Bogusława Olechnowicz-Dzierżak

Polska judoczka urodzona 22 listopada 1962 roku Słupsku. W 1979 roku ukończyła Zasadniczą Szkołę Ogrodniczą w Słupsku, zaś w 1985 roku Średnie Studium Społeczno-Prawne. Od 1978 roku jest judoczką klubu Gryf Słupsk, gdzie jej trenerem był Wiesław Hałaburda. Była siedmiokrotną mistrzynią polski: 5 razy w kategorii 61 kg, i 2 razy w kategorii open.  Była pierwszą  Polską zawodniczką, która zdobyła medal w judo na Mistrzostwach Europy. Łącznie zdobyła trzy złote medale na mistrzostwach Europy, zdobyła też brązowy medal mistrzostw świata. W 1988 roku uczestniczyła w Akademickich Mistrzostwach Świata w Tbilisi, z których przywiozła dwa brązowe medale.  W 1988 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu zdobyła brązowy medal, natomiast na kolejnej olimpiadzie odpadła w pierwszej rundzie. Karierę zawodniczą zakończyła w 1992 roku. Po zakończeniu kariery sportowej pracowała w Straży Miejskiej jako strażnik, obecnie zatrudniona jest w Szkole Policji w Słupsku jako wykładowca taktyki i techniki interwencji. W międzyczasie skończyła studia licencjackie, magisterskie i podyplomow. Ma męża i syna.  

Perenc i Konieczny z medalami na igrzyska

Po raz pierwszy będziemy świadkami Igrzysk Europejskich. Impreza będzie weryfikacją możliwość zawodników ze Starego Kontynentu na rok przed Rio de Janeiro. Dla wielu start w przyszłym roku w Brazylii może okazać się spełnieniem marzeń.

Polskie judo marzy o medalu olimpijskim, jednak najpierw przed naszymi reprezentantami weryfikacja możliwości w postaci Igrzysk Europejskich, które odbędą się w dniach 12 – 28 czerwca. Warto zauważyć jedną istotną rzecz. Judocy będą rywalizowali przez trzy dni – od 25 do 28 czerwca. Turniej ten traktowany będzie przez Międzynarodową Federację Judo jako mistrzostwa Europy. Pierwotnie czempionat miał odbyć się w Glasgow, ale Wielkiej Brytanii odebrano prawo organizacji.

Perenc i Konieczny w dobrych nastrojach

W turnieju Judo European Open w Kluż – Napoce nasze reprezentantki zaliczyły występy godne uwagi. Warto dodać, że zawody wliczały się do klasyfikacji olimpijskiej. Ewa Konieczny w kategorii 48kg w pierwszej walce trafiła na zawodniczkę gospodarzy Andreę Stefanescu. Rumunka nie potrafiła zaskoczyć Polki, która mogła już myśleć o kolejnej walce. Jak się okazało Konieczny trafiła na wymagającą przeciwniczkę. W drugim pojedynku Polka spotkała się z Brytyjką Kimberley Renicks. Porażka sprawiła, że Konieczny musiała walczyć o „być albo nie być” w repasażach. Polka pokazała się z dobrej strony i zwycięsko wyszła z potyczki z Włoszką Francescą Milani. Noa Minsker mogła być w finale, ale na jej drodze stanęła Edna Carrillo. Reprezentantka Izraela miała nadzieję, że uda jej się zdobyć brąz na pocieszenie, jednak nie sprostała Ewie Konieczny. Polka zajęła trzecie miejsce. Zaledwie jedną walkę stoczyła Joanna Stankiewicz, która uległa Meksykance Carrillo.

Taką drogę jak Ewa Konieczny przeszła Agata Perenc w kategorii 52kg. W pierwszym pojedynku Polka odprawiła Węgierkę Katinkę Szabo. Zawsze ciężko rywalizuje się z zawodnikami gospodarzy. Tak było i w tym przypadku. Perenc trafiła na Larisę Florian i musiała uznać wyższość Rumunki. Za to w repasażach Polka uporała się z Rosjanką Olgą Gagariną i mogła stanąć do walki o medal. O brąz Perenc przyszło rywalizować z reprezentantką Izraela Roni Schwartz. W tej samej kategorii rywalizowała Dorota Smorzewska, która uległa Birgit Ente z Holandii.

Kadra na Igrzyska

Nasi judocy szlifują formę, aby osiągnąć jak najlepsze rezultaty w Baku. Ogłoszono już kadrę Polski w judo na Igrzyska Europejskie. W Baku wystąpi sześć zawodniczek i ośmiu zawodników. Nie zabraknie Darii Pogorzelec, która w ostatnim czasie jest w bardzo dobrej dyspozycji. Na fali entuzjazmu do Baku pojadą Konieczny i Perenc. Wystąpi również najlepszy obecnie polski judoka – Maciej Sarnacki. Ponadto w Baku zaprezentują się: Katarzyna Kłys, Agata Ozdoba, Arleta Podolak, Aleksander Beta, Łukasz Kiełbasiński, Lukasz Błach, Jakub Kubieniec, Patryk Ciechomski, Jakub Wójcik i Damian Szwarnowiecki.

KM

Wushu, czyli na bogato

Liczne style, odmienne taktyki i zasady – tym charakteryzują się chińskie sztuki walki. Na brak możliwości nie można narzekać. Walki bronią białą, dźwignie, ciosy, kopnięcia – to wszystko oferuje wushu.

W powszechnym odbiorze może to być zjawisko szerzej nieznane, ale mimo wszystko jest obecne na scenie sportów walki. Co więcej – wushu ma się bardzo dobrze. Popularność tej dyscypliny stopniowo rośnie. Z roku na rok uprawia ją coraz więcej osób, które traktują tę dyscyplinę jako możliwość aktywnego spędzenia czasu. Polska może pochwalić się licznymi osiągnięciami w wushu.

Wielu zawodników, którzy osiągnęli światowy poziom i prezentują najwyższe umiejętności. Ze światowych imprez reprezentacja Polski zawsze przywozi medale – stało się to niemalże tradycją. Od 2001 roku działa Polski Związek Wushu, którego prezesem jest Dariusz Piwowarski. Z każdym rokiem rośnie liczba szkół szerzących ideę chińskich sztuk walki. Aktywnie uprawiających wushu jest zapewne kilkanaście tysięcy, ale w polskim związku zarejestrowanych jest około czterech tysięcy zawodników (dane za 2013 rok). Warto powiedzieć, że ilość przekłada się na jakość. W dniach 16-23 maja w Starej Zagorze w Bułgarii odbyły się trzecie mistrzostwa Europy wushu tradycyjnego, podczas których z dobrej strony pokazali się reprezentanci Polski. Na starcie imprezy pojawiło się blisko siedmiuset zawodników z dwudziestu krajów. Polacy zdobyli dwadzieścia siedem medali, w tym cztery złote autorstwa Sebastiana Oleszczuka, Jakuba Leszczyńskiego, Piotra Stachowicza i Bartosza Oramusa. Ponadto, biało – czerwoni wywalczyli czternaście srebrnych i dziewięć brązowych krążków. Jednak to nie jest jednorazowy wyskok. Polacy na światowych czempionatach odnoszą sukcesy w wushu.

Wushu rozwija się i święci triumfy. Na krajowym podwórku trwa stopniowe budowanie marki, która trafi do społecznej świadomości. Uprawiających dyscyplinę jest wielu, ale jak na razie sport nie przebił się na szczyt. W dniach 6-7 czerwca odbędą się XXI międzynarodowe mistrzostwa Polski w wushu. Rywalizacja odbędzie się na poziomie juniorskim i seniorskim. 5 czerwca odbędzie się rejestracja i ważenie zawodników, którzy będą mogli wystąpić w formułach taoulu, sanda i qingda.

Rok temu rywalizacja pełna była emocji, ale w niektórych kategoriach brakowało zawodników. Piotr Jesiotr chciał zmierzyć się w kategorii 90kg, jednak nie miał z kim. Wyzwanie podjął Bartłomiej Guzik, który rywalizował w wadze 85kg. Deficyt zawodników w niektórych kategoriach był nadto widoczny, ale rok temu w turnieju nie wzięła udziału większość kadrowiczów. Miejmy nadzieję, że tym razem w mistrzostwach wystąpi czołówka polskich wojowników, która zaprezentuje najwyższy poziom.

6 i 7 czerwca XXI międzynarodowe mistrzostwa Polski w wushu odbędą się w hali sportowej ZOS nr 79 przy ul. Wiertniczej 26 w Warszawie.

KM

Condit uszkodził Alvesa

Główne walki UFC Fight Night 67 były zastrzykiem wrażeń. W oktagonie pojawił się Carlos Condit, dla którego był to pierwszy pojedynek po wyleczeniu kontuzji kolana.

Były mistrz UFC w wadze półśredniej w walce z Thiago Alvesem chciał udowodnić, że jego czas jeszcze nie minął. Dla 31-letniego Amerykanina starcie z Brazylijczykiem było pierwszym występem po ponad roku przerwy. Warto zaznaczyć, że Condit miał podrażnioną ambicję. Jego ostatnie walki nie układały się tak jakby tego oczekiwał. Po wygranej z Nickiem Diazem na UFC 143 wszystko zaczęło się sypać. Condit zanotował dwie porażki z rzędu – Georges St. Pierre oraz Johny Hendricks. Udało mu się wygrać z Martinem Kampmannem, ale była to chwilowa zwyżka formy, gdyż w kolejnym pojedynku Amerykanin poległ – okazał się gorszy od Tyrona Woodley’a. To był marzec 2014 roku. Condit musiał czekać ponad rok, aby wrócić do oktagonu.

Z jakim efektem? Amerykanin był spragniony walki. Naprzeciw Condita stanął Thiago Alves, który w tym roku już walczył. Brazylijczyk podczas UFC 183 uporał się z Jordanem Meinem. Amerykanin od początku ruszył na rywala i chciał zdominować pojedynek. Condit był aktywny, a Alves starał się odpierać ataki rywala. Starcie dostarczyło wielu emocji. 31-letni Amerykanin używał łokci w stójce, co doprowadziło do rozcięć na twarzy Alvesa. Brazylijczyk nie wyszedł do trzeciej rundy po decyzji lekarza. Thiago Alves miał złamany nos. Carlos Condit udanie wrócił do oktagonu i odniósł trzydzieste zwycięstwo w karierze.

Charles Oliveira był w gazie. Przed pojedynkiem z Nikiem Lentzem zanotował trzy zwycięstwa z rzędu, co wyraźnie poprawiło jego notowania. Brazylijczyk po raz ostatni przegrał w lipcu 2013 roku z Frankiem Edgarem. Od tamtego czasu jest niepokonany i mierzy w najwyższe cele. Oliveira i Lentz już raz spotkali się w oktagonie – prawie cztery lata temu. Wtedy nie doszło do rozstrzygnięcia pojedynku, który zakończył się w drugiej rundzie. Teraz fighterzy mieli okazję przekonać się, kto prezentuje wyższe umiejętności. Oliveira okazał się lepszy od swojego rywala, ale ten postawił mu trudne warunki. Brazylijczyk kilkukrotnie był bliski odklepania, ale udawało mu się uciec. Ostatecznie w trzeciej rundzie sprowadził Lentza do parteru, gdzie jego aktywność pozwoliła mu założyć gilotynę. Lentz odklepał i zwycięstwo Brazylijczyka stało się faktem. Dobry występ Oliveiry sprawił, że jego wynagrodzenie znacząco wzrosło. Brazylijczyk zgarnął 100 tysięcy dolarów za walkę wieczoru oraz występ wieczoru.  Alex Oliveira zaskoczył duszeniem zza pleców K.J. Noonsa, co dało mu jedenastą wygraną w karierze. Rony Jasona już w pierwszej rundzie zmusił Damona Jacksona do poddania. Zwycięzca otrzymał również bonus za występ wieczoru.

Wyniki UFC FN67:

170 lbs: Carlos Condit pokonał Thiago Alves 

145 lbs: Charles Oliveira pokonał Nik Lentz przez poddanie 
170 lbs: Alex Oliveira pokonał K.J. Noons przez poddanie 
205 lbs: Francimar Barroso pokonał Ryan Jimmo decyzją sędziów
155 lbs: Francisco Trinaldo pokonał Normana Parke’a decyzją sędziów
170 lbs: Darren Till pokonał Wendella Oliveię przez TKO 

145 lbs: Rony Jason pokonał Damona Jacksona przez poddanie
125 lbs: Jussier Formiga pokonał Wilsona Reisa decyzją sędziów
170 lbs: Nicolas Dalby pokonał Elizeu Zaleski niejednogłośną decyzją sędziów
145 lbs: Mirsad Bektić pokonał Lucasa Martinsa przez TKO 
115 lbs: Juliana Lima pokonała Erickę Almeidę decyzją sędziów
170 lbs: Tom Breese pokonał Luiza Dutrę przez TKO

KM

Świeża krew w wadze ciężkiej

Anthony Joshua coraz śmielej przebija się do świadomości społecznej. Pięściarz buduje swoją pozycję w świecie boksu i powoli urasta do miana nadziei wagi ciężkiej.

Królewska kategoria od lat zdominowana jest przez jedno nazwisko: Kliczko. Do niedawna w ryzach wagę ciężką trzymali bracia Witalij i Władimir. Teraz został ten młodszy i nadal w swoich dłoniach dzierży pasy mistrzowskie WBA, WBO i IBF. Wielu chce wejść na tron i zapowiada detronizację Ukraińca, jednak na słowach się kończy. W kwietniu w Madison Square Garden Kliczko z kwitkiem odprawił Amerykanina Bryanta Jenningsa. Ukrainiec robił swoje i wygrał na punkty. 39-latek zapomniał, co to znaczy porażka – ostatnią zanotował ponad jedenaście lat temu. Jednak już kiedyś wspominał, że myśli o zakończeniu kariery. Ktoś go będzie musiał zastąpić

Idzie nowe

Myśląc o wadze ciężkiej trudno znaleźć pięściarzy, którzy zapadają w pamięć bądź prezentują mistrzowski poziom. Wielu pojawia się na chwilę i znika. Inni z kolei mają problemy albo popadają w przeciętność. Kolorytu rywalizacji w wadze królewskiej dodał Deontay Wilder, który odzyskał dla Stanów Zjednoczonych pas w wadze ciężkiej po siedmiu latach. Ponadto, jest charyzmatyczny Tyson Fury, który wierzy we własną wszechmoc. Jednak na Wyspach Brytyjskich krystalizuje się prawdziwy diament. Jeszcze przyjdzie czas na jego weryfikację, ale obecnie Anthony Joshua pokazuje, że tkwi w nim ogromny potencjał.

25-latek podczas gali w Londynie już w drugiej rundzie posłał na deski Kevina Johnsona. Doświadczony Amerykanin ostatnio urasta do miana kolekcjonera porażek, gdyż zanotował czwartą porażkę z rzędu. Mimo to Johnsona nadal uznaje się za solidną markę. Amerykanin swego czasu wytrzymał dwanaście rund z Witalijem Kliczko. W starciu z Johnsonem Joshua pokazał ogromną siłę ciosu, szybkość oraz drzemiące w nim możliwości.

Kładzie wszystkich

Wszystkie walki w swojej karierze 25-latek stoczył w Anglii. Wielki świat czeka na niego i dopiero tam okaże się, czy jest w stanie walczyć o mistrzowskie pasy i posiada odporność psychiczną, która predysponuje go do miana klasowego pięściarza. Na Wyspach jego renoma stale rośnie. Joshua stoczył trzynaście zawodowych walk i wszystkie zakończył przed czasem. To imponujące i nakazuje baczne obserwowanie jego dalszych poczynań.

Warto zaznaczyć, że w tym roku Anglik stoczył już trzy pojedynki, a dwa z nich odbył w maju! Wcale nie były to walki łatwe, gdyż Joshua z każdym kolejnym starciem ma rywali o wyższej renomie. W 2015 roku walczył kolejno z Jasonem Gavernem, Raphaelem Zumbano Love oraz wspomnianym Johnsonem. 25-latek w tym roku pojawi się na ringu na pewno w lipcu, gdyż ma wystąpić na gali w Manchesterze. Wykorzystuje swój wiek i zapał do walki, co tylko pomaga mu doskonalić warsztat i zyskiwać na wartości.

Jakie będą jego dalsze losy? Musi się zahartować, żeby osiągnąć sukces. Świat boksu nie jest łatwy, a dotychczasowa kariera Anglika pokazuje, że ma potencjał.

KM

Khan wykonał krok

Brytyjczyk miał pokonać przeszkodę, która umożliwi mu spełnienie jego bokserskich marzeń. Amir Khan dopełnił formalności i uporał się z Chrisem Algierim.

Rywalizacja zapowiadała się ciekawie. W końcu naprzeciw siebie stanęli mistrz świata organizacji WBC kategorii junior półśredniej i były mistrz świata WBO w wadze lekkopółśredniej, czyli zawodnicy, którzy mają na swoim koncie osiągnięcia. Do niedawna jeszcze Algieri mógł się szczycić mianem niepokonanego na zawodowym ringu, jednak już tak nie jest. Amerykanin musiał uznać wyższość Manny Pacquiao i teraz Amira Khana. Co ciekawe, Algieri pierwszą porażkę w karierze poniósł na ringu w Chinach. Na amerykańskiej ziemi wygrywał za każdym razem. W Brooklynie, gdzie walczył z Khanem pokonał Ruslana Provodnikowa i zdobył pas WBO. Niecały rok później doznał pierwszej klęski w swojej ojczyźnie. Algieri ma za sobą dwie porażki, które zachwiały jego pozycją. Musi się odbudować, aby wrócić do rywalizacji o najwyższe cele. Warto zaznaczyć, że Algieri to twardy pięściarz. Mimo przewagi rywali udawało mu się dotrwać do końca walki i o wszystkim decydować musieli sędziowie.

Pacquiao niemiłosiernie obił Amerykanina. Ten chwiał się na nogach, zbierał potężne ciosy, ale wytrzymał. Przegrał wyraźnie na punkty. Pojedynek z Khanem wyglądał nieco inaczej, ale to rywal dyktował warunki. Algieri ma problemy wtedy, kiedy to przeciwnik decyduje o przebiegu pojedynku. Khan, tak jak i Pacquiao, znaleźli receptę na Amerykanina. 31-latek nie był w stanie poradzić sobie z szybkością rywala. Khan kontrolował pojedynek, atakował skutecznie przeciwnika i uciekał do dystansu. Brytyjczyk dużo się przemieszczał, co męczyło jego oponenta i sprawiało, że nie był w stanie odpowiedzieć na celne ciosy 28-latka. Khan walczył konsekwentnie, trzymał się przyjętej taktyki i odniósł sukces. Algieri chciał, ale na chęciach się skończyło. Na ringu w Brooklynie był gorszy. Wolniejszy, mniej skuteczny i nie miał koncepcji na zaskoczenie Brytyjczyka. Co prawda przetrwał dwanaście rund, ale punktacja sędziów nie pozostawiała wątpliwości. Khan wyraźnie zwyciężył w oczach dwóch arbitrów – 117-111, 117-111, dla jednego rywalizacja była bardziej wyrównana – 115-113.

Algieri zanotował drugą porażkę z rzędu, a jego przeciwnik zapisał na swoim koncie kolejną wygraną. Khan wykonał krok na drodze do realizacji swojego upragnionego celu. Problem w tym, że nie wszystko zależy od niego. Brytyjczyk chce walczyć z najlepszym pięściarzem świata – Floydem Mayweatherem Jr. „Money” zapowiedział, że swój ostatni pojedynek stoczy 12 września, a o personaliach rywala zdecyduje sam. Khan robie wszystko, aby Amerykanin postawił na rywalizację z nim. Dodatkowym argumentem przemawiającym na korzyść Brytyjczyka jest fakt, że jest on pretendentem do tytułu WBC kategorii półśredniej. Khan nie ukrywa swoich zamiarów, które jasno wyraził chwilę po zakończeniu pojedynku z Algierim: – Amir Khan chce walczyć z Floydem Mayweatherem. Chcę tej walki.

KM

Jędrzejczyk zachwyca w Tajlandii

Paweł Jędrzejczyk nie ustaje w doskonaleniu swoich umiejętności. Polak konsekwentnie trenuje w Tajlandii i pokonuje kolejne przeszkody na swojej drodze, a to dopiero początek.

Jędrzejczyk to jeden z najlepszych polskich zawodników muay thai. Wielokrotny mistrz świata, który niejednokrotnie walczył w Tajlandii i zyskał miano zawodnika o ogromnym potencjale. Warto przypomnieć, że „Wergi” jako pierwszy Polak wystąpił na stadionie Rajadamnern w Bangkoku. Jędrzejczyk konsekwentnie doskonali swój warsztat w Tajlandii, gdzie ma najlepsze warunki ku temu. Zarazem Polak ma możliwość dokonania weryfikacji swoich możliwości.

Na gali MAX Muay Thai zawodnik z Wrocławia stanął przed nie lada wyzwaniem. Początkowo miał rywalizować z innym zawodnikiem, ale ten z powodu kontuzji nie mógł wystąpić. Zatem przeciwnikiem Jędrzejczyka był F16 Ratchanon. Przybrane imię Taja z pewnością kojarzy się z amerykańskim myśliwcem i powoduje uśmiech na twarzy, ale umiejętności zawodnika  nakazują ogromny szacunek do jego osoby. F16 to fighter o określonym poziomie sportowym, który rywalizował z najlepszymi specjalistami w muay thai. Doświadczony Taj był jednym z najtrudniejszych wyzwań w karierze Pawła Jędrzejczyka. Warto nadmienić, że F16 przeszedł ewolucję. Do niedawna rywalizował w kategorii wagowej 61kg, jednak zdecydowanie przybrał na wadze. Taj w 2014 walczył w limicie 77kg. F16 jest stosunkowo niski – 170cm, ale szybki i zwrotny.

Jędrzejczyk stanął przed ogromną szansą, ale zarazem i wyzwaniem. Polak stoczył pojedynek na prestiżowej gali MAX Muay Thai z doświadczonym rywalem. Trzy rundy, w których Jędrzejczyk dał z siebie wszystko. Polak starał się wykorzystać swoją szybkość i przewagę zasięgu ramion. Jędrzejczyk skutecznie boksował i raz za razem obijał twarz tajskiego zawodnika, który starał się odpowiedzieć, jednak wrocławianin szybko uciekał. Polak niskimi kopnięciami naruszył F16. Taj z upływem kolejnych minut był coraz wolniejszy, a przewaga Jędrzejczyka zwiększała się. Po zakończeniu pojedynku Polak mógł w  pełni zasłużenie wznieść ręce w geście triumfu. Tym samym Jędrzejczyk zapisał na swoim koncie zwycięstwo w rywalizacji z doświadczonym i utytułowanym Tajem.

Warto przypomnieć, że kilka miesięcy temu Polak na stadionie Lumpinee uporał się z Brytyjczykiem Garethem Nelliesem po pięciorundowym boju. Teraz notuje kolejny bardzo dobry występ w Tajlandii, a na tym nie koniec. Przed Jędrzejczykiem treningi w Blackzilians – amerykańskim klubie MMA, gdzie wrocławianin będzie chciał popracować nad skutecznością i siłą ciosów. Niewykluczone, że w letnich miesiącach Polak stoczy jeszcze jeden pojedynek w Tajlandii. Jędrzejczyk zaprezentuje się również przed polską publicznością. 19 września fighter z Wrocławia wystąpi na gali MFC 8 w Zielonej Górze. Będzie to nie lada gratka, gdyż  Jędrzejczyk na obecną chwilę jest zawodnikiem klasy światowej.

KM

Kolejne wyzwanie Szpilki

„Szpila” przygotowuje się do rywalizacji z doświadczonym Amerykaninem. Polski pięściarz po raz kolejny w tym roku wejdzie do ringu. Artur Szpilka w Chicago zmierzy się z Manuelem Quezadą.

W kwietniu „Szpila” stoczył pojedynek, w którym w drugiej rundzie podziękował rywalowi za spotkanie. Amerykanin Ty Cobb nie sprawił Polakowi żadnych problemów, gdyż był zdecydowanie słabszy i w żaden sposób nie mógł zagrozić 26-latkowi z Wieliczki. Czerwcowy przeciwnik Szpilki jest nieco bardziej wymagający, ale trudno spodziewać się, żeby Amerykanin zaskoczył podopiecznego Ronny’ego Shieldsa.

Warto zaznaczyć, że początkowo „Szpila” miał rywalizować z Jasonem Pettaway’em, jednak Komisja Sportowa Stanu Illois nie zaakceptowała go. Wybór padł więc na Manuela Quezadę. Nie wydaje się, żeby 37-letni Amerykanin zagroził Szpilce. Quezada jest stosunkowo niski jak na wagę ciężką – 187 cm. Swego czasu Amerykanin trenował kickboxing oraz mieszane sztuki walki. Najlepsze lata w boksie ma już dawno za sobą. Quezada jest cierpliwy i z utęsknieniem wypatruje kolejnej wygranej na zawodowym ringu. Do tej pory 37-latek dwadzieścia dziewięć razy schodził z placu boju w glorii chwały. Problem Quezady polega na tym, że nie wygrał od pięciu lat. Warto nadmienić, że w tym czasie wytrzymał pełen dystans w rywalizacji z Chrisem Arreolą oraz Stevem Cunninghamem. Jednak w obu tych pojedynkach przegrał zdecydowanie na punkty. W okresie ostatnich pięciu lat Quezadę pokonali również Jason Gavern, Bowie Tupou oraz Andy Ruiz Jr. Na swoim koncie Amerykanin ma wygrane z solidnymi pięściarzami m.in. z Travisem Walkerem, którego w 2009 roku znokautował w pierwszej rundzie.

Z pewnością Quezada stanie przed trudnym zadaniem, gdyż trudno podejrzewać, aby mógł pokonać Szpilkę. Polak rozpoczął nowy rozdział w swoje karierze. Szpilka pod okiem Ronny’ego Shieldsa ma wejść na wyższy poziom i rozwinąć swój talent. Pierwszą walkę w Stanach ma już za sobą,  szybko rozprawił się ze słabym rywalem. Teraz przyszedł czas na Quezadę. Szpilka stoczy kolejny pojedynek na przestrzeni dwóch miesięcy. Polak powinien walczyć jak najczęściej, aby wejść w dobry rytm i podnosić swoją ringową skuteczność. Prawda jest taka, że Szpilka musi w Stanach zbudować swoją pozycję, aby pojawiły się ciekawe propozycje. 26-latek udowodnił w rywalizacji z Tomaszem Adamkiem, że dojrzał i skoncentrował się na boksie. Do tej pory przegrał tylko raz. Pogromcą Szpilki okazał się Bryant Jennings, który niedawno walczył z Władimirem Kliczko. Polak nadal pozostaje królem nokautów – na osiemnaście wygranych aż trzynaście pojedynków zakończył przed czasem. Quezada może dołączyć do tego grona. Szybkość Szpilki i siła jego ciosu mogą zrobić wrażenie na 37-letni pięściarzu z Kalifornii. Polak po raz kolejny zaprezentuje się w hali UIC Pavilion w Chicago podczas gali Premier Boxing Champions, która odbędzie się 12 czerwca.

KM

Najazd na Ożarów

Kickboxing zawita do Ożarowa Mazowieckiego, gdzie 20 czerwca  odbędzie się gala Imbiriada Fighters Night 4. Organizator zapowiada mocne wrażenia, a karta walk pokazuje, że poziom zmagań powinien być odpowiedni.

Czołowi polscy fighterzy, w tym mistrzowie kraju, Europy i świata, znani zawodnicy z Macedonii, Ukrainy, Turcji, Słowacji. Dobór wykonawców świadczy o chęci zaprezentowania fanom kickboxingu wrażeń najwyższych lotów. Czy Ci, którzy mają być głównymi aktorami spełnią pokładane w nich nadzieje?

Wypada zacząć od pań. Nie ma wątpliwości, że Iwona Nieroda to połączenie talentu z wyjątkową finezją i skutecznością. Polka w swojej karierze odnosiła sukcesy na płaszczyźnie amatorskiej, wielokrotnie zdobywając tytuły na krajowym podwórku. Nieroda w Ożarowie stoczy swoją szóstą zawodową walkę. Czy sprosta Ukraince Oksanie Romanovej? Z pewnością zawodniczka zza wschodniej granicy nie ułatwi zadania Polce, jednak Nieroda jest pewna swego, a ponadto – jest w gazie. W lutym pokonała Petrę Castkovą. Po raz drugi w tym roku spotkają się Adam Abood Al Hassani i Patryk Proszek. Do pierwszego starcia tych zawodników doszło w Pucharze Polski w K-1. Teraz Proszek będzie chciał się odgryźć rywalowi, który pozbawił go szans na sukces. Miki Ivanovski z Macedonii już zdążył poznać polski klimat. Fighter miał przyjemność pojawić się na gali grupy DSF i rywalizować z Kamilem Rutą, jednak nie ma dobrych wspomnień z tego pojedynku. W Ożarowie też stanie przed trudnym wyzwaniem. Ivanovski zmierzy się z Arkadiuszem Kaszubą. Polak podczas ostatniej gali Fighters przez KO pokonał Dawida Świerczyńskiego, który także zaprezentuje się 20 czerwca i będzie chciał zwyciężyć. Jego rywalem będzie Mateusz Rycerski.

Na zawodowy ring po kontuzji wraca Michał Turyński. Ostatnio fighter zaprezentował się w mistrzostwach Polski K-1, gdzie sięgnął po złoty medal. To już piąty triumf Turyńskiego w karierze. Polak na zawodowym ringu po raz ostatni zaprezentował się w październiku, kiedy wystąpił na gali KOK w Gdańsku, gdzie wziął udział w czteroosobowym turnieju wagi ciężkiej. Sergei Lascenko w półfinale okazał się lepszy od Turyńskiego. Teraz rywalem Polaka będzie Radovan Kulla ze Słowacji, który podczas ostatniej gali Fighters wygrał na punkty z Patrykiem Proszkiem. Po pas PZKB spróbuje sięgnąć Dawid Kasperski. Zawodnik z Wrocławia, który robi ustawiczne postępy cały czas czeka na nazwisko swojego rywala. Personalia przeciwnika zna za to Wojciech Kosowski. Zawodnik warszawskiej Palestry zmierzy się o pas międzynarodowego mistrza Polski w kategorii 75kg z Ademem Bozkurtem. Turek to doświadczony fighter, który na swoim koncie ma wiele walk zawodowych. W swojej karierze Bozkurt był czterokrotnym mistrzem świata WKN oraz mistrzem Europy WAKO PRO. Polak w ostatniej walce z Milanem Kovacem pokazał, że nadal jest groźny i potrafi efektownie zakończyć pojedynek.

KM

Błachowicz idzie w górę

Ostatnie doświadczenia popularnego „Johna” w UFC nie napawały optymizmem. Ale wszystko poszło w dobrą stronę. W wyniku licznych przetasowań wewnątrz organizacji okazało się, że notowania Jana Błachowicza skoczyły w górę.

„John” w poprzednim notowaniu rankingu UFC w kategorii półciężkiej plasował się na 15. pozycji. Położenie Błachowicza poprawiło się – teraz awansował o trzy lokaty. W głównej mierze wpływ na to miały zawirowania wewnątrz UFC i kłopoty Jona Jonesa, który został usunięty z zestawienia. Liderem rankingu jest Anthony Johnson.

Co dalej z Błachowiczem?

Po ostatnich wydarzeniach wydawać by się mogło, że Błachowicz sporo straci. Ranking nie w pełni oddaje obecną dyspozycję zawodników, ale jest sumą wielu składowych. Akcje „Johna” po porażce na gali w Krakowie spadły. Przed rywalizacją z Jimim Manuwą Błachowicz był wielką nadzieją, wróżono mu szybką karierę w organizacji, uwieńczoną walkami o najwyższe laury. Na słowach się skończyło. W oktagonie wyszły braki Błachowicza, jego przesadna ostrożność oraz nieumiejętność prowadzenia walki. Manuwa wziął ten ciężar na siebie i zakończył pojedynek zwycięsko.

A po rywalizacji z Ilirem Latifim, którego Błachowicz odprawił w swoim debiucie w zaledwie dwie minuty wszyscy zachwycali się Polakiem i pokładali w nim nadzieje. Błachowicz miał być powiewem świeżości w UFC, a okazało się, że czeka go jeszcze dużo pracy, aby wejść na szczyt. Przede wszystkim „John” musi chcieć walczyć. Brzmi to absurdalnie, ale taka jest prawda. W rywalizacji z Latifim był zdecydowany i dynamiczny, co dało mu zwycięstwo. Statyczność w pojedynku z Manuwą dobrego efektu nie przyniosła.

Błachowicz stoczył w UFC dopiero dwa pojedynki, ale są one podstawą do wyciągania pewnych wniosków. Wiadomo, że kariera w tej organizacji dla wielu jest marzeniem, jednak utrzymać się w niej nie jest łatwo. Często jedna walka decyduje o wszystkim. Rzecz jasna – „John” może spać spokojnie, ale musi poprawić się w swoim kolejnym występie. To nie ulega wątpliwości.

Trzecia walka jako test

Tak się dziwnie złożyło, że Błachowicz na przestrzeni dwóch lat stoczył zaledwie dwie walki. W 2013 roku na KSW 22 na punkty wygrał z Goranem Reljiciem i po tym pojedynku został „wytransferowany” do UFC. Walka z Ilirem Latifim była jedyną, którą stoczył w 2014 roku. Teraz prawdopodobnie odbędzie więcej pojedynków, gdyż rywalizował już z Manuwą i po raz kolejny w oktagonie ma zaprezentować się pod koniec wakacji. Błachowicz do leciwych nie należy, a na przestrzeni ostatniego okresu walczył rzadko. Czym to jest spowodowane? Wydaje się, że im więcej pojedynków, tym lepiej dla „Johna”. Błachowicz musi wejść na właściwe obroty i walczyć regularnie. Wiadomo, że wszystko zależy od propozycji, jednak Polak musi budować swoją wartość poprzez kolejne pojedynki. Pod koniec wakacji po raz trzeci pojawi się w oktagonie UFC. Na obecną chwilę nazwisko rywala nie jest znane. Dla Błachowicza ten pojedynek będzie bardzo ważnym sprawdzianem.

KM

Gala Kickboxingu Zawodowego K-1 Rules "IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 4"

GALA KICKBOXINGU ZAWODOWEGO K-1 RULES
„IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 4”

20 czerwca 2015 r., godz. 19:00
MCC Mazurkas Conference Centre & Hotel****
ul. Poznańska 177
Ożarów Mazowiecki ( 5km od Warszawy)

Zapraszamy serdecznie na Galę Kickboxingu Zawodowego K1 Rules „IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 4”, która odbędzie się 20 czerwca 2015 r. w MCC Mazurkas Conference Centre & Hotel**** w Ożarowie Mazowieckim oddalonym o 5 km od Warszawy.
Gala z udziałem czołowych kickboxerów jest kontynuacją prestiżowego widowiska „FIGHTERS NIGHT”, które wpisało się już na stałe w kalendarz profesjonalnych imprez pod patronatem Polskiego Związku Kickboxingu oraz ogólnopolskich imprez sportów walki. Podczas tej elitarnej imprezy będzie można podziwiać kunszt Mistrzów Świata, Europy i Polski. Federacja krajowa potwierdziła rywalizację o pasy mistrzowskie: Międzynarodowego Mistrza Polski oraz Zawodowego Mistrza Polski. O wysokim poziomie gali świadczą nazwiska, które znajdą się w karcie walk, podczas imprezy zobaczymy walki z udziałem mistrzów z Polski, Turcji, Macedonii, Ukrainy i Słowacji. Wśród najbardziej utytułowanych zawodników i zawodniczek z Polski walczących tego wieczoru wystąpią: Iwona Nieroda, Wojciech Kosowski, Dawid Kasperski, Arkadiusz Kaszuba, Patryk Proszek, Dawid Świerczyński oraz inni znani i utalentowani kickboxerzy.

PUNKTY SPRZEDAŻY BILETÓW:
Biuro Imbiriada, ul. Modlińska 310-312, Warszawa
Biuro BAYER TAXI, ul. Górczewska 216, Warszawa
Biuro FIGHTERS NIGHT, ul. Świętokrzyska 8, Ostrowiec Św.

BILETY DO NABYCIA ON-LINE:
www.kupbilecik.pl
www.biletyna.pl

ZAPRASZAMY SERDECZNIE!

Źródło: materiały prasowe

Ostatnie zadanie Khana

Brytyjczyk stanie w ringu po raz pierwszy w 2015 roku. Jego rywalem będzie Chris Algieri, który ma być ostatnią przeszkodą na drodze Amira Khana na drodze do walki z Floydem Mayweatherem Jr.

Brytyjczyk jest zdeterminowany, aby stanąć do rywalizacji z „Moneyem”. Khan chce udowodnić swoją wartość i pokazać, że jest wyjątkowym bokserem, a dodatkowo starcie z Mayweatherem byłoby szansą na ogromne pieniądze i wielkie laury. Z takiego założenia wychodzi Brytyjczyk. Pięściarz od dłuższego czasu podkreśla swoją gotowość do walki z Amerykaninem. Teoretycznie miałby być pierwszym, który pokona Mayweathera. Khan dużo mówi i chętnie eksponuje swoje umiejętności, ale często werbalnie. Rzecz jasna, że Brytyjczyk musi zbudować sobie właściwe zaplecze, aby do takiej walki doszło. Ważny jest nie tylko aspekt sportowy, ale także medialny i marketingowy. Dlatego też Khan stara się jak może, aby być na ustach niemalże wszystkich.

Wielce prawdopodobne jest, że Chris Algieri będzie dla Brytyjczyka ostatnią przeszkodą przed walką z Mayweatherem. Ostatnimi czasy Khan przyzwyczaił do oglądania go w akcji przez dwanaście rund. Na punkty wygrywał z Julio Diazem, Luisem Collazo oraz ostatnio z Devonem Alexandrem. Patrząc na przebieg kariery Brytyjczyka widać, że wraz z upływem czasu jego pobyt na ringu wydłuża się. Khan nie jest już tak efektowny i nie odprawia w mig kolejnych rywali. Z pewnością jest to związane z faktem, że wszedł on na wyższy poziom rywalizacji. Mistrz świata WBC kategorii junior półśredniej w swojej karierze trzykrotnie musiał przełknąć gorycz porażki. W 2012 roku Khan przegrał dwukrotnie i był to najgorszy rok w karierze brytyjskiego boksera. Porażka z Lamontem Petersonem oraz z Danny’m Garcią. Zwłaszcza przegrana z tym drugim była dotkliwa, gdyż Khan już w czwartej rundzie musiał schodzić z ringu. Teraz Brytyjczyk kontynuuje zwycięską serię i coraz poważniej myśli o kolejnych wielkich triumfach, ale najpierw musi pokonać z Amerykaninem.

Chris Algieri w poprzednim roku stoczył trzy pojedynki. Walki na wysokim poziomie, które pokazały, gdzie obecnie znajduje się Amerykanin. Algieri to bokser solidny, ale czeka go jeszcze sporo pracy, aby mógł być wymieniany jako czołowy pięściarz świata. 31-latek w czerwcu 2014 roku w pojedynku z Ruslanem Provodnikovem okazał się lepszy i zdobył tytuł mistrza świata WBO kategorii lekkopółśredniej. Prawdziwym wyzwaniem oraz testem dla Algieriego miało być starcie z Manny’m Pacquiao. Po dwunastorundowym pojedynku, w którym został zdominowany przez Filipińczyka musiał pogodzić się z pierwszą porażką w karierze.

29 maja w Barclays Center na Brooklynie Khan postara się odnieść kolejne zwycięstwo w zawodowej karierze, aby móc poważnie pomyśleć o starciu z Mayweatherem.

KM

Mistrz ze złamaną nogą

Legnica stała się areną zmagań kickbokserów w mistrzostwach Polski seniorów i juniorów w K-1. Wiele ciekawych pojedynków, w których toczyła się zacięta rywalizacja. Zawody zdominowali przedstawiciele wrocławskich klubów, dwa złote medale wywalczyli fighterzy z Legnicy.

W kategorii 60kg Marta Waliczek trafiła na twardą rywalkę w postaci Aleksandry Piaseckiej. Zawodniczka Beskidu Dragon Bielsko – Biała nie mogła pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji, ale zrealizowała wszystkie założenia i zdobyła złoty medal. Kolejny triumf w swojej karierze odniosła Róża Gumienna. Reprezentująca barwy Fightera Wrocław zawodniczka w finale kategorii 65kg pewnie pokonała Kamilę Bałandę. W 56kg z porażką musiała pogodzić się Iwona Nieroda, która uległa Małgorzacie Dymus. Kolejny triumf utytułowanej Pauliny Bieć w kategorii +70kg. W finałowym starciu fighterka z Wrocławia zwyciężyła Dominikę Gęborek. Mimo tytułu mistrzowskiego niepocieszona była Kamila Berek (70kg). Reprezentująca barwy GKS-u Champion Gdańsk zawodniczka została rozstawiona w półfinale, a w finale dostała walkowera.

Mistrz ze złamaną nogą to Eliasz Jankowski. Wielkie serce do walki, poświęcenie i chęć zwycięstwa charakteryzowały zawodnika Ognisko TKKF Olimp Legnica. W kategorii 63,5kg Jankowski spotkał się z Kamilem Szłapką. Wszystko było w porządku do drugiej rundy, kiedy to zawodnik gospodarzy doznał złamania kości śródstopia. Jankowski nie poddał się i kontynuował walkę o złoty medal. W ostatecznym rozrachunku wygrał, ale po pojedynku musiał udać się prosto do szpitala. Drugi z zawodników gospodarzy odniósł triumf w kategorii 67kg. To Mateusz Dąbrowski, który stoczył wyrównany pojedynek z Jarosławem Daschke z GKS-u Champion Gdańsk. W kategorii 91kg przez KO wygrał zawodnik z Głogowa Mateusz Hiki , który już w pierwszej rundzie rozprawił się z Mateuszem Plutą z Punchera Wrocław. Dawid Kasperski, który ostatnio na gali w Tallinie przegrał z Maxem Vorovskim, na mistrzostwach Polski udowodnił, że na krajowym podwórku nadal ma niepodważalną pozycję. Zawodnik Punchera Wrocław doskonali swoje umiejętności i bierze udział w kolejnych zawodowych galach. W finale mistrzostw Polski w K-1 w kategorii 86kg pokonał Patryka Zdrojewskiego. Do starcia warszawskich zawodników doszło w 75kg. W finale spotkali się zawodnicy stołecznej Palestry – Daniel Kolasiński i Bartosz Dołbień, zwycięsko z tej rywalizacji wyszedł ten pierwszy. Warto podkreślić, że był to pierwszy start Dołbienia w seniorskich mistrzostwach Polski i od razu dostąpił zaszczytu uczestnictwa w finale. Poza tym próżno szukać zawodników z Warszawy na pierwszych miejscach. W finale najcięższej kategorii (+91kg) Michał Bławdziewicz z Palestry uległ Michałowi Turyńskiemu z Fightera Wrocław. Kamil Ruta z MKS Wicher Kobyłka obronił tytuł zdobyty przed rokiem. W kategorii 81kg okazał się lepszy od Mateusz Rycerskiego z Victorii Szydłowiec.

Zwycięzcy mistrzostw Polski K-1:
-48 kg Patrycja Kamińska (Legion Głogów)
-56 kg Małgorzata Dymus (Fighter Wrocław)
-60 kg Marta Waliczek (Beskid Dragon Bielsko-Biała) 
-65 kg Róża Gumienna (Fighter Wrocław)
-70 kg Kamila Berek (GKS Champion Gdańsk)
+70 kg Paulina Bieć (KS Gym Fight Wrocław)
-57 kg Sebastian Słoń (Sportowy Klub Kickboxing Kielce) 
-63,5 kg Eliasz Jankowski (Ognisko TKKF Olimp Legnica)
-67 kg Mateusz Dąbrowski (Ognisko TKKF Olimp Legnica)
-71 kg Marcin Kret (UKS Puncher Wrocław)
-75 kg Daniel Kolasiński (Palestra Warszawa)
-81 kg Kamil Ruta (MKS Wicher Kobyłka)
-86 kg Dawid Kasperski (UKS Puncher Wrocław)
-91 kg Mateusz Hiki (Legion Głogów)
+91 kg Michał Turyński (Fighter Wrocław)

KM

Rafael dos Anjos

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 26 października 1984 roku w Rio de Janeiro.  Od 8 roku życia trenuje Brazylijskie Jiu Jitsu. 25 września 2004 roku zawodowo zadebiutował w MMA. Swój pierwszy pojedynek przegrał z Adriano Abu na punkty. Od 2004 do 2008 roku walczył na lokalnych galach w Brazylii notując bilans 11 wygranych i dwie przegrane walki, po czym podpisał kontrakt z UFC.  W swoim debiucie dla tej organizacji, który odbył się 15 listopada 2008 roku przegrał przez nokaut z Amerykaninem Jeremym Stephensem. W lata 2009-2011 to wygrane nad mniej znanymi zawodnikami jak: Robert Emerson, Kyle Bradley czy George Sotiropoulos oraz przegrane z Clayem Guida oraz Gleisonem Tibau. Od 2012 roku do 2013 roku zanotował serię pięciu zwycięstw. Passę wygranych walk przerwało jego starcie z Rosjaninem Chabiem Nurmagomiedowem. Do końca roku stoczył jeszcze 3 zwycięskie pojedynki, pokonując m.in. byłego mistrza UFC Bensona Hendersona. Pod koniec 2014 roku Brazylijczyk otrzymał szansę stoczenia walki o pas mistrzowski z Anthony Pettisem. Do tej walki doszło 14 marca 2015 roku. Dos Anjos niespodziewanie pokonał Pettisa i został nowym mistrzem UFC wagi lekkiej. 19 grudnia 2015 pokonał przez TKO w pierwszej rundzie Donalda Cerrone.

