Anthony Joshua po raz pierwszy stanął do obrony mistrzowskiego pasa IBF w wadze ciężkiej. 26-letni Brytyjczyk w starciu z Dominicem Breazeale'm stawiany był w roli faworyta. Zadanie zrealizował i nadal pozostaje niepokonany na zawodowym ringu.
Z każdą kolejną walką Joshua pnie się w górę w wadze ciężkiej. Wszyscy zastanawiają się, czy będzie w stanie wejść na szczyt. Stopniowo udowadnia, że jego fantastyczny bilans nie jest dziełem przypadku, ale czas prawdziwej weryfikacji dopiero nadejdzie.
Zrobił, co do niego należało
30-letni Breazeale po raz pierwszy w karierze stanął do tak poważnej walki. Co prawda, w styczniu pokonał Amira Mansoura w starciu, które stawką był wakujący pas WBC Continental Americas. Jednak nigdy wcześniej nie miał okazji rywalizować o najwyższe trofeum. Rekord Breazeale mógł robić wrażenie. Wygrał wszystkie siedemnaście walk, w tym aż piętnaście przed czasem. Jednak podkreślano, że pewnego poziomu Amerykanin nie przeskoczy. Joshua to zupełnie inna klasa i umiejętności.
Brytyjczyk uwiódł cały świat szybkimi i efektownymi nokautami. Sprawił, że upatrywano w nim nadzieję wagi ciężkiej i kogoś, kto może dać powiew świeżości w kategorii królewskiej. Po pokonaniu Johnsona, Cornisha i Whyte'a w końcu dostał szansę walki o mistrzowski pas. Jego rywalem był czempion IBF Charles Martin. Potwierdziło się, że Amerykanin miał ogromne szczęście zdobywając pas. Martin wygrał… dzięki kontuzji Głazkowa. Z tytułu nie cieszył się długo. W Londynie Joshua już w drugiej rundzie zakończył jego panowanie.
Zakładano, że Joshua narzuci swój styl i prędzej, czy później pośle Breazeale'a na deski. Już od pierwszej rundy czempion zyskiwał przewagę. Kilka sierpów sprawiło, że Breazeale wiedział, iż łatwo nie będzie. W drugiej odsłonie rozpoczęło się bombardowanie. Po raz pierwszy Amerykanin zaczął chwiać się na nogach, a Joshua konsekwentnie robił swoje.
Breazeale chciał pokazać, że nie da się łatwo pokonać. W trzeciej rundzie doszło do kilku wymian. Joshua dał się wyszaleć rywalowi, ale miał zdecydowaną przewagę pod względem szybkości i celności. Mistrz świata zakończył męczarnie pretendenta w siódmej rundzie. Najpierw seria sierpów i Amerykanin znalazł się na deskach. Wstał, a chwilę później lewy sierp Joshuy zakończył sprawę.
Taranuje kolejnych rywali
Siedemnaście zwycięstw przed czasem. To bilans Brytyjczyka, który obronił pas mistrza świata IBF. Pojawia się coraz więcej pytań, kiedy przyjdzie czas na prawdziwy test Joshuy. Chłopak jest jeszcze młody. De facto ma 26 lat i zbiera doświadczenie, choć talent ma ogromny. W wadze ciężkiej coraz częściej wymiany jest jednym tchem obok Fury'ego, Kliczko czy Wildera. Jednak na swoje nazwisko musi nadal ciężko pracować.
KM