Marokańczyk lepszy od Dudka

Taką decyzję podjęli sędziowie, którzy oceniali pojedynek polskiego kickboxera podczas gali Enfusion 38 w Hadze. Rafał Dudek przegrał z Mohamedem Boubkarim.

Dla zawodnika z Nowego Sącza był to kolejny występ na evencie holenderskiej organizacji. Polak potwierdził, że jest klasowym fighterem, a do pełni szczęścia zabrakło niewiele. Decyzja sędziów nie była jednogłośna.

Dobra walka, lecz przegrana

Rafał Dudek to solidna marka. W Polsce przyzwyczaił wszystkich do dobrego poziomu, który pozwolił mu osiągać sukces w wadze lekkiej. Zawodnik z Nowego Sącza zdobywał tytuły mistrza Polski w K-1. Prezentował się również na galach czołowych europejskich organizacji m.in. King of Kings czy It's Showtime.

Kolejnym wyzwaniem w jego karierze był pojedynek dla holenderskiej organizacji Enfusion. Podczas gali numer 35, która odbyła się w grudniu ubiegłego roku Polak w efektownym stylu uporał się z Youssefem El Hajim. Dudek od początku rywalizacji nadawał tempo walki i raz po raz atakował rywala. Ten w drugiej rundzie nie był w stanie kontynuować pojedynku. Dudek zaimponował i dostał szansę zaprezentowania swoich umiejętności w Enfusion Reality. Fighter współpracujący z klubem Mike's Gym trenował w Superpro Samui, gdzie kolejne jego kroki śledziła kamera. Finałem przygotowań był turniej o miano najlepszego w kategorii 70kg. Dudek poległ w wyrównanym pojedynku z Azizem Kalahem i zajął w zmaganiach trzecią pozycję.

Enfusion dało kolejną szansę Polakowi, gdyż ten walczy niezwykle widowiskowo i potrafi uwieść publiczność. Tym razem Dudek w kategorii 72,5kg spotkał się z mocnym Marokańczykiem Yassinem Baitarem. W Hadze Polak był pewny swego i realizował przyjęte założenia. Marokańczyk był czujny, blokował kopnięcia Dudka, jednak ten prowadził walkę. Baitar stawiał opór i czekał na moment, w którym będzie mógł zaatakować. Spotkało się dwóch dobrych zawodników, stąd też decyzja o wyniku spadła na sędziów. Dwóch z nich wskazało na Baitara, który z kolei podniósł rękę Dudka do góry. Widać, że Marokańczyk docenił klasę rywala. Zapewne drzwi do Enfusion nadal są dla Dudka otwarte. 

Bez zmian

Podczas gali Enfusion 38 w Hadze nie brakowało pojedynków o najwyższą stawkę. Na szali pojawiły się pasy w kategorii 85kg oraz 95kg.

W 85kg Ibrahim El Boustati w regulaminowym czasie nie znalazł sposobu na Miroslava Cingela i o wyniku rywalizacji decydowali sędziowie. Z triumfu cieszył się Marokańczyk, który nadal dzierży w swoich dłoniach tytuł najlepszego. Tak jak i Mohamed Boubkari w 95kg. Marokańczyk w trzeciej rundzie rozprawił się z Francuzem Mickaelem Yapi'm.

Warto odnotować, że w dwóch walkach do wyłonienia zwycięzców potrzebne były rundy dodatkowe. W 72,5kg Aziz Kallah, z którym Dudek przegrał podczas Enfusion Reality okazał się lepszy od Redouana Laarkoubi'ego. Z kolei Fikri Ameziane wygrał z Serkanem Ozcaglayanem w +95kg.

KM

Adamek na deskach, triumf Moliny

Dla Tomasza Adamka rywalizacja z Erikiem Moliną była prawdziwym wyzwaniem. Podczas gali Polsat Boxing Night  w Krakowie doświadczony bokser padł na deski. Z dobrej strony pokazał się Michał Cieślak, który szybko sprowadził na ziemię Francisco Palaciosa. Przed czasem wygrał również Andrzej Wawrzyk.

To piąta porażka polskiego pięściarza na zawodowym ringu. Wcześniej sposób na Adamka znaleźli: Chad Dawson, Witalij Kliczko, Wiaczesław Głazkov oraz Artur Szpilka.

Potężny cios Moliny

Tomasz Adamek to dla wielu bokser niezłomny. Popularny „Góral” zdobywał pasy w dwóch kategoriach wagowych, zaś w ciężkiej rywalizował o tytuł z Witalijem Kliczko i przegrał w dziesiątej rundzie. Po przygodzie w Ameryce zaczął pojawiać się na galach w Polsce. Poległ w rywalizacji z Arturem Szpilką i przebąkiwano, że były mistrz WBC w wadze półciężkiej powinien pomyśleć o emeryturze. Jednak Adamek poszedł inną drogą. Najpierw spotkał się z Przemysławem Saletą, a następnie z Erikiem Moliną. Były mistrz Europy w wadze ciężkiej jest od Adamka starszy o dziewięć lat, a Amerykanin młodszy o sześć wiosen. Tym samym widać, że oba pojedynki różnić się musiały.

Niezwykle ważna była kondycja oraz równomierne rozłożenie sił. Adamek nigdy nie miał z tym problemów, jednak różnica wieku w tym przypadku mogła być znacząca. Istotne wydawało się zachowanie dystansu. Molina w dłoni ma prawdziwą petardę. 

W pierwszej odsłonie Adamek zepchnął rywala do narożnika, jednak Molina wyprowadził kilka ciosów, choć były one niecelne. Amerykanin przekonał wszystkich o swojej sile w drugiej odsłonie. Jeden z jego ciosów zachwiał Adamkiem. W trzeciej rundzie stroną przeważającą był „Góral”, ale w końcówce mocne trafienie zaliczył Amerykanin. Adamek prowadził walkę, szukał swojej szansy, jednak na Molinę trzeba było potężnego przyłożenia. Polak imponował szybkością i zwinnością, wyprowadzał także wiele ciosów. To na pewno działało na plus dla boksera urodzonego w Żywcu.

Amerykanin miał świadomość, że wygrać może przez nokaut. Adamek był ruchliwy, co dało mu wiele punktów. Z kolei Molina ma potężny cios i przypomniał sobie o tym. Kilka razy było gorące, jednak Adamek uszedł cało. Wydawało się, że bezpiecznie dotrwa do końca. W siódmej rundzie Molina poczuł, że Adamek również ma moc w rękach. Amerykanin przyjął kilka potężnych ciosów na korpus, jednak to on prezentował się lepiej i dał się Polakowi we znaki. W kolejnej odsłonie „Góral” imponował aktywnością, ale dał się złapać rywalowi. Molina zaburzył równowagę Adamka, który opadał z sił. Amerykanin wykorzystał to i dwa mocne prawe sprawiły, że 39-latek znalazł się w opałach. Jednak doświadczenie polskiego pięściarza okazało się bezcenne. Przejrzał Molinę i świetnie radził sobie w defensywie. Kolejne ciosy Amerykanina nie osiągnęły już celu. Wydawało się, że wszystko zmierza ku końcowi, jednak Adamek znalazł się na deskach.  Polak rozpracował rywala, ale ten w końcu znalazł drogę, aby potężnie trafić 39-latka. Prawy sierp Moliny załatwił sprawę. Adamek przegrał w Krakowie.

Wawrzyk rozbił Rekowskiego

Wiele obiecywano sobie po rywalizacji w wadze ciężkiej. Andrzej Wawrzyk i Marcin Rekowski to mocne nazwiska w Polsce, jednak ostatnie perypetie bokserów sprawiły, że znaleźli się w trudnym położeniu. Potrzebowali spektakularnego zwycięstwa, aby wrócić do gry. Z pewnością pojedynek nie rozczarował. Wawrzyk, który w 2013 rywalizował o mistrzostwo świata z Aleksandrem Powietkinem poraził rywala siłą swoich ciosów. Rekowski już w pierwszej rundzie leżał na deskach. Pięściarze badali się, co niektórzy czekali na gong, a Wawrzyk kilka sekund przed końcem oszołomił rywala. Rekowski wstał i walczył dalej, ale był tłem dla przeciwnika. W szóstej rundzie mocny prawy podbródkowy Wawrzyka przyniósł efekt. Rekowski na deskach i miał ogromne trudności, aby wstać, jednak siłą woli podniósł się. Jednak coraz bardziej pachniało zwycięstwem Wawrzyka przed czasem. „Rex” był oszołomiony po tym jak padł na deski w szóstej rundzie i nie był w stanie odpowiadać na kolejne ciosy rywala. Triumf Wawrzyka w siódmej odsłonie stał się faktem.

Nie ma szczęścia Francisco Palacios do rywalizacji z polskimi pięściarzami. Po porażkach z Krzysztofem „Diablo” Włodarczykiem Portorykańczyk przegrał z Michałem Cieślakiem. 26-latek nadal jest niepokonany na zawodowym ringu i w Krakowie mógł świętować dwunaste zwycięstwo w karierze. Od początku Cieślak narzucił swój styl walki. Polak huraganowo ruszył na rywala, który starał się odpowiedzieć, jednak bez efektu. Druga runda była niezwykle gorąca. Cieślak wypuścił potężne działa, ale Palacios jeszcze się trzymał. Trzecia odsłona nieco spokojniejsza, jednak była to cisza przed burzą. W czwartej rundzie mocny cios Cieślaka powalił Palaciosa. Portorykańczyk wstał, ale nie był zdolny do dalszej rywalizacji.

Michał Syrowatka udanie zrewanżował się Rafałowi Jackiewiczowi za grudniową porażkę. Obaj pięściarze przez długi czas badali się. Syrowatka czuł respekt do Jackiewicza, zaś ten nie chciał wykonać zbyt pochopnego ruchu. Dopiero w piątej rundzie sytuacja w ringu ożywiła się. Doszło do wymiany ciosów, a także zderzenia głowami, w wyniku którego „Wojownik” przez chwilę był oszołomiony. Szósta runda dla Syrowatki. Lepsze przygotowanie kondycyjne 28-latka było widoczne, z kolei Jackiewicz zaczął koncentrować się na defensywie. Syrowatka z rundy na rundę powiększał swoją przewagę. Jackiewicz w dziesiątej rundzie starał się jeszcze przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, jednak nie udało się. Sędziowie punktowali 96:94, 96:94 i 98:93 dla Syrowatki.

Przegrała Ewa Brodnicka, ale nie z rywalką, lecz z kontuzją. Mistrzyni Europy w wadze lekkiej nie mogła rywalizować w obronie pasa z Anitą Torti z powodu urazu kolana. Po pięciu latach w Polsce walkę stoczył Mateusz Masternak. „Master” przystępował do rywalizacji z Ericem Fieldsem po porażce w pojedynku z Tony'm Bellewem o pas mistrza Europy. W starciu z Amerykaninem Polak nadawał tempo walki i w każdej rundzie potwierdzał swoją wyższość. Od początku Masternak szturmował rywala, jednak w szóstej rundzie przytrafił mu się przestój. Fields był uważny w defensywie, ale to było za mało. Masternak wygrał zdecydowanie w oczach sędziów – 99:91, 100:90 i 100:90.

KM

Udany weekend polskich judoków

Judocy walczą o cenne punkty w wyścigu olimpijskim. W pierwszy weekend kwietnia zawodnicy rywalizowali podczas Grand Prix w Samsun. Miejscem zmagań kolejnej grupy był chorwacki Dubrownik, gdzie odbyły się zawody w randze Pucharu Europy.

Polacy mają za sobą dobry weekend. Biało-czerwoni podczas zmagań w Samsun i Dubrowniku zaznaczyli swoją obecność. Ogromny sukces odniósł Damian Szwarnowiecki.

Złoto Szwarnowieckiego

Polak startujący w kategorii 73kg w Samsun odniósł jeden z największych sukcesów w karierze. Jeszcze nigdy nie stał na podium zawodów rangi Grand Prix. Warto odnotować również fakt, że od 2009 roku Polacy nie wygrywali w turniejach GP i Grand Slam. Inaczej było w Pucharach Europy. Dla przykładu w ubiegłym roku w Warszawie triumfował Maciej Sarnacki w kategorii 100kg, a w lutym w stolicy Polski odbyły się zawody pań. Na najwyższym stopniu podium stanęły Arleta Podolak (57kg), Katarzyna Kłys (70kg) oraz Beata Pacut (78kg).

W zawodach Grand Prix i Grand Slam naszym udawało się walczyć o medale i stawać na podium, ale nie na najwyższym jego stopniu. Jako ostatni tej sztuki dokonał Robert Krawczyk, a było to w 2009 roku w Abu Dhabi. Po siedmiu latach najlepszy w kategorii 73kg okazał się Damian Szwarnowiecki.

22-latek w tym roku startował już w siedmiu turniejach. Jednak przed występem w Samsun z dobrej strony pokazał się w Pucharze Europy w Pradze, gdzie zajął drugą lokatę. Pozostałe starty zdecydowanie poniżej oczekiwań judoki, który poważnie myśli o wyjeździe do Rio de Janeiro. Jednak w Samsun Szwarnowiecki wspiął się na wyżyny i był bezbłędny. Polak wygrał pięć walk, w tym cztery przez ippon. W finale Szwarnowiecki spotkał się z Kim Chol gwangiem z Korei. Polski zawodnik był zdeterminowany, dostał dwie kary shido, jednak punkty zdobył dzięki waza-ari. Wygrana dała mu trzysta punktów, co pozwala mu poważnie myśleć o igrzyskach.

Kolejny dobry start zaliczył Patryk Ciechomski w kategorii 90kg. Polak miał szansę na brązowy medal, jednak w decydującej walce przegrał z Dilshodem Chorievem na jedną karę shido. W Samsun Ciechomski wygrał trzy pojedynki.

Piątka w Dubrowniku

Polacy startowali również w Pucharze Europy w Dubrowniku. Z Chorwacji biało-czerwoni przywieźli pięć medali. Wszyscy zawodnicy wygrywali decydujące pojedynki.

Bartłomiej Garbacik w Dubrowniku wygrał trzy pojedynki w kategorii 60kg, co dało mu złoto. Polak w finale pokonał jedną karą shido Daniela Lombardo. Złoto zawisło również na szyi Kamila Grabowskiego w kategorii +100kg. Polak pokonał przez ippon Ivana Covicia z Chorwacji.

Brązowe medale wywalczyli Anna Załęczna (+78kg), Adrian Wala (60kg) oraz Maciej Zacheja (66kg). Niewiele brakowało, a Polacy w Dubrowniku zdobyliby dziesięć medali. W pięciu przypadkach biało-czerwoni musieli uznać wyższość rywali w walce o trzecie miejsca na podium. Przegrała m.in. Beata Pacut, która kilka tygodni temu triumfowała w Warszawie.

KM

Idealny prezent dla miłośnika mocnych wrażeń

Decydując się na kupno prezentu dla bliskiej nam osoby mamy nadzieję, że sprawi on radość i stanie się czymś, co zostanie zapamiętane na długi czas. Niestety, nie zawsze udaje nam się to zrealizować. Często bowiem decydujemy się na zakup rzeczy "bezpiecznych", znanych jako prezenty uniwersalne i zawsze trafione. Taki prezent rzadko kiedy pozwala na wywołanie szerokiego uśmiechu na twarzy osoby obdarowywanej. Dlatego też znacznie lepszym rozwiązaniem jest dopasowanie podarunku do charakteru i upodobań danej osoby.

Miłośnicy mocnych wrażeń

Istnieje spora grupa ludzi, której przyjemność sprawia pokonywanie własnych granic i strachów. Osoby te są najczęściej nie tylko aktywne, ale również chętne do wypróbowywania nowych i nieznanych im rzeczy. Wydawać by się mogło, że znalezienie podarunku dla takiej osoby jest zadaniem trudnym do wykonania. Czym bowiem zaskoczyć kogoś, kto próbował już wszystkiego i niczego się nie boi? Tymczasem, to wcale nie musi być trudne.

Niezapomniane emocje

Jeśli wśród bliskich naszemu sercu osób posiadamy taką, która bardzo ceni sobie ekstremalne przeżycia i chętnie podejmuje nowe wyzwania zamiast obdarowywać ją kolejną rzeczą, która zostanie odłożona na półkę, zdecydujmy się na zakup czegoś, co pozwoli na przeżycie niezapomnianych emocji i pozostawi wspomnienia. Nikt przecież nie mówi, że jedynie materialne rzeczy są doskonałym pomysłem na podarunek. Wprost przeciwnie – czasem to właśnie podarowanie szansy na przeżycie czegoś wyjątkowego może być spełnieniem marzeń.

Co wybrać?

Nie da się ukryć, że w dzisiejszych czasach osoby, które cenią sobie ekstremalne wyzwania mają w czym wybierać. Bardzo wiele firm oferuje bowiem ciekawe usługi. Spośród wielu możliwości warto jednak postawić na coś naprawdę ciekawego i nietuzinkowego. Dlatego też idealnym rozwiązaniem mogą okazać się skoki na bungee (zobacz ofertę Katalogu Marzeń). Nie da się bowiem zaprzeczyć, że jest to rodzaj aktywności, który z całą pewnością pozwoli na ekstremalne przeżycia. Wykupienie skoku na bungee będzie więc ciekawym i niecodziennym prezentem dla miłośnika mocnych wrażeń.

Dlaczego warto?

Skoki na bungee to szansa na przeżycie niecodziennych i ekstremalnych emocji. Począwszy od wyrzutu adrenaliny, stresu i nieuniknionych obaw aż po oszałamiającą euforię z udanego skoku. Jeśli obdarujemy możliwością skoku osobę, która lubi pokonywać wyzwania i sprawdzać granice własnej odwagi z pewnością będzie wniebowzięta. To jednak nie wszystko. Skoki na bungee są doskonałą propozycją również dlatego, że jest to bezpieczny sposób na ekstremalną aktywność. Firmy, które je organizują zadbają o wszelkie szczegóły, zaś sama jakość sprzętu, z którego korzysta się podczas skoku jest tak wysoka, że jest on praktycznie niezawodny.

Podsumowując, kiedy będziemy wybierać podarunek dla osoby, która uwielbia wyzwania warto poważnie zastanowić się nad wykupieniem skoku. Zwłaszcza jeśli usłyszymy, że marzy o takiej, lub innej nieco szalonej aktywności.

Adamek musi uważać

Tomasz Adamek wejdzie do ringu po raz pięćdziesiąty piąty. Doświadczenia i sukcesów nikt mu nie odmówi, jednak popularny „Góral” jest już coraz bliżej bokserskiej emerytury. Czy pośle go na nią Eric Molina?

Panowie spotkają się w Krakowie, gdzie niespełna półtora roku temu swoją wyższość nad Adamkiem udowodnił Artur Szpilka. Z kolei Eric Molina w Polsce będzie walczył po raz pierwszy. Dodatkowo Amerykanin stoczy premierowy występ poza Stanami Zjednoczonymi.

Twarda pięść

Eric Molina nie należy do kategorii ogórków. Walka wieczoru podczas gali Polsat Boxing Night może być pełna fajerwerków. Co prawda Molina nie wszedł na szczyt wagi ciężkiej, ale w starciu z tytanami kategorii królewskiej pokazał, że nie jest chłopcem do bicia i w ringu trzeba na niego uważać. 

W lutym 2012 roku Amerykanin spotkał się z Chrisem Arreolą, z którym rywalizował też Adamek. Polak wygrał na punkty, jednak Molinie ta sztuka się nie udała. Choć można powiedzieć, że „miał rywala na widelcu”. Arreola po potężnym prawym boksera z Teksasu był zamroczony. Wytrwał jednak do końca i znalazł sposób na Molinę. Tak samo jak i Deontay Wilder. Mistrz świata wagi ciężkiej WBC w rywalizacji z Moliną był w opałach. Molina wstrząsnął Wilderem, jednak ten przetrwał trudne chwile i zwyciężył przez nokaut. Najbliższy rywal Adamka jest mocny, ale nie zawsze potrafi dokończyć swoje dzieło. Molina na zawodowym ringu odniósł osiemnaście zwycięstw przed czasem, a łącznie wygrał dwadzieścia cztery walki. Trzy razy przegrał.

Adamek to żywa legenda polskiego boksu. Pięściarz z ogromnym doświadczeniem i tytułami mistrzowskimi w dwóch kategoriach wagowych. Walczył o trzeci pas, jednak poległ w starciu z Witalijem Kliczko. Próbował raz jeszcze zawojować wagę ciężką, jednak to już nie było to samo. Przegrał z Głazkovem i Szpilką. Wydawało się, że jego dni na ringu są policzone, jednak wrócił i spotkał się z Przemysławem Saletą. Walkę określano jako rywalizację emerytów, ale starcie z Moliną to już zupełnie inna bajka. Stawkę pojedynku będzie pas IBF Inter-Continental.

Syrowatka liczy na rewanż

W Krakowie dojdzie do ciekawego starcia w wadze półśredniej. Na dystansie dziesięciu rund zmierzą się Rafał Jackiewicz i Michał Syrowatka. Dla tego drugiego będzie to okazja do rewanżu za porażkę z grudnia ubiegłego roku. Doświadczony Jackiewicz już w czwartej rundzie zastopował młodszego rywala.

Po porażce w pojedynku o mistrzostwo Europy z Tony'm Bellewem chce się odbudować Mateusz Masternak. Popularny „Master” wejdzie do ringu z Ericem Fieldsem, który ostatni raz walczył prawie dwa lata temu. Interesująco zapowiada się walka w wadze ciężkiej. Swoje możliwości sprawdzą Andrzej Wawrzyk i Marcin Rekowski. Z kolei niepokonany na zawodowym ringu Michał Cieślak zmierzy się ze znanym polskiej publiczności Francisco Palaciosem. Portorykańczyk dwukrotnie starał się odebrać Krzysztofowi Włodarczykowi mistrzostwo świata WBC w wadze junior ciężkiej. Pas mistrzyni Europy w wadze lekkiej w starciu z Anitą Torti będzie broniła Ewa Brodnicka.

KM

Mistrzostwa Polski Sumo 2016

Zapraszamy do obejrzenia relacji na żywo z Mistrzostw Polski Sumo 2016, które odbędą się 2 kwietnia 2016 roku w Warszawie.

[kod]

Mistrzostwa Polski Sumo Falenica 2016 https://fightime.pl/pl/video/mistrzostwa-polski-muay-thai-starachowice-2015-eliminacje_1/ Thai Starachowice 2015

Polish Championschip SUMO Falenica 2016

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/MP_Sumo2016.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/MP_Sumo2016.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/MP_Sumo2016.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/MP_Sumo2016.livx"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Sarnacki na podium w Tbilisi

Start w Grand Prix w Tbilisi w judo okazał się szczęśliwy dla Macieja Sarnackiego rywalizującego w kategorii +100kg. Polski zawodnik sięgnął w stolicy Gruzji po brązowy medal. To jedyne miejsce na podium biało-czerwonych w turnieju w Tbilisi. Blisko medalu była Katarzyna Kłys, która w kategorii 70kg zajęła piątą lokatę.

29-letni Sarnacki w tym roku startował po raz drugi. W lutym zaprezentował się podczas Grand Prix w Dusseldorfie, jednak tamtego turnieju do udanych nie zaliczy. Polak wygrał jedną walkę, kolejną zaś przegrał i odpadł z rywalizacji w 1/16 finału. W Tbilisi było zdecydowanie lepiej.

Holendrzy nie do przejścia

Dla Sarnackiego wywalczenie miejsca na podium to sygnał, że jest na dobrej drodze przed kwietniowymi mistrzostwami Europy w Kazaniu. Na początku roku Polak przebywał na zgrupowaniu w Japonii, gdzie przygotowywał się do tegorocznych startów. Najważniejszą imprezą pozostają Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Start w Dusseldorfie należy zaliczyć do tych z kategorii „pierwsze śliwki robaczywki”. W Tbilisi Sarnacki pokazał, że wszystko jest na dobrej drodze. Na początek do polskiego zawodnika uśmiechnęło się szczęście, gdyż w pierwszej rundzie dostał wolny los. Występ w Tbilisi Polak rozpoczął od rywalizacji z zawodnikiem gospodarzy Onisem Bughadze. Gruzin nie sprawił naszemu reprezentantowi większych problemów i Sarnacki wygrał przez ippon. W kolejnym starciu los skojarzył 29-latka z mocnym Royem Meyerem. Holender to zawodnik z pierwszej dziesiątki olimpijskiego rankingu. Meyer pokonał Sarnackiego przez ippon, a cały turniej zakończył na najwyższym stopniu podium. W repasażach Ołeksandr Hordijenka robił wszystko, co mógł, aby zwyciężyć w starciu z judoką Gwardii Olsztyn. Ukrainiec zaliczył waza-ari, jednak Sarnacki znalazł sposób na poskromienie rywala. Skuteczny ippon i Polak czekał na walkę o brązowy medal, jednak ta nie odbyła się. Andriej Wołkow nie był w stanie rywalizować, co sprawiło, że Polak znalazł się na trzecim stopniu podium.

Po zwycięstwach w Pucharach Europy w Warszawie i Sarajewie Katarzyna Kłys miała zakusy, aby po raz kolejny stanąć na podium. Tym razem się nie udało. Na drodze Polki stanęła mistrzyni Europy i liderka światowego rankingu Kim Polling. Kłys z Holenderką spotkała się w półfinale. Żadnej z zawodniczek nie udało się przeprowadzić skutecznej akcji. O triumfie Polling zadecydowała jedna kara shido, którą otrzymała Kłys. W walce o brąz Polka przez ippon uległa Elisavet Teltsidou. Podczas turnieju w Tbilisi brązowa medalistka mistrzostw świata z Czelabińska z 2014 roku pokonała Iljanę Marzok z Niemiec oraz Szabinę Gercsak z Węgier.

Punkty zdobyte

Konto punktowe nieco podreperowała Karolina Pieńkowska, która w kategorii 52kg zajęła siódmą lokatę. Polka wygrała dwie walki, jednak w ćwierćfinale mimo ambitnej postawy przegrała z Odette Giuffridą. Włoszka triumfowała w zawodach Grand Prix. Młodzieżowej mistrzyni Europy pozostała rywalizacja w repasażach, jednak tam uległa karami shido Koreance Kim Mi-ri.

Po raz ostatni siódmą lokatę w zawodach rangi Grand Prix Paweł Zagrodnik (66kg) zajął w październiku 2014 roku w Astanie. Po siedemnastu miesiącach powtórzył ten wynik w Tbilisi. 28-latek wygrał dwie walki, jednak powstrzymał go Tal Flicker. Marzenia o dalszych zmaganiach prysły po rywalizacji z Sinanem Sandalem.

Jak prezentowali się pozostali? Patryk Ciechomski (90kg) odpadł w drugiej rundzie, tak jak Damian Szwarnowiecki (73kg) i Łukasz Błach (81kg). Z kolei Agata Perenc (52kg) już w pierwszej walce z Laurą Gomez otrzymała czerwoną kartkę. Tylko raz na tatami pojawiły się Arleta Podolak (57kg) i Karolina Tałach (63kg). 

KM

Polacy przystępują do ataku

Wiosną nie będziemy mogli narzekać na nudę. W UFC zobaczymy kilka interesujących pojedynków z udziałem Polaków. Kolejną walkę w Bellatorze stoczy Marcin Held.

Czy spełni się ich amerykański sen? Joanna Jędrzejczyk przetarła szlaki i pokazała, że ciężka praca, ambicja i twardy charakter są podstawą do wejścia na szczyt. Mamy polską mistrzynię wagi piórkowej w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Niebawem kolejny krok w UFC zrobi Karolina Kowalkiewicz, którą czeka druga walka. Czy zawodniczka z Łodzi przybliży się do rywalizacji o pas? Pojedynek dwóch Polek w UFC – brzmi niezwykle ciekawie i elektryzująco. Sprawdźmy, kiedy czekają nas największe emocje związane z występami biało-czerwonych.

Cel: wyrównać rachunki

Zacznijmy od Belltora, gdzie z powodzeniem występuje Marcin Held. 24-latek z Tych uchodzi za ogromny talent MMA i wielu wróży mu świetlaną przyszłość. W listopadzie ubiegłego roku Polak dostał szansę rywalizacji o mistrzowski pas w kategorii lekkiej. Held zmierzył się z Willem Brooksem, jednak decydujące okazało się doświadczenie czempiona. Polak bardzo chciał, ale na dystansie pięciu rund lepszy okazał się rywal.

Held czeka na pierwszy tegoroczny pojedynek. 20 maja na gali Bellator 155 w Boise polski fighter spotka się z Dave'm Jansenem. Dla Helda będzie to szansa na wyrównanie rachunków z 36-letnim Amerykaninem, z którym rywalizował w 2013 roku. Zawodnicy spotkali się w turnieju wagi lekkiej, Polak przegrał decyzją sędziów. Z kolei Jansen zakończył rywalizację jako triumfator imprezy. Rok później to Held okazał się najlepszy w zmaganiach turniejowych.

Od rywalizacji z Jansenem Polak stoczył siedem walk i przegrał tylko jedną, z Willem Brooksem. 24-latek przyzwyczaił, że stara się kończyć pojedynki w efektowny sposób. Z kolei Jansen od rywalizacji z Heldem stoczył zaledwie dwie walki. Pokonał Ricka Hawna i przegrał z Brooksem. Held ma znakomitą okazję, aby wziąć rewanż na amerykańskim zawodniku. Polak jest jeszcze młody i zbiera doświadczenie, choć poziom umiejętności pozwolił mu już na rywalizację o pas. Przegrał, choć na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Ostatnia szansa Błachowicza

Czarne chmury nad głową Jana Błachowicza. Popularny „John” przegrał dwie walki z rzędu w UFC i znalazł się w trudnym położeniu. Kolejna porażka może przyczynić się do zakończenia przygody Polaka z amerykańską organizacją. 10 kwietnia podczas UFC Fight Night 86 w Zagrzebiu Błachowicz spotka się z Igorem Pokrajacem. 37-latek wraca do amerykańskiej organizacji po ponad rocznej przerwie. Pokrajac wygrał trzy pojedynki z rzędu.

Również w Zagrzebiu zaprezentuje się Marcin Tybura, dla którego będzie to debiut w UFC. 30-latek na swoją pozycję pracował w rosyjskiej organizacji M-1, gdzie wywalczył tytuł mistrzowski wagi ciężkiej. Porzucił go jednak na rzecz występów w UFC. Jego rywalem będzie Timothy Johnson. Amerykanin stoczył dwa pojedynki w UFC, wygrał z Shamilem Abdurakhimovem i przegrał z Jared Rosholt.

Karolina Kowalkiewicz czeka na drugi występ w UFC. W debiucie Polka pokonała po trzyrundowej walce Rondę Markos. 8 maja podczas gali UFC Fight Night 87 w Rotterdamie zmierzy się z Heather Clark. 35-letnia Amerykanka ostatni raz walczyła w grudniu 2014 roku. 

Joanna Jędrzejczyk w kolejnej obronie mistrzowskiego pasa zaprezentuje się 8 lipca w Las Vegas. Po raz drugi Polka zmierzy się z Claudią Galelhą, z którą stoczyła zacięty bój na gali UFC on Fox 13 w grudniu 2014 roku. Jędrzejczyk wygrała wtedy na punkty.

KM

Kilka słów o MMA

MMA to dyscyplina sportowa, w której zawodnicy walczą wręcz. Mieszane Sztuki Walki zapewniają widzom widowisko sportowe. Pomimo małej ilości ograniczeń ryzyko śmierci i trwałej kontuzji ciała w trakcie walki jest minimalne.

W obliczu dylematu

Jeżeli zastanawiasz się, na którą propozycje przystać – obejrzeć mecz a może zdecydować się na wieczór z najlepszymi gwiazdami MMA, nie musisz z niczego rezygnować. Wystarczy, że zajrzysz do internetu, gdzie na bieżąco możesz śledzić mecze online. Dzięki tej funkcji nie 
tracisz najlepszych chwytów, kopnięć ani dźwigni podczas każdej rundy MMA i masz aktualne wyniki meczu piłkarskiego bez przerw na reklamę. Funkcja dostępna jest w wersji mobilnej, dzięki czemu możesz z niej korzystać niemalże wszędzie.

Rodowód walk MMA

Skrót nazwy MMA pochodzi od angielskiego „Mixed martial arts”. W mieszanych sztukach walki – tak jak w każdej dyscyplinie sportowej, obowiązują pewne ograniczenia i ściśle określone reguły współzawodnictwa. Pierwszym sportem walki, który został udokumentowany i przypomina współczesne walki MMA, był pankracjon. Stosowano w nim różne techniki pięściarstwa i zapasów. Rodowód MMA wywodzony jest z brazylijskich turniejów vale tudo oraz japońskich zawodów.

Reguły współzawodnictwa podczas zawodów MMA

Walka odbywa się w ringu bokserskim lub w otoczonej siatką klatce. Zawodnicy w trakcie walki muszą mieć na sobie ochraniacze na zęby i rękawice. Pojedynek trwa zwykle 3 rundy po 5 minut. W przypadku ewentualnego remisu zawodnikom doliczane jest kolejne 5 minut na rundę dogrywkową. Zawodnicy mogą siłować się w stójce (na stojąco) lub na parterze (leżąc na macie). Dozwolone techniki obezwładniania rywala to: dźwignie (ułożenie stawu przeciwnika w taki sposób, aby próba uwolnienia wywoływała ból), kopnięcia, duszenia, ciosy pięściami i rzuty. Chwyty zakazane to m.in. gryzienie, uderzanie głową, atakowanie genitaliów oraz zahaczanie (wkładanie palców np. w oczy). O wygranej decyduje nokaut, 
poddanie się zawodnika okazywane odklepaniem w matę lub decyzja sędziów.

MMA w Polsce

Największe gale zawodowe i turnieje amatorskie organizowane są pod szyldem KSW (Konfrontacja Sztuk Walki). Do najsławniejszych zawodników Polskiego MMA należą m.in. Mamed Khalidov, Michał Materla, Borys Mańkowski, Paweł Nastula, Mariusz Pudzianowski i Przemysław Saleta. Walki MMA odbywają się także pomiędzy kobietami. Polskie zawodniczki mieszanych sztuk walki to m.in. Joanna Jędrzejczyk i Karolina Kowalkiewicz.

Kiedy walka Fury-Kliczko?

Pytanie nadal pozostaje otwarte. Pojawiły się kolejne doniesienia na temat ewentualnego terminu pojedynku pomiędzy Tysonem Fury'm, a Władimirem Kliczko.

Prawdopodobnie będzie to jedno z najbardziej emocjonujących starć na bokserskich ringach w tym roku. Kibice już zacierają ręce, bukmacherzy ustalają stawki, a strony cały czas negocjują. Kiedy dojdzie do rewanżowego pojedynku o prymat w kategorii królewskiej? Być może w lipcu.

Wiadomo, że nic nie wiadomo

W listopadzie ubiegłego roku byliśmy świadkami sensacji. Panujący w wadze ciężkiej porządek został zburzony przez krnąbrnego Tysona Fury'ego. W Dusseldorfie Brytyjczyk zepchnął z piedestału Władimira Kliczko. Młody wilk pragnący tytułów zrealizował swój cel. Sędziowie po upływie dwunastu rund nie mieli wątpliwości i jednogłośnie wskazali na Fury'ego.

Szok, niedowierzanie mieszały się z zastanowieniem. Nastał nowy porządek, coś się zmieniło, więc nie wiadomo, czego się spodziewać. Władimir Kliczko poniósł pierwszą porażkę od jedenastu lat. Tyson Fury był czwartym bokserem, który okazał się lepszy od Ukraińca. Wcześniej dokonali tego Lamon Brewster, Corrie Sanders oraz Ross Puritty. Dotychczas Kliczko nie miał problemów i odprawiał kolejnych pretendentów do miana najlepszego w wadze ciężkiej. Ibragimov, Thompson, Czagajew, Chambers, Haye, Powietkin, Pulev czy Jennings próbowali znaleźć sposób na „Doktora Żelazną Pięść”, ale bezskutecznie. Wielu chciało, ale najczęściej kończyło się na szumnych zapowiedziach. W ringu Kliczko wykorzystywał swoje doświadczenie, opanowanie oraz słabość rywali, którzy często przyjmowali ultradefensywną taktykę.

Fury powszechnie znany jest z ciętego języka i gotowości do tworzenia peanów na własną cześć. Wielu przewidywało, że Kliczko da mu nauczkę, jednak to Brytyjczyk zakończył panowanie Ukraińca. Na tym nie koniec. Zapowiada się saga pełna emocji. Kliczko wykorzystał zapis w kontrakcie i zażądał rewanżu. Fury przyznał, że jest gotowy po raz kolejny wejść do ringu z Ukraińcem.

Nadal nie wiadomo, kiedy dojdzie do rewanżowej walki. Na początku roku pojawiły się doniesienia, że pojedynek odbędzie się 7 maja na stadionie Allianz Arena. Na taką propozycję gotów był przystać Tyson Fury. Upływały kolejne dni, jednak konkretów brakowało. Wydawało się, że pojedynek odbędzie się w maju bądź czerwcu na niemieckiej ziemi. Jednak ostatnie głosy dobiegające z obozu mistrza świata wskazują, że miejscem rewanżowego starcia o prymat w wadze ciężkiej może być stadion Wembley. Prawdopodobnie pojedynek odbyłby się 9 maja. Zgodnie z informacjami z obozu mistrza na konkrety trzeba poczekać jeszcze dwa-trzy tygodnie.

Jeden pas mniej

Fury pokonując Kliczko zdobył tytuły mistrzowskie WBA, WBO, IBO i IBF. Prawdopodobnie stawką rewanżowego starcia będą już tylko trzy pasy. Dlaczego? Jeden tytuł Fury zdążył już stracić, choć od pojedynku z Kliczko nie pojawił się w ringu.

Jak to możliwe? Decydując się na rewanżową rywalizację z Kliczko Brytyjczyk pozbawił się pasa IBF. Teoretycznie 27-latek powinien spotkać się z Wiaczesławem Głazkowem, który był pretendentem do tytułu. Fury wybrał inną drogę. Kosztowało go to utratę jednego pasa, w rewanżu z Kliczko ryzykuje stratą trzech kolejnych. Ale kto nie ryzykuje, ten… Czy tak właśnie będzie?

KM

Na drodze do Kazania przystanek Gruzja

Już w powietrzu czuć zbliżające się mistrzostwa Europy w judo, które za niespełna miesiąc odbędą się w Kazaniu. Jednym ze sprawdzianów dla Polaków będzie turniej Grand Prix w Tbilisi. Zmagania w stolicy Gruzji odbędą się w najbliższy weekend – 25-27 marca.

Ostatnie tygodnie przynoszą dobre wieści dla naszego judo. Podczas Pucharu Europy w Warszawie triumfowały Arleta Podolak, Katarzyna Kłys i Beata Pacut. Dwa złote medale przywiozły również biało-czerwone z Sarajewa. W Pucharze Europy triumfowały Anna Borowska oraz Katarzyna Kłys. Kolejną dobrą informacją jest powrót na tatami Darii Pogorzelec.

Pięć na pięć

Grand Prix w Tbilisi zapowiada się niezwykle emocjonująco. Dla naszych zawodników będzie to znakomita okazja do sprawdzenia formy przed kwietniowymi mistrzostwami Europy. Wiemy, że Katarzyna Kłys jest w dobrej dyspozycji, ale jej triumfy przypadały na zawody Pucharu Europy. Grand Prix to już wyższa półka. Rywalizacja w zawodach tej rangi skupia czołowych judoków, tu każdy nastawiony jest na triumf. Podczas ubiegłorocznych zmagań w Gruzji z naszej kadry najlepiej wypadła Agata Ozdoba, która w kategorii 63kg zajęła piątą pozycję.

Nasze zawodniczki dobrze rozpoczęły tegoroczne zmagania. Ważne, aby przed mistrzostwami Europy podtrzymały formę i w Kazaniu powalczyły o medale. Równie istotne są również zdobycze punktowe, które mogą pozwolić na awans w światowym i przede wszystkim olimpijskim rankingu. Katarzyna Kłys śpi spokojnie, bo w jednym i drugim przypadku jest na dwunastej pozycji. Dwa triumfy w tegorocznych Pucharach Europy dały jej dwieście punktów. Dobre występy notuje również Arleta Podolak. Startująca w kategorii 57kg zawodniczka zajęła trzecią pozycję w Tunisie, w Grand Slam w Paryżu była piąta, a w Warszawie triumfowała. 22-letnia judoczka zajmuje 25. pozycję w rankingu olimpijskim. W Paryżu siódme miejsce zajęła Agata Perenc startująca w kategorii 52kg, z kolei Karolina Tałach w 63kg podczas Pucharu Europy w Rzymie wywalczyła srebro. Polki zajmują punktowane miejsca i dają kibicom powody do zadowolenia.

Nieco gorzej jest z naszymi zawodnikami. Maciej Sarnacki (+100kg) w tym roku zaprezentował się tylko w Dusseldorfie, jednak dotarł tylko do trzeciej rundy. Damian Szwarnowiecki w kategorii 73kg startował już pięć razy, jednak tylko w Pradze udało mu się stanąć na podium, gdzie zajął drugą lokatę. Najrówniej prezentuje się Patryk Ciechomski w 90kg. W Pucharze Europy w Oberwart był trzeci, wynik ten powtórzył w Pradze. Z kolei w Casablance uplasował się na piątym miejscu.

Kadra Polski na GP Gruzji: Agata Perenc i Karolina Pieńkowska (-52kg), Arleta Podolak (-57kg), Karolina Tałach (-63kg) i Katarzyna Kłys (-70kg) oraz Paweł Zagrodnik (-66kg), Damian Szwarnowiecki (-73kg), Łukasz Błach (-81kg), Patryk Ciechomski (-90kg) i Maciej Sarnacki (+100kg).

Bez Pogorzelec

Daria Pogorzelec wróciła do rywalizacji po pięciomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. 25-letnia zawodniczka w miniony weekend wystartowała w Pucharze Polski w Luboniu. Pogorzelec wygrała rywalizację, jednak do Tbilisi nie pojedzie. Dlaczego? Judoczka z Gdańska ma spokojnie przygotowywać się do mistrzostw Europy. 

Pogorzelec wystąpi dopiero w Kazaniu. Tak samo jak Agata Ozdoba (63kg) oraz Katarzyna Furmanek (+78kg). Obie wracają po urazach i stopniowo będą wracały do pełnej dyspozycji.

KM

Drugi triumf Kłys

Katarzyna Kłys wrzuciła drugi bieg. Judoczka Polonii Rybnik wygrała turniej Pucharu Europy w Sarajewie w kategorii 70kg. Wcześniej okazała się najlepsza podczas zmagań w Warszawie.

Kłys to obecnie najwyżej sklasyfikowana polska judoczka, z którą wiążemy duże nadzieje względem jej startu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Warto wspomnieć, że 29-latka regularnie staje na podium podczas międzynarodowych startów. W 2014 roku Kłys po jedenastu latach wywalczyła medal mistrzostw świata. Podczas czempionatu w Czelabińsku sięgnęła po brąz.

Patent na Turczynki

Zawodniczka Polonii Rybnik w tym roku zaliczyła trzy starty. Ostatnie tygodnie pokazują, że jej forma zwyżkuje. Na początku Kłys zaliczyła falstart w Grand Prix w Dusseldorfie, gdzie stoczyła zaledwie jedną walkę. Lepsza od Polki okazała się Laura Vargas Koch. Warto przypomnieć, że Niemka pokonała Kłys w Grand Prix w Jeju, gdzie nasza zawodniczka zaliczyła ostatni ubiegłoroczny występ. 

W Warszawie Polka szła jak burza i wygrała cztery walki, dzięki czemu triumfowała w zawodach Pucharu Świata. Historia lubi się powtarzać. Cztery pojedynki w Sarajewie i miejsce na najwyższym stopniu podium. Dwunasta zawodniczka światowego rankingu w Bośni i Hercegowinie wygrać musiała. Dlaczego? Wszystkie rywalki, z którymi walczyła są w światowym zestawieniu daleko za jej plecami. Kłys przed czasem uporała się z 25-letnią Sukran Bakacak. Turczynka jest dopiero na 62. pozycji w światowym rankingu. 22-letnia Ivana Jandrić z Serbii dopiero zdobywa pierwsze szlify w seniorskim judo. Na swoim koncie zapisała siódmą lokatę w Pucharze Europy w Belgradzie w 2015 roku. Występ w Sarajewie był jej pierwszym tegorocznym startem. Kłys nie miała problemów z młodą rywalką i awansowała do półfinału. Dopiero w decydującym o awansie do finału pojedynku Polka musiała wykazać się cierpliwością i wytrwałością. Maya Thoyer nie miała zamiaru tanio sprzedać skóry. Francuzka wytrwała do końca, jednak przegrała karami shido.

Finał to starcie z młodziutką Merivan Tankos. Dla 20-letniej Turczynki to początki przygody z seniorskimi startami. Jednak w Sarajewie pokazała się z dobrej strony. Awans do finału to duży sukces dla Tankos, która w rywalizacji z Kłys nie miała większych szans. Polka wygrała przez yuko.

Dobry prognostyk

Wygrana w kolejnych zawodach to na pewno dobry znak. Katarzyna Kłys zajmuje dwunaste miejsce w światowym rankingu. W poprzednim sezonie trzy razy zajmowała miejsce na podium w międzynarodowych startach, jednak nie udało się wygrać. Ten rok zaczyna znakomicie, ale warto pamiętać, że są to zwycięstwa w Pucharach Europy, gdzie często nie starują najlepsi zawodnicy.

Kłys pozostaje naszą olimpijską nadzieją. W ubiegłym roku zajęła piątą pozycję w Igrzyskach Europejskich w Baku oraz wywalczyła srebrny medal w drużynie podczas mistrzostw świata w Astanie. Dwukrotnie wystąpiła na Igrzyskach Olimpijskich, jednak odpadała w pierwszej rundzie. W Rio liczy na więcej.

KM

Ostatnie zionięcie Dragona

Osiemnaście lat na zawodowym ringu. Albert Sosnowski na swoim koncie zapisał tytuł mistrza Europy, bił się o tytuł mistrza świata WBC w wadze ciężkiej z Witalijem Kliczko. Jeden z najbardziej znanych polskich bokserów zakończył karierę.

Na miejsce swojej ostatniej walki wybrał Żyrardów. Jego rywalem był Andras Csomor, który na zawodowym ringu debiutował trzy lata temu, więc doświadczenie względem polskiego pięściarza ma niewielkie.

Nokaut na koniec

Popularny „Dragon” trzydzieści walk rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem. Po raz pierwszy na zawodowym ringu pojawił się w lipcu 1998 roku, kiedy to już w premierowej rundzie pokonał Jana Drobenę. Pojedynek odbył się w Danii. W Polsce Sosnowski zadebiutował we wrześniu 1998 roku. Przed czasem pokonał Andrzej Drzewulskiego. Sosnowski podróżował po świecie, gdzie pokonywał kolejnych rywali. Polski pięściarz pojawiał się na ringach w Wielkiej Brytanii, USA, Holandii, Republice Południowej Afryki, Niemczech czy na Węgrzech. Pierwszej porażki w karierze „Dragon” doznał w marcu 2001 roku, kiedy to rywalizował o wakujący pas młodzieżowego mistrza świata federacji WBC z Arthurem Cookiem. Polak znalazł się na deskach w dziewiątej rundzie.

Pierwszy raz szerszej publiczności dał o sobie znać w 2006 roku. Zdobył pas organizacji WBF dzięki wygranej z Lawrence'm Tauasą. Później zwyciężył w czterech kolejnych walkach i doznał porażki w starciu z Zurim Lawrence'em. W listopadzie 2008 roku pokonał mocnego boksera z Wysp Brytyjskich –  Danny'ego Williamsa. Sosnowski triumfował w ósmej rundzie. Rok 2009 był szczęśliwy dla „Dragona”, który dwa razy stanął do rywalizacji o pas EBU w wadze ciężkiej. W kwietniu w Dusseldorfie zremisował z Franceso Pianetą, a w grudniu w Londynie na punkty okazał się lepszy od Paolo Vidoza i sięgnął po wakujący pas.

To był przedsmak przed najważniejszym wydarzeniem w bokserskiej przygodzie Sosnowskiego. Pięściarz zrezygnował z tytułu mistrza Europy, aby rywalizować o pas mistrza świata. W maju 2010 w Gelsenkirchen stanął oko w oko z Witalijem Kliczko. „Dragon” skazywany był na pożarcie, jednak udało mu się wytrwać dziesięć rund. Wtedy Ukrainiec przerwał marzenia Polaka o pasie WBC. Po tej porażce kariera Sosnowskiego zatrzymała się w miejscu. Walczył jeszcze o mistrzostwo Europy z Alexandrem Dimitrenką, jednak doznał porażki.

18 marca w Żyrardowie Sosnowski udanie pożegnał się z kibicami i ringiem. „Dragon” od początku ruszył na Andrasa Csomora. Zadawał kolejne ciosy, był lepszy technicznie i zdecydowanie szybszy, co przełożyło się na kłopoty Węgra. Csomor przetrwał pierwszą rundę, jednak w kolejnej dwa razy leżał na deskach. W końcu sędzia zdecydował się przerwać jego męczarnie. Sosnowski triumfował po raz 49!

Wrócił i wygrał

Sosnowski zaprezentował się w Żyrardowie po prawie dwuletniej przerwie. W maju 2014 roku podczas gali Wojak Boxing Night w Lublinie „Dragon” przegrał w siódmej rundzie z Marcinem Rekowskim. Była to kolejna porażka boksera, który po przegranej z Kliczko nie mógł się odnaleźć. Na osiem pojedynków wygrał trzy. W 2012 i 2013 roku zaprezentował się w Londynie w turnieju Prezefightera, jednak kończył swój udział odpowiednio na półfinale i ćwierćfinale. Łącznie na zawodowym ringu zanotował siedem porażek. Wrócił, żeby oficjalnie pożegnać się z ringiem i zrobił to w efektownym stylu.

Albert Sosnowski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich bokserów, który również dzieli się swoją wiedzą z widzami podczas pojedynków pięściarskich. Wystąpił również w telewizyjnym reality show oraz kilku teledyskach.

Fot. pixabay.com

KM

Dobry start Ciechomskiego

Patryk Ciechomski w tym roku wywalczył już sto punktów do światowego rankingu. Judoka rywalizujący w kategorii 90kg ma udany start sezonu. Czy utrzyma dobrą formę?

Zawsze mogłoby być lepiej, jednak 22-latek w dwóch z trzech tegorocznych startów stał na podium zawodów. Obecnie Ciechomski prezentuje się najlepiej z naszych zawodników.

Równy i stabilny

Ciechomski regularnie bierze udział w zmaganiach na poziomie międzynarodowym. W ubiegłym roku najlepszy wynik osiągnął podczas Pucharu Europy w Warszawie. Wtedy to polski judoka zajął trzecie miejsce. Trzy wygrane dały mu awans do ćwierćfinału, gdzie zbyt mocny okazał się Sherali Juraev z Uzbekistanu, jednak Ciechomski podniósł się i udanie zaprezentował się w repasażach. Wygrał z Milanem Randlem, a w rywalizacji o brązowy medal pokonał Komronshokha Ustopiriyona. W kolejnych zawodach nie było już tak dobrze. Ciechomski przeważnie swoje występy kończył na pierwszych rundach, jednak z dobrej strony pokazał się w mocno obsadzonym turnieju Grand Prix w Taszkiencie. Aigarsa Milenbergsa pokonał dzięki karom shido, zaś Romain Buffet otrzymał czerwony kartonik. W ćwierćfinale rewanż na Ciechomskim za porażkę w Warszawie wziął Komronshokh Ustopiriyon. Z kolei w repasażach lepszy okazał się Mihael Zgank i nasz judoka ostatecznie uplasował się na siódmej pozycji. W mistrzostwach świata w Astanie Polak dotarł do drugiej rundy. 

Jednak rok 2016 Ciechomski rozpoczął w zdecydowanie lepszym stylu i zapisał już na swoim koncie dwa brązowe medale w Pucharach Europy. 22-latek tegoroczne starty zainaugurował w Oberwart. Pierwszą i drugą walkę wygrał przez ippon. Dopiero w trzecim pojedynku trafił na opór ze strony Tiago Camilo z Brazylii i przegrał. Jednak w repasażach przez ippon pokonał Shahina Gahramanova z Azerbejdżanu. W rywalizacji o brąz Polak spotkał się z Anthony'm Laignesem. Francuz musiał zadowolić się piątą pozycją. 

Po raz kolejny dla Ciechomskiego szczęśliwa okazała się Praga. W 2014 roku polski judoka w stolicy Czech uplasował się na piątej pozycji. Co ciekawe, sezon również rozpoczynał w Oberwart, ale przegrał już w pierwszej walce z Holenderem Maxem de Vreeze. Wracając do Pragi. Tym razem Ciechomski poprawił wynik sprzed dwóch lat. Polak wygrał trzy walki i zatrzymał się w ćwierćfinale na zawodniku numer 33 światowego rankingu – Mammadalim Mehdiyevie. W rywalizacji o brąz Ciechomski pokonał przez ippon 25-letniego Gary'ego Halla z Wielkiej Brytanii. Niewiele brakowało, aby Ciechomski sięgnął po trzeci brązowy medal z rzędu. Jednak w turnieju African Open w Casablance do szczęścia trochę zabrakło. Tak jak i w Pradze w ćwierćfinale Polak uległ Mehdiyevowi. W repasażach pokonał Aigarsa, z którym wygrał w ubiegłym roku w Taszkiencie. Jednak walce o brąz triumfował Ramin Gurbanov.

Ciechomski zanotował dobry początek sezonu, jednak były to zawody Pucharu Europy. 22-latek zbiera doświadczenie i widać, że z roku na rok robi postępy. Stopniowo nadchodzi czas, aby zdobywał cenne punkty i coraz wyższe miejsca w turniejach Grand Prix i Grand Slam.

Co u innych?

Damian Szwarnowiecki w światowym rankingu plasuje się na 65. miejscu w kategorii 73kg. W tym roku startował już w pięciu turniejach, jednak tylko w Pucharze Świata w Pradze stoczył więcej niż jedną walkę. W stolicy Czech 22-latek wywalczył srebrny medal.

21-letni Piotr Kuczera w Pucharze Europy w Oberwart dotarł do finału, gdzie poległ w pojedynku z Gaborem Verem. Najwyżej sklasyfikowany polski judoka, 21. miejsce w światowym rankingu, Maciej Sarnacki (+100kg) startował dopiero raz. W Dusseldorfie odpadł już w trzeciej rundzie. Niewiele do medalu zabrakło Pawłowi Zagrodnikowi w African Open w Casablance. Polak startujący w kategrorii 66kg był piąty. Z kolei 23-letni Kamil Grabowski (+100kg) powiększył swój dorobek punktowy w Pradze, gdzie zajął siódmą pozycję. 

Aleksander Beta w kategorii 66kg startował w tym roku już w pięciu turniejach. Wygrał tylko jedną walkę. W pierwszej rundzie Grand Slam w Paryżu pokonał Mohammeda Alsaediego z Egiptu. Trzy z siedmiu pojedynków wygrał Jakub Kubieniec (81kg), jednak najwyżej dotarł do trzeciej rundy w Pradze. Obiecująco wyglądał początek zmagań Łukasza Błacha w kategorii 81kg w Grand Prix w Dusseldorfie. Polak wygrał dwie walki, jednak poległ w trzecim swoim występie. Lepszy od Błacha okazał się Gruzin Giorgi Papunashvili.

KM

Mitrione odbuduje się w Bellatorze?

Dwie porażki z rzędu okazały się gwoździem do trumny Matta Mitrione, który rozstał się z UFC. 37-latek podpisał umowę z Bellatorem. Niewykluczone, że tą samą drogą podąży Rory MacDonald.

Mitrione będzie chciał się odbudować w Bellatorze i pokazać, że jest w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. Do tej pory walczył tylko dla UFC. Czas zatem na nowe wyzwania.

Wysokie loty

Prawie 120 kilowy Matt Mitrione był wyróżniającą się postacią UFC i w wadze ciężkiej notował efektowne walki. Tylko dwa pojedynki, w których odgrywał główną rolę zakończyły się decyzją sędziów. Amerykanin trafił do UFC przez program „The Ultimate Fighter”. Jego przygoda nie zakończyła się triumfem, ponieważ w półfinale pokonał go James McSweeney. Wydawałoby się, że w takim wypadku Mitrione stoi na straconej pozycji, jednak zawodnik z Indiany dostał szansę i pokazał włodarzom UFC, że podjęli dobrą decyzję. Mitrione odniósł pięć zwycięstw rzędu i parł do przodu niczym buldożer. Na pierwszy ogień poszedł Marcus Jones, który ugiął się pod naporem ciosów ze strony Amerykanina. Trzy rundy z fighterem z Indiany przetrwał Joey Beltran, jednak decyzją sędziów przegrał. Pierwszej porażki Mitrione doznał w październiku 2011 roku, kiedy to uległ Cheickowi Kongo. Szybko z Amerykaninem uporał się również Roy Nelson. Popularny „Big Conutry” załatwił sprawę w niecałe trzy minuty. Pozycja Mitrione była zagrożona, jednak w kolejnym starciu udowodnił swój kunszt oraz ogromne zacięcie. W dziewiętnaście sekund rozłożył na łopatki Philipa De Friesa.

Później Amerykaninowi przydarzyła się jeszcze jedna porażka. Sposób na Mitrione znalazł Brendan Schaub. Fantastyczny w wykonaniu „Meatheada” był rok 2014. Amerykanin zanotował trzy zwycięstwa i wszystkie odniósł w pierwszej rundzie. Mitrione był mocnym ogniwem wagi ciężkiej, jednak wraz z upływem czasu jego pozycja słabła. Ben Rothwell poprzez gilotynę zmusił Amerykanina do poddania. W styczniu na gali UFC Fight Night w końcówce trzeciej rundy grad ciosów ze strony Travisa Browne'a sprawił, że Mitrione nie był w stanie wytrwać do ostatniej sekundy.

37-latek zdecydował się kontynuować swoją przygodę z MMA w Bellatorze. Z pewnością stać go jeszcze na efektowne walki. W wielu występach pozostawił po sobie dobre wrażenie.

Jaka decyzja MacDonalda?

Nad swoją przyszłością musi pomyśleć Rory MacDonald. Kanadyjczyk w czerwcu na gali UFC Fight Night w Kanadzie zmierzy się z Stephenem Thompsonem. Dla 26-latka może to być ostatni pojedynek w amerykańskiej organizacji.

Kanadyjczyk nie porozumiał się z UFC w sprawie nowej umowy. Do tej pory stoczył dla organizacji Dana White'a dwanaście pojedynków, z których wygrał dziewięć. W ostatnim występie przegrał z mistrzem UFC w wadze półśredniej Robbim Lawlerem. MacDonald zaprezentował się z dobrej strony i pokazał, że jest wartościowym fighterem. Ma w ręku kartę przetargową, która może okazać się cenna w rozmowach na temat nowej umowy. Jednak zawodnik nie może dojść do porozumienia z UFC. Niewykluczone, że wyląduje w Bellatorze.

Fot. mmaweekly.com

KM

Agata Perenc

Polska judoczka startująca w kategorii do 52 kg urodzona 19 marca 1990 roku w Rybniku. W Grudniu 1999 roku rozpoczęła treningi w klubie  KS Polonia Rybnik pod okiem Artura Kejza. W 2013 roku przed mistrzostwami Świata w Rio doznała kontuzji zerwania więzadła przedniego krzyżowego w lewym kolanie co uniemożliwiło jej start w tych zawodach. W 2011 roku Agata zdobyła brązowy medal w drużynie na uniwersjadzie w Shenzhen zaś w 2013 roku srebrny medal w Kazaniu również w turnieju drużynowym. W 2012 roku zajęła 5 miejsce w prestiżowym turnieju Grand Slam w Tokio. W 2015 roku dwukrotnie zdobyła brązowy medal na zawodach z cyklu Grand Prix kolejno w Samson i Zagrzebiu. W 2010 roku została mistrzynią Polski w dwóch kategoriach wiekowych (młodzieży i seniorach) w kategorii 57 kg. W 2011 roku obroniła tytułu Mistrzyni Polski młodzieży w tej samej kategorii wagowej i została wicemistrzynią Polski seniorów po porażce w finale z Małgorzatą Bielak. W 2012 roku zdobyła złoty medal Mistrzostw Polski seniorów w kategorii 57kg. W latach 2014-2015 po zmianie kategorii wagowej na 52 kg została wicemistrzynią Polski seniorów po porażkach w finale z Karoliną Pieńkowską. 

Krzysztof Soszyński

Polski zawodnik MMA urodzony 2 sierpnia 1977 roku w Stalowej Woli. Pod koniec lat 80. XX wieku wyemigrował wraz z rodziną do Winnipeg w Kanadzie. W wieku 16 lat zaczął trenować siłowo i został kulturystą, potem przez dwa lata zajmował się wrestlingiem. W końcu podjął treningi brazylijskiego jiu-jitsu i wystartował w kilku turniejach grapplerskich, aby po kilku miesiącach zadebiutować w zawodowych mieszanych sztukach walki. W latach 2003-2006 stoczył ponad 20 walk dla lokalnych Kanadyjskich i Amerykańskich organizacji, zdobywając m.in. mistrzostwo TKO Major League w wadze ciężkiej. W marcu 2006 roku wystąpił podczas inauguracyjnej gali organizacji Strikeforce, a jego przeciwnikiem był Mike Kyle. Pojedynek zakończył się technicznym remisem. W latach 2006-2007 Soszyński był związany z organizacją IFL uzyskując bilans 3-4. Popularność przyniósł mu udział w ósmym sezonie The Ultimate Fighter, w którym był jednym z podopiecznych Franka Mira. Soszyński odpadł w półfinale programu, przegrywając przez poddanie z wielokrotnym mistrzem świata w brazylijskim jiu-jitsu Viniciusem Magalhaesem. Mimo porażki dostał angaż w UFC. Stoczył w niej 9 walk w tym 6 wygranych. 10 grudnia 2011 roku stoczył pojedynek z Chorwatem Igorem Pokrajacem na gali UFC 140. Soszyński został znokautowany już na początku pierwszej rundy. Po tej przegranej odnowiły się stare urazy kolan i musiał przejść szerego operacji. We wrześniu 2012 roku po udanych operacjach zapowiedział że wraca do treningów i 14 grudnia na gali UFC on FX 6 ma zmierzyć się z Brazylijczykiem Edinaldo Oliveirą. Pojedynek nie doszedł jednak do skutku. Latem 2013 roku Soszyński przyjechał do Polski i był jednym z trenerów 10. Obozu KSW w Giżycku. W połowie sierpnia 2014 roku ogłosił zakończenie kariery MMA. 

Pas nadal u Holendra

Można było snuć różne scenariusze, jednak ten dotyczący wygranej Mladena Brestovaca z Rico Verhoevenem podczas gali Glory 28 w Paryżu był wątpliwy. Niespodzianki nie było. Holender obronił pas mistrzowski w kategorii ciężkiej.

Chorwat to doświadczony fighter, jednak w świecie kickboxingu nie jest czołową postacią. Niektórzy twierdzili, że szansę na mistrzowską walkę dostał nieco na wyrost. Wcześniej przegrał z Benjaminem Adegbuyi'm, który również był oponentem Verhoevena, jednak dwukrotnie poległ.

Bez niespodzianki, bez rewelacji

Czy walka rozczarowała? Na pewno nie zachwyciła. Brestovac wyglądał na człowieka, który ma pełną świadomość, że do roli faworyta mu daleko i zależy mu tylko na przetrwaniu. W tym przypadku nie było to trudne. Verhoeven również nie dążył do rywalizacji i budowania widowiska. Na szali był pas wagi ciężkiej Glory, jednak Chorwat nie próbował wyciągać do niego rąk.

Holender punktował przeciwnika, choć większej krzywdy mu nie zrobił. Mistrz przeważał i było to widoczne. Verhoeven prowadził walkę, dyktował tempo i wyprowadzał kolejne ciosy, jednak nie były to potężne bomby. W drugiej rundzie Brestovac podjął próbę zaskoczenia rywala, ale jego aktywność dość szybko ustała. 

Wynik pojedynku znalazł się w rękach sędziów. Arbitrzy byli zgodni i jednogłośnie wskazali na Holendra. Dwóch punktowało 50-45, trzeci 49-46.

Cavalari stracił tytuł

W Paryżu również do dwóch pojedynków, których stawką były pasy mistrzowskie. Zmiana na tronie w kategorii półciężkiej. Saulo Cavalari musiał uznać wyższość Artema Vakhitova. Dla Rosjanina zwycięstwo miało wyjątkowy smak. Po pierwszy, zdobył pas mistrzowski, a po drugie – zrewanżował się Brazylijczykowi za porażkę poniesioną na Glory 20. Sędziowie obserwując pojedynek nie mieli wątpliwości, kto zasłużył na wygraną. Cavalari nie zrobił praktycznie nic, żeby obronić pas. Był chaotyczny, powolny i nieskuteczny. Na jego tle Rosjanin prezentował się zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim chciał i zwyciężył –  49:46, 50:45, 50:45.

Pas mistrzowski w kategorii piórkowej nadal w rękach Serhija Adamchuka. Ukrainiec wypunktował Mosabę Amraniego i wygrał decyzją sędziów. Sitthichai Sitsongpeenong może szykować się do rywalizacji z Robinem van Roosmalenem. Taj wygrał w Paryżu turniej wagi lekkiej. W półfinale Sitthichai pokonał Davita Kirię, a w decydującym starciu uporał się z Maratem Grigorianem.

Mamy mistrza!

Dla nas to ogromna radość, którą chcemy się dzielić i rozpowszechniać. Po raz kolejny potwierdziło się, że Polacy w kickboxingu stanowią siłę. Najlepszym tego dowodem jest zdobycie przez Michała Turyńskiego tytułu mistrza świata wagi ciężkiej WAKO Pro w formule low-kick.

W Sarajewie polski fighter podczas gali No Limit 8 spotkał się z doświadczonym Dzevadem Poturakiem. Turyński mógł wznieść ręce w geście triumfu, choć wynik walki był niewiadomy. Pojedynek wyrównany, zacięty, sędziowie nie byli zgodni, ale 2-1 wygrał zawodnik Fightera Wrocław.

fot. turnulsfatului.ro

KM

Zapaśnicze zdobycze w Rydze

W mistrzostwach Europy w zapasach, które odbywają się w Rydze coraz mniej niewiadomych. Powoli można przystępować do podsumowania imprezy i osiągnięć biało-czerwonych. W Rydze rozbrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. 

Jako pierwsza sygnał dała Roksana Zasina, która w kategorii 55kg wywalczyła brązowy medal. Na podium znaleźli się również Magomedmurad Gadżijew oraz Robert Baran. Dwa medale wywalczyli również nasi klasycy. Łącznie Polacy pięć razy wchodzili na podium w Rydze.

Przyszedł czas na mistrzostwo

W ubiegłym roku polscy zapaśnicy z dobrej strony pokazali się podczas Igrzysk Europejskich w Baku, gdzie wywalczyli pięć medali. Była to dobra informacja, która dawała nadzieję na przyszłość. Jednak w Las Vegas, gdzie odbyły się mistrzostwa świata naszych zabrakło na podium. Przed rokiem olimpijskim mieliśmy obawy. Pierwszym testem miały być mistrzostwa Europy w Rydze.

Magomedmurad Gadżijew potwierdza, że ma równą formą. W Baku zdobył srebro, w Las Vegas został sklasyfikowany na siódmej pozycji. Do Rygi jechał jako kandydat do medalu w kategorii 70kg w stylu wolnym. Już na samym początku reprezentant Polski napotkał na problemy. Przegrywał 0:4 z Zaurbekiem Sidakovem, jednak dwa udane sprowadzenia dały mu zwycięstwo. Później było zdecydowanie lepiej. W rywalizacji z Muhammedem Ilkhanem Gadżijew potwierdził wysoką dyspozycję i nie było wątpliwości, że jest lepiej dysponowany. Ćwierćfinał z Devidem Safaryanem również rozstrzygnął się na korzyść 28-latka z AKS Białogard. Azamar Nurykau postawił trudne warunki przed Gadżijewem w półfinale. Wyrównany pojedynek, jednak szczęście było po stronie 28-latka. W finale nikt nie mógł mieć złudzeń. Gadżijew dominował i rozdawał karty z rywalizacji z Davitem Tlashadze.

Triumf Gadżijewa, złoty medal i Mazurek Dąbrowskiego w Rydze. To drugi reprezentant Polski, który sięgnął po tytuł mistrza Europy w stylu wolnym. Wcześniej tej sztuki dokonał Marek Garmulewicz.

Krok od szczęścia

Robert Baran w rywalizacji najcięższych, 125kg, w stylu wolnym odniósł największy sukces w swojej karierze. 24-latek szedł jak burza i dotarł do finału, gdzie trafił na mocnego Gruzina.

Mimo młodego wieku Geno Patriashvili, 21 lat, odnosił już sukcesy na zapaśniczych matach. W ubiegłym roku zdobył brązowe medal podczas Igrzysk Europejskich w Baku oraz mistrzostw świata w Las Vegas. W Rydze sięgnął po krążek z najcenniejszego kruszcu. Gruzin był zdecydowanie lepszy od Roberta Barana. Polak w drodze do finału wygrał trzy walki.

Dwa medale zapisali na swoim koncie nasi klasycy. Edgar Babajan walczył o złoto, ale musi zadowolić się srebrem. Zapaśnik Sobieski Poznań w kategorii 80kg przegrał decydującą batalię z Pascalem Eisele. Zacięty bój w 85kg stoczył Tadeusz Michalik, który po wyrównanym pojedynku pokonał Jewgienija Salijejewa. Polak w ćwierćfinale przegrał z Robertem Kobliaszwilim, jednak w repasażach uporał się z Petarem Balo.

Jako pierwsza medal dla Polski wywalczyła Roksana Zasina, która okazała się lepsza od Zaliny Sidakovej w rywalizacji o brąz. Andrzej Sokalski w 74kg w stylu wolnym był piąty, tak jak i Daria Osocka w 74kg. Siódma lokata Radosława Barana w 97kg w stylu wolnym, Jowita Wrzesień w 60kg uplasowała się na siódmej pozycji, ósma w 53kg była Paula Kozłow. W ćwierćfinałach w stylu klasycznym powalczą jeszcze: Edgar Babayan (80kg) oraz Tadeusz Michalik (85kg). 

W blasku złota

Kto stawał na najwyższych stopniu podium w stylu wolnym? Po sukcesach w juniorskich imprezach Gadzhimurad Raszidow triumfował w Rydze. 20-letni Rosjanin zdobył złoto w kategorii 57kg. Po tytule mistrza świata nadszedł czas na mistrzostwo Europy. Taką drogą podążył Vladimer Khinchegasvili w 61kg. Złoto dla Włoch w kategorii 65kg wywalczył Frank Chamizo Marquez. Soner Demirtas z Turcji najlepszy w 74kg. Shamil Kudiiamagomedov triumfował w rywalizacji w 86kg. Pewny triumf w 97kg Rosjanina Anzora Boltukaeva, który w finale pokonał Ivana Yankouskiego. 

Mariya Stadnyk w kategorii 48kg w finale uporała się z Emilią Vuc. Sofia Mattsson ze Szwecji najlepsza w 53kg. Po zaciętej walce Irina Ologonova pokonała Tetyanę Kit w decydującym pojedynku w 55kg. W 58kg triumfowała Natalia Sinishin z Azerbejdżanu, a Petra Maarit Olli z Finlandii w 60kg. Po zaciętej walce Anastasija Grigorjeva okazała się lepsza od Julii Ostapchuk i sięgnęła po złoto w 63kg. Pierwsze miejsce Marii Mamashuk w 69kg oraz Yasemin Adar w 75kg.

Jakie rozstrzygnięcia w rywalizacji w stylu klasycznym? W 59kg po złoto sięgnął brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie (55kg) Mingiyan Semenov. Drugi złoty medal mistrzostw Europy dla Islambeka Albieva. W Rydze Rosjanin triumfował w 66kg, zaś siedem lat wcześniej w Wilinie w 60kg. Po złoto w 71kg sięgnął Warszam Boranajn, a w 75kg triumfował Zurabi Datunaszwili. Najlepszy w kategorii 85kg okazał się Żan Bielieniuk.

Fot. zapasy.org.pl

KM

Zasina sięgnęła po brąz

Pierwsza zdobycz medalowa polskich zapaśników podczas trwających w Rydze mistrzostw Europy. W kategorii 55kg na trzecim miejscu podium uplasowała się Roksana Zasina.

To nie była jedyna szansa biało-czerwonych na medal, jednak tylko Zasina triumfowała w pojedynku o najwyższą stawkę. Pozostali zapaśnicy przegrywali swoje walki. O krok od medalu byli: Daria Osocka oraz Andrzej Sokalski.

Zna smak złota

27-letnia Zasina na przestrzeni ostatnich lat zrobiła postęp i coraz śmielej poczyna sobie na zapaśniczych matach. Jej największym sukcesem jest bez wątpienia wywalczenie złotego medalu na mistrzostwach Europy w Tbilisi, które odbyły się w 2013 roku. Wtedy Polka walczyła jeszcze w kategorii 51kg. Wielokrotnie sięgała po medale mistrzostw Polski. Z kolei w 2010 roku na światowym czempionacie w Moskwie zajęła piąte miejsce. Rok temu w Las Vegas była dziesiąta. W ubiegłym roku Zasina zaliczyła dobry występ podczas Igrzysk Europejskich w Baku. Lepsza od Polki w kategorii 53kg okazała się tylko reprezentantka Azerbejdżanu Angela Dorogan.

Roksana Zasina w Rydze pokazała, że w roku olimpijskim znajduje się w dobrej dyspozycji. Rywalizację w mistrzostwach Europy Polka rozpoczęła od zwycięstwa z Włoszką Silvią Felice. W kolejnej walce musiała przełknąć gorycz porażki, gdyż zbyt mocna okazała się Tetyana Kit. Ukrainka doszła do finału, gdzie uległa Irinie Ologonovej. Zasina dzięki dobrej postawie Kit mogła zaprezentować się w repasażach. Anastazja Krasnowa musiała uznać wyższość 27-letniej Polki, która poszła za ciosem i w rywalizacji o trzecie miejsce pokonała Zalinę Sidakową.

Nie wykorzystali szansy

Dorobek biało-czerwonych mógł być nieco mniejszy, jednak pozostałej dwójce naszych reprezentantów nie udało się wygrać w decydujących o medalu pojedynkach.

Daria Osocka w kategorii 75kg wygrała jedną walkę i dwie przegrała. Rywalizację rozpoczęła od ćwierćfinału, gdzie uporała się z Marią Selmaier z Niemiec. Polka nie znalazła sposobu na Yasemin Adar, która ostatecznie sięgnęła po złoto. Marzenia Osockiej na medal przekreśliła Ałła Cherkasova.

Z dobrej strony pokazał się Andrzej Sokalski w 74kg w stylu wolnym. Polak stoczył trzy wygrane pojedynki i był już w strefie medalowej. W półfinale spotkał się z Sonerem Demirtasem. Turek wygrał, a następnie sięgnął po złoto. Na podium zabrakło Sokalskiego, który w walce o brąz uległ Zaurowi Makijewowi.

Jak prezentowali się pozostali nasi reprezentanci, którzy wystąpili już w Rydze? Na dziesiątej pozycji w 48kg uplasowała się Anna Łukasiak. W stylu wolnym Tomasz Ogonowski (57kg) zajął czternastą pozycję, a Zbigniew Baranowski (86kg) był piętnasty. W dziesiątce znalazły się Paula Kozłow (ósma w 53kg) oraz Jowita Wrzesień (siódma w 60kg). Na siódmym miejscu w 65kg w stylu wolnym uplasował się Radosław Baran.

KM

Pierwszy atak na Verhoevena

Fani kickboxingu po raz pierwszy w tym roku będą mieli okazję zobaczyć w ringu Rico Verhoevena. Rozpoczęło się odliczanie do gali Glory 28, która 12 marca odbędzie się w Paryżu.

Holender za nieco ponad miesiąc będzie obchodził 27. urodziny. Zatem w stolicy Francji stanie przed szansą na sprawienie sobie wspaniałego prezentu. Verhoeven będzie chciał po raz kolejny obronić tytuł mistrza wagi ciężkiej Glory. O sprawienie niespodzianki pokusi się Mladen Brestovac.

Porażka i mistrzowska szansa

Mladen Brestovac stanie przed ogromną szansą, jednak dla wielu będzie to zadanie niewykonalne dla 32-latka urodzonego w Zagrzebiu. Prawie dwumetrowy Chorwat jest ceniony w swojej ojczyźnie i stara się prezentować jak najlepiej podczas gal zagranicznych organizacji. Zdobywał doświadczenie w organizacjach K-1 i Superkombat. Ponad trzydzieści pojedynków rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem.

Fighter z Chorwacji ma potężny cios i doskonale wie jak go używać. Jednak jego występ podczas Glory 24 w Denver zakończył się porażką. Brestovac przegrał przed czasem z Benjaminem Adegbuyi'm. Potężne kopnięcia Rumuna na nogi Chorwata dały mu zwycięstwo. Z kolei dla 32-latka był to koniec rywalizacji w turnieju wagi ciężkiej. Adegbuyi wygrał zmagania i otrzymał szansę walki o tytuł. Po raz drugi mógł spotkać się z Rico Verhoevenem, jednak tym razem szybko mógł wracać do domu. Prawy sierp Holendra załatwił już w pierwszej rundzie.

Niektórzy byli zdziwieni, że Verhoeven w kolejnym pojedynku spotka się z Brestovacem, który wcześniej musiał uznać wyższość Adegbuyi'ego. Jednak Chorwat to doświadczony zawodnik. 32-latek ma umiejętności predysponujące go do rywalizacji o pas. Dla Chorwata jest to ogromne wyróżnienie i szansa na wejście na szczyt, choć za faworyta nie uchodzi. Mimo to 26-letni mistrz wagi ciężkiej Glory docenia klasę rywala. – Traktuję go poważnie. Brestovac ma groźne i silne kopnięcia. Aż piętnaście pojedynków zakończył przez nokaut wykorzystując high kick. Walczy z odwrotnej pozycji, co sprawia, że niewygodnie się z nim rywalizuje. Zrobiłem wszystko, żeby dobrze przygotować się do pojedynku – wyjaśnia Rico Verhoeven.

Co jeszcze?

Kibice piłkarscy już myślą o mistrzostwach Europy, które w tym roku odbędą się we Francji. Z kolei fani kickboxingu już w sobotę, 12 marca, przeniosą się do Paryża. Wszyscy liczą, że Verhoeven i Brestovac dadzą niesamowity popis godny walki wieczoru.

Co jeszcze w programie? Ciekawie zapowiada się turniej wagi lekkiej. Davit Kiria postara się zrewanżować Sitthichai'owi Sitsongpeenongowi za porażkę z Glory 22. Wtedy Taj okazał się najlepszy w rywalizacji turniejowej. W drugim pojedynku spotkają się Djime Coulibaly i Maray Grigorian.

