Mateusz Gamrot

Polski zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 11 grudnia 1990 roku. W 2012 roku zdobył złoto na mistrzostwach Europy w amatorskim MMA. Rok później obronił tytuł mistrzowski w kategorii do 70kg. Dwa razy z rzędu zdobywał złoty medal na Mistrzostwach Polski w Brazylijskim Jiu-Jitsu w kategorii purpurowych pasów. W 2014 roku wygrał Mistrzostwa Europy ADCC w kategorii do 77kg. W zawodowym MMA zadebiutował wygraną walką podczas gali XFS – Night of Champions w 2012 roku.  Jego rywalem był Arbim Szamajew. Do końca roku Mateusz stoczył dla tej federacji jeszcze dwa wygrane pojedynki, po czym związał się z KSW. 8 czerwca 2013 roku stoczył swój pierwszy pojedynek dla KSW. Jego rywalem był Mateusz Zawadzki, którego pokonał przez TKO. 28 września na gali KSW 23 pokonał byłego zawodnika UFC Brytyjczyka Andre Winnera na punkty. 13 września 2014 roku stoczył pojedynek dla Brytyjskiej organizacji Cage Warriors. Rywalem Mateusza był Tim Newman. Polak wygrał pojedynek w pierwszej rundzie. 21 lutego 2015 roku na gali KSW 30 Mateusz wygrał z Brazylijczykiem Rodrigo Cavalheiro przez TKO.

Amatorskie mieszane sztuki walki:

2011: Otwarte Mistrzostwa Polski w MMA – 1 miejsce w kat. -73 kg (Teresin)

2012: Mistrzostwa Europy w MMA (FILA) – 1 miejsce w kat. -71 kg (Bruksela)

2013: Mistrzostwa Europy w MMA (FILA) – 1 miejsce w kat. -70 kg (Budapeszt)

Grappling:

3-krotny Mistrz Polski w zapasach

2012: II Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. 74 kg niebieskie pasy (Luboń)

2013: Mistrzostwa Europy w grapplingu FILA – 1 miejsce no-gi

2013: Mistrzostwa Polski w grapplingu – 1 miejsce w kat. 77 kg (Poznań)

2013: III Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. purpurowych pasów (Luboń)

2014: IV Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. purpurowych pasów (Luboń)

2014: Mistrzostwa Europy ADCC – 1 miejsce w kat. 77 kg (Sofia)

Palestra zdobyła Ożarów

Z tym, że warszawski klub potrafi szlifować diamenty trudno dyskutować. Reprezentanci Palestry zaprezentowali się z dobrej strony podczas Pucharu Polski seniorów w K-1.

Zawody odbyły się w dniach 28-29 marca w podwarszawskim Ożarowie Mazowieckim. Warto nadmienić, że oprócz Pucharu Polski seniorów odbyły się również mistrzostwa Polski juniorów w formule low-kick. Rywalizacja wśród seniorek ograniczyła się do pięciu kategorii wagowych i była skąpo obsadzona. Wśród panów liczba uczestników była znacząco wyższa. Jedynie w kategoriach 91 kg i +91 kg ilość zawodników nie mogła satysfakcjonować. Patrząc na rywalizację juniorów wyraźnie widać, że była bogato obsadzona. Jedynie wśród juniorek młodszych można mieć wątpliwości – pięć kategorii oraz niewielka ilość startujących.

Palestra Warszawa została uznana najlepszym klubem Pucharu Polski w K-1, gdyż aż trzech zawodników klubu ze stolicy sięgnęło po złote medale. Michał Bławdziewicz okazał się najlepszy w kategorii +91 kg, Adam Molędys triumfował w 75 kg, a Paweł Stępniewski w 60 kg. Z dobrej strony pokazali się fighterzy z Nowotarskiego Klubu Sportów Walki -Hoły Team, którzy zdobyli siedem medali, w tym jeden złoty. W rywalizacji kobiet na czoło wysunęły się zawodniczki GKS-u Champion Gdańsk. Kamila Bałanda triumfowała w kategorii 65 kg, z kolei Kamila Berek okazała się najlepsza w 70 kg. Kolejny dobry występ zaliczył Dawid Kasperski. Zawodnik Punchera Wrocław triumfował w kategorii 86 kg wygrywając z Szymonem Skrabuchem. Kasperski ugruntował tym samym swoją pozycję na polskiej scenie kickboxingu. Fighter z Wrocławia imponuje kolejnymi zdobyczami na krajowym jak i międzynarodowym polu. Mateusz Dąbrowski zwyciężył w kategorii 67 kg, jednocześnie zawodnik TKKF Olimp Legnica okazał się najlepszym zawodnikiem Pucharu Polski w  K-1.  Arkadiusz Kaszuba z Rzeszowskiego Klubu Sportów Walki wygrał w 81 kg, a Grzegorz Mardyła triumfował w 71 kg. Obie kategorie były silnie obsadzone. Warto również wspomnieć o tytule dla najlepszej zawodniczki turnieju. Zaszczyt ten przypadł Kamili Bałandzie, która zwyciężyła w kategorii 65 kg.

W rywalizacji juniorów walka toczyła się o wysoką stawkę. Mistrzostwa Polski juniorów w low-kick były oficjalną eliminacją na sierpniowe mistrzostwa Europy w San Sebastian. Dobrą pracę w Ożarowie Mazowieckim wykonali zawodnicy HALNY Nowy Sącz zdobywając siedem medali, w tym dwa złote. Wśród juniorów młodszych wyróżniono Tomasza Brotonia z FIGHT HOUSE 27, który triumfował w kategorii 67 kg oraz Sylwię Bancer z UKS Diament Pstrągowa,  zwyciężczynię 60 kg. Z kolei w rywalizacji juniorów starszych tytuły najlepszy przyznano Mariuszowi Lachowi (Legion Głogów, 57 kg) i Anna Płusa (UKS Relaks Skarżysko Kamienna, 60 kg).

Ożarów Mazowiecki po raz kolejny stał się areną zmagań o najwyższe tytuły w kickboxingu. W tej podwarszawskiej miejscowości nad rozwojem zawodników czuwa Gerard Zdziarski, który prowadzi Ożarowską Szkołę Kickboxingu.

KM

Inwestycja Briggsa

Shannon Briggs bez wątpienia jest jednym z ciekawszych pięściarzy wagi ciężkiej. Doświadczony bokser ma za sobą bogatą karierę. Ma? On nadal chce walczyć!

43-letni Briggs jest typem pięściarza, który robi wokół siebie zamieszanie. Amerykanin powziął sobie za cel walkę z Władimirem Kliczko. W kwietniu 2014 roku Briggs wrócił na ringu po prawie czteroletniej przerwie. Można powiedzieć, że doświadczony pięściarz miał wejście smoka. Już w pierwszej rundzie odprawił Maurenzo Smitha. Od tamtej pory stoczył siedem pojedynków i wszystkie wygrał. Tylko jeden kończył się werdyktem sędziowskim – z Raphaelem Zumbano Love. Ostatnią walkę Briggs stoczył 27 marca, kiedy to w Panamie rozprawił się z Węgrem Zoltanem Petranyim.

Imponujące – Briggs wraca po prawie czterech latach i wygrywa. Przy okazji robi wielkie show i głośno mówi, że chce walki z Władimirem Kliczko. Zaraz, spokojnie. Ukrainiec ma inne plany, a poza tym oprócz Briggsa są inni chętni. Pod koniec kwietnia w Madison Square Garden Kliczko zmierzy się z niepokonanym dotąd Bryantem Jenningsem. Stanąć w ringu z Ukraińcem chcieliby również Tyson Fury oraz Deontay Wilder. Gdzie jest miejsce dla Briggsa? Z pewnością nie jest traktowany przez obóz Ukraińca obojętnie, gdyż był wymieniany w gronie kandydatów do starcia z czempionem, jednak raczej jako opcja rezerwowa. 43-letni Briggs może zrobić show, ale prochu raczej nie wymyśli i na zapowiedziach o nowym mistrzu się skończy. Amerykanin pojawił się rok temu na konferencji prasowej przed walką Kliczko – Leapai i wyzwał czempiona z Ukrainy do walki.

Briggs ma cel – jasno określony i sprecyzowany. Chce walki z Kliczko. Czy to mu wystarczy? Bo czy stać go na cokolwiek więcej? Z czego wynikają te zapędy Briggsa? Po czterech latach wrócił na ring, a rękawice odwiesił po przegranej z panem Kliczko, tylko Witalijem. Briggs stanął w ringu ze starszym z braci w październiku 2010 roku i jednogłośnie przegrał na punkty. Marzenia o mistrzostwie prysły jak bańka mydlana. Briggs kilkukrotnie dostąpił zaszczytu walki o najwyższe zaszczyty. W swojej karierze mierzył się również z wielkim mistrzem Lennoxem Lewisem, jednak nie podołał i w piątej rundzie uznał wyższość rywala. Co ciekawe, Briggs ma na swoim koncie zwycięstwo nad legendarnym Georgem Foremanem. W 2006 roku Amerykanin wywalczył tytuł mistrza świata WBO, jednak już w pierwszej obronie pasa przegrał z Sułtanem Ibragimowem. Chwila sławy, prestiżu i sukcesu sprawiła, że Briggs chce jeszcze raz poczuć smak triumfu. Czy będzie miał jeszcze ku temu okazję?

Zatrzymał się na Witaliju, a być może okaże się, że przygoda Briggsa z boksem definitywnie zakończy się na Władimirze. Kwestia  podstawowa – czy Kliczko w swoim rozkładzie jazdy znajdzie dla Amerykanina miejsce? Ten z kolei podkreśla, że czeka na rywalizację z Ukraińcem. – Chcę walczyć z Kliczko. Zainwestowałem sporo czasu, aby ten pojedynek miał miejsce – powiedział Briggs. W tle zaś pobrzmiewa głos Guillermo Jonesa, który chce wrócić na ring i od razu do kategorii ciężkiej. Panamczyk ma na celu właśnie Briggs. Amerykanin otwarcie przyznaje – najpierw Kliczko.

KM

Po marzenia na wschód

Zawodnicy z krajów postsowieckich prezentują wysoki poziom w sztukach walki. Wyróżnia ich waleczność, chart ducha i zawziętość. Jedną z najmocniejszych organizacji mieszanych sztuk walki jest rosyjska M-1 Global. Tam przystań znalazł jeden z polskich fighterów.

Michał Wiencek będzie rozwijał swój warsztat pod banderą M-1 Global. Polak podpisał kontrakt z rosyjską organizacją, co bez wątpienia jest krokiem w przód w jego karierze. 22-latek ma szansę na rywalizację z mocnymi przeciwnikami i rozwój umiejętności. Wiencek, który walczy w wadze półśredniej na co dzień trenuje w klubie Berserkers Team Bielsko-Biała. Polak w ubiegłym roku stoczył trzy walki, z czego dwie przegrał. Wiencek na punkty wygrał jedynie z Michałem Golasińskim podczas Pro MMA Challenge – Just Fight! 22-latek poległ w pojedynkach z Albertem Odzimkowskim oraz Mohammedem Abdallahem. Teraz zadaniem Wiencka jest poprawienie  własnego bilansu i wejście na wyższy poziom rozwoju.

A gwarantują to walki dla M-1 Global. Pierwszy pojedynek 22-letni zawodnik z Bielsko –Białej stoczy 10 kwietnia. Jego rywalem będzie Rustam Gadzhiev, który ma już za sobą występ dla M-1. 28-latek w październiku decyzją sędziów pokonał Ingiskhana Ozdoeva. Gadzhiev ma taki sam bilans walk jak polski fighter (4-2), więc 10 kwietnia staną naprzeciw siebie rywale o bardzo podobnym doświadczeniu. Można powiedzieć, że dla Wiencka występ na gali M-1 Challenge 56 jest swego rodzaju wyjściem awaryjnym. Początkowo polski zawodnik miał walczyć 28 marca na Słowacji. Powodem zmiany planów przez Wiencka była kontuzja przeciwnika. Polak na gali Noc Bojov 5 miał walczyć z Pavlem Liahem, jednak ten musiał wycofać się z walki, a obóz zawodnika z Bielska nie chciał zgodzić się na zastępstwo w postaci Mikhaila Demidy. W tej sytuacji Wiencek skorzystał z propozycji organizacji M-1 Global i podpisał umowę z rosyjskim gigantem.

10 kwietnia 22-latek zadebiutuje w nowych barwach podczas gali M-1 Challenge 56 w Moskwie. Pierwszym wyzwaniem dla Polaka będzie Rustam Gadzhiev. Czy Wiencek rozpocznie nowy rozdział w swojej karierze? Wobec mnogości pojawiających się organizacji wybór Polaka jest jak najbardziej trafny. Otrzymał propozycję od solidnej i renomowanej firmy, w której może okrzepnąć oraz nabrać doświadczenia. Z pewnością w Rosji będzie miał okazję do starć z twardymi rywalami. To doświadczenie może okazać się cenne w dalszej perspektywie, kiedy zawodnik postanowi wrócić do Polski bądź rozwijać się w Stanach Zjednoczonych. Historia pokazuje, że M-1 Global to dobra szkoła. Szlify zbierał tam m.in. Rafał Moks. Z drugiej strony dla Wiencka będzie to czas weryfikacji i udowodnienia, czy jest na tyle silny, aby rywalizować z zawodnikami z krajów postsowieckich. 10 kwietnia pierwszy akord w wykonaniu 22-latka.

KM

Robert Nowak

Polski Kick-boxer urodzony 20 września 1975 roku w Poznaniu. Były członek kadry narodowej w kickboxingu oraz reprezentant poznańskiego AZS AWF, wielokrotny zawodowy Mistrz Świata WAKO PRO w formule Full Contact, Mistrz Świata i Europy amatorów. Jako amator dziesięciokrotnie zdobywał tytuł mistrza Polski w kategorii wagowej do 75 kg. Pierwszym międzynarodowym sukcesem Roberta było zdobycie tytułu mistrza Europy na zawodach w Belgradzie w 1996 roku. Sukces ten powtórzył w 1998 i 2000 roku. Największym amatorskim sukcesem Roberta było zdobycie tytułu mistrza świata w 2000 roku na turnieju w Belgradzie w formule full contact. Zdobył również trzykrotnie puchar świata w latach 1999,1999,2000. Tytuł zawodowego mistrza świata organizacji WAKO PRO zdobył w 2001 roku w Helsinkach. Pierwszy raz tytułu bronił w 2002 roku w Hull, nokautując faworyta tego starcia Marka Elwooda. Tytuł bronił sześciokrotnie pokonując takich rywali jak: Fabricea Barella, Oliver Cerdanem. Karierę sportową zakończył w 2006 roku pokonując jednogłośnym werdyktem w Poznaniu Francuza Frederica Ficeta. W 2000 roku startował również w walkach bokserskich. Stoczył cztery pojedynki z czego dwa wygrał przed czasem. 

Marcin Bandel

Polski zawodnik MMA i brazylijskiego jiu-jitsu urodzony 10 października 1989 roku w Łodzi. Jest mistrzem czołowej niemieckiej organizacji German MMA Championship w wadze średniej. Marcin jest laureatem nagrody za poddanie roku w 2013 roku. Od 9 maja 2014 roku związany jest z UFC.  Jest aktualnym rekordzistą serii zwycięstw przez poddanie – 12. Poprzedni rekord należał do członków rodziny Gracie Ricksona i Roycea, którzy mieli po 11 zwycięstw przez poddanie. Marcin Bandel jest utalentowanym zawodnikiem BJJ i stylów parterowych. Wielokrotnie zwyciężał zawody grapplerskie w kraju i za granicą. Wygrał prestiżowe zawody World Professional Jiu – Jitsu w Bukareszcie. W 2011 roku również zdobył tytuł mistrza polski oraz zwyciężał dwukrotnie zawody Ligi BJJ (2010,2012). Wraz ze startami w zawodach BJJ, Marcin startował również w amatorskich turniejach MMA. Do największych sukcesów w amatorskim MMA można zaliczyć dwukrotne wygranie Polskiej Ligi MMA Shooto klasy C w 2009 roku. W amatorskim MMA miał bilans 13-1.

W tym samym roku co wygrał zawody Shooto, zadebiutował na zawodowym ringu. Rywalem Marcina w pierwszym starciu był Robert Skrzypczak, z którym Bandel sobie szybko poradził. Kolejne dwa starcie przyniosły dwie porażki. Najpierw przegrał na punkty z Marcinem Krzysztofiakiem, a później przez ciężki nokaut z Węgrem Laszlo Blaho. W 2011 roku stoczył pojedynek z Litwinem Andriusem Liudvinaviciusem. Marcin wygrał pojedynek przez dźwignie na staw łokciowy. W 2012 roku wystartował w Memoriale Pawła Kamińskiego. W pierwszej walce Marcin szybko trafił obszernym sierpem Sebastiana Hercunia, posyłając go na mate, po czym został poddany przez duszenie. W finale turnieju pokonał Bartosza Janika przez poddanie dźwignią na staw łokciowy.  Jeszcze w tym samym roku stoczył kolejne dwa pojedynki dla Fighters Areny, równie szybko pokonując Bartosza Fabińskiego przez poddanie. W 2013 roku pokonał Piotra Wysockiego na kolejnej gali Fighters Arena. W lutym 2013 roku wyjechał do Niemiec by stoczyć pojedynek o pas mistrza prestiżowej niemieckiej organizacji MMA Championship. Bandel pokonał Niemca Andreasa Birgelsa przez poddanie i zdobył tytuł mistrza w wadze średniej. W tym samym roku na II Memoriale Pawła Kamińskiego w walce wieczoru poddał utalentowanego Szymona Duszę dźwignią skrętową. We wrześniu został ponownie zaproszony na gale do Niemiec. Na imprezie Fight For Charity w Magdenburgu zmierzył się z Bułgarem Weselinem Dimitrowem którego poddał omoplatą. Pod koniec 2013 roku został nominowany w kategorii poddania roku. W tym roku również zwyciężył na kolejnych dwóch galach w Niemczech, poddając Jonnego Kruschinske i Musę Jangubajewa. 

Grand Prix Samsun: Perenc ratuje honor

Miało być inaczej. Polscy judocy do Samsun pojechali w mocnym składzie – z Katarzyną Furmanek i Maciejem Sarnackim na czele. O zachwyty trudno. Honor uratowała Agata Perenc, która sięgnęła po brązowy medal w kategorii 52 kg.

W porównaniu z zeszłotygodniowym występem w Tbilisi nastąpił postęp. Grand Prix w Gruzji zakończył się dla naszych reprezentantów bez żadnej zdobyczy medalowej. Najwyżej uplasowała się Agata Ozdoba, która w kategorii 63 kg zajęła piątą pozycję. Brązowa medalista mistrzostw Europy z Montpellier w Samsun odpadła w eliminacjach. Ozdoba wygrała pierwszą walkę z Marijaną Misković, jednak w kolejnej lepsza okazała się Anicka Van Emden. Holenderka triumfowała w kategorii 63 kg.

W Tbilisi Perenc pokonała utytułowaną Petrę Nareks, jednak w zawodach nie osiągnęła sukcesu. Start w Turcji był powodem do radości dla naszej zawodniczki. W tym sezonie judoczka Polonii Rybnik notowała dobre występy m.in. trzecie miejsce podczas Pucharu Świata w Oberwart. Polka w Samsun  wywalczyła kolejny brązowy medal. W ćwierćfinale Perenc trafiła na Aten Ilse Heylen i Belgijka okazała się przeszkodą nie do przejścia. Polka wygrała bez problemu trzy pierwsze pojedynki, jednak w rywalizacji z brązową medalistką olimpijską okazała się bezradna. W walce o trzecie miejsce spotkała się z Kelly Edwards i wygrała przez waza-ari. Perenc mogła cieszyć się z trzeciego miejsca. Aten Ilse Heylen w finale przegrała z reprezentującą Kosowo Distrii Krasniqi.

Dobry początek zawodów nie pozwolił Ewie Konieczny (48 kg) i Arlecie Podolak (57 kg) na odniesienie sukcesu. Nieważne jak się zaczyna… Konieczny i Podolak wygrały po dwie walki, by potem ponieść dwie porażki – w ¼ finału i w repasażu.  Ostatecznie obie judoczki zajęły siódme miejsca. Słaby występ zaliczyła Katarzyna Furmanek, która triumfowała w Pucharze Świata w Pradze. W Turcji Polka (+78 kg) przegrała walkę inauguracyjną i szybko pożegnała się z rywalizacją. Powodów do zadowolenia nie miał Maciej Sarnacki, który już w eliminacjach pożegnał się z rywalizacją. Zwycięzca Pucharu Świata w Warszawie  pokonał Diogo Silvę z Portugalii przez ippon, ale na tym koniec dobrych informacji. Kolejna walka i porażka. Sarnacki przegrał przez yuko z Faicelem Jabbalahem. Busra Katipoglu powstrzymała Karolinę Tałach (63 kg). Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk wygrała dwie walki, jednak w starciu o ćwierćfinał uległa przez ippon reprezentantce Turcji.

Brązowy medal Agaty Perenc to największy sukces Grand Prix w Samsun. W porównaniu z ubiegłotygodniowym występem w Tbilisi reprezentacja Polski zanotowała lepszy start. Do Turcji wybrała się szesnastoosobowa kadra, więc jeden medal nie jest wymiernym sukcesem. Większość naszych reprezentantów odpadła już w eliminacjach. Perenc zanotowała kolejny dobry występ w sezonie, rozczarowali Katarzyna Furmanek i Maciej Sarnacki, którzy przyzwyczaili do określonego poziomu.

KM

Judo Grand Prix, Samsun 2015 – transmisje w FightKlubie

Zwycięzca niedawnego Pucharu Świata w Warszawie Maciej Sarnacki ( 100 kg) wystąpi w zawodach Grand Prix w judo w tureckim Samsun. Turniej z cyklu kwalifikacji olimpijskich odbędzie się od piątku do niedzieli (27-29.03). Transmisje na żywo na naszej antenie piątek i sobota o 15:00, niedziela o 16:00.

Po ubiegłotygodniowym występie w GP w Tbilisi, gdzie blisko medalu była Agata Ozdoba (5 miejsce w wadze -63 kg), tym razem Polacy rywalizować będą o punkty do rankingu w Turcji. Na liście zgłoszeń jest ponad pół tysiąca zawodniczek i zawodników z 70 państw. Ostateczna liczba startujących znana będzie po czwartkowej akredytacji i losowaniu.

Prawdopodobnie z numerem 4 rozstawiony będzie Maciej Sarnacki (Gwardia Olsztyn). Na liście olimpijskiej zajmuje 9 miejsce, a z grona zgłoszonych do GP Samsun wyżej od niego są tylko Holender Roy Meyer, Brazylijczyk Rafael Silva i Rumun Daniel Natea. Polak należy do faworytów turnieju i z pewnością powalczy o kolejny medal z imprezy międzynarodowej.

Oprócz niego w składzie jest jeszcze 11 reprezentantów Polski. W piątek na tatami w Turcji startować będą Ewa Konieczny -48 kg, Agata Perenc -52 kg, Arleta Podolak -57 kg, Łukasz Kiełbasiński -60 kg i Aleksander Beta -66 kg, w sobotę Agata Ozdoba -63 kg, Karolina Tałach -63 kg i Jakub Kubieniec -81 kg, zaś w niedzielę Katarzyna Furmanek 78 kg, Patryk Ciechomski -90 kg i Jakub Wójcik -100 kg.

Turniej w Samsun miał być ostatnim sprawdzianem przed Mistrzostwami Europy zaplanowanymi na początek kwietnia w szkockim Glasgow. Europejska Unia Judo odebrała jednak Brytyjskiej Federacji prawo organizacji zawodów i przeniosła je na czerwiec do Baku – zostały włączone do programu 1 Igrzysk Europejskich.

Źródło: materiały prasowe

Gala ESPN: Fredrick Lawson kontra Breidis Prescott

Gala ESPN: Fredrick Lawson kontra Breidis Prescott 

W nocy z czwartku na piątek widzów telewizji FightKlub może czekać niezłe „bombardowanie” w kategorii półśredniej. NiepokonanyGhanijczyk Fredrick Lawson (23-0, 20 KO) podejmie doświadczonego i zawsze niebezpiecznego Kolumbijczyka Breidisa Prescotta (27-6, 20 KO). Transmisja z gali w nocy z czwartku na piątek od 02:00, powtórka w piątek o 12:00.

Mieszkający na co dzień w Stanach Zjednoczonych Lawson ma już za sobą debiut na antenie ESPN. Pierwszy raz szerokiej publice zaprezentował się w poprzednim pojedynku, w którym efektownie rozprawił się z Rayem Narthem. Narth znalazł się na deskach w drugiej i ósmej rundzie, jednak dotrwał do ostatniego gongu ostatecznie przegrywając wysoko na punkty. Dzięki tej wygranej Lawson awansował na wysokie, 12. miejsce w rankingu IBF w kategorii półśredniej.
Inny scenariusz na walkę ma oczywiście znacznie bardziej doświadczony Breidis Prescott. Największym osiągnięciem 31-letniego Kolumbijczyka jest brutalne znokautowanie brytyjskiej gwiazdy Amira Khana już w pierwszej rundzie (zdjęcie). Prescott mierzył się także w swojej karierze z takimi tuzami jak Terence Crawford, Richard Abril, Mike Alvarado czy Kevin Mitchell i chociaż ostatecznie przegrywał te pojedynki, to zazwyczaj stawiał zacięty opór, posyłając swoich rywali na deski, czy nawet wygrywając na punkty do momentu przerwania walki (starcie z Alvarado). W ostatnim występie Kolumbijczyk przegrał po wyrównanej walce z Roberto Garcią, posyłając go na deski w dziewiątym starciu. Niepokonanego Lawsona czeka zatem zdecydowanie najtrudniejszy test w karierze.

Źródło: materiały prasowe

Brytyjskie nadęcie w boksie

Obserwując zachowania pięściarzy pochodzących z Wielkiej Brytanii można wysnuć wniosek, iż przekonani są oni o swojej wyższości. Czy mają ku temu podstawy? Często powtarzają pewne utarte frazy o ogromnej mocy, którą rzekomo posiedli i wizji opanowania świata.