Junior Dos Santos

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 30 stycznia 1984 roku w Cacador. Junior jest posiadaczem czarnego pasa BJJ. Debiut w zawodowym MMA zaliczył w 2006 roku w wieku 21 lat. Walczył na mniejszych galach w Brazylii takich jak Demo Fight, Extreme Fighting Championship, Minotauro Fights oraz Mo Team League. Wygrał sześć z siedmiu pojedynków. Dla UFC Dos Santos zadebiutował 25 października 2008 roku na gali UFC 90. W tym pojedynku pokonał Fabricio Werduma, nokautując go w pierwszej rundzie.  Kolejną walkę stoczył na gali UFC 95, która odbyła się 21 lutego 2009 roku. Wygrał z debiutantem Stefanem Struve.  19 września 2009 roku Junior pokonał Mirko CroCopa. Na UCF 108 Santos miał się spotkać Gabrielem Gonzagą. Gonzaga jednak wycofał się z pojedynku z powodu choroby. Jego następcą został Gilbert Yvela, którego Dos Santos pokonał przez TKO. Do pojedynku z Gonzagą doszło 21 marca 2010 roku. Junior wygrał przez nokaut w pierwszej rundzie. 7 sierpnia 2010 roku Brazylijczyk walczył z Royem Nelsonem.  Dos Santos wygrał walkę decyzją sędziów.  Po zwycięstwie z Nelsonem, Junior Dos Santos miał walczyć z Cainem Velasquezem o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej, jednak kontuzja wyeliminowała posiadacza pasa na rok. 12 listopada 2011 roku Dos Santos spotkał się z Cainem Velesquezem w walce o tytuł. Brazylijczyk pokonał Amerykanina w 64 sekundy pierwszej rundy przez nokaut. W maju 2012 roku Santos miał walczyć z Alistairem Overeemem. 4 kwietnia 2012 Komisja Atletyczna Stanu Nevada ogłosiła, że w krwi Overeema wykryto niedozwolone substancje. W rezultacie stracił licencje na rok. 20 kwietnia tego roku Dana White ogłosił, że nowym rywalem Brazylijczyka będzie Frank Mir. Junior Dos Santos pokonał Mira przez nokaut w drugiej rundzie. Rewanż przeciwko Velesquezowi odbył się 29 grudnia 2012 roku. Brazylijczyk został zdominowany przez Amerykanina i przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów. Po porażce z Velesquezem, Dos Santos walczył z Markiem Huntem, którego pokonał przez nokaut w trzeciej rundzie. Do trzeciego starcia między Santosem a Velesquezem doszło 19 października 2013 roku. I tym razem lepszym okazał się Amerykanin, który dominował cały pojedynek i wygrał walkę przez TKO w piątej rundzie.  13 grudnia 2014 roku Dos Santos pokonał Stipe Miocica jednogłośnie na punkty.  19 grudnia 2015 roku przegrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie z Alistairem Overeemem. 10 kwietnia 2016 roku wygrał przez jednogłośna decyzję z Ben Rothwell.

Materla ostro ciął

Gala KSW 31 elektryzowała wszystkich ze względu na pojedynek Michała Materli z Tomaszem Drwalem. To było danie główne. Nie zabrakło emocji w innych walkach.Mariusz Pudzianowski wprawił w zachwyt.

Dwa pojedynki z undercard zapowiadały, że gala główna może dostarczyć wrażeń. W pierwszym pojedynku stanęli naprzeciw siebie potężni Michał Gułaś i Jędrzej Maćkowiak. „Wałujew” debiutował na KSW, ale na początku starcia dostał dwa mocne ciosy i wydawało się, że może mieć kłopoty. Maćkowiak postanowił sprowadzić Gułasia do parteru. Tam zupełnie zdominował przeciwnika i ciosami z góry stopniowo rozbijał jego twarz. Zakrwawiony Gułaś nie miał sił, był bezradny wobec natarcia rywala. Na trzy sekundy przed końcem pierwszej rundy rywalizacja zakończyła się zwycięstwem Maćkowiaka. Grzegorz Szulakowski okazał się lepszy od Patryka Grudniewskiego. W drugiej rundzie zwyciężył przez duszenie zza pleców.

W wadze półciężkiej doszło do starcia Tomasza Narkuna i Karola Celińskiego. Pojedynek zapowiadał się interesująco, ale szybko zakończył się. Narkun obalił rywala i intensywnie pracował w parterze. Celiński odklepał. Po raz kolejny na gali KSW pokazał się Jay Silva, który prowadził zażarte boje z Michałem Materlą. Tym razem rywalizował z Turkiem Azzizem Karaoglu. Silva nie miał łatwego zadania, gdyż trafił na przeciwnika dobrze dysponowanego. Karaoglu mocnym prawym zamroczył Amerykanina i dzieła dokończył serią ciosów. Potrzebował na pokonanie Silvy dziewięćdziesięciu czterech sekund.

Karol Szymuszowski debiutował na gali organizacji KSW. 25-latek stanął przed ogromnym wyzwaniem, gdyż przyszło mu toczyć bój z doświadczonym i mocnym Maciejem Jewtuszką. „Irokez” przyzwyczaił do efektywności, jednak tym razem nie był w stanie zaprezentować swoich najlepszych zagrań. Szymuszowski nadawał ton walce i zbierał kolejne punkty w parterze. Jewtuszko przebudził się w trzeciej rundzie, ale to było za mało. Zwycięstwo Szymuszowskiego na punkty. W walce o pas kategorii półciężkiej wszyscy spodziewali się emocji, a nie ma, co ukrywać – było dość nudno.  Dwa mocne nazwiska Goran Reljić i Attila Vegh miały zagwarantować najwyższy poziom, ale zaskoczyli negatywnie. Zawodnicy byli uważni aż do bólu. Jedna akcja warta jest odnotowania. Reljić przystąpił do ataku i wskoczył na plecy Vegha, aby wykonać duszenie zza pleców, ale Słowak efektownie obrócił się w powietrzu. Chorwat upadł na głowę, co wyraźnie go zamroczyło. W tym temacie na tyle. Jedno efektowne zagranie wystarczyło, taktycznie walka przemyślana, ale w aspekcie czysto wizualnym za wiele nie działo się. Na punkty wygrał Reljić.

Karol Bedorf był zdecydowanym faworytem starcia z Peterem Grahamem. „Coco” zdominował dwie pierwsze rundy, kiedy to okładał Australijczyka w parterze. Warto podkreślić, że ciosy krzywdy rywalowi Polaka nie zrobiły. Graham starał się bronić, a uderzenia Bedorfa pozbawione były elementu szybkości. W trzeciej odsłonie Australijczyk ruszył na Polaka. Zaskoczony Bedorf był bezradny i przyjął kilka nieprzyjemnych ciosów, ale w porę otrząsnął się. Sędziowie zgodnie punktowali 30-27 dla Polaka. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a na pewno nie Rolles Gracie. Mariusz Pudzianowski wziął ogromny zamach i potężnie trafił Brazylijczyka w okolice ucha, po czym ten padł. „Pudzian” nawet nie musiał kontynuować natarcia, gdyż Gracie nie był w stanie kontynuować pojedynku. Jednym ciosem Pudzianowski wyłączył prąd Brazylijczykowi. A walka trwała jedynie dwadzieścia siedem sekund.

Największa walka w historii polskiego MMA – Materla vs Drwal. Stanęli naprzeciw siebie i mieli stworzyć widowisko. Pierwsze kroki świadczyły o szacunku jakim siebie darzą. Drwal starał się wykorzystać stójkę, aby poskromić Materlę. „Magic” przyjął kilka ciosów i już po pierwszej rundzie widać było, że ma lekko naruszony łuk brwiowy. Drwal spokojnie i z dystansem, Materla starał się podkręcać tempo i złapać rywala, jednak ten uciekał, aby nie wpaść w szpony mistrza. Jednak z każdą minutą Drwal miał coraz większe problemy z wytrzymałością. W końcu Materla obalił byłego zawodnika UFC i w parterze wykonał swoje zadanie. Obezwładnił Drwala, który nie mógł wyciągnąć rąk i obijał jego twarz. Krok po kroku Materla realizował swój plan, a rywal nie był mu w stanie odpowiedzieć. Na cztery sekundy przed końcem sędzia przerwał walkę.

Gala KSW 31 obfitowała w ciekawe momenty. Już początek zwiastował wielkie emocje. Celne i mocne uderzenia, które kończyły kolejne pojedynki były niezwykłą atrakcją. Karaoglu pokazał, że może być częstym gościem w Polsce. „Pudzian” zaliczył pierwszy czysty nokaut w karierze. Rozczarowali Reljić i Vegh, ale to zawodnicy o wysokich umiejętnościach. A walka wieczoru była ciekawa, spokojna, techniczna i przemyślana. Po KSW 31 pojawiają się pytania. Czy w końcu dojdzie do starcia Materla – Khalidov? Zasadne jest również zastanowienie się nad kwestią ewentualnej rywalizacji Bedorfa i Pudzianowskiego.

KM

Nieudana próba

Zawody World Masters Judo w Rabacie miały pokazać, kto w roku przedolimpijskim jest kandydatem do medalu w Rio de Janeiro. Trzy Polki – Agata Ozdoba, Daria Pogorzelec oraz Katarzyna Kłys oblały ten test. Kolejnym ważną imprezą w tym sezonie będą mistrzostwa świata w Astanie.

Turniej World Masters stał się okazją do spotkania najlepszych judoków. W rywalizacji wzięło udział po szesnastu zawodników i zawodniczek z każdej kategorii wagowej, czyli światowa czołówka. Był to ważny turniej, a zarazem możliwość, dzięki której judocy mogli przekonać się w jakiej są dyspozycji na rok przed igrzyskami. Ponadto, była to szansa weryfikacji obecnych możliwości w rywalizacji z najlepszymi. Turniej w Rabacie jest jednym z ważniejszych punktów na drodze do Rio. Turniej World Masters dał obserwatorom szansę na przekonanie się, kto faktycznie jest w stanie sięgać w tym i przyszłym sezonie po najwyższe laury.

Czy w tym gronie będą reprezentanci Polski? W Rabacie zaprezentowały się trzy panie – Agata Ozdoba, Daria Pogorzelec oraz Katarzyna Kłys i gdyby posługiwać się terminologią szkolną to należy jasno stwierdzić, że oblały ten test. Z występem każdej z nich wiązano nadzieje. Największe rzecz jasna z Darią Pogorzelec, która ostatnimi czasy imponowała formą. W zawodach w Zagrzebiu, a następnie w Baku Polka wywalczyła brązowe medale. Uporała się m.in. z mistrzynią olimpijską z Londynu Kaylą Harrison. Pogorzelec rozbudziła apetyty i udowodniła, że jest na dobrej drodze, aby w mistrzostwach świata w Astanie. W Maroko miała udowodnić dobrą dyspozycję, ale tak nie stało się. Lepsza od Polki okazała się reprezentantka Niemiec Luise Malzahn. W kategorii 70 kg triumfowała Kayla Harrison.

Dyspozycja Katarzyny Kłys była sporą niewiadomą. Brązowa medalista mistrzostw świata w Czelabińsku chce wrócić na właściwe tory i tak jak w poprzednim sezonie zajmować czołowe miejsce w zawodach międzynarodowych. Być może wykorzysta swoją szansę w Astanie, ale w Rabacie tego nie zrobiła. Kłys należy oddać, że stanęła przed trudnym zadaniem. Polka w pierwszej walce trafiła na Kim Polling z Holandii, która zwyciężyła rywalizację w 78kg. Szczęścia nie miała również Agata Ozdoba (63kg). Polka poległa w rywalizacji z reprezentantką Chin Junxią Yang. Triumfowała Miku Tashiro z Japonii.

Warto odnotować dobry występ Naoshiry Takato. Japończyka, co prawda zabraknie na mistrzostwach świata w Astanie, ale w Rabacie pokazał, że nadal jest czołową postacią judo. Takato triumfował w kategorii 60kg, a w finale uporał się z Orkhanem Safarovem. Bezkonkurencyjny w wadze +100kg okazał się gwiazdor z Francji Teddy Riner. Tyle szczęścia nie miała jego rodaczka Helene Receveaux, która w finale 57kg uległa Sumiyi Dorjsuren z Mongolii.

KM

Wyczekiwana walka gwiazd

Takiej walki w polskim MMA nie było. 23 maja w Ergo Arenie naprzeciw siebie staną Michał Materla i Tomasz Drwal. Będzie to walka o pas wagi średniej.

Starcie długo wyczekiwane przez fanów polskiego MMA. Walka dwóch utytułowanych zawodników, której stawką będzie mistrzowski pas KSW. Dla Drwala będzie to debiut w najlepszej polskiej organizacji mieszanych sztuk walki. Przez długi czas wydawało się, że to starcie jest niemożliwe. A jednak. Może to być jedna z najlepszych walk w historii polskiego MMA.

A na pewno w historii KSW. Materla od trzech lat dzierży w swoich dłoniach pas wagi średniej i odprawia kolejnych pretendentów. Tym razem popularny „Magic” musi przygotować się na prawdziwą przeprawę – pełną wyzwań i zaciętości. Drwal to legenda polskiego MMA. Zawodnik, który jako pierwszy Polak zaprezentował się w UFC. W Ergo Arenie zagrzmi, posypią się gromy – takie jest założenie. Inaczej być nie może. Podobne emocje towarzyszyły pojedynkowi Pudzianowski – Nastula, ale tym razem ładunek emocjonalny jest o wiele większy. Zwłaszcza, że spotka się dwóch wielkich specjalistów od MMA.

Materla stworzył sagę pojedynków z Jay’em Silvą. Trzy pojedynki na KSW miały wskazać, kto jest lepszy. Fighterzy nie mogli osiągnąć kompromisu. Za pierwszym razem Materla wygrał na punkty, jednak Silva nie był z tego werdyktu zadowolony. Na KSW  24 Amerykanin wziął rewanż na Polaku i wypunktował go już w drugiej rundzie. Pół roku później doszło do trzeciego starcia Materli i Silvy. Po tej walce ręce w geście triumfu wzniósł Polak, który określany jest mianem najlepszego polskiego fightera wagi średniej. Ostatni czas przebiegał właśnie pod dyktando sagi z Silvą, jednak Materla stoczył kilka pojedynków. Na dobrą sprawę Polak nie przegrywa. Gdyby pominąć porażkę z Silvą,  wychodzi na to, że Materla po raz ostatni schodził z ringu pokonany w czerwcu 2007 roku. Jednak dawno mistrz KSW nie stanął przed tak trudnym wyzwaniem.

Tomasz Drwal – legenda polskiego MMA. Zawodnik, który w UFC debiutował w2007 roku. Drwal dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie stoczył sześć pojedynków. Debiutował w starciu z Thiago Silvą, jednak w drugiej rundzie przegrał po szaleńczych atakach rywala. Trzy kolejne pojedynki wygrał i to w sposób niezwykle efektowny – dwa przez nokauty, jeden przez poddanie. W 2010 roku Drwal wystąpił na UFC po raz ostatni. Przegrał dwa pojedynki i jego przygoda w Stanach Zjednoczonych dobiegła końca. Od tego  czasu stoczył zaledwie cztery walki, ale wszystkie bez większego wysiłku wygrał. Dla Drwala rywalizacja z Materlą też jest ogromnym wyzwaniem, do którego musi się należycie przygotować.

Opanowanie i doświadczenie byłego zawodnika UFC spotka się z żywiołowością oraz nieprzewidywalnością mistrza KSW. Pojedynek, który może przejść do historii. Zapowiada się uczta. Byle na stole pojawiły się smakołyki najwyższych lotów. Drwal – Materla starcie jakiego nie było.

Gala KSW 31 w systemie pay-per – view.

 

KM

Janik nie pomścił Włodarczyka

Łukasz Janik stanął przed ogromną szansą. Polak walczył o mistrzostwo świata WBC wagi junior ciężkiej z Grigorijem Drozdem. Na ringu w Moskwie górą okazał się obecny czempion.

Janik na przygotowania do walki miał niewiele czasu. Można powiedzieć, że Polak skorzystał z okazji, która mu się trafiła. Nieszczęście jednego może okazać się szczęściem drugiego – tak należy ująć całą sprawę. Z Drozdem miał walczyć Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, który chciał odzyskać pas mistrza świata WBC, jednak nie było mu to dane. Wszystko przez chorobę. Włodarczyk przyjmował antybiotyk i nie mógł w pełni przygotować się do walki. „Diablo” zrezygnował, a obóz Drozda skorzystał z propozycji i przyjął ofertę Janika.

Przed pojedynkiem eksperci oceniali, że Polak nie ma większych szans w starciu z Rosjaninem. Sam Janik głęboko wierzył w sukces i szczęście, które już raz się do niego uśmiechnęło.  Początek starcia nikogo nie porwał, gdyż walka przebiegała spokojnie. Należy zaznaczyć, że Drozd był aktywniejszy, co przekładało się na postrzeganie jego postawy przez sędziów. Janik sprawiał wrażenie trochę wycofanego. Polak nie pozwolił zaskoczyć się, stosował szczelną obronę, ale mimo to Rosjanin znalazł sposób na rywala. Z pewnością Janik odczuwał ciosy na wątrobę. W czwartej rundzie pojawił się niepokojący sygnał, który sprawił, że Drozd ocenił, iż nadszedł jego czas. Janik sprawiał wrażenie zmęczonego, a Rosjanin słał kolejne ciosy na korpus. Z każdą upływającą minutą Polak wyglądał gorzej. W piątej rundzie Janik trafił rywala, jednak nie dało mu to wymiernych efektów. Drozd nadal prowadził walkę. A w szóstej odsłonie wyraźnie było widać, że Janik słabnie i jedynie klincz pozwala mu nie upaść na deski. Siódma runda zdecydowanie dla Drozda. Janik był bezsilny, przyjmował kolejne ciosy, ale nie potrafił odpowiedzieć. W końcu Polak padł na deski, jednak udało mu się wstać i dotrwać do gongu. Nie wyglądał najlepiej, ale kontynuował walkę. Przetrwał ósmą rundę, ale w kolejnej zabrakło już sił. Seria ciosów Drozda, na które Janik nie odpowiedział sprawiły, że sędzia przerwał pojedynek.

Polski pięściarz nie przeszedł odpowiednich przygotowań do walki. Możliwość starcia o mistrzostwo świata pojawiła się w ostatniej chwili i Janik z niej skorzystał. W ringu wyszło, że ma braki kondycyjne. Można dywagować jakby Janik wyglądał po normalnie przepracowanym okresie przygotowań, ale oddać mu należy, że podjął wyzwanie. Sportowo z pewnością był to najtrudniejszy pojedynek w karierze Polaka. Drozd okazał się lepszy i tym samym po raz pierwszy obronił mistrzowski pas. Warto nadmienić, że Janik jest trzecim Polakiem, z którym uporał się Rosjanin. Wcześniej jego ofiarami padli Mateusz Masternak i Krzysztof Włodarczyk.

KM

Jak ubrać się na rozgrywki airsoftowe?

Rozgrywki airsoftowe zazwyczaj odbywają się w opuszczonych miejscach, gdzie nie ma wielu przechodniów. Warto zadbać o to, aby ubrać się na nie odpowiednio. Dzięki temu komfort zabawy będzie wyższy, ciężko będzie o zadrapania a same ubrania wytrzymają przez dłuższy czas bez uszkodzeń! Jakie ubrania wybrać i gdzie je kupować?

Zimą bielizna termiczna

Zimą warto założyć bieliznę termiczną! W okresie, kiedy na ulicach leży śnieg zazwyczaj dba się jedynie o to, aby obuwie było suche, ale naprawdę ważna jest odpowiednia bielizna termiczna. Dlaczego właśnie termiczna? Ponieważ odprowadza ona wilgoć od ciała i sprawia, że skóra pozostaje sucha co znacznie podnosi komfort jej noszenia. Poza tym pomaga ona zatrzymać ciepło przez cały czas i nie ma mowy o odmrożeniach czy oziębieniach. W końcu rozgrywki airsoftowe odbywają się zazwyczaj na zewnątrz albo w dużych, półotwartych budynkach, więc łatwo o mróz i niskie temperatury.

Okulary, rękawice, ochraniacze

Bardzo ważnym elementem jest ochrona twarzy. W końcu to nie jest prawdziwa wojna, podczas której w imię walki o wolność można poświęcić wygląd swojej twarzy! To tylko zabawa i nie powinna ona sprawiać żadnego zagrożenia. Dzięki masce chronione są zęby,a okulary dbają o oczy. Rozgrywki airsoftowe często odbywają się w miejscach niekoniecznie bezpiecznych, w których dużo jest potłuczonego szkła lub starych metalowych elementów. Warto wtedy nosić rękawice oraz ochroniacze na łokcie i kolana – w razie upadku ochronią przed skaleczeniami i dzięki temu nie grożą żadne zakażenia.

Wytrzymałe ubrania

Wytrzymałość ubrań jest tutaj kluczowa. Muszą one być najwyższej jakości, tak aby bez problemów służyć w deszczu, błocie, upale i ekstremalnych warunkach! Najlepszym wyborem są ubrania militarne, taki jak sprzedawane w sklepie shotgun.com.pl. Są one naprawdę mocne i pozwolą na długie użytkowanie. Najlepiej jest bez względu na porę roku nosić długie spodnie oraz długą koszulę lub koszulkę z długim rękawem. Dzięki temu chroni się lepiej ciało przed kulkami z broni ASG, poza tym jest ono chronione przed różnymi uszkodzeniami. Jak znaleźć dobrej jakości ubrania doskonałej jakości? Na pewno warto je kupować tylko w sprawdzonych sklepach. Ważne jest także obuwie. W airsofcie łatwo o poślizgnięcia i upadki, więc buty muszą chronić przed skręceniem kostki, a także przed przebiciem się przez podeszwę szkła.Wszystkie przedmioty związane z ochroną przed urazami znajdziesz u asg szczecin – nakolanniki, nałokietniki, kaski, okulary, gogle.

World Masters w judo: gwiazdy wystąpią w Afryce

Kontynent afrykański rzadko gości największe zawody judo. W najbliższy weekend w marokańskim Rabacie startować będą największe gwiazdy tego sportu. W World Mastersie wystąpią też trzy Polki – Agata Ozdoba (-63 kg), Katarzyna Kłys (-70 kg) i Daria Pogorzelec (-78 kg). Transmisje z zawodów w sobotę i niedzielę o godzinie 18:00 w telewizji FightKlub.

Reprezentantki Polski regularnie walczą o medale podczas zawodów rangi Grand Slam i Grand Prix. Oprócz wspomnianej trójki, w tym roku bardzo dobrze spisuje się również Agata Perenc, która stosunkowo niedawno zmieniła kategorię wagową z -57 kg na -52 kg. Już sporo awansowała w rankingu, ale jeszcze nie na tyle, aby uzyskać prawo występu w WM. W tym turnieju rywalizują judoczki i judocy z pozycji 1-16 na liście IJF. Jeśli ktoś rezygnuje z udziału, na jego miejsce wchodzi następna osoba z rankingu.

Agata Ozdoba i Daria Pogorzelec przygotowywały się w swoich klubach, we Wrocławiu i Gdańsku, zaś Katarzyna Kłys przebywała na zgrupowaniu w Turcji.

– W Antalyi z mojej kategorii wagowej były m.in. Kanadyjka Kelita Zupanicić i Niemka Laura Vargas Koch oraz wiele innych mocnych zawodniczek. Jestem zdrowa i gotowa do walki w Maroku. W kat. -70 kg są zgłoszone wszystkie najlepsze judoczki, więc której bym nie wylosowała, muszę walczyć na maksa – powiedziała Katarzyna Kłys, która rok temu zdobyła brązowy medal Mistrzostw Świata w Czelabińsku.

Tym razem nie będzie nikogo z męskiej kadry. Najbliżej wyjazdu był zwycięzca Pucharu Świata w Warszawie Maciej Sarnacki ( 100 kg), ale na przeszkodzie stanęły problemy z żebrami.

World Masters rozgrywany jest od 2010 roku. Do tej pory Biało-Czerwoni wywalczyli tylko jeden medal – Urszula Sadkowska ( 78 kg) w pierwszej edycji w mieście Suwon w Korei Płd. Obecnie w jej wadze startuje Katarzyna Furmanek, która przeniosła się z kat. -78 kg. W najbliższych dniach trenować będzie w Japonii.

– Myślę, że decyzja Kasi o przenosinach do wagi ciężkiej była strzałem w dziesiątkę. Ma szansę na naprawdę niezłe wyniki – powiedziała Daria Pogorzelec.

Źródło: materiały prasowe

Nadchodzi czas wielkich finałów Boxcino 2015!

Nadchodzi czas wielkich finałów Boxcino 2015!
W nocy z piątku na sobotę będziemy na żywo w FightKlubie świadkami dwóch 10-rundowych starć finałowych turnieju Boxcino kategorii junior średniej oraz “królewskiej” wadze ciężkiej. Na pierwszy ogień pójdą ciężkie armaty w dywizji bez górnego limitu wagowego. Urodzony w Rosji, a obecnie robiący karierę w Hollywood Andriej Fedosow (27-3, 22 KO) stanie w jednym ringu z 27-letnim AmerykaninemDonovanem Dennisem (14-2, 11 KO). W drugim z finałów, 25-letni Brandon “Cannon” Adams (17-1, 12 KO) skrzyżuje rękawice z rok starszym Johnem “Apollo Kidd” Thompsonem (16-1, 5 KO) w limicie do 154 funtów. Dla Adamsa jest to drugie podejście do tytułu Boxcino, w zeszłym roku doszedł do finału w wadze średniej, gdzie jednak uległ na punkty w pojedynku z Williem Monroe Juniorem. Czy teraz mu się uda?Okaże się w nocy z piątku na sobotę o 04:00, powtórka w sobotę o 11:30.

XII Grand International WUSHU Festival

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z XII GRAND INTERNATIONAL WUSHU FESTIVAL, który odbędzie się w dnia 5-7 czerwca 2015 r. w Warszawie.

 

Plan transmisji na żywo:

 

6 czerwca 2015 r. (sobota) – od godz. 9.00 do godz. 18.00 – Konkurencje form sportowych i tradycyjnych oraz eliminacje walk Sanda (pełny kontakt) i Qingda (lekki kontakt)

SOBOTA – plan dnia

9.00 – 10.00 dywan niebieski Formy Sportowe
10.00 – 11.00 dywan zielony Formy Tradycyjne
11.00 – 12.00 platforma Walki Sanda i Qingda
12.00 – 13.00 dywan zielony Formy Tradycyjne
13.00 – 14.00 OTWARCIE
14.00 – 15.00 platforma Walki Sanda i Qingda
15.00 – 16.00 dywan zielony Formy Tradycyjne
16.00 – 17.00 platforma Walki Sanda i Qingda
17.00 – 18.00 mix z dywanu zielonego i niebieskiego
18.10 ZAKOŃCZENIE

 

7 czerwca 2015 r. (niedziela) – od godz. 9.00 do godz. 18.00 – konkurencje form sportowych i tradycyjnych oraz półfinały i finały walk Sanda/Qingda

[kod]

KSW 31: Reljić walczy o pas

Tym razem organizacja KSW zaprasza na galę do Ergo Areny. Nie zabraknie gwiazd. O pas w kategorii 93kg powalczy Goran Reljić, którego rywalem będzie Attila Vegh. Na gali wystąpią także Karol Bedorf i Mariusz Pudzianowski.

„Pudzian” zmierzy się z członkiem legendarnego klanu – Rollesem Gracie. Brazylijczyk ma nazwisko, jednak czołową postacią światowego MMA nie jest. Pudzianowski i Gracie mają taki sam bilans. Do tej pory stoczyli jedenaście pojedynków, z czego osiem wygrali, a trzy przegrali. W lepszym nastroju do walki przystępuje Pudzianowski, który wygrał trzy ostatnie starcia. W pamięci wszystkich pozostał  długodystansowy i pełen emocji bój z Pawłem Nastulą. Warto dodać, że Pudzian wygrywa, ale w ostatnim czasie tylko i wyłącznie przez decyzje sędziów, więc zapowiada się długi pojedynek. Ostatni raz przez nokaut Polak zwyciężył we wrześniu 2012 roku, kiedy pokonał Christosa Piliafasa. Rolles Gracie zaprezentuje się na KSW po raz drugi i będzie chciał pozostawić po sobie lepsze wrażenie niż podczas debiutu. W premierowym starciu Brazylijczyka wypunktował Karol Bedorf. Gracie niecierpliwie czeka na zwycięstwo, gdyż ostatni raz miał przyjemność triumfować w grudniu 2012 roku.

Karol Bedorf konsekwentnie odprawia kolejnych rywali na KSW. „Coco” stał się mocnym nazwiskiem organizacji i czołową postacią polskiego MMA. W Ergo Arenie w limicie 120kg zmierzy się z Peterem Grahamem. Australijczyk jest już wiekowy i trochę powolny, ale w Polsce pokazał się z dobrej strony. Podczas KSW 28 pokonał Marcina Różalskiego, choć polski fighter przeważał, ale popełnił błąd, który wykorzystał Graham. 39-letni Australijczyk w swojej karierze walczył m.in. w Bellatorze. Ostatni czas w wykonaniu Grahama wygląda delikatnie mówiąc –słabo. W 2015 roku Australijczyk stoczył jeden pojedynek, w którym musiał uznać wyższość Denisa Goltsova. Wygrana z Różalskim nastąpiła po dwóch porażkach w Bellatorze. Co ciekawe, we wrześniu 2009 roku Graham przegrał rywalizację z Rollesem Gracie, z którym kilka miesięcy temu wygrał Bedorf. „Coco” powinien uporać się z wiekowym Australijczykiem.

Goran Relijć ma za sobą przygodę w UFC, o której chciałby zapomnieć. Chorwat stoczył dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki cztery pojedynki, z których tylko jeden zakończył się jego triumfem. W Polsce radzi sobie jednak bardzo dobrze. Tylko Jan Błachowicz znalazł sposób na Relijcia, który nie poddał się i wrócił na KSW i zrobił wszystko, aby walczyć o pas. Odprawił Karola Celińskiego i Tomasza Narkuna, co dało mu szansę na rywalizację o mistrzostwo. Jego rywalem będzie Attila Vegh, który po czterech latach wraca na KSW. 29-letni Słowak ostatnio brylował na galach Bellatora. Mimo stosunkowo młodego wieku ma już na swoim koncie ponad trzydzieści pojedynków w MMA. Twardy wojownik ze Słowacji będzie chciał zdobyć pas i udowodnić Chorwatowi, że jeszcze nie osiągnął najwyższego poziomu. Warto dodać, że w początkach swojej kariery Vegh musiał uznać wyższość Łukasza Jurkowskiego.

Na KSW 31 zaprezentują się fighterzy, z którymi rozprawił się Relijć. Celiński i Narkun będą chcieli odpowiedzieć na pytanie, który z nich jest najlepszym polskim zawodnikiem w limicie 93kg. W Ergo Arenie wystąpi popularny w Polsce Jay Silva. Kolejny pojedynek stoczy Maciej Jewtuszko, który stanie do rywalizacji z Kamilem Szymuszowskim. W undercard dwie walki: Patryk Grudniewski – Grzegorz Szulakowski oraz Jędrzej Maćkowiak – Marcin Gułaś.

KM  

Randy Couture

Amerykański zapaśnik oraz zawodnik MMA urodzony 22 czerwca 1963 roku w Lynnwood. W swojej karierze zapaśniczej czterokrotnie zdobył mistrzostwo USA w stylu klasycznym: dwukrotnie w kategorii wagowej 90kg (1990,1993) i dwukrotnie w 97kg (1997,1999). Dwukrotnie reprezentował kraj na mistrzostwach świata i był rezerwowym reprezentantem na trzech Igrzyskach Olimpijskich (1988,1992,1996). Złoty medalista Igrzysk Panamerykańskich w 1991 roku. Pięciokrotny medalista Mistrzostw Panamerykańskich. W swoim debiucie w MMA, w 1997 roku wygrał turniej UFC 13. W październiku tego roku, po zwycięstwie nad Maurice’em Smithem, został po praz pierwszy mistrzem UFC wagi ciężkiej. Następnie odszedł z tej organizacji i związał się z japońską organizacją Rings. W 2000 roku powrócił do UFC i po pokonaniu Kevina Randlemana ponownie został mistrzem UFC wagi ciężkiej. W 2001 roku wystartował w turnieju finałowym Rings, jednak przegrał przez poddanie z Valentijnem Overeemem. Następnie dwukrotnie obronił pas mistrzowski UFC w walkach z Pedro Rizzo, po czym stracił go na rzecz Josha Barnetta. Po tej walce w organizmie Barnetta wykryto niedozwolone substancje, w wyniku czego odebrano mu tytuł i zdyskwalifikowano. W tej sytuacji zorganizowano walkę o wakujący pas wagi ciężkiej i wyznaczono do niej Couture’a oraz Ricco Rodrigueza. Randy doznał dotkliwej porażki. Wkrótce potem postanowił się przenieść do kategorii półciężkiej. W czerwcu 2003 roku pokonał Chucka Liddella w walce o tymczasowy pas mistrzowski. We wrześniu 2003 roku, wygrał z mistrzem tej kategorii wagowej Tito Ortizem, stając się tym samym pierwszym zawodnikiem w UFC który zdobył pas mistrzowski dwóch kategorii wagowych. Mistrzostwo stracił na rzecz Vitora Belforta, lecz pół roku później odzyskał je pokonując Belforta przez techniczny nokaut. W 2005 roku został trenerem w reality show The Ultimate Fighter. Drugim trenerem był Chuck Liddell, i to z nim miał walczyć w kolejnej walce. Szybko jednak został znokautowany i stracił pas. Do trzeciego starcia doszło w 2006 roku i ponownie lepszym okazał się Chuck Liddell. Po tej porażce ogłosił zakończenie sportowej kariery.  W marcu 2007 roku zmierzyć się z Timem Sylvią. 43 letni Couture zdominował swojego rywala i wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Został pierwszym zawodnikiem UFC, który pięciokrotnie sięgał po pas mistrzowski. W sierpniu 2007 roku broniąc tytuł pokonał przez TKO Gabriela Gonzagę. Po tym jak mistrz wagi ciężkiej Pride FC Fiodor Jemieljanienko oznajmił, że nie zamierza się wiązać z UFC, Amerykanin ponownie ogłosił zakończenie sportowej kariery, tłumacząc że walka z Rosjaninem była jego ostatnim wyzwaniem w MMA. Jednak niecały rok później podpisał z UFC nową umowę na trzy walki. Pierwsza z nich odbyła się 15 listopada 2008 roku przeciwko Brockowi Lesnarowi. Stawką tego pojedynku był pas mistrzowski wagi ciężkiej. Couture przegrał  przez TKO w drugiej rundzie. Po kolejnej porażce tym razem z Antonio Nogueirą, zdecydował się na powrót do wagi półciężkiej. 14 listopada 2009 roku pokonał przez jednogłośną decyzję Brandona Verę. 6 lutego 2010 pokonał Marka Colemana. 28 sierpnia 2010 roku wygrał przez poddanie z Jamesem Toneyem.  30 kwietnia 2011 roku podczas UFC 129 został znokautowany przez Lyoto Machidę. Po tej walce blisko 48 letni Couture ogłosił zakończenie sportowej kariery.

Atak trzech Polek

Czy odniosą sukces? Agata Ozdoba (63 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) oraz Daria Pogorzelec (78 kg) wystąpią w turnieju World Masters w Maroko, który odbędzie się w dniach 23-24 maja.

Zapowiada się rywalizacja na najwyższym poziomie. W Maroko zaprezentują się czołowe postaci światowego judo. Można powiedzieć, że będą to mini – mistrzostwa świata, gdyż w turnieju wystąpi po szesnastu najlepszych zawodników i zawodniczek w każdej kategorii wagowej. Tym samym o sukces będzie niezwykle trudno i trzeba dołożyć wszelkich starań, aby osiągnąć dobry rezultat. Polki mają zadanie o tyle utrudnione, że żadna z nich nie jest rozstawiona w World Masters. Już na początku przyjdzie im rywalizować z zawodniczkami z pierwszej ósemki światowego rankingu.

W ostatnim czasie w najlepszej dyspozycji jest Daria Pogorzelec. Polka notuje kapitalne występy w międzynarodowych zawodach i zbiera cenne punkty w rankingu olimpijskim. W Pucharze Świata w Zagrzebiu Pogorzelec wywalczyła brązowy medal, w Grand Slam w Baku powtórzyła wynik. Warto zaznaczyć, że Polka radziła sobie świetnie i odprawiała z kwitkiem utytułowane rywalki. W Baku wyższość naszej zawodniczki musiała uznać Kayla Harrison – mistrzyni olimpijska z Londynu. Guusje Steebhuis wygrała zawody w Azerbejdżanie, jednak wcześniej w Zagrzebiu poniosła porażkę w starciu z Darią Pogorzelec, która pozbawiła Holenderkę szans na medal. Reprezentantka Polski musi utrzymać dobrą dyspozycję, aby zapewnić sobie start na igrzyskach w Rio de Janeiro. Jeśli nadal będzie osiągała takie wyniki to z pewnością wystąpi w Brazylii. Na dzień dzisiejszy bilety do Rio mogą rezerwować Agata Ozdoba oraz Katarzyna Kłys. Brązowa medalista mistrzostw Europy z Montpellier utrzymuje stabilną formę, choć nie osiąga  spektakularnych wyników. Polak gromadzi punkty w rankingu olimpijskich. W ostatnim starcie w Baku zajęła 5. pozycję. Akcje Katarzyny Kłys nadal stoją wysoko, jednak w tym sezonie zawodniczka występująca w kategorii 70kg nie wzbiła się na szczyt.

Także przed występem w Maroko największe nadzieje wiązane są z Darią Pogorzelec. W prestiżowym turnieju pula nagród wynosi 200 tysięcy dolarów. Za pierwsze miejsce zawodnik może zarobić sześć tysięcy, przegrany zgarnie cztery tysiące.

Zawody World Masters są stosunkowo młodą imprezą, gdyż zostaną rozegrane dopiero po raz piąty. Wracają do kalendarza po roku przerwy. Ostatni raz zawody World Masters odbyły się w 2013 roku w Tiumeniu, ale Polacy tam nie startowali. Najlepszy występ spośród naszych reprezentantów zanotowała Urszula Sadkowska (+78kg), która w 2010 roku uplasowała się na trzecim miejscu. Czy któraś z zawodniczek poprawi osiągnięcie starszej koleżanki? Z pewnością będzie to dobra okazja do sprawdzenia swojej formy na rok przed igrzyskami olimpijskimi. Najwyższy poziom rywalizacji, zawodniczki z czołówki i szansa na sukces. Polki ruszają na podbój – World Masters w marokańskim Rabacie.

KM

Cotto – Alvarez coś jest na rzeczy

Saul „Canelo” Alvarez wykonał swoją robotę wzorowo. Meksykanin zbombardował Jamesa Kirklanda i zanotował czterdzieste piąte zwycięstwo na zawodowym ringu. Alvarez chce kolejnych wyzwań, w których będzie mógł walczyć o najwyższe laury.

„Canelo” nie ukrywa, że marzy mu się walka z Floydem Mayweatherem Jr. Alvarez wpisuje się w popularny obecnie nurt – tych, dla których pojedynek z „Moneyem” jest głównym celem. Jednak Meksykanin walczył już z Mayweatherem i poniósł porażkę, jak do tej pory jedyną w swojej karierze. Dlatego też chce rewanżu, aby udowodnić, że jest lepszym bokserem. – Chciałbym stanąć w ringu z Floydem. Uważam, że jestem zdecydowanie lepszym bokserem niż podczas naszego ostatniego spotkania – szczerze przyznał Alvarez. Czy „Canelo” będzie miał okazję zmierzyć się z Mayweatherem? Niewykluczone, że pojedynek odbyłby się we wrześniu, jednak są inni kandydaci do starcia z Meksykaninem. Wśród nich wymienia się Miguela Cotto.

Portorykańczyk jest mistrzem świata WBC wagi średniej i właśnie to ta federacja od jakiegoś czasu optuje za organizacją tego pojedynku. Jednak Cotto czeka inne wyzwanie. Najbliższym rywalem mistrza świata WBC będzie Australijczyk Daniel Geale. Po tym pojedynku wszystko jest możliwe, gdyż federacja naciska i o idei walki Cotto – Alvarez mówi się od dłuższego czasu. Meksykanin dzierży w swoich dłoniach pasy WBA i WBC wagi junior średniej. Alvarez to młody pięściarz, który w ringu zaprezentował się prawie pięćdziesiąt razy i w wielu przypadkach potrafił efektownie kończyć rywalizację. Z kolei Cotto to pięściarz walczący rzadko, zwłaszcza w ostatnim czasie. W 2014 roku stoczył zaledwie jeden pojedynek, w którym pokonał Sergio Martineza. Pechowy dla Portorykańczyka był rok 2012, kiedy doznał dwóch porażek – z Mayweatherem oraz Troutem. Jednak cały czas Cotto to mocne nazwisko w świecie boksu i czołowy pięściarz wagi średniej.

Walka z Gealem może otworzyć mu drzwi do pojedynku z Alvarezem. Nie sam pojedynek, ale zwycięstwo. Cotto nie rozdaje kart, musi udowodnić swoją wartość, aby spełniły się jego plany. Portorykańczyk chce walki z Alvarezem, czym spełni oczekiwania organizacji WBC. Warto pamiętać, że w kontrakcie na walkę powinien być zawarty punkt, który obligował będzie zwycięzcę tego starcia do spotkania się w ringu z tymczasowym mistrzem WBC wagi średniej Giennadijem Gołowkinem. Zarówno dla Alavreza i Cotto jest to ogromne wyzwanie. „Canelo” delikatnie się od niego wymiguje, Portorykańczyk również jest ostrożny. Niepokonany Kazach jest pięściarzem, który w wadze średniej budzi postrach. Jednak Gołowkina trzeba odstawić na bok, gdyż najpierw musi dojść do starcia Cotto – Alvarez. A jak mówi sam Portorykańczyk: – Pojedynek Cotto – Alvarez jest coraz bliżej. „Canelo” wykonał swoją pracę pokonując Kirklanda. Teraz ja muszę 6 czerwca wygrać walkę, aby myśleć o rywalizacji z nim.

Spotkanie Cotto z Alvarezem byłoby ciekawą propozycją. Pięściarze mają bogate dokonania w ringu i mocne nazwiska, co przyciągnęłoby uwagę. Tylko, czy będą w stanie osiągnąć porozumienie. Tutaj chęci nie wystarczą. Trzeba usiąść i przegadać temat.

KM

Cieśliński zdobył Berlin

Ali El-Saleh musiał uznać wyższość polskiego zawodnika. Mariusz Cieśliński zwyciężył w pojedynku, który odbył się na zasadach muaythai. Doświadczenie Polaka wzięło górę.

