Bartosz Fabiński stoczy kolejny pojedynek w UFC. Polski fighter wystąpi w listopadzie na gali w Monterrey, gdzie jego rywalem będzie Hector Urbina.
Dla Fabińskiego będzie to drugi pojedynek w UFC. Polak w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie debiutował podczas gali w Krakowie. Wyższość zawodnika z Warszawy musiał uznać Garreth McLellan.
Stanie przed wyzwaniem
Trudno znaleźć lepsze określenie. Fabiński będzie walczył z uznanym rywalem, który swoją pozycję w świecie MMA buduje od 2006 roku. Urbina będzie faworytem publiczności w Monterrey. Amerykanin latynoskiego pochodzenia z pewnością poczuje się jak u siebie w domu. Jedno jest pewne – Fabiński tanio skóry nie sprzeda.
Polak trafił do UFC trochę przez przypadek. Kontuzja wyeliminowała z udziału w gali w Krakowie Krzysztofa Jotkę. Wtedy na jego miejsce wskoczył Fabiński, który radził sobie coraz lepiej i pokonywał rywali podczas zagranicznych wojaży. Na swoje nazwisko zawodnik pracował w PLMMA, gdzie odprawił Antoniego Chmielewskiego i Michała Szulińskiego. Jego kariera potoczyła się błyskawicznie. W 2014 roku Fabiński stoczył pięć pojedynków, z których tylko w jednym musiał uznać wyższość rywala. Z kolei już rok później stanął w oktagonie UFC.
Wygrana z McLellanem to dobry prognostyk, ale tak naprawdę dopiero teraz przyjdzie pora na prawdziwy sprawdzian. Dla Urbiny start na gali w Monterrey będzie drugim występem w UFC. W swoim debiucie Amerykanin w trzy i pół minuty rozprawił się z Edgarem Garcią stosując gilotynę. Właśnie to jest broń Hectora Urbiny. To fighter, który nie ma litości dla swoich rywali. Aż czternaście z siedemnastu wygranych pojedynków Amerykanin skończył przed czasem. W ponad połowie przypadków rywale musieli wstawać z ziemi po ciężkich nokautach. Zatem Fabiński musi być uważny i wytrzymały na ekwilibrystyczne sztuczki Urbiny.
Warto przypomnieć, że 21 listopada w Monterrey zaprezentuje się również inny zawodnik z Polski. Damian Stasiak zmierzy się z Erikiem Perezem. 25-latek, który swoje pierwsze kroki w sztukach walki stawiał w karate, do tej pory zaprezentował się w UFC raz. W Krakowie poległ w starciu z Yaotzinem Mezą.
Holloway górą
Wydarzenie w Meksyku przed nami, a ostatnia noc to gala UFC Fight Night 74, która miała pokazać, kto jest bliżej walki o pas wagi piórkowej. Siódme zwycięstwo z rzędu odniósł Max Holloway. Pigułkę porażki, a także bólu musiał przełknąć Charlesa Oliveirę. 25-latek z Brazylii nie był w stanie kontynuować pojedynku po kontuzji obojczyka. Oliveira już w pierwszej rundzie upadł na matę i na jego twarz pojawił się grymas bólu. Pojedynek zakończył się po niespełna dwóch minutach.
Już w pierwszej rundzie walkę zakończył Francisco Trinaldo, który uderzeniami rozbił Chada Laprise'a. Niespełna minuty potrzebował do zwycięstwa Frankie Perez. 26-letni Amerykanin znokautował Sama Stouta.
KM