Kiedyś świat chcieli zdobyć Pinky i jego kumpel Mózg (dwa szczury, które tworzyły plan zagłady kuli ziemskiej), jednak ich koncepcje okazywały się mało skuteczne. Bokserzy z Wielkiej Brytanii prawią peany o swoich możliwościach, niestety – często zaniedbując język Szekspira. Rzecz jasna nie są pięściarzami drugiej kategorii, ale w swoich wywodach często zapędzają się w ślepy zaułek. Jednych już rzeczywistość brutalnie zweryfikowała, inni czekają na możliwość spełniania swoich obietnic.

W tym drugim gronie znajduje się Tyson Fury. Pięściarz wielki jak dąb, ale niepokorny i nieszczędzący sobie pochlebstw. Taki trochę narcyz. Mówić, że popada w samouwielbienie to nic nie powiedzieć. Fury stworzył narrację, w której jest panem i królem świata. Bokserskim mistrzem, przed którym wszyscy powinni klękać i czerpać z niego. Problem w tym, że nie za bardzo wiadomo, do czego się odnieść. Że Tyson (Fury rzecz jasna) możliwości ma – to prawda, ale gdzie on, a gdzie mistrzostwo świata. Obecnie tytuły znajdują się w innych rękach. Fury pokonał w swojej karierze rywali renomowanych m.in. Chisorę, Cunninghama, Johnsona czy Maddalone. To nazwiska powszechnie znane, mierzył się również z kelnerami. Powiedzieć, że Brytyjczyk rozgromił potężnych rywali i toczył nieziemskie boje to nadużycie. Fury dużo gada, a wszystko i tak weryfikuje ring. 26-latek już planuje w jaki sposób odbierze pas Wilderowi i poskromi Kliczko. Wprost mówi, że jest lepszy od dwóch wcześniej wymienionych panów. Fury już straszył Ukraińca mówiąc wprost: – Idę po ciebie, malutki! Brytyjczyk jest przekonany, że Kliczko nie sprawi mu problemów: – Będzie to dla mnie łatwa walka. A później ma przyjść kolej na Wildera i nastanie era Tysona Fury.

A zakusy na walkę z Wilderem ma również David Haye. Brytyjczyk, który swego czasu chciał poskromić Władimira Kliczko i otwarcie zapowiadał odebranie pasów Ukraińcowi . Kiedy w lipcu 2011 roku w Hamburgu doszło do starcia obu  panów Brytyjczyk nie był tak pewny siebie. Haye przegrał najważniejszy pojedynek w swojej karierze, ale to nie był koniec jego działań. Wielokrotnie atakował mistrza wagi ciężkiej. – Jego brat Witalij ma przynajmniej jaja. On nie ma ich w ogóle – stwierdził pewnego razu Haye. Brytyjczyk ostatni pojedynek stoczył prawie trzy lata temu – pokonał Chisorę. Teraz chce wrócić. Wyjawił, że ma w planach walkę z Deontayem Wilderem, z którym kiedyś sparował. Amerykanin jest mistrzem świata WBC w wadze ciężkiej. W tym wypadku Haye wypowiada się o rywalu z szacunkiem. Przerwa od boksu sprawiła, że chyba w końcu dojrzał i zrezygnował z ciętego, często niewyparzonego języka. – Deontay Wilder to dobry bokser, który zasłużył na tytuł mistrza świata. Myślę, że za 12-18 miesięcy będę pretendentem do walki z nim. Jak zawsze Haye wierzy w swoje możliwości. Czy po tak długiej przerwie będzie w stanie wrócić na szczyt? – Zrobiłbym z siebie idiotę domagając się teraz tej walki tylko dlatego, że trzy lata temu walczyłem na wysokim poziomie – dobitnie wyraził się Haye, który wyraźnie zmienił narrację. Być może to gra zawodnika wracającego po dłuższej przerwie i w pewnym momencie obudzą się w nim stare demony.

Najłagodniejszą wersją brytyjskiego nadęcia jest Amir Khan. Bokser wagi junior półśredniej głośno mówi o swoich aspiracjach używając języka, który można uznać  za lekko pretensjonalny. Khan snuł bogate plany, co do swoich kolejnych walk. – Mam plan, żeby w maju walczyć z Mayweatherem. […].Pod koniec roku bardzo chciałbym zmierzyć się w ringu z Manny Pacquiao. Ta walka jest prawdopodobna i sądzę, że jestem w stanie ją wygrać – mówił w grudniu 2014 roku Brytyjczyk (wypowiedź dla Sky Sports News). Jak się okazało zamiary Khana zapewne się nie ziszczą. W maju dojdzie do starcia Mayweather – Pacquiao. Khan wziął sobie na celownik kolejnego rywala. – Moim zdaniem Miguel Cotto to dobry pięściarz. Myślę, że moja szybkość, praca na noga oraz dobry plan przygotowany przez Virgila Huntera sprawiłyby, że pojedynek z nim byłby dla mnie czymś wspaniałym –mówił Brytyjczyk. Z ust Khana za każdym razem wypływa potrzeba stoczenia wyjątkowego i wielkiego pojedynku. Brytyjczyk stara się wejść na szczyt, ale do tej pory kończy się na poszukiwaniu rywali z nazwiskiem. Ci z kolei ofert Khana nie traktują poważnie.

Haye wraca na ring, ale styl jego wypowiedzi zmienił się. Dojrzał? A być może świadomie w sposób delikatny chce się przypomnieć światu. Khan chce się przebić, ale jego głos nie jest słyszalny. Fury ma możliwości, ale bokser jest od boksowania. Zdecydowanie Brytyjczyk tworzy zbyt wyszukane twory literackie w celu heroizowania własnej postaci. Nadęcie? A może marketing? Nie, to zapewne coś innego. Walka psychologiczna. Haye raz ją przegrał, a teraz wraca w innym stylu. Wyciągnął wnioski czy szuka własnej drogi? A Chisora? Też taki był. U nas „śpiewać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej”. Parafrazując, brytyjscy pięściarze wychodzą z założenia, że gadać każdy może – a co z tego wyniknie to już inna sprawa.

KM

 

Justino czeka na debiut w UFC

Pierwsza walka „Cyborg” dla nowego pracodawcy ma mieć miejsce w 2016 roku. Teraz Brazylijka musi wypełnić inne zobowiązania. Przed Cristiane Justino występ na gali Invicta FC 13, nazwisko rywalki nie jest jeszcze znane.

„Cyborg” czeka zmiana. Będzie musiała przejść z kategorii piórkowej do koguciej. Pewne było, że prędzej czy później Brazylijka zwiąże się kontraktem z UFC. Justino podpisała umowę z największą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie dwa miesiące temu podczas gali Invicta FC 11. W lipcu „Cyborg” stoczy ostatnią walkę w wadze piórkowej. Zgodnie z zapisami kontraktowymi u nowego pracodawcy musi stoczyć jeden pojedynek w wadze koguciej, jeśli chce rywalizować z Rondą Rousey. Nie ma co ukrywać, że właśnie po to w głównej mierze Brazylijka zawitała w szeregi UFC.

Ronda Rousey i Cristiane Justino to gwiazdy kobiecego MMA. Trwa spór, która z nich jest królową. Najlepszym rozstrzygnięciem powinno być ich spotkanie w oktagonie, jednak jeszcze kilka miesięcy cierpliwości. Z pewnością w tym czasie obie panie nie będą szczędziły sobie uprzejmości. Rousey wielokrotnie atakowała Brazylijkę przypominając fakt, że ta w 2011 roku została zawieszona za stosowanie niedozwolonych środków. – Niech przestanie żreć sterydy i w końcu zrobi wagę – mówiła mistrzyni UFC. Amerykanka nie ukrywała, że czeka na walkę z Justino. Podkreślała swoją gotowości do rywalizacji z „Cyborg”. – Jestem mistrzynią kategorii koguciej. Jestem tu i ona w każdej chwili może przyjść i ze mną walczyć – stanowczo mówiła Ronda Rousey.

W kwestii dopingu Justino wie, że popełniła błąd, ale oskarżeniom Amerykanki zaprzecza. Obecnie gotowa jest w każdej chwili poddać się testom antydopingowym. „Cyborg” na pojedynek z Rousey czeka, jest to dla niej coś wyjątkowego – „jestem podekscytowana perspektywą tej walki”. Dan White zrobił wszystko, aby umożliwić zawodniczkom spotkanie w oktagonie. Justino podpisała umowę z UFC, musi tylko odbyć walkę na lipcowej gali Invicta FC 13, a potem jeden pojedynek dla nowego pracodawcy w kategorii koguciej. W 2016 roku może dojść do starcia dwóch najlepszych zawodniczek kobiecego MMA, a po nim królowa będzie tylko jedna.

Justino i Rousey obecnie mogą prześcigać się w efektywności i rywalizować na odległość. Obie zawodniczki swoje ostatnie walki zakończyły w ekspresowym tempie. Na gali Invicta FC 11 „Cyborg” rozprawiła się z Charmaine Tweet w czterdzieści sześć sekund. Na odpowiedź Rousey nie trzeba było długo czekać. Podczas gali UFC 184 Amerykanka w czternaście sekund odprawiła Cat Zingano. Jedna chce być lepsza od drugiej i pokazać światu, że na tronie może zasiąść tylko jedna z nich. Staną naprzeciw siebie i wtedy rozstrzygną ten spór. Głębokie spojrzenie w oczy, walka. Zacięta, efektowna, pełna zwrotów akcji. A może zdarzy się szybkie rozstrzygnięcie? Jeszcze cierpliwości – rok trzeba poczekać. A przez ten czas wiele może się zmienić. Na dziś pojedynek Rousey – Justino elektryzuje.

KM

W weekend do Samsun, w 2017 do Budapesztu

Ci to się dopiero najeżdżą po świecie! Ostatnio Tbillisi, teraz Samsun, a za dwa lata Budapeszt. Nic tylko cieszyć się cudownymi widokami. Niech to Państwa nie zmyli – nasi judocy nie są turystami, lecz zawodnikami, którzy po świecie podróżują, aby występować w kolejnych zawodach i walczyć o medale.

Występ w Tbilisi w wykonaniu biało – czerwonych nie był najlepszy. Piąte miejsce Agaty Ozdoby okazało się największym dokonaniem, a nasi judocy przyzwyczaili nas, że są w stanie stawać na podium i wygrywać. Sarnacki w Warszawie, Furmanek w Pradze byli najlepsi. Powszechne stało się mniemanie, że judo wraca na właściwe miejsce, zawodnicy prezentują coraz wyższą formę i na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro możemy liczyć na medal.

Przed naszymi reprezentantami kolejne zawody z cyklu Grand Prix, tym razem w Samsun. Do Turcji uda się szesnastoosobowa ekipa. Polskiego najazdu na Samsun dokonają: Ewa Konieczny, Agata Perenc, Arleta Podolak, Agata Ozdoba, Karolina Tałach, Daria Pogorzelec (na zdjęciu), Katarzyna Furmanek, Łukasz Kiełbasiński, Aleksander Beta, Paweł Zagrodnik, Damian Szwarnowiecki, Jakub Kubieniec, Łukasz Błach, Patryk Ciechomski, Jakub Wójcik i Maciej Sarnacki. Pytanie – co jest celem naszych judoków nie powinno się pojawiać. Oczywiste jest – do Turcji jedziemy po kolejne punkty w wyścigu olimpijskim. Poziom polskiego judo ustabilizował się, co powoduje, że wymagania względem zawodników wzrastają. Judocy nie zamierzają stać w miejscu i dążą do osiągania kolejnych sukcesów. Zwłaszcza kadra kobiet wygląda bardzo dobrze, co zostało udokumentowane oraz potwierdzone w zeszłym sezonie. W Turcji wystąpi dziewięciu panów, więc warto pokazać, że również męska część jest w stanie osiągać sukcesy. Czy do Sarnackiego dołączy kolejny judoka żądny triumfów? W Samsun polska reprezentacja powinna zatrzeć kiepskie wrażenie z Grand Prix w Tbilisi.

W najbliższy weekend Samsun, niektórzy chcą bilet do Rio, a potem wybiorą się do Budapesztu. Właśnie w stolicy Węgier odbędą się mistrzostwa świata w judo w 2017 roku. W rywalizacji wzięły jeszcze udział Chiny, Mongolia i Katar, ale tym razem czempionat odbędzie się w Europie. Dwa lata temu Budapeszt gościł mistrzostwa Europy, jednak Polacy nie wspominają tego występu najlepiej. Wszyscy Polacy odpadli już w eliminacjach, więc stolica Węgier nie kojarzy im się najlepiej. W 2017 roku nadejdzie czas na zmianę tego przekonania i wcielenie w życiu pozytywnych uczuć związanych z tym miastem.

Jednak zanim Rio, zanim Budapeszt czas na Samsun. Koncentrujemy się na Turcji. Jeszcze jedno wtrącenie turystyczne, aby uzupełnić kartę wycieczki. W tym roku nasi judocy wezmą udział w mistrzostwach świata w Kazachstanie. Rok temu w Czelabińsku po brązowy medal sięgnęła Katarzyna Kłys. Sukces Polki był swoistym przełomem, gdyż był to pierwszy od jedenastu lat krążek na mistrzostwach świata. W Kazachstanie licznik powinien iść w górę. A tak naprawdę – niech wystartuje już w Samsun.

KM

Następca Gołoty wraca na ring

Prawdopodobnie w lipcu kolejną walkę w swojej karierze stoczy Andrzej Wawrzyk. Bokser wagi ciężkiej ma wystąpić podczas gali Sferis Knockout Promotions w Niepołomicach.

Wawrzyk ostatni pojedynek na zawodowym ringu stoczył w marcu ubiegłego roku, kiedy przez techniczny nokaut w piątej rundzie pokonał Fransa Bothę. Dla 27-latka była to druga i zarazem ostatnia walka w 2014 roku. Mówiło się, że stanie w ringu z Albertem Sosnowskim, jednak z powodów losowych organizacja pojedynku stała się niemożliwa. W kwietniu Wawrzyk uczestniczył w wypadku samochodowym, w którym odniósł obrażenia. Miał złamaną lewą nogę oraz zerwane więzadła. Ostatni czas bokser poświęcał na rehabilitację, aby dojść do pełnej sprawność. Stan Wawrzyka wrócił do normy, teraz nadszedł czas na powrót do rywalizacji. Pięściarz z Krakowa ma zaprezentować się podczas gali w Niepołomicach.

Wawrzyk wyraził radość z tego powodu na swoim profilu na portalu społecznościowym facebook. Dla pięściarza będzie to powrót po prawie półtorarocznym rozbracie z ringiem. Z pewnością Wawrzykowi niezbędny jest czas, aby mógł osiągnąć płenię formy. Po tak długiej przerwie konieczne będą intensywne przygotowania i przede wszystkim – praca nad kondycją. Pierwszy sprawdzian formy prawdopodobnie będzie miał miejsce w Niepołomicach. Personalia rywala nie są jeszcze znane. Dla Wawrzyka najważniejszy jest fakt powrotu na ring. Wawrzyk przeżył ciężki wypadek, w którym doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu, ale w takich sytuacjach istotne jest, aby widzieć cel. Dla pięściarza takim marzeniem jest kolejna walka. Jednak Wawrzyk stanął przed innym wyzwaniem – rehabilitacja, dochodzenie do pełnej sprawności to część obrazu, która towarzyszyła międzynarodowemu mistrzowi Polski wagi ciężkiej w  ostatnim czasie. Nad głową boksera zaświeciło słońcem. Ostatnio związał się kontraktem z menadżerem  Alem Haymonem i stał się częścią jego drużyny. Ten krok może pomóc Wawrzykowi w rozwoju kariery.

Warto nadmienić, że swego czasu Andrzej Wawrzyk określany był jako następca Andrzeja Gołoty. Do tej pory nie poszedł drogą słynnego „Andrewa”, jednak najlepsze lata jeszcze przed nim. Istotne, aby pięściarz wrócił na ring i zaczął boksować. Wawrzyk przed największą szansą w swojej karierze stanął w maju 2013 roku, kiedy stoczył pojedynek o mistrzostwo świata WBA z Aleksandrem Powietkinem. Polak przegrał z Rosjaninem przez nokaut w trzeciej rundzie. Od  tamtej pory stoczył dwie walki, które pewnie i zdecydowanie wygrał. W Opolu pokonał Danny’ego Williamsa, którego odprawił już w pierwszej rundzie. Kolejne starcie miało miejsce w  marcu 2014 roku – przez nokaut w piątej odsłonie pokonał wspomnianego już Bothę. Obecnie Wawrzyk wraca na ring jako nadzieja polskiej wagi ciężkiej. Obok Szpilki, Wacha i Rekowskiego jest klasyfikowany w rankingach głównych organizacji bokserskich w kategorii królewskiej. Z pewnością 27-latek szybko będzie chciał wywindować swoją pozycję (obecnie zajmuje miejsca w okolicy trzydziestego).Wawrzyk wraca do walki po dłuższej przerwie. Dla polskiego pięściarza ważne jest, aby zyskać kontakt z czołówką i podjąć próbę ataku na mistrzostwo świata. Czy jest w stanie osiągnąć poziom, który pozwolił mu na walkę z Powietkinem? Wielu mówiło wtedy, że Wawrzyk nie zasłużył na ten pojedynek. Teraz jest w innym miejscu. Startuje po trudnym doświadczeniu. Podpisał kontrakt z Haymonem, co może dać mu wymierne korzyści. Tylko musi wrócić do formy.  Tylko tyle i aż tyle. Pierwszy krok należy do niego, organizacyjnie ma solidne zaplecze. Sam musi zadbać o poziom sportowy i efektowny powrót. Prawdopodobnie w Niepołomicach.

fot. PAP

KM

Mongolskie szlifowanie

Reprezentacja Polski kobiet w zapasach przez najbliższe dwa tygodnie będzie pracowała nad formą podczas zgrupowania w Mongolii. Ma być to czas wytężonej pracy, który przyniesie owoce w dalszej części sezonu.

Głównym tegorocznym celem są rzecz jasna mistrzostwa świata w Las Vegas, które będą jednocześnie możliwością uzyskania kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Kadra Polski intensywnie przygotowuje się do tego startu, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty. Z nadziejami na mistrzostwa świata patrzy Iwona Matkowska, która jest aktualną wicemistrzynią świata. W Las Vegas będzie mierzyła w medal, ale celem głównym jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Czas spędzony w Mongolii z pewnością posłuży do jak najlepszego przygotowania zawodniczek do kolejnych startów.

W styczniu reprezentacja Polski kobiet przebywała na dwutygodniowym zgrupowaniu w Wiśle. Był to pierwszy etap przygotowań do startów w nowym sezonie. Polki mają za sobą kilka występów, z których przywiozły medale. Dobry występ podczas mocno obsadzonego turnieju Klippan Lady Open pokazał, że biało-czerwone są gotowe na wyczerpującą rywalizację. Podczas skandynawskich zawodów po brązowe medale sięgnęły Iwona Matkowska (48 kg) i Katarzyna Krawczyk (53 kg). Grand Prix w Paryżu nasze zawodniczki zakończyły z dorobkiem czterech medali. Dobrą dyspozycję potwierdziły Matkowska i Krawczyk, które odpowiednio sięgnęły po srebrny i brązowy krążek. W kategorii 48 kg brąz zawisł na szyi Anny Łukasiak, a w 53 kg Roksana Zasina wywalczyła srebro. Wymagającym występem była rywalizacja o Puchar Świata w Sankt Petersburgu. Nasza reprezentacja w składzie: Iwona Matkowska i Anna Łukasik (48 kg), Roksana Zasina i Paula Kozłow (53 kg), Katarzyna Krawczyk (55 kg), Aleksandra Wólczyńska (58 kg), Agnieszka Król (60 kg), Monika Michalik (63 kg), Agnieszka Wieszczek-Kordus (69 kg) i Daria Osocka (75 kg) wywalczyła siódmą pozycję. W grupie Polki przegrały wszystkie mecze: z Japonią (7-1), z Azerbejdżanem (5-3) i USA (5-3).  O siódme miejsce biało – czerwonym przyszło walczyć ze Szwedkami. Po dwóch przegranych walkach sygnał do ataku dała Anna Wólczyńska, swoje pojedynki wygrały również Agnieszka Wieszczek, Monika Michalik i Daria Osocka. Polska wygrała 5:3(Anna Łukasiak nie miała rywalki) i zajęła siódme miejsce. Zawody zakończyły się triumfem Japonek, które w finale uporały się z Rosjankami.

Teraz reprezentantki Polski stają w obliczu kolejnego etapu przygotowań przed wymagającymi startami. Do Ułan Bator trener Krzysztof Ołenczyn zabrał Roksanę Zasinę, Katarzynę Krawczyk, Annę Łukasiak, Agnieszkę Wieszczek-Kordus, Iwonę Matkowską oraz Monikę Michalik. Przed zawodniczkami ciężkie treningi, których celem jest wypracowanie jak najlepszej formy. Polki będą miały okazję sprawdzić swoją dyspozycję w turnieju Mongolia Open (27 – 29 marca). Biało – czerwone wystąpią w zawodach obok reprezentacji Mongolii, USA, Japonii oraz Kazachstanu. Zbiór przeciwników wymagający także będzie okazja do weryfikacji obecnej formy. Po drodze do Las Vegas na nasze zawodniczki czekają jeszcze Igrzyska Europejskie w Baku. Także trzeba szlifować formę.

KM

UFC Fight Night: Dzielna obrona LaFlare’a

Demian Maia nie miał łatwego zadania. Podczas kolejnej gali UFC Fight Night Brazylijczyk odniósł zwycięstwo, jednak Ryan LaFlare bronił się dzielnie i nie dał się pokonać przed czasem.

Bez dwóch zdań Maia zdominował pojedynek i na każdym kroku podkreślał swoją przewagę. Z jednym wyjątkiem, w trzeciej rundzie LaFlare postawił się rywalowi. Mocny opór nie uchronił go jednak przed parterem, a po jednym z obaleń znalazł się na górze, ale nie zrobił krzywdy Brazylijczykowi. Maia z całych sił dążył do sprowadzenia pojedynku na ziemię. Brazylijczyk często miał rywala na plecach, jednak nie potrafił precyzyjnie dokończyć dzieła. Niemalże w każdej rundzie Maia kończył starcie trójkątem rękoma z dosiadu. Przewaga Brazylijczyka nie podlegała dyskusji, choć LaFlare stawił czoła rywalowi i nie uległ. Sędziowie nie mieli wątpliwości, po pięciu rundach Maia mógł wznieść ręce w geście triumfu. Dla Brazylijczyka wygrana jest niezwykle cenna, gdyż ostatni czas w jego karierze nie obfitował w sukcesy. Ostatni raz walczył w maju 2014 roku, kiedy pokonał Alexandra Yakovlewa. Jednak wcześniej zanotował dwie porażki – z Rory’m MacDonaldem oraz Jacke’m Shieldsem. Wyraźnie widoczne stało się, że Maia ma problemy adaptacyjne w MMA i nie czuje się najlepiej. Czy wygrana z LaFlare'm będzie początkiem czegoś nowego, lepszego w karierze Brazylijczka?

Walki karty głównej UFC Fight Night obfitowały w ciekawe i efektowne rozstrzygnięcia. Już w pierwszej rundzie Erick Silva uporał się z Joshem Koscheckiem. Brazylijczyk zdecydowanie przeważał nad Amerykaninem. Po mocnym ciosie Silvy Koscheck znalazł się na deskach, chwilę potem został trafiony mocnym prostym. Amerykanin podjął próbę wejścia w nogi, co rywal natychmiast wykorzystał. Silva sprowadził walkę do parteru i zakończył pojedynek duszeniem gilotynowym. Tony Martin po pierwszej rundzie starcia z Leonardo Santosem mógł być spokojny. Walka była stonowana, a zawodnicy uważni. Nieznacznie przeważał Santos. W drugiej rundzie zaczęły się kłopoty Martina. W klinczu Santos podciął rywala i sprowadził walkę do parteru, a tam szybko rozstrzygnął pojedynek. Duszenie zza pleców sprawiło, że Martin musiał odklepać.

Pojedynek pań znalazł szybkie rozstrzygnięcie. Amanda Nunes niskimi kopnięciami i mocnymi ciosami w pierwszej rundzie zastopowała Shaynę Baszler. Gilbert Burns już czuł, że porażka może stać się faktem, jednak w porę nadeszło przebudzenie. Przez pierwsze dwie rundy Alex Oliveira punktował swojego rywala wykorzystując zasięg ramion. Burns obudził się w trzeciej odsłonie starcia i sprowadził walkę do parteru. Długo musiał się trudzić, ale w końcu osiągnął swój cel. Oliveira poddał się wobec skutecznie zastosowanej balachy. Godofredo Pepey zaskoczył faworyzowanego Andre Filiego. Zawodnicy znaleźli się pod siatką. Dociśnięty Pepey wskoczył na barki rywala i założył mu trójkąt. Fili starał się uwolnić, jednak nie dał rady.

Warto zatrzymać się nad pojedynkiem z karty wstępnej. Leonardo Silva wygrał z Drewem Doberem stosując gilotynę. Sędzia zdecydował się przerwać walkę, ale nie miał podstaw ku temu. Dober był aktywny, nie dawał sygnałów, że sytuacja jest trudna. Decyzja sędziego była zaskakująca. Swoje obruzenie wyraził szef UFC Dan White. Zakończenie starcia w ten sposób nie jest nawet kontrowersyjne, a po prostu absurdalne. W ferworze walki sędzia przerwał pojedynek, choć zawodnik nie dawał ku temu żadnych podstaw.

 

Walka wieczoru: 170 lbs: Demian Maia – Ryan LaFlare decyzja sędziów

Karta główna

170 lbs: Erick Silva – Josh Koscheck wygrana przed poddanie (gilotyna)
155 lbs: Leonardo Santos – Tony Martin wygrana przed poddanie (duszenie zza pleców)
135 lbs: Amanda Nunes – Shayna Baszler wygrana przez TKO
155 lbs: Gilbert Burns –Alex Oliveira wygrana przed poddanie (balacha)
145 lbs: Godofredo Pepey – Andre Fili wygrana przed poddanie (trójkąt)

Karta wstępna

155 lbs: Francisco Trinaldo – Akbarh Arreola decyzja sędziów
145 lbs: Kevin Souza -.Katsunori Kikuno wygrana przez KO
155 lbs: Leandro Silva – Drew Dober wygrana przed poddanie (kontrowersyjna decyzja sędziego)
155 lbs: Leonardo Mafra – Cain Carrizosa decyzja sędziów
155 lbs: Christos Giagos – Jorge de Oliveira wygrana przez poddanie (duszenie zza pleców)
125 lbs: Fredy Serrano – Bentley Syler wygrana przez KO

KM

 

Syrowatka pomógł rywalowi poznać deski

Ale polski pięściarz wygrał na punkty. Felix Lora wytrzymał dziesięciorundowe starcie z Michałem Syrowatką, jednak w najpiękniejszych marzeniach nie mógł myśleć o zwycięstwie. Polak dzięki wygranej zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Polski wagi półśredniej.

