Polka podbiła Amerykę

W oktagonie czuje się jak ryba w wodzie. 28-letnia Polka z Olsztyna jest mistrzynią UFC w wadze słomkowej. Rok 2015 w mieszanych sztukach walki należał do Joanny Jędrzejczyk. Polska mistrzyni jest najlepszą reklamą naszego kraju w Ameryce. Niezwykle precyzyjną i skuteczną.

Miniony rok obfitował również w niespodzianki. Wydawało się, że Ronda Rousey jest nie do zatrzymania, jednak i Amerykanka na swojej drodze spotkała przeszkodę nie do przejścia. Mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Jędrzejczyk tworzy historię

Polka sięgnęła po pas w marcu, kiedy to podczas gali UFC 185 uporała się z Carlą Esparzą. Jędrzejczyk niczym rozpędzony buldożer słała w stronę swojej rywalki kolejne ciosy i w końcu sędzia przerwał pojedynek. 28-latka pokazała bardzo dobre przygotowanie fizyczne, wysokie umiejętności oraz charakter. W 2015 roku dwukrotnie broniła mistrzowskiego pasa. Jessica Penne miała zapędy, aby sprawić niespodziankę, jednak mistrzyni zastopowała ją w trzeciej rundzie. Z kolei z Valerie Letourneau Jędrzejczyk wygrała na punkty.

W grudniu spełniły się marzenia Karoliny Kowalkiewicz. Polka zadebiutowała w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie podczas gali UFC on Fox 17. Kowalkiewicz na punkty pokonała Randę Markos. W tym roku polska zawodniczka stoczyła jeszcze jeden pojedynek. W lutym na KSW 30 pokonała Kalindrę Farię. Mamy w UFC w wadze słomkowej dwie zawodniczki. Czy dojdzie między nimi do walki o pas? Kowalkiewicz musi pokazać swój potencjał, wygrać kilka pojedynków i niewykluczone, że w Ameryce dojdzie do pojedynku polsko-polskiego. Obecnie jest to raczej melodia przyszłości.

Nie wszyscy potrafią odnaleźć się w UFC. Wielkie nadzieje wiązano z występami Jana Błachowicza, jednak popularny „John” znalazł się na zakręcie. W 2015 roku Polak stoczył dwa pojedynki dla organizacji UFC. Oba przegrał.

Warto przypomnieć, że w kwietniu odbyła się gala UFC Fight Night 64, która została zorganizowana w Krakowie. W walce wieczoru Mirko Filipović pokonał Gabriela Gonzagę. Swoje walki wygrali Paweł Pawlak i Bartosz Fabiński. Nieudane występy na rodzimej ziemi zaliczyli Izabela Badurek, Marcin Bandel, Daniel Omielańczuk oraz wspomniany Błachowicz.

Szansę na zdobycie mistrzowskiego pasa organizacji Bellator w wadze piórkowej otrzymał Marcin Held. 23-latek to wielka nadzieja polskiego MMA. Will Brooks, jak na mistrza przystało, nie dał się wyprowadzić w pole. Held próbował swoich sił w parterze, jednak doświadczenie było po stronie rywala, który w oczach sędziów był zdecydowanie lepszy.

Na polskim podwórku doszło do uporządkowania sytuacji w kategorii średniej w KSW. Dwa wielkie pojedynki. W maju podczas gali KSW 31 doszło do starcia Michała Materli z Tomaszem Drwalem. Emocje do samego końca. Z każdą minutą zaznaczała się przewaga Materli, gdyż Drwal słabł. Polak, który rywalizował w UFC próbował, jednak nie mógł przełamać „Magica”. Materla na cztery sekundy przed końcem trzeciej rundy postawił kropkę nad „i”. Na KSW 33 doszło do długo wyczekiwanego pojedynku. Naprzeciw siebie stanęli Michał Materla i Mamed Khalidov. Sprawę udało załatwić się w mgnieniu oka. Khalidov nie czekał, nie kalkulował, ruszył z kolanem, a następnie ciosami przypieczętował swój triumf.

KSW postawiła również na podbój Londynu. W październiku polska federacja zorganizowała galę w stolicy Anglii. W walce wieczoru Peter Graham pokonał Mariusza Pudzianowskiego. Z Londynu w dobrym nastroju wrócił Tomasz Narkun, który dzięki wygranej w pojedynku z Goranem Reljiciem zdobył pas w wadze półciężkiej. Swoje walki wygrali również Borys Mańkowski oraz Mateusz Gamrot.

Ronda zatrzymana

W 2015 roku Ronda Rousey stoczyła trzy walki. Najpierw w lutym pokonała Cat Zingano, w sierpniu rozprawiła się z Bethe Correia. Na uporanie się z dwiema rywalkami potrzebowała łącznie czterdziestu ośmiu sekund. Amerykanka przyzwyczaiła wszystkich, że jest efektowna i szybka. W listopadzie podczas UFC 193 miała bez problemu wygrać z Holly Holm. 34-latka przetrwała pierwszą rundę, co już było sporym wyczynem, a w drugiej odsłonie ruszyła do ataku. Holm kopnięciem na głowę oszołomiła Rousey, a ciosami potwierdziła swoją dominację. Nikt nie dowierzał, ale amerykańska dominatorka przegrała. Nową mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Conor McGregor jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci UFC. Irlandczyk z niecierpliwością czekał na możliwość rywalizacji z Jose Aldo. W 2015 roku z kwitkiem odprawił Dennisa Sivera oraz Chada Mendesa. Nagrodą za dobrą postawę był pojedynek o pas mistrzowski w wadze piórkowej z Aldo. 12 grudnia Irlandczyk wszedł na szczyt. Potrzebował zaledwie trzynastu sekund, aby odnieść zwycięstwo.

Problemem MMA jest doping. Rok 2015 to plaga wpadek wielu czołowych postaci UFC, co zachwiało renomą organizacji. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapani zostali m.in. Anderson Silva, Nick Diaz czy Jon Jones. MMA rozwija się bardzo szybko. Niektórzy zawodnicy dzięki swoim umiejętnością wchodzą na szczyt, bywa że szybko z niego spadają.

Polskie środowisko MMA cieszy się, że Joanna Jędrzejczyk podbija świat. UFC potrzebuje wyrazistych postaci, a nasza zawodniczka prezentuje się coraz lepiej nie tylko w oktagonie. Rolę showmana odgrywa Conor McGregor. Mamed Khalidov potwierdził, że jest gwiazdą MMA w Polsce. Jednak na krajowym podwórku pojawia się coraz więcej ciekawych nazwisk.

KM

Moc tkwi w grupie

Czy niemoc zostanie przełamana? Pytanie to powtarzane jest coraz częściej w przypadku startu naszych judoków na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jak nasi reprezentanci prezentowali się w roku przedolimpijskim?

Atlanta, 1996 rok. Piękny, wyjątkowy i jakże wymowny czas dla polskiego judo. Na najwyższym stopniu podium stanął Paweł Nastula, srebrny medal wywalczyła Aneta Szczepańska. Od tamtej pory polskie judo popadło w niemoc. Światełko w tunelu zapaliło się w 2014 roku, gdy Katarzyna Kłys po jedenastu latach wywalczyła dla polski brązowy medal mistrzostw świata. Wszyscy mieli nadzieję, że nasi judocy pójdą za ciosem i będą maszerowali do Rio de Janeiro, gdzie odegrają pierwszoplanowe role. W 2015 roku Polacy prezentowali się różnie, ale rewelacji nie było.

Na ratunek dzielne panie

Igrzyska Europejskie w Baku, jedna z dwóch głównych imprez sezonu dla naszych judoków. Występ słaby. Polacy w Baku nie pokazali się na pierwszym planie, byli tłem dla innych. Warto odnotować jedynie piąte miejsce Katarzyny Kłys w kategorii 70kg. Wiara w sercach się tliła, jednak Rosjanie zdominowali rywalizację, a od biało-czerwonych lepszym warsztatem wykazało się jeszcze kilkanaście nacji.

Kolejny ważny sprawdzian – mistrzostwa świata w Astanie. Sierpniowa rywalizacja również nie przyniosła powodów do euforii. Indywidualnie nasi zawodnicy nie zachwycili. Wyróżnić można jedynie Darię Pogorzelec, która w kategorii 78kg uplasowała się na piątej lokacie. Start w Astanie uratowała żeńska drużyna. Ambitna postawa i wola walki dały efekt. Polki pokonały Algierię, Niemcy i Rosję, zatrzymały się dopiero na Japonii. Biało-czerwone sięgnęły w Kazachstanie po srebrny medal, co jest najlepszym wynikiem naszej drużyny w historii. Podopieczne Anety Szczepańskiej startowały w składzie: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba, Karolina Tałach, Anna Borowska (wszystkie 63 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) oraz Daria Pogorzelec i Katarzyna Furmanek (obie +70 kg).

Po raz kolejny świat zachwycił Teddy Riner. Startujący w kategorii +100kg Francuz po raz ósmy sięgnął po tytuł mistrza globu. Riner nadal pozostaje niepokonany na tatami, rywale nadal uginają nogi przed starciem z nim. Najwięcej krążków na mistrzostwach świata wywalczyli Japończycy, Koreańczycy oraz Francuzi.

Przez cały rok nasi judocy jeździli po świecie i gromadzili punkty w wyścigu olimpijskich. Polacy brali udział w turniejach Grand Slam, Grand Prix oraz European Open. W pierwszej części sezonu z dobrej strony zaprezentowała się Katarzyna Furmanek, która w lutym wygrała rywalizację w Pradze, w marcu w Casablance sięgnęła po srebro, a w Mińsku wywalczyła brąz. Ponownie dała o sobie znać w Port Louis, gdzie zajęła drugą pozycję. Po początkowych trudnościach na właściwe tory wróciła Katarzyna Kłys. Wokół brązowej medalistki mistrzostw świata w Taszkiencie wybuchło małe zamieszanie, z kim ma trenować i jak mają wyglądać jej przygotowania do Rio. W końcu osiągnięto konsensus w tej sprawie. W Baku Kłys zaliczyła najlepszy występ spośród naszych zawodniczek. Dopiero pod koniec roku judoczka Polonii Bytom zaczęła zdobywać miejsca na podium. Kłys była trzecia w Grand Prix w Taszkiencie i wynik ten powtórzyła w listopadzie podczas rywalizacji Grand Slam w Abu Zabi. Również start w Qingdao pokusiła się o wywalczenie brązowego krążka. Wśród panów należy wyróżnić Macieja Sarnackiego, który triumfował w Pucharze Europy w Warszawie oraz zajął trzecią pozycję w Grand Slam w Tiumeniu. Miejsca w czołówce zajmowały również Daria Pogorzelec oraz Agata Perenc. Jednak trudno jednoznacznie stwierdzić, że były to równe występy. Nasi zawodnicy gromadzili punkty, które mogą okazać się cenne w walce o wyjazd do Rio. Spokojnie spać mogą Kłys, Pogorzelec oraz Sarnacki. Spokojnie, ale czujnie. Czy Igrzyska Olimpijskie będą przełomem dla polskiego judo? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Występy naszych zawodników to istna sinusoida. Do rewelacji daleko, tragedii też nie ma. Z tym, że indywidualnie podczas dwóch głównych imprez sezonu wyniki były znacznie poniżej oczekiwań. Nadzieja jest, jak zawsze i umiera ostatnia, ale niektórzy mówią, że jest matką głupich. Trener Aneta Szczepańska tchnęła nowego ducha w swoje podopieczne i tu upatrujemy szans na medal w Rio.

Młodzieżowa mistrzyni

Trzeba również bacznie śledzić poczynania naszej młodzieży. W Bratysławie po tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy sięgnęła Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg. Łącznie Polacy wywalczyli sześć medali.

Podczas mistrzostw Europy U-21 w Oberwart biało-czerwoni zapisali na swoim koncie cztery krążki. Wicemistrzynią Starego Kontynentu została Anna Załęczna w kategorii 78kg. Brązowe medale zawisły na szyjach: Patryka Wawrzyczka (66 kg), Julii Kowalczyk (57 kg) i Piotra Kuczery (90 kg).

Brak sukcesów na Uniwersjadzie w Gwangju. Blisko podium była Karolina Tałach, jednak Polka w kategorii 63kg ostatecznie zajęła piąte miejsce. Nasza męska kadra dzielnie walczyła o brązowy medal, jednak w decydującym starciu 2:3 wygrali Ukraińcy.

Jeden medal udało się przywieźć z Sofii, gdzie lipcu odbyły się mistrzostwa Europy kadetów. Jego autorem był Maciej Krogulski (73kg).

Reasumując, w Astanie ujawniła się siła naszej żeńskiej drużyny. Na tym należy budować przyszłość i upatrywać szans na sukces w Rio. Sukces dla polskiego judo niezwykle potrzebny.

KM

Wielu próbowało, jemu się udało

Najważniejsze wydarzenie bokserskiego roku 2015 miało miejsce w listopadzie w Dusseldorfie. Władzę w kategorii królewskiej musiał oddać Władimir Kliczko. Na tronie zasiadł Tyson Fury. To swego rodzaju przełom. Koniec pewnej epoki i początek czegoś nowego.

Boks to wielkie emocje, jeszcze większe pieniądze i grad ciosów. Wszyscy kochają tych, którzy nie kalkulują i potrafią zrobić show. Z ringiem pożegnał się wielki Floyd Mayweather Jr. W 2015 roku na szczyt wszedł Polak, który w ringu potrafi wyczyniać cuda.

Polski junior ciężki mistrz

Mało kto się spodziewał, że Krzysztof Głowacki rozprawi się z Marco Huckiem. W sierpniu w Newark bokser z Wałcza pokonał Niemca bośniackiego pochodzenia. Głowacki wszedł do ringu i bez kompleksów rywalizował z Huckiem. W jedenastej rundzie słał w stronę rywala potężne ciosy i mistrz w końcu osunął się na liny. Polska może cieszyć się z mistrza świata WBO w wadze junior ciężkiej.

Szansę walki o pas WBC w wadze junior ciężkiej otrzymał Łukasz Janik, który w maju rywalizował z Grigorijem Drozdem. Bokser z Zielonej Góry znalazł się w Moskwie trochę z przypadku. Pierwotnie planowano, że z Drozdem będzie rywalizował Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, jednak choroba uniemożliwiła mu walkę. Przed życiową szansą stanął Janik. Niestety, nie wykorzystał jej. Drozd był bezlitosny dla Polaka i sędzia w dziewiątej rundzie przerwał pojedynek.

W tym roku po raz kolejny w ringu pojawił się Tomasz Adamek. „Góral” podjął wyzwanie i stanął naprzeciw Przemysława Salety. Pojedynek trwał pięć rund. Adamek mógł cieszyć się z pięćdziesiątego zwycięstwa w karierze i z trzydziestej walki zakończonej przed czasem.

Rok w kratkę ma za sobą Mateusz Masternak. „Master” musiał podnieść się po porażce z Yourim Kalengą w czerwcu 2014 roku, która uniemożliwiła mu rywalizację o mistrzostwo świata. Polak wrócił i krok po kroku dążył do obudowania swojej pozycji. W grudniu dostał szansę walki o mistrzostwo Europy. Tony Bellew okazał się lepszy. Akcje Masternaka znacznie spadły.

Mariusz Wach po odbyciu kary za stosowanie niedozwolonych środków wrócił na ring. Rozkręcał się powoli. Stoczył cztery pojedynki, wszystkie wygrał i stanął przed poważną szansą. Popularny „Viking” w grudniu w Kazaniu rywalizował o srebrny pas WBC w wadze ciężkiej z Aleksandrem Powietkinem. Przegrał. W dwunastej rundzie Polak nie miał już sił, a Rosjanin demolował go i osiągnął swój cel. Wygrał przez techniczny nokaut. Dramat Wacha trwał jeszcze po walce. Okazało się, że w organizmie polskiego pięściarza wykryto niedozwolone środki.

We wrześniu doszło do pojedynku o miano najlepszej bokserki w kraju. Minimalnie lepsza okazała się Ewa Brodnicka, która pokonała niejednogłośnie na punkty Ewę Piątkowską. Nowa królowa polskiego boksu zdobyła również pas EBU wagi lekkiej. W pojedynku o tytuł Polka okazała się lepsza od Elfi Philips. Z kolei Piątkowska dzięki wygranej w walce z Marie Riederer sięgnęła po mistrzostwo Europy w wadze półśredniej.

Nowy król

Wszyscy powtarzali w kółko to samo. Ich celem było zakończenie dominacji Władimira Kliczko. Naprzeciw ukraińskiego mistrza stawali kolejni rywale, jednak w ringu nie byli tak konkretni jak w zapowiedziach. W kwietniu wyższość Kliczko musiał uznać Bryant Jennings. Kolejnym, który rzucił wyzwanie Ukraińcowi był Tyson Fury. Anglik świetnie operuje językiem, który bogaty jest w pochwały na temat jego osoby. Często patrzono na niego z przymrużeniem oka, choć facet przyłożyć potrafi. W Dusseldorfie w ringu było ostrożny, ale wykorzystał swoją szansę. Nie uciekał przed Kliczko, lecz czekał, kiedy ten popełni błąd. Sędziowie nie mieli wątpliwości i na tronie wagi ciężkiej zasiadł nowy król.