Z kolei Saulo Cavalari, mistrz kategorii półciężkiej spotka się z Artemem Vakhitovem. Będzie to rewanż za pojedynek z kwietniu a 2015 roku. Wtedy triumfował Brazylijczyk. W Paryżu dojdzie do rywalizacji o pas wagi piórkowej. Serhiy Adamchuk będzie starał odeprzeć się ataki Mosaba Amraniego. 

fot. turnulsfatului.ro

KM

DSF Kickboxing Challenge 7

Rozpoczęła się sprzedaż biletów na galę DSF Kickboxing Challenge 7. Kickboxerski mecz Polska-Litwa odbędzie się 23 kwietnia 2016r., a kibice zgromadzeni w hali Miejskiego Ośrodka Sportów i Rekreacji na warszawskim Bemowie, zobaczą  aż jedenaście ekscytujących pojedynków.

W walce wieczoru odbędzie się pojedynek o pas federacji DSF Kickboxing Challenge K-1, w dywizji 81 kg. Głównymi aktorami tegoż widowiska będą zawodnicy zawodowej grupy DSF Kickboxing Team. Z kim zmierzy się Dorota Godzina, Radek Paczuski i inni, dowiemy się już niebawem.

Bilety są do nabycia w trzech grupach cenowych: trybuny (50 zł), płyta (99 zł ) oraz w pobliżu ringu (200 zł). Zachęcamy do zakupu biletów na galę DSF Kickboxing Challenge 7 za pośrednictwem platformy ebilet.pl.

Adres bezpośredni: https://www.ebilet.pl/szukaj.php?tid=19948&t=t&ref=hot

Informacja prasowa

Marzenia nadziei brytyjskiego boksu

Na pierwszy rzut oka niepozorny chłopak, jednak Anthony Joshua to bokser z krwi i kości. W kwietniu 26-latek z Watfordu stanie przed pierwszym poważnym testem w swojej karierze. Joshua zmierzy się z Charlesem Martinem, czyli mistrzem świata IBF w wadze ciężkiej. Dla tego drugiego też będzie to nie lada wyzwanie.

9 kwietnia na londyńskim ringu spotkają się pięściarze, którzy jeszcze nigdy nie przegrali. Ciekawostką całej rywalizacji jest fakt, że Martin po raz pierwszy będzie walczył poza granicami USA. Czy ta podróż skończy się dla niego dobrze?

Wszyscy na deskach

Joshua wprawił w zachwyt cały bokserski świat i już wielu widzi przed nim świetlaną przyszłość. Brytyjczyk jest jak maszynka, kiedy wchodzi do ringu i rozbija kolejnych rywali. Ci nie mają nawet chwili, aby złapać oddech. Wielu jego rywali zapoznawało się z deskami już w pierwszej rundzie. Joshua posiada nokautujący cios. Z bliska przekonało się o tym piętnastu bokserów, w tym m.in. Kevin Johnson, Gary Cornish czy ostatnio Dillian Whyte. Joshua wszystkie swoje walki wygrał przed czasem.

W ringu skuteczny jest również Charles Martin. Mistrz świata IBF w wadze ciężkiej tylko trzy razy przebył pełny dystans walki. W marcu 2013 roku remisem zakończyło się jego starcio z Alvaro Moralesem. Z kolei Vincent Thompson oraz Joshua Clark wytrzymali cały dystans z Martinem, jednak w ocenie sędziów byli słabsi.

29-latek z Carson uchodzi za jednego z najbardziej przypadkowych mistrzów wagi ciężkiej w historii. Do niedawna Martin mógł pomarzyć o tytule mistrza świata, ale los się do niego uśmiechnął. Tyson Fury stracił pas IBF, a rywalem Wiaczesława Głazkowa wybrano właśnie Martina. Tyle, że faworytem starcia był Ukrainiec. Jednak szczęście sprzyjało Martinowi. 16 stycznia w Nowym Jorku, wtedy Artur Szpilka walczył z Deontayem Wilderem, Amerykanin pokonał Głazkowa przez (dzięki?)… jego kontuzję. Ukrainiec poślizgnął się w trzeciej rundzie i skręcił kolano. Nie był w stanie walczyć dalej. Pas trafił do Martina. Teraz nadszedł czas na jego obronę. Zadanie  łatwe nie będzie, gdyż Amerykanin spotka się z nadzieją brytyjskiego boksu. Anthony Joshua zna swój cel na tę walkę. – Chcę pokazać tym, którzy określają mnie profesjonalnym nowicjuszem, że jestem w stanie zdobyć tytuł mistrza świata. Dlatego chcę zwyciężyć Martina w dobrym stylu – mówi brytyjski pięściarz.

Haye, a potem Fury

Bokserzy z Wysp coraz lepiej radzą sobie w kategorii ciężkiej. Tyson Fury jest potrójnym czempionem, jednak Joshua zamierza zastąpić go na tronie. Ale to dopiero za jakiś czas. Wcześniej planuje inne spotkanie. – Dajcie mi Davida Haye. Serce podopowiada mi, że jestem gotowy na rock and roll. Walczę już na mistrzowskim poziomie. Haye to rywal, którego traktuję poważnie. Z kolei Fury zachowuje się trochę jak klaun. Według mnie jest irytujący, ale taki już jest. Nie mogę doczekać się walki z nim. Z czasem będę jeszcze groźniejszy, bo moja pewność siebie wzrośnie. Potrzebuję takich rywali jak Haye, Whyte, Price, Chisora i Fury – tłumaczy Joshua. 

KM

Dudek wystąpi w Hadze

Polski zawodnik kontynuuje swoją przygodę z holenderską organizacją Enfusion. Rafał Dudek pokazał już, że jest profesorem kickboxingu i prezentuje poziom, który upoważnia go do występowania na międzynarodowych arenach.

Dudek w grudniu ubiegłego roku zaprezentował się na gali Enfusion #35 w Antwerpii, gdzie w drugiej rundzie uporał się z Youssefem El Hajim. Potem pojechał trenować do Tajlandii i prezentować się przed kamerą.

Uczestnik show

Celebryta? Nie w tym rzecz. Rafał Dudek w styczniu udał się do Tajlandii. Tam wraz z piętnastoma innymi zawodnikami trenował w Superpro Samui, gdzie przygotowywał się do turnieju o tytuł najlepszego fightera w kategorii 70kg. Wszystkie kroki zawodników z bliska obserwowała kamera Enfusion Reality.

Treningi to jedno, jednak najważniejszy był turniej, a w nim Polak zaimponował. Wielokrotny mistrz Polski pokazał, że potrafi walczyć efektownie i efektywnie. Dudek doszedł aż do półfinału. Na początek posłał na deski Muhemeda Zahira. Kenijczyk wstał, jednak po chwili nie był w stanie walczyć dalej. Low-kicki na udo pozwoliły mu na odniesienie zwycięstwa w zaciętym starciu z Beau Chonleakiem. Jednak Dudek doznał urazu ręki i w kolejnej walce kontuzja dała o sobie znać. Aziz Kalah triumfował, a wielokrotny mistrz Polski w kickboxingu ostatecznie zajął trzecią pozycję.

Przygoda Dudka z organizacją Enfusion trwa dalej. Tym razem zawodnik z Nowego Sącza zmierzy się z Nordinen Ben Mohą. Dudek wystąpi 2 kwietnia podczas gali Enfusion 38 Gold Edition w Hadze. Czy po raz kolejny zrobi tak pozytywne wrażenie na obserwatorach jak w swoich wcześniejszych pojedynkach? Przykład Dudka pokazuje, że dobre występy są kluczem do otrzymywania kolejnych propozycji. Włodarze Enfusion dali dowód swojego zadowolenia kontraktując kolejną walkę polskiego fightera, ale zarazem postawili przed nim trudne zadanie. Czy niewykonalne?

Mocny Marokańczyk

Ben Moh to mocny zawodnik. W tym roku zaprezentował się w rywalizacji z Mohamedem Jarrayą podczas Enfusion 37 w turnieju 70kg, jednak doznał porażki, ale walka była niezwykle widowiskowa. Marokańczyk miał fenomenalny poprzedni rok, kiedy to stoczył sześć pojedynków i wszystkie kończyły się jego zwycięstwami. Na jego rozkładzie znaleźli się m.in. Edson Fortes czy Crice Boussoukou.

Na gali Enfusion 38 Ben Moh nie będzie osamotniony. W karcie walk aż roi się od jego rodaków. O mistrzostwo Enfusion w kategorii 85kg spotkają się Ibrahim El Boustati i Słowak Mirco Cingel. Z kolei o pas w 95kg powalczą Mohammed Boubkari i Jorge Loren z Hiszpanii.

KM

McGregor ofiarą Diaza

Conor McGregor musiał odklepać. Nate Diaz pokazał, co znaczy doświadczenie i wytrwałość. Amerykanin na UFC 196 pokonał mistrza organizacji w kategorii piórkowej w walce, która odbyła się w limicie do 77kg.

Pierwotnie Irlandczyk na UFC 196 miał rywalizować z Rafaelem dos Anjosem. Celem McGregora było zdobycie kolejnego pasa mistrzowskiego, tym razem w wadze lekkiej. Jednak Brazylijczyk doznał kontuzji, która wyeliminowała go ze starcia. Na horyzoncie pojawił się zatem Nate Diaz. McGregor miał roznieść rywala w pył, ale rzeczywistość okazała się dla niego brutalna. Zimny prysznic na rozgrzaną głowę Irlandczyka.

Pierwsza porażka

McGregor przed UFC 196 nie zanotował porażki w amerykańskiej organizacji. Co więcej, tylko jeden pojedynek został rozstrzygnięty decyzją sędziów. Chodzi o starcie Irlandczyka z Maxem Holloway'em. Siedem zwycięstw, pas mistrzowski i miano gwiazdy UFC. 27-latek wszedł na szczyt i chciał więcej.

Trafił na Nate'a Diaza. 30-letni Amerykanin w UFC nie raz stworzył fantastyczne widowisko. Diaz imponuje wysokimi umiejętnościami, aż w dwunastu pojedynkach zmusił rywali do poddania. Tym dwunastym był właśnie McGregor. Choć początek nie wskazywał wcale na taki rozwój wypadków. McGregor dał namiastkę swojego kunsztu. Lewy sierpowy na pewno zrobił wrażenie na Diazie, ale to był początek. Irlandczyk imponował szybkością i celnością ciosów. Na twarzy Amerykanina pojawiła się krew. W końcówce Diaz zdołał rzucić rywala na ziemię, ale to McGregor kończył starcie z góry.

Kolejna odsłona to zmiana ról. Celne ciosy Diaza zmusiły McGregora do większej czujności. Jednak Amerykanin znalazł drogę do twarzy przeciwnika. Celnym sierpem zachwiał Irlandczykiem i poszedł za ciosem. McGregor nie był w stanie odpowiedzieć. Podjął próbę sprowadzenia, jednak była daleka od ideału. Diaz zapiął duszenie, McGregor odklepał i wszystko stało się jasne. McGregor przegrał pierwszą walkę na UFC. Diaz zatrzymał pęd nakręconego Irlandczyka.

Mistrzyni bez pasa 

Holly Holm nie nacieszyła się długo pasem mistrzyni w wadze koguciej. Efektowna walka z Rondą Rousey zrobił ogromne wrażenie. Wszyscy liczyli, że Holm będzie dawała kolejne efektowne pojedynki. Na UFC 196 mistrzyni spotkała się z Mieshą Tate. Wyczerpujący pojedynek zakończył się w piątej rundzie. Tate duszeniem zza pleców zmusiła Holm do poddania. Pas mistrzowski w rękach nowej właścicielki. 29-letnia Amerykanka w grudniu 2013 roku spotkała się z Rousey, jednak w trzeciej rundzie triumfowała „Rowdy”. Cztery kolejne zwycięstwa pozwoliły jej rywalizować o pas. Tate odniosła piąty triumf z rzędu i cieszy się z mistrzostwa. 

Na UFC 196 zaprezentowali się również zawodnicy, z którymi rywalizował Jan Błachowicz. Ilir Latifi jednogłośną decyzją sędziów pokonał Giana Villante. Z kolei Corey Anderson okazał się lepszy od Toma Lawlora. 

KM

Początek nowej drogi?

Krzysztof „Diablo” Włodarczyk to pięściarz nietuzinkowy. Jego losy, nie tylko bokserskie, śledziła niemalże cała Polska. Kariera „Diablo” obfitowała w zakręty, górki, pagórki, doliny, ale też chwile radości. Z pewnością droga Włodarczyka to dobry materiał na film.

Czekaliśmy. Z niecierpliwością, aby dowiedzieć się, czy „Diablo” jest jeszcze w stanie pokazać cokolwiek w ringu. Po pojedynku z Griogrijem Drozdem, kiedy to stracił pas mistrzowski WBC długo czekał na kolejną walkę. Wrócił po półtorarocznej przerwie i wygrał. Co to tak naprawdę znaczy? Czy 34-letni „Diablo” może jeszcze wrócić na szczyt?

Barwna postać

Włodarczyk to jeden z najbardziej znanych polskich bokserów. W maju 2010 roku sięgnął po tytuł mistrza świata WBC w kategorii junior ciężkiej pokonując Giacobbe Fragomeniego. Z Włochem „Diablo” spotkał się trzy razy i każda walka była niezwykle emocjonująca. Tak jak rywalizacja Polaka z Francisco Palaciosem.

Jednak Włodarczyk stał się również postacią znaną poza światem boksu. „Diablo” prezentował się na telewizyjnym ekranie w popularnych serialach. Korzystał także z zaproszeń do programów telewizyjnych. Zaprezentował się również w znanym show tanecznym. Stał się postacią powszechnie znaną. Sympatyczny chłopak, który jest miły, otwarty i normalny. Włodarczyk korzystał ze swojej popularności oraz sukcesów na arenie bokserskiej.

Również życie osobiste „Diablo” nie uszło zainteresowaniu szerszego grona odbiorców. W lipcu 2011 roku cała Polska śledziła losy Włodarczyka, który trafił do szpitala. Snuto różne teorie na temat jego problemów osobistych. Z czasem nie stanowiły tajemnicy. Mnożyły się pytania, czy Włodarczyk sobie poradzi. Nie do pojęcia było, że mistrz świata w boksie może mieć kryzys, który wpłynie na jego życie.

Włodarczyk szybko wrócił na ring, bo już w listopadzie 2011 roku rywalizował z Danny'm Greenem. Przegrywał u sędziów, jednak w jedenastej rundzie wykończył rywala. Wygrał kolejne trzy walki. Koniec jego panowania to wrzesień 2014 roku. W pojedynku z Drozdem Włodarczyk był cieniem samego siebie. Przegrał. Stracił pas i czekał półtora roku na kolejną walkę.

Brudow na deskach

4 marca, Sosnowiec – to ważna data dla Włodarczyka. Na tę walkę czekała cała Polska. Jedni z ciekawości, inni z nadzieją na udany powrót i kolejne poejdynki. „Diablo” podczas gali Sosnowiec Boxing Night nie pozostawił złudzeń, że jest zdecydowanie lepszy od Walerego Brudowa. Podwójny lewy prosty i Rosjanin znalazł się na deskach, jednak wstał. Na chwilę. Z narożnika poleciał ręcznik. „Diablo” triumfował.

Ktoś zapyta, czemu były mistrz świata WBC czekał aż półtora roku na kolejną walkę? Tak wyszło. Włodarczyk miał zmierzyć się z Drozdem, aby odzyskać pas. Na przeszkodzie stanęła choroba. W grudniu ubiegłego roku miał rywalizować z Beibutem Szumenowem, jednak pojedynek odwołano.

Na 4 marca zaplanowano starcie z Brudowem, czyli bokserem zdecydowanie niższej klasy niż Włodarczyk. Choć Polak dawno nie walczył i potrzebował rywala „na rozruch”. Kilka dni przed walką fani wstrzymali oddech. Pojawiła się informacja, że Włodarczyk miał wypadek. Zderzył się z innym pojazdem i uderzył w barierki. Samochód „Diablo” kompletnie rozbity, do kasacji. Włodarczyk wyszedł z całej sytuacji bez szwanku.

Koleje losu Włodarczyka to materiał na film, książkę czy też historię człowieka, który na swojej drodze spotkał wiele trudności. Wzniesienia i upadki. Takie jest życie. Także to bokserskie, gdzie zdobywa się pasy, walczy się o ogromne pieniądze. Bokser to też człowiek, który ma różne rozterki i z nimi też musi walczyć. Czy walka z Brudowem dała nadzieję, że Włodarczyk jeszcze może namieszać w świecie boksu? Jeszcze jedna walka „na rozruch” i zobaczymy. Po zakrętach nadszedł czas na prosty odcinek. Jaki będzie jego finał?

KM

Pasy nie zmieniły właścicieli

Gala KSW 34 w Warszawie to trzy obrony mistrzowskich pasów, które nadal należą do polskich zawodników. W stolicy nie zabrakło emocji i efektownych walk, które kończyły się przed czasem. Popis dał Tomasz Narkun.

Udany powrót w szeregi KSW zaliczył Antoni Chmielewski. Dobrą robotę wykonał również Artur Sowiński. Jednak wszystkich w zachwyt wprawił Tomasz Narkun. Pierwsza obrona mistrzowskiego pasa w niezwykłym stylu.

Nasi w obronie pasów

Jako pierwszy tytułu w wadze piórkowej bronił Artur Sowiński. „Kornik” nie znalazł pogromcy od ponad trzech lat. W ostatnich pojedynkach przyzwyczaił fanów do rywalizacji na pełnym dystansie. Nie inaczej było w starciu z Fabiano Silvą da Conceicao. Sowiński miał przewagę warunków fizycznych, którą wykorzystywał. W pierwszej rundzie Silva sprowadził walkę do parteru, jednak nie zrobił Polakowi krzywdy. „Kornik” był spokojny i trafiał rywala, jednak Brazylijczyk twardo trzymał się na nogach. Próbował obalić Sowińskiego, co udało mu się w drugiej rundzie, jednak w trzeciej nie dał już rady. Sowiński kontrolował sytuację i sędziowie mogli podjąć tylko jedną decyzję. Pas nadal w rękach „Kornika”.

Niesamowity Tomasz Narkun! 26-latek obronił pas w wadze półciężkiej. Cassio Barbosa de Oliveira mocno huknął Narkuna na ziemię, jednak to było zbyt mało, aby cokolwiek ugrać. Mistrz KSW bronił się nogami. Trafił 32-letniego Brazylijczyka w głowę, co zostało uznane za faul. Oliveira był oszołomiony, jednak doszedł do siebie. Walka trwała dalej, ale szybko doszło do rozstrzygnięcia. Niecałe dwie minuty i wszystko było jasne. Latające kolano Narkuna i ciosy w parterze sprawiły, że wkroczyć musiał sędzia. Polak po raz pierwszy bronił mistrzowskiego pasa. Wygrał w sposób spektakularny.

James McSweeney w Londynie już w pierwszej rundzie uporał się z Marcinem Różalskim. Anglik był piątym zawodnikiem, który podjął próbę odebrania Karolowi Bedorfowi pasa KSW w wadze ciężkiej. McSweeney od razu ruszył na Polaka i zepchnął go pod siatkę. 35-latek trafił Bedorfa w krocze, konieczna była przerwa. Polak starał się atakować. Po jednym z kopnięć McSweeney starał się przejąć nogę mistrza i ponownie zepchnął go pod siatkę. W końcu Bedorf dopadł rywala i niemiłosiernie go okładał. Ponad dwadzieścia ciosów przyjął Anglik. W końcu padł na deski. McSweeney na łopatkach już w pierwszej rundzie. Trzy i pół minuty potrzebował Bedorf, aby odnieść zwycięstwo.

Powroty w różnych barwach

Ponad dwa lata trzeba było czekać na kolejną walkę Krzysztofa Kułaka na gali KSW. „Model” nie zaliczył udanego powrotu. Pogromcą 35-letniego fightera okazał się Maciej Jewtuszko, który tym samym zanotował dwunaste zwycięstwo w karierze. Jako pierwszy walkę do parteru sprowadził „Irokez”. Pojedynek szybko wrócił do stójki, gdzie dał o sobie znać Kułak. Jednak wraz z upływem czasu zaznaczała się przewaga „Irokeza”. Kułak znalazł się w trudnym położeniu, jednak dotrwał do końca rundy. Kolejną odsłonę „Model” rozpoczął mocno, jednak Jewtuszko był przygotowany i znalazł sposób na powstrzymanie rywala. Zawodnik ze Szczecina sprowadził pojedynek do parteru. Jewtuszko nie miał litości dla Kułaka. Słał w jego stronę kolejne ciosy aż „Model” był zmuszony odklepać.

Svetlozar Savov po raz pierwszy zaprezentował się na KSW. Bułgar rysował się jako ciekawy zawodnik. Ostatnie trzy pojedynki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem. Pierwotnie Savov miał rywalizować z Łukaszem Bieńkowskim, jednak ten z powodu choroby nie mógł wystąpić w Warszawie. 34-latek nie wahał się i przyjął propozycję występu na KSW. Dla Chmielewskiego był to powrót na stare śmieci. W KSW walczył skutecznie i wygrywał. Choć Savov prezentowany był jako faworyt to tym razem górą okazało się doświadczenie. Chmielewski potrzebował minutę i czterdzieści dwie sekundy, aby pokonać Bułgara. Serię ciosów Polaka w parterze zastopował sędzia.

Aslambek Saidov poważnie myśli o pasie mistrzowskim w wadze do 77kg. Zawodnik z Olsztyna przybliżył się do rywalizacji z Borysem Mańkowskim. Na KSW 34 Saidov pokonał decyzją sędziów Yasubeya Enomoto. Pierwsza runda na rozpoznanie. W drugiej odsłonie zarysowała się przewaga Saidova, który udanie sprowadzał pojedynek do parteru. W końcówce swoją szansę miał Enomoto, jednak zabrakło mu czasu, aby skutecznie dopiąć technikę kończącą. Trzecia runda zaczęła się od stójki, jednak z czasem rywalizacja przeniosła się do parteru. Szwajcar szukał swojej szansy, jednak Saidov skutecznie się bronił. Sędziowie byli zgodni – 29:28, 29:28, 29:28 dla Czeczena.

Szymon Bajor i Jędrzej Maćkowiak byli autorami żywiołowego pojedynku. Już w pierwszej rundzie zawodnik z Poznania doznał rozcięcia łuku brwiowego. W końcówce starcia Bajor niemiłosiernie obijał rywala i to jego sędziowie wskazali jako zwycięzcę pojedynku. Marcin Wójcik w drugiej rundzie zastopował Tomasza Kondraciuka. Fighter GLD Team Piła udanie zadebiutował w KSW.

KM

DSF Kickboxing Challenge 7

To już pewne, siódma gala grupy zawodowej DSF Kickboxing Challenge odbędzie się 23 kwietnia w Warszawie. Tym razem kibice zebrani w hali Miejskiego Ośrodka Sportów i Rekreacji na warszawskim Bemowie, zobaczą mecz naszych reprezentantów z zawodnikami z Litwy. Podczas gali odbędzie się aż jedenaście ekscytujących pojedynków, w których zobaczymy czołówkę polskich kickboxerów, walczących w najtwardszych kickboxerskich formułach jak K-1 oraz Full Contact. A wszystko to okraszone jak zawsze spektakularną oprawą muzyczną i wizualną. 

– To będzie niezapomniany wieczór. Kibice dostaną to co kochają najbardziej, czyli bardzo dobre pojedynki kickboxerskie. Tak jak wcześniej, na jednej gali zaprezentujemy zarówno walki amatorskie, jak i zawodowe, w tym walkę o pas federacji DSF kickboxing Challenge. Jestem pewien, że to będzie niezapomniany wieczór, pełen emocji. – zapewnia Sławomir Duba, właściciel federacji DSF Kickboxing Challenge.

– Ekipa Litwy, która przyjedzie na mecz, składa się z bardzo mocnych i twardych przeciwników. Zresztą Litwa z takich słynie, technika i wytrzymałość to ich wizytówka. Dobierając zestawienia do Figat Cardu gali kierowałem się przede wszystkim tym, by poziom sportowy widowiska był wysoki. – przekonywał Piotr Siegoczyński, dyrektor sportowy federacji DSF Kickboxing Challenge, który ustalił już ostatnie szczegóły dotyczące karty walk.

23 kwietnia podczas sobotniego wieczoru zobaczymy łącznie 11 pojedynków amatorskich i zawodowych. Głównymi aktorami tegoż widowiska będą zawodnicy zawodowej grupy DSF Kickboxing Team. Z kim zmierzy się Dorota Godzina, Radek Paczuski i inni, dowiemy się już niebawem, tymczasem wiemy, że plan gali wygląda następująco:
 
Undercard:
– 2 walki Pro-Am, 3×2 min
Karta Główna
– 3 walki Pro, 3×3 min
Extra Figat 
– 1 walka 4×2 min
Mecz Polska-Litwa 
– 4 walki
Mani Event 
– Walka o pas federacji DSF Kickboxing Challenge K-1, w dywizji 81 kg

Wszystkich chętnych, którzy zechcą przeżyć wieczór pełen emocji sportowych, zapraszamy do hali Ośrodka Sportu i Rekreacji m.st. Warszawy w Dzielnicy Bemowo, przy ul. Oławskiej 3a w Warszawie. Już dziś zachęcamy do zakupu biletów na galę DSF Kickboxing Challenge za pośrednictwem platformy ebilet.pl.

informacja prasowa

Skazywany na porażkę

Saul „Canelo” Alvarez ma pożreć w ringu Amira Khana – takie opinie towarzyszą planowanej na 7 maja walce, której stawką będzie pas mistrzowski WBC w wadze średniej. Jaki to będzie pojedynek?

Nie brakuje pytań na temat starcia Alvareza i Khana. Meksykanin miał okazję pokazać, że jest mocnym bokserem. Przegrał jedynie z Floydem Mayweatherem Jr. Z kolei Khan długi czas szukał możliwości stoczenia pojedynku o najwyższą stawkę. Teraz będzie miał ku temu znakomitą okazję. 29-latek wierzy w swoje możliwości, jednak w opinii większości skazany jest na porażkę.

Szybkość niekwestionowanym atutem

Khan ma doświadczenie w rywalizacji w wadze lekkiej oraz półśredniej. W 2004 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach pięściarz sięgnął po srebrny medal w limicie kategorii lekkiej. Na swoim koncie zapisał także tytuł mistrza świata WBC w wadze junior półśredniej. Jednak pojedynek z Alvarezem będzie dla Brytyjczyka nowym doświadczeniem. Khan po raz pierwszy w karierze wejdzie do ringu w limicie kategorii średniej.

Co to oznacza? Alvarez ma doświadczenie na tej płaszczyźnie, jest mistrzem, ma więcej kilogramów i co najważniejsze – potężny cios, który powalił niejednego boksera. W zestawieniu z „Canelo” Khan prezentuje się jak młodszy brat, który dopiero co nabiera masy. Może brzmi to trochę dziwnie na poziomie boksu zawodowego, jednak różnica jest widoczna. Co może przeciwstawić rywalowi Khan? Przede wszystkim szybkość i zwrotność. To będą atuty, którymi może grać 29-letni pięściarz z Wysp Brytyjskich.

Brytyjczyk podkreśla, że w obecnej kategorii nie czuje się już tak komfortowo jak wcześniej. Przed każdą walką musi zbijać wagę. Czy nadszedł czas na zmiany? Jeśli tak to Khan od razu wchodzi rzuca się na głęboką wodę.  – Czuję się bardzo silny. Jestem za duży do obecnej kategorii wagowej, co sprawia, że doprowadzam ciało do kresu wytrzymałości, żeby zbić wagę. Może powinienem walczyć w kategorii średniej. Rywalizować o tytuł mistrza świata z takim przeciwnikiem to ogromne wyzwanie. Wierzę w siebie i swoje umiejętności – wyjaśnia Amir Khan.

Bokserskie szachy

Powiedzieć, że będzie to rywalizacja Dawida z Goliatem to chyba lekka przesada. Alvarez jest faworytem zaplanowanego na 7 maja w Las Vegas pojedynku. To on zgarnął pas pokonując Miguela Cotto, a na swoim koncie ma ponad trzydzieści nokautów.  Alvarez docenia swojego najbliższego rywala. – Amir Khan to wielki wojownik. Walka będzie wspaniała. Chcemy dać kibicom świetny pojedynek – podkreśla mistrz świata wagi średniej WBC.

Wszyscy spodziewają się efektowej walki. Jednak może przeważyć taktyka. – Walka może być jak gra w szachy. Alvarez jest bardzo silny. Mój trener ułoży mi najlepszy plan na ten pojedynek. Chcę go wygrać i udowodnić, że stawianie mnie na pozycji przegranego było pomyłką – mówi Khan.

KM

Puchar Europy w Kickboxingu w Ostrowcu Świętokrzyskim

Decyzją WAKO – World Association of Kickboxing Organizations, w dniach 29.04 – 01.05.2016 na Hali Sportowo-Widowiskowej MOSiR w Ostrowcu Świętokrzyskim odbędą się zawody o Puchar Europy w kickboxingu.

Przygotowaniami do wydarzenia zajmie się Ostrowiecki Klub Sportów Walki, który wielokrotnie udowodnił, że potrafi się odnaleźć w roli organizatora. Ma na swoim koncie mnóstwo ważnych imprez sportowych takich jak Puchary Polski, czy Mistrzostwa Polski, którymi zajmuje się od pięciu lat, 25 rocznicę PZKb połączoną z Galą Zawodową Fighters Nigth 3 oraz w sumie cztery Gale Zawodowe emitowane w telewizji krajowej i międzynarodowej. Wysoki poziom organizacji imprez nadzorowanych przez Ostrowiecki Klub Sportów Walki przyczynił się do decyzji Polskiego Związku Kickboxingu o zawnioskowanie do światowych władz, aby Puchar Europy odbył się właśnie pod jego patronatem. Działania klubu zostały docenione w całej Europie i dzięki temu mieszkańcy Ostrowca będą mieli okazję podziwiać niesamowitą sprawność fizyczną nie tylko rodzimych zawodników, ale również tych trenujących poza granicami naszego państwa.

Puchar Europy będzie wspaniałym widowiskiem dla całych rodzin. Do Ostrowca przyjedzie około ośmiuset  zawodników, którzy będą startować w różnych kategoriach wiekowych: kadet młodszy (10 – 12 lat), kadet starszy (13 – 15 lat), juniorzy (16 – 18 lat) i seniorzy (18+ lat) oraz w różnych formułach: pointfighting, kick light, low kick oraz full contact. Walki odbędą się na dwóch ringach i trzech matach, więc każdy koneser, a nawet laik znajdą coś dla siebie.

Zawody te będą ogromną szansą dla Ostrowca, aby wybić się nie tylko na arenie świętokrzyskiej, czy krajowej, ale przede wszystkim międzynarodowej. Wpłyną pozytywnie na rozwój miasta i na świadomość ludzi jak ważne jest codzienne uprawianie różnego rodzaju aktywności fizycznej. Dodatkowo ostrowieccy fani kickboxingu będą mieli okazję wymienić się swoimi spostrzeżeniami z publicznością z innych krajów, a także obejrzeć na żywo walki większości zawodników z Europy.

Ostrowiecki Klub Sportów Walki planuje dalszy rozwój i ma nadzieję, że w przyszłości będzie kontynuował swoją działalność w tym zakresie.

Judocy promują nasz kraj

Taka konstatacja płynie z listu, który z racji organizacji Pucharu Świata kobiet w judo w Warszawie wystosował Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeja Dudy.

Trwa radość po dobrym występie naszych judoczek w zawodach Pucharu Świata w Warszawie. Organizacyjnie impreza stała na wysokim poziomie, co doceniły władze europejskiej federacji i nie tylko.

Dobra organizacja, dobry występ

W Warszawie zaprezentowały się zawodniczki z całego kontynentu. Polska okazała się najlepsza w klasyfikacji medalowej. Ten wynik rozbudził nasze apetyty przed kolejnymi startami kadry, a zarazem pokazał, że nasze zawodniczki stać na osiąganie dobrych wyników.

Złote medale zawisły na szyjach trzech zawodniczek. Po czternastu latach na najwyższym stopniu warszawskich zawodów znalazła się polska judoczka. Arleta Podolak triumfowała w kategorii 57kg. Po drodze pokonała Annę Borowską, której udało się zdobyć brąz. Najlepsze okazały się również Katarzyna Kłys (70kg) oraz Beata Pacut (78kg). Blisko medalu były Agata Perenc i Karolina Pieńkowska (obie 52kg), które zajęły piąte miejsca.

Warszawa sprostała wymaganiom i po raz kolejny zorganizowała Puchar Świata w judo. Europa mogła z bliska zobaczyć i ocenić jak Polska radzi sobie w roli gospodarza. To duże wyróżnienie dla Polski, co podkreślił prezydent. –  Składam wyrazy uznania organizatorom turnieju za tak piękne promowanie naszego kraju w świecie sportu. To powód do dumy, że zawody te, o długiej tradycji i wysokim prestiżu, wpisane są na stałe do kalendarza Europejskiej i Światowej Federacji Judo w randze Pucharu Świata. W tym roku znaczenie tego turnieju jest tym większe, że ma on również charakter kwalifikacji olimpijskich –  napisał w liście skierowanym do uczestników i organizatorów turnieju European Judo Open Women prezydent RP Andrzej Duda.

W oczekiwaniu na Ozdobę

Wszyscy z niecierpliwością oczekują, kiedy na tatami pojawi się Agata Ozdoba. Judoczka rywalizująca w kategorii 63kg pauzuje z powodu kontuzji kolana.

Liczy się czas, który biegnie nieubłaganie. Ozdoba przed odniesieniem kontuzji zajmowała miejsce gwarantujące jej start w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Szansa na występ w Brazylii nadal jest realna. Z tym, że Ozdoba musi wrócić do startów, zdobywać punkty i budować formę.

Brązowa medalistka mistrzostw Europy z 2014 roku z Montpellier stopniowo dochodzi do siebie. Niewykluczone, że wróci w kwietniu i wystartuje w mistrzostwach kontynentu w Kazaniu. Wtedy miałaby jeszcze trzy miesiące na szlifowanie formy. 

Warto przypomnieć, że w 2015 roku Agata Ozdoba wywalczyła srebrny medal mistrzostw świata w Astanie w starcie drużynowym.

KM

Polskie triumfy w Londynie

Na gali UFC Fight Night 84 w Londynie zaprezentowali się Krzysztof Jotko i Daniel Omielańczuk. Polacy mają powody do zadowolenia. Do swoich bilansów dopisali kolejne zwycięstwa.

Polski wieczór w Londynie –  tak najkrócej można skwitować występ biało-czerwonych w stolicy Anglii. Nie byli oni głównymi aktorami widowiska, ale zrobili dobrą robotę. Co przyczyniło się do ich triumfów?

Nieczysty cios

W trakcie walki Daniela Omielańczuka z Jarjisem Danho nie brakowało kontrowersji. Nieczyste uderzenie Polaka mogło skutkować nawet dyskwalifikacją, jednak tak na szczęście się nie stało. Zawodnik pochodzący z Syrii od początku postawił na atak. Omielańczuk znalazł się w trudnym położeniu, gdy pojedynek przeniósł się pod siatkę. Polak wybrnął z sytuacji i próbował zdominować rywala w stójce. Danho dążył do bliskiego kontaktu, starał się atakować Polaka pod siatką.

Z czasem zaznaczała się lekka przewaga Omielańczuka. Polak prowadził walkę w stójce i wyglądał zdecydowanie lepiej. Mimo to Danho nie zamierzał ustąpić. Przeciwnik polskiego fightera pokazał, że jest twardy, jednak upadł na matę. Omielańczuk nie wykorzystał tej okazji. Dopiero w końcówce drugiej rundy Polak ruszył z natarciem, jednak zabrakło mu precyzji i siły. Trzecia runda dostarczyła wiele emocji natury technicznej. Omielańczuk trafił rywala poniżej pasa. Danho podjął decyzję, że nie jest w stanie kontynuować walki. Sędziowie podjęli decyzję, że wygrana należy się Omielańczukowi. Dwóch z nich wskazało na Polaka, jeden był za Syryjczykiem.

Dla Omielańczuka był to piąty pojedynek w UFC i trzecie zwycięstwo. Wcześniej 33-latek uporał się przed czasem z Nandorem Guelmino i Chrisem de la Rochą. Na pokonanie tego ostatniego potrzebował zaledwie 48 sekund.

Trzecia wygrana z rzędu

Krzysztof Jotko w rywalizacji z Bradleyem Scottem od początku był uważny. Polak próbował wysokich kopnięć. Jego rywal starał się zepchnąć Polaka do defensywy. Jotko atakował z kontry, jednak Scott w końcówce pierwszej rundy potężnie go trafił. Polak był jednak niewzruszony.

Jotko dopiero pod koniec drugiej rundy ruszył do ataku. Wysokie kopnięcia i łokcie nie zrobiły krzywdy Anglikowi, jednak dały cenne punkty polskiemu zawodnikowi. Scott próbował obaleń, ale Jotko wychodził z tych sytuacji obronną ręką.

W trzeciej rundzie 26-latek sprowadził walkę do parteru. Polak był aktywniejszy, bardziej ruchliwy, czym podkreślił swoją przewagę. Sędziowie nie mieli wątpliwości i jednogłośnie wskazali na zwycięstwo Jotki. Dla Polaka była to trzecie wygrana z rzędu w UFC. Do tej pory 26-letni Polak stoczył dla amerykańskiej organizacji pięć walk, z których przegrał jedną.

W walce wieczoru Michael Bisping decyzją sędziów pokonał Andersona Silvę.

KM

Jackiewicz wygrywa w Radomiu, Huck w Halle

W sobotę, 27 lutego, w Radomiu odbyła się gala boksu zawodowego BudWeld Boxing Night. Wisienką na torcie był pojedynek Rafała Jackiewicza ze Stiliyanem Kostovem. Polak wygrał na punkty. Z kolei w niemieckim Halle Marco Huck zdobył pas mistrza świata federacji IBO w kategorii junior ciężkiej.

Jackiewicz to doświadczony bokser. Na swoim koncie ma ponad sześćdziesiąt walk na zawodowym ringu. W Radomiu wygrał czterdziesty ósmy pojedynek w karierze.

Test przed starciem z Syrowatką

Rywalizacja z Kostovem była kolejnym etapem przygotowań 39-latka do starcia z Michałem Syrowatką, do którego dojdzie 2 kwietnia podczas Polsat Boxing Night w Krakowie. Panowie spotkali się już w grudniu ubiegłego roku. Wtedy w czwartej rundzie przez techniczny nokaut zwyciężył Jackiewicz. Dla Syrowatki była to pierwsza porażka w karierze.

Wracając do rywalizacji z Kostowem, pojedynek od początku toczył się w spokojnym tempie. Bułgar był schowany i liczył na powodzenie pojedynczych ciosów. Kostow bronił się, nie chciał dać Jackiewiczowi pola do popisu. Polak spokojnie robił swoje i starał atakować się rywala. W szóstej rundzie sędzia przerwał pojedynek i zachęcił głównych aktorów do większej aktywności. Jackiewicz spokojnie wyprowadzał ciosy, które dawały mu punkty. Polak zdecydowanie wygrał na punkty – 100:90, 100:90 i 98:92.

W Radomiu zaprezentowała się Włoszka Monica Gentili, która w maju 2015 roku przegrała z Ewą Brodnicką. Teraz lepsza od 38-latki okazała się Oleksandra Sidorenko. W czwartej rundzie Adam Balski zastopował zapędy Eryka Cieślowskiego w pojedynku w kategorii junior ciężkiej. Remis w starciu wagi super średniej. Wyrównany pojedynek stoczyli Mateusz Rzadkosz i Tomasz Gromadzki.  

Mistrzowski powrót Hucka

Marco Huck znalazł się pod ścianą. W sierpniu ubiegłego roku przeżył szok, kiedy w Prudential Center stracił pas mistrzowski kategorii junior ciężkiej WBO na rzecz Krzysztofa Głowackiego. Polak przerwał dominację Niemca bośniackiego pochodzenia i poważnie nim wstrząsnął.

Huck wrócił na ring w niemieckim Halle, gdzie spotkał się z Olą Afolabim. Można powiedzieć, że panowie znają się jak łyse konie. W ringu spotkali się po raz czwarty. Faworytem był Huck, który wygrał dwa z trzech wcześniejszych pojedynków. W jednym przypadku sędziowie orzekli remis.

W Halle Huck pokazał klasę. Nie czekał i od początku ruszył na rywala. W czwartej rundzie Afolabi znalazł się w trudnym położeniu. Potężny prawy Hucka zachwiał jego rywalem. Z czasem role się odwróciły. Afolabi rozkręcał się, a Huck wyglądał na nieco zmęczonego. W ósmej rundzie Niemiec ponownie trafił rywala. Afolabi miał problem, gdyż doskwierało mu rozcięcie łuku brwiowego. Huck starał się to wykorzystać. W końcu lekarz ringowy zdecydował się na przerwanie pojedynku ze względu na zły stan oka Afolabiego.

Huck wygrał po raz trzeci z Afolabim i zdobył pas IBO w wadze junior ciężkiej.

Fot. pixabay.com

KM

Polki najlepsze w Warszawie!

Co to był za weekend w wykonaniu polskich judoczek! W Warszawie odbył się turniej Pucharu Świata kobiet. Polska triumfowała w klasyfikacji medalowej.

Oby więcej takich startów. Po raz ostatni Puchar Świata kobiet gościł w stolicy Polski dwa lata temu. Rok temu w Warszawie pojawili się panowie. Po złoto sięgnął Maciej Sarnacki. W ostatni weekend lutego 2016 roku aż trzy nasze reprezentantki stanęły na najwyższym stopniu podium.

Podolak jako pierwsza

Pierwszego dnia rywalizacji w Warszawie fani judo mogli cieszyć się ze złota Arlety Podolak (na zdjęciu) w kategorii 57kg. Po czternastu latach polska zawodniczka znalazła się na szczycie podczas zmagań w stolicy Polski. 22-letnia Podolak była twarda, zdecydowana i skuteczna. W półfinale doszło do rywalizacji dwóch Polek. Podolak okazała się lepsza od Anny Borowskiej, której udało się sięgnąć po brązowy medal. Judoczka Polonii Rybnik w rywalizacji o trzecie miejsce uporała się z Yadinys Amaris. Polka wygrała przez ippon. Z kolei Podolak zwyciężyła decydujący bój z Sappho Coban przez yuko.

Niewiele do szczęścia zabrakło Agacie Perenc i Karolinie Pieńkowskiej. Nasze judoczki startujące w kategorii 52kg dotarły do półfinałów, gdzie poniosły porażki. Również w repasażach nie udało im się wygrać i ostatecznie znalazły się na piątych miejscach.

Drugiego dnia rywalizacji Polki dopisały do swojego dorobku dwa medale i to koloru złotego. Na tatami nie do zatrzymania była Katarzyna Kłys (70kg). Zawodniczka Polonii Rybnik po drodze do finału dwie walki wygrała przez kary shido i jedną przez ippon. W finale spotkała się z Naranjargal Tsend Ayush z Mongolii. Polka wygrała przez ippon, choć przegrywała jedną karą shido. Kłys doskonale poradziła sobie mimo słabszego początku i odniosła triumf. Złoto także dla Beaty Pacut (78kg). Polka w finale stoczyła zacięty bój z Holenderką Karen Stevenson. Obie judoczki zanotowały waza-ari. Holenderka dodatkowo zapisała na swoim koncie karę shido, co dało zwycięstwo Pacut. 
 
Na siódmym miejscu w kategorii +78kg uplasowała się Katarzyna Furmanek. Polska zdobywając cztery medale, trzy złote i brąz, zwyciężyła w klasyfikacji medalowej. Zmagania Pucharu Świata kobiet w judo w Warszawie można było śledzić na antenie telewizji FighTime.

Medale w Pradze

Judocy rywalizowali w European Open Judo w Pradze. Najlepsze występy w tym roku zaliczyli Damian Szwarnowiecki (73kg) oraz Patryk Ciechomski (90kg).

Zawodnik AZS AWF Katowice zmierzał do finału, kiedy na jego drodze stanął Mammadali Mehdijew. Azer wygrał całą rywalizację w Pradze. Z kolei Ciechomski w walce o brąz pokonał przez ippon Gary'ego Halla. 

Tylko Georgios Azoidis okazał się lepszy od Damiana Szwarnowieckiego. Judoka Gwardii Wrocław w finale zapisał na swoim koncie waza-ari. Jego rywal również, jednak wykonał yuko, co przeważyło szalę zwycięstwa na jego stronę. Piąty w kategorii 66kg był Michał Bartusik. Siódme miejsce dla Kamila Grabowskiego w +100kg.

KM

Europejska elita w stolicy

Otwarty Puchar Europy judo wraca do Warszawy. W dniach 27-28 lutego w hali widowiskowo-sportowej Arena Ursynów będą rywalizować czołowe zawodniczki ze Starego Kontynentu. Transmisja w telewizji FighTime.

Przez dwa dni Warszawa będzie europejską stolicą judo. Liczymy, że na pierwszy plan wybiją się biało-czerwone.

Powrót po przerwie

W ubiegłym roku Warszawa, a mówiąc dokładniej hala Torwar była areną rywalizacji judoków. Miło ten start wspomina przede wszystkim Maciej Sarnacki, który zdominował zmagania w kategorii +100kg i stanął na najwyższym stopniu podium. Dobrze spisali się również Jakub Kubieniec (81kg) i Patryk Ciechomski (90kg), na których szyjach zawisły brązowe medale. Teraz w stolicy zaprezentują się panie. Po raz ostatni Puchar Europy judoczek odbył się w stolicy dwa lata temu. Wtedy na starcie pojawiło się 25 Polek, a łącznie w zawodach zaprezentowało się 136 judoczek. Polska uplasowała się na ósmym miejscu w klasyfikacji medalowej. Na podium stanęła Ewa Konieczny (48kg), która wywalczyła srebro. Medale trafiły również do Halimy Mohamed Seghir (63kg) oraz Katarzyny Kłys (70kg). Dwóch z nich zabraknie w najbliższy weekend w Warszawie.

Zaprezentuje się za to Katarzyna Kłys, dla której będzie to już szósty start w karierze w Warszawie. Tylko raz stała na podium. Dwa lata temu sięgnęła po brąz. Dodatkowo dwukrotnie zajmowała siódme miejsca. Równą dyspozycję w tym sezonie prezentuje Arleta Podolak (57kg). W African Open Tunis nasza zawodniczka była trzecia, w Grand Prix w Hawanie zajęła siódmą pozycję, a Grand Slam w Paryżu zakończyła na piątym miejscu. W tym sezonie z dobrej strony pokazały się już Agata Perenc (52kg) i Karolina Tałach (63kg), które po medale sięgały odpowiednio w Tunezji i we Włoszech.

Każdy medal zdobyty w Warszawie będzie cenny. Ciekawych walk i emocji nie zabraknie. Zapraszamy do śledzenia zmagań na antenie telewizji FighTime.

Kadra Polski na Otwarty Puchar Europy w Warszawie: Joanna Stankiewicz (48kg), Agata Perenc, Karolina Pieńkowska i Dorota Smorzewska (wszystkie 52kg), Arleta Podolak, Anna Borowska, Magdalena Miller i Julia Kowalczyk (57kg), Karolina Tałach, Anna Książek, Aleksandra Langiewicz i Dominika Błach (63kg), Katarzyna Kłys, Barabara Białas, Sandra Lickun oraz Aleksandra Jabłońska (70kg), Paula Kułaga i Beata Pacut (78kg) oraz Katarzyna Furmanek i Anna Załęczna (+78kg).

Panowie jadą do Czech 

Panie będą tworzyły wyjątkową atmosferę zmagań judo w Warszawie, a panowie zaprezentują się w Pradze, gdzie odbędzie się Otwarty Puchar Europy. Do Czech uda się siedemnastoosobowa kadra Polski. Liczymy, że w końcu nasz zawodnik stanie na podium zawodów w 2016 roku.

Kto wystartuje w Pradze? Bartłomiej Garbacik (60kg), Aleksander Beta, Paweł Zagrodnik, Michał Bartusik i Patryk Wawrzyczek (66kg), Damian Szwarnowiecki i Wiktor Mrówczyński (73kg), Łukasz Błach, Jakub Kubieniec, Damian Stępień, Karol Kurzej (81kg), Patryk Ciechomski, Piotr Kuczera i Tomasz Szczepaniak (90kg), Jakub Wójcik i Kamila Niedziela (100kg) oraz Kamil Grabowski (+100kg).

KM

REPORTAŻ: Zgrupowanie kadry Judo Kobiet w Cetniewie

Zapraszamy do obejrzenia reportażu z wizyty telewizji FighTime podczas zgrupowania reprezentacji Polski Judo kobiet w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Cetniewie. Jednocześnie zapraszamy już w najbliższy weekend tj. 27-28 luty na transmisję na żywo z zawodów międzynarodowych judo European Judo Open Woman, które odbędą się w Warszawie w hali Arena Ursynów. Całą transmisję na żywo będą Państwo mogli oglądać na antenie telewizji FighTime.

[kod]

LIVE: European Judo Open Woman Warsaw 2016

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z międzynarodowych zawdów judo European Judo Open Woman. Zawody odbywają się w Warszawie na hali Arena Ursynów. Zawody są punktowane w rankingach międzynarodowych i zawodniczki mogą uzyskać podczas nich kwalifikacje olimpijskie. Przypominamy, że za wygranie European Judo Open Women zawodniczka może otrzymac 100 pkt. w klasyfikacji generalnej.

Plan transmisji:

Sobota (27.02) – start od godz. 11.00

Niedziela (28.02) start od godz. 11.00

[kod]

Transmisja główna z komentarzem:

Tatami 1

Tatami 2

Gala goni galę

Jeszcze nie odbyła się gala KSW 34, a ruszyła już przedsprzedaż biletów na kolejny event polskiej organizacji. Kogo zobaczymy w maju w Ergo Arenie?

Czas płynie nieubłaganie. Zawodnicy muszą ciężko trenować i przygotowywać się do kolejnych walk. Już 5 marca w warszawskiej hali Torwar odbędzie się gala KSW 34, na której Karol Bedorf w walce wieczoru z Jamesem McSweeney'em będzie bronił mistrzowskiego pasa w wadze ciężkiej. Do rywalizacji o pasy staną również Tomasz Narkun i Andre Muniz oraz Artur Sowiński i Fabiano Silva Da Conceicao. To już za dziesięć dni, jednak fani MMA mogą już zacierać ręce, bo za trzy miesiące kolejna gala. KSW 35 odbędzie się 28 lutego w Ergo Arenie. Nie zabraknie gwiazd.

Można kupować bilety

Jedni wolą przeżywać emocje z bliska, inni zaś przed ekranem telewizorów. Ci pierwsi mogą już wykonać pierwszy krok, aby z bliska zobaczyć gwiazdy KSW 35. Pierwsza pula biletów jest już dostępna w przedsprzedaży.

Rzecz jasna, że KSW nie odkryło wszystkich kart i stopniowo będzie ujawniało kolejnych zawodników, którzy zaprezentują się w Ergo Arenie. Jednak wiemy już, że nudą nie powieje. Dlaczego? Po raz pierwszy w obronie pasa mistrzowskiego wagi średniej zaprezentuje się Mamed Khalidov. Dla wielu jest to najlepszych zawodnik MMA w Polsce. Niektórzy nadal nie dowierzają, że po raz pierwszy będzie bronił pasa, jednak taka jest prawda. Khalidov sięgnął po tytuł w listopadzie, kiedy to latającym kolanem i ciosami w zaledwie trzydzieści sekund pokonał Michała Materlę. 35-latek nie przegrał od dwunastu walk. Stał się gwiazdą KSW i jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy organizacji. Z kim tym razem przyjdzie mu rywalizować? Na odpowiedź trzeba poczekać.

W Ergo Arenie pojawi się były mistrz wagi średniej Michał Materla. Popularny "Magic" postara się zaprezentować efektownie i odbić się po porażce z Khalidovem. Materla ma dobre wspomnienia z Ergo Areny. Stoczył tam trzy walki i wszystkie wygrał. Czternasty pojedynek dla KSW stoczy Mariusz Pudzianowski. Były strongman przegrał ostatni pojedynek z Peterem Grahamem, który miał miejsce na stadionie Wembley. Do Ergo Areny powróci niemalże po roku od rywalizacji z Rollesem Gracie. "Pudzian" szybko i efektownie uporał się z Brazylijczykiem, którego zamroczył potężnym ciosem. Walka trwała 27 sekund. 

Najpierw Warszawa

Jednak najpierw czekają nas emocje na warszawskim Torwarze. Nie zabraknie walk o najwyższą stawkę i ciekawych zawodników. Po raz pierwszy w Polsce zaprezentuje się Andre Muniz, który będzie chciał odebrać pas wagi półciężkiej Tomaszowi Narkunowi. Obiecująco zapowiada się występ Svetlozara Savova. Bułgar zmierzy się z Łukaszem Bieńkowskim. Wielką niewiadomą jest forma Krzysztofa Kułaka, który wraca do MMA po ponad dwuletniej przerwie. "Model" spotka się z Maciejem Jewtuszko. Głównym daniem wieczoru będzie rywalizacja Karola Bedorfa z Jamesem McSweeney'em. "Coco" po raz czwarty będzie bronił pasa w wadze ciężkiej.

KM

W Niemczech bez rewelacji

Grand Prix w judo w niemieckim Dusseldorfie nie zapisze się złotymi literami w historii występów naszych zawodników. Polaków zabrakło wśród najlepszych.

Wiele obiecywano sobie po startach Katarzyny Kłys (70kg) oraz Macieja Sarnackiego (+100kg). Dla naszych judoków rywalizacja w Dusseldorfie była pierwszym występem w tym sezonie. Wcześniej przygotowywali się do startów podczas zgrupowania w Japonii. Można powiedzieć, że start w Dusseldorfie należał do tych z kategorii „pierwsze koty za płoty”.

Kłys odpadła szybko

Nie ulega wątpliwości, że Katarzyna Kłys jest obecnie jedną z najlepszych polskich judoczek. To ona po jedenastu latach wywalczyła dla Polski medal na mistrzostwach świata. W 2014 roku w Czelabińsku sięgnęła po brązowy krążek. Z kolei rok później w Astanie wraz z drużyną wywalczyła srebro. Regularnie punktuje w najważniejszych startach i zajmuje miejsca na podium. Jednak w Niemczech Kłys zanotowała występ zdecydowanie poniżej oczekiwań wszystkich fanów judo. Polka stoczyła zaledwie jedną walkę. Pojedynek wyrównany, jednak Laura Vargas Koch mogła cieszyć się z wygranej. Reprezentantka Niemiec wygrała karami shido. Koch otrzymała jedno upomnienie, zaś Kłys dwa. Ostatecznie rywalka Polki uplasowała się na trzeciej pozycji.

Jeden pojedynek wygrał Maciej Sarnacki. Nasz judoka przez ippon pokonał Haruna Sadikovicia. W kolejnej walce, w 1/8 finału, trafił na Barnę Bora z Węgier. Tym razem Polak nie miał szczęścia. Rywal znalazł sposób na Sarnackiego i przypieczętował swoje zwycięstwo przez ippon. Bor zakończył zmagania na trzecim miejscu.

Łukasz Błach rywalizujący w kategorii 81kg w pierwszej walce spotkał się z Oussamą Hadjamem. Reprezentant Kataru chciał, jednak nie potrafił znaleźć recepty na Polaka. Błach zwyciężył przez ippon. W kolejnej walce poszedł za ciosem, jednak Hemubatu Eri nie ułatwił mu zadania. Chińczyk zdobył punkty przez waza – ari. Z kolei Błach przeprowadził akcję, która dała mu zwycięstwo. Polski judoka wygrał przez ippon. Trzecia walka okazała się ostatnią w wykonaniu Błacha podczas GP w Dusseldorfie. Polak przegrał z Giorgim Papunashvilim, który uplasował się na piątym miejscu. Z kolei Jakub Kubieniec (81kg) uporał się z Antonio Ciano, jednak w kolejnej walce musiał uznać wyższość Franka de Wita z Holandii.

Szybko zakończyła się przygoda Damiana Szwarnowieckiego (73kg) ze zmaganiami w turnieju. Polak przez yuko przegrał z Khadbaatarem Narankhuu. Reprezentant Mongolii uplasował się na piątym miejscu. Z kolei Aleksander Beta (66kg) rozpoczął zmagania od drugiej rundy. Na niewiele się to zdało. Po wyrównanym pojedynku Polak przegrał z Zhansay'em Smagulovem z Kazachstanu.

Dominowali Azjaci

Kto zdobył najwięcej medali podczas Grand Prix w Dusseldorfie? Osiem miejsc na podium zanotowali reprezentanci Korei Południowej. Jednak w klasyfikacji medalowej triumfowali Japończycy. Korea była druga, trzecia pozycja dla reprezentantów Niemiec.

Japończycy i Koreańczycy zdobyli po trzy złota. Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni zanotowali również srebro. Koreańczycy sięgnęli aż po pięć brązowych medali. Dla gospodarzy złoto wywalczył Dimitri Peters.

KM

 

Verhoeven w Paryżu

Fani kickboxingu czekają na kolejną galę organizacji Glory. Już niebawem, 12 marca, gwiazdy zaświecą nad Paryżem. To w stolicy Francji odbędzie się gala Glory 28, a zaprezentuje się na niej m.in. Rico Verhoeven.

W Paryżu nie zabraknie walk o najwyższą stawkę. Serhiy Adamchuk i Mosab Amrani będą rywalizować o miano najlepszego fightera w wadze piórkowej. Z kolei Saulo Cavalari po raz kolejny stanie do obrony tytułu w kategorii półciężkiej. Jego rywalem będzie Artem Vakhitov.

Ciężka sprawa

Emocji na pewno nie zabraknie. Miłośnicy kickboxingu zobaczą również turniej wagi lekkiej, jednak głównym wydarzeniem wieczoru będzie kolejna obrona pasa mistrzowskiego w wadze ciężkiej przez Rico Verhoevena. Tym razem miejsce Holendra na szczycie Glory chce zająć Mladen Brestovac.

Holenderski fighter nie tak dawno postanowił spróbować swoich sił w MMA. W październiku 2015 roku Verhoeven zaprezentował się na gali Real Extreme Fighting 20. Mistrz Glory potwierdził, że jest niezwykle mocny. Już w pierwszej rundzie efektownie uporał się z Wiktorem Bogutzkim. Nie inaczej było podczas ostatniej walki Verhoevena na gali Glory 26 w Amsterdamie. Benjamin Adegbuyi chciał zrewanżować się za porażkę podczas Glory 22, jednak po raz kolejny musiał przełknąć gorycz porażki. Mistrz wagi ciężkiej po upływie dwóch minut posłał Rumuna na deski. Prawy sierpowy w wykonaniu Verhoevena zwalił Adegbuyi'ego z nóg.

Mladen Brestovac to doświadczony kickboxer. Chorwat występował na galach organizacji K-1 oraz Superkombat. Brestovac potrafi walczyć efektownie dla oka i wygrywać przed czasem. Co ciekawe, zdarza się, że chorwacki fighter zwyciężał po zaledwie trzydziestu sekundach. Tak było w kwietniu 2015 roku, kiedy Colin George z powodu urazu ramienia musiał zakończyć udział w rywalizacji z Brestovacem. Warto dodać, że 32-latek ma na swoim rozkładzie Wiesława Kwaśniewskiego, którego pokonał na Super FFC w Opatiji w grudniu 2014 roku. Dla Chorwata rywalizacja z Verhoevenem to ogromne wyzwanie. Wygrana będzie jego pięćdziesiątym triumfem w karierze. Może smakować wyjątkowo, gdyż na szali jest pas wagi ciężkiej. Mimo wszystko faworytem pozostaje Verhoeven.

Turniejowe zmagania

Ciekawie zapowiada się półfinałowa rywalizacja w turnieju wagi lekkiej. W jednej z walk spotkają się Sitthichai Sitsongpeenong i Dabit Kiria. Panowie mają rachunki do wyrównania. Kiria pała żądzą rewanżu. Gruzin na gali Glory 22 w Lille okazał się gorszy od zawodnika z Tajlandii. W drugim półfinale spotkają się Marat Grigorian i Djime Coulibaly. Obaj mają za sobą porażki, więc liczą, że uda im się przełamać.

Artem Vakhitov chce zrewanżować się Saulo Cavalarieumu za porażkę z kwietnia 2015 roku. Brazylijczyk wygrał na punkty i zgarnął pas mistrzowski. Vakhitov robił wszystko, aby ponownie spotkać się z Cavalarim. Stoczył dwie walki, w których triumfował. Dopiął swego i otrzymał szansę. Czy ją wykorzysta?

Mosab Amrani okazał się najlepszy w turnieju wagi piórkowej podczas Glory 26 w Amsterdamie. Obie walki wygrał w pierwszych rundach. Znokautował kolejno LimChi-bina oraz Maykola Yurka. Dzięki temu może rywalizować o mistrzowski pas. Amrani zmierzy się z Serhiy'em Adamchukiem, który dość niespodziewanie odebrał tytuł Gabrielowi Vardze.

KM

Puchar Europy w Kickboxingu w Ostrowcu Świętokrzyskim

Ostrowiecki Klub Sportów Walki poinformował nas jako pierwszych, że decyzją WAKO – World Association of KickboxingOrganizations, w dniach 29.04 – 01.05.2016 na Hali Sportowo-Widowiskowej MOSiR w Ostrowcu Świętokrzyskim odbędą się zawody o Puchar Europy w kickboxingu.

Ostrowiecki Klub Sportów Walki zajmie się organizacją wydarzenia. Klub z Ostrowca Świętokrzyskiego już wielokrotnie udowodnił, że potrafi odnaleźć się w roli organizatora. Na swoim koncie ma organizację wielu ważnych imprez sportowych takich, jak Puchary Polski, Mistrzostwa Polski – którymi zajmuje się od pięciu lat, 25 rocznicę PZKb połączoną z Galą Zawodową Fighters Nigth 3 oraz w sumie cztery Gale Zawodowe emitowane w telewizji krajowej i międzynarodowej. Wysoki poziom organizacji imprez nadzorowanych przez Ostrowiecki Klub Sportów Walki przyczynił się do podjęcia decyzji przez Polski Związek Kickboxingu o zawnioskowanie do światowych władz, aby Puchar Europy odbył się właśnie pod jego patronatem. Działania klubu zostały docenione w całej Europie i dzięki temu mieszkańcy Ostrowca będą mieli okazję podziwiać niesamowitą sprawność fizyczną nie tylko rodzimych zawodników, ale również tych trenujących poza granicami naszego państwa.

Puchar Europy będzie wspaniałym widowiskiem dla całych rodzin. Do Ostrowca przyjedzie około ośmiuset zawodników, którzy będą startować w różnych kategoriach wiekowych: kadet młodszy (10 – 12 lat), kadet starszy (13 – 15 lat), juniorzy (16 – 18 lat) i seniorzy (18+ lat) oraz w różnych formułach, począwszy od lekkiego light contact, polegającego na wykonywaniu ciągłych kontrolowanych uderzeń, po agresywny full contact, gdzie ciosy można zadawać z całej siły. Walki odbędą się na dwóch ringach i trzech matach, każdy fan sportu znajdzie coś dla siebie.

Zawody te będą ogromną szansą dla Ostrowca, aby wybić się nie tylko na arenie świętokrzyskiej, czy krajowej, ale przede wszystkim międzynarodowej. Wpłyną pozytywnie na rozwój miasta i na świadomość ludzi jak ważne jest codzienne uprawianie różnego rodzaju aktywności fizycznej.

Dodatkowo ostrowieccy fani kickboxingu będą mieli okazję wymienić się swoimi spostrzeżeniami z publicznością z innych krajów, a także obejrzeć na żywo walki większości zawodników z Europy.

Ostrowiecki Klub Sportów Walki planuje dalszy rozwój i ma nadzieję, że w przyszłości będzie kontynuował swoją działalność w tym zakresie.

informacja prasowa

Powrót Kłys i Sarnackiego

Katarzyna Kłys (70kg) oraz Maciej Sarnacki (+100kg) po raz pierwszy w tym roku zaprezentują się na tatami. Nasi judocy wystartują w zawodach Grand Prix w Duesseldorfie.

Rywalizacja w Niemczech rozpocznie się w piątek, 19 lutego, i potrwa do niedzieli. Do zmagań o cenne punkty w wyścigu o kwalifikacje olimpijską wystartuje ponad sześciuset zawodników. W jakiej formie są Kłys i Sarnacki, którzy szykują się do wyjazdu do Rio de Janeiro?

Japońskie przygotowania

Występ w Duesseldorfie będzie okazją do zweryfikowania obecnej dyspozycji Kłys i Sarnackiego. Oboje w tym roku jeszcze nie startowali. Wybrali się do Japonii, gdzie szlifowali formę. Można stwierdzić, że Kłys i Sarnacki mają spokojne głowy. Są niemalże pewni wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie, co daje im komfort psychiczny i swobodę w przygotowaniach do kolejnych startów. 29-letnia Kłys w rankingu olimpijskim jest na dwunastej pozycji, z kolei Sarnacki jest siedemnasty. Zatem mogli sobie pozwolić na przygotowania w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kłys sparowała z Anną Borowską, a Sarnacki nad dyspozycją pracował z Kamilem Grabowskim.

Judoka Gwardii Olsztyn wystartuje po raz pierwszy od listopada. Po raz ostatni zaprezentował się w turnieju Grand Slam w Abu Zabi, gdzie zajął piątą pozycję. Później leczył kontuzję. Z kolei Kłys w listopadzie zaliczyła kilka startów i dopisała do swojego konta ważne punkty. W Grand Slam Abu Zabi stanęła na trzecim stopniu podium, wynik ten powtórzyła w Grand Prix w Qingdao. Z kolei w Grand Prix na wyspie Jeju była siódma. Teraz po ponad dwumiesięcznej przerwie oboje wracają do rywalizacji w silnie obsadzonym turnieju w Duesseldorfie.

Nie będą osamotnieni. W Niemczech wystąpią również Aleksander Beta (66kg), Damian Szwarnowiecki (73kg), Łukasz Błach i Jakub Kubieniec (81kg). Wszyscy czterej w tym roku już startowali, jednak szybko żegnali się z rywalizacją.

Medalowe zdobycze

Nasi judocy podróżują po całym świecie. Biorą udział w zawodach Grand Slam i Grand Prix. Niebawem w Warszawie odbędzie się Puchar Świata, w którym do rywalizacji staną panie. Nasi judocy rywalizują również w zmaganiach Europen Judo Open.

Do austriackiego Oberwart pojechało dwunastu naszych zawodników. Z medalami na szyi wróciło dwóch. Niewiele brakowało, a w kategorii 90kg mielibyśmy polski finał. Tyle, że Patryk Ciechomski przegrał z Tiago Camilo i musiał rywalizować w repasażach. Polak wyszedł zwycięsko ze zmagań. Ciechomski pokonując Anthony'ego Laignesa zdobył brązowy medal. Francuz wcześniej uległ Piotrowi Kuczerze, który w finale nie znalazł sposobu na Gabora Vera.

Z kolei Karolina Tałąch (63kg) jako jedyna z naszych reprezentantów udała się do Rzymu, gdzie sięgnęła po srebrny medal. Lepsza okazała się tylko Tserennadmid Tdend-Ayush z Mongolii. W Fuengiroli odbyły się zmagania European Judo Cup w kategorii kadetów. Złoto dla Kacpra Kaczora (66kg). Z kolei brązowe medale wywalczyły Natalia Kropska (52kg), Kinga Wolszczak (63kg) i Eliza Wróblewska (+70kg). 

KM

Kto zagości na Fight Exclusive Night 11?

Lista stopniowo zapełnia się. W karcie walk coraz mniej niewiadomych. Już 19 marca w warszawskiej hali Torwar odbędzie się gala FEN 11”Warsaw Time”.

FEN oferuje publiczności kompilację walk MMA i K-1. Na galach prezentują się uznani polscy zawodnicy, którzy mogą pochwalić się tytułami mistrzowskimi. Ciekawych postaci nie zabraknie również w Warszawie. Wystąpią m.in. Tomasz Sarara, Marian Ziółkowski czy Tyberiusz Kowalczyk.

Trzecia walka Sarary

Krakowianin ma na swoim koncie ponad trzydzieści wygranych walk i uchodzi za jednego z najlepszych specjalistów w kraju w K-1 +93kg. Występ w Warszawie będzie jego powrotem do zmagań. Sarara odpoczywał od sportowej rywalizacji. Powodem jego absencji była kontuzja oraz regeneracja po przebytej w ubiegłym roku operacji. Zawodnik z Krakowa na gali FEN 11 zmierzy się z utalentowanym Seku Bangurą. 23-latek reprezentuje barwy klubu Chinuk Gym z Mińska. Mający afrykańskie korzenie zawodnik uchodzi za wielki talent. Na swoim koncie ma mistrzostwo Białorusi, wygrał siedem walk zawodowych. Młody, gniewny Bangura będzie starał się pokonać Sararę, który do tej pory dwa razy zaprezentował się na galach organizacji FEN. W drugiej rundzie znokautował Nikolaja Falina (FEN 7) i na punkty wygrał z Andre Schemlingiem (FEN 8). Czy znajdzie sposób na Bangurę?

W walce wieczoru o pas mistrzowski w limicie 70kg w MMA będą rywalizować Marian Ziółkowski i Roman Szymański. 25-latek z Warszawy do tej pory robił furorę na galach PLMMA. Aż dziewięć z czternastu walk wygrywał przez poddanie. Ziółkowski zadebiutuje w FEN w Warszawie, z kolei dla Szymańskiego będzie to trzecia walka dla organizacji. Do tej pory 22-latek wygrywał przez decyzje sędziów. W karcie walk nie zabrakło również miejsca dla byłego strongmana. Tyberiusz Kowalczyk stoczy pojedynek na zasadach MMA w limicie +93kg. Popularny "Tyberian" zaprezentował się na gali FEN 3, gdzie potrzebował czterdziestu ośmiu sekund, aby pokonać Tomasa Vaicickasa. Tym razem Kowalczyk stanie naprzeciw Akopa Szostaka, który podczas FEN 8 zwyciężył Łukasza Borowskiego.

28-letni Albert Odzimkowski stoczy swoją trzecią walkę dla organizacji FEN. Jego rywalem będzie Paweł Żelazowski, który podczas FEN 8 znokautował Artura Piotrowskiego. Walka w limicie 77kg na zasadach MMA zapowiada się niezwykle interesująco z uwagi na fakt, że żaden z zawodników nigdy nie wygrał przez decyzję sędziów. Zatem można spodziewać się wielu emocji i rozstrzygnięcia przed czasem.

Co pokaże Naruszczka?

W Warszawie zaprezentuje się również Marcin Naruszczka. 32-latek to doświadczony fighter, który zdobywał tytuły mistrzowskie w niemieckiej organizacji Respect FC. Rywalizował również w KSW, a ostatnio w PLMMA, gdzie zdobył pas w wadze średniej. Naruszczka wygrał dwa ostatnie pojedynki i spróbuje podtrzymać dobrą passę. W walce MMA w limicie 84kg zmierzy się z Rafałem Haratykiem. 28-latek jest niepokonany od ponad trzech lat. Przed doświadczonym Naruszczką stoi trudne zadanie.

Dwie ciekawe walki czekają widzów w K-1 w wadze ciężkiej. Ponad dwumetrowy Arkadiusz Wrzosek z Copacabana Warszawa zmierzy się z doświadczonym Nikolajem Falinem. 24-letni Polak ma na swoim koncie tytuł mistrza Polski muay thai. Do tej pory stoczył cztery zawodowe pojedynki, z czego dwa zakończyły się jego zwycięstwami. W Warszawie będzie miał okazję sprawdzić się z Falinem. 35-latek stoczył ponad pięćdziesiąt walk. Wygrał czterdzieści. Z kolei 39-letni Marcin Szreder ma na koncie trzy wygrane walki zawodowe, a w czwartym występie zmierzy się z Aytacem Yahsim.

W karcie wstępnej FEN 11 trzy walki MMA. W 80kg zobaczymy starcie Michała Tarabańki z Adrianem Błeszyńskim, a w 66kg dojdzie do rywalizacji Sebastiana Kotwicy z Bartłomiejem Koperą. Z kolei Jakub Łętowski i Marcin Gałązka zmierzą się w 70kg.

KM

Klasycy walczyli o Puchar Polski

Zapaśnicy w stylu klasycznym rywalizowali w Raciborzu o Puchar Polski Seniorów, który odbył się w ramach Memoriału im. Władysława Hanczarka. Kto okazał się najlepszy?

Na starcie zaprezentowało się ponad osiemdziesięciu zapaśników, którzy rywalizowali w ośmiu kategoriach wagowych. Zabrakło kilku czołowych zawodników. W Raciborzu nie wystąpili m.in. brązowy medalista olimpijski z Londynu Damian Janikowski czy ubiegłoroczny triumfator Pucharu Polski w kategorii 130kg Łukasz Banak.

Tracz i Sahakyan kolejny raz

Najlepszy w kategorii 59kg okazał się Michał Tracz ze Śląska Wrocław, który triumfował również podczas ubiegłorocznych zmagań o Puchar Polski. Tym razem w finale wrocławianin pokonał Arkadiusza Gucika. Zapaśnik Unii Racibórz poprawił wynik z poprzedniego roku, kiedy wywalczył brązowy medal. Ponownie najlepszy okazał się Gevorg Sahakyan w kategorii 66kg. Srebro dla Grzegorza Wanke, a brąz dla Mateusza Bernatka i Mateusza Nowaka.

W zmaganiach w kategorii 71kg najlepszy okazał się Edgar Melkumov, który w finale uporał się z Michałem Tomaszewskim. Była to rywalizacja dwóch zawodników AKS Piotrków Trybunalski. Dawid Klimek rok temu stał na najwyższym stopniu podium w 75kg, a w tegorocznych zmaganiach odniósł triumf. Zapaśnik Śląska Wrocław pokonał Iwana Nylypiuka. Edgar Babayan najlepszy w kategorii 80kg. W finale zawodnik Sobieskiego Poznań pokonał Jacka Tomaszewskiego z AKS Piotrków Trybunalski. W kategorii 85kg w decydującym boju spotkali się zapaśnicy z Piotrkowa Trybunalskiego. Piotr Kępski musiał uznać wyższość Michała Króla. W ubiegłym roku Łukasz Konera zdobył Puchar Polski pokonując Aleksandra Kroczaka w kategorii 98kg, a teraz sytuacja odwróciła się. Najlepszy w 130kg okazał się Rafał Płowiec z Olimpijczyka Radom.

Najlepszą drużyną okazał się Olimpijczyk Radom, który w ubiegłym roku był drugi. Z fotela lidera spadł AKS Piotrków Trybunalski. Obie drużyny dzieli różnica dwudziestu dziewięciu punktów. Na podium znalazł się również AZS AWF Warszawa. Poza "pudłem" Śląsk Wrocław. 

Do rywalizacji stanęły również panie. W 48kg triumfowała doświadczona Iwona Matkowska z Grunwaldu Poznań. Z kolei rywalizację w 53kg i 55kg zdominowała Katarzyna Krawczyk broniąca barw Gryfa Chełm. W 63kg najlepsza była Monika Michalik, a w 58kg Katerina Zidaczewska. Katarzyna Mądrowska odniosła triumf w kategorii 60kg. Doświadczona Agnieszka Wieszczek-Kordus pokonała Katerinę Sassę i wygrała w 75kg. Triumf w 69kg przypadł Natalii Strzałce.

Ruszyli do boju

Zapaśnicy mieli okazję po raz pierwszy w tym roku stanąć do rywalizacji na poziomie seniorskim w kraju. Tegoroczne starty są niezwykle wymagające, a kalendarz napięty. Głównym celem jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskich. Co muszą zrobić nasi zapaśnicy, aby pojechać do Rio de Janeiro?

Przede wszystkim zawodnicy powinni utrzymywać jak najwyższą formę i przygotowywać się do kolejnych startów. Już w marcu w Rydze odbędą się mistrzostwa Europy. W kwietniu nasi zapaśnicy muszą być w formie. Do Zrenjanina pojadą walczyć w Europejskim Turnieju Kwalifikacyjnym do Igrzysk Olimpijskim. Tydzień później, 22-24 kwietnia, w Ułan Bator odbędą się kolejne zmagania. W Mongolii zapaśnicy stoczą bój w Światowym Turnieju Kwalifikacyjnym. Kolejny odbędzie się w maju w Istambule.

KM

Zmarł Kevin Randleman

Kevin Randleman zmarł w San Diego w wieku zaledwie 44 lat. Przyczyną śmierci był atak serca.

Amerykanin po przygodzie z zapasami zdecydował się spróbować swoich sił w mieszanych sztukach walki. Popularny "Monster" zapadł w pamięć wielu fanom MMA dzięki występom w organizacjach PRIDE i UFC. Trafił do szpitala z zapaleniem płuc, jednak zmarł z powodu ataku serca. Odszedł zbyt wcześnie.

Zaczynał od zapasów

Randleman swoją przygodę ze sportami walki rozpoczynał od zapasów. Rywalizował w stylu wolnym, gdzie osiągał sukcesy. W 1991 roku był drugi w NCAA Division I, czyli międzyuczelnianych rozgrywkach sportowych w Stanach Zjednoczonych. Jednak w kolejnych dwóch latach "Monster" nie miał sobie równych i wygrywał zmagania. Warto dodać, że we wrześniu 2004 roku dołączył do Galerii Sław Uniwersytetu w Ohio.

W 1996 roku zdecydował się zmienić profesję i spróbować swoich sił w MMA. Jednak z czasem postanowił sprawdzić się także jako wrestler. Występował w federacji Hustle. Randleman został najbardziej zapamiętanych przez fanów sportów walki z oktagonu. Na swoim koncie zapisał tytuł mistrzowski organizacji UFC w wadze ciężkiej. Pierwsze kroki w MMA stawiał w organizacji Universal Vale Tudo Fighting. Wygrał sześć pojedynków z rzędu i wszystkie w efektownym stylu. Tylko Ebenezer Fontes Braga wytrzymał z nim całą walkę. O wyniku decydowali sędziowie, którzy wskazali na fightera z Ohio. Jako pierwszy sposób na Randlemana znalazł Carlos Barreto. W 1997 roku "Monster" wybrał się na Brazil Open, gdzie stoczył tylko dwie walki. Dwa lata później debiutował już w UFC.

Przez Amerykę do Japonii

W czołowej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie szybko dostał szansę rywalizacji o najwyższe laury. W debiucie pokonał Maurice'a Smitha, a potem spotkał się z mistrzem Bassem Ruttenem. Holender wygrał, jednak z czasem tytuł i tak trafił do Randlemana. Rutten zwakował pas, a jego miejsce zajął "Monster". Podczas UFC 23 okazał się lepszy od Pete'a Williamsa. Następnie wygrał z Pedro Rizzo na UFC 26, jednak nie cieszył się długo z miana mistrza. Jego panowanie zakończył w listopadzie 2000 roku Randy Couture.