Główne wydarzenie gali w Brodnicy stopniowo rozkręcało się. Początek pojedynku przypominał raczej rozgrywkę szachową, gdyż pięściarze byli ostrożni i trzymali bezpieczny dystans. Warto podkreślić, że walka nie obfitowała w liczne wymiany i zażartą rywalizację. Było to raczej starcie uważnego i ostrożnego Syrowatki z momentami nieporadnym Lorą. Polak zadawał celne ciosy, czym zyskiwał, a jego rywal starał się atakować, jednak podejmował nieskuteczne próby. Syrowatka przewidywał kolejne ruchy przeciwnika. W trzeciej rundzie Polak wypalił z prawej ręki i po raz pierwszy w tym pojedynku Lora znalazł się na deskach. Podniósł się i kontynuował walkę, ale do końca tej odsłony był uważny. Syrowatka po raz pierwszy wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. W piątej rundzie Polak rozciął łuk brwiowy, jednak powodem nie był cios rywala, lecz przypadkowe zderzenie głowami. Syrowatka jeszcze raz wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. W ósmej rundzie po prawym sierpowym Lora padł na deski, jednak nie dał się wyliczyć. Syrowatka nie dokończył dzieła, spokojnie kontrolował pojedynek, dokładając kolejne celne ciosy. Chaotyczny Lora nie stworzył nic konstruktywnego.

Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem zwycięzcy. Syrowatka mógł cieszyć się z dwunastej wygranej na zawodowym ringu. Po dziesięciu rundach sędziowie punktowali: 98-90, 96-92 i 97-91. Zwycięstwo Syrowatki nie podlegało dyskusji, choć walka do porywających nie należała. Co prawda Lora dwa razy znalazł się na deskach, ale większych problemów polskiemu pięściarzowi nie sprawił. Syrowatka nie podkręcał tempa, spokojnie robił swoje. Mógł walkę zakończyć przed czasem, ale zapewne czuł, że ma przewagę i wygra na punkty. Lora był chaotyczny, jego ciosy nie stanowiły zagrożenia dla boksera z Ełku, gdyż były przewidywalne. Syrowatka odniósł dwunaste zwycięstwo w karierze, a przy okazji zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Polski wagi półśredniej.

Na ringu w Brodnicy zaprezentował się Dariusz Sęk, który wygrał bez problemów. Yevgeni Makhteienke nie był w stanie ani przez chwilę zagrozić Polakowi. Wszyscy sędziowie po ośmiu rundach zgodnie (3×80-72) punktowali na korzyść Sęka. Jednak trudno na podstawie tej walki i przeciwnika jakkolwiek wypowiadać się o możliwościach polskiego pięściarza. Makhteienke nie był wyzwaniem dla Sęka, wygrana była czymś naturalnym. W wadze ciężkiej doszło do starcia Krzysztofa Koseli z Jakubem Kozerą. Walka zakończył się już w drugiej rundzie. Kosela odniósł drugie zwycięstwo na zawodowym ringu, Kozera stoczył czwarty pojedynek i zanotował czwartą porażkę. Swoje pojedynki wygrali Karina Kopińska, Norbert Dąbrowski, Damian Milewczyk i Michał Strabała.

 

KM

GP w judo: Bez podium, Ozdoba najwyżej

W Tbilisi Polacy nie wywalczyli żadnego medalu. Najwyżej  uplasowała się Agata Ozdoba, która w kategorii 63 kg zajęła piątą pozycję.

Zawody w Tbilisi w porównaniu z poprzednimi występami naszych reprezentantów wypadły blado. Jedynie w Duesseldorfie biało-czerwoni zanotowali start bez medalu. W Tbilisi Polacy spisali się poniżej oczekiwań, a wydawało się, że po ostatnich udanych występach będą kontynuowali dobrą passę. Obsada Grand Prix była bardzo mocna i na tym tle biało-czerwoni wypadli przeciętnie.

Najlepiej zaprezentowała się Agata Ozdoba, która zajęła piątą pozycję. Polka dobrze rozpoczęła zawody wygrywając dwie walki, jednak w ćwierćfinale zastopowała ją Marta Łabazina. Rosjanka wygrała, gdyż Polka otrzymała dwie kary shido i nie była w stanie odrobić strat. W walce repasażowej Ozdoba pokonała Hiszpankę Isabel Puche. Dzięki temu zwycięstwu brązowa medalistka ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Montpellier mogła stanąć do pojedynku o trzecie miejsce. W nim trafiła na rywalkę, którą bardzo dobrze znała. Edwige Gwend spotkała się z Ozdobą podczas mistrzostw Europy w Montepellier i wtedy wygrała reprezentantka Polski. Teraz role odwróciły się. Triumfowała Włoszka. Ozdoba przegrała jedną karą shido. Piąte miejsce w Tbilisi jest najlepszym osiągnięciem w obecnym sezonie dla Polki.

W 1/8 finału odpadli Agata Perenc ( 52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Katarzyna Furmanek (+78 kg) oraz Aleksander Beta (66 kg). Bez sukcesów startowała również Daria Pogorzelec (78 kg). Po jednej walce wygrali Damian Szwarnowiecki (73 kg) oraz Jakub Wójcik (100 kg), jednak już na etapie eliminacji zakończyli swoje uczestnictwo w zawodach. Jakub Kubieniec (81 kg) i Jakub Ciechomski (90 kg) nie odnieśli ani jednego zwycięstwa.

Agata Perenc, choć szybko odpadła to w Tbilisi udało jej się odprawić uznaną rywalkę. Na kary shido Polka pokonała wielokrotną medalistkę mistrzostw Europy Petrę Nareks. W kolejnej walce przez yuko przegrała z reprezentantką Izraela Gili Cohen. Arleta Podolak uległa brązowej medalistce mistrzostw Europy i mistrzostw świata Vlorze Bedeti, ale wcześniej pokonała Camilę Minkakawę. Katarzyna Furmanek wygrała w tym sezonie Puchar Świata w Pradze, kiedy to w finale triumfowała w rywalizacji z Yu Song z Chin. W Tbilisi obie zawodniczki spotkały się ponownie. Furmanek i Song wpadły na siebie w 1/8 finału i tym razem lepsza okazała się Chinka. Tym razem Polka musiała pogodzić się z porażką, co wiązało się z odpadnięciem z rywalizacji. Ostatnimi czasy Furmanek plasowała się w czołówce – Praga, Casablanca. Warto dodać, że w kategorii +78 kg triumfowała Yu Song. Daria Pogorzelec przez ippon pokonała Alenę Kaczorowską, a w  dogrywce przez yuko uległa Assuncie Galeone.

Trzydniowa rywalizacja w Tbilisi nie przyniosła Polakom powodów do radości z racji odniesionych sukcesów. Polacy trafili na wymagających rywali i nie sprostali wyzwaniom, które na nich czekały. Kolejne zawody w tureckim Samsun.

KM

Rousey poznała kolejną rywalkę

Gwiazda UFC wystąpi w walce wieczoru podczas 190 gali najpopularniejszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Rywalką Rondy Rousey będzie Bethe Correia.

Mistrzyni UFC w kategorii koguciej obecnie regeneruje się po pojedynku z Carl Zingano, który odbył się podczas UFC 184. Choć trudno wnioskować, że Rousey w tej rywalizacji doznała jakiekolwiek zmęczenia. Raz, dwa wykonała swoją robotę i po sprawie. „Rowdy” w czternaście sekund rozprawiła się z Zingano stosując dźwignię na rękę. Wydawało się, że Rousey trafiła na rywalkę, która może jej zagrozić, jednak Amerykanka potwierdziła swoją niepodważalną pozycję. Czy kolejna przeciwniczka stawi opór mistrzyni i sprawi niespodziankę?

Bez wątpienia Rousey rozpatrywana jest w kategoriach gwiazdy, która zaprogramowana jest na wygrywanie. W każdym kolejnym pojedynku uznawana jest za faworytkę do zwycięstwa. Rousey wyrobiła sobie markę, która sprawia, że odbiera się ją jako postać sukcesu. To sprawia, że dla rywalek staje się upragnionym celem. Inne zawodniczki doskonale wiedzą, że wygrana z Rousey jest ogromną szansą, krokiem przełomowym, sięgnięciem po marzenia. Zdaje sobie z tego sprawę Bethe Correia, która stanie naprzeciw Amerykanki podczas UFC 190 w Rio de Janeiro. 31-latka stoczy bój na własnym terenie, co będzie miało dla niej szczególny wymiar. Zdobyć mistrzowski pas u siebie, w Brazylii to byłby nie lada wyczyn. Tylko jeden warunek – trzeba pokonać Rousey, a to nie będzie łatwe.

Zawodniczka, która nosi pseudonim „Pitbull” w swojej karierze kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Correia stoczyła dziewięć pojedynków w mieszanych sztukach walki, z czego dwa wygrała przez nokaut, a siedem przez decyzję sędziów. Wyraźnie widać, że Brazylijka jest gotowa na rywalizację na pełnym dystansie. Musi uważać w pojedynku z Rousey, gdyż ta ani razu nie wygrała przez decyzję sędziów! Wszystkie walki Amerykanki kończyły się przed czasem – aż dziewięć przez poddanie! Jeśli Correia będzie potrafiła długo utrzymać się na nogach i uważnie postępować w parterze to ma szansę na sukces. Do tej pory Brazylijka stoczyła trzy pojedynki w UFC. Ostatni w sierpniu 2014 roku, kiedy podczas UFC 177 pokonała przez TKO Shaynę Baszler. Debiut w organizacji nie był najlepszy w wykonaniu zawodniczki z Brazylii. Co prawda pokonała Julie Kedzie na punkty (niejedno głośnie), ale wszystko odbyło się na granicy. Nie ulega wątpliwości, że Correirę czeka największe wyzwanie w karierze.

Dla Rousey będzie to kolejny pojedynek w obronie mistrzowskiego pasa. Czy powinna obawiać się Brazylijki? Amerykanka jest tak szybka, sprawna i pewna siebie, że nie musi. Musi być skoncentrowana. Jeśli spełni ten warunek to rywalka będzie musiała dać z siebie więcej niż wszystko. Bo Rousey odjechała. Kto ją dogoni? 1 sierpnia w Rio de Janeiro tej sztuki spróbuje dokonać Bethe Correia.

KM

Atrakcyjność czy skuteczność? Czyli Mayweather w akcji

Floyd Mayweather jest skarbem, żyłą złota, samonapędzającą się machiną. Wielki mistrz boksu potrafi wzbudzić ogromne zainteresowanie i stworzyć wokół swoich pojedynków wyjątkową aurę, dzięki której osiąga wielkie zyski.

Nieprzypadkowo przyległ do niego przydomek Money. Mayweather jest niczym czarodziej, którego dotyk zamienia wszystko w złoto i może czerpać z tego korzyści. Amerykanin ma zmysł marketingowy. Dzięki niemu jest na szczycie listy najbogatszych bokserów świata. Facet jest mistrzem, w swojej dyscyplinie osiągnął szczyt, a do tego dokłada coś więcej. Ma osobowość, która w dzisiejszych czasach jest niezwykle cenna. Przykuwa wzrok. Nazwisko Mayweather pojawia się w powietrzu bardzo często, ludzie wciągają je niczym tlen.

Przed Mayweatherem kolejny pojedynek w karierze. Już pięć lat temu miał zmierzyć się z Pacquiao, jednak do starcia nie doszło. Szkoda. Wtedy obaj pięściarze byli w szczycie formy, niczym rozszalałe tygrysy prezentowały w ringu swoje umiejętności przyciągając uwagę tłumów. Teraz są coraz bliżej czterdziestki i raczej myślą o tym jak utrzymać się na szczycie. Za walkę dostaną ogromną kasę –Mayweather 150 milionów dolarów, Pacman – 100 milionów. Co pokażą w ringu? Wierzyć trzeba, że będzie to największe wydarzenie XXI wieku w boksie. Mayweather dzierży w swoich rękach pasy WBC i WBA w wadze półśredniej oraz WBC i WBA w wadze junior średniej. Pacquiao stoczył ponad sześćdziesiąt walk, przeszedł drogę od kategorii muszej do półśredniej, a po drodze zdobywał trofea. Wyliczać sukcesy obu pięściarzy można w nieskończoność. Patrząc na paletę boksu w obecnym kształcie są wyjątkowi, gdyż mają osobowość, przeszli długą drogę do sukces, potrafili utrzymać się na szczycie.

Bez wątpienia są atrakcyjni. Pacquiao dodatkowo jest w ringu efektowny. Niczym mała pchełka potrafi rzucić się na przeciwnika, który nie jest w stanie oprzeć się jego naporowi. Pacman nigdy nie unikał walki, toteż zanotował kilka porażek, kiedy nadział się na mocny cios rywala. Z kolei Mayweather jest mistrzem obrony. Solidny i uważny do bólu. Na konferencjach showman, który potrafi nakręcić atmosferę jak mało kto, ale w ringu skupiony. Money stara się przechytrzyć przeciwnika i wyczuć moment, aby go ukłuć. Dla widowiska to strata. Żądna walki publika może żywić pretensje do Maywethera. Żal w sercu rywala z pewnością pojawi się, gdy zobaczy Moneya, który nie daje sobie szansy na popełnienie błędów. Pacquiao i Mayweather są w stanie stworzyć ciekawe widowisko, lecz może to być spektakl teatralny. Nie bitwa, nie wymiana ciosów, lecz dokładnie przemyślana i przepracowana taktyka. Jeden z byłych rywali Mayweathera, Saul „Canelo” Alvarez otwarcie mówi o podejściu Amerykanina do walki: – On nie daje szansy na to, aby walka stała się atrakcyjna. Nie obchodzi go  to w jaki sposób wygra, ale najważniejsze jest to, aby wygrał.

Atrakcyjny i skuteczny Mayweather. Atrakcyjny marketingowo, skuteczny w ringu. Być może podczas pojedynku z Pacquiao połączy te dwie cechy, które pozwolą uczyć ten pojedynek prawdziwą ucztą. Pacman z pewnością podejmie wyzwanie. Ale czy za wszelką cenę będzie ryzykował?

KM

Do Tbilisi po kolejne punkty

W najbliższy weekend w Gruzji odbędą się zawody z cyklu Grand Prix w judo. Nasi reprezentanci w Tbilisi będą walczyć o kolejne laury w olimpijskim wyścigu.

Rywalizacja w Gruzji zapowiada się pasjonująco, gdyż zawody będą mocno obsadzone. W Grand Prix zaprezentują się pierwsze reprezentacje Gruzji, Kazachstanu, Armenii, Niemiec, Węgier, Francji, Izraela, Włoch, Ukrainy, Azerbejdżanu i Uzbekistanu. Z pewnością nie zabraknie ciekawych pojedynków na wysokim sportowym poziomie. Grand Prix w Tbilisi rozpocznie się w piątek i potrwa do niedzieli. Pierwszego dnia rywalizować będą judoczki 48 kg, 52 kg, 57 kg oraz panowie w wagach 60 i 66 kg. W sobotę zaprezentują się zawodniczki w kategoriach 63 i 70 kg, a także mężczyźni – 73 i 81 kg. Niedziela będzie dniem rywalizacji najcięższych.

Do Gruzji poleci jedenastu naszych reprezentantów. W tym gronie jest sześć zawodniczek i pięciu zawodników. Polskę w Tbilisi reprezentować będą: Agata Perenc, Arleta Podolak, Agata Ozdoba, Katarzyna Kłys, Daria Pogorzelec, Katarzyna Furmanek, Aleksander Beta, Damian Szwarnowiecki, Jakub Kubieniec, Patryk Ciechomski oraz Jakub Wójcik. Biało-czerwoni w Gruzji będą walczyli o jak najwyższe lokaty. Nie ulega wątpliwości, że rywalizacja na międzynarodowej arenie rozkręca się już na dobre i wchodzi na właściwe tory. Istotne, aby nasi zawodnicy potwierdzili swoją formę.

Dotychczasowe występy Polaków pozwalają na optymizm, jednak nie na euforię. Zwycięstwo Sarnackiego w Warszawie czy Furmanek w Pradze to powód do dumy, ale należy patrzeć na innych, których występy nie prezentują jeszcze optymalnego poziomu. W Tbilisi zobaczymy Katarzynę Kłys (70 kg), która w 2014 roku w Czelabińsku sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata. Oby ten sezon był równie efektowny w jej wykonaniu, gdyż judoczka rozbudziła nadzieje i stała się kandydatką do sukces podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Występ Darii Pogorzelec (78 kg) podczas Grand Prix w Duesseldorfie, gdzie zajęła piąte miejsce był dobrą rozgrzewką przed kolejnymi zmaganiami. Zawodniczka z Gdańska w poprzednim sezonie prezentowała się znakomicie m.in. wygrała turniej w Tallinie. Fenomenalnie w tym sezonie radzi sobie Katarzyna Furmanek (+78 kg), która zdobywa cenne punkty w rankingu olimpijskim. Zwycięstwo w Pucharze Świata w Pradze oraz drugie miejsce w Casablance są dobry prognostykiem przed kolejnymi startami. Początek sezonu wyglądał dobrze w wykonaniu Agaty Perenc, która na chwilę zniknęła, ale w Tbilisi wraca i miejmy nadzieję, że potwierdzi swoją formę. W Oberwat zajęła trzecie miejsce w kategorii 52 kg, a w turnieju Arlon wywalczyła srebro. Niewiadomą pozostaje formy Agaty Ozdoby (63 kg), która w Pucharze Świata w Duesseldorfie odpadła już w eliminacjach oraz Arlety Podolak (57 kg). Wśród panów największe nadzieje na swoich barkach niesie Jakub Kubieniec, który podczas zawodów na warszawskim Torwarze zajął trzecią pozycję w kategorii 81 kg. W tym sezonie Damian Szwarnowiecki w turnieju Pucharu Świata w Rzymie zajął piąte miejsce. Zawodnik, który ma potencjał w Gruzji powinien potwierdzić dyspozycję i zrobić krok do przodu. Aleksander Beta z pewnością uczyni wszystko, aby nawiązać do dobrych występów z poprzedniego sezonu.

Na obecnym etapie rywalizacji w polskiej reprezentacji wyróżnia się Katarzyna Furmanek. Pewne jest, że za wszelką cenę dołączyć do niej będą chciały Katarzyna Kłys oraz Daria Pogorzelec, które w poprzednim sezonie pokazały, że zaliczają się do czołówki międzynarodowej. Pod koniec czerwca czekają nas mistrzostwa świata, na których liczymy na zdobycz medalową. W Tbilisi nasi reprezentanci muszą sprawić, że na imprezę w Baku będziemy czekać z niecierpliwością.

KM

Grand Prix w Tbilisi – transmisje w FightKlubie

Grand Prix w Tbilisi: chiński sprawdzian judoczki Katarzyny Furmanek

Katarzyna Furmanek ( 78 kg) jest odkryciem polskiej reprezentacji w judo w sezonie przedolimpijskim. Wygrała już dwa turnieje, a łącznie 3 razy była w finałach. W Grand Prix w Tbilisi spotka się ze słynną Chinką Yu Song. Transmisje na żywo codziennie od piątku do niedzieli, od godziny 14:00 w telewizji FightKlub.

Dopiero od kilku tygodni Katarzyna Furmanek startuje w wadze ciężkiej, wcześniej występowała w kategorii -78 kg, ale bez specjalnych sukcesów. Dopiero za namową trenerów zdecydowała się na rywalizację z rywalkami ważącymi po kilkadziesiąt kilogramów więcej. Spisuje się znakomicie, rzucając na ippon sławne rywalki.

Polka najpierw wygrała turniej w Belgii, a potem znakomicie spisała się w Pucharze Świata w Pradze, pokonując 4 rywalki ze światowej czołówki, a tydzień temu była 2 w PŚ w Casablance. W finale w Czechach wygrała przez ippon Yu Song, rzucając ją 6 sekund przed końcowym gongiem na tomoe nage. Od września do listopada 2014 Chinka wygrała trzy mocno obsadzone turnieje i jest na 5 miejscu w rankingu światowym.

W 3-dniowych zawodach Grand Prix w Tbilisi wystąpi 345 zawodniczek i zawodników z 42 krajów, w tym 10-osobowa reprezentacja Polski. W składzie poza wspomnianą Katarzyną Furmanek są Agata Perenc (-52 kg), Arleta Podolak (-57 kg), Agata Ozdoba (-63 kg) i Daria Pogorzelec (-78 kg). Żadna z nich w pierwszej rundzie nie trafiła na zawodniczkę, która byłaby całkowicie poza zasięgiem. Agata Perenc, która w czwartek 19 marca skończyła 25 lat, spotka się z wielokrotną medalistką Mistrzostw Europy Słowenką Petrą Nareks. Miesiąc temu wygrała z nią w PŚ w Austrii, więc powtórka mile widziana.

W kadrze mężczyzn są Aleksander Beta (-66 kg), Damian Szwarnowiecki (-73 kg), Jakub Kubieniec (-81 kg), Patryk Ciechomski (-90 kg) i Jakub Wójcik (-100 kg). Ostatni z wymienionych w czwartkowym losowaniu trafił na Gruzina Lashę Gurulego, aktualnego mistrza kraju, który w 2013 roku zajął 2 miejsce w PŚ w Tbilisi.

A już za tydzień GP w tureckim Samsun – kolejny turniej, podobnie jak w Tbilisi, zaliczany do kwalifikacji olimpijskich. W awizowanym składzie jest zwycięzca niedawnego Pucharu Świata w Warszawie Maciej Sarnacki ( 100 kg).

Źródło: materiały prasowe

Rosyjski gwiazdor pod ścianą

Ciąg dalszy sagi ze stosowaniem niedozwolonych środków w mieszanych sztukach walki. Niedawno na światło dziennie wypłynęła afera dopingowa z Andersonem Silvą w roli głównej. Brazylijczyk poddał się ponownym badaniom, które po raz kolejny dały wynik pozytywny. Potwierdziło się, że „Spider” stosował niedozwolone środki. Świat MMA nadal ma problem na tej płaszczyźnie.

Tym razem nie gwiazdor UFC, lecz Bellatora został przyłapany na stosowaniu niedozwolonych substancji. Aleksandr Shlemenko został poddany badaniom przed pojedynkiem z Malvinem Manhoefem podczas gali Bellator 133. Rosjanin wygrał przez nokaut, jednak okazuje się, że stosował niedozwolone środki. Takie informacje wyciekły do amerykańskich mediów sportowych. Shlemenko miał znacznie podwyższony poziom testosteronu. Rzecz jasna- informacje te nie są oficjalne, jednak władze Bellatora już wyraziły niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Shlemenko zawiódł zaufanie i poważnie naruszył swój wizerunek.

Wiadomość o tyle zaskakująca, iż Rosjanin jest uznaną postacią wagi średniej. Shlemenko uchodzi za najlepszego zawodnika swojej kategorii spoza USA. Jego umiejętności zawsze budziły wielki podziw. Shlemenko stoczył ponad pięćdziesiąt pojedynków, w Bellatorze był wyróżniającą się postacią. Dla 30-latka ostatni okres nie był najlepszy. W 2014 roku poniósł dwie porażki z rzędu – (Bellator 120 oraz Bellator 126)  -, przegrał z Tito Ortizem i Brandonem Halseyem. Rosjanin próbował odbudować formę podczas gali Fights Night – Battle of Moscow 18. Na rodzimej ziemi Shlemenko pokonał przez decyzję sędziów Yasubeya Enomoto. Bellator dał kolejną szansę Rosjaninowi, który efektownie znokautował Manhoefa, ale kontrola dopingowa dała wynik pozytywny. Być może 30-latek nie mógł poradzić sobie z presją i obawiał się rywalizacji z mocnym rywalem, jednak nie powinien dopuszczać się takich działań. Uznanie na jakie zapracował nie było warte ceny, którą może ponieść.

A może go to wiele kosztować. Jeśli wynik kontroli potwierdzi się Shlemenko znajdzie się pod ścianą. Bellator głośno zapowiada, że nie zamierza tolerować ekscesów związanych ze stosowaniem dopingu. Organizacja opowiada się za zaostrzeniem kar za występki związane z zakazanymi substancjami. Czego może się spodziewać Shlemenko? Został zweryfikowany wynik walki z Manhoefem – "no contest". Kolejne decyzje zapadną w późniejszym czasie, kiedy potwierdzi się wynik kontroli, która za pierwszym razem wykazała podwyższony poziom testosteronu. Niewykluczone, że Shlemenko będzie musiał pożegnać się z Bellatorem.

Ostatni czas obfituje w doniesienia związane ze stosowaniem dopingu. Problem w tym, że zjawisko to staje się coraz powszechniejsze. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapani zostają zawodnicy określani mianem gwiazd MMA. Wystarczy wspomnieć choćby Andersona Silvę, Jona Jonesa czy Nicka Diaza w UFC. Skala zjawiska jest coraz bardziej niepokojąca. Kwestią fundamentalną powinno być określenie, czy ów problem jest powszechny, czy dotyczy jednostek. To jest punkt wyjścia, który musi ukierunkować działania w celu zapobiegnięcia rozszerzania zjawiska obecności niedozwolonych środków w świecie MMA.

KM

Kinezjotaping w sportach walki

Sporty walki funkcjonują jako dyscypliny sportowe o tzw. wysokim stopniu ryzyka związanego z ich uprawianiem. Przyczyną powstawania urazów sportowych jest konieczność wykonywania ogromnej pracy treningowej oraz specyficzny przebieg samej rywalizacji.

Jako jedną z metod terapeutycznych w celu szybszego wyeliminowania bólu oraz stanu zapalnego wywołanego forsownym treningiem stosuje się obecnie kinezjotaping. 