W Berlinie zaprezentowała się trójka naszych zawodników. Oprócz Cieślińskiego w ringu pojawili się: Dawid Polok i Maciej Zembik. Galę Heroes Fight Night w stolicy Niemiec dobrze wspominał będzie tylko jeden z Polaków. Mariusz Cieśliński wygrał, choć łatwo nie było. Doświadczenie Polaka wzięło górę. Warto nadmienić, że Cieśliński od lat obecny jest na najlepszych ringach świata. Polak zdobywał złote medale mistrzostw świata WAKO kickboxing full contact, był mistrzem Europy low-kick, a także posiada w swojej kolekcji brązowe medale z mistrzostw świata WMF w Bangkoku.  Lista osiągnięć Cieślińskiego jest długa, ale warto pamiętać, że to nie tytuły walczą, lecz człowiek. Polak pokazał, iż doświadczenie jest ogromną wartością, które może pomóc pokonać młodego i energicznego fightera. A takim bez wątpienia jest Ali El – Saleh. Zawodnik gospodarzy był dwa razy młodszy od Cieślińskiego. Jednak w ringu przemówiły mocne i precyzyjne ciosy. Niemiec nie był w stanie przeciwstawić się Polakowi, który był aktywny i przeważał. Saleh szybko zapoznał się z nawierzchnią. Już w pierwszej rundzie był liczony, kiedy to po lewym sierpowym Cieślińskiego padł na deski. Polak dominował i starał się obijać swojego przeciwnika. Konsekwentnie maltretował lewą nogę Niemca, który próbował wykorzystać swoje techniki bokserskie, ale doświadczenie Cieślińskiego pozwalało mu cało wychodzić z opresji. Polak często klinczował i przy okazji używał kolan. Mądra postawa Cieślińskiego dała mu pewne zwycięstwo w starciu z młodym El –Salehem.

Niestety, tylko jeden Polak triumfował w Berlinie. Dwaj pozostali nie sprostali wyzwaniom, które stanęły przed nimi. Chaivat Uhlemann nie miał litości dla Dawida Poloka. Walka trwała pięć rund i do końca trzeba było czekać na werdykt, ale w czasie trwania walki Niemiec tajskiego pochodzenia nie pozostawił złudzeń, kto jest lepszy. Polok dwukrotnie padał po ciosach rywala. Uhlemann zaskoczył polskiego fightera łokciem i kopnięciem na głowę. Polak nie potrafił skutecznie odpowiedzieć, w efekcie czego poniósł porażkę. Przegrał również Maciej Zembik. Benjamin Malekzadeh był w zasięgu Polaka, ale zabrakło szczęścia. Pierwsze dwie rundy wyrównane i wydawało się, że przyjdzie czas, w którym Zembik poszuka swojej szansy na zwycięstwo. Uprzedził go rywal. W trzeciej rundzie Malekzadeh wyprowadził kolanem cios na wątrobę. Polak był liczony i od tej pory przewagę zyskał Niemiec, który był konsekwentny i wygrał.

Na gali Kunlun Fight na Słowacji zaprezentował się Łukasz Pławecki. Polak w kategorii wagowej do 70kg zmierzył się z Superbonem Banchamekiem. W drugiej rundzie Taj mocno kolanem naruszył Polaka, który był liczony. Pławecki dotrwał do końca, jednak werdykt okazał się bezlitosny – porażka.

KM

Emelianenko skazany

Nad głową byłej gwiazdy PRIDE wisiały czarne chmury i w końcu spadł z nich deszcz. Aleksander Emelianenko dostał czas, aby zastanowić się, co dalej zrobić z życiem. Rosjanin wszedł z konflikt z prawem i musiał liczyć się z karą.

Prokuratura wnioskowała o pięć lat pozbawienia wolności, jednak sąd wydał wyrok czterech i pół roku. Czas ten rosyjski gigant spędzi w kolonii karnej. Dodatkowo zapłaci pięćdziesiąt tysięcy rubli grzywny. Tydzień temu odbyła się pierwsza rozprawa, podczas której prokurator żądał kary pięciu lat pozbawienia wolności. Podczas kolejnego posiedzenia sądu adwokat Emelianenki przedstawił stanowisko klienta, który nie przyznawał się do winy. Rosjanin nie pojawił się wtedy na sali rozpraw.

Emelianenko był posądzony o dokonanie gwałtu na pokojówce, które sprzątała jego mieszkanie. Do zdarzenia miało dojść w marcu 2014 roku. Dodatkowo Rosjanin ukradł kobiecie paszport i przetrzymywał ją w swoim apartamencie. Ponadto, Emelianenko siłą zmuszał ją do zażywania narkotyków. Po rozpoznaniu sprawy sąd przychylił się do wniosku prokuratora. Ostatecznie Emelianenko został uznany winnym dokonania gwałtu i kradzieży dokumentów kobiety. Prokurator wycofał zarzut dotyczący zmuszania pokojówki do zażywania narkotyków. Sąd skazał Rosjanina na cztery i pół roku kolonii karnej oraz nałożył na byłego zawodnika MMA karę grzywny w wysokości 50 tysięcy rubli. Obrońca Emelianenki zapowiedział odwołanie się od wyroku. Jego zdaniem jest on niesłuszny i narusza dobro Rosjanina. Warto dodać, że sąd może przychylić się do takiego wniosku, gdyż Emelianenko od 10 maja 2014 roku przebywa w areszcie. Dlatego też obrońca rosyjskiego ciężkiego liczy na weryfikację wyroku.

Wystarczy powiedzieć, że Emelianenko zaprzepaścił swoją sportową szansę na rzecz rozrywkowego stylu życia. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. Emelianenko miał ogromne możliwości, przecież swego czasu był czołową postacią PRIDE, jednak z czasem pochłonęły go inne płaszczyzny życia. Nie potrafił określić, co jest dla niego najważniejsze. Zupełnie inaczej niż jego brat Fedor, który stał się ikoną MMA. Aleksander wybrał inną drogę. Nie stronił od alkoholu, używek, ale szkodził nie tylko sobie, ale stawał się zagrożeniem dla społeczeństwa. Rosjanin podczas lotu samolotem zastraszał pasażerów i obsługę. Nie stronił od burd i zamieszek. Potrafił też po alkoholu wsiąść za kierownicę, co skończyło się dla niego fatalnie. Wjechał w słup, po czym trafił do aresztu.

Sprawa Emelianenki dobiega końca. Sąd wydał wyrok, Rosjanin może odwołać się od niego, ale kary już nie uniknie. Po raz ostatni walczył w styczniu 2014 roku, jednak forma już nie ta i przegrana nikogo nie zaskoczyła. W obecnej sytuacji warto zadać sobie pytanie: czy Aleksander Emelianenko wróci jeszcze do MMA? Być może po odbyciu kary rywalizacja sportowa okaże się szansą na stabilizację i powrót do normalnego życia.

KM

Rashad Evans

Amerykański zawodnik MMA urodzony 25 września 1979 roku w Niagara Falls.  Przygodę ze sportami walki Rashad rozpoczął w szkole średniej gdzie uprawiał zapasy.  Po ukończeniu nauki w szkole w 1998 roku, Evans rozpoczął studia w Niagara County Community College, zdobywając dwa lata później zapaśnicze mistrzostwo Stanów Zjednoczonych w kategorii juniorów do 75kg. To wydarzenie przyczyniło się do jego przenosin na Michigan State University, gdzie rywalizując w kategorii do 79kg. przez trzy kolejne lata wygrał 48 pojedynków a przegrał 34. W MMA zaczął walczyć w 2004 roku. Gdy wygrał pięć zawodowych walk z rzędu został zaproszony w 2005 roku do telewizyjnego programu The Ultimate Fighter, w którym w finale pokonał Brada Imesa. Dzięki temu w 2006 roku podpisał kontrakt z UFC. Walcząc dla tej organizacji, do maja 2009 roku wygrał wszystkie walki oprócz jednej remisowej z Tito Ortizem. 27 grudnia 2008 roku odebrał pas mistrzowski wagi półciężkiej Ferrestowi Griffinowi, pokonując go przez TKO w trzeciej rundzie. Jego passa kolejnych 14 zwycięstw zakończyła się na gali UFC 98. 23 maja 2009 stracił tytuł na rzecz Lyoto Machidy. W ciągu następnych dwóch lat odniósł cztery wygrane z rzędu nad Thiago Silvą, Quintonem Jacksonem, Tito Ortizem i Philem Davisem, co ponownie zapewniło mu pozycję pretendenta do mistrzostwa.  21 kwietnia 2012 na gali UFC 145 zmierzył się Jonem Jonesem. Evans przegrał ten pojedynek decyzją sędziów. W 2013 roku wygrał dwa pojedynki z Danem Hendersonem i Chaelem Sonnenem.

Polak o krok od triumfu w Rosji

No dobrze. Jeśli chcemy być precyzyjni to o dwa kroki. Tomasz Szczepaniak zaprezentował się z dobrej strony podczas zawodów Pucharu Europy w judo w Orenburgu, gdzie wywalczył trzecie miejsce.

Polski judoka stopniowo puka do drzwi seniorskiego świata. Szczepaniak to rocznik 1993, a także nadzieja polskiego judo. W końcu musi stanąć na nogi i rywalizować jak równy z równym na poziomie seniorskim. 22-latek był stawiany w jednym rzędzie z Damianem Szwarnowieckim jako przyszłość polskiej kadry. Głośniej jest o jego koledze, ale Szczepaniak pokazuje, że też chce być czołowym polskim judoką. W 2013 roku został wicemistrzem Europy juniorów. Ten sukces pokazał, że w Szczepaniaku tkwią możliwości. Wtedy startował w kategorii wagowej 81kg.

W Orenburgu polski judoka zaprezentował się w 90kg. Szczepaniak podążał do finału. Polak był zdecydowany, walki przebiegały pod jego dyktando. W Orenburgu dobrze radził sobie z gospodarzami, gdyż odprawił z zawodów dwóch reprezentantów Rosji. Izmayl Khamkhoev był pierwszym rywalem polskiego judoki i nie potrafił sprostać naszemu zawodnikowi. W drugiej walce Szczepaniak trafił na Rijada Dedeicia z Bośni i Hercegowiny, który w pierwszej rundzie miał wolny los i automatycznie awansował do kolejnego etapu rywalizacji. Jak się okazało długo nie musiał się męczyć w Orenburgu, gdyż Polak podziękował mu za udział w turnieju. Rywalem Szczepaniaka w walce o półfinał był Aleksander Vorobyev.  Polak wygrał i pozostawał mu tylko wybór, co do koloru medalu. W półfinale trafił na reprezentanta Francji Axela Clergeta. Można dywagować, co by było, gdyby Szczepaniak trafił na innego przeciwnika, ponieważ w drugiej parze spotkali  się zawodnicy gospodarzy. A jak pokazała historia –Polak na Rosjan patent w Orenburgu opracował. Niestety, Francuza nie udało  się pokonać. Warto nadmienić, że Clerget wygrał rywalizację w kategorii 90kg. Szczepaniak uplasował  się na trzecim miejscu, a w decydującym pojedynku pokonał reprezentanta Finlandii Alliego Jakko.

Warto odnotować również występ Urszuli Hofman, która w Orenburgu zajęła 5. pozycję. Należy podkreślić, że kategoria wagowa polskiej zawodniczki (70kg) nie była zbyt licznie obsadzona. Startowało zaledwie osiem zawodniczek. Hofman wygrała jedną walkę i dwie przegrała, co w ostateczności przełożyło się na zajęcie przez nią piątego miejsca w zawodach Pucharu Europy. Hofman uporała się z Ianą Kriukovą i już mogła myśleć o medalu. Trzeba było wykonać tylko krok do przodu. W kolejnym pojedynku Polka trafiła na przeszkodę nie do przejścia. Aleksandra Samardzić z Bośni i Hercegowiny pokonała Polkę, a następnie rozprawiła się Valentiną Maltsevą, co dało jej triumf w turnieju. Hofman miała jeszcze szansę stanąć na podium, ale zaprzepaściła ją w repasażach. Zamzagul Faizollanova z Kazachstanu wybiła naszej zawodnicze w głowy marzenia o medalu. Zawody Pucharu Europy nie są wliczane do rankingu olimpijskiego.

KM

Daniel Cormier

Amerykański zapaśnik stylu wolnego urodzony 20 marca 1979 roku w Lafayette.  Daniel jest pięciokrotnym mistrzem USA, medalistą Igrzysk panamerykańskich i mistrzostw świata oraz dwukrotny olimpijczyk. Od 2009 roku jest również zawodnikiem MMA. W 2001 roku reprezentując Oklahoma State University, został wicemistrzem NCAA Division I w swojej kategorii wagowej. W tym samym roku został włączony do seniorskiej kadry narodowej w stylu wolnym gdzie startował w kategorii wagowej do 96kg. Rok później odniósł swój pierwszy sukces na arenie międzynarodowej , gdy został w Maracaibo mistrzem panamerykańskim. W 2003 roku wywalczył tytuł mistrza kraju, zdobył złoty medal igrzysk panamerykańskich w Santo Domingo oraz uplasował się na piątym miejscu podczas mistrzostw świata w Nowym Jorku. W 2004 roku wygrał krajowe kwalifikacje olimpijskie i wystartował na igrzyskach w Atenach. Wygrał tam swoją grupę eliminacyjną, pokonując wysoko na punkty Radovana Valacha oraz Bartłomieja Bartnickiego, i awansował do półfinału, w którym przegrał z późniejszym złotym medalistą Chadżymuratem Gacałowem. W walce o brązowy medal, Cormier uległ jednym punktem Irańczykowi Alirezie Heidariemu i ostatecznie zajął czwarte miejsce na Olimpiadzie. W kolejnych dwóch latach bez powodzenia startował w mistrzostwach świata, zajmując odległe pozycje. W 2005 roku zajął drugie miejsce na Pucharze Świata. Rok 2007 przyniósł mu dwa międzynarodowe sukcesy. W lipcu zdobył brązowy medal na igrzyskach panamerykańskich w Rio de Janeiro, a we wrześniu zdobył również brązowy medal na Mistrzostwach Świata w Baku. Będąc jednym z najbardziej doświadczonych zapaśników w amerykańskiej kadrze, w 2008 roku dostąpił honoru bycia kapitanem reprezentacji na Igrzyskach w Pekinie. Ostatecznie jednak nie stoczył ani jednej walki, gdyż na kilkadziesiąt minut przed pierwszym pojedynkiem został odwieziony do szpitala. Zdiagnozowano u niego ostrą niewydolność nerek, która była spowodowana nagłym odwodnieniem organizmu. Po igrzyskach w Pekinie zakończył karierę zapaśniczą i rozpoczął treningi MMA. Profesjonalny debiut zanotował we wrześniu 2009 roku. W ciągu kilkunastu miesięcy, walcząc dla organizacji Strikeforce, KOTC, XMMA wygrał siedem pojedynków z rzędu. W 2011 roku wystartował w turnieju World Grand Prix wagi ciężkiej Strikeforce w roli zawodnika rezerwowego. Po pokonaniu Jeffa Monsona zajął miejsce Alistaira Overeema w półfinale, zmierzył się w nim z Antonio Silvą. Daniel znokautował Brazylijczyka w pierwszej rundzie. W rozegranym 19 maja 2012 roku finale walczył przeciwko Joshowi Barnettowi. Cormier zdominował swojego rywala i wygrał walkę jednogłośną decyzją, zostając mistrzem całego turnieju. Pod koniec roku Cormier podpisał kontrakt z UFC który miał obowiązywać po jego ostatniej walce w Strikeforce czyli 12 stycznia. Po przejściu do UFC pokonał takich zawodników jak: Frank Mir, Roy Nelson, Patrick Cummins, Dan Henderson. 3 stycznia 2015 roku walczył o mistrzostwo UFC wagi półciężkiej przeciwko Jonowi Jonesowi. Ostatecznie Cormier przez jednogłośną decyzję sędziów. 23 maja 2015 roku Daniel Cormier pokonał Anthony'ego Johnsona w walce o pas wagi półciężkiej, tym samym zdobywając tytuł.

Chuck Liddell

Amerykański zawodnik MMA urodzony 17 grudnia 1969 roku w Santa Barbara. Swoją karierę w MMA rozpoczął w 1998 roku, kiedy na gali UFC 17 pokonał Noe Hernandeza. Po tej wygranej odniósł serię zwycięstw nad uznanymi zawodnikami takimi jak: Kevin Randleman, Vitor Belfort czy Renato Sobral. Te wygrane dały mu miano świetnego uderzacza. Wkrótce stał się głównym pretendentem do walki o tytuł z mistrzem wagi półciężkiej Tito Ortizem. Ortiz jednak unikał tego starcia. Aby go zmusić do walki, władze UFC zaaranżowały w czerwcu 2003 pojedynek o tymczasowy pas mistrzowski i wyznaczyły do niego Liddella i Randy’ego Couture’a. Liddell przegrał przez techniczny nokaut. W 2003 roku wystartował w turnieju Pride FC Grand Prix 2003. W pierwszych rundach pokonał Alistaira Overeema i Guya Mezgera, po czym w półfinale doznał dotkliwej porażki z Quintonem Jacksonem. Po powrocie do UFC  wreszcie zmierzył się z Tito Ortizem, który kilka miesięcy wcześniej stracił pas mistrzowski na rzecz Couture’a.  Chuck wygrał przez techniczny nokaut i ponownie stał się głównym pretendentem do walki o mistrzostwo. Zanim doszło do tej walki obaj Panowie zostali trenerami w pierwszym sezonie reality show The Ultimate Fighter. Do walki doszło w kwietniu 2005 roku. Liddell już w pierwszej rundzie znokautował rywala. Następnie pokonał przez nokaut Jeremy’ego Horna. Po tej wygranej doszło do trzeciego starcia z Couture’em. Również i tym razem pokonał go przed czasem. Ponowne zwycięstwa nad Renato Sobralem i Tito Ortizem potwierdziły jego dominację w wadze półciężkiej. W maju 2007 roku doszło do walki rewanżowej z Quintonem Jacksonem. Liddell przegrał przez techniczny nokaut i stracił mistrzostwo. Kilka miesięcy później przegrał z Keithem Jardinem. W grudniu 2007 roku stanął do walki z Wanderleiem Silvą. Wygrał ją przez decyzję. W kolejnych dwóch pojedynkach został ciężko znokautowany przez Rashada Evansa i Mauricio Ruę, co doprowadziło do przerwania jego kariery na ponad rok. Powrócił w czerwcy 2010 podczas gali UFC 115. Poniósł wtedy trzecią porażkę przez nokaut, tym razem z Richem Franklinem. 29 grudnia 2010 roku ogłosił zakończenie sportowej kariery. Pozostał jednak związany z UFC. Objął stanowisko wiceprezydenta tej organizacji do spraw rozwoju. 

Niepokonana Brodnicka

Kolejna wygrana polskiej bokserki na zawodowym ringu. Na gali Tymex Boxing Night w Inowrocławiu Ewa Brodnicka na punkty pokonała Monicę Gentili.

Polka przyzwyczaiła do pewnego poziomu, poniżej którego nie schodzi. Brodnicka potrafi zdominować rywalkę, zepchnąć ją do głębokiej defensywy i kontrolować cały pojedynek. Po raz pierwszy w karierze Brodnicka miała w ringu problemy. Włoszka zaskoczyła Polkę i okazała się wymagającą rywalką. Gentili, choć liczy już 37 wiosen i bilansem raczej nie imponowała (4-2), to pokazała dobry boks. Pierwsza runda na rozpoznanie, ale im dalej w las tym Włoszka ruszała odważniej do przodu. A Brodnicka miała problemy. Gentili była agresywna niczym lwica, która chce zdobyć pokarm dla małego lwiątka. Włoska lwica nie miała jednak określonej taktyki, co nie pozwoliło jej wypunktować Polki. Brodnicka broniła się przed kolejnymi ciosami rywalki, ale te w większości były niecelne. Gdy Włoszka trochę się zmęczyła, Polka przejęła inicjatywę. Brodnicka wyprowadzała celne ciosy, co było jej dużym atutem. Gentili jeszcze w końcówce ruszyła do ataku, ale bez większych efektów. Sędziowie byli jednomyślni i przyznali zwycięstwo Polce, jednak w ocenie każdego z nich pojedynek wyglądał zupełnie inaczej – 80:73, 77:76 i 78:75.

Damian Jonak w Inowrocławiu miał okazję być gwiazdą wieczoru. Początkowo wydawało się, że jego rywal – Ayoub Nefezi wysoko zawiesi poprzeczkę, jednak z czasem wszystko ustabilizowało się. Tunezyjczyk zaraz po rozpoczęciu walki niepokoił Jonaka. Nefezi był bardzo ruchliwy i energiczny, ale w końcu polski bokser znalazł sposób na rywala. W czwartej rundzie huknął prawym sierpowym i Tunezyjczyk znalazł się na deskach Nefezi zobaczył, że żartów z Jonakiem nie ma. Walki nie udało się rozstrzygnąć przed czasem, ale Polak mógł być spokojny o zwycięstwo. Sędziowie punktowali: 97-93, 99-91, 97-92.

Krzysztof Cieślak nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Pojedynek zakończył się przedwcześnie, gdyż Polak i jego rywal – Oszkar Fiko zderzyli się głowami, w wyniku czego Rumun doznał głębokiego rozcięcia. Walkę przerwano i sędziowie musieli ogłosić werdykt. Niejednogłośnie wygrał Fiko. Nikodem Jeżewski decydował o przebiegu pojedynku z Tomislavem Rudanem, dlatego też wygrana na punkty w przypadku polskiego boksera była pewna. 113 kilogramów w ringu robi wrażenie. Mowa o Marcinie Siwym, który w Inowrocławiu precyzyjnie wykonał swoje zadanie. Vjekoslav Bajić nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Siwy w drugiej rundzie posłał Chorwata na deski, a w dodatku nabawił się kontuzji łuku brwiowego. Narożnik Bajicia rzucił biały ręcznik. W wadze półśredniej swój pojedynek wygrał Michał Żeromiński. W listopadzie Łukasz Maciec pokonał w Krakowie 28-letniego boksera, który zanotował drugą porażkę w karierze. Żeromiński w Inowrocławiu wrócił na właściwe tory – zdecydowanie wygrał z Ivo Gogoseviciem.

KM

Ostatnia wygrana Munoza

Republika Filipin po raz pierwszy gościła UFC. Debiut najlepszej organizacji  świata w Manili uświetnił występ Marka Munoza, który stoczył ostatni pojedynek w karierze. W walce wieczoru Frankie Edgar zdominował Urijaha Fabera.

Główne gwiazdy UFC Fight Night 66 w tym roku walczyły po raz pierwszy. Bukmacherzy przed rozpoczęciem gali nie mieli wątpliwości i jasno wskazywali na Edgara. Faber posiadał atut w postaci doświadczenia, gdyż stoczył prawie dwa razy więcej pojedynków niż rywal, ale jak się okazało nie miało to żadnego przełożenia na postawę 36-latka w oktagonie. Edgar rozdawał karty i kontrolował przebieg walki. Problem w tym, że pojedynek nie zadowolił publiczności. Zabrakło efektywności, widowiskowości i zwrotów akcji. Walkę należy określić mianem dobrej technicznie. Edgar swobodnie poruszał się po oktagonie i celnie punktował rywala. Faber nie miał pomysłu na zagrożenie byłemu mistrzowi UFC wagi lekkiej.  Edgar był lepszy boksersko, również obalenia szły na jego konto. Pięciorundowy pojedynek nie znalazł rozstrzygnięcia w regulaminowym czasie, jednak werdykt był oczywisty. Edgar wygrał czwartą walkę z rzędu.

Mark Munoz zapowiadał, że w Manili stoczy swój ostatni pojedynek w karierze. Amerykanin chciał zwycięstwem uwieńczyć swoją przygodę z mieszanymi sztukami walki, jednak w  ostatnim czasie notował same porażki. Trzy przegrane z rzędu stawiały w wątpliwość możliwości Munoza, jednak 37-latek wielokrotnie udowadniał, że ma umiejętności i potencjał, które uprawniają go do rywalizacji na najwyższym poziomie. Mający filipińskie korzenie fighter stanął w oktagonie naprzeciw Luke’a Barnatta. W Manili spotkali się dwaj zawodnicy, którzy chcieli przerwać fatalne serie. Munoz miał za sobą trzy porażki, a Barnatt dwie. Doświadczony Amerykanin był górą w tym pojedynku i zwycięstwem zakończył swoją karierę. Dwaj sędziowie zdecydowanie wskazali na zwycięstwo Munoza – 30-27, trzeci z arbitrów ocenił walkę jako bardziej wyrównaną – 29-28. Po zakończeniu pojedynku Munoz wygłosił przemówienia, w którym potwierdził, że był to jego ostatni pojedynek. Przygodę z MMA zakończyła wybitna postać.

Ciekawie zapowiadało się starcie Gegarda Mousasiego i Costasa Philippou. Holender po raz kolejny pokazał bogaty repertuar zagrań i udowodnił, że ma ogromne możliwości. Mousasi zdecydowanie wygrał na punkty – trzy razy 30-27. Neil Magny kontynuuje swoją serię zwycięstw. Siódma wygrana z rzędu robi wrażenie i buduje pozycję amerykańskiego fightera w wadze półśredniej. Uderzenia Magny’ego w drugiej rundzie zastopowały zapędy Hyuna Gyu Lima. Efektownie pojedynek zakończył Jon Tuck. Już w pierwszej rundzie duszeniem zza pleców zaskoczył Tae Hyuna Banga. W ten sam sposób zwycięstwo odniósł Jon Delos Reyes, który odprawił z kwitkiem Roldana Sangcha-ana. Niecałe półtorej minuty potrzebował  Li Jingliang, aby pokonać Dhiega Limę.

Aż trzy pojedynki podczas gali UFC Fight Night 66 zakończyły się niejednogłośną decyzją sędziów. Zhuikui  Yao okazał się lepszy od Nolana Ticmana, Phillipe Nover pokonał Yuiego Chul Nama. Jeden z oceniających widział przekonujące zwycięstwo Levana Makashviliego nad Markiem Eddivą (30-27), a kolejni widzieli wyrównany bój: 29-28, 28-29. Kajan Johnson pewnie pokonał Lipenga Zhanga.

KM

Stosowanie dopingu = surowa kara

Nie ulega wątpliwości, że kolejne doniesienia o stosowaniu dopingu w MMA i boksie odrzucają. Rodzą obawy, czy rywalizacja na pewno opiera się na umiejętnościach, czy też zawodnik zdecydował się zastosować środek, który zwiększy jego efektywność. W żaden sposób nie dodaje to kolorytu, a wręcz szkodzi i rodzi afekt.

W ostatnim czasie w UFC na światło dzienne niczym grzyby po deszczu wychodziły kolejne afery. Problem w tym, że głównymi aktorami tych wydarzeń były twarze najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki. Dla całego świata było to zaskoczenie. Wielcy idole, gwiazdy, ikony MMA, a prawda okazywała się bolesna. Choć Anderson Silva bronił się rękami i nogami, zaprzeczał, że nie stosował zakazanych środków, kolejne badania były bezlitosne. Wyniki mówiły same za siebie – Brazylijczyk pozwolił sobie na stosowanie dopingu. Nie lepszy był Nick Diaz, który rywalizował ze „Spiderem” podczas UFC 183. Właśnie po tej gali obaj fighterzy wpadli i zaczęły się ich problemy. Kłopoty i to coraz większe ma Jon Jones. Mało by powiedzieć, że mistrz UFC wagi półciężkiej był wzorem wojownika, jednak ten wizerunek szybko legł w gruzach. Jones cztery lata dzierżył w dłoniach pas, ale okazało się, że ma problemy z dopingiem, co wpędziło go w serię przykrych wydarzeń. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapano byłego gwiazdora UFC – Jona Fitcha. Te cztery nazwiska doskonale pokazują, że problem nie dotyczy tylko tych, którzy chcą zabłysnąć i wybić się z nizin, ale również tych będących na szczycie.

UFC nie zamierza składać broni i podejmuje walkę z procederem, gdyż negatywnie wpływa on na wizerunek organizacji. Zatrudniono specjalistę do walki z dopingiem – Jeffa Novitzy’ego. Ma on odpowiadać za kontrolę stanu zdrowia zawodników oraz opracowanie programu, który pozwoli skutecznie walczyć z problemem.

Do pracy biorą się również odpowiednie instytucje. Komisja Sportowa Stanu Nevada opracowała nowe zasady, które mają skutecznie odstraszyć stosujących doping. W Las Vegas stawiają na wysokie kary i chcą rozszerzyć tę ideę na inne stany. Po raz pierwszy komisja zdecydowała się na taki krok. Dla zawodników MMA i bokserów rywalizujących w Las Vegas ma być to skuteczny straszak, a jeśli dojdzie do rozszerzenia programu to na terenie wszystkich stanów zapanują restrykcyjne zasady. Komisja Sportowa Stanu Nevada stworzyła pięć grup, które dokonują klasyfikacji niedozwolonego czynu i wyciągają odpowiednie konsekwencje. Przewidziano kary zawieszenia, w tym dożywotniego, oraz utratę wynagrodzenia za stoczony pojedynek.

Pierwszą kategorię stanowią leki uspokajające, konopie indyjskie, opiaty, środki przeciwlękowe, środki nasenne, których stosowanie podzielono w czterostopniowej skali. Stosujący musi się liczyć odpowiednio z karą zawieszenia na 18 miesięcy (utrata 30-40% wynagrodzenia), 2 lata (40-50%), 4 lata (60-75%), dożywocie (100%). Zażycie środków moczopędnych do ścinania wagi wiąże się z zakazem startu przez 12 miesięcy (30-40% wynagrodzenia), 2 lata (40-50), przewidziano również karę dożywotniego zawieszenia. Stosowanie stymulantów wiąże się z trzema możliwymi rozwiązaniami: zawieszenie na 2 lata (35-45%), 3 lata (50-60%), dożywocie (100%). W przypadku sterydów anabolicznych kary zaczynają się od 3 lat, przez 4 aż do dożywocie. Unikanie kontroli powoduje zawieszenie na 4 lata (utrata 50% wynagrodzenia) bądź  dożywotnie (100%).

Czy system zaproponowany przez Komisję Sportową Stanu Nevada stanie się powszechny? Nowe zasady mają wejść w życie 1 września.

KM

Mark powie dość

A właściwie już powiedział. 37-letni fighter podczas UFC Fight Night 66 stoczy swój ostatni pojedynek. Mark Munoz informował o tym od dawna i decyzji nie zmienił.

UFC po raz pierwszy zawita do Republiki Filipin. Z pewnością gala nie zgromadzi tylu zainteresowanych, ilu przyciągnęła obecność papieża Franciszka, ale będzie to swego rodzaju nowe doświadczenie dla  prawie 93 milionowego państwa. W Manili zaprezentuje się kilku ciekawych zawodników, a w walce wieczoru zaprezentują się Frankie Edgar i Urijah Faber. UFC rozszerza swoje wpływy i chce zyskiwać na popularności. Po debiucie w Polsce przyszedł czas na Republikę Filipin. Najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie chce dotrzeć w każdy zakątek ziemi.

UFC liczy, że dostarczy w Manili pozytywnych wrażeń i zarazi lokalną społeczność miłością do MMA, co może tylko przynieść pozytywne i wymierne efekty samej organizacji. Podczas gali swój ostatni pojedynek stoczy Mark Munoz.37-letni fighter oficjalnie zapowiedział,  że zamierza zakończyć swoją przygodę, ale wiadomo jak to bywa z odejściami. Często zdarza się, że zawodnicy wracają. Jednak trzymając się decyzji Munoza warto podkreślić, iż miejsce jego walki jest wyjątkowe. Dla niego samego. Munoz ma filipińskie korzenie, co jego rywalizacji z Luke’m Barnattem dostarczy dodatkowego kolorytu. W oktagonie spotkają się dwaj zawodnicy, którzy mają za sobą ciężki czas. Munoz przegrał trzy pojedynki z rzędu, wszystkie kończyły się już w pierwszej rundzie. Amerykanin musiał uznać wyższość Lyoto Machidy, Gegarda, Mousasiego oraz Roana Carneiro. Na koniec kariery przydałoby się wygrać, więc Munoz jest podwójnie zmotywowany. Walczy w szczególnym dla siebie miejscu o zwycięstwo, które miałoby być ukoronowaniem jego przygody z MMA. Barnatt łatwo nie podda się. Anglik miał nieskazitelny bilans 8-0, jednak w dwóch ostatnich pojedynkach poniósł porażki. Sposób na Barnatta znaleźli Sean Strickland oraz Roger Narvaez. Warto nadmienić, że oba pojedynki zakończyły się decyzjami sędziów.

W walce wieczoru podczas UFC Fight Night 66 zaprezentują się Frankie Edgar i Urijah Faber. Zdecydowanym faworytem bukmacherów jest były mistrz wagi lekkiej. 33-latek znany jest z sag pojedynkowych z B.J. Pennem, Gray’em Maynardem oraz Bensonem Hendersonem. Edgar tworzy widowisko i dostarcza wielu emocji. W 2015 roku jeszcze nie walczył, a ostatnią walkę stoczył w listopadzie ubiegłego roku z Cubem Swansonem. 33-latek zmusił rywala do poddania w piątej rundzie. Doświadczony Faber w rywalizacji z Edgarem został spisany na straty. Mimo wszystko 36-latek ma bogaty repertuar zagrań i może zaskoczyć swojego rywala. Faber stoczył w MMA blisko dwa razy więcej pojedynków niż Edgar. Ostatnią porażkę zanotował w lutym ubiegłego roku, kiedy podczas walki wieczoru UFC 169 przegrał z Renanem Barao. Po porażce podniósł się i odniósł dwa zwycięstwa. Czy Faber jest w stanie wygrać po raz trzeci z rzędu?

KM

Jednak Janik

Polak za Polaka – tak najkrócej należy ująć całą sprawę. Krzysztof „Diablo” Włodarczyk bardzo chciał walczyć z Grigorijem Drozdem, ale choroba pokrzyżowała mu plany. Zastąpi go inny Polak. Łukasz Janik stanie przed szansą wywalczenia mistrzostwa świata WBC wagi junior ciężkiej.

„Diablo” chciał wrócić na ring w wielkim stylu, ale nie był w stanie przygotować się do pojedynku z Drozdem w stu procentach. Choroba wyłączyła go z treningów. Drozd przygotowywał się do występu na 22 maja i czekał na decyzję Włodarczyka. Obóz „Diablo” podjął decyzję o rezygnacji z walki. Sprawą priorytetową stało się znalezienie rywala dla rosyjskiego czempiona. Wybór padł na Łukasza Janika, który dostanie życiową okazję na spełnienie marzeń.

Dla polskiego boksera to ogromna szansa, na którą długo czekał. Warto przypomnieć, że Janik już raz był blisko tak istotnej walki, jednak został wymanewrowany przez kwestie formalne. Polak miał walczyć o mistrzostwo świata WBA z Denisem Lebiediewem, jednak zabiegi prawników Youriego Kalengi sprawiły, że do pojedynku nie doszło. Janik musiał się obejść smakiem. Polak liczył, że będzie miał okazję zawalczyć o najwyższe laury i pomścić Pawła Kołodzieja, którego pokonał Lebiediew, jednak opór obozu Kalengi doprowadził do sytuacji, w której ten osiągnął sukces. Tylko na płaszczyźnie formalnej, gdyż w ringu Francuz walkę przegrał.

W myśl powiedzenia „co się odwlecze to nieuciecze” Janik doczekał się swojej szansy. Choć w kwietniu był rozczarowany i rozgoryczony to los się do niego uśmiechnął. Warto być cierpliwym, a przy okazji liczyć na ociupinkę szczęścia, które dopisało Janikowi. Szkoda Włodarczyka, gdyż tak bardzo chciał wrócić na szczyt oraz nadal liczy na odzyskanie mistrzowskiego tytułu. Wszyscy doskonale znają potencjał „Diablo” i głęboko wierzą, że kiedy dojdzie do pełni sił stanie do rywalizacji o pas. Teraz przed taką szansę dostał Łukasz Janik. 22 maja w Moskwie Polak stanie w ringu naprzeciw Grigorija Drozda w pojedynku o mistrzostwo świata WBC wagi junior ciężkiej.

Rosjanin stanie do obrony pasa po raz pierwszy. Dla przypomnienia –wywalczył go we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to na punkty pokonał „Diablo” Włodarczyka. Warto nadmienić, że Drozd na patent na polskich bokserów. Rosjanin pokonał wspomnianego Włodarczyka, a także rozprawił się z Mateuszem Masternakiem. Przed Janikiem zatem ogromne wyzwanie. Polak dostaje zarazem szansę,  ale musi przygotować się na ciężką przeprawę. Nie będzie faworytem tego pojedynku. Ponadto, oprócz Drozda przyjdzie mu się zmierzyć z innym rywalem. Niezależnie od rozstrzygnięcia będą prowadzone dywagacje na temat tego, jak w tej rywalizacji poradziłby sobie Włodarczyk. Janik musi skupić się na szansie jaką dostaje. Dla Polaka to wielka możliwość na osiągnięcie sukcesu. Jedna przeszła mu koło nosa, ale dostaje kolejną. Czy to jakiś znak?

KM

Jose Aldo

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 9 września 1986 roku w Manaus.  Profesjonalną karierę w MMA rozpoczął w 2004 roku w wieku 17 lat. Pierwsze siedem walk  wygrał przed czasem w pierwszej rundzie.  W swoim ósmym starciu doznał pierwszej porażki w karierze.  Jego rywal Luciano Azevedo poddał go w drugiej rundzie. W 2008 roku legitymujący się bilansem 10-1 Aldo, podpisał kontrakt z Amerykańska organizacją WEC.  W ciągu roku wygrał pięć walk z rzędu, wszystkie przez nokaut. Dzięki temu dostał szansę walki o Mistrzostwo WEC z Mikiem Brownem. Do tego starcia doszło 18 listopada 2009 roku w Las Vegas. Aldo wygrał z Amerykaninem przez TKO w drugiej rundzie i odebrał mu pas.  W styczniu 2010 roku Aldo został nagrodzony przez portal internetowe sherdog.com tytułem „Zawodnika roku 2009”. 24 kwietnia 2010 roku obronił tytuł pokonując przez jednogłośną decyzję Urijah Fabera.  W drugiej obronie tytułu 30 września 2010 roku znokautował Manwela Gamburjana.  Było to ósme z rzędu zwycięstwo Aldo w WEC, co było rekordem tej organizacji. 28 października 2010 roku prezydent UFC, Dana White ogłosił ze WEC zostanie połączona z UFC, a jej mistrzowie w wagach piórkowej i koguciej staną się automatycznie mistrzami UFC.  20 listopada podczas konferencji prasowej Aldo otrzymał pas mistrza UFC w wadze piórkowej.  Tytuł obronił pięciokrotnie. 30 kwietnia 2011 roku w Toronto pokonał przez jednogłośna decyzję Kanadyjczyka Marka Hominicka. 9 października w Houston Amerykanina Kenny’ego Floriana.  14 stycznia 2012 roku znokautował Amerykanina Chada Mendesa. 2 lutego 2013 roku pokonał na punkty debiutującego w wadze piórkowej byłego mistrza wagi lekkiej Frankiego Edgara. Na początku sierpnia stoczył kolejną walkę w obronie pasa, tym razem jego rywalem był Koreańczyk Chan Sung Jung, którego ostatecznie pokonał przez TKO w czwartej rundzie.  1 lutego 2014 roku Aldo pokonał Ricardo Lamasa po pięciorundowym pojedynku. 12 grudnia 2015 roku doszło do starcia z Conorem McGregorem. Brazylijczyk przegrał przez nokaut już w 13 sekundzie pierwszej rundy i stracił pas mistrzowski UFC. 

Andrzej Fonfara gościem w Asie Wywiadu.

Telewizja FightKlub zaprasza na transmisję kolejnej gali z cyklu ESPN “Friday Night Fights”. Tym razem na ringu w Hartford zobaczymy intrygujące zestawienie w kategorii lekkiej. Niepokonany Portorykańczyk Reynalo Ojeda (16-0, 9 KO) zmierzy się na dystansie 10 rund z Montym Mezmą Clayem z (36-4, 22 KO) USA. Reynaldo “nauczyciel” Ojeda po bogatej karierze amatorskiej na zawodowstwo przeszedł w wieku 26-lat, przełomowym wydarzeniem mogło okazać się podpisanie kontraktu z najważniejszą postacią współczesnego boksu – Alem Haymonem w lutym tego roku. Wysokie miejsca w rankingach WBA (13) i WBO (14) stwarzają realne podstawy dla jego aspiracji mistrzowskich. W ostatnim pojedynku Portorykańczyk wygrał jednogłośną decyzją na punkty z solidnym Sergio Villaneuvą w symbolicznej meksykańsko-portorykańskiej konfrontacji. Teraz czeka go pojedynek z weteranem obdarzonym 12-letnim doświadczeniem na profesjonalnych ringach. Niski jak na kategorię lekką Monty Meza Clay walczy szukając półdystansu w ofensywie, zapewniając emocjonujące i widowiskowe pojedynki. W ostatnim występie, po zaciętych i krwawych 10 rundach przegrał na punkty z byłym pretendentem do tytułu w wadze lekkopółśredniej Rodem Salką.

Na transmisję gali z Connecticut zapraszamy w nocy z piątku na sobotę od godz. 03.00. Powtórka w sobotę o 11:30.

Andrzej Fonfara gościem w Asie Wywiadu

Tym razem gościem programu AS Wywiadu będzie Andrzej Fonfara – zwycięzca IV plebiscytu telewizji FightKlub na najlepszego polskiego boksera 2014 roku. W wywiadzie opowie m.in. o swojej karierze, życiu prywatnym oraz o planach na przyszłość. Nie zabraknie też trudnych i kontrowersyjnych pytań, które jak zwykle zada prowadzący program – Patryk Mirosławski. Na premierową emisję zapraszamy w sobotę na godzinę 20:00.

Źródło: materiały prasowe

Zaplecze daje o sobie znać

Zawsze na pierwszej stronie stawiamy seniorów, bo to oni walczą o najważniejsze laury. Mimo wszystko pamiętamy o tych, którzy za jakiś czas ich zastąpią. Ważne jest, aby wkładać wiele wysiłku, aby szkolenie młodzieży było efektywne. Melodia przyszłości musi grać jak najpiękniej.

W polskim judo w ostatnim czasie nie można narzekać na poziom sportowy. Nasi zawodnicy nie zdobyli szczytu Mount Everest, ale robią ustawiczne postępy i zdobywają cenne rankingowe punkty. Jak mantrę powtarza się cały czas temat brązowego medalu Katarzyny Kłys na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Czelabińsku. Ale warto do tego wracać. To swego rodzaju punkt zwrotny, który pokazuje, że polskie judo powoli wraca na właściwe tory. Ważne również, aby pamiętać o młodych i ich rozwoju.

Ostatnie wyniki pokazują, że nasza młodzież stara się zaistnieć. Z różnymi efektami. Nie ulega wątpliwości, że najsilniejsze są ekipy ze Wschodu, ze wskazaniem na Rosję oraz Azerbejdżan. Dobrze radzą sobie młodzi Niemcy, Włosi oraz Słoweńcy. Warto odnotować, że rywalizacja zawsze służy rozwojowi zawodników. Nasza młodzież dzięki uczestnictwu w wszelkiej maści turniejach zyskuje istotne doświadczenie.

Podczas Pucharu Europy kadetów w Kluż-Napotka srebrny medal w kategorii 90kg zdobył Eyk Ryciak. Polak był o krok od triumfu, jednak na jego drodze stanął Oleksii Babenko z Ukrainy. Ryciak wygrał trzy pojedynki, ale w tym najważniejszym musiał uznać wyższość rywala. Rywalizację w Pucharze Europy kadetów zdominowali reprezentanci Ukrainy i Rumunii, którzy wywalczyli po trzy złote medale. Dobre występy zanotowali także Turcy oraz Serbowie.

Cztery medale padły łupem naszych juniorów w Pucharze Europy w Kownie. Rzecz jasna, że największą radość sprawił Jan Ozimek, który w kategorii 90kg wywalczył złoty medal. Młody Polak pozostawił rywali daleko w tyle. Ozimek wygrał cztery walki i stanął na najwyższym stopniu podium. W walce finałowej uporał się z reprezentantem Białorusi – Danielem Mukete. Paula Kulaga była o krok od triumfu w kategorii 78kg, jednak musiała zadowolić się srebrnym medalem. Nie ma co narzekać, gdyż drugie miejsce jest ogromnym osiągnięciem młodej Polki. Kulaga w decydującym starciu uległa Sarze Rozdriguez z Hiszpanii. Brąz trafił do Martyny Dobrowolskiej w 57kg. Polka szła jak burza, pokonując kolejne rywalki, jednak jej licznik zwycięstw zatrzymał się na czterech. W półfinale naprzeciw Dobrowolskiej stanęła Dewy Karthaus z Holandii, która triumfowała w całym turnieju. Polacy do swojej zdobyczy dołożyli jeszcze jeden brązowy medal. Jego autorem został Jan Jackiewicz. Warto odnotować, że Polakowi do zdobycia medalu wystarczyła zaledwie jedna wygrana. Ponadto na piątych miejscach uplasowały się: Agata Roszkowska (44kg), Urszula Hofman (70kg) oraz Anita Formela (+78kg).

