07.01.2016

#Sporadyczne japońskie rozczarowania

Nikt nie ma wątpliwości, że Japonia jest kolebką judo, a zarazem potęgą w tej dyscyplinie. Najważniejsze imprezy stoją pod znakiem dominacji zawodników z Kraju Kwitnącej Wiśni. Czy zawsze tak jest?

Pod lupę wzięliśmy najważniejszą sportową imprezę globu, czyli Igrzyska Olimpijskie. Okazuje się, że Japończycy nie zawsze plasowali się na szczycie klasyfikacji medalowej.

Świeża rana

Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni liczą, że w Rio de Janeiro odkują się za słaby występ podczas igrzysk w Londynie. W 2012 roku Japonia poniosła klęskę. Kryzys, rozczarowanie, wpadka – tak można to ująć. Japończycy długo rozpamiętywali tę porażkę i zastanawiali się nad jej powodami. W klasyfikacji medalowej zajęli dopiero czwartą pozycję. Triumfowali Rosjanie przed Francuzami i Koreańczykami.

Japończycy w Londynie zdobyli tylko jeden złoty medal, a jego autorką była Kaori Matsumoto w kategorii 57kg. Szansę na triumf mieli również: Mika Sugimoto (+78kg), Hiroaki Hiraoka (60kg) oraz Riki Nakaya (73kg), jednak musieli obejść się smakiem. Dorobek nie był najgorszy, bo trudno za taki uznać zdobycie siedmiu miejsc na podium, jednak w przypadku takiej potęgi jak Japonia jest to porażka.

Również w 1988 roku w Seulu Japończycy zaprezentowali się słabiej niż zazwyczaj. W klasyfikacji medalowej uplasowali się na trzecim miejscu, a lepsi od nich okazali się Koreańczycy oraz Polacy. W Seulu w kategorii 78kg triumfował Waldemar Legień, a Polska wywalczyła dwa medale. Srebro w 65kg dołożył Jan Pawłowski. Co prawda Japończycy zdobyli cztery krążki, ale jeden złoty i trzy brązowe. Mistrzem olimpijskim w kategorii +95kg został legendarny Haiki Saito.

Judo obecne jest na Igrzyskach Olimpijskich od zmagań w Tokio w 1964 roku. Do tej pory zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni tylko trzy razy nie byli na czele klasyfikacji medalowej. W Seulu, Londynie i Moskwie, gdzie Japończycy nie startowali, ponieważ bojkotowali imprezę w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ze względów politycznych. 

Dominatorzy

U siebie w Tokio nie mieli sobie równych. Rywalizacja odbywała się w czterech kategoriach wagowych, a w trzech triumfowali Japończycy. Akio Kaminaga  zdobył tylko srebro w kategorii open, bo na jego drodze stanął genialny Anton Geesink z Holandii.

W 1972 roku w Monachium Holendrzy deptali Japończykom po piętach, jednak nie dali rady. Judocy z Azji wywalczyli trzy złote i jeden brązowy medal. Cztery lata później łącznie sięgnęli po pięć krążków. Prawdziwy popis Japończycy dali w Los Angeles w 1984 roku, gdzie całkowicie zdominowali rywalizację. Shinji Hosokawa (60kg), Yoshiyuki Matsuoka (65kg), Hitoshi Saito (+95kg) oraz Yasuhiro Yamashita (open) wracali do ojczyzny w glorii najwyższej chwały.

W 1992 roku w Barcelonie Japończycy wywalczyli dziesięć medali, ale tylko dwa złote, ale i tak byli na czele klasyfikacji medalowej. Cztery lata później zdobyli trzy pierwsze miejsca, tak samo jak Francuzi. Tylko, że Trójkolorowi wywalczyli „tylko” trzy brązowe medale, a Japończycy cztery srebrne i brąz, co dało im triumf w „generalce”. W Sydney zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni sięgnęli po osiem krążków, w tym cztery złote i ponownie okazali się lepsi od Francji. W 2004 w Atenach Japończycy pozostawili wszystkich daleko w tyle. Aż ośmiu judoków może pochwalić się tytułami mistrzów olimpijskich. W Pekinie gospodarze chcieli utrzeć nosa Japończykom, jednak im się nie udało. Kraj samurajów okazał się ponownie lepszy. Japończycy zapisali na swoim koncie siedem medali, a Chińczycy trzy.

Jak widać Japonia to potęga. Czasami zdarzy się wpadka, ale dzieli ją przerwa aż 24 lat. Jeśli trzymać się statystyk to przez długi czas Japończycy będą nie do zatrzymania.

Fot. japantimes.co.jp

KM