Czym właściwie jest taping

Taping  zwany inaczej kinezjotapingem lub plastrowaniem to stosunkowo nowa metoda terapeutyczna polegająca na oklejaniu wybranych fragmentów ciała plastrami. Plastry te mają strukturę zbliżoną do struktury skóry, wysoką rozciągliwość, nie zawierają leków, są wodoodporne a dzięki falowemu utkaniu umożliwiają przepływ powietrza. W sportach walki stosuje się je leczniczo i zapobiegawczo np. podczas zawodów, w stanach ostrych i przewlekłych oraz bezpośrednio po kontuzjach lub stłuczeniach. Najczęściej plastrami oklejane są miejsca najbardziej narażone na kontuzje czyli stawy oraz ich okolice np. staw skokowy, kolanowy, ramienny, łokciowy, nadgarstkowy, a także odcinek lędźwiowy i szyjny kręgosłupa.

Zastosowanie w sportach walki

Praktyczne zastosowanie tapingu w sportach walki polega głównie na tym, że odpowiednio przyklejona taśma, w zależności od potrzeb stabilizuje mięśnie, rozciąga je lub ściska pozwalając na powiększenie potencjału mięśni przy skurczu lub zauważalne zredukowanie tego skurczu oraz jego skutków w czasie kontuzji. W efekcie zawodnik podczas zawodów jest silniejszy i wytrzymalszy nawet o 10%. 

Jeśli mięśnie wspomagane plastrami są mniej eksploatowane to logicznym jest, że są bardziej wytrzymałe, co dla walczącego zawodnika w praktyce oznacza, że jest bardziej wytrzymały od rywala, który plastrów nie ma. Takie właściwości kinezjotapingu sprawiają, że może być on postrzegany jako forma dopingu. 
Z drugiej strony nie można zapominać o głównym zastosowaniu tej techniki, to jest przy leczeniu urazów i regeneracji i stabilizacji.
Metoda ta jest wręcz zbawienna dla całego grona zawodników, którzy dręczeni przez kontuzje bez zastosowania plastrowania w ogóle nie mieliby szansy na start w zawodach lub na sparing. 

Specyfiką sportów walki jest, że zawodnicy są przez stosunkowo długi okres czasu narażeni na uderzenia i mikrouszkodzenia tkanek miękkich z czego wynikają opuchlizny i mikrourazy. W takich przypadkach taping ma działanie profilaktyczne, leczy w trybie natychmiastowym, a także zapobiega rozprzestrzenianiu się ogniska zapalnego. 

Na koniec należy jednak stanowczo podkreślić, że choć kinezjotaping to niezwykle skuteczna metoda terapeutyczna to najważniejszą profilaktyką urazową w każdym sporcie, nie tylko w sportach walki jest zdrowy rozsądek, odpowiedni trening i właściwa dieta.

Zapasy w Polsce pierwszy raz

Wielkie imprezy wzbudzają ogromne emocje. Poziom mistrzowski sprawia, że z każdym dniem wzrasta zainteresowanie audytorium, które chce śledzić poczynania głównych aktorów widowiska. Polska zorganizuje I Mistrzostwa Europy w zapasach do lat 23. Impreza odbędzie się w dniach 24-29 marca w Wałbrzychu.

W poprzednim roku we Wrocławiu miały miejsce mistrzostwa Europy do lat 23 w judo. Zawody cieszyły się dużym zainteresowaniem, biało-czerwoni wywalczyli jeden medal. Czy w przypadku zapasów będzie podobnie? Dyscyplina w Polsce trochę zapomniana, lekko zakurzona. Informowaliśmy Państwa o idei stworzenia ligi zapaśniczej, co z pewnością wpłynęłoby na popularyzację dyscypliny. To echo ostatnich działań, jednak na przestrzeni kilku ostatnich lat do opinii publicznej trafiły dwa wydarzenia związane z zapasami. Brązowy medal olimpijski Damiana Janikowskiego i protest Andrzeja Suprona. Trochę mało. Zapasy schowały się gdzieś z tyłu. Stoją w kolejce i czekają „na swoje”. Nieco starsi czytelnicy być może skojarzą to z czasem PRL-u, kiedy konieczna była cierpliwość. Jednak pomysł idei ligi zapaśniczej rozbudził trochę świadomość społeczną. A teraz do uszu, oczu wielu osób trafi informacja o I Mistrzostwach Europy U-23 w Wałbrzychu.

Warto pochylić się nad kwestiami podstawowymi. Otóż, zawody odbędą się w dniach 24-29 marca. Na początek zaplanowano rywalizację w stylu wolnym. Kolejne dwa dni obfitować będą w zmagania kobiet, na koniec pozostawiono styl klasyczny. Młodzi zapaśnicy będą mieli komfortowe i profesjonalne warunki do rywalizacji. Zawody odbędą się w ośrodku turystyczno-sportowym Centrum Aktywnego Wypoczynku i Centrum Przygotowań Sportowców AQUA ZDRÓJ. Wedle wstępnych ustaleń w mistrzostwach weźmie udział około 400 zawodników z 38 krajów. W akcji zobaczymy przedstawicieli państw, gdzie zapasy są niezwykle popularne – z Armenii, Azerbejdżanu, Bułgarii, Rosji, Gruzji, Francji.

Polska jako organizator czeka już tylko na przyjęcie zawodników i rozpoczęcie rywalizacji. Przygotowania przebiegły sprawnie. Pozostaje wierzyć w dobre występy naszych reprezentantów i wspaniałą atmosferę. Warto zwrócić uwagę na fakt, że impreza jest pierwszą w historii. Mistrzostwa Europy do lat 23 odbędą się w Polsce i jest to ogromna zasługa starań Polskiego Związku Zapaśniczego, którego przedstawiciele podjęli wysiłek i przekonali włodarzy światowej organizacji do swojej koncepcji. Czasami trzeba wyjść naprzeciw, poszukać szansy, aby odnieść sukces. Być może w ten sposób zapasy zyskają popularność w Polsce i z pewnością poprawią swój wizerunek w świecie.

Zapasy posuwają się w kolejce – trzeba tylko zwrócić wzrok ku podjętym działaniom. Czy impreza w Wałbrzychu przykuje uwagę opinii publicznej? Nic nie działa tak jak sukces, więc medal zdobyty podczas mistrzostw Europy U-23 będzie miał wyjątkowy wymiar. Od tego należy zacząć. W poprzednim roku Damian Janikowski zdobył brązowy medal mistrzostw Europy, jednak ta zdobycz przeszła bez większego echa. Teraz pojawia się idea ligi zapaśniczej, lada dzień odbędą się ME U-23. Polski Związek Zapaśniczy podjął działania, ale musi trafić do szerszej świadomości i rozkręcić maszynę zainteresowania.

KM

XCage 7: „Trybson” wykonał zadanie

Gala XCage 7 w Toruniu spełniła oczekiwania organizatorów, a  dla kibiców była atrakcyjnym widowiskiem. Ze swojej roli wywiązał się Paweł Trybała, który przede wszystkim pełnił rolę promocyjną, ale nie zawiódł na poziomie sportowym.

Toruńska gala była okazją do powrotu do świata MMA zawodnika, który w przeszłości występował w KSW. Maciej Górski nie zaliczył udanego występu. Popularny „Highlander” w drugiej rundzie przegrał z Sebastianem Romanowskim, który nie dał rywalowi szans okładając go mocnymi ciosami w parterze. Kolejny dobry występ na swoim koncie zapisał Hracho Darpinyan. Ormianin na punkty wygrał z Mateuszem Ostrowskim.

Walką wieczoru było starcie Adriana Zielińskiego z Victorem Tomaseviciem w wadze 73 kg. Litwin w ostatniej chwili zastąpił kontuzjowanego Rustana Khasamova. Dla Zielińskiego było to wyzwanie o szczególnym znaczeniu, gdyż w 2012 roku Polak przegrał rywalizację z „Bandito”. W Toruniu powziął sobie za główny cel rewanż za tamtą porażkę i zrealizował swój plan. Polski fighter już w pierwszej rundzie zakończył pojedynek. Dopadł rywala w parterze i okładał go ciosami, Litwin  był bezradny.

Wszyscy zwracali oczy w kierunku Pawła Trybały. Popularny „Trybson” zmierzył się z Łukaszem Stojanowskim w wadze 93 kg. Głównym założeniem marketingowym organizatorów było wzbudzenie zainteresowania szerszej publiczności galą przez osobę Trybały. „Trybson” przyciągnął uwagę, jednak zastanawiano się, czy będzie wyglądał podczas walki jak celebryta, czy raczej sportowiec. Okazało się, że Trybała poważnie podszedł do swojego zadania. Podczas walki pokazał się z dobrej strony, zaliczył udany debiut w MMA. Pierwsza runda pokazała, że w tym pojedynku „Trybson” będzie rozdawał karty. Kolejna odsłona potwierdziła przewagę Trybały, który trafił Stojanowskiego w stójce, a następnie dopadł go w parterze i dokończył dzieła.

Organizatorzy nie mogą narzekać, gdyż gala spełniła ich oczekiwania. O marce XCage dowiedziało się większe audytorium. Ponadto, okazało się, że „Trybson” ma „smykałkę” do MMA. Oprócz wartości marketingowej tkwi w nim potencjał sportowy, nad którym rzecz jasna musi pracować. Występ Adriana Zielińskiego w walce wieczoru zakończył się zwycięstwem Polaka, jednak zabrakło w nim efektownych akcji. – Walka Zielińskiego w sumie najmniej porywająca, ale to może bardziej za sprawą przeciwnika, który cały czas dążył do parteru. Postawa „Trybsona” w klatce znakomita i pod kątem promocji udało się zrobić kawał dobrej roboty – powiedział FighTime.pl Paweł Skórzewski z XCage.

Organizacja snuje kolejne plany, jednak co do dalszych poczynań nie uchyla rąbka tajemnicy. Gala w Toruniu spełniła oczekiwania. Organizatorzy są zadowoleni, gdyż w porównaniu z poprzednim wydarzeniem przybyło widzów. –  Jesteśmy bardzo zadowoleni z gali. Poziom sportowy był na najwyższym poziomie. Na halę przybyło ok. 3 400 kibiców, co jest bardzo dobrym wynikiem, ponieważ na poprzedniej gali było ok. 1 500 kibiców. Czekamy jeszcze na wyniki oglądalności w telewizji –  mówił Skórzewski.

KM

Wilder lepszy niż Kliczko

Deontay Wilder stał się dla Amerykanów nowym idolem. Pięściarz, który po ośmiu latach w końcu zdobył pas mistrzowski w wadze ciężkiej dla USA. Posiadacz pasa WBC nie zamierza stać w miejscu – chce wygrać z  Władimirem Kliczko.

Niepokonany na zawodowym ringu Wilder mistrzostwo świata zdobył pokonując na punkty Bermane Stiverna. Amerykanin z miejsca stał się czołową postacią wagi ciężkiej. Wcześniej jego umiejętności poddawano wątpliwościom, jednak zdobyciem mistrzowskiego pasa zamknął usta krytykom. Teraz czas, aby potwierdził swoją wysoką formę i stanął w obronie tytułu. Sam Wilder nie zamierza zatrzymywać się na jednym pasie. Amerykanin chce przeprowadzić atak na Władimira Kliczko. Pierwszym krokiem było słowne uderzenie w ukraińskiego mistrza.

Wilder jest pewny siebie i podkreśla swoją wyższość nad czempionem IBF/IBO/WBO/WBA. – Jestem facetem, który jest w stanie pokonać Kliczkę. Jestem pięściarzem, który wygra z nim. Prezentuję się coraz lepiej i tak będzie nadal. Kliczko jest już stary i nie zmieni nic w swojej postawie w ringu. . Obecnie jestem dziesięciokrotnie lepszy niż wtedy, kiedy sparowałem z Władimirem –powiedział Amerykanin. Wiara we własne umiejętności jest cenna i Wilder potwierdził to w pojedynku ze Stivernem. Zewsząd słyszał głosy, że jest słabszy i nie zasługuje na tytuł, a mimo to poradził sobie z pewnym obciążeniem psychicznym. Dla pięściarza to istotna umiejętność w kontekście utrzymywania pozycji na szczycie hierarchii. W swojej wypowiedzi Wilder zarysował obraz ukraińskiego mistrza, który powinien powoli myśleć o zakończeniu kariery. Wiadomo, że Kliczko osiągnął wiele w wadze ciężkiej, jednak nadal jest mistrzem i nikt nie jest w stanie mu zagrozić. Wielu próbowało, wielu głośno zapowiadało wygraną z Ukraińcem, a jednak nikomu ta sztuka nie udała się. Dlaczego Wilder miałby wygrać z wielkim czempionem?

Amerykanin chciałby przejąć dorobek Ukraińca, jednak ze swoimi planami musi się wstrzymać. Kliczko czeka na walkę z Bryantem Jenningsem, która już 25 kwietnia w Madison Square Garden. Ukraiński mistrz stanie naprzeciw niepokonanego Amerykanina, mające na uwadze przejęcie mistrzowskich pasów. Zapowiedzi jest wiele, każdy mówi niemal to samo, a nikt  nie może. Niby Kliczko coraz starszy, coraz mniej zwrotny, a w ringu kontroluje pojedynek i spokojnie wygrywa. Czy rywale nie wytrzymują psychicznie rywalizacji z Ukraińcem? Być może tu należy szukać rozwiązania niezagrożonej pozycji wielkiego mistrza.

Teraz Jennings, a potem Wilder? W kolejce jest jeszcze Tyson Fury, który słynie z ciętego języka i posiadania wielu fantazji. Anglik wielokrotnie podkreślał, że rozprawi się zarówno z Kliczko jak i z Wilderem. Wypowiedzi wszystkich potencjalnych rywali Ukraińca można sprowadzić do jednego mianownika. Próba głośnego afirmowania swojego potencjału. A Kliczko jest spokojny – wyraża szacunek dla kolejnych rywali i wychodzi na swoje.

KM

Jędrzejczyk najlepsza na świecie!

Zawodniczka Arrachionu Olsztyn spełniła swoje marzenia i zdobyła mistrzowski pas UFC w kategorii słomkowej. Joanna Jędrzejczyk weszła na szczyt MMA, dokonała czegoś wielkiego, trudno mierzalnego.

Bez wątpienia jest to ogromne wydarzenie w polskich mieszanych sztukach walki, które należy uznać za największych triumf odniesiony przez polskich fighterów. Zwycięstwo Jędrzejczyk otwiera nowy rozdział w sportach walki i zarazem pokazuje, że wytrwałość i ciężka praca prowadzą do sukcesu. Zdobycie mistrzowskiego pasa przez zawodniczkę z Olsztyna jest największym dokonaniem w historii polskiego MMA.

Przed pojedynkiem z Carlą Esparzą nie była uznawana za faworytkę. Amerykance, która w swoich rękach dzierżyła mistrzowski pas wagi słomkowej (52 kg) przyznawano większe szanse na zwycięstwo. Ponadto, Esparza miała za sobą udane występy w organizacji Invicta FC i już podczas debiutu w UFC sięgnęła po mistrzostwo. Jednakże Jędrzejczyk nie przestraszyła się faworyzowanej rywalki. Na każdym kroku podkreślała, że jej celem jest zdobycie mistrzowskiego pasa. W naszej reprezentantce może imponować pewność siebie, która poparta jest twardymi argumentami. Jędrzejczyk szybko osiągnęła sukces – tak wydaje się na pierwszy rzut oka. Po ośmiu miesiącach rywalizacji w UFC i trzeciej walce dla organizacji została mistrzynią. Warto zwrócić uwagę na drogę Polki do sukcesu. Nie narodził on się na przestrzeni tych ośmiu miesięcy, lecz był poprzedzony latami ciężkiej pracy. Kariera w kickboxingu, późniejsza rywalizacja w MMA w Polsce i poza granicami kraju przyniosła owoce. Fakt, że Jędrzejczyk wypłynęła na szeroką wodę jest zasługą jej charakteru. Poświęciła się ciężkim treningom i doskonaleniu własnych umiejętności. Pierwsza walka w UFC z Carneiro wyglądała inaczej niż dwie kolejne. Widać, że Jędrzejczyk pracowała nad parterem i podniosła poziom umiejętności, choć nadal jej najmocniejszą bronią jest stójka, a teraz bardzo dobrze wygląda na płaszczyźnie bokserskiej. Oddać jej należy, że pewność siebie, którą prezentuje jest ogromną wartość. To jest droga, którą należy podążać do sukcesu i Jędrzejczyk to udowodniła.

Esparza pokonana

Pojedynek w Dallas lepiej rozpoczęła Amerykanka. Esparza zaatakowała Polkę, była stroną aktywniejszą i dążyła do obalenia, gdyż znana jest z technik duszenia. Jednakże Jędrzejczyk mocno trzymała się na nogach i nie dopuściła do sytuacji, w której mistrzyni mogłaby wykorzystać swoją najmocniejszą broń. Pod koniec pierwszej rundy Polka serią ciosów bokserskich pokazała rywalce, że musi mieć się na baczności. To było ostrzeżenie, które w drugiej odsłonie przeszło w fazę rozstrzygającą. Jędrzejczyk zyskiwała przewagę. W pewnym momencie Esparza była bezradna i przyjmowała kolejne ciosy. Sędzia przytomnie, widząc nieporadność Amerykanki, przerwał walkę.

""

Joanną Jędrzejczyk wygrała w drugiej rundzie i mogła przymierzyć mistrzowski pas, o który z całych sił zabiegała. Po ośmiu miesiącach od debiutu w UFC Polka została najlepszą zawodniczką kategorii słomkowej. Dodatkową nagrodą dla Jędrzejczyk był bonus w postaci 50 tysięcy dolarów.

Dos Anjos lepszy od Pettisa

Głównym wydarzeniem wieczoru podczas gali UFC 185 był pojedynek w wadze lekkiej pomiędzy Rafaelem dos Anjosem, a Anthony’m Pettisem o mistrzowski pas. W regulaminowym czasie zawodnicy nie rozstrzygnęli pojedynku. Przeważał Dos Anjos, czego odzwierciedleniem były oceny sędziów – 3x 50-45.

Swój pojedynek wygrał Allistair Overeem, który na punkty pokonał Roya Nelsona. Henry Cejudo odniósł ósme zawodowe zwycięstwo. Amerykanin na punkty pokonał Chrisa Cariaso. Bonusy otrzymali: Rafael dos Anjos, Ross Pearson oraz Beneil Dariush.

Walka wieczoru o pas wagi lekkiej: Dos Anjos – Pettis – na punkty wygrał Dos Anjos
Walka o pas w wadze słomowej: Jędrzejczyk – Esparza – Polka wygrała przez TKO w drugiej rundzie
170Ibs: Hendricks pokonał Browna – na punkty
265Ibs: Overeem pokonał Nelsona – na punkty
125Ibs: Cejudo pokonał Cariaso – na punkty

Karta wstępna
155Ibs: Pearson pokonał Stouta – przez KO
185Ibs: Theodorou pokonał Narvaeza – przez TKO
155Ibs: Dariush pokonał Cruickshanka – przez poddanie (duszenie zza pleców)
265Ibs: Rosholt pokonał Copelanda – przez TKO

KM

Brodnicka i Wach zrobili swoje

Na gali w Lubinie kolejne zwycięstwa odnieśli Ewa Brodnicka i Mariusz Wach. Pojedynki nie znalazły rozstrzygnięcia przed czasem, jednak sędziowie nie mieli wątpliwości, komu należy się wygrana.

Ewa Brodnicka stanęła przed trudnym wyzwaniem, gdyż Gina Chamie w swojej karierze dwukrotnie walczyła o mistrzowskie pasy. Co prawda Węgierka przegrała pojedynki o stawkę, jednak pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Solidna, twarda i głodna sukcesu Węgierka była kolejnym wyzwaniem w karierze Brodnickiej, która mierzy w mistrzowski pas. Polka była wyższa i cięższa, co w pewnym stopniu dawało jej przewagę. Brodnicka od początku przejęła kontrolę nad pojedynkiem, nie pozwalając rywalce na wykorzystanie potencjału. Chamie przyjmowała ciosy Polki, która z każdą rundą zaznaczała swoją przewagę. Jednakże Węgierka nie dała się znokautować, ale oceny mówią same za siebie – 80-72, 79-73, 80-72. Dzięki wygranej zawodniczka Tymex Boxing Promotions sięgnęła po tytuł międzynarodowej mistrzyni Polski wagi super lekkiej.

Teraz na Brodnicką czekają kolejne wyzwania. Bokserka podkreśla, że w tym roku chciałby walczyć o mistrzostwo świata. Pojedynek z Chamie z pewnością uwydatnił potencjał Brodnickiej i pokazał, że jest gotowa do podjęcia kolejnych kroków w realizacji zamierzeń. Czy Polka będzie kontynuowała występy w Polsce? Być może droga do mistrzostwa będzie prowadziła przez Argentynę. Wszystko w rękach promotora Mariusza Grabowskiego i sztabu Brodnickiej, który powinien podjąć wszelkie starania w celu dalszego rozwoju bokserki.

Trzecia wygrana po powrocie

Trudno powiedzieć, żeby Mariusz Wach stanął w Lubinie przed wyzwaniem. Gbenga Oluokun był rywalem, którego „Wiking” musiał pokonać i zrobił to. Wach wygrał na punkty, jednak Nigeryjczyk okazał się niewygodnym przeciwnikiem. Choć Polak kontrolował rywalizację i od początku zaznaczał wyraźnie swoją przewagę to Oluokun w końcowej fazie starcia zagroził „Wikingowi”.

Nigeryjczyk wytrzymał pojedynek kondycyjnie i nie przestraszył się Wacha. Oluokun odpowiadał naciosy Wacha, które były precyzyjne, jednak brakowało w nich elementu szybkości i zaskoczenia. Przeciwnik Polaka twarda trzymał się na nogach i starał się kontratakować. O wyniku pojedynku musieli rozstrzygnąć sędziowie, których karty jednogłośnie przedstawiły zwycięstwo Wacha: 80-72, 79-73, 80-72.

Tym samym Polak odniósł trzydzieste zwycięstwo na zawodowym ringu, a trzecie po powrocie po absencji spowodowanej zawieszeniem za stosowanie niedozwolonych środków. Wach pokonał Kurtagicia, Walkera i teraz zwyciężył z Oluokunem. Czas adaptacji i roztrenowania powinien zakończyć się. Aby wrócić na szczyt „Wiking” musi rywalizować na poważnie i z coraz mocniejszymi przeciwnikami. Jednak pojedynek z Oluokunem uwydatnił, że Wachowi brakuje jeszcze dokładności i siły, która pozwoliłaby mu wygrywać przed czasem. Zawodnik koniecznie musi poprawić kondycję, gdyż ktoś szybszy niż Nigeryjczyk mógłby poważnie zagrozić Polakowi.

Dziesiątka Gerleckiego

Galę w Lubinie otworzyło starcie Roberta Milewicza z Gordanem Glisiciem. Na punkty wygrał Polak. W innym pojedynku Michał Leśniak nie dał szans Lukasowi Leskoviciowi.

Damian Wrzesiński już w pierwszej rundzie z bliska przyjrzał się deskom na ringu w Lubinie. Po mocnym lewym sierpowym Chacygowa Polak padł, ale wstał i kontynuował pojedynek. W trzeciej rundzie Wrzesiński wziął rewanż na rywalu, który nie był w stanie walczyć dalej. Farouk Daku padł ofiarą Roberta Parzęczewskiego. Polak pewnie wygrał na punkty.

W kategorii półciężkiej kolejny pojedynek stoczył Michał Gerlecki. Polak stanął przed trudnym wyzwaniem, gdyż przyszło mu się mierzyć z Stjepanem Boziciem – byłym pretendentem do tytułu mistrza świata WBA. Gerlecki szybko przystąpił do działań, co dało efekt. W czwartej rundzie Polak wygrał przez techniczny nokaut. Tym samym Gerlecki odniósł dziesiąte zwycięstwo na zawodowym ringu.

KM

Wzrośnie popularność zapasów?

Zapasy w swej istocie leżą u podstaw sportu, były jedną z pierwszych dyscyplin. Rodziły wielkich wojowników, którzy dostępowali najwyższych zaszczytów. Z czasem zapasy stawały się coraz mniej atrakcyjne i usytuowały się gdzieś z boku.

Doszło nawet do dyskusji na temat wycofania dyscypliny z programu igrzysk olimpijskich. Doskonale pamiętamy wystąpienie Andrzeja Suprona, który z tego powodu oddał swój medal na znak protestu. Fala protestów rozszerzała się. Medal olimpijski postanowił również zwrócić mistrz z Atlanty Walentyn Jordanow, a wybitny zapaśnik Armen Nazarjan głodował. Taki klimat panował wokół zapasów dwa lata temu. W Polsce zapasy cieszą się coraz mniejszą popularnością. Wiele klubów ma problemy finansowe, nie mają wsparcia w jednostkach samorządu terytorialnego. Zapasy nie są medialne, medal Damiana Janikowskiego był krótkotrwałym efektem, który przyniósł większą popularność zawodnikowi niż dyscyplinie. Jednak sytuacja może ulec zmianie.

Pojawiła się idea stworzenia zawodowej ligi zapaśniczej, co ma nastąpić po najbliższych Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Warto podkreślić, iż pomysł ten jest innowacyjny. Zakłada bowiem, że w drużynach startować będą mogli zawodnicy stylu klasycznego oraz wolnego, a także kobiety. W tym celu zostały już podpisane stosowne dokumenty. Umowy zostały zawarte przez prezesów: Polskiego Związku Zapaśniczego Grzegorz Pieronkiewicz i Krajowej Ligi Zapaśniczej Damian Fedorowicz. Dzięki temu w Polsce powstanie zawodowa liga zapaśnicza, w której startować będzie mogło po trzech zawodników w stylu wolnym i klasycznym oraz trzy zawodniczki w kategoriach olimpijskich.

Takie połączenie jest niezwykle emocjonujące i różnicuje rywalizację. Idea ligi zapaśniczej z pewnością wzmocni wizerunek zapasów i spowoduje popularyzację dyscypliny. Na płaszczyźnie sportowej pozwoli na wzmocnienie rywalizacji. Do Polski będą przyjeżdżać zagraniczni zawodnicy, co z pewnością podniesie poziom naszych zapasów i będzie znakomitą okazję do rozwoju dla młodych adeptów. Powstanie ligi pozwoli również przyciągnąć do zapasów najmłodszych. Będzie to znakomita okazja do rozwoju dyscypliny i popularyzacji na poziomach lokalnych. Do tego dochodzi promocja w telewizji. Trwają rozmowy na temat transmisji z rozgrywek, zainteresowanie wyraziły trzy stacje.