Niepokonany – takim mianem może szczycić się Floyd Mayweather Jr. Popularny „Money” postanowił zakończyć karierę i odejść w glorii chwały. Amerykanin wygrał wszystkie czterdzieści dziewięć pojedynków. 38-letni pięściarz na swoim koncie zapisał tytuły mistrza świata WBC, WBA i WBO w wadze półśredniej, WBC i WBA w wadze junior średniej, WBC w junior lekkiej, lekkiej, junior półśredniej. Mayweather to bokser, biznesmen, showman, wielki orator, marketing owiec. Człowiek instytucja. Na jego walki czekało się z niecierpliwością, potrafił zbudować wokół swoich pojedynków aurę wyjątkowości. W maju doszło do starcia stulecia, w którym Mayweather spotkał się z Manny Pacquiao. Pojedynek długo wyczekiwany, lecz wielu zadawało pytanie, dlaczego tak późno. Pacquiao przegrał na punkty, a po walce tłumaczył się problemami z barkiem i żądał rewanżu, jednak Mayweather nie był zainteresowany kolejną konfrontacją z Filipińczykiem. Dla obu był to fantastyczny interes. Ponad 100 milionów za pojedynek zgarnął Maywaether, bez uwzględnia zysków z pay per view. Amerykanin wszedł do ringu jeszcze raz. We wrześniu na punkty pokonał Andre Berto. Po walce powiedział: dość i odwiesił rękawice.

W styczniu Amerykanie byli w euforii. Mogli cieszyć się z mistrza świata w wadze ciężkiej. Czekali i ich oczekiwanie zostało wynagrodzone. Nowym idolem Amerykanów został Deontay Wilder, który na punkty pokonał Bermane Stiverne’a. 30-latek to prawdziwy bombardier. Tylko Stiverne wytrzymał z nim w ringu dystans dwunastu ring. Pozostałych trzydziestu czterech rywali Wilder zastopował przed czasem. 16 stycznie amerykański mistrz świata WBC będzie bronił pasa w starciu z Arturem Szpilką.

Tak właśnie wyglądał rok 2015 w polskim i światowym boksie. Głowacki wyniósł biało-czerwoną flagę na szczyt. Zmienił się układ w wadze ciężkiej. Czy w styczniu na szczycie pojawi się Artur Szpilka? To jedno z noworocznych życzeń fanów boksu. Rok 2016 zapowiada się ciekawie. Sympatycy pięściarstwa nie wiedzą, czego tak naprawdę się spodziewać. Stare lisy trochę przycichły, a na pierwszy plan wchodzi młode pokolenie. Jak poradzą sobie młode wilki? Czas pokaże.

KM

Nadzieja była, fajerwerków brak

Nadszedł czas podsumowań. Jak wyglądał rok 2015 w polskich zapasach? Główną imprezą sezonu były mistrzostwa świata w Las Vegas, jednak biało-czerwoni zaprezentowali się poniżej oczekiwań.

Dwie wielkie tegoroczne imprezy. Mowa o Igrzyskach Europejskich w Baku, które napawały optymizmem, jednak występ zapaśników na mistrzostwach świata nie spełnił naszych nadziei. Warto pamiętać, że Polska była organizatorem mistrzostw Europy U23, które odbyły się w Wałbrzychu.

Dobra zapowiedź

Dla wielu Igrzyska Europejskie w Baku były wielką niewiadomą. Impreza została zorganizowana po raz pierwszy i okazała się interesującym polem rywalizacji, które połączyło wiele dyscyplin, w tym zapasy. Niepodzielnie na matach panowali reprezentanci Rosji i Azerbejdżanu. Polacy również zaliczyli dobry występ. Pięć medali na koncie biało-czerwonych to wynik przyzwoity. W glorii chwały do kraju wróciły Roksana Zasina (53kg) oraz Katarzyna Krawczyk (55kg), które wywalczyły srebrne medale. Z kolei Iwona Matkowska (48kg) zapisała na swoim koncie brązowy krążek. Dwa medale dołożyli nasi wolniacy. Srebro w kategorii 70kg wywalczył Magomiedmurad Gadżyjew, a brąz w 86kg zawisł na szyi Radosława Marcinkiewicza. Igrzyska Europejskie w Baku był więc dobrym prognostykiem przed wrześniowymi mistrzostwami świata.

Warto również poświęcić chwilę uwagi imprezie, która odbyła się w marcu w Wałbrzychu. Po raz pierwszy młodzi zapaśnicy mogli rywalizować w mistrzostwach Europy U23. Należy podkreślić fakt, że Polska spełniła pokładane w niej nadzieje i sprawdziła się w roli organizatora. Można uznać ten test za zdany. Być może europejskie władze obdarzą nasz kraj zaufaniem po raz kolejny i pozwolą zorganizować imprezę na poziome seniorskim. Czas pokaże. Wracając do Wałbrzycha, swoją obecność zaznaczyli tam nasi reprezentanci, którzy na swoim koncie zapisali trzy medale. Na najwyższym stopniu podium stanęła Daria Osocka, która rywalizowała w kategorii 75kg, gdzie wystąpiło zaledwie osiem zawodniczek. W stylu klasycznym srebro wywalczył Krystian Formela (85kg). Z kolei Robert Baran sięgnął po brąz w kategorii 125kg w stylu wolnym.

Dwa medale Polacy przywieźli z mistrzostw świata kadetów, które odbyły się w sierpniu w Sarajewie. Blisko wywalczenia tytułu najlepszego zawodnika globu był Norbert Daszkiewicz, który w finale kategorii 69kg w stylu klasycznym przegrał z Rosjaninem Aleksandrem Komarowem. Brąz w kategorii 100kg dla Patryka Kamińskiego.

Amerykański koszmar

Występ w Baku dawał nadzieję na wywalczenie kwalifikacji olimpijskich podczas mistrzostw świata w Las Vegas. Polacy zawiedli.

Najwyżej spośród naszych reprezentantek uplasowała się Daria Osocka w kategorii 75kg, w której zajęła ósmą pozycję. Wicemistrzyni świata z 2014 roku Iwona Matkowska była dopiero dwunasta. Słabo zaprezentowali się nasi klasycy. Blisko wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej był Damian Janikowski, który zajął siódmą pozycję. Taki sam rezultat w stylu wolnym uzyskał Gadżyjew.

Za słaby występ w Las Vegas stanowiskiem zapłacił trener kadry klasyków Ryszard Wolny. Zastąpił go Andrzej Maksymiuk, który ma za zadanie jak najlepsze przygotowanie zawodników do występów kwalifikacyjnych i uzyskania maksymalnej liczby przepustek do Rio de Janeiro.

Pocieszeniem dla naszych klasyków może być srebrny medal Damiana Janikowskiego w kategorii 85kg podczas Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w Mungyeong. Warto wspomnieć o dobrych występach Gadżyjewa. Medal w Baku, przyzwoita forma w międzynarodowych startach, a także wygrana w "Ramzan Kadirov of Adlan Varaev", za którą zapaśnik zainkasował 18 tysięcy dolarów.

Rok niewykorzystanych szans. Tak najkrócej należy określić występy naszych zawodników. Już dawno kadra zapaśników nie zanotowała tak słabego startu w mistrzostwach świata. Teraz musi nastąpić pełna mobilizacja. W 2016 roku wszystko podporządkowane jest pod Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Polskie zapasy potrzebują medalu olimpijskiego. Czy któryś z zawodników udźwignie ten cięża? Las Vegas pokazało, że może być ciężko.

KM

Siła rośnie z każdym krokiem

Kickboxing w Polsce ma się dobrze. Na rynku pojawia się coraz więcej podmiotów, które oferują ciekawe widowiska. Poziom sportowy jest wysoki. Kickboxing w 2015 roku zrobił kolejny krok na drodze do zwiększenia popularności.

Sporty uderzane cieszą się sporym zainteresowaniem. Kickboxing ustawicznie przebija się do społecznej świadomości. Nie jest to już tylko i wyłącznie dyscyplina, którą warto trenować, aby posiąść określone umiejętności, lecz także ciekawe i pełne emocji widowisko.

Medalowa potęga

Gdzie nie pojadą, tam swoje zrobią. Polska kadra jest niezwyciężona i z każdej mistrzowskiej imprezy przywozi worek medali. Już początek roku był obiecujący. Polacy zaprezentowali się podczas zawodów Irish Open International 2015. Biało-czerwoni wygrali klasyfikację medalową, a najwyższym stopniu podium stanęło pięciu naszych fighterów. Po złote medale sięgnęli Karolina Mosko (48kg), Robert Niedźwiecki (57kg), Jakub Pokusa (63,5kg), Kacper Frątczak (81kg) i Tomasz Piechocki (+91kg). Łącznie na swoim koncie Polacy zapisali czternaście krążków.

Warto również przypomnieć, że w roku 2015 roku Polski Związek Kickboxingu obchodził swoje 25 urodziny. Oficjalne uroczystości odbyły się 28 lutego w Kielcach. Nie mogło zabraknąć znakomitych walk. 25-lecie PZKb uświetniła gala Fighters Night 3, podczas której zaprezentowali się m.in. Joanna Walkiewicz, Wojciech Kosowski, Tomasza Sarara czy Dawid Kasperski.

Kickboxing to dyscyplina, która wymaga odwagi, ambicji, zacięcia oraz poświęcenia. Warto w tym miejscu pochylić się nad tegorocznym występem Eliasza Jankowskiego w mistrzostwach Polski K-1 w Legnicy. Zawodnik Ognisko TKKF Olimp Legnica rywalizujący w kategorii 63,5kg sięgnął po tytuł. Ogromny sukces Jankowskiego, który okupiony został kontuzją. W finale fighter nie poddał się mimo, że musiał walczyć ze złamaną kością śródstopia, a po pojedynku trafił do szpitala. To się nazywa charakter.

Świetnie zaprezentowali się Polacy w prestiżowym turnieju WAKO Bestfighter World Cup w Rimini. Biało-czerwoni zdobyli aż osiemnaście medali. Dominowali w low-kicku, gdzie triumfowali w pięciu kategoriach. Złote medale padły łupem Iwony Nierody (56kg), Marty Waliczek (65kg), Mateusza Białeckiego (67kg), Łukasza Kaczmarczyka (71kg) i Patryka Zaborowskiego (91kg). Pierwsze miejsce w full contact zajął Kacper Frątczak, co było dużym osiągnięciem dla młodziana startującego w kategorii 81kg. W kick light triumfował Piotr Wypchał (94kg).

Nasza młodzież miała szanse walczyć o medale podczas mistrzostw Europy kadetów i juniorów w San Sebastian. Młode pokolenie przywiozło z Hiszpanii sześć krążków. Mistrzami globu zostali: Piotr Stępień (42kg), Weronika Nowak (60kg) oraz Klara Piętak (65kg).

W październiku w Belgradzie odbyły się mistrzostwa świata w K-1, low-kick i kick light. Polacy łącznie wywalczyli 22 medale, z czego osiem miało złoty kolor. Biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzami świata w kick light zostali: Dorota Godzina (55kg), Paulina Jarzmik (60kg), Mateusz Jereczek (89kg), Piotr Wypchał (94kg) i Michał Bławdziewicz (+94kg). Dwie panie triumfowały w low kicku – Iwona Nieroda (56kg) i Marta Waliczek (60kg). Najlepsza w K-1 +70kg okazała się Paulina Bieć.

Kilka tygodni po rywalizacji w Belgradzie nadszedł czas na podróż do Dublina, gdzie odbyły się mistrzostwa świata w pointfighting, full contact oraz light contact. Trójka naszych reprezentantów sięgnęła po mistrzowskie laury. Sukces z Belgradu powtórzyły Godzina i Jarzmik, z tym że w light contact. W full contact mistrzem świata został Mateusz Kubiszyn w kategorii 86kg. W Dublinie Polacy zdobyli dwanaście medali.

Arena, a wokół niej widzowie

Coraz więcej zawodowych gal. Nasi zawodnicy próbują swoich sił poza granicami kraju. Polacy zapraszani są na gale King of Kings, Superkombat czy Enfusion, jednak u nas też nie mogą narzekać na brak ciekawych propozycji.

Grupa DSF mocno zaakcentowała swój udział w rynku sportów walki. Ciekawa formuła gal, w której rozgrywane są turnieje w poszczególnych kategoriach wagowych oraz mecze międzypaństwowe. Grupa DSF zaprezentowała ciekawy produkt i wypromowała wielu zawodników. Nazwiska Godziny, Wichowskiego czy Paczuskiego są coraz bardziej rozpoznawalne, a przede wszystkim kojarzone z kickboxingiem. Warto nadmienić, że ważnym ogniwem grupy DSF Kickboxing jest legenda tej dyscypliny w Polsce – Piotr Siegoczyński, która odpowiada za stronę czysto sportową. W tym roku do skutku nie doszło gala w Płocku z powodu wycofania się strategicznego sponsora, jednak grupa zorganizowała widowiska w Ząbkach, Włocławku, Warszawie.

Kickboxing w swojej ofercie ma również organizacja Fight Exclusive Night, która proponuje również pojedynki MMA. Mocnym akcentem na polskim rynku może okazać się reaktywacja Masters K-1 Fight. Grupa ma poważne plany. – W Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie – zapowiada Anna Lazur, oficer prasowy Masters K-1 Fight.

KM

Król królów powraca

King of Kings stara się dostarczyć fanom kickboxingu z Europy Środkowo-Wschodniej walki na najwyższym poziomie. W 2016 roku organizacja zaprezentuje próbkę swoich możliwości w Warszawie.

Będzie to powrót King of Kings do Polski. W Warszawie odbędzie się event zamykający 2016 rok w wykonaniu organizacji.

Czy podbiją Warszawę?

To nie będzie pierwsza gala King of Kings w Polsce. Organizacja stara się regularnie organizować swoje eventy nad Wisłą, gdyż jest to dla niej ważny rynek. Otwarcie przyznaje to Donatas Simanaitis, prezydent IBF. Z tym, że jak to bywa w przypadku miłości – nie zawsze jest odwzajemniana. King of Kings chce zdobywać serca Polaków, jednak różnie z tym bywa.

W 2014 roku organizacja gościła w Polsce dwukrotnie, jednak nie było idealnie. Podczas jesiennej gali w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie trybuny nie pękały w szwach. Dlaczego? Być może problemem było zbyt słabe rozreklamowanie gali. Kibice w Polsce coraz bardziej fascynują się kickboxingiem. Dodatkowo jesteśmy jedną z czołowych europejskich potęg. Z mistrzowskich imprez wracamy z workami wypchanymi medalami, więc wszystkie warunki ku temu, aby kickboxing królował w Polsce są spełnione.

King of Kings po raz kolejny spróbuje podbić serca fanów nad Wisłą. W 2014 roku w Ergo Arenie nie brakowało ciekawych nazwisk. Wystąpił Sergei Morari, czyli zawodnik, który w tym roku triumfował w turnieju 77kg w Kiszyniowie. Sergei Lascenko w Ergo Arenie okazał się najlepszy w rywalizacji wagi ciężkiej. W finale Ukrainiec znokautował Tomasza Szczepkowskiego. Nie zabrakło również polskich gwiazd – Radosława Paczuskiego, Michała Turyńskiego czy doświadczonego Przemysława Ziemnickiego. W 2014 roku King of Kings zorganizował również galę w Płocku. Kibice zgromadzeni w Orlen Arenie w akcji mogli zobaczyć Chrisa Bayę, Maxa Rolla, Mateusza Kopca czy Roberta Rajewskiego.

Wydarzenia te cieszyły się umiarkowaną popularnością. Być może teraz będzie inaczej. King of Kings wraca do Warszawy, gdzie po raz ostatni gościła w 2010 roku. Tym razem organizacja zamknie pracowity rok w stolicy Polski. Galę zaplanowano na 10 grudnia.

Gdzie jeszcze?

KOK pierwsze wydarzenie zaplanowało na 27 lutego. W Rydze odbędzie się ośmioosobowy turniej wagi lekkiej. Z kolei 9 kwietnia w Kiszyniowie zostaną rozegrane półfinały i finały rywalizacji. Prawdopodobnie w akcji zobaczymy Mateusza Kopca.

Organizacja zawita również do Berlina, Tallina, Kiszyniowa, Wilna i na Cypr. W 2016 KOK planuje zorganizowanie dziesięciu gal. Na pewno nie zabraknie w nich Polaków, którzy regularnie prezentują się na eventach King of Kings. Na zakończenie 2015 roku w Kiszyniowie pojawiło się dwóch Polaków. Niestety, Jacek Olkuski i Tomasz Kowalski ponieśli porażki.

KM

IT`S SHOW TIME – Masters K-1 Fight – REAKTYWACJA!!!

Święta Bożego Narodzenia to radosna nowina tak też można nazwać informację o reaktywacji Masters K-1 Fight. Ta legendarna polska grupa promotorska swoje pierwsze kroki stawiała na początku lat 90` a na jej czele stał nie kto inny jak Andrzej Palacz ikona polskiego kickboxingu a obecnie prezes Polskiego Związku Kickboxingu. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o drugiej osobie, która współtworzyła grupę o Marku Fryszu.

Już dziś każdy z nas ma dreszczyk emocji wiedząc, że Masters K-1 Fight powraca na mapę zawodowego kickboxingu. Gale tej grupy przez lata były obecne na otwartej antenie telewizji Polsat oraz TVP. Gościli także na antenie Polskiego Radia opisywani przez Przegląd Sportowy czy Super Express. Obecny Masters K-1 Fight to także pierwsza w historii polskiego kickboxingu gala K-1, która odbyła się w 2004 r. (pierwsza gala kickboxingu została zorganizowana przez tę grupę promotorów w 1991 r.).

Masters K-1 Fight to przede wszystkim powrót do tradycji i korzeni zarówno w ujęciu sportowym jak i organizacyjnym. Zapowiada się rewolucja w polskim kickboxingu i to w dosłownym słowa znaczeniu.