KM

Mistrzostwa Polski K-1 Rules, Legnica 2015

Zapraszamy na transmisję na żywo z Mistrzostw Polski K-1 Rules, które odbędą się w dniach 23-24 maja 2015 r. w Legnicy. Już dziś prezentujemy Państwu video zaproszenie.

Plan transmisji na żywo:

23.05.2015 (sobota) – od godz. 09.00 do godz. 19.00 – Eliminacje

24.05.2015 (niedziela) – od godz. 09.00 do godz. 14.00 – Półfinały

24.05.2015 (niedziela) – od godz. 15.00 do godz. 18.00 – Finały

[kod]

Transmisja "RING A"

Transmisja "RING B"

Emelianenko w więzieniu?

Nad głową Aleksandra Emelianenki zawisły czarne chmury. Rosyjskiemu wojownikowi grozi pięć lat pozbawienia wolności.

Takiej kary dla zawodnika MMA domaga się prokuratura, która oskarża 33-latka o gwałt. Ponadto, Rosjanin miałby zapłacić karę grzywny w wysokości 50 tysięcy rubli. Emelianenko jest oskarżany o zgwałcenie pokojówki Poliny Stepanowej, która sprzątała jego mieszkanie. Do zdarzenia miało dojść w marcu 2014 roku. Rosyjski wojownik potwierdza, że do kontaktu fizycznego między nim, a kobietą doszło, ale za jej aprobatą. Dodatkowo Emelianenko miał przetrzymywać paszport Stepanowej. Na początkowym etapie działań rosyjskiemu gigantowi zarzucano zmuszanie kobiety do zażywania narkotyków. Do tego celu 33-latek miał używać siły. Ostatecznie ten zarzut odsunięto. Emelianenko czeka na rozwój wypadków, ale jego sytuacja nie wygląda najlepiej. Wyrok zostanie ogłoszony w ciągu najbliższych dni.

Rosjanin nie stroni od rozrywkowego trybu życia, co w jego przypadku wiąże się z licznymi kłopotami. Emelianenko zaledwie miesiąc po wpłynięciu oskarżenia przeciw niemu trafił do aresztu. Znalazł się za kratkami w związku z incydentem drogowym. Emelianenko prowadził samochód pod wpływem alkoholu i wjechał w latarnię. 33-latek z Rosji znany jest z licznych ekscesów, jednak w większości nie są one w żaden sposób związane z jego aktywnością sportową. Dla byłej gwiazdy PRIDE nie ma różnicy, czy szkodzi sobie, czy narusza publiczny porządek. W 2013 roku Emelianenko podczas lotu samolotowego groził współpasażerom. Nie zachowywał podstawowych zasad bezpieczeństwa, ignorował polecenia obsługi pokładowej. Gdyby tego było mało – palił papierosy i żądał alkoholu. Patrząc na historię Rosjanina widać, że sam stwarza sobie kłopoty. Być może teraz dostanie czas na przemyślenie swojego życia. Wszystko zależy od decyzji sądu, jednak należy pamiętać, że rosyjski system sądownictwa rządzi się swoimi prawami.

Swego czasu Emelianenko miał pojawić się w Polsce. Organizacja KSW planowała zaprosić go na jedną ze swoich gal jako rywala Mariusza Pudzianowskiego. Ostatecznie do pojedynku nie doszło ze względu na stan zdrowia Rosjanina. Okazało się, że Emelianenko jest chory na żółtaczkę. Obecnie Rosjaninowi nie w głowie kolejne występy na zawodowych galach. Aleksander Emelianenko swego czasu był gwiazdą organizacji PRIDE i M-1, jednak zawsze był w cieniu swego brata – Fedora. Teraz o 33-latku jest głośno, ale nie z powodów czysto sportowych. Ostatni pojedynek stoczył w styczniu 2014 roku, kiedy to poniósł siódmą porażkę w swojej karierze. Potem zaczęła się historia z pokojówką, a następnie doszedł do tego incydent drogowy. Kłopoty posypały się na głowę Emelianenki, dla którego paradoksalnie może być to szansa. Aby się obudzić i zastanowić nad swoim życiem. W MMA wielokrotnie zachwycał, ale nawet największy talent i umiejętności można zaniedbać.

 

KM

 

Adamek skończy z Saletą

Niby ktoś, kiedyś coś, ale nie za bardzo wiadomo co. Padło hasło: Adamek – Saleta, jednak wszyscy jednym uchem to wpuścili, a drugim wypuścili. Okazuje się, że temat jest aktualny. A nawet więcej – dojdzie do takiego pojedynku.

Teoretycznie „Góral” pożegnał się już z ringiem po porażce z Arturem Szpilką. Polskie gwiezdne wojny miały wyłonić króla wagi ciężkiej. Adamek po porażce na punkty otwarcie przyznawał, że jego czas dobiega końca. Jednak nie zamknął sobie furtki powrotu na ring i stoczenia walki pożegnalnej. Bo tak chyba należy rozpatrywać ewentualny pojedynek z Przemysławem Saletą. Adamek w starciu ze Szpilką zaprezentował się na polskiej ziemi po pięciu latach przerwy. Konsekwentnie stawiał na swoją karierę w USA, a do Polski przybywał na wyjątkowe okazje. W 2009 roku w Łodzi uporał się z Andrzejem Gołotą, w walce która miała wyłonić króla wagi ciężkiej. Dość często na przestrzeni ostatnich lat dochodzi do konkursu na najlepszego polskiego ciężkiego. Adamek wygrał z Gołotą, Szpilka z Adamkiem, a teraz?

Nie ulega wątpliwości, że w pewnym punkcie czasu pięściarz chce z godnością pożegnać się z ringiem. Na dobre uczynił chyba to Andrzej Gołota. „Andrew” przegrał z Adamkiem i wydawało się, że da sobie spokój. Jednak pojawiła się możliwość walki z Saletą. Gołota  przegrał i postanowił jeszcze raz zakończyć karierę. W ostatnim starciu „Andrew” skrzyżował rękawice z Danellem Nicholsonem w czterorundowym pojedynku. Na przykładzie Gołoty widać jak trudne jest odejście. Być może problem tkwi też w innym miejscu. A nazywa się propozycje.

Nie oszukujmy się – nazwisko Gołoty, Adamka, Salety robi swoje i działa na wyobraźnię. Aspekt marketingowy jest spełniony, promocja wydarzenia zapewniona i kręci się. Często znani i utytułowani są najlepszym magnesem. Przyjmują kolejne oferty, choć mają świadomość, że ich czas minął już dawno. Adamek jest o osiem lat młodszy od Salety i cały czas był czynnym bokserem. Regularnie trenował, toczył kolejne pojedynki, choć tracił na wartości. Z kolei były mistrz Europy na ringu w zasadzie się nie pojawia. W 2013 roku zdecydował się na rywalizację z Andrzejem Gołotą, która od lat wyczekiwana była przez całą Polskę. Ale wrócił na ring po siedmiu latach przerwy.

Adamek jest w lepszej sytuacji. Saleta obecnie wiruje wokół sportu, ale raczej jako komentator, ekspert, a czasami nawet przyjmuje oferty z programów popularno-rozrywkowych. „Góral” zrobił w boksie to, co mógł. Był mistrzem świata wagi półciężkiej i junior ciężkiej, walczył o pas w ciężkiej. W Stanach zrobił karierę i wszedł na szczyt. Teraz chce pożegnać się z polską publicznością. Ale czy na tym będzie koniec? Adamek ma swoją wartość i zapewne będzie kuszony. Tak wygląda sytuacja w polskim boksie. Adamek i Saleta mają być gwiazdami wieczoru podczas gali Polsat Boxing Night 26 września w Łodzi.

KM

Walka o tytuły

W drugi majowy weekend w Lesznie odbyły się mistrzostwa Polski seniorów i kadetów w kickboxingu w formule light-contact i point-fighting. Rywalizacja wśród mężczyzn odbyła się w dziewięciu kategoriach, u kobiet w pięciu.

Pochylając się nad rywalizacją seniorską należy odnotować, że wśród pań w kategorii 50kg w point-fighting triumfowała Anna Świderska z KS X-Fight Piaseczno przed Beatą Włosiecką z Mechnika Włodawa. Malwina Strzelecka okazała się najlepsza w 55kg, a Emilia Szabłowska w 60kg. Izabela Helińska musiała uznać wyższość Pauliny Jarzmik w 65 kg. W kategorii 70kg najlepsza okazała się Agnieszka Woźniak. Wśród pań rywalizację zdominowały zawodniczki z Piaseczna, które zdobyły trzy złote medale – Świderska, Szabłowska, Jarzmik. Jarzmik spróbowała swoich sił w light-contact, ale w 60kg i wywalczyła mistrzowski tytuł. Katarzyna Mośko okazała się lepsza od Anny Knobel w 50kg. Rywalizację w 55kg na swoją korzyść rozstrzygnęła zawodniczka X-Fight Piaseczno  Joanna Różańska, która w finale pokonała Eweliną Nowosielską. Izabela Helińska z rywalizacji z zawodniczkami z Piaseczna może być zadowolona tylko połowicznie. Z Jarzmik przegrała, ale pokonała Pauliną Frankowską i zdobyła złoty medal w 65kg w light-contact. W 70kg najlepsza Agnieszka Osial  z KSW Łuków.

Rafał Karcz zdominował rywalizację w point-fighting  57kg. Aleksander Karwatka w 63kg nie miał rywala i z urzędu przypadło mu pierwsze miejsce. W 69kg Rafał Baczyński z Piaseczna rozprawił się z Michałem Strakulskim z Leszna. Zawodnicy z Piaseczna dobrze radzili sobie podczas mistrzostw Polski. Kolejne złoto zdobył Rafał Kurzeja w 74kg. Dominik Kotowski z Polic triumfował w 79kg. Piotr Engelman mógł cieszyć się ze złotego medalu w kategorii 84kg. W 89kg triumf Artura Zielińskiego, a w 94kg Piotra Wypchała. Najlepszym ciężkim (+94kg) okazał się Łukasz Świderski z Piaseczna. W light-contact kolejny medal dla X-Fight Piaseczno, a jego autorem Łukasz Wichowski w 79kg. W kategorii 57kg triumfował Robert Niedźwiecki. Aleksander Karwatka miał rywali w light-contact i w 63kg zajął drugie miejsce, wygrał Maciej Mucha. W licznie obsadzonej kategorii 69kg zwyciężył Mateusz Parat. Adrian Durma najlepszy w 74kg. W 84kg złoto zdobył Wojciech Wiśniewski, a Piotr Engelman, który triumfował w point-fightingu był szósty. Szymon Wąs ze złotem w 89kg. Piotr Wypchał kończy mistrzostwa z dwoma złotymi medalami. W +94 kg najlepszy okazał się Rafał Gąszczak.

Porażka Kasperskiego

Dawid Kasperski był jedną z gwiazd walki wieczoru podczas gali Xplosion Fight Series w Tallinie. Rywalem polskiego zawodnika był Maxim Vorovski. Kasperski przetrwał całą walkę, choć miał kłopoty. Polak nie mógł poradzić sobie z boksem Vorovskiego. W drugiej rundzie Kasperski był liczony, jednak dotrwał do końca. Polak starał się zaskoczyć swojego rywala kopnięciami, ale Vorovski skutecznie bronił się. Sędziowie zwycięzcą pojedynku ogłosili Vorovskiego.

KM

„Diablo” poczeka na rewanż

Krzysztof Włodarczyk przegrał, ale nie z rywalem, lecz z chorobą. 22 maja popularny „Diablo” miał stanąć w ringu w Moskwie w starciu z Grigorijem Drozdem, jednak z powodu złego stanu zdrowia polskiego boksera pojedynek nie odbędzie się.

Podczas zgrupowania w Wiśle Włodarczyk musiał odpoczywać, gdyż dopadł go wirus. Choroba uniemożliwia „Diablo” regularne treningi, a do walki zostało mniej niż dwa tygodnie, co sprawia, że na ostatniej prostej pięściarz jest wyłączony z przygotowań. Włodarczyk przyjmuje antybiotyk i jego stan uniemożliwia mu aktywność fizyczną. Zapadła już decyzja o odwołaniu pojedynku z Grigorijem Drozdem. Włodarczyk chciał zrewanżować się rosyjskiemu pięściarzowi za wrześniową porażkę.

„Diablo” stracił na rzecz Drozda mistrzowski pas WBC w wadze junior ciężkiej. Po dwunastu rundach sędziowie jednogłośnie wskazali na Rosjanina, który był zdecydowanie lepszy. Większa dynamika w ringu, celne ciosy i kontrola pojedynku – tak prezentował się Drozd. Z kolei Włodarczyk był cieniem pięściarza, który swoją zdecydowaną postawą pokonywał kolejnych rywali. Po wrześniowej porażce musiał trochę ochłonąć, jednak długo nie wytrzymał bez boksu. Polska straciła jedynego mistrza świata w pięściarstwie, ale „Diablo” zapowiedział swój powrót i chęć rewanżu z Drozdem. Rozmowy potoczyły się błyskawicznie. Strony doszły do porozumienia i Włodarczyk miał stanąć przed kolejną szansą. Celem numer jeden dla „Diablo” stało się odzyskanie mistrzowskiego pasa WBC.

Intensywne treningi i przygotowania przebiegały bez problemów. W Wiśle Włodarczyk miał wszystko usystematyzować. Rozpracować rywala na cząsteczki i jechać do Moskwy po zwycięstwo. Jednak pojawiły się kłopoty zdrowotne, które uniemożliwiły pięściarzowi treningi. Konieczny okazał się antybiotyk. Tym samym Włodarczyk nie ma szans, aby przygotować się do rewanżowego pojedynku w stu procentach. Pojedynek ten ma dla niego znaczenie kluczowe w kontekście całej kariery. W związku z zaistniałą decyzją zapadła decyzja o odwołaniu walki.

Co dalej? Drozd przygotowuje się na 22 maja, gdyż liczy, że wtedy będzie boksował. Grupa Sferis KnockOut Promotions zaproponowała kandydaturę potencjalnego rywala Rosjaninowi. Włodarczyka w ringu miałby zastąpić Łukasz Janik. Bokser przyjął propozycję i jest gotowy za niespełna dwa tygodnie pojawić się na ringu w Moskwie. Teraz istotny jest ruch ze strony obozu Drozda. W tak krótkim czasie trudno będzie Rosjaninowi znaleźć pięściarza, który „na wariata” zechce wejść do ringu.

Kwestią fundamentalną jest również określenie, czy Włodarczyk będzie miał jeszcze okazję zmierzyć się z Drozdem. Choroba nie wybiera, więc tutaj nie można mieć wątpliwości, że główną rolę odegrały czynniki pozasportowe. Poza tym zdrowie jest najważniejsze. Być może strony wrócą do rozmów  i do pojedynku Włodarczyk – Drozd dojdzie w późniejszym terminie. Na obecną chwilę tej walki nie ma. Drozd chce boksować 22 maja, czy jego rywalem będzie Łukasz Janik?

KM  

Rousey daje czas Justino

Temat tego pojedynku wisi w powietrzu od dawna. Wszyscy chcą zobaczyć w akcji Rondę Rousey oraz Cristiane Justino. Pytanie, kiedy ten serial znajdzie swój finał?

Justino rozbija kolejne rywalki w organizacji Invicta, Rousey stała się twarzą UFC. Muszą się spotkać. Walka tych pań zelektryzowałby cały świat mieszanych sztuk walki i wyłoniłaby królową MMA. Bo jak wiadomo – królowa może być tylko jedna. Na pozór wszystko wydaje się proste, jednak wcale tak nie jest. Chęci to nie wszystko. Zawodniczki na poziomie sportowym mogłyby przenieść wszystkich w inny wymiar. Rousey nie ma litości dla swoich rywalek, które za każdym razem muszą liczyć się z tym, że w oktagonie przeżyją ciężkie chwile. Z kolei „Cyborg” jest twarda, zdecydowana i nie ma zamiaru nikomu ustępować. Rousey stała się dla niej przeszkodą na drodze do królowania.

Skoro obie strony chcą, to dlaczego pojedynek nie został jeszcze zakontraktowany? Bez wątpienia kwestią podstawową są warunki zawodniczek. Każda ma swoje wymagania, od których w żaden sposób nie chce odejść. Wydaje się, że bardziej skora do kompromisu jest Justino. Z wielu stron słychać głosy potwierdzające, iż to Rousey sprawia problemy i to z jej powodu nie doszło jeszcze do walki. Głównym postulatem, który wysuwa „Rowdy” jest zejście Justino do limitu kategorii koguciej. Zawodniczki prowadzą zażarte dyskusje już trzy lata. Przez ten czas zapewniały o chęci rywalizacji, eksponowały swoje mocne strony i nie szczędziły sobie cierpkich słów. Wydaje się, że nastąpił pewien przełom. Głos zabrała Rousey, która jasno stwierdziła, że do walki musi dojść w najbliższym czasie albo wcale. – Pięć lat trwały negocjacje, które w końcu doprowadziły do walki Pacquiao-Mayweather, na którą wykupiono 5,5 miliona PPV. Nasze animozje trwają już trzy lata. W ciągu dwóch kolejnych lat walka musi zostać zorganizowana. Jeśli nieto po prostu przestanę o niej myśleć – powiedziała Amerykanka.

Czy tym samym gwiazda UFC wywiera presję na „Cyborg”? W pewnym sensie tak, jednak jest to kolejny element „wojny wewnętrznej”. Dopóki do walki nie dojdzie będą trwały tego typu przepychanki. Teoretycznie Rousey jest już tym zmęczona, jednak nadal będzie uczestniczyła w procesie budowania atmosfery wokół ewentualnego pojedynku. To czysty marketing, którego celem jest wzbudzenie zainteresowania. Prędzej czy później do tego pojedynku dojdzie. Inny scenariusz nie wchodzi w grę.

Teraz przed Rondą Rousey inne wyzwanie. Podczas UFC  190 w Rio de Janeiro zmierzy się z Brazylijką Bethe Correią. Być może okaże się, że po tym pojedynku „Rowdy” będzie musiała spuścić głowę. Dlaczego? Bo przyjdzie jej zmierzyć się z rywalką, która jeszcze nigdy nie przegrała. Correia trafiła do UFC w grudniu 2013 roku i potwierdziła wysokie umiejętności. Justino będzie to wszystko bacznie obserwowała. Czy Rousey po raz kolejny zachwyci świat? Na pewno zrobi wrażenie, gdy poinformuje o pojedynku z Justino. Ale kiedy to będzie?

KM

Floyd Mayweather Jr

Amerykański bokser urodzony 24 lutego 1977 roku  w Grand Rapids. Floyd jest aktualnym mistrzem świata federacji WBC, WBA i WBO w wadze półśredniej, WBC i WBA w wadze junior średniej, oraz były zawodowy mistrz świata organizacji WBC w kategoriach junior lekkiej, lekkiej, junior półśredniej i lekkośredniej oraz organizacji IBF w kategorii półśredniej.  W walkach amatorskich Floyd zaliczył 84 zwycięstwa i 6 porażek. Trzykrotnie wygrywał Amerykański turniej Golden Gloves (1993,1994,1996). W 1996 roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Atlancie zdobył brązowy medal w kategorii piórkowej. W półfinale przegrał z Serafinem Todorowem z Bułgarii.  Zawodową karierę rozpoczął w październiku 1996 roku.  W swojej 18 walce zdobył tytuł mistrza świata WBC kategorii junior lekkiej, pokonując Genaro Hernandeza.  Jeszcze w grudniu tego samego roku pierwszy raz obronił swój tytuł, pokonując przez techniczny nokaut w drugiej rundzie Angela Manfredy. W 1999 roku stoczył kolejne trzy wygrane walki, z Carlosem Alberto Ramonem Riosem, Justinem Juuko i Carlosem Gerena. W następnym roku odbył dwie walki. 18 marca wygrał z byłym mistrzem świata WBC w kategorii piórkowej, Gregorio Vargasem, a siedem miesięcy później pokonał Emanuela Augustusa. 20 stycznia 2001 roku wygrał z Diego Corralesem.  W 2001 roku jeszcze dwukrotnie obronił swój tytuł, najpierw w maju pokonał na punkty przyszłego mistrza świata IBF w kategorii junior lekkiej Carlosa Hernandeza.  W listopadzie wygrał przez TKO w dziewiątej rundzie z Jesusem Chavezem.  Po walce z Chavezem, Floyd porzucił swój pas mistrzowski i zmienił kategorię wagową na wyższą. W kategorii lekkiej stoczył zaledwie cztery pojedynki, ale wszystkie były pojedynkami mistrzowskimi. W 2002 roku dwukrotnie walczył z Jose Luisem Castillo. 20 kwietnia pokonał meksykanina na punkty i odebrał mu tytuł mistrza świata WBC. 7 grudnia odbyło się rewanżowe starcie, które również zakończyło się wygraną Amerykanina.  Rok później pokonał Victoriano Sosę i Philipa N’dou. W 2004 roku Mayweather Jr. ponownie zmienił kategorie wagową. 22 maja w pierwszej walce w kategorii junior półśredniej pokonał na punkty byłego mistrza organizacji WBO, DeMarcusa Corleya.  To była jedyna walka którą stoczył w 2004 roku.  W styczniu 2005 roku w walce eliminacyjnej WBC, łatwo pokonał Henry’ego Bruselesa.  Pięć miesięcy później pokonał przez TKO mistrza WBC Arturo Gattiego.  19 listopada 2005 roku Mayweather stoczył nietytułową walkę z byłym mistrzem świata WBA, Sharmba Mitchellem, pokonując go w szóstej rundzie przez TKO.  Walka odbyła się w kategorii półśredniej.  8 kwietnia 2006 roku zmierzył się z Zabem Judahem w walce o tytuł mistrza IBF.  Walka zakończyła się wygraną Floyda na punkty.  30 czerwca 2006 roku Mayweather zrezygnował z tytułu IBF.  4 listopada tego roku pokonał na punkty Carlosa Baldomira i odebrał mu tytuł mistrza świata WBC.  5 maja 2007 roku doszło do długo oczekiwanej walki między Mayweatherem Jr. a mistrzem olimpijskim z Barcelony i wielokrotnym zawodowym mistrzem świata w sześciu różnych kategoriach wagowych Oscarem de la Hoyą. Pojedynek był bardzo wyrównany i zakończył się wygraną Floyda na punkty. W kolejnej walce, 8 grudnia 2007, zmierzył się z niepokonanym wcześniej Anglikiem, Ricky Hattonem, byłym mistrzem świata IBF i WBA w kategorii junior półśredniej i byłym mistrzem świata IBF kategori półśredniej. Amerykanin wygrał pojedynek przez techniczny nokaut w dziesiątej rundzie.  6 czerwca 2008 roku poinformował o zakończeniu kariery bokserskiej. 19 września 2009 powrócił jednak na ring w walce z Juanem Marquezem.  Pierwotnie do tego pojedynku miało dojść  18 lipca, został on jednak przełożony z powodu kontuzji żeber Amerykanina. Mayweather wygrał na punkty jednogłośną decyzją sędziów.  1  maja 2010 pokonał na punkty Shane’a Mosleya.  Na ring powrócił 17 września 2011 roku nokautując w czwartej rundzie mistrza świata federacji WBC Victora Ortiza, zdobywając pas mistrzowski w wadze półśredniej. 5 maja 2012 roku stoczył wygrany pojedynek z Miguelem Cotto o pas mistrza świata WBA.  Na początku 2013 roku Mayweather podpisał kontrakt z koncernem CBS/Showtime . Opiewa on na kwotę 250 mln dolarów za sześć walk.  4 maja 2013 roku stoczył pierwszą z sześciu walk. Jego rywalem był Robert Guerrero, Floyd wygrał jednogłośnie na punkty w obronie pasa WBC Wagi półśredniej. 13 września 2013 doszło do starcia między Mayweatherem a Saul „Canelo” Alvarezem. Amerykanin zdeklasował młodszego rywala unifikując tym samym pasy WBA/WBC wagi junior średniej. 3 maja 2014 roku stoczył walkę z mistrzem WBA wagi półśredniej Marcosem „ El Chino” Maidna. Po bardzo wyrównanej walce, ostatecznie zwyciężył Mayweather.  Tym zwycięstwem Mayweather zunifikował pasy WBC/WBA w wadze półśredniej.  13 września 2014 roku doszło do rewanżu z Madiną.  Po dwunastu rundach sędziowie nie mieli wątpliwości ze wskazaniem wygranego. Ponownie lepszym okazał się Mayweather. 2 maja 2015 roku w MGM Grand w Las Vegas doszło do walki z Mannym Pacquiao. Floyd swoją defensywną taktyką opartą na świetnej pracy nóg zdominował Filipińczyka, odnosząc swoje 48 zwycięstwo z rzędu bez porażki. Amerykanin tym samym zunifikował trzeci pas mistrzowski federacji WBO wagi półśredniej. 

Pogorzelec w gazie

Daria Pogorzelec rozkręciła się na dobre. Brązowy medal zdobyty w Zagrzebiu okazał się przełomowy. Nasza judoczka podczas Grand Slam w Baku potwierdziła wysoką dyspozycję.

Początek sezonu w wykonaniu zawodniczki Wybrzeża Gdańsk nie należał do najlepszych. Jednak z zawodów na zawody Pogorzelec wyglądała coraz lepiej. Aż przyszedł czas na występ w Zagrzebiu, gdzie nasza judoczka wywalczyła brązowy medal. Cztery wygrane walki dały jej miejsce na podium i ważne rankingowe punkty. W stolicy Chorwacji Pogorzelec uległa jedynie Anamari Velensek. Kolejny występ judoczka z Gdańska również zaliczy do kategorii udanych. Pogorzelec w Baku zaprezentowała się z bardzo dobrej strony i szła jak burza. Polka nie dawała swoim rywalkom żadnych szans, waleczna i ambitna judoczka Wybrzeża Gdańsk nie pozostawiała złudzeń, kto jest lepszy. Przegrała tylko raz – w półfinale z Akari Ogatą. Porażka kosztowna, gdyż pozbawiła naszą reprezentantkę szans na walkę w finale. Warto odnotować fakt, że w drodze do brązowego medalu Polka odprawiła z turnieju rywalki z najwyższej półki. Kayla Harrison to zawodniczka, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Mistrzyni olimpijska z Londynu, była mistrzyni świata w Baku była rozstawiona z numerem 1 i wydawała się naturalną faworytką do zwycięstwa. Amerykanka w ćwierćfinale trafiła na Darię Pogorzelec, która tego dnia była w lepszej dyspozycji. W starciu o brązowy medal Polka rozprawiła się z Marhinde Verkerk. W kategorii 78kg triumfowała Holenderka Guusje Steenhuis, z którą Pogorzelec wygrała decydujący bój o trzecie miejsce w Zagrzebiu.

Dobry występ w Baku pozwolił Polce na zdobycie 200 punktów do światowego rankingu oraz wzbogacenie swojego konta o 2000 dolarów. Dzięki temu Pogorzelec w hierarchii najlepszych judoczek awansowała na 8.pozycję. W kategorii 78kg liderką pozostaje Kayla Harrison. Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk w tej chwili jest pewna wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Londynie. Ósma, ale w kategorii 70kg jest Katarzyna Kłys. Miejsce gwarantujące udział w Rio zajmuje również Agata Ozdoba w 63kg (15. lokata).

Brązowa medalista mistrzostw Europy z Montpellier w Baku była o krok od podium. Niewiele zabrakło, aby Ozdoba zdobyła brązowy medal i podskoczyła w światowym rankingu. Nie udało się. Polka przegrała rywalizację o trzecie miejsce z Alice Schelsinger. Ostatecznie Ozdoba uplasowała się na 5. pozycji. Cenne punkty do światowego rankingu zdobył Łukasz Błach (81kg). Polak zajął 7.miejsce, a triumfował reprezentant Rosji – Khasan Khalmurzaev.

W poprzednich zawodach, w Zagrzebiu, reprezentacja Polski wywalczyła dwa medale. Oprócz Darii Pogorzelec brąz wywalczyła Agata Perenc. Teoretycznie w Baku wynik był gorszy, jednak należy uwydatnić fakt, że punktowała trójka naszych zawodników. Na obecną chwilę na igrzyska przepustkę ma czworo naszych reprezentantów – Kłys, Pogorzelec, Ozdoba i Sarnacki. Blisko kwalifikacji są Agata Perenc oraz Łukasz Błach.

KM

Alvarez bez litości dla rywala

W Houston Saul „Canelo” Alvarez potwierdził wysokie umiejętności. Meksykanin nie dał żadnych szans Jamesowi Kirklandowi, który z trudem podnosił się z desek.

Obaj pięściarze byli przygotowani na otwarte starcie., Walka bez kalkulacji, gdzie królowały potężne ciosy. Rzecz jasna, że faworytem pojedynku był Alvarez, jednak Kirkland wcale nie zamierzał poddawać się na starcie.

Amerykanin aktywnie rozpoczął walkę. Kirkland chciał przestraszyć rywala serią ciosów, jednak ten je spokojnie przyjmował i kontrolował sytuację. W pewnym momencie Alvarez zastopował zapędy Amerykanina prawym sierpowym. To był początek. „Canelo” zaczął przejmować inicjatywę  w ringu i po kombinacji lewy hak-prawy sierp posłał Kirklanda na deski. Ten wstał, choć wcale łatwo nie było. Od początku drugiej rundy Alvarez chciał dokończyć dzieła, jednak Amerykanin twardo się trzymał. Trzeba oddać, że Kirkland był wytrzymały i mimo potężnych ciosów rywala oraz własnej chwiejności dotrwał do końca pierwszej odsłony, a po szturmowym ataku Meksykanina na początku drugiej przeszedł do ofensywy. Amerykanin starał się przeciwstawić rywalowi, co rozgrzało tylko atmosferę. Trzecia runda, jak się okazało ostatnia, była wisienką na torcie pojedynku. Krótkiego, bo krótkiego, ale pełnego emocji i bokserskich popisów. Kirkland poczuł w sobie siłę i na początku trzeciego starcia ruszył na „Canelo”. Jednak doświadczenie Alvareza  dało o sobie znać. Amerykanin ruszył na Meksykanina, jednak ten zrobił jeden krok w tył i potężnie huknął. Prawy podbródkowy doszedł do szczęki Kirklanda, który po raz drugi padł na deski. Wstał i miał nadzieję, że uda mu się nawiązać walkę z Meksykaninem. Alvarez poczuł „krew” i wiedział, iż jego rywal jest już mocno zachwiany. Kirkland chciał wyprowadzić cios, ale w tym momencie objawiła się szybkość „Canelo”. Meksykanin prawym sierpowym załatwił Amerykanina, który niczym rażony prądem padł na deski. Sędzia bez wahania ogłosił nokaut, a Kirkland potrzebował minuty, aby dojść do siebie.

Zaledwie trzy rundy rywalizacji, ale rywalizacji niezwykle ciekawej. Pojedynek obfitował w mocne ciosy, zwroty akcji. „Canelo” udowodnił swoją wartość. Kontrolował pojedynek i wykazał się czujnością. Alvarez wyprowadził potężny cios, który pozbawił jego rywala jakichkolwiek złudzeń. Meksykanin powiększył zasób swojego konta o 3,5 miliona dolarów, Kirkland zarobił 1,3 miliona.

Alvarez po walce otwarcie przyznał, że sposób w jaki uporał się z Amerykaninem był niezwykle efektowny. – Wydaje mi się, że był to jeden z najbardziej widowiskowych nokautów w mojej karierze. Rywal zaczął walkę w nieco innym stylu niż myślałem, ale szybko przejąłem kontrolę nad walką i zakończyłem ją przed czasem – powiedział „Canelo”. Zarazem było czterdzieste piąte zwycięstwo Meksykanina na zawodowym ringu. Do tej pory przegrał tylko raz.

KM

 

Kontuzja Pettisa, luksusowy McGregor

Myles Jury pilnie przygotowywał się do starcia z Anthony’m Pettisem, jednak 26-latek musi pogodzić się ze zmianą rywala. Popularny „Showtime” doznał kontuzji, która uniemożliwia mu występ na lipcowej gali UFC on Fox 16.

Pettis po porażce w starciu z Rafaelem Dos Anjosem liczył, że będzie mógł wrócić na właściwe tory. „Showtime” miał fantastyczną serię pięciu zwycięstw z rzędu, jednak Amerykanin trafił na lepiej dysponowanego rywala i musiał pogodzić się z porażką. Przy okazji stracił mistrzowski pas UFC. Kolejnym wyzwaniem w karierze Pettisa miał być Myles Jury. Być może będzie, ale na pewno nie teraz. Pettis z powodu kontuzji łokcia nie wystąpi podczas UFC on Fox 16. Amerykanin liczy, że jego pauza nie będzie zbyt długa. Pettis doskonale pamięta kontuzję kolana, która wyeliminowała go ze startów w MMA na rok. „Showtime” musi przymusowo odpoczywać, ale Jury pojawi się w oktagonie.

26-latek jest ciekawym fighterem. Do UFC trafił w czerwcu 2012 roku i wygrał sześć kolejnych walk. Warto nadmienić, że do niedawna miał nieskazitelny bilans, gdyż zanotował piętnaście zwycięstw. Pierwszą porażkę w karierze Jury poniósł w starciu z Donaldem Cerronem, jednak nie był to efekt nokautu ani poddania, lecz decyzji sędziów. Amerykanin liczy, że w najbliższej walce uda mu się zwyciężyć i dalej kroczyć drogą triumfów. Pokonanie Pettisa byłoby ogromną szansą na zaistnienie, jednak los chciał inaczej. UFC musiało dość szybko znaleźć zastępstwo. Wybór padł na Edsona Barbozę. Brazylijczyk w tym roku walczył raz i przegrał. Jego pogromcą okazał się Michael Johnson. Warto dodać, że w ubiegłym roku podczas UFC on Fox 11 Barboza stoczył pojedynek z Donaldem Cerronem. Brazylijczyk poległ już w pierwszej rundzie. Tym samym dojdzie do spotkania dwóch fighterów, którzy mają rachunki do wyrównania z Cerronem. Obaj są zdeterminowani, aby wygrać. Jednak Jury liczy, że wróci na właściwe tory i będzie mógł myśleć o walce o pas wagi lekkiej.

O mistrzostwo, ale w wadze piórkowej powalczy Conor McGregor (na zdjęciu). 11 lipca podczas UFC 189 w Las Vegas zmierzy się z posiadaczem pasa Jose Aldo. Powiedzieć, że Irlandczyk słynie z kontrowersyjnych zagrań to tak jakby nie wypowiedzieć ani słowa. McGregor to showman, który robi wokół siebie ogromne zamieszanie. Podczas promocji pojedynku w Dublinie zabrał pas Aldo i między zawodnikami doszło do szarpaniny. Potrzebna była interwencja, aby rozdzielić Irlandczyka i Brazylijczyka. McGregor do najważniejszej walki w swojej karierze chce przygotować się jak najlepiej. Dlatego też postanowił wynająć ekskluzywny apartament. Lokum w Las Vegas MAC Mansion liczy 12 000 m2. Tak więc niczego nie powinno mu zabraknąć. Warunki komfortowe, a jak to było w jednej polskiej komedii: „Marian, tutaj jest jakby luksusowo”. A Aldo zapewne patrzy na to ze spokojem.

KM

Cierpliwość Tysona

Tyson Fury wielokrotnie powtarzał, że czeka na starcie z Władimirem Kliczko. Brytyjczyk przekonany jest o swojej wielkości i ogromnych możliwościach. Prawdopodobnie będzie miał okazję, aby to potwierdzić.

Bryant Jennings miał być tym pięściarzem, który pozbawi potężnego Władimira wszystkich pasów. Amerykanin starał się, ale wymiernego efektu mu to nie przyniosło. Kliczko w ringu jest spokojny, skuteczny i wcale nie musi się nadwyrężać, aby w ostatecznym rozrachunku wygrać i dopisać kolejne zwycięstwo do swojego bilansu. Ukrainiec ma ogromne doświadczenie, które pozwala mu pokonywać kolejnych krnąbrnych rywali. A Fury właśnie do takich należy.

Brytyjczyk posiada status obowiązkowego pretendenta  do tytułu WBO. Strony powinny rozpocząć rozmowy na temat walki. Początkowo obóz Kliczko niechętnie podchodził do ewentualnego starcia z Fury’m, jednak teraz sytuacja nieco zmieniła się. Poniekąd jest to wymuszone decyzją WBO. Jednak trudno podejrzewać, aby Ukrainiec unikał konfrontacji z Brytyjczykiem. Tyle, że może twardo negocjować, gdyż jak już mówił powoli myśli o zakończeniu kariery, choć nie nakreślił terminu swojego odejścia. Z pewnością pojedynek mógłby być interesujący. Zapewne, ale pod warunkiem, że Fury walczyłby z Ukraińcem, a nie tak jak większość pretendentów obawiał się walki. W większości przypadków szumne zapowiedzi po wejściu na ring nijak mają się do rzeczywistości. A że Fury gadać lubi to ciekawie być musi. Na konferencjach, podczas wywiadów, ale czy w ringu? Do tej pory Fury na zawodowym ringu nie przegrał i wielokrotnie pokazywał ciekawy repertuar. Wiele z jego pojedynków kończyło się przed czasem.

Kwestią podstawową jest porozumienie między stronami. Nie trzeba szukać daleko. Przed walką Kliczko – Jennings negocjacje wcale nie były łatwe, ale udało się osiągnąć porozumienie. Ukrainiec nawet był gotów stoczyć pojedynek w Madison Square Garden. Teraz pojawia się możliwość walki na Wembley.  – Niewykluczone, że walka z Kliczko odbędzie się w Wielkiej Brytanii. Prawdopodobnie do pojedynku dojdzie we wrześniu lub październiku. Istnieje możliwość, że walka odbyłaby się na stadionie Wembley lub w Manchesterze – mówił Shelley Finkel, doradca Tysona Fury’ego. Przedstawiciele pięściarzy muszą usiąść do rozmów i wypracować kompromis, który zadowoli obie strony. Wydaje się, że jesienny termin walki jest jak najbardziej prawdopodobny.

W tym temacie warto poświęcić kilka słów ostatnim wydarzeniom w świecie boksu. Z pewnością Mayweather i Pacquiao zaostrzyli apetyty fanów boksu, a Wilder rozradował Amerykanów. A Kliczko po raz kolejny pokazał klasę. Zdanie na temat trzech największych pojedynków tego roku wyraził wielki mistrz pięściarstwa Evander Holyfield. – Widziałem trzy największe walki tego roku: Wilder vs Stiverne, Kliczko vs Jennings oraz Mayweather vs Pacquiao. Wiecie co? Widziałem niewiele boksu. 36 rund, zero nokdaunów. Dużo klinczowania, uciekania. Trzy walki po dwanaście rund. Żaden z pięściarzy nie miał większych kłopotów. Jak to może być walka bokserska, skoro oni nie starają się nawet zadawać ciosów?

KM

Kolejka chętnych

Jeszcze tak naprawdę  nie opadła atmosfera po walce XXI wieku Floyd Mayweather Jr. – Manny Pacquiao, a akces do rywalizacji z popularnym „Moneyem” zgłaszają kolejni pięściarze. Zapewne chcą walczyć o najwyższe możliwe tytuły, poczuć atmosferę show, a przy okazji zrobić dobry interes.

Nadal szumią echa walki Mayweather – Pacquiao. „Pacman” wszedł do ringu z kontuzją ręki, co zmusiło go do modyfikacji taktyki. Filipińczyk chciał przyjąć zastrzyk przeciwbólowy, jednak Komisja Sportowa Stanu Nevada nie wyraziła na to zgody. Mayweather uważa, że team Pacquiao tłumaczy się, gdyż będzie chciał doprowadzić do walki rewanżowej. Idea kolejnego pojedynku Amerykanina i Filipińczyka zagościła już w eterze, ale na pierwszy plan starają się przebić inni panowie.

Wiadomo, że nazwisko Mayweather ściśle wiąże się z pieniędzmi. Ale nie można odbierać Amerykaninowi potencjału sportowego i kunsztu bokserskiego. Krótko: zna się na robocie, najlepiej świadczą o tym pasy mistrzowskie, które obecnie posiada. Jednak dla wielu pojedynek z Mayweatherem jest przepustką do innego świata. Mogą doświadczyć czegoś niezwykłego, gdyż „Money” potrafi stworzyć z każdej walki show. Pojedynki, w których udział bierze Mayweather urastają do rangi wydarzenia. Czegoś, czym ludzie żyją. Czegoś, co przyciąga uwagę i nie pozwala zapomnieć. Wielu pięściarzy chce uczestniczyć w takim wydarzeniu.

16 maja Giennadij Gołowkin zmierzy się z Willim Monroe Jr. w obronie pasa WBA wagi średniej. Następnym rywalem Kazacha miałby być Floyd Mayweather Jr., co byłoby spełnieniem marzenia boksera ze Wschodu. Ponadto, Gołowkin chciałby rywalizować w limicie kategorii junior średniej. – Nie ukrywam, że jest to moja wymarzona walka. Uważam Floyda za prawdziwego mistrza, który ma inny styl walki niż ja. Chcę wielkich walk, które miałby dramatyczny przebieg – mówił Gołowkin. Kazach jest jednym z tych, którzy chcieliby wejść do ringu z „Moneyem”, więc de facto to Amerykanin rozdaje karty. Od dawna pojedynku z Mayweatherem domaga się Amir Khan. 29 maja Brytyjczyk podejmie Chrisa Algieriego i po tej walce jest otwarty  na propozycje ze strony „Moneya”. Amerykanin poinformował, że kolejny pojedynek chciałby stoczyć we wrześniu, ale Khanowi nie za bardzo to odpowiada. Brytyjczyk będzie miał za mało czasu na przygotowania z powodu ramadanu. Jednak Khan jest zdeterminowany, aby do tej walki doszło, gdyż zna receptę na wygraną. – Jestem gotowy stanąć do walki z Mayweatherem i wiem, co zrobić, aby go pokonać. Walka we wrześniu jest jednak niemożliwa – zaznaczył brytyjski pięściarz. 

wiło się nazwisko Keitha Thurmana. Z pewnością starcie tych dwóch pięściarzy mogłoby wyglądać ciekawie, gdyż obaj nigdy nie ponieśli porażki na zawodowym ringu. Thurman dzierży w swoich dłoniach pas WBA kategorii półśredniej. – Doskonale wiecie, że chcę tej walki. Uważam, że ja i Floyd dalibyśmy niesamowite widowisko – powiedział Thurman.

Wokół Mayweathera wszystko się kręci. Amerykanin może wybierać i liczyć zyski. Kolejny ruch w jego rękach i to on będzie rozdawał karty, a inni muszą czekać.

KM

Manuel Avila i Diego De la Hoya wystąpią na gali w Los Angeles

Manuel Avila i Diego De la Hoya wystąpią na gali w Los Angeles

8 maja podczas wieczoru bokserskiego w Mieście Aniołów, grupa Golden Boy wystawi na ring dwóch gorących prospektów kategorii super koguciej (limit 122 funtów).

Niepokonany w szesnastu walkach Manuel “Tino” Avila (16-0, 7 KO) krok po kroku, z walki na walkę udowadnia obserwatorom, iż jego aspiracje mistrzowskie nie są tylko standardowym myśleniem życzeniowym każdego pięściarza, ale że ma ku realizacji tego celu bardzo poważne argumenty. W ostatnim pojedynku, ten zaledwie 23 letni pięściarz pokonał przed czasem solidnego Sergo Friasa, efektowna kombinacja ciosów zakończona lewym hakiem na korpus zafundowała pierwsze klasyczne KO walecznemu Meksykaninowi. W nocy z 8 na 9 maja rywalem “Tino” będzie 24-letni Erik Ruiz (13-2, 6 KO), również z Kalifornii.

Ponadto na gali wystąpi także zyskujący coraz większy rozgłos kuzyn legendarnego Oscara, Diego De La Hoya (9-0, 6 KO). Wyssany z mlekiem matki talent pozwolił mu na zaliczenie dziewięciu imponujących występów w zaledwie 20 miesięcy. Młodziuteńki (20 lat) “Golden Kid” poprzeczkę zawiesza sobie wysoko, już w ostatnim pojedynku wygrał do wiwatu z byłym pretendentem do mistrzowskiego tytułu Manuelem Romanem (17-4-3, 6 KO), co nie często zdarza się w tym wieku i na tym etapie kariery. Występujący w kategorii super koguciej bokser nie poznał jeszcze nazwiska rywala na galę w L.A.

Aby zobaczyć w akcji młode gwiazdy z grupy Oscara De La Hoyi nie zapomnij włączyć FightKlubu. Relacja na żywo w nocy z 7 na 8 maja od 04:00. Powtórka w piątek 8 maja od 11:30. Serdecznie zapraszamy!

