spotkanie z Adonisem Stevensonem, Andrzej Fonfara czekał trzy lata. Polak chciał się zrewanżować za porażkę w Montrealu. W drodze do kolejnego starcia o pas pokonał mocnych rywali m.in. Nathana Cleverly'ego i Chada Dawsona. Upłynęło nieco czasu, Stevenson postarzał się, a Fonfara nabrał doświadczenia. Wydawało się, że szybkość i zwrotność będą atutem „Polskiego Księcia”, jednak czempion WBC pokazał, że „stary wilk” potrafi.
Takiego scenariusza nikt się nie spodziewał, choć sam Stevenson otwarcie mówił, że dwunastu rund nie będzie. Już w pierwszej odsłonie, po początkowych atakach Polaka, mistrz wyprowadził lewy prosty. Fonfara zamroczony, sędzia musiał liczyć „Polskiego Księcia”. Stevenson dopadł go w narożniku, jednak 29-latka uratował gong. Kanadyjczyk urodzony na Haiti był zdeterminowany. Od początku drugiej rundy ruszył na Fonfarę i nie dał mu żadnych szans. Stevenson jak zaprogramowana maszyna wyprowadzał kolejne ciosy, masakrował Fonfarę i trener w końcu zdecydował się przerwać pojedynek. Upłynęło zaledwie 28 sekund…
Fonfara musi odłożyć plany na bok. Druga szansa mistrzowska przeszła mu koło nosa. Stevenson zaskoczył Polaka niczym Jose Smith Jr., z który Fonfara przegrał rok temu w pierwszej rundzie. Piąta porażka „Polskiego Księcia”, druga w starciu o pas. Czy dostanie kolejną szansę, aby stać się królem?
KM