10.10.2017

#Ciężar ich przygniótł

Każdy chciałby wejść na szczyt i osiągnąć sukces. Miana gwiazdy MMA dorobił się Jon Jones, zaś w boksie na pierwszy plan wybił się Tyson Fury. Obaj zostali mistrzami, ale nie wytrzymali presji.

Mówi się, że nie sztuką jest zdobyć tytuł, lecz później skutecznie bronić go. Równie istotna jest równowaga i rozsądek. Jak pokazują liczne doświadczenia – często problemem jest głowa i brak wsparcia, co dla wielu zawodników skończyło się fatalnie.

Jak to możliwe?

Większość, zwłaszcza starszych osób, zapyta – jak to możliwe, że ma wszystko i w mgnieniu oka marnuje to? Oczywiście nie chodzi tu tylko i wyłącznie o względy materialne, lecz pozycję, poważanie i efekty własnej ciężkiej pracy. Przypadek znanego z UFC Jona Jonesa i boksera Tysona Fury'ego pokazuje, że sukces oraz popularność mają swoje blaski i cienie.

Amerykański zawodnik MMA ma wiele na sumieniu. W kwietniu 2015 roku spowodował wypadek, w którym ucierpiała kobieta w ciąży. Jones przejechał na czerwonym świetle i uciekł z miejsca zdarzenia. Dodatkowo w aucie byłego mistrza wagi półciężkiej znaleziono marihuanę. Przyszłość przyniosła kolejne wydarzenia, które nie są powodem do chluby dla Jonesa. W 2016 roku Amerykanin został zawieszony na rok za stosowanie dopingu. 30-latek miał rywalizować o zunifikowanie pasa mistrza kategorii półciężkiej na gali UFC 200, ale w jego organizmie wykryto zakazane substancje. Zawodnik tłumaczył, że środki znalazły się w tabletkach na potencję, jednak nie przyjmował ich świadomie. Jones wrócił i 29 lipca br. pokonał Daniela Cormiera, dzięki czemu wywalczył mistrzowstwo wagi półciężkiej. Minęło kilka tygodni… Na jaw wyszło, że Jones ponownie stosował doping. W jego moczu wykryto turinabol. Komisja Sportowa Stanu Kalifornia była bezwzględna i zawiesiła Amerykanina na cztery lata oraz odebrała mu tytuł mistrzowski. 

Tyson Fury zawsze miał niewyparzony język w stosunku do rywali, a siebie określał jako tego, który jest najlepszy. W końcu jego pochwały w stosunku do własnej osoby znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Fury przerwał hegemonię Władimira Kliczko i został mistrzem wagi ciężkiej organizacji IBF, WBO, WBA i IBO. W kategorii królewskiej nastąpiło nowe otwarcie, jednak doświadczony Ukrainiec chciał walki rewanżowej. Nowy czempion na to przystał, ale z czasem uciekał od pojedynku. Głównym powodem miały być kłopoty zdrowotne Fury'ego. W końcu na światło dzienne wyszły problemy brytyjskiego boksera. Alkohol, narkotyki, depresja, niechęć do boksu – tak to wszystko wyglądało. W końcu Fury oddał pasy, ale nie zniknął, lecz dolewał oliwy do ognia. Mówił, że nienawidzi… boksu. Przybyło mu kilogramów, a po kilku miesiącach snuł plany o powrocie na ring.

Z nieba do piekła

Przykłady Jonesa i Fury'ego, przedstawione w skrótowej formie, obrazują, że z sukcesem trzeba umieć sobie poradzić. W przypadku MMA i boksu to nie tylko walka z rywalem, ale i z samym sobą, swoimi słabościami. Jones dla wielu stał się pierwszoplanową postacią UFC i przez lata dominował w wadze półciężkiej, ale w końcu wszystko rozsypało się jak domek z kart. Z kolei Fury totalnie się pogubił. W jego ustach mocne słowa względem boksu i innych zawodników brzmią groteskowo. Teraz Fury wyraził zainteresowanie walką z… Witalijem Kliczko.

Mieli wszystko, a upadają. Nie jest powiedziane, że nie odbiją się od dna. Dla sportów walki byłoby dobrze, żeby takie postaci funkcjonowały i wychodziły na prostą. Bo każdy ma prawo do chwili słabości, ale należy wstać i walczyć dalej. Czy Jonesowi i Fury'emu się to uda?

KM