Po stoczeniu siedmiu pojedynków w UFC "Monster" zaprezentował się na gali RFC 1, gdzie w dwadzieścia sekund uporał się z Brianem Fosterem. Później przyszedł czas na zmagania w japońskiej organizacji PRIDE. Tam Amerykanin stoczył wiele efektownych i pełnych emocji walk. Rywalizował m.in. z Mirko Filipoviciem, Fedorem Emelianenko czy Mauricio Ruą. Do historii przeszedł zwłaszcza jego pojedynek z Rosjaninem. Randleman rzucił mistrza wagi ciężkiej na zimę głową w dół, jednak Emelianenko wygrał przez dźwignię na rękę. 

Po PRIDE nadszedł czas na zmagania w Strikeforce i Sengoku. Ostatnią zwycięską walkę "Monster" stoczył w maju 2008 roku, kiedy uporał się z Ryo Kawamurą.

Fot. fansided.com

KM

Rosjanin rywalem „Diablo”

Krzysztof „Diablo” Włodarczyk ponownie zaprezentuje się przed polską publicznością. 35-letni bokser wejdzie do ringu 4 marca. W Sosnowcu jego rywalem będzie Valery Brudov.

Włodarczyk ostatni pojedynek na ojczystej ziemi stoczył ponad trzy lata temu. Później rywalizował w Rosji i USA. Jednak walka w Sosnowcu będzie dla "Diablo" swego rodzaju powrotem. Do rywalizacji na ojczystej ziemi, ale i do boksu. Włodarczyk po raz ostatni w ringu zaprezentował się półtora roku temu.

Powrót po porażce

Po raz ostatni Włodarczyk pojawił się w ringu 27 września 2014 roku. Wtedy był jeszcze mistrzem świata WBC kategorii junior ciężkiej. Po upływie dwunastu rund tytuł przeszedł w ręce Grigorija Drozda. „Diablo” zaprezentował się słabiej i przegrał na punkty z Rosjaninem. Dodatkowo był liczony w ósmej rundzie. Dużo mówiło się o możliwości rewanżowego pojedynku polskiego boksera z Drozdem, jednak do starcia nie doszło. Dlaczego? Włodarczykowi na wejście do ringu nie pozwoliło zdrowie. W maju 2015 roku „Diablo” czekał na rywalizację z Drozdem, jednak choroba była silniejsza. Włodarczyka miał pomścić Łukasz Janik, jednak tytuł mistrza świata nie był mu dany.

Pojawiały się kolejne pytania, kiedy „Diablo” wróci na ring i z kim przyjdzie mu rywalizować. Mówiło się, że dojdzie do wielkiej walki, w której Włodarczyk zmierzy się z Tomaszem Adamkiem. Pojawiały się doniesienia jakoby polski pięściarz miał stanąć do rywalizacji z tymczasowym czempionem WBA Beibutem Szumenowem. Do walki jednak nie doszło ze względu na kontuzję pięściarza z Kazachstanu. 

Powrót Włodarczyka na ring przedłużał się, jednak w końcu udało się zakontraktować pojedynek. 4 marca podczas gali w Sosnowcu były mistrz świata WBC zmierzy się z Valerym Brudovem. Rywalizacja z Rosjaninem ma być przetarciem przed pojedynkiem z Szumenowem.

Czy imponował Brudov?

39-letni Rosjanin nie walczy już o najwyższe cele. Brudov był niepokonany do stycznia 2006 roku, kiedy sposób na niego znalazł Virgil Hill. Jednak Rosjanin później wygrał dwie walki i dostał szansę rywalizacji o tymczasowy pas mistrza świata WBA w kategorii junior ciężkiej. Pokonał Luisa Andresa Pinedę, jednak w kolejnym starciu stracił tytuł na rzecz Firata Arslana.

Brudov rywalizował z mocnymi pięściarzami, jednak po raz kolejny nie udało mu się przebić do czołówki. Rosjanin przegrywał pojedynki z Guillermo Jonesem, Olą Afolabim, Tony'm Bellewem czy Rachimem Czakijewem. Warto nadmienić, że dwa ostatni pojedynki zakończyły się jego porażkami.

39-latek to doświadczony pięściarz, jednak na obecnym etapie kariery nie jest w stanie przebić się do czołówki. Rywalizacja z nim może pokazać Włodarczykowi w jakim obecnie miejscu się znajduje. "Diablo" będzie uchodził za faworyta ze względu na umiejętności i dokonania. Niewiadomą jest jego dyspozycja, ale wygląda na to, że Polak jest głodny boksowania.

KM

Dudek na podium w Enfusion Reality

Polski fighter zakończył swój udział w reality show Enfusion Reality. Rafał Dudek może być zadowolony ze swojej postawy. Zawodnik startujący w wadze 70kg zajął w zmaganiach trzecią pozycję w kickboxerskich zmaganiach.

Szesnastu zawodników z całego świata wzięło udział w turnieju o miano najlepszego. W styczniu Rafał Dudek udał się do Tajlandii, gdzie w Superpro Samui trenował, mieszkał i przygotowywał się do walk. Wszystko pod okiem kamery. Zawodników podzielono na cztery grupy według kryterium geograficznego.

Pokazał się z dobrej strony

Dudek to doświadczony zawodnik, który niejednokrotnie udowadniał, że potrafi walczyć efektownie. Potwierdził to podczas rywalizacji w Enfusion Reality. W pierwszym pojedynku nie dał najmniejszych szans Muhemedowi Zahirowi. Kenijczyk długo musiał dochodzić do siebie po rywalizacji z Polakiem. Najpierw prawy prosty i Zahir leżał na deskach. Był liczony, jednak znalazł w sobie pokłady siły, które pozwoliły mu wstać i spróbować raz jeszcze. Nie wytrzymał zbyt długo. Prawy krzyżowy załatwił sprawę. Dudek mocno wszedł do rywalizacji.

Kolejnym przeciwnikiem wielokrotnego mistrza Polski był Beau Chonleak Superpro Samui. Mogłoby się wydawać, że rywal z Tajlandii to niezwykle wymagające i trudne wyzwanie dla Dudka, jednak ten pokazał ogromny potencjał. Mocna walka, w której nie brakowało efektownych ciosów. Lepszy okazał się Dudek, który triumfował w drugiej rundzie. Co było kluczem do zwycięstwa? Low-kicki na udo. Samui nie wytrzymał, ale Polak kończył rywalizację z kontuzją ręki.

Przygodę Dudka z Enfusion Reality zakończył Aziz Kalah, przed którym wielu widzi świetlaną przyszłość. Polak był bardzo zmęczony i nie dał rady zawodnikowi pochodzącemu z Maroka. Starał się, przejawiał ogromną aktywność, szukał sposobu na zaskoczenie rywala, jednak dały o sobie znać efekty rywalizacji z Superpro Samuim.

Miejsce na pudle

Kickboxing w odsłonie reality show po raz szósty. Na przełomie stycznia i lutego kamera była z zawodnikami niemal non stop. Widzowie zmagania najlepszych na świecie będą mogli zobaczyć już w marcu. 

Występ Rafała Dudka jest godny pochwały. W Tajlandii zaliczył udany występ, choć zapewne brak zwycięstwa rodzi niedosyt. Mimo to polski zawodnik utorował sobie drogę do kolejnych występów na galach organizacji Enfusion. Wziął udział w reality show, a wcześniej pojawił się w Antwerpii. W Belgii Dudek zaprezentował się podczas gali Enfusion #35 zmierzył się z Youssefem El Hajim. Polak zwyciężył w drugiej rundzie.

Ostatnie miesiące w wykonaniu medalisty mistrzostw Europy 2012 z Ankary to podróż po świecie. Walki w Polsce, Belgii i Tajlandii pokazują, że Dudek może dać publiczności jeszcze wiele wrażeń.

KM

Nie tak miało być

Dochodzimy do siebie. Pogrążeni w smutku, rozżaleni i przybici nadal walczymy z myślami. Zastanawiamy się, dlaczego ta rywalizacja przybrała taki obrót. Odpowiedzi brakuje. Debiut Damiana Grabowskiego w UFC rozczarował.

Miało być mocne wejście, jednak nadzieja szybko prysła. Niektórzy pisali niezwykle efektowne scenariusze zwycięstwa polskiego fightera, jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Balon pękł

W wadze ciężkiej nie ma żartów. Potężne ciosy niejednego mogą przyprawić o zawrót głowy. Wszystko jest możliwe. Potencjalny faworyt wcale nie może być pewny swego. Wydawało się, że w boksie nikt nie zastąpi na tronie Władimira Kliczko. Swego czasu sądzono, że Mariusz Pudzianowski nie jest w stanie pokonać Pawła Nastuli. To są sporty walki, gdzie liczy się dyspozycja dnia, koncentracja, szybkość i precyzja. 

Te wszystkie elementy nie były po stronie Damian Grabowskiego w rywalizacji z Derrickiem Lewisem na gali UFC Fight Night 82. Przed pojedynkiem wszyscy ściskali kciuki za Polaka. Oczekiwano wielkiego i efektownego debiutu 35-latka w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Rzeczywistość okazała się brutalna. Przez kilka dni balon był pompowany z całych sił aż pękł. I to szybko.

31-letni Amerykanin potrzebował nieco ponad dwóch minut do odniesienia zwycięstwa. Lewis słał gromy w stronę Grabowskiego w parterze, jednak Polak nie był w stanie im się przeciwstawić. Był niczym sparaliżowany. Były mistrz wagi ciężkiej M-1 poległ w swoim debiucie w UFC. Grabowski przekonał się, że trafił do elity i szybko został sprawdzony na ziemię. Lewis wykorzystał doświadczenie płynące z odbycia sześciu pojedynków w UFC. Warto dodać, że żadna z walk Amerykanina nie rozstrzygnęła się na punkty. Lewis raz wygrał, raz przegrywał. Grabowski stał się jednak ofiarą 31-latka. Przed 35-latkiem wiele pracy, aby w kolejnej walce pokazać swój arsenał. Reguły są nieubłagane. Kolejnemu występowi Grabowskiego będzie towarzyszyła presja. Wygrana zapewni mu spokój, porażka sprawi, że będzie na wylocie.

Ciężka polska sprawa

Obecność Grabowskiego w UFC to ukoronowanie jego kariery. Polak wyróżniał się na arenach MMA. Markę wyrobił sobie podczas występów w organizacji M-1, gdzie osiągnął poziom mistrzowski. Z powodzeniem rywalizował również w Bellatorze czy organizacjach BOTE i UCFC.

Do UFC zawiał również Marcin Tybura, co wzbudziło dyskusję na temat polskiej rywalizacji w wadze ciężkiej. Niezwykle emocjonująca okazałoby się starcie dwóch zawodników, którzy nie tak dawno walczyli o pas mistrzowski M-1. Tybura zostawił tytuł w Rosji na rzecz występów w Ameryce. Grabowski ma coś do udowodnienia młodszemu koledze, jednak czy włodarze UFC byliby skłonni zaoferować publiczności taki pojedynek? Dla kibiców w Polsce byłoby to ogromne wydarzenie. Zapewne nie znalazłoby się w karcie głównej, jednak sam fakt wzbudziłby ogromne zainteresowanie.

Już wcześniej rysowano możliwość rywalizacji Karoliny Kowalkiewicz i Joanny Jędrzejczyk. Teraz pojawiają się pomysły, co do starcia Grabowskiego z Tyburą. Czy w UFC zobaczymy rywalizację polsko-polską? 

KM

W Paryżu bez medalu

Grand Slam w Paryżu w judo zakończył się dla Polski bez medalu. Najlepszy wynik zanotowała Arleta Podolak w kategorii 57kg, która startowała pierwszego dnia zmagań. Polka uplasowała się na piątej pozycji. Jak prezentowali się nasi judocy drugiego dnia rywalizacji w stolicy Francji?

Konto punktowe w wyścigu olimpijskim chcieli powiększyć Katarzyna Furmanek (+78kg), Łukasz Błach oraz Jakub Kubieniec (81kg) oraz Jakub Wójcik (100kg). Żadnemu z naszych zawodników nie udało się przebrnąć do fazy ćwierćfinałowej.

Szybkie pożegnanie

Początek ubiegłorocznych zmagań w wykonaniu Katarzyny Furmanek był fantastyczny. Polka w pierwszym kwartale 2015 roku zanotowała triumf podczas Pucharu Świata w Pradze oraz drugie miejsce w zawodach w Casablance. Jednak tegoroczne starty naszej zawodniczki dalekie są od idealnych. W Hawanie Polka odpadła już w pierwszej rundzie. Furmanek przegrała karami shido z Sarah Adlington. W Paryżu również nie miała szczęścia. Furmanek już w pierwszej rundzie trafiła na niezwykle mocną rywalkę. 

Nihel Cheikh Rouhou to piąta zawodniczka światowego rankingu i zwyciężczyni tegorocznego turnieju African Open w Tunezji. Furmanek stanęła przed niezwykle trudnym zadaniem. Reprezentantka Tunezji od początku ruszyła zdecydowanie na Polkę. Najpierw otrzymała upomnienie od sędziego, jednak po upływie kilku chwil przeprowadziła akcję, która dała jej zwycięstwo. Rouhou wygrała przez ippon. Furmanek drugie zawody z rzędu zakończyła już w pierwszej rundzie. Warto nadmienić, że Rouhou w Paryżu uplasowała się na siódmej lokacie.

Mohamed Abdelaal okazał się przeszkodą nie do przejścia dla Łukasza Blacha. Egipcjanin był niezwykle aktywny i punktował. Polak również szukał swojej szansy, jednak sędziowie w jego akcjach dopatrywali się nieczystych zagrań. Abdelaal zapisał na swoim koncie waza-ari i ippon. Egipcjanin udział w zawodach Grand Slam zakończył na trzeciej rundzie. Przegrał z Węgrem Laszlo Csoknyaim. Z kolei Jakub Kubieniec dobrnął do drugiej rundy. W pierwszym starciu karami shido wygrał z Marko Bubanją. Kolejnym rywalem Polaka był Emmanuel Lucenti. Argentyńczyk wygrał przez yuko.

Ukrainiec lepszy od Wójcika

Czterdzieści miejsc w światowym rankingu dzieli Artem Bloshenkę i Jakuba Wójcika. Polak czeka na zwycięstwo w międzynarodowych startach od 25 czerwca, kiedy to w pierwszej rundzie wyeliminował Mateja Hajasa. W tym roku Wójcik startował w Hawanie, gdzie uległ Adlanowi Bisultanovowi. Z kolei z Bloshenką przegrał przez ippon. Ukrainiec miał wyraźną przewagę. Zapisał na swoim koncie dwa yuko, dostał też trzy kary.

Bloshenko udział w paryskich zmaganiach zakończył na trzeciej rundzie. Wtedy to trafił na Cyrille'a Mareta. Francuz był w świetnej dyspozycji. Dotarł do finału, gdzie pokonał Kyle'a Reyesa.

Polacy w Paryżu nie zachwycili. Piąta była Arleta Podolak, cztery walki stoczyła Agata Perenc. Reszta swój udział w zawodach kończyła stosunkowo szybko.

KM

Podolak o krok od podium

Polscy judocy rozpoczęli zmagania w zawodach Grand Slam w Paryżu. Do stolicy Francji udała się dziesięcioosobowa kadra Polski. Pierwszy dzień zmagań biało-czerwoni zakończyli bez medalu. 

W sobotę, 6 lutego, na tatami zaprezentowało się sześcioro naszych judoków. Swoje walki stoczyli Agata Perenc i Karolina Pieńkowska (52kg), Arleta Podolak (57kg), Michał Bartusik i Aleksander Beta (66kg) oraz Damian Szwarnowiecki (73kg). Najlepiej zaprezentowała się mistrzyni świata juniorek U21 z 2013 roku.

Brazylijka stanęła na jej drodze

Gdyby nie Rafaela Silva to zapewne zobaczylibyśmy Arletę Podolak na trzecim stopniu podium w Paryżu. Jednak to Brazylijka cieszy się z brązowego medalu, choć pojedynek był wyrównany. Silva to czternasta zawodniczka światowego rankingu, z kolei Polka zajmuje miejsce w czwartej dziesiątce, jednak Podolak nie zamierzała się poddać. Pojedynek obfitował w wiele akcji, które sędziowie uznawali jako zagrania na żółtą kartkę. Jednak w końcu Brazylijka zdecydowała się na atak dający jej triumf. Silva zwyciężyła przez yuko, co dla Podolak oznaczało zajęcie piątej pozycji. 

Jak wyglądała droga Polki do walki o brązowy medal? W pierwszym pojedynku Polka spotkała się z Jessicą Klimkait, której nie dała zbyt wiele czasu na zaprezentowanie własnego repertuaru. Podolak zwyciężyła przez ippon po upływie niecałych trzech minut. Helene Receveaux to dziewiąta zawodniczka światowego rankingu w kategorii 57kg. Mimo to lepsza okazała się Polka. Francuzka najpierw zaprunktowała przez waza-ari, ale później Podolak zaskoczyła ją ipponem. Dobra passa naszej zawodniczki zakończyła się w ćwierćfinale. Jan-di Kim jest szóstą zawodniczką świata, jednak nie potrafiła pokonać Podolak w regulaminowym czasie. Zdecydowały kary shido. W repasażach Polka pokonała przez ippon Loredanę Ohai. Z triumfu w Paryżu cieszyła się Koreanka Kim.

Karolina Pieńkowska pożegnała się z rywalizacją w Paryżu już po pierwszej walce. Młodzieżowa mistrzyni Europy uległa przez ippon Koreance Mi-ri Kim. Cztery pojedynki w Paryżu stoczyła Agata Perenc. Polka na początek uporała się z trzynastą zawodniczką światowego rankingu Gili Cohen, w kolejnym starciu znalazła sposób na Odette Giuffridę. W ćwierćfinale marsz Perenc powstrzymała Majlinda Kelmendi. Z kolei w repasażach lepsza od naszej zawodniczki okazała się Priscilla Gneto. Triumf w Paryżu odniosła Kelmendi.

Panowie bez blasku

Żadnemu z naszych judoków nie udało dotrzeć się do ćwierćfinału. Najdłużej na tatami w Paryżu obecny był Aleksander Beta, który startował w kategorii 66kg. Najpierw Polak pokonał przez yuko Mohammeda Alsaediego. Fabio Basile, który w światowym rankingu jest dwadzieścia miejsc niżej sklasyfikowany od Bety znalazł sposób na pokonanie wyżej notowanego rywala. Włoch zdobywał punkty przez waza-ari i yuko.

Po jednej walce stoczyli zaledwie Michał Bartusik (66kg) i Damian Szwarnowiecki (73kg).

KM

Szukał, szukał i znalazł

W maju mogą spełnić się marzenia Amira Khana. Brytyjczyk musi tylko pokonać Saula „Canelo” Alvareza. Khan czekał na pojedynek z mocnym rywalem i w końcu będzie miał możliwość zaprezentować swój kunszt. Czeka go wiele pracy.

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że pojedynek zaplanowany na 7 maja w T-Mobile Arenie w Las Vegas dla obu pięściarzy będzie wyzwaniem. Nie tylko na płaszczyźnie czysto sportowej, lecz wagowej. Walka odbędzie się w limicie kategorii średniej, jednak żaden z bokserów nie jest naturalnym średnim.

Stawką pas

Na szali znajdzie się tytuł WBC kategorii średniej. „Canelo” zgarnął pas wygrywając rywalizację z Miguelem Cotto. Meksykanin niejednokrotnie udowadniał, że ma potężny cios i smykałkę do wygrywania. Mimo młodego wieku charakteryzuje się dużą dojrzałością. Przegrał tylko raz. Uległ wielkiemu Floydowi Mayweatherowi Jr. Z kolei Khan robił wokół siebie wiele zamieszania. Chciał walczyć z najlepszymi. Zaznał porażki z rąk Lamonta Petersona i Danny'ego Garcii. Wygrał pięć kolejnych pojedynków, czym pokazał, że nadal może liczyć się w rozdaniu. Chciał rywalizować z Mayweatherem oraz Pacquiao, jednak na ring z nimi nie wszedł. W końcu podpisał kontrakt na walkę z Alvarezem.

Khan wie, że czeka go trudne wyzwanie. Zapowiada, że poradzi sobie z kwestią wagi. – Nigdy wcześniej nie walczyłem w limicie 155 funtów. Przeważnie występuję w 160 funtów, więc walka odbędzie się w mojej naturalnej wadze. Podejrzewam, że podczas pojedynku będę ważył około 165 funtów. Alvarez może wnieść do ringu nieco więcej, ale wiem, co z tym zrobić. Mam świadomość, że stanę w ringu z dużym facetem, który jest ode mnie cięższy i posiada mocne uderzenie. Muszę być sprytny. To doskonały moment, żeby pokazać innym jak dobrym pięściarzem jest Amir Khan – powiedział 29-letni bokser.

Pojedynek może być jednym z głównych wydarzeń w boksie w 2016 roku. Rok temu, również w maju, w Las Vegas spotkali się Mayweather i Pacquiao. Z pewnością Alvarez oraz Khan nie dadzą rady zbudować swoją walką aż tak dużego zainteresowania. Mimo to w świecie boksu będzie to ważne wydarzenie. Mówiło się, że "Canelo" powalczy z Giennadijem Gołowkinem, a Khan z Kellem Brookiem. Jednak losy pięściarzy potoczyły się inaczej. – Nasza walka zawsze jest możliwa – zapewnia Kell Brook, który czeka na starcie z odwiecznym rywalem.

De la Hoya ostrzega

W roli faworyta stawiany jest Alvarez. Jednak wcale tak być nie musi. Przekonuje o tym Oscar De la Hoya. Kiedyś genialny bokser, a teraz promotor wraca pamięcią do swojego starcia z Pacquiao. Wtedy też różnica wagi była widoczna, jednak triumfował „Pacman”. – Wszyscy mówili, że to będzie łatwa walka i wygram. Pamiętamy, że stało się inaczej. Khan to szybki i świetny pięściarz. Nigdy nie stoczył nudnej walki. „Canelo” jest silniejszy, ale nie taki szybki. Walka będzie ekscytująca. „Canelo” musi zneutralizować szybkość rywala – analizuje De la Hoya.

KM

Turyński będzie walczył o pas

Michał Turyński stanie do rywalizacji z Dzevadem Poturakiem. Stawką pojedynku będzie pas WAKO Pro Low Kick. Do walki dojdzie podczas gali No Limit 8, która odbędzie się 11 marca w Sarajewie.

Zawodnik Fightera Wrocław stanie przed trudnym zadaniem. Bośniak to niezwykle doświadczony i mocny rywal, jednak w kickboxingu jeden celny cios może przesądzić o wyniku rywalizacji.

Walczył dla największych

Dzevad Poturak z powodzeniem rywalizuje w wadze superciężkiej. Swoją pierwszą walkę stoczył w grudniu 2002 roku, kiedy to po pięciorundowym starciu pokonał Nikolę Dimkovskiego. Kolejnymi pojedynkami wypracował sobie pozycję w świecie kickboxingu. Przede wszystkim Bośniak pojawiał się na galach K-1. Zauważyła go potężna organizacja Showtime. W 2010 roku rywalizował z Danielem Ghitą, jednak Rumun okazał się lepszy. Kolejny pojedynek również nie rozstrzygnął się po myśli Poturaka. Przegrał z Rico Verhoevenem. W swojej karierze rywalizował również z mocnym Alistairem Overeemem, jednak poległ już w pierwszej rundzie.

Bośniak pojawiał się rakże na galach organizacji Superkombat. Zjeździł praktycznie cały świat, ale najlepiej prezentował się w Sarajewie, gdzie praktycznie zawsze wygrywał. Stoczył osiemdziesiąt pojedynków, z których wygrał ponad pięćdziesiąt. Aż trzydzieści walk zakończył przed czasem. Wyższość rywali musiał uznawać dwadzieścia sześć razy.

Do niecodziennej sytuacji doszło w grudniu 2013 roku. Poturak podczas gali No Limit 1 rywalizował z Mamoudou Keta. Miał być to ostatni pojedynek w karierze Bośniaka. Pod koniec pierwszej rundy zdjął rękawice i zszedł z ringu. Jednak długo nie wytrzymał bez sportowej rywalizacji. Wrócił w sierpniu 2014 i wygrał. Jednak ubiegły rok nie był dla niego najlepszy. Poturak zanotował trzy porażki i tylko jedno zwycięstwo.

Szansa Turyńskiego

38-letni Bośniak jest bardziej doświadczony od Polaka, jednak o osiem lat młodszy zawodnik Fightera Wrocław może pokusić się o zwycięstwo. Na korzyść Turyńskiego działa jego różnorodność oraz szeroki wachlarz umiejętności. Polski zawodnik trenował jiu jitsu, taekwon-do i karate. Potem zdecydował się na kickboxing i udanie łączy starty amatorskie oraz zawodowe.

W ubiegłym roku Turyński stoczył cztery pojedynki. Dwa zakończyły się po jego myśli. W ćwierćfinale turnieju King of Kings pokonał faworyzowanego Vladimira Toktasynova. Jednak Polakowi nie dane było dojść do finału. W decydującej walce lepszy od Polaka okazał się doświadczony Thomas Hron. Turyński musiał uznać również wyższość Niemca Niko Falina. Z kolei na gali Imbiriada Fighters Night w Ożarowie Mazowieckim pokonał wysokiego Radovana Kullę.

Teraz Polak stanie do rywalizacji z kolejnym mocnym rywalem. W 2015 roku pokazał, że potrafi stawić czoła uznanym nazwiskom. Jak będzie tym razem? Poturak ma za sobą gorszy czas. Czy Turyński dołoży kolejną porażkę do bilansu Bośniaka?

KM

Podróż do Paryża

Celem jest zdobycie jak największej liczby punktów, które pozwolą utrzymać się w walce o wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Rio de Janeiro. Najbliższe zawody Judo Grand Slam odbędą się w Paryżu. Do stolicy Francji uda się dziesięcioosobowa kadra Polski.

Agata Perenc i Arleta Podolak w tym roku stawały już na podium w międzynarodowych startach. Nasze judoczki zajęły trzecie miejsca podczas African Open Tunis. Jednak tym razem o sukces nie będzie łatwo. Do Paryża zjadą się judocy ze światowej czołówki.

Świat w Paryżu

Judocy z dziewięćdziesięciu sześciu państw zaprezentują się na tatami w Paryżu. Łącznie w stolicy Francji wystartuje 610 zawodników. Największą reprezentację wystawią Francuzi. O sukces dla Trójkolorowych będzie walczyło 56 śmiałków. Po 22 judoków wydelegowały do Paryża Niemcy i Korea Południowa. Nieco mniejsze reprezentacje będą miały Mongolia (20), USA (19) i Holandia (18).

Nie zabraknie światowej czołówki. W kategorii 60kg wystartują numery 2 i 3 światowej listy: Kim Won Jin z Korei Południowej i Boldbaatar Ganbat z Mongolii. Avtandili Tchrikishvili jest głównym faworytem do zwycięstwa w kategorii 81kg. Gruzin to aktualny mistrz Europy z Baku i numer jeden światowej rankingu. Jego najgroźniejszym rywalem będzie Antoine Valois-Fortier z Kanady, czyli zawodnik numer trzy na świecie. Ciekawie zapowiada się rywalizacja w kategorii 100kg, gdzie zaprezentuje się aż ośmiu judoków z pierwszej dziesiątki światowego zestawienia. W Paryżu nie może zabraknąć czołowej postaci judo. Teddy Riner postara się podtrzymać zwycięską passę. Riner jest liderem światowego rankingu i kwalifikacji do igrzysk.

Na szczyt będzie chciała powrócić Majlinda Kelmendi, która w ubiegłym roku długo pauzowała z powodu kontuzji. Reprezentująca Kosowo zawodniczka wystartowała tylko w trzech turniejach i we wszystkich stawała na podium. Kelmendi może pochwalić się dwoma zwycięstwami, właśnie w Paryżu oraz w Lizbonie. Na czele kategorii 52kg obecnie znajduje się Rumunka Andreea Chitu. W 57kg wystartuje liderka światowego rankingu oraz brązowa medalistka ostatnich mistrzostw świata Sumiya Dorjsuren. Gorąco może być w kategorii 63kg. Tam zaprezentują się trzy najlepszy zawodniczki światowego zestawienia: Tina Trstenjak, Clarisse Agbengnenou oraz Martyna Trajdos. Nie zabraknie wybitnej Holenderki Kim Polling, która startuje w 70kg. W kategorii +78kg zaprezentuje się Idalys Ortiz. Kubanka w tym roku zwyciężyła już w Grand Prix na Hawanie.

Polacy poszukają szansy

Dwudniowa rywalizacja w Paryżu, 6-7 luty, gwarantuje pojedynki na wysokim poziomie. Nie zabraknie gwiazd. Jak wśród nich odnajdą się Polacy?

Gra toczy się o wysoką stawkę. Zwycięzca może zgarnąć 500 punktów w wyścigu o wyjazd na igrzyska. Wśród Polek najwyżej jest Arleta Podolak (57kg), która z dorobkiem 380 punktów plasuje się na 31. pozycji. O miejsce niżej w swoich kategoriach są Agata Perenc i Katarzyna Furmanek. Karolina Pieńkowska w 52kg zajmuje 34. lokatę. Najwyżej spośród Polaków jest Łukasz Błach (45. miejsce).

Kadra na Grand Slam w Paryżu: Karolina Pieńkowska i Agata Perenc (52kg), Arleta Podolak (57kg), Katarzyna Furmanek (+78kg), Aleksander Beta i Michał Bartusik (66kg), Damian Szwarnowiecki (73kg), Łukasz Błach i Jakub Kubieniec (81kg), Jakub Wójcik (100kg).

KM

Kto zmierzy się z Chisorą? Pulev?

Waga ciężka w Wielkiej Brytanii święci triumfy za sprawą Tysona Fury'ego, który jest czempionem  WBO, IBO i WBA. Nadzieją brytyjskiego boksu jest Anthony Joshua, który w ringu imponuje skutecznością i precyzją. Mówiło się, że 26-latek z Watfordu zmierzy się ze swoim rodakiem – Dereckiem Chisorą. Jednak tak nie będzie.

Chisora jest pretendentem do tytułu mistrza Europy wagi ciężkiej. Joshua kolejny pojedynek ma stoczyć 9 kwietnia. Rozmowy między przedstawicielami pięściarzy nie przyniosły efektów. Walka wydaje się coraz mniej prawdopodobna.

Nie ten, to inny

Trochę brzmi to jak pocieszanie przez matkę nastolatki, którą zostawił chłopak. Jednak w tym przypadku do żadnego porzucenia nie doszło. Chisora był gotowy zmierzyć się z Anthony'm Joshuą . Negocjacje były sprawą otwartą, jednak przedstawiciele stron porozumienia nie osiągnęli. Z pewnością taka walka byłaby gratką dla kibiców oraz szansą dla Joshuy. Obecnie na 26-latka patrzy się z dystansem. Joshua to pięściarz z ogromnym potencjałem. Problem w tym, że jeszcze nie mierzył się ze światową czołówką. Na ringach w Wielkiej Brytanii zmiata kolejne przeszkody. Chisora to pięściarz doświadczony, który rywalizował o najwyższe laury, jednak te nie były mu dane. Teraz stara się odbudować i wywalczyć pas mistrza Europy.

W zestawieniu z Joshuą Chisora mógłby wypaść blado. Dlaczego? 26-latek wszystkie swoje walki zakończył przed czasem i jest w najlepszym momencie swojej kariery. Chisora emerytem jeszcze nie jest, ale najważniejsze pojedynki przegrał. W 2011 roku uznał wyższość Roberta Heleniusa. Mimo to dostał szansę na rywalizację o pas WBC z Witalijem Kliczko. Chisora przegrał. Potem nadszedł czas na pojedynek o prymat w Wielkiej Brytanii. David Haye zatrzymał zapędy Chisory już w piątej rundzie. Po kilku wygranych walkach bokser urodzony w Zimbabwe spotkał się z Tysonem Fury. W dziesiątej rundzie nie był w stanie kontynuować walki. Chisora w 2015 roku stoczył cztery pojedynki. Wszystkie wygrał, jednak mierzył się z przeciętnymi bokserami. Ten rok rozpoczął od pokonania Andrasa Csomora w drugiej rundzie podczas występu w Baden-Arenie.

Joshua jednak nie, a więc może warto pokusić się o walkę z Kubratem Pulevem. 34-letni Bułgar po przegranej z Władimirem Kliczko stoczył dwie wygrane walki. Dla Puleva rywalizacja z Chisorą również byłaby sporą szansą na powrót do elity. Czy do tej walki dojdzie? Obóz Chisory poluje na Puleva. – Eddie i Anthony zdecydowali się na wybór innej drogi. Nie doszliśmy do porozumienia. Dereck też ma swoje wymagania. Anthony odpuścił. Teraz pojawił się Pulev – tłumaczy promotor Kalle Sauerland.

Liczy na kolejne zwycięstwo

Luis Ortiz stanie do rywalizacji z kolejnym mocnym rywalem. Do tej pory nikt nie znalazł sposobu, aby powstrzymać 36-latka.

W ostatnim pojedynku Ortiz, który jest tymczasowym mistrzem WBA rozbił w siódmej rundzie Bryanta Jenningsa. Kolejny pojedynek 36-letni pięściarz stoczy 5 marca w Waszyngtonie. Jego rywalem będzie Aleksandr Dimitrenko. 33-latek mieszkający w Hamburgu był swego czasu mistrzem Europy. Jego marsz na szczyt wagi ciężkiej powstrzymał Kubrat Pulev. Urodzony w Rosji pięściarz wygrał ostatnie sześć walk.

Fot. skysports.com

KM

Dobre starty naszych zapaśników

Nasze zapaśniczki startowały w turnieju Paris Tournament 2016. Trzy z nich stanęły na najwyższym stopniu podium. Również nasi zapaśnicy w stylu wolnym dali popis umiejętności podczas zawodów "Dan Kolov i Nikola Petrov 2016" w Sofii.

Polacy mogli sprawdzić swoją formę w rywalizacji z zawodnikami z całego świata. W Paryżu z dobrej strony pokazały się nasze zapaśniczki. Polacy zajmowali miejsca w czołówce.

Trzy królowe

Anna Łukasiak w kategorii 48kg szła jak burza. Bez problemów w kwalifikacjach pokonała Jessicę Cornelię Franciscę Blaszka. W ćwierćfinale Polka po wyrównanym boju uporała się z Rosjanką Milaną Dadashevą. Kroku Łukasiak starała się dotrzymać Iwona Matkowska, jednak nie dała rady. Wicemistrzyni świata z Taszkientu ostatecznie zajęła siódmą pozycję. Łukasiak w półfinale wyeliminowała Jacqueline Schellin, a w finale zyskała przewagę nad Lilianą Costa dos Santos i wygrała.

Cztery zwycięskie walki w kategorii 53kg stoczyła Katarzyna Krawczyk. Polka pewnie wygrała walkę kwalifikacyjną i ćwierćfinałową. Kłopoty zaczęły się w półfinale, gdzie Krawczyk toczyła zacięty bój z Nadzeyą Shushko z Białorusi. Zwyciężyła i w finale okazała się lepsza od Betzabeth Villegas. Triumfowała również Daria Osocka w 75kg. Polka potrzebowała trzech walk, aby odnieść sukces. Cynthię Vanessę Vescan z finałowej rywalizacji wyeliminował uraz. O krok od triumfów były Agnieszka Wieszczek-Kordus (69kg), Monika Michalik (63kg) oraz Agnieszka Król (58kg), które przegrały finałowe pojedynki i musiały się zadowolić drugimi miejscami. W 55kg trzecia była Paula Kozłow.

W Bułgarii  w kategorii 70kg w stylu wolnym triumfował Magomedmurad Gadzhiev. Reprezentujący Polskę zapaśnik okazał się najlepszy spośród ośmiu startujący zawodników. Drugi był Nikolay Kurtev z Bułgarii. Bratobójczy pojedynek w finale kategorii 97kg stoczyli Radosław Baran i Maciej Balawender. Lepszy okazał się ten pierwszy. Niewiele do szczęścia zabrakło Krystianowi Brzozowskiemu, który rywalizował w 74kg. Lepszy okazał się tylko Evgenii Nedialco. W 86kg dwóch Polaków znalazło się na podium, jednak żaden z nich nie wygrał. Drugi był Zbigniew Baranowski, a trzeci Sebastian Jezierzański. Na najniższym stopniu podium stanął Robert Baran w 125kg.

Porażka po latach

Są sportowcy, którzy latami dominują i dla wielu są niedoścignionym wzorem. Tak jest w przypadku Kaori Icho. Japonka ma na swoim koncie trzy złote medale Igrzysk Olimpijskich. Icho wygrała 189 walk z rzędu i w końcu została zatrzymana. Podczas zmagań w Golden Grand Prix w Krasnojarsku lepsza od utytułowanej Japonki okazała się Orkhon Purevdorj. Dla młodej Mongołki to ogromny sukces. Icho, która teraz startuje w kategorii 58kg zaznała goryczy porażki i ma zamiar z tego doświadczenia wyciągnąć wnioski. Jej celem jest medal w Rio.

KM

Mocne wejście, Dudek nokautuje

Enfusion Reality to program, w którym kamera towarzyszy kickbokserom podczas treningów i pojedynków. W rywalizacji bierze udział Rafał Dudek, który udanie zainaugurował zmagania.

Polak trenuje wraz z Markiem Skeerem z Anglii, Cricem Boussoukou z Francji i Andreim Ostravanu z Rumunii pod okiem Sheeny Widdershoven. W Tajlandii zawodników podzielono na cztery grupy stosując kryterium geograficzne. Wielkim finałem ma być wyłonienie najlepszego fightera w kategorii 70kg. Odcinki Enfusion Reality będą emitowane od marca.

Początek rewelacyjny

Warto zwrócić uwagę, że Rafał Dudek bierze udział w ciekawym przedsięwzięciu. Z jednej strony może doskonalić swoje umiejętności i trenować z utytułowanymi zawodnikami, a z drugiej jest częścią projektu, który zdał egzamin. Wydaje się, że obecność kamery na treningu kickbokserów może jedynie interesować fanów sportów walki, jednak obraz przyciąga i budzi zainteresowanie. Dlaczego? Podczas gali prezentowane są tylko walki, a więc danie główne. Enfusion Reality pokazuje kulisy, co wśród wielu rodzi ciekawość. 

Po raz kolejny w show holenderskiej organizacji wystąpi Polak. Rafał Dudek w grudniu pojawił się na gali Enfusion w Antwerpii. Wygrał z Youssefem El Hajim, a w styczniu poleciał do Tajlandii. 28 stycznia Dudek stoczył swoją pierwszą walkę, która zakończyła się sukcesem.

Polski zawodnik stanął naprzeciw Muhammeda Zahira. Można śmiało powiedzieć, że Dudek miał wejście smoka i zrobił wrażenie na potencjalnych rywalach. Zahir już w pierwszej rundzie znalazł się na deskach. Fighter z Kenii przeżył szok. Najpierw był liczony po prawym prostym. Wstał, jednak Dudek miał go już "na widelcu". Kolejnym ciosem przypieczętował swoje zwycięstwo. Zahir potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie.

Dudek na świętowanie nie ma zbyt wiele czasu. Zabawa trwa dalej. Polak musi intensywnie przygotowywać się do kolejnego pojedynku. W ćwierćfinale spotka się z Beau Superprosamui z Tajlandii. Wygrana otworzy Polakowi drzwi do występu w wielkim finale Enfusion Reality, który odbędzie się w maju w Antwerpii.

Nowy rywal Jędrzejczyka

Początkowo Paweł Jędrzejczyk podczas gali Glory 27 w Chicago miał się zmierzyć z Francoisem Ambangiem. Amerykanin musiał zrezygnować z występu ze względu na kontuzję.

Znaleziono już zastępstwo za Ambanga. Popularny "Wergi" zmierzy się z Richardem "Maximusem" Abrahamem. Rywalizacja odbędzie się w kategorii 77kg, co dla Amerykanina może być wyzwaniem. Abraham zazwyczaj występuje w 81kg, a więc czeka go sporo wysiłku, aby zbić wagę. "Maximus" muay thai trenuje od sześciu lat, wcześniej zajmował się kulturystyką.

Walka Jędrzejczyk vs Abraham odbędzie się 26 lutego w Chicago. 

KM

Johnson w pełnej gotowości

Anthony Johnson jest numerem dwa wagi półciężkiej UFC. Amerykanin liczy, że w końcu uda mu się wejść na szczyt. Podczas gali UFC on Fox 18 31-latek po raz kolejny udowodnił swój potencjał.

Popularny "Rumble" szybko zastopował zapędy Ryana Badera. Amerykanin potrzebował zaledwie półtorej minuty, aby odnieść dwudzieste pierwsze zwycięstwo w karierze.

Szybka wygrana

Pojedynek Johnsona z Baderem prawdopodobnie wyłonił kolejnego pretendenta do tytułu mistrzowskiego w kategorii półciężkiej. "Rumble" po raz kolejny potwierdził, że posiada nokautujący cios. 31-latek szybko rozprawił się z Baderem, który nie czekał i na samym początku ruszył po obalenie. Johnson nie dał się zaskoczyć. Pod siatką "Rumble" słał kolejne ciosy w stronę rywala, który odpłynął. Walkę przerwano, a 31-letni Amerykanin mógł wznieść ręce w geście triumfu.

Na konto Johnsona wpłynęło dodatkowo pięćdziesiąt tysięcy dolarów. "Rumble" został wyróżniony za najlepszy występ gali. Warto również wspomnieć o wyczynie Bena Rothwella. Amerykanin jako pierwszy pokonał techniką kończącą Josha Barnetta. Rothweell zastosował skuteczną gilotynę, co zrobiło duże wrażenie na obserwatorach. Na konto zwycięzcy wpłynęło pięćdziesiąt tysięcy dolarów za występ wieczoru.

Gotowy na mistrzowskie starcie

Anthony Johnson umocnił się na czele kategorii półciężkiej i czeka na walkę o mistrzowski tytuł. Musi uzbroić się w cierpliwość. Rok temu nie wykorzystał swojej szansy. Johnson stanął do rywalizacji o mistrzowski pas, który w wyniku zawirowań stracił Jon Jones z Danielem Cormierem. Były zapaśnik zaskoczył 31-latka duszeniem zza pleców. "Rumble" musiał odklepać w trzeciej rundzie. Cormier mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu i wysokich ocen za występ wieczoru. Dlaczego Johnson przegrał? Amerykanin przygotowywał się pod innego rywala. – Kiedy walczyłem z nim pierwszy raz nie byłem gotowy. Przygotowywałem się do rywalizacji z Jonem Jonesem, a nie Danielem Cormierem. A to spora różnica – wyjaśnia „Rumble”.

Teraz Jones wraca do rywalizacji i niewykluczone, że będzie miał zakusy na mistrzowski pas. Prawdopodobnie niedługo UFC ogłosi datę walki Jonesa z Danielem Cormierem. Anthony Johnson wie, że na kolejną szansę musi poczekać. – To będzie największy pojedynek w moim życiu. Będę czekał tak długo jak będą chcieli. W tym czasie przygotuję się do tego. Jeśli któryś z nich dozna kontuzji to jestem gotowy na zastępstwo – zapowiada 31-letni Amerykanin.

Anthony Johnson wygrał ostatnie dwie walki. Zasypywał rywali ciosami i zwyciężał szybko. "Rumble" to fighter, który nie ma litości dla rywali. Tylko sześć walk wygrał decyzją sędziów. Na swoim koncie zapisał aż piętnaście nokautów. Jeszcze nigdy nie zwyciężył prze poddanie.

Fot. mmaweekly.com

KM

Cunningham dobrze zna Polaków

39-letni Amerykanin to jeden z wyróżniających się bokserów kategorii junior ciężkiej. W ciężkiej nie odniósł większych sukcesów. Na szczyt wszedł pokonując Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka, co dało mu pas mistrzowski organizacji IBF w wadze junior ciężkiej. W swojej karierze rywalizował również z Tomaszem Adamkiem. Niewykluczone, że Steve Cunningham stanie również na drodze kolejnego Polaka – Krzysztofa Głowackiego.

Cunningham na szczyt wszedł w kategorii junior półciężkiej, jednak chciał się spełniać w wadze ciężkiej. Bez powodzenia. Jedynie udało mu się sięgnąć po pas USBA. Czy 39-latek wróci do kategorii, w której odnosił największe sukcesy? Wymienia się go jako kandydata na rywala dla mistrza świata WBO Krzysztofa Głowackiego, który czeka na pierwszą obronę tytułu.

Jak to było?

Historia zaczyna się pięknie. Cunnigham nigdy nie był bokserem, który posiadał piorunujące uderzenie. W ringu charakteryzuje go aktywność i konsekwencja. Często jego walki były "stykowe" i werdykty budziły wiele wątpliwości. Cunningham to rywal niewygodny, a przede wszystkim wymagający. Niejednemu napsuł krwi. W tym gronie nie brakuje polskich bokserów, z którymi rywalizował na najwyższym poziomie.

Po dziewiętnastu wygranych, w tym pokonaniu mocnego Guillermo Jonesa, amerykański pięściarz dostał szansę rywalizacji o wakujący pas IBF. Przyjechał do Polski, gdzie w warszawskiej hali Torwar zmierzył się z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem. W listopadzie 2006 roku lepszy okazał się Polak, choć sędziowie nie podjęli jednogłośnej decyzji. Pół roku później panowie spotkali się w katowickim Spodku. Również nie był łatwo. Walka wyrównana, zacięta i werdykt sędziowski ponownie niejednogłośny, lecz tym razem na korzyść Cunninghama. Skutecznie bronił pasa tylko raz, ale bokser z Filadelfii okazał się lepszy od niepokonanego Marco Hucka. Niemiec poległ przez techniczny nokaut w dwunastej rundzie.

Zapędy Cunninghama powstrzymał Tomasz Adamek, który odebrał mu pas IBF, jednak wygrał niejednogłośnie na punkty. Tytuł z czasem wrócił do Amerykanina. Cunningham rywalizował z Troyem Rossem o wakujący pas IBF. W czwartej rundzie leżał już na deskach, jednak szczęście 5 czerwca 2010 roku było przy nim. Ross w piątej odsłonie musiał zrezygnować z dalszej rywalizacji ze względu na kontuzję oka. Popularny "USS" ponownie na szczycie, ale historia lubi się powtarzać. Pokonał Enada Licinę, ale w kolejnej walce uległ Yoanowi Pablo Hernandezowi. W rewanżu Cunningham nie znalazł recepty na pochodzącego z Kuby pięściarza. Po tym pojedynku zdecydował się spróbować szczęścia w wadze ciężkiej.

Bez rewelacji

W debiucie zdecydowanie na punkty pokonał Jasona Gaverna, a w kolejnej walce spotkał się z dobrze sobie znanym Adamkiem. Starcie niezwykle wyrównane i historia powtórzyła się – wynik rywalizacji wzbudził kontrowersje. Triumfował „Góral”. Na głęboką wodę Amerykanin został rzucony w kolejnym pojedynku. Tyson Fury nabierał ogłady, jednak wiedział, gdzie zmierza. W siódmej rundzie odprawił doświadczonego rywala.

Trzy wygrane z rzędu pokazały, że Cunningham wcale w wadze ciężkiej nie jest skazany na porażkę. Rywalizacja z Głazkovem zakończyła się jednak jego porażką. W ostatnim starciu zremisował z Antonio Tarverem.

Pięściarz, którego pojedynki są zacięte i wyrównane. Niewygodny dla rywali, jednak nigdy dłużej nie zdarzyło mu się cieszyć z mistrzowskiego pasa. Niewykluczone, że Cunningham stanie na drodze Krzysztofa Głowackiego. Jednak 39-latkowi daleko już do tego Cunninghama z najlepszych lat. 

Fot. boxnews.com.ua

KM

Julian Ramirez kontra Christopher Martin w FightKlubie!

29 stycznia na ringu w Los Angeles młody prospekt grupy Golden Boy Promotions, Julian Ramirez (15-0, 8 KO) zaliczy swój pierwszy tegoroczny występ. Przeciwnikiem 23-letniego “Camarona” będzie doświadczony Christopher Martin (28-6-3, 9 KO). Stawką dziesięciorundowego pojedynku będzie pas WBC Youth Silver w wadze piórkowej.
Ramirez walczył w ubiegłym roku dwukrotnie, odprawiając meksykańskich testerów: Raula Hidalgo i Hugo Partidę. Z kolei Christopher Martin to zawodnik, który ma na koncie potyczki z wieloma znanymi zawodnikami wagi super koguciej i piórkowej. Amerykanin przegrywał w swojej karierze z Garrym Russelem Juniorem i Miguelem Marriagą, ale zremisował na przykład z Teonem Kennedym i pokonał Chrisa Avalosa. Czy uda mu się pokrzyżować plany pnącego się w rankingach Ramireza?
Zapraszamy na 04:00 w nocy z piątku na sobotę, albo na powtórkę w sobotę od 11:30.

Hard Knocks Fighting #48

HARD KNOCKS FIGHTING to słynna i najaktywniejsza kanadyjska federacja MMA. To w tej organizacji walczyła m.in. Ronda Rousey. W najbliższą sobotę pokażemy, z 2-godzinnym opóźnieniem, zaplanowaną na ten dzień 48. imprezę spod szyldu HKF. W walce wieczoru, otoczeni klatką i wiwatującą publiką, spotkają się Jesse Arnett (9-4) oraz Darrick Minner (15-4) reprezentujący kategorię kogucią.
W przedwalce z kolei atrakcja z wagi półciężkiej, Rodney "Sho Nuff The Master" (24-10-1) stanie w oktagonie do boju z Danem "Smokiem" Spohnem (12-4).Zapraszamy w sobotę na 22:00!

Zwiastun: [kod]

Źródło: materiały prasowe

W grę wchodzi tylko zwycięstwo

To będzie pojedynek o być albo nie być Jana Błachowicza w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Popularny „John” podczas gali UFC Fight Night w Zagrzebiu zmierzy się z Igorem Pokrajacem. W Chorwacji zaprezentuje się również Bartosz Fabiński.

Wydarzenie w Zagreb Arenie odbędzie się 10 kwietnia, czyli prawie rok od premierowej gali UFC w Polsce, podczas której Błachowicz przegrał z Jimim Manuwą. Porażka w starciu z Pokrajacem postawi los „Johna” w amerykańskiej organizacji pod ogromnym znakiem zapytania.

Ostatnia szansa?

Pokrajac będzie miał za sobą entuzjastyczną publiczność, która stanie za nim murem i nie odmówi mu gorącego wsparcia. Błachowicz stanie przed trudnym zadaniem. Z jednej strony zmierzy się z potężnym i doświadczonym Chorwatem. 36-latek wraca do oktagonu UFC po prawie półtorarocznej przerwie. Jakie ma wspomnienia z występów amerykańskiej organizacji? Najkrócej mówiąc – przeciętne. W debiucie, a było to we wrześniu 2009 roku, przegrał decyzją sędziów z Vładimirem Matyushenko. Pierwszy triumf w barwach UFC zanotował niespełna rok później, gdy wygrał już w pierwszej rundzie z Jamesem Irvinem. Jednak ostatnią walkę w organizacji Dana White'a Chorwat stoczył w grudniu 2014 roku. Przegrał z Marcosem Rogerio de Limą. Po pięciu walkach bez zwycięstwa UFC podziękowało fighterowi z Bałkanów za współpracę. Jednak Pokrajac odbudował się. Walczył na galach FFC i MFC. Wygrał ostatnie trzy walki i wszystkie kończył w pierwszej rundzie. Teraz dostaje kolejną szansę od UFC. Czy ją wykorzysta?

Warto nieco bliżej przyjrzeć się 36-latkowi. Pokrajac występował w Polsce i walczył z polskimi zawodnikami. Pokrajac zaprezentował się na gali KSW 4, a było to już ponad dziesięć lat temu! Wtedy przegrał z Łukaszem Jurkowskim. Chorwat wziął rewanż na "Jurasie", którego pokonał w sierpniu 2006 roku podczas pojedynku na gali Sukosan Fight Night. Potem miał jeszcze okazję spotkać się z Mamedem Khalidovem. Pojedynek odbył się w sierpniu 2007 roku podczas gali Boxing Explosion 2. Chorwat przegrał w drugiej rudzie. Po porażce z Khalidovem zanotował osiem zwycięstw z rzędu i dostał szansę występów w UFC. Do tej pory stoczył tam dwanaście pojedynków, z czego cztery wygrał. Jego ofiarą padł m.in. Krzysztof Soszyński.

Zatem Pokrajac wraca. Z kolei Błachowicz musi zrobić wszystko, żeby wygrać. Dwie porażki z rzędu mocno zachwiały pozycją „Johna” w UFC. Kolejna przegrana może przyczynić się do jego zwolnienia. Jednak Polak ma świadomość stawki najbliższego pojedynku. Sam wyrywał się do kolejnej walki, o czym świadczy zgłoszenie się do rywalizacji z Nikitą Krylovem, który na UFC Fight Night 83 w Londynie miał zmierzyć się z Jimim Manuwą, jednak ten doznał kontuzji. Ukrainiec pozytywnie zareagował na ofertę „Johna”, jednak organizator niekoniecznie. Po prostu zrezygnowano z walki z udziałem Krylova. A więc teraz Błachowicz musi znaleźć sposób na doświadczonego Chorwata, który będzie walczył u siebie. Nie zawsze własny teren jest atutem. Błachowicz przekonał się o tym rywalizując w Krakowie.

We dwóch raźniej

Podczas gali w Chorwacji zobaczymy również Bartosza Fabińskiego. 29-latek występujący w wadze półśredniej zmierzy się z Nicolasem Dalby'm.

Dla Polaka będzie to trzeci pojedynek w UFC. Do tej pory może pochwalić się stuprocentową skutecznością. Dalby w swojej karierze jeszcze nie przegrał. Dla Duńczyka pojedynek z Fabińskim będzie trzecim występem w UFC. W ostatnim pojedynku zremisował z Darren'em Tillem. Wcześniej pokonał Elizeu Zaleski dos Santos.
W Zagrzebiu dojdzie do starcia Francisa Ngannou i Bojana Mihajiovica. Z kolei Gabriel Gonzaga zmierzy się z Rusłanem Magomedowem.

KM

Fabricio Werdum

Brazylijski grappler i zawodnik MMA wagi ciężkiej urodzony 30 lipca 1977 roku w Porto Alegre.  Jest dwukrotnym mistrzem świata w brazylijskim jiu-jitsu oraz submission lighting (ADCC). W karierze walczył dla największych światowych organizacji jak: PRIDE FC, Strikeforce i UFC. W MMA zadebiutował 16 czerwca 2002 roku. W 2005 roku związał się z PRIDE FC uzyskując bilans czterech wygranych walk i dwóch porażek, pokonując m.in. Toma Eriksona oraz Alistaira Overeema. 12 listopada 2006 roku pokonał Aleksandra Jemieljanienko na gali 2H2H: Pride & Honor po czym podpisał kontrakt z UFC gdzie toczył pojedynki od 2007 do 2008 roku. W latach 2009-2011 walczył dla Strikeforce. 26 czerwca 2010 roku podczas gali Strikeforce w San Jose zmusił do poddania czołowego zawodnika wagi ciężkiej na świece Fiodora Jemieljanienko. Tym samym doprowadził do jego drugiej porażki w karierze. Dzięki temu zwycięstwu pod koniec czerwca 2010 roku, Werdum został sklasyfikowany przez fachowy portal sherdog.com na pozycji numer 2 wśród najlepszych zawodników MMA wagi ciężkiej. W 2011 roku wziął udział w 8-osobowym turnieju skupiającym najlepszych zawodników Strikeforce w wadze ciężkiej. W ćwierćfinale przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów z mistrzem Strikeforce, Alistairem Overeemem. W grudniu 2011 roku ponownie podpisał kontrakt z UFC. 4 lutego 2012 na gali UFC 143 zmierzył się z Royem Nelsonem. Werdum od początku pojedynku narzucił szybkie tempo zadając w klinczu ciosy kolanami. Po trzech rundach sędziowie orzekli jednogłośne zwycięstwo Werduma. Za ten pojedynek Brazylijczyk otrzymał bonus finansowy za walkę wieczoru. 8 czerwca 2013 roku poddał byłego mistrza PRIDE Antonio Rodrigo Nogueire. 15 listopada 2014 roku pokonał przed czasem Marka Hunta i został tymczasowym mistrzem UFC w wadze ciężkiej. 13 czerwca 2015 nieoczekiwanie pokonał duszeniem gilotynowym broniącego tytułu Caina Velaqueza unifikując oba tytuły i zostając pełnoprawnym mistrzem wagi ciężkiej. 14 maja w obronie tytułu przegrał z Stipe Miocicem przez nokaut w pierwszej rundzie. 

Lyoto Machida

Brazylijski zawodnik MMA japońskiego pochodzenia urodzony 30 maja 1978 roku w Salwadorze. Posiada czarny pas w shotokan oraz czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu.  Pierwszą walkę Machida stoczył w 2003 roku w Tokio podczas gali NJPW: Ultimate Crush zorganizowanej przez Antonio Inokiego. Przez kilka następnych lat był uważany za wschodzącą gwiazdę MMA. Pokonał w tym czasie m.in. przyszłego mistrza UFC w wadze średniej Richa Franklina, byłego mistrza UFC w wadze półśredniej B.J. Penna, finalistę programu UFC The Ultimate Fighter Stephana Bonnara oraz dwóch zawodników K-1 Michaela McDonalda i Sama Greco. Na początku 2007 roku Machida dołączył do organizacji UFC i w ciągu dwóch lat nie przegrał żadnej walki pokonując sześciu zawodników. Zaowocowało to w marcu 2009 roku ogłoszeniem przez władze UFC, że Machida zmierzy się z ówczesnym mistrzem wagi półciężkiej, Rashadem Evansem w walce o pas. Doszło do niej 23 maja 2009 roku na gali UFC 98. Machida wygrał przez nokaut w drugiej rundzie. 25 października 2009 roku stoczył walkę w obronie tytułu z Mauricio Ruą. Wygrał ją przez wysoce kontrowersyjną jednogłośną decyzję sędziów. Pod wpływem krytyki mediów i kibiców władze UFC postanowiły jak najszybciej zorganizować walkę rewanżową. Odbyła się ona 8 maja 2010 roku. Rua znokautował Machidę w pierwszej rundzie odbierając mu pas. Kolejnym przeciwnikiem Machidy został były mistrz UFC w wadze półciężkiej, Quinton Jackson. Walka odbyła się na UFC 123 i zakończyła się niejedno głośną wygraną Amerykanina. 30 kwietnia 2011 roku w Toronto, podczas gali UFC 129 Machida znokautował byłego mistrza UFC w wadze półciężkiej i ciężkiej Randy’ego Couture’a kopnięciem frontalnym z wyskoku. 12 listopada stoczył przegrany pojedynek o pas mistrzowski w wadze półciężkiej z Jonem Jonsem na gali UFC 140. 4 sierpnia 2012 roku znokautował Amerykanina Ryana Badera w drugiej rundzie i zapewnił sobie ponownie pojedynek o pas mistrzowski, który się nie odbył. Pod koniec sierpnia 2012 roku Dan Henderson który miał walczyć z mistrzem wagi półciężkiej na Gali UFC 151, został kontuzjowany. Następny w kolejce Machida zrezygnował z walki, twierdząc że ma za mało czasu na przygotowanie się. W ostateczności galę odwołano, a Dan Henderson i Lyoto Machida zawalczyli na UFC 157 o prawo pojedynku o pas mistrza wagi półciężkiej. Lyoto wygrał przez niejedno głośną decyzję sędziów. Z powodu tego, iż Aleksander Gustafsson otrzymał możliwość stoczenia walki o pas, plany zestawienia Machidy z posiadaczem pasa mistrzowskiego Jonsem zeszły na dalszy plan, a Machida ostatecznie stoczył pojedynek z Philem Davisem 3 sierpnia. Machida kontrowersyjnie przegrał na punkty z Amerykaninem.  Po tej przegranej postanowił zejść do kategorii średniej. Pierwszy pojedynek w nowej wadze stoczył 26 października w Manchesterze przeciw byłemu klubowemu koledze Markowi Munozowi. Machida znokautował rywala w pierwszej rundzie.  5 lipca 2014 roku stoczył pojedynek o pas mistrzowski w wadze średniej z Chrisem Weidmanem. Po pięciu rundach sędziowie wskazali zwycięstwo obrońcy tytułu Weidmanowi. 20 grudnia 2014 roku pokonał przez TKO w pierwszej rundzie C.B. Dolloway’a.  18 kwietnia 2015 roku przegrał przez poddanie z Lukiem Rockholdem. 27 czerwca 2015 roku przegrał walkę przez nokaut w trzeciej rundzie z Yoel Romero. 

Polskie przygotowania po japońsku

Czy jest lepsze miejsce do treningów dla judoków? Chyba nie. Katarzyna Kłys i Maciej Sarnacki przygotowują się do najbliższych startów w ojczyźnie judo. 

Pierwsze zmagania w tym roku na tatami już za nami. Arleta Podolak (57kg) i Agata Perenc (52kg) sięgnęły po brązowe medale w turnieju African Open Tunis. Z kolei w Grand Prix w Hawanie Polacy nie wywalczyli miejsca na podium. Najwyżej uplasowała się Arleta Podolak, która zajęła siódme miejsce. Na swoje pierwsze występy w tym roku czekają Katarzyna Kłys (70kg) oraz Maciej Sarnacki (+100kg).

Początek przygotowań do igrzysk

Rozgrywka wchodzi w decydującą fazę. Kłys i Sarnacki chcą jechać do Rio de Janeiro, aby zaznaczyć swoje miejsce w światowej hierarchii. Judoczka Polonii Rybnik dwa razy z rzędu wywalczyła medal na mistrzostwach świata. W 2014 roku w Czelabińsku indywidualnie zdobyła brąz, a w ubiegłym roku w Astanie sięgnęła po srebro w drużynie. Kłys wyróżnia się i jest jedną z czołowych polskich judoczek. Przełamała niemoc biało-czerwonych na mistrzostwach świata. Zdobyła medal dla Polski po jedenastu latach. Z kolei Maciej Sarnacki to obecnie najlepszy polski judoka, który w startach międzynarodowych regularnie plasuje na punktowanych miejscach.

Japońskie przygotowania mają być jednym z kluczowych elementów na drodze do zbudowania najlepszej formy na igrzyska w Rio. Polacy przebywają w ośrodku w Yamanashi koło Kofu. Nasi judocy trenują pod okiem Artura Kłysa oraz Wojciecha Sarnackiego. W Japonii przebywają również Anna Borowska (57kg) i Kamil Grabowski (+100kg).

Za dwa tygodnie nasza kadra rozpocznie zgrupowanie w Cetniewie, które będzie trwało od 12 do 26 lutego. Z kolei Maciej Sarnacki uda się do Duesseldorfu, gdzie w dniach 19-21 lutego odbędą się zmagania Grand Prix. Katarzyna Kłys i Anna Borowska wystąpią przed polską publicznością pod koniec lutego. W Warszawie odbędą się zmagania w  Pucharze Europy. 

Warszawskie emocje

Już można zacierać ręce na rywalizację, która szykuje się w Warszawie w dniach 27-28 lutego. W ubiegłym roku w stolicy Polski rywalizowali panowie. Złoty medal wywalczył Maciej Sarnacki, a Jakub Kubieniec (81kg) oraz Patryk Ciechomski (90kg) sięgnęli po brązowe medale. Po dwóch latach zmagania pań wracają do Polski. W Arenie Ursynów emocji nie powinno zabraknąć. Przecież na tatami zaprezentują się srebrne medalistki mistrzostw świata w drużynie.

W rywalizacji zaprezentuje się 21 Polek. Zabraknie kontuzjowanych Darii Pogorzelec (78kg) i Agaty Ozdoby (63kg) oraz medalistek poprzedniego PŚ w Warszawie, czyli Ewy Konieczny (49kg) i Halimy Mohamed-Segir (63kg).

Kadra Polski na PŚ w Warszawie: Joanna Stankiewicz (48 kg), Agata Perenc, Karolina Pieńkowska, Dorota Smorzewska (52 kg), Arleta Podolak, Anna Borowska, Magdalena Miller, Julia Kowalczyk (57 kg), Karolina Tałach, Dominika Błach, Aleksandra Langiewicz (63 kg), Katarzyna Kłys, Aleksandra Jabłońska, Barbara Białas, Sandra Lickun (70 kg), Beata Pacut, Kamila Pasternak, Paula Kułaga (78 kg) oraz Katarzyna Furmanek, Anna Załęczna i Joanna Jaworska (+78 kg).

KM

Krzysztof Kułak

Polski zawodnik MMA urodzony 3 stycznia 1981 roku. W wieku 8 lat zapisał się do klubu judo Czarni Bytom, gdzie trenował przez 12 lat, z czego 6 lat w grupie zawodowej. W wieku 16 lat rozpoczał treningi ju-jitsu.  W wieku 20 lat rozpoczał studia w Częstochowie nie przerywając treningów. Dostał się do kadry narodowej ju-jitsu semi contact, zdobywając tytuły i medale zarówno w Polsce jak i za granicą. W 2001 roku w Bytomiu odbył się pierwszy w Polsce Puchar Europy Full Contact Ju-Jitsu, zasadami zbliżony do zawodów MMA. Na tych zawodach Kułak zdobył srebrny medal.  Rok później zajął pierwsze miejsce w swojej kategorii wagowej. Po tych sukcesach zawodnikiem zainteresował się rosyjski promotor, który zaproponował mu wystartowanie w zawodach o podobnym charakterze w Rosji. W ten sposób trafił na World Absolute Fighting Championship. W 8-osobowym turnieju w 2003 roku wystartowali: Polak, Brazylijczyk, 2 Ukraińców, 2 Rosjan, Amerykanin i Czeczen. Kułak odpadł po pierwszej walce z Czeczenem Ansarem Chalangovem. 28 maja 2005 roku na gali MMA Sport 2: Olimp przegrał z Antonim Chmielewskim. W 2006 roku zadebiutował w organizacji KSW. W turnieju KSW 6 doszedł do finału, pokonując Igora Araujo i Igora Kołacina, obu przez duszenie.  W finałowej walce uległ Michałowi Materli. W listopadzie 2006 roku wyjechał do USA gdzie wygrał dwie walki na pierwszej i drugiej edycji gali IMMAC – Attack, pokonując Antoniego Gomeza i Williama Hilla. Na KSW 7 w pierwszej walce zwyciężył przez duszenie z Rimgaudasem Kutkaitisem, w następnej przegrał z Martinem Zawadą, który po kontrowersyjnej decyzji został ogłoszony zwycięzcą. Podczas finału KSW 8 przegrał z rosyjskim sambistą Aleksiejem Olejnikiem. W następnych dwóch walkach zanotował zwycięstwo i porażkę. W marcu 2008 na KSW Eliminacje II, stoczył walkę rewanżową z Oniknienką i tym razem pokonał Rosjanina. W maju 2010 roku podczas gali KSW 13: Kumite pokonał Brazylujczyka Vitora Nobregę w walce o pas mistrza KSW wagi średniej. 18 września 2010 roku na gali KSW 14: Dzień Sądu pokonał Daniela Dowdę. 26 listopada 2011 roku podczas KSW 17: Zemsta, zrzekł się pasa. Powodem były odnawiające się problemy z kontuzją kręgosłupa. 22 września 2012 roku udanie powrócił do startów w MMA pokonując przez TKO Irlandczyka  Stephena Rice’a na gali Celtic Gladiator V w Dublinie. Stawką pojedynku było mistrzostwo w wadze średniej. 1 grudnia 2012 roku na KSW 21 przegrał z Piotrem Strusem.  7 września 2013 roku obronił pas Celtic Gladiator pokonując na punkty Łukasza Janeckiego. 7 grudnia zmierzył się z Niemcem marokańskiego pochodzenia Abu Azaitarem na KSW 25 we Wrocławiu z którym przegrał przez TKO w pierwszej rundzie.  

Maciej Jewtuszko

Polski zawodnik MMA urodzony 31 stycznia 1981 roku w Szczecinie.  Pierwszą profesjonalną walkę MMA stoczył w 2005 roku w Niemczech, gdy pokonał swojego rywala przez poddanie. Następnie zwyciężył w 6 kolejnych walkach przed czasem, co zaowocowało podpisaniem w 2010 roku kontraktu z Amerykańska organizacją WEC. W swoim debiucie w USA, 18 sierpnia 2010 roku Jewtuszko pokonał przez nokaut Anthony’ego Njokuani i otrzymał nagrodę pieniężną za nokaut wieczoru. Pod koniec 2010 roku WEC została wchłonięta przez UFC, a Jewtuszko stał się jednym z jej zawodników. W UFC zadebiutował 27 lutego 2011 roku przeciwko Curtowi Warburtonowi. Brytyjczyk zwyciężył przez jednogłośną decyzję sędziów. Była to pierwsza porażka Jewtuszki w zawodowym MMA. W jej wyniku nie otrzymał kolejnej szansy walki w UFC. We wrześniu 2011 roku podpisał kontrakt z KSW. 26 listopada 2011 roku podczas gali KSW 17 przegrał z Arturem Sowińskim przez nokaut w pierwszej rundzie. 25 lutego 2012 pokonał Brytyjczyka Deana Amasingera przez TKO w pierwszej rundzie. Jeszcze w tym roku stoczył rewanżowy pojedynek z Sowińskim na gali KSW XXI którego pokonał po widowiskowej walce. Stawką pojedynku było międzynarodowe mistrzostwo w wadze lekkiej.  W 2015 roku zwakował pas mistrzowski wagi lekkiej zmieniając kategorię wagową na półśrednią. W pierwszej walce w nowej kategorii wagowej przegrał z Kamilem Szymuszowskim.

Rosja dominuje, reszta walczy

Na Igrzyskach Olimpijski w Londynie w 2012 roku rywalizację w zapasach zdominowali Rosjanie. Za ich plecami znaleźli się Japończycy, którym po piętach deptała reprezentacja Iranu. Czy w Rio de Janeiro ten układ zostanie zburzony?

Sborna nadal jest zapaśniczą potęgą i wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo nią pozostanie. Rywalizacja trwa za jej plecami. Do głosu dochodzą Stany Zjednoczone i Turcja, w grze jest cały czas Japonia.

Cały czas na czele

Rosjanie cały czas śnią o potędze. Chcą, żeby ich „matuszka” panowała i była najsilniejsza. Tak jest w zapasach. Do Rio de Janeiro rosyjscy zapaśnicy pojadą jako najsilniejsza ekipa na świecie. Na szczycie utrzymują się od lat.

Za pierwszy punkt analizy posłużą nam Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Właśnie tam na sam szczyt wszedł fenomenalny Roman Własow. Zapaśnik z Nowosybirska w stylu klasycznym w kategorii 74kg mając zaledwie 22 lata miał na swoim koncie tytuły mistrza olimpijskiego, mistrza świata i mistrza Europy. Takich sportowców kocha cała Rosja. W Londynie złoto wywalczyło aż czterech reprezentantów Sbornej. Oprócz Własowa byli to: Natalia Worobjowa (72kg), Dżamał Otarsułtanow (styl wolny, 55kg) i Ałan Chugajew (styl klasyczny, 84kg). Łącznie Rosjanie sięgnęli po 11 medali i zdystansowani Japończyków i Irańczyków, którzy wywalczyli po 6 krążków. Azerbejdżan miał ich 7, jednak tylko dwa złote.

Japończycy niebagatelny sukces zawdzięczali swoim paniom. Aż trzy z czterech złotych medali w rywalizacji kobiet przypadły zapaśniczkom z Kraju Kwitnącej Wiśni. Z kolei Iran świetnie radził sobie w stylu klasycznym. Hamid Soryan, Omid Nouruzi i Ghasem Rezaji cieszyli się z miana mistrzów olimpijskich. Stany Zjednoczone w klasyfikacji medalowej były na piątej pozycji, a Turcja zdobyła zaledwie jeden medal i była na 22. lokacie. Na trzecim stopniu podium w kategorii 120kg w stylu klasycznym stanął Rıza Kayaalp.

Iran wysiada

Jeszcze podczas mistrzostw świata 2013, które odbyły się w Budapeszcie Iran pokazał moc. Drugie miejsce w klasyfikacji medalowej było sukcesem. Sześć medali pozwoliło się uplasować za plecami Rosjan i wyprzedzić Japonię, która zdobyła 4 krążki. Stany Zjednoczone daleko, Turcja jeszcze dalej.

Minął rok mistrzowska rywalizacja odbyła się w Taszkiencie. Rosjanie rozbili rywali w pył i wywalczyli 15 medali, w tym 6 złotych. Reprezentanci Sbornej wygrali aż 5 z 8 kategorii wagowych w stylu wolnym. Za ich plecami Japonia, a właściwie Japonki, bo panie sięgnęły po 4 złote krążki. Panowie dorzucili dwa srebra i sukces gotowy. Iran spadł poza podium. Tylko jedno złoto –  Hamida Surijana w stylu klasycznym w 59kg to było za mało. Tuż za plecami Iranu pojawiła się Turcja, która miała w swoich szeregach mistrza świata –  Tahę Akgula w stylu wolnym w kategorii 125kg. Stany Zjednoczone wywalczyły sześć medali, w tym jeden złoty za sprawą Adeline Gray w 75kg. USA w klasyfikacji medalowej znalazły się na 7. pozycji.

Mistrzostwa w Las Vegas zmieniły praktycznie wszystko. Stany Zjednoczone jako gospodarz poczuły wiatr w żagle i ruszyły do natarcia. Czterech mistrzów świata – Jordan Burroughs (styl wolny, 74kg), Kyle Snyder (styl wolny, 97kg), Helen Maroulis (55kg) i Adeline Gray (75). Łącznie Amerykanie wywalczyli siedem medali i zajęli drugie miejsce w klasyfikacji medalowej. Trzeci byli Turcy z dorobkiem 6 krążków. Po tytuł mistrza świata w stylu klasycznym w 130kg sięgnął Riza Kayaalp, czyli ten turecki rodzynek, który zdobył brąz w Londynie. W klasyku w 80kg złoto zdobył Selcuk Cebi, a w stylu wolnym w 125kg na pierwszym stopniu podium stanął Taha Akgul. Poza podium Japonia z pięcioma medalami, w tym trzema złotymi zdobytymi przez panie. A Iran? Daleko. Siedem medali to przyzwoity wynik, ale złotego medalu zabrakło. W klasyfikacji medalowej Iran znalazł się na 13. pozycji.

Rosja panuje niepodzielnie i jedzie do Rio wygrywać. Turcja rośnie w potęgę, swoje 5 minut chcą wykorzystać Stany Zjednoczone. Japonia zawsze silna w rywalizacji kobiet. Iranu również nie można skreślać. 21-letni Hasan Jazdani w Taszkiencie odniósł pierwszy sukces w rywalizacji seniorskiej. Zapaśnik z Dżujbar idzie jak burza. W 2014 został mistrzem świata juniorów w stylu wolnym. Jest młody i żądny sukcesów. Również Hasan Rahimi i Ghasem Rezaji polują na swoje pierwsze medale olimpijskie. W Londynie zapowiada się interesująca rywalizacja w zapasach. Warto pamiętać o Azerbejdżanie, który zawsze ląduje w górnej części klasyfikacji medalowej. Zaskoczyć mogą Bułgarzy oraz Ormianie. Swoje zrobil na pewno Mongolia. Jedno jest niezmienne: Rosja. Ale każda dominacja kiedyś się kończy.

Fot. spox.com

KM

Johny Hendricks

Amerykański zawodnik MMA urodzony 12 września 1983 roku w Adzie.  Przygodę z MMA rozpoczął w 2007 roku na gali Battle of the Cage 16 gdzie pokonał przez nokaut Victora Rackliffa. Jego kolejnym rywalem był Spencer Cowley, którego pokonał przez nokaut na gali Shark Fight Night. Swoją pierwszą walkę transmitowaną w telewizji stoczył na gali Xtreme Fighting League 1 gdzie wygrał z  Richardem Gamble’em, poddając go w pierwszej rundzie. Dwie następne walki stoczył w organizacji World Extreme Cagefighting, gdzie pokonał kolejno Justina Haskinsa na gali WEC 37 przez TKO oraz Alexa Serdyukova na WEC 39 przez jednogłośną decyzję.  Po tym jak WEC zlikwidowało swoją kategorię półśrednią, Hendricks podpisał kontrakt z UFC. Swój debiut zaliczył 8 sierpnia 2009 roku na UFC 101, gdzie przez TKO pokonał Amira Sadollaha. Następnie 12 grudnia 2009 roku na gali UFC 107 pokonał przez jednogłośną decyzję Ricardo Funcha. Na UFC 113 pokonał TJ Granta oraz na UFC 117 Charliego Brennemana. 4 grudnia 2010 roku na gali The Ultimate Fighter 12 Finale poniósł swoją pierwszą zawodową porażkę, przegrywając z Rickiem Story przez jednogłośną decyzję sędziów. Potem wygrał sześć walk z rzędu, czterokrotnie zgarniając przy tym bonusy finansowe. Pokonywał po kolei: TJ Waldburgera, Mike’a Pierce’a, Jona Fitcha, Josha Koschecka, Martina Kampmanna oraz Carlosa Condita. 16 listopada 2013 roku na UFC 167 Hendricks stoczył starcie o pas mistrzowski z Georges St-Pierre’em. Pojedynek skończył się niejedno głośnym zwycięstwem St-Pierre’a. Niedługo później Georges St-Pierre ogłosił odejście na pewien czas z MMA, w związku z czym zwakował swój tytuł wagi półśredniej. Ogłoszono że o miano nowego mistrza zmierzą się Johny Hendricks oraz Robbie Lawler. Walka odbyła się 15 marca 2014 roku na UFC 171. Hendricks zwyciężył przez jednogłośną decyzję sędziów i został nowym mistrzem wagi półśredniej. Tytuł stracił 6 grudnia 2014 roku w pierwszej obronie pasa, przegrywając w rewanżowym starciu z Robbie Lawlerem.  14 marca 2015 roku Hendricks pokonał Matta Browna przez jednogłośną decyzję sędziów. 

Trzecia obrona Bedorfa

Karol Bedorf wie jak smakuje triumf w walce o mistrzowski pas KSW w wadze ciężkiej. Popularny „Coco” zdążył już stoczyć dwie walki w obronie tytułu. 5 marca na gali KSW 34 po raz pierwszy mistrzowskiego pasa w wadze półciężkiej będzie bronił Tomasz Narkun.

Już w powietrzu czuć zapach kolejnego wydarzenia w polskim MMA. 34 gala KSW odbędzie się 5 marca w warszawskiej hali Torwar. Do odkrycia pozostała w zasadzie tylko jedna karta. Nadal na rywala czeka Artur „Kornik” Sowiński.