W rozmowie z oficerem prasowym grupy promotorskiej Masters K-1 Fight – Anną Luzar: „…w Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie. To co się obecnie dzieje dzięki kilku federacjom zmierza oczywiście do stworzenia czegoś na wzór znanych w Polsce federacji MMA, jednak zbyt dużo w tym naśladowstwa a zbyt mało stworzenia czegoś własnego co pozwoli się wyróżnić na rynku. Kickboxing w zawodowym wydaniu potrzebuje nowej jakości przede wszystkim pod kątem organizacji gal ale także daleko idących zmian organizacyjnych…”

Zapytaliśmy zatem czym właściciele grupy promotorskiej Masters K-1 Fight chcą zaskoczyć kibiców w Polsce, na czym maja polegać zmiany i czym chcą się wyróżnić: „…Tak przede wszystkim mamy pomysł na działalność grupy, pomysłodawcy pracują nad projektem od blisko 18 miesięcy dlatego też teraz podjęliśmy decyzję o upublicznieniu tej informacji. Czym chcemy zaskoczyć kibiców, sądzimy, że nie tyle zaskoczyć co pokazać zupełnie inną organizację gal. Jesteśmy już w zasadzie w przed dzień podpisania umowy z jednym z samorządów w Polsce, który wyraził zainteresowanie goszczenia nas u siebie. Wiąże się to przede wszystkim ze stałą współpracą ze stabilnym Partnerem oraz co istotne możliwością organizacji gal w dużej, profesjonalnej hali sportowej, która na co dzień gości przedstawicieli ekstraklasy innej dyscypliny…”.

Ale padło pytanie o zmiany, na czym mają one polegać? To chyba kluczowe pytanie, które zainteresuje naszych widzów: „…Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany to oczywiście nie tylko słowa ale konkretne zadania jakie postawiliśmy sobie do realizacji. Pierwszymi i podstawowymi elementami podlegającymi rzeczonym zmianom są: transparentność w doborze zawodników, wynagrodzenie dla zawodników za wystąpienie na naszych galach, organizacja gal w zupełnie innym stylu aniżeli się to odbywa na dzień dzisiejszy. Szybko omawiając wskazane zmiany podkreślić chcemy charakter sportowy naszych gal, dlatego też dobór zawodników będzie tylko i wyłącznie na podstawie aktualnych rankingów prowadzonych przez Polski Związek Kickboxingu oraz WAKO, zatem nie dojdzie u nas do spotkania zawodników przypadkowych. Zawodnicy będą walczyć tylko i wyłącznie o pasy PZKB i nie widzimy potrzeby tworzenia własnych pasów, które w ujęciu sportowym i żargonie zawodników są nazywane „paskami do spodni”. Przechodząc do organizacji gal jako eventów nie chcemy na razie za dużo zdradzać, ale na pewno odejdziemy od modelu amerykańskiego gdzie pierwszą rolę grają światła, muzyka i tzw. show, oczywiście te elementy będą, jednak nie mogą być wiodące. Jednym słowem na tym etapie zdradzić możemy tylko, że idziemy mocno w historię a reszta niech będzie tajemnicą bo bez tego nie będzie elementu zaskoczenia. Teraz kwestia wynagrodzeń, niestety krążą na rynku różne legendy o zarobkach zawodników podczas gal i chcemy to zmienić, system opłacania zawodników występujących na galach będzie z jednej strony bardzo przejrzysty a z drugiej sądzimy, że bardzo atrakcyjny w porównaniu z dotychczasowymi realiami.

Wygląda to bardzo interesująco i intrygująco jednak powstaje pytanie, skoro pracowali Państwo nad projektem blisko czy ponad 18 miesięcy co udało się już załatwić a nad czym będą Państwo pracować dalej lub czego nie udało się jeszcze załatwić: „…Oczywiście czas wydaje się długi, jednak podejście do biznesu mamy typowo systemowe: musiał powstać plan działania, dobór ludzi, biznes plan, następnie pozyskanie partnerów w postaci telewizji, samorządu, sponsorów, reklamodawców etc., wiele z tych działań jest jeszcze procedowanych i na tym etapie rozmowy więcej powiedzieć nie możemy.

Jeszcze ciekawej to zaczyna wyglądać i rzeczywiście profesjonalnie więc można wnioskować, że mają państwo telewizję, która będzie transmitować gale, mają Państwo sponsorów, reklamodawców i samorząd, pozostaje tylko zorganizować galę: „…Tak jak zawsze w rozmowie czy na papierze wszystko wygląda interesująco i ciekawie, jak wspomnieliśmy wiele rzeczy jest jeszcze w fazie rozmów, negocjacji mniej lub bardziej zaawansowanych. Na te chwilę tak możemy potwierdzić, że podpisaliśmy już umowę z telewizją, jesteśmy w przed dzień zamknięcia sprawy z obiektem sportowym i zapleczem socjalnym. Sponsorzy i reklamodawcy to jak zawsze temat otwarty i bardzo płynny więc możemy tylko potwierdzić, że tak z wieloma podmiotami prowadzimy negocjacje mniej lub bardziej zaawansowane. Taki projekt to też obecność patronów medialnych, których już mamy wielu a każdego tygodnia przybywa kilku nowych co tylko napawa nas optymizmem na przyszłość.

Cóż, tym miłym akcentem chcemy podziękować za rozmowę i życzymy powodzenia na przyszłość. Czekamy ze zniecierpliwieniem na start projektu a Naszych widzów zapraszamy do śledzenie naszego FanePage na FaceBook – https://www.facebook.com/FighTimeTV/ tam będą pojawiać się szczegóły dalszej działalności starego – nowego Masters K-1 Fight.

Zapasy w świątecznym klimacie

Rychło zbliża się czas Świąt Bożego Narodzenia. W naszej kulturze jest to wyjątkowy czas spotkań z rodziną i przeżywania wspólnie tego czasu. Jak mawiał klasyk, „co kraj to obyczaj”. Wybierzmy się w podróż do Mongolii, gdzie szczególną popularnością cieszą się zapasy.

Mongołowie w lipcu świetnie bawią się przez trzy dni. Od 11 do 13 lipca odbywa jedno z głównych świąt państwowych, a zarazem festiwal sportowy – Naadam.

Test na męstwo

Główne uroczystości Naadam odbywają się w Ułan Bator. Korzeni święta należy upatrywać już za czasów Hunów, jednak w obecnym kształcie zaistniało ono za czasów Czyngis-chana. Pierwotnie służyło ukazaniu waleczności wojowników oraz zaprezentowaniu radości po zwycięskiej bitwie. Od 1922 roku impreza przeprowadza jest w dniach 11-13 lipca.

Można uznać, że jest to święto sportu. W Ułan Bator jest jakby centrum imprezy. Festiwale Naadam odbywają się w stolicach pozostałych ajmaków (jednostka podziału terytorialnego) oraz powiatach. Zawodnicy rywalizują w trzech dyscyplinach: zapasach, łucznictwie oraz wyścigach konnych.

Należy podkreślić, że w zapasach mogą startować tylko panowie. Mężczyźni rywalizują bez podziału na kategorie wagowe. W zmaganiach bierze udział 512 zawodników, którzy ubrani są w tradycyjne stroje. Zapaśnik ma na sobie wysokie buty, okrycie ramion i barków oraz niewielkie majtki. Ważnym atrybutem zawodnika jest spiczasta czapka, która posiada dwie czerwone wstęgi. Nakrycie zakłada się przed i po walce, a na wstęgach znajdują się złote paski – jest to informacja o liczbie zwycięstw. Sama walka ma w sobie aurę wyjątkowości. Zawodnik przed rozpoczęciem pojedynku odbywa taniec, modli się i dotyka ziemi z nadzieją na pozyskanie mocy. Rywalizacja pozbawiona jest brutalności, nie ma w niej uderzeń. Zapaśnicy łapią się za majtki bądź nakrycia, aby dokonać przewrócenia swojego rywala. Zwycięzca wykonuje rytualny taniec orła. Ten, kto wygra pięć walk otrzyma tytuł „Sokoła”. Siedem zwycięstw nadaje miano „Słonia”, zaś dziewięć „Lwa”.

Naadam pokazuje kulturę mongolską i zarazem jest oddaniem hołdu tradycji. Zapasy odgrywają tu szczególną rolę. Mongołowie są jedną z czołowych ekip w tej dyscyplinie na świecie.

Przez tradycję do medali

Wydaje się, że jest swego rodzaju metoda popularyzacji sportu i aktywności. Rzecz jasna, że Mongolia to zupełnie inna kultura i zwyczaje, ale warto zwrócić uwagę na wierność tradycji. Naadam to po prostu zabawa, ale jakże ciekawa i łącząca wiele elementów.

Mongolia może pochwalić się dobrym wynikami na zapaśniczych matach. Na ostatnich mistrzostwach świata w Las Vegas mongolscy zawodnicy zajęli siódme miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzynią świata kategorii 63kg w stylu wolnym została Sorondzonboldyn Batceceg, która ma na swoim koncie brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Do Rio de Janeiro również jedzie po medal.

W Las Vegas po brąz sięgnął Batboldyn Nomin w kategorii 61kg w stylu wolnym, a także Pürewdżawyn Önörbat w 74kg. Dużą nadzieją mongolskich zapasów jest Sücheegijn Cerenczimed. 20-latka startuje w kategorii 60kg w stylu wolnym. Na swoim koncie ma już tytuł mistrzyni świata w Taszkiencie. W Las Vegas zajęła drugie miejsce.

Zapewne można by oczekiwać więcej, ale widzimy tu pewien ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeśli poświęca się uwagę określonej dyscyplinie to pojawią się wyniki. Wystarczy chcieć. A święto Naadam w Mongolii to swego rodzaju zjawisko. Z jednej strony integracja społeczeństwa, a zarazem troska o tradycję, historię oraz rozwój sportowy.

Fot. commons.wikimedia.org

KM

Trzech muszkieterów rusza do Londynu

W październiku do Londynu ze swoją galą zawitała organizacja KSW. Niebawem w stolicy Anglii zaprezentuje się UFC. Na kolejnej gali najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie wystąpi trzech polskich fighterów.

Nie zatrzymujemy się ani na chwilę. Podążając za UFC można poznać praktycznie cały świat. Amerykańska organizacja gościła już w Krakowie, Berlinie, ostatnio w Orlando i podąża dalej. 27 lutego w Londynie odbędzie się gala UFC Fight Night 83.

Jotko czeka na nokaut

Po raz piąty w UFC zaprezentuje się Krzysztof Jotko. 26-letni zawodnik wagi średniej niedawno wrócił do oktagonu po kontuzji ręki, której nabawił się w marcu. Uraz uniemożliwił mu udział w gali UFC w Krakowie. Na kolejny występ Polak musiał czekać ponad pół roku. Wrócił i zaprezentował się w Dublinie. W październiku niejednogłośnie na punkty pokonał Scotta Askhama. Jotko mógł cieszyć się ze zwycięstwa, ale zapewne był pełen obaw. 26-latek musiał liczyć się z kolejną przerwą z powodu kontuzji lewej ręki. Początkowo mówiło się, że zawodnika czeka półroczna przerwa, jednak po dokładnych badaniach wykluczono złamanie kończyny. Jotko mógł odetchnąć.

Kolejną szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności Jotko dostanie już w lutym. W Londynie zmierzy się ze Bradley’em Scottem. Dla 26-letniego Anglika będzie to również piąty pojedynek w UFC. Do tej pory rywalizuje ze zmiennym szczęściem. W ostatnim pojedynku rozprawił się z Dylanem Andrewsem, jednak wcześniej przegrał z Claudio Henrique da Silvą. Warto zauważyć, że w UFC Scott przegrywa przez decyzje sędziów, a wygrywa dzięki skutecznej gilotynie. W swojej karierze jeszcze nigdy nie odniósł zwycięstwa na punkty. Z kolei Jotko do tej pory w UFC wygrywał tylko przez decyzje sędziów. W swojej karierze Polak zanotował tylko jedną porażkę. Na gali UFC Fight Night 41 Magnus Cedenblad wykonał skuteczną gilotynę i Jotko musiał przełknąć gorycz porażki.

Ostatnia szansa

Tak może być w przypadku Łukasza Sajewskiego, który występuje w wadze lekkiej. Popularny „Wookie” miał pojawić się w UFC już w 2014 roku, jednak kontuzja opóźniła jego debiut w amerykańskiej organizacji. Sajewski pojawił się na gali UFC Fight Night 69, ale przegrał z Nickiem Heinem. Włodarze organizacji są bezlitośni. Kolejna porażka może oznaczać dla Polaka koniec przygody z UFC. W Londynie Sajewski zmierzy się z Teemu Packalenem. Fin również ma za sobą jedną walkę w UFC, również przegraną. Warto nadmienić, że Packalen w swojej karierze zanotował siedem zwycięstw. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem.

33-letni Daniel Omielańczuk w Londynie stanie naprzeciw Jarjisa Danho. Zawodnik z Syrii nie przegrał jeszcze w karierze. Walka z Omielańczukiem będzie jego debiutem w UFC. 33-letni Polak występujący w wadze superciężkiej stanie przed kolejnym wyzwaniem. Można powiedzieć, że Omielańczuk dzięki wygranej z Chrisem de la Rochą uratował swoją głowę w UFC. Zarazem Polak pokazał, że potrafi być efektowny. W czterdzieści  osiem sekund odprawił swojego rywala. Danho ma materiał do przemyśleń, a Omielańczuk powinien pójść za ciosem.

Na koniec zajrzyjmy do kieszeni Karoliny Kowalkiewicz. Polka w swoim debiucie w UFC poradziła sobie z Randą Markos. Na konto zawodniczki z Łodzi wpłynęło 26 tysięcy dolarów.

KM

Zwycięski wyjazd Dudka

Rafał Dudek zdobył Antwerpię. Polski kickbokser odniósł zwycięstwo na gali Enfusion 35.

Polak po występie na gali DSF Kickboxing Challenge 6 w Ząbkach, gdzie pokonał Eugene'a Matiushonoka, ruszył w świat. Dudek w Antwerpii zmierzył się z Youssefem El Hajim.

Nie czekał na sędziów

Reprezentujący barwy Fight House Nowy Sącz jest czołowym zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce. Teraz próbuje swoich sił w organizacji Enfusion. Dudek zdał pierwszy test, a jego przygoda nabierze tempa. Zapewne ważnym doświadczeniem dla Polaka będzie udział w reality show Enfusion. Dudek w styczniu uda się do Tajlandii, aby tam doskonalić swój warsztat.

Gdzieś z tyłu głowy Polak miał świadomość swojego występu podczas gali Superkombat World Grand Prix Final w Bukareszcie. Dudek zmierzył się tam z Cristianem Mileą. Polski fighter był aktywny i sprawił Rumunowi wiele problemów. Milea nie potrafił niczym zaskoczyć Dudka, a mimo to wygrał na punkty. Zawodnik Fight House Nowy Sącz wysunął wnioski z podróży do Bukaresztu i w Antwerpii robił wszystko, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść w regulaminowym czasie. W pierwszej rundzie El Hajim zobaczył, że będzie musiał wspiąć się na wyżyny, żeby zagrozić rywalowi. Polak rozdawał karty. Prawdziwy popis dał w drugiej rundzie. Marokańczyk był bezradny i z bliska zapoznał się z deskami. Wstawał, próbował, jednak Dudek był zdecydowanie lepszy. Potężne ciosy robiły wrażenie na El Hajim. Sędzia liczył Marokańczyka aż trzy razy i w podjął decyzję o zakończeniu pojedynku. Ręce Dudka powędrowały w górę.

Na gali Enfusion odbyły się dwie mistrzowskie walki. Rachida Bouhout straciła pas na rzecz Anke van Gestel w kategorii 64kg. Warto dodać, że Belgijka dzierży w swoich dłoniach tytuł najlepszej zawodniczki w kategorii 61kg. Ismael Lazaar potwierdził swoją dominację w wadze ciężkiej. Marokańczyk już w pierwszej rundzie zastopował zapędy Andrew Thomsona.

Bez radości w Kiszyniowie

Na gali King of Kings w Mołdawii zaprezentowało się dwóch polskich zawodników, jednak nie będą mieli miłych wspomnień. Udany powrót po przerwie zaliczył Alexandr Surcov. Niestety kosztem Tomasza Kowalskiego, który musiał uznać wyższość Rosjanina. Początek starcia dla Polaka, który atakował kombinacjami bokserskimi i niepokoił rywala low kickami. W drugiej rundzie pojedynek wyrównał się, a w trzeciej rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Sędziowie nie byli jednogłośni, ale wskazali na Surcova.

W kategorii 71kg Jacek Olkuski spotkał się z Alexandrem Prepelitą. Pierwsza runda wyrównana, jednak jeden z ciosów Mołdawianina zrobił wrażenie na Polaku. Z czasem zaznaczała się coraz większa przewaga Prepelity. Olkuski starał się odpowiadać, jednak bezskutecznie. Polak dotrwał do końca, ale sędziowie wskazali na zawodnika gospodarzy.

W finale turnieju kategorii 77kg triumfował Sergei Morari. Mołdawianin pokonał na punkty Robina Zobina. W walce o pas mistrzowski w kategorii 85kg triumfował Constantin Tutu. Mołdawian na punkty pokonał Igora Lyapina. Pojedynek wyrównany, jednak w drugiej rundzie Tutu posłał rywala na deski mocnym sierpem.

KM

Punkty na korzyść Kowalkiewicz

Pierwszy występ w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie to ogromne nerwy. Karolina Kowalkiewicz poradziła sobie z presją. Polka spędziła w oktagonie trzy rundy podczas gali UFC on Fox 17, po których sędziowie podjęli korzystną dla niej decyzję.

Zawodniczka z Łodzi udanie rozpoczęła swoją przygodę z UFC. To kolejna Polka, która rywalizuje w wadze słomkowej. Niepodzielnie rządzi i panuje w tej kategorii Joanna Jędrzejczyk. Czy z biegiem czasu dojdzie do polskiego pojedynku na szczycie? Brzmi niezwykle interesująco.

