Ciekawa karta walk gali w Rzeszowie

8 maja w Rzeszowie dojdzie do starcia Artura Szpilki z Łukaszem Różańskim (na zdjęciu). W karcie walka znaleźli się także Mateusz Masternak, Adam Balski i Damian Kiwior.

Temat starcia Szpilki z Różańskim dyskutowany był od pewnego czasu. W marcu "Szpila" domagał się kontroli antydopingowej u potencjalnego rywala. Różański poddał się badaniom. – Za mną poranna kontrola antydopingowa WBC. O wynik się nie martwię – napisał 24 marca pięściarz z Rzeszowa. Szpilka apelował o kontrolę przed i po pojedynku. Sam też się jej poddał. – Kontrola dopingowa zrobiona. Będę prekursorem w polskim zawodowym boksie. I myślę, że będzie to na stałe w walkach z moim udziałem dla mnie i przeciwnika. Za testy płace sam. Zawsze ten sam – informował kilka dni temu Szpilka.

Podczas gali Konckout Boxing Night 14 "Szpila stanął "oko w oko" z Różańskim. Głębokie spojrzenia, twarze bez emocji. Szpilka podjął próbę wystaraszenia rywala, jednak ten zapewne przyjął to spokojnie i czeka na zaplanowane na 8 maja starcie. 35-latek będzie celował w 14 wygraną w karierze, jeszcze nigdy nie przegrał. Różański ma na swoim koncie 12 zwycięstw przed czasem. Szpilka stoczył więcej zawodowych walk, ostatnie dwie zakończyły się jego sukcesem. W lipcu 2019 roku przegrał z Dereckiem Chisorą.

„Master” w ringu

W Rzeszowie zaprezentuje się Mateusz Masternak. Popularny "Master" w ubiegłym roku zaprezentował się w ringu dwukrotnie. Przed czasem odprawił Taylora Mabikę i Jose Gregorio Ulricha. Do niedawna priorytetem dla boksera były igrzyska olimpijskie, ale pandemia koronawirusa pokrzyżowała mu plany. W sierpniu 2020 roku "Master" podpisał kontrakt z Knockout Promotions.

Kolejną walkę w karierze stoczy Adam Balski. 30-letni pięściarz nadal jest niepokonany na zawodowym ringu, a ubiegłym roku dopisał do swojego konta dwa zwyciętwa. Obecnie ma ich 15. W Rzeszowie zaprezentuje się również Damian Kiwior, który od 2019 roku jest niepokonany. Pięściarz zanotował cztery zwycięstwa z rzędu.

Fot. Łukasz Różański Facebook

KM

Ngannou zrealizował marzenia

27 marca 2021 roku na długo zapadnie w pamięci Francisa Ngannou. 34-letni zawodnik cieszy się ze zdobycia pasa mistrzowskiego w wadze ciężkiej. – W końcu zdobyłem pas i pobędzie on ze mną trochę – zapewnia Ngannou.

„Marzenia się spełniają. Tylko mocno, mocno, mocno w nie wierz. Ściskaj kciuki co sił, oczy zamknij też. To nie ważne ile liczysz lat” – śpiewa Majka Jeżowska. Piosenka wpada w ucho i jest radosna, dodaje energii. Wiadomo, że po drodze do sukcesu pojawiają się porażki, chwile zwątpienia, kontuzje czy inne trudne sytuacje. Kluczowe jest to, aby nie poddawać się. Droga do sukcesu nie zawsze jest łatwa.

Podczas UFC 260 marzenia spełnił Francis Ngannou. 34-latek urodzony w Kamerunie miał okazję zrewanżować się Stipe Miocicowi za porażkę ze stycznia 2018 roku. Po tej walce Ngannou wygrał cztery pojedynki. Efektownie pokonał Curtisa Blaydesa, Caina Velasqueza, Juniora dos Santosa oraz Jairzinho Rozenstruika. Wszyskie starcia zawodnik posiadający francuskie obywatelstwo wygrywał w pierwszych rundach.

Przyszedł ten dzień. Ngannou w drugiej rundzie znokautował Miocica i sięgnął po tytuł mistrzowski UFC. – W końcu zdobyłem pas i pobędzie on ze mną trochę. To coś więcej niż pas, ale symbol nadziei i poświęcenia. Pokazuje jak daleko możesz zajść, jeśli wierzysz w siebie. Nie ma znaczenia, kiedy napotykasz przeszkody, a jest ich sporo po drodze. Możesz je pokonać i osiągnąć swój cel. Jedynym ograniczeniem jesteś Ty i nic więcej – tłumaczy w mediach społecznościowych mistrz wagi ciężkiej.