Trema Narkuna

Tomasz Narkun powinien już przyzwyczaić się do tytułu mistrza wagi półciężkiej. Od jego walki z Goranem Relijciem minęły prawie trzy miesiące. 26-latek ze Stargardu Szczecińskiego nie ma czasu, aby zachwycać się wygraną z Chorwatem. Na horyzoncie pojawił się kolejny rywal. W pierwszej obronie pasa Narkun stanie do walki z Andre Munizem. Najbliższy przeciwnik polskiego fightera pochodzi z Brazylii i może poszczycić się mianem mistrza organizacji Bitetti Combat. Muniz ostatnie sześć walk wygrał przed czasem. 25-letni Brazylijczyk jest niepokonany od dwóch lat. Tak dobrą serią nie może pochwalić się Narkun. Polski zawodnik wygrał ostatnie dwie walki, jednak wcześniej uległ Relijciowi, ale mimo to jest mistrzem KSW. W swojej pierwszej obronie pasa stanie naprzeciw szybkiego i zwrotnego zawodnika. Każdy czempion musi liczyć się z wyzwaniami. Narkun w ostatnim czasie pokazał, że potrafi efektownie zatrzymywać zapędy swoich rywali. Musi to udowodnić po raz kolejny.

Warto, aby spojrzał przy okazji na swojego kolegę z kategorii ciężkiej – Karola Bedorfa. „Coco” w 2013 roku pokonał Pawła Nastulę, co dało mu mistrzowski pas. W rywalizacji z Jamesem McSweeney'em będzie bronił tytułu po raz trzeci. Wcześniej uporał się z Rollesem Gracie, którego zastopował potężnym kopnięciem na tułów w drugiej rundzie oraz Michała Kitę. Bedorf swojego rodaka znokautował podczas gali w Krakowie. W międzyczasie po wyrównanej walce pokonał Petera Grahama, jednak nie był to pojedynek w obronie pasa. Teraz „Coco” stanie przed trudnym zadaniem. Co prawda James McSweeney przeplata dobre walki słabszymi, jednak podczas występu w Londynie efektownie uporał się z Marcinem Różalskim. Jeszcze nigdy nie wygrał przez decyzję sędziów. 35-letni Anglik ma na swoim koncie trzynaście porażek.

Saidov naprzeciw mistrza

Yasubey Enomoto swego czasu był mistrzem organizacji M-1 Global w wadze półśredniej. Szwajcar podpisał kontrakt z KSW, gdzie będzie miał okazję zaprezentować swoje umiejętności. Podczas gali w Warszawie stanie naprzeciw Aslambeka Saidova. Enomoto już kiedyś rywalizował z zawodnikiem z Polski i to udanie. 32-latek pokonał Rafała Moksa. W ubiegłym roku Saidov nie przegrał. Jak rozpocznie zmagania w 2016?

Ciekawie zapowiada się starcie Krzysztofa Kułaka z Maciejem Jewtuszko. Popularny "Model" zaprezentuje się na gali KSW po raz pierwszy od grudnia 2013 roku, kiedy stoczył swoją ostatnią walkę. Jego forma pozostaje niewiadomą. "Irokez" w poprzednim roku walczył tylko raz. Przegrał z Kamilem Szymuszowskim.

Bartłomiej Kurczewski zastąpił kontuzjowanego Grzegorza Szulakowskiego podczas gali KSW 33. Teraz panowie będą mieli okazję razem wejść do okrągłej klatki KSW. Jędrzej Maćkowiak, uchodzący za wielki talent wagi ciężkiej, będzie mógł sprawdzić się w rywalizacji z doświadczonym Szymonem Bajorem. Svetlozar Savov to mistrz wagi średniej organizacji WFC. W marcu zaprezentuje się na KSW, gdzie spotka się z Łukaszem Bieńkowskim. Polak słynie z nokautującego uderzenia.

KM

Kliczko znalazł wsparcie

Można zastanawiać się nad przyczynami porażki Władimira Kliczko w starciu z Tysonem Fury'm. Wielki Ukrainiec stracił cztery pasy mistrzowskie w kategorii królewskiej. Dlaczego? Przez problemy osobiste. Tak przynajmniej uważa Mike Tyson.

Amerykanin przez wiele lat zachwycał cały świat. Wszyscy żyli jego walkami, ale on sam prowadził je nie tylko w ringu. Problemy sprowadziły Tysona niemal na samo dno. Rodzinna tragedia, roztrwoniony majątek, jednak Mike zdołał się podnieść. Teraz jest twarzą różnych kampanii reklamowych i stara się uczestniczyć w życiu bokserskim. Najczęściej jako autorytet. Tak jak w tym przypadku.

Wszystko przez kobiety

Kto lepiej zrozumie byłego mistrza niż były mistrz. Wydaje się to oczywiste. Zwłaszcza jeśli chodzi o Tysona, czyli człowieka doświadczonego przez życie, który może co nieco powiedzieć o kolejach losu. Choć w żaden sposób nie idzie porównać Amerykanina i Ukraińca pod względem trybu funkcjonowania. Tyson za najlepszych czasów to bestia i nie bez przyczyny takim właśnie pseudonimem go obdarowano. Z kolei Kliczko to stylu i wielki spokój.

Jednak ktoś znalazł sposób na Ukraińca. Tyson Fury przełamał tę hegemonię. Brytyjczyk znany jest z ciętego języka i gotowości do chwalenia swoich możliwości. Dlatego też wielu patrzyło na niego z przymrużeniem oka. Fury mistrzem świata wagi ciężkiej? Niemożliwe. A jednak! Coś, co wydawało się niemożliwe stało się faktem. Kliczko przegrał po jedenastu latach i musiał ustąpić miejsca na tronie. Dlaczego? Z wyjaśnieniami spieszy Mike Tyson. – Kliczko został ojcem. Wziął ślub z aktorką z Hollywood, która popadła w depresję. Kobiety potrafią namieszać. Przez całą walkę nie wyprowadzał mocnych ciosów. Kliczko to genialny bokser. Możesz być najlepszy, ale są takie dni, że nic nie idzie. W rewanżu nie powinien przegrać. Nie sądzę, żeby ktoś mógł go pokonać – mówi były amerykański dominator wagi ciężkiej.

Rewanż jego, ale czas się żegnać

Prawdopodobnie 2 maja dojdzie do rewanżowego pojedynku między Kliczko a Fury'm. Według Tysona Ukrainiec wygra i odzyska trzy pas. Mógłby cztery, jednak jeden tytuł Fury już stracił. Przez to, że zgodził się na pojedynek rewanżowy.

Według scenariusza Tysona Kliczko wygrywa majowy pojedynek z Fury'm i wraca na tron, jednak nie na długo. Wiek mówi swoje. Amerykanin widzi tylko jedno sensowne rozwiązanie. – Spójrzmy na to realistycznie. Kliczko jest zmęczony. Przez cały życie walczył. Ma pieniądze, więc dlaczego nie zakończy kariery? Nikt nie może podjąć tej decyzji. Tylko on. Niech to przemyśli zanim coś mu się stanie. Powinien to zostawić – radzi Ukraińcowi Tyson.

KM

Aldo nie wierzy w możliwości McGregora

Od pewnego czasu wszyscy zajmują się losami Conora McGregora. Mistrz UFC w wadze piórkowej planuje zdobyć kolejny pas. 5 marca na gali w Las Vegas zmierzy się z Rafaelem dos Anjosem w pojedynku o tytuł najlepszego fightera w kategorii lekkiej. Były mistrz wagi lekkiej Jose Aldo jest przekonany, że lepszy okaże się 31-letni Brazylijczyk.

McGregor stał się niekwestionowaną gwiazdą UFC. Do niedawna traktowany był jako gość, który dużo gada i lubi zwracać na siebie uwagę. W oktagonie prezentował się efektownie, jednak oczekiwano, co pokaże w pojedynkach najwyższej rangi. Jose Aldo przekonał się, że McGregor ma potencjał. Brazylijczyk stracił na rzecz Irlandczyka pas wagi piórkowej.

Drugiego tytułu nie będzie

W głowie nie może się pomieścić, że pojedynek o tytuł trwał zaledwie trzynaście sekund. McGregor pokazał się z najlepszej strony. Niczym buldożer, który rusza i niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze. Irlandczyk nie dał szans Aldo. Ledwie walka się zaczęła, a już znany był jej wynik. To niespotykane. Wydawało się, że Aldo da lekcję pokory McGregorowi, jednak Irlandczyk zaskoczył cały świat i nie zamierza na tym poprzestać.

Kolejną ofiarą 27-latka z Dublina ma być Rafael dos Anjos. Na szali pojawi się tytuł mistrzowski w wadze lekkiej. McGregor chce, aby w jego kolekcji pojawił się kolejny pas. Irlandczyk ma plan zdominowania UFC. Chce cieszyć się mianem największej gwiazdy amerykańskiej organizacji.

Dos Anjos mistrzem został trochę z przypadku. Do Brazylijczyka uśmiechnęło się szczęście. Z Anthonym Pettisem miał walczyć Chabib Nurmagomiedow, jednak doznał kontuzji. UFC postanowiła dać szansę zawodnikowi z Rio de Janeiro. Dos Anjos wykorzystał ją i pokonał na punkty Pettisa, co dało mu tytuł mistrza wagi lekkiej. Do tej pory pasa bronił raz. W efektowny sposób uporał się z Donaldem Cerrone i wygrał już w pierwszej rundzie. Teraz stanie przed kolejnym wyzwaniem, jednak tanio skóry nie sprzeda. Brazylijczyk wykorzystał swoją szansę i ma zamiar twardo bronić swego.

W wygraną dos Anjosa wierzy Jose Aldo. Brazylijczyk jest przekonany, że mistrz wagi lekkiej pokona McGregora. – Nie czytam informacji z internetu. Nie sądzę, aby pojawiła się okazja do walki z Rafaelem. Nie chciałbym tego. Wszystko jednak zależy od UFC. Jestem przekonany, że Rafael zwycięży w starciu z McGregorem – powiedział Aldo.

Edgar czeka na McGregora

O pojedynku z mistrzem wagi piórkowej poważnie myśli Frankie Edgar. Amerykanin, który jest numerem dwa w rankingu UFC był rozczarowany, że McGregor zdecydował się na rywalizację z dos Anjosem, jednak nie poddaje się.

Edgar w swoich planach uwzględnia możliwość rywalizacji z Irlandczykiem o dwa pasy. Najpierw o tytuł w wadze piórkowej. – Myślę, że to największa walka. Większość ludzi chce ją zobaczyć i liczę, że UFC zrobi to i zestawi mnie z Conorem na UFC 200 – wyjaśniał Amerykanin.

A potem Edgar planuje rywalizację o kolejny tytuł. Tym razem o pas w wadze lekkiej. Oczywiście uwzględniając wygraną McGregora z dos Anjosem. – Chciałbym tego. Możemy to zrobić na UFC 204 albo później organizując kolejną wielką walkę. Jeśli dobiorę się do niego raz to na pewno to powtórzę – zapewnia amerykański fighter.

KM

Reprezentantki Izraela trzymają formę

Zawodnicy z sześćdziesięciu sześciu krajów zdecydowali się wziąć udział w zmaganiach w Grand Prix w Hawanie. Judocy doskonale wiedzą, o co toczy się gra w tym roku. Każdy chce się przygotować jak najlepiej do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. W turnieju Grand Prix z dobrej strony pokazały się reprezentantki Izraela – Yarden Gerbi oraz Linda Bolder (na zdjęciu).

Izrael to niewielkie państwo, które odgrywa istotną rolę w polityce międzynarodowej. Jednak na sportowych arenach nie wypracował sobie miana potęgi. Czy to się zmieni? Izrael liczy na medal olimpijski w judo. Linda Bolder jasno podkreśla, że to jej główny cel na ten rok.

Dobre wspomnienia z Rio

Grand Prix w stolicy Kuby pokazało, że zawodniczki reprezentujące Izrael mogą pokusić się o niespodziankę w najważniejszej imprezie sezonu. W kategorii 63kg najlepsza okazała się Yarden Gerbi. 26-letnia judoczka nie ma w swoim dorobku medalu olimpijskiego, jednak była już mistrzynią świata. W 2013 roku stanęła na najwyższym stopniu podium w Rio de Janeiro. Także z Brazylii ma dobre wspomnienia. Ponadto, stawała na podium mistrzostw Europy. Wracając do startu w Hawanie. Gerbi stoczyła cztery pojedynki i nie znalazła zawodniczki, która mogłaby jej zagrozić.

Najtrudniejszą rywalką okazała się Isabel Puche. Z Hiszpanką reprezentantka Izraela spotkała się w pierwszym pojedynku. Gerbi walczyła czysto, jednak nie potrafiła zdobyć punktu. Puche szukała swojej szansy, ale sędzia dwa razy ją upomniał i to zadecydowało o triumfie judoczki z Izraela. W kolejnej walce Gerbi przez ippon pokonała złotą medalistkę mistrzostw panamerykańskich 2015 Kubankę Maylin del Toro Carvajal. W półfinale reprezentantka Izraela przez yuko wygrała z Ekateriną Valkovą. Gerbi miała szczęście w rywalizacji z zawodniczkami z Kuby. W finale przez waza ari wygrała z Maricet Espinosą.

Zmiana barw

Swoich aspiracji nie ukrywa Linda Bolder, która od roku startuje w barwach Izraela. 27-letnia Holenderka zdecydowała się na taki krok ze względu na plany scentralizowania przez rodzimą federację judo. Dodatkowo Bolder startująca w kategorii 70kg była w cieniu Kim Polling. Międzynarodowa Federacja Judo wyraziła zgodę na starty 27-latki w barwach Izraela.

Bolder to jedna z czołowych zawodniczek w kategorii 70kg. W zeszłym roku wygrała zawody Grand Prix w Zagrzebiu i w Samsun. Z kolei w Grand Slam w Tiumeniu uplasowała się na drugiej pozycji. Tegoroczne starty rozpoczyna efektownie. Bolder triumfowała w Hawanie, gdzie trzy z czterech walk wygrała przez ippon. 27-latka walcząca dla Izraela podkreśla, że jej głównym celem jest medal olimpijski.

Izrael dzięki Bolder może liczyć na kolejny krążek olimpijski. Do tej pory bliskowschodnie państwo wywalczyło trzy medale na igrzyskach. Srebrny i dwa brązowe Po raz ostatnich w 2004 roku w Atenach. Czy Holenderka zdobędzie pierwsze złoto dla Izraela w judo? Zapewne będzie musiała liczyć się z rywalizacją z Kim Polling, w której cieniu była przez kilka lat.

Fot. judoinside.com

KM

Podolak najlepsza z naszych

Słoneczna Hawana to dobra alternatywa dla zimowej aury w polskim wydaniu. Jednak nie każdy może pozwolić sobie na taki wyjazd z racji obowiązków. Można powiedzieć, że do stolicy Kuby w delegację służbową wybrali się polscy judocy. Jak w zawodach Grand Prix zaprezentowały się nasze zawodniczki?

Do Hawany udała się ośmioosobowa reprezentacja Polski. Agata Perenc i Karolina Pieńkowska (52kg), Arleta Podolak (57kg), Damian Szwarnowiecki (73kg), Łukasz Błach i Jakub Kubieniec (81kg) oraz Jakub Wójcik (100kg) jechali na zawody Grand Prix z nadziejami.

Dziewczyny bez medalu

Trzy nasze zawodniczki w tym sezonie zanotowały już drugi start. Polki zaprezentowały się w turnieju African Open Tunis 2016. W dobrych nastrojach rywalizację zakończyły Agata Perenc oraz Arleta Podolak, które wywalczyły brązowe medale. Nasze judoczki mocnym akcentem rozpoczęły kolejny rok zmagań. Pecha miała Karolina Pieńkowska, która w Tunezji stoczyła tylko jedną walkę. Młodzieżowa mistrzyni Europy trafiła na Lucile Duport. Francuzka była w formie i rywalizację zakończyła na trzecim stopniu podium.

Do Hawany nasze zawodniczki jechały z nadziejami, że zaprezentują się równie dobrze. Warto uwzględnić jeden niezwykle istotny fakt. Na zawody Grand Prix przyjechało ponad stu zawodników więcej niż na zmagania w tunezyjskim turnieju. W kategorii 52kg, gdzie rywalizują Perenc i Pieńkowska wystartowało dwadzieścia pięć judoczek, czyli o dwanaście więcej niż w poprzednich zawodach. Z kolei w 57kg o pięć więcej (dwadzieścia cztery w Hawanie, dziewiętnaście w Tunezji). Oznaczało to, że trzeba włożyć więcej wysiłku, aby osiągnąć dobry wynik.

Agata Perenc w premierowej walce odważnie ruszyła na Angelikę Delgado. Pierwszy efekt to kara, jednak już po niespełna trzech minutach Polka mogła cieszyć się ze zwycięstwa. Druga walka okazała się pożegnaniem dla Perenc ze zmaganiami w Grand Prix. Joana Ramos załatwiła sprawę w zaledwie pięćdziesiąt sekund. Ostatecznie reprezentantka Portugalii zakończyła zmagania na piątej pozycji. Karolina Pieńkowska nie potrafiła po raz kolejny przejść pierwszej rundy. Tym razem lepsza od Polki okazała się Romy Tarangul z Niemiec. Jednak rywalka nie odniosła przekonującego zwycięstwa. Pieńkowska przegrała przez kary shido, których zapisała na swoim koncie trzy, a Niemka tylko jedną.

Najlepiej z naszych zawodniczek zaprezentowała się Arleta Podolak. W pierwszej walce rywalizująca w kategorii 57kg Polka szybko uporała się z Haną Carmichael. Kolejny pojedynek wymagał od Podolak wiele spokoju oraz rozwagi. Irina Zabludina była agresywna, jednak nie zawsze skuteczna. Zanotowała na swoim koncie trzy kary shido. Z kolei Podolak zanotowała waza-ari i yuko. Na drodze Polki stanęła Hedvig Karakas, która wygrała różnicą kar. Podolak musiała rywalizować w repasażach, gdzie nie zdołała pokonać Catherine Beauchemin-Pinard. Nasza zawodniczka zajęła siódme miejsce.

Wójcik na koniec

W ostatnim dniu na tatami zaprezentuje się Jakub Wójcik. Naszą nadzieją na punkty jest jeszcze Łukasz Błach, który wylosował na początek Pedro Castro z Kolumbii.

Szybko z rywalizacją pożegnali się Damian Szwarnowiecki i Jakub Kubieniec. Obaj nasi reprezentanci stoczyli zaledwie po jednej walce. Tommy Macias potrzebował ponad trzech minut, aby pokonać Szwarnowieckiego. Jeszcze szybciej zakończyła się walka Kubieńca. Turek Emirhan Yucel popisał się efektownym ipponem po upływie dwóch minut.

KM

Nowy gracz w ciężkim rozdaniu

W kategorii królewskiej nie brakuje pięściarzy, którzy chcą walczyć o najwyższe laury. Przez wiele lat wszystkich skutecznie strofowali bracia Kliczko. Ich hegemonia powoli staje się wspomnieniem. Teraz do głosu doszły nowe postaci. Takie jak Charles Martin, który po wywalczeniu mistrzowskiego pasa IBF chce więcej.

Ktoś musiał zgarnąć tytuł IBF, który pozostawił Tyson Fury. Do rywalizacji stanęli Wiaczesław Głazkow i Charles Martin. Wydawało się, że ten pierwszy po latach trudów w końcu wejdzie na szczyt. Jednak los chciał inaczej

Trzy rundy i stop

Pojedynek Głazkow vs Martin poprzedzał rywalizację Deontaya Wildera i Artura Szpilki, której stawką był tytuł WBC w kategorii królewskiej. Amerykanin i Polak musieli wyjść na ring zdecydowanie szybciej niż zakładali. Martin mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu już w trzeciej rundzie.

Nadal trwa dyskusja o tej walce. Bo w zasadzie trudno jednoznacznie ocenić, czy Martin zrobił cokolwiek, aby stać się mistrzem. W zasadzie pech Głazkowa stał się szczęściem dla jego rywala. Przypomnijmy. Przy próbie wyprowadzania ciosu Ukrainiec źle stanął i noga nienaturalnie mu się wygięła. Okazało się, że kontuzja kolana uniemożliwia dalszą rywalizację 31-latkowi. W obozie Martina zapanowała ogromna radość.

Po pojedynku pojawiały się głosy, że 29-latek urodzony w Saint Louis jest jednym z najbardziej przypadkowych mistrzów w historii. Trudno cokolwiek powiedzieć o starciu, które mogło dopiero nabrać tempa. Martin miał przewagę pod względem fizycznym, jednak był ostrożny. To Głazkow próbował go zaskoczyć, jednak szczęście nie było po jego stronie.

Martin chce więcej

Amerykański pięściarz ma bogaty życiorys. Jego historię można przedstawić jako obraz drogi z nizin na sam szczyt. Martin ma teraz swoje pięć minut. Kolejne walki zweryfikują jego możliwości oraz to, czy faktycznie ma atrybuty do pełnienia roli mistrza. Co prawda w swojej karierze jeszcze nie przegrał, a tylko w trzech przypadkach jego pojedynki trwały pełen dystans. Nigdy nie zdarzyło mu się rywalizować przez dwanaście rund. 

29-latek jest spragniony kolejnych sukcesów. Martin rzuca wyzwanie Wilderowi i Fury'emu. – Chcę ich obu! Rywalizacja z najlepszymi jest moim celem. Nadszedł czas, abym błyszczał. Jestem mistrzem świata i wiem, że pas jest w odpowiednich rękach. Chcę walczyć! Sądziłem, że poboksuję z Głazkowem i skopię mu tyłek, jednak kontuzja go uratowała – mówi mistrz świata IBF wagi ciężkiej.

Jak widać ocena Amerykanina jest jednoznaczna. Kontuzja okazała się ratunkiem dla Głazkowa. Martin jest pewny swego i chce pokonać kolejny szczebel kariery. Będzie mu niezwykle trudno przebić się na pierwszy plan. Musi czekać na swoją kolej. Wydaje się, że Fury i Wilder mają teraz inne plany, choć już niejeden robiąc zamieszanie spełnił swoje marzenia.

Fot. thesweetscience.com 

KM

Mają kwalifikacje na igrzyska

Karol Robak (na zdjęciu pierwszy z lewej) oraz Piotr Paziński wywalczyli kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Po raz pierwszy w historii Polskę na najważniejszej imprezie czterolecia będzie reprezentowało dwóch zawodników w taekwondo olimpijskim.

Nasi reprezentanci o bilet do Rio walczyli w europejskim turnieju kwalifikacyjnym w Turcji. W zmaganiach wzięły również udział Aleksandra Krzemieniecka i Aleksandra Kowalczuk, jednak nie powtórzyły wyników kolegów.

Robak najlepszy

18-letni zawodnik AZS Poznań robi ustawiczne postępy i coraz śmielej puka do drzwi wielkiego świata taekwondo. Dla Robaka niezwykle udany był rok 2015. Polak pokazał, że ma ogromne umiejętności i stać go na osiąganie dobrych wyników. W Nalczyku wziął udział w mistrzostwach Europy w kategoriach olimpijskich. Robak wystartował w 68kg i wywalczył brązowy medal. 18-latek zaprezentował się również na mistrzostwach świata, gdzie w 1/8 finału przeszkodą nie do przejścia okazał się Jose Antonio Rosillo. O krok od złotego medalu Polak był w Baku. Z pierwszych w historii Igrzysk Europejskich przywiózł srebrny medal. 

Nasz reprezentant w taekwondo mimo młodego wieku pokazał, że może rywalizować z najlepszymi na świecie. Wysoką formę potwierdził w Turcji. W kategorii 68kg dominował i panował niepodzielnie. Robak deklasował kolejnych rywali. W pojedynku o kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich pokonał Słoweńca Jure Pantara 16:6. Polak był w gazie i wygrał również walkę finałową. Filip Grgić był bezradny. Robak zwyciężył zdecydowanie – 22:7.

Paziński poszedł za ciosem

Piotr Paziński pojedzie na kolejne Igrzyska Olimpijskie. Z Londynu wrócił bez medalu, jednak do Rio de Janeiro jedzie z nadziejami.

Zawodnik z Warszawy nie miał łatwej drogi podczas turnieju kwalifikacyjnego w Turcji. Pierwszą walkę wygrał pewnie. Pokonał 7:0 Abderhaima Elidrissiego. Kłopoty pojawiły się w ćwierćfinale. Rywalizacja z Włochem Robertem Bottą była niezwykle zacięta. Polak walczył o swoje, jednak rywal nie zamierzał ustępować. Konieczna była dogrywka. Sędziowie uznali, że lepszy w tej rywalizacji był Paziński, który tym samym uzyskał awans do półfinału. Najlepsza czwórka rywalizowała o jakże cenny bilet do Rio de Janeiro. Rywalem Polaka walczącego w kategorii 80kg był reprezentant Norwegii Richard Andre Ordemann. Paziński dobrze rozpoczął pojedynek i wywalczył punkt w pierwszej rundzie. Koncertowo nasz zawodnik zaprezentował się w trzeciej odsłonie. Zdobył punkt, po chwili dołożył dwa kolejne. Norweg był rozbity, jednak szukał swojej szansy, ale Paziński znakomicie kontrolował. Wygrał zdecydowanie –  9:2. W finale spotkał się z Miladem Beigim Harcheganiem. Reprezentant Azebejdżanu zdominował Polak i zwyciężył 14:2.

Najważniejsza w tym przypadku jest przepustka do Rio. Dwóch Polaków w taekwondo olimpijskich będzie rywalizowało o medale podczas igrzysk. Taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy w historii. W Londynie Polskę reprezentował tylko Michał Łoniewski. Warto pamiętać, że taekwondo gości na igrzyskach dopiero od 2000 roku.

Fot. new.pztaekwondo.pl

KM

Zostawia Rosję, jedzie do Ameryki

Taką decyzję podjął Marcin Tybura, ale czy polski zawodnik mieszanych sztuk walki mógł wykonać inny krok. W obliczu takiej propozycji raczej nie. Polak podpisał kontrakt z UFC.

Tybura jest trzecim polskim zawodnikiem wagi ciężkiej, który będzie rywalizował na galach najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Cenne doświadczenie w UFC zdobył już Daniel Omielańczuk. Z kolei Damian Grabowski czeka na swoją pierwszą walkę w oktagonie amerykańskiej organizacji.

Zostawia pas i rusza

Polak swoje nazwisko wypromował na rosyjskim rynku. 30-letni Tybura z dobrej strony pokazał się na galach organizacji M-1, gdzie trafił w 2013 roku. Przez dwa lata stoczył dla rosyjskiej organizacji osiem walk, z których siedem zakończyło się jego zwycięstwami. Tylko raz wygrał przez decyzję sędziów, aż pięć walk kończył efektownie już w pierwszej rundzie.

Tybura wszedł na szczyt wagi ciężkiej organizacji M-1. W sierpniu 2014 sięgnął po tytuł, a odebrał go rodakowi – Damianowi Grabowskiemu. Dla wielu było to zaskoczenie. Z kolei Tybura pokazał, że jest mocny i stać go na efektowne występy. Na poddanie Grabowskiego potrzebował niecałe półtorej minuty. Tybura odniósł ogromny sukces. Na mistrzowską walkę fighter z Uniejowa czekał półtora roku. W tym czasie stoczył cztery pojedynki, w których m. in. rozbił Chabana Ka oraz poddał efektownie Konstantina Gluhova.

Po wywalczeniu pasa spotkał się z Denisem Smoldarevem, jednak skuteczne duszenie od tyłu pozwoliło czempionowi na triumf już w pierwszej rundzie. W maju 2015 roku M-1 postanowiło zorganizować superfight. Uczestnikami walki na najwyższym poziomie byli Tybura i mistrz kategorii półciężkiej Stephan Puetz. Polski fighter musiał pierwszy raz w karierze przełknąć gorycz porażki. Lekarz przerwał pojedynek w trzeciej odsłonie. Puetz mógł wznieść ręce w geście triumfu. Drugi raz Tybura stanął do obrony pasa we wrześniu. Ante Delija nie sprostał wyzwaniu. Kontuzja nogi uniemożliwiła mu dalszą rywalizację. Jak się okazuje Tybura dwukrotnie bronił tytułu, który teraz zostanie zwakowany.

Nowy rozdział

Odchodzi mistrz, który efektownie zdobył tytuł i równie zawzięcie walczył w jego obronie. Teraz o pas zmierzą się Alexander Volkov i Denis Smoldarev.

Tybura może rozpocząć treningi przed debiutem w UFC. Nie wiadomo, kiedy on nastąpi. Teraz trzeba cieszyć się wiadomością o kolejnym Polaku w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Tyburę w oktagonie powinniśmy zobaczyć w kwietniu. Wtedy to UFC da spektakl w Zagrzebiu.

Już 6 lutego w Las Vegas zobaczymy pierwszą walkę Damiana Grabowskiego w UFC. Trzy tygodnie później podczas gali w Londynie do oktagonu wejdą Daniel Omielańczuk, Krzysztof Jotko i Łukasz Sajewski.

KM

Grand Slam w Hawanie: transmisje w FightKlubie

Grand Slam w Hawanie: ośmioro Polaków na inauguracji IJF World Tour
 
O tym, że walka o Igrzyska wkroczyła w decydującą fazę świadczy liczba zgłoszeń do Grand Prix (cykl IJF Tour) w Hawanie. Ponad 400 judoków z prawie 70 państw, w tym 8-osobowa reprezentacja Polski. Transmisje z zawodów na antenie FightKlubu codziennie od piątku do niedzieli o godzinie 23:00.

Na Kubie o punkty do kwalifikacji olimpijskich walczyć będą Agata Perenc -52kg, Karolina Pieńkowska -52kg, Arleta Podolak -57kg, Katarzyna Furmanek +78kg, Damian Szwarnowiecki -73kg, Łukasz Błach -81kg, Jakub Kubieniec -81kg i Jakub Wójcik -100 kg.

Kilka dni temu Agata Perenc i Arleta Podolak zdobyły brązowe medale w zawodach rangi Puchar Świata w Tunisie. Dla Agaty Perenc to był pierwszy międzynarodowy start od połowy ubiegłego roku, kiedy złamała nogę tuż przed Mistrzostwami Świata.

O tym, że walka o Igrzyska wkroczyła w decydującą fazę świadczy liczba zgłoszonych do GP w Hawanie. Niemal połowę uczestników stanowią judocy z Europy. Na niedawnym obozie w Brazylii byli np. Rosjanie i Azerowie i prosto stamtąd udali się na Kubę. W składzie Rosji jest 20 zawodniczek i zawodników, w tym m.in. Mistrzowie Olimpijscy z Londynu Arsen Gałtsjan i Mansur Isaev.

Nie ma reprezentacji Korei Płd. i Japonii, więc innym krajom będzie teoretycznie łatwiej. Liczymy na udane występy Biało-Czerwonych, których później czekają starty w lutym w Grand Slamie w Paryżu, Grand Prix w Duesseldorfie czy PŚ w Warszawie (kobiety).

Grand Prix w kubańskiej stolicy odbędzie się po raz 2. W 2014 roku turniej rozegrano w czerwcu, a do najlepszych należeli Gruzini, gospodarze, Rosjanie i Francuzi. Z Polaków 7 miejsce zajęła Katarzyna Kłys -70kg.

Źródło: materiały prasowe

30 – lecie zdobycia pierwszego tytułu Mistrza Świata Kickboxingu w Polsce

W październiku 2015 r. minęła okrągła rocznica zdobycia pierwszego w historii polskiego kickboxingu Mistrzostwa Świata. Dokładnie 30 lat temu nie kto inny jak wówczas 19 letni Piotr Siegoczyński zdobył pierwszy tytuł Mistrza Świata w polskim kickboxingu. Wszystko wydarzyło się podczas debiutu polskiej reprezentacji na Mistrzostwach Świata WAKO w Budapeszcie. Walczący wówczas w formule semi contact w wadze do 57 kg Piotr Siegoczyński nie pozostawił złudzeń przeciwnikom kto jest najlepszy na świecie.

Po zwycięstwie w Budapeszcie Siegoczyński zdobył pseudonim "Mistrz". Wówczas także nastąpił wielki przełom kick-boxingu w Polsce.

Rok później Piotr Siegoczyński zdobył pierwszy w swojej karierze tytuł mistrza Europy. W 1990 z Mestre koło Wenecji wrócił jako podwójny mistrz świata semi i light-contact. W latach 1991-1994 walczył zawodowo w formule full contact, pokonał m. in. zawodowego Mistrza Świata Andre Sabatie z Francji oraz zawodowego Mistrza Świata Marco Markowa z Bułagarii. w 1995 zakończył karierę. W 2009 wrócił do rywalizacji i zwyciężył w Mistrzostwach Świata Weteranów oraz w 2010 w Mistrzostwach Europy weteranów. W 2011 w Insbrucku zdobył Puchar Świata weteranów. Od pierwszych Mistrzostw Świata weteranów pozostaje nieopokonany w tej kategorii wiekowej.

 

Na zdjęciu puchar i medal przywieziony z Budapesztu w 1985 roku.

""Najważniejsze osiągnięcia:

1985 Budapeszt mistrzostwo świata (semi)
1986 Ateny mistrzostwa Europy, I miejsce (semi)
1987 Hamburg mistrzostwa Europy (light), I-miejsce
1987 Hamburg mistrzostwa Europy (semi), I miejsce
1988 Kraków mistrzostwa Polski (full), I miejsce

Utytułowani wychowankowie: Dorota Godzina, Emilia Szabłowska, Wojciech Myśliński, Piotr Bąkowski, Wojciech Ołtarzewski, Tomasz Bąk, Mariusz Niziołek, Robert Matyja czy Michał Jabłoński.

Życzymy dalszych sukcesów w pracy nad rozwojem polskiego kickboxingu a także dalszych sukcesów na arenie krajowej i międzynarodowej.

 

Redakcja Telewizji FighTime

T.J. Dillashaw

Amerykański zawodnik MMA urodzony 7 lutego 1986 roku  w Sonorze. Swój debiut w klatce zanotował w marcu 2010 roku na gali King of The Cage gdzie pokonał innego debiutanta  Czara Sklavosa na punkty. Do końca roku stoczył jeszcze trzy walki na lokalnych galach w Kalifornii, wszystkie wygrywając przed czasem.  W marcu 2011 roku wziął udział w 14 edycji reality show The Ultimate Fighter gdzie nagrodą za zwycięstwo jest kontrakt z UFC. Dillashaw doszedł do finału który miał miejsce 3 grudnia 2011 roku lecz uległ w nim Johnowi Dodsonowi przez TKO. Mimo porażki podpisał kontrakt z UFC i już 15 lutego 2012 stoczył walkę w organizacji.  Jego rywalem był Walel Watson z którym wygrał przez jednogłośną decyzję sędziów. Jeszcze w tym samym roku wchodził do klatki dwukrotnie, najpierw na gali UFC on Fuel TV: Munoz vs. Weidman która odbyła się 11 lipca pokonał Vaughana Lee, poddając go duszeniem zza pleców oraz 16 marca na gali UFC 158 ciężko znokautował kolanem Issei Tamurę w drugiej rundzie. 20 kwietnia 2013 roku zmierzył się z Brazylijczykiem Hugo Vianą. Dillashaw pokonał rywala przez TKO pod koniec pierwszej rundy. W październiku stoczył pojedynek z o wiele bardziej doświadczonym zawodnikiem z Brazylii Raphaelem Assuncao. Amerykanin przegrał ten pojedynek minimalnie na punkty notując drugą porażkę w karierze. Dillashaw i Assuncao otrzymali bonus finansowy w ramach walki wieczoru. Na początku 2014 roku Dillashaw stanął do walki z Mikiem Eastonem którego ostatecznie pokonał wysoko na punkty. Po tej wygranej Dillashaw dostał szansę stoczenia walki o pas mistrzowski w wadze koguciej który był w posiadaniu Brazylijczyka Renana Barao. Do mistrzowskiego starcia doszło 24 maja 2014 roku na gali UFC 173. Amerykanin skazywany był przez ekspertów na szybką porażkę, a w pierwszej rundzie posłał mistrza na deski. Ostatecznie Dillashaw pokonał Barao w piątej rundzie przez TKO. 30 lipca 2014 roku miał się odbyć rewanż między Dillashaw a Barao, lecz na dzień przed galą w czasie ściniania wagi przed oficjalnym ważeniem, Brazylijczyk zasłabł i został przewieziony do szpitala. By walka wieczoru się odbyła na ostatnią chwilę zakontraktowano byłego mistrza Bellatora Joe Soto, który przetrwał do 5 rundy w której został ciężko znokautowany. 25 lipca 2015 roku stoczył rewanżowy pojedynek z Barao który wygrał przez TKO w czwartej rundzie przez TKO. 17 stycznia 2016 roku stracił pas mistrzowski w starciu z Dominickiem Cruzem przez niejedno głośną decyzję sędziów. 

Miesha Tate

Amerykańska zawodniczka MMA urodzona 18 sierpnia 1986 roku w Tacoma.  W 2007 roku postanowiła zadebiutować w MMA dochodząc do półfinału turnieju BodogFIGHT. Kolejne lata to pojedynki na lokalnych galach w których Miesha wygrywała przed czasem zdobywając m.in. tytuł Freestyle Cage Fighting w 2009 roku oraz sukcesywnie broniąc go rok później.  W 2010 roku związała się długoterminowo z drugą co do wielkości organizacją MMA w USA Strikeforce. W tym samym roku 26 marca stoczyła wygrany pojedynek z przyszłą mistrzynią Bellatora Zoilą Frausto Gurgel poddając ją dźwignią prostą na łokieć. 13 sierpnia 2010 roku wzięła udział w turnieju mającym wyłonić pretendentkę do pasa mistrzowskiego Strikeforce w wadze koguciej będącym  w posiadaniu Holenderki Marloes Coenen. Tate wygrała turniej pokonując obie rywalki na punkty. Pojedynek o mistrzostwo odbył się 30 lipca 2011 roku który Tate ostatecznie wygrała poddając Holenderkę duszeniem trójkątnym rękoma. 3 marca 2012 Tate zmierzyła się z pretendentką do tytułu Rondą Rousey.  Rousey wygrałą pojedynek przez poddanie. Następnie Tate zawalczyła z Julią Kedzie, którą poddała przez poddanie w czwartej rundzie.  Po upadku Strikeforce przeszła do UFC, podpisując kontrakt na walkę z Cat Zingano z którą przegrała przez TKO. 28 grudnia 2013 roku przegrała przez poddanie z Rondą Rousey.  Po tej porażce Tate zanotowała cztery wygrane z rzędu pokonując: Liz Carmouche, Rin Nakai, Sara, McMann i Jessice Eye. 5 marca na gali UFC 196 Miesha Tate zmierzyła się w pojedynku mistrzowskim z Holly Holm. Miesha pokonała swoją rywalkę przez poddanie w piątej rundzie.

Holly Holm

Amerykańska bokserka, kickbokserka i zawodniczka MMA urodzona 17 października 1981 roku w Albuquerque. Od 2002 roku rozpoczęła profesjonalną karierę bokserską. 10 grudnia 2004 roku pokonała Terri Blair zdobywając swój pierwszy zawodowy tytuł mistrzowski w wadze lekkopółśredniej. 10 czerwca 2006 roku została mistrzynią WBA w wadze półśredniej. 22 lutego 2007 roku po pokonaniu Ann Saccurato została mistrzynią m.in. WBC w wadze półśredniej kobiet.  W latach 2011-2012 dwukrotnie walczyła z gwiazdą boksu kobiecego, wielokrotną mistrzynią, Francuską Anne Sophie Mathis z którą w pierwszym pojedynku przegrała przez nokaut (2 lutego 2011), zaś w rewanżu który odbył się 15 czerwca 2012 pokonała ją na punkty i odebrała jej tytuły WBF Female, IBA Female oraz WBAN. Oba pojedynki zostały uznane jako walki roku odpowiednio 2011 oraz 2012. Po zwycięstwie nad Mary McGee 11 maja 2013 i obronie mistrzowskich tytułów IBA i WBF zakończyła karierę bokserską i skupiła się na mieszanych sztukach walki. W sumie zdobyła aż 15 mistrzowskich tytułów w trzech kategoriach wagowych. W MMA zadebiutowała w 2011 roku pokonując Christina Domke. 28 lutego 2013 roku pokonała Katie Merrill na gali Bellator 91. W latach 2013-2014 walczyła dla organizacji Legacy FC gdzie zdobyła tytuł mistrzyni wagi koguciej nokautując Juliane Werner. 28 lutego 2015 zadebiutowała w UFC pokonując Raquel Pennington na punkty. 15 lipca 2015 pokonała na punkty jednogłośną decyzją Marion Reneau. 14 listopada 2015 roku na UFC 193 nieoczekiwanie pokonała faworyzowaną mistrzynię Rondę Rousey. Holm znokautowała obrończynię tytułu wysokim kopnięciem na głowę odbierając jej pas mistrzowski wagi koguciej. 5 marca 2016 roku na gali UFC 196 Holly Holm zmierzyła się w obronie swojega pasa mistrzowskiego z Miesha Tate. Holm przegrała w piątej rundzie przez duszenie zza pleców i straciła swój tytuł.

Czas na rewanż

Niektórzy jeszcze nie przyzwyczaili się, że największym czempionem wagi ciężkiej jest Tyson Fury. Brytyjski bokser ma w swoim dorobku pasy WBO, WBA i IBO. Pokonując Władimira Kliczko wszedł na szczyt. Zgodnie z umową Ukrainiec skorzysta z opcji rewanżu.

Do kolejnej walki pomiędzy Fury'm a Kliczko miałoby dojść 7 maja. Na obecnym etapie trudno powiedzieć, gdzie miałby się odbyć pojedynek, ale wszystko wskazuje na to, że ponownie wybór padnie na Niemcy. W listopadzie Kliczko poległ w Dusseldorfie. Planowanym miejscem kolejnego pojedynku jest stadion Allianz Arena, gdzie swoje mecze rozgrywają piłkarze Bayernu Monachium.

Kwestia ustalenia

Wszystko zależy od rozmów między stronami. Teoretycznie teraz w lepszej sytuacji jest Fury, który jest mistrzem i to on może stawiać warunki. W przypadku listopadowej walki na uprzywilejowanej pozycji stał Kliczko. Ukrainiec jako miejsce swojego kolejnego pojedynku wybrał Dusseldorf, bo na ringach niemieckich czuje się dobrze. Od lat tam walczył, z pojedynczymi wyjątkami, kiedy przyszło mu rywalizować w Rosji, Szwajcarii czy USA. Przegrywając z Fury'm doznał drugiej porażki na niemieckiej ziemi. Wcześniej pokonał go Corrie Sanders, a miało to miejsce w marcu 2003 roku w Hannoverze.

Początkowo mówiło się, że rewanż Fury vs Kliczko mógłby odbyć się na stadionie Wembley. Obóz mistrza świata wagi ciężkiej przychylił się do zorganizowania pojedynku na terenie preferowanym przez Ukraińca, bo tak z pewnością można określić Niemcy. Były czempion kategorii królewskiej czuje się tam jak u siebie w domu, jednak w maju będzie musiał potwierdzić swoją wartość.

Mnożą się kolejne pytania. Rewanżowe starcie Fury'ego z Kliczko już teraz wzbudza ogromne zainteresowanie. Brytyjczyk pokazał, że Ukrainiec nie jest niezatapialny. Zakończył jego panowanie, jednak do czasu rewanżu nie ma pewności, czy Kliczko nie wróci na tron. Być może w maju będzie można powiedzieć, że listopadowa porażka w przypadku Ukraińca była wypadkiem przy pracy.

Myśli się kłębią

A co jeśli nie był to wypadek przy pracy? Może jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę, ale stajemy u progu pewnej epoki, która może dobiec końca. Czas braci Kliczko, bo wcześniej dominował również Witalij, może przeminąć i być tylko wspomnieniem.

39-latek urodzony w Kazachstanie wygrywał przez jedenaście lat aż zatrzymał się na krnąbrnym pięściarzu z Wilmslow. Kliczko może wziąć rewanż na 27-latku, jednak jeśli przegra będzie musiał się spakować. Czy powie dość? W ubiegłym roku pojawiły się informacje jakoby Ukrainiec rozważał zakończenie kariery, jednak wydawały się one nieprawdopodobne. Teraz nabierają już konkretnego kształtu. Zapewne były czempion zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, ale nie da po sobie poznać zdenerwowania. To kwestia doświadczenia i etykiety stylu. 

Z drugiej strony pojawiają się pytania o Fury'ego. Czy sukces go nie przerósł? Niewykluczone, że Brytyjczyk nie udźwignie tego ciężaru psychicznie. To wszystko są pytania, na które odpowiedź prędzej czy później przyjdzie, jednak za nim dojdzie do walki obaj pięściarze będą toczyli pojedynek z własnymi myślami.

KM

Muhammed Lawal

Amerykański zapaśnik w stylu wolnym i zawodnik MMA urodzony 11 stycznia 1981 roku w Las Vegas. W 2007 roku zdobył złoty medal na mistrzostwach panamerykańskich.  Od 2008 roku jest profesjonalnym zawodnikiem MMA. W latach 2008-2009 walczył w japońskim World Victory Road oraz rosyjskim M-1 Global gdzie pokonywał m.in. Travisa Wiuffa i Marka Kerra. W 2009 roku zadebiutował w czołowej amerykańskiej organizacji Strikeforce nokautując Mikea Whiteheada, a cztery miesiące później został jej mistrzem pokonując Ormianina Gegarda Mousasiego. Pierwszą zawodową porażkę zanotował jeszcze w tym samym roku, w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego zostając znokautowany przez Brazylijczyka Rafaela Cavalcante i stracił tytuł. 7 stycznia 2012 roku po zwycięstwie nad Lorenzem Larkinem okazało się że był na dopingu. W organizmie Lawala wykryto substancję drostanol co skutkowało zawieszeniem na dziewięć miesięcy przez komisję sportową stanu Nevada oraz zmianą wyniku starcia na no-contest. Na początku 2013 roku związał się z Bellator MMA gdzie w pierwszym pojedynku zwyciężył Polaka Przemysława Mysiałe przez nokaut. 21 lutego przegrał przed czasem z Emanuelem Newtonem. W tym samym roku wygrał turniej Bellatora wagi półciężkiej pokonując dwóch rywali. 2 listopada stoczył przegrany pojedynek o tymczasowe mistrzostwo Bellatora z Newtonem. 17 maja 2014 roku przegrał na punkty z byłym mistrzem UFC Quintonem Jacksonem. W listopadzie 2015 został wytypowany do reprezentowania organizacji Bellator w międzynarodowym turnieju wagi ciężkiej nowo powstałej japońskiej organizacji RIZIN FIghting Federation. 31 grudnia 2015 roku wygrał Grand Prix RIZIN wagi ciężkiej pokonując  w dwudniowym turnieju trzech rywali, w finale nokautując Czecha Jirija Prochazkę. 14 maja 2016 roku Lawal przegrał z Phil Davis przez jednogłośną decyzję sędziów. 

Ruszają na Karaiby

Nie będzie to wyjazd wakacyjny. Czas rozpocząć zmagania na tatami. Polscy judocy wystartują w zawodach Grand Prix w Hawanie. Rywalizacja odbędzie się w dniach 22-24 stycznia.

Nagrody rozdane, więc można startować. Na początku stycznia w Elblągu odbyła się gala Polskiego Związku Judo, na której wyróżniono najlepszych w 2015 roku. W zmaganiach na Kubie zabraknie jednak czołowych polskich judoków, czyli Darii Pogorzelec i Macieja Sarnackiego. Z wyróżnionych zaprezentuje się jedynie Karolina Pieńkowska, która ma na swoim koncie tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy, a w Elblągu otrzymała tytuł bohaterki roku. 

Powalczą o punkty

Na pewno zawodnicy czują głód startów. Widać to po liście zgłoszonych do turnieju Grand Prix. W Hawanie zaprezentuje się ponad czterystu judoków. Nie ma kategorii wagowej, w której startowałoby mniej niż dwudziestu zawodników. To pokazuje, że rywalizacja będzie niezwykle zacięta i emocjonująca. Aż czterdziestu trzech judoków powalczy o triumf w kategorii 90kg. Wśród pań największą liczbę zawodniczek zanotowano w 52kg – dwadzieścia sześć.

Na Kubę uda się ośmioosobowa reprezentacja Polski. W Grand Prix w Hawanie wystąpią: Karolina Pieńkowska i Agata Perenc (52kg), Arleta Podolak (57kg), Katarzyna Furmanek (+78kg), Damian Szwarnowiecki (73kg), Łukasz Błach i Jakub Kubieniec (81kg) oraz Jakub Wójcik (100kg).

Celem naszych zawodników jest mocne wejście w nowy rok zmagań. W 2015 roku dobry początek zanotowały m.in. Katarzyna Furmanek, która wygrała zmagania w Pradze czy notująca miejsca w czołówce w międzynarodowych startach Agata Perenc. Czy teraz będzie podobnie? 

Kto stanie na ich drodze?

Karolina Pieńkowska i Agata Perenc mogą trafić na zawsze groźną Gili Cohen z Izraela. Namieszać może Portugalka Joana Ramos. Szansy na sukces poszukają Niemki: Mareen Krah i Romy Tarangul. Arleta Podolak w kategorii 57kg musi uważać na Irinę Zabludinę i Violę Waechter. W kategorii +78kg, gdzie wystąpi Katarzyna Furmanek zaprezentuje się mistrzyni świata z Czelabińska z 2014 roku oraz mistrzyni olimpijska z Londynu Idalys Ortiz. Na Karaiby wybiera się również mistrzyni Europy z 2013 roku Francuzka Lucie Louette Kanning. Groźna będzie również Swietłana Iaromka z Ukrainy oraz jej rodaczka Irina Kindzerska.

W kategorii 73kg, gdzie wystąpi Damian Szwarnowiecki o triumf powalczy mistrz olimpijski z Londynu Rosjanin Mansur Isajew. Na pewno swojej szansy poszuka Rustam Orujov, który w 2015 roku wygrał zmagania podczas Grand Slam w Baku. Warto zwrócić uwagę na Węgra Miklsa Ungvariego oraz Mirali Sharipova z Uzbekistanu. W kategorii 81kg, gdzie zaprezentuje się Jakub Kubieniec nie brakuje judoków z Kuby, Mongolii i Brazylii. Groźni będą również Rosjanie. Jakub Wójcik może trafić m.in. na wicemistrza świata z 2014 oraz mistrza panamerykańskiego Kubańczyka Jose Armenterosa, Rosjanina Adlana Bisultanova bądź nieobliczalnego Portugalczyka Jorge Fonsecę.

KM

Haye czeka na walkę o pas

David Haye wraca i planuje. Popularny „Hayemaker” nie po to ponownie wszedł do ringu, aby tylko statystować. 35-letni bokser już zastanawia się nad ewentualną walką o pas.

Swoje pięć minut Haye miał. Nie wykorzystał szansy. W lipcu 2011 roku przegrał na punkty z Władimirem Kliczko i cztery pasy mistrzowskie w wadze ciężkiej przeszły mu koło nosa. Jego kariera znalazła się na zakręcie. Zapowiadał, że zakończy walkę w dniu 31. urodzin. Później pojawiła się kontuzja prawego barku i Haye na długo zniknął z bokserskich aren.

Powrócił w najlepszym stylu

Brytyjczyk nie wytrzymał. Zgodnie z powiedzeniem „ciągnie wilka do lasu” wrócił na ring. Wielokrotnie komentował zmagania potencjalnych rywali w kategorii królewskiej, jednak oprócz opowiadania zapragnął również sportowej rywalizacji. Długo i intensywnie przygotowywał się do pojedynku z Markiem de Morim. W końcu wszedł do ringu. 16 stycznia w Londynie pokazał, że potrafi zaskakiwać. Potrzebował dwóch minut i jedenastu sekund, aby pokonać rywala.

Wrócił wielki Haye, który ósmy pojedynek w karierze zakończył w pierwszej rundzie. Warto przypomnieć, że Brytyjczyk również szybko uporał się z Tomaszem Boninem. Z Polakiem „Hayemaker” rywalizował w kwietniu 2007 roku w Londynie i potrzebował niecałych dwóch minut, żeby odnieść zwycięstwo. Czy po upływie dziewięciu lat 35-latek wraca do lat swojej świetności?

Po pokonaniu Bonina przyszły wielkie sukcesy Haye'a. Pokonując Jeana Marca Mormecka zdobył pas mistrzowskie WBC i WBA w wadze junior ciężkiej. Z czasem przyszedł sukces w kategorii królewskiej, gdzie po wygranej z Nikołajem Wałujewem Haye zgarnął pas WBA. Można snuć wiele analogii, ale widać, że Brytyjczyk wrócił naładowany. Znając jego charakter będzie drążył i robił sobie reklamę aż w końcu dojdzie do pojedynku o tytuł.

Myśli o Wilderze

Jednak Haye nie ma rozgrzanej głowy. Spokojnie podchodzi do całej sprawy. Zasiał ziarno, które być może za jakiś czasu wykiełkuje. Zrobił dobrą robotę wygrywają szybko z de Morim. Pokazał, że wrócił odnowiony, czy zwrócił na siebie uwagę.

Wiele zależy od tego jak zaprezentuje się w kolejnych walkach. Gdy będzie zwyciężał wszystko jest możliwe. Nawet walka z Wilderem, którego śmiało wymienia wśród potencjalnych rywali. – Stoczę jeszcze dwie lub trzy walki i być może dostanę szansę walki o pas. Ciekawy byłby pojedynek z Wilderem oraz Martinem. Pasy WBA i WBO należą do Fury'ego. Waga ciężka jest otwarta. Ciekawe, kto wyjdzie zwycięsko z rewanżu Fury-Kliczko. Browne zmierzy się z Czagajewem o pas WBA interim. Nie wygląda na to, aby waga ciężka została przez kogoś w pełni zdominowana – analizuje Haye. W tym wszystkim zapewne szuka miejsca dla siebie.

KM

Znów się nie udało, Szpilka na deskach

Deontay Wilder po raz trzeci obronił pas mistrza świata WBC w wadze ciężkiej. Artur Szpilka walczył ambitnie, jednak potężny cios Amerykanina pozbawił Polaka złudzeń.

Nadzieja była. „Szpila” przez dziewięć rund trzymał się dzielnie i niepokoił Amerykanina, który cierpliwie czekał na moment, w którym będzie mógł wyprowadzić decydujący cios.

Prawy w szczękę rozbił Szpilkę

Wilder rozpoczął pojedynek spokojnie. Czekał na Szpilkę, który nie podejmował zbytniego ryzyka. Polak wyprowadził kilka ciosów, jednak przeszył nimi powietrze. Amerykanin zachęcał rywala do większej aktywności, w odpowiedzi „Szpila” rozłożył ręce informując, że oczekuje tego samego. Szpilce trudno było przedrzeć się przez długie ramiona Wildera. Pierwsze dwie rundy to wzajemne badanie się i przygotowywanie pozycji do ataku.

W trzeciej odsłonie Szpilka wyprowadził kilka celnych ciosów na tułów. Polak dobrze spisywał się w obronie i unikał sporadycznych uderzeń czempiona. W czwartej rundzie Amerykanin zaczął szukać kontaktu. Wilder wykorzystywał lewą rękę i niepokoił Polaka. Szpilka nie zamierzał się schować. „Szpila” zaczął pracować prawą ręką, pod linami potraktował swojego przeciwnika serią ciosów i kontynuował napór. Polak różnymi metodami starał się skrócić dystans, jednak amerykański bokser nie pozwolił mu na rozwinięcie skrzydeł.

Wilder w szóstej odsłonie postawił na zdecydowany atak. Próbował, jednak bez efektu. Z kolei Polak wyprowadzał celne ciosy na tułów. Szpilka kontynuował ataki, próbował, szukał, jednak Wilder stawiał szczelną gardę. W ósmej rundzie amerykański bombardier włączył prawy prosty. Polak balansował tułowiem, starał się znaleźć lukę w obronie rywala, ale ten trzymał dystans i korzystał z przewagi zasięgu ramion. Pięściarze zderzyli się głowami, co spowodowało rozcięcie łuku brwiowego u „Szpili”. W dziewiątej rundzie Polak znalazł się na deskach i to był koniec. Przy próbie ataku Szpilki Wilder wyprowadził prawy prosty w szczękę rywala. „Szpila” padł jak rażony piorunem i długo nie podnosił się. Zwycięstwo Wildera stało się faktem. Czekał, czekał aż wyczekał moment i zaatakował skutecznie. Szpilka na noszach opuścił ring.

Pech Głazkowa

W Barclays Center doszło również do starcia o mistrzostwo świata IBF w wadze ciężkiej. Charles Martin miał nad Wiaczesławem Głazkowem przewagę wzrostu, zasięgu oraz wagi. Amerykanin był prawie piętnaście kilogramów cięższy. Od początku aktywny starał się być Głazkow, który trzymał dystans i szukał możliwości trafienia rywala. Martin spokojny oraz uważny. W trzeciej rundzie Ukrainiec znalazł się na deskach, jednak nie miał w tym udziału Amerykanin. Głazkow wstał i walczyć dalej. Po upływie kilku sekund 31-latek urodzony w Ługańsku wyprowadził kolejny cios i znalazł się na deskach. Okazało się, że wszystkiemu winne jest kolano. Sędzia podszedł do Głazkowa, a ten ruchem głową poinformował go o niemożności kontynuowania walki. Pojedynek rozstrzygnął się dość szybko. Kontuzja to fatalna sprawa dla Głazkowa, jednak Martin może cieszyć się z tytułu mistrza świata IBF.

Amerykanin to ciekawa postać. Zwykł szybko kończyć swoje walki, jednak w tym przypadku główną rolę odegrał przypadek losowy. Mistrzem świata został Martin, który swego czasu siedział w więzieniu za przestępstwa związane z narkotykami. Na początku swojej kariery musiał pracować jako murarz, jednak teraz są to już tylko wspomnienia. Teraz Martin znalazł się w glorii chwały.

Swoją kolejną walkę w Stanach Zjednoczonych stoczył Maciej Sulęcki. Rywalizujący w wadze średniej Polak wygrał przez techniczny nokaut w siódmej rundzie z Derrick'iem Findley'em. Od początku „Striczu” miał wyraźną przewagą. Sulęcki stoczył trzeci pojedynek w USA i po raz kolejny zakończył rywalizację przed czasem. To dwudziesty drugi triumf polskiego boksera na zawodowych ringach.

W wadze ciężkiej kolejny pojedynek stoczył Adam Kowancki. 26-latek po ośmiu rundach okazał się zdecydowanie lepszy od Danny'ego Kelly'ego. Sędziowie punktowali 80:72, 80:72 i 79:73 na korzyść polskiego pięściarza.

KM

„Cyborg” nie do zatrzymania

Cristiane „Cyborg” Justino uchodzi za jedną z najlepszych wojowniczek mieszanych sztuk walki na świecie. Zawodniczka z Brazylii po raz kolejny udowodniła swój kunszt. Podczas gali Invicta 15 ofiarą 30-latki padła Daria Ibragimova.

Jeszcze niedawno świat żył spekulacjami na temat możliwego pojedynku pomiędzy Justino a Rondą Rousey, jednak Amerykanka straciła mistrzowski pas UFC w wadze koguciej. Brazylijka już pracowała nad zbijaniem wagi. Teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Jedno jest niezmienne – Justino nadal demoluje.

Nawałnica ciosów

Drogowcy walczą ze skutkami zimy. Ostatnie opady śniegu sprawiły, że ulice i chodniki pokryły się białym puchem. Trzeba było przystąpić do działania. Czasami bywa, że jest to syzyfowa praca. Usunięcie jednego śniegu wcale nie gwarantuje pełnej przejezdności dróg. Podobnie jest z Justino. Dla rywalek jest niezwykle nieprzyjemnym i niewygodnym przeciwnikiem. „Cyborg” można trafić bądź skutecznie się bronić przed jej naporem, ale w końcu ulegnie się nawałnicy jej ciosów.

Przekonała się o tym Daria Ibragimova. 31-letnia Rosjanka debiutowała w organizacji Invicta. Wcześniej występowała na galach M-1, WFC czy Fight Nights. Do walki z Justino przystępowała po odniesieniu siedmiu kolejnych zwycięstw. Ibragimova imponowała, gdyż aż sześć pojedynków zakończyła w pierwszej rundzie. Niektóre trwały zaledwie trzydzieści sekund. To oznaczało, że w oktagonie spotkają się dwie niezwykle skuteczne i precyzyjne fighterki. Jednak Justino była faworytką, bo to ona znajdowała się w posiadaniu pasa w kategorii piórkowej. Dodatkowo ostatnie dwie walki Brazylijki nie trwały dłużej niż minutę. 

Ibragimova chciała stawić czoła „Cyborg”. Wytrzymała prawie całą rundę. Na kilka sekund przed końcem nie sprostała naporowi Justino, która jest niezwykle skuteczna w stójce i potrafi wykorzystać nawet najmniejszą lukę w gardzie swojej rywalki. 30-letnia zawodniczka z Kurytyby wygrała przez nokaut i marzenia Ibragimovej o podboju Invicty spełzły na niczym.

Kontynuuje swoje dzieło

Justino jest niesamowita. W przypadku walk z jej udziałem można być w pełni przekonanym, że walka zakończy się przed czasem i do tego efektownie.

Do niedawna Justino prowadziła korespondencyjny pojedynek z Rousey. Jedna i druga kończyły swoje walki przed czasem. Do rozstrzygnięcia potrzebowały zaledwie kilkunastu sekund. Teraz w grze pozostała Brazylijka. Rousey czeka na rewanż z Holm. 

Justino po raz ostatni na punkty wygrała w październiku 2008 roku. Ostatnie trzy pojedynki kończyła już w pierwszych rundach. W kuluarach mnożą się pytania, kiedy trafi do UFC? Kwestia pozostaje otwarta, choć wydaje się nieco odległa. Justino chciała zejść do wagi koguciej i rywalizować z Rousey, ale po utracie pasa przez Amerykankę wydaje się, że na razie Brazylijka nie zaprezentuje się w UFC.

KM

Kolejni dopingowicze w UFC

W 2015 roku świat mieszanych sztuk walki przeżył prawdziwą traumę, gdy na stosowaniu dopingu przyłapano takie gwiazdy jak Anderson Silva czy Jon Jones. Organizacja UFC zapowiadała, że podejmie kroki w celu zwalczania zjawiska. Liczba przeprowadzanych kontroli ma znacząco wzrosnąć.

Jednak nie na wszystkich padł blady strach. Zapewne niektórzy liczą, że jakoś uda im się uniknąć kontroli i dalej stosować niedozwolone środki. Na zażywaniu marihuany wpadł Diego Brandao. UFC poinformowało również o potencjalnej wpadce dopingowej Yoela Romero.

Co ich czeka?

We wrześniu 2015 roku Brandao potrzebował zaledwie dwudziestu ośmiu sekund, aby zakończyć pojedynek z Katsunorim Kikuno. Japończyk był bezradny wobec naporu Brazylijczyka, który w UFC rywalizuje od czterech lat. 28-latek walczy ze zmiennym szczęściem, jednak nie można mu zarzucić, że jego pojedynki nie są efektowne. Brandao chciał dobrze zacząć 2016 rok. Na gali UFC 195 zmierzył się z Brianem Ortegą i musiał odklepać w trzeciej rundzie, bo rywal zastosował skuteczne duszenie. Brazylijczyk nie miał powodów do radości. Zaliczył czwartą porażkę w swoim dziesiątym występie w UFC, jednak to był dopiero początek problemów. Podczas gali Brazylijczyk został przebadany i w jego organizmie znajdowały się metabolity marihuany. Warto wprowadzić pewne rozróżnienie. Marihuana nie znajduje się na liście środków zakazanych w czasie „poza walkami”. Kontrola Brandao została przeprowadzona w „okresie walki”, który określa się jako dwanaście godzin przed bądź po gali. Brazylijczyk musi liczyć się z karą. Jaką? Nowe przepisy Komisji Sportowej Stanu Nevada określają, że pierwsze naruszenie przepisów to półtora roku zawieszenia i 30-40% kary pieniężnej. W przypadku ponownego zażycia środków sankcje są bardziej dotkliwe.

Amerykańska Agencja Antydopingowa poinformowała UFC o potencjalnej wpadce dopingowej Yoela Romero. Nie wiadomo jakie środki zażył zawodnik. Teraz USADA zajmie się dokładną analizą wyników jego testów i stosownie do kategorii czynu wyda wyrok w tej sprawie. Wiadomo, że Romero miał stosować niedozwolone środki w czasie przygotowań do walki z Ronaldo Souzą, która odbyła się w grudniu 2015 roku. Triumfował Kubańczyk.

Będą zwalczać doping 

UFC zapowiada walkę z dopingiem i brak pobłażliwości dla stosujących zakazane środki. USADA opracowała dla amerykańskiej organizacji nowy program, który ma na celu przeciwdziałanie niedozwolonym substancjom. W poprzednim roku przeprowadzono 356 testów. Nowy program antydopingowy obowiązuje od 1 lipca 2015 roku i od tamtego czasu odbyły się 272 kontrole. 

W pierwszych tygodniach 2016 roku przebadano już 49 zawodników. Zgodnie z zapowiedziami w ciągu dwunastu najbliższych miesięcy planowane jest przeprowadzenie ponad 2500 badań.

Warto poświęcić chwilę na substancje zakazane. Dzielą się one na dwie kategorie. W pierwszej znalazły się m.in. anaboliki, hormon wzrostu, peptydy, które są zakazane całkowicie. Z kolei takie substancje jak kokaina czy marihuana nie mogą być stosowane podczas zawodów.

Fot. sherdog.com

KM

Kopiec powalczy o tytuł

Fighter z Warszawy znalazł się w gronie ośmiu kandydatów do tytułu mistrza organizacji King of Kings w wadze 71kg. Rywalizacja o miano najlepszego kickboxera rozpocznie się 27 lutego w Rydze.

Mateusz Kopiec nie po raz pierwszy będzie miał okazję zaprezentować się w turnieju King of Kings. Z poprzednich startów ma dobre wspomnienia. Czy tym razem również namiesza?

Zastępstwo i triumf 

Kickboxing na wysokim poziomi i często z udziałem Polaków – tak można w skrócie scharakteryzować King of Kings. Na galach organizacji Donatasa Simanaitisa nie brakuje polskich zawodników. W 2016 roku KoK ponownie zawita do Polski, gdzie zorganizuje swoją galę. Na 10 grudnia zaplanowano występ w Warszawie. Ma być to zwieńczenie pracowitego roku w wykonaniu KoK.

Na galach organizacji nigdy nie brakowało Polaków. Przewinęło się wiele nazwisk. Paczuski, Turyński, Ziemnicki, Szczepkowski, Rajewski, Głogowski, Sieradzki, Olszewski czy Woźnicki. Ciekawą kartę w historii King of Kings zapisał również Mateusz Kopiec. Zawodnik z Warszawy triumfował w zmaganiach World Grand Prix K-1 w 2010 roku. Początkowo Kopiec miał stoczyć tylko jeden pojedynek, jednak w zmaganiach nie mógł wystąpić Łukasz Szulc. Szansę występu w turnieju 70kg otrzymał kolejny Polak. Mateusz Kopiec szedł jak burza. Znokautował Leo Bonningera, a w półfinale pokonał na punkty Tadasa Jonkusa. Dopiero w finale miał problemy, gdyż jego rywal był wypoczęty. Fernando Groenhart nie musiał rywalizować o wejście do decydującej rozgrywki, ponieważ jego półfinałowy rywal wycofał się z powodu kontuzji. Kopiec triumfował po dogrywce.

O krok od powtórzenia wyniku Polak był w 2014 roku, kiedy to również dotarł do finału. Tam spotkał się z Chrisem Bayą. Po pięciu rundach lepszy okazał się zawodnik z Holandii, choć wielu twierdziło, ze niesłusznie.

Po raz kolejny Kopiec będzie mógł zaprezentować swój kunszt i pokazać, że jest czołowym zawodnikiem w wadze lekkiej w Europie. Pierwsza odsłona o miano najlepszego już 27 lutego w Rydze. W stolicy Łotwy Kopiec zmierzy się z Ilyasem Rustamovem z Estonii, który w 2015 roku odniósł dwa zwycięstwa na galach KoK. To będzie pierwszy akord zmagań. Warto nadmienić, że podczas ostatniego występu na gali w Rydze Kopiec triumfował. Być może to dobry prognostyk.

Mistrza poznamy w Kiszyniowie

Najlepszy lekki zostanie wyłoniony podczas gali w Kiszyniowie, która została zaplanowana na 9 kwietnia. 

Kto oprócz Kopca wystąpi w Rydze? Jordan Pikeur to niezwykle ciekawy zawodnik, który podczas turnieju K-1 MAX w drodze do finału wygrał wszystkie pojedynki przed czasem. Holender ma potencjał, a w Rydze jego umiejętności sprawdzi Christian Dorel.

Wiaczesław Tevinsh zmierzy się z Janem Nausem. Cały czas nie wiadomo z kim stanie do rywalizacji Dmitri Olynyk.

KM

Łobuz, który może zostać mistrzem

Kolejny polski pięściarz stanie przed szansą na zdobycie mistrzostwa świata w kategorii królewskiej. Aby spełnić marzenia Artur Szpilka musi pokonać prawdziwego bombardiera – Deontaya Wildera.

Szpilka przeszedł wyboistą drogę do pojedynku o mistrzowski pas w wadze ciężkiej. Był niepokorny, nie unikał bójek, za jedną z nich trafił za kratki. Po wyjściu na wolność wrócił na ring i z każdą kolejną walką dojrzewał. Wyjechał do USA, gdzie trenuje pod okiem Ronniego Shieldsa. W Stanach miał doskonalić swoje umiejętności, aby wejść na szczyt. W sobotę, 16 stycznia, stanie przed życiową szansą w Barclays Center w Nowym Jorku.

Więzienny image

Już w szkole był przekonany, że zostanie mistrzem. Szpilka nie należał do pilnych uczniów, ale przykuwał uwagę nauczycieli i kolegów. Znany był z tego, że łobuzował. Siał postrach wśród rówieśników i nie tylko. Szukał przeciwników, których będzie mógł zlać, jednak chciał mierzyć się z równymi sobie, a nawet silniejszymi.

Szansą dla Szpilki stał się boks. Młody pięściarz jeździł na zgrupowania, gdzie miał możliwość rozwijać swoje umiejętności. To było jednak za mało. Szukał kolejnych wrażeń. Wdawał się w bójki. W Wieliczce, skąd pochodzi wszyscy wiedzieli, że to typ niepokorny. Kilkukrotnie policja pukała do jego drzwi. Kończyło się na wizytach na komisariacie. Jednak w końcu czara goryczy się przelała. Szpilka był już przygotowany i palił się do wyjścia na ring, aby stoczyć pojedynek z Wojciechem Bartnikiem. Był październik 2009 roku. Do walki nie doszło. Szpilka trafił do aresztu za pobicie i kradzież telefonu na dyskotece. Wyrok się uprawomocnił, co oznaczało dla pięściarza półtora roku pobytu w więzieniu.

O Szpilkę walczył Andrzej Gołota, który odwiedził młodego boksera w więzieniu, jednak ten nie był skory do rozmowy. Początkowo „Szpila” przebywał w areszcie w Krakowie, ale przeniesiono go do Tarnowa. Uderzył funkcjonariusza, który kazał pościelić mu łóżko. Był pod stałym nadzorem kamer, bardzo rzadko widywał się z rodziną, przytył. Po wyjściu na wolność wrócił na ring. Podjął się rywalizacji w wadze ciężkiej, wcześniej walczył w junior ciężkiej, i zmierzył się w czerwcu 2011 roku z Ramizem Hadziaganoviciem. Polak potrzebował trzydziestu trzech sekund, aby odnieść zwycięstwo.

Typ niepokorny

Przyległa do niego łatka chuligana. Przez długi czas musiał z nią walczyć, ale sam dawał podstawy, aby opinia publiczna trwała w swoich osądach. W dosadnych słowach wypowiadał się o swoich rywalach. Często kpił. Nie potrafił zachować należnego spokoju i ogłady. W styczniu 2013 roku podczas konferencji prasowej „Szpila” rzucił się na Krzysztofa Zimnocha. Panowie nie przypadają za sobą i po serii wyzwisk postanowili porozmawiać ze sobą za pomocą pięści. Mieli spotkać się w ringu, jednak do pojedynku ostatecznie nie doszło.

Wielu powtarzało, że Szpilka ma umiejętności, lecz musi popracować nad głową. W Polsce gromił kolejnych rywali, jeździł również do Stanów, gdzie dwukrotnie znokautował Mike'a Molo. Prezentował się efektownie w ringu, jednak poza nim bywało różnie. Robił wokół siebie wiele zamieszania, często niepotrzebnego. Jednak dało się słyszeć głosy, że pobyt w więzieniu zmienił go. Kwestią podstawową dla rozwoju Szpilki była konieczność otoczenia się właściwymi ludźmi. Boks musiał stać się całym jego życiem. 

W styczniu 2014 roku doznał jedynej, jak do tej pory, porażki na zawodowym ringu. Bryant Jennings znalazł sposób na Polaka i zakończył pojedynek przed czasem. Zapewne to wydarzenie dało Szpilce do myślenia. Chciał udowodnić, że jest najlepszy w Polsce w kategorii ciężkiej i dostał szansę rywalizacji z Tomaszem Adamkiem. W ringu zaprezentował się dojrzale, myślał, analizował i nie dał się wyprowadzić z równowagi. Wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Pokazał, że jest najlepszy w kraju. Kolejny krok to podbicie świata. W styczniu 2015 roku podpisał kontrakt z Alem Haymonem, który ma w swojej stajni najlepszych. Trenerem Szpilki został Ronnie Shields, który głęboko wierzy w swojego podopiecznego. Do tej pory Polak wygrał trzy pojedynki pod jego wodzą.

W czwartej walce, w której obecny będzie Shields Szpilka ma szansę zdobyć tytuł mistrza świata WBC. Polak pokazał, że nadal tkwi w nim coś z chuligana. Podczas konferencji prasowej przed mistrzowskim starciem doszło do szarpaniny pomiędzy 26-latkiem, a Deontayem Wilderem. Zapewne to element wojny psychologicznej. Amerykanin chciał sprowokować Szpilkę, jednak ten nie miał zamiaru się poddać. Gdy Wilder przerwał mu wypowiedź „Szpila” odpowiedział, że go znokautuje. 

Polska nigdy nie miała mistrza świata w wadze ciężkiej. O tytuł walczyło pięciu pięściarzy. Gołota, Sosnowski, Adamek, Wawrzyk i Wach nie dali rady. Czy szósty polski kandydat okaże się zwycięzcą?

KM

Komu przypadnie tytuł?

Podczas sobotniej, 16 stycznia, gali w Barclays Center Artur Szpilka będzie starał się pokonać Deontaya Wildera i przejąć pasa mistrza świata WBC. To główne danie wieczoru. Wcześniej dojdzie do równie ciekawego starcia, a na szali będzie tytuł czempiona IBF.

Wokół pasa było wiele zamieszania. Jeszcze niedawno należał do Władimira Kliczko, jednak po listopadowej porażce w Dusseldorfie Ukrainiec stracił tytuł na rzecz Tysona Fury'ego. Anglik cieszył się ze zdobyczy zaledwie kilkanaście dni. Obowiązkowym pretendentem do walki o pas IBF był Wiaczesław Głazkow i Fury powinien zmierzyć się z Ukraińcem, jednak wybrał inną drogę. Zdecydował się na kolejne starcie z Kliczko. Fury został pozbawiony pasa. O wakujący tytuł powalczą Głazkow oraz Charles Martin.

Spokojny Głazkow

Ukrainiec na stałe trafił do Stanów Zjednoczonych w grudniu 2012 roku, kiedy pokonał Tora Hamera. Od tamtego czasu stoczył sześć zwycięskich walk na amerykańskich ringach. Ostatnio rywalizował w Rosji, gdzie w czwartej rundzie położył na deski Kertsona Manswella. W 2015 roku pokonał również Steve'a Cunninghama. 

Polskim kibicom Głazkow jest znany jako ten, z którym Tomasz Adamek stoczył swój ostatni pojedynek w USA. Ukrainiec wygrał zdecydowanie na punkty. Głazkow okazał się skuteczniejszy i przede wszystkim kontrolował przebieg pojedynku. Bokser urodzony w Ługańsku punktował „Górala”, który nie był w stanie przeciwstawić się młodszemu rywalowi. Głazkow potwierdził swoje miejsce w hierarchii wagi ciężkiej, ale na walkę o pas przyszło mu czekać prawie dwa lata.

Głazkow stoczył na zawodowych ringach dwadzieścia dwa pojedynki. Zanotował dwadzieścia jeden zwycięstw i jeden remis. Malik Scott jako jedyny może pochwalić się tym, że nie przegrał z Głazkowem, choć wynik był dość dziwny. Jeden sędzia ocenił walkę remisową, kolejny widział minimalne zwycięstwo Ukraińca, a trzeci zdecydowanie wskazał na Amerykanina. 

Teraz Głazkow ma okazję, aby potwierdzić swój kunszt. Ukrainiec jest zadowolony z przygotowań do walki z Martinem. – Nie stresuję się przed zbliżającą walką. Czuję się świetnie. To dla mnie kolejna walka. Jasne, że stawką jest tytuł, ale nie czuję dodatkowej presji. Wszystko jest w porządku. W przygotowaniach do walki pomagał mi Eduard Mienchakov, z którym trenowałem w czasach amatorskich. Współpracuje nam się dobrze również na sali zawodowej – mówi Głazkow.

Wiara Martina

W sukces wierzy Charles Martin, który do tej pory na swoim koncie zapisał pas mistrzowski WBO NABO. Starcie o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej IBF będzie dla niego największym wyzwaniem w karierze, jednak Amerykanin głęboko wierzy w swoje siły.

Patrząc na jego ostatnie występy ma ku temu solidne podstawy. Vicente Sandeza odprawił w trzeciej rundzie, a na pokonanie Toma Dallasa potrzebował zaledwie trzech minut. Martin nie patyczkuje się i szybko kończy swoje walki. Dwadzieścia pojedynków rozstrzygnął przed czasem. Tylko w trzech przypadkach spędził w ringu pełen dystans. – To, że jestem w tym miejscu jest ekscytujące, ale będzie jeszcze słodsze, gdy zdobędę pas. Waga ciężka powraca. Zamierzam pokazać siłę wszystkim. Mam za sobą wspaniały obóz. Nie chcę za dużo gadać. Niech w sobotę przemówią moje pięści – ucina Martin.

Fot. thesweetscience.com 

KM

Polacy jadą do Chicago, Parcheta przegrywa

26 lutego na gali Glory 27 w Chicago zaprezentuje się dwóch naszych zawodników. Paweł Jędrzejczyk i Tomasz Makowski to doświadczeni zawodnicy, którzy wielokrotnie serwowali niesamowite kickboxerskie pojedynki. Jak będzie tym razem?

Wszystko jest już dopięte niemal na ostatni guzik. Trzeba jeszcze cierpliwie poczekać na ujawnienie nazwisk rywali naszych zawodników.

Doświadczeni i mocni

Paweł Jędrzejczyk doskonalił swoje umiejętności w Tajlandii. Można zaryzykować stwierdzenie, że nie robi mu różnicy czy toczy pojedynki na zasadach boksu tajskiego czy K-1. 35-latek osiągnął najwyższy poziom. W końcu zawita na galę organizacji Glory, czyli jednego z potentatów na kickboxerskim rynku.

