11.06.2019

#Show zamiast sportu

"Po deszczu zawsze wychodzi słońce", pojawiają się też grzyby. Czasami bardzo dużo, co jest ogromną frajdą dla grzybiarzy. Obecnie przeżywamy wysyp organizacji MMA, które oferują rozrywkę. W skrócie show. Niektórzy mówią, że sport został w szatni, a nawet zamknął się w szafce.

Na potrzeby tekstu stworzymy profil pasjonata tego typu widowisk – Bogdana. Drodzy Państwo, Janusza zostawmy w spokoju. Idą wakacje – niech zakłada skarpetki, klapki i rusza na plażę. A więc Bogdan, a więc show…

Sobota wieczór, może być i piątek. Bogdan znużony tygodniem pracy siada przed telewizorem i oczekuje na dobrą rozrywkę. Ma być efektownie, nieco wulgarnie (a nawet i nieco mocniej), do tego dużo śmiechu. Zagadnienia merytoryczne oraz wszelkie analizy sprawią, że Bogdan zmieni kanał. Tego nie można mu zrobić! Trzeba stworzyć show dla Bogdana i jemu podobnych. A więc jak w przepisie na ciasto – bierzemy trochę tego, ciupkę tego, tu sypniemy, tam dodamy i wychodzi coś. Czy to będzie dobre? Kwestia smaku… Bo jeśli wyłączymy główny składnik, czyli w tym wypadku – przypomnę mówimy o galach sportów walki – umiejętności, klasowych zawodników to coś nam wyjdzie, ale pełnowartościowe nie będzie.

Ale co tam. Bierzemy popcorn, Bożenę pod rękę, kufel do pełna i oglądamy. Organizator zapewnia nam show zapraszając w swoje skromne progi szeroko pojęte gwiazdy. Szanowni Państwo, spójrzcie czasem w niebo. Ile tam jest gwiazd… Zewsząd słyszymy, że pojawią się one również w ringu czy oktagonie. Osoba interesująca się sportami walki przegląda fight card i drapie się po głowie. Chciałoby się powiedzieć: „Sorry, taki mamy klimat”. Stawiamy na Bogdana! Najważniejsze są jego potrzeby, czas, zainteresowanie, uwaga i przekonanie, że oferta gal z gwiazdami z nieba jest super, hiper, fajna i nigdzie takiej nie ma. Ciocia Gienia z sąsiadką Jadzią mogą nawet w oktagonie rozwiązać swój wieloletni konflikt o to, której bigos jest lepszy. Zenek chętnie pokaże Cześkowi, gdzie „raki zimują”. A… i Kazik chętnie zamieni się w żółwia ninja. Co ich łączy? Spodobała im się możliwość bycia częścią show.

Granice są już tylko umowne, widać je na mapie. Mówiąc serio – każdego dnia możemy przekroczyć granice, ale ta smaku została zatarta już dawno. Bogdan tego nie zauważył, bo nie chciał. Chłop chce kawę na ławę i ją dostaje. Prosto, bez żadnych komplikacji, wysiłku. Działamy, żeby upraszczać. Pokazujemy produkt, którego wartość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Okazuje się, że każdy może zostać fighterem. Nazwisko działa jak magnes. Co z tego, że umiejętności znikome i w ringu jest swoisty taniec węża czy inne wygibasy. Gdzieś facet zaistniał, ma nazwisko – Bogdan go kupi i ucieszy się, że go widzi. A jeszcze jak przegra – będzie miał satysfakcję. Bo to taka fajtłapa. Gdzie się nie pokaże tam polegnie i kupa śmiechu z niego. Bogdan może cisnąć bekę. Świadomie czy nie – to już inna sprawa.

Akcje marketingowe, zapowiedzi, materiały promocyjne, konferencje. No cóż… O poziomie kultury dyskutować nie będziemy, bo każdy definiuje go zapewne na swój sposób. Bogdan to przyjmuje do wiadomości. Jednak widzi ten lejący się żar nienawiści, zamieszki na konferencjach, wzajemne obrażanie, wyzywanie od najgorszych. Jest… czuć krew. Bogdan to lubi. Coś się dzieje! Tak ma być!

Bogdan ma swoją rozrywkę, która kreuje "Gwiazdy" i stwarza pozory. Chłop myśli, że coś wie. Bo ktoś mu powiedział, ktoś pokazał. Oglądasz show, MMA, sport. Bogdan to łapie niczym dziecko bańki mydlane. Rozumiecie? Bogdan ma swój świat. Poniekąd słychać ubolewanie tych, którzy cenią sport. Cierpią. Jednak wiadro rozrywki ich zalewa i pozostaje im robić swoje, z wiarą, że mają swoich wyznawców i ze świadomością, że dobra praca się obroni. Trudno im w to wierzyć. Dziwicie się? Wystarczy złożyć ofertę dziewczynie obserwowanej w mediach społecznościowych przez kilkanaście tysięcy osób i sprawa załatwiona. Bogdan siada i ogląda. Popcorn, banan na twarzy i jazda. Nie jest łatwo. Kula śniegowa się toczy. Czy ktoś ją zatrzyma? Kto otworzy oczy i sprawi, że sport wyjdzie z szatni?