„Cieszyński Książę” stał się królem Janem. 37-letni Błachowicz podbił kategorię półciężką UFC i zapisał się w historii polskiego MMA. Bez wątpienia to wielki sukces zawodnika.
Ciężka praca, determinacja, wytrwałość, cierpliwość – droga do osiągnięcia celu nie jest łatwa. Jedni powiedzą, że wejść na szczyt jest łatwiej niż się na nim utrzymać. Jan Błachowicz osiągnął ogromny sukces sięgając po pas mistrzowski UFC w wadze półciężkiej. Teraz wokół niego zrobiło się głośno. Wszyscy klepią po ramieniu, chwalą i cieszą się jego sukcesem. Trzeba jednak zwrócić uwagę na wysiłek i drogę, którą przebył zawodnik, aby stanąć na szczycie. Błachowicz wykonał tytaniczną pracę i stał się idolem tłumów. Przede wszystkim przykład polskiego mistrza UFC pokazuje, że można osiągnąć sukces, ale „samo nic nie przyjdzie”.
Jan Błachowicz ma 37 lat i rok 2020 jest dla niego wyjątkowy. Zdobył mistrzostwo UFC, niebawem zostanie ojcem. Pierwszy zawodowy pojedynek w MMA Błachowicz stoczył ponad trzynaście lat temu. Przegrał z Marcinem Krysztofiakiem. Z czasem stał się jedną z wiodących postaci rosnącej w siłę organizacji KSW. W marcu 2011 roku Błachowicz przegrał z Rameau Thierry'm Sokoudjou pojedynek o mistrzostwo w wadze półciężkiej. Osiem miesięcy później skutecznie zrewanżował się Kameruńczykowi i zasiadł na tronie KSW. Trzy obrony tytułu i Błachowicz trafił do UFC.
Dla wielu zawodników MMA to spełnienia marzeń, upragniony cel. Błachowicz zaczął znakomicie w efektownym stylu pokonując Ilira Latifiego. Potem przegrał dwie walki i przed starciem w kwietniu 2016 roku z Igorem Pokrajacem mówiło się, że może być to ostatni występ "Cieszyńskiego Księcia" w UFC w przypadku porażki. Po trzech rundach w górę powędrowała ręka Błachowicza. Kolejne dwa pojedynki Polak przegrał. Jednak w październiku 2017 rozpoczęła się znakomita seria Jana Błachowicza. Były mistrz KSW pokonał Devina Clarka i wygrał kolejne trzy pojedynki. Znalazł się w czołówce kategorii półciężkiej i walka o pas była blisko, jednak w Pradze przegrał z Thiago Santosem.
Błachowicz musiał uzbroić się w cierpliwość, ale dalej robił swoje. Był do bólu skuteczny. Cały świat zachwycał się jego nokautem w starciu z Lukiem Rockholdem. Po trudnym starciu pokonał Ronaldo Souzę, zrewanżował się Corey'owi Andersonowi. Jon Jones wszedł w konflikt z UFC, zwakował pas. Organizacja zestawiła Polaka z Dominickiem Reyesem. Finał tej historii doskonale znamy. Abu Zhabi, druga runda, marzenia się spełniają.
Patrząc na drogę Błachowicza widać, że „nie była ona usłana różami”. Pewnie nie raz zawodnik miał gorsze chwile. Przegrywał, różnie mówiono o jego przyszłości w UFC. Błachowicz nie poddał się i dziś jest bohaterem, idolem tłumów. Niech jego przykład będzie inspiracją dla innych, zwłaszcza młodych.
Fot. Jan Błachowicz Facebook
KM