To również znakomita informacja dla kibiców w Polsce. W lutym w Chicago zobaczymy dwóch Polaków, którzy mogą przetrzeć szlaki kolejnym naszym zawodnikom. Kiedyś blisko występu w Glory był Rafał Dudek, jednak wydarzenie zostało odwołane. Teraz nadarza się kolejna szansa, która w najbliższym czasie może wydać owoce. Jędrzejczyk i Makowski mogą okazać się kluczami do sukcesu polskiego kickboxingu. Czy Polacy wypłyną na szerokie wody?

Obaj mają bogate dokonania. Jędrzejczyk zdobywał mistrzostwa świata w K-1 i muay thai organizacji WKN i WKA. W 2015 roku podbijał Tajlandię i radził sobie bardzo dobrze. Na początku lutego zmierzył się w rewanżowej walce z Garethem Nelliesem. Panowie rywalizowali na stadionie Lumpinee w Bangkoku. Jędrzejczyk okazał się lepszy i sędziowie przyznali mu zwycięstwo. Udany rewanż 35-latka, który zarazem został pierwszym Polakiem triumfującym na stadionie Lumpinee. W maju w Pattayi pokonał utytułowanego F16 Rajanonta. Kolejne występy to porażki Polaka. Jędrzejczyk przegrał z Ekapopem Sityodtong, a w październiku podczas gali Martial Arts Contest lepszy okazał się Thanelek Chompon.

Jędrzejczyk w Chicago ma rywalizować w kategorii 77kg, a Makowski w 65kg. Decyzję o występie tego drugiego podejmie lekarz. Makowskiego nikomu nie trzeba przedstawiać. To wielokrotny mistrz Polski full contact, low kick, K-1, muay thai. Na swoim koncie ma również triumfy w Pucharach Świata full contact. W 2007 roku zdobył tytuł mistrza świata muay thai WKA i dominował na globie przez kolejne lata. We wrześniu 2015 na gali MFC Makowski przegrał z Federico Romą pojedynek w obronie pasa zawodowego mistrza WKN w kategorii 58,9kg. Polak nie mógł kontynuować rywalizacji ze względu na kontuzję biodra. Miejmy nadzieję, że w Chicago doświadczonego zawodnika zobaczymy.

Parcheta przegrywa w Tajlandii

Kolejnym Polakiem, który szlifuje swoje umiejętności w Tajlandii jest Marcin Parcheta. Zawodnik ze Szczecina wziął udział w turnieju organizacji Super Muaythai.

Wielokrotny mistrz Polski muay thai i K-1 w kategorii 70kg wystąpił w czteroosobowym turnieju. W półfinale w drugiej rundzie zakończył rywalizację z Luisem Alberto. Parcheta w finale zmierzył zawodnikiem z Australii. Charlie nie miał litości dla naszego zawodnika i jeden z jego ciosów spowodował rozcięcie nad okiem fightera ze Szczecina. Sędzia przerwał walkę, Parcheta musiał zadowolić się drugą lokatą. 

KM

Edgar w pogoni za szansą

Każdy chce walczyć o najwyższe laury i spełniać się. W cenie jest cierpliwość, gdyż nie zawsze udaje się zrealizować założenia. Świat sportów walki to wiele zależności, pieniądze, ale także szczęście. Tego ostatniego nie ma Frankie Edgar.

34-letni Amerykanin liczył, że uda mu się spotkać z Conorem McGregorem i rywalizować o pas mistrza UFC w kategorii piórkowej, jednak Irlandczyk ma zmierzyć się w kwietniu z Rafaelem dos Anjosem. Edgar jest poirytowany.

Szansa przeszła koło nosa

Edgar miał ciężki 2012 rok i początek 2013 roku. Nie potrafił sprostać dwukrotnie Bensonowi Hendersonowi i Jose Aldo. W lutym 2012 roku Edgar stracił tytuł mistrzowski UFC w wadze lekkiej na rzecz swojego rodaka, jednak pojedynek był niezwykle wyrównany i zdecydowano się na rewanż. Werdykt kolejnej walki wzbudził wiele wątpliwości. Henderson wygrał i obronił pas, jednak decyzja sędziów była niejednogłośna. Edgar zdecydował się zejść do kategorii piórkowej. W lutym 2013 spotkał się w rywalizacji z Jose Aldo, który dzierżył pas mistrzowski. Brazylijczyk wygrał na punkty. 

Amerykanin wrócił na właściwe tory i coraz lepiej poczynał sobie w kategorii piórkowej. Od wygranej z Charlesem Oliveirą rozpoczęła się dobra passa Edgara, który wygrał pięć kolejnych walk. W swoim ostatnim występie, grudzień 2015, Amerykanin szybko rozprawił się  z Chadem Mendesem. Zasypał rywala ciosami i po ponad dwóch minutach walka zakończyła się. Nic nie stało na przeszkodzie, aby teraz Edgar spotkał się z mistrzem wagi piórkowej Conorem McGregorem. Były nawet przymiarki, jednak Irlandczyk zdecydował się stoczyć kolejną walkę w kategorii lekkiej. McGregor szuka kolejnych wrażeń i chce zdobyć pas. Jego najbliższym rywalem ma być mistrz wagi lekkiej Rafael dos Anjos.

Rozczarowanie

Edgar czekał i miał nadzieję, że w końcu zmierzy się o mistrzowski pas. Figla spłatał mu McGregor. – Wypompowałem się. Mam za sobą jedną z najlepszych walk w życiu i powinienem czuć się inaczej. Chodzi o pewność siebie. Dan White i Lorenzo Fertitty nie są tym jednak zainteresowani. Zapewne nie jestem najlepszym przeciwnikiem jakiego oni oczekują. Pewnie nie chcą tej walki. Trzech przeciw mnie. Myślę, że jestem najgorszym zestawieniem dla McGregora. On o tym wie, wy też i UFC też. Chcę dostać szansę. Tego właśnie chcę. Czy dostanę to? – zastanawia się amerykański fighter.

Co pozostaje 34-latkowi? Może czekać na McGregora i jego decyzję o obronie mistrzowskiego pasa w kategorii piórkowej. Jednak czas biegnie nieubłaganie, a Edgar nie może stać w miejscu. W każdej kolejnej walce musi udowadniać swoją wartość. Tyle w tej chwili może.

Fot. sherdog.com

KM

Pogorzelec i Sarnacki wyróżnieni

Miniony weekend upływał w Elblągu pod hasłem "Szlifujemy talenty –  poszukujemy mistrza". Piąty judo camp ściągnął blisko 700 zawodników. W Elblągu odbywała się również gala Polskiego Związku Judo, gdzie nagrodzono najlepszych w 2015 roku.

Rok olimpijski, czy rok wielkich nadziei. Czy się ziszczą? Czas pokaże. Wszyscy chcieliby, aby Polska miała kolejnego mistrza olimpijskiego w judo i następcę Pawła Nastuli. Być może taki diament brał udział w zmaganiach w Elblągu.

Treningi i warsztaty

Już po raz piąty do Elbląga zjechali się trenerzy i zawodnicy, aby wziąć udział w seminariach oraz treningach. Inicjatywa trafiła na podatny grunt, bo z roku na rok frekwencja wzrasta. Organizatorzy przewidywali, że do Elbląga zjedzie blisko tysiąc zawodników, jednak przeliczyli się. Według wstępnych podsumowań w judo camp wzięło udział blisko 700 wojowników. W Elblągu pojawiło się również 70 trenerów, którzy uczestniczyli w seminariach prowadzonych m.in. przez Jewgienija Lwowa i Hiroshi Katanishiego.

Hala Centrum Sportowo – Biznesowego stała się wyjątkowym miejscem dla polskiego judo. Impreza “Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza” to wyraz troski o przyszłość i ważna inicjatywa. Istotne jest również, że praktycznie całe środowisko judo może spotkać się w jednym miejscu. To okazja do wspólnej integracji i wymiany doświadczeń.

Impreza rozwija się z roku na rok. W treningach uczestniczy coraz więcej judoków, do Elbląga zjeżdżają się nie tylko polscy zawodnicy. Jak ważna jest to impreza świadczy fakt, że otwierał ją Sławomir Kownacki, prezes Polskiego Związku Judo oraz Bogusław Milusz, wiceprezydent Elbląga. 

Nagrodzeni

Elbląg na kilka dni stał się polską stolicą judo. Oprócz campu odbyła się tam również gala, na której nagrodzono najlepszych w 2015 roku. Kto zasłużył na wyróżnienia?

Tytuł najlepszej zawodniczki 2015 roku przypadł Darii Pogorzelec. Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk notowała dobre występy, aczkolwiek nie rewelacyjne. Wypadła najlepiej spośród reprezentantów kraju w mistrzostwach świata w Astanie, gdzie w kategorii 78kg zajęła piątą pozycję. W drużynie również zaliczyła udany występ. Polki sięgnęły po srebrny medal. Ponadto, w zawodach międzynarodowych stawała na podium m.in. w Baku w zawodach Grand Slam czy w Grand Prix w Zagrzebiu.

Najlepszym judoką poprzedniego roku wybrano Macieja Sarnackiego, który łapał się na czołowe lokaty w międzynarodowych startach. Tytuł trenerki roku dla Anety Szczepańskiej. Z kolei najlepszym szkoleniowcem wybrano Artura Kejzę. Juniorem roku został Piotr Kuczera, który na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy zdobywał brązowe medale. Najlepszą juniorką okrzyknięto Annę Dąbrowską. Bohaterką roku wybrano Karolinę Pieńkowską, która wywalczyła tytuł młodzieżowej mistrzyni świata. Karol Kurzej otrzymał wyróżnienie w kategorii progres roku.

KM

Putin nie unika walki

Odkąd prezydent Rosji Władimir Putin związany jest ze sportami walki? Można powiedzieć, że od dziecka i wcale się z tym nie kryje. Chętnie prezentuje swoje umiejętności na tatami.

Cały świat patrzy na ręce Władimira Putina. Sytuacja geopolityczna zmienia się, Rosja szuka swojego miejsca w nowym rozdaniu, ale nadal pozostaje ważnym graczem na międzynarodowej arenie. Obecnie problemem dla Moskwy są spadające ceny ropy naftowej. Putin liczył, że uda mu się coś ugrać zaangażowaniem w Syrii, jednak został zepchnięty gdzieś na bok. Cały czas jest aktywny na Ukrainie. Putin, Putin, Putin – duma Rosjan, którzy chcą być rządzeni silną ręką. Taka jest mentalność naszych wschodnich sąsiadów. Potrzebują silnego oparcia i Putin im to gwarantuje. Zwłaszcza, że jest prawdziwym wojownikiem.

Przygoda z judo

Wszyscy doskonale pamiętają Władimira Putina, u stóp którego leżał niedźwiedź polarny. Rosyjski władca wyłaniający się z jeziora z karabinem w ręku czy prężący muskuły prezydent Federacji Rosyjskiej podczas jazdy konnej. W ten sposób tworzono obraz twardego męża stanu. Rosjanie chcą, aby ich „matuszka” był silna, odnosiła sukcesy i na szczyt prowadził ją ktoś wybitny. Putin jest w ich oczach odpowiednim człowiekiem. Prezydent Federacji Rosyjskiej może prężyć muskuły, robić groźne miły, opowiadać kąśliwe żarty na temat innych państw i rysować kolejne strategie działania, a w kraju mogą mnożyć się problemy społeczne, bieda jest wszechobecna. Mimo to najważniejsza jest „matuszka Rosija”.

A Putin jest jej główną twarzą. Co Władimir Władimirowicz ma wspólnego ze sportami walki? Okazuje się, że dużo, a być może więcej niż sobie wszyscy wyobrażali. Bo Putin to prawdziwy zapaleniec sportów walki, który w wieku trzynastu lat rozpoczął treningi judo. Swego czasu Anatolij Rachlin, trener Putina, opowiadał, że młokos na pierwszy rzut oka niczym szczególnym się nie wyróżniał. Dopiero z czasem pokazał niezwykłą wytrzymałość oraz nieprzewidywalność, którą zaskakiwał rywali. Rodzicom nastoletniego Władimira nie podobała się jego pasja. Uważali, że będzie wykorzystywał wiedzę zdobytą podczas treningów do łobuzowania. Mimo to nie ugiął się. Trenował dalej, z ogromnym zaangażowaniem. Z czasem akcje Putina poszły w górę i stał się jednym z kandydatów do zdobywania medali dla Związku Radzieckiego. W 1970 roku uzyskał czarny pas, co było największym podkreśleniem jego umiejętności. Sześć lat później wywalczył tytuł mistrza Lenningradu. Błyskotliwą karierę Putina przerwało KGB. Władimir Władimirowicz zdecydował się związać swoją życiową drogę ze służbami, co wiązało się z większymi pieniędzmi i uznaniem.

Jak pokazał czas Putin jest silnym i zdecydowanym graczem. Trener Rachlin podkreślał, że jego podopieczny ma niezwykłą umiejętność. Potrafił wykonywać rzuty przez obie strony. W polityce jest równie bezwzględny. Dla niego liczy się sukces. Zapewne sporty walki go ukształtowały, a być może pozwoliły rozwinąć skrzydła. Putin doskonalił swoje umiejętności również w sambo. Nie bał się wymiany ciosów.

Pamięta o młodzieńczej pasji

Prezydent Rosji stara się podtrzymywać swoją aktywność. Nadal chętnie oddaje się pasji, którą są sporty walki. Ostatnio pojawił się na tatami, gdzie stoczył pojedynek z… kobietą. Na początku stycznia Putin uświetnił trening reprezentacji Rosji. Postanowił chwilę poświęcić na sportową rywalizację i stanął w szranki z Iriną Zabludiną.

O zamiłowaniu Putina do sportów walki pamięta również świat. W listopadzie 2013 roku podczas wizyty w Seulu otrzymał 9. dan w taekwondo.

Świat ciągle z uwagą patrzy na Putina. Dyplomaci zastanawiają się jak odbierać jego słowa. Prezydent Rosji to wielki gracz, który judo porzucił dla KGB. O swojej pasji pamięta bądź nakazuje mu to dbałość o wizerunek silnego męża stanu.

KM

Wilder wybiega w przyszłość

Jeszcze niedawno martwił się, że nie może znaleźć rywala, z którym stanie w styczniu w ringu. W końcu na propozycję walki z Deontay'em Wilderem przystał Artur Szpilka. Do starcia jeszcze kilka dni, a amerykański mistrz WBC kategorii królewskiej już wybiega w przyszłość. Bardzo daleką.

Nie ma, co ukrywać, że planem Wildera jest zdominowanie kategorii królewskiej. Jednak w ostatnim czasie popadł w samouwielbienie. Czy słusznie? Ma podstawy ku temu?

Zapomniał o Szpilce?

W grudniu Wilder miał nie lada ból głowy. Czas uciekał, a nie wiadomo było, kto stanie z nim w ringu podczas zaplanowanego na 16 stycznia pojedynku. Wydawało się, że najpoważniejszym rywalem jest Wiaczesław Głazkow, jednak ten będzie rywalizował o pas IBF. Wśród potencjalnych rywali wymieniano Tomasza Adamka, Shannona Briggsa, Amira Mansoura czy Bermane Stiverne'a. Konkretów jednak brakowało. W końcu wszystko się wyklarowało i Wilder mógł odetchnąć. Szansę walki o pas mistrzowski otrzymał Artur Szpilka.

Wilder jest pewny swego i zapowiada zwycięstwo. Bez wątpienia ma ku temu podstawy. Wilder to bombardier jakich mało. Jego cios powalił już niejednego śmiałka. Wejść z nim do ringu to jak spotkać wściekłego byka, który rozwali wszystko, co spotka na swojej drodze. Tylko Stiverne wytrzymał z Amerykaninem pełen dystans. Wilder nie ma wątpliwości, że ze Szpilką upora się szybko.

Pytanie, czy ten pojedynek jest dla Amerykanina ważny? Wydaje się, że Wilder wybiega już w przyszłość. Walkę ze Szpilką zapisał w swoim kalendarzu, jednak myśli o zdominowaniu wagi ciężkiej. W licznych rozmowach podkreśla, że chce rywalizować ze zwycięzcą pojedynku Tyson Fury-Władimir Kliczko. Ostatnio nawet Amerykanin pokusił się o wskazanie na Brytyjczyka, którego upatruje jako faworyta rewanżowego starcia pomiędzy tytanami wagi ciężkiej. Pojawia się jeden problem, czy Wilder nie traci trochę kontaktu z rzeczywistością. Najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby skupić się na najbliższym pojedynku, a nie rysować scenariusz na przyszłość. Tak jakby trochę lekceważył zbliżające się starcie. Wiadomo, że Szpilka aspiruje do miana czempiona, ale z jakichś powodów został wytypowany na najbliższego rywala Amerykanina. Każdemu przeciwnikowi należy się szacunek, a z całego zamieszania wokół pojedynku wynika chaos. Niby Wilder szukał rywala, martwił się, ubolewał. Gdy go już znalazł zaczął planować swoją przyszłość. 

A może to pokaz siły?

Być może to taka gombrowiczowska maska, którą przywdział Wilder. Pokazuje swoją pewność siebie, a zarazem nie chce wypaść z obiegu. To również istotne, gdyż cały czas buduje swoją wartość i chce, żeby jego nazwisko było nośne i docierało do jak największej liczby uszu. Może tu trzeba upatrywać przyczyn wybiegania w przyszłość przez Amerykanina.

W słowach nie przebiera. Marzą mu się tytułu Fury'ego. Wilder chciałby, aby obok pasa WBC zawisły tytuły mistrza świata IBA, WBO i WBA. – Fury jest tylko wysokim pięściarzem, który nie ma dużej siły ciosu. Zachowuje się w ringu jak głupek. Jestem w stanie go znokautować. Z mojej strony padła propozycja, aby był pierwszym pięściarzem, z którym zmierzę się w obronie tytułu. Jego team wybrał walkę z Kliczko. Rywale boją się ze mną mierzyć, gdyż znają wynik walki – prezentuje swoje zdanie Wilder.

Zasadne wydaje się w takim razie, dlaczego więc Szpilka zdecydował się walczyć z amerykańskim mistrzem? Teoretycznie wynik walki jest znany. Historia zna różne przypadki. Pewność siebie jest ważna, ale nie ma, co przesadzać z samouwielbieniem.

KM

Tajskie show po holendersku

Rywalizacja – to jeden z fundamentów sportów walki. Do każdego pojedynku zawodnik musi się przygotować. Walki tych najlepszych, którzy są bożyszczami publiczności pokazują telewizje. Kickboxing jest efektowny i jego oglądanie to gwarancja ogromnych przeżyć. Organizacja Enfusion przygotowuje już szóstą edycję swojego reality show. Jednym z jego uczestników będzie Polak – Rafał Dudek.

Zawodnicy udadzą się do Tajlandii, gdzie będą stale obserwowani. Enfusion Reality to kompilacja wielu elementów. Z jeden strony to popularyzacja kickboxingu, a z drugiej show, które ma przyciągnąć widzów. Wszystko zwieńczą efektowne walki, w których nie powinno zabraknąć widowiskowych ciosów i kopnięć.

Finałowa gala

Holendrzy stawiają już kolejny krok. Enfusion na przełomie stycznia i lutego zorganizuje szóstą edycję reality show. Planowane jest przygotowanie szesnastu odcinków, które będą prezentowane widzom od marca do maja. Wśród uczestników pojawi się Rafał Dudek, rywalizujący w kategorii 70kg. Polak w grudniu wystąpił na gali Enfusion w Antwerpii, gdzie zaprezentował się z dobrej strony i pokonał w drugiej rundzie Youssefa El Hajia.

Dudek to nie pierwszy Polak, który wystąpi w Enfuison Reality. W trzeciej edycji zaprezentował się Piotr Łapuć. Polak rywalizował w kategorii 85kg, jednak w finałowym turnieju stoczył zaledwie jedną walkę. Lepszy od Łapucia okazał się Bośniak Adnan Omeragić. Z kolei w piątej edycji w rolę jednego z trenerów wcielił się Łukasz Krupadziorow.

Jak będzie wyglądała kolejna odsłona show? Zawodnicy udadzą się do Superpro Samui, gdzie będą razem mieszkać, trenować, a zwieńczeniem ich przygotowań będzie rywalizacja na finałowej gali. Fighterzy zostaną podzieleni na cztery zespoły przy zastosowaniu kryterium podziału geograficznego, a więc będziemy mieli ekipy Europy, Azji, Afryki oraz Ameryki Południowej. Nad panami pieczę będą sprawowały panie, którym przypadnie rola kapitanów drużyn. Za przygotowania Dudka oraz jego kolegów z Europy będzie odpowiadała Holenderka Sheena Widdershoven. Również panie staną do rywalizacji o triumf w zmaganiach w kategorii 65kg. 

Dudek będzie trenował wraz z Markiem Skeerem z Anglii, Cricem Boussoukou z Francji i Andreim Ostravanu z Rumunii. Nie zabraknie również zmagań celebrytów, wśród których zaprezentują się m.in. byli piłkarze Interu Mediolan – Brazylijczyk Ze Maria oraz Grek Lambros Choutos.

Kto z kim?

Pierwsze pojedynki odbędą się 28 stycznia. Zwycięzcy awansują do ćwierćfinałów, które zostały zaplanowane na 2 lutego. Pierwszym rywalem Polaka będzie zawodnik z RPA – Gomba Ncedo.

Zestawienia gali Enfusion Reality w kategorii 70kg:

Beau Superprosamui (Tajlandia) vs Christopher Mena Cardenas (Kolumbia)
Rafał Dudek (Polska) vs Gomba Ncedo (RPA)
Emy Sampuri (Malezja) vs Rodrigo Mineiro (Brazylia)
Mark Skeer (Anglia) vs Mohammed El Mir (Liban)
Shinji Ichinose (Japonia) vs Miquel Capora (Argentyna) 
Crice Boussoukou (Francja) vs Aziz Kallah (Maroko)
Jeremy Lee Tsun (Hongkong) vs Malic Groenberg (Surinam)
Andrei Ostravanu (Rumunia) vs Jassem Al Djilawi (Egipt)

KM

Hallman wyleciał z UFC

Każda przygoda się kiedyś kończy. Chciałoby się rzec, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Dla wielu fighterów rywalizować w UFC to ogromne marzenie, a zarazem spełnienie i zaszczyt. Trafić tam to jedno, a rywalizować to drugie. Wie coś o tym Piotr Hallmann.

Jak podał portal mmarocks.pl przygoda polskiego zawodnika z UFC dobiegła końca. Hallmann padł ofiarą kolejnych czystek w szeregach amerykańskiej organizacji.

Dwa lata wśród najlepszych

W świecie sportu ciągle krąży powiedzenie, że na szczyt łatwo wejść, ale trudno się na nim utrzymać. Na kartach historii na zawsze czempion pozostanie czempionem. Nie zawsze będzie nim w ludzkiej pamięci, gdyż być może jego styl i czas panowania nie będzie imponujący.

Piotr Hallmann Ameryki nie zawojował. Był polską nadzieją mieszanych sztuk walki, jednak wraca na tarczy. Hallman imponował. Zawsze obserwatorów w euforię wprawiają zawodnicy, którzy kończą swoje walki przed czasem. Do tego grona należy właśnie Hallmann. Patrząc na bilans zawodnika z Gdyni widać, że nie patrzy na zegarek podczas walki. Tylko jeden pojedynek wygrał decyzją sędziów. Siedem starć zakończył przez nokaut, kolejnych siedem przez poddanie.

Wszystko to wygląda imponująco, ba – nawet bardzo imponująco. Problem w tym, że „to se ne vrati”. Można zauważyć, że awans do UFC spowodował zakręt w karierze Hallmanna. Debiut w amerykańskiej organizacji miał imponujący. We wrześniu 2013 uporał się z Francisco Trinaldo, któremu nie dał żadnych szans. W drugiej rundzie efektywna kimura w wykonaniu Polaka zakończyła rywalizację. Problemy zaczęły trapić Hallmanna w 2014 roku. We wrześniu przegrał z Gleisonem Tibau, a po walce okazało się, że stosował doping. Nie było pobłażliwości ze strony włodarzy amerykańskiej organizacji. Hallmann został zawieszony na dziewięć miesięcy. Wrócił w czerwcu 2015 roku, jednak przegrał dwa pojedynki. 28-latek stoczył sześć walk w UFC, ale tylko dwie wygrał. Przed rozpoczęciem przygody z najlepszą organizacją mieszanych sztuk walki na  świecie miał na swoim koncie miał tylko jedną porażkę. Po dwóch latach musi dodać do swojego konta cztery przegrane.

Warto jednak zaznaczyć, że Hallmann pokazał w UFC swoje umiejętności i efektywność. Za wygrane z Trinaldo i Yvesem Edwardsem otrzymał bonusy w wysokości 50 tysięcy dolarów.

Kolejny z naszych

Piotr Hallmann nie jest jedynym Polakiem, który w ostatnim czasie został zwolniony z UFC. W październiku 2015 roku z amerykańską organizacją pożegnali się Izabela Badurek i Paweł Pawlak. Wcześniej włodarze UFC zwolnili Marcina Bandla.

Jednak nie jest tak źle jak na pierwszy rzut oka wygląda. W UFC wiodącą postacią jest Joanna Jędrzejczyk, która dzierży pas mistrzyni w wadze słomkowej. Na kolejne walki czekają Krzysztof Jotko, Daniel Omielańczuk i Łukasz Sajewski. W grudniu udanie w UFC zadebiutowała Karolina Kowalkiewicz.

KM

Sporadyczne japońskie rozczarowania

Nikt nie ma wątpliwości, że Japonia jest kolebką judo, a zarazem potęgą w tej dyscyplinie. Najważniejsze imprezy stoją pod znakiem dominacji zawodników z Kraju Kwitnącej Wiśni. Czy zawsze tak jest?

Pod lupę wzięliśmy najważniejszą sportową imprezę globu, czyli Igrzyska Olimpijskie. Okazuje się, że Japończycy nie zawsze plasowali się na szczycie klasyfikacji medalowej.

Świeża rana

Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni liczą, że w Rio de Janeiro odkują się za słaby występ podczas igrzysk w Londynie. W 2012 roku Japonia poniosła klęskę. Kryzys, rozczarowanie, wpadka – tak można to ująć. Japończycy długo rozpamiętywali tę porażkę i zastanawiali się nad jej powodami. W klasyfikacji medalowej zajęli dopiero czwartą pozycję. Triumfowali Rosjanie przed Francuzami i Koreańczykami.

Japończycy w Londynie zdobyli tylko jeden złoty medal, a jego autorką była Kaori Matsumoto w kategorii 57kg. Szansę na triumf mieli również: Mika Sugimoto (+78kg), Hiroaki Hiraoka (60kg) oraz Riki Nakaya (73kg), jednak musieli obejść się smakiem. Dorobek nie był najgorszy, bo trudno za taki uznać zdobycie siedmiu miejsc na podium, jednak w przypadku takiej potęgi jak Japonia jest to porażka.

Również w 1988 roku w Seulu Japończycy zaprezentowali się słabiej niż zazwyczaj. W klasyfikacji medalowej uplasowali się na trzecim miejscu, a lepsi od nich okazali się Koreańczycy oraz Polacy. W Seulu w kategorii 78kg triumfował Waldemar Legień, a Polska wywalczyła dwa medale. Srebro w 65kg dołożył Jan Pawłowski. Co prawda Japończycy zdobyli cztery krążki, ale jeden złoty i trzy brązowe. Mistrzem olimpijskim w kategorii +95kg został legendarny Haiki Saito.

Judo obecne jest na Igrzyskach Olimpijskich od zmagań w Tokio w 1964 roku. Do tej pory zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni tylko trzy razy nie byli na czele klasyfikacji medalowej. W Seulu, Londynie i Moskwie, gdzie Japończycy nie startowali, ponieważ bojkotowali imprezę w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ze względów politycznych. 

Dominatorzy

U siebie w Tokio nie mieli sobie równych. Rywalizacja odbywała się w czterech kategoriach wagowych, a w trzech triumfowali Japończycy. Akio Kaminaga  zdobył tylko srebro w kategorii open, bo na jego drodze stanął genialny Anton Geesink z Holandii.

W 1972 roku w Monachium Holendrzy deptali Japończykom po piętach, jednak nie dali rady. Judocy z Azji wywalczyli trzy złote i jeden brązowy medal. Cztery lata później łącznie sięgnęli po pięć krążków. Prawdziwy popis Japończycy dali w Los Angeles w 1984 roku, gdzie całkowicie zdominowali rywalizację. Shinji Hosokawa (60kg), Yoshiyuki Matsuoka (65kg), Hitoshi Saito (+95kg) oraz Yasuhiro Yamashita (open) wracali do ojczyzny w glorii najwyższej chwały.

W 1992 roku w Barcelonie Japończycy wywalczyli dziesięć medali, ale tylko dwa złote, ale i tak byli na czele klasyfikacji medalowej. Cztery lata później zdobyli trzy pierwsze miejsca, tak samo jak Francuzi. Tylko, że Trójkolorowi wywalczyli „tylko” trzy brązowe medale, a Japończycy cztery srebrne i brąz, co dało im triumf w „generalce”. W Sydney zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni sięgnęli po osiem krążków, w tym cztery złote i ponownie okazali się lepsi od Francji. W 2004 w Atenach Japończycy pozostawili wszystkich daleko w tyle. Aż ośmiu judoków może pochwalić się tytułami mistrzów olimpijskich. W Pekinie gospodarze chcieli utrzeć nosa Japończykom, jednak im się nie udało. Kraj samurajów okazał się ponownie lepszy. Japończycy zapisali na swoim koncie siedem medali, a Chińczycy trzy.

Jak widać Japonia to potęga. Czasami zdarzy się wpadka, ale dzieli ją przerwa aż 24 lat. Jeśli trzymać się statystyk to przez długi czas Japończycy będą nie do zatrzymania.

Fot. japantimes.co.jp

KM

Haye o jakości mistrza świata

Niemożliwe! A jednak. David Haye zawsze lubił dzielić się swoimi opiniami. Nie inaczej jest teraz, z tą różnicą, że nie mówi o sobie, a o mistrzu świata wagi ciężkiej Tysonie Fury’m.

„Hayemaker” w lipcu 2012 roku rywalizował z Władimirem Kliczko, jednak nie odebrał mu mistrzowskich pasów. Co prawda Anglik wytrzymał w ringu dwanaście rund, ale sędziowie wyraźnie punktowali na korzyść Ukraińca. To, czego nie udało się dokonać 35-latkowi z Bermondsey zrobił Tyson Fury.

Rewanż też dla niego

Po tym jak w listopadzie w Dusseldorfie Fury pokonał Kliczko i odebrał mu tytuły mistrzowskie WBO/WBA/IBF/WBO pojawiły się głosy na temat walki rewanżowej. Brytyjczyk jest gotowy jeszcze raz spotkać się z Ukraińcem. Gotowość do ponownej walki z Kliczko przypłacił stratą pasa IBF. Pretendentem do tytułu był Wiaczesław Głazkow, jednak Fury nie chciał z nim walczyć, lecz wolał wybrać pojedynek z Ukraińcem. Z kolei 31-letni bokser pochodzący z Ługańska 16 stycznia zmierzy się o wakujący tytuł z Charlesem Martinem.

Kliczko zagwarantował sobie w kontrakcie możliwość rewanżu i chętnie z niej skorzysta. Zapewne wokół pojedynku będą ogromne emocje. Nowy mistrz spotka się ze starym czempionem, który przez jedenaście lat pozostawał niepokonany. David Haye, były mistrz świata WBA w kategorii ciężkiej, stawia na zwycięstwo swojego rodaka. – Czy Fury wygra pojedynek rewanżowy z Kliczko? Sądzę, że tak. Wygrał bez problemów pierwszą walkę i pewnie w rewanżu zrobi to samo – ocenia "Hayemaker".

Zdaniem byłego czempiona WBA Fury nakręca zainteresowanie wokół kategorii królewskiej. – Nadszedł czas zmiany. Kliczko jest nudny. Może Tyson Fury jest idiotą, ale to zabawny człowiek. Ten gość śpiewa w ringu. Przebiera się za Batmana na konferencję prasową i biega jak szalony. To, co mówi na tematy kobiet w kuchni sprawia, że kręcę głową. Mimo to facet przyciąga zainteresowanie. Więcej ludzi zauważa wagę ciężką i mówi o niej, a boks to spektakl. Moim zdaniem Fury jest zdecydowanie lepszym mistrzem niż Kliczko – argumentuje Haye.

Jak widać Anglik w swoim stylu musi wbić szpilkę potencjalnemu rywalowi, jednak w jego wypowiedzi widać wyraźną pochwałę. W sprawie walki rewanżowej Fury vs Kliczko głos zabrał również brat byłego mistrza świata. – Rozmawiałem z nim po przegranej walce i powiedział, że zrobił już wszystko. Zaznaczyłem możliwości jakie ma. Pierwsza-wyjaśnić, że zrobił już wszystko i skończyć karierę bądź wrócić i udowodnić, że przegrana była wypadkiem przy pracy. Władimir wybrał drugą opcję. Według mnie ma duże szanse, żeby wygrać i wykorzysta tę okazję – mówi Witalij Kliczko.

Powrót po latach

Warto poświęcić chwilę uwagi samemu Haye’owi. Brytyjczyk wraca na ring i już 16 stycznia stoczy pojedynek po ponad trzyletniej przerwie.

Haye zdecydował się wrócić i jeszcze raz spróbować swoich sił. Zatęsknił za boksem, ma 35 lat, ale czy będzie w stanie przebić się do czołówki. Ostatnią walkę stoczył w lipcu 2012 roku i wtedy okazał się lepszy od Derecka Chistory. „Hayemaker” zwyciężył w piątej rundzie. 16 stycznia w O2 Arenie jego rywalem będzie Mark de Mori. 33-letni Australijczyk ostatnie pięć walk wygrał przed czasem, ale trudno powiedzieć, żeby gromił wirtuozów.

KM

Perły z Surinamu

Melvina Manhoefa nie trzeba nikomu przedstawiać. Blisko 40-letni zawodnik swoich sił próbował w kickboxingu i MMA. Wypracował sobie markę twardziela, który jest rozpoznawalny na całym świecie. Manhoef urodził się w Surinamie i wieku zaledwie trzech lat przybył z rodziną do Holandii.

Surinam to niewielkie państwo położone nad Oceanem Atlantyckim. Liczy niecałe pół miliona mieszkańców. Od XVI wieku tereny te zasiedlane były przez Holendrów. W traktacie pokojowym kończącym II wojnę holendersko-angielską uznano Surinam za posiadłość holenderską. Z czasem państwo stało się kolonią. W latach 50. XX wieku Surinam zyskał autonomię i mógł stworzyć własną administrację. Była to zapowiedź zmian, które dawały nadzieję na pełną niezależność. W 1975 roku kraj wybił się na niepodległość. Mieszkańcy Surinamu, a wcześniej Gujany Holenderskiej, zachowali holenderskie obywatelstwo. Wielu z nich zdecydowało się ruszyć w drogę do Europy, za poszukiwaniem lepszego życia. Odbiło się to na gospodarce kraju, która w latach 80. przeżywała załamanie. Krajem targały również konflikty zewnętrzne, a kolejni mieszkańcy szukali swojego szczęścia w Europie.

Fighterzy z najwyżej półki

Wielu z nich trafiło do Holandii, którą można nazwać swego rodzaju świątynią kickboxingu. Nie brakowało chłopców chcących udowodnić swoją siłę i nauczyć się podstawowych technik. Wśród nich były takie perły jak wspomniany Manhoef. Z tym, że wcale nie musiał rozpocząć treningów kickbokserskich. Swoją przygodę ze sportem skupił na piłce nożnej. Trenował w młodzieżowych drużynach Feyenoordu Rotterdam, jednak kontuzja przerwała jego karierę. W wieku osiemnastu lat musiał postanowił podjąć inne wyzwanie. Wybrał kickboxing i jak się okazuje zrobił bardzo dobrze.

W debiutanckiej walce dla organizacji K-1 przegrał z innym wybitnym zawodnikiem z Surinamu, Remym Bonjaskym. Zdecydował się spróbować swoich sił w MMA, ale z czasem wrócił do kickboxingu. Pojawiał się na galach K-1, ale największe sukcesy święcił w organizacji It’s Showtime. W latach 2009-2011 zdobywał mistrzostwo w kategorii 85kg. Obecnie jest znany z występów w Bellatorze. W listopadzie już w pierwszej rundzie pokonał Hisaki Kato i nadal jest cenioną postacią w świecie MMA. Polscy kibice mieli okazję poznać go z bliska w czerwcu 2013 roku, kiedy pojawił się na KSW. Przegrał z Mamedem Khalidovem.

Z kolei Remy Bonjasky to jeden z najbardziej widowiskowo walczących zawodników. Urodzony w 1976 roku fighter swoim latającym kolanem posłał niejednego rywala na deski. W 2008 roku znokautował m.in. Manhoefa. Bonjasky był nie do zatrzymania. W 2003 i 2004 roku zdobywał mistrzostwo K-1 World w Tokio. Jego dobrą passę przerwał Semmy Schilt, który w półfinałowej walce w 2005 roku znalazł sposób na zawodnika pochodzącego z Surinamu. Bonjasky powrócił na szczyt. Triumfował w 2008 roku w Jokohamie.

Młodzi gniewni

Z Surinamu pochodzi również Tyrone Spong, który w wieku 23 lat został mistrzem It’s Showtime w kategorii 95MAX. Zawodnik zdobywał tytuł w kolejnych trzech latach. Z kolei w 2013 roku okazał się najlepszy w Golden Glory w wadze półciężkiej. Jak wielu kickbokserów próbował w swoich sił w MMA. Debiutował na gali WSOF 1 w 2012 roku, gdzie pokonał Travisa Bartletta.

Errol Zimmerman miał zaledwie dziewiętnaście lat, gdy został mistrzem Holandii w boksie tajskim w kategorii 85kg. Od 2008 roku należał do czołówki wagi ciężkiej. Udanie rywalizował w prestiżowym cyklu K-1 WGP. Okazał się najlepszy podczas Grand Prix w Amsterdamie w 2008 roku. W kwietniu 2010 roku dostał szansę rywalizacji o pas mistrza K-1 w kategorii superciężkiej, jednak lepszy okazał się Semmy Schilt. Panowie spotkali się ponownie w 2012 roku. Stawką rywalizacji było mistrzostwo Glory w wadze ciężkiej. Zimmerman ponownie nie potrafił znaleźć sposobu na Schilta. Warto nadmienić, że zawodnik pochodzący z Surinamu na swoim koncie ma również wygraną w turnieju SuperKombat Fight Club w Rumunii w 2011 roku.

Za młodu wyjechali z Surinamu. W Holandii znaleźli swoją przystań, w której mogli rozwijać swoje umiejętności. Zaznaczyli swoją obecność na światowej arenie kicboxingu. Nazwiska Manhoefa i Bonjasky’ego to swego rodzaju historia. To też sygnał i przykład tego jakim miejscem jest Holandia pod względem kultury kickboxingu. W kraju tulipanów zawodnicy walczą, walczą i jeszcze raz walczą, przez co doskonalą swoje umiejętności. Od najmłodszych lat. Tam każda walka niesie ze sobą potężną dawkę emocji i wartość. Każdy doskonali swoje umiejętności i czeka na swój czas.

Na zdjęciu Malvin Manhoef.

Fot. sherdog.com

KM

Czy znajdą mistrza?

Kto szuka, ten znajdzie. Teoretycznie wydaje się to proste, jednak trzeba włożyć wiele wysiłku, aby wśród wielu trenujących odkryć ten największy talent i poświęcić czas na jego oszlifowanie. Jednak warto próbować. Już po raz piąty w Elblągu odbędzie się judo camp "Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza".

Inicjatywa została podjęta w 2011 roku przez trenerów i Polski Związek Judo. Cel jest jasny. Chodzi o podnoszenie wyszkolenia najmłodszych judoków oraz wyłonienie najlepszych, którzy rokują szanse na sukces w przyszłości.

Trzeba szukać

Niewątpliwe w polskim judo panuje kryzys. Nie tyle, że jesteśmy słabi, lecz nie odnosimy sukcesów na najważniejszych imprezach. Wszyscy mówią o złotym medalu olimpijskim Pawła Nastuli, a jakby nie patrzeć nasz wybitny zawodnik w Atalancie startował dwadzieścia lat temu. Robert Krawczyk w kategorii 81kg na mistrzostwach świata w Osace w 2003 roku wywalczył brązowy medal. Na kolejne miejsce na podium w światowym czempionacie musieliśmy czekać aż jedenaście lat. W 2014 roku w Czelabińsku po brąz sięgnęła Katarzyna Kłys w kategorii 70kg.

Brakuje sukcesów, które podźwignęłyby polskie judo. Dlatego jak najbardziej zasadne jest organizowanie imprez tego typu. Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta. Chyba nie w tym rzecz. Bo judo camp "Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza" to szansa dla polskiego judo, ale również dla setek dzieci i szkoleniowców. To możliwość odkrycia przez najmłodszych pasji, z którą być może będą chcieli związać swoje życie.

Swego czasu trening w Elblągu prowadzili Aneta Szczepańska i Robert Krawczyk. W imprezie brali udział zawodnicy z Polski, Litwy oraz Rosji. W 2012 roku na tatami zaprezentowało się blisko 200 młodych judoków. Organizatorzy tegorocznego judo camp przewidują, że do Elbląga zjedzie 1000 pasjonatów z całej Europy.

Judo Camp w Elblągu odbędzie się w dniach 7-10 stycznia w hali Centrum Sportowo – Biznesowego. Konsultacje dla zawodników i trenerów będzie prowadził Rosjanin Jewgienij Lwow, kolejne zaś Japończyk Hiroshi Katanishi.

Będą nagrody

Wydarzenie w Elblągu będzie znakomitą okazją do uhonorowania tych, którzy najlepiej spisywali się w 2015 roku. 8 stycznia odbędzie się Ogólnopolska Gala Judo.

Podczas uroczystości wyróżnienia otrzymają najlepsi zawodnicy i trenerzy minionego roku. W Elblągu pojawią się srebrne medalistki mistrzostw świata w drużynie z Astany, jednak w niepełnym składzie. Zabraknie Anny Borowskiej (57kg) i Katarzyny Kłys (70kg), które przebywają na zgrupowania. Stawią się: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba, Karolina Tałach (obie 63 kg), Daria Pogorzelec (78 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg). Obecna będzie również trener Aneta Szczepańska.

Nie zabraknie ikon polskiego judo. Wydarzenie swoją obecnością uświetnią m. in. Antoni Zajkowski, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich z Monachium z 1972 roku, oraz Marian Tataj, autor brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Montreal w 1976 roku.

KM

Wyrywny Błachowicz

Jan Błachowicz chciał wykorzystać kontuzję Jimi'ego Manuwy i zgłosił swój akces do rywalizacji z Nikitą Krylovem podczas lutowej gali UFC w Londynie. Ukrainiec pozytywnie ustosunkował się do oferty polskiego fightera.

Czy do pojedynku dojdzie? Sytuacja nieco się skomplikowała. Wydawało się, że organizatorzy będą chcieli znaleźć zastępstwo za Manuwę, jednak nie jest to wcale pewne. Również Krylov może zostać usunięty z karty gali UFC Fight Night 83, która została zaplanowana na 27 lutego w Londynie.

Janek chciał spróbować

Przygoda „Johna” z UFC nie wygląda tak jakby życzył sobie sam zawodnik i jego fani. Skończyło się na mocnym wejściu. Błachowicz niczym bohaterski kowboj wdarł się na arenę. Potrzebował zaledwie dwóch minut, aby rozprawić się z Illirem Latifim. Mocne kopnięcie „Johna” zrobiło wrażenie na zawodniku ze Szwecji, który nie potrafił się odnaleźć w oktagonie. Wykorzystał to Błachowicz. Zrobił wrażenie, wszyscy zacierali ręce i czekali na jego kolejne walki.

A tu klapa. Rok 2015 był kiepski w wykonaniu Błachowicza. Najpierw w Krakowie uległ na punkty Jimi'emu Manuwie, a we wrześniu lepszy od Polaka okazał się Corey Anderson. „John” miał rywalizować również w gwiazdą UFC Anthony'm Johnsonem. Pojedynek został zaplanowany w Las Vegas. Wydawało się, że to życiowa szansa dla Błachowicza. Być albo nie być. Temperatura rosła aż w końcu spadła do zera. Walkę odwołano. Zamiast Johsona pojawił się średni Anderson, ale Błachowicz pojedynek przegrał.

Pojawił się duży znak zapytania. Co dalej? Błachowicz musiał to wszystko przemyśleć. To nie tak miało wyglądać. Ochłonął i wrócił, chce spróbować swoich sił po raz kolejny. W Londynie nie wystąpi Jimi Manuwa, który nabawił się kontuzji. Nikita Krylov został bez rywala. Błachowicz nie czekał i przedstawił za pośrednictwem Twittera Ukraińcowi swoją propozycję. 

– Jimi @POSTERBOYJM is out. @danawhite, @MMA_Matchmaker I'm ready for London and @KrylovUFC!!! – napisał Polak.

Co na to Krylov? – Let's do it! – krótko odpisał Ukrainiec.

A więc do roboty! Stop. Pojawia się kolejny znak zapytania. Według nieoficjalnych informacji Krylov nie pojawi się w lutym w Londynie. Tym samym szansa na ujrzenie w oktagonie Błachowicza maleje. Krylov to ciekawy zawodnik. Jego początki w UFC też nie były najlepsze, jednak jeden dobry występ pchnął go wyraźnie, dodał pewności siebie. Po wygranej w lipcu 2014 roku z Cody Donovanem, Ukrainiec nie przegrał. Być może Błachowicz również potrzebuje tzw. walki na przełamanie. 

Będą inni

W Londynie podczas gali UFC Fight Night 83 zobaczymy Polaków. Czy będzie wśród nich Błachowicz? Jest to co najmniej wątpliwe. Na pewno pojawi się Daniel Omielańczuk, który w wadze superciężkiej zmierzy się Jarijsem Danho. W kategorii średniej zobaczymy Krzysztofa Jotko. Rywalem Polaka będzie Brad Scott. Z kolei Łukasz Sajewski w wadze lekkiej zmierzy się z Teemu Packalénem.

KM

Bradley ostatnim rywalem Pacquiao?

W roku 2015 na zakończenie bokserskiej kariery zdecydował się Floyd Mayweather Jr. Chodzą słuchy, że z podobnymi zamiarami nosi się Manny Pacquiao, który w kwietniu ma stanąć w ringu z Timothy Bradley’em. Czy taki scenariusz jest możliwy?

Popularny „Pacman” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych bokserów na świecie. Na swoją sławę pracował latami. Filipińczyk doszedł na szczyt dzięki swojemu uporowi, niezłomności i pokonywaniu kolejnych barier. Należy podkreślić, że Pacquiao zdobywał pasy mistrzowskie w kategoriach muszej, piórkowej, junior piórkowej, junior lekkiej, lekkiej, półśredniej oraz lekkośredniej.

Po raz trzeci

Pacquiao podejmuje kolejne wyzwanie. 9 kwietnia podczas gali w Las Vegas zmierzy się z mistrzem świata WBO wagi półśredniej Timothy Bradley’em. Panowie spotkają się w ringu po raz trzeci. Historia ich rywalizacji sięga roku 2012. 9 czerwca w MGM Grand triumfował Bradley, choć werdykt wzbudził wiele kontrowersji. Amerykanin wygrał niejednogłośnie na punkty, co dało mu tytuł mistrza świata WBO w wadze półśredniej. Obserwatorzy twierdzili, że Pacquiao w ringu wyglądał lepiej, jednak decyzja zapadła i Filipińczyk musiał pogodzić się z porażką.

„Pacman” pałał żądzą rewanżu, do którego doszło w kwietniu 2014 roku. Ponownie walka odbyła się w MGM Grand, jednak tym razem Pacquiao nie pozostawił rywalowi żadnych złudzeń. Filipińczyk zdominował Amerykanina i sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości. Pacquaio wygrał jednogłośnie na punkty. Filipińczyk mógł cieszyć się z odzyskania mistrzowskiego tytułu, a Bradley przeżywał porażkę, gdyż była to jego pierwsza ringowa klęska.

Po rywalizacji z Pacquaio Amerykanin robił wszystko, aby wrócić na szczyt. Pokonując Jessie Vargasa zdobył tymczasowy tytuł mistrza WBO w wadze półśredniej. W międzyczasie Pacquaio przegrał z Mayweatherem i Bradley skorzystał z okazji. Zmierzył się o pas z Brandonem Riosem. W dziewiątej rundzie zakończył rywalizację i mógł cieszyć się z tytułu. Pacquiao po przegranej w walce stulecia z Mayweatherem szukał wyzwań. Bob Arum uznał, że Bradley będzie najlepszym rywalem dla „Pacmana”.

Zakończenie w tle

Wszystko jest już niemal dopięte na ostatni guzik. – Umowa jest już przygotowana i czekamy na trzecią walkę z Bradleyem. Mamy świadomość, że Timothy jest znacznie lepszym bokserem niż podczas ostatniej walki z Manny i uwzględniliśmy to. Bradley jest zadowolony z całej sytuacji, Pacquaio czeka trudne wyzwanie – powiedział Bob Arum.

Pojawiały się głosy, że Pacquaio miał się zmierzyć z Adrianem Bronerem, jednak Arum zadał kres tym pogłoskom. Cały czas w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje na temat ostatniej walki „Pacmana”. Filipińczyk ma zamiar wziąć udział w wyborach do senatu w swoim kraju i otwarcie przyznaje, że zdobycie mandatu uniemożliwi mu regularne treningi i skupienie się na boksie. Czy Bradley będzie ostatnim rywalem Pacquaio? A może Bob Arum przygotuje dla „Pacmana” jeszcze jakąś niespodziankę, która przekona go do wydłużenia sportowej kariery? Sam Filipińczyk, że od przejścia na emeryturę odciąga go wizja rewanżu z Mayweatherem.

KM

Aktywność potrzebna od zaraz

Czas zmieniły się. Teraz dzieci więcej czas spędzają przed ekranami telewizorów i komputerów. Aktywność fizyczna zeszła na dalszy plan. Lepiej spotkać się i pograć na konsoli niż iść na boisko.

Chwała rodzicom, którzy dbają o rozwój fizyczny swoich dzieci i wypychają je z domów. Rzecz jasna, że spotkamy również małych zapaleńców, którzy nie wyobrażają sobie życia bez regularnych treningów. Mimo to aktywność kuleje. Nauczyciele wychowania fizycznego załamują ręce pod ilością zwolnień z zajęć. Receptą na to wszystko jest większa popularyzacja aktywności fizycznej oraz ukazanie jej zalet.

Dać szansę

Zapewne każdy pamięta jak wyglądały lekcje wychowania fizycznego. Wiele zależało od nauczyciela, ale także od materiału ludzkiego. Są grupy dzieci, które palą się, żeby coś porobić i wykorzystać swoją energię. Czasami nauczyciel rzuci piłkę i zajęcia odbywają się w myśl zasady „róbta, co chceta”.

To wszystko jest takie schematyczne. A może spróbować czegoś nowego? Pozwolić wejść na dobre do szkół judo i zapasom. Dyscyplinom tradycyjnym, olimpijskim i pełnym wartości, a także z bogatą historią. To nie tylko sport, ale coś więcej. Zbiór wartości, tradycja i pewna życiowa ścieżka. Spójrzmy z bliska na dzieci. Od najmłodszych lat brzdące lubią się przekomarzać. W piaskownicy czy w parku, a nawet w domu dochodzi do kłótni między szkrabami. Jeden drugiego uderzy i płacz. Z czasem dorastają, ale również łapią się „za łby”. Powtarzają ciągle, że to dla zabawy. Skoro mają takie zapędy to może warto je wykorzystać. Zaprosić na matę i pokazać kilka chwytów, a zarazem czegoś nauczyć. Edukacja, aktywność fizyczna, a zarazem wykorzystanie zapędów młodego człowieka. Czego chcieć więcej?

Chwała Andrzejowi Supronowi za projekt „Zapasy w każdej szkole”. Pomysł genialny, wydaje się prosty, ale jakże skuteczny. Andrzeja Suprona przedstawiać nikomu nie trzeba, a jeśli mistrz zapasów mówi, że z aktywnością dzieci jest źle to wie, co mówi. Sprawa została już nagłośniona. Projekt jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki. W czerwcu 2014 roku Supron zainaugurował działalność i ruszył w wycieczkę po kraju. Zaczął od Łodzi. Wystarczy pokazać, że zapasy to całkiem przyjemna i fajna dyscyplina, która nie wymaga nakładów finansowych. Trzeba trafić do młodych, przemówić do nich. W czasach postępującej globalizacji nic tak nie działa na zmysły jak doświadczenie czegoś na własnej skórze.

Przed telewizorem czy w ruchu?

Zapasy czy judo pozwalają również nabyć umiejętności społecznych. To treningi, przebywanie w grupie i pokonywanie pewnych barier. Supron pokazał, że trenować może każdy. To również istotne. Wydaje się, że bogacimy się, jednak nadal są obszary, gdzie panuje bieda. Dlatego trzeba stworzyć szanse dla wszystkich.

""

Ważne jest, aby ktoś w końcu pomyślał o wzbogaceniu zajęć wychowania fizycznego. Rola szkoły jest nieoceniona. „Zgodnie z podstawą programową, na każdym etapie edukacji celem zajęć edukacyjnych wychowanie fizyczne powinno być kształtowanie nawyku aktywności fizycznej. Na lekcjach wychowania fizycznego należy więc rozwijać zainteresowania i postawy uczniów oraz wspomagać budowanie pozytywnego obrazu własnej osoby jako uczestnika aktywności fizycznej o charakterze rekreacyjnym, sportowym bądź turystycznym. Z tego względu podstawa programowa wskazuje, że szkolna oferta wychowania fizycznego powinna zaspokajać w możliwie najpełniejszy sposób potrzeby, zainteresowania oraz uwzględniać możliwości uczniów” – czytamy na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Zajęcia wychowania fizycznego mają motywować i rozwijać. Nie mogą być zamknięte, lecz innowacyjne i gotowe podejmować nowe wyzwania. Warto rozpocząć dyskusję na ten temat i zastanowić się, czy nie warto jako elementu ćwiczeń wprowadzić technik z zapasów czy też judo.

W 2013 roku pojawiła się informacja na temat otwarcia w jednym z poznańskich gimnazjów klasy sportowej, gdzie prowadzone są zajęcia judo. To dobry sygnał. W powszechnej ocenie sporty walki są źle rozumiane. Często porusza się problem pojawiania się agresji. Judo i zapasy to pewien system wartości, który stawia na poszanowanie drugiej osoby oraz własne doskonalenie się. Rzecz jasna, że trzeba być w tym wszystkim ostrożnym. Raczej nie przekona się rodziców do tego, aby w szkołach pojawiły się boks czy MMA. To dyscypliny, w których obecna jest krew, więc tutaj wybór powinien należeć do opiekunów.

Coraz większą popularnością cieszą się zajęcia dodatkowe. Rodzice chcą, aby ich dzieci zdobywały dodatkowe umiejętności i posyłają je na różne warsztaty. W cenie są sporty walki. Mowa tu o judo czy karate. Bywa, że często są one płatne. Dlatego też warto spróbować zaszczepić judo i zapasy w szkołach, aby były obecne na zajęciach wychowania fizycznego. To coś nowego. Być może zmieniłoby to obraz zajęć i pozwoliło na popularyzację tych, jakże szlachetnych, dyscyplin.

Chyba, że wolimy obraz dzieci siedzących w domach. Przed telewizorem, z padem w dłoni i czekających na kolejne gry. Szkoła może dać sygnał, wzbudzić zainteresowanie. Rodzice mogą być wsparciem. W tym wszystkim najważniejsze jest dobro młodego pokolenia. Aktywność fizyczna rozwija i to nie podlega żadnej dyskusji. Bogatsza oferta zajęć szkolnych może okazać się pomocna. Trzeba dać dzieciom możliwość poznania innego świata. Judo czy zapasy na pewno im nie zaszkodzą, zapewne wprowadzą w inną rzeczywistość. Pełną społecznych atrybutów, które pozwolą dzieciom na prawidłowy rozwój. Chyba, że chcemy mieć społeczeństwo koślawe, otyłe, a wręcz ułomne fizyczne. Nie patrzmy na to tylko i wyłącznie przez pryzmat aktywności fizycznej. Spójrzmy szerzej. Sporty walki, w tym judo i zapasy, to nie tylko walka, ale rozwój i wartości. A co niesie ze sobą siedzenie przed telewizorami i granie na konsoli? To dobra rozrywka, ale na chwilę. Życie toczy się w świecie realnym, gdzie trzeba być aktywnym. W jednym z polskich seriali padło dość dosadne sformułowanie – „bo nic się nie zmienia od na d… siedzenia”. Supron dał sygnał, a więc trzeba zrobić kolejny krok.

KM

Co w trawie zapiszczy?

Nowy rok, czyli nowe wyzwania. Każdy stara się wcielić w życie swoje postanowienia i dążyć do ich realizacji. Czas pokaże, czy spełnią się nasze pragnienia, a tymczasem wracamy do codzienności. Obowiązki, praca, wyzwania czekają na nas. Nie będziemy narzekać na nudę Tak samo będzie w sportach walki, w których emocji nie zabraknie. Co będzie działo się w 2016 roku w kickboxingu?

Postanowiliśmy przyjrzeć się kalendarzowi Polskiego Związku Kickboxingu. Jednym słowem – postaramy się przybliżyć, co, gdzie i kiedy?

Będą się rozkręcać

Styczeń przywitał nas mrozem. Wszyscy przerażeni, choć mamy zimę to do tej pory wydawało się, że jest ona dla nas łagodna i wyrozumiała. Kilka dni niższych temperatur zrobiło na wielu z nas wrażenie. Bez szalików, rękawiczek i czapek ani rusz. Kiedy rozgrzeją nas walki kickbokserskie? Trzeba poczekać do lutego, kiedy to odbędą się mistrzostwa Polski seniorów i juniorów kick light. Organizatorem imprezy będzie klub KKK Rebelia Kartuzy, a rywalizacja rozegra się w dniach 5-7 lutego. Emocji na pewno nie zabraknie, gdyż na ostatnich mistrzostwach świata Polacy wywalczyli w kick light pięć złotych medali. Dorota Godzina (55kg), Paulina Jarzmik (60kg), Mateusz Jereczek (89kg), Piotr Wypchał (94kg) i Michał Bławdziewicz (+94kg) mogą okazać się gwiazdami krajowego czempionatu.

20 lutego w Libertowie odbędą się mistrzostwa Małopolski light contact. Na pierwsze zagraniczne wojaże nasi reprezentanci udadzą się w marcu. W dniach 9-12 marca w Izraelu odbędzie się turniej Ayelet International Games. Bogaty w wydarzenia będzie kwiecień. Już pierwszego dnia miesiąca, w tym przypadku nie jest to prima aprilis, rozegrane zostaną mistrzostwa Polski seniorów i juniorów low kick. Wydaje się, że całkowicie rywalizację w kategorii 63,5kg zdominował Eliasz Jankowski. W 2015 roku w Wołominie wywalczył siódmy tytuł mistrza kraju. Czy po raz kolejny wejdzie na szczyt? Kilka dni później, 15 kwietnia będziemy musieli wykazać się podzielnością uwagi. W Innsbrucku odbędą się zawody Pucharu Świata, a w Piotrkowie Trybunalskim mistrzostwa Polski seniorów i juniorów full contact. Z kolei 29 kwietnia do Ostrowca Świętokrzyskiego zjadą się zawodnicy z całego świata. W Polish Open – WAKO European Cup odbędzie się rywalizacja w formułach pointfighting, light contact, full contact oraz low kick. Maj przyniesie ze sobą również wiele wydarzeń w kickboxingu. Nasi kadrowicze udadzą się 12 maja na Puchar Świata w Budapeszcie. Tego samego dnia zaplanowano akademickie mistrzostwa Polski kick light. Z kolei 20 maja w Kurzętniku odbędą się mistrzostwa Polski seniorów pointfighting oraz light contact oraz mistrzostwa Polski kadetów kick light. Na koniec maja, 27-29, zaplanowano rywalizację w mistrzostwach kraju juniorów, kadetów młodszych i starszych w formułach pointfighting i light contact.

Turcja i Grecja czekają

To dobra oferta turystyczna, ale nie tym razem. W dniach 16-22 października w Grecji odbędą się mistrzostwa Europy seniorów w full contact, formach przy muzyce, pointfighting, kick light lub low kick. Na przełomie listopada i grudnia dojdzie do rywalizacji o miano najlepszych na Starym Kontynencie w Turcji. Planowane są zmagania w K-1, low kick, kick light bądź light contact.

W drugiej połowie roku nie zabraknie zagranicznych podróży. Puchar Świata Bestfighter Rimini odbędzie się 10 czerwca, a tydzień później planowana jest rywalizacja w Bałkan Open. Z kolei 3 czerwca czeka nas rywalizacja w mistrzostwach Polski seniorów i juniorów w K-1. Na przełomie sierpnia i września kadeci będą toczyć boje w mistrzostwach świata WAKO. Warto zanotować również w swoim kalendarzu datę 9 września. Wtedy to odbędą się zawody Polish Open K-1 oraz Scandywian Open. Cały rok zwieńczą mistrzostwa Polski w oriental rules, które zaplanowano na 9-11 grudnia. Nie wiadomo jeszcze, gdzie odbędzie się rywalizacja.

KM

Polka podbiła Amerykę

W oktagonie czuje się jak ryba w wodzie. 28-letnia Polka z Olsztyna jest mistrzynią UFC w wadze słomkowej. Rok 2015 w mieszanych sztukach walki należał do Joanny Jędrzejczyk. Polska mistrzyni jest najlepszą reklamą naszego kraju w Ameryce. Niezwykle precyzyjną i skuteczną.

Miniony rok obfitował również w niespodzianki. Wydawało się, że Ronda Rousey jest nie do zatrzymania, jednak i Amerykanka na swojej drodze spotkała przeszkodę nie do przejścia. Mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Jędrzejczyk tworzy historię

Polka sięgnęła po pas w marcu, kiedy to podczas gali UFC 185 uporała się z Carlą Esparzą. Jędrzejczyk niczym rozpędzony buldożer słała w stronę swojej rywalki kolejne ciosy i w końcu sędzia przerwał pojedynek. 28-latka pokazała bardzo dobre przygotowanie fizyczne, wysokie umiejętności oraz charakter. W 2015 roku dwukrotnie broniła mistrzowskiego pasa. Jessica Penne miała zapędy, aby sprawić niespodziankę, jednak mistrzyni zastopowała ją w trzeciej rundzie. Z kolei z Valerie Letourneau Jędrzejczyk wygrała na punkty.

W grudniu spełniły się marzenia Karoliny Kowalkiewicz. Polka zadebiutowała w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie podczas gali UFC on Fox 17. Kowalkiewicz na punkty pokonała Randę Markos. W tym roku polska zawodniczka stoczyła jeszcze jeden pojedynek. W lutym na KSW 30 pokonała Kalindrę Farię. Mamy w UFC w wadze słomkowej dwie zawodniczki. Czy dojdzie między nimi do walki o pas? Kowalkiewicz musi pokazać swój potencjał, wygrać kilka pojedynków i niewykluczone, że w Ameryce dojdzie do pojedynku polsko-polskiego. Obecnie jest to raczej melodia przyszłości.

Nie wszyscy potrafią odnaleźć się w UFC. Wielkie nadzieje wiązano z występami Jana Błachowicza, jednak popularny „John” znalazł się na zakręcie. W 2015 roku Polak stoczył dwa pojedynki dla organizacji UFC. Oba przegrał.

Warto przypomnieć, że w kwietniu odbyła się gala UFC Fight Night 64, która została zorganizowana w Krakowie. W walce wieczoru Mirko Filipović pokonał Gabriela Gonzagę. Swoje walki wygrali Paweł Pawlak i Bartosz Fabiński. Nieudane występy na rodzimej ziemi zaliczyli Izabela Badurek, Marcin Bandel, Daniel Omielańczuk oraz wspomniany Błachowicz.

Szansę na zdobycie mistrzowskiego pasa organizacji Bellator w wadze piórkowej otrzymał Marcin Held. 23-latek to wielka nadzieja polskiego MMA. Will Brooks, jak na mistrza przystało, nie dał się wyprowadzić w pole. Held próbował swoich sił w parterze, jednak doświadczenie było po stronie rywala, który w oczach sędziów był zdecydowanie lepszy.

Na polskim podwórku doszło do uporządkowania sytuacji w kategorii średniej w KSW. Dwa wielkie pojedynki. W maju podczas gali KSW 31 doszło do starcia Michała Materli z Tomaszem Drwalem. Emocje do samego końca. Z każdą minutą zaznaczała się przewaga Materli, gdyż Drwal słabł. Polak, który rywalizował w UFC próbował, jednak nie mógł przełamać „Magica”. Materla na cztery sekundy przed końcem trzeciej rundy postawił kropkę nad „i”. Na KSW 33 doszło do długo wyczekiwanego pojedynku. Naprzeciw siebie stanęli Michał Materla i Mamed Khalidov. Sprawę udało załatwić się w mgnieniu oka. Khalidov nie czekał, nie kalkulował, ruszył z kolanem, a następnie ciosami przypieczętował swój triumf.

KSW postawiła również na podbój Londynu. W październiku polska federacja zorganizowała galę w stolicy Anglii. W walce wieczoru Peter Graham pokonał Mariusza Pudzianowskiego. Z Londynu w dobrym nastroju wrócił Tomasz Narkun, który dzięki wygranej w pojedynku z Goranem Reljiciem zdobył pas w wadze półciężkiej. Swoje walki wygrali również Borys Mańkowski oraz Mateusz Gamrot.

Ronda zatrzymana

W 2015 roku Ronda Rousey stoczyła trzy walki. Najpierw w lutym pokonała Cat Zingano, w sierpniu rozprawiła się z Bethe Correia. Na uporanie się z dwiema rywalkami potrzebowała łącznie czterdziestu ośmiu sekund. Amerykanka przyzwyczaiła wszystkich, że jest efektowna i szybka. W listopadzie podczas UFC 193 miała bez problemu wygrać z Holly Holm. 34-latka przetrwała pierwszą rundę, co już było sporym wyczynem, a w drugiej odsłonie ruszyła do ataku. Holm kopnięciem na głowę oszołomiła Rousey, a ciosami potwierdziła swoją dominację. Nikt nie dowierzał, ale amerykańska dominatorka przegrała. Nową mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Conor McGregor jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci UFC. Irlandczyk z niecierpliwością czekał na możliwość rywalizacji z Jose Aldo. W 2015 roku z kwitkiem odprawił Dennisa Sivera oraz Chada Mendesa. Nagrodą za dobrą postawę był pojedynek o pas mistrzowski w wadze piórkowej z Aldo. 12 grudnia Irlandczyk wszedł na szczyt. Potrzebował zaledwie trzynastu sekund, aby odnieść zwycięstwo.

Problemem MMA jest doping. Rok 2015 to plaga wpadek wielu czołowych postaci UFC, co zachwiało renomą organizacji. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapani zostali m.in. Anderson Silva, Nick Diaz czy Jon Jones. MMA rozwija się bardzo szybko. Niektórzy zawodnicy dzięki swoim umiejętnością wchodzą na szczyt, bywa że szybko z niego spadają.

Polskie środowisko MMA cieszy się, że Joanna Jędrzejczyk podbija świat. UFC potrzebuje wyrazistych postaci, a nasza zawodniczka prezentuje się coraz lepiej nie tylko w oktagonie. Rolę showmana odgrywa Conor McGregor. Mamed Khalidov potwierdził, że jest gwiazdą MMA w Polsce. Jednak na krajowym podwórku pojawia się coraz więcej ciekawych nazwisk.

KM

Moc tkwi w grupie

Czy niemoc zostanie przełamana? Pytanie to powtarzane jest coraz częściej w przypadku startu naszych judoków na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jak nasi reprezentanci prezentowali się w roku przedolimpijskim?

Atlanta, 1996 rok. Piękny, wyjątkowy i jakże wymowny czas dla polskiego judo. Na najwyższym stopniu podium stanął Paweł Nastula, srebrny medal wywalczyła Aneta Szczepańska. Od tamtej pory polskie judo popadło w niemoc. Światełko w tunelu zapaliło się w 2014 roku, gdy Katarzyna Kłys po jedenastu latach wywalczyła dla polski brązowy medal mistrzostw świata. Wszyscy mieli nadzieję, że nasi judocy pójdą za ciosem i będą maszerowali do Rio de Janeiro, gdzie odegrają pierwszoplanowe role. W 2015 roku Polacy prezentowali się różnie, ale rewelacji nie było.

Na ratunek dzielne panie

Igrzyska Europejskie w Baku, jedna z dwóch głównych imprez sezonu dla naszych judoków. Występ słaby. Polacy w Baku nie pokazali się na pierwszym planie, byli tłem dla innych. Warto odnotować jedynie piąte miejsce Katarzyny Kłys w kategorii 70kg. Wiara w sercach się tliła, jednak Rosjanie zdominowali rywalizację, a od biało-czerwonych lepszym warsztatem wykazało się jeszcze kilkanaście nacji.

Kolejny ważny sprawdzian – mistrzostwa świata w Astanie. Sierpniowa rywalizacja również nie przyniosła powodów do euforii. Indywidualnie nasi zawodnicy nie zachwycili. Wyróżnić można jedynie Darię Pogorzelec, która w kategorii 78kg uplasowała się na piątej lokacie. Start w Astanie uratowała żeńska drużyna. Ambitna postawa i wola walki dały efekt. Polki pokonały Algierię, Niemcy i Rosję, zatrzymały się dopiero na Japonii. Biało-czerwone sięgnęły w Kazachstanie po srebrny medal, co jest najlepszym wynikiem naszej drużyny w historii. Podopieczne Anety Szczepańskiej startowały w składzie: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba, Karolina Tałach, Anna Borowska (wszystkie 63 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) oraz Daria Pogorzelec i Katarzyna Furmanek (obie +70 kg).

Po raz kolejny świat zachwycił Teddy Riner. Startujący w kategorii +100kg Francuz po raz ósmy sięgnął po tytuł mistrza globu. Riner nadal pozostaje niepokonany na tatami, rywale nadal uginają nogi przed starciem z nim. Najwięcej krążków na mistrzostwach świata wywalczyli Japończycy, Koreańczycy oraz Francuzi.

Przez cały rok nasi judocy jeździli po świecie i gromadzili punkty w wyścigu olimpijskich. Polacy brali udział w turniejach Grand Slam, Grand Prix oraz European Open. W pierwszej części sezonu z dobrej strony zaprezentowała się Katarzyna Furmanek, która w lutym wygrała rywalizację w Pradze, w marcu w Casablance sięgnęła po srebro, a w Mińsku wywalczyła brąz. Ponownie dała o sobie znać w Port Louis, gdzie zajęła drugą pozycję. Po początkowych trudnościach na właściwe tory wróciła Katarzyna Kłys. Wokół brązowej medalistki mistrzostw świata w Taszkiencie wybuchło małe zamieszanie, z kim ma trenować i jak mają wyglądać jej przygotowania do Rio. W końcu osiągnięto konsensus w tej sprawie. W Baku Kłys zaliczyła najlepszy występ spośród naszych zawodniczek. Dopiero pod koniec roku judoczka Polonii Bytom zaczęła zdobywać miejsca na podium. Kłys była trzecia w Grand Prix w Taszkiencie i wynik ten powtórzyła w listopadzie podczas rywalizacji Grand Slam w Abu Zabi. Również start w Qingdao pokusiła się o wywalczenie brązowego krążka. Wśród panów należy wyróżnić Macieja Sarnackiego, który triumfował w Pucharze Europy w Warszawie oraz zajął trzecią pozycję w Grand Slam w Tiumeniu. Miejsca w czołówce zajmowały również Daria Pogorzelec oraz Agata Perenc. Jednak trudno jednoznacznie stwierdzić, że były to równe występy. Nasi zawodnicy gromadzili punkty, które mogą okazać się cenne w walce o wyjazd do Rio. Spokojnie spać mogą Kłys, Pogorzelec oraz Sarnacki. Spokojnie, ale czujnie. Czy Igrzyska Olimpijskie będą przełomem dla polskiego judo? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Występy naszych zawodników to istna sinusoida. Do rewelacji daleko, tragedii też nie ma. Z tym, że indywidualnie podczas dwóch głównych imprez sezonu wyniki były znacznie poniżej oczekiwań. Nadzieja jest, jak zawsze i umiera ostatnia, ale niektórzy mówią, że jest matką głupich. Trener Aneta Szczepańska tchnęła nowego ducha w swoje podopieczne i tu upatrujemy szans na medal w Rio.

Młodzieżowa mistrzyni

Trzeba również bacznie śledzić poczynania naszej młodzieży. W Bratysławie po tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy sięgnęła Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg. Łącznie Polacy wywalczyli sześć medali.

Podczas mistrzostw Europy U-21 w Oberwart biało-czerwoni zapisali na swoim koncie cztery krążki. Wicemistrzynią Starego Kontynentu została Anna Załęczna w kategorii 78kg. Brązowe medale zawisły na szyjach: Patryka Wawrzyczka (66 kg), Julii Kowalczyk (57 kg) i Piotra Kuczery (90 kg).

Brak sukcesów na Uniwersjadzie w Gwangju. Blisko podium była Karolina Tałach, jednak Polka w kategorii 63kg ostatecznie zajęła piąte miejsce. Nasza męska kadra dzielnie walczyła o brązowy medal, jednak w decydującym starciu 2:3 wygrali Ukraińcy.

Jeden medal udało się przywieźć z Sofii, gdzie lipcu odbyły się mistrzostwa Europy kadetów. Jego autorem był Maciej Krogulski (73kg).

Reasumując, w Astanie ujawniła się siła naszej żeńskiej drużyny. Na tym należy budować przyszłość i upatrywać szans na sukces w Rio. Sukces dla polskiego judo niezwykle potrzebny.

KM

Wielu próbowało, jemu się udało

Najważniejsze wydarzenie bokserskiego roku 2015 miało miejsce w listopadzie w Dusseldorfie. Władzę w kategorii królewskiej musiał oddać Władimir Kliczko. Na tronie zasiadł Tyson Fury. To swego rodzaju przełom. Koniec pewnej epoki i początek czegoś nowego.

Boks to wielkie emocje, jeszcze większe pieniądze i grad ciosów. Wszyscy kochają tych, którzy nie kalkulują i potrafią zrobić show. Z ringiem pożegnał się wielki Floyd Mayweather Jr. W 2015 roku na szczyt wszedł Polak, który w ringu potrafi wyczyniać cuda.

Polski junior ciężki mistrz

Mało kto się spodziewał, że Krzysztof Głowacki rozprawi się z Marco Huckiem. W sierpniu w Newark bokser z Wałcza pokonał Niemca bośniackiego pochodzenia. Głowacki wszedł do ringu i bez kompleksów rywalizował z Huckiem. W jedenastej rundzie słał w stronę rywala potężne ciosy i mistrz w końcu osunął się na liny. Polska może cieszyć się z mistrza świata WBO w wadze junior ciężkiej.

Szansę walki o pas WBC w wadze junior ciężkiej otrzymał Łukasz Janik, który w maju rywalizował z Grigorijem Drozdem. Bokser z Zielonej Góry znalazł się w Moskwie trochę z przypadku. Pierwotnie planowano, że z Drozdem będzie rywalizował Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, jednak choroba uniemożliwiła mu walkę. Przed życiową szansą stanął Janik. Niestety, nie wykorzystał jej. Drozd był bezlitosny dla Polaka i sędzia w dziewiątej rundzie przerwał pojedynek.

W tym roku po raz kolejny w ringu pojawił się Tomasz Adamek. „Góral” podjął wyzwanie i stanął naprzeciw Przemysława Salety. Pojedynek trwał pięć rund. Adamek mógł cieszyć się z pięćdziesiątego zwycięstwa w karierze i z trzydziestej walki zakończonej przed czasem.

Rok w kratkę ma za sobą Mateusz Masternak. „Master” musiał podnieść się po porażce z Yourim Kalengą w czerwcu 2014 roku, która uniemożliwiła mu rywalizację o mistrzostwo świata. Polak wrócił i krok po kroku dążył do obudowania swojej pozycji. W grudniu dostał szansę walki o mistrzostwo Europy. Tony Bellew okazał się lepszy. Akcje Masternaka znacznie spadły.

Mariusz Wach po odbyciu kary za stosowanie niedozwolonych środków wrócił na ring. Rozkręcał się powoli. Stoczył cztery pojedynki, wszystkie wygrał i stanął przed poważną szansą. Popularny „Viking” w grudniu w Kazaniu rywalizował o srebrny pas WBC w wadze ciężkiej z Aleksandrem Powietkinem. Przegrał. W dwunastej rundzie Polak nie miał już sił, a Rosjanin demolował go i osiągnął swój cel. Wygrał przez techniczny nokaut. Dramat Wacha trwał jeszcze po walce. Okazało się, że w organizmie polskiego pięściarza wykryto niedozwolone środki.

We wrześniu doszło do pojedynku o miano najlepszej bokserki w kraju. Minimalnie lepsza okazała się Ewa Brodnicka, która pokonała niejednogłośnie na punkty Ewę Piątkowską. Nowa królowa polskiego boksu zdobyła również pas EBU wagi lekkiej. W pojedynku o tytuł Polka okazała się lepsza od Elfi Philips. Z kolei Piątkowska dzięki wygranej w walce z Marie Riederer sięgnęła po mistrzostwo Europy w wadze półśredniej.

Nowy król

Wszyscy powtarzali w kółko to samo. Ich celem było zakończenie dominacji Władimira Kliczko. Naprzeciw ukraińskiego mistrza stawali kolejni rywale, jednak w ringu nie byli tak konkretni jak w zapowiedziach. W kwietniu wyższość Kliczko musiał uznać Bryant Jennings. Kolejnym, który rzucił wyzwanie Ukraińcowi był Tyson Fury. Anglik świetnie operuje językiem, który bogaty jest w pochwały na temat jego osoby. Często patrzono na niego z przymrużeniem oka, choć facet przyłożyć potrafi. W Dusseldorfie w ringu było ostrożny, ale wykorzystał swoją szansę. Nie uciekał przed Kliczko, lecz czekał, kiedy ten popełni błąd. Sędziowie nie mieli wątpliwości i na tronie wagi ciężkiej zasiadł nowy król.

