Po siedemnastu latach mistrzostwa Europy w judo ponownie zagoszczą w Polsce. W dniach 20-23 kwietnia impreza odbędzie się w Warszawie. Polska musi wykorzystać tę szansę na płaszczyźnie sportowej i marketingowej.
Gdzieś w tunelu widać światełko. Igrzyska Olimpijskie polskim kadrowiczom nie wyszły, jednak w pojedynczych startach na poziomie międzynarodowym odnotowywaliśmy dobre wyniki. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Kazaniu pokazaliśmy siłę tkwiącą w naszych drużynach. Wspomniane starty dają nadzieję, ale niezbędna jest powtarzalność, która pozwoli jednoznacznie stwierdzić, że jesteśmy na dobrej drodze. Teraz zmierzamy do Tokio, a na trasie mamy przystanek Warszawa.
Z nadzieją na medale
O przeszłości należy pamiętać i ją pielęgnować, ale niekoniecznie żyć nią każdego dnia. Powinniśmy tworzyć historię, która jest wyznacznikiem trwałości i potęgi. W 1994 roku mogliśmy powiedzieć, że polskie judo jest mocne na tle Europy. Podczas mistrzostw w Gdańsku zdobyliśmy sześć krążków i zajęliśmy piąte miejsce w klasyfikacji medalowej. Tytuły najlepszych na Starym Kontynencie wywalczyli: Paweł Nastula (95kg) i Ewa Krasue (52kg). Rywalizację w Gdańsku ze srebrnym medalem zakończyła utytułowana Beata Maksymow. Ponownie mistrzostwa Europy zawitały do Polski sześć lat później. We Wrocławiu nie było już tak kolorowo. Widać było, że nasze judo przeżywa kryzys. Tylko Robertowi Krawczykowi (81kg) udało stanąć się na podium, wywalczył brąz.
W jakim miejscu jest obecnie polskie judo? Na pewno droga nie jest prosta. Co i raz pojawiają się problemy natury finansowej, w 2014 roku w Polskim Związku Judo nastał się kurator. Wszystko to odbiło się szerokim echem i nie dostarczyło judo sympatyków. Stan kryzysu potęgował brak sukcesów sportowych.
Jednak światełko zapaliło się. W 2014 roku nadzieję w serca wlała Katarzyna Kłys, która przełamała naszą niemoc w mistrzostwach świata i sięgnęła po brąz. Wiele obiecywaliśmy sobie po igrzyskach w Rio, gdzie wystąpiła czwórka Polaków. Wróciliśmy jednak bez medalu. Trochę szkoda, że w igrzyskach nie odbywa się rywalizacja drużynowa, bo jako monolit stanowimy siłę. Żeńska kadra w Kazaniu wywalczyła mistrzostwo Europy, a męska brązowy medal.
Już w kwietniu europejska czołówka zawita do Warszawy. Na obecną chwilę warunki kwalifikacyjne spełnia 19 zawodników (11 pań i 8 panów). Są to: Ewa Konieczny (48kg), Karolina Pieńkowska i Agata Perenc (52kg), Arleta Podolak i Anna Borowska (57kg), Karolina Tałach i Agata Ozdoba (63kg), Katarzyna Kłys i Sandra Lickun (70kg), Daria Pogorzelec i Beata Pacut (78kg), Michał Bartusik i Patryk Wawrzyczek (66kg), Damian Szwarnowiecki i Jakub Kubieniec (81kg), Piotr Kuczera i Patryk Ciechomski (90kg), Maciej Sarnacki i Kamil Grabowski (+100kg). Należy pamiętać, że obowiązuje limit miejsc – 9 dla kobiet i 9 dla mężczyzn oraz nie więcej niż dwóch zawodników w kategorii wagowej z danego kraju. Decydujący będzie ranking światowy, a następnie krajowy na dzień 6 marca. Warto dodać, że Polska może zaproponować po jednej „dzikiej karcie” wśród kobiet i mężczyzn.
Zdobywać punkty
Niezwykle ważne będą dla zawodników lutowe i marcowe starty, w których mogą wzbogacić swoje konto punktowe i poprawić pozycję w rankingach. W zmaganiach w Tunisie nie zobaczyliśmy naszych zawodników. Turniej zdominowali Francuzi, którzy wywalczyli aż 22 medale, w tym osiem złotych.
Kolejne zmagania już 4 lutego. Panie pojadą do Sofii, a panowie zaprezentują się w Odivelas. Wiadomo, że w Bułgarii rywalizować będą Agata Perenc (52kg) i Julia Kowalczyk (57kg). Z kolei w Odivelas wystąpi pięciu biało-czerwonych. Tydzień później judocy wezmą udział w zawodach Grand Slam w Paryżu. Wśród zgłoszonych jest Arleta Podolak (57kg), która rok temu we Francji była piąta.
KM