Źródło: materiały prasowe

Wybuchowe starcie w wadze ciężkiej na gali ESPN w nocy z 8 na 9 maja

Wybuchowe starcie w wadze ciężkiej na gali ESPN w nocy z 8 na 9 maja

W jednej z ostatnich imprez ESPN "Friday Night Fights" dojdzie do wybuchowego starcia w kategorii ciężkiej. W nocy z 8 na 9 maja dwóch reprezentantów wschodniego wybrzeża USA, Amir "Hardcore" Mansour (21-1, 16 KO) i Joey Dawejko (14-3, 7 KO) zmierzą się w starciu o tytuł mistrza stanu Pensylwanii.

Idea tego zestawienia zrodziła się w głowie posiadającego polskie korzenie Dawejki, którego największym zwycięstwem jest jak do tej pory niejednogłośna wiktoria nad niezłym Derriciem Rossym. Po brutalnym nokaucie Mansoura nad Fredem Kassi 8 listopada ubiegłego roku, które Sports Illustrated uznało za nokaut roku, Dawejko i jego ludzie zaczęli publicznie domagać się starcia z siejącym postrach "Hardcorem". Dali do zrozumienia, że Joey dojrzał do takiego wyzwania.

– Dostaliśmy datę od ESPN, nikt inny oprócz tego dzieciaka nie chciał ze mną zmierzyć, więc stanie się. Dostanie to, czego chciał – podsumował unikany przez czołówkę wagi ciężkiej "Hardcore" Mansour.

Fizyczny fenomen, który w wieku 42 lat posiada szybkość i refleks młodzieńca zdradza, że jego witalność wypływa z braku zmęczenia materiału, a dokładniej – z braku długiej kariery amatorskiej.

Pojedynki amatorskie – ludzie myślą, że one nie odbijają się na zawodnikach, a jest inaczej. Właśnie dlatego wiek w okolicach 30-33 lat uznaje się za najlepszy do przejścia na emeryturę, ponieważ te gwiazdy na amatorstwie stoczyły po 200-300-400 walk i to nie pozostaje bez wpływu – nie bez racji mówi mistrz nokautu z Filadelfii.

Mansour boksu w dużej części uczył się już po rozpoczęciu profesjonalnej kariery. Największą nauczkę dał mu dwukrotny mistrz kategorii junior ciężkiej – Steve Cunningham, który w kwietniu ubiegłego roku zafundował mu pierwszą i jedyną porażkę w karierze. Walka była jednak bardzo zacięta, Cunningham dwukrotnie znalazł się na deskach. Mansour twierdzi, że niejednokrotnie oglądał już nagranie tamtego pojedynku i sporo zmienił w swoim boksie.

Dawejko, chociaż faworytem nie jest i obiektywnie być nie może, subiektywnie musi czuć się pewny siebie jak nigdy wcześniej. Ostatnie cztery pojedynki wygrał przed czasem i to już pierwszej rundzie. Wreszcie ma profesjonalne zaplecze, gdyż na początku kariery sam zarządzą swoimi losami i łapał okazje na ślepo, często nie mając czasu na odpowiednie przygotowania. Ta walka ma go wywindować w rankingach i przenieść na inny poziom zaawansowania, w końcu jego bogata kariera amatorska pozwalała prognozować większe sukcesy niż do tej pory osiągał.

Nie mogę się doczekać 8 maja i debiutu w krajowej telewizji. To będzie eksplozja, zamierzam rozjechać Mansoura, bo to ja jestem czołgiem – odważnie zapowiada 24-letni Dawejko.

Inaczej widzi to "Hardcore" Mansour:

– Zgniotę tego dzieciaka. On nie ma mocy, umiejętności ani mentalności wojownika, żeby przetrwać ze mną pełne 10 rund. Nie zamierzam zostawić jego losu w rękach sędziów, zostawię go w rękach paramedyków – krwiście spuentował.

Czyje zapowiedzi się sprawdzą, dowiecie się włączając FightKlub. Transmisja z gali w filadelfijskiej "2300 Arenie" w nocy z piątku 8 maja na sobotę od 03:00! Powtórka w sobotę o godzinie 11:30.

Źródło: materiały prasowe

Grand Slam w judo: Baku kolejnym wyzwaniem Polaków

Grand Slam w judo: Baku kolejnym wyzwaniem Polaków

Po bardzo dobrym występie w Grand Prix w Zagrzebiu, turniej Grand Slam w Baku będzie kolejnym wyzwaniem dla polskich judoków. Transmisje na żywo od 8 do 10 maja w FightKlubie, codziennie od godziny 14:00.

Reprezentantki Polski świetnie spisały się w hali Dom Sportova, gdzie 10 lat temu siatkarki Andrzeja Niemczyka zdobyły Mistrzostwo Europy. Agata Perenc -52 kg i Daria Pogorzelec -78 kg wywalczyły brązowe medale, a Agata Ozdoba -63 kg i Katarzyna Kłys -70 kg zajęły 5 miejsce.

– Najbardziej cieszę się z tego, że wszystkie walki wygrałam na moją koronną technikę, jest ogromny postęp techniczny i taktyczny oraz psychiczny, a to dzięki trenerce Anecie Szczepańskiej – mówi Agata Perenc, która w kadrze współpracuje z Wicemistrzynią Olimpijską z Atlanty, a z sukcesami również trenuje w Polonii Rybnik z Arturem Kejzą.

Blisko podium w Zagrzebiu była też brązowa medalistka zeszłorocznych ME Agata Ozdoba. W walce o brąz przegrała 1 karą ze słynną Yarden Gerbi z Izraela. – Piąte miejsce zawsze jest nieprzyjemne, bo przydałby się medal. Jestem w miarę zadowolona, bo zdobyłam 60 punktów do rankingu i pokonałam Tsedevsuren z Mongolii, która w tym roku była w finałach dwóch innych turniejów Grand Prix – powiedziała Agata Ozdoba.

Cała czwórka najlepszych judoczek zgłoszona jest do silnie obsadzonego Grand Slamu w Baku. To jeden z ostatnich sprawdzianów przed czerwcowymi Mistrzostwami Europy włączonymi do programu Igrzysk Europejskich. Te zawody odbędą się również w azerskiej stolicy, dlatego tak ważny jest start w Grand Slamie.

W piątek walczyć będę zawodniczki z kat. -48 kg, -52 kg, – 57 kg i zawodnicy z kat. -60 kg, -66 kg, w sobotę – odpowiednio -63 kg i -70 kg oraz -73 kg i -81 kg, zaś w niedzielę -78 kg, +78 kg oraz -90 kg, -100 kg i +100 kg.

Źródło: materiały prasowe

Kickboxing: Kolejny mecz Polaków

Grupa DSF zapowiada kolejne wydarzenie. Organizator zaplanował kolejny mecz na płaszczyźnie kickboxingu, tym razem Polska zmierzy się z fighterami z Łotwy.

Grupa DSF oferuje tego typu wydarzenie po raz drugi. Wielkim sukcesem okazał się mecz Polska – Macedonia, który w kwietniu odbył się w warszawskiej Arenie Ursynów. Widowisko na najwyższym poziomie, dostarczyło wiele artystycznych wrażeń widzom, a przede wszystkim – emocji sportowych i efektownych walk. DSF konsekwentnie stawia na popularyzację kickboxingu i chce rozszerzać zasięg swoich imprez.

W starciu z Macedończykami Polacy okazali się lepsi. Trzy pojedynki i trzy wygrane – nie było żadnych wątpliwości, kto jest lepszy. Biało – czerwoni pokazali klasę. Kamil Ruta i Łukasz Wichowski udowodnili swoją wartość, a Dorota Godzina dodatkowo wywalczyła pas. Sam aspekt sportowy spełnił oczekiwania, gdyż królował kickboxing. Polacy porwali publiczność, a organizator zbierał pochwały. Grupa DSF ma stabilny skład, który dobrze się ze sobą rozumie. Trójka Godzina, Ruta i Wichowski coraz mocniej przebija się do społecznej świadomości. Ważny jest także poziom organizacyjny imprez, na którym grupa DSF zaskakuje za każdym razem. Nie ulega wątpliwości, że mocne wejścia zawodników w pięknym anturażu są istotnym elementem widowiska, gdyż świadczą o jego profesjonalnym charakterze. Gra świateł, goście specjalni – to też odgrywa istotną rolę. Warto podkreślić, że każda gala jest coraz bardziej efektowna i zaskakująca.

Jak będzie tym razem? 12 czerwca odbędzie się już piąta gala DSF Kickboxing Challenge. Tym razem organizator podchwycił ideę tworzenia widowiska poprzez mecze międzynarodowe. Rywalizacja reprezentacyjna wzbudza dodatkowe emocje, a sami fighterzy na tym poziomie generują dodatkowe siły. Wygląda to imponująco, dlatego grupa DSF po raz kolejny stawia na mecz w wykonaniu najlepszych polskich kickbokserów. Teraz razem biało – czerwonym przyjdzie mierzyć się z fighterami z Łotwy. Należy podkreślić, że zawodnicy z Rygi to jedni z najlepszych w swoim fachu. Dlatego śmiało można oczekiwać widowiska na najwyższym poziomie. Po raz kolejny dojdzie do rywalizacji w K-1 i full contact.

Organizator zamierza dostarczyć kolejnych kickbokserkich wrażeń. Grupa DSF nie ustaje w swoich działaniach na rzecz popularyzacji dyscypliny w Polsce. Piąta gala ma być lepsza niż poprzednie – takie jest założenie. Macedonia pokonana, rozbita w proch. Czy Łotysze też wrócą ze spuszczonymi głowami do domów? 12 czerwca Hala Mistrzów we Włocławku będzie gościła fighterów z najwyższej półki. Kickboxing na poziomie zawodowym jest niezwykle widowiskowy, a w Polsce nie brakuje ciekawych imprez. Grupa DSF coraz śmielej trafia do społecznej świadomości. Oprócz meczu Polska – Łotwa istotnym elementem wydarzenia będzie turniej wagi ciężkiej K-1. DSF Kickboxing Challenge 5 rozpocznie polskie słoneczne lato.

KM

Usprawiedliwienie Pacquiao

Filipińczyk z kontuzją barku wszedł do ringu, aby rywalizować z Floydem Mayweatherem Jr. Mimo determinacji i woli walki przegrał pojedynek XXI wieku.

Niektórzy w urazie Pacquaio dopatrują się wymówki i sposobu na usprawiedliwienie porażki w rywalizacji z Mayweatherem. Okazuje się, że o kontuzji „Pacmana” na dziesięć dni przed pojedynkiem poinformowana została Agencja Antydopingowa. Bokser doznał uszkodzenia ścięgien stawu ramiennego prawej ręki. Przed wejściem do ringu Filipińczyk chciał zlikwidować źródło uciążliwego bólu poprzez zastrzyk z toradolem. Zwrócił się więc z prośbą o możliwość wykonania czynności, jednak Komisja Sportowa Stanu Nevada nie wyraziła zgody na taki krok. Pacquiao musiał więc pogodzić się z decyzją wyższego organu i wejść do ringu.

Filipińczyk twierdzi, że Mayweather mógł wiedzieć o jego kontuzji. Wedle „Pacmana” taka informacja mogła trafić do jego rywala za pośrednictwem komisji, której pięściarz zarzuca również konieczność zmiany taktyki. Decyzja o niewydaniu zgody na zastosowanie środków przeciwbólowych sprawiła, że były czempion WBO wagi półśredniej musiał walczyć zarówno z bólem jak i z rywalem, a ponadto – uważać na rękę. Jednak zarzuty skierowane do komisji mogą przynieść „Pacmanowi” kłopoty. Niewykluczone, że zostanie on ukarany grzywną bądź zawieszony.

Walka, na którą czekali niemalże wszyscy mieszkańcy ziemi znalazła swoje rozstrzygnięcie. Teraz na jaw wychodzą pewne kwestie poboczne jak uraz Pacquiao. Wedle najlepszych informacji okazuje się, że Pacman miał problemy zdrowotne. Jak już zostało wspomniane – fakt ten odnotowała Agencja Antydopingowa. Trzeba podkreślić, że tylko odnotowała i nie mogła nic więcej zrobić, gdyż nie uzyskała dokumentacji medycznej ani prześwietlenia ręki. W ten sposób procedury zostały wstrzymane i Komisja Sportowa nie otrzymała informacji o urazie. Warto również zwrócić uwagę na postępowanie Pacquiao i jego teamu. Po ceremonii ważenie główni aktorzy widowiska musieli odpowiedzieć na pytania dotyczące stanu zdrowia. W dokumencie Pacquiao nie ma żadnego słowa dotyczącego kontuzji.

Różnie można oceniać sprawę domniemanego wpływu urazu „Pacmana” na jego ringową dyspozycję. Jedno jest pewne – zdrowie jest najważniejsze. Niepokoi, że ktoś o tym zapomniał. Aby zadbać o zdrowie i komfort walki Pacquiao należało postępować zgodnie z procedurami i wtedy nie byłoby problemu z podaniem środków przeciwbólowych. A tak to wygląda to na szukanie wymówki, choć uraz jest faktem.

Stan zdrowia Pacquiao nakazuje podjęcie działań.  Uszkodzone zostały ścięgna stawu ramiennego. Konieczna jest operacja kontuzjowanego barku, co wyłączy pięściarza z treningów na sześć miesięcy. Należy uwzględnić przy tym konieczność rehabilitacji, co wydłuży przerwę Pacquiao. Zapewne na ring Filipińczyk wróci dopiero w nowym roku, a niewykluczone, że jest absencja potrwa rok. Pięściarz będzie mógł wcześniej rozpocząć treningi, ale upłynie trochę czasu zanim ręka dojdzie do pełnej sprawności.

KM

 

Dwie Polki punktowały w Berlinie

Stolica Niemiec gościła judoków niemalże z całego świata. W Berlinie odbył się Puchar Europy Kadetów w judo. Niestety, Polacy nie mają powodów do zadowolenia.

Do Niemiec udała się czterdziestoosobowa kadra Polski, jednak żadnemu z naszych reprezentantów nie udało się stanąć na podium. Tylko dwie judoczki zajęły punktowane miejsca. Barbara Kulik bardzo dobrze rozpoczęła turniej. Polka w kategorii wagowej 63kg wygrała trzy pojedynki. Kolejno odprawiła: Dalię Liluashvili z Rosji, Natalię Lopes z Brazylii oraz Laerke Olsen z Danii. Na tym kończą się dobre informacje na temat występu Polki w Berlinie. W kolejnych dwóch pojedynkach Kulik musiała uznać wyższość swoich rywalek. Sanne Vermeer i Gioia Vetterli pozbawiły Polkę marzeń o medalu. Warto dodać, że brązowy medal zdobyła Dunka Olsen, z którą Kulik wygrała, jednak ta dobrze poradziła sobie w repasażach. W kategorii 63kg triumfowała Chie Sasaki z Japonii. Druga z Polek, która zajęła punktowane miejsce to Julia Jaśkiewicz (70kg). Na początek Polka zwyciężyła w pojedynku z Denise de Korte z Holandii, ale w drugiej walce musiała uznać wyższość Petry Opersnik ze Słowenii.  W repasażach Jaśkiewicz położyła dwie rywali i trafiła na zawodniczkę z Japonii. Suzuka Takaku zakończyła udział młodej Polki w berlińskim turnieju. Dwie rywalki, z którymi Jaśkiewicz przegrała znalazły się na podium. Opersnik zajęła drugą pozycję, Suzuka była trzecia. Zwycięstwo przypadło Alinie Boehm z Niemiec, Jaśkiewicz została sklasyfikowana na siódmym miejscu. Warto również odnotować występy innych naszych kadetów, którzy uplasowali się na dziewiątych lokatach: Eryk Ryciak (-90kg), Maciej Krogulski (-73 kg), Michał Michalski (-60 kg) i Paulina Dziopa (-70 kg).

W rywalizacji pań dominacja Japonek, które zdobyły pięć złotych medali. Nie jest to jednak najlepszy wynik medalowy Pucharu Europy. W Berlinie najwięcej medali przypadło w udziale gospodyniom – siedem krążków. Jednakże Japonki okazały się najlepsze w pięciu kategoriach wagowych. W 44kg zwyciężyła Riko Igarashi, w 52kg najlepsza okazała się Kana Tomizawa, triumf Ryoko Takedy w 57kg. Chie Sasaki zdominowała rywalizację w 63kg, a Akira Sone w +70kg. Co prawda Niemki zdobyły siedem medali, ale tylko jeden złoty, po który sięgnęła Alina Boehm. Ponadto, pierwsze miejsce w kategorii 40kg dla Rosjanki Olgi Borisovej, a Marusa Stangar ze Słowenii w 48kg.

Rosjanie niepodzielnie panowali w Berlinie. Aż pięć złotych medali wywalczyli reprezentanci Sbornej, a łącznie na swoim koncie zapisali dziewiętnaście krążków. Dominację Rosjan zdołało zachwiać dwóch Brazylijczyków i Izraelczyk. Tomer Golomb triumfował w kategorii 55kg, zaś reprezentanci Canarinhos: Joao Paulo Correira w 50kg, a Jeferson Santos Junior w 66kg. Rosjanie całkowicie zdominowali rywalizację w 60kg. Triumfował Akhmed Bogatyrev, Savelii Bednarskii był drugi, a na najniższym stopniu podium stanął David Abdullaev.

 

KM

Szalony Bakocević

Vaso Bakocević jest bardzo dobrze znany polskiej publiczność. Podczas występów w Polsce 25-latek pokazał się z dobrej strony, choć nie odniósł w naszym kraju sukcesu na płaszczyźnie mieszanych sztuk walki. Dał się poznać jako jeden z najbardziej szalonych i nieprzewidywalnych fighterów.

Czarnogórzec jest niezwykle energicznym zawodnikiem, który jest gotowy na wszystko. W 2014 roku 25-latek stoczył siedem pojedynków, ale ma plan poprawić ten wynik. Terminarz Bakocevicia jest bardzo napięty i zarazem zaskakujący. Czarnogórzec już 9 maja pojawi się w Serbii na Battle of Champions, gdzie zmierzy się z Sidartem Patarcicem. Na gali Bushido Fighting Championship, która odbędzie się 23 maja Bakocević wejdzie do oktagonu, ale nadal nie jest znane nazwisko jego rywala. Gdyby tego było mało – Czarnogórzec planuje w maju jeszcze jeden pojedynek. 30 dnia miesiąca wystąpi na Bosnian Fighting Championship 2 w rywalizacji z Pieterem Buistą. Jakby nie patrzeć – trzy pojedynki w ciągu miesiąca. Gość musi mieć ogromną wiarę we własne umiejętności bądź niezwykle wytrzymały i wydolny organizm. Chyba, że rywale Bakocevicia okażą się kompletnymi niedojdami, a ten jednym ruchem ręką załatwi sprawę. Fakt, że 25-latek może być motorem napędowym imprez, w których wystąpi. Warto podkreślić, że mimo wszystko Bakocević wysoko stawia sobie poprzeczkę. Po takim maratonie może dochodzić długo do siebie.

Gdyby tego szaleństwa było mało. Nawet trudno o tym pisać, bo aż włosy jeżą się na głowie. Niby Szewczyk Dratewka machnął groźnego smoka, a Dawid pokonał Goliata. Bakocević, którego waga  określona została na poziomie 66kg chce zmierzyć się z zawodnikiem dwukrotnie cięższym od siebie! Na Montenegro Fighting Championship 25-latek ma stanąć naprzeciw 120-kilogramowego Sasy Lazica. Tym samym spełnia swoje marzenie. Nie dziwi więc przydomek „Psychopata”. Plan na najbliższy czas w wykonaniu Bakocevicia niezwykle intensywny. Warto dodać, że Czarnogórzec już tym roku stoczył pojedynek. Podczas gali w Abu Dhabi pokonał Davida Matosevicia.

Bakocević jest doskonale znany w Polsce. Gościł w naszym kraju kilkukrotnie i zawsze przegrywał. Polscy fighterzy nie leżą 25-latkowi, który pragnie zawładnąć światem MMA. Należy wspomnieć, że pierwszego Polaka na swojej drodze Bakocević spotkał podczas gali WFC 17 w Słowenii. Piotr Hallmann w drugiej rundzie pozbawił Czarnogórca złudzeń. 25-letni Czarnogórzec pojawił się w Polsce w marcu 2014 roku.  Podczas PLMMA 29-Extra zmierzył się z Łukaszem Chlewickim, z którym przegrał decyzją sędziów. Potem było KSW. Podczas dwudziestej ósmej gali największej organizacji MMA w Polsce Bakocević został znokautowany przez Macieja Jewtuszko, jednak pokazał się z bardzo dobrej strony. W grudniu na KSW 29 przegrał z Arturem Sowińskim. Od tamtej pory stoczył dwie walki, które wygrał. Teraz na ambitny plan, którym wielu wprawia w osłupienie. Czy podoła? Na pewno wzbudzi zainteresowania, ale postawą podczas walki musi udowodnić, że poziom sportowy idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem.

KM

Money wystartował po rekord

Pojedynek stulecia znalazł swój finał w ringu. Emocje już opadły, wynik jest znany. Floyd Mayweather Jr. nadal niezwyciężony.

Pięściarze musieli przejść długą drogę, aby doszło do walki XXI wieku. Przygotowania do pojedynku trwały latami. Zarówno Mayweather i Pacquiao skakali sobie do gardeł, jednak nie potrafili porozumieć się w sprawie organizacji walki. Proces ten trwał wiele lat. W głównej mierze ów fakt sprawił, że zainteresowanie pojedynkiem urosło do gigantycznego poziomu. Nie tylko zainteresowanie, ale także, a może przede wszystkim – możliwość zysków. Gdy pojedynek stał się faktem jasne było, że dla bokserów będzie to prawdziwa żyła złota. Mayweather nie bez kozery ma przydomek „Money”. Pacquiao w ringu również swoje zarobił, ale walka stulecia jeszcze powiększyła ich zasoby. Mayweather zgarnął ponad 120 milionów dolarów, a Filipińczyk niecałe sto, jednak warto pamiętać, że kwoty te wzrosną w związku z podziałem wpływów z pay per view oraz innych źródeł.

Całokształt działań wokół widowiska nieco przyćmił aspekt sportowy. Należy pamiętać, że „Money” i „Pacman” to wybitni pięściarze. Jednak dzisiejszy boks nastawiony jest na show i robienie pieniędzy. A kto jest w tym lepszy niż Mayweather? Facet, który kocha kasę i nawet się z tym nie kryje. Liczne filmiki z plikami dolarów czy przypalanie cygara studolarówką mówią same za siebie. Wielu puka się w czoło, że Amerykaninowi najzwyczajniej w świecie odbiło. Mimo to w ringu udowadnia swoją wartość, jednak ma zupełnie inną osobowość niż Pacquiao. Filipińczyk to spokojny, rodzinny facet, który pomaga swoim rodakom na gruncie edukacji czy służby zdrowia. W końcu Ci dwaj panowie mieli okazję spotkać się i udowodnić swoją wartość.

Filipińczyk czuł, że ma wsparcie trybun. Fani gwizdali na „Moneya”, a Filipińczykowi dodawali otuchy. Pierwsza runda służyła rozpoznaniu, jednak w drugiej odsłonie wspierany przez kibiców Pacquiao ruszył na Mayweathera. Starał się zaskoczyć Amerykanina serią ciosów i uciekać na dystans, jednak „Money” zachował trzeźwość umysłu i prawym zaskoczył przeciwnika. W trzeciej rundzie Pacquiao znalazł się w tarapatach. Dwa potężne, soczyste ciosy sprawiły, że Filipińczyk miał problemy, ale przetrwał napór przeciwnika. Lewa ręka Pacquiao dotarła do oczu Maywaethera w czwartej rundzie i Amerykaninowi z pewnością zrobiło się gorąco, a na pewno chwiejnie. „Money” nie potrafił odpowiedzieć, ale w narożniku doszedł do siebie. Piąte starcie na korzyść Amerykanina, kiedy to raz po raz trafiał Filipińczyka. Ponadto, „Money” prowokował rywala opuszczając nisko ręce. Mayweather zdecydowanie prowadził. Dobra praca nóg, uciekanie do dystansu i pełna kontrola nad walką. Amerykanin celnie punktował Pacquiao, który starał się trafiać, ale nie było to częste zjawisko. Kiedy już Filipińczyk miał przeciwnika na linach, ten szybko uciekał. Mayweather idealnie kontrował Pacquiao. „Money” potrafił przyjąć kilka ciosów, które nie zrobiły na nim wrażenia, by błyskawicznie ukłuć przeciwnika.

Mayweather jest obecnie w posiadaniu trzech pasów w kategorii półśredniej: WBC i WBA oraz WBO – dotychczas należącego do Pacquiao. Sędziowie byli jednomyślni i punktowali 118:110, 116:112 i 116:112 na korzyść Amerykanina. Mayweather odniósł czterdzieste ósme zwycięstwo w zawodowej karierze. Lada chwilę może pobić rekord wszechczasów. W jego posiadaniu nadal jest Rocky Marciano, który wygrał czterdzieści dziewięć walk z rzędu. Czy „Money” przejdzie do historii?

KM

Polak wyleciał z UFC

Marcin Bandel zakończył swoją przygodę z najlepszą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie. UFC zwolniło polskiego zawodnika.

Popularny „Bomba” oficjalne występy w MMA rozpoczął w listopadzie 2009 roku. Podczas gali FCK-Slawno odniósł  swoje pierwsze zwycięstwo w pojedynku z Robertem Skrzypczakiem. Po udanym początku nadeszły gorsze chwile. Bandel zanotował dwie porażki, które zachwiały jego pewnością siebie. Jednak „Bomba” wrócił na właściwe tory i zaczął wygrywać. W trzy lata wyrobił sobie pozycję w świecie MMA. Fighter stoczył dwanaście pojedynków i wszystkie wygrał, a po drodze pokonał m.in. Bartosza Fabińskiego. Występy „Bomby” były efektowne, gdyż do tej pory żadna z jego zwycięskich walk nie zakończyła się decyzją sędziów! Bandel przyzwyczaił wszystkich, że nie ma litości dla swoich rywali i zmusza ich do poddania. Te wszystkie czynniki sprawiły, że Polakiem zainteresowało się UFC, które zdecydowało się zakontraktować zawodnika z Łodzi.

Stany Zjednoczone to inny świat – nowe możliwości i szansa na podniesienie poziomu sportowego. Rywale z zupełnie inne półki. Trudne wyzwania, którym należy stawić czoła i zaprezentować się jak najlepiej, aby utrzymać się na szczycie. W innym przypadku można popaść w niełaskę. Bandel stoczył w UFC zaledwie dwa pojedynki – bez powodzenia. W swoim debiucie stanął naprzeciw Mairbeka Taisumova. Tytan z Groznego nie pozostawił Polakowi złudzeń, kto jest lepszy. Już w pierwszej rundzie rozbił fightera z Łodzi i po sześćdziesięciu sekundach Bandel zakończył swój debiut w UFC. Pierwszy krok jest zawsze trudny, ale już na początku „Bomba” znalazł się w trudnym położeniu. Był na cenzurowanym. Każde kolejne potknięcie wiązało się z ewentualnością pożegnania się z UFC. Szansę Bandel dostał podczas polskiego UFC w Krakowie. Podczas UFC Fight Night Gonzaga – Cro Cop 2 „Bomba” stanął naprzeciw Stevena Raya. Szkot debiutował w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie, jednak nie przejawiał tremy. Bandel z kolei był niepewny, co wykorzystał rywal. Ray w drugiej rundzie pozbawił Polaka złudzeń. Tym samym Bandel poniósł drugą porażkę i musiał liczyć się z zakończeniem przygody w UFC. Włodarze organizacji długo nie czekali. Podjęli decyzję o rozstaniu z Polakiem.

Dwa pojedynki i dwie porażki nie wystawiają najlepszego świadectwa „Bombie”. Zwłaszcza, że Bandel wcześniej zanotował dwanaście kolejnych zwycięstw. Po prostu zawodnikowi z Łodzi nie udało się przeskoczyć pewnego poziomu, jednak zebrał cenne doświadczenie, które może w przyszłości zaprocentować. Bandel nadal jest młodym zawodnikiem (25lat) i teraz ma czas, aby odbudować swoją pozycję i w przyszłości wrócić do UFC. Scenariusz jak najbardziej możliwy. Z UFC pożegnali się również: Seth Baczynski, Cain Carrizosa i Justin Jones.

KM

Dwie brązowe dziewczyny

Zagrzeb szczęśliwy dla Agaty Perenc i Darii Pogorzelec. Zawody Grand Prix w judo przyniosły reprezentacji Polski dwa medale, a nasze zawodniczki zanotowały kolejny występ na dobrym poziomie.

Agata Perenc poszła za ciosem. Powtórzyła swój wyczyn z Turcji, gdzie podczas Grand Prix w Samsun również wywalczyła brązowy medal. Zawodniczka Polonii Rybnik tym samym notuje kolejny dobry występ w tym sezonie. Perenc potwierdza, że jest ważnym ogniwem reprezentacji Polski i w głównych imprezach może pokusić się o medal. Startująca w kategorii 52kg Polka szła jak burza, jednak w półfinale zatrzymała ją zawodniczka z Rosji. Yulia Rygyzowa okazała się lepsza od Perenc. Polka była o krok od wejścia do finału, ale tym razem nie udało się. Perenc potwierdziła dobrą dyspozycję, jednak po raz kolejny niewiele zabrakło jej do wejścia do rozgrywki o złoty medal.

Po brąz sięgnęła również Daria Pogorzelec. Judoczka Wybrzeża Gdańsk w poprzednim sezonie imponowała formą wygrywając m.in. Puchar Świata w Tallinie, jednak w tegorocznych startach rozkręcała się stopniowo. W Zagrzebiu Pogorzelec walczyła ambitnie i z poświęceniem, co sprawiło, że od finału dzielił ją mały krok. Anamari Velensek była rywalką Polki w półfinale. Ze Słowenką nasza zawodniczka toczyła wyrównany bój, jednak przegrała po dogrywce. Velensek triumfowała w kategorii 78 kg, a Pogorzelec uplasowała się na trzecim miejscu. W decydującym o brązowym medalu starciu zawodniczka z Gdańska pokonała Guusje Steenhuis. Polka wygrała cztery pojedynki, co dało jej trzecie miejsce. Tak naprawdę do lepszego rezultatu zabrakło niewiele. Pogorzelec i Perenc zanotowały dobre występy, czego efektem są dwa brązowe medale. Brakowało niewiele, aby awansować do finału, ale trzeba się cieszyć z trzecich miejsc naszych zawodniczek.

Katarzyna Kłys w poprzednim sezonie dała fanom judo wiele powodów do radości. Po jedenastu latach wywalczyła dla Polski medal mistrzostw świata, w Czelabińsku sięgnęła po brąz. W tym sezonie nie jest tak skuteczna.  Zawodniczka Polonii Rybnik w Zagrzebiu uplasowała się na piątym miejscu. Rok temu w Chorwacji Kłys sięgnęła po srebrny medal. Przegrała wtedy w decydującej rozgrywce z Kelicie Zupancic. Historia lubi się powtarzać. Kanadyjka po raz kolejny utarła Polce nosa. Gwoli uzupełnienia, Kłys także miała swoją chwilę chwały w rywalizacji z Zupancic, gdyż pokonała ją podczas mistrzostw świata w Czelabińsku. Piąte miejsce w Zagrzebiu zajęła również Agata Ozdoba. Nasza judoczka w poprzednim sezonie szalała na mistrzostwach Europy, gdzie wywalczyła brązowy medal. Teraz stara się wrócić na właściwe tory. W Zagrzebiu wygrała dwa pojedynki i dwa przegrała. Pogromczynią Polki w decydującym starciu okazała się Yarden Gerbi. Porażka w rywalizacji z Izraelką boli jeszcze bardziej, gdyż Ozdoba przegrała zaledwie jedną karą shido.

Z panów najlepiej zaprezentował się Jakub Wójcik, który jako jedyny zajął punktowane miejsce. Nasz judoka rywalizację w kategorii 100 kg ukończył na siódmej pozycji.

 

KM

MP: Triumfy faworytów

Mistrzostwa Polski seniorów w zapasach nie wykrystalizowały nowych gwiazd. Rywalizacja na krajowym podwórku potwierdziła pozycję „starych wyjadaczy”.

W mistrzostwach wzięło udział ponad dwustu pięćdziesięciu zapaśników. W rywalizacji kobiet wzięło udział siedemdziesiąt zawodniczek, po dziewięćdziesięciu dziewięciu zawodników wystartowało w klasyku i stylu wolnym. Niestety, nie wszystkie kategorie były równo obsadzone. Należy zacząć od rywalizacji pań, która okazała się okrojona. Najwięcej zapaśniczek wystartowało w kategorii 48kg – dziesięć. To mówi samo za siebie. W 63kg i 69kg zaprezentowało się po pięć zawodniczek, co najdelikatniej mówiąc jest wynikiem marnym. Mistrzostwa się odbyły i zawodniczki rywalizowały o medale – to należy im oddać. Rzecz jasna, że ten stan martwi związanych z zapasami, gdyż walka powinna być zacięta, a dyscyplina musi się rozwijać. Obecnie są to pobożne życzenia.

Wśród panów było nieco lepiej. Najwięcej zawodników startowało w kategorii 71kg w stylu klasycznym, bo aż dwudziestu dwóch. Warto podkreślić, że w innych wagach nie było już tak dobrze. Jedynie w 59kg, 75kg oraz 80kg wystąpiło po trzynastu zapaśników. Reszta kategorii skupiła po dziesięciu i mniej zawodników. W stylu wolnym najmniej liczna była waga 65kg – tylko siedem nazwisk, a najbardziej 86kg – szesnastu zapaśników. Widoczna staje się dysproporcja pomiędzy niektórymi kategoriami. Fakt, że w pewnych miejscach jest możliwość zażartej i wyrównanej walki, jednak w większości przypadków mamy do czynienia z walkami zapaśników, którzy znają się „na wylot”. W zapasach konieczny jest proces odnowy, a warto zacząć od tego, aby dyscyplina pojawiała się już w szkołach.

Wracając do głównego tematu, mistrzostwa Polski wśród pań nie zaskoczyły. W 69kg triumfowała doświadczona Agnieszka Wieszczek-Kordus. Brązowa medalista Igrzysk Olimpijskich w Pekinie pozostawiła w tyle Annę Uroda. Dobrą formę z początku sezonu potwierdziła Iwona Matkowska, która triumfowała w 48kg. Monika Michalik rok temu podczas mistrzostw świata w Taszkiencie pokazała, że stać ją na wiele. Zawodniczka Grunwaldu Poznań była o krok od brązowego medalu. Michalik patrzy z nadzieją w przyszłość, a w drodze na kolejne mistrzostwa świata wywalczyła złoto mistrzostw Polski w kategorii 63kg. Ponadto, triumfowały: Katarzyna Krawczyk (53kg), Roksana Zasina (55kg), Paulina Grabowska (58kg), Agnieszka Król (60kg), Anna Wawrzycka (75kg).

W najliczniej obsadzonej kategorii mistrzostw, czyli 71kg w klasyku triumfował Edgar Melkumow z AKS Piotrków Trybunalski. Na krajowym podwórku nie ma mocnych na Damiana Janikowskiego. Brązowy medalista z Londynu okazał się najlepszy w 80kg w stylu klasycznym. W rywalizacji najcięższych (130kg) zwyciężył Łukasz Banak ze Śląska Wrocław. Do historii przeszedł Krystian Brzozowski. Zapaśnik Orła Namysłów zwyciężył w kategorii 74kg w stylu wolnym i był to jego szesnasty złoty medal mistrzostw Polski. Kolejny dobry występ zaliczył Magomedmurad Gadżijew, który zwyciężył w 70kg.

W rywalizacji drużynowej wśród pań najlepszy okazała się ekipa Gryfa Chełm. O zaledwie osiem punktów lepsi okazali się zapaśnicy Olimpijczyka Radom od AKS-u Piotrków Trybunalski w stylu klasycznym. AKS Białgorad najlepszy w stylu wolnym.

KM

Na Zagrzeb

Polscy judocy wystąpią w kolejnych zawodach Grand Prix, tym razem w stolicy Chorwacji. Biało-czerwoni będą rywalizować o kolejne punkty w kwalifikacjach olimpijskich.

W Zagrzebiu wystąpi osiemnastoosobowa kadra Polski. Do rywalizacji stanie aż sześćdziesiąt narodów, o czternaście więcej niż rok temu. Zapowiada się zatem intensywna i zarazem wymagająca walka o medale. Jak zaprezentują się Polacy?

Biało-czerwoni wystartują w Zagrzebiu mając w pamięci rywalizację w mistrzostwach Polski w Kielcach. Po dwie zawodniczki wystąpią w kategoriach 52kg i 57kg. Odpowiednio Agata Perenc i Karolina Pieńkowska oraz Arleta Podolak i Anna Borowska. W Zagrzebiu zaprezentuje się sześć aktualnych mistrzyń Polski. Daria Pogorzelec oraz Katarzyna Kłys zdominowały rywalizację na krajowym podwórku i z nadziejami ruszają do Chorwacji. Ponadto, w Zagrzebiu wystąpią Agata Ozdoba (63kg), Ewa Konieczny (48kg) oraz wspomniane Podolak i Pieńkowska. Perenc z Borowską musiały zadowolić się tylko srebrnymi medalami mistrzostw Polski. Tak samo jaki i Katarzyna Furmanek (+78kg), która w krajowym czempionacie uległa Beacie Pacut. Mimo to z występem zawodniczki AZS-u AWF Gdańsk w Zagrzebiu wiązane są ogromne nadzieje. W tym sezonie Furmanek wygrała już turniej w Pradze i była w czołówce w Casablance. Ostatnie zawody z cyklu Grand Prix odbyły się w Samsun, gdzie nasza reprezentacja wypadła przeciętnie. Najlepiej zaprezentowała się Agata Perenc, która wywalczyła brązowy medal. Judoczka Polonii Rybnik w tym sezonie utrzymuje stabilną i równą formę. Perenc miała dobry początek sezonu, jednak później trochę zgasła, odrodziła się w Samsun – czy w Zagrzebiu potwierdzi dobrą dyspozycję? Pozytywne wspomnienia z zeszłorocznego występu w Chorwacji ma Katarzyny Kłys, która zdobyła wtedy srebrny medal. Warto podkreślić, że poprzedni sezon w wykonaniu naszej judoczki był bardzo udany. Wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata w Czelabińsku i prezentowała równą formę w zawodach Pucharu Świata i Grand Prix, gdzie zdobywała medale. W tym sezonie Kłys nie może wrócić na właściwe tory, dodatkowo wokół reprezentantki Polski zrodziło się zamieszanie w kwestii szkoleniowej. Dla Kłys nadszedł ważny czas, aby wyciszyć emocje i osiągnąć sukces, gdyż jest nadzieją na medal w Rio de Janeiro.

Dobry występ w mistrzostwach Polski pozwolił Michałowi Bartusikowi (66kg) wskoczyć do kadry udającej się do Zagrzebia. Złoty medal okazał się najlepszą definicją obecnej formy naszego judoki. W Zagrzebiu w kategorii 66kg wystąpi również Aleksander Beta. Kolejny okazję do potwierdzenia znakomitej dyspozycji będzie miał Jakub Kubieniec (81kg), który z zawodów na zawody prezentuje się coraz lepiej. W Zagrzebiu pojawi się także wicemistrz Polski w 81kg Łukasz Błach. Nie może zabraknąć Macieja Sarnackiego (+100kg), najlepszego obecnie polskiego judoki. Zawodnik z Olsztyna w tym sezonie wygrał zawody Pucharu Świata na warszawskim Torwarze, jednak podczas Grand Prix w Samsun rozczarował. W Zagrzebiu ma okazję do rehabilitacji. Szansę na poprawę ma również Patryk Ciechomski (90kg), który w mistrzostwach Polski uplasował się na piątej pozycji. O punkty w rozgrywce olimpijskiej powalczą także Damian Szwarnowiecki (73kg) oraz Jakub Wójcik (100kg).

 

KM

Historia naszych czasów

Walka XXI wieku – takiego miana dorobił się pojedynek Floyda Mayweathera Jr. z Manny Pacquaio przed wejściem pięściarzy do ringu. Fakt – aura wokół walki, pieniądze lecące z nieba, a także nazwiska robią swoje.

Widowisko. Wielki spektakl, który ma zaspokoić żądze spragnionych prawdziwego, wielkiego i mocnego boksu. Pięściarstwo najwyższych lotów powoli przechodzi do lamusa. Walki bokserskie zostały zdominowane przez taktykę i kalkulację obliczoną na bezpieczne wygrywanie. Ciężko teraz ujrzeć pojedynek rangi mistrzowskiej na wysokim poziomie. Z pewnością wyjątkiem będzie starcie Wildera ze Stivernem. W przypadku takich walk, jak ta, która ma odbyć się 2 maja rodzą się uzasadnione obawy. Czy ów pojedynek godzien jest zamieszania i aury wyjątkowości, które zrodziły się w toku planowania oraz realizacji projektu? De facto odpowiedź poznamy w ringu, jednak zawczasu warto ochłonąć i przygotować się na wszystkie możliwe rozwiązania. Błędem jest twierdzenie, że walka okaże się nudna, jednak może być określona przez taktykę, co pozbawi ją elementu efektywności i polotu, a to z punktu widzenia obserwatora widowiska sportowego jest niezwykle istotne. Pojedynek Mayweather – Pacquiao był długo wyczekiwany i z pewnością ściągnie z łóżka wielu fanów boksu.

Do walki miało dojść już wcześniej, jednak różne kwestie stały na przeszkodzie. W marcu 2010 roku Pacquiao nie przystał na tzw. badania olimpijskie, które w każdej chwili dopuszczały możliwość zbadania krwi i moczu zawodnika. Filipińczyk twierdził, że takie działanie wpływa negatywnie na jego formę. Latem 2010 roku Top  Rank, czyli reprezentant Pacquiao złożył kolejną propozycję walki Mayweatherowi, jednak ten nie ustosunkował się do niej. W 2012 roku sam Money wykonał telefon do Pacmana. Zaoferował mu walkę i 40 milionów dolarów. Filipińczyk wyszedł z propozycją pojedynku charytatywnego. Z czasem wyraźnie widoczne stało się, że Mayweather unika pojedynku, gdyż stawiał Pacquiao coraz to nowe wymagania. Żądał, aby ten odszedł z Top Rank, wziął rewanż na Bradleyu i Marquezie. Taka gra nie podobała się Pacmanowi. Dla wielu walka stulecia stawała się nierealna. Ale machina cały czas nakręcała się. Każdy chciał zobaczyć w ringu Mayweathera i Pacquiao i stanie się to lada chwila. Historia, która trwała tyle lat w końcu znajdzie swój finał. A zyski z tego występu dla obu pięściarzy będą niebotyczne.

Obaj mają doświadczenie i tytuły. W ringu zrobili niemalże wszystko, a teraz przejdą do historii. Walka XXI wieku. Defensywy styl Mayweathera kontra żywioł ość Pacquiao. Money to showman, który potrafi nakręcić atmosferę i przyciągnąć uwagę, jednak w ringu jest profesjonalistą, który nigdy nie zaznał goryczy porażki. Pierwszym, który ma wielkie pragnienie, aby to uczyć jest Pacquiao. Pięściarz skakał między kategoriami wagowymi i w każdej potrafił się odnaleźć. Filipińczyk jest niezwykły, niczym mała pchła pokonywał kolejne szczeble i swoją szybkością oraz elastycznością zaskakiwał kolejny rywalami. Z wieloma (Marquez, Bradley) toczył boje, który urosły do rangi pięknej bokserskiej sagi. Pacman częściej posyła swoim oponentów na deski niż Mayweather. Czy pojedynek stulecia będzie efektowny i dostarczy publiczności wrażeń? A może okaże się ostatnim akordem dobrze pomyślanego biznesu? Oczekiwania się ogromne. Ring będzie wrzał.

KM

"On Freddie" i premiera dokumentu "W narożniku" Pacquiao vs. Mayweather – wielkie odliczanie do walki stulecia w FightKlubie.

Maraton z serialem „On Freddie” i premiera dokumentu „W narożniku” Pacquiao vs. Mayweather – wielkie odliczanie do walki stulecia w FightKlubie.

Z okazji historycznego pojedynku Manny’ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem Juniorem telewizja FightKlub przygotowała specjalne pasmo dokumentalne. W dzień walki stulecia, sobotę 2 maja od godziny 19:00 stacja wyemituje maraton z serialem dokumentalnym produkcji HBO „On Freddie”. W ten sposób przypomni sylwetkę głównego architekta sukcesów Filipińczyka – Freddiego Roacha. W te sam wieczór o godzinie 22:00 będzie miał premierę program dokumentalny „W narożniku” Pacquiao vs. Mayweather.