Nie bała się uderzać

Zmiana klimatu może niekorzystnie podziałać na zawodnika. Nie chodzi o warunki pogodowe, lecz skalę przedsięwzięcia. Kowalkiewicz nie ugięła kolan przed pierwszy występem w UFC, w którym to zmierzyła się z Randą Markos. Z pewnością cennym doświadczeniem była jej wcześniejsza walka na gali Invicta 9.

W starciu z Markos Kowalkiewicz prezentowała swoje atuty i nie pozwoliła rywalce rozwinąć skrzydeł, choć było gorąco. Kanadyjka za wszelką cenę szukała klinczu, jednak Polka skutecznie powstrzymywała jej zapędy. Od początku starcia dominowała stójka i wymiana ciosów. Markos w końcu osiągnęła swój cel i złapała Polkę pod siatką. Kanadyjka miała komfortową sytuacją, żeby osłabić swoją rywalkę, jednak 30-letnia zawodniczka w Łodzi poradziła sobie z naporem przeciwniczki. Walka wróciła na środek oktagonu, a Polka zakończyła pierwszą rundę mocnym prawym prostym.

Druga odsłona wymagała od Kowalkiewicz wiele odporności. Początkowo Polka dobrze sobie radziła i słała w stronę Markos kombinacje ciosów. Kanadyjka wiedziała, że zaczynają się problemy, dlatego też ponownie szukała możliwości klinczu. Markos znalazła się za plecami 30-latki z Łodzi i dążyła do efektownego poddania w stójce, jednak ostatecznie pojedynek przeszedł do parteru. Polka musiała przetrwać napór Kanadyjki, która dominowała i mogła zrobić praktycznie wszystko. Kowalkiewicz dotrwała do gongu oznajmiającego koniec rundy. Trzecia odsłona rozpoczęła się podobnie jak druga- od uderzeń Kowalkiewicz. Polka niepokoiła co i raz rywalkę ciosami w stójce. Kanadyjka ponownie klinczowała, jednak tym razem sytuacja rozwinęła się na korzyść Polki. Pojedynek przeszedł do parteru, Kowalkiewicz znalazła się na górze i obijała swoją oponentkę. Sędzia bacznie przyglądał się sytuacji, jednak Markos udało wrócić się do stójki. Kanadyjka dotrwała do końca, jednak werdykt jej nie zadowolił. Wszyscy sędziowie byli zgodni i punktowali 30-27, 29-28, 29-28 na korzyść Kowalkiewicz.

Szybki dos Anjos

Nieco ponad minutę trwała walka wieczoru UFC on Fox 17. W wadze lekkiej Rafael dos Anjos nie pozostawił żadnych złudzeń Donaldowi Cerrone. Brazylijczyk mocnym kopnięciem na wątrobę osłabił swojego rywala i zasypał go ciosami pod siatką. Cerrone przetrwał napór, wrócił na środek, ale po chwili nie był w stanie walczyć dalej. Dos Anjos zalał go serią ciosów.

W drugiej rundzie Alistair Overeem zastopował Juniora dos Santosa. Walka nie była efektowna. Dopiero w końcówce drugiej rundy coś drgnęło. Holender mocnym sierpowym zrobił wrażenie na dos Santosie, a potem ciosami zaznaczył swoją wyższość. Overeem wygrał po raz czterdziesty w karierze.

KM

Brodnicka mistrzynią Europy

Podczas gali w Łomiankach Ewa Brodnicka sięgnęła po tytuł mistrzyni Europy w wadze lekkiej. Polka na punkty pokonała Elfi Philips.

Tym samym 31-letnia bokserka zapisała na swoim koncie dziesiąte zwycięstwo w karierze. W tym roku stoczyła cztery pojedynki, z których jeden to długo wyczekiwane starcie z Ewą Piątkowską o prymat najlepszej pięściarki w kraju.

Liczy się zwycięstwo

Trudno powiedzieć, żeby pojedynek Brodnickiej z Philips zwalał z nóg. Po prostu Polka zrobiła swoje, wygrała i może cieszyć się z wywalczenia tytułu mistrzyni Europy. Od początku walka była pełna nerwowości i niedokładności. Obie panie chciały dyktować warunki, jednak żadna z nich nie potrafiła zdominować rywalki. Brodnicka potrzebowała trochę czasu, aby złapać właściwy rytm, jednak Belgijka nie próżnowała. Philips wyprowadzała wiele chaotycznych ciosów, z których niewiele dochodziło do celu. Brodnicka doszła do głosu w czwartej odsłonie. Właśnie wtedy wyprowadziła kilka celnych uderzeń i zaznaczyła swoją przewagę. Polka weszła na właściwe obroty i choć Philips była aktywna to nie potrafiła jej zagrozić. Brodnicka miała wszystko pod kontrolą, stąd nie dziwi jednogłośny i zdecydowany werdykt sędziów. Arbitrzy punktowali 98:92, 98:93, 98:93 na korzyść Brodnickiej.

Po przerwie na ring wróciła Karolina Łukasik. Polka dopisała do swojego bilansu kolejne zwycięstwo. Na punkty zdecydowanie pokonała Borislavę Goranovą. Drugie zwycięstwo w karierze zanotowała Sasza Sidorenko. 29-latka okazała się zdecydowanie lepsza od Kariny Kopińskiej i wygrała jednogłośnie na punkty. Zaledwie osiemdziesięciu sekund potrzebował Nikodem Jeżewski, aby pozbawić złudzeń Wladimira Letra. Z wygranej cieszy się również Robert Parzęczewski, który na punkty okazał się lepszy od Beli Juhasza. W pierwszej rundzie walkę na swoją korzyść rozstrzygnął Adam Balski. Polak pokonał Arstioma Hurbo.

Ortiz po mistrzowski

Przenieśmy się teraz do Verony, gdzie doszło do pojedynku Luisa Ortiza z Bryantem Jenningsem. Amerykanin przeżywał w ringu trudne chwile.

Jeszcze nie tak dawno Jennings zapowiadał, że zdetronizuje Wladimira Kliczko, jednak ta sztuka nie powiodła się. W kolejnej walce Amerykanin chciał pokazać, że liczy się w wadze ciężkiej, jednak przeliczył się. Od początku był aktywny i ruszył na Ortiza, ale Kubańczyk szybko sprowadził go na ziemię. Kilka mocnych ciosów „King Konga” zachwiało Jennigsem, który klinczem ratował się przed upadkiem na deski. Dotrwał do końca pierwszej rundy i w kolejnej odsłonie wrócił do walki.

Amerykanin próbował, jednak Ortiz skutecznie go punktował. Tak jak w trzeciej odsłonie, kiedy to po lewym sierpowym Jennings ponownie się zachwiał. Kubańczyk zyskał kontrolę nad pojedynkiem i obnażał wszystkie słabości rywala. W siódmej rundzie doszło do finału. Ortiz lewym podbródkowym posłał Amerykanina na deski. Ten wstał, chwiał się na nogach, ale walczył. Bezskutecznie. Jennings przyjmował kolejne ciosy i sędzia w końcu przerwał pojedynek. Ortiz od początku do końca rozegrał walkę po mistrzowsku.

KM

Robi się głośno

Nie ważne jak, byle mówili. Z takiego założenia wychodził Tyson Fury, który zakończył dominację Władimira Kliczko w kategorii królewskiej. Wygląda na to, że inną drogą podąża Anthony Joshua. Kariera 26-latka z Watfordu postępuje zgodnie z myślą – cicho jedziesz, dalej zajedziesz.

Wygląda na to, że Joshua jest w pełni skoncentrowany na boksie. Wchodzi do ringu i robi swoje. To najlepsza droga na szczyt. Doskonalenie własnych umiejętności przy maksymalnym skupieniu się na tym, co najważniejsze. Warto dodać, że Joshua nie jest typem showmana jak Fury, ale robi się o nim coraz głośnej.

Angielska wersja Wildera

Kto nie kojarzy Deontaya Wildera? Teraz chyba już wszyscy. Amerykanin nie dawno uszczęśliwił fanów w swoim kraju i zdobył tytuł mistrza wagi ciężkiej WBC. Znalazł się na ustach wszystkich. Teraz jest pod baczną obserwacją fanów z Polski, bo 16 stycznia zmierzy się w obronie pasa z Arturem Szpilką. Na wszystkich wrażenie robi bilans Wildera. Mistrz świata nie przegrał ani razu i tylko jedną walkę wygrał przez decyzję sędziów. Pozostałe trzydzieści cztery pojedynki rozstrzygnął przed czasem. Wynik imponujący. Podobny, choć mniejszy, rekord śrubuje Anthony Joshua.

26-latek piętnaście razy zaprezentował się na zawodowym ringu. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął przed czasem, jednak widać, że nie lubi spędzać na arenie walki zbyt wiele czasu. Tylko Dillian Whyte zdołał przetrzymać Joshuę w ringu dłużej niż trzy rundy. Na rozprawienie się z urodzonym na Jamajce bokserem Brytyjczyk potrzebował siedmiu odsłon.

Cytując klasyka „masz być jak bulterier”, odpowiedź w tym przypadku wydaje się prosta. Joshua jest jak wściekły, rozpędzony byk, który pokonuje kolejne przeszkody, a jego twarz wyraża niezwykły spokój i opanowanie. Killer o twarzy młodzieńca spełnia wszystkie kryteria, aby być wspaniałym zięciem. A czy może myśleć o panowaniu w wadze królewskiej?

Stary lisy boją się

W brytyjskim boksie narodziło się zjawisko, które można określić kulturą gadania. Dużo mówił Haye, Chisora również barwnie opisywał rzeczywistość, Fury wręcz tworzył peany na swoją cześć. Na dobre wyszło to tylko temu ostatniemu.

Haye i Chisora są gdzieś z boku, ale nadal próbują wrócić na salony. Obecnie wcielają się w bacznych obserwatorów i komentatorów kariery Joshuy. Haye po wygranej młodszego kolegi w walce z Whytem wyraził swoje zdanie na temat możliwości 26-latka. – Czuję, że moje atuty techniczne i szybkościowe pozwolą pokonać Joshuę. Co prawda jest młodszy, silniejszy i wyższy, dlatego obserwatorzy typują go jako faworyta – powiedział Hayemaker.

Pojawiły się głosy, że Joshua miałby walczyć z Chisorą, jednak ten zaprzecza i mówi o swoich najbliższych planach. – Joshua niech zajmie się tym, co robi. Moim celem jest walka w Niemczech – skwitował krótko 31-latek urodzony w Zimbabwe.

Niewykluczone, że kolejnym rywalem Joshuy będzie Robert Helenius. Team brytyjskiego pięściarza wyraża gotowość walki o pas mistrza Europy. Helenius w sobotę, 19 grudnia, zmierzy się w obronie tytułu z Franzem Rillem.

KM

Diaz Jr, Rene Alvarado i chiński olbrzym na gali w Kalifornii

18 grudnia na ring w kalifornijskim Indio powróci niepokonany w osiemnastu pojedynkach Joseph Diaz Jr. (18-0, 10 KO). 22-latek w starciu o mistrzostwo Ameryki Północnej w kategorii piórkowej zmierzy się z przedstawicielem Mexico City Hugo ;Olimpico; Partida (20-6-2, 15 KO). Dla ;Jo Jo; Diaza będzie to już piąty występ w popularnym Fantasy Springs Casino oraz piąty pojedynek stoczony w ogóle w tym roku. Po raz pierwszy jednak stawką walki będzie tytuł mistrza Ameryki Północnej w limicie 126 funtów. Przeciwnikiem Diaza będzie 27-letni Meksykanin Hugo Partida, który w ostatnich 6 pojedynkach może pochwalić się bilansem 4-2, z czego porażek doznał w dwóch ostatnich pojedynkach.
Na tej samej gali zobaczymy 10-rundowy pojedynek między Nikaraguańczykiem Rene Alvarado (22-5, 15 KO) i pochodzącym z Kalifornii Andrew Cancio (15-3-2, 11 KO). Starcie odbędzie się w kategorii piórkowej. Ciekawostką będzie z pewnością występ olbrzyma z Chin reprezentanta wagi ciężkiej Taishana (5-0, 3 KO), który postara się ;roznieść w pył; Daniela Arambule (3-1, 1 KO) z Meksyku.

Na transmisję gali z Indio zapraszamy w nocy z piątku na sobotę na godzinę 04:00, powtórka w sobotę o 11:30!

Świąteczna impreza Kickboxing Talents!

W FightKlubie zafundujemy naszym widzom ;mocnego kopa; przed Świętami Bożego Narodzenia. W sobotę – 19 grudnia o godzinie 18:30 zapraszamy na transmisję wyjątkowej, świątecznej odsłony imprezy Kickboxing Talents.  

Kick-boxing to jeden z najbardziej dynamicznych sportów walki, który nadal kryje w sobie niesamowite talenty, żądne dostarczyć widzom jak najbardziej spektakularnego widowiska na ringu. To właśnie oferuje seria gal ;Kickboxing Talents; produkowana przez Fighting Spirit. Zobaczymy pojedynki, w których utalentowani, młodzi i gniewni zawodnicy będą chcieli wywalczyć sobie miejsce wśród najlepszych.

Marcin Naruszczka

Polski zawodnik MMA wagi średniej urodzony 6 kwietnia 1983 roku w Wyszkowie.  Naruszczka zaczął trenować amatorsko MMA w 2005 roku i przez ponad trzy lata był związany z olsztyńskim klubem Arrachnion MMA. W 2009 roku przeprowadził się do Warszawy i rozpoczął treningi w klubie założonym przez Mirosława Oknińskiego. W latach 2009-2011 święcił największe tryumfy w amatorskim MMA m.in. wygrał trzykrotnie turniej ALMMA, zwyciężył na mistrzostwach Polski w Toruniu oraz zaczął pierwsze miejsce na IX edycji Polskiej Ligi Shooto. Zawodowy debiut w MMA zaliczył w 2010 roku pokonując na punkty Błażeja Nagórskiego. Niepokonany od swojego debiutu na zawodowym ringu Naruszczka w 2011 roku związał się z niemiecką federacją RESPECT FC. W swojej pierwszej walce w Niemczech stoczył pojedynek o pas mistrzowski w wadze półciężkiej z Manuelem Masuchem, który ostatecznie wygrał w czwartej rundzie przez poddanie. Pas mistrzowski bronił na gali RESPECT FC 7, pokonał przez techniczny nokaut mającego ponad trzydzieści zawodowych walk Mario Stapela. Od 2012 roku jest zawodnikiem KSW. Zadebiutował w niej na gali XIX przeciwko Borysowi Mańkowskiemu w kategorii do 77 kg. Naruszczka przegrał z Mańkowskim na punkty. Była to jego pierwsza zawodowa porażka. 22 września 2012 roku na RESPECT FC 8 pokonał Abu Azaitara. Wygrana nad Azaitarem była eliminatorem do walki o pas mistrzowski wagi średniej. Kolejny pojedynek w KSW stoczył 16 marca 2013 roku na KSW 22. Zmierzył się w tedy z byłym mistrzem M-1 Global Rafałem Moksem. Ostatecznie Naruszczka uległ Moksowi przez poddanie w pierwszej rundzie. Do walki o pas niemieckiej organizacji doszło 13 kwietnia. Rywalem polaka był ówcześnie niepokonany zawodnik gospodarzy Nicolas Panzer. Naruszczka zwyciężył przez TKO w drugiej rundzie i został nowym mistrzem w wadze średniej oraz pierwszym któremu udało się zdobyć pas mistrzowski w dwóch kategoriach wagowych w RESPECT FC.  24 maja 2014 roku stracił pas RESPECT FC w wadze średniej na rzecz Panzera.  23 października 2015 roku pokonał Greka Nikosa Sokolisa zostając mistrzem PLMMA w wadze średniej. 

Dudek w Antwerpii, Kowalski w Kiszyniowie

Ludzie przemieszczają się nieustannie. Jedni wyjeżdżają na wakacje, aby odpocząć, a dla innych podróż to codzienność. Do tej drugiej kategorii zaliczają się fighterzy. Rafał Dudek w ubiegłym tygodniu walczył w Ząbkach, a teraz wybiera się do Belgii. 

Polak zaprezentuje się na gali Enfusion #35. Kolejnych dwóch naszych zawodników wystąpi w Kiszyniowie podczas King of Kings.

Lekki twardziel

Rafał Dudek uchodzi za czołowego polskiego kickboksera w wadze lekkiej. Poczynania zawodnika Fight House Nowy Sącz zyskują duże uznanie w oczach ekspertów. Dudek występuje również na galach zagranicznych organizacji i rywalizuje tam z powodzeniem. Niedawno znalazł swoje miejsce w kraju i związał się z DSF Kickboxing Team.

Dudek wystąpił 12 grudnia podczas kolejnej odsłony zmagań DSF. W Ząbkach polski fighter zmierzył się z Andrejem Xaminokiem i był to występ udany. Dudek w oczach sędziów był zawodnikiem lepszym, dlatego też jego wskazano jako zwycięzcę. Wcześniej zawodnik z Nowego Sącza zaprezentował się na gali SK w Rumunii. Ściany pomagają gospodarzom. W sportach walki ta prawidłowość znajduje potwierdzenie. Jeśli nie znokautujesz rywala na jego terenie to musisz liczyć się z porażką. Co prawda Dudek prowadził wyrównany bój z Mileą, a w końcówce przeważał, i tak przegrał. 

Mający za sobą występy w Glory World Series zawodnik wybiera się teraz do Belgii. 19 grudnia podczas gali Enfusion #35 zmierzy się z Youssefem El Hajim. Marokańczyk potrafi walczyć efektownie i skutecznie. Pokazał to podczas występu na Enfusion #32, kiedy to jego ofiarą przez nokaut padł Quincy Jones. Dudek musi mieć się na baczności, jednak El Haji może mieć pewne ograniczenia motoryczne. Marokańczyk wraca do rywalizacji po półrocznej przerwie. Dudek jest w gazie i może wykorzystać ten atut, jednak musi zachować zimą krew.