Niepokonany – takim mianem może szczycić się Floyd Mayweather Jr. Popularny „Money” postanowił zakończyć karierę i odejść w glorii chwały. Amerykanin wygrał wszystkie czterdzieści dziewięć pojedynków. 38-letni pięściarz na swoim koncie zapisał tytuły mistrza świata WBC, WBA i WBO w wadze półśredniej, WBC i WBA w wadze junior średniej, WBC w junior lekkiej, lekkiej, junior półśredniej. Mayweather to bokser, biznesmen, showman, wielki orator, marketing owiec. Człowiek instytucja. Na jego walki czekało się z niecierpliwością, potrafił zbudować wokół swoich pojedynków aurę wyjątkowości. W maju doszło do starcia stulecia, w którym Mayweather spotkał się z Manny Pacquiao. Pojedynek długo wyczekiwany, lecz wielu zadawało pytanie, dlaczego tak późno. Pacquiao przegrał na punkty, a po walce tłumaczył się problemami z barkiem i żądał rewanżu, jednak Mayweather nie był zainteresowany kolejną konfrontacją z Filipińczykiem. Dla obu był to fantastyczny interes. Ponad 100 milionów za pojedynek zgarnął Maywaether, bez uwzględnia zysków z pay per view. Amerykanin wszedł do ringu jeszcze raz. We wrześniu na punkty pokonał Andre Berto. Po walce powiedział: dość i odwiesił rękawice.

W styczniu Amerykanie byli w euforii. Mogli cieszyć się z mistrza świata w wadze ciężkiej. Czekali i ich oczekiwanie zostało wynagrodzone. Nowym idolem Amerykanów został Deontay Wilder, który na punkty pokonał Bermane Stiverne’a. 30-latek to prawdziwy bombardier. Tylko Stiverne wytrzymał z nim w ringu dystans dwunastu ring. Pozostałych trzydziestu czterech rywali Wilder zastopował przed czasem. 16 stycznie amerykański mistrz świata WBC będzie bronił pasa w starciu z Arturem Szpilką.

Tak właśnie wyglądał rok 2015 w polskim i światowym boksie. Głowacki wyniósł biało-czerwoną flagę na szczyt. Zmienił się układ w wadze ciężkiej. Czy w styczniu na szczycie pojawi się Artur Szpilka? To jedno z noworocznych życzeń fanów boksu. Rok 2016 zapowiada się ciekawie. Sympatycy pięściarstwa nie wiedzą, czego tak naprawdę się spodziewać. Stare lisy trochę przycichły, a na pierwszy plan wchodzi młode pokolenie. Jak poradzą sobie młode wilki? Czas pokaże.

KM

Nadzieja była, fajerwerków brak

Nadszedł czas podsumowań. Jak wyglądał rok 2015 w polskich zapasach? Główną imprezą sezonu były mistrzostwa świata w Las Vegas, jednak biało-czerwoni zaprezentowali się poniżej oczekiwań.

Dwie wielkie tegoroczne imprezy. Mowa o Igrzyskach Europejskich w Baku, które napawały optymizmem, jednak występ zapaśników na mistrzostwach świata nie spełnił naszych nadziei. Warto pamiętać, że Polska była organizatorem mistrzostw Europy U23, które odbyły się w Wałbrzychu.

Dobra zapowiedź

Dla wielu Igrzyska Europejskie w Baku były wielką niewiadomą. Impreza została zorganizowana po raz pierwszy i okazała się interesującym polem rywalizacji, które połączyło wiele dyscyplin, w tym zapasy. Niepodzielnie na matach panowali reprezentanci Rosji i Azerbejdżanu. Polacy również zaliczyli dobry występ. Pięć medali na koncie biało-czerwonych to wynik przyzwoity. W glorii chwały do kraju wróciły Roksana Zasina (53kg) oraz Katarzyna Krawczyk (55kg), które wywalczyły srebrne medale. Z kolei Iwona Matkowska (48kg) zapisała na swoim koncie brązowy krążek. Dwa medale dołożyli nasi wolniacy. Srebro w kategorii 70kg wywalczył Magomiedmurad Gadżyjew, a brąz w 86kg zawisł na szyi Radosława Marcinkiewicza. Igrzyska Europejskie w Baku był więc dobrym prognostykiem przed wrześniowymi mistrzostwami świata.

Warto również poświęcić chwilę uwagi imprezie, która odbyła się w marcu w Wałbrzychu. Po raz pierwszy młodzi zapaśnicy mogli rywalizować w mistrzostwach Europy U23. Należy podkreślić fakt, że Polska spełniła pokładane w niej nadzieje i sprawdziła się w roli organizatora. Można uznać ten test za zdany. Być może europejskie władze obdarzą nasz kraj zaufaniem po raz kolejny i pozwolą zorganizować imprezę na poziome seniorskim. Czas pokaże. Wracając do Wałbrzycha, swoją obecność zaznaczyli tam nasi reprezentanci, którzy na swoim koncie zapisali trzy medale. Na najwyższym stopniu podium stanęła Daria Osocka, która rywalizowała w kategorii 75kg, gdzie wystąpiło zaledwie osiem zawodniczek. W stylu klasycznym srebro wywalczył Krystian Formela (85kg). Z kolei Robert Baran sięgnął po brąz w kategorii 125kg w stylu wolnym.

Dwa medale Polacy przywieźli z mistrzostw świata kadetów, które odbyły się w sierpniu w Sarajewie. Blisko wywalczenia tytułu najlepszego zawodnika globu był Norbert Daszkiewicz, który w finale kategorii 69kg w stylu klasycznym przegrał z Rosjaninem Aleksandrem Komarowem. Brąz w kategorii 100kg dla Patryka Kamińskiego.

Amerykański koszmar

Występ w Baku dawał nadzieję na wywalczenie kwalifikacji olimpijskich podczas mistrzostw świata w Las Vegas. Polacy zawiedli.

Najwyżej spośród naszych reprezentantek uplasowała się Daria Osocka w kategorii 75kg, w której zajęła ósmą pozycję. Wicemistrzyni świata z 2014 roku Iwona Matkowska była dopiero dwunasta. Słabo zaprezentowali się nasi klasycy. Blisko wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej był Damian Janikowski, który zajął siódmą pozycję. Taki sam rezultat w stylu wolnym uzyskał Gadżyjew.

Za słaby występ w Las Vegas stanowiskiem zapłacił trener kadry klasyków Ryszard Wolny. Zastąpił go Andrzej Maksymiuk, który ma za zadanie jak najlepsze przygotowanie zawodników do występów kwalifikacyjnych i uzyskania maksymalnej liczby przepustek do Rio de Janeiro.

Pocieszeniem dla naszych klasyków może być srebrny medal Damiana Janikowskiego w kategorii 85kg podczas Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w Mungyeong. Warto wspomnieć o dobrych występach Gadżyjewa. Medal w Baku, przyzwoita forma w międzynarodowych startach, a także wygrana w "Ramzan Kadirov of Adlan Varaev", za którą zapaśnik zainkasował 18 tysięcy dolarów.

Rok niewykorzystanych szans. Tak najkrócej należy określić występy naszych zawodników. Już dawno kadra zapaśników nie zanotowała tak słabego startu w mistrzostwach świata. Teraz musi nastąpić pełna mobilizacja. W 2016 roku wszystko podporządkowane jest pod Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Polskie zapasy potrzebują medalu olimpijskiego. Czy któryś z zawodników udźwignie ten cięża? Las Vegas pokazało, że może być ciężko.

KM

Siła rośnie z każdym krokiem

Kickboxing w Polsce ma się dobrze. Na rynku pojawia się coraz więcej podmiotów, które oferują ciekawe widowiska. Poziom sportowy jest wysoki. Kickboxing w 2015 roku zrobił kolejny krok na drodze do zwiększenia popularności.

Sporty uderzane cieszą się sporym zainteresowaniem. Kickboxing ustawicznie przebija się do społecznej świadomości. Nie jest to już tylko i wyłącznie dyscyplina, którą warto trenować, aby posiąść określone umiejętności, lecz także ciekawe i pełne emocji widowisko.

Medalowa potęga

Gdzie nie pojadą, tam swoje zrobią. Polska kadra jest niezwyciężona i z każdej mistrzowskiej imprezy przywozi worek medali. Już początek roku był obiecujący. Polacy zaprezentowali się podczas zawodów Irish Open International 2015. Biało-czerwoni wygrali klasyfikację medalową, a najwyższym stopniu podium stanęło pięciu naszych fighterów. Po złote medale sięgnęli Karolina Mosko (48kg), Robert Niedźwiecki (57kg), Jakub Pokusa (63,5kg), Kacper Frątczak (81kg) i Tomasz Piechocki (+91kg). Łącznie na swoim koncie Polacy zapisali czternaście krążków.

Warto również przypomnieć, że w roku 2015 roku Polski Związek Kickboxingu obchodził swoje 25 urodziny. Oficjalne uroczystości odbyły się 28 lutego w Kielcach. Nie mogło zabraknąć znakomitych walk. 25-lecie PZKb uświetniła gala Fighters Night 3, podczas której zaprezentowali się m.in. Joanna Walkiewicz, Wojciech Kosowski, Tomasza Sarara czy Dawid Kasperski.

Kickboxing to dyscyplina, która wymaga odwagi, ambicji, zacięcia oraz poświęcenia. Warto w tym miejscu pochylić się nad tegorocznym występem Eliasza Jankowskiego w mistrzostwach Polski K-1 w Legnicy. Zawodnik Ognisko TKKF Olimp Legnica rywalizujący w kategorii 63,5kg sięgnął po tytuł. Ogromny sukces Jankowskiego, który okupiony został kontuzją. W finale fighter nie poddał się mimo, że musiał walczyć ze złamaną kością śródstopia, a po pojedynku trafił do szpitala. To się nazywa charakter.

Świetnie zaprezentowali się Polacy w prestiżowym turnieju WAKO Bestfighter World Cup w Rimini. Biało-czerwoni zdobyli aż osiemnaście medali. Dominowali w low-kicku, gdzie triumfowali w pięciu kategoriach. Złote medale padły łupem Iwony Nierody (56kg), Marty Waliczek (65kg), Mateusza Białeckiego (67kg), Łukasza Kaczmarczyka (71kg) i Patryka Zaborowskiego (91kg). Pierwsze miejsce w full contact zajął Kacper Frątczak, co było dużym osiągnięciem dla młodziana startującego w kategorii 81kg. W kick light triumfował Piotr Wypchał (94kg).

Nasza młodzież miała szanse walczyć o medale podczas mistrzostw Europy kadetów i juniorów w San Sebastian. Młode pokolenie przywiozło z Hiszpanii sześć krążków. Mistrzami globu zostali: Piotr Stępień (42kg), Weronika Nowak (60kg) oraz Klara Piętak (65kg).

W październiku w Belgradzie odbyły się mistrzostwa świata w K-1, low-kick i kick light. Polacy łącznie wywalczyli 22 medale, z czego osiem miało złoty kolor. Biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzami świata w kick light zostali: Dorota Godzina (55kg), Paulina Jarzmik (60kg), Mateusz Jereczek (89kg), Piotr Wypchał (94kg) i Michał Bławdziewicz (+94kg). Dwie panie triumfowały w low kicku – Iwona Nieroda (56kg) i Marta Waliczek (60kg). Najlepsza w K-1 +70kg okazała się Paulina Bieć.

Kilka tygodni po rywalizacji w Belgradzie nadszedł czas na podróż do Dublina, gdzie odbyły się mistrzostwa świata w pointfighting, full contact oraz light contact. Trójka naszych reprezentantów sięgnęła po mistrzowskie laury. Sukces z Belgradu powtórzyły Godzina i Jarzmik, z tym że w light contact. W full contact mistrzem świata został Mateusz Kubiszyn w kategorii 86kg. W Dublinie Polacy zdobyli dwanaście medali.

Arena, a wokół niej widzowie

Coraz więcej zawodowych gal. Nasi zawodnicy próbują swoich sił poza granicami kraju. Polacy zapraszani są na gale King of Kings, Superkombat czy Enfusion, jednak u nas też nie mogą narzekać na brak ciekawych propozycji.

Grupa DSF mocno zaakcentowała swój udział w rynku sportów walki. Ciekawa formuła gal, w której rozgrywane są turnieje w poszczególnych kategoriach wagowych oraz mecze międzypaństwowe. Grupa DSF zaprezentowała ciekawy produkt i wypromowała wielu zawodników. Nazwiska Godziny, Wichowskiego czy Paczuskiego są coraz bardziej rozpoznawalne, a przede wszystkim kojarzone z kickboxingiem. Warto nadmienić, że ważnym ogniwem grupy DSF Kickboxing jest legenda tej dyscypliny w Polsce – Piotr Siegoczyński, która odpowiada za stronę czysto sportową. W tym roku do skutku nie doszło gala w Płocku z powodu wycofania się strategicznego sponsora, jednak grupa zorganizowała widowiska w Ząbkach, Włocławku, Warszawie.

Kickboxing w swojej ofercie ma również organizacja Fight Exclusive Night, która proponuje również pojedynki MMA. Mocnym akcentem na polskim rynku może okazać się reaktywacja Masters K-1 Fight. Grupa ma poważne plany. – W Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie – zapowiada Anna Lazur, oficer prasowy Masters K-1 Fight.

KM

Król królów powraca

King of Kings stara się dostarczyć fanom kickboxingu z Europy Środkowo-Wschodniej walki na najwyższym poziomie. W 2016 roku organizacja zaprezentuje próbkę swoich możliwości w Warszawie.

Będzie to powrót King of Kings do Polski. W Warszawie odbędzie się event zamykający 2016 rok w wykonaniu organizacji.

Czy podbiją Warszawę?

To nie będzie pierwsza gala King of Kings w Polsce. Organizacja stara się regularnie organizować swoje eventy nad Wisłą, gdyż jest to dla niej ważny rynek. Otwarcie przyznaje to Donatas Simanaitis, prezydent IBF. Z tym, że jak to bywa w przypadku miłości – nie zawsze jest odwzajemniana. King of Kings chce zdobywać serca Polaków, jednak różnie z tym bywa.

W 2014 roku organizacja gościła w Polsce dwukrotnie, jednak nie było idealnie. Podczas jesiennej gali w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie trybuny nie pękały w szwach. Dlaczego? Być może problemem było zbyt słabe rozreklamowanie gali. Kibice w Polsce coraz bardziej fascynują się kickboxingiem. Dodatkowo jesteśmy jedną z czołowych europejskich potęg. Z mistrzowskich imprez wracamy z workami wypchanymi medalami, więc wszystkie warunki ku temu, aby kickboxing królował w Polsce są spełnione.

King of Kings po raz kolejny spróbuje podbić serca fanów nad Wisłą. W 2014 roku w Ergo Arenie nie brakowało ciekawych nazwisk. Wystąpił Sergei Morari, czyli zawodnik, który w tym roku triumfował w turnieju 77kg w Kiszyniowie. Sergei Lascenko w Ergo Arenie okazał się najlepszy w rywalizacji wagi ciężkiej. W finale Ukrainiec znokautował Tomasza Szczepkowskiego. Nie zabrakło również polskich gwiazd – Radosława Paczuskiego, Michała Turyńskiego czy doświadczonego Przemysława Ziemnickiego. W 2014 roku King of Kings zorganizował również galę w Płocku. Kibice zgromadzeni w Orlen Arenie w akcji mogli zobaczyć Chrisa Bayę, Maxa Rolla, Mateusza Kopca czy Roberta Rajewskiego.

Wydarzenia te cieszyły się umiarkowaną popularnością. Być może teraz będzie inaczej. King of Kings wraca do Warszawy, gdzie po raz ostatni gościła w 2010 roku. Tym razem organizacja zamknie pracowity rok w stolicy Polski. Galę zaplanowano na 10 grudnia.

Gdzie jeszcze?

KOK pierwsze wydarzenie zaplanowało na 27 lutego. W Rydze odbędzie się ośmioosobowy turniej wagi lekkiej. Z kolei 9 kwietnia w Kiszyniowie zostaną rozegrane półfinały i finały rywalizacji. Prawdopodobnie w akcji zobaczymy Mateusza Kopca.

Organizacja zawita również do Berlina, Tallina, Kiszyniowa, Wilna i na Cypr. W 2016 KOK planuje zorganizowanie dziesięciu gal. Na pewno nie zabraknie w nich Polaków, którzy regularnie prezentują się na eventach King of Kings. Na zakończenie 2015 roku w Kiszyniowie pojawiło się dwóch Polaków. Niestety, Jacek Olkuski i Tomasz Kowalski ponieśli porażki.

KM

IT`S SHOW TIME – Masters K-1 Fight – REAKTYWACJA!!!

Święta Bożego Narodzenia to radosna nowina tak też można nazwać informację o reaktywacji Masters K-1 Fight. Ta legendarna polska grupa promotorska swoje pierwsze kroki stawiała na początku lat 90` a na jej czele stał nie kto inny jak Andrzej Palacz ikona polskiego kickboxingu a obecnie prezes Polskiego Związku Kickboxingu. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o drugiej osobie, która współtworzyła grupę o Marku Fryszu.

Już dziś każdy z nas ma dreszczyk emocji wiedząc, że Masters K-1 Fight powraca na mapę zawodowego kickboxingu. Gale tej grupy przez lata były obecne na otwartej antenie telewizji Polsat oraz TVP. Gościli także na antenie Polskiego Radia opisywani przez Przegląd Sportowy czy Super Express. Obecny Masters K-1 Fight to także pierwsza w historii polskiego kickboxingu gala K-1, która odbyła się w 2004 r. (pierwsza gala kickboxingu została zorganizowana przez tę grupę promotorów w 1991 r.).

Masters K-1 Fight to przede wszystkim powrót do tradycji i korzeni zarówno w ujęciu sportowym jak i organizacyjnym. Zapowiada się rewolucja w polskim kickboxingu i to w dosłownym słowa znaczeniu.

W rozmowie z oficerem prasowym grupy promotorskiej Masters K-1 Fight – Anną Luzar: „…w Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie. To co się obecnie dzieje dzięki kilku federacjom zmierza oczywiście do stworzenia czegoś na wzór znanych w Polsce federacji MMA, jednak zbyt dużo w tym naśladowstwa a zbyt mało stworzenia czegoś własnego co pozwoli się wyróżnić na rynku. Kickboxing w zawodowym wydaniu potrzebuje nowej jakości przede wszystkim pod kątem organizacji gal ale także daleko idących zmian organizacyjnych…”

Zapytaliśmy zatem czym właściciele grupy promotorskiej Masters K-1 Fight chcą zaskoczyć kibiców w Polsce, na czym maja polegać zmiany i czym chcą się wyróżnić: „…Tak przede wszystkim mamy pomysł na działalność grupy, pomysłodawcy pracują nad projektem od blisko 18 miesięcy dlatego też teraz podjęliśmy decyzję o upublicznieniu tej informacji. Czym chcemy zaskoczyć kibiców, sądzimy, że nie tyle zaskoczyć co pokazać zupełnie inną organizację gal. Jesteśmy już w zasadzie w przed dzień podpisania umowy z jednym z samorządów w Polsce, który wyraził zainteresowanie goszczenia nas u siebie. Wiąże się to przede wszystkim ze stałą współpracą ze stabilnym Partnerem oraz co istotne możliwością organizacji gal w dużej, profesjonalnej hali sportowej, która na co dzień gości przedstawicieli ekstraklasy innej dyscypliny…”.

Ale padło pytanie o zmiany, na czym mają one polegać? To chyba kluczowe pytanie, które zainteresuje naszych widzów: „…Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany to oczywiście nie tylko słowa ale konkretne zadania jakie postawiliśmy sobie do realizacji. Pierwszymi i podstawowymi elementami podlegającymi rzeczonym zmianom są: transparentność w doborze zawodników, wynagrodzenie dla zawodników za wystąpienie na naszych galach, organizacja gal w zupełnie innym stylu aniżeli się to odbywa na dzień dzisiejszy. Szybko omawiając wskazane zmiany podkreślić chcemy charakter sportowy naszych gal, dlatego też dobór zawodników będzie tylko i wyłącznie na podstawie aktualnych rankingów prowadzonych przez Polski Związek Kickboxingu oraz WAKO, zatem nie dojdzie u nas do spotkania zawodników przypadkowych. Zawodnicy będą walczyć tylko i wyłącznie o pasy PZKB i nie widzimy potrzeby tworzenia własnych pasów, które w ujęciu sportowym i żargonie zawodników są nazywane „paskami do spodni”. Przechodząc do organizacji gal jako eventów nie chcemy na razie za dużo zdradzać, ale na pewno odejdziemy od modelu amerykańskiego gdzie pierwszą rolę grają światła, muzyka i tzw. show, oczywiście te elementy będą, jednak nie mogą być wiodące. Jednym słowem na tym etapie zdradzić możemy tylko, że idziemy mocno w historię a reszta niech będzie tajemnicą bo bez tego nie będzie elementu zaskoczenia. Teraz kwestia wynagrodzeń, niestety krążą na rynku różne legendy o zarobkach zawodników podczas gal i chcemy to zmienić, system opłacania zawodników występujących na galach będzie z jednej strony bardzo przejrzysty a z drugiej sądzimy, że bardzo atrakcyjny w porównaniu z dotychczasowymi realiami.

Wygląda to bardzo interesująco i intrygująco jednak powstaje pytanie, skoro pracowali Państwo nad projektem blisko czy ponad 18 miesięcy co udało się już załatwić a nad czym będą Państwo pracować dalej lub czego nie udało się jeszcze załatwić: „…Oczywiście czas wydaje się długi, jednak podejście do biznesu mamy typowo systemowe: musiał powstać plan działania, dobór ludzi, biznes plan, następnie pozyskanie partnerów w postaci telewizji, samorządu, sponsorów, reklamodawców etc., wiele z tych działań jest jeszcze procedowanych i na tym etapie rozmowy więcej powiedzieć nie możemy.

Jeszcze ciekawej to zaczyna wyglądać i rzeczywiście profesjonalnie więc można wnioskować, że mają państwo telewizję, która będzie transmitować gale, mają Państwo sponsorów, reklamodawców i samorząd, pozostaje tylko zorganizować galę: „…Tak jak zawsze w rozmowie czy na papierze wszystko wygląda interesująco i ciekawie, jak wspomnieliśmy wiele rzeczy jest jeszcze w fazie rozmów, negocjacji mniej lub bardziej zaawansowanych. Na te chwilę tak możemy potwierdzić, że podpisaliśmy już umowę z telewizją, jesteśmy w przed dzień zamknięcia sprawy z obiektem sportowym i zapleczem socjalnym. Sponsorzy i reklamodawcy to jak zawsze temat otwarty i bardzo płynny więc możemy tylko potwierdzić, że tak z wieloma podmiotami prowadzimy negocjacje mniej lub bardziej zaawansowane. Taki projekt to też obecność patronów medialnych, których już mamy wielu a każdego tygodnia przybywa kilku nowych co tylko napawa nas optymizmem na przyszłość.

Cóż, tym miłym akcentem chcemy podziękować za rozmowę i życzymy powodzenia na przyszłość. Czekamy ze zniecierpliwieniem na start projektu a Naszych widzów zapraszamy do śledzenie naszego FanePage na FaceBook – https://www.facebook.com/FighTimeTV/ tam będą pojawiać się szczegóły dalszej działalności starego – nowego Masters K-1 Fight.

Zapasy w świątecznym klimacie

Rychło zbliża się czas Świąt Bożego Narodzenia. W naszej kulturze jest to wyjątkowy czas spotkań z rodziną i przeżywania wspólnie tego czasu. Jak mawiał klasyk, „co kraj to obyczaj”. Wybierzmy się w podróż do Mongolii, gdzie szczególną popularnością cieszą się zapasy.

Mongołowie w lipcu świetnie bawią się przez trzy dni. Od 11 do 13 lipca odbywa jedno z głównych świąt państwowych, a zarazem festiwal sportowy – Naadam.

Test na męstwo

Główne uroczystości Naadam odbywają się w Ułan Bator. Korzeni święta należy upatrywać już za czasów Hunów, jednak w obecnym kształcie zaistniało ono za czasów Czyngis-chana. Pierwotnie służyło ukazaniu waleczności wojowników oraz zaprezentowaniu radości po zwycięskiej bitwie. Od 1922 roku impreza przeprowadza jest w dniach 11-13 lipca.

Można uznać, że jest to święto sportu. W Ułan Bator jest jakby centrum imprezy. Festiwale Naadam odbywają się w stolicach pozostałych ajmaków (jednostka podziału terytorialnego) oraz powiatach. Zawodnicy rywalizują w trzech dyscyplinach: zapasach, łucznictwie oraz wyścigach konnych.

Należy podkreślić, że w zapasach mogą startować tylko panowie. Mężczyźni rywalizują bez podziału na kategorie wagowe. W zmaganiach bierze udział 512 zawodników, którzy ubrani są w tradycyjne stroje. Zapaśnik ma na sobie wysokie buty, okrycie ramion i barków oraz niewielkie majtki. Ważnym atrybutem zawodnika jest spiczasta czapka, która posiada dwie czerwone wstęgi. Nakrycie zakłada się przed i po walce, a na wstęgach znajdują się złote paski – jest to informacja o liczbie zwycięstw. Sama walka ma w sobie aurę wyjątkowości. Zawodnik przed rozpoczęciem pojedynku odbywa taniec, modli się i dotyka ziemi z nadzieją na pozyskanie mocy. Rywalizacja pozbawiona jest brutalności, nie ma w niej uderzeń. Zapaśnicy łapią się za majtki bądź nakrycia, aby dokonać przewrócenia swojego rywala. Zwycięzca wykonuje rytualny taniec orła. Ten, kto wygra pięć walk otrzyma tytuł „Sokoła”. Siedem zwycięstw nadaje miano „Słonia”, zaś dziewięć „Lwa”.

Naadam pokazuje kulturę mongolską i zarazem jest oddaniem hołdu tradycji. Zapasy odgrywają tu szczególną rolę. Mongołowie są jedną z czołowych ekip w tej dyscyplinie na świecie.

Przez tradycję do medali

Wydaje się, że jest swego rodzaju metoda popularyzacji sportu i aktywności. Rzecz jasna, że Mongolia to zupełnie inna kultura i zwyczaje, ale warto zwrócić uwagę na wierność tradycji. Naadam to po prostu zabawa, ale jakże ciekawa i łącząca wiele elementów.

Mongolia może pochwalić się dobrym wynikami na zapaśniczych matach. Na ostatnich mistrzostwach świata w Las Vegas mongolscy zawodnicy zajęli siódme miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzynią świata kategorii 63kg w stylu wolnym została Sorondzonboldyn Batceceg, która ma na swoim koncie brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Do Rio de Janeiro również jedzie po medal.

W Las Vegas po brąz sięgnął Batboldyn Nomin w kategorii 61kg w stylu wolnym, a także Pürewdżawyn Önörbat w 74kg. Dużą nadzieją mongolskich zapasów jest Sücheegijn Cerenczimed. 20-latka startuje w kategorii 60kg w stylu wolnym. Na swoim koncie ma już tytuł mistrzyni świata w Taszkiencie. W Las Vegas zajęła drugie miejsce.

Zapewne można by oczekiwać więcej, ale widzimy tu pewien ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeśli poświęca się uwagę określonej dyscyplinie to pojawią się wyniki. Wystarczy chcieć. A święto Naadam w Mongolii to swego rodzaju zjawisko. Z jednej strony integracja społeczeństwa, a zarazem troska o tradycję, historię oraz rozwój sportowy.

Fot. commons.wikimedia.org

KM

Trzech muszkieterów rusza do Londynu

W październiku do Londynu ze swoją galą zawitała organizacja KSW. Niebawem w stolicy Anglii zaprezentuje się UFC. Na kolejnej gali najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie wystąpi trzech polskich fighterów.

Nie zatrzymujemy się ani na chwilę. Podążając za UFC można poznać praktycznie cały świat. Amerykańska organizacja gościła już w Krakowie, Berlinie, ostatnio w Orlando i podąża dalej. 27 lutego w Londynie odbędzie się gala UFC Fight Night 83.

Jotko czeka na nokaut

Po raz piąty w UFC zaprezentuje się Krzysztof Jotko. 26-letni zawodnik wagi średniej niedawno wrócił do oktagonu po kontuzji ręki, której nabawił się w marcu. Uraz uniemożliwił mu udział w gali UFC w Krakowie. Na kolejny występ Polak musiał czekać ponad pół roku. Wrócił i zaprezentował się w Dublinie. W październiku niejednogłośnie na punkty pokonał Scotta Askhama. Jotko mógł cieszyć się ze zwycięstwa, ale zapewne był pełen obaw. 26-latek musiał liczyć się z kolejną przerwą z powodu kontuzji lewej ręki. Początkowo mówiło się, że zawodnika czeka półroczna przerwa, jednak po dokładnych badaniach wykluczono złamanie kończyny. Jotko mógł odetchnąć.

Kolejną szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności Jotko dostanie już w lutym. W Londynie zmierzy się ze Bradley’em Scottem. Dla 26-letniego Anglika będzie to również piąty pojedynek w UFC. Do tej pory rywalizuje ze zmiennym szczęściem. W ostatnim pojedynku rozprawił się z Dylanem Andrewsem, jednak wcześniej przegrał z Claudio Henrique da Silvą. Warto zauważyć, że w UFC Scott przegrywa przez decyzje sędziów, a wygrywa dzięki skutecznej gilotynie. W swojej karierze jeszcze nigdy nie odniósł zwycięstwa na punkty. Z kolei Jotko do tej pory w UFC wygrywał tylko przez decyzje sędziów. W swojej karierze Polak zanotował tylko jedną porażkę. Na gali UFC Fight Night 41 Magnus Cedenblad wykonał skuteczną gilotynę i Jotko musiał przełknąć gorycz porażki.

Ostatnia szansa

Tak może być w przypadku Łukasza Sajewskiego, który występuje w wadze lekkiej. Popularny „Wookie” miał pojawić się w UFC już w 2014 roku, jednak kontuzja opóźniła jego debiut w amerykańskiej organizacji. Sajewski pojawił się na gali UFC Fight Night 69, ale przegrał z Nickiem Heinem. Włodarze organizacji są bezlitośni. Kolejna porażka może oznaczać dla Polaka koniec przygody z UFC. W Londynie Sajewski zmierzy się z Teemu Packalenem. Fin również ma za sobą jedną walkę w UFC, również przegraną. Warto nadmienić, że Packalen w swojej karierze zanotował siedem zwycięstw. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem.

33-letni Daniel Omielańczuk w Londynie stanie naprzeciw Jarjisa Danho. Zawodnik z Syrii nie przegrał jeszcze w karierze. Walka z Omielańczukiem będzie jego debiutem w UFC. 33-letni Polak występujący w wadze superciężkiej stanie przed kolejnym wyzwaniem. Można powiedzieć, że Omielańczuk dzięki wygranej z Chrisem de la Rochą uratował swoją głowę w UFC. Zarazem Polak pokazał, że potrafi być efektowny. W czterdzieści  osiem sekund odprawił swojego rywala. Danho ma materiał do przemyśleń, a Omielańczuk powinien pójść za ciosem.

Na koniec zajrzyjmy do kieszeni Karoliny Kowalkiewicz. Polka w swoim debiucie w UFC poradziła sobie z Randą Markos. Na konto zawodniczki z Łodzi wpłynęło 26 tysięcy dolarów.

KM

Zwycięski wyjazd Dudka

Rafał Dudek zdobył Antwerpię. Polski kickbokser odniósł zwycięstwo na gali Enfusion 35.

Polak po występie na gali DSF Kickboxing Challenge 6 w Ząbkach, gdzie pokonał Eugene'a Matiushonoka, ruszył w świat. Dudek w Antwerpii zmierzył się z Youssefem El Hajim.

Nie czekał na sędziów

Reprezentujący barwy Fight House Nowy Sącz jest czołowym zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce. Teraz próbuje swoich sił w organizacji Enfusion. Dudek zdał pierwszy test, a jego przygoda nabierze tempa. Zapewne ważnym doświadczeniem dla Polaka będzie udział w reality show Enfusion. Dudek w styczniu uda się do Tajlandii, aby tam doskonalić swój warsztat.

Gdzieś z tyłu głowy Polak miał świadomość swojego występu podczas gali Superkombat World Grand Prix Final w Bukareszcie. Dudek zmierzył się tam z Cristianem Mileą. Polski fighter był aktywny i sprawił Rumunowi wiele problemów. Milea nie potrafił niczym zaskoczyć Dudka, a mimo to wygrał na punkty. Zawodnik Fight House Nowy Sącz wysunął wnioski z podróży do Bukaresztu i w Antwerpii robił wszystko, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść w regulaminowym czasie. W pierwszej rundzie El Hajim zobaczył, że będzie musiał wspiąć się na wyżyny, żeby zagrozić rywalowi. Polak rozdawał karty. Prawdziwy popis dał w drugiej rundzie. Marokańczyk był bezradny i z bliska zapoznał się z deskami. Wstawał, próbował, jednak Dudek był zdecydowanie lepszy. Potężne ciosy robiły wrażenie na El Hajim. Sędzia liczył Marokańczyka aż trzy razy i w podjął decyzję o zakończeniu pojedynku. Ręce Dudka powędrowały w górę.

Na gali Enfusion odbyły się dwie mistrzowskie walki. Rachida Bouhout straciła pas na rzecz Anke van Gestel w kategorii 64kg. Warto dodać, że Belgijka dzierży w swoich dłoniach tytuł najlepszej zawodniczki w kategorii 61kg. Ismael Lazaar potwierdził swoją dominację w wadze ciężkiej. Marokańczyk już w pierwszej rundzie zastopował zapędy Andrew Thomsona.

Bez radości w Kiszyniowie

Na gali King of Kings w Mołdawii zaprezentowało się dwóch polskich zawodników, jednak nie będą mieli miłych wspomnień. Udany powrót po przerwie zaliczył Alexandr Surcov. Niestety kosztem Tomasza Kowalskiego, który musiał uznać wyższość Rosjanina. Początek starcia dla Polaka, który atakował kombinacjami bokserskimi i niepokoił rywala low kickami. W drugiej rundzie pojedynek wyrównał się, a w trzeciej rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Sędziowie nie byli jednogłośni, ale wskazali na Surcova.

W kategorii 71kg Jacek Olkuski spotkał się z Alexandrem Prepelitą. Pierwsza runda wyrównana, jednak jeden z ciosów Mołdawianina zrobił wrażenie na Polaku. Z czasem zaznaczała się coraz większa przewaga Prepelity. Olkuski starał się odpowiadać, jednak bezskutecznie. Polak dotrwał do końca, ale sędziowie wskazali na zawodnika gospodarzy.

W finale turnieju kategorii 77kg triumfował Sergei Morari. Mołdawianin pokonał na punkty Robina Zobina. W walce o pas mistrzowski w kategorii 85kg triumfował Constantin Tutu. Mołdawian na punkty pokonał Igora Lyapina. Pojedynek wyrównany, jednak w drugiej rundzie Tutu posłał rywala na deski mocnym sierpem.

KM

Punkty na korzyść Kowalkiewicz

Pierwszy występ w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie to ogromne nerwy. Karolina Kowalkiewicz poradziła sobie z presją. Polka spędziła w oktagonie trzy rundy podczas gali UFC on Fox 17, po których sędziowie podjęli korzystną dla niej decyzję.

Zawodniczka z Łodzi udanie rozpoczęła swoją przygodę z UFC. To kolejna Polka, która rywalizuje w wadze słomkowej. Niepodzielnie rządzi i panuje w tej kategorii Joanna Jędrzejczyk. Czy z biegiem czasu dojdzie do polskiego pojedynku na szczycie? Brzmi niezwykle interesująco.

Nie bała się uderzać

Zmiana klimatu może niekorzystnie podziałać na zawodnika. Nie chodzi o warunki pogodowe, lecz skalę przedsięwzięcia. Kowalkiewicz nie ugięła kolan przed pierwszy występem w UFC, w którym to zmierzyła się z Randą Markos. Z pewnością cennym doświadczeniem była jej wcześniejsza walka na gali Invicta 9.

W starciu z Markos Kowalkiewicz prezentowała swoje atuty i nie pozwoliła rywalce rozwinąć skrzydeł, choć było gorąco. Kanadyjka za wszelką cenę szukała klinczu, jednak Polka skutecznie powstrzymywała jej zapędy. Od początku starcia dominowała stójka i wymiana ciosów. Markos w końcu osiągnęła swój cel i złapała Polkę pod siatką. Kanadyjka miała komfortową sytuacją, żeby osłabić swoją rywalkę, jednak 30-letnia zawodniczka w Łodzi poradziła sobie z naporem przeciwniczki. Walka wróciła na środek oktagonu, a Polka zakończyła pierwszą rundę mocnym prawym prostym.

Druga odsłona wymagała od Kowalkiewicz wiele odporności. Początkowo Polka dobrze sobie radziła i słała w stronę Markos kombinacje ciosów. Kanadyjka wiedziała, że zaczynają się problemy, dlatego też ponownie szukała możliwości klinczu. Markos znalazła się za plecami 30-latki z Łodzi i dążyła do efektownego poddania w stójce, jednak ostatecznie pojedynek przeszedł do parteru. Polka musiała przetrwać napór Kanadyjki, która dominowała i mogła zrobić praktycznie wszystko. Kowalkiewicz dotrwała do gongu oznajmiającego koniec rundy. Trzecia odsłona rozpoczęła się podobnie jak druga- od uderzeń Kowalkiewicz. Polka niepokoiła co i raz rywalkę ciosami w stójce. Kanadyjka ponownie klinczowała, jednak tym razem sytuacja rozwinęła się na korzyść Polki. Pojedynek przeszedł do parteru, Kowalkiewicz znalazła się na górze i obijała swoją oponentkę. Sędzia bacznie przyglądał się sytuacji, jednak Markos udało wrócić się do stójki. Kanadyjka dotrwała do końca, jednak werdykt jej nie zadowolił. Wszyscy sędziowie byli zgodni i punktowali 30-27, 29-28, 29-28 na korzyść Kowalkiewicz.

Szybki dos Anjos

Nieco ponad minutę trwała walka wieczoru UFC on Fox 17. W wadze lekkiej Rafael dos Anjos nie pozostawił żadnych złudzeń Donaldowi Cerrone. Brazylijczyk mocnym kopnięciem na wątrobę osłabił swojego rywala i zasypał go ciosami pod siatką. Cerrone przetrwał napór, wrócił na środek, ale po chwili nie był w stanie walczyć dalej. Dos Anjos zalał go serią ciosów.

W drugiej rundzie Alistair Overeem zastopował Juniora dos Santosa. Walka nie była efektowna. Dopiero w końcówce drugiej rundy coś drgnęło. Holender mocnym sierpowym zrobił wrażenie na dos Santosie, a potem ciosami zaznaczył swoją wyższość. Overeem wygrał po raz czterdziesty w karierze.

KM

Brodnicka mistrzynią Europy

Podczas gali w Łomiankach Ewa Brodnicka sięgnęła po tytuł mistrzyni Europy w wadze lekkiej. Polka na punkty pokonała Elfi Philips.

Tym samym 31-letnia bokserka zapisała na swoim koncie dziesiąte zwycięstwo w karierze. W tym roku stoczyła cztery pojedynki, z których jeden to długo wyczekiwane starcie z Ewą Piątkowską o prymat najlepszej pięściarki w kraju.

Liczy się zwycięstwo

Trudno powiedzieć, żeby pojedynek Brodnickiej z Philips zwalał z nóg. Po prostu Polka zrobiła swoje, wygrała i może cieszyć się z wywalczenia tytułu mistrzyni Europy. Od początku walka była pełna nerwowości i niedokładności. Obie panie chciały dyktować warunki, jednak żadna z nich nie potrafiła zdominować rywalki. Brodnicka potrzebowała trochę czasu, aby złapać właściwy rytm, jednak Belgijka nie próżnowała. Philips wyprowadzała wiele chaotycznych ciosów, z których niewiele dochodziło do celu. Brodnicka doszła do głosu w czwartej odsłonie. Właśnie wtedy wyprowadziła kilka celnych uderzeń i zaznaczyła swoją przewagę. Polka weszła na właściwe obroty i choć Philips była aktywna to nie potrafiła jej zagrozić. Brodnicka miała wszystko pod kontrolą, stąd nie dziwi jednogłośny i zdecydowany werdykt sędziów. Arbitrzy punktowali 98:92, 98:93, 98:93 na korzyść Brodnickiej.

Po przerwie na ring wróciła Karolina Łukasik. Polka dopisała do swojego bilansu kolejne zwycięstwo. Na punkty zdecydowanie pokonała Borislavę Goranovą. Drugie zwycięstwo w karierze zanotowała Sasza Sidorenko. 29-latka okazała się zdecydowanie lepsza od Kariny Kopińskiej i wygrała jednogłośnie na punkty. Zaledwie osiemdziesięciu sekund potrzebował Nikodem Jeżewski, aby pozbawić złudzeń Wladimira Letra. Z wygranej cieszy się również Robert Parzęczewski, który na punkty okazał się lepszy od Beli Juhasza. W pierwszej rundzie walkę na swoją korzyść rozstrzygnął Adam Balski. Polak pokonał Arstioma Hurbo.

Ortiz po mistrzowski

Przenieśmy się teraz do Verony, gdzie doszło do pojedynku Luisa Ortiza z Bryantem Jenningsem. Amerykanin przeżywał w ringu trudne chwile.

Jeszcze nie tak dawno Jennings zapowiadał, że zdetronizuje Wladimira Kliczko, jednak ta sztuka nie powiodła się. W kolejnej walce Amerykanin chciał pokazać, że liczy się w wadze ciężkiej, jednak przeliczył się. Od początku był aktywny i ruszył na Ortiza, ale Kubańczyk szybko sprowadził go na ziemię. Kilka mocnych ciosów „King Konga” zachwiało Jennigsem, który klinczem ratował się przed upadkiem na deski. Dotrwał do końca pierwszej rundy i w kolejnej odsłonie wrócił do walki.

Amerykanin próbował, jednak Ortiz skutecznie go punktował. Tak jak w trzeciej odsłonie, kiedy to po lewym sierpowym Jennings ponownie się zachwiał. Kubańczyk zyskał kontrolę nad pojedynkiem i obnażał wszystkie słabości rywala. W siódmej rundzie doszło do finału. Ortiz lewym podbródkowym posłał Amerykanina na deski. Ten wstał, chwiał się na nogach, ale walczył. Bezskutecznie. Jennings przyjmował kolejne ciosy i sędzia w końcu przerwał pojedynek. Ortiz od początku do końca rozegrał walkę po mistrzowsku.

KM

Robi się głośno

Nie ważne jak, byle mówili. Z takiego założenia wychodził Tyson Fury, który zakończył dominację Władimira Kliczko w kategorii królewskiej. Wygląda na to, że inną drogą podąża Anthony Joshua. Kariera 26-latka z Watfordu postępuje zgodnie z myślą – cicho jedziesz, dalej zajedziesz.

Wygląda na to, że Joshua jest w pełni skoncentrowany na boksie. Wchodzi do ringu i robi swoje. To najlepsza droga na szczyt. Doskonalenie własnych umiejętności przy maksymalnym skupieniu się na tym, co najważniejsze. Warto dodać, że Joshua nie jest typem showmana jak Fury, ale robi się o nim coraz głośnej.

Angielska wersja Wildera

Kto nie kojarzy Deontaya Wildera? Teraz chyba już wszyscy. Amerykanin nie dawno uszczęśliwił fanów w swoim kraju i zdobył tytuł mistrza wagi ciężkiej WBC. Znalazł się na ustach wszystkich. Teraz jest pod baczną obserwacją fanów z Polski, bo 16 stycznia zmierzy się w obronie pasa z Arturem Szpilką. Na wszystkich wrażenie robi bilans Wildera. Mistrz świata nie przegrał ani razu i tylko jedną walkę wygrał przez decyzję sędziów. Pozostałe trzydzieści cztery pojedynki rozstrzygnął przed czasem. Wynik imponujący. Podobny, choć mniejszy, rekord śrubuje Anthony Joshua.

26-latek piętnaście razy zaprezentował się na zawodowym ringu. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął przed czasem, jednak widać, że nie lubi spędzać na arenie walki zbyt wiele czasu. Tylko Dillian Whyte zdołał przetrzymać Joshuę w ringu dłużej niż trzy rundy. Na rozprawienie się z urodzonym na Jamajce bokserem Brytyjczyk potrzebował siedmiu odsłon.

Cytując klasyka „masz być jak bulterier”, odpowiedź w tym przypadku wydaje się prosta. Joshua jest jak wściekły, rozpędzony byk, który pokonuje kolejne przeszkody, a jego twarz wyraża niezwykły spokój i opanowanie. Killer o twarzy młodzieńca spełnia wszystkie kryteria, aby być wspaniałym zięciem. A czy może myśleć o panowaniu w wadze królewskiej?

Stary lisy boją się

W brytyjskim boksie narodziło się zjawisko, które można określić kulturą gadania. Dużo mówił Haye, Chisora również barwnie opisywał rzeczywistość, Fury wręcz tworzył peany na swoją cześć. Na dobre wyszło to tylko temu ostatniemu.

Haye i Chisora są gdzieś z boku, ale nadal próbują wrócić na salony. Obecnie wcielają się w bacznych obserwatorów i komentatorów kariery Joshuy. Haye po wygranej młodszego kolegi w walce z Whytem wyraził swoje zdanie na temat możliwości 26-latka. – Czuję, że moje atuty techniczne i szybkościowe pozwolą pokonać Joshuę. Co prawda jest młodszy, silniejszy i wyższy, dlatego obserwatorzy typują go jako faworyta – powiedział Hayemaker.

Pojawiły się głosy, że Joshua miałby walczyć z Chisorą, jednak ten zaprzecza i mówi o swoich najbliższych planach. – Joshua niech zajmie się tym, co robi. Moim celem jest walka w Niemczech – skwitował krótko 31-latek urodzony w Zimbabwe.

Niewykluczone, że kolejnym rywalem Joshuy będzie Robert Helenius. Team brytyjskiego pięściarza wyraża gotowość walki o pas mistrza Europy. Helenius w sobotę, 19 grudnia, zmierzy się w obronie tytułu z Franzem Rillem.

KM

Diaz Jr, Rene Alvarado i chiński olbrzym na gali w Kalifornii

18 grudnia na ring w kalifornijskim Indio powróci niepokonany w osiemnastu pojedynkach Joseph Diaz Jr. (18-0, 10 KO). 22-latek w starciu o mistrzostwo Ameryki Północnej w kategorii piórkowej zmierzy się z przedstawicielem Mexico City Hugo ;Olimpico; Partida (20-6-2, 15 KO). Dla ;Jo Jo; Diaza będzie to już piąty występ w popularnym Fantasy Springs Casino oraz piąty pojedynek stoczony w ogóle w tym roku. Po raz pierwszy jednak stawką walki będzie tytuł mistrza Ameryki Północnej w limicie 126 funtów. Przeciwnikiem Diaza będzie 27-letni Meksykanin Hugo Partida, który w ostatnich 6 pojedynkach może pochwalić się bilansem 4-2, z czego porażek doznał w dwóch ostatnich pojedynkach.
Na tej samej gali zobaczymy 10-rundowy pojedynek między Nikaraguańczykiem Rene Alvarado (22-5, 15 KO) i pochodzącym z Kalifornii Andrew Cancio (15-3-2, 11 KO). Starcie odbędzie się w kategorii piórkowej. Ciekawostką będzie z pewnością występ olbrzyma z Chin reprezentanta wagi ciężkiej Taishana (5-0, 3 KO), który postara się ;roznieść w pył; Daniela Arambule (3-1, 1 KO) z Meksyku.

Na transmisję gali z Indio zapraszamy w nocy z piątku na sobotę na godzinę 04:00, powtórka w sobotę o 11:30!

Świąteczna impreza Kickboxing Talents!

W FightKlubie zafundujemy naszym widzom ;mocnego kopa; przed Świętami Bożego Narodzenia. W sobotę – 19 grudnia o godzinie 18:30 zapraszamy na transmisję wyjątkowej, świątecznej odsłony imprezy Kickboxing Talents.  

Kick-boxing to jeden z najbardziej dynamicznych sportów walki, który nadal kryje w sobie niesamowite talenty, żądne dostarczyć widzom jak najbardziej spektakularnego widowiska na ringu. To właśnie oferuje seria gal ;Kickboxing Talents; produkowana przez Fighting Spirit. Zobaczymy pojedynki, w których utalentowani, młodzi i gniewni zawodnicy będą chcieli wywalczyć sobie miejsce wśród najlepszych.

Marcin Naruszczka

Polski zawodnik MMA wagi średniej urodzony 6 kwietnia 1983 roku w Wyszkowie.  Naruszczka zaczął trenować amatorsko MMA w 2005 roku i przez ponad trzy lata był związany z olsztyńskim klubem Arrachnion MMA. W 2009 roku przeprowadził się do Warszawy i rozpoczął treningi w klubie założonym przez Mirosława Oknińskiego. W latach 2009-2011 święcił największe tryumfy w amatorskim MMA m.in. wygrał trzykrotnie turniej ALMMA, zwyciężył na mistrzostwach Polski w Toruniu oraz zaczął pierwsze miejsce na IX edycji Polskiej Ligi Shooto. Zawodowy debiut w MMA zaliczył w 2010 roku pokonując na punkty Błażeja Nagórskiego. Niepokonany od swojego debiutu na zawodowym ringu Naruszczka w 2011 roku związał się z niemiecką federacją RESPECT FC. W swojej pierwszej walce w Niemczech stoczył pojedynek o pas mistrzowski w wadze półciężkiej z Manuelem Masuchem, który ostatecznie wygrał w czwartej rundzie przez poddanie. Pas mistrzowski bronił na gali RESPECT FC 7, pokonał przez techniczny nokaut mającego ponad trzydzieści zawodowych walk Mario Stapela. Od 2012 roku jest zawodnikiem KSW. Zadebiutował w niej na gali XIX przeciwko Borysowi Mańkowskiemu w kategorii do 77 kg. Naruszczka przegrał z Mańkowskim na punkty. Była to jego pierwsza zawodowa porażka. 22 września 2012 roku na RESPECT FC 8 pokonał Abu Azaitara. Wygrana nad Azaitarem była eliminatorem do walki o pas mistrzowski wagi średniej. Kolejny pojedynek w KSW stoczył 16 marca 2013 roku na KSW 22. Zmierzył się w tedy z byłym mistrzem M-1 Global Rafałem Moksem. Ostatecznie Naruszczka uległ Moksowi przez poddanie w pierwszej rundzie. Do walki o pas niemieckiej organizacji doszło 13 kwietnia. Rywalem polaka był ówcześnie niepokonany zawodnik gospodarzy Nicolas Panzer. Naruszczka zwyciężył przez TKO w drugiej rundzie i został nowym mistrzem w wadze średniej oraz pierwszym któremu udało się zdobyć pas mistrzowski w dwóch kategoriach wagowych w RESPECT FC.  24 maja 2014 roku stracił pas RESPECT FC w wadze średniej na rzecz Panzera.  23 października 2015 roku pokonał Greka Nikosa Sokolisa zostając mistrzem PLMMA w wadze średniej. 

Dudek w Antwerpii, Kowalski w Kiszyniowie

Ludzie przemieszczają się nieustannie. Jedni wyjeżdżają na wakacje, aby odpocząć, a dla innych podróż to codzienność. Do tej drugiej kategorii zaliczają się fighterzy. Rafał Dudek w ubiegłym tygodniu walczył w Ząbkach, a teraz wybiera się do Belgii. 

Polak zaprezentuje się na gali Enfusion #35. Kolejnych dwóch naszych zawodników wystąpi w Kiszyniowie podczas King of Kings.

Lekki twardziel

Rafał Dudek uchodzi za czołowego polskiego kickboksera w wadze lekkiej. Poczynania zawodnika Fight House Nowy Sącz zyskują duże uznanie w oczach ekspertów. Dudek występuje również na galach zagranicznych organizacji i rywalizuje tam z powodzeniem. Niedawno znalazł swoje miejsce w kraju i związał się z DSF Kickboxing Team.

Dudek wystąpił 12 grudnia podczas kolejnej odsłony zmagań DSF. W Ząbkach polski fighter zmierzył się z Andrejem Xaminokiem i był to występ udany. Dudek w oczach sędziów był zawodnikiem lepszym, dlatego też jego wskazano jako zwycięzcę. Wcześniej zawodnik z Nowego Sącza zaprezentował się na gali SK w Rumunii. Ściany pomagają gospodarzom. W sportach walki ta prawidłowość znajduje potwierdzenie. Jeśli nie znokautujesz rywala na jego terenie to musisz liczyć się z porażką. Co prawda Dudek prowadził wyrównany bój z Mileą, a w końcówce przeważał, i tak przegrał. 

Mający za sobą występy w Glory World Series zawodnik wybiera się teraz do Belgii. 19 grudnia podczas gali Enfusion #35 zmierzy się z Youssefem El Hajim. Marokańczyk potrafi walczyć efektownie i skutecznie. Pokazał to podczas występu na Enfusion #32, kiedy to jego ofiarą przez nokaut padł Quincy Jones. Dudek musi mieć się na baczności, jednak El Haji może mieć pewne ograniczenia motoryczne. Marokańczyk wraca do rywalizacji po półrocznej przerwie. Dudek jest w gazie i może wykorzystać ten atut, jednak musi zachować zimą krew.

Kowalski na koniec

Organizacja King of Kings kończy rok w Kiszyniowie. 19 grudnia na gali w Mołdawii zaprezentuje się dwóch Polaków – Tomasz Kowalski i Jacek Olkuski.

Zawodnik warszawskiej Palestry zaprezentuje się w pojedynku w kategorii 85kg. Kowalski pojedzie do Kiszyniowa pełen wiary i nadziei po dobrym występie w Czechach. Z występu u naszych południowych sąsiadów fighter ma dobre wspomnienia. Pod koniec listopada wygrał turniej Souboj Titanu. W Kiszyniowie jego rywalem będzie Alexandr Surkov. Czy będzie to wielki powrót? Rosjanin zaprezentuje się po raz pierwszy od dwóch lat. Kowalski zapewne zadania mu nie ułatwi. 

W kategorii lekkiej Jacek Olkuski zmierzy się z Aleksandrem Prepelitą. Mołdawinin podczas ostatniego występu w Kiszyniowie rozpracował Dawida Mirkowskiego. Czy Olkuski pomści klubowego kolegę z Garuda Muay Thai Gym?

KM

Kaoklai Kaennorsing

Tajski zawodnik Muay Thai, kickboxer i bokser urodzony 13 września 1983 roku w Khon Kaen. W swojej karierze zdobył tytuły mistrza Stadionu Rajadamnern w wadze półśredniej i superpółśredniej. 14 marca 2010 roku w El Monte znokautował ciosem łokciem Japończyka Magnum Sakai w walce o mistrzostwo Świata WBC Muai Thai w wadze pół ciężkiej. Tytuł ten stracił 23 lutego 2011 roku, przegrywając w Czelabińsku na punkty z Rosjaninem Artiomem Lewinem. Kaennorsing był jednym z nielicznych zawodników z Tajlandii walczących w K-1 WGP. Zasłynął z pokonywania znacznie wyższych i cięższych od siebie rywali. Zwyciężył w turnieju K-1 World Grand Prix 2004 w Seulu. Ważył wtedy 78 kg, co czyni go najlżejszym zawodnikiem, który wygrał turniej cyklu K-1 WGP. Był też półfinalistą K-1 World GP 2004 w Tokio. W 2005 roku bronił w Seulu tytułu zdobytego w poprzednim roku. W finale turnieju zmierzył się z olbrzymim Choi Hong Manem. Największa w histori K-1 dysproporcja rozmiarów obu zawodników zdecydowała o zwycięstwie Choia, aczkolwiek walka była zaskakująco wyrównana.  W K-1 stoczył 16 walk. W swojej sportowej karierze wygrał w sumie ponad 200 walk.   

Wypełniają kartę

Czas biegnie nieubłaganie. Włodarze organizacji Fight Exclusive Night przedstawiają kolejne pojedynki gali zaplanowanej na 9 stycznia w Lubinie. Zaprezentują się m.in. Paweł Biszczak i Marcin Zontek.

Najważniejsze wydarzenie jest znane. W pojedynku wieczoru Paweł Biszczak zmierzy się z Christianem Bayą. Kto jeszcze zaprezentuje się w Lubinie?

Smaczny kąsek

FEN oferuje na swoich galach połączenie walk w K-1 i w MMA. Organizacja stale poszerza swoją ofertę i stara się zaprezentować publiczności wrażenia najwyższych lotów. Mocne nazwiska, ciekawe walki oraz niezapomniane emocje. W Lubinie organizacja FEN będzie świętowała swój mały jubileusz – to jej dziesiąta gala.

W walce wieczoru na zasadach K-1 w kategorii do 75kg zaprezentują się Paweł Biszczak i Christian Baya. Polak jest jedną z gwiazd organizacji FEN, dla której stoczył trzy pojedynki. Wszystkie wygrał w efektowny sposób i ma apetyt na kolejne zwycięstwo. Biszczak to utytułowany zawodnik na polu karate kyokushin i kickboxingu. W Lubinie zmierzy się z młodym, ale niezwykle mocnym Holendrem. Baya ma 24 lata i eksperci z kraju tulipanów wróżą mu świetlaną przyszłość. Holender trenuje w najlepszym klubie Mike’s Gym, gdzie stale doskonali swoje umiejętności. Baya dwukrotnie wygrywał prestiżowe turnieje King of Kings, a w swojej karierze rywalizował również z Polakami. 24-latek uporał się z Robertem Rajewskim i Karolem Ładą. Czy Biszczak go powstrzyma?

W tej samej kategorii dojdzie do walki Łukasza Rambalskiego i Wojciecha Wierzbickiego. Starcie zapowiada się niezwykle ciekawie. Można powiedzieć, że 32-letni Rambalski to jeden z ciekawszych polskich fighterów. Jako pierwszy Polak rywalizował na galach It's Showtime. Od 2005 roku trenuje również młodych adeptów kickboxingu. W kwietniu na gali FEN Rambalski poległ w starciu z Baitarem Zakarią. Wierzbicki jest pięć lat młodszy od swojego rywala i może pochwalić się tytułem zawodowego mistrza Europy WAKO-PRO low kick, po który sięgnął w 2014 roku. Na gali FEN 6 Polak pokonał Janu Cruza.

W Lubinie dojdzie również do spotkania pań. Monika Porażyńska zmierzy się z Patrycją Krawczyk w pojedynku K-1 54kg. 30-latka z Gdańska na gali FEN zaprezentuje się po raz drugi. W 2014 roku w Sopocie poległa w pojedynku z Martą Chojnoską. Drugi pojedynek dla organizacji FEN stoczy również Patrycja Krawczyk. 22-letnia fighterka w styczniu w Lubinie okazała się lepsza od Alexandry Jursovej.

Nie zabraknie MMA

Do tej pory organizatorzy ujawnili tylko jeden pojedynek, który odbędzie się w formule MMA. Doświadczony Marcin Zontek w kategorii półciężkiej zmierzy się z Hracho Darpinyanem. Polak stoczył dla FEN trzy pojedynki i wszystkie wygrał. Zontek czeka na kolejne wyzwanie. Ormianin już nie raz rywalizował z polskimi fighterami. Trzy razy przegrał, cztery razy wygrał. Czy Zontek także rozłoży Darpinyana na łopatki?

Cały czas na poznanie swoich rywali czekają Adam Golonkiewicz, Paweł Hadaś i Paweł Kordylewicz. 

Fot. fen-mma.com

KM

Conor nie taki szybki

Opadają emocje po walce Conor McGregor-Jose Aldo. Cały świat już wie, że w UFC w wadze piórkowej nastąpią nowe porządki. McGregor to charyzma i nieprzewidywalność. Nikt nie spodziewał się, że 27-latek w trzynaście sekund rozprawi się z Brazylijczykiem.

Postanowiliśmy z bliska przyjrzeć się poczynaniom McGregora w oktagonie. Okazuje się, że Irlandczyk niejednokrotnie szybko kończył swoje walki, jednak do rekordu nadal mu daleko.

Jedno mrugnięcie

Drodzy Państwo, zasiadamy wygodnie przed telewizorami i oglądamy. Przed nami gala i kilka interesujących starć. Pierwsza walka – no może być, druga – ujdzie w tłoku, trzecia – nuda i tak czekamy. Czasami znudzeni, oko się przymknie i ta najważniejsza chwila może umknąć. Zwłaszcza jeśli trwa dosłownie kilka sekund. Człowiek przeciągnie się, ziewnie, mrugnie okiem, a tu już pozamiatane. Historia MMA zna takie przypadki.

W Las Vegas doszło do starcia na szczycie UFC w wadze piórkowej. Jose Aldo i Conor McGregor ruszyli na siebie, wyprowadzili ciosy, ale ucierpiała szczęka Brazylijczyka. 29-latek nie był już zdolny do walki. Pojedynek trwał zaledwie trzynaście sekund. Kończy się pewna epoka, zaczyna się czas zmian.

Jak to wszystko rozumieć? Walka walką, ale chodzi o swego rodzaju przełom i diametralną zmianę kierunkową w wadze piórkowej. Ba, w całej UFC. Po klęsce Rondy Rousey w walce z Holly Holm amerykańska organizacja potrzebowała wyrazistego mistrza z prawdziwego zdarzenia. Bez wątpienia Jose Aldo jest wielki, ale czy był na tyle wyrazisty? W Las Vegas stało się chyba coś, co paradoksalnie pomoże UFC. Organizacja zyskała mistrza z osobowością, który zrobi szum oraz wzbudzi zainteresowanie. McGregor potrafi zabłysnąć, a po klęsce Rousey UFC potrzebowało takiej postaci. Kogoś, kto będzie się wyróżniał.

McGregor spełnia te kryteria i świetnie wszedł w rolę mistrza. W trzynaście sekund odebrał Aldo pas. Irlandczyk prowokuje, zaskakuje i spełnia się. W żaden sposób się nie ogranicza i potrafi mówić barwnie, wyraziście, a przede wszystkim dosadnie. Siedem lat temu zapowiadał, że zostanie mistrzem UFC. Tak się stało. Teraz będzie czekał na możliwość występu na własnej ziemi, w Dublinie.

Byli szybsi

Aldo to długodystansowiec. Wielokrotnie rywalizował na pełnym dystansie pięciu rund. Pokazał, że potrafi sprawę załatwić szybko. W 2009 roku w zaledwie osiem sekund uporał się z Cubem Swansonem. Po dziesięciu latach Brazylijczyk w końcu znalazł pogromcę.

McGregor to król nokautów. Irlandczyk w oktagonie gromi kolejnych rywali. Tylko jedna jego walka zakończyła się przez decyzję sędziów. McGregor w 2011 roku ustanowił swój rekord. Potrzebował zaledwie czterech sekund, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść. Ofiarą Irlandczyka padł Paddy Doherty.

Jednak McGregor nie jest rekordzistą. Okazuje się, że pojedynek można zakończyć zdecydowanie szybciej. Steve Ramirez podczas Pure Combat 9 w 2009 roku potrzebował trzech sekund, aby pokonać Darvina Wattree. Zaledwie 1,7 sekundy trwała walka Mike Garret vs Sam Heron. Kopnięcie na głowę załatwiło sprawę. Garret zwyciężył w niezwykle efektowny sposób.

KM

Stracona szansa Masternaka

Tak należy określić porażkę Mateusza Masternaka. Popularny „Master” miał szansę odzyskać tytuł mistrza Europy kategorii junior ciężkiej, jednak na punkty przegrał z Tonym Bellewem. Pytanie, co dalej?

Masternak był i chyba nadal jest nadzieją polskiego boksu. Z tym, że ostatnie doświadczenia sprawiają, że jego pozycja w światowej hierarchii znacznie osłabła. Jeszcze niedawno wydawało się, że Polak będzie mógł rywalizować o pas mistrza świata WBA z Denisem Lebedevem.

Koszmarny rok

Tragedia Masternaka rozpoczęła się od przegranej walki z Yourim Kalengą. W czerwcu 2014 roku w Monte Carlo polski pięściarz miał odnieść kolejne zwycięstwo. Wydawało się, że wejdzie do ringu, zrobi swoje i pewnie będzie zmierzał ku mistrzowskiej walce. Niestety, kubeł zimnej wody na rozgrzane wody. Tak było. Nie ma się, co oszukiwać. Kalenga wypunktował Masternaka i wygrał na punkty. Później to on, po wielu perturbacjach, zawiłościach prawnych i oskarżeniach względem Łukasza Janika, rywalizował z Lebedevem o pas, jednak bezskutecznie.

Wracając do „Mastera”. 28-latek miał pracowity 2014 rok. Po porażce z Kalengą stoczył jeszcze dwie walki. Chciał pokazać, że był to wypadek przy pracy i dążył do odbudowania swojej poizycji. „Master” udowodnił swoje bokserskie umiejętności, jednak pojawiały się wątpliwości, czy jest w stanie walczyć pod presją. Dostał możliwość rywalizowania z rywalem z „nazwiskiem”. Czasy Jeana Marca Mormecka dawno minęły, jednak mierzyć się z gościem, który chciał odebrać Władimirowi Kliczko tron to też jest coś. Rywalizować udanie. Wiekowy Mormeck nie miał za wiele do powiedzenia.

Rok 2015 udanie rozpoczął się dla polskiego pięściarza kategorii junior ciężkiej. Już w drugiej rundzie pokonał Rubena Angela Mino, jednak nie był to rywal zbyt wymagający. Kolejna walka i niespodzianka. Masternak pojechał do Republiki Południowej Afryki, aby zmierzyć się z Johnnym Mullerem. Werdykt sędziowski był zaskakujący. Muller wygrał, ale obie strony zapowiadały rewanż. Masternak nie próżnował i wypunktował Carlosa Nascimento. Na jesieni pojawiła się informacja, że Polak będzie walczył o pas mistrza Europy.

Angielska pogoda

Tony Bellew zastopował zapędy polskiego boksera. „Master” od początku starcia był aktywny, jednak jego ciosy były niecelne. Dopiero w szóstej rundzie jego starania dały efekt. Postraszył rywala, ale ten już w kolejnej odsłonie pokazał, że nie ma zamiaru się bać.

Walka wyrównana, zwycięstwo ważyło się praktycznie do samego końca. W dziesiątej rundzie Masternak przeważał, jednak Anglik soczyście przyłożył i naszego pięściarza zamroczyło. Mimo to dotrwał do końca. Ostatnie minuty na korzyść Bellewa. Jeszcze w jedenastej rundzie „Master” starał się, ale dwunasta odsłona to popis Anglika. Sędziowie punktowali 115-113, 115-112, 115-112 na korzyść Bellewa.

Czwarta porażka Masternaka w karierze i trzecia w przeciągu roku. Nadzieja polskiego boksu nie uniosła ciężaru rywalizacji o pas. Czy ta porażka zatrzaśnie Masternakowi drzwi na szczyt?

KM

Chińska sztuka na polskiej ziemi

Kraków wybrano na miejsce spotkania najlepszych zawodników wushu Europy w stylach południowych. Zmagania można śledzić na antenie telewizji FighTime.

Do rywalizacji stają zawodnicy, którzy doskonalą swoje umiejętności w szkołach i klubach. Bo uczniem jest się całe życie. Wushu najlepiej o tym przekonuje.

Dla starego i młodego

W życiu można robić wiele rzeczy. Usiąść i siedzieć z założonymi rękoma czekając na cud. Można. Wyjść rano do pracy, wrócić, zjeść obiad. Można. Grać w piłkę. Można. Biegać, jeździć na rowerze, śpiewać, tańczyć, krzyczeć, naprawiać samochody, budować domy, wychowywać dzieci, gotować, sprzątać. Można. Z pewnością każdy ma zakres zadań, który każdego dnia wykonuje.

Takim zbiorem zadań jest wushu. Bogactwo form jest najlepszą definicją tej sztuki walki. Tu napięcie wzrasta z minuty na minutę, to widowisko spodoba się laikowi, który po raz pierwszy będzie miał możliwość oglądania zmagań. Wushu jest swego rodzaju pokazem, który zachwyca ilością akrobacji. W powszechnym odbiorze wushu można traktować jako zestaw ćwiczeń. Bo w zasadzie tak jest. Owa sztuka ma nauczyć właściwego użycia ruchu ciała. Z kolei w walkach wushu nie brakuje kopnięć, podcięć, dźwigni, pojawia się również broń biała.

Wushu łączy pokolenia, czego najlepszym dowodem są mistrzostwa Europy w Krakowie. Organizatorzy dopuścili do rywalizacji sześć kategorii wiekowych. Na arenie spotkają się dorośli (18-41 lat), starsi (do 65 roku życia), juniorzy, kadeci oraz dzieci. W ten sposób widzimy, że wushu jest dobrym pomysłem na aktywizację ruchową osób starszych. To nie jest zwykła walka. Wushu daje możliwość doskonalenia siebie i odkrywania własnych możliwości.

Warto zasiąść do oglądania mistrzostw Europy w Krakowie, aby się o tym przekonać. Kamery FighTime umożliwiają Państwu przyjrzenie się z bliska wushu. Dajemy Wam możliwość poznania tej chińskiej sztuki walki oraz odkrycia jej tajników. W tym zbiorze można odnaleźć wszystko. To widowisko, w którym każdy wychwyci coś dla siebie. Ci, którzy poszukują mocnych wrażeń, a także Ci wrażliwi na sztukę. Warto nadmienić, że chińskie sztuki walki w latach XX wieku w Chińskiej Republice Ludowej poddane były represjom. Z czasem stan ten uległ zmianie, jednak nadal nie uwzględniano aspektu bojowego. W latach 80. udało się to zmienić. Postawiono na sport. Rozpoczęto nawet badania nad aspektem teoretycznym wushu i poszukiwano mistrzów, którzy byliby w stanie przedstawić tajniki poszczególnych technik.

Moc w różnorodności

W Krakowie nie zabraknie efektownych pokazów. Zawodnicy zaprezentują się w tradycyjnych formach gołych rąk, wystąpią z bronią w wersji pojedynczej i podwójnej. W pokazach zawodnicy używają szabli oraz noży. Zgodnie z zasadami Choy Lee występ powinien trwać nie krócej niż 35 sekund i nie dłużej niż minutę. Nie zabraknie również występów grupowych.

Mistrzostwa Europy wushu w stylach południowych w Krakowie są również okazją do promowania przyjaźni i jedności. Bo wushu niesie ze sobą określony zestaw zasad, którego celem jest osiągnięcie wewnętrznej spójności.

Warto nadmienić, że w październiku w Krakowie odbył się Puchar Polski wushu. W zawodach wystąpiło dwustu zawodników, co pokazuje, że nad Wisłą coraz więcej ludzi decyduje się na treningi. Nadal dla wielu wushu kojarzy się bardziej z rozrywkową niż ze sportem.

Co Wy sądzicie o wushu? Chcecie poznać je z bliska? Zapraszamy do oglądania transmisji z mistrzostw Europy w Krakowie na antenie FighTime! Zobaczycie, przekonacie się, ocenicie. W Polsce powstaje coraz więcej szkół wushu. Może i Wy spróbujecie swoich sił? Zapraszamy do oglądania!

KM

Francuski władca tatami

Startujący w kategorii powyżej 100kg w zawodach judo są szczęśliwi, kiedy nie widzą nazwiska Francuza na listach startowych. Teddy Riner od ponad pięciu lat nie przegrał walki.

Dominator, wielki mistrz, talent czystej wody, twardziel, judoka doskonały. Wszystkie określenia pasują do Rinera. Już dawno kontynent europejski nie miał tak wyrazistej postaci w judo.

Chłopak ze złota

Przed wejściem na tatami Riner ma skupioną twarz. Staje na wprost przeciwnika, spokojny i pewny swoich umiejętności. Analizuje, szuka rozwiązania, które najszybciej pomoże mu odnieść zwycięstwo. Rusza do boju, z gracją, elegancją i skutecznością. Nie pozostawia złudzeń. Po prostu jest najlepszy. Koniec walki. Uśmiech od ucha do ucha i po raz kolejny zawodnik musi się wspinać na pierwsze miejsce na podium. To może się znudzić. Monotonia. Teddy Riner nie sprawia wrażenia znudzonego wygrywaniem. Francuz jest jeszcze młody i może bić kolejne rekordy w judo.

Jego dominacja w kategorii +100kg nie podlega żadnej dyskusji. Riner nie przegrał walki od września 2010 roku. W tym czasie stoczył ponad sto pojedynków i nie znalazł pogromcy. Wszyscy judocy są załamani i mają swoją chwilę chwały wtedy, gdy Francuz decyduje się odpocząć od rywalizacji. Zawiedzeni mogli być kibice w Paryżu. W październiku w stolicy Francji odbyły się zawody z cyklu Grand Slam, jednak zabrakło w nich Rinera. Nadarzającą się okazję wykorzystał Hisayoshi Harasawa, który triumfował również w grudniowym turnieju w Tokio.

Absolutnym rekordzistą pod względem kolejnych zwycięstw jest Yasuhiro Yamashita. Japończyk wygrał 203 walki z rzędu. Wyczynu tego dokonał w latach 1977-1985. Na osiągnięcie takiego wyniku potrzebował ośmiu lat. Riner nie przegrał od września 2010 roku. Ma jeszcze trzy lata, aby pobić rezultat Yamashity.

Wszystko jest jego

„Nie zatrzyma nikt mnie” – zdaje się mówić Teddy Riner przed każdym startem. Ryu Shichinohe może tylko pokręcić głową. Dwa razy z rzędu przegrał batalię o złoty medal mistrzostw świata z francuskim judoką. W 2013 i 2014 roku Riner triumfował.

Nie inaczej było w sierpniu w Astanie. Riner po raz ósmy w karierze sięgnął po tytuł mistrza świata. W decydującym boju spotkał się z Koreańczykiem Kim Sung Minem, który zanotował aż cztery kary shido i został zdyskwalifikowany. W Rotterdamie Riner  rozpoczął swoją dominację na świecie w kategorii +100kg. Wygrywał mistrzostwa w sześciu kolejnych latach. Złoto zdobył również w 2008 roku w Paryżu w kategorii open, w 2010 w Tokio wywalczył srebro.

Riner będzie również faworytem do triumfu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. W 2012 roku po raz pierwszy zdobył złoto olimpijskie. Czy pójdzie drogą Tadahiro Nomury, który w kategorii 60kg wygrywał trzy kolejne starty na igrzyskach? Riner jest jeszcze młody i może poprawić ten wynik. Jeśli będzie czuł się na siłach może wystartować na czterech imprezach olimpijskich. Tylko pojawia się pytanie, czy ktoś wcześniej nie zatrzyma jego triumfalnego pochodu.

Fot. lemonde.fr

KM

Dopingowe problemy Wacha?

Czy Mariusz Wach po raz kolejny został złapany na stosowaniu dopingu? W świecie polskiego boksu pojawiła się szokująca informacja, która może być początkiem końca kariery polskiego boksera wagi ciężkiej.

Nad głową Wacha zbierają się czarne chmury, jednak na razie trzeba zachować spokój i poczekać na oficjalne potwierdzenie. Jedno jest pewne – takie informacje nie napawają optymizmem i budzą niepokój.

Przyćmiona radość

Kilkanaście godzin temu świat polskiego boksu był w euforii. Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że Artur Szpilka będzie walczył o pas mistrza świata WBC kategorii królewskiej. 16 stycznia w Nowym Jorku „Szpila” zmierzy się z Deontayem Wilderem. Będzie szóstym polskim bokserem, który przeprowadzi atak na tytuł w wadze ciężkiej. Wszyscy zacierają ręce i z niecierpliwością czekają na ten pojedynek, jednak radość i oczekiwanie szybko zostały przyćmione przez inne doniesienia.

Głównym aktorem zamieszania jest Mariusz Wach. Pojawiły się informacje jakoby „Wiking” po raz kolejny został przyłapany na stosowaniu dopingu. Jako pierwszy sprawę ujawnił Rafał Musioł z „Dziennika Zachodniego”. Na swoim koncie na Twitterze zamieścił następujący wpis: „Jeszcze nieoficjalne, ale pewne: Rosjanie wstrzymali wypłatę dla Mariusza Wacha za walkę z Powietkinem. Powód?Taki jak z Kliczką”.

Sprawa dotyczy pojedynku Wacha z Aleksandrem Powietkinem. Przypomnijmy. Polak zmierzył się z Rosjaninem 4 listopada na ringu w Kazaniu. Wach przegrał przez techniczny nokaut w dwunastej rundzie. Po pojedynku pojawiły się problemy z wypłatą gaży. Minął miesiąc od walki i ujawniono informację, że głównym powodem jest stosowanie przez Polaka niedozwolonych środków.

Sprawa musi być jak najszybciej wyjaśniona. Chodzi przecież o pojedynek na szczycie wagi ciężkiej, w której zaprezentował się jeden z czołowych polskich pięściarzy. Wszyscy czekają na oficjalne stanowisko ze strony Wacha i jego teamu. 

Co dalej?

Mnożą się pytania dotyczące przyszłości Wacha. Wiadomo, że kwestia zostanie wyjaśniona, jednak w przypadku czarnego scenariusza Polak może pożegnać się z ringiem. Dlaczego? Byłaby to swoista recydywa.

Wach już raz został przyłapany na dopingu. W listopadzie 2011 roku przegrał z Władimirem Kliczko walkę o mistrzostwo świata, a po starciu okazało się, że w jego organizmie znajdują się niedozwolone środki. Polaka spotkała kara. Został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy. Na ring wrócił w październiku 2014 roku i od tego czasu stoczył pięć walk. Cztery wygrał. 

KM

Życiowa szansa Szpilki

Artur Szpilka ma szansę podbić Amerykę, a zarazem cały świat. Popularny „Szpila” stanie do walki o mistrzowski pas WBC w wadze ciężkiej. Pojedynek odbędzie się już 16 stycznia.

Rywalem polskiego boksera będzie Deontay Wilder. Amerykanin jest królem nokautów. Do tej pory stoczył trzydzieści pięć pojedynków i tylko w jednym przypadku o wyniku musieli decydować sędziowie.

Polski sen po amerykańsku

Po raz kolejny w serca kibiców w Polsce zabiją szybciej. 16 stycznia wielu zasiądzie przed telewizorami, niektórzy udadzą się do Nowego Jorku, aby z bliska śledzić mistrzowską walkę. Szpilka będzie szóstym Polakiem, który dostąpi zaszczytu rywalizacji o mistrzostwo świata w kategorii królewskiej. Wcześniej swoich sił próbowali Andrzej Gołota, Albert Sosnowski, Tomasz Adamek, Mariusz Wach i Andrzej Wawrzyk, jednak nie potrafili znaleźć recepty na swoich rywali. 

Informacja o tym, że to Szpilka będzie rywalem Wildera spadła jak grom z jasnego nieba. Najbliższy pojedynek „Szpila” miał stoczyć z Amirem Mansuorem. Pierwotnie walka miała odbyć się w grudniu, jednak została przesunięta na przyszły rok. Polak cały czas trenował i przygotowywał się do najbliższego starcia. Na horyzoncie pojawiła się możliwość walki o pas. Szpilka postanowił podjąć rękawicę.

To prawdziwe wyzwanie dla polskiego boksera, który stanie przed życiową szansą. Dla Szpilki będzie to pierwsza walka o pas mistrza świata. Do tej pory poniósł tylko jedną porażkę. W styczniu 2014 roku lepszy od „Szpili” okazał się Bryant Jennings. Od tego czasu Polak stoczył cztery pojedynki, w których pokazał bogaty repertuar. Po drodze uporał się z Tomaszem Adamkiem w pojedynku o prymat najlepszego ciężkiego w kraju i rozpoczął treningi z nowym trenerem. Pod okiem Ronniego Shieldsa stoczył trzy walki i wszystkie zakończył przed czasem. Warto wspomnieć, że Szpilka posiada mocny i precyzyjny cios. To pięściarz, który się nie patyczkuje, choć w porównaniu z początkiem kariery dojrzał i w ringu jest to widoczne. 