W lidze będzie mogło wystartować maksymalnie szesnaście drużyn. Pomysł stworzenia rozgrywek jest dobrą formą podtrzymania formy dla zawodników w przypadku braku startów, a także rozwoju sportowego oraz popularyzacji zapasów. Na obecnym etapie akces do uczestnictwa w zmaganiach zgłosiło osiem ekip: Śląsk Wrocław, Agros Żary, Zagłębie Wałbrzych, AKS Białogard, Unia Racibórz, Olimpijczyk Radom, AKS Piotrków Trybunalski oraz razem dwie poznańskie drużyny Grunwald i Sobieski. Inauguracja planowana jest po igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Strony podejmujące projekt mają więc półtora roku na przygotowanie fundamentów pod realizację sportowych zmagań. Idea jest godna uwagi. Powstanie ligi z pewnością miałoby pozytywny wpływ na rozwój polskich zapasów i  byłoby istotnym krokiem na drodze profesjonalizacji oraz popularyzacji dyscypliny.

KM

 

Kolejne podium Furmanek

Podczas zawodów Pucharu Świata w Casablance Katarzyna Furmanek (+ 78 kg) zaliczyła występ na wagę medalu. Polska judoczka wywalczyła drugie miejsce.

Na początku warto wspomnieć, że zawody w Casablance zaliczane są do kwalifikacji olimpijskich. Drugie miejsce w Pucharze Świata to kolejne ważne punkty w rozgrywce o wyjazd na Igrzyska do Rio de Janeiro. W Casablance wygrała dwie walki, a do pełni szczęścia Polce zabrakło tylko zwycięstwa w finale. Furmanek przez ippon pokonała kolejno: Jodie Myers i Aleksandrę Babincewą. Porażka w finale była niefortunna, gdyż nasza zawodniczka przegrała tylko jedną karą shido. W decydującym pojedynku Furmanek zmierzyła się z Włoszką Elisą Marchio. Polka zebrała trzy kary shido, jej rywalka dwie.

Katarzyna Furmanek notuje kolejny dobry start w tym sezonie. Dwie tygodnie temu judoczka triumfowała podczas zawodów Pucharu Świata w Czechach. Warto podkreślić, że Furmanek startuje w nowej dla siebie kategorii wagowej – +78 kg. Wcześniej startowała w 78 kg. Widać, że zmiana wyszła Polce na dobre, gdyż z każdym kolejnym występem radzi sobie coraz lepiej. Triumf w Pradze i drugie miejsce w Casablance są dobrym prognostykiem przed mistrzostwami Europy i świata.

W Casablance z dobrej strony pokazała się Karolina Tałach (63 kg). Polka zawody zaczęła od rywalizacji z reprezentantką Egiptu – Shorok Shoer. Tałach wygrała przez waza-ari. Zdecydowanie w Casablance naszej zawodniczce nie leżały rywalki z Francji. W ćwierćfinale przegrała z Anne – Laure Bellard, jednak w tej walce niewiele zabrakło do szczęścia. Polka przegrała jedną karą shido. W walce repasażowej Tałach zwyciężyła przez yuko Helene Wezeu Dombeu. Walka o brązowy medal nie potoczyła się po myśli naszej judoczki, która ponownie trafiła na rywalkę z Francji. Marielle Pruvost pokonała Tałach przez ippon. Tym samym reprezentantka Polski uplasowała się na piątej pozycji. W porównaniu z poprzednim startem w Pradze Tałach zaliczyła lepszy występ. Podczas zawodów w Czechach judoczka zajęła siódmą lokatę. Nieudane występy zaliczyły Magdalena Miller (57 kg) oraz Dominika Błach (63 kg), które odpadły już w eliminacjach.

W Hiszpanii odbył się Puchar Europy kadetów, w którym nasi reprezentanci zdobyli cztery krążki. Po srebrne medale zdobyli Barbara Kulik (63 kg) i Maciej Krogulski (73 kg), na trzecim stopniu podium stanęli Vanessa Machnicka (52 kg) i Iwo Baraniewski (81 kg).

Katarzyna Furmanek w Casablance potwierdziła, że triumf w Pradze nie był przypadkiem. Polka gromadzi cenne punkty w wyścigu po bilet do Rio de Janeiro. Żeńska reprezentacja Polski w judo prezentuje się bardzo dobrze i możemy liczyć na medal w drużynie z najważniejszych imprez w tym sezonie.

 

KM

Czy Brodnicka wygra z głodem?

Ewa Brodnicka staje przed kolejnym wyzwaniem. 14 marca na gali Tymex Boxing Promotion oraz Global Boxing w Lubinie posiadaczka interkontynentalnego mistrzostwa świata WBF zmierzy się z Giną Chamie.

Brodnicka na zawodowym ringu nie zaznała goryczy porażki i nie ma zamiaru poznawać tego smaku. W ostatnim pojedynku Polka rozprawiła się z doświadczoną Bułgarką Galiną Gumliiską. Sędziowie nie mieli wątpliwości i jednogłośnie przyznali zwycięstwo Brodnickiej, która w ubiegłym roku wywalczyła interkontynentalne mistrzostwo świata WBF w wadze super lekkiej. W Lubinie Polka zmierzy się z Giną Chamie. Brodnicka intensywnie przygotowywała się do rywalizacji pod okiem trenera Krzysztofa Drzazgowskiego. Podczas treningów sparowała z Anną Słowik, a także z bokserami. Brodnicka przepracowała okres przygotowań intensywnie na każdej płaszczyźnie – siłowej, wytrzymałościowej oraz taktycznej. W pojedynku z Chamie Polka będzie faworytką.

Najbliższa rywalka Polki jest głodna sukcesu. Czy Chamie zaspokoi swoje pragnienia w pojedynku z Brodnicką? 24-latka staje do rywalizacji z niepokonaną Polką, ale z pewnością nie zrobi to na niej wrażenia. Brodnicka jest wytrzymałą, silną, a przede wszystkim utalentowaną bokserką i musi potwierdzić to w ringu. Chamie mimo młodego wieku ma już bogate doświadczenie. Węgierka dwukrotnie walczyła o mistrzowskie pasy, jednak w obu przypadkach przegrała. Z Nicole Wesner rywalizowała o wakujący tytuł międzynarodowej mistrzyni świata WBF i w trzeciej rundzie została znokautowana. To był ostatni pojedynek Chamie, która walczyła również o pas WBO z Ramoną Kuehne. Prezentowała się dobrze i toczyła wyrównany bój, jednak z powodu kontuzji w szóstej rundzie rywalizacja dobiegła końca. Chamie legitymuje się bilansem jedenastu zwycięstw i dwóch porażek. Można wnioskować, że Węgierka nie wytrzymuje psychicznie pojedynków o stawkę, choć warto podkreślić wartość przeciwniczek, z którymi mierzyła się w rywalizacji o mistrzowskie pasy.

Czym Chamie może zaskoczyć Brodnicką? Młoda zawodniczka dobrze trzyma się na nogach i nie unika walki. Chamie potrafi płynie przejść z defensywy do ataku. Do tej pory wygrała pięć pojedynków przez nokaut. Z pewnością Brodnicka będzie uważna i postara się od początku kontrolować przebieg walki. Polka powinna narzucić własne warunki, gdyż Chamie może wykorzystac każdy moment zawahania. Mimo młodego wieku boksowała już o najwyższe cele i stoczyła więcej pojedynków na zawodowym ringu niż Brodnicka. Starcie pań zapowiada się ciekawie. W ringu spotkają się zawodniczki z potencjałem, które będą chciały wygrać i otworzyć sobie kolejne drogi zawodowej kariery. Brodnicka chce w tym roku walczyć o mistrzostwo świata, wygrana z Chamie z pewnością przybliżyłaby Polkę do realizacji tego celu. Rywalizacja z Węgierką ma być pierwszym krokiem do nasycenia się.

W Lubinie trzeci pojedynek po powrocie na ring stoczy Mariusz Wach. „Viking” zmierzy się z Gbengą Oluokunem, który zapomniał, czy jest wygrana. Wach powinien bez problemu dopisać kolejne zwycięstwo do swojego bilansu. Na gali w Lubinie zaprezentują się również Damian Wrzesiński, Michał Gerlecki, Michał Leśniak, Robert Parzęczewski.

KM

Jędrzejczyk idzie na wojnę

Polską zawodniczkę interesuje tylko jedno – mistrzowski pas. 14 marca podczas gali UFC 185 w Dallas Joanna Jędrzejczyk zmierzy się z Carlą Esparzą w pojedynku, którego stawką będzie mistrzostwo wagi słomkowej.

Polka musi zrobić tylko jeden krok, aby wejść na szczyt. Tak niewiele dzieli ją od spełnienia marzeń i ogromnego szczęścia. Jędrzejczyk jest blisko, ale musi być gotowa na wojnę. Carla Esparza tanio skóry nie sprzeda i zrobi wszystko, aby pozostać mistrzynią. Plany Jędrzejczyk są nieco inne, Polka chce odebrać tytuł rywalce. Czy w takim wypadku możliwy jest kompromis? Brzmi to dość śmiesznie. Kompromis w walce? Gdzie tam! Nie będzie żadnych pertraktacji, oktagon wszystko rozstrzygnie. Któraś ze stron będzie musiała ustąpić i przyjąć rację drugiej. Jak to będzie wyglądało?

Joanna Jędrzejczyk uwiodła UFC, szybko dotarła na salony. Pierwszą walkę dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie stoczyła w lipcu ubiegłego roku. Polka na punkty pokonała Julianę de Lima Carneiro. Drugi występ Jędrzejczyk w UFC był niezwykle efektywny, emocjonujący i rozbudził apetyty na kolejne występy naszej zawodniczki. Choć nie obyło się bez wątpliwości. Sędziowie uznali, że Jędrzejczyk była lepsza, Claudia Gadelha musiała pogodzić się z porażką, choć uznawała ją za niesłuszną. Polka zaprezentowała w rywalizacji z Brazylijką charakter i ambicję, które pomogły przetrwać jej trudne chwile. Jędrzejczyk pokazała się światu w 2013 roku, kiedy to w Moskwie wygrała z Julią Berezikovą. Był to pierwszy sygnał, że w kobiecym MMA pojawia się ciekawa postać. W czerwcu 2014 roku podczas gali CWFC Super Saturady przez nokaut pokonała Rosi Sexton, a miesiąc później podpisała kontrakt z UFC. Kariera Jędrzejczyk rozwija się błyskawicznie, a Polka staje obecnie przed życiową szansą.

Jeden warunek – wygrana z Esparzą. Można zachwalać Jędrzejczyk i wspierać ją w drodze do sukcesu, ale należy uświadomić sobie, że zwycięstwo nie przyjdzie łatwo. Esparza to zawodniczka wysokich lotów. De facto – ma mniejsze doświadczenie niż Jędrzejczyk w UFC. Esparza stoczyła zaledwie jeden pojedynek, ale już jest mistrzynią wagi słomkowej. 27-latka w debiucie w UFC pokonała przez duszenie Rosę Namajunas. Z powodzeniem radziła sobie podczas występów w organizacji Invicta FC, gdzie była mistrzynią w kategorii do 52 kg. Amerykanka poniosła w swojej karierze dwie porażki, ale są to odległe czasy. Ostatni pojedynek Esparza przegrała w czerwcu 2011 roku z Jessicą Aguilar. Jędrzejczyk wtedy koncentrowała się jeszcze na kickboxingu. Esparza jest fenomenalna na płaszczyźnie zapaśniczej i tu będzie upatrywała recepty na sukces. Jędrzejczyk dominuje w stójce, jednak intensywne treningi wyraźnie poprawiły jej umiejętności w parterze. Mimo wszystko Polka musi być uważna „na plecach”.

Jędrzejczyk jest zmotywowana i celuje w zdobycie mistrzowskiego pasa. Stara zasada: Polka może, Esparza musi. Jędrzejczyk jest w uprzywilejowanej pozycji – trudniej jest obronić niż zdobyć. Jedna i druga wykonały duży postęp, z miejsca stały się czołowymi postaciami kobiecego UFC. Joanna Jędrzejczyk staje przed ogromną szansą na zapisanie się w historii polskiego MMA. Polka zdecydowała się kontynuować swoją karierą poza granicami kraju i dość szybko może stać się mistrzynią najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Czy w Dallas spełni swoje marzenia? Wystarczy, że uczyni krok.

KM

Pro Kabaddi – po raz pierwszy w Polsce

Pro Kabaddi – po raz pierwszy w Polsce!

Kabaddi to niezwykle popularna w Indiach, Pakistanie i Bangladeszu gra zespołowa, znana od blisko czterech tysięcy lat. W pierwszym z tych państw – uznawanym za kolebkę tego sportu – w ubiegłym roku zorganizowano pierwsze sformalizowane mistrzostwa kraju. W trwającym niewiele ponad miesiąc turnieju udział wzięło osiem drużyn, które rozegrały łącznie 56 meczów w sezonie regularnym i cztery w play-off – dwa półfinały, finał i mecz o trzecie miejsce. W FightKlubie pokażemy najciekawsze spotkania całego sezonu. Pro Kabaddi po raz pierwszy polscy widzowie zobacząwsobotę 14 marca o godzinie 22:00.

[kod]

Źródło: materiały prasowe

Michele Focosi kontra Bence Molnar w starciu o pas IBF basenu Morza Śródziemnego.

Wiele emocji czeka widzów boksuZapraszamy w piątek na 21:00 na kolejną galę bokserską na żywo z Półwyspu Apenińskiego. Tym razem w nadmorskiej Falconara Marittima zobaczymy starcie o tytuł IBF basenu Morza Śródziemnego w kategorii lekkiej. Zaledwie 19-letni, choć mający na koncie już piętnaście zawodowych walk, pochodzący z Węgier Bence Monar skrzyżuje pięści ze starszym od niego o trzynaście lat Michelem Focosim. Dla młodziutkiego Węgra to już druga w karierze walka o tytuł. W listopadzie ubiegłego roku zmierzył się on w Finlandii z Tuomo Eronenem o pas Baltic Boxing Union i wyraźnie przegrał na punkty jednogłośną decyzją sędziów. Miesiąc później zrehabilitował się jednak zwyciężając z Tamasem Vozarem. Czy i tym razem będzie schodził z ringu z podniesioną głową? Dowiemy się już w najbliższy piątek o 21:00.

Źródło: materiały prasowe

Maciej Sulęcki

Polski bokser wagi średniej urodzony 2 maja 1989 roku w Warszawie. Trenować boks zaczął w wieku 11 lat. Jest wychowankiem Romana Misiewicza ze stołecznej Gwardii Warszawa.  Jako amator stoczył 140 walk, z których wygrał 110 razy. Trzykrotnie zdobył tytuł Mistrza Polski juniorów. 19 czerwca 2010 roku zadebiutował na zawodowych ringach pokonując Adama Gawlika przez nokaut w pierwszej rundzie.  18 sierpnia 2010 roku w Międzyzdrojach wygrał przez jednogłośną decyzje sędziów z Łotyszem Andrejsem Loginowsem. Pierwszym poważnym sprawdzianem dla Macieja było starcie z byłym mistrzem wagi półśredniej Ukraińcem Jurijem Nużnienką, którego pokonał na punkty.  23 lutego 2013 roku zmierzył się z niepokonanym Polakiem Robertem Świerzbińskim. Sulęcki wygrał po zaciętym pojedynku na punkty. W pojedynku wieczoru gali Ełk Boxing Night, pokonał na punkty Łukasza Wawrzyczka zdobywając tytuł mistrza RP. Była to pierwsza walka pod okiem trenera Andrzeja Gmitruka. 1 marca 2014 roku w Suwałkach pokonał jednogłośnie na punkty reprezentanta Francji Howarda Cospolite. 10 maja 2014 roku pokonał Francuza Nicolasa Diona, zdobywając pas międzynarodowego mistrza RP wagi super średniej. 8 listopada 2014 roku Sulęcki pokonał byłego mistrza Europy Grzegorza Proksę.  W lutym 2015 roku podpisał kontrakt z Amerykańskim promotorem Alem Haymonem.

Koniec zamieszania wokół Sulęckiego

Relacja Macieja Sulęckiego i Andrzeja Gmitruka była powszechnie znana. Była, gdyż już nie jest. Panowie zakończyli współpracę, jednak okoliczności rozstania odbyły się w nerwowej atmosferze.

Gmitruk trenował Sulęckiego, był wsparciem dla pięściarza i swego rodzaju drogowskazem. Ostatnim wspólnym sukcesem mistrza i ucznia była wygrana podczas listopadowej gali Polsat Boxing Night z Grzegorzem Proksą. Popualrny „Striczu” znokautował w siódmej rundzie byłego mistrza Europy. Sulęcki trenował pod okiem Andrzeja Gmitruka i Pawła Kłaka, jednak chciał się dalej rozwijać i walczyć o najwyższe cele. Oczywiście jest to naturalne, jak najbardziej zrozumiałe. Sulęcki zdecydował podpisać się kontrakt z Alem Haymonem,Sferis KnockOut Promotions i Warriors Boxing. Zawodnik wybrał opcję rozwoju oraz nowych możliwości.

Na tym polu niedomówień między trenerem, a bokserem być nie może. Jasne jest, że Sulęcki, który jest niepokonany na zawodowym ringu dąży do jak najlepszego wykorzystania własnych umiejętności. Pięściarz liczył, że w dalszym rozwoju będzie mógł liczyć na pomoc trenera Gmitruka. Kością niezgody stała się sama informacja. Gmitruk dowiedział się o wszystkim po fakcie. Ponadto, zdaniem trenera umowa nie była precyzyjna – nie wskazywała, kto odpowiada za określony zestaw zadań. W myśl ustaleń Gmitruk został zwolniony z opłat za przygotowania zawodnika i sparingpartnerów, a za pracę z pięściarzem miał nie pobierać wynagrodzenia. Wokół sytuacji wybuchła prawdziwa burza, w której uczestniczyli Gmitruk, Sulęcki oraz osoby współpracujące z najlepszym polskim bokserem wagi średniej.

Wedle trenera styl zachowania pięściarza był nie do zaakceptowania. Gmitruk nie mógł si ę pogodzić z tym, że Sulęcki podjął taką decyzję, wedle szkoleniowca niekorzystną. Pojawiły się głosy, że trener nie mógł się pogodzić z sytuacją, gdyż uderzała ona w jego interesy. Gmitruk nadal chciał być trenerem oraz współpromotorem Sulęckiego. Dochodziło do absurdalnych sytuacji, w których trener prosił zawodnika, aby ten opuścił salę treningową. Brak dialogu stał się podstawą licznych nieporozumień, niedomówień, co świadczy o braku odpowiedzialności w regulowaniun kwestii na poziomie formalnych. Prezentowana sytuacja wygląda mało profesjonalnie. Dodatkowe zamieszanie niczemu nie służyło, a wręcz przeciwnie zaszkodziło i pokazało pewne ułomności w drodze poszukiwania kompromisu.

Wydaje się, że całą sprawę kończy oświadczenie Sulęckiego. Bokser potwierdza, że współpraca z Gmitrukiem została zakończona, jednak potwierdza, iż liczył na kontynuację treningów. Ponadto, Sulęcki wyraził podziękowania dla trenera za wkład włożony w jego rozwój, poświęcony czas i uwagę. Teraz przed Sulęckim kolejny rozdział w zawodowej karierze. 24 kwietnia „Striczu” stoczy pojedynek w USA. W kontekście pojedynku pojawiło się nazwisko Scotta Sigmona jako potencjalnego rywala najlepszego polskiego boksera wagi średniej. Całą sprawą zajmują się promotorzy Sulęckiego – Andrzej Wasilewski i Leon Margules. Podczas kwietniowego starcia w narożniku pięściarza pojawi się nowy trener. 

KM

Warszawa czeka na karate

Rozpoczęło się wielkie odliczanie. W kwietniu w Warszawie odbędą się Mistrzostwa Europy Karate Shinyokushin 2015 (MEKS).

U podstaw karate leży podkreślenie wartości i rozwój duchowy. Z jednej strony istotą jest doskonalenie się, ale warto podkreślić element walki parterowej. W środowisku karate nadal trwa dyskusja, co do zasad, które mogłyby umożliwić popularyzację dyscypliny. Głównie tyczy się to formuły rozumianej w kategoriach sportu z elementami samoobrony. Bez wątpienia karate jest dyscypliną, która ma wartość. Należy podkreślić, że powstała na gruncie judo i charakteryzuje się systemem mistrz – uczeń. To niezwykle istotny znak, który uwydatnia szczególny charakter karate.

Polscy fani sportów walki z bliska będą mogli poznać karate shinyokushin. Z pewnością warto zgłębić wiedzę na temat tej dyscypliny i zainteresować nią najmłodszych. Mistrzostwa Europy karate shinyokushin odbędą się w dniach 17 – 18 kwietnia na warszawskim Torwarze. Pierwszego dnia organizatorzy zaplanowali eliminacje i finały w kategorii juniorów. Lista zawodników jest zamykana i w najbliższych dniach powinniśmy poznać personalia tych, którzy będą walczyć na warszawskim Torwarze. Drugiego dnia zawodów zaplanowano rywalizację seniorską.

Kilka słów o organizatorze. Zaszczyt ten przypadł Bielańskiemu Klubowi Karate Kyokusihn, dla którego jest to ogromne wyróżnienie. Istnieje on od 1992 roku, a jego założycielami są Mariusz Mazur i Andrzej Niedzielski – wybitni trenerzy i instruktorzy. Europejska Organizacja Karate obdarzyła Polską Federację Karate Shinkyokushin ogromnym zaufaniem. Z pewnością warto podkreślić fakt, że impreza tej rangi zostanie zorganizowana w Polsce. Dodatkowo w tym roku będą miały miejsce również Mistrzostwa Świata Open, które odbędą się w Tokio. W karate czas wielkich imprez.

Wedle przypuszczeń w zawodach weźmie udział około 300 zawodników z 26 krajów. Po raz kolejny dzięki sportom walki Polska, w tym przypadku szczególnie Warszawa, ma okazję do promocji i pokazania własnej kultury oraz możliwości udźwignięcia ciężaru organizacji imprezy rangi mistrzowskiej. Istotne jest wsparcie dla organizatora z ośrodków zewnętrznych. Patronat nad imprezą objęli Prezydent Miasta st. Warszawy, pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Ambasada Japonii w Polsce.

Mistrzostwa Europy Karate Shinyokushin 2015 są okazją do promocji Polski, ale także karate w Polsce. Do odkrycia jego głębi, potencjału oraz wartości. Rzecz jasna, że ta sztuka walki kojarzy się nam z kręgami japońskim, jednak w naszej kulturze nigdy nie przebiła się do szerszej świadomości. Zdarza się, że w szkołach swoje filie tworzą kluby karate, które chcą w ten sposób zachęcić do treningu dzieci. 17 – 18 kwietnia będą szczególną okazją aby przyjrzeć się zmaganiom zawodników karate na najwyższym poziomie. Warto wykorzystać tę szansę i poznać dyscyplinę z bliska. Wtedy być może dokonamy hierarchii, będziemy mieli szersze spojrzenie na sporty walki i w sposób obiektywny ocenimy ich wartość. Polska dostała szansę od Europejskiej Organizacji Karate, niech ją jak najlepiej wykorzysta dla siebie i dla rozwoju dzieci oraz młodzieży.

KM

 

Trybson napędza machinę XCage

Fakt, że Paweł Trybała wystąpi na gali XCage 7 wzbudza ogromne zainteresowanie. Organizacja wykorzystuje wizerunek „Trybsona”, co ma służyć popularyzacji marki. Gala odbędzie się 13 marca w Toruniu.

Kolejne emocje na polskiej arenie mieszanych sztuk walki. Organizacja XCage stawia kolejny krok na drodze popularyzacji swojego produktu. Do gali pozostały godziny, na horyzoncie nie widać żadnych przeszkód. – Przygotowania do gali idą zgodnie z planem. Właśnie wkroczyliśmy w ostatni etap promocyjny i zainteresowanie galą jest coraz większe – powiedział FighTime.pl Paweł Skórzewski z XCage.

W ostatniej chwili pojawiły się trudności związane z walką wieczoru. Z powodu kontuzji z udziału w gali musiał zrezygnować czołowy zawodnik. W walce wieczoru zaprezentuje się Adrian Zieliński, który nie znalazł pogromcy od sześciu pojedynków. Początkowo polski fighter miał się zmierzyć z Rustamem Khasanovem, jednak Rosjanin wypadł z gali z powodu kontuzji. Zieliński stoczy pojedynek z Litwinem Viktorem Tomaseviciem. Obaj panowie mieli już przyjemność spotkać się ze sobą w 2012 roku, jednak w tamtym przypadku w lepszym nastroju walkę kończył „Bandito”. W Toruniu Zieliński liczy, że uda mu się zrewanżować za wcześniejszą porażkę. Stawką pojedynku wieczoru nie będzie mistrzowski pas.

Podczas gali zaprezentuje się znany z występów w KSW Maciej Górski, który zmierzy się z Sebastianem Romanowskim. Niepokonany Michał Bacik stoczy pojedynek z Tymoteuszem Pledziewiczem. Na XCage 7 zaprezentują się również zawodnicy świetni znani z poprzednich gal organizacji m.in. Tomasz Romanowski i Kamil Roszak.

Główną uwagę skupia Paweł Trybała, znany z jednego z programów rozrywkowych. Należy oddać, że „Trybson” ma doświadczenie w sportach walki. Brał udział w zawodach, a także trenuje w klubie Rio Grappling Club Dąbrowa Górnicza.”Trybson” zmierzy się z Łukaszem Stojanowskim, który do tej pory stoczył dwa pojedynki w MMA. Organizatorzy nie ukrywają nadziei wiązanych z występem Trybały. – Angaż Pawła Trybały ma na celu przyciągnięcie na halę szerszej publiczności, która przypuszczalnie nie wybrałaby się na galę w innym przypadku. Pozostałe osiem walk z rozpiski posiada bardzo dużą wartość sportową, jednak rynek MMA jest na tyle specyficzny, że potrzebne są takie działania by wznieść się na wyższy pułap. Wychodzimy z założenia, że kibic, który przyjdzie "na Trybsona" zobaczy innych doskonałych zawodników i zainteresuje się ich walkami – mówił Skórzewski. Rodzi się pytanie o wartość sportową występu „Trybsona”, który mimo faktu trenowania sportów walki nigdy nie prezentował się na takim poziomie. – Jeżeli chodzi o samego „Trybsona” zrobił on bardzo duże postępy kondycyjne oraz techniczne. Zawodnik jest świetnie przygotowany do każde płaszczyzny walki – powiedział Skórzewski.