Kowalski na koniec

Organizacja King of Kings kończy rok w Kiszyniowie. 19 grudnia na gali w Mołdawii zaprezentuje się dwóch Polaków – Tomasz Kowalski i Jacek Olkuski.

Zawodnik warszawskiej Palestry zaprezentuje się w pojedynku w kategorii 85kg. Kowalski pojedzie do Kiszyniowa pełen wiary i nadziei po dobrym występie w Czechach. Z występu u naszych południowych sąsiadów fighter ma dobre wspomnienia. Pod koniec listopada wygrał turniej Souboj Titanu. W Kiszyniowie jego rywalem będzie Alexandr Surkov. Czy będzie to wielki powrót? Rosjanin zaprezentuje się po raz pierwszy od dwóch lat. Kowalski zapewne zadania mu nie ułatwi. 

W kategorii lekkiej Jacek Olkuski zmierzy się z Aleksandrem Prepelitą. Mołdawinin podczas ostatniego występu w Kiszyniowie rozpracował Dawida Mirkowskiego. Czy Olkuski pomści klubowego kolegę z Garuda Muay Thai Gym?

KM

Kaoklai Kaennorsing

Tajski zawodnik Muay Thai, kickboxer i bokser urodzony 13 września 1983 roku w Khon Kaen. W swojej karierze zdobył tytuły mistrza Stadionu Rajadamnern w wadze półśredniej i superpółśredniej. 14 marca 2010 roku w El Monte znokautował ciosem łokciem Japończyka Magnum Sakai w walce o mistrzostwo Świata WBC Muai Thai w wadze pół ciężkiej. Tytuł ten stracił 23 lutego 2011 roku, przegrywając w Czelabińsku na punkty z Rosjaninem Artiomem Lewinem. Kaennorsing był jednym z nielicznych zawodników z Tajlandii walczących w K-1 WGP. Zasłynął z pokonywania znacznie wyższych i cięższych od siebie rywali. Zwyciężył w turnieju K-1 World Grand Prix 2004 w Seulu. Ważył wtedy 78 kg, co czyni go najlżejszym zawodnikiem, który wygrał turniej cyklu K-1 WGP. Był też półfinalistą K-1 World GP 2004 w Tokio. W 2005 roku bronił w Seulu tytułu zdobytego w poprzednim roku. W finale turnieju zmierzył się z olbrzymim Choi Hong Manem. Największa w histori K-1 dysproporcja rozmiarów obu zawodników zdecydowała o zwycięstwie Choia, aczkolwiek walka była zaskakująco wyrównana.  W K-1 stoczył 16 walk. W swojej sportowej karierze wygrał w sumie ponad 200 walk.   

Wypełniają kartę

Czas biegnie nieubłaganie. Włodarze organizacji Fight Exclusive Night przedstawiają kolejne pojedynki gali zaplanowanej na 9 stycznia w Lubinie. Zaprezentują się m.in. Paweł Biszczak i Marcin Zontek.

Najważniejsze wydarzenie jest znane. W pojedynku wieczoru Paweł Biszczak zmierzy się z Christianem Bayą. Kto jeszcze zaprezentuje się w Lubinie?

Smaczny kąsek

FEN oferuje na swoich galach połączenie walk w K-1 i w MMA. Organizacja stale poszerza swoją ofertę i stara się zaprezentować publiczności wrażenia najwyższych lotów. Mocne nazwiska, ciekawe walki oraz niezapomniane emocje. W Lubinie organizacja FEN będzie świętowała swój mały jubileusz – to jej dziesiąta gala.

W walce wieczoru na zasadach K-1 w kategorii do 75kg zaprezentują się Paweł Biszczak i Christian Baya. Polak jest jedną z gwiazd organizacji FEN, dla której stoczył trzy pojedynki. Wszystkie wygrał w efektowny sposób i ma apetyt na kolejne zwycięstwo. Biszczak to utytułowany zawodnik na polu karate kyokushin i kickboxingu. W Lubinie zmierzy się z młodym, ale niezwykle mocnym Holendrem. Baya ma 24 lata i eksperci z kraju tulipanów wróżą mu świetlaną przyszłość. Holender trenuje w najlepszym klubie Mike’s Gym, gdzie stale doskonali swoje umiejętności. Baya dwukrotnie wygrywał prestiżowe turnieje King of Kings, a w swojej karierze rywalizował również z Polakami. 24-latek uporał się z Robertem Rajewskim i Karolem Ładą. Czy Biszczak go powstrzyma?

W tej samej kategorii dojdzie do walki Łukasza Rambalskiego i Wojciecha Wierzbickiego. Starcie zapowiada się niezwykle ciekawie. Można powiedzieć, że 32-letni Rambalski to jeden z ciekawszych polskich fighterów. Jako pierwszy Polak rywalizował na galach It's Showtime. Od 2005 roku trenuje również młodych adeptów kickboxingu. W kwietniu na gali FEN Rambalski poległ w starciu z Baitarem Zakarią. Wierzbicki jest pięć lat młodszy od swojego rywala i może pochwalić się tytułem zawodowego mistrza Europy WAKO-PRO low kick, po który sięgnął w 2014 roku. Na gali FEN 6 Polak pokonał Janu Cruza.

W Lubinie dojdzie również do spotkania pań. Monika Porażyńska zmierzy się z Patrycją Krawczyk w pojedynku K-1 54kg. 30-latka z Gdańska na gali FEN zaprezentuje się po raz drugi. W 2014 roku w Sopocie poległa w pojedynku z Martą Chojnoską. Drugi pojedynek dla organizacji FEN stoczy również Patrycja Krawczyk. 22-letnia fighterka w styczniu w Lubinie okazała się lepsza od Alexandry Jursovej.

Nie zabraknie MMA

Do tej pory organizatorzy ujawnili tylko jeden pojedynek, który odbędzie się w formule MMA. Doświadczony Marcin Zontek w kategorii półciężkiej zmierzy się z Hracho Darpinyanem. Polak stoczył dla FEN trzy pojedynki i wszystkie wygrał. Zontek czeka na kolejne wyzwanie. Ormianin już nie raz rywalizował z polskimi fighterami. Trzy razy przegrał, cztery razy wygrał. Czy Zontek także rozłoży Darpinyana na łopatki?

Cały czas na poznanie swoich rywali czekają Adam Golonkiewicz, Paweł Hadaś i Paweł Kordylewicz. 

Fot. fen-mma.com

KM

Conor nie taki szybki

Opadają emocje po walce Conor McGregor-Jose Aldo. Cały świat już wie, że w UFC w wadze piórkowej nastąpią nowe porządki. McGregor to charyzma i nieprzewidywalność. Nikt nie spodziewał się, że 27-latek w trzynaście sekund rozprawi się z Brazylijczykiem.

Postanowiliśmy z bliska przyjrzeć się poczynaniom McGregora w oktagonie. Okazuje się, że Irlandczyk niejednokrotnie szybko kończył swoje walki, jednak do rekordu nadal mu daleko.

Jedno mrugnięcie

Drodzy Państwo, zasiadamy wygodnie przed telewizorami i oglądamy. Przed nami gala i kilka interesujących starć. Pierwsza walka – no może być, druga – ujdzie w tłoku, trzecia – nuda i tak czekamy. Czasami znudzeni, oko się przymknie i ta najważniejsza chwila może umknąć. Zwłaszcza jeśli trwa dosłownie kilka sekund. Człowiek przeciągnie się, ziewnie, mrugnie okiem, a tu już pozamiatane. Historia MMA zna takie przypadki.

W Las Vegas doszło do starcia na szczycie UFC w wadze piórkowej. Jose Aldo i Conor McGregor ruszyli na siebie, wyprowadzili ciosy, ale ucierpiała szczęka Brazylijczyka. 29-latek nie był już zdolny do walki. Pojedynek trwał zaledwie trzynaście sekund. Kończy się pewna epoka, zaczyna się czas zmian.

Jak to wszystko rozumieć? Walka walką, ale chodzi o swego rodzaju przełom i diametralną zmianę kierunkową w wadze piórkowej. Ba, w całej UFC. Po klęsce Rondy Rousey w walce z Holly Holm amerykańska organizacja potrzebowała wyrazistego mistrza z prawdziwego zdarzenia. Bez wątpienia Jose Aldo jest wielki, ale czy był na tyle wyrazisty? W Las Vegas stało się chyba coś, co paradoksalnie pomoże UFC. Organizacja zyskała mistrza z osobowością, który zrobi szum oraz wzbudzi zainteresowanie. McGregor potrafi zabłysnąć, a po klęsce Rousey UFC potrzebowało takiej postaci. Kogoś, kto będzie się wyróżniał.

McGregor spełnia te kryteria i świetnie wszedł w rolę mistrza. W trzynaście sekund odebrał Aldo pas. Irlandczyk prowokuje, zaskakuje i spełnia się. W żaden sposób się nie ogranicza i potrafi mówić barwnie, wyraziście, a przede wszystkim dosadnie. Siedem lat temu zapowiadał, że zostanie mistrzem UFC. Tak się stało. Teraz będzie czekał na możliwość występu na własnej ziemi, w Dublinie.

Byli szybsi

Aldo to długodystansowiec. Wielokrotnie rywalizował na pełnym dystansie pięciu rund. Pokazał, że potrafi sprawę załatwić szybko. W 2009 roku w zaledwie osiem sekund uporał się z Cubem Swansonem. Po dziesięciu latach Brazylijczyk w końcu znalazł pogromcę.

McGregor to król nokautów. Irlandczyk w oktagonie gromi kolejnych rywali. Tylko jedna jego walka zakończyła się przez decyzję sędziów. McGregor w 2011 roku ustanowił swój rekord. Potrzebował zaledwie czterech sekund, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść. Ofiarą Irlandczyka padł Paddy Doherty.

Jednak McGregor nie jest rekordzistą. Okazuje się, że pojedynek można zakończyć zdecydowanie szybciej. Steve Ramirez podczas Pure Combat 9 w 2009 roku potrzebował trzech sekund, aby pokonać Darvina Wattree. Zaledwie 1,7 sekundy trwała walka Mike Garret vs Sam Heron. Kopnięcie na głowę załatwiło sprawę. Garret zwyciężył w niezwykle efektowny sposób.

KM

Stracona szansa Masternaka

Tak należy określić porażkę Mateusza Masternaka. Popularny „Master” miał szansę odzyskać tytuł mistrza Europy kategorii junior ciężkiej, jednak na punkty przegrał z Tonym Bellewem. Pytanie, co dalej?

Masternak był i chyba nadal jest nadzieją polskiego boksu. Z tym, że ostatnie doświadczenia sprawiają, że jego pozycja w światowej hierarchii znacznie osłabła. Jeszcze niedawno wydawało się, że Polak będzie mógł rywalizować o pas mistrza świata WBA z Denisem Lebedevem.

Koszmarny rok

Tragedia Masternaka rozpoczęła się od przegranej walki z Yourim Kalengą. W czerwcu 2014 roku w Monte Carlo polski pięściarz miał odnieść kolejne zwycięstwo. Wydawało się, że wejdzie do ringu, zrobi swoje i pewnie będzie zmierzał ku mistrzowskiej walce. Niestety, kubeł zimnej wody na rozgrzane wody. Tak było. Nie ma się, co oszukiwać. Kalenga wypunktował Masternaka i wygrał na punkty. Później to on, po wielu perturbacjach, zawiłościach prawnych i oskarżeniach względem Łukasza Janika, rywalizował z Lebedevem o pas, jednak bezskutecznie.

Wracając do „Mastera”. 28-latek miał pracowity 2014 rok. Po porażce z Kalengą stoczył jeszcze dwie walki. Chciał pokazać, że był to wypadek przy pracy i dążył do odbudowania swojej poizycji. „Master” udowodnił swoje bokserskie umiejętności, jednak pojawiały się wątpliwości, czy jest w stanie walczyć pod presją. Dostał możliwość rywalizowania z rywalem z „nazwiskiem”. Czasy Jeana Marca Mormecka dawno minęły, jednak mierzyć się z gościem, który chciał odebrać Władimirowi Kliczko tron to też jest coś. Rywalizować udanie. Wiekowy Mormeck nie miał za wiele do powiedzenia.

Rok 2015 udanie rozpoczął się dla polskiego pięściarza kategorii junior ciężkiej. Już w drugiej rundzie pokonał Rubena Angela Mino, jednak nie był to rywal zbyt wymagający. Kolejna walka i niespodzianka. Masternak pojechał do Republiki Południowej Afryki, aby zmierzyć się z Johnnym Mullerem. Werdykt sędziowski był zaskakujący. Muller wygrał, ale obie strony zapowiadały rewanż. Masternak nie próżnował i wypunktował Carlosa Nascimento. Na jesieni pojawiła się informacja, że Polak będzie walczył o pas mistrza Europy.

Angielska pogoda

Tony Bellew zastopował zapędy polskiego boksera. „Master” od początku starcia był aktywny, jednak jego ciosy były niecelne. Dopiero w szóstej rundzie jego starania dały efekt. Postraszył rywala, ale ten już w kolejnej odsłonie pokazał, że nie ma zamiaru się bać.

Walka wyrównana, zwycięstwo ważyło się praktycznie do samego końca. W dziesiątej rundzie Masternak przeważał, jednak Anglik soczyście przyłożył i naszego pięściarza zamroczyło. Mimo to dotrwał do końca. Ostatnie minuty na korzyść Bellewa. Jeszcze w jedenastej rundzie „Master” starał się, ale dwunasta odsłona to popis Anglika. Sędziowie punktowali 115-113, 115-112, 115-112 na korzyść Bellewa.

Czwarta porażka Masternaka w karierze i trzecia w przeciągu roku. Nadzieja polskiego boksu nie uniosła ciężaru rywalizacji o pas. Czy ta porażka zatrzaśnie Masternakowi drzwi na szczyt?

KM

Chińska sztuka na polskiej ziemi

Kraków wybrano na miejsce spotkania najlepszych zawodników wushu Europy w stylach południowych. Zmagania można śledzić na antenie telewizji FighTime.

Do rywalizacji stają zawodnicy, którzy doskonalą swoje umiejętności w szkołach i klubach. Bo uczniem jest się całe życie. Wushu najlepiej o tym przekonuje.

Dla starego i młodego

W życiu można robić wiele rzeczy. Usiąść i siedzieć z założonymi rękoma czekając na cud. Można. Wyjść rano do pracy, wrócić, zjeść obiad. Można. Grać w piłkę. Można. Biegać, jeździć na rowerze, śpiewać, tańczyć, krzyczeć, naprawiać samochody, budować domy, wychowywać dzieci, gotować, sprzątać. Można. Z pewnością każdy ma zakres zadań, który każdego dnia wykonuje.

Takim zbiorem zadań jest wushu. Bogactwo form jest najlepszą definicją tej sztuki walki. Tu napięcie wzrasta z minuty na minutę, to widowisko spodoba się laikowi, który po raz pierwszy będzie miał możliwość oglądania zmagań. Wushu jest swego rodzaju pokazem, który zachwyca ilością akrobacji. W powszechnym odbiorze wushu można traktować jako zestaw ćwiczeń. Bo w zasadzie tak jest. Owa sztuka ma nauczyć właściwego użycia ruchu ciała. Z kolei w walkach wushu nie brakuje kopnięć, podcięć, dźwigni, pojawia się również broń biała.

Wushu łączy pokolenia, czego najlepszym dowodem są mistrzostwa Europy w Krakowie. Organizatorzy dopuścili do rywalizacji sześć kategorii wiekowych. Na arenie spotkają się dorośli (18-41 lat), starsi (do 65 roku życia), juniorzy, kadeci oraz dzieci. W ten sposób widzimy, że wushu jest dobrym pomysłem na aktywizację ruchową osób starszych. To nie jest zwykła walka. Wushu daje możliwość doskonalenia siebie i odkrywania własnych możliwości.

Warto zasiąść do oglądania mistrzostw Europy w Krakowie, aby się o tym przekonać. Kamery FighTime umożliwiają Państwu przyjrzenie się z bliska wushu. Dajemy Wam możliwość poznania tej chińskiej sztuki walki oraz odkrycia jej tajników. W tym zbiorze można odnaleźć wszystko. To widowisko, w którym każdy wychwyci coś dla siebie. Ci, którzy poszukują mocnych wrażeń, a także Ci wrażliwi na sztukę. Warto nadmienić, że chińskie sztuki walki w latach XX wieku w Chińskiej Republice Ludowej poddane były represjom. Z czasem stan ten uległ zmianie, jednak nadal nie uwzględniano aspektu bojowego. W latach 80. udało się to zmienić. Postawiono na sport. Rozpoczęto nawet badania nad aspektem teoretycznym wushu i poszukiwano mistrzów, którzy byliby w stanie przedstawić tajniki poszczególnych technik.

Moc w różnorodności

W Krakowie nie zabraknie efektownych pokazów. Zawodnicy zaprezentują się w tradycyjnych formach gołych rąk, wystąpią z bronią w wersji pojedynczej i podwójnej. W pokazach zawodnicy używają szabli oraz noży. Zgodnie z zasadami Choy Lee występ powinien trwać nie krócej niż 35 sekund i nie dłużej niż minutę. Nie zabraknie również występów grupowych.

Mistrzostwa Europy wushu w stylach południowych w Krakowie są również okazją do promowania przyjaźni i jedności. Bo wushu niesie ze sobą określony zestaw zasad, którego celem jest osiągnięcie wewnętrznej spójności.

Warto nadmienić, że w październiku w Krakowie odbył się Puchar Polski wushu. W zawodach wystąpiło dwustu zawodników, co pokazuje, że nad Wisłą coraz więcej ludzi decyduje się na treningi. Nadal dla wielu wushu kojarzy się bardziej z rozrywkową niż ze sportem.