Szpilka uratował Wildera

Nie ulega wątpliwości, że Deontay Wilder znalazł się w tarapatach. Mistrz świata WBC był poirytowany faktem, że nie może znaleźć rywala. W końcu jego kłopoty rozwiązał Szpilka.

Początkowo Wilder miał rywalizować z Wiaczesławem Głazkowem. Wszystko zmieniło się po zwycięstwie Tysona Fury'ego w pojedynku z Władimirem Kliczko. W kontekście styczniowego rywala Wildera pojawiały się kolejne nazwiska. Propozycję otrzymał Tomasz Adamek, jednak „Góral” nie skorzystał z oferty. W gronie potencjalnych rywali mistrza świata WBC wymieniano również: Bermane'a Stiverne'a, Shannona Briggsa, Amira Mansoura.

Trudno się dziwić pięściarzom, którzy nie podjęli wyzwania. Pojedynek odbędzie się 16 stycznia, a więc na przygotowania zostało niewiele czasu. Szpilka był w rytmie treningowym, jest młody i żądny sukcesu. Wilder będzie bronił tytułu po raz trzeci. Walka ze Szpilką odbędzie się rok od pojedynku, w którym Amerykanin wywalczył pas WBC.

KM

Godzina i Paczuski gwiazdami wieczoru

Gala DSF Kickboxing Challenge ponownie zawita do Ząbek. Po roku wielki kickboxing wraca do tej podwarszawskiej miejscowości. W walce wieczoru zaprezentuje się Radosław Paczuski.

Nie zabraknie czołowych postaci kickboxingu w Polsce. 12 grudnia o godzinie 19.00 w Ząbkach przy ul. Batorego 37 odbędzie się szósta gala DSF Kickboxing Challenge.

Zaprezentuje się mistrzyni świata

Kickboxing otwiera coraz szerzej drzwi, aby wejść na salony. Nazwiska najlepszych polskich zawodników przebijają się powoli do świadomości społecznej. W Ząbkach zaprezentuje się czołowa polska zawodniczka, która niedawno wywalczyła tytuł mistrzyni świata. Dorota Godzina w Dublinie sięgnęła po złoty medal w light contact 55kg. Teraz Polka wraca na własne podwórko i chce podtrzymać znakomitą passę. Godzina jest niezwyciężona na galach grupy DSF. Rok temu, 13 grudnia, podczas gali DSF Kickboxing Challenge 2 mistrzyni świata pokonała Ewelinę Nowosielską. Teraz jej rywalką będzie Justyna Skoczek z KO Team Otwock. Młoda zawodniczka stoczy swoją pierwszą walkę zawodową, więc na pewno będzie to dla niej ważny start. Skoczek nie ma miłych wspomnień z rywalizacji z Godziną. Niedawno fighterka z Otwocka poległa w starciu z mistrzynią świata w walce podczas Pucharu Polski w kick light. Panie zmierzą się w K-1 w kategorii 56kg.

Podczas gali dojdzie do meczu międzypaństwowego, w którym Polska podejmie Białoruś. Podczas wcześniejszych gal biało-czerwoni okazali się lepsi od Macedonii i Łotwy. W naszej ekipie zaprezentuje się Jan Lodzik, który w 63,5kg podejmie Maxima Pietkievicia. Andrej Xaminok będzie rywalem Rafała Dudka w 70kg. W walce wieczoru zaprezentuje się robiący ustawiczne postępy Radosław Paczuski. W przeciągu ostatniego roku fighter na swoim koncie zapisał tytuł mistrza Polski, a także wywalczył wicemistrzostwo Europy. Do tej pory Paczuski stoczył dwa zwycięskie pojedynki na galach DSF. Czy podtrzyma dobrą passę? Jego rywalem w Ząbkach w kategorii w 81kg będzie Karen Tumasian.

Czas na rewanże

Podczas gali w Ząbkach dojdzie do rewanżowego pojedynku między Tomaszem Klimiukiem, a Wojciechem Stawickim. Zawodnik z Białegostoku w tym roku wygrał turniej wagi ciężkiej DSF. W pokonanym polu zostawił m.in. Stawickiego, od którego lepszy okazał się również podczas mistrzostw Polski low kick. Podczas gali DSF w Warszawie Klimiuk szybko uporał się ze swoim najbliższym rywalem. Z kolei we Włocławku okazał się lepszy od Michała Bławdziewicza, co dało mu tytuł najlepszego ciężkiego. Stawicki liczy, że w końcu przełamie dwumetrowego fightera z Białegostoku.

Swojej szansy poszuka również Jakub Bartnik, który zmierzy się z Sebastianem Żukowskim. Tutaj także dojdzie do rewanżu. Żukowski okazał się lepszy od Bartnika podczas DSF Kickboxing Challenge 2. W Ząbkach zaprezentują się również Patryk Kuryłek, Kamil Szłapka, Paweł Nowakowski, Sebastian Słoń.

KM

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Europy Wushu, które odbywają się Krakowie.

Dzień 1 (piątek) – 11.12.2015 r.- godz. 14.00 – 19.00

Dzień 2 (sobota) – 12.12.2015 r. – godz. 8.30 – 19.30

Dzień 3 (niedziela) – 13.12.2015 r. – godz. 8.30 – 14.00

[kod]

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Deontay Wilder

Amerykański bokser wagi ciężkiej urodzony 22 października 1985 roku w Tuscaloosa  w stanie Alabama. Wilder jest zdobywcą brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w 2008 roku w Pekinie.  Wilder zdecydował się podpisać zawodowy kontrakt, ponieważ został ojcem, kiedy jeszcze był niepełnoletni. Jego córka miała od urodzenia chory kręgosłup, dlatego szukał szybkiej formy zarobku. Od listopada 2008 roku walczy na zawodowym ringu. Do 15 marca 2014 roku stoczył 31 walk, wszystkie wygrywając przez nokaut. 15 marca 2014 roku na gali w portorykańskim Bayamon, Wilder pokonał przez KO w pierwszej rundzie rodaka Malika Scotta. 16 sierpnia 2014 w Kalifornii pokonał przez RTD w czwartej rundzie rodaka Jason Gavern. 17 stycznia 2015 roku w Las Vegas po jednogłośnej decyzji sędziów w pojedynku z Haitańczykiem z kanadyjskim paszportem Bermane’em Stiverne’em został mistrzem świata organizacji WBC.  13 czerwca 2015 roku w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego znokautował rodaka Erica Molinę w dziewiątej rundzie. 26 września 2015 roku pokonał przez techniczny nokaut w jedenastej rundzie Johanna Duhaupasa. 16 stycznia 2016 roku w walce o pas WBC, Wilder znokautował w 9 rundzie Artura Szpilkę i obronił swój tytuł.

Justino nie zmienia kategorii

Wydaje się, że w zapomnienie odeszły plany dotyczące pojedynku Rondy Rousey z Cristiane Justino. Do niedawna trwała burzliwa dyskusja na temat pojedynku. Wydawało się, że starcie jest coraz bardziej prawdopodobne. Pojawiła się Holly Holm i temat jakby zniknął.

Świat był pod wrażeniem Rousey. Jej szybkości, zwrotności i skuteczności. Justino nie mogła się z tym pogodzić i głośno mówiła, że to ona jest najlepszą fighterką świata. Tak naprawdę tylko ich walka mogła o tym rozstrzygnąć.

Justino broni pasa w piórkowej

Do pojedynku Rousey z Justino miało dojść na UFC. Wydawało się, że kompromis jest coraz bliżej. Kwestią problemową przez długi czas było ustalenie limitu wagowego, w którym miałby spotkać się panie. Rousey rywalizuje w kategorii koguciej, a Justino w piórkowej. Zawodniczka z Brazylii gotowa była zejść do wagi 140 funtów. To starcie już wisiało w powietrzu, dyskusja stawała się coraz gorętsza. Jednak Brazylijka potrzebowała czasu, aby zejść do niższej wagi.

Zawodniczki prowadziły ze sobą korespondencyjną rywalizację. Jedna, jak i druga kończyły swoje pojedynki bardzo szybko. Ronda potrzebowała czternastu sekund, aby pokonać Cat Zingano. Świat przecierał oczy ze zdumienia, że można tak szybko zakończyć walkę. Justino również nie bawiła się w dyplomację i starała się w ekspresowym tempie rozstrzygać swoje walki. Zajmowało jej to więcej czasu niż Amerykance. W ostatnim pojedynku Justino uporała się z Faith Van Duin w czterdzieści pięć sekund.

Całą sytuację zaogniał fakt, że Rousey pozwalała sobie wypominać dopingowy epizod Justino. Po pojedynku z Hiroko Yamanaką testy antydopingowe nie skończyły się pomyślnie dla popularnej „Cyborg”. Była mistrzyni UFC chętnie wypominała ten fakt swojej niedoszłej rywalce.

Brazylijka ponownie zaprezentuje się w wadze piórkowej. Obecnie nie ma sensu schodzenie do niższej wagi, skoro pojedynek z Rondą jest nierealny. Amerykanka zapewne pokusi się o rewanż z Holly Holm, jednak nadal wielu fanów MMA liczy, że Justino w końcu pojawi się w UFC.

Polak przygotowuje się do debiutu

Damian Grabowski czeka na swój pierwszy pojedynek w UFC. 6 lutego Polak zmierzy się z Derrickiem Lewisem. Amerykanin stoczył sześć pojedynków w UFC i zanotował cztery zwycięstwa. Grabowski przyzwyczajony jest do rywalizacji na najwyższym poziomie. Do debiutu w UFC chce przygotować się jak najlepiej. W grudniu będzie trenował w Poznaniu, a na początku przyszłego roku wyruszy do Stanów Zjednoczonych. W swoich planach Grabowski uwzględnia treningi w American Kickboxing Academy.

A teraz ciekawostka. Rousey pokazała, że walkę można kończyć w mgnieniu oka. Byłej mistrzyni UFC daleko jednak do Mario Satyi Wirawana. Zawodnik z Indonezji w zaledwie sześć sekund posłał na deski Chan Henga podczas gali One FC: Kingdom of Khmer.

KM

Tyson Fury

Brytyjski bokser wagi ciężkiej urodzony 12 sierpnia 1988 roku w Manchesterze.  W 2006 roku zdobył brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Agadirze w Maroku a w 2007 złoty medal Juniorów Unii Europejskiej w Warszawie oraz srebrny Mistrzostw Europy Juniorów w Somborze w Serbii.  Futy na zawodowym ringu zadebiutował 6 grudnia 2008 roku w Nottingham, wygrywając przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie z Węgrem Belem Gyongyosi’em w sześciorundowym pojedynku. 20 kwietnia 2013 roku w Madison Square Garden walczył z byłym mistrzem Świata w kategorii junior ciężkiej Steve’em Cunninghamem, pokonując go przez nokaut w siódmej rundzie. Dzięki tej wygranej Fury zagwarantował sobie drugie miejsce w rankingu IBF. 15 lutego 2014 w Copper Box w Londynie wygrał przez techniczny nokaut z Amerykaninem Joey’m Abellem w czwartej rundzie. 29 listopada 2014 w londyńskim ExCel London pokonał przez techniczny nokaut Derecka Chisorę w dziesiątej rundzie. 28 lutego w londyńskiej O2 Arena pokonał przed czasem Christiana Hammera. Po ósmej rundzie pojedynek został poddany przez Rumuna. 29 listopada 2015 roku po pokonaniu Wołodymyra Kłyczko został mistrzem świata kategorii ciężkiej organizacji IBF, WBO, WBA i IBO. 

David Haye

Angielski bokser urodzony 13 października 1980 roku w Londynie. W 1999 roku uczestniczył w mistrzostwach świata w boksie amatorskim w Houston, rywalizując w kategorii półciężkiej. Nie odniósł tam jednak sukcesu, przegrywając już w drugiej walce z Michaelem Simmsem. Dwa lata później na mistrzostwach świata w Belfaście, walcząc w kategorii ciężkiej, zdobył srebrny medal. W finale przegrał z Odlanierem Solisem.  Na zawodowstwo przeszedł w grudniu 2002 roku. W następnym roku wygrał siedem walk, wszystkie przed czasem. 12 maja 2004 roku wygrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie z byłym mistrzem świata IBF Arthurem Williamsem, natomiast 10 września 2004 roku doznał pierwszej porażki w zawodowej karierze, przegrywając po technicznym nokaucie w piątej rundzie z byłym mistrzem WBO Carlem Thompsonem. Po stoczeniu kilku zwycięskich pojedynków z mniej znanymi bokserami, 16 grudnia 2005 roku zmierzył się w walce o tytuł zawodowego mistrza Europy z Ołeksandrem Hurowem. Haye znokautował Ukraińca w pierwszej rundzie. Brytyjczyk obronił ten tytuł dwukrotnie, a nastepnie 17 listopada 2006 roku, w walce eliminacyjnej WBC, pokonał przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Giacobbe Fragomeniego. W kwietniu 2007 roku rozprawił się w pierwszej rundzie z Polakiem Tomaszem Boninem. Następnie 10 listopada 2007 roku zmierzył się z Jeanem-Markiem Mormeckiem. Stawką pojedynku były pasy mistrzowskie WBC i WBA. Haye pokonał Francuza przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. 8 marca 2008 roku wygrał walkę unifikacyjną z mistrzem WBO, Enzo Maccarinellim, pokonując go w drugiej rundzie przez techniczny nokaut. 12 maja 2008 roku zrezygnował z tytułu mistrza Świata WBC. Niedługo potem oddał też tytuły organizacji WBA i WBO  i zmienił kategorię wagową na ciężką. 15 listopada 2008 roku,  w pierwszej walce w nowej kategorii wagowej, pokonał przez techniczny nokaut w piątej rundzie Monte Barretta. 7 listopada 2009 roku pokonał na punkty Nikołaja Wałujewa i został nowym mistrzem Świata WBA w kategorii ciężkiej. 3 kwietnia 2010 roku po raz pierwszy obronił tytuł pokonując Johna Ruiza przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie, a 13 listopada 2010 roku, w drugiej obronie, wygrał z Audleyem Harrisonem przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. W lipcu 2011 roku zmierzył się w walce unifikacyjnej z mistrzem świata organizacji WBO i IBF Wołodymyrem Kłyczko. Brytyjczyk przegrał zdecydowanie na punkty i stracił pas mistrzowski WBA. 11 października 2011 roku Haye ogłosił, że nie zamierza przedłużać swojej licencji bokserskiej. W lutym 2012 roku na konferencji prasowej po walce Derecka Chisory z Witalijem Kłyczką wraz ze swoim trenerem wdał się w bójkę z Chisorą. Pięć miesięcy później doszło do pojedynku obu bokresów, Haye pokonał Chisorę przez techniczny nokaut w piątej rundzie. Od tego czasu Haye nie stoczył żadnego pojedynku. 29 czerwca 2013 miało dojść do pojedynku Brytyjczyka z Manuelem Charrem, został on jednak odwołany z uwagi na kontuzję lewej ręki, doznanej przez Haye’a w maju podczas treningu. Następnie 28 września 2013 roku Haye miał się zmierzyć z Tysonem Fury’m. Walka jednak została odwołana przez kontuzję Haye’a. Doznał on rozcięcia łuku brwiowego nad lewym okiem, które wymagało założenia sześciu szwów. Pojedynek został początkowo przełożony na 8 lutego 2014 roku, jednak został ponownie odwołany, bowiem w listopadzie 2013 roku Haye musiał się poddać operacji ramienia. 

Verhoeven podbił Amsterdam

W Amsterdamie odbyła się gala Glory 26. Rico Verhoeven obronił pas mistrzowski w wadze ciężkiej.

Glory na dobre wróciło do Europy. Fani kickboxingu ze Starego Kontynentu z niecierpliwością wyczekiwali, kiedy będą mogli zobaczyć w akcji czołowych fighterów świata. Po galach w Ameryce Północnej Glory wróciło do Europy. 6 listopada byliśmy świadkami obrony tytułu mistrzowskiego przez Robina van Roosmalena we Włoszech. Gala Glory 26 również dostarczyła wielu emocji i efektownych akcji.

Udana obrona

Benjamin Adegbuyi po raz kolejny podjął próbę ataku na pas mistrzowski Glory w wadze ciężkiej. Doskonale wiedział, że staje przed trudnym zadaniem, gdyż 26-letni van Roosmalen nie zwykł przegrywać. Mistrz z Holandii to doświadczenie i ogromne umiejętności. Verhoeven  swoją pozycję budował występując na galach K-1 Max, Superkombat oraz Showtime. W Glory zadebiutował w grudniu 2012 roku w Tokio w turnieju wagi ciężkiej. Holender pokonał Siergieja Kharitonova, ale w kolejnej walce lepszy okazał się Semmy Schilt, który zwyciężył całą rywalizację. W 2014 roku sięgnął po tytuł mistrza organizacji pokonując po pięciorundowej walce na punkty Daniela Ghitę z Rumunii. Do tej pory trzy razy bronił pasa, w tym dwukrotnie spotkał się z Benjaminem Adegbuyi.

Podczas Glory 22 w Lille doszło do pierwszego starcia Holendra i Rumuna. Pięć rund morderczej walki nie wyłoniło zwycięzcy, więc głos należał do sędziów, którzy wskazali na Verhoevena. Adegbuyi powziął sobie za cel rewanż i ponowną próbę zdobycia pasa. Wystąpił na gali Glory 24 w Denver, gdzie stoczył dwa pojedynki i wygrał turniej wagi ciężkiej. Udowodnił tym samym, że zasługuje na jeszcze jedną szansę. W Amsterdamie mistrz czuł się jak w domu i pokazał, że potrafi nokautować. Od początku ruszył na Rumuna. Verhoeven skutecznie rozbijał gardę swojego rywala. Postraszył 30-latka wysokim kopnięciem, ten odpowiedział zaledwie low kickiem. Napór Holendra przyniósł pożądany efekt już po dwóch minutach. Po prawym sierpowym Adegbuyi wylądował na deskach. Wszystko było jasne. Verhoeven zachował  pas.

Kontrowersyjna obrona

W półśredniej 77kg spotkali się Nieky Holzken i Murthel Groenhardt. 31-latek miał na swoim koncie osiem wygranych z rzędu i dzierżył w dłoniach mistrzowski pas. Groenhardt walczy w kratkę, jednak w ostatnich dwóch pojedynkach triumfował. Faworytem był Holzken, jednak momentami wydawało się, że to pretendent nadaje ton walce. Groenhardt przebijał się ze swoimi ciosami przez gardę mistrza. Obaj byli skoncentrowani i uważni. Holzken zdecydował się zaatakować. W końcówce niskie kopnięcia zrobiły wrażenie na rywalu. Groenhardt poczuł ból i zachwiał się na nogach. Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra. Walka wyrównana, jednak pas zostaje u Holzkena.

W Amsterdamie doszło do rozstrzygnięcia w turnieju w wadze 65kg. Najlepszy okazał się Mosab Amrani. Marokańczyk w półfinale w pierwszej w rundzie odprawił Chi-Bin Lima. Z kolei w finale zdominował w pełni Maykolę Yurka. Brazylijczyk przyjął serię ciosów i kopnięć na korpus. Poległ w pierwszej rundzie.

KM 

Rywala jak nie było, tak nie ma

Okazuje się, że to nie takie proste zorganizować walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Teoretycznie każdy chciałby znajdować się w posiadaniu pasa, jednak Deontay Wilder ma problem, aby znaleźć rywala, a kolejny pojedynek zaplanowano na 16 stycznia.

Czas płynie nieubłaganie i nie ma się, co oszukiwać, że w tak szybkim tempie można osiągnąć wysoką dyspozycję. Mistrz świata WBC w kategorii królewskiej w pośpiechu szuka przeciwnika i z każdym kolejnym dniem jest coraz bardziej tą sytuacją poirytowany.

Brakuje chętnych

Gdy Władimir Kliczko był wielkim mistrzem wagi ciężkiej i posiadał cztery pasy, IBF, WBO, IBO, WBA, nie miał problemów ze znalezieniem rywala. Być może fakt ten był uwarunkowane tym, że Ukrainiec długo zasiadał na tronie i nikt nie mógł znaleźć na niego sposobu. Zawsze ustawiała się kolejka chętnych do rywalizacji z Kliczko. W końcu czas dominacji Ukraińca dobiegł końca. Jego miejsce zajął Tyson Fury. Bokser z Wysp Brytyjskich powinien spotkać się z Deontayem Wilderem i odbyć poważną rozmowę. Okazuje się, że bycie mistrzem może być uciążliwe. Boks polega na rywalizacji, a co zrobić, gdy nie można znaleźć rywala? Pozostaje załamać ręce.

Wilder stanął przed nie lada problemem. 16 stycznia Amerykanin ma pojawić się w ringu. Nadal nie wiadomo, kto będzie jego rywalem. Propozycję walki z Wilderem odrzucił Tomasz Adamek. Poszukiwania trwają dalej. – To jest niezwykle frustrujące, że nadal nie mam rywala. Jestem krytykowany za swoje pojedynki. Nawet po pokonaniu Kliczko wszyscy powiedzieliby, że jego czas już minął – powiedział Wilder.

Trudno się spodziewać, że 16 stycznia mistrz świata WBC zmierzy się z którymś z potentatów wagi królewskiej. Każdy bokser chce mieć czas, aby przygotować się do pojedynku. Nikt nie zaryzykuje swojej pozycji, aby w niepełnej dyspozycji wejść do ringu i skazać się na porażkę. Wilder wspominał, że gotów byłby się zmierzyć z Arturem Szpilką bądź Amirem Mansourem. Polak i Amerykanin mieli się stoczyć pojedynek w grudniu, jednak starcie przełożono na początek przyszłego roku. Wręcz niemożliwe jest, aby któryś z nich był najbliższym rywalem niepokonanego Wildera.  – Dochodzi do mnie więcej informacji o Szpilce niż Mansourze. Polak przyciągnąłby na trybuny swoich kibiców, którzy mogliby stać się moimi fanami, choć takich w Polsce już mam. Mansour lubi dużo gadać i raczej niemiałby szans, aby poradzić sobie z moimi atutami – ocenia potencjalnych rywali Amerykanin.

Pas nie jest magnesem?

Propozycję rywalizacji z Wilderem odrzucił również Wiaczesław Głazkow. Czy nikt nie chce być mistrzem świata? Nie w tym rzecz. Problemem jest czas. Wilder nie może spodziewać się, że każdy naprędce rzuci się, aby rywalizować o pas.

Każdy pięściarz posiada plan swojej kariery i jednym złym ruchem nie chce spaść w hierarchii. Wydaje się, że w najbliższym pojedynku Wilder będzie musiał zmierzyć się z kimś co najwyżej przeciętnym, kto dzięki takiej walce może odnieść określoną korzyść finansową. Do tej pory dwukrotnie bronił tytuł, jednak Eric Molina Johann Duhaupas nie sprawili mu problemów. Wilder jest coraz bardziej sfrustrowany. Trudno się dziwić. Mistrz powinien wzbudzać zainteresowanie, a ta sytuacja pokazuje, że tak nie jest.

KM

Japończycy rządzą w Tokio

Sezon zmierza ku końcowi. Najlepsi judocy świata rywalizują o cenne punkty do klasyfikacji olimpijskiej w Tokio, gdzie odbywają się zawody Grand Slam im. Jigoro Kano.

Od początku na tatami wyraźnie dominują Japończycy. Do Tokio udało się pięcioro reprezentantów Polski. Biało-czerwoni nie zachwycili.

Beta wygrał jedną walkę

Tak samo było rok temu. Aleksander Beta jako jedyny z Polaków po raz kolejny udał się na zawody Grand Slam w Tokio. Można powiedzieć, że powtórzył swój wynik i po raz kolejny stoczył dwa pojedynki w turnieju im. Jigoro Kano. W premierowej walce Polak walczący w kategorii 66kg spotkał się z Adrianem Gombocem ze Słowenii. Pojedynek zacięty, jednak żaden z judoków nie potrafił zaskoczyć swojego rywala. Gomboc dopuścił się nieczystego zagrania na kilka sekund przed końcem i to zadecydowało o wygranej Bety. W kolejnej walce Polak spotkał się z Japończykiem Tomofumi Takajo. Zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni nie pozostawił naszemu zawodnikowi żadnych złudzeń. Początkowo Polak starał się postraszyć rywala, jednak skończyło się na karze shido. Gdy Takajo ruszył do ofensywy Beta był bezradny. W ciągu trzydziestu sekund dwukrotnie zdobył punkty przez waza-ari. Warto nadmienić, że Japończyk triumfował w kategorii 66kg. W finale Takajo pokonał swojego rodaka Masashi Ebinumę.

Za wielkich szans nie miał Michał Bartusik, który również rywalizował w kategorii 66kg. Polak trafił na mocnego reprezentanta Mongolii Tumurkhulega Davaadorja. Bartusik uzbierał trzy kary shido, a jego rywal również nie walczył czysto. Sędzia dwukrotnie upomniał Davaadorja, który na swoim koncie zapisał również yuko.

Młodzieżowa mistrzyni Europy w kategorii 52kg Karolina Pieńkowska jako jedyna z naszych pań zawitała do Tokio, jednak szybko pożegnała się z turniejem. W pierwszej walce Polka spotkała się z Odettą Guiffridą. Włoszka zaprezentowała się z dobrej strony. Była szybka, agresywna i skuteczna. Polka również starała się zaskoczyć swoją przeciwniczkę, ale stosowała nieczyste zagrania. Po upływie dwóch minut Guiffrida zapisała na swoim koncie yuko. Pojedynek zakończył się po upływie prawie czterech minut.

Łukasz Błach w kategorii 81kg dobrze rozpoczął start w Tokio. Polak potrzebował czterech minut, aby rozstrzygnąć na swoją korzyść walkę z Diogo Limą. W kolejnym pojedynku trafił na mocnego Japończyka. Yasuhiro Ebi wygrał przez ippon.

Japoński szał w Tokio

Początek rywalizacji zdecydowanie należał do reprezentantów Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy triumfowali w siedmiu kategoriach, a na swoim koncie zapisali już szesnaście medali. Warto pamiętać, że rywalizacja trwa nadal.

Na pierwszym stopniu podium w kategorii 48kg stanęła Ami Kondo, Misato Nakamura triumfowała w 52kg, Tsukasa Yoshida okazała się najlepsza w 57kg, a Chizuru Arai w 70kg. Wśród panów Japończycy zdominowali rywalizację w kategoriach 60kg, 66kg i 73kg. Triumfowali kolejno Naohisa Takato, wspomniany Takajo oraz Hiroyuki Akimoto.

KM

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie. 
 
Grand Slam w judo: Karolina Pieńkowska znów wylosowała Giuffridę
Odette Giuffrida to jedna z najtrudniejszych rywalek dla Karoliny Pieńkowskiej(-52kg). Okazja do pokonania włoskiej judoczki będzie już jutro podczas Grand Slamu w Tokio. To najważniejszy turniej w sezonie, po Mistrzostwach Świata. Transmisje od piątku do niedzieli o g. 8:00 na żywo na naszej antenie.
 
W prestiżowych zawodach wystąpi 5 reprezentantów Polski. Biało-Czerwoni uniknęli w pierwszej rundzie największych sław, ale w turnieju im. Jigoro Kano aż roi się od gwiazd. Najmocniejszą kadrę wystawili Japończycy, szczególnie w wadze -73kg, gdzie jest dwóch zawodników mających na koncie tytuł mistrza globu – Riki Nakaya i Hiroyuki Akimoto. Nie startuje początkowo zgłoszony Shohei Ono. W tej kategorii wystąpi Damian Szwarnowiecki. Jeśli wrocławianin pokona Masayuki Teradę z Filipin, potem zapewne spotka się z Kim Gi-Wook z Korei Płd.

W wadze -66kg wolny los ma Aleksander Beta, a jego następnym przeciwnikiem będzie prawdopodobnie Słoweniec Adrian Gomboc. Z koleiMichał Bartusik wylosował zajmującego trzecie miejsce w rankingu światowym Tumurkhulega Davaadorj (Mongolia). Polak na tej liście jest 112. W kategorii -81kg Łukasz Błach spotka się w 1/32 finału z Portugalczykiem Diogo Limą, a jeśli z nim wygra, będzie rywalizował z Japończykiem Yasuhiro Ebi.
Łącznie zgłoszonych jest 181 zawodniczek i 295 zawodników z 476 państw. Turniej w Tokio kończy cykl IJF Tour 2015.

""

VI Gala Sportów Walki w Międzychodzie
Przez kilka lat klub MMA Devil Międzychód, na czele z Przemysławem Kniochem, stworzył prestiżowe wydarzenie na polskiej scenie MMA jakim jest Gala Sportów Walki w Międzychodzie. Szósta edycja z pewnością nie będzie gorsza od poprzednich. Spore zainteresowanie kibiców wzbudzają goście honorowi, którzy swoją obecnością uświetnią galę. W tym roku do Międzychodu przyjadą Marcin Różalski, Daniel Omielańczuk oraz Borys Mańkowski. W ringu zobaczymy natomiast m.in. Bartłomieja Kurczewskiego i Jakuba Kowalewicza. Kto jeszcze stanie do walki? – tego dowiemy się podczas retransmisji w FightKlubie, w piątek 4 grudnia o godz. 22:00
 
4/5 grudnia: Gala Oscara de la Hoyi w Los Angeles
Na kolejnej gali pod patronatem Oscara de la Hoyi w głównej walce wieczoru zobaczymy występ młodziutkiego Amerykanina Christiana Gonzaleza. Reprezentujący kategorię super piórkową “Chimpa” w dorobku ma już 11 zwycięstw w tym aż 10 przez nokaut z czego aż 7 w pierwszej rundzie. Kolejny test czeka go w nocy z 4 na 5 grudnia g. 04:00. Jego rywalem będzie Meksykanin Alejandro Ochoa. Powtórka gali w sobotę o 11:30. Zapraszamy!

""

FILM PROMOCYJNY:

[kod]

Adamek nie chciał pasa

Wydawało się, że wielkie marzenia Tomasza Adamka o podbiciu wagi ciężkiej umarły po pojedynku z Witalijem Kliczko. Dodatkowo na krajowym podwórku pierwszeństwo w kategorii królewskiej od „Górala” przejął Artur Szpilka. 39-latek mógł pomarzyć o wielkich walkach. Okazuje się, że szansa wejścia na szczyt pojawiła się raz jeszcze.

Adamek otrzymał propozycję walki z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem. Wszyscy chóralnie zapytają, kiedy dojdzie do pojedynku i chętnie zasiądą przed telewizorami, ale rozczarują się. Zapewne obejrzą starcie z udziałem Wildera, ale jego rywalem nie będzie Polak.

Wielki świat nie dla niego

W pierwszej chwili przeżywamy szok i zadajemy sobie pytanie, dlaczego Adamek nie skorzystał z takiej oferty. Przecież to szansa jedna na milion i nie zdarza się codziennie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek „Górala” oraz jego ostatnie występy. Przez dwa lata stoczył trzy pojedynki, z czego dwa przegrał.

Był już u szczytu. Wywalczył to, co mógł. Adamek królował w wadze juniorciężkiej i półciężkiej. Toczył fenomenalne boje. Na długo kibice w Polsce zapamiętają jego pełne zwrotów akcji pojedynki z Paullem Briggsem. Po wielu sukcesach postanowił przejść do kategorii królewskiej. Na początek rozprawił się z Andrzejem Gołotą w walce, która dla wielu Polaków była symbolem. Legendarny „Andrew”, który przez lata był nadzieją białych poległ. Adamek wygrał pięć kolejnych walk i dostał możliwość rywalizacji z tytanem z Ukrainy – Witalijem Kliczko. Wszyscy podkreślali, że „Góralowi” brakuje jednego. Chodziło o mocny, nokautujący cios. Kliczko w dziesiątej rundzie rozstrzygnął walkę na swoją korzyść. To było maksimum, które mógł z siebie wykrzesać Adamek.

Stoczył jeszcze kilka pojedynków i walczył, aby wrócić na szczyt, jednak odbił się jak od ściany od Wiaczesława Głazkova. Na tym skończyła się kariera Adamka za oceanem. Wrócił do Polski. Na krajowym podwórku doszło do wyczekiwanego pojedynku „Górala” ze Szpilką. Niepokorny „Szpila” wykazał się spokojem oraz mądrością i wygrał. Bokser z Wieliczki pojechał za ocean, a Adamek został w kraju i skusił się na walkę z Przemysławem Saletą. Wygrał. Wrócił do czołowej piętnastki rankingu WBC i stał się pretendentem do tytułu mistrzowskiego.

Propozycja ze strony czempiona Wildera pojawiła się. Adamek nie podjął rękawicy. To nie on stanie 16 stycznia na wprost mistrza nokautów. Kogo wybierze Wilder? Może zdecyduje się na Artura Szpilkę? 

Dlaczego?

Może i serce by chciało, ale rozum mówi co innego. Adamek imponował zawsze mądrością. Wielu krytykowało go za przejście do wagi ciężkiej, ale on harował, aby spełnić się jako bokser. Zrobił wszystko, aby tak było.

Sam wie najlepiej, na co go teraz stać. Woli zapewne stoczyć kilka pojedynków w Polsce niż jechać do Stanów i rzucić się na pożarcie tygrysowi.

KM

Nadchodzą dni mistrzowskiej rywalizacji

Zapowiadają się wielkie emocje, zacięte i niezwykle widowiskowe walki oraz radość, a także łzy. Taki obraz towarzyszy imprezom na poziomie mistrzowskim. Zapewne emocji nie zabraknie podczas mistrzostw Polski oriental rules w Starachowicach.

Impreza rozpocznie się już 4 grudnia i potrwa trzy dni. Rywalizacja odbędzie się w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Widowisko gwarantowane

Za autora okrzyku „chleba i igrzysk” uważa się starorzymskiego poetę Juwenalisa. Z pewnością w tych słowach zawierała się treść potrzeb Rzymian, którzy wybierali się na walki gladiatorów i oczekiwali rozlewu krwi. Cesarz organizował igrzyska, aby zaspokoić wymagania swoich poddanych. 

Czasy się zmieniły. Teraz nie walczy się na miecze, choć krew podczas rywalizacji często się pojawia. Czy Juwenalis powiedziałby ponownie, że trzeba nam „chleba i igrzysk”? Z pewnością gale sportów walki są towarem pożądanym przez społeczność. Widać to po rosnącym zainteresowaniu kolejnymi wydarzeniami. Tym razem środek ciężkości przeniesie się do Starachowic, gdzie w dniach 4-6 grudnia odbędą się mistrzostwa Polski  w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Formuła oriental rules gwarantuje widowisko na najwyższym poziomie. Ten, kto szuka ogromnych wrażeń, różnorakich ciosów oraz efektownych walk z pewnością powinien wybrać się do Starachowic bądź śledzić mistrzostwa w telewizji FighTime, która jako jedyna przeprowadzi transmisję z wydarzenia. Zapraszamy do śledzenia imprezy za naszym pośrednictwem. Organizatorzy zapowiadają ogromne emocje, wysyp fenomenalnych walk, który uwieńczone zostaną wyłonieniem najlepszych z najlepszych.

Ciosy bokserskie, uderzenia łokciami, kopnięcia, kolana – nie ma żadnych ograniczeń. Do tego dochodzi ogromna siła, rzuty, obalenia, klincz. W oriental rules zawierają się wszystkie możliwe elementy, które sprzyjają nadawaniu walkom charakteru prawdziwej bitwy. Jak zapewnia prezes Klubu Sportowego „Dragon” Starachowice, „oriental rules to jedna z najbardziej widowiskowych form rywalizacji”.

Organizatorzy przygotowali warunki do rywalizacji dla juniorów i seniorów. Pojedynki będą toczyły się w dziewiętnastu kategoriach wagowych. 4 grudnia zawodnicy zaprezentują się podczas ważenia, a już w sobotę ruszą na ring. Uroczyste otwarcie mistrzostw zaplanowano na godzinę 15.00, jednak wcześniej odbędą się pierwsze walki eliminacyjne. W niedzielę przyjdzie czas na półfinały i finały. Seniorzy będą rywalizowali w pojedynkach trzyrundowych po trzy minuty, zaś czas trwania jednej odsłony w przypadku juniorów będzie o minutę krótszy. W Starachowicach dojdzie również do rywalizacji weteranów w kick light. Tu walki będą trwały łącznie trzy minuty (dwie rundy).

Co, gdzie, kiedy?

Miejscem zmagań będzie Miejska Hala Sportowa przy ul. Jana Pawła II 22 w Starachowicach. Najlepsi zawodnicy oprócz medali otrzymają również pasy mistrzowskie.

4-6 grudnia rywalizacja w mistrzostwach Polski oriental rules seniorów i juniorów. Transmisję z wydarzenia przeprowadzi telewizja FighTime. Zapraszamy dla śledzenia transmisji za naszym pośrednictwem.

KM

Bedorf chce walczyć z legendą

Siedem pojedynków z rzędu wygrał Karol Bedorf w KSW. Popularny „Coco” nie wypuszcza z rąk mistrzowskiego pasa wagi ciężkiej i szuka kolejnych wyzwań.

Bedorf po raz ostatni przegrał w marcu 2011 roku. Pogromcą polskiego fightera okazał się Hiszpan Rogent Llorent. Od tego czasu Bedorf tylko wygrywa. „Coco” zrobił ogromny postęp, dojrzał i stał się czołową postacią wagi ciężkiej polskiego MMA.

Mierzy wysoko

Na gali KSW 33 Bedorf uporał się z Michałem Kitą. Pojedynek zapowiadany był jako niezwykle interesujące starcie, którego stawką był pas wagi ciężkiej. KSW czekało na Kitę bardzo długo. Popularny „Masakra” rozwijał swoją karierę na galach zagranicznych organizacji i stał się łakomym kąskiem na polskim rynku. W końcu pojawił się na KSW. Bedorf nie miał dla niego litości i już w drugiej rundzie kopnięciem na głowę zakończył walkę.

„Coco” stoi na szczycie KSW i chciałby sprawdzić swoje możliwości w starciu z legendarnym Fiodorem Jemieljanienką. 39-letni Rosjanin wraca do MMA po ponad trzyletniej przerwie i 31 grudnia zaprezentuje się podczas gali Rizin FF w Saitamie. Nazwisko jego rywala nie jest jeszcze znane.

Czy wątpliwe jest starcie Bedorfa z Jemieljanienką? Wielu wydaje się obecnie nieprawdopodobne, ale warto zwrócić uwagę na jeden ważny szczegół. KSW podjęło współpracę z japońską organizacją Rizin FF, dla której pojedynek stoczy legendarny Rosjanin. Zapala się więc światełko dla starcia Bedorf vs Jemieljanienko. Pytanie, czy dojdzie do niego na gali KSW czy w Japonii? Wszystko zależy od obu stron i ich gotowości do podjęcia negocjacji. Zobaczyć Fiodora w akcji w Polsce to by było coś.

MMA znowu w Londynie

Niedawno na zagraniczną ekspansję zdecydowała się organizacja KSW, która gościła w Londynie. Teraz stolicę Anglii odwiedzi światowy potentat UFC. Amerykanie zapowiadają kolejne swoje wydarzenie na 27 lutego.

Do domu ponownie zawita Michael Bisping, który zmierzy się z Gegardem Mousasi. Zapowiada się ciekawe starcie w wadze półśredniej, gdyż na arenie walki pojawią się odpowiednio numer 7 i 8 organizacji. 36-latek wygrał dwie ostatnie walki, ale nie będzie miał łatwego zadania. Mousasi w pojedynkach z Danem Hendersonem oraz Costasem Philippou pokazał spore możliwości.

Interesująca może okazać się walka Marka Wilkinsona i Makwana Amirkhaniego. Anglik z powodu kontuzji odpoczywał rok od walki. Anglik stanie przed trudnym wyzwaniem. Amirkhani to niezwykle szybki i efektowny zawodnik. Andy'ego Ogle'a Fin rozłożył na łopatki w zaledwie osiem sekund.

Organizatorzy ujawnili jeszcze jedną walkę lutowej gali. W pojedynku wagi lekkiej zaprezentują się Norman Parke i Rustam Chabiłow.

KM

Nadszedł czas na Tokio

„To już jest koniec, nie ma już nic” – zapewne te słowa wybrzmią po turnieju Grand Slam. Tym razem najlepsi judocy świata spotkają się w prestiżowych zawodach Jigoro Kano w Tokio. Będzie to zakończenie sezonu IJF Tour.

Rywalizacja na tatami rozpocznie się 4 grudnia, a ostatnie walki odbędą się 6 grudnia. Kto będzie miał powody do radości i sprawi sobie mikołajkowy prezent? W Tokio zaprezentuje się pięcioro reprezentantów Polski.

Powalczą o punkty

To będzie ostatni akord kończącego się sezonu, ale nikt nie ma zamiaru odpuszczać. Zawody w Tokio to bardzo prestiżowy konkurs, w którym nie zabraknie gwiazd. Polskę będą reprezentowali: Karolina Pieńkowska (52 kg), Alesander Beta i Michał Bartusik (obaj 66 kg), Damian Szwarnowiecki (73 kg) i Łukasz Błach (81 kg).

Równą i stabilną formę wydaje się prezentować Damian Szwarnowiecki, który gromadzi punkty, jednak ostatni występ na miarę podium zaliczył w lipcu w niemieckim Sindelfingen. Mistrz Europy juniorów i młodzieżowców z 2012 roku w ostatnim starcie w Jeju stoczył trzy walki i szybko pożegnał się z rywalizacją. Swojej szansy w Tokio poszuka również Michał Bartusik. Polski judoka wystąpił również w Jeju, gdzie stoczył dwie walki. Bartusik poległ w starciu z Golanem Pollackiem, który w tym roku sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata. Aleksander Beta bardzo chciał pojechać na czempionat do Astany i prosił o wsparcie finansowe. Nasz judoka wystąpił w mistrzostwach świata, jednak w tym sezonie prezentuje się przeciętnie. Najwyższe piąte miejsca wywalczył w Warszawie i Sindelfingen. Z kolei Łukasz Błach szuka formy i punktów, aby wywalczyć kwalifikację olimpijską.

Udany sezon notuje Karolina Pieńkowska. 22-latka w tym roku wywalczyła tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w kategorii 52kg. Wspólnie z reprezentacją Polski sięgnęła po srebrny medal mistrzostw świata w Astanie. Teraz Pieńkowska próbuje swoich sił w azjatyckim tournée. W Jeju Polka szybko odpadła. Udanie rozpoczęła rywalizację zwyciężając zawodniczkę z Mongolii, jednak w kolejnym pojedynku uległa Mako Uchio.

W ubiegłym roku do Tokio udało się siedmioro reprezentantów Polski. Żadnemu z nich nie udało się znaleźć w czołówce. Po raz kolejny na zawody Grand Slam do Tokio uda się Aleksander Beta. Rok temu Polak wygrał jeden pojedynek podczas zawodów Jigoro Kano. Czy tym razem ktoś wskoczy na podium?

Kto będzie dominował?

W 2014 roku karty w Tokio rozdawali gospodarze, którzy wywalczyli siedem złotych medali. Kroku starali się im dotrzymać Koreańczycy, jednak zdobyli tylko trzy pierwsze miejsce. Czy historia powtórzy się? Niewykluczone. Podczas zawodów w Azji te dwie nacje notują dobre występy. W zawodach Grand Prix w Jeju najlepsi w klasyfikacji medalowej okazali się Koreańczycy, którzy triumfowali w pięciu kategoriach, a łącznie wywalczyli dziesięć medali. Japończycy pięciokrotnie stawali na podium. W klasyfikacji medalowej kraje z Azji przedzieliła Francja. 

KM

Co się dzieje w ciężkiej?

Rewolucja! Kategoria królewska ma nowego króla. Tyson Fury wielokrotnie pokazywał, że jest „mocny w gębie”. Teraz potwierdził swoją ringową dominację.

Władimir Kliczko długo odprawiał pretendentów do tytułów mistrzowskich z kwitkiem. Niewielu spodziewało się, że w Dusseldorfie sposób na Ukraińca znajdzie Tyson Fury.

Pajac został mistrzem

Na szali były pasy WBA, WBO, IBF, IBO wagi ciężkiej. Kliczko przystępował do rywalizacji jako król, który imponował opanowaniem i klasą. Fury bardzo chciał, wielokrotnie podkreślał swoje mistrzowskie aspiracje, ale wielu patrzyło na niego z przymrużeniem oka. Pojedynek zaczął się dość nietypowo. Zazwyczaj Kliczko czeka na rywala, a w tym przypadku ruszył do przodu i szukał szansy, aby trafić boksera z Wysp Brytyjskich. Fury nic sobie z tego nie robił. W ringu prowokował mistrza, opuszczał ręce, robił show, a wrażeń czysto bokserskich nie było zbyt wielu.

Fury nie skracał dystansu, czym potęgował niezadowolenie publiczności i Ukraińca. Kliczko starał się wyprowadzać celne ciosy, które dadzą efekty, ale trudno było mu ustrzelić młodszego rywala. W dziewiątej rundzie w końcu doszło do ostrej wymiany. Z czasem Kliczko miał problemy ze skutecznością. Ukrainiec w jedenastej rundzie ugiął się na nogach po mocnym lewym sierpowym Fury'ego. Brytyjczyk nie przypieczętował swojego zwycięstwa nokautem, jednak sędziowie nie mieli problemu z wyborem zwycięzcy. Punktowali 115-112, 115-112, 116-111 dla Fury'ego.

Świat przecierał oczy ze zdumienia. Dominacja Władimira Kliczko dobiegła końca. W wadze ciężkiej nadszedł czas na młodych i żądnych zwycięstw bokserów. Przy okazji niepokornych. 

Będzie rewanż?

Pojawia się wiele pytań dotyczących przyszłości byłego już mistrza świata wagi ciężkiej. Kliczko swego czasu myślał o zakończeniu kariery. Czy porażka jest początkiem jego końca? Ukrainiec czeka na rewanż. – Walka rewanżowa na pewno odbędzie się. Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas. Jest zbyt wcześniej, aby cokolwiek powiedzieć. Byłem dobrze przygotowany do walki. Tyson pokazał szybkość i energiczność. Nie sądziłem, że zaprezentuje się z takiej strony. Mi zabrakło szybkości i wyczucia dystansu – analizował Kliczko.

Co na to nowy mistrz świata? – Kliczko będzie chciał rewanżu, jednak może wróci do domu i przemyśli całą sytuację, a w ostateczności zmieni zdanie. Chciałbym ponownie zjawić się w Niemczech i walczyć tu z Władimirem – mówi Fury.

Swoje zdanie, co do przyszłości Ukraińca zaprezentował David Haye. Brytyjczyk nie widzi szans dla Kliczko. – Kliczko jest skończony. On jest stary, a teraz przyszło nowe! – powiedział Haye. 

Nowy mistrz wagi ciężkiej zasiadł na tronie, ale nie będzie miał łatwo. Wydaje się, że jest odporny na krytykę i gotowy realizować swój plan. Czy wytrzyma psychicznie? Do tej pory sam robił wokół siebie zamieszanie, a teraz stanie się obiektem zainteresowania wszystkich. Trudno mu będzie nad tym zapanować. Dodatkowo pojawią się wyzwania. Kolejny wielki pojedynek to starcie Fury vs Wilder? – Mógłbym znokautować Fury'ego. Jestem zdecydowanie szybszy, silniejszy i 10 razy lepszy od niego – podkreślał swoją wyższość mistrz świata WBC.

KM

Wybiła Godzina złotych medali

Wedle tekstu popularnej piosenki „dziewczyny lubią brąz”. Chyba niekoniecznie. Złoto ma swój blask i idealnie prezentuje się na szyjach naszych zawodniczek. Dorota Godzina i Paulina Jarzmik zostały mistrzyniami świata WAKO w kickboxingu.

Nasi fighterzy szturmowali Dublin i od początku pokazywali, że świat musi się z nimi liczyć. Łącznie mieliśmy siedem szans na złote medale, ale udało się wygrać tylko trzy pojedynki.

Kolekcjonerki

Dorota Godzina po raz kolejny udowodniła, że ma ogromne możliwości. Polka w tym roku perfekcyjnie radziła sobie w walkach zawodowych, a także w startach krajowych. Dodatkowo zawodniczka X Fight Piaseczno wywalczyła tytuł mistrzyni świata w kick light. W Dublinie Polka rywalizowała w light contact 55kg. Godzina w decydującym starciu spotkała się z Gabriellą Busą. Los po raz pierwszy skojarzył obie zawodniczki. Polka miała świadomość, że Węgierka jest mocna. W ubiegłym roku Busa zdobyła tytuł wicemistrzyni świata w kick light oraz brązowy medal mistrzostw świata w light contact. Godzina za wszelką cenę starała się zneutralizować atuty rywalki. Węgierka dobrze kopie, ale w finale nie mogła tego pokazać. Dorota Godzina świetnie uderzała i pewnie wygrała 3:0.

W light contact 60kg po złoto sięgnęła Paulina Jarzmik. Trenująca w Lichtensteinie zawodniczka spotkała się z Luną Mendy. Panie znają się na wylot, gdyż już kilka razy rywalizowały ze sobą. Jarzmik miała dobre wspomnienia z walk z Mendy, jednak jeden z pojedynków przegrała, ale wokół wyniku pojawiły się kontrowersje. Tym razem nie było żadnych wątpliwości, która fighterka zasłużyła na złoto.

Słowa dotrzymał Mateusz Kubiszyn. Polak szedł jak burza w 86kg full contact i zapowiadał, że jego celem jest złoto. W finale trafił na mocnego Rosjanina Igora Kopylova. Działo się. To była prawdziwa batalia, w której obaj zawodnicy byli niezwykle zawzięci. Kubiszyn miał więcej sił i lepiej wytrzymał trudy pojedynku.

Kto z medalem?

Trzy złote medale, czy mogło być lepiej? Mogło. O tytuł mistrzowski walczyło siedmioro naszych reprezentantów, jednak nie wszystkim udało się wygrać walkę o złoty medal. Ewa Bulanda w full contact 48kg musiała uznać wyższość Yulii Staforkiny z Rosji. Bashir Tazhdinov okazał się lepszy od Roberta Krasonia w full contact 75kg. W light contact +94kg porażką w finale musiał pogodzić się Aleksander Stawirej. Pogromcą Polaka okazał się Filipp Salugin z Rosji.

Wcześniej srebrny medal zdobyłTomasz Szczepaniuk w light contact 63kg weteranów. Trzecie miejsca wywalczyli: Karolina Dziedzic w full contact 70kg, Wojciech Peryt w full contact 54kg, Robert Niedźwiecki w full contact 57kg oraz ŁukaszWichowski w light contact 79kg.

KM

Oczekiwanie i pół minuty emocji

KSW zelektryzowało całą Polskę. Pojawienie się pojedynku Mamed Khalidov vs Michał Materla sprawiło, że wszyscy zacierali ręce i czekali. Miał być to największy smakołyk polskiego MMA wszech czasów. Czy był?

Polską marką MMA na świecie jest Joanna Jędrzejczyk, która cieszy się z władania w wadze słomkowej w prestiżowej organizacji UFC. W Polsce ukłuło się, że nie ma lepszego od Khalidova, jednak królem wagi średniej pozostawał Michał Materla. Nadszedł czas na zmiany.

Chwila niepewności

KSW po raz kolejny wzbudziło ogromne zainteresowania swoją galą. W Krakowie odbyła się walka czołowych twarzy organizacji – Khalidova i Materli. Waga średnia nakręca KSW. Niedawno byliśmy świadkami pojedynku Materli z Drwalem, czyli rywalizacji dwóch potężnych nazwisk. Były zawodnik UFC debiutował w KSW, co również wzbudziło ogromne zainteresowanie i przyciągnęło rzeszę fanów. Jednak to była dopiero gra wstępna włodarzy organizacji. Przygotowali prawdziwą wisienkę na torcie. Khalidov i Materla nie kryją, że żyją w dobrych relacjach, ale w końcu trzeba było wyjaśnić, kto jest mocniejszy.

Panowie dogadali się, podpisali kontrakty i mieli zrobić show. Wiadomo było, że Mamed to szybkość i niekonwencjonalne zakończenia. Z kolei Materla to zawodnik uważny, w pełni skoncentrowany i niezwykle twardy. Padały pytania dotyczące obrazu tej walki. Jedni przewidywali, że może być to długi spektakl. Inni mówili, że pojedynek będzie nudny. Z dużej chmury mały deszcz – tak miało ponoć być. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Khalidov ruszył na rywala niczym niedawna mistrzyni UFC Ronda Rausey. Mamed trafił prawym Materlą, który zachwiał się. Khalidov szybko do akcji włączył kolano i posłał kolejny cios w stronę mistrza wagi średniej. Materla padł, a pretendent dokończył dzieła. Tytuł zmienił właściciela, a na pytanie, które nurtowało wszystkich tyle czasu odpowiedź padła w zaledwie trzydzieści jeden sekund.

Bedorf nokautuje

Karol Bedorf obronił tytuł mistrza wagi ciężkiej KSW. Popularny „Coco” z impetem rozpoczął pojedynek, jednak później przygasł i inicjatywa była po stronie Michała Kity. W drugiej rundzie mistrz konsekwentnie dążył do zwycięstwa. Bedrof kopnięciem na głowę znokautował Kitę i mógł cieszyć się z udanej obrony pasa.

W wadze piórkowej o tytuł walczył Artur Sowiński. Jego rywalem był gibki Kleber Koike Erbst. Japończyk szukał rozwiązania walki w parterze, jednak za każdym razem „Kornik” wychodził cało z opresji. W stójce Polak rozdawał karty i sędziowie jednogłośnie wskazali na jego zwycięstwo. Aziz Karaoglu po raz kolejny pokazał, że jego szybkie ciosy są niezwykle niebezpieczne. Przekonał się o tym Maiquel Falcao. Ariane Lipski w drugiej rundzie zastopowała zapędy Katarzyny Lubońskiej.

Vaso Bakocević musiał odklepać, gdyż Anzor Ażijew założył skuteczny trójkąt rękoma. Zwycięstwo Karola Szymuszowskiego, jednak sędziowie nie byli jednogłośni w ocenie jego starcia z Davidem Zawadą. Łukasz Chlewicki triumfował w pojedynku z Bartłomiejem Kurczewskim.

KM

Kubiszyn zmierza do celu

Mateusz Kubiszyn idzie jak burza. Reprezentant Polski pokonał w półfinale Hasana Merta Kizila i będzie walczył o złoty medal mistrzostw świata WAKO w kickboxingu, które odbywają się w Dublinie.

Rywalizacja wkracza w decydującą fazę. Na placu boju zostali najlepsi z najlepszych. Sześcioro Polaków ma szansę na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Ilu biało-czerwonych stanie na najwyższym stopniu podium?

Dwie złote panie?

Do finału light contact 55kg awansowała Dorota Godzina. Zawodniczka trenująca w X Fight Piaseczno w ćwierćfinale przeżywała kryzys. Co prawda wypunktowała Sabinę Bec, jednak zmęczenie dawało o sobie znać. Można powiedzieć, że zawodniczka miała po prostu groszy dzień, ale umiejętnościa pozwoliły przechylić jej szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W półfinale zaprezentowała się już zupełnie inna Godzina. Nadine Kurten nie miała żadnych szans. Polka dominowała na każdej płaszczyźnie i pewnie wypunktowała niemiecką fighterkę.

Awans do finału w light contact 60kg wywalczyła Paulina Jarzmik. W półfinale Polka uporała się z Rosjanką Mariną Popovą. Jarzmik rywalizowała również w pointfightingu, jednak tam zabrakło jej szczęścia. Adriem Kadas okazała się lepsza po dogrywce, choć po pierwszej rundzie nasza zawodniczka prowadziła. W 79kg light contact o złoty medal nie powalczy Łukasz Wichowski, który w półfinale uległ Emanuilowi Dimitrowowi. Z kolei Aleksander Stawirej w light contact +94kg postara się o triumf. W półfinałowej walce Polak pokonał Alesza Lolblera ze Słowenii.

Złoto mógł mieć Tomasz Szczepaniuk w rywalizacji weteranów light contact 63kg. Kontuzja łydki pozbawiła zdobywcę Pucharu Świata w taekwondo szans na rywalizację w decydującym starciu.

Kubiszyn nie zwalnia tempa

Mateusz Kubiszyn w full contact 86kg idzie jak burza. Polski fighter podkreśla, że do Dublina przyjechał po złoto i nikt nie stanie na jego drodze do triumfu. Przekonał się o tym w półfinale Hasan Mert Kizil, który poczuł mocny cios Polaka. Kubiszyn zakończył rywalizację przed czasem.

Robert Krasoń w 75kg z dobrej strony zaprezentował się w ćwierćfinale. Potrzebował niecałej minuty, aby awansować do strefy medalowej. Półfinał nie był jednak łatwy. Debiutujący w mistrzostwach świata zawodnik stanął na wprost Nathana Keya. Walka wyrównana, Amerykanin dobrze pracował lewą ręką. O triumfie Krasonia zadecydowała trzecia runda, w której zdecydowanie ruszył do przodu i trafiał rywala.

W 48kg o złoto powalczy Ewa Bulanda. Polka w półfinale uporała się z Flavią Gasperini. Z kolei Johannes Wolf okazał się zbyt mocnym przeciwnikiem dla Roberta Niedźwiedzkiego w 57kg.  Polak przegrał na punkty. W pierwszej i drugiej rundzie Niemiec dominował, czego najlepszym dowodem jest fakt, że Niedźwiedzki był liczony. Brązowe medale wywalczyli również Karolina Dziedzic (70kg) i Wojciech Peryt (54kg).

KM

Dusseldorf czeka na show

Na szali pasy mistrzowskie WBA, IBF, WBO i IBO kategorii ciężkiej. Tyson Fury wyciąga ręce, aby przejąć tytuły. Czy Władimir Kliczko mu na to pozwoli?

28 dzień listopada 2015 roku jest najważniejszym w zawodowej karierze boksera z Wysp Brytyjskich. Fury ma najlepszą okazję, aby potwierdzić, że nie rzucał słów na wiatr. W Dusseldorfie 27-latek musi pokonać Władimira Kliczko, żeby zasiąść na tronie wagi ciężkiej.

Ranga wydarzenia

Tyson Fury słynie z umiejętności budowania estymy wokół własnej osoby. Pięściarz z Wilmslow nie przebiera w słowach. Potrafi dosadnie nazwać każde zjawisko, a przy okazji wzbudzić zainteresowanie. Fury ma zmysł, który pozwala mu cały czas być na pierwszym planie. Częściej pojawiają się doniesienia o tym, co Anglik powiedział niż o tym, co zrobił w ringu. Kariera Fury’ego przebiega harmonijnie. Obecnie na Wyspach nie ma lepszego pięściarza od niego. Powrót Davida Haye’a mógłby zrodzić ciekawą rywalizację o miano czołowego angielskiego boksera. Jednak teraz Fury otrzymał szansę, na którą długo czekał. Może zostać mistrzem świata, ale najpierw na ringu w Dusseldorfie musi pokonać Władimira Kliczko.

Ukrainiec to doświadczenie, ringowa mądrość, precyzja oraz skuteczność. Kliczko ma świadomość, że to on rozdaje karty. Wielu chce wejść na jego miejsce, jednak nie wytrzymują presji i w ringu tracą swoją wartość. W ostatnim pojedynku Kliczko pokonał na punkty Bryanta Jenningsa. Wcześniej dwie walki rozstrzygnął przed czasem. Z kolei Fury imponuje mocą i precyzją swoich ciosów. Cztery ostatnie walki zakończył przed czasem, a łącznie aż osiemnaście razy słał swoich rywali na deski. Czy Anglik zrobi wrażenie swoimi ciosami na ukraińskim czempionie?

Zdaniem mistrza wagi ciężkiej Fury poczuł temperaturę pojedynku. – Większość zawodników musi poczuć rangę takiej walki i zobaczyłem to u Tysona, który zazwyczaj wdawał się w dyskusje, a podczas konferencji był miły. Jestem gotowy na wszystko. Fury jest w stanie walczyć mądrze, ale z drugiej strony może również wygłupiać się w ringu – powiedział Kliczko. Fury stara się nieco studzić temperaturę. – Porażka będzie oznaczała, że jestem oszustem i nie jestem dobry. W takim wypadku jako pierwszy powiem to na głos. To kolejna walka, którą muszę stoczyć i nie jest ważniejsza od mojej ostatniej – wyjaśnił angielski bokser.

Kliczko jest lżejszy od pretendenta. Fury waży 112kg, a Ukrainiec 111,5kg.

Polska mistrzyni

Podczas gali Rzeszów Boxing Night po tytuł mistrzyni wagi półśredniej w boksie sięgnęła Ewa Piątkowska. Tygrysica na punkty pokonała Marie Riederer. Wszyscy sędziowie byli zgodnie i wskazali na zwycięstwo Polki – trzy razy 99:91.

Piątkowska dominowała w ringu. „Tygrysica” była aktywniejsza i zadawała więcej ciosów. W siódmej rundzie potężny cios Polki zrobił wrażenie na Riederer. Niemka zachwiała się, a z jej nosa zaczęła cieknąć krew.

KM

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015 Finały

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Polski Muay Thai, Starachowice 2015.

Dzień 2 – 6 grudnia 2015 r. – walki rankingowe – finały

[kod]

Mistrzostwa Polski https://fightime.pl/pl/video/mistrzostwa-polski-muay-thai-starachowice-2015-eliminacje_1/ Thai Starachowice 2015

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015 Eliminacje

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Polski Muay Thai, Starachowice 2015.

Dzień 1 – 5 grudnia 2015 r. – walki rankingowe – eliminacyjne

[kod]

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Godzina już w półfinale

Marek Drażdżyński może się cieszyć z brązowego medalu mistrzostw świata WAKO w kickboxingu weteranów. Do strefy medalowej awansowali Dorota Godzina i Łukasz Wichowski.

Polacy są zdeterminowani i szturmują Dublin. Kolejne zmagania zakończyły się sukcesem dla naszych fighterów. Siedmioro Polaków jest już w półfinałach.

Wybiła Godzina

Dorota Godzina w ćwierćfinale light contact 55kg pozbawiła szans na dalszą rywalizację Sabinę Bec ze Słowenii. Polka wygrała pewnie, jednak nie był dla niej to łatwy pojedynek. Godzina ma pracowity rok i zmęczenie daje o sobie znać. W rywalizacji z Bec zawodniczka KS X Fight Piaseczno nie forsowała tempa, również nie zaskakiwała kopnięciami. Jednak doświadczenie dało o sobie znać i Polka rozstrzygnęła walkę na swoją korzyść. Teraz powalczy o awans do półfinału.

Z wygranych cieszą się również inni zawodnicy trenujący w KS X Fight Piaseczno. Paulina Jarzmik od początku mistrzostw próbowała swoich sił na dwóch płaszczyznach. W ćwierćfinale light contact 60kg uporała się z Madeleine Palmersjö ze Szwecji, jednak w pointfightingu musiała pogodzić się z porażką. Polka rywalizowała z Adrienn Kadas z Węgier. Pojedynek był niezwykle wyrównany i do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka, jednak w niej lepsza okazała się Kadas. Łukasz Wichowski miał obawy przez walką w ćwierćfinale light contact 79kg. Utarło się, że ściany pomagają gospodarzom, a rywalem Polaka był Irlandczyk Colm Gilshehan. Wichowski pokazał klasę i nie pozostawił wątpliwości, komu należy się miejsce w strefie medalowej. 

W light contact +94kg do półfinału awansował Aleksander Stawirej. Polak pokonał Petera Bayera z Węgier. Z rywalizacją w light contact na etapie ćwierćfinału pożegnały się Karolina Mośko (50kg) i Agnieszka Osial (70kg).

Full w kratkę

20-letni Robert Niedźwiedzki w full contact 57kg zapewnił sobie medal wygrywając pojedynek z Said Shahwali Firouzadeh. Polak debiutuje na mistrzostwach świata i jest to udany start. W rywalizacji z Norwegiem imponował wyczuciem, skutecznością oraz szybkością. Dla Niedźwiedzkiego Dublin jest szczęśliwy. W tym roku w Irlandii wygrał zawody Pucharu Świata, czy walczy tytuł mistrza świata?

O medale będzie walczyła również Karolina Dziedzic w full contact 70kg. Polka wypunktowała zawodniczkę gospodarzy Claire-Louise Sweetman. W 75kg dobrze poczyna sobie Robert Krasoń, który awans do półfinału zapewnił sobie zwycięstwem nad  Jose Angelem Hofstertter Rodriguezem.

Z marzeniami o podium pożegnała się Gabriela Bednarowicz w full contact 56kg. Veronika Petrikova okazała się lepsza od Polki w każdej rundzie i zdecydowanie wygrała. Na ćwierćfinale swój udział w mistrzostwach świata zakończyli również: Emilia Czerwińska (60kg), Wanesa Nogaj (65kg), Anna Kołodziejska (+70kg), Piotr Odważny (67kg). Oprócz wcześniej wspomnianej Pauliny Jarzmik w pointfighting przegrał również Tomasz Kurzeja (74kg). Pogromcą Polaka okazał się Niemiec Sascha Graske.

Fot. Fightime

KM

Co z Kosteckim?

Dawid Kostecki trafił do szpitala. Informacja ta zelektryzowała niemal wszystkich. Problem w tym, że pojawiają się kolejne domysły dotyczące przyczyn, w związku z którymi pięściarz znalazł się w szpitalu.

Kostecki to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich bokserów, wokół którego zawsze jest dużo zamieszania. Niekoniecznie chodzi o kwestie czysto sportowe.

Nieaktywny bokser

Do popularnego „Cygana” przylgnęła etykietka człowieka, który jest na bakier z prawem. Kostecki spędził w więzieniu dwa i pół roku za udział w grupie przestępczej. Wielokrotnie pojawiały się informacje dotyczące czerpania przez pięściarza korzyści z nierządu oraz handlu narkotykami. Kostecki trafił za kratki w maju 2012 roku, co sprawiło, że nie mógł stanąć w ringu na wprost legendarnego Roya Jonesa Jr.

Po wyjściu z więzienia „Cygan” wrócił na ring. W listopadzie 2014 roku zmierzył się z Andrzejem Sołdrą i przegrał na punkty. Był to sygnał, że kariera pięściarza wagi półciężkiej dobiega końca.  „Cygan” zdecydował się na przerwanie bokserskiej przygody. To nie koniec kłopotów Kosteckiego. W maju został zawieszony na dwa lata za stosowanie nielegalnych środków. Chciał jeszcze wrócić do sportu. Tym razem jako fighter MMA.

Jednak we wtorek (24 listopada) gruchnęła informacja, że Kostecki trafił do szpitala. Mnożyły się domysły. Według pierwszych pogłosek miałaby być to próba samobójcza. Kolejne domysły to przedawkowania środków i pobicie. Niektóre spekulacje mówią, że Kostecki nie uporał się jeszcze ze swoją przeszłością. Pojawiają się wiadomości o depresji byłego boksera.

Prośby o modlitwę

Na fanpagu Kosteckiego pojawiło się oświadczenie. Zawarte jest w nim potwierdzenie, że „Cygan” trafił do szpitala, jednak nie podano powodów. – W związku z zaistniałą sytuacją, w imieniu Dawida oraz jego rodziny, chciałem zaprzeczyć informacjom, które ukazały się w mediach na temat stanu zdrowia oraz przyczyn dla których znalazł się w szpitalu. Jedyną prawdziwą i potwierdzoną wiadomością jest ta ukazana jako pierwsza, czyli że Dawid Kostecki leży w stanie ciężkim na oddziale intensywnej terapii w szpitalu. Pozostałe to domysły i szukanie sensacji "na siłę" przez media. Z szacunku do niego niestety nie mogę ujawnić więcej szczegółów – brzmi oświadczenie.

W informacji została zawarta również prośba o modlitwę o powrót do zdrowia. – Proszę również o nieprzyjeżdżanie do szpitala(także media!), gdyż to utrudnia i spowalnia pracę lekarzom, a w tym momencie czas jest kluczowy. Na oddział może wejść jedynie żona, dlatego zamiast tego prosiłbym o gorącą modlitwę. Chciałem również podziękować kibicom, którzy tak licznie piszą wiadomości i łączą się z Dawidem. To jest naprawdę ważne i budujące – czytamy w oświadczeniu.

Fot. fanpage Dawida Kosteckiego

KM

Ciężko w ćwierćfinałach

Rywalizacja w mistrzostwach świata WAKO w kickboxingu w Dublinie nabiera tempa. Polacy efektownie rozpoczęli zmagania, jednak w ćwierćfinałach zaczęły się kłopoty. 

W środę biało-czerwoni stoczyli sześć walk ćwierćfinałowych. Polacy walczyli ze zmiennym szczęściem. Troje naszych reprezentantów jest o krok od wywalczenia medali na mistrzostwach świata.

Skuteczna Bulanda

Większych problemów z triumfem w ćwierćfinałowej rywalizacji nie miała Ewa Bulanda w full contact 48kg. Polka od początku zyskała przewagę nad Diaz Pantoją. Hiszpanka szukała swojej szansy, ale nie zawsze stosowała czyste zagrania. W drugiej rundzie za cios poniżej pasa otrzymała minusowe punkty. Bulanda kontrolowała walkę i w trzeciej odsłonie utrzymała przewagę. Hiszpanka nie miała nic do powiedzenia. Polka wygrała 3:0.

Przez ćwierćfinał przeszedł również Mateusz Kubiszyn w full contact 86kg. Polak zaznaczał, że do Dublina przyjechał po medal i jest na najlepszej drodze, aby zrealizować swój cel. Wygrał drugą walkę w turnieju. Tym razem Polak okazał się lepszy od zawodnika gospodarzy Alana Coffeya. Kubiszyn rozkręcał się z rundy na rundę, a w ostatniej odsłonie mógł już odpocząć, gdyż wyraźnie przeważał i jego zwycięstwo nie podlegało dyskusji. Fenomenalnie wśród weteranów radzi sobie Tomasz Szczepaniuk. Polak w ćwierćfinale uporał się z Chrisem Collymore'm.

Igor Prykhodko to były mistrz świata, który w Dublinie szans na medal pozbawił Kacpra Frątczaka w full contact 81kg. Dla Polaka to cenne doświadczenie. Frątczak pierwszy raz startował na imprezie tej rangi w rywalizacji seniorskiej. Rok temu w Rimini wywalczył mistrzostwo świata juniorów K-1. Z rywalizacją w Dublinie na etapie ćwierćfinału pożegnał się również Jakub Kozera. Polak walczący w kategorii 91kg full contact przegrał z Arthurem Dühringiem. Niemiec dominował w pierwszej rundzie, a w trzeciej mocnym ciosem sierpowym zakończył marzenia Kozery o zwycięstwie. W ćwierćfinale odpadła również Emilia Szabłowska w pointfighting 55kg, która przegrała z Aston Cook.

Triumf Wichowskiego

W 1/8 finału light contact w wadze 79kg triumfował Łukasz Wichowski. Podopieczny Piotra Siegoczyńskiego okazał się lepszy od Gordana Baksicia. Chorwat chciał zaskoczyć Wichowskiego i od początku był aktywny. Pierwsza runda wyrównana, jednak z czasem Baksiciowi zaczęło brakować paliwa. Wichowski punktował przeciwnika i wyprowadzał celne ciosy.

Karolina Mośko również cieszy się z wygranej  w 1/8 finału light contact 50kg. Polka pokonała Niemkę Hannę Wommelsdorf. Z rywalizacją pożegnał się Adrian Durma w 74kg. W pointfightingu przez 1/8 finału przebrnęli Tomasz Kurzeja w 74kg oraz Łukasz Świderski w 94kg.

KM

Semmy Schilt

Holenderski karateka reprezentujący style Ashihara i Seidokaikan, kickboxer oraz zawodnik MMA urodzony 27 października 1973 roku w Rotterdamie. Karate zaczął trenować w wieku 8 lat. Pierwszym nauczycielem był jego ojciec, instruktor karate.  Do jego największych sukcesów w karate  zalicza się zdobycie: 3-krotnego Mistrzostwa Holandii IBK Full Contact, 2-krotnego Mistrzostwa Europy IBK, 2-krotne zwycięstwo w Hukutoki All Japan Open oraz dwukrotne zwycięstwo All Japan Dai Do Juku. W 1998 roku przeszedł na zawodowstwo. Jest dyrektorem technicznym Ashihara International Karate Organisation oraz honorowym dyrektorem technicznym Sei Budokai i posiadaczem 6 dan w obu tych stylach. Równolegle do karate, Schilt walczył w MMA. W 1996 roku zadebiutował w  japońskiej organizacji Pancrase. W 1999 roku zdobył 9 tytuł Króla Pancrase w kategorii open. W 2001 roku podpisał kontrakt z Amerykańskim UFC. Stoczył tylko dwie walki po czym wrócił do Japonii, aby walczyć dla PRIDE FC.  Wygrał trzy pierwsze walki przez nokaut, ale porażki z takimi gwiazdami jak Fiodor Jemieljanienko, Antonio Rodrigo Nogueira czy Siergiej Charitonow przekreśliły szanse Schilta na odegranie większej roli w tej organizacji. W sumie w latach 2001-2004 stoczył w PRIDE 7 walk (4 wygrał, 3 przegrał). Podczas sylwestrowej gali Dynamite!! 2008 zmierzył się z Mightym Mo, którego pokonał przez duszenie trójkątne.  W K-1 zadebiutował w 2002 roku będąc jeszcze zawodnikiem PRIDE. Podczas gali K-1 Burning 2002 wygrał przez niejednogłośną decyzję z Musahim. Pierwszy znaczący sukces na ringach K-1 osiągnął w 2005 roku, wygrywając turniej K-1 WGP w Paryżu. Dzięki temu w tym samym roku wystąpił w finale K-1 World GP w Tokio. Zdobył mistrzostwo pokonując kolejno Raya Sefo, Remy’ego Bonjasky’ego, a w finale nokautując w 48 sekund Glaube Feitosę. W następnych latach Schilt całkowicie zdominował rywalizację w K-1 WGP. W 2006 roku obronił tytuł, pokonując w finale byłego trzykrotnego mistrza, Petera Aertsa, przez jednogłośną decyzję sędziów. W finale roku następnego ponownie pokonał Aertsa, tym razem przez nokaut w pierwszej rundzie.  Tym samym został pierwszym w historii zawodnikiem, który trzy razy z rzędu w Finale K-1 World Grand Prix. W 2007 roku Schilt zdobył również pas mistrza K-1 w kategorii superciężkiej, nokautując w Jokohamie Raya Sefo. W czerwcu 2008 roku obronił tytuł w walce z Jerome Le Bannerem. Pojedynek ten był 14 z rzędu wygraną Schilta w K-1. Holender pobił tym samym rekord poprzednio należący do Petera Aertsa. Dominację Schilta przerwał właśnie Aerts, który pokonał go przez decyzję 27 września 2008 roku podczas turnieju K-1 World Grand Prix 2008 Final 16 w Seulu. Porażka ta wyeliminowała Schilta z walki o czwarte z rzędu mistrzostwo K-1 WGP. W maju 2009 roku walczył o mistrzostwo It’s Showtime w wadze ciężkiej z Badrem Hari. Przegrał przez nokaut w pierwszej rundzie. W grudniu podczas walki finałowej turnieju K-1 WGP 2009 doszło pomiędzy nimi do rewanżu. Tym razem to Schilt znokautował Hariego w pierwszej rundzie, zdobywając czwarte w swojej karierze mistrzostwo K-1. W 2010 roku będąc obrońcą tytułu awansował do Finału K-1 WGP, gdy podczas Final 16 wygrał przez niejedno głośną decyzję z Hesdym Gergesem. W ćwierćfinale pokonał przez jednogłośną decyzję Kyotaro, odpadł później w półfinale pokonany po raz trzeci w karierze przez Petera Aertsa. W 2011 roku Schilt nie walczył z powodu słabej sytuacji finansowej organizacji K-1. W międzyczasie jego klub Golden Glory zapowiedział budowę, własnego konkurencyjnego względem K-1 cyklu rozgrywek, którego jedną z gwiazd miał być Schilt. 26 maja 2012 roku Schilt wywalczył inauguracyjne mistrzostwo Glory World Series w wadze ciężkiej, pokonując przed czasem Errola Zimmermana.  31 grudnia znalazł się w bardzo silnie obsadzonym turnieju wagi ciężkiej organizowanym przez Holenderską federację Glory World Series w Tokio, w ramach połączonej sylwestrowej gali kickboxingu. W szesnastoosobowym turnieju wzięli udział m.in.  Peter Aerts, Remy Bonjasky oraz Daniel Ghita –  z tym ostatnim Schilt zmierzył się w finale tego turnieju.  Holender w finałowej walce zwyciężył przez TKO w pierwszej rundzie, zostając tym samym tryumfatorem całego turnieju.  Dnia 27 czerwca 2013 roku ogłosił koniec kariery sportowe, przyczyną były prawdopodobne problemy zdrowotne. 

Lara kontra Zaveck, Italian Boxing i judo – na żywo w FightKlubie.

 

Lara kontra Zaveck
Zapraszamy na pojedynek o mistrzostwo świata WBA w kategorii junior średniej. Tytułu bronić będzie kubański wirtuoz Erislandy Lara, zaś w roli pretendenta wystąpi bardzo twardy Słowak Jan Zaveck. Niepokonany od blisko półtora roku, prowadzący na światowych listach wagi superpółśredniej Erislandy Lara stanie do walki z mającym na koncie 35 zwycięstw w 38 walkach Zaveck. Stawką organizowanej w Hialeah Park Race Track na Florydzie walki są pasy WBA World i IBO World. Faworytem wydaje się być pochodzący z Guantanamo, ale od dawna mieszkający w Houston Lara.  Kubańczyk w swoich ostatnich pojedynkach wygrał z Delvinem Rodriguezem i Ishe Smithem. Obu wyraźnie pokonał na punkty.
Na transmisję z gali zapraszamy w nocy ze środy na czwartek od 02:00. Powtórka w czwartek od 16:00.
 ""
GP w Korei: Łukasz Błach wylosował słynnego Wang Ki-Chuna
Wicemistrz Olimpijski z Pekinu i 2-krotny Mistrz Świata Wang Ki-Chun (Korea Płd.) będzie rywalem Łukasza Błacha w 1/16 finału wagi -81 kg Grand Prix w judo na wyspie Jeju. Transmisje od czwartku do soboty na żywo od g. 9:00 na naszej antenie.
 
Wang Ki-Chun największe sukcesy odnosił w wadze -73 kg, z której odszedł w zeszłym sezonie. W tym roku startował niewiele, ale najczęściej wygrywał. Najpierw w European Open w Warszawie, a kilka dni temu w GP w Qingdao (Chiny). Na Uniwersjadzie w Gwangju (Korea Płd.) wywalczył srebrny medal. Łukasz Błach przegrał z Wang Ki-Chunem w półfinale GP w Ułanbator w 2014 roku. W tym sezonie dobrą walkę z Koreańczykiem stoczył Jakub Kubieniec w Warszawie. Wcześniej walczył z nim m.in. Tomasz Adamiec. Czy w piątek doświadczony wrocławianin – Łukasz Błach pokona zawodnika gospodarzy?