Czy „Trybson” spełni pokalane w nim nadzieje? Trybała stał się twarzą XCage 7 i od chwili angażu wzbudzał ogromne zainteresowanie. Z pewnością organizacja zyskała na tym działaniu, jednak teraz musi potwierdzić swoją wartość na płaszczyźnie sportowej.

 

KM

Łukasz Wichowski

Polski zawodnik Kick-Boxingu kat. -81kg (full contact) / -79kg (light contact) urodzony 10 września 1990 roku w Warszawie. Obecnie absolwent Politechniki Warszawskiej kierunku inżynieria środowiska.

Swoją przygodę z kick-boxingiem rozpoczął w 2006r trafiając do sekcji KS Nadstal prowadzonej przez Tomasza Bąka, a od 2013r trenuje pod okiem 6-krotnego Mistrza Świata Piotra Siegoczyńskiego w klubie sportowym X Fight Piaseczno. Od 2014r nawiązał współpracę z zawodową grupą DSF Kick-Boxing Team, w której jest zawodnikiem formuły full contact.

Swoją karierę sportową rozpoczynał od formuł planszowych tj. pointfighting i light contact. W formule light contact w 2009r będąc jeszcze juniorem zdobył brązowy medal w rozgrywkach seniorskich na międzynarodowym turnieju Austrian Classic w Austrii ulegając jednemu z niepokonanych dotąd Mistrzów Świata Zoltanowi Dancsowi; tego samego roku zdobył złoto na Pucharze Świata w Lignano Sabiarodo oraz brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Neapolu. W 2014r w tej formule zdobył także 2 puchary świata w Austrii i na Węgrzech.

Decyzja o jego startach w full contact zapadła w lutym 2014, gdzie zadebiutował na zawodowym ringu pokonując swego przeciwnika decyzją 3:0. Od tamtej pory z tą formułą wiąże większość swoich sportowych planów. Jako zawodnik grupy DSF na zawodowym ringu stoczył już 3 pojedynki, wszystkie zwyciężając przed czasem.

Największe osiągnięcia Łukasza to:

walki zawodowe:

  • DSF Kick Boxing Challenge, Włocławek Hala Mistrzów VI 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick_Boxing Challenge, Arena Ursynów IV 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge, Piaseczno II 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge,  Ząbki XII 2014 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge,  Ząbki IX 2014 (full contact) – wygrana

 

walki amatorskie:

·         I m-ce Puchar Świata Tirol – Austria 2014r (light contact -79kg)

·         I m-ce Puchar Świata Szeged – Węgry 2014r (light contact -79kg)

·         4- krotny Mistrz Polski w formule semi contact -79kg

·         4- krotny Mistrz Polski w formule light contact -79kg

·         I m-ce Polish Open Węgrów 2011r, (kick-light -79 kg)

·         I m-ce Polish Open Węgrów 2011 (semi contact -84 kg)

·         II m-ce Golden Gloves Mareno di Piave – Włochy 2009r (light contact double team z Przemysławem Ziemnickim -79 kg)

·         III m-ce Austrian Classic Tirol, Austria 2009 (light contact -79 kg)

·         I m-ce Puchar Świata Salsomaggiore – Włochy 2008r (light contact JUNIOR -79 kg)

·         III m-ce Mistrzostwa Świata Neapol – Włochy 2008 (light contact JUNIOR -79 kg)

MP low-kick: Ruta nie obronił tytułu

W Wołominie startowało zaledwie sześciu mistrzów z poprzedniego roku (dwóch panów i cztery panie). Płci pięknej udało się powtórzyć sukces, Sebastian Słoń i Kamil Ruta nie obronili tytułów.

Mistrzostwa Polski w kickboxingu w formule low-kick odbyły się w Kobyłce i Wołominie. Iwona Nieroda z Diamentu Pstrągowa w kategorii 56 kg sięgnęła po szósty tytuł z rzędu. Zdobycze z poprzednich mistrzostw obroniły również Paulina Bieć (+70 kg), Marta Waliczek (60 kg) oraz Joanna Walkiewicz (48 kg). Siódmy tytuł mistrza Polski zdobył Eliasz Jankowski, który rok temu w Bełchatowie wystartował w wyższej kategorii wagowej i musiał obejść się smakiem. W finałowym pojedynku w kategorii 63,5 kg zawodnik z Legnicy pokonał Jana Lodzika. Maciej Garbaczewski najlepszy okazał się w wadze 71 kg.

O niespodziance można mówić w licznie obsadzonej kategorii 81 kg. Kamil Ruta nie obronił tytułu mistrza Polski. Zawodnik z Kobyłki mocno rozpoczął zawody, gdyż już w pierwszej walce przed czasem wyeliminował Przemysława Nowosada. Pojedynek z Przemysławem Ziemnickim Ruta wygrał na punkty. W półfinale zmierzył się z Łukaszem Rambalskim – tak jak przed rokiem w Bełchatowie. Rywalizacja o złoto z Radosławem Paczuskim zapowiadała się pasjonująca i taka była. Ruta w drugiej rundzie musiał uznać wyższość rywala, który odebrał reprezentantowi klubu Wicher Kobyłka mistrzowski tytuł. Paczuski w półfinale miał zmierzyć się z Mikołajem Krause, jednak zawodnik Rebelii Kartuzy z powodu kontuzji wycofał się z rywalizacji. W 1/16 finału zawodnik Radość Boxing Team odprawił Mateusza Rycerskiego, następnie Tomasza Zyska.

Dobry występ Paczuskiego sprawił, że został on uznany najlepszym zawodnikiem mistrzostw Polski w formule low-kick. Wśród pań to miano przypadło Żanecie Cieśli (52 kg) z Legionu Głogów, która w finale rozprawiła się z Moniką Witkowską. Z pewnością zaskoczeniem jest fakt, że Kamil Ruta wywalczył tylko srebro. Mistrz świata z Turcji zapowiadał zdominowanie kategorii 81 kg, jednak tego planu zawodnikowi z Kobyłki nie udało się zrealizować.

Mistrzostwa Polski w kickboxingu w formule low-kick cieszyły się dużym zainteresowaniem. Trybuny były wypełnione do ostatniego miejsca. Kibice oblegali halę już od eliminacji, z chęcią obserwując zmagania zawodników. Na finały wszystkie wejściówki zostały rozprowadzone bardzo szybko. Bilety na zawody były bezpłatne, co miało przybliżyć kibiców do kickboxingu. Mistrzostwa Polski miały na celu promocję i popularyzację dyscypliny wśród jak największej rzeszy ludzi.

Zwycięzcy MP kickboxing low-kick 2015:

kobiety: Joanna Walkiewicz (48 kg, SK Kickboxing Kielce), Żaneta Cieśla (52 kg, Legion Głogów), Iwona Nieroda (56 kg, Diament Pstrągowa), Marta Waliczek (60 kg, Beskid Dragon Bielsko-Biała), Monika Kędzierska (65 kg, Sparta Chrzanów), Kamila Bałanda (70 kg, Champion Gdańsk);

mężczyźni: Łukasz Wydro (57 kg, Smok Toruń), Michał Marszał (60 kg, Golden Dragon Bydgoszcz), Eliasz Jankowski (63,5 kg, TKKF Olimp Legnica), Jarosław Daschke (67 kg, Champion Gdańsk), Maciej Garbaczewski (71 kg, TKKF Siedlce), Michal Ronkiewicz (75 kg, Gym Fight Wrocław), Radosław Paczuski (81 kg, Radość Boxing Team), Maciej Janowski (86 kg, Gym Fight Wrocław), Patryk Proszek (91 kg, Gwardia Zielona Góra), Tomasz Klimiuk (+91 kg, Human Białystok).

KM

Telewizyjna ekspansja UFC

Kibice sportów walki z Holandii będą mogli obejrzeć na żywo galę UFC, która odbędzie się w Krakowie. Najpopularniejsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie podpisała umowę ze spółką Erevisie Media & Marketing.

Tym samym UFC będzie pokazywane w Holandii na ogólnodostępnym kanale Fox oraz płatnym Fox Sports. Debiut nastąpi już 9 marca, kiedy to odbędzie się emisja programu UFC Unleashed na Fox Sports. Z kolei 21 marca na antenie kanału Fox zadebiutuje popularny "The Ultimate Fighter", który będzie pokazywany co tydzień. Ponadto, stacje mają transmitować gale UFC.

Pytanie: czy polski widz odniesie korzyść z tego faktu? W Polsce grupa Erevisie Media & Marketing posiada dwa kanały Fox i Fox Live. Na polskim rynku nie ma jeszcze stacji Fox Sports, która w głównej mierze odpowiadać będzie za trasmitowanie wydarzeń związanych z MMA. Jednakże nie można pomijać drugiego z kanałów. Fox również będzie transmitował imprezy UFC na żywo i pierwszym wydarzeniem, które pokaże będzie gala z Polski. Czy polscy kibice mieszanych sztuk walki będą mogli ją zobaczyć na antenie? Jednoznacznie nie można tego stwierdzić. Fox w swojej ofercie proponował widzom spotkania koszykarskiej Euroligi, jednak nie spotkały się one z większym zainteresowaniem. Z pewnością gala UFC, dodatkowo mająca miejsce w Krakowie, przyciągnęłaby widzów przed ekrany. Jednak wszystko zależy od stacji. Również debiut gali UFC na kanale Fox Sports będzie miał polski akcent. 14 maraca kanał pokaże walki z Dallas. Podczas UFC 185 w pojedynku o mistrzowski pas wagi słomkowej zaprezentują się Joanna Jędrzejczyk i Carla Esparza. Dodatkowo podczas gali w Dallas wystąpią figterzy z Holandii: Alistair Overeem oraz Germain Randamie.

UFC chce dotrzeć ze swoim produktem do jak największej ilości odbiorców. Marka, która znana jest na całym świecie może dyktować warunki gry, ale powinna również trzymać rękę na pulsie. Wymagania widza wzrastają i oczekuje on prawdziwego widowiska. Podpisanie umowy ze spółką Erevisie Media & Marketing jest dla UFC kolejnym punktem na drodze do podboju europejskiej areny. Jednakże, czy widz ze Starego Kontynetu będzie za wszelką cenę chciał oglądać gale amerykańskiej organizacji? Europejskie organizacje starają się dostarczyć kibicom widowisk najwyższych „sportowych lotów”. Przewaga UFC polega na tym, że stała się najbardziej rozpoznwalną marką o ogromnym zasięgu. Stopniowo chce rozbudowywać swoją strukturę, aby ugruntować swoją pozycję. UFC przyciąga najlepszych zawodników, którzy wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności.

MMA się rozwija. Pojawiają się nowe organizacje, które odkrywają talenty i szlifuję je na prawdziwe diamenty. Potencjalny widz sportów walki ma coraz większe wymagania i potrafi odróżnić dobrą walkę od słabej. Niekiedy gale UFC sprowadzają się jedynie do pojedynku wieczoru, wcześniejsze starcia nie mają w sobie żadnej nudy ciekawości, nie przyciągają uwagi. Kibic europejski ma inne podejście od amerykańskiego. Fakt, że UFC organizuje gale w różnych krajach, a teraz podpisało umowę z kolejną telewizją musi rówież powodować rozwój organizacji. Rozwój biznesu musi iść w parze z rozwojem produktu.

KM

zdj. Getty Images

Kownacki przejął ster w judo

Sławomir Kownacki decyzją delegatów został wybrany nowym prezesem Polskiego Związku Judo. Tym samym kończy się okres urzędowania kuratora Mariusza Radziewskiego. Stery w związku przyjmuje Kownacki, który będzie dążył do obudowy wizerunku judo.

Powołanie kuratora wzbudziło zainteresowanie dyscypliną, ale w sensie negatywnym. Wizerunek Polskiego Związku Judo ucierpiał, gdyż wytworzył się obraz nieładu, zamieszania oraz licznych nieprawidłowości. Powodem wprowadzenia kuratora były nieprawidłowości przy wyborze władz w 2012 roku. Za sytuację obwiniano byłego już prezesa Wiesława Błacha, który miał ubiegać się o reelekcję, ale ostatecznie zrezygnował ze startu. Działania kuratora miały dążyć do naprawy sytuacji. Kryzys dobiega więc końca wraz z wyborem nowego prezesa. Sławomir Kowancki ma za zadanie odbudowanie wizerunku związku, naprawienie relacji z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz przywrócenie judo właściwej pozycji w sportowej hierarchii.

Nowy prezes otrzymał 119 głosów (53% poparcia), za nim uplasowali się Juliusz Kowalczyk – 80 głosów oraz Michał Adamiec -25 głosów. Kownacki w przeszłości był zawodnikiem AZS AWF Wrocław. Odnosił sukcesy na poziomie juniorskim, na płaszczyźnie seniorskiej zdobywał tytuły mistrza Polski w drużynie. Ponadto, Kowancki jest uznanym sędzią judo. W 1979 roku zdobył uprawnienia sędziowskie, w 1999 roku stał się arbitrem kontynentalnym.

Kownacki jako prezes chce obudować pozycję judo. Nowy sternik PZJudo liczy na kontynuację dobrej dyspozycji naszych zawodników i medal olimpijski w Rio de Janeiro. Kownacki zwraca uwagę na konieczność rozwoju dyscypliny poprzez wprowadzenie judo do programu realizacji w szkołach. Istotne jest również oddłużenie związku oraz poprawa relacji z Ministerstwem Sportu i Turystki, a także dostosowanie statutu do wymogów ministerialnych. Celem Kownackiego jest konsolidacja środowiska judo i zaniechanie podziałów. Nowy prezes chce działać dla dobra dyscypliny, aby odzyskała ona należną pozycję i rozwijała się.

Zadań przed nowym prezesem jest wiele. 52-letni Kownacki musi odbudować wizerunek związku w oczach społeczeństwa, który w wyniku wydarzeń ostatnich miesięcy wyraźnie ucierpiał. Z pewnością pomogą w tym dobre występy polskich judoków. Nasi reprezentanci prezentują wysoką formę. Maciej Sarnacki wygrał Puchar Świata w Warszawie, na początku sezonu z dobrej strony pokazały się Agata Perenc i Katarzyna Furmanek. Kapitał sportowy w judo jest ogromny i wiadomo, co jest celem. Rzecz jasna – igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Jednakże  należy poczynić kroki w ustabilizowaniu i ustaleniu linii szkoleniowej w Polsce. Konieczne jest zbudowanie właściwej struktury szkolenia, która umożliwi odkrycie nowych mistrzów w postaci następców Pawła Nastuli i Anety Szczepańskiej. Ministerstwo będzie bacznie obserwowało PZJudo, więc tę relację należy budować w oparciu o zaufanie oraz zgodną współpracę. Przed nowym prezesem wiele pracy. Judo posiada kapitał sportowy, który należy wykorzystać, a w związku wprowadzić  spokój – niezbędny w obecnej sytuacji.

KM

Niedopuszczalne chwile grozy

Gala Fight Exclusive Night 6 we Wrocławiu dostarczyła wielu emocji, ale zrodziła jeszcze więcej pytań. Gdzie jest granica dobrego smaku? Czy zdrowie i życie nie są najważniejszymi wartościami?

Otóż są i to bez wątpliwości. Kwestią fundamentalną jest odpowiedzialność i zachowanie zdrowego rozsądku. Podczas gali FEN 6 Victor Marinho i Tymoteusz Świątek zmierzyli się w pojedynku o mistrzowski pas wagi koguciej. Portugalczyk zdominował polskiego fightera i niemiłosiernie go okładał mocnymi ciosami. Pojedynek zakończył się w piątej rundzie, a powinien zdecydowanie wcześniej.

Już w pierwszej odsłonie Marinho mocno naruszył Świątka. Potężnymi ciosami trafiał w głowę Polaka, rozciął mu łuk brwiowy. Świątek oszołomiony wrócił do narożnika, jednak chwila oddechu na niewiele się zdała. W dalszej części pojedynku Polak miał problemy z utrzymaniem gardy, a Portugalczyk nie ustawał w natarciu i niezliczoną liczbę ciosów słał na głowę coraz słabszego przeciwnika. Świątek ledwo trzymał się na nogach, lecz dotrwał do piątej rundy. Trudne do zrozumienia jest, że sędzia pozwolił, aby zawodnik w takim stanie kontynuował walkę. W piątej rundzie Świątek został znokautowany. Zawodnik padł na deski i był długo reanimowany. Do takich sytuacji dochodzić nie może.

Czy wszystko za cenę widowiska? Zawodnicy stawiają na szali swoje zdrowie i życie, ale toczą rywalizację w obecności  rozjemcy, czyli sędziego, który powinien racjonalnie oceniać dyspozycję fighterów. Obserwując Świątka powinien zareagować. Polak słaniał się na nogach, nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki z Marinho. Dlaczego sędzia nie zareagował? Bo był pod presją? Marne wytłumaczenie. Rolą sędziego jest panowanie nad sytuacją w ringu i nie dopuszczanie do sytuacji krytycznych. Fakt, że czasami w ferworze walki jeden cios stawia na szali życie i zdrowie, jednak w przypadku Świątka „egzekucja” trwała kilka rund. Walkę mógł przerwać narożnik zawodnika, jednak ręcznik nie został rzucony. Trener powinien reagować. Skoro kontakt z zawodnikiem jest utrudniony, widać, iż jest on półprzytomny to jak można pozwolić, aby kontynuował pojedynek?

Warto zastanowić się jak można było dopuścić do sytuacji, w której publiczność musiała patrzeć na męczarnie zawodnika. Dodatkowo ludzie krzyczeli, machali rękoma, aby coś zrobić. Zero reakcji. Zawiódł sędzia, zawiódł narożnik Świątka. Być może zawodnik chciał walczyć, ale pod wpływem adrenaliny bądź uporu, ambicji człowiek nie dopuszcza możliwości poddania się. Jednak powinien mieć oparcie w innych podmiotach. Ktoś ten pojedynek kontrolował, ktoś go obserwował, ktoś miał go prawo przerwać. Mimo to trwała walka, w której Świątek zbierał kolejne ciosy aż padł nieprzytomny.

Zawodnik został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Z pewnością Światka czeka kilkudniowy okres regeneracji, badań i dochodzenia do pełnej sprawności. Należy podjąć temat określenia, co jest istotą walki. Czy wzajemne obijanie się do nieprzytomności? Chyba nie. Chodzi o widowisko, które ma mieć smak i uwzględniać zasadę poszanowania zdrowia i życia.

KM

Fabiński zastąpi Jotkę

Bartosz Fabiński wystąpi podczas gali UFC w Polsce. Polski fighter podpisał kontrakt z najlepszą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie.

Pierwszy pojedynek w UFC i od razu przed własną publicznością – to jest coś. Fabiński zadebiutuje w barwach najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki w wyjątkowych warunkach. Po pierwsze, gdyż będzie walczył w ojczyźnie. Po drugie, w Krakowie zastąpi  Krzysztofa Jotkę. Bartosz Fabiński zmierzy się z Garrethem McLellanem.

Krzysztof Jotko w Krakowie nie zaprezentuje się z powodu kontuzji. W trakcie jednego z treningów zawodnik nabawił się kontuzji lewej ręki, co uniemożliwia mu start. Zastanawiano się, kto zastąpi Jotkę podczas UFC w Polsce. Pojawiło się nazwisko Fabińskiego, jednak początkowo nie była to pewna informacja. Teraz jest już pewne – kolejny Polak podpisał umowę z UFC.

28-letni zawodnik wywodzi się z judo. Pierwszą walkę w MMA stoczył w listopadzie 2011 roku, kiedy podczas Fight Cup: Battle of Warsaw pokonał Roberta Białoszewskiego. Obecnie jest mistrzem PLMMA w wadze średniej. Należy dodać, że Fabiński toczył pojedynki również w połśredniej. Warszawianin ma dobrą passę – wygrał cztery kolejne walki. Ostatni pojedynek stoczył w październiku ubiegłego roku, kiedy podczas gali w Estonii pokonał Alika Tseiko. Fabiński w swojej karierze przegrał dwa pojedynki. Co ciekawe, jednym z jego pogromców był Marcin Bandel, który również zaprezentuje się podczas UFC w Krakowie.

 Karta walk polskiej gali jest już w całości znana. W pojedynku wieczoru wystąpią Mirko Filipović i Gabriel Gonzaga. Emocjonujące powinno być kolejne starcie Jana Błachowicza. „John” miał mocne wejście do UFC i zamierza dalej budować swoją pozycję w strukturach organizacji. W Krakowie na jego drodze stanie Jimi Manuwa. Ciekawie zapowiada się starcie Peter Sobotta vs Sergio Moraes. W Krakowie szansę zaprezentowania dostaną Marcin Bandel oraz Paweł Pawlak, dla których będzie to okazja do przełamania złej passy. Trzecią walkę w UFC stoczy 32-letni Daniel Omieliańczuk. Polak będzie chciał się zrehabilitować w oczach włodarzy organizacji. Omieliańczuk przegrał z Jardem Rosholtem podczas UFC Fight Night Minotauro vs Nelson. Polak wraca do zmagań po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją kciuka. W Krakowie Omieliańczuk stanie naprzeciw Anthony’ego Hamiltona. Podczas UFC w Polsce zaprezentuje się Claudia Gadelha, która przegrała z Joanną Jędrzejczyk. Polską płeć piękną w Krakowie reprezentowała będzie Izabela Badurek. Nasza zawodniczka wystąpi w rywalizacji z Aleksandrą Albu.

UFC w Polsce już 11 kwietnia. Czasu coraz mniej. Koszt wejściówek waha się w przedziale 100 – 2500 zł. Z tym, że te najtańsze są obecnie niedostępne. Bilet na trybunę kosztuje od 200 do 600 zł, na płytę cena wynosi 600 – 1500 zł. Za wejściówkę Ultimate Fan Package trzeba zapłacić 2500 zł, ale gwarantuje ona m.in. możliwość wejścia na ceremonię ważenia czy też zwiedzanie oktagonu.

KM

Mistrzowskie zmagania w formule low-kick

W Kobyłce i Wołominie odbędą się mistrzostwa Polski seniorów w kickboxingu w wersji low-kick. O tytuły powalczą zdobywcy medali na największych imprezach, ale kilku gwiazd zabraknie.

Zawody zaplanowano na trzy dni – od 6 do 8 marca. Na początek zaplanowano weryfikację i ważenie zawodników. W przypadku dużej liczby zgłoszeń już pierwszego dnia rozpoczną się walki eliminacyjne, które w głównej mierze zaplanowane są na sobotę. Rywalizacja wstępna odbędzie  się w Kobyłce, zaś niedzielne finały w Wołominie.

W złoto mierzy Marta Waliczek w kategorii -60 kg z  Beskidu Dragon Bielsko-Biała, która ma na swoim koncie wicemistrzostwo Europy. Do udziału w mistrzostwach nie zgłosiła się Agata Warzybok, która toczyła zaciętą rywalizację z fighterką z Bielska. Rok temu Marta Waliczek sięgnęła po tytuł i teraz jej głównym celem jest powtórzenie tego wyczynu. Czy stać ją na to? Bez wątpienia jest faworytką w swojej kategorii. Najgroźniejszą rywalką Waliczek powinna być Klaudia Cichoń. W Kobyłce i Wołominie zaprezentuje się również Iwona Nieroda, która coraz lepiej poczyna sobie na poziomie zawodowym. Zawodniczka Diamentu Pstrągowa wystartuje w kategorii 56 kg i będzie broniła mistrzostwa Polski. W rywalizacji pań wystąpią jeszcze dwie fighter ki, które wywalczyły tytuł rok temu. Joanna Walkiewicz wystartuje w kategorii 48 kg, gdzie zgłosiło się sześć zawodniczek. Paulina Bieć w wadze 70 kg musi pokonać Martynę Dzięciołowską z klubu Wicher Kobyłka.

W mistrzostwach wystartuje Eliasz Jankowski, który liczy na medal. Zawodnik nie wspomina dobrze występu sprzed roku w Bełchatowie. Podczas mistrzostw Polski wystartował w wyższej kategorii wagowej i wygrał tylko jedną walkę. Teraz zaprezentuje się w 63,5 kg, gdzie liczy na sukces. Wśród panów wystąpi zaledwie dwóch triumfatorów poprzednich mistrzostw. W kategorii 57 kg wystąpi Sebastian Słoń ze Sportowego Klubu Kickboxing Kielce. Mistrz z 2014 roku w swojej grupie ma czterech rywali. Gwiazdą imprezy będzie Kamil Ruta, który zaprezentuje się w bogato obsadzonej kategorii 81 kg. Mistrz świata z Turcji w ostatnim czasie imponował formą podczas gal grupy DSF, gdzie znokautował kolejno Łukasza Adamskiego i Mateusza Żukowskiego. W  Wołominie jest bezapelacyjnym faworytem do złota.

Wśród panów licznie obsadzone kategorie 86 kg,81 kg, 75 kg, 71 kg i 67 kg. Do niższych kategorii liczba zgłoszeń klarowała się na poziomie pięciu, sześciu zawodników. W cięższych wagach taka ilość byłaby sukcesem. Wśród pań licznie obsadzone są kategorie 48 kg i 70 kg. W mistrzostwach nie zobaczymy  m.in. mistrzyni świata Róży Gumiennej czy też mistrza Polski Łukasza Pławeckiego.

Niedzielne finały będą miały charakter gali. Nie zabraknie profesjonalnej oprawy, która będzie wstępem do widowiska. Organizator gali stawia na efektywność, co ma być kluczem do popularyzacji formuły low-kick oraz profesjonalizacji zawodów. Zapraszamy do śledzenia finałowych występów na antenie FighTime.

KM

Wyboru nadszedł czas

W głowach delegatów z pewnością już zapadły decyzje. Nadszedł czas, aby poznać wyniki głosowania i nazwisko nowego prezesa Polskiego Związku Judo. W niedzielę 8 marca odbędzie się Nadzwyczajny Kongres PZJudo.

Tym samym końca dobiega czas funkcjonowania w związku kuratora Mariusza Radziewskiego. PZJudo znalazło się pod kontrolą z powodu zamieszania wokół legalności wyboru władz. Ministerstwo Sportu i Turystyki postanowiło wyjaśnić  sprawę i zdecydowało o wprowadzeniu kuratora do związku. Ten na 8 marca wyznaczył termin wyboru władz, co kończy długą odyseję.

