Stało się! Amerykanin na tronie wagi ciężkiej. Deontay Wilder został mistrzem świata federacji WBC odbierając tytuł z rąk Bermane Stiverne’a.
Zdecydowanie wyższy i zadający potężne ciosy Wilder zdaniem wielu od początku miał rzucić się na rywala. Zwracano uwagę na fakt, że Amerykanin nigdy nie walczył przez cały dystans walki. Stiverne mógł zakładać, że im dłużej będzie trwał pojedynek to sytuacja będzie obracała się z korzyścią dla niego. Wilder zaskoczył wszystkich – wytrzymał dwanaście rund.
Ponad trzydzieści zwycięstw i brak porażki mówi sam za siebie, jednakże Amerykanina przed pojedynkiem o pas nie doceniano. Eksperci i komentatorzy podważali jego szanse. Wielu wskazywało, iż to przeciętny bokser i walka o mistrzowski pas przerośnie Amerykanina. Widler utarł nosa niedowiarkom, a obaj pięściarze stworzyli świetne widowisko.
Początkowo Wilder trzymał rywala na dystans. Stiverne starał się skracać dystans i trzymał wysoko gardę, jednak pretendent znalazł receptę na zachowanie przeciwnika. Pod koniec drugiej rundy Wilder zbombardował rywala i ten padł na deski, ale razem z Amerykaninem. Mistrz WBC upadając złapał się przeciwnika i pociągnął go ze sobą. Wilder konsekwentnie starał się rozbijać rywala lewym prostym, z kolei Stiverne szukał możliwości zaskoczenia rywala, jednak było to niezwykle trudne. Kanadyjczyk starał się skracać dystans, aktywnie poruszał się. W czwartej rundzie zadał kilka celnych ciosów i ta odsłona padła jego łupem. Wydawało się, że kłopoty Wildera mogą rozpocząć się w każdej chwili, jednak Amerykanin był w pełni formy i nie było widać po nim zmęczenia. Stiverne nie ustawał w swoich staraniach aż w końcu zrobił wrażenie na swoim przeciwniku. W szóstej rundzie lewy sierpowy mistrza zrobił wrażenie na pretendencie. Stiverne wyczuł swoją szansę i atakował rywala. Prawy, lewy sierpowy w wykonaniu mistrza, która nadział się na kontrę Wilder. W siódmej rundzie potężny cios Amerykanina zachwiał bokserem z Kanady. Wilder kontrolował przebieg pojedynku i miał świadomość, że w notowaniach sędziowskich prowadzi. Stiverne starał się skracać dystans, jednak Amerykanin doskonale wyczuwał zamiary przeciwnika i powstrzymywał jego dążenia.
W przerwie między dziewiątą, a dziesiątą rundą Kanadyjczyk dostał w narożniku informację, że na punkty przegrywa. Niestety, nie pomogło. Stiverne był już wyczerpany, nie potrafił zagrozić przeciwnikowi. Z kolei Wilder spokojnie chciał dotrwać do końca. Sędziowie podjęli jednogłośną decyzję. Arbitrzy punktowali: 118-109, 119-108, 120-107 na korzyść Wildera.
Amerykanie doczekali się. Po ośmiu latach w końcu mają mistrza świata w wadze ciężkiej. Wilder udowodnił swoją wartość i pokazał, że nie jest bokserem przypadkowym. Jak widać Amerykanin jest w stanie wytrwać cały dystans walki. Mądra taktyka, punktowanie rywala dały efekt. Z pewnością istotna była przewaga wzrostu oraz siła Wildera, który potrafił celnie trafić Stiverne’a i zrobić na nim niebagatelne wrażenie. Warto odnotować, że pojedynek był niezwykle ciekawy. Nie były to swego rodzaju bokserskie szachy tylko prawdziwa walka. Poziom sportowy rywalizacji należy ocenić wysoko. Wilder i Stiverne pokazali boks, za którym wielu tęskni – emocje, efektowne ciosy, wymiany. W wadze ciężkiej panuje nowy mistrz. Pas WBC trafił w ręce Wildera. Czy Kliczko musi zacząć się bać?
KM