17.01.2016

#Znów się nie udało, Szpilka na deskach

Deontay Wilder po raz trzeci obronił pas mistrza świata WBC w wadze ciężkiej. Artur Szpilka walczył ambitnie, jednak potężny cios Amerykanina pozbawił Polaka złudzeń.

Nadzieja była. „Szpila” przez dziewięć rund trzymał się dzielnie i niepokoił Amerykanina, który cierpliwie czekał na moment, w którym będzie mógł wyprowadzić decydujący cios.

Prawy w szczękę rozbił Szpilkę

Wilder rozpoczął pojedynek spokojnie. Czekał na Szpilkę, który nie podejmował zbytniego ryzyka. Polak wyprowadził kilka ciosów, jednak przeszył nimi powietrze. Amerykanin zachęcał rywala do większej aktywności, w odpowiedzi „Szpila” rozłożył ręce informując, że oczekuje tego samego. Szpilce trudno było przedrzeć się przez długie ramiona Wildera. Pierwsze dwie rundy to wzajemne badanie się i przygotowywanie pozycji do ataku.

W trzeciej odsłonie Szpilka wyprowadził kilka celnych ciosów na tułów. Polak dobrze spisywał się w obronie i unikał sporadycznych uderzeń czempiona. W czwartej rundzie Amerykanin zaczął szukać kontaktu. Wilder wykorzystywał lewą rękę i niepokoił Polaka. Szpilka nie zamierzał się schować. „Szpila” zaczął pracować prawą ręką, pod linami potraktował swojego przeciwnika serią ciosów i kontynuował napór. Polak różnymi metodami starał się skrócić dystans, jednak amerykański bokser nie pozwolił mu na rozwinięcie skrzydeł.

Wilder w szóstej odsłonie postawił na zdecydowany atak. Próbował, jednak bez efektu. Z kolei Polak wyprowadzał celne ciosy na tułów. Szpilka kontynuował ataki, próbował, szukał, jednak Wilder stawiał szczelną gardę. W ósmej rundzie amerykański bombardier włączył prawy prosty. Polak balansował tułowiem, starał się znaleźć lukę w obronie rywala, ale ten trzymał dystans i korzystał z przewagi zasięgu ramion. Pięściarze zderzyli się głowami, co spowodowało rozcięcie łuku brwiowego u „Szpili”. W dziewiątej rundzie Polak znalazł się na deskach i to był koniec. Przy próbie ataku Szpilki Wilder wyprowadził prawy prosty w szczękę rywala. „Szpila” padł jak rażony piorunem i długo nie podnosił się. Zwycięstwo Wildera stało się faktem. Czekał, czekał aż wyczekał moment i zaatakował skutecznie. Szpilka na noszach opuścił ring.

Pech Głazkowa

W Barclays Center doszło również do starcia o mistrzostwo świata IBF w wadze ciężkiej. Charles Martin miał nad Wiaczesławem Głazkowem przewagę wzrostu, zasięgu oraz wagi. Amerykanin był prawie piętnaście kilogramów cięższy. Od początku aktywny starał się być Głazkow, który trzymał dystans i szukał możliwości trafienia rywala. Martin spokojny oraz uważny. W trzeciej rundzie Ukrainiec znalazł się na deskach, jednak nie miał w tym udziału Amerykanin. Głazkow wstał i walczyć dalej. Po upływie kilku sekund 31-latek urodzony w Ługańsku wyprowadził kolejny cios i znalazł się na deskach. Okazało się, że wszystkiemu winne jest kolano. Sędzia podszedł do Głazkowa, a ten ruchem głową poinformował go o niemożności kontynuowania walki. Pojedynek rozstrzygnął się dość szybko. Kontuzja to fatalna sprawa dla Głazkowa, jednak Martin może cieszyć się z tytułu mistrza świata IBF.

Amerykanin to ciekawa postać. Zwykł szybko kończyć swoje walki, jednak w tym przypadku główną rolę odegrał przypadek losowy. Mistrzem świata został Martin, który swego czasu siedział w więzieniu za przestępstwa związane z narkotykami. Na początku swojej kariery musiał pracować jako murarz, jednak teraz są to już tylko wspomnienia. Teraz Martin znalazł się w glorii chwały.

Swoją kolejną walkę w Stanach Zjednoczonych stoczył Maciej Sulęcki. Rywalizujący w wadze średniej Polak wygrał przez techniczny nokaut w siódmej rundzie z Derrick'iem Findley'em. Od początku „Striczu” miał wyraźną przewagą. Sulęcki stoczył trzeci pojedynek w USA i po raz kolejny zakończył rywalizację przed czasem. To dwudziesty drugi triumf polskiego boksera na zawodowych ringach.

W wadze ciężkiej kolejny pojedynek stoczył Adam Kowancki. 26-latek po ośmiu rundach okazał się zdecydowanie lepszy od Danny'ego Kelly'ego. Sędziowie punktowali 80:72, 80:72 i 79:73 na korzyść polskiego pięściarza.

KM