Ngannou podziękował za otrzymane wsparcie. – Z całego serca za pomoc w realizacji mojego marzenia, nawet w chwilach wyczerpania, za motywację w sytuacjach zmęczenia i za mobilizowanie, popychanie do przodu. Jesteśmy w tym razem i nie możecie od tego uciec. Dziękuję mojemu przeciwnikowi Stipe Miocicowi za bycie wielkim mistrzem, to był zaszczyt dzielić z tobą oktagon – napisał zawodnik, który podziękował także swojej ekipie i bliskim.

Fot. Francis N'Gannou Facebook

KM

Udany rewanż i koniec historii?

Gibraltar szczęśliwy dla Dilliana Whyte. 32-letni pięściarz urodzony na Jamajce zrewanżował się Aleksandrowi Powietkinowi za porażkę sprzed ponad pół roku i sięgnął po pas tymczasowego mistrza świata WBC w wadze ciężkiej. Czy to koniec tej rywalizacji? A może dojdzie do trzeciej walki?

22 sierpnia 2020 roku doświadczony Powietkin pokazał, że nadal może boksować na najwyższym poziomie. Co prawda w czwartej rundzie Rosjanin dwukrotnie leżał na deskach, ale nie raz pokazał swoją siłę. Tak było i tym razem. Wstał i boksował dalej. W piątej rundzie wyprowadził potężny cios i Whyte nie był w stanie kontynuować walki. Starcie dwóch mocnych pięściarzy, które miało być trampoliną i umocnić pozycję tego młodszego. Wiadomo, że Powietkin to pięściarz z ogromnym bagażem doświadczenia, ale też ciągną się za nim dopingowe wpadki. Pewne jest, że przyłożyć potrafi. Whyte chciał rewanżu, bo jeszcze kilka lat zamierza rywalizować na zawodowym ringu. Sytuacja w wadze ciężkiej jest ciekawa, a pokonanie Powietkina dałoby Brytyjczykowi spore możliwości.

27 marca br. Whyte był zdeterminowany i nie dał się zaskoczyć rywalowi. W zasadzie Powietkin stanowił tło dla swojego przeciwnika i w niczym nie przypominał siebie z pierwszego starcia. Widać było, że Whyte jest szybszy. W czwartej rundzie 32-latek słał w stronę Rosjanina kolejna ciosy aż ten w końcu padł na deski. Powietkin wstał, ale o kontynuowaniu walki nie było mowy.

Co dalej?

Były dwa starcia, więc mamy remis. Czy będzie trzecie? Whyte zdobył pas tymczasowego mistrza WBC i zapewne mierzy w wyższe cele. Promotor Andriej Riabiński zapowiada, że będzie starał się namówić Powietkina do zakończenia kariery. "Sasza" stoczył 40 zawodowych walk, z których 36 zakończyło się jego wiktorią.

Eddie Hearn już zaciera ręce i szykuje kolejne wyzwania dla Whyte'a. Promotor chciałby zestawić 32-letniego pięściarza z Deontayem Wilderem. Z kolei Whyte myśli o rywalizacji z czempionem WBA Trevorem Bryanem. Możliwości Whyte ma wiele, teraz karty są w jego ręku. Wrócił z dalekiej podróży i jest w grze w wadze ciężkiej, nikt nie może przejść obok niego obojętnie.

Ta trzecia walka Whyte – Powietkin gdzieś pobrzmiewa. Prezydent WBC Maurucio Sulaiman chciałby, żeby doszło do trylogii, ale jasno podkreśla, że jest to mało prawdopodobne. Pomarzyć zawsze można.

Fot. Materiały promocyjne

KM

25 milionów to za mało

Mike Tyson szykuje się do kolejnej walki. Legenda boksu nie zmierzy się z Evanderem Holyfieldem mimo oferty opiewającej na 25 milionów dolarów.

W sporcie na najwyższym poziomie gaże bywają niewyobrażalne. Wielu miłośników polskiego kina pamięta pewien cytat dotyczący znaczenia pieniędzy. Mówiąc krótko – nie są wszystkim, nie stanowią najważniejszej wartości. W takiej sytuacji można zrozumieć decyzję Mike'a Tysona, o której tu mówimy. Warto wspomnieć, że po piętnastu latach Amerykanin wrócił na ring. 28 listopada 2020 roku w Staples Center w Los Angeles "Żelazny Mike" zmierzył się z Royem Jonesem Juniorem w pokazowym starciu. Pojedynek zakończył się remisem.