W ramach wielkiego odliczania do walki stulecia telewizja FightKlub przypomni serial dokumentalny „On Freddie”. Za swoją karierę trenerską, Freddie Roach czterokrotnie doceniony został tytułem “Najlepszego trenera roku”, jego podobizna znajduje się w czterech różnych galeriach sław, w tym tej najbardziej prestiżowej w Cantastocie, stanie Nowy Jork. Osiągnięcia trenera robią tym większe wrażenie, że Roach aktywnie pracuje pomimo choroby Parkinsona, z którą boryka się od młodych lat. O jego niezwykłym życiu, metodach pracy m.in. z Mannym Pacquiao opowie 6-odcinkowy serial „On Freddie”. Maraton z serialem w sobotę od godziny 19:00.

[kod]

W sobotę o 22:00, tuż po serialu „On Freddie”, będzie miał premierę w FightKlubie program dokumentalny “W narożnikuManny Pacquiao vs. Floyd Mayweather Junior. Ten trzyodcinkowy dokument przygotowany przez weterana sportowego dziennikarstwa Jamesa „Smitty” Smitha przypomni sylwetki Floyda Mayweathera Juniora oraz Mann’ego Pacquiao. Poprzez cykl wywiadów z głównymi bohaterami oraz ich trenerami, zagłębi się w życiorysy ikon boksu. Pokaże w nim także unikalne migawki z treningów, w których podpatrzymy błyskotliwe techniki defensywne Floyda Mayweathera Juniora oraz ataki “Pacmana”. Dokument ten stwarza unikalną okazję zapoznania się z tym jak rodziły się legendy światowego boksu, jak kształtowała się ich ścieżka, aż do najważniejszej walki w ich życiu. Serial wyemitowany zostanie premierowo o 22:00 i po północy, tuż przed walką stulecie.

Źródło: materiały prasowe

Bogaty Puchar Świata

Pojechali i przywieźli. Reprezentacja Polski w kickboxingu zaliczyła dobry występ w zawodach Pucharu Świata WAKO Austrian Classics.

Rywalizacja trwała trzy dni i przyniosła biało-czerwonym wiele pozytywnych wrażeń. Na płaszczyźnie sportowym Polacy po raz kolejny udowodnili swoją wartość. Nasza kadra wystąpiła w formułach Kick Light, K-1, Light Contact, Point Fighting, Full Contact, w zawodach wzięli udział zawodnicy Punchera Wrocław. Wynik mówi sami za siebie – trzydzieści sześć medali. Aż siedemnaście krążków miało kolor złoty.

Najlepiej zaprezentowali się nasi reprezentanci w formule K-1, gdzie wywalczyli osiem złotych medali. Kolejny dobry występ zaliczyła Paulina Bieć (+70kg), która potwierdziła wysoką formę. Złoto zawisło również na szyjach Ewy Boś (48kg), Małgorzaty Dymus (56kg) oraz Róży Gumiennej (65kg). Wśród panów w K-1 również cztery krążki z najcenniejszego kruszcu. Mateusz Pluta zdominował kategorię 91kg i pewnie triumfował. Dobry występ Eliasza Jankowskiego (63,5kg), który z każdym kolejnym występem potwierdza wysoką dyspozycję. Ponadto, triumfowali: Hubert Ulikowski (60kg) oraz Mateusz Dąbrowski (67kg).

Siedem złotych medali w kick-light. Swój fenomen oraz ogromne umiejętności po raz kolejny potwierdziła Żaneta Cieśla (50kg). Nasza fighterka raz za razem prezentuje swój kunszt i wygrywa. Dla Cieśli nie ma znaczenia, czy rywalizuje na krajowym podwórku czy w zawodach Pucharu Świata. Z dobrej strony pokazał się doświadczony Jerzy Wroński z Palestry, który triumfował w kategorii 79kg. Skuteczny Artur Bizewski (+94kg) – na niego również nie było mocnych. Polak triumfował także w 94 kg, czyli wadze dla prawdziwych twardzieli. Najlepszy okazał się Piotr Wypchał. Mateusz Jereczek zwyciężył w 89kg, a Wojciech Wiśniewski był pierwszy w 84kg. Złoto w Austrii wywalczył również Maciej Domińczak (63,5kg).

Dorota Godzina znakomicie prezentuje się podczas gal grupy DSF, gdzie ostatnio wywalczyła mistrzowski pas i stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych zawodniczek kickboxingu w Polsce. Zawodniczce udaje się pogodzić liczne starty i utrzymywać wysoką dyspozycję, czego najlepszym potwierdzeniem jest złoty medal zdobyty podczas Pucharu Świata w Austrii. Godzina triumfowała w light contact w kategorii 55kg. Złoto dla kolejnej polskiej zawodniczki – w full contact 65kg zwycięstwo Pauliny Frankowskiej.

W Pucharze Świata w Austrii wystąpiło ponad dwa tysiące zawodników z trzydziestu czterech krajów. Każde zawody w kickboxingu przyciągają rzesze fighterów i przy okazji weryfikują ich potencjał. Często jest tak, że wyraźne widać różnicę klas. Tradycją stają się dobre występy Polaków. Niezależnie od rangi imprezy. Z mistrzostw Europy lub świata biało-czerwoni regularnie przywożą worki medali. Puchar Świata jest dobrym przetarciem przed najważniejszymi imprezami. Cieszy powtarzalność polskich zawodników, którzy przekładają dobre wyniki na występy w rywalizacji międzynarodowej. Trzydzieści sześć medali, w tym siedemnaście złotych – to ma swój wydźwięk.

KM

Błachowicz zaprasza na wakacje

Porażka podczas krakowskiej gali UFC nie poprawiła notowań Jana Błachowicza. „John” musi udowodnić swoją wartość, a jego droga do najwyższych laurów znacznie się wydłużyła. Szansę na rehabilitację dostanie w słoneczne dni wakacji.

Polski fighter wagi półciężkiej wróci do oktagonu w lipcu bądź w sierpniu. Sam poinformował o tym na Twitterze. Błachowicz prowadzi rozmowy z włodarzami UFC na temat swojego kolejnego pojedynku dla organizacji. Będzie to trzecia walka „Johna” dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Początkowo wydawało się, że Błachowicz szybko może przebić się do czołówki UFC, jednak w Krakowie nie potwierdził swoich możliwości. W pojedynku z Jimim Manuwą był zachowawczy, ostrożny i zbyt wycofany, aby odnieść sukces. Z kolei Brytyjczyk niczym specjalnym się nie wyróżnił, ewentualnie przejawiał chęć walki, co wystarczyło do odniesienia zwycięstwa. Sędziowie wskazali na Manuwę, a Błachowicz musiał schodzić ze smutkiem z areny walki. Areny, która zlokalizowana była na jego ojczystej ziemi. Popularny „John” nie wyglądał na zawodnika z pojedynku z Ilirem Latifim. W swoim debiucie w UFC Błachowicz efektownie rozprawił się ze Szwedem i pokazał potęgę swojego ciosu. Wielu się zachwycało stylem polskiego fightera, a telewizje chętnie pokazywały urywki walki. Błachowicz miał szansę wejść do czołówki, jednak teraz musi się odbudować. Najbliższa okazja ku temu w wakacje. Z pewnością Polak ma możliwości, ale musi nabrać odwagi i przełamać się w sferze psychicznej. Obecnie notowany jest na piętnastym miejscu kategorii  półciężkiej UFC.

W tej samej wadze doszło do zmian. Tytuł stracił Jon Jones, ale nie w wyniku rywalizacji z innym zawodnikiem, lecz za sprawą organizacji. UFC podjęło decyzję w oparciu o ostatnie wydarzenia. Jones spowodował wypadek samochodowy i uciekł z miejsca zdarzenia. Ranna została kobieta w ciąży, jednak obyło się bez większych obrażeń. Policja wydała nakaz aresztowania fightera, jednak ten sam zgłosił się do służb porządkowych, ale po wpłaceniu kary mógł opuścić areszt. Jones przebywa na wolności, lecz jego zachowanie nie pozostanie bezkarne i już ponosi pierwsze jego konsekwencje. UFC zawiesiło bezterminowo zawodnika i pozbawiło go mistrzowskiego tytułu w wadze półciężkiej w związku z naruszeniem zasad.

Jones robił błyskawiczną karierę. Zawodnik uznawany był za najlepszego fightera bez podziału na kategorie wagowe. Podczas UFC 187 Jones miał bronić mistrzowskiego pasa w starciu z Anthony’m Johnsonem, jednak do niego nie dojdzie. Kariera 27-latka znalazła się na zakręcie, gdyż zachował się nieodpowiedzialnie. Jones naraził drugą osobę na utratę zdrowienie udzielając jej pomocy. UFC zareagowało błyskawicznie. Na płaszczyźnie sportowej tytuł trafi do innych rąk. Pojedynek o mistrzostwo UFC rozegra się między Johnsonem, a Danielem Cormierem 23 maja.

KM

Judo: Objawienie mistrzów

W miniony weekend w Kielcach odbyły się mistrzostwa Polski seniorek i seniorów w judo. Rywalizacja pozwoliła określić, kto jest w dyspozycji, aby podjąć walkę na najważniejszych tegorocznych imprezach.

Wśród pań trudno doszukiwać się niespodzianek. Wygrywały judoczki obyte w zagranicznych wojażach, które w ostatnim czasie notowały dobre występy w zawodach międzynarodowych. W kategorii 48kg bezkonkurencyjna okazała się Ewa Konieczny, która w finale uporała się z Kingą Kubicką. Do ciekawej rywalizacji doszło w 52kg. Tam spotkały się Karolina Pieńkowska oraz Agata Perenc. Obie zawodniczki notowały przyzwoite występy w Pucharach Świata i Grand Prix, gdzie zajmują miejsce na podium. W tym sezonie lepiej prezentowała się Perenc, która m.in. w Samsun sięgnęła po brąz. Mimo to w mistrzostwach kraju musiała uznać wyższość Pieńkowskiej. Arleta Podolak, która w ostatnim czasie prezentowała nierówną formę w Kielcach stanęła na najwyższym stopniu podium. W kategorii 57kg w finale rozprawiła się z Anną Borowską. W licznie obsadzonej wadze 63kg, gdzie startowało dziewiętnaście zawodniczek triumfowała Agata Ozdoba. Brązowa medalista ubiegłorocznych mistrzostw Europy w decydującej walce pokonała Karolinę Tałach. Dominacja Katarzyny Kłys w kategorii 70kg. Daria Pogorzelec okazała się najlepsza w 78kg. Fakt, że Katarzyna Furmanek zdobyła srebro w +78kg można uznać za niespodziankę. W końcu zawodniczka AZS-u Gdańsk wygrała w tym roku turniej w Pradze, jednak w Kielcach znalazła pogromczynię w osobie Beaty Pacut. Warto podkreślić, że najcięższe kategorii nie były licznie osłabione – w 70kg wystartowało 10 judoczek, w 78kg – 8, a w +78kg – 6.

Wśród panów rywalizacja trwała w najlepsze. Wszystkie kategorie były dość licznie obsadzone, a w 81kg zaprezentowało się aż trzydziestu jeden judoków. Triumfował robiący ustawiczne postępy Jakub  Kubieniec. Zawodnik AZS-u AWF Katowice pozostawił w tyle Łukasza Błacha. Triumfował również najlepszy obecnie polski judoka Maciej Sarnacki. Reprezentant TS „Gwardia” Olsztyn w finale kategorii +100kg pokonał Damiana Nasiadko. W 90kg triumfował Piotr Kuczera, który prezentuje coraz lepszą dyspozycję. Poniżej oczekiwań wypadł Patryk Ciechomski, gdyż zajął piąte miejsce. Więcej spodziewano się także po występie Kamila Kozłowskiego – siódma pozycja. Dobrą formę w kategorii 73kg potwierdził Damian Szwarnowiecki z Gwardii Wrocław. Trzecie miejsce przypadło doświadczonemu Krzysztofowi Wiłkomirskiemu z UKS Musu Warszawa. W kategorii 100kg triumfował Jakub Wójcik z AZS Wrocław przed Jakubem Zarzecznym z Wybrzeża Gdańsk. Złoto wywalczył Marek Kręcielewski w 60kg. Była to najmniej licznie obsadzona kategoria – wystąpiło dwunastu zawodników. Triumf Michała Bartusika w 66kg, który pojedzie na najbliższe Grand Prix do Zagrzebia.

Mistrzostwa Polski w Kielcach wyłoniły najlepszych judoków kraju. Wśród pań widać pewną stabilizację, u panów też panuje porządek, jednak nie wszyscy utrzymują formę z początku sezonu. W drużynowych mistrzostwach Polski najlepsze okazały się drużyny: TS Gwardia Opole wśród pań, a u panów GKS Czarni Bytom.

KM

Sztuki walki na hali sportowej w Centrum Wypoczynku Odys

Aikido to opatentowana na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku sztuka walk. Od samego początku swojego istnienia zdobyła wielkie uznanie i cieszy się niesłabnącą popularnością. Od września 2014 roku w hali sportowej znajdującej się w Centrum Wypoczynku Odys zwolennicy tej techniki sztuk walki mogą przechodzić kolejne etapy wtajemniczenia pod kierunkiem Pana Rafała Obrzud.

Wschodnie sztuki walki od lat intrygują i fascynują. Całkowite panowanie nad ciałem za pomocą totalnej jego synchronizacji z umysłem pozwala na opanowanie technik ataku i obrony, które mogą być zabójcze dla większości oponentów. Nie dziwi więc, że z każdym rokiem przybywa osób które pragną pojąć niezwykle praktyczną i widowiskową sztukę jaką jest aikido. Ten rodzaj walki wymyślony przez Morihei Ueshibę został oparty na połączeniu nurtu aikijutsu oraz kenjutsu.
Jeśli chodzi o techniki stosowane w aikido to składają się one głównie z dźwigni na małe stawy, czyli na nadgarstki i łokcie oraz uników i padów. Oprócz walki wręcz, ten rodzaj sztuk walki zawiera elementy walki bronią. Współczesne składa się z kilkunastu szkół i nurtów, o mniej lub bardziej praktycznym nastawieniu. Sztuka walki przerodziła się obecnie w szeroko rozumianą działalność rekreacyjno-zdrowotną. Wielkim promotorem aikido jest popularny w Polsce aktor Steven Seagal. 

Warto odnotować, że od ponad roku tajemnice aikido można zgłębiać na hali sportowej, która należy do Centrum Wypoczynkowego Odys. Co więcej, szkoleniem adeptów tej niezwykłej sztuki zajmuje się uznany nie tylko w naszym kraju  Pan Rafał Obrzud, który bardzo chętnie opowiada o swojej przygodzie z tą wschodnią sztuką walki wręcz. 

Redakcja: Od jak dawna zajmuje się pan trenowaniem aikido?
Rafał Obrzud: W tym roku będzie mijać już 32 lata, w tym czasie udało mi się osiągnąć czwarty dan, czyli poziom wtajemniczenia.
Redakcja: To wiele lat pracy i pewnie niemałego wysiłku, co by uznał Pan za swój największy sukces?
Rafał Obrzud: Cóż, cieszę się, że udało mi się uzyskać licencje instruktora i egzaminatora Polskiej jak i Czeskiej Federacji Aikido. To wielkie wyróżnienie i cieszę się, że praca włożona w trening została doceniona.
Redakcja: Od września 2014 roku prowadzi pan zajęcia na hali sportowej w Centrum Odys, czy wcześniej miał pan możliwość uczenia aikido?
Rafał Obrzud: Kilka lat temu podjąłem współpracę między innymi z Katowickim AWF-em, prowadzę tam zajęcia teoretyczne jak i same treningi. Pracuję też od 17 lat  w KU AZS Uniwersytet Śląski.
Redakcja: Na koniec pragnę zapytać, czy każdy może trenować aikido?
Rafał Obrzud: Każdy, kto tylko ma w sobie odpowiednią ilość zaparcia i chęci, może opanować tę sztukę. Zachęcam do tego tym bardziej, że jest ona przydatna nie tylko w sytuacjach zagrożenia, ale dzięki temu iż uczy koncentracji pomoże adeptowi w codziennym życiu.

Pracownicy z hotelodys.plktórzy na co dzień obserwują pracę i rozwój uczniów pana Rafała Obrzuda przyznają, że są pod wrażeniem szybkich postępów jakich dokonują uczestnicy zajęć. 

Co ważne, aby nauka sztuk walki miała sens, konieczne jest stworzenie odpowiednich warunków. Hala sportowa znajdująca się przy centrum wypoczynkowym Odys posiada wymiary 868,71m2 samej powierzchni użytkowej. Daje to odpowiednią przestrzeń do nauki dla dużej ilości osób. Jest to również nowoczesne miejsce, posiadające między innymi dostęp do sieci bezprzewodowej. To dobre rozwiązanie np. dla rodziców, którzy czekając na koniec treningu swoich pociech mogą w tym czasie swobodnie po surfować po internecie. 

Dla tych, którym zdobywanie kolejnych stopni wtajemniczenia nie przynosi radości, obsługujący halę pracownicy zatrudnieni w hotelodys.pl przypominają, że ośrodek ten daje wiele innych możliwości. Spokojnie można rozgrywać na nim mecze piłki halowej i siatkowej. Odbywają się także kursy tańca oraz inne zajęcia, które pozwolą utrzymać ciało w dobrej kondycji.

Kliczko wykonał zadanie, Polacy nie gorsi

Mistrz z Ukrainy wygrał sześćdziesiątą czwartą walkę na zawodowym ringu. Władimir Kliczko jest niepokonany od jedenastu lat. Mimo szumnych zapowiedzi Bryant Jennings nie zaskoczył Ukraińca.

Amerykanin miał marzenia. Do momentu rozpoczęcia pojedynku z ukraińskim mistrzem był niepokonany w ringu. Kliczko był wyższy i cięższy, co dawało mu przewagę w aspekcie siły. Jennings musiał postawić na szybkość, sprawność oraz skuteczność. Tego zabrakło. Amerykanin starał się, jednak nie potrafił niczym zaskoczyć doświadczonego rywala. Warto zastanowić się nad wartością pojedynku. W opinii ekspertów Kliczko nie zaprezentował się zgodnie ze swoimi możliwościami. Dla Ukraińca celem pozostaje obrona mistrzowskich pasów oraz zachowanie pozycji w bokserskiej hierarchii, a także zyski. W Madison Square Garden zrobił, co do niego należało. Wygrał i zachował mistrzowskie pasy. Kliczko w opinii sędziów był zdecydowanie lepszy – 118:109, 116:111, 116:111. Nadal jest mistrzem i czeka na kolejnego rywala. Ma nim być pretendent do pasa WBO Tyson Fury.

W wielkim stylu na amerykański ring wrócił Artur Szpilka. Popularny „Szpila” nie dał szans wiekowemu rywalowi. Ty Cobb już w pierwszej rundzie leżał na deskach, ale podniósł się i chciał kontynuować walkę. Na chęciach się skończyło. Dominacja Szpilki ani przez chwilę nie podlegała dyskusji, Polak zasypywał Amerykanina kolejnymi ciosami. Z kolei Cobb starał się bronić, jednak za bardzo mu to nie wychodziło. Po gromach, które spadły na niego w drugiej rundzie padł na deski, ale miał na tyle siły, aby wstać. Jednak sędzia był rozsądny i przerwał pojedynek. Szpilka zanotował osiemnaste zwycięstwo na zawodowym ringu i pokazał, że z rywalami z niższej półki należy rozprawiać się szybko i bez zastanowienia. Podczas tej samej gali, Premier Boxing Champions w Chicago, swój pojedynek stoczył Maciej Sulęcki. Dla popularnego „Striczu” był to pierwszy występ poza granicami kraju. Debiut udany, inny scenariusz nie wchodził w grę. Darryl Cunningham nie zawiesił Polakowi poprzeczki zbyt wysoko. Już w pierwszej rundzie Amerykanin musiał zapoznać się z deskami, a Sulęcki nie odpuszczał i nacierał na rywala. Zabrakło czasu. W drugiej rundzie Cunningham nie miał, gdzie uciec. Seria ciosów i potężny prawy prosty załatwiły sprawę. Sulęcki wygrał po raz dwudziesty w karierze.

Do poziomu kolegów dostosował się Mateusz Masternak. Popularny „Master” również dostał rywala z niższej półki i szybko pokazał mu, gdzie jest jego miejsce. Choć Ruben Angel Mino miał na koncie tylko dwie porażki,  wynikało to z faktu, że zdecydowaną większość swoich pojedynków stoczył w Ameryce Południowej. Masternak już w pierwszej rundzie posłał Argentyńczyka na deski. Dzieło zostało dokończone w drugiej odsłonie, kiedy  „Master” mocnym prawym podbródkowym nie dał rywalowi najmniejszych szans na kontynuowanie walki.

KM

FEN 7: Gwiazdą wieczoru Sarara

Kolejna gala Fight Exclusive Night odbędzie się w Bydgoszczy. W pojedynku wieczoru Tomasz Sarara zmierzy się z Nikolaiem Falinem.

Gala FEN 7 „Real Combat” 24 kwietnia ma porwać bydgoską publiczność. Fighterzy dołożyć wszelkich starań, aby  dostarczyć pozytywnych wrażeń publiczności.  W kickboxerskim pojedynku wagi cruiser do 95 kg zmierzą się Tomasz Sarara i Nikolaj Falin. 29-latek jest bardzo utytułowanym i uznanym zawodnikiem. Sarara prezentował swoje umiejętności szerszej publiczności m.in. w Holandii, Rosji czy Japonii. Największym sukcesem w karierze polskiego zawodnika był triumf w turnieju Biggers Better. Reprezentant TS Wisła w swoim ostatnim pojedynku okazał się lepszy od Yegisha Yegoiana. Do tej pory stoczył trzydzieści jeden zwycięskich walk, przy siedmiu porażkach. W Bydgoszcz Sarara stanie naprzeciw jednego z najlepszych kickbokserów w Niemczech – Nikolaja Falina. W 2011 roku zwyciężył w turnieju Biggers Better, kiedy to w półfinale uporał się z Polakiem Damianem Trzcińskim. Pojedynek Sarary i Falina może być prawdziwą wisienką na torcie gali FEN 7, a zarazem ogromną atrakcją dla widzów. W formule K-1 zawodnicy stanowią klasę samą dla siebie, prezentując wysoki poziom. Czy potwierdzą swoje umiejętności i dadzą niesamowite widowisko?

Szansę na weryfikację swojego talentu dostanie Albert Odzimkowski. 27-latek w mieszanych sztukach walki radzi sobie przyzwoicie, jednak do tej pory wygrywał tylko z rodakami. Kiedy trafił na rywala z zagranicy to przegrał i jak do tej pory była to jego jedyna porażka. Pogromcą Odzimkowskiego okazał się Mickael Lebout, a pojedynek miał miejsce podczas gali PRO MMA Challenge – Just Fight! Popularny „Złoty” wraca do rywalizacji po prawie rocznej przerwie. Na FEN 7 stanie naprzeciw Mindaugasa Verzbickasa. Litwin w swojej ostatniej walce pokonał Karola Szałowskiego podczas Bushido Lithuania – Hero’s 2014. Warto nadmienić, że w maju 2014 roku Verzbickas znalazł pogromcę w osobie Andrzeja Grzebyka. Marcin Wrzosek ciałem będzie w Bydgoszczy, ale myślami będzie krążył po Stanach Zjednoczonych. Polski fighter ma wziąć udział w eliminacjach do kolejnego sezonu UFC – The Ultimate Fighter. Na FEN 7 Wrzosek zmierzy się z niepokonanym dotąd Rafałem Rajewskim. W ostatniej chwili z rozpiski wypadł Tyberiusz Kowalczyk. „Tyberian” miał stoczyć drugi pojedynek w MMA, jednak nie zmierzy się z Matejem Chudejem.

Organizacja FEN mocno stawia na kickboxing. W pojedynku wieczoru wystąpią wspomniani Sarara i Falin. W kategorii wagowej do 54kg zaprezentuje się Marta Chojnoska. Znana z występów na galach KSW zawodniczka w przeszłości związana był z judo, a karierę rozwinęła w kickboxingu. Chojnoska jest mistrzynią świata z 2011 roku oraz wielokrotną mistrzynią Polski. Na FEN 7 podejmie Victorię Korkoshko. Damian Świerczyński zmierzy się z Janu Cruzem, który zaprezentował się już polskiej publiczności w rywalizacji z Pawłem Biszczakiem i Wojciechem Wierzbickim. Zakaria Baitar postara się powstrzymać Łukasza Rambalskiego, a nie będzie to łatwe.

FEN 7 „Real Combat” to mieszanka MMA i kickboxingu. Prawdziwą gratką ma być występ Sarary. Z pewnością wiele można oczekiwać po występie Alberta Odzimkowskiego. Nie zabraknie również walki pań – Chojnoska i Korkoshko dadzą prawdziwy pokaz walki.

KM

Trzej muszkieterowie idą na bój

W najbliższych dniach na ring wyjdą Maciej Sulęcki, Mateusz Masternak oraz Artur Szpilka. Wszyscy rozpatrywani są w kategorii nadziei polskiego boksu. Nadziei na sukces, na wielkie walki i mistrzowskie pasy. Czy w najbliższych pojedynkach muszkieterowie potwierdzą swoją wartość?

Popularny „Striczu” trafił na usta wszystkich po pokonaniu Grzegorza Proksy na gali w Krakowie. Nie było wątpliwości, kto jest numerem jeden wagi średniej w Polsce. Jeszcze głośno zrobiło się o Sulęckim chwilę później, gdy wybuchł jego konflikt z trenerem Andrzejem Gmitrukiem. Jednak teraz „Striczu” stanie w ringu i będzie starał się przedstawić argumenty czysto sportowe w celu odniesienia kolejnego zwycięstwa na zawodowym ringu. Rywalem polskiego boksera będzie doświadczony Darryl Cunningham. Czasy, kiedy 40-latek wygrywał z wartościowymi pięściarzami już dawno minęły. W ostatniej walce Cunningham uporał się z Brucem Rumbolzem, dla którego była to dwudziesta ósma porażka na zawodowym ringu. Sulęcki stoczy swój pierwszy pojedynek w Ameryce. Dostał rywala, którego musi pokonać. Sulęcki jest zdeterminowany, aby w Chicago pokazać się z jak najlepszej strony.

Na tej samej gali swój pojedynek stoczy Artur Szpilka. Popularny „Szpila” spokorniał i pokazał, że umie utrzymać nerwy na wodzy. Rozprawił się z Tomaszem Adamkiem w walce, w której udowodnił, że jeśli będzie intensywnie i mądrze pracował to ma szanse na sukces. Musi skupić się na boksie. Najbliższy pojedynek Szpilki został zakontraktowany na osiem rund, a jego rywalem będzie Ty Cobb. Amerykanin nie powinien być wyzwaniem dla polskiego boksera i raczej nie należy spodziewać się porywającego widowiska. Szpilka musi wygrać – krótko i na temat. Bez zbędnych kalkulacji, gdyż rywal, z którym stoczy pojedynek niczym specjalnym nie imponuje. Nic nie ujmując Cobbowi – jak można ocenić pięściarza, który nie stoczył walki dłuższej niż osiem rund? Szpilka już może dopisywać sobie kolejne zwycięstwo, ale musi wejść do ringu i wykonać robotę.

Mateusz Masternak swój pojedynek stoczy podczas gali w Berlinie. Wartość sportowa jego przeciwnika też jest wątpliwa. Choć Ruben Angel Mino ma dobry bilans (26-2) to nie prezentuje poziomu, który pozwala mu rywalizować na równi z pięściarzami z Europy. W Ameryce Południowej gromi kolejnych rywali, jednak jego wizyty na Starym Kontynencie zakończyły się klęskami. W lutym 2014 roku w Monako już w drugiej rundzie Mino znalazł się na deskach w starciu z Ilungą Makabu. Rok później spróbował swoich sił w Niemczech. W Hamburgu Isa Akberbayev szybko sprowadził go na ziemię, bo już w pierwszej rundzie. 40-latek z pojedynku z Masternakiem może jedynie walczyć o przetrwanie. „Master”, który w ostatnim pojedynku uporał się z Mormeckiem powalczy o trzecie zwycięstwo z rzędu.

Nic trudnego. Trzej muszkieterowie dostali takich rywali, że nie powinni się nadto zmęczyć. Jedynie dla Sulęckiego występ w Chicago może być przeżyciem i wiązać się ze stresem, gdyż to jego pierwszy występ poza granicami kraju. Trzech muszkieterów i trzy zwycięstwa – tak powinno to wyglądać. Inny scenariusz będzie totalną klapą.

KM

 

Jennings w natarciu

Władimir Kliczko musi mieć się na baczności. Kolejnym rywalem mistrza z Ukrainy będzie Bryant Jennings, który do tej pory nie zaznał porażki na zawodowym ringu. Czy Kliczko ma się czego obawiać przed walką zaplanowaną na 24 kwietnia? Przecież wszyscy zapowiadają chwile triumfu, a i tak zwycięża czempion WBA/WBO/IBF/IBO w wadze ciężkiej.

Atutem Amerykanina jest młodość, szybkość i zwinność. Jennings jest w stanie zagrozić Ukraińcowi. Może go zaskoczyć, ale musi być piekielnie skuteczny i wyprowadzić jeden decydujący cios. Jeśli myśli o innym rozwiązaniu może się srogo zawieść. Trudno przewidywać, żeby Kliczko przegrał na punkty. Jeśli rywalizacja trwa dwanaście rund to Ukrainiec może być niemalże pewny zwycięstwa. Jennnings musi wyczuć moment, aby naruszyć szczękę swojego przeciwnika i w tym upatrywać swoje szansy. Szansy na cztery pasy.

Ale szczerze mówiąc ostatnia porażka Ukraińca to prehistoria. Kliczko ostatni raz schodził pokonany z ringu w kwietniu 2004 roku. Powtórka po jedenastu latach? Wtedy lepszy od mistrza z Ukrainy okazał się Lamon Brewster. Jednakże warto zaznaczyć, że Kliczko dwa ostatnie pojedynki zakończył przed czasem. Alex Leapai i Kubrat Pulev byli kolejnymi, którzy nie potrafili znaleźć recepty na czempiona wagi ciężkiej. W Niemczech Kliczko czuje się jak w domu, a właśnie tam stoczył swoje ostatnie dwa pojedynki. Teraz wraca do Stanów Zjednoczonych. Do Madison Square Garden, gdzie ostatni raz wystąpił w lutym 2008 roku. Wtedy to Ukrainiec po dwunastu rundach pokonał Sultana Ibragimova.

Po raz kolejny dojdzie do powtórki. Kliczko może, a jego rywal musi. Na czempionie z Ukrainy nie ciąży zbytnia presja, chyba, że wywrze ją na nim publiczność zgromadzona w Madison Square Garden. Jednak Kliczko jest na tyle doświadczonym bokserem, że potrafi skupić się tylko i wyłącznie na pojedynku. Kwestia publiczności będzie dodatkowym obciążeniem dla Jenningsa. Można zaryzykować, że sportowo Amerykanin ma argumenty, aby zagrozić potężnemu rywalowi, gdyż jest szybki i zwrotny, ale w kwestii mentalnej może być gorzej. Dla Jenningsa będzie to walka w innym wymiarze i właśnie w takich warunkach rodzą się prawdziwi mistrzowie. Amerykanin musi walczyć z głową i szukać swojej szansy. Teoretycznie czas gra na korzyść mistrza z Ukrainy, jednak jeśli Jennings narzuci szybkie tempo to może być różnie.

Czy 30-latek będzie kolejnym, który dostarczy radości Amerykanom. Wilder stał się ulubieńcem rodaków, gdyż zdobył mistrzostwo świata w królewskiej kategorii. Jennings też chce spełnić swoje marzenia, a przy okazji być powodem do dumy dla Ameryki. Kolejny atak na dominatora z Ukrainy. Kliczko jak zawsze spokojny, ale ze świadomością upływającego czasu. Mądrość, którą posiadł przez całą swoją karierę stawia go w roli faworyta. Jennings musi wyjść z siebie i zaprezentować ponad dwieście procent swoich możliwości, aby znokautować Kliczko i zostać nowym mistrzem wagi ciężkiej.

KM

Andrzej Fonfara

Polski bokser urodzony 4 listopada 1987 roku w Radomiu. Aktualny mistrz świata federacji IBO w wadze półciężkiej.

Na zawodowym ringu Andrzej zadebiutował 3 czerwca 2006 roku w Ostrołęce. Tam pokonał na punkty Słowaka Mirosława Kubika. 30 kwietnia 2010 roku zdobył tytuł młodzieżowego mistrza świata Organizacji WBC Youth w bokserskiej wadze półciężkiej, pokonując Rogera Cantrella. 20 maja 2011 roku zdobył wakujący pas WBO NABO, nokautując w siódmej rundzie Anthony’ego Russella. 16 marca 2012 roku zdobył tytuł zawodowego Mistrza Stanów Zjednoczonych federacji IBO pokonując w trzeciej rundzie przez TKO Byrona Mitchella.13 lipca 2012 roku wygrał po dziesięciu rundach jednogłośnie na punkty z byłym mistrzem świata wagi półciężkiej IBF Glenem Johnsonem.16 listopada 2012 roku zdobył tytuł Mistrza Świata federacji IBO w kategorii wagowej półciężkiej, pokonując w siódmej rundzie przez TKO Toma Karpency’ego. Już w pierwszej rundzie Amerykanin zaliczył dwa nokdauny. Od drugiej rundy Polak walczył ze złamaną reką. W siódmej rundzie po ofensywnej akcji Karpency przewrócił się, zgłaszając następnie kontuzję barku i zrezygnował z dalszej walki. 16 sierpnia 2013 roku na gali na stadionie U.S. Cellular Field w Chicago wygrał walkę przez nokaut w dziewiątej rundzie z Hiszpanem Gabrielem Campillo. Stawką pojedynku był awans na pozycję lidera rankingu organizacji IBF. 6 grudnia 2013 roku w UIC Pavilion w Chicago wygrał przez nokaut w drugiej rundzie z Kolumbijczykiem Samuelem Millerem. 24 maja 2014 roku zmierzył się z Adonisem Stevensonem w walce o pas mistrza Świata federacji WBC. Andrzej przegrał jednogłośnie na punkty z Kanadyjczykiem. 1 listopada 2014 roku w UIC Pavilion w Chicago pokonał na punkty francuza Doudou Ngumbu. 18 kwietnia 2015 roku w kalifornijskim Carson, Fonfara wygrał przez techniczną decyzję sędziów w dziewiątej rundzie z byłym mistrzem świata WBC kategorii średniej Meksykaninem Julio Cesarem Chavezem Jr zdobywając tytuł WBC International. Przed przerwaniem walki, prowadzący na punkty Polak posłał rywala na deski w dziewiątej rundzie po wyprowadzonym lewym sierpowym. 

Edyta Witkowska

Polska zapaśniczka urodzona 24 lipca 1979 roku.  Była czołową polską zapaśniczką przełomu lat 90 i pierwszej dekady XXI wieku. Karierę rozpoczęła w 1994 roku w klubie KS „Platan” Borkowice gdzie opiekował się nią Józef Maciejczak. Startowała w kategorii wagowej 75 kg. W 1997 roku wystąpiła po raz pierwszy na mistrzostwach Europy juniorów, zdobywając brązowy medal. Rok później była już mistrzynią Europy juniorek, zdobyła także brązowe medale mistrzostw świata juniorek i seniorek. W 1999 roku zdobyła tytuł mistrzyni Europy i Świata juniorek, a w mistrzostwach seniorek zajęła piąte miejsce. W 2000 roku sięgnęła po seniorskie tytuły wicemistrzyni Świata i mistrzyni Europy. W 2001 roku zdobyła najcenniejsze tytuły w swojej karierze została Mistrzynią Świata i Mistrzynią Europy. Po zmianie kategorii wagowej od 2002 roku startowała w kategorii 72kg, w której nie odnosiła już takich sukcesów. W 2002 roku zdobyła brązowy medal mistrzostw świata. Edyta była wielokrotną medalistką Polski w zapasach. W 1998 i w 2001 roku zajmowała pierwsze miejsce a w 1996 i 1999 drugie miejsce. Od 2000 roku równocześnie z zapasami zaczęła trenować sumo i już w 2000 roku została Mistrzynią Europy w kategorii 80kg. W 2002 roku sięgnęła po mistrzostwo Świata w tej samej kategorii. W 2004 i 2005 roku została wicemistrzynią świata w kategorii +80kg. W 2008 roku zdobyła brąz indywidualnie i drużynowo. W mistrzostwach Europy zdobyła srebrny medal w kategorii + 80kg w 2009 roku, oraz ośmiokrotnie brązowe medale indywidualnie, a w drużynie złoto w 2010 roku, srebro 2007,2008,2009 roku i brąz w 2005. W 2005 roku triumfowała w zawodach World Games. Jest też wielokrotną mistrzynią Polski w tej dyscyplinie sportu. Do 2007 roku reprezentowała barwy Platana Borkowice, a od 2007 roku jest zawodniczką PTC Pabianice. 

Iwona Matkowska

Polska zapaśniczka urodzona 28 maja 1982 roku w Żarach.  Jej pierwszym większym sukcesem był brązowy medal mistrzostw Świata w Guangzhou w kategorii do 48kg. W 2010 roku zdobyła złoto wojskowych mistrzostw Świata w zapasach w Lahti, osiągnięcie to powtórzyła w 2014 roku  w Amerykańskiej bazie McGuire-Dix-Lakehurst.  Na mistrzostwach Europy zdobyła pięć medali, w tym jeden złoty w 2012 roku. W 2012 roku wystąpiła również w Letnich igrzyskach Olimpijskich w Londynie zajmując siódme miejsce w kategorii 48kg. Na mistrzostwach Świata w 2014 roku w Taszkencie Iwona w kategorii 48kg sięgnęła po tytuł wicemistrzyni Świata, przegrywając w finale z Japonką Eri Tosaką. Iwona jest żołnierzem Sił Powietrznych w stopniu starszego szeregowego.

Warszawskie medale w karate

W miniony weekend w stolicy Polski odbyły się mistrzostwa Europy w karate kontaktowym (shynkyokushin). Polacy wywalczyli szesnaście medali, ale tylko jeden w kolorze złotym.

Europejska Organizacja Karate powierzyła organizację czempionatu Polsce, co dla naszego kraju jest ogromnym zaszczytem oraz wyrazem zaufania ze strony europejskich struktur. Dwa dni zmagań na warszawskim Torwarze dostarczyły wielu emocji. W rywalizacji na płaszczyźnie juniorskiej i seniorskiej walczyło 350 zawodników z 26 krajów. Warto nadmienić, że Polska po raz drugi w historii miała przyjemność organizować mistrzostwa Europy. W 1987 roku Katowice gościły najlepszych karateków ze Starego Kontynentu.

Na warszawskim Torwarze nasi reprezentanci zostawili serce, zaprezentowali waleczność oraz oddanie dyscyplinie. Wszystko z poszanowaniem zasad i uznaniem dla rywala, co jest niezwykle cenne w karate. Dorobek szesnastu medali, na który złożyło się sześć krążków w rywalizacji seniorskiej i dziesięć w juniorskiej. Złoto przypadło Konradowi Kozubowskiemu z Opolskiego Klubu Karate Kyokushin. O krok od miana najlepszego zawodnika Starego Kontynentu był Maciej Mazur, jednak po dogrywce przegrał rywalizację z Walerim Dimitrowem. 24-latek uznał wyższość nie byle kogo, bo dwunastokrotnego mistrza kontynentu. Bułgar nie ma równych sobie, jego dominacja jest wszechobecna i nie widać kogoś, kto byłby w stanie zmienić ten stan rzeczy w kategorii +90 kg. Dla Mazura srebrny medal to kolejny sukces w karierze. Do tej pory polski karateka dwukrotnie wywalczył brązowe krążki na mistrzostwach Europy.

Ponadto, w dorobku seniorów znalazły się cztery brązowe medale. Wśród pań na najniższym stopniu podium stanęły: Agata Kaliciak (+65kg) z Wrocławskiego Klubu Karate Kyokushin oraz Paula Malikowska z Ippon Konstancin Jeziorna. Trzecie miejsce w kategorii 90kg kumite zajął reprezentujący TKS Karate Tarnowskie Góry Marek Wolny, w kategorii 80 kg kumite po brąz sięgnął Gerard Will ze Szczycieńskiego Klubu Karate Kyokushin. Nora Vaznelyte stanęła na drodze Agaty Kaliciak na drodze do finału. Polka radziła sobie bardzo pewnie, ale Litwinka powstrzymała marsz naszej zawodniczki po złoto. Kaliciak zdobyła medal na kolejnych mistrzostwach Europy, rok temu sięgnęła jednak po srebro. W rywalizacji juniorskiej zabrakło miejsca na najwyższym stopniu podium. Łącznie nasi młodzi karatecy wywalczyli dziesięć medali, w tym trzy srebrne i siedem brązowych.

W porównaniu z ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy w Baku nasi reprezentanci zanotowali progres. Rok temu biało-czerwoni wywalczyli dziewięć medali, w tym dwa zdobyli seniorzy. Z Azerbejdżanu Polacy nie przywieźli złota, „ najdroższym” medalem okazało się srebro Agaty Kaliciak. Za rok kolejny czempion w Grecji, czy tendencja wzrostowa zostanie podtrzymana? Teraz przed Polakami start w mistrzostwach świata, które na przełomie października i listopada odbędą się w Tokio. Na dzień dzisiejszy biało-czerwoni mają do dyspozycji pięć miejsc.

KM

 

Ze smutkiem wracają do domu

Były wielkie ambicje i ogromne nadzieje. Nie udało się. Macedończycy dostali potężne lanie od polskiego teamu, a gala DSF Kickboxing Challenge po raz kolejny okazała się sukcesem oraz profesjonalnie zorganizowanym wydarzeniem.

Nie zabrakło artystycznych wrażeń, mocnych, soczystych ciosów oraz publiczności, wśród której zasieli m.in. Karolina Kowalkiewicz, Paweł Nastula czy Jan Błachowicz. Grupa DSF konsekwentnie czyni starania w kierunku promowania kickboxingu. 18 kwietnie w Arenie Ursynów odbył się mecz międzypaństwowy między Polską, a Macedonią. Ponadto, organizator zaplanował turniej wagi superciężkiej.

Macedończycy wrócą do domu ze spuszczonymi głowami. Nie tyle, że byli beznadziejni, gdyż zawodnicy ze Skopje posiadają dobry aparat techniczny, jednak w starciu z polskimi fighterami okazali się bezsilni. Spektakl rozpoczął Łukasz Wichowski, który zmierzył się z Dimitarem Gjorgievem. Jeden z najlepszych specjalistów w Polsce w formule full contact przejawiał ochotę do walki, co ujawniło się w ringu. Wichowski był ruchliwy, szukał kontaktu z rywalem, jednak pojedynku nie udało się rozstrzygnąć przed czasem. Mimo to werdykt był jednogłośny i nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Polska prowadziła 1:0. Kolejnym, który wyszedł na warszawski ring był Kamil  Ruta. Mistrz Europy z Turcji w formule K-1 Rules zmierzył się z Mikim Ivanowskim. Ruta podczas gal grupy DSF przyzwyczaił widzów do skuteczności, szybkości i efektownego kończenia pojedynków. Nie inaczej było i tym razem. Zawodnik z Kobyłki nie miał litości dla swojego rywala, którego sędzia musiał dwukrotnie liczyć. Ivanowski w drugiej rundzie zasygnalizował, że rezygnuje z dalszej walki. Niskie kopnięcia Ruty zrobiły wrażenie na Macedończyku i odebrały mu chęci do dalszej rywalizacji. Wisienką na torcie miał być pojedynek Doroty Godziny z Kristiną Stojachevską o pas DSF Kickboxing Challenge w kategorii 56 kg. Panie doskonale się znały, gdyż wcześniej rywalizowały na poziomie międzynarodowym. Wtedy lepsza okazała się reprezentanta Polski. Teraz również Godzina potwierdziła swoją wyższość. Na początku starcia Polka zasypała rywalkę gradem ciosów i Macedonka znalazła się w opałach, jednak przetrwała napór zawodniczki DSF Team. Stojachevska wiedziała, że czekają ją ciężkie chwile. W drugiej odsłonie Godzina zwolniła i kontrolowała przebieg pojedynku. Stojachevska starała się mocno trafić Polkę, jednak ta skutecznie broniła się. Sędziowie byli jednomyślni – do Godziny trafił przepiękny pas. A Polska pokonała Macedonię pewnie 3:0.

