07.11.2016

#Historia lubi się powtarzać

Marcin Held inaczej wyobrażał sobie debiut w UFC, ale mimo porażki, pozostawił po sobie dobre wrażenie. Początki zawsze są trudne. 24-latek podobnie zaczynał swoją przygodę z Bellatorem.

Zewsząd słychać, że Held to talent czystej wody, przed którym przyszłość usłana sukcesami stoi otworem. Zawodnik z Tych pokonuje kolejne szczeble kariery. Wybił się w Bellatorze, więc mógł trafić tylko w jedno miejsce – do oktagonu UFC.

Sanchez nie dał się

Diego Sanchez miał sprawdzić umiejętności debiutującego w najlepszej organizacji MMA na świecie Helda. 34-letni Amerykanin zna UFC niemalże z każdej strony. Sanchez i Held to dwa różne pokolenia. Amerykanin przygodę z UFC zaczął od programu The Ultimate Fighter. Dotarł do finału, w którym w pierwszej rundzie pokonał Kenny'ego Floriana. Dopiero trzy lata później Held zaprezentował się na gali Abak Moto. 

Sanchez to ciekawa postać. Toczył pojedynki w czterech kategoriach wagowych. W 2006 roku wykryto w jego organizmie marihuanę, co wiązało się z zawieszeniem na trzy miesiące. Najlepszy okres w karierze Sancheza to lata 2007-2009, które zwieńczyła walka o tytuł wagi lekkiej z B.J. Pennem. Popularny „The Nightmare” poległ i później popadł w przeciętność. Za porażkę z Joe Lauzonem zrehabilitował się w starciu z Heldem, które Polak rozpoczął z animuszem i ogromnymi chęciami na zwycięstwo. 24-latek zapiął rywalowi gilotynę w stójce, jednak ten wykorzystał siatkę i wyszedł z opresji. 

Apetyt rośnie w miarę jedzenia – nie inaczej było w tym przypadku. Held odważnie zaczął drugą odsłonę, ale Sanchez szybko przejął inicjatywę. Nie zrobił nic zaskakującego, lecz kontrolował przebieg walki. Nie pozwolił Heldowi na zbyt wiele, choć ten dwoił się i troił. Tym razem doświadczenie wzięło górę. 

Co ciekawe, rok temu Polak walczył o tytuł w organizacji Belltor i przegrał z Willem Brooksem. Walka miała miejsce 6 listopada, a debiut w UFC przypadł na… 5 listopada. 

Wyciągnąć wnioski

Było trochę o karierze Sancheza i jego początkach w UFC, więc teraz należy pochylić się nad Heldem. 24-latek przygodę z Bellatorem rozpoczął w 2011 roku. W ćwierćfinale turnieju wagi lekkiej przegrał z Michaelem Chandlerem. Kolejne występy kończyły się triumfami Helda, który wyrobił sobie markę w Bellatorze. W 2013 roku był w finalistą turnieju wagi lekkiej, a rok później okazał się najlepszy.

Warto zatrzymać się przy pojedynku z Chandlerem. Nie da się ukryć, że adaptacja do nowej rzeczywistości bywa trudna. Chodzi o pewne wyczucie, adaptację i wypracowanie mechanizmów pozwalających poczuć się pewnie. Ich brak wiąże się z pewnymi obawami, niepokojem.

Mówi się „pierwsze śliwki robaczywki” – coś w tym jest. Minęło ponad pięć lat i w przypadku Helda mamy swoistą powtórkę. Z pewnością wejście do Bellatora i UFC miało wyglądać inaczej. Nie należy się martwić. Held w debiucie w UFC pokazał, że ma spory potencjał i co najważniejsze – chce rywalizować. 

Patrząc na rozwój jego kariery w Bellatorze można być optymistą. Tam doszedł do walki o tytuł mistrzowski. A więc co? Trzeba czekać aż jego talent eksploduje również w UFC.

Fot. sherdog.com

KM