Co Wy sądzicie o wushu? Chcecie poznać je z bliska? Zapraszamy do oglądania transmisji z mistrzostw Europy w Krakowie na antenie FighTime! Zobaczycie, przekonacie się, ocenicie. W Polsce powstaje coraz więcej szkół wushu. Może i Wy spróbujecie swoich sił? Zapraszamy do oglądania!

KM

Francuski władca tatami

Startujący w kategorii powyżej 100kg w zawodach judo są szczęśliwi, kiedy nie widzą nazwiska Francuza na listach startowych. Teddy Riner od ponad pięciu lat nie przegrał walki.

Dominator, wielki mistrz, talent czystej wody, twardziel, judoka doskonały. Wszystkie określenia pasują do Rinera. Już dawno kontynent europejski nie miał tak wyrazistej postaci w judo.

Chłopak ze złota

Przed wejściem na tatami Riner ma skupioną twarz. Staje na wprost przeciwnika, spokojny i pewny swoich umiejętności. Analizuje, szuka rozwiązania, które najszybciej pomoże mu odnieść zwycięstwo. Rusza do boju, z gracją, elegancją i skutecznością. Nie pozostawia złudzeń. Po prostu jest najlepszy. Koniec walki. Uśmiech od ucha do ucha i po raz kolejny zawodnik musi się wspinać na pierwsze miejsce na podium. To może się znudzić. Monotonia. Teddy Riner nie sprawia wrażenia znudzonego wygrywaniem. Francuz jest jeszcze młody i może bić kolejne rekordy w judo.

Jego dominacja w kategorii +100kg nie podlega żadnej dyskusji. Riner nie przegrał walki od września 2010 roku. W tym czasie stoczył ponad sto pojedynków i nie znalazł pogromcy. Wszyscy judocy są załamani i mają swoją chwilę chwały wtedy, gdy Francuz decyduje się odpocząć od rywalizacji. Zawiedzeni mogli być kibice w Paryżu. W październiku w stolicy Francji odbyły się zawody z cyklu Grand Slam, jednak zabrakło w nich Rinera. Nadarzającą się okazję wykorzystał Hisayoshi Harasawa, który triumfował również w grudniowym turnieju w Tokio.

Absolutnym rekordzistą pod względem kolejnych zwycięstw jest Yasuhiro Yamashita. Japończyk wygrał 203 walki z rzędu. Wyczynu tego dokonał w latach 1977-1985. Na osiągnięcie takiego wyniku potrzebował ośmiu lat. Riner nie przegrał od września 2010 roku. Ma jeszcze trzy lata, aby pobić rezultat Yamashity.

Wszystko jest jego

„Nie zatrzyma nikt mnie” – zdaje się mówić Teddy Riner przed każdym startem. Ryu Shichinohe może tylko pokręcić głową. Dwa razy z rzędu przegrał batalię o złoty medal mistrzostw świata z francuskim judoką. W 2013 i 2014 roku Riner triumfował.

Nie inaczej było w sierpniu w Astanie. Riner po raz ósmy w karierze sięgnął po tytuł mistrza świata. W decydującym boju spotkał się z Koreańczykiem Kim Sung Minem, który zanotował aż cztery kary shido i został zdyskwalifikowany. W Rotterdamie Riner  rozpoczął swoją dominację na świecie w kategorii +100kg. Wygrywał mistrzostwa w sześciu kolejnych latach. Złoto zdobył również w 2008 roku w Paryżu w kategorii open, w 2010 w Tokio wywalczył srebro.

Riner będzie również faworytem do triumfu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. W 2012 roku po raz pierwszy zdobył złoto olimpijskie. Czy pójdzie drogą Tadahiro Nomury, który w kategorii 60kg wygrywał trzy kolejne starty na igrzyskach? Riner jest jeszcze młody i może poprawić ten wynik. Jeśli będzie czuł się na siłach może wystartować na czterech imprezach olimpijskich. Tylko pojawia się pytanie, czy ktoś wcześniej nie zatrzyma jego triumfalnego pochodu.

Fot. lemonde.fr

KM

Dopingowe problemy Wacha?

Czy Mariusz Wach po raz kolejny został złapany na stosowaniu dopingu? W świecie polskiego boksu pojawiła się szokująca informacja, która może być początkiem końca kariery polskiego boksera wagi ciężkiej.

Nad głową Wacha zbierają się czarne chmury, jednak na razie trzeba zachować spokój i poczekać na oficjalne potwierdzenie. Jedno jest pewne – takie informacje nie napawają optymizmem i budzą niepokój.

Przyćmiona radość

Kilkanaście godzin temu świat polskiego boksu był w euforii. Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że Artur Szpilka będzie walczył o pas mistrza świata WBC kategorii królewskiej. 16 stycznia w Nowym Jorku „Szpila” zmierzy się z Deontayem Wilderem. Będzie szóstym polskim bokserem, który przeprowadzi atak na tytuł w wadze ciężkiej. Wszyscy zacierają ręce i z niecierpliwością czekają na ten pojedynek, jednak radość i oczekiwanie szybko zostały przyćmione przez inne doniesienia.

Głównym aktorem zamieszania jest Mariusz Wach. Pojawiły się informacje jakoby „Wiking” po raz kolejny został przyłapany na stosowaniu dopingu. Jako pierwszy sprawę ujawnił Rafał Musioł z „Dziennika Zachodniego”. Na swoim koncie na Twitterze zamieścił następujący wpis: „Jeszcze nieoficjalne, ale pewne: Rosjanie wstrzymali wypłatę dla Mariusza Wacha za walkę z Powietkinem. Powód?Taki jak z Kliczką”.

Sprawa dotyczy pojedynku Wacha z Aleksandrem Powietkinem. Przypomnijmy. Polak zmierzył się z Rosjaninem 4 listopada na ringu w Kazaniu. Wach przegrał przez techniczny nokaut w dwunastej rundzie. Po pojedynku pojawiły się problemy z wypłatą gaży. Minął miesiąc od walki i ujawniono informację, że głównym powodem jest stosowanie przez Polaka niedozwolonych środków.

Sprawa musi być jak najszybciej wyjaśniona. Chodzi przecież o pojedynek na szczycie wagi ciężkiej, w której zaprezentował się jeden z czołowych polskich pięściarzy. Wszyscy czekają na oficjalne stanowisko ze strony Wacha i jego teamu. 

Co dalej?

Mnożą się pytania dotyczące przyszłości Wacha. Wiadomo, że kwestia zostanie wyjaśniona, jednak w przypadku czarnego scenariusza Polak może pożegnać się z ringiem. Dlaczego? Byłaby to swoista recydywa.

Wach już raz został przyłapany na dopingu. W listopadzie 2011 roku przegrał z Władimirem Kliczko walkę o mistrzostwo świata, a po starciu okazało się, że w jego organizmie znajdują się niedozwolone środki. Polaka spotkała kara. Został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy. Na ring wrócił w październiku 2014 roku i od tego czasu stoczył pięć walk. Cztery wygrał. 

KM

Życiowa szansa Szpilki

Artur Szpilka ma szansę podbić Amerykę, a zarazem cały świat. Popularny „Szpila” stanie do walki o mistrzowski pas WBC w wadze ciężkiej. Pojedynek odbędzie się już 16 stycznia.

Rywalem polskiego boksera będzie Deontay Wilder. Amerykanin jest królem nokautów. Do tej pory stoczył trzydzieści pięć pojedynków i tylko w jednym przypadku o wyniku musieli decydować sędziowie.

Polski sen po amerykańsku

Po raz kolejny w serca kibiców w Polsce zabiją szybciej. 16 stycznia wielu zasiądzie przed telewizorami, niektórzy udadzą się do Nowego Jorku, aby z bliska śledzić mistrzowską walkę. Szpilka będzie szóstym Polakiem, który dostąpi zaszczytu rywalizacji o mistrzostwo świata w kategorii królewskiej. Wcześniej swoich sił próbowali Andrzej Gołota, Albert Sosnowski, Tomasz Adamek, Mariusz Wach i Andrzej Wawrzyk, jednak nie potrafili znaleźć recepty na swoich rywali. 

Informacja o tym, że to Szpilka będzie rywalem Wildera spadła jak grom z jasnego nieba. Najbliższy pojedynek „Szpila” miał stoczyć z Amirem Mansuorem. Pierwotnie walka miała odbyć się w grudniu, jednak została przesunięta na przyszły rok. Polak cały czas trenował i przygotowywał się do najbliższego starcia. Na horyzoncie pojawiła się możliwość walki o pas. Szpilka postanowił podjąć rękawicę.

To prawdziwe wyzwanie dla polskiego boksera, który stanie przed życiową szansą. Dla Szpilki będzie to pierwsza walka o pas mistrza świata. Do tej pory poniósł tylko jedną porażkę. W styczniu 2014 roku lepszy od „Szpili” okazał się Bryant Jennings. Od tego czasu Polak stoczył cztery pojedynki, w których pokazał bogaty repertuar. Po drodze uporał się z Tomaszem Adamkiem w pojedynku o prymat najlepszego ciężkiego w kraju i rozpoczął treningi z nowym trenerem. Pod okiem Ronniego Shieldsa stoczył trzy walki i wszystkie zakończył przed czasem. Warto wspomnieć, że Szpilka posiada mocny i precyzyjny cios. To pięściarz, który się nie patyczkuje, choć w porównaniu z początkiem kariery dojrzał i w ringu jest to widoczne. 

Szpilka uratował Wildera

Nie ulega wątpliwości, że Deontay Wilder znalazł się w tarapatach. Mistrz świata WBC był poirytowany faktem, że nie może znaleźć rywala. W końcu jego kłopoty rozwiązał Szpilka.

Początkowo Wilder miał rywalizować z Wiaczesławem Głazkowem. Wszystko zmieniło się po zwycięstwie Tysona Fury'ego w pojedynku z Władimirem Kliczko. W kontekście styczniowego rywala Wildera pojawiały się kolejne nazwiska. Propozycję otrzymał Tomasz Adamek, jednak „Góral” nie skorzystał z oferty. W gronie potencjalnych rywali mistrza świata WBC wymieniano również: Bermane'a Stiverne'a, Shannona Briggsa, Amira Mansoura.

Trudno się dziwić pięściarzom, którzy nie podjęli wyzwania. Pojedynek odbędzie się 16 stycznia, a więc na przygotowania zostało niewiele czasu. Szpilka był w rytmie treningowym, jest młody i żądny sukcesu. Wilder będzie bronił tytułu po raz trzeci. Walka ze Szpilką odbędzie się rok od pojedynku, w którym Amerykanin wywalczył pas WBC.

KM

Godzina i Paczuski gwiazdami wieczoru

Gala DSF Kickboxing Challenge ponownie zawita do Ząbek. Po roku wielki kickboxing wraca do tej podwarszawskiej miejscowości. W walce wieczoru zaprezentuje się Radosław Paczuski.

Nie zabraknie czołowych postaci kickboxingu w Polsce. 12 grudnia o godzinie 19.00 w Ząbkach przy ul. Batorego 37 odbędzie się szósta gala DSF Kickboxing Challenge.

Zaprezentuje się mistrzyni świata

Kickboxing otwiera coraz szerzej drzwi, aby wejść na salony. Nazwiska najlepszych polskich zawodników przebijają się powoli do świadomości społecznej. W Ząbkach zaprezentuje się czołowa polska zawodniczka, która niedawno wywalczyła tytuł mistrzyni świata. Dorota Godzina w Dublinie sięgnęła po złoty medal w light contact 55kg. Teraz Polka wraca na własne podwórko i chce podtrzymać znakomitą passę. Godzina jest niezwyciężona na galach grupy DSF. Rok temu, 13 grudnia, podczas gali DSF Kickboxing Challenge 2 mistrzyni świata pokonała Ewelinę Nowosielską. Teraz jej rywalką będzie Justyna Skoczek z KO Team Otwock. Młoda zawodniczka stoczy swoją pierwszą walkę zawodową, więc na pewno będzie to dla niej ważny start. Skoczek nie ma miłych wspomnień z rywalizacji z Godziną. Niedawno fighterka z Otwocka poległa w starciu z mistrzynią świata w walce podczas Pucharu Polski w kick light. Panie zmierzą się w K-1 w kategorii 56kg.

Podczas gali dojdzie do meczu międzypaństwowego, w którym Polska podejmie Białoruś. Podczas wcześniejszych gal biało-czerwoni okazali się lepsi od Macedonii i Łotwy. W naszej ekipie zaprezentuje się Jan Lodzik, który w 63,5kg podejmie Maxima Pietkievicia. Andrej Xaminok będzie rywalem Rafała Dudka w 70kg. W walce wieczoru zaprezentuje się robiący ustawiczne postępy Radosław Paczuski. W przeciągu ostatniego roku fighter na swoim koncie zapisał tytuł mistrza Polski, a także wywalczył wicemistrzostwo Europy. Do tej pory Paczuski stoczył dwa zwycięskie pojedynki na galach DSF. Czy podtrzyma dobrą passę? Jego rywalem w Ząbkach w kategorii w 81kg będzie Karen Tumasian.

Czas na rewanże

Podczas gali w Ząbkach dojdzie do rewanżowego pojedynku między Tomaszem Klimiukiem, a Wojciechem Stawickim. Zawodnik z Białegostoku w tym roku wygrał turniej wagi ciężkiej DSF. W pokonanym polu zostawił m.in. Stawickiego, od którego lepszy okazał się również podczas mistrzostw Polski low kick. Podczas gali DSF w Warszawie Klimiuk szybko uporał się ze swoim najbliższym rywalem. Z kolei we Włocławku okazał się lepszy od Michała Bławdziewicza, co dało mu tytuł najlepszego ciężkiego. Stawicki liczy, że w końcu przełamie dwumetrowego fightera z Białegostoku.

Swojej szansy poszuka również Jakub Bartnik, który zmierzy się z Sebastianem Żukowskim. Tutaj także dojdzie do rewanżu. Żukowski okazał się lepszy od Bartnika podczas DSF Kickboxing Challenge 2. W Ząbkach zaprezentują się również Patryk Kuryłek, Kamil Szłapka, Paweł Nowakowski, Sebastian Słoń.

KM

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Europy Wushu, które odbywają się Krakowie.

Dzień 1 (piątek) – 11.12.2015 r.- godz. 14.00 – 19.00

Dzień 2 (sobota) – 12.12.2015 r. – godz. 8.30 – 19.30

Dzień 3 (niedziela) – 13.12.2015 r. – godz. 8.30 – 14.00

[kod]

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Deontay Wilder

Amerykański bokser wagi ciężkiej urodzony 22 października 1985 roku w Tuscaloosa  w stanie Alabama. Wilder jest zdobywcą brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w 2008 roku w Pekinie.  Wilder zdecydował się podpisać zawodowy kontrakt, ponieważ został ojcem, kiedy jeszcze był niepełnoletni. Jego córka miała od urodzenia chory kręgosłup, dlatego szukał szybkiej formy zarobku. Od listopada 2008 roku walczy na zawodowym ringu. Do 15 marca 2014 roku stoczył 31 walk, wszystkie wygrywając przez nokaut. 15 marca 2014 roku na gali w portorykańskim Bayamon, Wilder pokonał przez KO w pierwszej rundzie rodaka Malika Scotta. 16 sierpnia 2014 w Kalifornii pokonał przez RTD w czwartej rundzie rodaka Jason Gavern. 17 stycznia 2015 roku w Las Vegas po jednogłośnej decyzji sędziów w pojedynku z Haitańczykiem z kanadyjskim paszportem Bermane’em Stiverne’em został mistrzem świata organizacji WBC.  13 czerwca 2015 roku w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego znokautował rodaka Erica Molinę w dziewiątej rundzie. 26 września 2015 roku pokonał przez techniczny nokaut w jedenastej rundzie Johanna Duhaupasa. 16 stycznia 2016 roku w walce o pas WBC, Wilder znokautował w 9 rundzie Artura Szpilkę i obronił swój tytuł.

Justino nie zmienia kategorii

Wydaje się, że w zapomnienie odeszły plany dotyczące pojedynku Rondy Rousey z Cristiane Justino. Do niedawna trwała burzliwa dyskusja na temat pojedynku. Wydawało się, że starcie jest coraz bardziej prawdopodobne. Pojawiła się Holly Holm i temat jakby zniknął.

Świat był pod wrażeniem Rousey. Jej szybkości, zwrotności i skuteczności. Justino nie mogła się z tym pogodzić i głośno mówiła, że to ona jest najlepszą fighterką świata. Tak naprawdę tylko ich walka mogła o tym rozstrzygnąć.

Justino broni pasa w piórkowej

Do pojedynku Rousey z Justino miało dojść na UFC. Wydawało się, że kompromis jest coraz bliżej. Kwestią problemową przez długi czas było ustalenie limitu wagowego, w którym miałby spotkać się panie. Rousey rywalizuje w kategorii koguciej, a Justino w piórkowej. Zawodniczka z Brazylii gotowa była zejść do wagi 140 funtów. To starcie już wisiało w powietrzu, dyskusja stawała się coraz gorętsza. Jednak Brazylijka potrzebowała czasu, aby zejść do niższej wagi.

Zawodniczki prowadziły ze sobą korespondencyjną rywalizację. Jedna, jak i druga kończyły swoje pojedynki bardzo szybko. Ronda potrzebowała czternastu sekund, aby pokonać Cat Zingano. Świat przecierał oczy ze zdumienia, że można tak szybko zakończyć walkę. Justino również nie bawiła się w dyplomację i starała się w ekspresowym tempie rozstrzygać swoje walki. Zajmowało jej to więcej czasu niż Amerykance. W ostatnim pojedynku Justino uporała się z Faith Van Duin w czterdzieści pięć sekund.