Kilka dni temu były niekwestionowany mistrz świata w wadze ciężkiej ogłosił, że stoczy kolejną walkę. Tyson zaprezentuje się 29 maja w Hard Rock Stadium w Miami. Po tej informacji spekulowano, że dojdzie do walki dwóch legend. Tyson miałby zmierzyć się z Evanderem Holyfieldem. Tym samym doszłoby do trzeciego spotkania pięściarzy. A teraz cofamy się o… blisko 25 lata. 9 listopada 1996 roku Holyfield pokonał przed czasem Tysona, zaś w rewanżu trzy miesiące później "Bestia" odgryzł rywalowi kawałek ucha. 

Miłośnicy boksu zacierali ręce na myśli o trzeciej walce wielkich, choć wiekowych mistrzów. Wszystko wskazuje na to, że do starcia nie dojdzie. Ekipa Holyfielda przekazała o odrzuceniu przez Tysona oferty pojedynku, choć miałby zarobić gwarantowane 25 milionów dolarów.

Kto zatem będzie rywalem "Bestii? Tyson zmierzy się zapewne z Jamesem Toneyem, ale na oficjalne informacje należy poczekać. Czeka nas zatem pojedynek dwóch aktywnych 50-latków. Dla wielu kibiców będzie to kolejne piękne wspomnienie i możliwość zobaczenia w akcji tych, których podziwiali w młodości.

Fot. Mike Tyson Facebook

KM

Głowacki nie zdobył pasa

W Londynie lepszy okazał się Lawrence Okolie i to on został mistrzem świata WBO w wadze junior ciężkiej. Pas nie dla Krzysztofa Głowackiego, który w szóstej rundzie padł na deski.

Pięściarz z Wałcza stanął przed kolejną szansą na zdobycie tytułu mistrzowskiego. W sierpniu 2015 roku Głowacki pokonał Marco Hucka i zasiadł na szczycie wagi junior ciężkiej. Pas WBO stracił we wrześniu 2016 roku na rzecz Oleksandra Usyka. Potem Polak konsekwentnie pracował, aby wrócić na najwyższy poziom. Cztery zwycięstwa stały się przepustką do turnieju World Boxing Super Series. Tam pokonał Maksyma Własowa i sięgnął po tymczasowy pas mistrza WBO, jednak potem w kontrowersyjnych okolicznościach przegrał z Mairisem Briedisem. Sytuacja potoczyła się tak, że Łotysz porzucił pas, więc pozostał on do wzięcia. O tytuł mieli rywalizować Głowacki i Okolie. Do pojedynku doszłoby wcześniej, ale wiadomo, że w czasach pandemii koronawirusa wszystko w jednej chwili może się zmienić.

W końcu 20 marca o O2 Arenie w Londynie odbył się pojedynek o tytuł WBO. Okolie zaczął dyktować warunki w drugiej rundzie i budował swoją przewagę. Głowacki nie potrafił znaleźć sposobu, aby trafić Brytyjczyka. Polak nieco przyspieszył w trzeciej rundzie, ale bez wymiernego efektu. Okolie wykorzystał sytuację i dalej punktował rywala. Był przy tym precyzyjny, a w czwartej rundzie polski pięściarz zachwiał się na nogach. W szóstej odsłonie Okolie obijał Głowackiego i w końcu wyprowadził potężny prawy. Pięściarz z Wałcza padł na deski, wstał, ale sędzia przerwał pojedynek. Pas mistrza świata w rękach 28 Brytyjczyka, dla którego była to szesnasta wygrana w karierze. Głowacki przegrał po raz trzeci.

Szkoda zmarnowanej szansy, ale w duchu sportu – Okolie był po prostu lepszy. Aktywniejszy, skuteczniejszy, pewniejszy. Głowacki podjął wyzwanie, ale tym razem musiał uznać wyższość rywala. Bez żadnych wątpliwości. Bez porównania do pamiętnej rywalizacji z Briedisem.

Plany mistrza

Okolie znalazł się na szczycie i zdobył tytuł w efektowny sposób, dlatego też chce iść za ciosem. Bokser ma ambitne plany. Chciałby zmierzyć się z czempionem IBF Mairisem Briedisem. Mistrz WBO myśli również o rywalizacji z Ilungą Makabu, który na swoim koncie ma pas WBC.

Fot. Krzysztof Głowacki Facebook

KM

Sharks Attack #4 – in coming…

Sharks Attack – gala sportów walki wraca na scenę sportów walki!!! Już niebawem na antenie FighTime.pl – Telewizja sportów walki zobaczycie czwartą odsłonę. Na arenie walki w #Grudziądz zobaczymy wielu znanych i niezwykle zdolnych zawodników. Tomasz Sobczyński przygotowuje dla kibiców kolejną mocną kartę walk. Oj będzie się działo 🙂