""
 
W koreańskim turnieju wystąpi 422 judoków z 70 państw, w tym 6 Polaków. Rozstawiona jest Katarzyna Kłys -70 kg. W 1/8 finału spotka się z Giulią Cantoni (Włochy) lub Esther Stam (Gruzja). Od 1/16 finału zawody zaczną Karolina Pieńkowska -52 kg i Jakub Wójcik -100 kg. Ich rywalami będą Buyankhishig Purevsuren (Mongolia) i broniący tytułu Cho Guham (Korea Płd.). Już w 1/32 finału walki rozpoczną Michał Bartusik -66 kg z Jasperem Lefevere (Belgia) i Damian Szwarnowiecki -73 kg z Zelimkhanem Ozdoevem (Rosja). Nie startuje kontuzjowany Maciej Sarnacki 100 kg, który rok temu zdobył brąz. W jego wadze zdecydowanym faworytem jest słynny Francuz Teddy Riner.
 
Na żywo: Italian Boxing
Sobota g. 22:00 – Andrea Scarpa; Lyes Chaibi; Carlos Takam
W pojedynku wieczoru na gali w Palasport Le Cupole w Turynie zmierzą sięAndrea Scarpa Lyes Chaibi. Stawką zakontraktowanej na dwanaście rund walki będzie wakujący interkontynentalny pas federacji IBF w wadze superlekkiej, a jej faworytem mieszkający na co dzień w stolicy Piemontu Scarpa. 28-latek to aktualny mistrz Włoch w swojej kategorii wagowej. Tytuł ten zdobył w styczniu tego roku pewnie zwyciężający na punkty Francesco Acatullo.

Mocne wejście naszych fighterów

Nie ulega wątpliwości, że polskich kickbokserów obawiają się wszystkie nacje. Z pewnością strach zajrzał w oczy tych, którzy udali się na mistrzostwa świata WAKO w formułach pointfighting, light contact, full contact.

Już od samego początku Polacy dominują. Biało-czerwoni zdecydowanie rozpoczęli rywalizację w światowym czempionacie. Przez 1/8 finału przebrnęło trzynastu reprezentantów Polski.

Udany debiut

Pierwszy raz w imprezie tego kalibru udział wzięła Gabriela Bednarowicz. Bywa, że debiutom towarzyszą nerwy oraz niepewność, jednak nasza zawodniczka nie musiała się niczego obawiać. Bednarowicz, która doskonali swoje umiejętności w SKK Kielce na krajowym podwórku pokazała, że ma potencjał. Zawodniczka podczas rywalizacji jest niezwykle agresywna i zadaje dużo kopnięć. W swoim dorobku ma wiele medali mistrzostw Polski w formule full contact, na swoim koncie zapisała również srebrny medal w Pucharze Polski w low kicku w 2014 roku. W Dublinie w 1/8 finału full contact Polka trafiła na Tinę Beckenhauer. Nie było żadnych wątpliwości, kto w tym pojedynku zasłużył na wygraną. Bednarowicz zwyciężyła pewnie 3:0. Zaznaczyła wyraźnie swoją przewagę i teraz z niecierpliwością czeka na kolejny pojedynek.

Łatwego zadania nie miała Dorota Godzina w light contact w wadze 55kg. Lucija Regvat postawiła Polce trudne warunki, jednak fighterka, która za sobą występy na galach zawodowych grupy DSF wykorzystała swoje umiejętności i doświadczenie. Chorwatka była aktywna, wyprowadzała dużo kopnięć i w pierwszej rundzie postraszyła Godzinę. W kolejnych odsłonach Polka uporała się z naporem Regvat. Mądrze się broniła i wyprowadzała groźne akcje, co dało jej zwycięstwo.

Paulina Jarzmik pokazała, że ma nie lada wytrzymałość. Polka pierwszego dnia stoczyła dwa pojedynki. W pointfighting w wadze 65kg uporała się z Keri Browne, której umiejętności są oceniane wysoko. Z kolei w light contact w kategorii 60kg wyższość Polki musiała uznać Mirela Chilingirova z Bułgarii.

Mateusz Kubiszyn w light contact w 86kg nie najlepiej rozpoczął pojedynek w 1/8 finału. Azamat Tuyamashev odważnie ruszył do przodu i sprawił, że Polak musiał mieć się na baczności. Jednak od drugiej rundy Kubiszyn przejął kontrolę nad pojedynkiem. Polski fighter wygrał i nie ukrywa, że zmierza po złoto.

Nie ma wicemistrza

Z rywalizacją w light contact w 84kg pożegnał się Wojciech Wiśniewski. Polak zdecydował się walczyć w wyższej kategorii wagowej. Wcześniej rywalizował w 79kg. Przeszkodą nie do pokonania do Wiśniewskiego okazał się Denis Martsevich. Porażki ponieśli również: Natalia Biernasiak w light contact 52kg, Dominik Kotowski i Rafał Adamczyk w pointfighting (79kg i 84kg).

Ciężką przeprawę w 60kg full contact miała Emilia Czerwińska. Polka niejednogłośnie na punkty pokonała Milenę Svonję. Łukasz Wichowski udanie rozpoczął rywalizację w 1/16 finału light contact. Polak uporał się z Michaelem Gollobem z Austrii.

Miejmy nadzieję, że udany początek zmagań zwiastuje wysyp medali. Czekamy na kolejne walki naszych fighterów, które będą kończyć się ich triumfami. 

KM

Tate chętna do walki z Holm

Holly Holm znalazła się na ustach wszystkich. Nowa mistrzyni wagi koguciej jest teraz ponętnym kąskiem. Zarówno dla mediów jak i dla potencjalnych rywalek. Jedna z nich dała już o sobie znać. Miesha Tate chciałaby stoczyć pojedynek z mistrzynią UFC.

Holm zaskoczyła cały świat MMA. Ronda Rousey stała się twarzą UFC i jej najbardziej rozpoznawalną twarzą. Wydawało się, że Amerykanka będzie niepokonana. Odprawiała kolejne rywalki, a jej walki trwały zaledwie kilkadziesiąt sekund, jednak w końcu znalazła pogromczynię.

Holm bez litości

Można powiedzieć, że świat MMA zamarł. Rousey stała się ikoną, a zarazem skarbem UFC. Była judoczka potrafiła zrobić show i zaserwować widzom ogromne wrażenia. 14 listopada skutecznością popisała się Holly Holm. 34-letnia Amerykanka w drugiej rundzie pojedynku wypunktowała swoją rywalkę. Wysokie kopnięcie powaliło Rousey na ziemię, a później Holm ciosami z góry skończyła dzieło i została nową mistrzynią UFC wagi koguciej.

34-letnia Amerykanka ukazała się światu w nowym blasku. Dziesięć wygranych pojedynków w MMA i do tego pas mistrzowski, a w dodatku bogata kariera bokserska. Holm ma z czego czerpać. Teraz Amerykanka znalazła się w ogniu zainteresowań. Zapewne pojawi się mnóstwo interesujących propozycji, jednak zawodniczka będzie musiała dokonać selekcji. Chęć rywalizacji z Holm wyraziła już Miesha Tate. 29-latka to doświadczona fighterka, która wygrała ostatnie cztery walki. Wcześniej rywalizowała w organizacji Strikeforce. Jej celem był tytuł mistrzowski UFC, jednak marzeń o pasie pozbawiła ją Ronda Rousey. Popularna „Cupcake” nie miała szczęścia do „Rowdy”. Przegrała z nią na gali Strikeforce, a potem na UFC. W obu przypadkach przez dźwignię na łokieć.

Tate jest gotowa, aby stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Amerykanka jest pewna siebie i nie ukrywa, że wygrana z Holm byłaby kluczem do kolejnej walki z Rousey. Tate to mocna fighterka, jednak czy będzie najbliższą rywalką nowej mistrzyni? Wielu ekspertów podejrzewa, że najprawdopodobniej nie. Najbliższą rywalką Holm miałaby być Ronda Rousey, czyli doszłoby do pojedynku rewanżowego. Zapewne kolejne miesiące będą gorące. Nie obędzie się bez spekulacji i kolejnych deklaracji zawodniczek gotowych do odebrania Holm pasa.

Nasza przedstawicielka w Azji

Niepokonana w UFC pozostaje Joanna Jędrzejczyk. Polka przebojem wdarła się na pierwszy plan amerykańskiej organizacji i zdobyła tytuł mistrzyni wagi słomkowej. Czy Lena Tkhorevska  pójdzie drogą Jędrzejczyk?

26-letnia fighterka z Białej Podlaskiej podpisała kontrakt z azjatycką organizacją One Championship. Polka pierwszym pojedynek stoczy już 11 grudnia podczas gali w Manili. Tkhorevska będzie rywalizowała z młodziutką Angelą Lee. 19-letnia Amerykanka w One Championship stoczyła trzy pojedynki i jeszcze nie przegrała. Wszystkie walki rozstrzygnęła na swoją korzyść przed czasem.

Jak prezentują się dokonania Tkhorevskiej? 26-latka do tej pory prezentowała się na galach PLMMA. Stoczyła cztery walki, z których trzy zakończyły się jej triumfami. Ostatni pojedynek rozstrzygnęła na swoją korzyść w trzydzieści dziewięć sekund.

Fot. scifighting.com 

KM

Po zamieszaniu wyłoniono mistrza

Saul Alvarez został mistrzem świata federacji WBC w wadze średniej. Meksykanin pokonał jednogłośnie na punkty Miguela Cotto. Czy ta walka zmieni obraz kategorii średniej?

Pojedynek zapowiadany był jako gorący kąsek. Spotkało się dwóch pięściarzy, ale każdy z nich miał inne priorytety. Cotto to stary lis, który mógł. „Canelo” musiał i zrobił to.

Młody, gniewny i zwycięski

Zamieszanie – to słowo w kontekście tej walki można odmieniać przez wszystkie przypadki. Przed pojedynkiem pojawiały się różne głosy. Gdzieś w dyskusji przedzierało się nazwisko Floyda Mayweathera Jr., czyli jedynego pogromcy Alvareza. „Money” karierę zakończył, ale wielu wzywa go do powrotu na ring. 

Cotto również doznał porażki z rąk Mayweathera, jednak Portorykańczyk to ikona boksu. 35-letni pięściarz nie był stawiany w roli faworyta w pojedynku z Alvarezem. Cotto swoje już w ringu zrobił i nadszedł czas, aby ustąpił miejsca młodszemu gwiazdorowi, którego wspiera Oscar de la Hoya. Dodatkowo przed pojedynkiem Portorykańczyk stracił pas mistrzowski WBC. Dlaczego? Cotto odmówił uiszczenia opłaty sankcyjnej za walkę, która wynosiła 300 tysięcy dolarów. Niby dużo, ale biorąc pod uwagę gażę Portorykańczyka to suma nie robi wrażenia. 35-latek za pojedynek miał zgarnąć piętnaście milionów dolarów, bez uwzględniania zysków z pay per view. 

W ringu miał być spektakl, ale walka nie porwała. Początkowo obaj pięściarze starali się być uważni i nie zamierzali przeprowadzać spektakularnych akcji. W czwartej rundzie „Canelo” posłał w stronę rywala kilka mocnych ciosów. Meksykanin wykorzystywał fakt, że Cotto opuszczał lewą rękę i właśnie wtedy starał się uderzać. Portorykańczyk doskakiwał do „Canelo”, aby trafiać seriami, jednak miał problemy z celnością. Alvarez był cierpliwy i czekał, żeby uderzyć raz, a porządnie. Cotto mądrze się bronił. Portorykańczyk w siódmej rundzie ruszył do przodu, ale celne ciosy można było policzyć na palcach jednej ręki. Końcówka należała dla Meksykanina. Alvarez ruszył do przodu, ale Cotto nie zamierzał iść na wymianę. Żaden czysty cios nie doszedł do twarzy Portorykańczyka, jednak „Canelo” wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. Sędziowie byli jednogłośni: 117-111, 119-109, 118-110 dla Alvareza.

Mocny Kazach czeka

Alvarez zasłużył na zwycięstwo, ale czy w takich rozmiarach? Cotto wyprowadzał wiele ciosów, jednak nie osiągały one celu. „Canelo” był skupiony i czekał na swoją szansę. Widowisko miało wyglądać inaczej, więc można mówić o rozczarowaniu. Dwa mocne nazwiska sprezentowały spektakl wątpliwej jakości.

Cotto miałby problemy z Giennadijem Gołowkinem. Rosjanin jest potężny, skuteczny i bezwzględny. Sprostać może mu ktoś, kto ma mocny i soczysty cios. Ten opis jak najbardziej pasuje do Alvareza, który powinien w kolejne walce zmierzyć się z Gołowkinem. Kazach może pochwalić się mianem tymczasowego mistrza świata WBC. Czy to będzie wielki pojedynek wagi średniej? A może po prostu średnie starcie. Tym razem raczej każdy z aktorów będzie walczył o pas. Cotto rywalizował w mistrzowskiej walce, ale w przypadku wygranej tytułu by nie zyskał. Takie małe zamieszanie. Bo zasad trzeba jednak przestrzegać.

KM

Nie było łatwo, ale Abraham obronił pas

Arthur Abraham stanął przed trudnym wyzwaniem na gali, która odbyła się w sobotni wieczór w Hannowerze. Niemiecki mistrz świata WBO w kategorii super średniej musiał bronić pasa w starciu z Martinem Murray’em. Bokser z Wysp Brytyjskich postraszył mistrza.

Abraham po raz kolejny stoczył swoją walkę w Hannowerze. Z pewnością mistrz świata lubi walczyć w mieście nad rzeką Line. W rywalizacji z Murray’em piąty raz przyszło mu bronić tytułu w Hannowerze.

Własne warunki

Murray podszedł do rywalizacji bez kompleksów. W zasadzie miał ku temu powody. Ostatnie trzy walki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem, a na zawodowym ringu poniósł dwie porażki. Sposób na 33-latka znaleźli Giennadij Gołowkin i Sergio Gabriel Martinez. Murray po raz kolejny dostał szansę na wywalczenie tytułu mistrza świata. Jak się zaprezentował?

Od początku Abraham był spokojny i chciał wyczuć rywala. Murray nie czekał, ruszył do przodu. Brytyjczyk słał w stronę Niemca kolejne ciosy, ale lądowały one na gardzie mistrza. Abraham przyjął warunki rywala i czekał na swój czas. W trzeciej rundzie Murray rozkręcił się. Uderzał seriami, ale bez efektu.

W czwartej rundzie dał o sobie znać Abraham. Mistrz świata zaczął uderzać, jednak Murray znalazł sposób jak uniknąć ciosów Niemca. 33-latek zdecydował się klinczować. Gdy Abraham wyprowadzał cios Brytyjczyk starał się wkładać głowę pod jego rękę. W siódmej rundzie sędzia upomniał Murraya. Z kolei pretendent zachował się nieprzepisowo i uderzył swojego rywala w tył głowy, a arbiter po raz kolejny zwrócił mu uwagę.

Ósma odsłona na korzyść Murraya i chyba była to  najlepsza runda w jego wykonaniu. Brytyjczyk ruszył na Abrahama i rozbijał skutecznie gardę Niemca. Abraham sprawiał wrażenie zagubionego, starał się odpowiadać, jednak brakowało mu skuteczności. W końcu Murray posłał potężny prawy sierpowy na szczękę Abrahama, jednak przegapił dogodny moment, aby osłabić rywala. Abraham przebudził się i pod koniec rundy zadał kilka celnych ciosów.

Niepewność

Abraham miał świadomość, że musi być bardziej uważny i kontrolować przebieg walki, a przede wszystkim zaznaczyć swoją przewagę, aby nie było żadnych wątpliwości, co do rozstrzygnięcia.

Mistrz świata starał się znaleźć sposób, aby zachwiać swoim rywalem. Słał w jego stronę kolejne ciosy, jednak Murray nie pozostawał bierny. W 11.rundzie Brytyjczyk został ukarany odjęciem punktów. Przez kilka rund skutecznie pracował, aby sędzia nałożył na niego karę. Murray po raz kolejny klinczował. Końcówka walki należała do Abrahama. Niemiec przejął kontrolę nad pojedynkiem. Dyktował tempo i skutecznie atakował.

Werdykt sędziowski pozostawał niewiadomą. Po ostatnim gongu obaj pięściarze wznieśli ręce w geście triumfu. Było gorąco. 115:112 dla Murraya, 115:112 dla Abrahama i trzeci sędzia również wskazał na mistrza – 116:111. Niemiec wygrał ósmy pojedynek z rzędu i obronił pas.

KM

fot. mirror.co.uk

Mistrz świata organizuje galę

I to nie pierwszą. Tomasz Makowski po raz kolejny chce dostarczyć mocnych wrażeń fanom sportów uderzanych. 12 grudnia w Nowej Soli odbędzie się gala Makowski Fighting Championship 9.

Nie zabraknie pojedynków w K-1 i MMA. W karcie walk znajduje się dziesięć pojedynków, w których zaprezentują się fighterzy z Polski, Holandii, Słowacji czy Białorusi.

Na szali mistrzostwo Polski

Jak to bywa w przypadku wielu gal musi pojawić się walka, której stawka będzie wyjątkowa. Podobnie będzie w Nowej Soli. W pojedynku wieczoru zaprezentują się Michał Szmajda z Maku Gym Nowe Miasteczko i Marek Tarabus z Elite Gym ze Słowacji, a stawką rywalizacji będzie międzynarodowe mistrzostwo Polski WKN. 32-letni Polak już od ponad dziesięciu lat trenuje pod okiem Tomasza Makowskiego. Szmajda to przede wszystkim ogromne doświadczenie i umiejętności. Można powiedzieć, że na galach MFC czuje się jak w domu, gdyż często jest czołowym uczestnikiem imprez. W swoim dorobku ma trzy tytuły międzynarodowego mistrza Polski WKN oraz mistrzostwo Polsku muay thai. Czy rywal ze Słowacji będzie w stanie odebrać pas Szmajdzie?

Na gali wystąpi również Tomasz Makowski. Utytułowany zawodnik zaprezentuje się w walce na zasadach K-1, a jego rywalem będzie Tomas Cincik z Fire Gym ze Słowacji. Makowski swoją pasję dzieli zarówno jako zawodnik, ale i organizator. Imprezy odbywające się w Nowej Soli stały się popularne i każdy kolejny występ rodzi coraz większe zainteresowanie. Makowski nie zamierza odpoczywać od rywalizacji, a i tak ma na swoim koncie bogate dokonania. Trzykrotnie sięgał po tytuł mistrza świata K-1 WKN, w 2010 roku zdobył mistrzostwo świata muay thai WKN, a także triumfował wielu Pucharach Świata full contact oraz zdobywał tytuły mistrzowskie w kraju.

Będzie i mieszanka

Gale MFC to kickboxing, muay thai, ale także pojedynki mieszanych sztuk walki. Podczas kolejnej edycji imprezy nie zabraknie MMA. Zaprezentuje się znany z KSW Łukasz Rajewski. Popularny „Raju” stoczy swój drugi pojedynek podczas imprez MFC. Rajewski debiutował we wrześniu, kiedy to uporał się z Girikhanem Khamurzaevem. Jego rywalem w Nowej Soli będzie Aleksander Zawadski z Białorusi.

Swój pojedynek w K-1 w wadze ciężkiej stoczy Marcin Bodnar z Fightclub Zielona Góra, a jego rywalem będzie Białorusin Igar Kamkou z Evrika Mińsk. Polak podczas MFC 8 pokonał jednogłośnie na punkty pokonał Mateusza Urbanowicza. Zgromadzeni w Nowej Soli będą mogli podziwiać Dawida Kasperskiego z Punchera Wrocław. Zawodnik walczący w kategorii 86kg udowodnił, że ma ogromny potencjał. Z dobrej strony pokazał się na galach prestiżowej organizacji Superkombat. Niedawno Kasperski sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata WAKO. Jego rywalem podczas gali MFC będzie Joshua Karsters. 

Walka o międzynarodowe Mistrzostwo Polski WKN: K-1 72,5 kg: Michał Szmajda (Maku Gym Nowe Miasteczko) vs. Marek Tarabus (Słowacja)
K-1: 86 kg: Dawid Kasperski (Puncher Wrocław) vs. Joshua Karsters (Surinam)
K-1: 70 kg: Marcin Kret (Puncher Wrocław) vs. Ayoub El Guennouni (Holandia)
K-1 60kg: Tomasz Makowski (Maku Gym) vs. Tomas Cincik (Fire Gym Slowacja)
71 kg: Łukasz Trela (Fight Club Zielona Góra) vs. Adam Trzpioła (Serafin Warszawa)
K-1 +95 kg: Marcin Bodnar (Fight Club Zielona Góra) vs. Patryk Rajski (Muay Thai Corio Team Łódź)
K-1 80 kg: Sławomir Przypis (Żytkiewicz Team Świebodzin) vs. Jozef Kolodziej (Słowacja)
muay thai 62  kg: Maciej Zembik (ŻKSW) vs. Michal Stulrajter (Martial Arts Academy Słowacja)
MMA 84 kg: Łukasz Żywalewski (Berkut Arrachion Olsztyn) vs. Szymon Ziarko (Endurance Team Opole)
MMA 70kg: Łukasz Rajewski (Ankos Zapasy Poznań) vs. Aleksander Zawadski (Evrika Minsk Białoruś)

KM

 

Kłys na podium

Polska judoczka po raz kolejny tej jesieni zanotowała dobry występ. Katarzyna Kłys startująca w kategorii 70kg zajęła trzecią pozycję podczas Grand Prix w Qingdao w judo. Wcześniej zawodniczka Polonii Rybnik zdobyła brązowy medal w zawodach Grand Slam w Abu Zabi.

Polka potwierdziła, że znajduje się w dobrej dyspozycji. Kłys zdobyła kolejne punkty w walce o kwalifikację olimpijską. Na obecną chwilę Polka może być spokojna o wyjazd do Rio de Janeiro.

Ściana z Chorwacji

Do Chin zjechało blisko czterystu judoków. Jesień będzie przebiegała pod znakiem kolejnych turniejów na kontynencie azjatyckim. Następne zmagania judoków odbędą się południowokoreańskiej wyspie Jeju. Później rywalizacja przeniesie się do Tokio.

Katarzyna Kłys mocnym akcentem rozpoczęła swoje zmagania podczas azjatyckich podróży. Polka bez problemów rozprawiła się z reprezentantką gospodarzy Chen Wei. Chinka nie potrafiła w żaden sposób zagrozić judoczce Polonii Rybnik, która wygrała przez yuko. W kolejnym starciu nasza zawodniczka stanęła na wprost Barbary Matić. Praktycznie do samego końca ważyły się losy tego pojedynku. Walka wyrównana, jednak więcej błędów popełniła Kłys i przegrała karami shido. Warto nadmienić, że Matić okazała się najlepsza w kategorii 70kg. Z kolei Kłys przyszło rywalizować w repasażach. W tym roku Polka jest zmorą Morgan Fletcher. Judoczka z Wysp Brytyjskich już trzeci raz musiała uznać wyższość 29-letniej zawodniczki Polonii Rybnik. W tej walce było wszystko, co możliwe ze strony Kłys. Agresja, zdecydowanie i skuteczność. Kłys zapisała na swoim koncie trzy kary shido, ale dołożyła do tego yuko i waza-ari. W decydującym o medalu pojedynku srebrna medalistka mistrzostw świata w drużynie spotkała się z Iriną Gazievą. Polka była w gazie i od początku dyktowała warunki. Rosjanka była bez szans. Kłys zaprezentowała bogaty repertuar, który zakończyła ipponem.

Dobry początek

W Qingdao zaprezentowało się dwoje reprezentantów Polski. Oprócz Kłys wystąpił Michał Bartusik, który rywalizował w kategorii 66kg.

Na starcie pojawiło się dwudziestu dziewięciu judoków. W pierwszej walce Bartusik trafił na zawodnika z Chin – Zhenlonga Xu. Już po minucie rywalizacji Xu otrzymał karę shido. Bartusik szukał swojej szansy i niepokoił rywala, co szybko przyniosło pożądany efekt. Po półtorej minuty rywalizacji Polak był bliżej zwycięstwa, po tym jak zdobył punkty przez waza-ari. Bartusik nie miał zamiaru się ociągać i zakończył pojedynek przed czasem. Tumurkhuleg Davaadorj był kolejnym rywalem naszego judoki. Bartusik szybko zakończył rywalizację. Można powiedzieć, że Polak sam się „wykartkował”. Cztery kary shido w ponad dwie minuty zakończyły rywalizację. Davaadorj mógł cieszyć się z wywalczenia srebrnego medalu. W finale reprezentant Mongolii przegrał z Nijatem Shikhalizadą z Azerbejdżanu.

Podczas Grand Prix Chin dobrą formę prezentują się Japończycy. Funa Tonaki triumfowała w kategorii 48kg, z kolei Yuka Nishida okazała się najlepsza w 52kg. Wśród panów w 73kg zwyciężył Soichi Hashimoto.

KM

fot. PZJ

Kiedy wejdą na ring?

Niektórzy już powoli myślą o rozpoczęciu przygotowań do świąt. Z kolei inni ciężko trenują, gdyż czeka ich intensywna końcówka roku. Czołowi polscy bokserzy w grudniu uruchomią pięści.

Przed szansą na zdobycie tytułu mistrza Europy w wadze cruiser stanie Mateusz Masternak. Z kolei Michał Cieślak w ringu zaprezentuje się już 27 listopada. 26-latek liczy na kolejną wygraną i z nadziejami patrzy w przyszłość.

Polska junior ciężka

Polscy bokserzy coraz śmielej poczynają sobie w kategorii junior ciężkiej. Krzysztof Głowacki po fenomenalnej walce odebrał pas mistrza świata WBO Marco Huckowi. Mówiło się, że Polak w najbliższym czasie spotka się z BJ Floresem. 34-letni Amerykanin odrzucił jednak propozycję walki.

Jeszcze w listopadzie na ring wejdzie Michał Cieślak. 26-latek w ostatnim czasie pokazał, że potrafi efektownie walczyć. Dwa ostatnie pojedynki Polak wygrał przez nokaut w pierwszych rundach. Cieślak nadal jest niepokonany na zawodowym ringu. 27 listopada w Łodzi jego rywalem będzie Hamza Wandera. Szansę na zdobycie tytułu mistrza Europy będzie miał Mateusz Masternak. „Master” po wpadce z Yourim Kalengą powoli wraca do boksu na najwyższym poziomie. 12 grudnia w Londynie Masternak zmierzy się z Tony’m Bellewem.

Po ponad rocznej przerwie na ring wraca Krzysztof Włodarczyk. „Diablo” miał walczyć w maju o odzyskanie pasa WBC, jednak z powodu choroby nie mógł boksować z Grigorijem Drozdem. Polak w końcu zaprezentuje się na ringu i będzie miał okazję udowodnić, że jest w stanie wrócić do mistrzowskiej formy. 18 grudnia w Las Vegas ma zmierzyć się z Beibutem Shumenovem, który ostatnio pokonał BJ Floresa.

„Striczu” po raz trzeci

Maciej Sulęcki przygotowuje się do kolejnej walki na amerykańskich ringach. Popularny „Striczu” w tym roku debiutował w Stanach Zjednoczonych, po tym jak podpisał kontrakt z Alem Haymonem. Do tej pory Sulęcki imponuje skutecznością. Dwie walki wygrał przed czasem i pokazał, że ma potencjał, aby zaistnieć w wadze średniej. 26-latek miał pojawić się na ringu na początku grudnia, jednak plany uległy zmianie. Sulęcki będzie boksował jeszcze w tym roku. Cały czas nie wiadomo, kto miałby stanąć na wprost Polaka.

Kolejną okazję do zaprezentowania swojego kunsztu dostanie Artur Szpilka. Popularny „Szpila” już 12 grudnia na gali w San Antonio ma zmierzyć się z Amirem Mansourem. Rywal już wiekowy, bo liczy 43 wiosny, jednak poniósł tylko jedną porażkę w swojej karierze. W kwietniu 2014 roku przegrał ze Stevem Cunninghamem. Z kolei „Szpila” świetnie czuje się na amerykańskich ringach. W tym roku stoczył w Stanach trzy pojedynki i wszystkie rozstrzygnął przed czasem.

27 listopada w Rzeszowie o tytuł mistrzyni Europy w wadze półśredniej powalczy Ewa Piątkowska. Rywalką „Tygrysicy” będzie Marie Riederer, która ostatnie dwie walki przegrała. Pogromczynią Piątkowskiej okazała się Ewa Brodnicka. 19 grudnia 31-letnia pięściarka w Łomiankach zmierzy się z Belgijką Efil Philips. Stawką pojedynku będzie pas mistrzyni Europy wagi lekkiej.

KM

Daniel Ghita

Rumiński Kick-boxer urodzony 22 kwietnia 1981 roku w Bukareszcie. W latach 2004-2008 występował w Rumuńskiej organizacji Kick-bokserskiej Local Kombat, której był mistrzem w wadze ciężkiej. W maju 2005 roku zdobył mistrzostwo Europy WKN w boksie tajskim, pokonując przez decyzję Mourada Bouzidi. W formule K-1 zadebiutował w maju 2007 roku na gali K-1 Fighting Network Romania. 11 sierpnia 2009 roku po raz pierwszy wystąpił w prestiżowym cyklu K-1 World GP. W swoim debiucie wygrał w Tokio turniej kwalifikacyjny do K-1 WGP Final 16, pokonując wszystkich trzech rywali przed czasem w pierwszej rundzie. Mimo że w Final 16 uległ Semmy’emu Schiltowi, wystąpił podczas finału K-1 WGP w drugiej walce rezerwowej z debiutującym w K-1 Siergiejem Charitonowem. Ghita znokautował Rosjanina. W październiku 2010 roku podczas Final 16 znokautował Errola Zimmermana, zostając pierwszym w historii Rumunem, który awansował do Finału K-1 WGP. W ćwierćfinale tego turnieju został wyeliminowany przez Gokhana Sakiego, po niezwykle zaciętym pojedynku. 28 stycznia 2012 roku na gali It’s Showtime 2012 in Leeuwarden stoczył pojedynek o mistrzostwo organizacji It’s Showtime w wadze ciężkiej z Hesdym Gergesem. Ghita już w pierwszej rundzie znokautował Egipcjanina lewym sierpowym, odbierając mu pas mistrzowski. 

KSW bez Drwala

Tomasz Drwal w Krakowie miał stoczyć drugi pojedynek dla organizacji KSW. Popularny „Gorilla” nie pojawi się jednak w stolicy Małopolski. Powodem absencji fightera jest kontuzja kolana.

33-letni Drwal miał zmierzyć się w Krakowie z Azizem Karaoglu. KSW szybko znalazło zastępstwo za Polaka i 38-letni Niemiec będzie rywalizował z dobrze znanym polskiej publiczności Maiquelem Falcao.

Konieczna operacja

Co właściwie się stało? Podczas środowego treningu 33-latek doznał kontuzji lewego kolana, a rozkładając kwestię na czynniki pierwsze – uszkodził łękotkę i zerwał więzadła krzyżowe. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu „Gorillę” czeka operacja. Po niej Drwal przejdzie rehabilitację.

Podczas gali KSW 33 polski fighter miał się zmierzyć z efektownym Azizem Karaoglu. 38-latek w ostatnim czasie pokazał, że jest mocny i potrafi efektownie walczyć. Przekonali się o tym Piotr Strus oraz Jay Silva. Zwłaszcza Brazylijczyk dotkliwe odczuł mocną pięść Karaoglu podczas KSW 31. Silva został oszołomiony przez swojego rywala i nie był w stanie kontynuować walki. Karaoglu potrzebował półtorej minuty, aby odnieść zwycięstwo. Z kim zatem zmierzy się 38-latek w Krakowie? Za Drwala wystąpi Maiquel Falcao, który z dobrej strony pokazał się podczas gali KSW w Londynie. W zaledwie sześćdziesiąt sekund Brazylijczyk uporał się z Brettem Cooperem i dodatkowo zgarnął nagrodę za nokaut wieczoru. 

Szkoda, że w Krakowie zabraknie Drwala. 33-latek ma za sobą występy w UFC i przez wielu uznawany jest za czołowego zawodnika MMA w Polsce. Fani KSW długo musieli czekać na „Gorillę”, który w końcu zaprezentował się im podczas gali w Trójmieście. Tam musiał uznać wyższość Michała Materli, który wygrał na cztery sekundy przed zakończeniem pojedynku. Na tę walkę wszyscy czekali z niecierpliwością, jednak już teraz fani zacierają ręce przed starciem kolejnym wielkim starciem –  Materla vs Khalidov. Stawką pojedynku będzie pas mistrzowski KSW w wadze średniej.

Zmiana u pań

W klatce KSW zadebiutuje również Katarzyna Lubońska, która pierwotnie miała zmierzyć się z Kamilą Porczyk. Trzykrotna mistrzyni świata fitness musiała wycofać się z rywalizacji z powodu kontuzji kręgosłupa.

Nową rywalką Lubońskiej została Ariane Lipski. Brazylijka przyciąga wzrok wielu panów, gdyż jest bardzo urodziwą kobietą. W ostatnim czasie 21-letnia Lipski walczyła w organizacji Striker’s House Cup. Zawodniczka z Kraju Kawy wygrała trzy ostatnie walki, a z Geisyele Nascimento uporała się w zaledwie trzydzieści pięć sekund. Lipski wywodzi się z tajskiego boksu. Zapowiada się emocjonujące, a przede wszystkim urodziwe starcie w KSW.

Warto przypomnieć, że o pas wagi ciężkiej rywalizować będą Karol Bedorf oraz Michał Kita. Dla popularnego „Masakry” będzie to debiut w KSW. Wcześniej Kita rywalizował na galach m.in. M-1 oraz Bellatora.

KM

Grand Prix w Qingdao; kto zatrzyma francuskiego judokę Rinera?

Słynny francuski judo, niepokonany od 5 lat Teddy Riner znów na ekranach telewidzów FightKlubu. W Grand Prix w Qingdao w Chinach (20-22 listopada) zobaczymy też dwoje reprezentantów Polski: Michał Bartusika (-66 kg) i Katarzynę Kłys (-70 kg).Teddy Riner ma dopiero 26 lat, a w dorobku już m.in. złoto olimpijskie w Londynie, brąz w Pekinie oraz 8 tytułów Mistrza Świata Seniorów. W zeszłym tygodniu sięgnął po tytuł Mistrza Francji, a na pokonanie 5 rywali potrzebował zaledwie 6 minut i 27 sekund. Połowę tego czasu trwał finał z 31-letnim Mathieu Thorel. Ostatnią porażkę Teddy Riner poniósł 13 września 2010 roku z Japończykiem Daiki Kamikawą wskazaniem sędziów. Miało to miejsce podczas DMŚ w Tokio. Od tego czasu Francuz stoczył 101 zwycięskich walk. Ale brakuje mu bardzo dużo do rekordu znakomitego Japończyka Yasuhiro Yamashity, który w latach 1977-85 wygrał 203 walk. Przez kilka sezonów w latach 90. niepokonany był też słynny nasz zawodnik Paweł Nastula, Mistrz Olimpijski z Atlanty i 2-krotny Mistrz Świata. Mierzący ponad 200 cm i ważący 145 kg Teddy Riner na dziś jest poza zasięgiem rywali, a może jednak dojdzie do niespodzianki podczas GP Chin? 

Zapraszamy do oglądania naszych relacji na zywo od piątku do niedzieli o g. 09:00.

W Qingdao powalczy też dwójka Polaków 1. dnia wystąpi rzeszowianin Michał Bartusik z klubu Millenium, a w sobotę na tatami będzie rywalizować najbardziej utytułowana obecnie polska judoczka Katarzyna Kłys z Polonii Rybnik. Po Grand Slamie w Abu Dhabi trenowała na zgrupowaniu w hiszpańskiej Maladze, a ostatnie dni spędziła na przygotowaniach w Rybniku i Krakowie.

Zapowiada się gorąca jesień z judo w telewizji FightKlub. Następne transmisje na żywo już wkrótce – Grand Prix na wyspie Jeju (Korea Płd.) i najbardziej prestiżowa impreza na świecie Grand Slam w Tokio.

Super weekend LIVE w FightKlubie

Najbliższy weekend obfitował będzie w liczne  transmisje z różnych wydarzeń ze świata martial arts. Stacja  FightKlub pokaże na żywo zawody Grand Prix w Qingdao, galę bokserską z Las  Vegas z udziałem Diego De La Hoyi, turniej Kickboxing Talents, walkę o  EBU-EU w wadze cruiser oraz Puchar Świata Zawodowców w armwrestlingu  ZŁOTY TUR WORLD CUP  Rumia 2015.

Grand Prix w Qingdao

Od piątku do niedzieli o godzinie 10:00, FightKlub transmitować będzie zawody judo – Grand Prix w Qingdao. Słynny francuski judoka, niepokonany od 5 lat Teddy Riner znów pojawi się na ekranach telewizorów. W Qingdao powalczy też dw&ójka Polaków 1. dnia wystąpi rzeszowianin Michał Bartusik z klubu Millenium, a w sobotę na tatami będzie rywalizować najbardziej utytułowana obecnie polska judoczka Katarzyna Kłys z Polonii Rybnik. 

Zapowiada się gorąca jesień z judo w telewizji FightKlub. Następne transmisje na żywo już wkrótce  Grand Prix na wyspie Jeju (Korea Płd.) i najbardziej prestiżowa impreza na świecie Grand Slam w Tokio.

20 listopada: powrót Diego De la Hoyi

W Hard Rock Casino w Las Vegas na ring powróci Diego De La Hoya. Kuzyn legendarnego Złotego Chłopca jak do tej pory godnie nawiązuje do rodzinnej spuścizny, popisując się talentem, który pozwolił mu na zwycięstwa we wszystkich 12 zawodowych pojedynkach, w tym siedmiu przez nokaut. 21-latek z Meksyku tym razem zmierzy się z rodakiem Giovannim Delgado. Pojedynek odbędzie się na dystansie 8 rund w kategorii super koguciej. Stawką z kolei będzie tytuł WBC Youth wywalczony przez De La Hoyę w poprzednim występie z Jesusem Ruizem. Transmisja gali z Las Vegas w FightKlubie od 04:00 w nocy z piątku na sobotę (powtórka w sobotę o 16:00).

Italian Boxing: Walka o EBU-EU w wadze cruiser

Ostatnio w kategorii junior ciężkiej dzieję się sporo ciekawego. FightKlub przyjrzy się z bliska tej dywizji. W sobotę o 
22:00 pokaże dwa ciekawie zapowiadające się pojedynki. W pierwszym z nich Damian Bruzzese i Maurizio Lovaglio skrzyżują rękawice w starciu, którego stawką będzie wakujący tytuł mistrza Unii Europejskiej. Jego faworytem jest legitymujący się dużo lepszymi statystykami Bruzzese, który wygrał swoje trzy ostatnie walki, a w całej karierze poniósł zaledwie jedną porażkę. W walce Pietro Cirianiego z Simone Federicim stawką jest z kolei tytuł mistrza Włoch.

"Kickboxing Talents" 

Jeszcze więcej talentów i to z mekki kickboxingu – Holandii – zawita w FightKlubie na żywo w sobotę o 20:00! W imprezie Kick-boxing Talents zobaczymy młodych adeptów sztuki kick-boxingu (Fighting Spirit), którzy będą chcieli wywalczyć sobie miejsce wśród najlepszych.

21-22 listopada: XII edycja Pucharu Świata Zawodowców w armwrestlingu

Puchar Świata Zawodowców w armwrestlingu to najbardziej rozpoznawalna na świecie impreza w siłowaniu na ręce. Na specjalne zaproszenie organizatorów w zawodach weźmie udział prawie 200 najsilniejszych zawodników z ponad 25 krajów i 6 kontynentów w tym z Afryki, Ameryki Południowej i Północnej, Australii, Europy oraz Azji. O randze turnieju świadczy też fakt, że pula nagród tegorocznego Pucharu Świata Zawodowców to 34 200 USD. W zawodach startują zarówno kobiety jak i mężczyźni. Polskę reprezentować będzie około 30 osobowa kadra zawodników. W Rumi 
zobaczymy m.in. polskich medalistów mistrzostw świata, m.in. Marlenę Wawrzyniak i Sławomira Głowackie.

Relacja z pierwszego dnia zawodów w sobotę od północy, drugi dzień zawodów na żywo w niedzielę od 20:00.

Zwiastun: [kod]

Kadra pod nowym okiem

Andrzej Maksymiuk rozpoczął pracę z reprezentacją Polski zapaśników w stylu klasycznym. Cel postawiony przed trenerem jest jasny. Wywalczenie przepustek na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Nasi klasycy muszą wziąć się ostro do pracy i efektownie przepracować najbliższy okres. Trzeba wykorzystać każdą nadarzającą się okazję na zdobycie przepustki do Rio.

Drużyna Maksymiuka 

W Centralnym Ośrodku Sportu w Spale odbyła się oficjalna prezentacja nowego sztabu szkoleniowego kadry w stylu klasycznym. Wiadomo, że trener Maksymiuk podpisał kontrakt do 30 września 2017 roku. Kto będzie pomagał mu w pełnieniu obowiązków? Jednym z asystentów Maksymiuka będzie Józef Tracz, który ma w swojej kolekcji medale mistrzostw świata i Europy. Były zapaśnik WKS Śląsk Wrocław stawał na podium podczas Igrzysk Olimpijskich. W Barcelonie w 1992 roku wywalczył tytuł wicemistrza olimpijskiego, z kolei w 1988 (Seul) i 1996 (Atlanta) stanął na najniższym stopniu podium. Drugim z asystentów Maksymiuka będzie Walerij Cylent. Białorusin w 1996 roku w Atlancie zdobył brązowy medal olimpijski w kategorii 82kg. Z kolei Damian Fedorowicz będzie odpowiedzialny za sprawy organizacyjne.

Cel nowego sztabu szkoleniowego jest oczywisty. Kadra musi godnie zaprezentować się na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, ale najpierw trzeba uzyskać kwalifikacje. Zostało osiem miesięcy do rozpoczęcia imprezy. Maksymiuk wchodzi na rozgrzany pokład, którego dowódcą do tej pory był Ryszard Wolny, jednak poległ ze względy na słaby występ podczas mistrzostw świata w Las Vegas. 

Pierwszy poważny sprawdzian dla nowego szkoleniowca nadejdzie w kwietniu, kiedy to odbędą się mistrzostwa Europy w Zerjaninie. Maksymiuk musi dołożyć wszelkich starań, aby uzyskać jak najwięcej kwalifikacji olimpiskich. Z kolei w Rio zapaśnicy będą walczyli o medale. Damian Janikowski chciałby po raz kolejny stanąć na olimpijskim podium. Czy będzie mu to dane?

Medale ze Słowacji

Klasycy powinni wziąć przykład z reprezentacji kadetów w stylu wolnym. Polacy zaprezentowali się w dwunastym turnieju im. Andrieja Burika w Sninie na Słowacji. W międzynarodowych zawodach wzięło udział ponad stu zawodników z ośmiu państw.

Podopieczni Dariusza Grzywińskiego zaliczyli dobry występ. Polacy ze Słowacji przywiozą medale w każdym kolorze w łącznej liczbie trzech. Triumfował Damian Chołuj w kategorii 100kg, finałową walkę przegrał Krystian Brzeziński w 50kg. Z kolei Kordian Skrzyński startujący w 54kg wywalczył brązowy medal. 

W tym miejscu warto również wspomnieć o występie seniorskiej kadry w stylu wolnym w Pucharze Europy w Moskwie. Biało-czerwoni zajęli szóstą lokatę. Podczas rywalizacji w Moskwie przegrali dwa spotkania i odnotowali remis – z Białorusią.

KM

Występ na szóstkę

W skali szkolnej to najwyższa z możliwych ocen. Nasi judocy wywalczyli sześć medali podczas młodzieżowych mistrzostw Europy, które odbyły się w Bratysławie.

Biało-czerwoni zanotowali dobry występ. Wywalczenie sześciu medali pozwoliło Polakom na zajęcie piątej pozycji w klasyfikacji medalowej.

Blask złota wśród brązu

Z tytułem mistrzyni musi oswoić się Karolina Pieńkowska. 22-latka w Bratysławie stanęła na najwyższym stopniu podium w kategorii 52kg. W finale Pieńkowska uporała się z Teną Sikić, a łącznie stoczyła cztery zwycięskie boje.

Dwie walki wystarczyły Beacie Pacut do wywalczenia brązowego medalu młodzieżowych mistrzostw Europy w kategorii 52kg. Judoczka Czarnych Bytom w półfinale nie zdołała znaleźć sposobu na Ivanę Sutalo, czym zaprzepaściła szansę na walkę o złoto. Brąz zdobyła pokonując przez ippon Milicę Zabic. Pacut pokazała się z dobrej strony kolejny raz. W ubiegłym roku sięgnęła po srebrny medal mistrzostw Europy juniorek i brąz na mistrzostwach świata juniorek.

Siódme miejsce w tej samej kategorii zajęła Anna Załęczna. Polka po porażce w starciu z Aydaną Nagorovą trafiła do repasaży, gdzie nie sprostała Milicy Zabic. Można więc powiedzieć, że Pacut pomściła swoją rodaczkę.

W kategorii 70kg zaprezentowała się Urszula Hofman, która o pozostanie w turnieju musiała rywalizować w repasażach. Przeszkodą nie do przejścia okazała się Aleksandra Samardzic, która ostatecznie sięgnęła po srebrny medal. Polka w repasażach spisała się świetnie. Wygrała dwie walki i mogła cieszyć się z brązowego medalu. Na siódmym miejscu została sklasyfikowana Aleksandra Jabłońska, która wygrała jedną walkę.

Arleta Podolak i Anna Borowska na podium zmagań w kategorii 52kg. Obie sięgnęły po brązowe medale. Daria Mezhetskaia to zawodniczka, która w Bratysławie rywalizowała zarówno z Podolak jak i Borowską. Pierwszą z nich pokonała, a na drugiej zakończyła swój udział w mistrzostwach. Dzięki pokonaniu Mezhetskaii Borowska mogła rywalizować o trzecie miejsce na podium. Decydujące boje Polki zakończyły przed czasem.

Wśród pań uchował się również rodzynek. Brązowy medal młodzieżowych mistrzostw Europy zawisł na szyi Karola Kurzeja, który rywalizował w kategorii 81kg. Polak wygrał dwie walki i był już w półfinale, gdzie uległ Bułgarowi Ivaylo Ivanovowi. Z rywalizacji z Jabą Bitsadze wyszedł zwycięsko i stanął na trzecim stopniu podium. O krok od zdobycia medalu był Tomasz Szczepaniak w kategorii 90kg. Polak w decydującej walce uległ Nicholasowi Mungai.

Rosja najlepsza

Wśród młodzieżowców skutecznością wykazali się Rosjanie, którzy wywalczyli trzy złote medale. Taki sam wynik zanotowali Niemcy, jednak to Sborna wygrała klasyfikację medalową. Rosjanie wywalczyli łącznie siedem medali. Na trzecim miejscu uplasowali się Włosi, którzy zgromadzili pięć medali.

Polska uplasowała się na wysokiej, piątej pozycji. Biało-czerwonych wyprzedziła jeszcze Ukraina.

KM

Jędrzejczyk zwyciężyła, Holm zaskoczyła

Joanna Jędrzejczyk podczas gali UFC 193 po raz kolejny obroniła pas mistrzowski w kategorii słomkowej. Valerie Letourneau okazała się wymagającą przeciwniczką. W Melbourne stało się coś nieprawdopodobnego. Porażkę zanotowała Ronda Rousey.

O wielkości świadczy przede wszystkim umiejętność wyjścia z trudnej sytuacji. Jędrzejczyk to zawodniczka z charakterem, która imponuje wolą walki. Kanadyjka kilka razy zaskoczyła ją w oktagonie, jednak mistrzyni kategorii słomkowej była czujna i szybko reagowała na wydarzenia.

Nieustępliwa Letourneau

Jędrzejczyk przyzwyczaiła widzów, że to ona dyktuje warunki walki. W starciu z Letourneau Polka musiała być uważna już od samego początku. Kanadyjka bardzo szybko sprowadziła walkę do parteru. Przejęła low-kicka mistrzyni i mogła rozpocząć swoje rozpracowywanie rywalki, jednak Jędrzejczyk szybko udało wrócić się do stójki. Letourneau nie odpuszczała. Kanadyjka wywierała presję na Polkę, jednak ta w końcu trafiła rywalkę front-kickiem. To było pierwsze ostrzeżenie dla pretendentki.

W drugiej odsłonie Letourneau była już ostrożniejsza. Miała świadomość, że ciosy Jędrzejczyk mają ogromną siłę rażenia. Walka uspokoiła się, Polka szukała swojej szansy w niskich kopnięciach, jednak rywalka skutecznie się broniła. Letourneau klinczowała, czym hamowała zapędy Jędrzejczyk. Polka starała się atakować nogami, jednak Kanadyjka była przygotowana na takie zagrania. Mistrzyni była stroną przeważającą i decydowała o obliczu walki, ale Letourneau dobrze radziła sobie w obronie. Jednak praca w defensywie również jest męcząca, co doskonale było widać po Kanadyjce.

Przewaga Polki nie podlegała dyskusji. W czwartej rundzie kontynuowała swoją taktykę i atakowała Letourneau, która raz zaskoczyła mistrzynię podbródkowym. Jędrzejczyk konsekwentnie stawiała na low-kicki. Pod koniec rundy 32-latka z Montrealu przyjęła mocny podbródkowy. Zachwiała się, ale nadal walczyła. Kanadyjka okazała się twardą zawodniczką, jednak jej działania sprowadzały się wyłącznie do obrony. W ataku była bierna, wyprowadzała pojedyncze ciosy. Do ostatniej rundy Letourneau wyszła nastawiona ofensywnie, jednak nie zagroziła Jędrzejczyk. Mistrzyni konsekwentnie osłabiała przeciwniczkę niskimi kopnięciami, a przy okazji stosowała kombinacje bokserskie. Twarz Kanadyjki wyraźnie spuchła. Jędrzejczyk w pełni kontrolowała tę walkę i odniosła zwycięstwo na punkty. Jedenasty triumf stał się faktem.

Nie do wiary!

Tego chyba nikt się nie spodziewał! 34-letnia Holly Holm została mistrzynią UFC w wadze koguciej. Amerykanka to zawodniczka z ogromnym potencjałem i umiejętnościami, jednak w starciu z Rondą Rousey jej szanse oceniano jako nikłe.

„Rowdy” poniosła pierwszą porażkę w karierze i straciła pas mistrzowski. Stało się coś, co dla wielu jest trudne do zrozumienia. Wydawało się, że Rousey jest niezniszczalna i nie ma siły, która by ją powstrzymała. Już fakt, że Holm przetrwała pierwszą rundę pokazał, że 34-latka jest mocna. Holm nie przestraszyła się swojej utytułowanej przeciwniczki. W drugiej rundzie zdecydowanie na nią ruszyła i wypunktowała Rousey. Głowa „Rowdy” cierpiała od kolejnych ciosów, a Amerykanka nie potrafiła się uwolnić. Holm po niespełna minucie rywalizacji w drugiej rundzie mogła cieszyć się z pasa mistrzowskiego.

W pierwszej rundzie poległ Peter Sobotta. Kyle Noke kopnięciami na korpus wypunktował swojego rywala i po dwóch minutach zakończył pojedynek.

Na zdjęciu Joanna Jędrzejczyk podczas walki z Jessicą Penne, którą nasza mistrzyni rozstrzygnęła przed czasem. Tym razem efektownego zakończenia rywalizacji nie było, ale Polka pokazała swój potencjał.

KM

Mamy mistrzynię Europy!

Karolina Pieńkowska w kategorii wagowej 52kg sięgnęła po tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w judo. Polka była skuteczna i do bólu perfekcyjna. W trakcie rywalizacji nie straciła żadnego punktu.

Do Bratysławy udała się osiemnastoosobowa kadra Polski. Po pierwszym dniu rywalizacji biało-czerwoni mają na koncie trzy medale, w tym złoty autorstwa Karoliny Pieńkowskiej.

Młoda mistrzyni

Pieńkowska po raz pierwszy w swojej karierze zdobyła złoty medal na imprezie rangi mistrzowskiej. Wcześniej była w czołówce, ale nigdy nie zwyciężyła. W 2010 roku podczas mistrzostw Europy juniorek w Samokowie wywalczyła brązowy medal. Warto zaznaczyć, że Polka startowała wtedy w kategorii 48kg. Z kolei w 2012 roku rywalizowała już w 52kg i w Porecu powtórzyła sukces – brązowy medal. 22-latka regularnie startuje w międzynarodowych turniejach. W tym roku na swoim koncie zapisała start w mistrzostw świata w Astanie, gdzie drużynowo wywalczyła srebrny medal. Piątek 13-tego okazał się szczęśliwy dla naszej zawodniczki. Pieńkowska mogła podskoczyć z radości po pojedynku z Teną Sikić.

Skuteczna, perfekcyjna, precyzyjna, uważna – taka była Pieńkowska w Bratysławie. Na początku los się do niej uśmiechnął. Rywalizację zaczęła od drugiej rundy, więc miała więcej czasu na przygotowanie. Pierwszą rywalką naszej judoczki była Patricia Toth. Polka potrzebowała zaledwie półtorej minuty, aby rozprawić się z Węgierką. Przez waza-ari Pieńkowska wygrała z Rosjanką Anną Dmitrievą. Dwa zwycięstwa zapewniły 22-letniej zawodniczce awans do strefy medalowej. O finał Polka rywalizowała z Katri Kakko. Judoczka z Finlandii musiała uznać wyższość Pieńkowskiej, która zastopowała zapędy swojej rywalki przez ippon. W finale Polka była bardziej aktywna i agresywna. Uparcie szukała swojej szansy, co przekładało się na zdobycz punktową. Pieńkowska wygrała przez waza-ari.

Cztery walki Pieńkowski, w których dwa razy zwyciężyła przez ippon. Ponadto Polka trzy razy punktowała stosując waza-ari, a raz yuko. Pieńkowska została młodzieżową mistrzynią Europy!

Dziewczyny lubią brąz

Słowa jednej z piosenek Ryszarda Rynkowskiego idealnie pasują do startu Anny Borowskiej i Arlety Podolak podczas czempionatu w Bratysławie. Zawodniczki rywalizujące w kategorii 52kg zdobyły brązowe medale.

Podolak wygrała walkę z Anastasiją Michailovą, jednak w kolejnym pojedynku poległa. Pogromczynią Polki okazała się Daria Mezhetskaia. W związku z porażką Podolak czekała rywalizacja w repasażach, gdzie wykazała się skutecznością i pokonała dwie rywalki, co dało jej szansę walki o brązowy medal. Podobną drogę przebyła Anna Borowska. Polka wygrała dwie walki, ale w trzecim starciu musiała uznać wyższość Niemki Sappho Coban. Jedyną szansą na rywalizację o medale było przejście przez repasaże. Polka trafiła m.in. na Mezhetskaię, która pokonała Arletę Podolak. Borowska pomściła swoją rodaczkę, co pozwoliło jej rywalizować o trzecie miejsce.

W decydujących pojedynkach obie zawodniczki zwyciężyły przed czasem. Zawodniczka Czarnych Bytom pokonała Tanję Bozović z Czarnogóry, a Daria Meżecka musiała pogodzić się ze zwycięstwem reprezentującej barwy Polonii Rybnik Borowskiej.

Szybko z rywalizacją pożegnali się Michał Bartusik i Patryk Wawrzyczek, którzy rywalizowali w 66kg. Tylko jedną walkę w 48kg stoczyła Katarzyna Wiszniewska.

KM 

Wyciągają ręce po tytuły

Przed Krzysztofem „Diablo” Włodarczykiem i Mateuszem Masternakiem kolejne pojedynki. Obaj pięściarze będą mieli szansę powrócić do glorii chwały w wadze junior ciężkiej.

Polscy kibice mają prawo nie pamiętać, kiedy po raz ostatni na ringu zaprezentował się Włodarczyk. Były mistrz świata WBC stoczy pojedynek po piętnastomiesięcznej przerwie.

Zapomnieć o Drozdzie

Ostatnia walka „Diablo” odbyła się 27 września 2014 roku w Moskwie. Polak rywalizował z Grigorijem Drozdem, na rzecz którego stracił mistrzowski pas WBC. Rosjanin wygrał zdecydowanie w oczach sędziów, konsekwentnie przez cały pojedynek budując swoją przewagę. Włodarczyk był zbyt wolny, przewidywalny i stracił pas. Po pojedynku otwarcie przyznawał, że to starcie mu nie wyszło. Zapowiadał swój powrót i odzyskanie pasa. Włodarczyk miał stoczyć w maju pojedynek rewanżowy z Drozdem, jednak choroba uniemożliwiła mu rywalizację.  Zastąpił go Łukasz Janik, ale bez powodzenia.

W mediach przewijały się rewelacje na temat możliwej walki Włodarczyka z Adamkiem. Jednak „Diablo” cierpliwie czekał na swój powrót, bo nadal poważnie myśli o boksie na najwyższym poziomie. 18 grudnia Polak zmierzy się z Bejbutem Szumenowem. Stawką starcia, do którego dojdzie w Las Vegas będzie tymczasowy pas WBA wagi junior ciężkiej. Kazach zdobywa dopiero doświadczenie w kategorii cruiser. Wcześniej z powodzeniem rywalizował w półciężkiej. Po pas sięgnął w lipcu, kiedy to uporał się z BJ Floresem. Zatem rywalizacja z Włodarczykiem będzie w jego wykonaniu pierwszą obroną tytułu. „Diablo” dostał ciekawą propozycję. Polak może wrócić w wielkim stylu, a dodatkowo podczas  gali w Stanach Zjednoczonych, a w Ameryce były mistrz świata WBC jeszcze nie przegrał.

Cel: odzyskać pas

Złe wspomnienia z rywalizacji z Grigorijem Drozdem ma również Mateusz Masternak. Popularny „Master” w październiku 2013 roku stracił tytuł mistrza Europy na rzecz rosyjskiego boksera.

28-letni Masternak nadal pozostaje nadzieją polskiego boksu. Wydawało się, że pięściarz idzie dobrą drogą i w końcu dostanie szansę na rywalizację o pas mistrza świata. W czerwcu 2014 roku boksował o tymczasowy pas WBA w wadze junior ciężkiej, jednak niespodziewanie poległ w starciu z Yourim Kalengą. Tym samym szansa na rywalizację z Denisem Lebiediewem uciekła Polakowi. Masternak robił wszystko, aby wrócić do łask i odbudować swoją pozycję. Pokonał byłego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Jeana Marca Mormecka, który boksuje już raczej dla przyjemności, jednak „Master’ mógł odnotować wygraną z przeciwnikiem o znanym nazwisku. W końcu pojechał do RPA, gdzie niespodziewanie przegrał z Johnny’m Muellerem. Werdykt wywołał wiele kontrowersji. Sporo mówiło się o możliwości walki rewanżowej.

Już za niespełna miesiąc Masternak może być w innym miejscu w bokserskiej hierarchii. 12 grudnia „Master” będzie mógł odzyskać tytuł mistrza Europy, którego posiadaczem jest Tony Bellew. Walka odbędzie się w Londynie podczas gali, na której zmierzą się Anthony Joshua i Dillian Whyte. W tym roku Bellew stoczył już dwie walki i obie zakończył przed czasem. „Master” liczy na trzecie tegoroczne zwycięstwo, które pozwoli mu odzyskać tytuł mistrza Europy.

KM

Dwie mistrzynie podbiją Melbourne?

Galę UFC 193, która odbędzie się już 15 listopada uświetni występ dwóch wielkich mistrzyń. Gwiazdami wieczoru będą Ronda Rousey oraz nasza Joanna Jędrzejczyk.

Polka przebojem wdarła się do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Jędrzejczyk pokazała swój potencjał, serce do walki, co pozwoliło jej wywalczyć pas mistrzowski w wadze słomkowej. W Melbourne po raz drugi będzie broniła tytułu.

Pewna swego

Joanna Jędrzejczyk rozkręciła się na dobre. W trzecim pojedynku w UFC rywalizowała o miano najlepszej fighterki w wadze słomkowej. Carla Esparza nie znalazła sposobu na Polkę, która podczas marcowej gali UFC 185 zdominowała swoją rywalkę. Jędrzejczyk słała kolejne ciosy w stronę Amerykanki i pod koniec drugiej rundy mogła świętować swoje zwycięstwo. Na nic zdało się bogate doświadczenie Esparzy w organizacji Invicta. Efektowny występ dał Jędrzejczyk dodatkowe pięćdziesiąt tysięcy dolarów za pojedynek wieczoru.

Polka osiągnęła swój cel i stała się gorącym towarem na amerykańskim rynku. Pewna siebie, a zarazem zabójczo skuteczna 28-latka stała się gwiazdą UFC. Przed pojedynkiem z Jessicą Penne zrobiła prawdziwe show. Na konferencji prasowej wręczyła rywalce naszyjnik z makaronu penne. Z jednej strony odwaga i pewność siebie, z drugiej ktoś powie – przesada. W tym przypadku widać, że Jędrzejczyk świetnie zrozumiała warunki panujące w tym świecie i chce w pełni wykorzystać swoją szansę. O jej poziom sportowy nie należy się obawiać. W Berlinie podczas pierwszej obrony pasa w trzeciej rundzie odprawiła Penne. Jędrzejczyk wystrzeliła w stronę rywalki aż 126 ciosów! 15 listopada 28-latka stanie przed kolejnym wyzwaniem. Valerie Letourneau podejmie próbę pozbawienia Jędrzejczyk tytułu mistrzowskiego. Czy jej się uda? Kanadyjka półtora roku temu debiutowała w UFC i do tej pory stoczyła trzy pojedynki. Wszystkie zakończyły się jej wiktorią w wyniku decyzji sędziów. Jędrzejczyk jest przygotowana na rywalizację na pełnym dystansie, jednak jeśli podkręciła tempo spokojnie może wygrać przed czasem. W dwóch ostatnich walkach potwierdziła, że pod naporem jej ciosów rywalki miękną.

Szybko jak zawsze

Na gali w Melbourne zaprezentuje się również najważniejsza kobieta UFC, czyli Ronda Rousey. Amerykanka jest gwiazdą organizacji, a zarazem magnesem, który budzi największe zainteresowanie.

Cztery ostatnie pojedynki mistrzyni wagi koguciej kończyła w pierwszych rundach. Podczas UFC 175 uporała się z Alexis Davis w zaledwie szesnaście sekund. Precyzyjna, perfekcyjna do bólu, skuteczna – taka jest Rousey. Jej rywalki drżą przed nią, jeszcze żadnej nie udało się wytrwać pełnego dystansu w walce z amerykańską gwiazdą. Czy pierwszą będzie Holly Holm? 34-letnia zawodniczka to doświadczona wojowniczka, która jeszcze nigdy nie przegrała. W UFC debiutowała w lutym 2015 roku pokonując Raquel Pennington. Do amerykańskiej organizacji przyszła z myślą, żeby wywalczyć o mistrzowski pas. Dość szybko dostała szansę rywalizacji o tytuł. Czy ją wykorzysta?

Kibice MMA będą mogli podczas jednej gali zobaczyć dwie najlepsze fighterki UFC. Która zaprezentuje się lepiej? Wydaje się, że przed Joanną Jędrzejczyk jeszcze dużo pracy, aby dorównać Rondzie Rousey. Amerykanka to niekwestionowana gwiazda, która potrafi zakończyć pojedynek w mgnieniu oka. Z kolei Polka wchodzi na pierwszy plan z bogatym repertuarem, ale na obecną chwilę jest numerem 2. Pozycja Rousey wydaje się niezagrożona. Chyba, że w Melbourne dojdzie do trzęsienia ziemi.

KM

Kto będzie wyglądał gorzej?

Boks to nie jest sport dla słabych. Tu liczy się precyzja, szybkość i wbrew pozorom – mądrość. Można słać miliony ciosów w stronę rywala, a on uderzy tylko raz, ale skutecznie, co przełoży się na zwycięstwo. Kto jest faworytem starcia Miguel Cotto vs Saul „Canelo” Alvarez?

Rozpoczęło się odliczanie do istotnego dla rozkładu sił w wadze średniej pojedynku. Już 21 listopada do ringu w Las Vegas wejdą Portorykańczyk i Meksykanin. To jeden z dwóch najgorętszy bokserskich pojedynków tej jesieni. Tydzień później w Duesseldorfie dojdzie do starcia Władimira Kliczko i Tysona Fury.

Wiedza kontra pragnienia

Warto pochylić się nad Miguelem Cotto, żeby zrozumieć pewien fenomen. Portorykańczyk na zawodowych ringach rywalizuje już czternaście lat. Pierwsze znaczące osiągnięcie Cotto zanotował w 2003 roku, kiedy wywalczył wakujący pas WBC International w wadze superlekkiej. Pięściarz w jedenastej rundzie dał kres wysiłkom Cesara Bazana. Z każdą kolejną walką Portorykańczyk dojrzewał i przemykał przez kolejne kategorie wagowe. Pasy mistrzowskie zdobywał w kategoriach: junior półśredniej, półśredniej, lekkośredniej. Obecnie Cotto znajduje się w posiadaniu tytułu czempiona WBC wagi średniej.

Cotto to doświadczenie, osobowość, tytan pracy. Jednym słowem postać współczesnego boksu. Jego wytatuowane ciało kojarzą wszyscy fani pięściarstwa. Cotto jest zawodnikiem, którego walki ogląda się z zaciekawieniem. Portorykańczyk walczy efektownie i nie kalkuluje. Szybko potrafi sprowadzić swojego rywala na ziemię. Tak jak w przypadku ostatniego starcia, w którym zmierzył się z Danielem Geale'm. Australijczyk już w czwartej rundzie zdany był na porażkę.

21 listopada Cotto stanie naprzeciw młodego wilka, a zaraz jastrzębia, który będzie chciał wyrwać z rąk Portorykańczyka mistrzowski pas. „Canelo” imponuje, gdyż mimo młodego wieku stoczył już blisko pięćdziesiąt walk na zawodowym ringu. 25-latek w trzydziestu dwóch przypadkach kończył rywalizację przed czasem. 

Młodość nie pomoże

Atutem Alvareza może być wiek. Meksykanin jest młodszy, ma lepszą kondycję, ale czy to przesądzi o jego zwycięstwie. Trener Cotto Freddie Roach docenia możliwości „Canelo”. – Alvarez ma dobrą prawą rękę, którą może nokautować. On wchodzi do ringu, żeby walczyć. Zastanawiam się, czy będzie nadal tak przystojny po walce. Cotto jest lepszym pięściarzem niż wcześniej. Ma trenera, któremu ufa, a ja boksera, którego obdarzyłem zaufaniem. "Canelo" może czerpać z młodości, ale w tej walce będzie pomagała mu do czasu. Później głos będzie należał do Cotto – mówi Roach.

Meksykanin zdaje sobie sprawę, że staje przed trudnym wyzwaniem, ale właśnie taki jest jego cel. 25-latek chce rywalizować z najlepszymi, aby potwierdzać swoją wartość. – Będzie to dla mnie ważna walka. Moim celem jest walka z najlepszymi. W ten sposób zdobywa się uznanie w środowisku, mediach i wśród fanów. Wszyscy znają mój styl walki i mają świadomość, że chcę dawać radość tym, którzy oglądają moje pojedynki. Nigdy nie cofam się przed wyzwaniami i nadal tak będzie – zapewnia Alvarez.

Stary lis kontra młody gniewny. Będzie się działo i to w Las Vegas. Czy może być lepsze miejsce na takie pojedynki? Być może 21 listopada narodzi się nowy król Las Vegas. Do niedawna był nim Floyd Mayweather Jr.

KM

Polka stanęła na podium

Mauritius szczęśliwy dla Katarzyny Furmanek. Nasza judoczka z nadziejami jechała na zawody Pucharu Świata. Furmanek liczyła na zwycięstwo, które da jej sto punktów do rankingu olimpijskiego. Polka zajęła drugą lokatę, co należy rozpatrywać jako dobry występ.

Furmanek czekała na start, który pozwoli jej zasilić konto w wyścigu olimpijskim. Do Rio de Janeiro pojedzie czternaście najlepszych zawodniczek z każdej kategorii wagowej. Drugie miejsce dało naszej zawodniczce sześcidziesiąt punktów.

Tak jak w Casablance

Startująca w kategorii +78kg Furmanek bardzo dobrze rozpoczęła tegoroczne starty. Już niejednokrotnie wspominaliśmy jej pierwsze miejsce w Pucharze Świata w Pradze. Początek roku napawał optymizmem, gdyż przed naszymi judokami były Igrzyska Europejskie w Baku oraz mistrzostwa świata w Astanie. Jak wiemy, indywidualnie Polacy nie zachwycili. Warto wspomnieć, że na otarcie łez nasza żeńska kadra sięgnęła po wicemistrzostwo świata. W składzie znalazła się również Katarzyna Furmanek.

Wracając do startu Furmanek na Mauritiusie. Polka przystępowała do rywalizacji z nadziejami. Podczas ostatniego Grand Slam w Abu Zabi stoczyła tylko dwie walki. Zmagania szybko zakończyły się dla reprezentantki Polski, niestety bez sukcesu. W niższych rangą zawodach Pucharu Świata judoczka AZS AWFiS Gdańsk pokazała się z dobrej strony. Nina Cutro-Kelly nie dała się pokonać w regulaminowym czasie, jednak nie zawsze stosowała czyste zagrania. Zemściło się to na Amerykance, która przegrała przez shido. Kolejną przeszkodą na drodze Polki była Samantha Da Cunha. Furmanek szybko rozprawiła się ze swoją rywalką przez ippon. Reprezentantka Polski była na najlepszej drodze, aby sięgnąć po złoto i podreperować swój stan punktowy. W finale trafiła na Sonię Asselah. 24-letnia zawodniczka do tej pory sukcesy odnosiła na kontynencie afrykańskim, udało jej się również wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Furmanek nie znalazła jednak recepty na reprezentantkę Algierii. Polka musiała zadowolić się drugą pozycją.

Dodatkowo występ nie zakończył się szczęśliwie dla Polki. Zawodnika AZS AWFiS Gdańsk doznała kontuzji kciuka. Po wykonaniu badań będzie wiadomo, jak długa przerwa czeka Furmanek.

Panowie bez rewelacji

Swojej sytuacji w walce o bilet do Rio de Janeiro nie poprawili Aleksander Beta (66kg) i Jakub Kubieniec (81kg). Mówiąc krótko – Polacy na Mauritiusie nie zachwycili.

Beta miał chwilę radości w zawodach Pucharu Świata. W pierwszej walce reprezentant Polski spotkał się z Jesusem Gavidią Mendozą i odniósł zwycięstwo przed czasem. Kolejnym rywalem Bety był Patrick Gagne. Kandayjczyk szybko uporał się z naszym zawodnikiem, okazał się niezwyciężony również w kolejnych walkach, co dało mu wygraną w kategorii 66kg.

Z kolei Jakub Kubieniec odpadł z rywalizacji już w pierwszej walce. Pogromcą Polaka okazał się Husejn Rahimli.

KM

Władimir Kliczko

Ukraiński bokser wagi ciężkiej urodzony 25 marca 1976 roku w Semipałatyńsku. Największym sukcesem amatorskim Władimira Kliczko był złoty medal w wadze super ciężkiej zdobyty na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku. Kliczko był też pięciokrotnym mistrzem Ukrainy, wicemistrzem Europy w 1996 roku, mistrzem Europy juniorów w 1993 roku oraz srebrnym medalistą mistrzostw Świata juniorów z 1994 roku. Jego bilans walk amatorskich to 112 walk wygranych i 6 porażek. W latach 90. był zawodnikiem m.in. warszawskiej Gwardii. Karierę zawodową rozpoczął w Niemczech razem ze swoim starszym o pięć lat bratem Witalijem. W swoim debiucie znokautował w pierwszej rundzie Fabiana Mezę. W ciągu dwóch następnych lat stoczył łącznie 24 pojedynki. Wszystkie wygrał, większość kończąc nokautem w pierwszych rundach. 5 grudnia 1998 roku doznał pierwszej porażki walcząc z Amerykaninem Rossem Puritty.  W 1999 roku wygrał wszystkie siedem walk, w tym z Axelem Schulzem o mistrzostwo Europy. Kolejny rok był dla Kliczki bardzo udany. Najpierw pokonał przed czasem trzech kolejnych rywali: Paea Wolfgramma, Davida Bostice oraz Monte Barretta. W październiku dostał szansę walki o mistrzostwo świata organizacji WBO z Chrisem Byrdem. Władimir miał w tej walce zdecydowaną przewagę i wygrał na punkty. W 2001 roku Kliczko stoczył dwie walki w obronie pasa mistrzowskiego. Nie dał w nich swoim rywalom żadnych szans, pokonując przez techniczny nokaut najpierw Derricka Jeffersona, a następnie Charlesa Shufforda. Następny rok to kolejne trzy udane obrony z Francois Bothą, Rayem Mercerem oraz z Jameelem McCline. Tytuł mistrzowski stracił 8 marca 2003 roku, w swojej szóstej obronie, z południowoafrykańskim bokserem Corrie Sandersem. Walkę przegrał przez techniczny nokaut  w drugiej rundzie. Po dwóch kolejnych łatwo wygranych walkach w Niemczech, Kliczko zmierzył się z Lamonem Brewsterem o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBO, ponieważ Corrie Sanders zrzekł się go aby móc walczyć z Witalijem Kliczko o pas mistrzowski organizacji WBC. Walka odbyła się 10 kwietnia 2004 roku w Las Vegas. Przez cztery pierwsze rundy Ukrainiec miał znaczną przewagę. W czwartej rundzie po ciosie Kliczki Brewster leżał na deskach. Jednak w następnej rundzie sytuacja się odwróciła. Po serii silnych ciosów Władimir był liczony, a po zakończeniu piątej rundy najpierw upadł, a później nie mógł dojść o własnych siłach do swojego narożnika. Sędzia był zmuszony zakończyć walkę. Po pokonaniu w dwóch następnych pojedynkach DaVarryla Williamsona i Eliseo Castillo. Kliczko stanął do walki eliminacyjnej o pozycję numer jeden w rankingu organizacji IBF i WBO. Jego rywalem był Nigeryjczyk Samuel Peter. Ukrainiec wygrał ten pojedynek na punkty. 22 kwietnia 2006 roku stoczył kolejną walkę o tytuł mistrza świata, tym razem organizacji IBF. Jego rywalem był po raz drugi Chris Byrd. Pojedynek miał jednostronny przebieg i zakończył się wygraną Kliczki przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. W listopadzie 2006 w siódmej rundzie zwyciężył z Calvinem Brockiem. 10 marca 2007 przez techniczny nokaut w drugiej rundzie pokonał Raya Austina, a 7 lipca udanie zrewanżował się Lamonowi Brewsterowi, pokonując go w szóstej rundzie. 23 lutego 2008 roku Kliczko stoczył walkę unifikacyjną z mistrzem WBO, Sułtanem Ibragimowem. Kliczko wygrał pojedynek na punkty. 12 lipca tego samego roku pokonał przez techniczny nokaut Tony Thompsona. W ostatniej walce w 2008 roku w grudniu pokonał przez techniczny nokaut Hasima Rahmana.2 lipca 2011 roku w walce unifikacyjnej jednogłośnie na punkty pokonał mistrza świata federacji WBA Davida Haye’a. 3 marca 2012 roku zmierzył się z byłym mistrzem wagi junior ciężkiej Jean-Marc Mormeckiem, pokonując go przez TKO w czwartej rundzie. 7 lipca 2012 skrzyżował rękawice z Tonym Thompsonem, w rewanżu za walkę sprzed czterech lat. Kliczko pokonał go przez techniczny nokaut w szóstej rundzie. Na 10 listopada 2012 zakontraktowane walkę Kliczki z Mariuszem Wachem. Kliczko wygrał ten pojedynek na punkty. 4 maja 2013 roku pokonał w szóstej rundzie przez TKO Włocha Francesca Pianete. 5 października 2013 w Moskwie pokonał na punkty Aleksandra Powietkina jednogłośną decyzją sędziów. W 2014 roku Kliczko stoczył dwie walki, w których pokonał Alexa Leapai oraz Kubrata Puleva. 25 kwietnia 2015 roku w nowojorskiej Madison Square Garden broniąc tytułu, Kliczko wygrał jednogłośnie na punkty z Amerykaninem Bryantem Jenningsem. 28 listopada 2015 roku przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów z Tysonem Furym. Ukrainiec tym samym stracił swoje tytuły WBA, IBF, WBO i IBO. 

Krzysztof Diablo Włodarczyk w programie " Cwany Gapa".

W poniedziałek, 9 listopada br. zadebiutuje na antenie stacji SportKlub nowy program publicystyczny „Cwany Gapa”. Poprowadzi go Kamil Gapiński. Gościem pierwszego odcinka programu będzie Krzysztof Diablo Włodarczyk.

 

 

 

Cwany Gapa” to sportowy program publicystyczny. Prowadzący Kamil Gapiński będzie zapraszał do studia gwiazdy sportu i świata dziennikarstwa na dynamiczne, piętnastominutowe rozmowy – o ich życiu, karierze i pasjach.

Jak to jest stawiać każdego dnia czoła ciężkiemu reżimowi treningowemu? Jak to jest być sławnym i rozpoznawalnym? Czy wielkie pieniądze zmieniają ludzi? W jaki sposób herosi z pierwszych stron gazet walczą ze swoimi kryzysami? Jakie są ich plany na życie po życiu? Czy intensywne trenowanie może iść w parze z udanym życiem rodzinnym? Tego wszystkiego dowiedzą się widzowie programu.

Premierowe odcinki programu „Cwany Gapa” będą emitowane na antenie SportKlubu w każdy poniedziałek o godzinie 20:00. Powtórki programu będzie można oglądać regularnie w SportKlubie, a już po tygodniu na kanale stacji na YouTube oraz na stronie partnera – weszlo.com.

Za produkcję programu odpowiada firma Media Production.

Kamil Gapiński jest dziennikarzem z 15-letnim doświadczeniem. Ma na swoim koncie pracę m.in. w Przeglądzie Sportowym, Fakcie, Orange Sport oraz radiu TOK FM.

Zwiastun programu: [kod]

Cwany Gapa, z charyzmatycznym prowadzącym Kamilem Gapińskim, to format, który spełnia wszystkie założenia, jakie sobie postawiliśmy przystępując do jego realizacji. Przy okazji spotkań z największymi nazwiskami związanymi ze światem sportu, komentujemy bieżące, najważniejsze i najciekawsze wydarzenia. Gośćmi programu będą polscy sportowcy oraz dziennikarze. Dzięki temu uzyskamy dla naszych kanałów lokalny koloryt, co zważywszy na fakt, że pokazujemy głównie prawa międzynarodowe, jest dla nas i naszych widzów szczególnie wartościowe.” – mówi Joanna Stępniewska, Country Manager. 

Źródło: materiały prasowe