Całą sytuację zaogniał fakt, że Rousey pozwalała sobie wypominać dopingowy epizod Justino. Po pojedynku z Hiroko Yamanaką testy antydopingowe nie skończyły się pomyślnie dla popularnej „Cyborg”. Była mistrzyni UFC chętnie wypominała ten fakt swojej niedoszłej rywalce.

Brazylijka ponownie zaprezentuje się w wadze piórkowej. Obecnie nie ma sensu schodzenie do niższej wagi, skoro pojedynek z Rondą jest nierealny. Amerykanka zapewne pokusi się o rewanż z Holly Holm, jednak nadal wielu fanów MMA liczy, że Justino w końcu pojawi się w UFC.

Polak przygotowuje się do debiutu

Damian Grabowski czeka na swój pierwszy pojedynek w UFC. 6 lutego Polak zmierzy się z Derrickiem Lewisem. Amerykanin stoczył sześć pojedynków w UFC i zanotował cztery zwycięstwa. Grabowski przyzwyczajony jest do rywalizacji na najwyższym poziomie. Do debiutu w UFC chce przygotować się jak najlepiej. W grudniu będzie trenował w Poznaniu, a na początku przyszłego roku wyruszy do Stanów Zjednoczonych. W swoich planach Grabowski uwzględnia treningi w American Kickboxing Academy.

A teraz ciekawostka. Rousey pokazała, że walkę można kończyć w mgnieniu oka. Byłej mistrzyni UFC daleko jednak do Mario Satyi Wirawana. Zawodnik z Indonezji w zaledwie sześć sekund posłał na deski Chan Henga podczas gali One FC: Kingdom of Khmer.

KM

Tyson Fury

Brytyjski bokser wagi ciężkiej urodzony 12 sierpnia 1988 roku w Manchesterze.  W 2006 roku zdobył brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Agadirze w Maroku a w 2007 złoty medal Juniorów Unii Europejskiej w Warszawie oraz srebrny Mistrzostw Europy Juniorów w Somborze w Serbii.  Futy na zawodowym ringu zadebiutował 6 grudnia 2008 roku w Nottingham, wygrywając przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie z Węgrem Belem Gyongyosi’em w sześciorundowym pojedynku. 20 kwietnia 2013 roku w Madison Square Garden walczył z byłym mistrzem Świata w kategorii junior ciężkiej Steve’em Cunninghamem, pokonując go przez nokaut w siódmej rundzie. Dzięki tej wygranej Fury zagwarantował sobie drugie miejsce w rankingu IBF. 15 lutego 2014 w Copper Box w Londynie wygrał przez techniczny nokaut z Amerykaninem Joey’m Abellem w czwartej rundzie. 29 listopada 2014 w londyńskim ExCel London pokonał przez techniczny nokaut Derecka Chisorę w dziesiątej rundzie. 28 lutego w londyńskiej O2 Arena pokonał przed czasem Christiana Hammera. Po ósmej rundzie pojedynek został poddany przez Rumuna. 29 listopada 2015 roku po pokonaniu Wołodymyra Kłyczko został mistrzem świata kategorii ciężkiej organizacji IBF, WBO, WBA i IBO. 

David Haye

Angielski bokser urodzony 13 października 1980 roku w Londynie. W 1999 roku uczestniczył w mistrzostwach świata w boksie amatorskim w Houston, rywalizując w kategorii półciężkiej. Nie odniósł tam jednak sukcesu, przegrywając już w drugiej walce z Michaelem Simmsem. Dwa lata później na mistrzostwach świata w Belfaście, walcząc w kategorii ciężkiej, zdobył srebrny medal. W finale przegrał z Odlanierem Solisem.  Na zawodowstwo przeszedł w grudniu 2002 roku. W następnym roku wygrał siedem walk, wszystkie przed czasem. 12 maja 2004 roku wygrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie z byłym mistrzem świata IBF Arthurem Williamsem, natomiast 10 września 2004 roku doznał pierwszej porażki w zawodowej karierze, przegrywając po technicznym nokaucie w piątej rundzie z byłym mistrzem WBO Carlem Thompsonem. Po stoczeniu kilku zwycięskich pojedynków z mniej znanymi bokserami, 16 grudnia 2005 roku zmierzył się w walce o tytuł zawodowego mistrza Europy z Ołeksandrem Hurowem. Haye znokautował Ukraińca w pierwszej rundzie. Brytyjczyk obronił ten tytuł dwukrotnie, a nastepnie 17 listopada 2006 roku, w walce eliminacyjnej WBC, pokonał przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Giacobbe Fragomeniego. W kwietniu 2007 roku rozprawił się w pierwszej rundzie z Polakiem Tomaszem Boninem. Następnie 10 listopada 2007 roku zmierzył się z Jeanem-Markiem Mormeckiem. Stawką pojedynku były pasy mistrzowskie WBC i WBA. Haye pokonał Francuza przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. 8 marca 2008 roku wygrał walkę unifikacyjną z mistrzem WBO, Enzo Maccarinellim, pokonując go w drugiej rundzie przez techniczny nokaut. 12 maja 2008 roku zrezygnował z tytułu mistrza Świata WBC. Niedługo potem oddał też tytuły organizacji WBA i WBO  i zmienił kategorię wagową na ciężką. 15 listopada 2008 roku,  w pierwszej walce w nowej kategorii wagowej, pokonał przez techniczny nokaut w piątej rundzie Monte Barretta. 7 listopada 2009 roku pokonał na punkty Nikołaja Wałujewa i został nowym mistrzem Świata WBA w kategorii ciężkiej. 3 kwietnia 2010 roku po raz pierwszy obronił tytuł pokonując Johna Ruiza przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie, a 13 listopada 2010 roku, w drugiej obronie, wygrał z Audleyem Harrisonem przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. W lipcu 2011 roku zmierzył się w walce unifikacyjnej z mistrzem świata organizacji WBO i IBF Wołodymyrem Kłyczko. Brytyjczyk przegrał zdecydowanie na punkty i stracił pas mistrzowski WBA. 11 października 2011 roku Haye ogłosił, że nie zamierza przedłużać swojej licencji bokserskiej. W lutym 2012 roku na konferencji prasowej po walce Derecka Chisory z Witalijem Kłyczką wraz ze swoim trenerem wdał się w bójkę z Chisorą. Pięć miesięcy później doszło do pojedynku obu bokresów, Haye pokonał Chisorę przez techniczny nokaut w piątej rundzie. Od tego czasu Haye nie stoczył żadnego pojedynku. 29 czerwca 2013 miało dojść do pojedynku Brytyjczyka z Manuelem Charrem, został on jednak odwołany z uwagi na kontuzję lewej ręki, doznanej przez Haye’a w maju podczas treningu. Następnie 28 września 2013 roku Haye miał się zmierzyć z Tysonem Fury’m. Walka jednak została odwołana przez kontuzję Haye’a. Doznał on rozcięcia łuku brwiowego nad lewym okiem, które wymagało założenia sześciu szwów. Pojedynek został początkowo przełożony na 8 lutego 2014 roku, jednak został ponownie odwołany, bowiem w listopadzie 2013 roku Haye musiał się poddać operacji ramienia. 

Verhoeven podbił Amsterdam

W Amsterdamie odbyła się gala Glory 26. Rico Verhoeven obronił pas mistrzowski w wadze ciężkiej.

Glory na dobre wróciło do Europy. Fani kickboxingu ze Starego Kontynentu z niecierpliwością wyczekiwali, kiedy będą mogli zobaczyć w akcji czołowych fighterów świata. Po galach w Ameryce Północnej Glory wróciło do Europy. 6 listopada byliśmy świadkami obrony tytułu mistrzowskiego przez Robina van Roosmalena we Włoszech. Gala Glory 26 również dostarczyła wielu emocji i efektownych akcji.

Udana obrona

Benjamin Adegbuyi po raz kolejny podjął próbę ataku na pas mistrzowski Glory w wadze ciężkiej. Doskonale wiedział, że staje przed trudnym zadaniem, gdyż 26-letni van Roosmalen nie zwykł przegrywać. Mistrz z Holandii to doświadczenie i ogromne umiejętności. Verhoeven  swoją pozycję budował występując na galach K-1 Max, Superkombat oraz Showtime. W Glory zadebiutował w grudniu 2012 roku w Tokio w turnieju wagi ciężkiej. Holender pokonał Siergieja Kharitonova, ale w kolejnej walce lepszy okazał się Semmy Schilt, który zwyciężył całą rywalizację. W 2014 roku sięgnął po tytuł mistrza organizacji pokonując po pięciorundowej walce na punkty Daniela Ghitę z Rumunii. Do tej pory trzy razy bronił pasa, w tym dwukrotnie spotkał się z Benjaminem Adegbuyi.

Podczas Glory 22 w Lille doszło do pierwszego starcia Holendra i Rumuna. Pięć rund morderczej walki nie wyłoniło zwycięzcy, więc głos należał do sędziów, którzy wskazali na Verhoevena. Adegbuyi powziął sobie za cel rewanż i ponowną próbę zdobycia pasa. Wystąpił na gali Glory 24 w Denver, gdzie stoczył dwa pojedynki i wygrał turniej wagi ciężkiej. Udowodnił tym samym, że zasługuje na jeszcze jedną szansę. W Amsterdamie mistrz czuł się jak w domu i pokazał, że potrafi nokautować. Od początku ruszył na Rumuna. Verhoeven skutecznie rozbijał gardę swojego rywala. Postraszył 30-latka wysokim kopnięciem, ten odpowiedział zaledwie low kickiem. Napór Holendra przyniósł pożądany efekt już po dwóch minutach. Po prawym sierpowym Adegbuyi wylądował na deskach. Wszystko było jasne. Verhoeven zachował  pas.

Kontrowersyjna obrona

W półśredniej 77kg spotkali się Nieky Holzken i Murthel Groenhardt. 31-latek miał na swoim koncie osiem wygranych z rzędu i dzierżył w dłoniach mistrzowski pas. Groenhardt walczy w kratkę, jednak w ostatnich dwóch pojedynkach triumfował. Faworytem był Holzken, jednak momentami wydawało się, że to pretendent nadaje ton walce. Groenhardt przebijał się ze swoimi ciosami przez gardę mistrza. Obaj byli skoncentrowani i uważni. Holzken zdecydował się zaatakować. W końcówce niskie kopnięcia zrobiły wrażenie na rywalu. Groenhardt poczuł ból i zachwiał się na nogach. Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra. Walka wyrównana, jednak pas zostaje u Holzkena.

W Amsterdamie doszło do rozstrzygnięcia w turnieju w wadze 65kg. Najlepszy okazał się Mosab Amrani. Marokańczyk w półfinale w pierwszej w rundzie odprawił Chi-Bin Lima. Z kolei w finale zdominował w pełni Maykolę Yurka. Brazylijczyk przyjął serię ciosów i kopnięć na korpus. Poległ w pierwszej rundzie.

KM 

Rywala jak nie było, tak nie ma

Okazuje się, że to nie takie proste zorganizować walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Teoretycznie każdy chciałby znajdować się w posiadaniu pasa, jednak Deontay Wilder ma problem, aby znaleźć rywala, a kolejny pojedynek zaplanowano na 16 stycznia.

Czas płynie nieubłaganie i nie ma się, co oszukiwać, że w tak szybkim tempie można osiągnąć wysoką dyspozycję. Mistrz świata WBC w kategorii królewskiej w pośpiechu szuka przeciwnika i z każdym kolejnym dniem jest coraz bardziej tą sytuacją poirytowany.

Brakuje chętnych

Gdy Władimir Kliczko był wielkim mistrzem wagi ciężkiej i posiadał cztery pasy, IBF, WBO, IBO, WBA, nie miał problemów ze znalezieniem rywala. Być może fakt ten był uwarunkowane tym, że Ukrainiec długo zasiadał na tronie i nikt nie mógł znaleźć na niego sposobu. Zawsze ustawiała się kolejka chętnych do rywalizacji z Kliczko. W końcu czas dominacji Ukraińca dobiegł końca. Jego miejsce zajął Tyson Fury. Bokser z Wysp Brytyjskich powinien spotkać się z Deontayem Wilderem i odbyć poważną rozmowę. Okazuje się, że bycie mistrzem może być uciążliwe. Boks polega na rywalizacji, a co zrobić, gdy nie można znaleźć rywala? Pozostaje załamać ręce.

Wilder stanął przed nie lada problemem. 16 stycznia Amerykanin ma pojawić się w ringu. Nadal nie wiadomo, kto będzie jego rywalem. Propozycję walki z Wilderem odrzucił Tomasz Adamek. Poszukiwania trwają dalej. – To jest niezwykle frustrujące, że nadal nie mam rywala. Jestem krytykowany za swoje pojedynki. Nawet po pokonaniu Kliczko wszyscy powiedzieliby, że jego czas już minął – powiedział Wilder.

Trudno się spodziewać, że 16 stycznia mistrz świata WBC zmierzy się z którymś z potentatów wagi królewskiej. Każdy bokser chce mieć czas, aby przygotować się do pojedynku. Nikt nie zaryzykuje swojej pozycji, aby w niepełnej dyspozycji wejść do ringu i skazać się na porażkę. Wilder wspominał, że gotów byłby się zmierzyć z Arturem Szpilką bądź Amirem Mansourem. Polak i Amerykanin mieli się stoczyć pojedynek w grudniu, jednak starcie przełożono na początek przyszłego roku. Wręcz niemożliwe jest, aby któryś z nich był najbliższym rywalem niepokonanego Wildera.  – Dochodzi do mnie więcej informacji o Szpilce niż Mansourze. Polak przyciągnąłby na trybuny swoich kibiców, którzy mogliby stać się moimi fanami, choć takich w Polsce już mam. Mansour lubi dużo gadać i raczej niemiałby szans, aby poradzić sobie z moimi atutami – ocenia potencjalnych rywali Amerykanin.

Pas nie jest magnesem?

Propozycję rywalizacji z Wilderem odrzucił również Wiaczesław Głazkow. Czy nikt nie chce być mistrzem świata? Nie w tym rzecz. Problemem jest czas. Wilder nie może spodziewać się, że każdy naprędce rzuci się, aby rywalizować o pas.

Każdy pięściarz posiada plan swojej kariery i jednym złym ruchem nie chce spaść w hierarchii. Wydaje się, że w najbliższym pojedynku Wilder będzie musiał zmierzyć się z kimś co najwyżej przeciętnym, kto dzięki takiej walce może odnieść określoną korzyść finansową. Do tej pory dwukrotnie bronił tytuł, jednak Eric Molina Johann Duhaupas nie sprawili mu problemów. Wilder jest coraz bardziej sfrustrowany. Trudno się dziwić. Mistrz powinien wzbudzać zainteresowanie, a ta sytuacja pokazuje, że tak nie jest.

KM

Japończycy rządzą w Tokio

Sezon zmierza ku końcowi. Najlepsi judocy świata rywalizują o cenne punkty do klasyfikacji olimpijskiej w Tokio, gdzie odbywają się zawody Grand Slam im. Jigoro Kano.

Od początku na tatami wyraźnie dominują Japończycy. Do Tokio udało się pięcioro reprezentantów Polski. Biało-czerwoni nie zachwycili.

Beta wygrał jedną walkę

Tak samo było rok temu. Aleksander Beta jako jedyny z Polaków po raz kolejny udał się na zawody Grand Slam w Tokio. Można powiedzieć, że powtórzył swój wynik i po raz kolejny stoczył dwa pojedynki w turnieju im. Jigoro Kano. W premierowej walce Polak walczący w kategorii 66kg spotkał się z Adrianem Gombocem ze Słowenii. Pojedynek zacięty, jednak żaden z judoków nie potrafił zaskoczyć swojego rywala. Gomboc dopuścił się nieczystego zagrania na kilka sekund przed końcem i to zadecydowało o wygranej Bety. W kolejnej walce Polak spotkał się z Japończykiem Tomofumi Takajo. Zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni nie pozostawił naszemu zawodnikowi żadnych złudzeń. Początkowo Polak starał się postraszyć rywala, jednak skończyło się na karze shido. Gdy Takajo ruszył do ofensywy Beta był bezradny. W ciągu trzydziestu sekund dwukrotnie zdobył punkty przez waza-ari. Warto nadmienić, że Japończyk triumfował w kategorii 66kg. W finale Takajo pokonał swojego rodaka Masashi Ebinumę.

Za wielkich szans nie miał Michał Bartusik, który również rywalizował w kategorii 66kg. Polak trafił na mocnego reprezentanta Mongolii Tumurkhulega Davaadorja. Bartusik uzbierał trzy kary shido, a jego rywal również nie walczył czysto. Sędzia dwukrotnie upomniał Davaadorja, który na swoim koncie zapisał również yuko.

Młodzieżowa mistrzyni Europy w kategorii 52kg Karolina Pieńkowska jako jedyna z naszych pań zawitała do Tokio, jednak szybko pożegnała się z turniejem. W pierwszej walce Polka spotkała się z Odettą Guiffridą. Włoszka zaprezentowała się z dobrej strony. Była szybka, agresywna i skuteczna. Polka również starała się zaskoczyć swoją przeciwniczkę, ale stosowała nieczyste zagrania. Po upływie dwóch minut Guiffrida zapisała na swoim koncie yuko. Pojedynek zakończył się po upływie prawie czterech minut.

Łukasz Błach w kategorii 81kg dobrze rozpoczął start w Tokio. Polak potrzebował czterech minut, aby rozstrzygnąć na swoją korzyść walkę z Diogo Limą. W kolejnym pojedynku trafił na mocnego Japończyka. Yasuhiro Ebi wygrał przez ippon.

Japoński szał w Tokio

Początek rywalizacji zdecydowanie należał do reprezentantów Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy triumfowali w siedmiu kategoriach, a na swoim koncie zapisali już szesnaście medali. Warto pamiętać, że rywalizacja trwa nadal.