Na starcie pojawiło się sześciu kandydatów do fotela prezesa Polskiego Związku Judo. Wiesław Błach, który pełnił tę funkcję przed pojawieniem się kuratora, Cezary Borzęcki, Juliusz Kowalczyk, Michał Adamiec, Ryszard Janiszewski i Sławomir Kownacki. Z rywalizacji wycofało się dwóch kandydatów. Cezary Borzęcki zrezygnował z udziału w wyborach. Kandydat, który snuł wizję lepszego judo w Polsce i od dłuższego czasu publikował treści uderzające w Wiesława Błacha. Borzęcki stawiał na piedestale kwestię niemalże dyktatorskiego zarządzania związkiem przez brązowego medalistę mistrzostw świata z Seulu. W końcu postanowił zrezygnować z ubiegania się o stanowisko. Zaskoczeniem była decyzja Wiesława Błacha, który również wycofał się. Całe zamieszanie wokół judo w ostatnim czasie uderzało w osobę prezesa, który nie chował głowy w piasek i otwarcie prezentował swoje stanowisko. Jednakże postanowił zrezygnować ze startu w wyborach. W stosunku do Błacha formułowano wiele zarzutów dotyczących nadużyć, pogorszenia stanu finansów związku oraz zapaści dyscypliny. Fakty są nieco inne. Zadłużenie związku stopniowo spada – w 2013 roku zadłużenie wynosiło 967 tys. zł, a w 2012 rok – 1,384 mln, – a w roku 2014 nasza reprezentacja zdobywała medale na mistrzostwach świata i Europy.

Na placu boju pozostało zatem czterech kandydatów. Michał Adamiec to były zawodnik judo, który obecnie związany jest z Uczniowskim Klubem Judo Ryś. Kandydat jest ojcem judoki Tomasza Adamca. W swoim programie Adamiec podkreśla konieczność transparentności finansowej związku, stworzenia lokalnych ośrodków szkolenia judo oraz poprawę relacji ministerstwem. Ponadto, zwraca uwagę na konieczność relacji partnerskich PZJudo z okręgowymi związkami oraz klubami i chciałby nawiązać współpracę z ikonami polskiego judo, co miałoby pomóc w uzyskaniu lepszego finansowania. Juliusz Kowalczyk zapowiada, że jest gotów pełnić funkcję prezesa społecznie. Opowiada się za większą przejrzystością i przede wszystkim normalnością. Kowalczyk stawia za priorytet odzyskanie zaufania Ministerstwa Sportu i Turystyki. Kolejnym ważnym polem działania jest system szkolenia młodzieży, który miałby zostać przeniesiony do regionów. Ryszard Janiszewski to kandydat, który od ponad czterdziestu lat związany jest z dyscypliną. Czynnie uprawiał judo, pracował w strukturach związkowych oraz realizował się na polu szkoleniowym m.in. był trenerem kadry Kuwejtu. Dla Janiszewskiego celem jest odbudowa lat świetności dyscypliny i medal na Igrzyskach Olimpijskich.

Sławomir Kownacki ostrożnie podchodzi do kwestii rewolucji. Kandydat stawia na kontynuację wdrożonych już zmian i spokojne przygotowanie do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jako prezes Polskiego Związku Judo chciałby zmienić statut i dostosować go do wymogów ministerialnych. Ponadto, w polu zainteresowań Kownackiego znajduje się uregulowanie innych kwestii formalnych m.in. dotyczących komisji dyscyplinarnej. Kandydat stawia za priorytet nadanie właściwych ram do funkcjonowania związku, liczy na doprowadzenie do konsolidacji środowiska i nie chce burzyć tego, co już zostało zrobione. Cykl przygotowawczy do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro jest najważniejszy. Na tę porę sześciu naszych reprezentantów miałoby szanse walczyć o medale olimpijskie. Z pewnością Polacy w Rio dołożą wszelkich starań, aby zaprezentować się jak najlepiej. Nasi reprezentanci prezentują wysoką formę, więc w przyszłość patrzymy z nadziejami.

8 marca poznamy nazwisko nowego prezesa. Powinno to uspokoić sytuację w judo i rozpocząć proces stabilizacji, gdyż dobro dyscypliny jest najważniejsze. O fotel powalczy czterech kandydatów. Wszystko w rękach delegatów, którzy wybiorą nowego prezesa.

KM

Maciej Miszkiń

Polski zawodowy bokser oraz Kick-boxer urodzony w 1983 roku w Sokółce. Maciej przez 6 lat trenował Kick-boxing. Jego największym sukcesem w tym sporcie było zdobycie wicemistrzostwa Europy. W 2007 roku zdobył wicemistrzostwo Polski w formule low-kick. Rok później został mistrzem Polski w formule K-1. 9 maja 2009 roku Miszkiń zadebiutował na zawodowym ringu bokserskim, pokonując Słowaka Miroslava Kvockę. W listopadzie tego samego roku nawiązał współpracę z grupą promotorską KnockOut Promotions. Pierwszym pojedynkiem z nowym sztabem trenerskim był pojedynek z Bułgarem Grigorem Sarohanianem. Po sześciu rundach pojedynek wygrał Polak. 15 maja 2010 roku Miszkiń wystąpił na gali w Łodzi gdzie jego rywalem był Amir Hacimuradov. Maciej wygrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie. 12 czerwca 2010 roku Miszkiń stoczył swój 10 zawodowy pojedynek. Jego rywalem był Rumun Vitali Mirza, którego pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu. 17 listopada 2012 roku Maciej stoczył swój piętnasty zwycięski pojedynek. Jego przeciwnikiem był Bartłomiej Grafka. 23 listopada 2013 roku doznał swojej pierwszej porażki. Pokonał go Vincent Feigenbutz. Kolejne dwa starcia przyniosły Maciejowi dwie porażki. Pierwszą przegrał z Pawłem Głażewskim a drugą z Aliaksandrem Sushchytsem. 31 stycznia 2015 roku przerwał passę trzech porażek pokonując Łotysza Dmitrijsa Ovsjanniksova. 

Paweł Jędrzejczyk

Polski zawodnik muay thai i kickboxingu urodzony 15 listopada 1980 roku we Wrocławiu.  Członek kadry narodowej w kickboxingu i Muay thai w latach 2005-2010. Paweł jest multimedalistą Mistrzostw i Pucharów Świata oraz Mistrzostw i Pucharów Polski. W 2007 roku wywalczył tytuł Mistrza Europy muay thai organizacji WMf i tytuł vice mistrza świata muay thai organizacji WKA.  W 2009 roku łącząc starty zawodowe i amatorskie zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata Muay Thai organizacji WMF w Bangkoku. W tym samym roku został zawodowym mistrzem świata K-1 Rules organizacji WKN. Rok później stracił tytuł w walce z Egipcjaninem Abdelem Kaderem Ahmedem. W 2011 roku zszedł do niższej kategorii wagowej i odzyskał tytuł mistrza świata pokonując przez KO Gruzina Mukutadze Ednariego.  3 grudnia 2011 roku zdobył trzeci tytuł zawodowego mistrza świata federacji WKN tym razem na zasadach Muay Thai pokonując w pierwszej rundzie przez KO Portugalczyka Hugo Migel Rodrigeza Mendeza. Był pierwszym polakiem który walczył na stadionie Rajadamnern w Bangkoku, nokautując w pierwszej rundzie Cheerchai Petchpaothong. W 2013 roku stoczył walkę na legendarnym Lumpinee Boxing Stadium w Bangkoku, gdzie po 5 rundowej walce został uznany za przegranego. W tym samym roku podczas gali Bigger’s Better 22, wywalczył po raz czwarty tytuł zawodowego mistrza świata federacji WKN.  Po 15 miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją, Paweł udanie wrócił na ring. Wywalczył kolejny tytuł zawodowego mistrza świata organizacji WKA.  

Kolejny krok na drodze odbudowy

Przed Mariuszem Wachem trzeci pojedynek po powrocie na ring. 14 marca polski bokser wagi ciężkiej na ringu w Lubinie zmierzy się z Nigeryjczykiem Gbengą Oluokunem.

Przypomnijmy – Wach w listopadzie 2012 roku został zdyskwalifikowany za stosowanie niedozwolonych środków. Po pojedynku z Władimirem Kliczko w organizmie Polaka wykryto zakazane substancje i bokser musiał ponieść konsekwencje. Został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy, na ring mógł pojawić się już w lipcu 2013 roku, jednak perypetie z promotorami mu na to nie pozwoliły. Do boksu wrócił w październiku 2014 roku, kiedy to na gali w Dzierżoniowie podczas ośmiorundowego pojedynku zmierzył się z Samirem Kurtagiciem. Wach zaliczył udany come back wygrywając na punkty, ale widać było, że miał dłuższą przerwę w boksowaniu. W grudniu w Radomiu stoczył kolejny pojedynek. Wach był już żywszy, nieco szybszy, zdecydowany i zadawał precyzyjne, mocne ciosy. Pojedynek z Travisem Walkerem rozstrzygnął przed czasem. W szóstej rundzie sędzia zdecydował się przerwać pojedynek, gdyż Amerykanin nie mógł oprzeć się naporowi ciosów polskiego boksera. Teraz przed Wachem trzeci pojedynek po powrocie na ring. Rywalem Polaka będzie Gbenga Oluokun. Nigeryjczyk to bokser twardy, mocno trzymający się na nogach, ale ostatnio na ringu pojawia się coraz rzadziej.

Największy sukces Oluokun odniósł w 2009 roku, kiedy pokonał Lamona Brewstera. Trudno powiedzieć, żeby od tamtego momentu zrobił postęp. Oluokun raczej wykonał krok w tył. Przegrał aż dziesięć pojedynków, wygrywając zaledwie dwa. Jego ostatnia walka, o dziwo, zakończyła się triumfem. 31-latek pokonał Saschę Brinkmanna podczas gali w Niemczech. Jednakże należy oddać Nigeryjczykowi, że przegrywał z bokserami o ustalonym poziomie sportowym. Z pewnością porażki z Robertem Heleniusem, Kubratem Pulewem, Carlosem Takamem czy Wiaczesławem Głazkovem ujmy mu nie przynoszą. Fakt, że Oluokun jest bokserem, który poprawia bilans swoim rywalom. Przed Mariuszem Wachem proste zadanie – wygrać i dopisać kolejne zwycięstwo do swojego rekordu.

Wiadomo, że po dwuletniej przerwie potrzeba czasu, aby dojść do formy. Wach musi jeszcze „wyczuć” ring, zyskać pewność podczas walki. Kwestią fundamentalną jest wypracowanie kondycji. Z Kurtagiciem wytrzymał osiem rund, choć widać było wyraźne zmęczenie w poczynaniach Wacha. Z Walkerem boksował sześć  rund, Polak musi konsekwentnie budować swoją formę i wytrzymałość. Oluokun jest bokserem twardym, ale jeśli Wach szybko go zdominuje walka wcale nie musi trwać długo. W pojedynku z Walkerem wyglądał już zdecydowanie lepiej. Był szybszy, skuteczny, odważny i wykończył rywala, który miał przed rywalizacją z Wachem w swoich dokonaniach serię porażek i zapomniał, co znaczy zwycięstwo. Podobnie jest z Oluokunem. Wach dostaje rywali na roztrenowanie, aby poczuł się pewnie w ringu. Z tym, że stopniowo bokser będzie wchodził na wyższy poziom. Walka z Oluokunem musi zakończyć się po myśli Wacha, inne rozwiązanie będzie rozczarowaniem. Wach myśli o powrocie do prawdziwego boksowania. Okres roztrenowania kończy się, nadchodzi czas odbudowywania formy. Najpierw Oluokun, a potem kolejny krok na drodze. Dokąd? Do prawdziwego boksu.

KM

Yoshida Hidehiko

Japoński judoka i zawodnik mieszanych sztuk walki urodzony 3 września 1969 roku w Obu, w prefekturze Aichi.  Yoshida to jeden z najbardziej utytułowanych Japońskich zawodników judo. W swojej karierze zdobył dwukrotnie mistrzostwo Japonii, mistrzostwo Azji,  jest multimedalistą mistrzostw Świata oraz mistrz Olimpijski z Barcelony w kategorii do 78 kg.  Yoshida stoczył ponad 1000 oficjalnych walk. Po zakończeniu kariery judoki w 2002 roku, podpisał kontrakt z PRIDE FC.  Walczył tam przeciwko czołowym zawodnikom tej dyscypliny.  Jego ulubioną techniką kończącą było juji-gatame (dźwignia na staw łokciowy), którą zmusił do poddania m.in. Dona Frye’a, Marka Hunta i Naoyę Ogawę (cztero krotnego mistrza świata). Na gali PRIDE Shockwave wziął udział w pojedynku na zasadach grapplingu przeciwko gwieździe Brazylijskiego Jiu Jitsu i zwycięzcy trzech turniejów UFC, Royce’owi Gracie. Pojedynek był promowany jako kontynuacja tradycyjnej rywalizacji judo vs. Brazylijskie jiu jitsu. Yoshida wygrał ten pojedynek przez duszenie.  Do rewanżowego pojedynku doszło rok później na gali Shockwave 2003, tym razem na zmodyfikowanych zasadach MMA. Gracie dominował ale nie zdołał poddać swojego rywala. Pojedynek zakończył się remisem. W latach 2008-2009 Yoshida walczył dla Japońskiej organizacji World Victory Road. 25 kwietnia 2010 roku stoczył na specjalnej pożegnalnej gali w Tokio swoją ostatnią walkę. Jego rywalem był Kazuhiro Nakamura. Yoshida przegrał pojedynek przez jednogłośną decyzje sędziów, po czym zakończył sportową karierę. 

Naoya Ogawa

Utytułowany Japoński judoka urodzony 31 marca 1968 roku w Tokio.  Swoją przygodę z judo rozpoczął w szkole średniej. W 1987 roku w wieku 19 lat zdobył złoty medal mistrzostw świata w Essen w kategorii open, zostając tym samym najmłodszym mistrzem w historii judo. W sumie w latach 1987-1995 na pięciu kolejnych mistrzostwach świata zdobył 7 medali w kategoriach wagowych powyżej 95 kg i open. W 1988 roku został również mistrzem Azji w kategorii open.  Dwukrotnie reprezentował Japonie na Igrzyskach Olimpijskich. W 1992 roku w Barcelonie zdobył srebrny medal.  Cztery lata później w Atlancie wywalczył piąte miejsce.  Po zakończeniu startów w judo w 1997 roku, namówiony przez Antonio Inokiego, rozpoczął karierę wrestlera.  Występował m.in. dla organizacji NJPW, UFO, HUSTLE, zdobywając pozycje jednej z gwiazd japońskiego wrestlingu. Rozgłos przyniosła mu rywalizacja z innym popularnym zapaśnikiem Shinyą Hashimoto. Od 2007 roku jest związany z organizacją IGF. W MMA swój pierwszy pojedynek zanotował w 1997 roku. W latach 1999-2005 stoczył sześć walk dla największej ówczesnej organizacji MMA na świecie, PRIDE FC. W swoich pierwszych występach pokonał przez poddanie Gary’ego Goodridga i Masaakiego Satake. W 2004 roku wziął udział w turnieju PRIDE Heavyweight Grand Prix Final. Odpadł w półfinale po przegrane walce z Fiodorem Jemieljanienko.  Swoją ostatnią walkę w MMA stoczył na gali PRIDE Shockwave 2005 przeciwko innemu wybitnemu judoce, Hidehiko Yoshidzie, jednak w pożegnalnym starciu przegrał przez poddanie. 

Mocna sobota w FightKlubie!

Wczesna pobudka czeka fanów gal ESPN. W sobotę o 05:00 rano pokażemy na żywo galę organizowaną w legendarnym MGM Grand w Las Vegas. Głównym wydarzeniem wieczoru będzie pojedynek w kategorii super półśredniej pomiędzy Tonym Harrisonem i Antwone Smithem. Dla 24-letniego Harrisona będzie to debiut przed szeroką publicznością. Potężnie bijący prospekt kategorii junior średniej zastopował 16 z 19 dotychczasowych oponentów, jak dotąd nie zaznał goryczy porażki. Tym razem będzie chciał awansować na poziom 20-0. Jego przeszkodą będzie doświadczony Antwone Smith. Czy mu się to uda w Las Vegas dowiemy się już w najbliższą sobotę?
Podczas gali zobaczymy także występ idącego jak burza Ukraińca Jewgienija Chytrowa. Współczynnik nokautów w wysokości 100% oraz liczne laury na ringach amatorskich mówią same za siebie. Przed nim jednak test z innym mistrzem destrukcji – “Niszczycielem” Jorge Melendezem z Portoryko. Powtórka z gali w sobotę o godzinie 14:00.

W sobotę zapraszamy także na galę bokserską grupy Oscara De La Hoyi. W głównym wydarzeniu wieczoru z boksem w Mieście Aniołów, na ringu zobaczymy Josepha “Jo Jo” Diaza – dwukrotnego mistrza USA na ringach amatorskich, pogromcę wielu medalistów światowych imprez, który jednak na olimpiadzie w 2012 roku, tak jak reszta amerykańskiej reprezentacji, zawiódł swoich rodaków. Co się nie udało w amatorce, Diaz chce osiągnąć w bardziej prestiżowym boksie zawodowym. Z bilansem 14-0 skompletowanym w przeciągu nieco ponad 2 lat na pewno jest na odpowiedniej drodze do osiągnięcia tego celu. Kolejnym etapem w rozwoju 22-letniego mańkuta będzie starcie ze starszym o dekadę Meksykaninem z krwi i kości – Juanem Luisem Hernandezem. Czeka nas zatem tradycyjna konfrontacja młodości z rutyną i doświadczeniem. Premiera gali Golden Boy z Los Angeles w sobotę od 12:00.

W sobotę wieczorem (g. 20:00) zapraszamy również na bokserskie wydanie „ASA Wywiadu”. Gościem Patryka Mirosławskiego będzie Rafal Jackiewicz. W programie dowiemy się m.in. dlaczego Jackiewicz ciągle kończy oficjalnie karierę bokserską ale mimo wszystko cały czas do niej powraca? Jak ocenia swoje początki w KSW? I czy prawdą jest, że pisze autobiografie? Zapraszamy!

Kolejne wyzwanie Helda

Najlepszy polski lekki wystąpi podczas gali Bellator 136 w Irvine, która odbędzie się 10 kwietnia. Rywalem Marcina Helda będzie Rosjanin Alexandr Sarnavski.

Polak po wygraniu turnieju Bellatora w wadze lekkiej miał być pretendentem do mistrzowskiego tytułu. Jednakże na drodze Helda organizacja postawiła wymagającego rywala. Sarnavski jest niezwykle groźnym i trudnym przeciwnikiem. W swojej karierze toczył pojedynki dla organizacji M-1, a w 2012 roku trafił do Bellatora. Od pięciu pojedynków Rosjanin nie zaznał porażki. Ostatnim, który go pokonał był Will Brooks, a stało się to w listopadzie 2013 roku podczas gali Bellator 109. Sarnavski mimo, że jest młodym zawodnikiem zyskał już doświadczenie w MMA. Na zawodowym polu rozpoczął rywalizację ponad siedem lat temu. Na rodzimym podwórku nie miał sobie równych i w końcu dostał szansę walk za oceanem, którą dobrze wykorzystuje. W poprzednim roku stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał. Jego ofiarami byli: Yukinari Tamura, Drew Brokenshire, Dakota Cochrane oraz Artak Nazaryan.

Z kolei Held jako pretendent czeka na walkę o mistrzowski pas Bellatora wagi lekkiej. Polak w pełni zasłużył na ten pojedynek, gdyż jest zwycięzcą jednego z turniejów organizacji. Held jest pretendentem do pasa, jednak wcześniej musi uporać się z Sarnavski. Będzie to wymagający rywal, który ma nieco większe doświadczenie niż nasz zawodnik. W poprzednim roku Held nie znalazł pogromcy w Bellatorze. Stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał. W styczniu Polak zaprezentował się podczas grapplingowej gali Polaris Professional Jiu Jitsu Invitational. Held przegrał pojedynek z Amerykaninem Garrym Tononem. Teraz wraca do Bellatora, gdzie czuje się najlepiej. Zapewne walka z Sarnavskim będzie głównie odbywała się w parterze, gdyż obaj zawodnicy właśnie na tej płaszczyźnie czują się najlepiej.

Kraków bez Jotki

Podczas gali UFC w Polsce w akcji nie zobaczymy Krzysztofa Jotki. Polak miał stoczyć pojedynek z Garrethem McLellanem, jednak z powodu kontuzji naszego reprezentacja do tej walki nie dojdzie. Podczas jednego ze sparingów Jotko złamał lewą rękę. Szkoda tym bardziej, że polski fighter w ostatnim występie pokazał się z dobrej strony. Walka przed polską publicznością z pewnością byłby cennym wyzwaniem dla zawodnika wagi średniej, który dla najlepszej organizacji świata stoczył trzy pojedynki. W rywalizacji z Torem Troengiem pokazał, że do UFC nie trafił przez przypadek.

Grudniewski w KSW

Patryk Grudniewski podpisał umowę z KSW. Zawodnik w swojej karierze zwyciężył w drugim Amatorskim Pucharze KSW. Był to dobry wstęp do zawodowej kariery, jednak początkowo Grudniewskiemu nie wiodło się najlepiej. Wygrał pierwszy pojedynek, ale potem zanotował trzy porażki. Zawodnik postanowił zmienić kategorię wagową – wybrał lekką. Decyzja wyszła Grudniewskiemu na dobre, gdyż prezentuje się coraz lepiej i nagrodą za wzrastającą dyspozycję jest szansa od KSW. Zawodnik Fighters Factory Oleśnica oraz Ankosu Zapasy Poznań wystąpi 23 maja podczas gali KSW 31.

KM

Kalenga pokrzyżował plany Janika

Łukasz Janik miał stanąć naprzeciw Denisa Lebiediewa. Jednakże Polak nie dostanie szansy walki o mistrzowski pas WBA w wadze cruiser.

Pojedynek Lebiediewa  z Janikiem miał odbyć się 4 kwietnia w Moskwie. Przed polskim bokserem otwierały się ogromne wrota, świat wielkiego boksu. Pojedynek z Lebiediewem, który pas WBA zdobył w 2012 roku miał być najtrudniejszym wyzwaniem w karierze Łukasza Janika. Polak nie odbędzie podróży do Moskwy i nie wejdzie na ring. Marzenia Janika w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, gdyż sprawę skomplikowany czynniki pozasportowe.

Kilka tygodni temu w artykule „Życiowa szansa Janika, tak czy nie?” analizując całą sytuację użyłem stwierdzenia, iż „wszystkie dywagacje i analizy mogą być nieważne”. Okazało się, że trzeba było się powstrzymać od pisania scenariuszy na walkę Lebiediew – Janik. Głównym powodem takiego stanu rzeczy była aktywność Youriego Kalengi, a dokładniej jego prawnika Patrick Englisha. Obóz francuskiego boksera podjął walkę, aby nie doszło do pojedynku Lebiediewa z Janikiem. Przedstawiciel Kalengi stał na stanowisku, że polski bokser nie spełnia wymogów, aby stanąć do rywalizacji o mistrzowski pas WBA. W piśmie skierowanym do organizacji English wysunął argumenty dotyczące pozycji rankingowej Janika. Polak nie znajdował się na liście WBA 10 lutego ani 19 stycznia, kiedy ogłoszono, że Lebiediew musi bronić tytułu. Ponadto, 5 lutego promotor Kalengi zasugerował przetarg na walkę. English użył wszystkich możliwych argumentów, aby wywrzeć presję na WBA. Organizacja musiała się ustosunkować do listu skierowanego przez obóz Kalengi.

Jak poinformował Przemysław Gancarczyk z fightnews.com do starcia Lebiediewa z Janikiem nie dojdzie. Strona rosyjska wycofała skierowaną do WBA prośbę o zorganizowanie walki z Polakiem. Tym samym temat upadł. Wszystko wskazuje na to, że ruszy przetarg na organizację walki Lebiediew – Kalenga. Wedle strony francuskiej niespełna 27-letni bokser jest naturalnym pretendentem do tytułu. Upór Englisha i pismo do WBA zrobiły swoje. Sytuacja wokół organizacji pojedynku Lebiediew – Janik zrobiła się nieciekawa, co spowodowało, że strona rosyjska postanowiła wycofać się.

Dla Łukasza Janika to przykra wiadomość. Polski bokser miał szansę stanąć do walki o najwyższe zaszczyty, jednak musi jeszcze poczekać na starcie o mistrzowski pas. Janik miał być kolejnym polskim rywalem mistrza świata WBA w wadze cruiser Denisa Lebiediewa. Rosjanin we wrześniu ubiegłego roku przez nokaut w drugiej rundzie pokonał Pawła Kołodzieja. Na dobrej drodze do walki z Lebiediewem znajdował się Mateusz Masternak. Do czasu. „Master” stanął w ringu z Yourim Kalengą i choć był faworytem przegrał na punkty. Historia, w której uczestniczyło kilku Polaków i wszyscy żyli nadzieją, że uda im się pokonać mocnego Rosjanina. Prawdopodobnie swoją szansę dostanie Kalenga, czy ją wykorzysta? Jedną walkę stoczył – proceduralną. Wygrał ją – prawdopodobnie.

KM

Awans Sarnackiego

Polski judoka dzięki świetnemu występowi podczas Pucharu Świata w Warszawie w światowym rankingu awansował z 19 na 18 pozycję. Do tej pory Sarnacki zgromadził 761 punktów.

Start zawodnika Gwardii Olsztyn na Torwarze napawa optymizmem. Sarnacki wygrał cztery walki i mógł cieszyć się ze zwycięstwa, jakże cennego i wymownego. Po raz kolejny na przestrzeni ostatnich miesięcy judoka  udowodnił swoją wysoką dyspozycję. Dzięki temu Sarnacki znajduje się w czołówce najlepszych zawodników świata. Polak, który startuje w kategorii + 100 kg w rankingu Międzynarodowej Federacji Judo zajmuje 18 pozycję. Stawce przewodzi Teddy Riner. Warto zaznaczyć, że w wyścigu olimpijskim Sarnacki plasuje się na 15 pozycji. Do Rio de Janeiro pojedzie dwudziestu dwóch najlepszych judoków, z tym, że po jednym z każdego kraju. Jak na razie dla Sarnackiego nie widać zagrożenia. Musi utrzymać dyspozycję, aby w Rio powalczyć o medale.