Zaskoczony zwycięstwem był Tomasz Klimiuk. Zawodnik, który w półfinale turnieju wagi superciężkiej rywalizował z Wojciechem Stawickim, wygrał, choć według opinii wielu walka powinna trwać dalej. Klimiuk od początku ostro poszedł na rywala i pracował nad jego nogami. Stawicki był liczony na stojąco, deklarował dalszą chęć rywalizacji, jednak sędzia przerwał pojedynek. Poziom zawodowy powinien kierować się innymi prawami niż amatorski, ale decyzja arbitra jest niepodważalna. Można tylko i wyłącznie nad nią dyskutować. W drugim półfinale spotkali się Michał Bławdziewicz i Patryk Proszek. Zawodnik Palestry w pierwszej rundzie był dość aktywny, a później zgasł. Inicjatywa była po stronie Proszka, który walczył dość nonszalancko. Werdykt sędziowski zaskoczył wielu. Niejednogłośnie wygrał Bławdziewicz.

Maciejowi Grzegorzewskiemu nie udał się rewanż na Macieju Garbaczewskim. W pierwszej rundzie zawodnicy ostro ruszyli, co zakończyło się przetoczeniami w parterze. Ostatnia faza pojedynku to wymiany cios za cios, z których zwycięsko wyszedł Garbaczewski. Radosław Paczuski udowodnił swoją wartość. Mateusz Rycerski walczył o przetrwanie i ta sztuka mu się udała. Pewne zwycięstwo Paczuskiego, który może być kolejnym rywalem Kamila Ruty. Fighter DSF Team przegrał w Pucharze Polski z zawodnikiem z Radości i chciałby się zrewanżować. Tym razem na zasadach zawodowych, co wzbudziłoby dodatkowe emocje. Czy ta będzie?

Okaże się. Grupa DSF zaplanowała kolejną galę, która z pewnością będzie bogata i dostarczy wielu wrażeń. Tym razem miejscem zmagań będzie Włocławek.

Wyniki gali DSF:

Walki Pro-Am:
-75 kg: Daniel Kolasiński pok. przez decyzję Marcina Marciszewskiego
-65 kg: Jan Lodzik pok. przez decyzję Michała Królika
-67 kg: Kamil Szłapka pok. przez decyzję Michała Benbena

Walki zawodowe:
-81 kg Radosław Paczuski pok. przez decyzję Mateusza Rycerskiego
-75 kg: Kamil Jenel pok. przez decyzję Bartosza Dołbienia
-67 kg: Maciej Garbaczewski pok. przez decyzję Macieja Grzegorzewskiego

Półfinały turnieju w wadze superciężkiej:
+91 kg: Tomasz Klimiuk pok. przez KO w pierwszej rundzie Wojciecha Stawickiego
+91 kg: Michał Bławdziewicz pok. przez decyzję Patryka Proszka

POLSKA – MACDONIA 3:0:

-81 kg FC: Łukasz Wichowski pok. przez decyzję Dimitara Gjorgieva
-81 kg: Kamil Ruta pok. przez KO w drugiej rundzie Mikiego Ivanovskiego

Walka o pas DSF Kickboxing Challenge w kategorii do 56 kg:
-56 kg: Dorota Godzina pok. przez decyzję Kristinę Stojchevską

KM

Najazd polskich fighterów na Berlin

20 czerwca odbędzie się gala UFC w stolicy Republiki Federalnej Niemiec. Zaprezentują się na niej Piotr Hallmann i Krzysztof Jotko.

„Płetwal” dostaje szansę na naprawę własnego wizerunku, który ucierpiał po ostatnich przykrych dla zawodnika doświadczeniach. Choć Hallmann zapierał się, okazało się, iż stosował zakazane środki i został zdyskwalifikowany. Teraz musi podjąć walkę o dobre imię. Przede wszystkim głównym celem „Płetwala” jest odbudowanie dobrej dyspozycji. Po dziewięciu miesiącach przerwy dostaje pierwszą szansę, aby pokazać swoją wartość i możliwości. Dla Hallmanna będzie to piąty występ na gali UFC i wydaje się, iż najważniejszy jak do tej pory. Nie oszukujmy się – obecnie „Płetwal” musi liczyć się z łatką dopingowicza, gdyż wielu tak właśnie będzie patrzyło i traktowało z podejrzliwością. W Berlinie Polak zmierzy się z Magomedem Mustafaevem. Dla 26-latka z Rosji będzie to debiut w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Do tej pory rywalizował na galach Legion Fight, M-1 Global oraz turniejach w Soczi. Mustafaev to wszechstronny zawodnik, który nie czeka do końca, lecz odważnie atakuje swoich rywali. Do tej pory wszystkie zwycięstwa Rosjanin odniósł przed czasem, dwa ostatnie pojedynki zakończyły się już w pierwszej rundzie. Dla Hallmanna będzie to nowe otwarcie w karierze i zarazem ogromne wyzwanie. Po dziewięciomiesięcznej przerwie jego forma pozostaje dużym znakiem zapytania. Pewne jest, że musi uważać na groźnego Mustafaeva.

Czwarty występ w UFC Krzysztof Jotko miał zaliczyć podczas gali w Krakowie, jednak kontuzja wyeliminowała go ze startu. Tym samym polski fighter musiał przełożyć swoje plany. Kolejny występ Jotko zaliczy już 20 czerwca podczas gali w Berlinie. Do tej pory zawodnik wagi średniej ma na swoim koncie dwa zwycięstwa i jedną porażkę w UFC. Ostatni pojedynek stoczył w październiku 2014 roku, kiedy decyzją sędziów pokonał Tora Troenga. Najbliższym rywalem Polaka będzie 31-letni Derek Brunson. Amerykanin jest doświadczonym fighterem, który w trakcie swojej kariery walczył w organizacji Strikeforce. Pierwszą porażkę w oktagonie zanotował z dobrze znanym w Polsce Kendallem Grove. Do UFC trafił w grudniu 2012 roku i w debiucie uporał się z Chrisem Lebenem. W ostatnim pojedynku, który stoczył w styczniu zwyciężył Eda Hermana po zaledwie trzydziestu sześciu sekundach. Jotko wraca do oktagonu po przerwie spowodowanej kontuzją ręki, w czerwcu powinien być w pełni dyspozycji.

Utrzymujemy się nadal w tematyce MMA, ale przechodzimy do nieco innej płaszczyzny – nagród. We Wrocławiu odbyła się gala wręczenia Heraklesów. Jest to nagroda przyznawana za szczególne osiągnięcia. Statuetkę za rok 2014 otrzymała Joanna Jędrzejczyk, która zadebiutowała w UFC i wywalczyła prawo do walki o pas, który w końcu znalazł się w jej posiadaniu. W kategorii nokaut nagroda trafiła do Jana Błachowicza za rozbicie Ilira Latifiego. Wyróżniono Arrachion Olsztyn, a największym odkryciem wybrano Pawła Kiełka.

KM

Posted in Bez kategorii

Miszkin wyrównał rachunki

Czekał na ten pojedynek, aby udowodnić, że wcześniejsza walka i werdykt sędziów był niesprawiedliwy. Maciej Miszkin podczas gali Konspol Babilon Promotion w Legionowie udanie zrewanżował się Pawłowi Głażewskiemu.

Popularny „Głaz” zanotował drugą porażkę z rzędu. W grudniu w starciu o mistrzowski pas WBA wagi  półciężkiej już w pierwszej rundzie musiał uznać wyższość Juergena Braehmera. Głażewski wiedział, że zaprzepaścił ogromną szansę, ale na krajowym podwórku czekał na niego już kolejny rywal. Maciej Miszkin, który żądany był rewanżu za porażkę, dość kontrowersyjną dla wielu. Obaj pięściarze nie szczędzili sobie gorzkich słów, sympatia nie była fundamentem ich relacji, więc musieli do końca i jednoznacznie wyjaśnić sprawę ringowej wyższości.

Miszkin był zdeterminowany, Głażewski lekko spięty. Pięściarz z Sokółki od początku pojedynku dyktował tempo i traktował przeciwnika kolejnymi ciosami. Miszkin szukał swojej szansy. Głażewski w czwartej rundzie po sierpach ze strony rywala ugiął się na nogach. „Głaz” nie miał pomysłu na walkę. A Miszkin z każdą upływającą sekundą zwiększał swoją przewagę i tylko szczęście, a być może w pewnym stopniu determinacja i wola walki sprawiły, że Głażewski walczył dalej. W piątej rundzie „Handsome” potężnie trafił rywala czterdzieści sekund przed końcem. Chwiejny Głażewski jednak dotrwał do końca. Miszkin był pewny siebie i konsekwentny, a „Głaz” starał się coś zrobić, ale niewiele z tego wychodziło. Jego ciosy były wolne, często schematyczne i niecelne. Miszkin do końca kontrolował pojedynek. Sędziowie byli jednomyślni, gdyż inaczej być nie mogło. Punktowali 97-93, 99-91 99-91 dla Miszkina, który jednocześnie wywalczył pas WBA Baltic w wadze półciężkiej. Tym samym rachunki zostały wyrównane. Miszkin zwyciężył i udowodnił, że pierwszy pojedynek był tzw. wypadkiem przy pracy.

Na konferencję prasową przed galą Rafał Jackiewicz przyniósł … nocnik. Niecodzienna prowokacja może i zaskoczyła Kamila Szeremetę, ale nie wpłynęła na jego postawę ringową. Początek starcia spokojny, pierwsza runda na rozpoznanie. Już w kolejnej odsłonie zarysowała się lekka przewaga Szeremety, który wyprowadzał celne i mocne ciosy na tułów. Jackiewicz miał problem. Doświadczony pięściarz nie potrafił stawić oporu ciosom przeciwnika, które dochodziły do celu, a sam nie potrafił się przebić przez ręce 25-latka. Ósma runda należała do Jackiewicza, ale to było za mało. Starał się jeszcze w dziesiątej odsłonie, jednak zabrakło celność i kondycji. Szeremeta od drugiej rundy był konsekwentny, wyprowadzał więcej trafień i wygrał jednogłośnie na punkty.

Andrzej Sołdra nie odniósł kolejnego zwycięstwa na zawodowym ringu. Polski pięściarz już w drugiej rundzie musiał uznać przewagę siły Yevgenija Makhteienko. Udany debiut zaliczyła Oleksandra Sidorenko, która w czterorundowym pojedynku okazała się zdecydowanie lepsza od Bojany Liboszewskiej.

Wyniki gali w Legionowie:

Kat. półciężka: Miszkin pokonał jednogł.  na punkty Głażewskiego
Kat. super półśrednia: Szeremeta pokonał jednogł. na punkty Jackiewicza
Kat. super średnia: Makhteienko pokonał przez TKO Sołdrę
Kat. lekka: Siodrenko pokonała jednogł. na punkty Liboszewską
Kat. super półśredniej: Karpets pokonał niejednogl. na punkty Biskupskiego
Kat. super lekka: Dąbrowski pokonał jednogł. na punkty Abramenkę

KM

 

Stevenson już się boi!

Andrzej Fonfara pokazał, że jest bokserem ze światowej czołówki. Polak pokonał pięściarza o uznanej normie i mocnym nazwisku. Julio Cesar Chavez Jr. był bezradny wobec siły, precyzji i umiejętności Andrzeja Fonfary.

„Polski Książę” nie przestraszył się nazwiska i na bok odrzucił wszelkie obawy oraz zbędną uprzejmość dla przeciwnika. Na gali w Carson od pierwszego starcia Fonfara narzucił swój rytm i kontrolował przebieg rywalizacji. Już w pierwszej rundzie Chavez został zepchnięty do defensywy, co od razu pokazało, kto rozdaje karty w tym pojedynku. Dla Meksykanina był to debiut w nowej dla niego kategorii wagowej. Intensywne przygotowania doświadczonego pięściarza do startu w  półciężkiej z pewnością przepojone były ogromnym zaangażowaniem, jednak to było za mało. Fonfara realizował swój plan. Każdy element miał dopracowany niemal idealnie. Praca nóg, intensywność i siła ciosów sprawiały, że Chavez był bezradny i wiedział, iż tego akurat dnia ma do czynienia z rywalem w niezwykłej dyspozycji. Po pierwszej rundzie, w której dominował Polak do ataku ruszył były mistrz świata WBA kategorii średniej. Chavez zadawał ciosy na korpus, jednak w żaden sposób nie zaszkodziły one Polakowi. Ale już w kolejnej odsłonie Fonfara niczym huragan ruszył na swojego przeciwnika i seriami ciosów okładał bezradnego Meksykanina.

Chavez próbował zagrywek, które miały na celu narzucenie własnego stylu, jednak „Polski Książę” nie uległ. Fonfara postępował zgodnie ze wskazówkami trenera Sama Collony. Polak skutecznie operował lewym prostym, który hamował ofensywne zapędy Chaveza. W siódmej rundzie sędzia podjął dość kontrowersyjną. Obarczył Polaka karą odjęcia punktów za nieprzepisowe ataki barkami, jednak i to nie wpłynęło negatywnie na postawę Fonfara, który dalej skoncentrowany i pewny siebie kontynuował swoje dzieło. Polak w dziewiątej rundzie był bezlitosny dla Meksykanina, który po raz pierwszy w swojej karierze był liczony po upadku na deski. Chavez Jr. nie wytrzymał serii ciosów Fonfary. Mimo doznanego szoku Meksykanin wstał i kontynuował walkę. Co prawda dotrwał do końca dziewiątego starcia, ale w przerwie narożnik poddał pięściarza.

Dwudzieste siódme zwycięstwo na zawodowym ringu stało się faktem. Andrzej Fonfara rozbił rywala z najwyższej półki – utytułowanego i z nazwiskiem, co na pewno nie przejdzie bez echa. Zainteresowanie pojedynkiem było duże. Chavez chciał wrócić na szczyt i spróbować dobić się do walki o mistrzostwo świata, jednak musi zweryfikować swoje plany. O pojedynku o najwyższe laury śmiało może myśleć Fonfara, który przed rywalizacją z Meksykaninem podkreślał, że poważnie myśli o rewanżu z Adonisem Stevensonem. Polak powalił Kanadyjczyka na deski, jednak werdykt sędziowski był korzystny dla mistrza świata. Czy dojdzie do rewanżu i po raz kolejny na szali pojawi się pas WBC wagi półciężkiej?

KM

Starcie polsko – macedońskie i nie tylko

W Arenie Ursynów dojdzie do niezwykłego wydarzenia. Polscy fighterzy zmierzą się z wojownikami z Macedonii podczas gali DSF Kickboxing Challenge IV. Kto wyjdzie zwycięstwo z tego starcia?

Organizator chce dostarczyć kibicom wielu wrażeń i emocji. Do Polski wraca wielki międzynarodowy kickboxing w postaci meczu Polska – Macedonia. W programie imprezy uwzględniono turniej wagi superciężkiej w K-1 Rules. Tak prezentują się główne wydarzenia IV już gali DSF Kickboxing Challenge, a kto w niej wystąpi?

W  walce wieczoru zaprezentuje się  Dorota Godzina. Do tej pory zawodniczka nie doznała porażki na ringu DSF. Podczas ostatniego występu w Piasecznie Godzina uporała się z Gabrielą Bednarowicz, wcześniej pokonała Ewelinę Nowosielską. Teraz przed zawodniczką DSF Kickboxing Team kolejne wyzwanie, walka z zawodniczką z Macedonii. Godzina doskonale zna Krystinę Stojchevską, która będzie jej najbliższą rywalką. Polka pokonała reprezentantkę Macedonii podczas mistrzostw Europy 2014 w Mariborze. Teraz Stojchevska staje przed okazją do rewanżu, ale Godzina jest bojowo nastawiona i chce podtrzymać passę zwycięstw. Dodatkowo stawką pojedynku będzie pas CHAMPION organizacji DSF Kickboxing Challenge w kategorii do 56 kg.

Pozostałymi uczestnikami meczu Polska – Macedonia będą Kamil Ruta oraz Łukasz Wichowski. Mistrz Europy podczas poprzedniej gali DSF w Piasecznie szybko odprawił Krzysztofa Żukowskiego i zwyciężył w turnieju K-1. Rywalem Ruty będzie Miko Ivanovski. Jeden z najlepszych specjalistów w formule full-contact Łukasz Wichowski stanie do rywalizacji z Dimitarem Gjorgjievem. Trzy pojedynki, które określą wynik rywalizacji i wskażą lepszy team. Polska reprezentacja złożona z Godziny, Ruty i Wichowskiego to przede wszystkim stabilność, ogromna dojrzałość oraz umiejętności. W Arenie Ursynów nasi muszą z szacunkiem podejść do rywali, a w ringu udowodnić swoją wartość.

Kolejną atrakcją wieczoru będzie rywalizacja w wadze superciężkiej. W turnieju wystąpi dwóch aktualnych mistrzów low-kick 2015: Patryk Proszek oraz Tomasz Klimiuk. Celem rywalizacji jest wyłonienie najlepszego polskiego „ciężkiego”, a dodatkowo warto podkreślić, że starcia w tej wadze zawsze wzbudzają ogromne zainteresowanie. Walki mogą być wyjątkowo interesujące. Zwłaszcza rywalizacja Tomasza Klimiuka  z Wojciechem Stawickim, będzie to rewanż za finał mistrzostw Polski 2015 low-kick. W drugiej parze pojedynek stoczą Patryk Proszek i Michał Bławdziewicz.

Warto również zwrócić uwagę na pozostałe walki, w których zawodnicy będą mieli okazję wyjaśnić sobie pewne sprawy. Maciej Grzegorzewski ma z Maciej Garbaczewskim rachunki do wyrównania. Obaj panowie stoczyli zaciętą rywalizację w Pucharze Polski low-kick 2014, która była jednym z etapów walki o wyjazd na mistrzostwa Europy do Bilbao. Pojedynek wygrał Garbaczewski i pojechał na turniej, jednak to Grzegorzewski miał wyższe miejsce w rankingu PZKb. Wiele należy sobie obiecywać po starciu Jana Lodzika z Michałem Królikiem. Obaj zawodnicy prezentują bardzo ofensywny styl, co może być zapowiedzią efektywności w ringu. Warto przyjrzeć się Radosławowi Paczuskiemu, który pozbawił Kamil Ruty marzeń o tytule mistrza Polski w low-kick. Zawodnik Radość Boxing Team zmierzy się z Mateuszem Rycerskim. Po raz pierwszy w ringu DSF pojawi się utytułowany Wojciech Kosowski z warszawskiej Palestry, a jego rywalem będzie Kamil Jenel.

Karta walk:

3 walka meczu – Walka Wieczoru o Pas Mistrzowski DSF Kickboxing Challenge:

K-1 56 kg Krystina Stojchevska Macedonia vs Dorota Godzina DSF Kickboxing Team (X Fight Piaseczno)

2 walka meczu Polska Macedonia: K-1 81 kg Miki Ivanovski Macedonia vs Kamil Ruta DSF Kickboxing Team (Wicher Kobyłka)
1 walka meczu Polska – Macedonia: Full contact 81 kg Dimitar Gjorgjiev Macedonia vs Łukasz Wichowski DSF Kickboxing Team (X Fight Piaseczno)

Turniej wagi superciężkiej PRO:

K-1 91 kg Patryk Proszek (Gwardia Zielona Góra) vs Michał Bławdziewicz (Palestra Warszawa)
K-1 91 kg Tomasz Klimiuk (Human Białystok) vs Wojciech Stawicki (Spartakus Świdwin)

Walki rankingowe PRO:

K-1 70 kg Maciej Grzegorzewski (Human Białystok ) vs Maciej Garbaczewski (TKKF Siedlce)
K-1 65 kg Kamil Szłapka (TS Our Team Poznań) vs Eliasz Jankowski (Olimp Legnica)
K-1 75 kg Kamil Jenel (Paco Katowice) vs Wojciech Kosowski (Palestra Warszawa)
K-1 81 kg Radek Paczuski (Radość Boxing Team) vs Mateusz Rycerski (SKS KB Victoria Szydłowiec)

Walki rankingowe Pro-Am:

K-1 65 kg Jan Lodzik (Tajfun Legionowo) vs Michał Królik (Paco Katowice)
K-1 75 kg Daniel Kolasiński (Palestra Warszawa) vs Marcin Marciszewski (TKKF Siedlce)

KM

Meksykańska fala czeka na Fonfarę

W nocy z soboty na niedzielę kolejny pojedynek na zawodowym ringu stoczy Andrzej Fonfara. Rywalem polskiego pięściarza będzie były mistrz świata wagi średniej Julio Cesar Chavez Jr.

Fonfara staje przed nie lada wyzwaniem. Dla najlepszego polskiego półciężkiego pięściarza nadszedł czas, w którym musi iść do przodu i zaliczać kolejne poziomy doświadczenia. Fonfara zdobył już renomę, co powoduje, że z każdym kolejnym krokiem zbliża się do walki o mistrzostwo świata. Kiedy to nastąpi? Trudno określić, lecz pojedynek z Chavez może przybliżyć najlepszego polskiego półciężkiego do rywalizacji o pas.

Świat usłyszał o Fonfarze, kiedy ten posłał na deski Adonisa Stevensona. Polak było o krok od zdobycia mistrzowskiego pasa WBC. Po dwunastu rundach sędziowie orzekli zwycięstwo Kanadyjczyka, ale 27-letni Polak pokazał się z bardzo dobrej strony i świat ujrzał, że tkwi w nim ogromny potencjał. W ostatnim pojedynku Fonfara pokonał Doudou Ngumbu, czyli pięściarza, który pewnego poziomu nie przeskoczy. Umiejętności najwyższych lotów posiada za to Julio Cesar Chavez Jr.  Stawką pojedynku będzie tytuł WBC International w kategorii półciężkiej.

Meksykanin wraca na ring po rocznej przerwie. Dodatkowo wystąpi w nowej dla siebie kategorii wagowej, dlatego wiele czasu poświęcił na intensywne przygotowania do rywalizacji z Fonfarą. Chavez nie raz udowodnił swoje wysokie umiejętności, które potwierdził zdobywając tytuł mistrza świata WBC wagi średniej. Meksykanin jest niezwykle doświadczonym pięściarzem. Na zawodowym ringu stoczył ponad pięćdziesiąt pojedynków, w których zanotował tylko jedną porażkę. Pogromcą Chaveza okazał się Sergio Gabriel Martinez we wrześniu 2012 roku. Fonfara musi czerpać z Argentyńczyka, który z były mistrzem WBC wygrał na punkty. Polski półciężki liczy, że uda mu się znokautować Chaveza. Meksykanin ma świadomość, iż musi trzymać się na baczności. Doskonale zna potencjał i możliwości Fonfary, a pojedynek Polaka ze Stevensonem zrobił na nim wrażenie. – Myślę, że Andrzej Fonfara to jeden z najlepszych pięściarzy kategorii półciężkiej. Wszyscy pięściarze wiedzą kim jest Fonfara. Ten facet posłał na deski Adonisa Stevensona – powiedział Meksykanin.

Fonfara, który na konferencji prasowej nieco przypominał Chucka Norrisa w młodszym wydaniu, spojrzał głęboko w oczy Chavezowi. 27-letni bokser jest zdeterminowany, aby wygrać. Dla Polaka to ogromne wyzwanie, a zarazem szansa. Jeśli wygra po raz kolejny zrobi się o nim głośno, a w przypadku zwycięstwa będzie miał w ręku niezwykle mocną kartę. W dalszej perspektywie Fonfara myśli o rewanżu ze Stevensonem. – Nie ważne w jaki sposób, ale wygram ten pojedynek, a potem będę chciał rewanżu z Adonisem Stevensonem. Chavez to wspaniały pięściarz. On zadaje ciosy wyprowadzając kombinacje i dysponuje mocnym uderzeniem, ale jestem na to gotowy – mówił Polak na konferencji prasowej.

Walka na dystansie dwunastu rund odbędzie się w sobotę 18 kwietnia w StubHub Center w Carson. Wszyscy czekają, aby meksykańska fala radości ze zwycięstwa Polaka stała się faktem. Polski półciężki wykonał kawał dobrej roboty, ale stać go na więcej. Musi iść do przodu i szukać sposobności dotarcia na szczyt. W Stanach Zjednoczonych radzi sobie wyśmienicie, a w rywalizacji z Chavezem musi koniecznie to potwierdzić. Pojedynek będzie transmitowany przez telewizję Showtime, w Polsce walkę pokaże TVP.

KM

Jerome Le Banner

Francuski kickboxer urodzony 26 grudnia 1972 roku w Hawrze. Największe swoje sukcesy odnosił w formule K-1.  W tej formule zadebiutował 3 marca 1995 roku. Już na samym początku swojej kariery wszedł do światowej czołówki tej dyscypliny zajmując drugie miejsce w K-1 World Grand Prix 1995. W latach 1998-2002 wygrał 20 z 23 swoich walk, większość przed czasem. Wygrywał z  takimi rywali jak: Francisco Filho, Samen Greco, Mattem Skeltonem, Peterem Aertsem, Markiem Huntem, Ernesto Hoostem i Musashim. Kulminacyjnym momentem był Finał K-1 World Grand Prix 2002, gdy będąc zdecydowanym faworytem do mistrzostwa przegrał w walce finałowej z Hoostem z powodu złamanej ręki. Po pół rocznej rekonwalescencji powrócił na ring, lecz już nigdy nie dotarł do ścisłego finału K-1 WGP. Najbliżej powtórzenia tego sukcesu był w 2007 roku, gdy odpadł w półfinale, przegrywając z Semmym Schiltem. W czerwcu 2008 roku otrzymał szansę walki o pas mistrza K-1 w kategorii wagowej super ciężkiej z broniącym tytułu Schiltem. Le Banner przegrał ten pojedynek przez jednogłośną decyzję sędziów. Jerome również okazjonalnie startuje w MMA. Pierwszy pojedynek stoczył w sylwestra 2001 roku na japońskiej gali Inoki Bom-ba-ye. W późniejszych latach walczył dla powiązanych z K-1 organizacji HERO’S i DREAM. Na początku 2012 roku podpisał kontrakt na dwie walki z polskim KSW. 25 lutego na gali KSW XVIII miał zmierzyć się z Marcinem Różalskim, lecz z powodu kontuzji wycofał się z tego pojedynku. Ich pojedynek zaplanowano więc na KSW XX we wrześniu, lecz i tym razem Le Banner wycofał się z powodu urazu. W 2011 roku w związku z problemami finansowymi organizacji K-1 , podpisał kontrakt z IGF, należącą do Antonio Inokiego japońską organizacją wrestlingu. Zadebiutował w niej w kwietniu, a w sierpniu został jej mistrzem.

Osiągnięcia Le Bannera w Kickboxingu to:

  • 2011: Mistrz Świata ISKA w kick-boxingu w wadze superciężkiej
  • 2002: Wicemistrz K-1 World Grand Prix
  • 2001: K-1 World Grand Prix in Osaka – 1. miejsce
  • 2000: K-1 World Grand Prix in Nagoya – 1. miejsce
  • 1998: Mistrz Świata WKN w boksie tajskim w wadze superciężkiej
  • 1996: Mistrz Świata ISKA w boksie tajskim w wadze superciężkiej
  • 1995: Wicemistrz K-1 World Grand Prix
  • 1994: Mistrz Europy ISKA w kick-boxingu w wadze superciężkiej (full contact)
  • 1992: Mistrz Francji ISKA w kick-boxingu w wadze superciężkiej (full contact)

Aleksiej Ignaszow

Białoruski kickbokser urodzony 18 stycznia 1978 roku w Mińsku. Jest uznawany za jednego z najlepszych przedstawicieli Białoruskiej szkoły Muay Thai. Trenuje w renomowanym mińskim klubie Chinuk Gym. W 1998 roku został mistrzem Europy organizacji WPKL. W latach 1999-2000 zdobył cztery tytuły mistrza Świata ISKA i WMC. W 2000 roku wygrał preliminaryjny turniej K-1 w Mińsku, kończąc wszystkie walki przed czasem. Sukces ten zaowocował zaproszeniem do udziału w turnieju w Nagoi, który był eliminacją do Finału K-1 World Grand Prix 2001 w Tokio. Ignaszow wygrał wszystkie swoje walki zdobywając nominację. W ćwierćfinale finałowego World GP znokautował ciosem kolanem Duńczyka Nicholasa Pettasa. W półfinale uległ jednak mistrzowi świata karate Kyokushin, Francisco Filho. Mimo porażki, Białorusin szybko zdobył wielką popularność, stając się czołowym Kick-boxerem świata młodego pokolenia. W ciągu następnych dwóch lat pokonał Cyrila Abidi, Petera Aertsa oraz Mike’a Bernardo. Zwycięstwo nad Bernardo dało Aleksiejowi miejsce w Finale K-1 World GP 2003. Wielu ekspertów upatrywało w Białorusinie faworyta turnieju i nowego mistrza K-1. Nie spełnił on jednak pokładanych w nim nadziei i odpadł już w pierwszej , ćwierćfinałowej walce z Aertsem. Następny rok był wyjątkowo pracowity dla Ignaszowa, który walczył nie tylko w K-1 ale także dla organizacji HERO’S oraz It’s Showtime. Na gali tej ostatniej organizacji znokautował późniejszego czterokrotnego mistrza K-1 Semmy’ego Schilta. Rok 2005 to rok niepowodzeń Białorusina. Cztery porażki z rzędu oraz kontuzja kolana sprawiły, że wypadł z czołówki K-1. W 2008 roku podpisał kontrakt na walki w cyklu KO World Series, ale zdążył stoczyć tylko jeden przegrany pojedynek zanim organizacja ta Ne zbankrutowała. Do K-1 powrócił w 2010 roku , gdy na gali w Jokohamie stoczył przegrany pojedynek z Badrem Hari. Miesiąc później wziął udział w roli jednego z faworytów w GP wschodniej Europy w Bukareszcie, będącej eliminacją do Finału K-1 WGP. Wygrał dwa pierwsze pojedynki, jednak odnowiona kontuzja kolana zmusiła go do wycofania się z walki finałowej. 

Taiei Kin

Japoński karateka, kickboxer oraz zawodnik MMA urodzony 8 lipca 1970 roku w Amagasaki. Swoją przygodę ze sportami walki rozpoczął w bardzo młodym wieku od trenowania karate, w szkole średniej ćwiczył również boks. Na studiach wstąpił do organizacji Seidokaikan i rozpoczął starty w profesjonalnych turniejach pełno kontaktowego karate. W 1992 roku zajął drugie miejsce w pucharze świata w Seidokaikan. W walce finałowej pokonał go Andy Hug. Rok później został wicemistrzem turnieju karate Japan Open. Sukces ten powtórzył w 1994 roku. W 1995 roku zdobył Puchar Świata Seidokaikan pokonując w walce finałowej Toshiyuki Atokawę. W organizacji K-1 startował od jej powstania w 1993 roku. Podczas swojego debiutu na K-1 Grand Prix 1993 pokonał przez decyzję utytułowanego brytyjskiego karatekę Michaela Thompsona. Kin był jednym z najlżejszych zawodników wagi półciężkiej w K-1, co uniemożliwiało mu skuteczną rywalizację na turniejach z cyklu K-1 World Grand Prix. Walczył więc głównie w pojedynczych walkach pozaturniejowych. Podczas jednej z takich walk w czerwcu 1993 roku na gali K-1 Sanctuary 3 zmierzył się z Changpuekiem Kiatsongritem o mistrzostwo świata UKF w wadze półciężkiej. Przegrał przez decyzję po pięciu rundach. W marcu 1994 roku doszło do walki rewanżowej podczas gali K-1 Challenge ’94. Tym razem lepszy okazał się Kin, wygrywając przez niejedno głośną decyzję. W lipcu 1995 roku zajął w Nogoi drugie miejsce w turnieju K-3 Grand Prix, przegrywając w finale po niezwykle wyrównanej walce z Holendrem Ivanem Hyppolitem. 1 września 1996 roku został mistrzem świata WMTC w wadze junior średniej, pokonując przez niejedno głośna decyzję Taja Wanlopa Sor. Sarthaphana. 30 lipca 2000 roku po wygranej nad Stanem Longinidisem podczas K-1 World Grand Prix w Nagoi, zakończył sportową karierę. Karierę wznowił w 2006 roku. W sierpniu tego roku zadebiutował w MMA biorąc udział w turnieju HERO’S 2006 Light Heavyweight Tournament. Odpadł w ćwierćfinale po przegranej przez poddanie z judoką Yoshihiro Akiyamą. W latach 2006-2008, walcząc dla organizacji HERO’S i DREAM stoczył na zasadach MMA sześć walk (3 wygrane, 3 przegrane). W 2007 roku powrócił na ring K-1. Wziął udział w turnieju K-1 World GP w Hongkongu. Tam wygrał dwie pierwsze walki przez nokaut, ale musiał wycofać się z turnieju z powodu kontuzji. W 2009 roku zajął drugie miejsce na GP Azji w Seulu, przegrywając w walce finałowej z Hindusem Singhiem Jaideepem. W październiku 2011 roku 41 letni Kin podpisał kontrakt z Japońską organizacją sportów walki ACCEL. Dwa miesiące później pokonał w walce Kick-bokserskiej Ryujiego Goto.

Osiągnięcia w Kick-boxingu:

  • 2009: K-1 World GP w Seulu (GP Azji) – 2. miejsce
  • 1998: Mistrz Świata WMTC w wadze juniorśredniej
  • 1995: K-3 Grand Prix – 2. miejsce
  • 1994: Mistrz Świata UKF w wadze półciężkiej

Osiągnięcia w Karate Seidokaikan:

  • 1995: Karate World Cup – 1. miejsce
  • 1994: Karate Japan Open – 2. miejsce
  • 1993: Karate World Cup – 3. miejsce
  • 1993: Karate Japan Open – 2. miejsce
  • 1992: Karate World Cup – 2. miejsce

Gwiazdor MMA marzy o Igrzyskach Olimpijskich

Anderson Silva jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i utytułowanych zawodników mieszanych sztuk walki. W ostatnim czasie o Brazylijczyku było głośno nie ze względu na sportowe dokonania.

W styczniu na gali UFC Fight Night 183 „Spider” zmierzył się z Nickiem Diazem i wygrał tę rywalizację, ale po pojedynku zaczęły się problemy 40-letniego Brazylijczyka i jego konkurenta. W organizmach obu zawodników wykryto niedozwolone substancje. Silva wspomagał się pochodnymi testosteronu, zaś Diaz stosował marihuanę. „Spider” został ponownym testom, które dały po raz kolejny wynik pozytywny. Choć sam wielokrotnie wypierał się stosowania niedozwolonych środków, okazało się, że mijał się z prawdą. Dla wielu było to zaskoczenie. Pojawiły się głosy niedowierzania. Komisja Sportowa Stanu Nevada podjęła decyzję o zawieszeniu fightera. W jednej chwili Silva z piedestału spadł w niebyt, jednak Brazylijczyk nie chce stać z boku i podejmuje walkę o swoje.

Anderson Silva to zawodnik z najwyższej półki. Popełnił błąd, który w świecie MMA w ostatnim czasie staje się coraz bardziej powszechny. Dopuścił się zachowania niegodnego wielkiego mistrza, jednak chce zatrzeć złe wrażenie i spełnić swoje marzenia. Po pierwsze, zawodnik chciałby stoczyć kolejną walkę w MMA. Silva liczy na rewanż z Nickiem Diazem. Po drugie, Silva chce wystąpić na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro.

Brazylijczyk stoi na stanowisku, że ma do wyrównania rachunki z Nickiem Diazem. Fakt, że wygrał styczniowe starcie, ale ostatecznie decyzją Komisji Stanowej zostało określane jako „no contest”. Celem Silvy jest udowodnienie swojej wyższości nad Amerykaninem i w związku z tym liczy na kolejną szansę od Dana White’a. Ponadto, 40-latek chciałby, aby ten pojedynek odbył się w Brazylii. To jest jeden z najbliższych celów, ale nie najważniejszy. Gwiazdor MMA chce spełnić swoje wielkie marzenie i wystąpić na Igrzyskach Olimpijskich. W przyszłym roku najlepsi sportowcy świata będą rywalizować w Rio de Janeiro, w Brazylii, w  ojczyźnie Andersona Silvy. Problem w tym, że MMA nie jest dyscypliną olimpijską. Silva znalazł  rozwiązanie tej sytuacji i zamierza wystartować na igrzyskach w taekwondo. W tym celu zawodnik kontaktował się już z prezesem brazylijskiej federacji Carlosem Fernandesem. Anderson Silva otwarcie przyznaje jakim zaszczytem byłby dla niego występ w Rio. – Z wielką chęcią chciałabym reprezentować taekwondo i Brazylię na igrzyskach olimpijskich w 2016 roku. Będę to czynił z szacunkiem, siłą i honorem – napisał w piśmie skierowanym do brazylijskiej federacji 40-letni fighter. Warto dodać, że taekwondo nie jest obce Silvie. Brazylijczyk ma piąty dan w tej dyscyplinie. Z jednej strony Anderson Silva jest zawieszony i jego wizerunek został poważnie naruszony, z drugiej sam zawodnik stara się na nowo odnaleźć w rzeczywistości i walczyć, aby odzyskać uznanie. Czy ta próba powiedzie się?

KM

 

Gokhan Saki

Pochodzący z Holandii turecki kickboxer wagi ciężkiej urodzony 8 października 1983 roku w Schiedam. Treningi boksu tajskiego rozpoczął w wieku 10 lat pod okiem Jana Patsjerika. Od 2001 roku związany jest z klubem Golden Glory z Bredy. W swojej karierze zdobył kolejno mistrzostwo Holandii, Europy i Świata w Muay Thai. Od 2006 roku walczy dla organizacji K-1, dla której zadebiutował podczas turnieju K-1 World GP w Amsterdamie. Podczas tego turnieju doszedł do finału w którym przegrał z Bjornem Bregym. Od tej walki był niepokonany. W lipcu 2008 roku zwyciężył turniej K-1 World GP na Hawajach, wygrywając wszystkie walki przed czasem. We wrześniu pokonał Raya Sefo, i zakwalifikował się do Finału K-1 World GP, którego stawką był tytuł mistrza K-1 WGP. W ćwierćfinale wygrał z Rusłanem Karajewem, ale w walce o finał został znokautowany przez późniejszego mistrza Remy’ego Bojansky’ego. Ta porażka zakończyła jego passę 16 wygranych. W marcu 2009 roku wziął udział w turnieju o wakujące mistrzostwo K-1 w wadze ciężkiej. W półfinale znokautował Tyone’a Sponga. W finale jednak niespodziewanie przegrał z Keijiro Maedą. Tego roku kontuzja wyeliminowała go z wzięcia udziału w eliminacjach do finału K-1. Do finałowego turnieju awansował natomiast w 2010 roku, nokautując Freddy’ego Kemayo podczas Final 16. W ćwierćfinale Saki pokonał Daniela Ghitę. W tym pojedynku doznał złamania prawej ręki, jednak mimo to postanowił wyjść do półfinału. Tam przegrał z Alistairem Overeemem przez nokaut w pierwszej rundzie po kopnięciu w złamaną rękę.

Osiągnięcia Gokhana Sakiego :

  • 2011: Ultimate Glory World Series − 1. miejsce
  • 2008: K-1 World GP na Hawajach – 1. miejsce
  • 2008: Mistrz Świata WFCA w wadze superciężkiej
  • 2006: K-1 World GP w Amsterdamie – 2. miejsce
  • 2003: Mistrz Świata Muay Thai
  • 2002: Mistrz Europy Muay Thai
  • 2001: Mistrz Holandii Muay Thai

Husaria – duch patriotyzmu, dołącz do projektu

Czym jest patriotyzm? Każdy intuicyjnie rozumie to pojęcie. Ale czy każdy może powiedzieć o sobie 'jestem patriotą?'. Aby wiedzieć, aby czuć się patriotą, nie trzeba znać „książkowej” definicji patriotyzmu. Niemniej, warto nieco przypomnieć sobie historię Polski, aby móc zobaczyć, co dawniej rozumiano pod pojęciem patriotyzmu, a co oznacza on współcześnie, jakimi przymiotami wyróżnia się prawdziwy patriota…

Patriotyzm dawniej

Patriotyzm dla Polaków miał szczególne znaczenie zwłaszcza w czasach, gdy Polska znajdowała się pod zaborami. Wówczas to największym przejawem patriotyzmu była oczywiście walka z wrogiem, walka o niepodległość kraju, obrona swego państwa nawet za cenę własnego życia. Każdy prawdziwy patriota był gotów walczyć i zginąć za ojczyznę w każdej chwili.

To, czym charakteryzowała się postawa patriotyczna dawniej, najlepiej widać chociażby na przykładzie działań Polaków w okresiedrugiej wojny światowej. Nie każdy Polak miał możliwość prowadzić otwartą walkę z okupantem, dlatego też walczył na wszelkie inne możliwe sposoby – nie zawsze zgodne z zasadami „fair play”. Wśród nich można wyróżnić między innymi dywersję (Akcja pod Arsenałem),sabotaż (tak zwany „mały sabotaż” w okresie okupacji niemieckiej, prowadzony przez ruchy oporu), wszelkie działania konspiracyjne,partyzantkę. Wszystkie te działania miały za zadanie uświadomić wrogowi, że Polska nie jest jeszcze przegrana i będzie walczyć.

Współczesny patriotyzm

Obecnie już patriotyzm nie musi przejawiać się w różnych sposobach walki z okupantem, bowiem Polska jest niepodległa. Niemniej,pielęgnowanie tradycji budowanie świadomości narodowej (zwłaszcza wśród młodego pokolenia!) jest ogromnie ważne, bowiem nasi przodkowie walczyli za ojczyznę i w walce tej ginęli. A robili to po to, abyś żeł w Wolnej Polsce.

Pamięć o minionych czasach pielęgnuje nie tylko szkoła, która niewątpliwie ma ogromny wkład w rozbudzanie świadomości narodowej młodych Polaków. Ważne są także (a nieraz przemawiają nawet bardziej niż szkolne wykłady) historie rodzinne opowiadane przez babcie, dziadków i innych starszych członków rodziny. Historie o tym, jak dziadek czy wujek przebywał w obozie koncentracyjnym, o tym jak walczył na froncie z karabinem w dłoni za wolność ojczyzny i spokojną przyszłość dla swojej rodziny.

Bardzo ważnym „elementem” budowania świadomości narodowej i postawy patriotycznej Polaków jest celebrowanie ważnych dat i uczestnictwo w wydarzeniach patriotycznych. Obchody takich świąt narodowych jak Narodowe Święto Niepodległości zawsze odbywają się w niezwykle uroczystejpodniosłej atmosferze. Nawet jeśli młodzi Polacy na co dzień nie zastanawiają się nad kwestią niepodległości, a po prostu z niej korzystają, w takich właśnie ważnych dniach ich myśli kierują się w stronę przeszłości, chcą oddawać hołd tym wszystkim, dzięki których poświęceniu mogą teraz żyć w wolnej ojczyźnie.

Obecnie patriotą może nazywać się każdy ten, kto pielęgnuje tradycję narodowąkulturę, wartości, a także język polski. Każdy, kto czuje więź ze swoim narodem i ojczyznę szanuje, zna jej historię. Ogromnie ważne jest bowiem to, aby nie zatracić swojej tożsamości narodowej.

Patriotyzm na stadionach

Być patriotą i wyrażać to, można na wiele sposobów. Jednym z bardziej widowiskowych jest patriotyzm na stadionach. Kibice naprawdę potrafią pokazać, iż niezależnie od tego, jak bardzo na co dzień różnią się od siebie, w ważnych chwilach umieją się zjednoczyć iprzemawiać jednym głosem i tworzyć niesamowite oprawy wydarzeń patriotycznych. Śmiało można powiedzieć, iż walczą oni o wspólną sprawę – o zwycięstwo swojej drużyny.

Rola kibiców jest ogromna. Niektórzy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo drużynie pomaga ich wspaniały doping. Jest to szczególnie ważne, gdy polska drużyna gra na „obcym podwórku”. Wówczas dźwięk Mazurka Dąbrowskiego, widok polskiej flagidodaje im siły do walki o zwycięstwo – dla swoich kibiców i dla swojego kraju. Polscy kibice cechują się wyjątkowo silną postawą patriotyczną i nigdy nie zawodzą!

Husaria – odbudowa Polski

Każdy Polak, każdy patriota, powinien wiedzieć czym była husaria. Zwrot ten oznacza polską jazdę, która na polach bitewnych była obecna od XVI do połowy XVIII wieku. To właśnie husaria przełamywała siły wroga szarżując na niego. Polska husaria uznawana jest zanajbardziej skuteczną formację wojskową w historii całej kawalerii!