Na pierwszym stopniu podium w kategorii 48kg stanęła Ami Kondo, Misato Nakamura triumfowała w 52kg, Tsukasa Yoshida okazała się najlepsza w 57kg, a Chizuru Arai w 70kg. Wśród panów Japończycy zdominowali rywalizację w kategoriach 60kg, 66kg i 73kg. Triumfowali kolejno Naohisa Takato, wspomniany Takajo oraz Hiroyuki Akimoto.

KM

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie. 
 
Grand Slam w judo: Karolina Pieńkowska znów wylosowała Giuffridę
Odette Giuffrida to jedna z najtrudniejszych rywalek dla Karoliny Pieńkowskiej(-52kg). Okazja do pokonania włoskiej judoczki będzie już jutro podczas Grand Slamu w Tokio. To najważniejszy turniej w sezonie, po Mistrzostwach Świata. Transmisje od piątku do niedzieli o g. 8:00 na żywo na naszej antenie.
 
W prestiżowych zawodach wystąpi 5 reprezentantów Polski. Biało-Czerwoni uniknęli w pierwszej rundzie największych sław, ale w turnieju im. Jigoro Kano aż roi się od gwiazd. Najmocniejszą kadrę wystawili Japończycy, szczególnie w wadze -73kg, gdzie jest dwóch zawodników mających na koncie tytuł mistrza globu – Riki Nakaya i Hiroyuki Akimoto. Nie startuje początkowo zgłoszony Shohei Ono. W tej kategorii wystąpi Damian Szwarnowiecki. Jeśli wrocławianin pokona Masayuki Teradę z Filipin, potem zapewne spotka się z Kim Gi-Wook z Korei Płd.

W wadze -66kg wolny los ma Aleksander Beta, a jego następnym przeciwnikiem będzie prawdopodobnie Słoweniec Adrian Gomboc. Z koleiMichał Bartusik wylosował zajmującego trzecie miejsce w rankingu światowym Tumurkhulega Davaadorj (Mongolia). Polak na tej liście jest 112. W kategorii -81kg Łukasz Błach spotka się w 1/32 finału z Portugalczykiem Diogo Limą, a jeśli z nim wygra, będzie rywalizował z Japończykiem Yasuhiro Ebi.
Łącznie zgłoszonych jest 181 zawodniczek i 295 zawodników z 476 państw. Turniej w Tokio kończy cykl IJF Tour 2015.

""

VI Gala Sportów Walki w Międzychodzie
Przez kilka lat klub MMA Devil Międzychód, na czele z Przemysławem Kniochem, stworzył prestiżowe wydarzenie na polskiej scenie MMA jakim jest Gala Sportów Walki w Międzychodzie. Szósta edycja z pewnością nie będzie gorsza od poprzednich. Spore zainteresowanie kibiców wzbudzają goście honorowi, którzy swoją obecnością uświetnią galę. W tym roku do Międzychodu przyjadą Marcin Różalski, Daniel Omielańczuk oraz Borys Mańkowski. W ringu zobaczymy natomiast m.in. Bartłomieja Kurczewskiego i Jakuba Kowalewicza. Kto jeszcze stanie do walki? – tego dowiemy się podczas retransmisji w FightKlubie, w piątek 4 grudnia o godz. 22:00
 
4/5 grudnia: Gala Oscara de la Hoyi w Los Angeles
Na kolejnej gali pod patronatem Oscara de la Hoyi w głównej walce wieczoru zobaczymy występ młodziutkiego Amerykanina Christiana Gonzaleza. Reprezentujący kategorię super piórkową “Chimpa” w dorobku ma już 11 zwycięstw w tym aż 10 przez nokaut z czego aż 7 w pierwszej rundzie. Kolejny test czeka go w nocy z 4 na 5 grudnia g. 04:00. Jego rywalem będzie Meksykanin Alejandro Ochoa. Powtórka gali w sobotę o 11:30. Zapraszamy!

""

FILM PROMOCYJNY:

[kod]

Adamek nie chciał pasa

Wydawało się, że wielkie marzenia Tomasza Adamka o podbiciu wagi ciężkiej umarły po pojedynku z Witalijem Kliczko. Dodatkowo na krajowym podwórku pierwszeństwo w kategorii królewskiej od „Górala” przejął Artur Szpilka. 39-latek mógł pomarzyć o wielkich walkach. Okazuje się, że szansa wejścia na szczyt pojawiła się raz jeszcze.

Adamek otrzymał propozycję walki z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem. Wszyscy chóralnie zapytają, kiedy dojdzie do pojedynku i chętnie zasiądą przed telewizorami, ale rozczarują się. Zapewne obejrzą starcie z udziałem Wildera, ale jego rywalem nie będzie Polak.

Wielki świat nie dla niego

W pierwszej chwili przeżywamy szok i zadajemy sobie pytanie, dlaczego Adamek nie skorzystał z takiej oferty. Przecież to szansa jedna na milion i nie zdarza się codziennie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek „Górala” oraz jego ostatnie występy. Przez dwa lata stoczył trzy pojedynki, z czego dwa przegrał.

Był już u szczytu. Wywalczył to, co mógł. Adamek królował w wadze juniorciężkiej i półciężkiej. Toczył fenomenalne boje. Na długo kibice w Polsce zapamiętają jego pełne zwrotów akcji pojedynki z Paullem Briggsem. Po wielu sukcesach postanowił przejść do kategorii królewskiej. Na początek rozprawił się z Andrzejem Gołotą w walce, która dla wielu Polaków była symbolem. Legendarny „Andrew”, który przez lata był nadzieją białych poległ. Adamek wygrał pięć kolejnych walk i dostał możliwość rywalizacji z tytanem z Ukrainy – Witalijem Kliczko. Wszyscy podkreślali, że „Góralowi” brakuje jednego. Chodziło o mocny, nokautujący cios. Kliczko w dziesiątej rundzie rozstrzygnął walkę na swoją korzyść. To było maksimum, które mógł z siebie wykrzesać Adamek.

Stoczył jeszcze kilka pojedynków i walczył, aby wrócić na szczyt, jednak odbił się jak od ściany od Wiaczesława Głazkova. Na tym skończyła się kariera Adamka za oceanem. Wrócił do Polski. Na krajowym podwórku doszło do wyczekiwanego pojedynku „Górala” ze Szpilką. Niepokorny „Szpila” wykazał się spokojem oraz mądrością i wygrał. Bokser z Wieliczki pojechał za ocean, a Adamek został w kraju i skusił się na walkę z Przemysławem Saletą. Wygrał. Wrócił do czołowej piętnastki rankingu WBC i stał się pretendentem do tytułu mistrzowskiego.

Propozycja ze strony czempiona Wildera pojawiła się. Adamek nie podjął rękawicy. To nie on stanie 16 stycznia na wprost mistrza nokautów. Kogo wybierze Wilder? Może zdecyduje się na Artura Szpilkę? 

Dlaczego?

Może i serce by chciało, ale rozum mówi co innego. Adamek imponował zawsze mądrością. Wielu krytykowało go za przejście do wagi ciężkiej, ale on harował, aby spełnić się jako bokser. Zrobił wszystko, aby tak było.

Sam wie najlepiej, na co go teraz stać. Woli zapewne stoczyć kilka pojedynków w Polsce niż jechać do Stanów i rzucić się na pożarcie tygrysowi.

KM

Nadchodzą dni mistrzowskiej rywalizacji

Zapowiadają się wielkie emocje, zacięte i niezwykle widowiskowe walki oraz radość, a także łzy. Taki obraz towarzyszy imprezom na poziomie mistrzowskim. Zapewne emocji nie zabraknie podczas mistrzostw Polski oriental rules w Starachowicach.

Impreza rozpocznie się już 4 grudnia i potrwa trzy dni. Rywalizacja odbędzie się w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Widowisko gwarantowane

Za autora okrzyku „chleba i igrzysk” uważa się starorzymskiego poetę Juwenalisa. Z pewnością w tych słowach zawierała się treść potrzeb Rzymian, którzy wybierali się na walki gladiatorów i oczekiwali rozlewu krwi. Cesarz organizował igrzyska, aby zaspokoić wymagania swoich poddanych. 

Czasy się zmieniły. Teraz nie walczy się na miecze, choć krew podczas rywalizacji często się pojawia. Czy Juwenalis powiedziałby ponownie, że trzeba nam „chleba i igrzysk”? Z pewnością gale sportów walki są towarem pożądanym przez społeczność. Widać to po rosnącym zainteresowaniu kolejnymi wydarzeniami. Tym razem środek ciężkości przeniesie się do Starachowic, gdzie w dniach 4-6 grudnia odbędą się mistrzostwa Polski  w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Formuła oriental rules gwarantuje widowisko na najwyższym poziomie. Ten, kto szuka ogromnych wrażeń, różnorakich ciosów oraz efektownych walk z pewnością powinien wybrać się do Starachowic bądź śledzić mistrzostwa w telewizji FighTime, która jako jedyna przeprowadzi transmisję z wydarzenia. Zapraszamy do śledzenia imprezy za naszym pośrednictwem. Organizatorzy zapowiadają ogromne emocje, wysyp fenomenalnych walk, który uwieńczone zostaną wyłonieniem najlepszych z najlepszych.

Ciosy bokserskie, uderzenia łokciami, kopnięcia, kolana – nie ma żadnych ograniczeń. Do tego dochodzi ogromna siła, rzuty, obalenia, klincz. W oriental rules zawierają się wszystkie możliwe elementy, które sprzyjają nadawaniu walkom charakteru prawdziwej bitwy. Jak zapewnia prezes Klubu Sportowego „Dragon” Starachowice, „oriental rules to jedna z najbardziej widowiskowych form rywalizacji”.

Organizatorzy przygotowali warunki do rywalizacji dla juniorów i seniorów. Pojedynki będą toczyły się w dziewiętnastu kategoriach wagowych. 4 grudnia zawodnicy zaprezentują się podczas ważenia, a już w sobotę ruszą na ring. Uroczyste otwarcie mistrzostw zaplanowano na godzinę 15.00, jednak wcześniej odbędą się pierwsze walki eliminacyjne. W niedzielę przyjdzie czas na półfinały i finały. Seniorzy będą rywalizowali w pojedynkach trzyrundowych po trzy minuty, zaś czas trwania jednej odsłony w przypadku juniorów będzie o minutę krótszy. W Starachowicach dojdzie również do rywalizacji weteranów w kick light. Tu walki będą trwały łącznie trzy minuty (dwie rundy).

Co, gdzie, kiedy?

Miejscem zmagań będzie Miejska Hala Sportowa przy ul. Jana Pawła II 22 w Starachowicach. Najlepsi zawodnicy oprócz medali otrzymają również pasy mistrzowskie.

4-6 grudnia rywalizacja w mistrzostwach Polski oriental rules seniorów i juniorów. Transmisję z wydarzenia przeprowadzi telewizja FighTime. Zapraszamy dla śledzenia transmisji za naszym pośrednictwem.

KM

Bedorf chce walczyć z legendą

Siedem pojedynków z rzędu wygrał Karol Bedorf w KSW. Popularny „Coco” nie wypuszcza z rąk mistrzowskiego pasa wagi ciężkiej i szuka kolejnych wyzwań.

Bedorf po raz ostatni przegrał w marcu 2011 roku. Pogromcą polskiego fightera okazał się Hiszpan Rogent Llorent. Od tego czasu Bedorf tylko wygrywa. „Coco” zrobił ogromny postęp, dojrzał i stał się czołową postacią wagi ciężkiej polskiego MMA.

Mierzy wysoko

Na gali KSW 33 Bedorf uporał się z Michałem Kitą. Pojedynek zapowiadany był jako niezwykle interesujące starcie, którego stawką był pas wagi ciężkiej. KSW czekało na Kitę bardzo długo. Popularny „Masakra” rozwijał swoją karierę na galach zagranicznych organizacji i stał się łakomym kąskiem na polskim rynku. W końcu pojawił się na KSW. Bedorf nie miał dla niego litości i już w drugiej rundzie kopnięciem na głowę zakończył walkę.

„Coco” stoi na szczycie KSW i chciałby sprawdzić swoje możliwości w starciu z legendarnym Fiodorem Jemieljanienką. 39-letni Rosjanin wraca do MMA po ponad trzyletniej przerwie i 31 grudnia zaprezentuje się podczas gali Rizin FF w Saitamie. Nazwisko jego rywala nie jest jeszcze znane.

Czy wątpliwe jest starcie Bedorfa z Jemieljanienką? Wielu wydaje się obecnie nieprawdopodobne, ale warto zwrócić uwagę na jeden ważny szczegół. KSW podjęło współpracę z japońską organizacją Rizin FF, dla której pojedynek stoczy legendarny Rosjanin. Zapala się więc światełko dla starcia Bedorf vs Jemieljanienko. Pytanie, czy dojdzie do niego na gali KSW czy w Japonii? Wszystko zależy od obu stron i ich gotowości do podjęcia negocjacji. Zobaczyć Fiodora w akcji w Polsce to by było coś.

MMA znowu w Londynie

Niedawno na zagraniczną ekspansję zdecydowała się organizacja KSW, która gościła w Londynie. Teraz stolicę Anglii odwiedzi światowy potentat UFC. Amerykanie zapowiadają kolejne swoje wydarzenie na 27 lutego.

Do domu ponownie zawita Michael Bisping, który zmierzy się z Gegardem Mousasi. Zapowiada się ciekawe starcie w wadze półśredniej, gdyż na arenie walki pojawią się odpowiednio numer 7 i 8 organizacji. 36-latek wygrał dwie ostatnie walki, ale nie będzie miał łatwego zadania. Mousasi w pojedynkach z Danem Hendersonem oraz Costasem Philippou pokazał spore możliwości.

Interesująca może okazać się walka Marka Wilkinsona i Makwana Amirkhaniego. Anglik z powodu kontuzji odpoczywał rok od walki. Anglik stanie przed trudnym wyzwaniem. Amirkhani to niezwykle szybki i efektowny zawodnik. Andy'ego Ogle'a Fin rozłożył na łopatki w zaledwie osiem sekund.

Organizatorzy ujawnili jeszcze jedną walkę lutowej gali. W pojedynku wagi lekkiej zaprezentują się Norman Parke i Rustam Chabiłow.

KM

Nadszedł czas na Tokio

„To już jest koniec, nie ma już nic” – zapewne te słowa wybrzmią po turnieju Grand Slam. Tym razem najlepsi judocy świata spotkają się w prestiżowych zawodach Jigoro Kano w Tokio. Będzie to zakończenie sezonu IJF Tour.

Rywalizacja na tatami rozpocznie się 4 grudnia, a ostatnie walki odbędą się 6 grudnia. Kto będzie miał powody do radości i sprawi sobie mikołajkowy prezent? W Tokio zaprezentuje się pięcioro reprezentantów Polski.

Powalczą o punkty

To będzie ostatni akord kończącego się sezonu, ale nikt nie ma zamiaru odpuszczać. Zawody w Tokio to bardzo prestiżowy konkurs, w którym nie zabraknie gwiazd. Polskę będą reprezentowali: Karolina Pieńkowska (52 kg), Alesander Beta i Michał Bartusik (obaj 66 kg), Damian Szwarnowiecki (73 kg) i Łukasz Błach (81 kg).

Równą i stabilną formę wydaje się prezentować Damian Szwarnowiecki, który gromadzi punkty, jednak ostatni występ na miarę podium zaliczył w lipcu w niemieckim Sindelfingen. Mistrz Europy juniorów i młodzieżowców z 2012 roku w ostatnim starcie w Jeju stoczył trzy walki i szybko pożegnał się z rywalizacją. Swojej szansy w Tokio poszuka również Michał Bartusik. Polski judoka wystąpił również w Jeju, gdzie stoczył dwie walki. Bartusik poległ w starciu z Golanem Pollackiem, który w tym roku sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata. Aleksander Beta bardzo chciał pojechać na czempionat do Astany i prosił o wsparcie finansowe. Nasz judoka wystąpił w mistrzostwach świata, jednak w tym sezonie prezentuje się przeciętnie. Najwyższe piąte miejsca wywalczył w Warszawie i Sindelfingen. Z kolei Łukasz Błach szuka formy i punktów, aby wywalczyć kwalifikację olimpijską.

Udany sezon notuje Karolina Pieńkowska. 22-latka w tym roku wywalczyła tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w kategorii 52kg. Wspólnie z reprezentacją Polski sięgnęła po srebrny medal mistrzostw świata w Astanie. Teraz Pieńkowska próbuje swoich sił w azjatyckim tournée. W Jeju Polka szybko odpadła. Udanie rozpoczęła rywalizację zwyciężając zawodniczkę z Mongolii, jednak w kolejnym pojedynku uległa Mako Uchio.

W ubiegłym roku do Tokio udało się siedmioro reprezentantów Polski. Żadnemu z nich nie udało się znaleźć w czołówce. Po raz kolejny na zawody Grand Slam do Tokio uda się Aleksander Beta. Rok temu Polak wygrał jeden pojedynek podczas zawodów Jigoro Kano. Czy tym razem ktoś wskoczy na podium?

Kto będzie dominował?

W 2014 roku karty w Tokio rozdawali gospodarze, którzy wywalczyli siedem złotych medali. Kroku starali się im dotrzymać Koreańczycy, jednak zdobyli tylko trzy pierwsze miejsce. Czy historia powtórzy się? Niewykluczone. Podczas zawodów w Azji te dwie nacje notują dobre występy. W zawodach Grand Prix w Jeju najlepsi w klasyfikacji medalowej okazali się Koreańczycy, którzy triumfowali w pięciu kategoriach, a łącznie wywalczyli dziesięć medali. Japończycy pięciokrotnie stawali na podium. W klasyfikacji medalowej kraje z Azji przedzieliła Francja. 

KM