Sarnacki miał bardzo udany poprzedni sezon, kiedy to z międzynarodowych turniejów przywoził medale. W Pucharze Europy w Madrycie wywalczył srebrny krążek, gdyż musiał uznać wyższość Stanislava Bondarenki z Ukrainy. Trzy imponujące ippony utorowały Polakowi drogę do finału, jednak rywal był lepszy. Z Grand Slam w Tiumeniu zawodnik Gwardii Olsztyn przywiózł brązowy medal, tak jak  i z turniejów w Abu Dhabi i Jeju. Sarnacki wysunął się na czoło wśród polskich judoków. Obecnie w kraju, bez podziału na kategorie wagowe, jest najlepszym zawodnikiem. W poprzednim sezonie dobrą formę prezentował Aleksander Beta, ale z czasem zgasł. Paweł Zagrodnik również czyni starania, aby wrócić do wielkiej formy, ale dobre występy przeplata słabszymi. Triumfator Pucharu Świata w Warszawie jest „w gazie”. Sarnacki ustabilizował formę i swoją dyspozycję potwierdza w kolejnych zawodach. Judoka z Olsztyna miał fenomenalny koniec roku, kiedy podczas zagranicznych wojaży gromił kolejnych rywali – w Abu Dhabi i Jeju. Zmagania w nowym roku Sarnacki rozpoczął od sukcesu. Zwycięstwo na warszawskim Torwarze pokazało, że judoka jest faworytem do medali na mistrzostwach świata i Europy, a w dalszej perspektywie naszą nadzieją na krążek olimpijski w Rio de Janeiro.

W rankingach pań najwyżej jest Katarzyna Kłys, która w tym roku jeszcze nie startowała. Brązowa medalista mistrzostw świata z Czelabińska zajmuje 10 pozycję i na tą chwilę start w Rio ma zapewniony. Z kolei Katarzyna Furmanek, która wygrała zawody Pucharu Świata w Pradze plasuje się na 63 lokacie.

Kłys i Sarnacki plasują się w światowej czołówce. Swój kapitał zaczęli wypracowywać w poprzednim sezonie i teraz muszą kontynuować rozpoczęte dzieło. Sarnacki Warszawie pokazał, że będzie walczył o najwyższe cele. Kłys w akcji zaprezentuje się w marcu – podczas Grand Prix w Tbilisi i w Samsun.

KM

Kickboxingu krok do przodu

Są wydarzenia, do których chętnie wraca się pamięcią. Ze względu na skojarzenia związane z doznawaniem przyjemności, szczęścia czy też dumy. Wydarzeniem, do którego wracać będą fani kickboxingu jest gala DSF Kickboxing Challenge 3.

Grupa DSF zrobiła kolejny krok ku pełnej profesjonalizacji widowiska sportowego. Wydarzenie na długo utkwi w świadomości fanów sportu uderzanego. Organizator dostarczył widzom wielu ekstremalnych wrażeń na poziomie sportowym, a do tego dołączył atrakcje wizualne. Wyjścia zawodników rysowały się niczym prawdziwe show. Droga na ring powodowała wzrost napięcia, którego kulminacja miała miejsce podczas walki.

Poziom sportowy został zachowany. Grupa DSF wyselekcjonowała grupę fighterów o ogromnym potencjale. Konsekwentnie stawia na Dorotę Godzinę oraz Łukasza Wichowskiego, których walki wzbudzają ogromne emocje. Obiekt w Piasecznie wypełniony był do ostatniego miejsca, wszyscy oczekiwali, że zobaczą coś wyjątkowego. Czekali na wielkie widowisko, które z walki na walkę nabierało rozpędu. Wiele emocji dostarczyło starcie Doroty Godziny z Gabrielą Bednarowicz. Faworytką pojedynku była zawodniczka DSF Team. Bednarowicz nie przestraszyła się rywalki i toczyła wyrównany bój. Godzina starała się mocnymi i precyzyjnymi ciosami zneutralizować przeciwniczkę, jednak ta nie unikała wymian. W regulaminowym czasie nie doszło do rozstrzygnięcia.  Sędziowie przyznali zwycięstwo Godzinie, która ze swojego występu była umiarkowanie zadowolona.

Pełen szczęścia mógł być Łukasz Wichowski. Nie dość, że zawodnik walczył przed własną publicznością to w efektownym stylu wygrał walkę i zdobył pas DSF Challenge. Wicemistrz Polski w full-contact Piotr Kołakowski nie zamierzał ułatwiać zadania Wichowskiemu. Panowie dostarczyli wielu emocji popartych efektownymi akcjami. Wichowski w piątej rundzie zwyciężył przez TKO. To kolejna bardzo widowiskowa wygrana zawodnika z Piaseczna. Podczas DSF Kickboxing Challenge 2 Wichowski nie miał litości dla Tomasa Neupauera. Kamil Ruta po raz kolejny udowodnił swoją klasę. Mistrz świata w kick-light z Turcji działa wedle zasady „wchodzę, robię swoje i wychodzę”. Podopieczny Grzegorza Engela już w pierwszej rundzie przez KO odprawił Mateusza Żukowskiego w finałowym pojedynku turnieju K-1. Podczas poprzedniej gali Ruta równie szybko uporał się z Sebastianem Adamskim, który podczas DSF Kickboxing Challenge 3 rywalizował z Jakubem Bartnikiem. Pojedynek dwóch przegranych półfinalistów turnieju K-1. W regulaminowym czasie zawodnicy nie rozstrzygnęli walki, sędziowie zwycięstwo przyznali Bartnikowi.

Kibice obserwujący zmagania z wysokości trybun i przed ekranami długo musieli czekać na nokaut. Siedem z dziewięciu pojedynków kończyło się decyzją sędziów. Dopiero Ruta i Wichowski położyli wisienkę na torcie. Niezwykle pysznym torcie. Po takiej gali z pewnością w niejednym domu, w niejednej głowie pojawiła się przyśpiewka: „jeszcze jeden, jeszcze jeden”. Grupa DSF zaserwowała niezwykle interesujący repertuar. Prezentujący wysoki poziom sportowy zawodnicy, stali się niejako kręgosłupem widowisk, do tego dochodzą wrażenia wizualne, eksponowanie wejść zawodników na ring, gra świateł. To wszystko tworzy niezwykłe show. Widowisko, które zapełnia trybuny po brzegi. Grupa DSF przyczynia się do popularyzacji kickboxingu. W Piasecznie został uczyniony znaczący krok na drodze profesjonalizacji tej dyscypliny. Przed galą w Piasecznie na swoim profilu w serwisie społecznościowym facebook grupa DSF napisała: „Niech posypią się gromy!”. Posypały się i to z „grubej rury”. W dalszym rozwoju niezbędne są wytrwałość, cierpliwość i gotowość podejmowania kolejnych wyzwań. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czym grupa DSF zaskoczy kolejnym razem?

Kolejna odsłona zmagań już 18 kwietnia w Arenie Ursynów w Warszawie. Grupa DSF zaplanowała mecz Polska – Macedonia.

WYNIKI:

POJEDYNEK O PAS DSF CHALLENGE (FULL CONTACT -81KG)
Łukasz Wichowski pokonał Piotra Kołakowskiego (TKO – 5. runda)

FINAŁ TURNIEJU (K-1 RULES -81KG)
Kamil Ruta pokonał Mateusza Żukowskiego (KO – 1. runda)

EXTRAFIGHT O PUCHAR BURMISTRZA MIASTA I GMINY PIASECZNO (K-1 RULES -56KG)
Dorota Godzina pokonała Gabrielę Bednarowicz (decyzja)

POJEDYNEK O 3 MIEJSCE (K-1 RULES -81KG)
Jakub Bartnik pokonał Sebastiana Adamskiego (decyzja)

POJEDYNKI RANKINGOWE PRO-AM (K-1 RULES)
Sebastian Prokop pokonał Lecha Rosińskiego (decyzja)
Daniel Kolasiński pokonał Dominika Szczodrucha (decyzja)
Paulina Frankowska pokonała Katarzynę Jaworską (decyzja)
Maciej Garbaczewski pokonał Łukasza Kulmę (decyzja)
Roger Garbaczewskiego pokonał Karola Sadłocha (decyzja)

KM

Gołowkin z Cotto czy z Chavezem?

Giennadij Gołowkin to jeden z czołowych pięściarzy wagi średniej. Kazachowi poświęca się coraz więcej uwagi, gdyż jego myśli biegną w stronę bokserskiego szczytu.

Gołowkin jest mistrzem świata WBA od 2010 roku, kiedy to wywalczył pas w pojedynku z Felixem Sturmem. Do tej pory na zawodowym ringu nie zaznał goryczy porażki. W swojej karierze walczył z polskim bokserem – Grzegorzem Proksą i wygrał przez nokaut w piątej rundzie. Gołowkin w ostatnim pojedynku rozprawił się w jedenastej rundzie z Martinem Murrayem. Dodatkowo okazało się, że walki Kazacha cieszą się ogromną popularnością w Stanach Zjednoczonych. Starcie z Murrayem oglądało prawie milion widzów, co jest wynikiem imponującym w związku z tym, że pojedynek organizowany był w Europie (Monte Carlo). Gołowkin obecnie szuka nowych wyzwań.

Obóz Kazacha chciałby doprowadzić do starcia z Floydem Mayweatherem Jr bądź Saulem Canelo Alvarezem. Obecnie jest to niemożliwe, gdyż obaj pięściarze mają zaplanowany najbliższy czas. Mayweather w maju zmierzy się w wielkim pojedynku z Mannym Pacquiao. Alvareza czeka rywalizacja z Jamesem Kirklandem. Na mapie wagi średniej jest jeszcze jedno mocne nazwisko. – Canelo oraz Floyd są zajęci, więc najlepszą opcją jest doprowadzenie do unifikacyjnego starcia Gołowkina z Cotto – tak w skrócie sytuację określił Tom Loeffler, promotor kazachskiego pięściarza. Wedle powiedzenia „lepszy rydz niż nic”. Cotto ma być tzw. wyjściem awaryjnym dla Gołowkina i jego obozu. Loeffler podkreślał, że priorytetem jest doprowadzenie do rywalizacji z Mayweatherem bądź Alvarezem, ale na takie starcie trzeba poczekać. Obiektem zainteresowania Gołowkina stał się więc Miguel Cotto, który jest mistrzem świata WBC. Starcie Kazacha z Portorykańczykiem miałoby status walki unifikacyjnej. Cotto dzierży pas WBC, Gołowkin jest mistrzem WBA/IBO oraz tymczasowym mistrzem federacji WBC. Pojawia się pytanie: czy takie starcie jest możliwe?  Z dystansem do kwestii rywalizacji z Gołowkinem podchodzi sam Cotto.

Jednak z Kazachem chciałby stanąć „oko w oko” Julio Cesar Chavez Jr. Ostatnio Meksykanin zaproponował, że jest w stanie zapłacić milion dolarów w przypadku zwycięstwa Gołowkina przez nokaut. Obóz Kazacha pozytywnie odniósł się do  wyzwania Chaveza.  Meksykanin ponownie podbił stawkę, tym razem do dwóch milionów. Obie strony miałyby wyłożyć na stół po milion dolarów. W przypadku wygranej przez nokaut Gołowkin bądź Chavez zgarnęliby dwa miliony. Dlaczego Meksykanin złożył taką propozycję? Chavez jako były mistrz świata WBC wagi średniej chciałby podjąć jeszcze jedną próbę powrotu na szczyt. Meksykanin stoi na stanowisku, że czempion WBA nie jest wybitnym bokserem. – Nie widzę w Gołowkinie niczego specjalnego – mówił Chavez. Jednakże obecnie Meksykanin przygotowuje się do walki z Andrzejem Fonfarą, która odbędzie się 18 kwietnia. Plany, co do pojedynku z Gołowkinem musi odłożyć na później.

Kazach chciałby w końcu stoczyć wielki pojedynek. Optymalne byłoby starcie z Cotto, gdyby ten przyjąłby propozycje walki. Bo Chavez raczej zagrożeniem dla Gołowkina nie jest.

KM

Gala uświetniająca

Pełne zaangażowanie, mocne ciosy, zawziętość i gotowość do rywalizacji. Tak wyglądały walki podczas gali Fighters Night 3, która uświetniła obchody 25-lecia Polskiego Związku Kickboxingu.

Nuda? To słowo nie ma zastosowania, gdy mówimy o zawodach w Kielcach. Polscy fighterzy pokazali się z jak najlepszej strony i dodali blasku całej uroczystości. Jakże zacnej, gdyż dwadzieścia pięć lat działalności związku wiąże się z wytrwałością i ogromnymi staraniami popularyzacji kickboxingu w Polsce, a przede wszystkim zapewnienia odpowiednich warunków dla zawodników oraz trenerów.

W Kielcach w walce wieczoru wystąpił Dawid Kasperski, który zmierzył się z Dimitarem Ilievem o tytuł międzynarodowego mistrza Polski 86 kg. Pojedynek ciekawy i widowiskowy, obfitował w mocne ciosy. Kilkukrotnie był przerywany, aby zawodnicy mogli wytrzeć ociekającą z nich krew. Taki jest urok kickboxingu – zażarta walka, w której dochodzi do licznych spięć. Kasperski wygrał na punkty i zdobył pas międzynarodowego mistrza Polski. Z pewnością to sukces zawodnika Punchera Wrocław, który toczy boje już od dziesięciu lat. Kasperki ma ogromny potencjał, co w Kielcach potwierdził. Dopominają się o niego zagraniczne organizacje, które doceniają jego widowiskowy styl walki. Kasperski w Kielcach dołożył do swojej kolekcji kolejny tytuł.

O pas zawodowego mistrza Polski 91 kg walczyli Mateusz Hiki i Robert Cepak. Pojedynek nie rozstrzygnął się w regulaminowym czasie. Sędziowie jednogłośnie przyznali zwycięstwo zawodnikowi  Legionu Głogów. Nie zawiódł Wojciech Kosowski. Zawodnik warszawskiej Palestry po raz kolejny zaprezentował wysokie umiejętności.  Kosowski już w pierwszej rundzie przez KO pokonał rywala ze Słowacji. W wadze ciężkiej w Kielcach miał zaprezentować się Tomasz Sarara, jednak problemy zdrowotne sprawiły, że zastąpił go Patryk Proszek. Niestety Polak przegrał swoją walkę. Niejednogłośnie na punkty Proszek uległ Radovanowi Kulli. Efektownie zaprezentował się Arkadiusz Kaszuba, który w pierwsze rundzie przez KO pokonał Dawida Świerczyńskiego. W rywalizacji pań w wadze 52 kg Joanna Walkiewicz wzniosła ręce w geście triumfu. Polka decyzją sędziów pokonała Zuzanę Gabovą.

W Kielcach nie można było narzekać na nudę. Mocne nazwiska, które udowodniły swoją wartość. Kasperski zdobył pas i z pewnością dalej będzie kroczył ścieżką rozwoju sportowego aż dojdzie na szczyt. Z dobrej strony pokazał się Kosowski, który jest ikoną polskiego kickboxingu. Dobry występ Mateusza Hikiego, okraszony pasem zawodowego mistrza Polski. Poczynania zawodników obserwowało wielu znamienitych gości, wśród nich m.in. Marek Piotrowski – legenda polskiego kickboxingu. Obchody 25-lecia PZKb były świetną okazją do refleksji na temat stanu sportu uderzanego. Gala Fighters Night, która uświetniła uroczystość dała odpowiedź na pytanie o poziom kickboxingu w Polsce. Z pewnością potencjał jest ogromny, świadczą o tym sukcesy odnoszone na każdej imprezie międzynarodowej. Sportowo kickboxing jest na dobrym poziomie. Związkowi działacze muszą podjąć pracę nad popularyzacją dyscypliny i dotarciem do świadomości społecznej. To zadanie na kolejne lata działalności.

KM

Ociężały Solis poległ

Miało być inaczej. Kubańczyk w rewanżowym starciu z Tonym Thompsonem za cel wziął pokonanie rywala i udowodnienie, że zeszłoroczna porażka była dziełem przypadku. Otóż – nie była. Solis jest cieniem boksera, w którym widziano nową gwiazdę wagi ciężkiej. Porażka z Thompsonem może rozpocząć lawinę kłopotów kubańskiego pięściarza.

Rewanżowy pojedynek był wielokrotnie przekładany. Wpływ na ten fakt miały kłopoty zdrowotne Solisa, następnie kwestie organizacyjne, jednak udało się zaplanować pojedynek na koniec lutego w Turcji. 34-letni Kubańczyk do walki przystępował z nadzieją rewanżu za porażkę z marca ubiegłego roku. Nadzieje okazały się bezpodstawne. Solis powinien brać przykład z Thompsona, który w sposób poważny podchodzi do kwestii rywalizacji na ringu. Kubańczyk być może pójdzie tą drogą, ale czy nie jest już za późno?

Pojedynek w Turcji nie należał do ciekawych. Starcie jest przykładem smutnego upadku zawodnika, w którym tkwi ogromny potencjał, jednak kwestie mentalne hamują go i uniemożliwiają mu trwanie w drodze do sukcesu. Problem znajduje się w głowie. Solis wyszedł do pojedynku z nadwagą, ociężały i wielki stanął naprzeciw Thompsona. Ponad 40-letni już bokser w ringu był spokojny, opanowany. Thompson regularnie punktował Solisa ciosami prostymi. Kubańczyk starał się nawiązać walkę i czarować w półdystansie, ale niewiele z tego wynikało. Thompson bez większego wysiłku powiększał swoją uwagę. Tak naprawdę nie musiał nic robić, wystarczyło dać Kubańczykowi trochę czasu. Z upływem kolejnych minut Solis był coraz słabszy, nie miał sił poruszać się, dosłownie – słaniał się na nogach. W ósmej rundzie Thompson postanowił zakończyć męczarnie rywala. Dopadł go i bezlitośnie obijał. Solis nie był w stanie się bronić, jedynym ratunkiem okazał się gong. Kubańczyk do dziewiątej rundy już nie wyszedł – nie miał sił. Thompson zwyciężył Solisa po raz drugi. Wydaje się, że tym razem mniejszym nakładem sił. Dodatkowo Thompson zdobył pas WBC Continental Americas.

A Solis? Upadek. Zaniedbał się jako bokser, zapomniał o kondycji, formie i co najważniejsze – swoim potencjale. Solis wszedł w ślepą uliczkę, w której utknął. Chciał się zrewanżować Thompsonowi, ale nie wyszło. Tym samym Kubańczyk leci w dół, na jakiś czas może zapomnieć o poważnym boksie i interesujących propozycjach. Długo leczył kontuzje, być może musi zadbać o swoje zdrowie , ustabilizować je, ale przede wszystkim zdecydowanie należy popracować nad kwestiami mentalnymi. Obecną postawą Solis zmierza drogą nabijania rekordów innym pięściarzom. Był blisko szczytu, a teraz popada w niebyt. Promotor Ahmet Oner chce zakończył współpracę z pięściarzem. –. Straciłem czas, nerwy i pieniądze. Nie wierzę w to, ze Solis tak fatalnie wyglądał w rywalizacji z Thompsonem. To wstyd dla kubańskiego boksu. Kończę z nim, ten facet jest skończony – mówił Oner. Czy to koniec Solisa?

fot. PAP

KM

Szybka jak strzała – Ronda Rousey

Nie ulega wątpliwości, że Ronda Rousey jest gwiazdą i jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy UFC. Zawodniczka po raz kolejny udowodniła swoją wielkość. Pokazała światu, że jest przebiegła jak lis, szybka jak jaguar i skuteczna jak Cristiano Ronaldo. Co zrobiła? Wygrała kolejną walkę. Na UFC 184 pokonała Cat Zingano.

Co za kobieta! Niesamowita! Jak ona walczy! Zachwyt, słowa uznania, czasami niedowierzanie – tak należy charakteryzować podejście do osoby Rondy Rousey. Walka z Zingano była wydarzeniem w kobiecym MMA. Rousey stanęła naprzeciw trudnej rywalki, z którą mogła pokusić się o interesującą walkę. Dreszczyk emocji był. Pojawia się pytanie: czy wszyscy zanotowali tę walkę? Wystarczyło, że ktoś mrugnął oczyma i już widział Rousey z rękoma w górze. Gwiazda UFC uporała się z Zingano w czternaście sekund!

Tym samym Ronda Rousey obroniła mistrzowski pas w wadze koguciej. Zingano ruszyła odważnie na rywalkę i chciała zaatakować ją kolanem, jednakże w ferworze walki zawodniczki znalazły się na ziemi. Rousey wykorzystała okazję. Przetoczyła rywalkę, po czym założyła dźwignię na rękę. Zingano była bezradna i musiała poddać pojedynek. Walka trwała zaledwie czternaście sekund! 28-letnia zawodniczka odniosła jedenaste zwycięstwo podczas swojej przygody z MMA. Dla Rousey była to pierwsza walka w tym roku, więc bardzo efektownie rozpoczęła zmagania w oktagonie. Teraz brązowa medalista Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w judo czeka na kolejne wyzwania.

Czy będzie nim zawodniczka  o pseudonimie „Cyborg”? Cristiane Justino wróciła do zmagań po dłuższej przerwie. Podczas gali Invicta FC 11 zmierzyła się z Charmaine Tweet. Idealny powrót, szybkie i pewne zwycięstwo. „Cyborg” potrzebowała zaledwie czterdziestu sześciu sekund, aby odprawić rywalkę ze złamanym nosem. Seria ciosów Justino była nie do powstrzymania przez Tweet, która musiała uznać wyższość przeciwniczki. Efektowne zwycięstwo „Cyborg”, które sprawia, że siły nabierają ponownie głosy na temat jej walki z Rousey.

Najważniejsze, żeby Justino zeszła do wagi koguciej. Wtedy pojedynek byłby jak najbardziej realny. Walka dwóch fighterem, która zelektryzowałaby cały świat sportów walki. Niepokonana Rousey naprzeciw efektownie Justino. Walczyły dzień po dniu. Licytację rozpoczęła Justino, która pokonała rywalkę w czterdzieści sześć sekund. Rousey odpowiedziała zdecydowanie – potrzebowała czternastu sekund. Justino byłaby prawdziwym wyzwaniem dla mistrzyni UFC, gdyż ostatnią porażkę zanotowała dziesięć lat temu! „Cyborg” kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Pojedynek Rousey – Justino, z każdą chwilą smak się zaostrza.

Rousey była gwiazdą gali UFC 184. Na kolejnej odsłonie show organizacji swoją walkę stoczy Joanna Jędrzejczyk, która będzie rywalizowała o pas wagi słomkowej z Carlą Esparzą. Czy Polka zachwyci świat tak jak Rousey? Liczy się zwycięstwo. Kobiece MMA zyskuje coraz więcej fanów. Ta Rousey, czternaście sekund, co za skuteczność!

KM

Warszawski sukces Sarnackiego

Puchar Świata na warszawskim Torwarze obfitował w bardzo dobre występy naszych reprezentantów. Wysokie notowania potwierdził Maciej Sarnacki, który zwyciężył w kategorii +100 kg.

W zawodach wzięło udział ponad trzystu zawodników. Warszawski Torwar był obiektem zmagań judoków na najwyższym poziomie. Rywalizacja trwała dwa dni, w sobotę biało – czerwoni nie wywalczyli żadnego medalu. W niedzielę nasi reprezentanci zdobywali już miejsca w czołówce.

Maciej Sarnacki sięgnął po złoto w kategorii + 100 kg. Polak wygrał wszystkie pięć walk, w tym finałową z Kim Sung-Minem z Korei Południowej. Wynik godny odnotowania, który robi wrażenie ze względu na perypetie Sarnackiego. W ostatnim czasie judoka chorował na półpasiec i nie trenował regularnie. Sarnacki stał się kolejnym Polakiem, który triumfował na warszawskim Torwarze. W 2007 roku w stolicy zwyciężył Przemysław Matyjaszek. Sarnacki zdobył złoty medal i istotne punkty do rankingu, które są niezwykle istotne w kontekście startu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Zawodnik Gwardii Olsztyn miał udany poprzedni sezon, w którym stawał na podium zawodów międzynarodowych. Z pewnością jest jednym z kandydatów do zdobycia medali na mistrzostwach Europy i świata.

Życiowy wynik w Warszawie osiągnął Jakub Kubieniec w kategorii 81 kg. Polak zajął trzecią pozycję, a w decydującym pojedynku przez ippon pokonał Asafa Chena. Kubieniec w tym roku prezentował się poniżej oczekiwań. Podczas Pucharu Świata w Rzymie i Grand Prix w Duesseldorfie nie wygrał żadnej walki. Występ przed polską publicznością okazał się dodatkową motywacją, która pozwoliła mu osiągnąć najlepszy wynik w karierze. Na drodze do finału Polakowi stanął Wang Ki-Chun, wicemistrz olimpijski z Pekinu. Brąz w Warszawie wywalczył Patryk Ciechomski z AZS-u AWF Katowice w kategorii 90 kg. Występ zawodnika na Torwarze stał pod znakiem zapytania, gdyż podczas jednego z treningów doznał urazu kolana. Ostatecznie Ciechomski zaprezentował się przed warszawską publicznością i zajął trzecie miejsce. W decydującym pojedynku uporał się z Komronszochem Ustopirijonem z Tadżykistanu. Piątą lokatę w niedzielę zajął Jakub Wójcik w kategorii 100 kg. Polski judoka przegrał przez ippon z Philipem Awitialcarazem.

W sobotę nasi reprezentanci nie mieli powodów do radości. Najlepiej zaprezentował się Aleksander Beta, który zajął piątą pozycję. Łukasz Kiełbasiński i Igor Dzierżanowski zajęli siódme miejsca. Niedzielne występy wprawiły fanów w szampański nastrój.

Maciej Sarnacki wygrał i potwierdził, że jest mocnym kandydatem do medali na najważniejszych imprezach, a także nadzieją na podium podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jakub Kubieniec osiągnął życiowy sukces, który jest wartością mogącą pozwolić zawodnikowi uwierzyć we własne siły. Weekend w Warszawie należy ocenić pozytywnie. Polacy wywalczyli trzy medale i pozostawili po sobie dobre wrażenie. Za tydzień odbędzie się Nadzwyczajny Zjazd Polskiego Związku Judo, podczas którego poznamy nowe władze.

KM