W bitwach husaria brała udział nieprzerwanie przez blisko 300 lat. Warto dodać, iż przez dokładnie 125 lat, tj. w latach 1500-1625, husarianie przegrała ani jednej bitwy, w której uczestniczyła. To niezbicie dowodzi tego, jak wielką siłą była, jak doskonale wyszkoleni i doświadczeni byli husarze. Ogromnie ważne jest to, iż polska husaria zwyciężyła wiele bitew, w których wróg miał sporą przewagę liczebną. Wystarczy tu przytoczyć choćby taką bitwę jak Kłuszyn 4 lipca 1610 roku, kiedy to wojska polskie wraz z husarią liczyły zaledwie 6800walczących, zaś Rosjanie stawili się na bitwę w liczbie 35000!

Husaria jest pięknym przykładem patriotyzmu – walki o wolność ojczyzny, wielkiej odwagi, wiary w zwycięstwo. Husarzy pielęgnowali i kontynuowali tradycje swoich przodków, ciężko pracowali na swój status, wychowywani byli w prawdziwie rycerskim duchu. Byli dumni, pewni siebie i swojej ogromnej wartości. Tradycje husarskie warto pielęgnować i można to robić także teraz, choć niekoniecznie na koniu i z szablą w ręku.

Dziś chcemy odbudowy Polskiej Husarii – tradycyjnych wartości, ducha walki i dążenia do zwycięstwa w sporcie i życiu prywatnym.

Husarmia.pl :: Odwaga, Duma Zwycięstwo – projekt dla sportowców i wojowników którzy chcą krzewić patriotyzm na całym świecie.
Dołącz do projektu. Śledź wydarzenia w Twoim mieście. Uczestnicz w akcjach. Buduj Polską Dumę Narodową.
Zobacz galerię ostatniej akcji z Krakowa na: https://www.facebook.com/husarmia

Co w kadrze piszczy?

Katarzyna Kłys rysowała się jako liderka kadry kobiet w judo i kandydatka do zdobycia medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Czy coś w tej kwestii zmieniło się?

Kłys zrobiła ogromny postęp i wskoczyła do światowej czołówki judo. W poprzednim sezonie prezentowała się bardzo dobrze. W Czelabińsku podczas mistrzostw świata wywalczyła brązowy medal – pierwszy dla Polski od jedenastu lat! Wielu widziało w niej nadzieję na medal w Rio. Kłys stała się zawodniczką, która miała przełamać niemoc polskiego judo na igrzyskach olimpijskich. Jednak w ostatnim czasie pojawiły się głosy, że brązowa medalista mistrzostw świata może nie wystąpić w Rio. Jak to?

Po analizie sytuacji należy wnioskować, że są to słowa na wyrost. Katarzyna Kłys powinna uzyskać kwalifikację olimpijską i reprezentować Polskę w Rio de Janeiro. Drodzy Państwo, skąd jednak te głosy? Co sprawiło, że pojawiła się opcja nieobecności Katarzyny Kłys na Igrzyskach Olimpijskich? Otóż, chodzi o kwestię przygotowań i kto oficjalnie ma je firmować. Trenerem kadry kobiet jest Aneta Szczepańska, a od pewnego czasu z Kłys pracował jej mąż Artur. Wśród szkoleniowców pojawiła się różnica zdań. Katarzyna Kłys wróciła do sportu po urodzeniu dziecka i chciała trenować pod okiem męża. Ówczesny prezes PZJudo Wiesław Błach przystał na to. Teraz pojawiło się nieporozumienie na linii Aneta Szczepańska – Artur Kłys. Mąż brązowej medalistki z Czelabińska uważa, że Szczepańska postawiła twardy warunek: zawodniczka trenuje z nią bądź współpraca z państwem Kłysami dobiega końca. Rzecz jasna srebrna medalistka z Atlanty odpowiada za wyniki całej kadry kobiet. Szczepańska podkreślała, że Kłys wraz z mężem miała komfortowe warunki do trenowania, ale chodzi przede wszystkim o spokój i dobro zawodniczki. PZJudo znalazł rozwiązanie problemu. Powstaje umowa, która ma definitywnie określać zasady współpracy między zawodniczką, a szkoleniowcami. Mąż Katarzyny Kłys będzie jej osobistym opiekunem, ale program działań będzie ustalany z trener Szczepańską.

Jeśli cała sprawa zakończy się pomyślnie to zmartwienie zniknie. Źle, że w ogóle doszło do takiej sytuacji, która negatywnie wpłynęła przede wszystkim na zawodniczkę, a ona jest w tym wszystkim najważniejsza. Katarzyna Kłys stanęła w rozdarciu. Trudno odnaleźć się w takiej sytuacji – tak po ludzku. Gdy w grę wchodzą emocje nie jest łatwo. Kwestią fundamentalną jest regulowanie zasad współpracy. Jeśli PZJudo przystał na warunek Kłys, która chciała trenować z mężem to tak kwestia powinna być ustalona i potwierdzona oficjalnie przez obie strony. Jej nieuregulowanie doprowadziło do sytuacji konfliktowej. Nie powinno do niej dojść. Brak Katarzyny Kłys w kadrze na obóz do Izraela, jej treningi w Zakopane i brak występu w zawodach Grand Prix rodziły kolejne domysły. A najważniejsza w tym wszystkim jest zawodniczka i jej dobro. Miejmy nadzieję, że strony wyjaśniły sobie wszystko i będą harmonijnie współpracować. Bo cel jest powszechnie znany. Kłys ma aspiracje na medal w Rio. Do sukcesu potrzebna jest atmosfera. Ciężkie treningi to jedno, a współpraca z trenerami to drugie. Jednakże wszyscy muszą mówić jednym głosem.

KM

MP full contact: Kozera po raz piąty

W Luboniu koło Poznania odbyły się mistrzostwa Polski seniorów i juniorów w kickboxingu w formule full contact. Na starcie pojawiło się ponad dwustu czterdziestu zawodników. Wszyscy stanęli do rywalizacji z nadziejami na triumf.

Marzenia o piątym tytule mistrzowskim spełnił Jakub Kozera (+91kg). Zawodnik Gwardii Zielona Góra w finale trafił na Tomasza Piechockiego z KKS Sporty Walki Poznań. Panowie doskonale znali swój potencjał, gdyż rywalizowali podczas mistrzostw Polski w 2013 roku. Kozera wiedział, że staje przed trudnym zadaniem, ale najważniejszy był piąty medal z kolei. Ta sztuka zawodnikowi z Zielonej Góry udała się. Kozera zwyciężył Piechockiego 2:1. W Luboniu doszło do powtórki finału z ubiegłego roku w kategorii 71 kg. Kamil Dajwłowski z Piotrowskiej Szkoły Sztuk Walki TOM CENTER spotkał się z Szymonem Salachną z Beskidu Dragon Bielsko-Biała. W Kurzętniku zwyciężył ten pierwszy, w Luboniu rezultat powtórzył się – 3:0. Dajwłowski mistrzem Polski w kategorii 71 kg. Robert Niedźwiecki w 57 kg okazał się lepszy od Łukasza Wydro. Zawodnik z Torunia w pierwszej rundzie był liczony, co miało wpływ na ostateczny wynik rywalizacji.  Tym samym Wydro nie obronił tytułu zdobytego w Kurzętniku. Dobrą walkę dał doświadczony Bogumił Połoński. Mimo to fighter SKF Boksing Zielona Góra musiał uznać wyższość Mateusza Kubiszyna. Z dobrej strony zaprezentował się Michał Grzesiak (91kg), który udowodnił swoją wartość i przed czasem pokonał Oskara Skupienia.

Nadzieje na trzeci złoty medal z rzędu miał Kajetan Kierstein. Fighter z Poznania przygotowywał się intensywnie do startu w mistrzostwach Polski, gdzie chciał potwierdzić swoją formę. Kierstein zaliczył dobry start podczas Pucharu Świata w Irlandii zdobywając brązowy medal. W kategorii 67 kg rywalizowało ośmiu zawodników. Kierstein w finale trafił na klubowego kolegę – Piotra Odważnego i musiał uznać jego wyższość. Tytuł w kategorii 75 kg obronił Robert Krasoń z Piotrowskiej Szkoły Sztuk Walki TOM Center.

Wśród pań zdobycze z poprzednich mistrzostw zachowały Ewa Bulanda (48 kg) oraz Anna Kołodziejska (+70kg). W finale zawodniczka z Nowego Sącza spotkała się z Katarzyną Mośko, która rok temu triumfowała w 52 kg. Tym razem KKS Sporty Walki Poznań spróbowała sił w niższej kategorii i awansowała do finału, w którym 0:3 przegrała z Bulandą. Kołodziejska pewnie pokonała Marię Barcikowską. W kategorii 65 kg dobry występ zanotowała Marta Waliczek. Zawodniczka z Bielsko-Białej zbiera kolejne medale. Tym razem w finałowej rozgrywce uporała się z Pauliną Frankowską z Piaseczna.

W hali LOSiR w Luboniu rywalizowało ponad dwustu czterdziestu zawodników. Najlepszą zawodniczką w rywalizacji seniorskiej wybrano Żanetę Cieślę (52kg), która zdobyła swój trzydziesty piąty złoty medal w karierze. W finale fighterka z Głogowa pewnie pokonała wyższą Natalię Bernasiak. Wśród panów najlepszym zawodnikiem wybrano Kacpra Frątczaka (81kg) z Akademii Sportów Walki KNOCKOUT Zielona Góra.

Wyniki MP full-contact w Luboniu:

-48 kg Karolina Mośko (KKS Sporty Walki Poznań) – Ewa Bulanda (Uczniowski Klub Sportowy EVAN Nowy Sącz) 0-3
-52 kg Natalia Biernasiak (KKS Sporty Walki Poznań) – Żaneta Cieśla (Legion Głogów) 0-3
-56 kg Klara Kleczkowska (KT Legia Warszawa) – Gabriela Bednarowicz (Sportowy Klub Kickboxing Kielce) zwyc. Bednarowicz WO
-60 kg Magdalena Frankowicz (Małopolska Szkoła Sportu i Rekreacji Ring Kraków) – Klaudia Cichoń (LUKS JAS POL Krynica) 0-3
-65 kg Marta Waliczek (Beskid Dragon Bielsko-Biała) – Paulina Frankowska (KS X FIGHT Piaseczno) 3-0
-70 kg Kamila Berek (GKS Champion Gdańsk) – Karolina Dziedzic (UKS Diament Pstrągowa) 0-3
+70 kg Anna Kołodziejska (KKS Sporty Walki) – Maria Barcikowska (Stowarzyszenie Sportu i Rekreacji Wola Warszawa) 3-0

-51 kg Wojciech Peryt (Radomski Klub Kickboxingu Kick-Sport) – Szymon Niewczas (Uczniowski Klub Sportowy EVAN Nowy Sącz) AB 1
-57 kg Łukasz Wydro (SMOK Toruń) – Robert Niedźwiedzki (KS ZIĘTEK Team Brzeziny) 0-3
-60 kg Artur Cieciura (Piotrowska Szkoła Sztuk Walki TOM CENTER) – Arkadiusz Drohomirecki (Beskid Dragon Bielsko-Biała) 3-0
-63,5 kg Przemysław Brzózka (Klub Sportowy C.S.E. Sparta Chrzanów) – Jakub Pokusa (KSW Szczecinek) 0-3
-67 kg Piotr Odważny (KKS Sporty Walki Poznań) – Kajetan Kierstein (KKS Sporty Walki Poznań) 2-1
-71 kg Szymon Salachna (Beskid Dragon Bielsko-Biała) – Kamil Dajwłowski (Piotrowska Szkoła Sztuk Walki TOM CENTER) 0-3
-75 kg Robert Krasoń (Piotrowska Szkoła Sztuk Walki TOM CENTER) – Dominik Pazdan (UKS Diament Pstrągowa) 3-0
-81 kg Filip Karbownik (Piotrowska Szkoła Sztuk Walki TOM CENTER) – Kacper Frątczak (Akademia Sportów Walki KNOCKOUT Zielona Góra) 0-3
-86 kg Bogumił Połoński (SKF Boksing Zielona Góra) – Mateusz Kubiszyn (Klub Sportów Walki Sokół Jarosław) 1-2
-91 kg Michał Grzesiak (Center Team Odolanów)  – Oskar Skupień (KS ZIĘTEK Team Brzeziny) AB 2
+91 kg Jakub Kozera (Gwardia Zielona Góra) – Tomasz Piechocki (KKS Sporty Walki Poznań) 2-1

KM

Wygrał z Petersonem i zmierza dalej

Danny Garcia, mistrz świata WBC i WBA wagi lekko półśredniej, pokonał podczas gali z cyklu „Premier Boxing Champions Lamonta Petersona, mistrza świata IBF. Tym samym „Swift” zapisał na swoim koncie trzydzieste pierwsze zwycięstwo w karierze.

Walka nie należała do porywających. Pojedynek toczony był w wolnym tempie, pięściarze przyjęli zachowawczą taktykę i uciekali od kontaktu. Zwłaszcza Peterson, który trzymał bezpieczny dystans od przeciwnika. Pojedynek starał się prowadzić Garcia. „Swift” był bardziej aktywny, wyprowadzał większość liczbę ciosów i szukał swojej szansy na zaskoczenie rywala. Peterson był nadto ostrożny, ale w końcu zaatakował. W siódmej rundzie doszło do kilku wymian, z których większe korzyści wyciągnął Garcia, gdyż był szybszy i skuteczniejszy. Z czasem Peterson wrzucił „drugi” bieg i poczynał sobie coraz śmielej. W dziewiątej rundzie zdominował Garcię, który cofnął się do głębokiej defensywy. Peterson przystąpił do ataku zbyt późno. Od początku Garcia robił wszystko, aby zbudować swoją przewagę, co udało się i przyniosło wymierną korzyść. Trzy rundy, w których Peterson ruszył na rywala to zbyt mało. Tak też całą walkę ocenili sędziowie przyznając zwycięstwo Garcii. Werdykt brzmiał dwa do remisu – 114:114, 115:113, 115:113.

Po zakończeniu walki Garcia mógł mieć wątpliwości, komu przypadnie zwycięstwo. Korzystny dla niego werdykt przyniósł mu ulgę i ogromną radość. Mimo wszystko rywalizacja z Petersonem okazała się wymagająca dla „Swifta”. – Nie będę oszukiwał i powiem szczerze, że to był trudny pojedynek. Jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, gdyż zrobiłem dużo, aby odnieść zwycięstwo powiedział Garcia. Dla pięściarza z Filadelfii był to kolejny wygrany pojedynek w karierze. Garcia ma na swoim koncie trzydzieści jeden zwycięstw i ani jednej porażki. Przed rywalizacją z Petersonem pojawił się temat przenosin „Swifta” do wyższej kategorii wagowej. Walka pokazała jednak, że pięściarz musi mierzyć siły na zamiary i ta decyzja nie byłaby odpowiednim krokiem. Sam Garcia trzeźwo ocenił swoje możliwości na tym polu.Bardzo chciałbym zawalczyć z Pacquiao lub Mayweatherem. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, kilku walk, aby móc spróbować swoich sił w kategorii półśredniej.

Tym samym Garcia odkłada swoje plany na czas bliżej nieokreślony. Podczas walki z Petersonem zabrakło mu odpowiedniej motoryki, siły ciosu, więc przejść do kategorii półśredniej w tym momencie nie byłoby odpowiednią decyzją. Czas i kolejne doświadczenia z pewnością będą przemawiały za tym, aby Garcia spróbował swoich sił w wyższej wadze.

Zaproszenie do „Swifta” wystosował Marcos Maidana, który chętnie sprawdziłby umiejętności Amerykanina. 31-letni bokser z Argentyny chce wrócić na szczyt po wrześniowej porażce z Floydem Mayweatherem Jr. Maidana podkreśla swoją gotowość do rywalizacji z Garcią i zaprasza go do kategorii półśredniej. Bardzo chętnie zmierzę się z nim i powitam go w kategorii półśredniej. Zrób ten pojedynek – powiedział Argentyńczyk.

KM

Balon pękł

Krakowska gala UFC za nami. Szumne zapowiedzi i wielkie nadzieje związane z występami naszych zawodników okazały się płonne. Polscy fighterzy w większości rozczarowali.

Rzecz jasna-nie można wszystkich mierzyć jedną miarą, jednak w ogólnym zestawieniu biało-czerwoni wyszli na minus. Siedem walk i zaledwie dwie wygrane. Zacznijmy od przyjemniejszych chwil z gali UFC Fight Night 64. Debiut w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie zaliczył Bartosz Fabiński (na zdjęciu). Pierwszy start naszego zawodnika na plus. Choć Garreth McLellan to również „żółtodziób” w UFC to występ Fabińskiego należy ocenić wysoko. Polak prezentował się pewnie i co najważniejsze był skuteczny. Fabiński kontrolował walkę – liczne obalenia, łokcie, dobra postawa w parterze. McLellan okazał się dobrym materiałem na rywala w pierwszej walce w UFC, jednak w kolejnym starciu polski fighter nie będzie miał tak łatwego zadania. Z walki na walkę poziom rywalizacji będzie wzrastał.  Zawodnik z RPA niczym wielkim się nie wyróżniał na tle Fabińskiego, który okazał się najjaśniejszym punktem krakowskiej gali z rodzimej stawki. Polak pewnie wygrał na punkty i czeka na kolejny występ w UFC. Dobrą robotę wykonał Paweł Pawlak. Łodzianin dostał kolejną szansę od UFC i tym razem ją wykorzystał. Sheldon Westcott lepiej rozpoczął pojedynek, jednak w drugiej i trzeciej odsłonie walki Pawlak miał przewagę. Nasz zawodnik dobrze radził sobie w klinczu, kilka razy sprowadził Kanadyjczyka do parteru, gdzie zadał kilka mocnych ciosów. Sędziowie jednogłośnie wskazali na Pawlaka – trzy razy 30×29.

Damian Stasiak miał zaledwie dwa tygodnie, aby przygotować się do pojedynku z Yaotzinem Mezą. Zawodnik z Łodzi dobrze rozpoczął pojedynek, jednak z czasem do głosu doszedł Amerykanin. Meza wyglądał lepiej kondycyjnie, a Stasiakowi zabrakło również doświadczenia na tym poziomie rywalizacji. Mimo to Polak pozostawił po sobie dobre wrażenie i może liczyć na kolejne propozycje od UFC. Marzenia na bok musi odłożyć Marcin Bandel. „Bomba” przegrał z Stevenem Rayem i raczej jego przygoda z UFC dobiegła końca. Debiutujący w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki Szkot rozprawił się z Polakiem w parterze. Bandel nie był w stanie oprzeć się naporowi i kolejnymi ciosom ze strony Raya. Nieudany powrót Daniela Omielańczuka. Walka polskiego ciężkiego najkrócej mówiąc mało interesująca. Przeważała rywalizacja w klinczu i choć Hamilton nie był wymagającym rywalem to Omielańczuk przegrał. Kilka celnych ciosów mogło zmienić obraz pojedynku. Jednak Omielańczuk kondycyjnie wyglądał słabo i nie miał pomysłu na rywalizację z Hamiltonem. Izabela Badurek wypadła słabo. Aleksandra Albu dominowała w stójce, a Polka nie była w stanie sprowadzić pojedynku do parter, gdzie powinna była szukać swojej szansy. W drugiej rundzie męczarnie Badurek zakończyły się. Warto dodać, że wedle źródeł dla Albu była to zaledwie druga walka w MMA.

""

 

Udany rewanż Mirko Filipovicia. „Cro Cop” pokonał Gabriela Gonzagę, choć pierwsza faza pojedynku nie była najlepsza w wykonaniu Chorwata. Pierwsze dwie rundy na korzyść Brazylijczyka, który łokciem rozciął łokciem głowę rywala. Filipović w trzeciej odsłonie wrócił do gry. W wadze ciężkiej właśnie tak jest – jeden cios i sytuacja diametralnie zmienia się. Dwa łokcie w klinczu zamroczyły Gonzagę, walka przeniosła się na ziemię, gdzie „Cro Cop” dobił rywala. Dla Brazylijczyka pojedynek z Filipoviciem może okazać się ostatnim występem w UFC, gdyż przegrał trzeci raz z rzędu.

Balon pękł. Miało być kolorowo, radośnie i wesoło, a rzeczywistość okazało się brutalna. Polscy fighterzy nie zachwycili. Rozczarował Błachowicz.  Szkoda. Tym bardziej, że rywal był w zasięgu. Daniel Omielańczuk wypadł blado, Izabela Badurek  przegrała z kretesem, Marcin Bandel nie dał rady i zapewne pożegna się z UFC. Udany debiut Bartosza Fabińskiego, dobre wrażenie mimo porażki pozostawił po sobie Damian Stasiak, zwycięstwo odniósł Paweł Pawlak. UFC w Polsce przeszło do historii. Na własne oczy przekonaliśmy się, czym charakteryzują się gale najlepszej organizacji mieszanych sportów walki na świecie. Niestety, zabrakło odpowiedniego poziomu sportowego polskich zawodników.

Walka wieczoru: 265 lbs.: Mirko Filipović pokonał przez TKO Gabriela Gonzagę

Główna karta.

205 lbs.: Jimi Manuwa pokonał decyzją sędziów Jana Błachowicza
170 lbs.: Paweł Pawlak pokonał decyzją sędziów Sheldona Westcotta
115 lbs.: Maryna Moroz pokonała przez poddanie Joanne Calderwood

Pozostałe walki.

170 lbs.: Leon Edwards pokonał przez KO Setha Baczynskiego
185 lbs.: Bartosz Fabiński pokonał decyzją sędziów Garretha McLellana
170 lbs.:Sergio Moraes pokonał decyzją sędziów Mickaela Lebout
145 lbs.: Yaotzin Meza pokonał decyzją sędziów Damiana Stasiaka
265 lbs.: Anthony Hamilton pokonał decyzją sędziów Daniela Omielańczuka
115 lbs.: Aleksandra Albu pokonała przez poddanie Izabelę Badurek
155 lbs.: Steven Ray pokonał przez TKO Marcina Bandla
145 lbs.:Taylor Lapilus pokonał decyzją sędziów Rocky'ego Lee

 

KM

Atak judoków w Teplicach

Teplice gościły najlepszych judoków w kategorii kadetów podczas Otwartego Pucharu Europy. Do rywalizacji stanęło prawie siedmiuset zawodników. Reprezentanci Polski również zaakcentowali swoją obecność podczas zawodów w Republice Czeskiej.

W Teplicach wystartowało czterdziestu jeden naszych reprezentantów – dwudziestu dwóch zawodników i dziewiętnaście zawodniczek. Na liście startowej Pucharu Europy pojawiło się prawie siedmiuset judoków (415 panów i 272 pań). Niemalże we wszystkich kategoriach wagowych toczyła się zacięta walka o wygraną.

W Teplicach po medale sięgały Polki. W kategorii 57 kg brąz zdobyła Anna Dąbrowska, w 63 kg krążek tego samego koloru wywalczyła Barbara Kulik. Wśród panów nie udało się osiągnąć sukcesu. W kategorii 57 kg startowały cztery nasze zawodniczki. Wiktoria Tomczak odpadła w repasażach, Polka zwyciężyła w pojedynku z Frederike Fiedel, ale poległa w kolejnym starciu Shannon van der Meeberg. Z kolei Dąbrowska od początku radziła sobie bardzo dobrze. Polka trafiła na wolny los, a w pierwszym pojedynku stanęła naprzeciw Lesley Koorn. Następnie Dąbrowska rywalizowała z Maekelberg z Beligii, z którą pewnie wygrała. Warto nadmienić, że Belgijka zwyciężyła w repasażach, ale do strefy medalowej nie udało jej się dotrzeć. Dąbrowska po drodze pokonała Holenderkę van der Sommen, a w rywalizacji o awans do półfinału pokonała kolejną z Belgijek – Marie Sadouni. Polka dobrze radziła sobie z zawodniczkami z Beneluksu, a w walce o finał stanęła naprzeciw reprezentantki Turcji – Seymy Ozerler. Dąbrowska zakończyła rywalizację z brązowym medalem, a w kategorii 57 kg triumfowała Emilia Kanerva z Finlandii.

Druga z naszych medalistek z Teplic rywalizację w Pucharze Europy rozpoczęła od zwycięstwa z reprezentantką Holandii. Zawody zakończyła porażką z zawodniczką z … Niderlandów. Barbara Kulik w kategorii 63 kg pokonała Donję Vos, by następnie rozprawić się z dwiema reprezentantkami Niemiec. W ćwierćfinale Polka zwyciężyła Chorwatkę Luciję Babić, ale już w półfinale trafiła na przeszkodę nie do przejścia. Holenderka Sanne Vermeer okazała się lepsza od naszej zawodniczki. Kulik cieszyła się z brązowego medalu. Kategoria 63 kg została zdominowana przez Holenderki – druga była Vermeer, zwyciężyła. Melissa Loen. W repasażach walczyła Stefania Konwicka, ale bez powodzenia. Polka przegrała już pierwszą walkę z Minel Akdenz. Warto nadmienić, że w początkowej części zawodów Konwicka rywalizowała bez powodzenia z późniejszą triumfatorką – Loen.

Z czterdziestojednoosobowej kadry dwie nasze reprezentantki sięgnęły po medale. Warte odnotowania są również występy Eryka Ryciaka (-90 kg), Wiktorii Tomczak (-57 kg) i Wiktorii Walczyk (-48 kg), którzy zajęli dziewiąte lokaty w swoich kategoriach wagowych. Gospodarze wywalczyli tylko jeden medal, ale za to złoty. W kategorii 50 kg wśród panów triumfował Tomas Bikhak. Po dwa złote medale w rywalizacji judoków zdobyli Włosi (60kg i 73 g) i Holendrzy 980kg i -91kg), u pań wyróżniły się Niemki – trzy medale z najdroższego kruszcu (40kg, -70kg, +70kg).

KM

Oluokun i Lebedev poczuli smak desek

Nie sposób w żaden sposób porównać i zmierzyć tych bokserów. Gbenga Oluokun ostatnimi czasy pomaga innych bokserom poprawić rekordy, z kolei Denis Lebedev to czołowy bokser wagi junior ciężkiej – mistrz federacji WBA.

Obaj stanęli przed kolejnymi wyzwaniami w trakcie swoich karier. Oluokun podczas gali w Gliwicach zmierzył się z Marcinem Rekowskim. Rywalem Lebedeva w walce wieczoru w Moskwie był Youri Kalenga. Zarówno Rosjanin jak i Francuz mają w ostatnim czasie wiele wspólnego z polskim boksem, zwłaszcza z nazwiskami Masternak i Janik.

Ale po kolei i od początku. Zacznijmy zatem od historii Oluokuna. Nigeryjczyk zanotował w Gliwicach siódmą porażkę na przestrzeni ostatnich czterech lat, po stronie triumfów widnieje tylko wygrana z mało znanym pięściarzem z Niemiec. Oluokun pojawił się w sferze zainteresowań polskiej opinii przed pojedynkiem z Mariuszem Wachem. „Viking” wraca do czynnego boksu po dłuższej przerwie i zasadne wydaje się stopniowe oswajanie go z ringiem, dlatego też na początek serwowano mu rywali, których zwyczajowo nazywa się kelnerami. Określenie to nie ma na celu deprecjonowania potencjału Nigeryjczyka, gdyż ten w swojej karierze walczył z utytułowanymi przeciwnikami, pokonał nawet Lamona Brewstera. Jednak liczy się miejsce i czas, a teraz Oluokun  niczym specjalnym nie imponuje. W Gliwicach stanął w ringu z Marcinem Rekowskim, który obecnie jest w bez porównania lepszej dyspozycji niż Wach. Wynik rywalizacji to potwierdza. Wach męczył się z Nigeryjczykiem na dystansie dziesięciu rund i rywal kilkukrotnie go zaskoczył. Rekowski od początku kontrolował pojedynek, starał się trzymać Olukouna na dystans. Jedynie w czwartej rundzie Nigeryjczyk doszedł do głosu. Rekowski w piątej odsłonie zakończył rywalizację. Lewy sierpowy, a następnie seria ciosów w narożniku przeważyła. Olukoun nie wytrzymał, przykucnął w narożniku, a sędzia go wyliczył. Rekowski triumfował.

Lebedev to marka. Walka z nim miała być spełnieniem marzeń Łukasza Janika. Już był w ogródku, już witał się z gąską, a tu pojawił się Kalenga i jego prawnicy. Kwestią problemową okazały się notowania rankingowe. Prawnik Francuza wpłynął na WBA i obóz Lebedeva, co spowodowało, że ostatecznie nie doszło do podpisania kontraktu na walkę Rosjanina z Polakiem. Bliskie spotkanie z Kalengą miał również Mateusz Masternak. „Master” był faworytem starcia z Francuzem, jednak chwila słabości, zlekceważenie rywala sprawiły, że polski pięściarz musiał pogodzić się z porażką. Można powiedzieć, że Kalenga po plecach naszych pięściarzy doszedł do walki o mistrzostwo świata w wadze junior ciężkiej. Podczas gali w Moskwie Francuz prezentował się pewnie i zaskoczył wyżej notowanego rywala. Gdy wydawało się, że Lebedev wszedł na właściwe tory ze strony rywala otrzymał potężny lewy sierpowy. W czwartej rundzie Rosjanin znalazł się na deskach. Kalenga poczuł wiatr w żagle i przejął inicjatywę. Lebedev czekał na swoją szansę, był trochę stłumiony aż wyczuł moment. W siódmej rundzie Kalenga po lewym sierpowym rywala znalazł się na deskach, jednak wstał. Sytuacja odwróciła się. Mistrz przejął kontrolę nad pojedynkiem, a Kalenga szukał szansy na nokaut, gdyż wiedział, że to jedyna droga do zwycięstwa. Sędziowie jednogłośnie wskazali na Lebedeva – 116:111, 115:112, 115:112.

Nie sposób porównać spotkania z deskami w przypadku Lebedeva i Olukouna. To zupełnie inna klasa. Nigeryjczyk stoczył drugi pojedynek w Polsce i zaliczył drugą porażkę. Lebedev stał się celem dwóch polskich bokserów: Janika oraz Masternaka. Być może teraz nadejdzie ich czas. Kalenga osiągnął wiele jak na swoje możliwości, stoczył  walkę o mistrzostwo świata. Teraz być może swoje marzenia będzie mógł zrealizować Łukasz Janik, jeśli obóz Lebedeva o nim nie zapomniał. A Masternak ma potencjał i walka o mistrzostwo świata jest w jego zasięgu. Prędzej czy później. Czy Lebedev bliżej pozna deski dzięki któremuś z Polaków?

KM

Nowy rozdział polskiego MMA

Już tylko godziny dzielą nas od gali UFC Fight Night 64 w Krakowie. Ogromna atrakcja dla kibiców, szansa dla polskiego MMA. Wydarzenie historyczne, które będzie wspominane latami. Gala UFC otworzy nowy rozdział w historii polskiego MMA.

Ranga wydarzenia sprawiła, że wiązane są z nim ogromne nadzieje. Sama gala ma dostarczyć wielu emocji, a zawodnicy w oktagonie powinni zaprezentować bogaty repertuar ciosów. Bo UFC kojarzy się z czymś najlepszym, wyjątkowym. Przez chwilę w Polsce chcemy być świadkami tego entuzjazmu, tej radości i zachwytów, które obecne są podczas innych gal najlepszej organizacji mieszanych sportów walki na świecie. Z pewnością będzie to bogate doświadczenie dla fanów MMA i samych zawodników.

Na krakowskiej gali wystąpi siedmioro polskich fighterów. Bartosz Fabiński, który zastąpił Krzysztofa Jotkę, zadebiutuje w UFC. Polak zdobył bogate doświadczenie podczas występów w Polskiej Lidze MMA oraz na zagranicznych galach. Fabiński w październiku 2014 roku w Estonii pokonał AlikaTseiko. Przed 28-latkiem otwiera się zupełnie nowy rozdział w karierze. Rywalizacja na najwyższym poziomie, w którym istotne są wytrzymałość, charakter, siła i wola walki do upadłego. Już w debiucie Fabiński trafia na trudnego rywala. 33-letni Garreth McLellan jest zawodnikiem doświadczonym, ale dla niego UFC też jest nowością. „Soldier Boy” do tej pory rywalizował w większości na galach EFC Africa – Extreme Fighting Championship Africa. Dla McLellana walka w UFC jest ogromnym sukcesem i w pewnym sensie uwieńczeniem jego bogatej kariery na kontynencie afrykańskim. Zawodnik z Republiki Południowej Afryki nie przegrał od czerwca 2012 roku. Czy Fabiński w Krakowie przerwie dobrą passę McLellana?

Szansę zaprezentowania swoich umiejętności podczas UFC Fight Night 64 dostał Damian Stasiak. Wywodzący się z karate łodzianin do tej pory wygrał tylko raz z zawodnikiem zza granicy. W marcu pokonał Mike’a Grundy’ego podczas BAMMA 19. Wcześniejszych doświadczeń z zawodnikami spoza Polski Stasiak nie wspomina najlepiej. 25-latek przegrał z Magomedem Magomedowem oraz Dmitrym Silnyaginem. Jak Stasiak zaprezentuje się w starciu z Yaotzinem Mezą? Doświadczony Amerykanin najlepszy czas w swojej karierze ma raczej za sobą. Na przestrzeni ostatnich trzech lat poniósł trzy porażki przy dwóch zwycięstwach. W wadze półśredniej kolejny pojedynek w UFC stoczy Paweł Pawlak. Polak musi pokazać się z jak najlepszej strony, aby zatrzeć wrażenie po ostatniej porażce. Zawodnik z Łodzi w debiucie w UFC przegrał pierwszy raz w karierze, a jego pogromcą okazał się Peter Sobotta. Problem w tym, że z takim samym założeniem do walki przystępuje rywal Pawlaka. Sheldon Westcott stoczył w UFC jeden pojedynek, który nie potoczył się po jego myśli. Rywalizacja Polaka i Kanadyjczyka zapowiada się interesująco. Z pewnością żaden z nich nie będzie się oszczędzał.

Do rywalizacji po przerwie spowodowanej kontuzją wraca Daniel Omielańczuk Polak po raz ostatni walczył w oktagonie w kwietniu 2014 roku, kiedy przegrał z Jaredem Rosholtem. Teraz 32-latek staje przed szansą odbudowania swojej pozycji i powrotu na szczyt. Doświadczony Polak w Krakowie zmierzy się z Anthony’m Hamiltonem. Amerykanin w UFC furory nie robi – jedna wygrana i dwie porażki. Omielańczuk staje przed szansą udanego powrotu po dłuższej przerwie. Wystarczy rzucić się na Hamiltona, ale trzeba zachować ostrożność, gdyż w wadze ciężkiej jeden zły ruch może zmienić bieg rywalizacji. Wywodzący się z jiu-jitsu Marcin Bandel postara się o pierwsze zwycięstwo w UFC. Polski zawodnik wagi półśredniej zmierzy się z Stevenem Rayem. Zawodnik ze Szkocji w Krakowie zadebiutuje w UFC. Do tej pory prezentował się gal CWFC, Bamma oraz OT-On Top. Ostatnio dwukrotnie pokonał Curta Warburtona. Podczas krakowskiej gali nie zabraknie akcentu w postaci pojedynku pań. Szansę zaprezentowania swoich umiejętności w UFC dostała 23-letnia Izabela Badurek. Rywalką Polki będzie Aleksandra Albu, dla której będzie to dopiero drugi pojedynek w MMA. Dla polskich fanów najważniejszy będzie występ Jana Błachowicza. Jeden z najbardziej znanych polskich fighterów zmierzy się z Jimim Manuwą. W walce wieczoru zaprezentują się Mirko Filipović i Gabriel Gonzaga.

Walka wieczoru:
Mirko Filipovic – Gabriel Gonzaga

Karta główna:
Jan Błachowicz – Jimi Manuwa
Garreth McLellan – Bartosz Fabiński
Maryna Moroz – Joanne Calderwood

Karta wstępna:
Damian Stasiak – Yaotzin Meza
Paweł Pawlak – Sheldon Westcott
Mickael Lebout – Sergio Moraes
Seth Baczynski – Leon Edwards
Daniel Omielańczuk – Anthony Hamilton
Izabela Badurek – Aleksandra Albu
Marcin Bandel – Steven Ray
Rocky Lee – Taylor Lapilus

KM

Ciężar Janka

11 kwietnia w Krakowie odbędzie się gala UFC Fight Night 64, podczas której zaprezentuje się siedmioro naszych zawodników. Oczy większości będą zwrócone na Jana Błachowicza. Rywalem naszego zawodnika będzie Jimi Manuwa.

Na ramionach „Johna” spoczywa wielka odpowiedzialność. Nie ukrywajmy, że dla Polaków to Błachowicz jest główną postacią i twarzą UFC w Krakowie. Mirko Filipović to  uznany fighter w świecie MMA, jednak jego czas już minął i raczej odcina kupony od bogatej kariery. Fakt, że nadal walczy w UFC jest godny uznania. Wracając do Błachowicza, w Polaku nadzieje pokładają również włodarze najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. „John” fenomenalnie zaprezentował się podczas debiutu w UFC, kiedy odprawił Ilira Latifiego. Błachowicz potrzebował dwóch minut, aby uporać się z zawodnikiem ze Skandynawii. Efektowne kopnięcia na korpus oraz serie ciosów wyprowadzone w kierunku rywala zrobiły wrażenie nie tylko na nim, ale także na obserwatorach. Nazwisko Błachowicza odmieniane było przez wszystkie przypadki. Pojawiało się pytanie, kiedy znowu zaprezentuje się w ringu i trwało oczekiwanie. Włodarze UFC na Błachowiczu oparli UFC Fight Night 64. „John” będzie walczył u siebie, rodacy przyjdą go zobaczyć. Taka taktyka jest doskonale przemyślana. UFC dostało ukształtowanego, twardego zawodnika, który ma potencjał sportowy, a kibice chcą oglądać interesujące walki i tylko czekają na nie. Istotna jest wartość marketingowa Błachowicza, na której Dan White i jego współpracownicy chcieli zbudować zainteresowanie galą w Krakowie. Czy osiągną zamierzony cel? Okaże się. Na barki Błachowicza spadła ogromna odpowiedzialność. 32-latek z Latifim rywalizował w październiku, więc od czynnej rywalizacji odpoczywał ponad pół roku. W trakcie intensywnych przygotowań musiał odciąć się od szumu wokół krakowskiej gali. Sukces „polskiego” UFC budowany jest na Błachowiczu, co nie sprzyja samemu zawodnikowi. 32-latek zostaje obciążony dodatkową presją, która jest zbędna. Jego zadaniem jest wejście do oktagonu i uporanie się z kolejnym rywalem. Błachowicz stoczył w UFC dopiero jeden pojedynek, dlatego  też musi potwierdzić swoją wartość. Fakt, że dla nas jest zawodnikiem utytułowanym, o ogromnych możliwościach, ale warto pamiętać – „jesteś tak dobry jak Twój ostatni występ”. Błachowicza stać na odniesienie sukcesu w UFC, ale musi być odporny na czynniki zewnętrzne. Celem jest płaszczyzna sportowa, działalność medialno-marketingowa to jedynie wątek poboczny.

Jimi Manuwa to najbliższy rywal Błachowicza. „Poster Boy” jest trzy lata starszy od „Johna” i ma większe doświadczenie w UFC. W ostatnim pojedynku Anglik rywalizował z samym Alexandrem Gustafssonem, jednak Szwed zranił kolana 35-latka i ciosami dokończył dzieła. Mimo tej porażki akcje Manuwy należy ocenić wysoko. Zawodnik debiutował w UFC prawie trzy lata temu. Dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie stoczył cztery pojedynki, z których trzy zakończyły się jego triumfami. Manuwa Błachowicza na pewno się nie przestraszy, a Polak w tej rywalizacji musi się mieć na baczności. Kondycyjnie powinien mieć przewagę, pod względem siły również góruje nad rywalem z Anglii. Manuwa stoczy kolejny pojedynek w UFC po ponad rocznej przerwie. Jego forma jest zagadką, ale jest zawodnikiem o wysokim poziomie umiejętności. Błachowicz musi udowodnić swoją wartość, ale Manuwa w żaden sposób nie ułatwi mu zadania. Czy umiejętności grapplerskie przeważą i pozwolą „Johnowi” odnieść zwycięstwo  przed czasem?

W walce wieczoru zaprezentuje się legendarny Mirko „Cro Cop” Filipović, który zmierzy się z Gabrielem Gonzagą. 40-latek wraca do UFC po niespełna czteroletniej przerwie. W swoim ostatnim pojedynku dla organizacji Dana White przegrał z Royem Nelson. Warto zaznaczyć, że „Cro Cop” ma za sobą dość niechlubną serię porażek w UFC. Nie wygrał od trzech walk. Ogółem – Filipović stoczył w UFC dziesięć pojedynków, z czego sześć kończył jako przegrany. W kwietniu 2007 roku lepszy od Chorwata okazał się Gabriel Gonzaga, więc w Krakowie 40-latek będzie miał okazję do rewanżu. Czy ją wykorzysta? Młodszy o pięć lat Brazylijczyk ostatnio przegrywał. Z pewnością jeszcze raz będzie chciał udowodnić swoją wyższość nad Filipoviciem. Dla obu jest to ostatnia szansa, aby udowodnić swoją przydatność w UFC.

KM

Kolejny występ strongmana w MMA

Tyberiusz Kowalczyk pojawi się ponownie w ringu organizacji FEN. Rywalem znanego z występów w zawodach strongman „Tyberiana” będzie Czech Matej Chudej. Pojedynek odbędzie się 24 kwietnia w Bydgoszczy podczas gali FEN 7 „Real Combat”.

Dla 36-letniego zawodnika będzie to drugi pojedynek w MMA. Kowalczyk swój debiut zaliczył podczas gali FEN 3, kiedy wygrał z Tomasem Vaicickasem.  Polak w efektowny sposób poradził sobie z rywalem i odprawił go w czterdzieści osiem sekund. Debiut w MMA był dobrym prognostykiem dla popularnego strongmana i organizacja FEN gotowa była dalej współpracować z zawodnikiem. „Tyberian” miał wystąpić podczas ostatniej gali we Wrocławiu, jednak ostatecznie Kowalczyk nie pojawił się w ringu. Byłego strongmana z rywalizacji wyeliminowała kontuzja. Po dziesięciu miesiącach od debiutu Kowalczyk wraca do rywalizacji w MMA. Czy powrót będzie tak efektowny jak debiut?

Popularny „Tyberian” jest jednym z najbardziej znanych strongmanów i postanowił iść drogą Mariusza Pudzianowskiego. Kowalczyk próbuje swoich sił w MMA, ale należy podkreślić, że stratował również w rywalizacji kickbokserskiej. Ofiarą „Tyberiana” padł Czech Michal Soucka. Wielki Kowalczyk, mierzący 187 cm i ważący 118 kg, dobrze radzi sobie w sportach walki. Początek jego przygody należy uznać za udany. Podczas gali FEN 7 w Bydgoszczy polski zawodnik stanie naprzeciw doświadczonego rywala.

Matej Chudej trenował kulturystykę, ale jego wielkim zamiłowaniem są sporty walki. Czech w swojej przygodzie ze sportami walki skupia się na boksie, kickboxingu oraz MMA. Jest nieco niższy od Kowalczyka, gdyż mierzy 178 kg i lżejszy – 109 kg. „Tybieran” ma więc przewagę fizyczną nad Czechem, który nad Polakiem dominuje na płaszczyźnie doświadczenia. Chudej stoczył w MMA sześć  pojedynków, jednak jego bilans nie powala. Czech odniósł dwa zwycięstwa przy czterech porażkach. Debiutował w sierpniu 2010 roku podczas East Bohemia Ring, gdzie przegrał z Rudolfem Krizem. Pierwsza wygrana Czecha przypadła na jego trzeci występ w MMA – przez nokaut pokonał Marcela Wolke. Ostatni pojedynek Chudej stoczył w listopadzie 2014 roku. Czech zwyciężył Marcusa Kottke. Co ciekawe, najbliższy rywal Kowalczyka wygrywa z niemieckimi zawodnikami, a przegrywa ze swoimi rodakami.

W Bydgoszczy dojdzie do starcia zawodników, którzy do MMA trafili po karierach w innych profesjach – w zawodach strongman oraz kulturystyce. Nie można spodziewać się fajerwerków, jednak w ringu staną dwaj potężni mężczyźni. Siła ciosu może być piekielna, a pojedynek efektowny. Jeśli Kowalczyk będzie walczył tak jak w debiucie to publiczność nie będzie się nudziła. „Pudzian” stał się twarzą KSW, co sprawiło, że marka stała się rozpoznawalna. Czy „Tyberian” ma podobne zadanie? Po dziesięciu miesiącach wraca, aby pokazać, że poważnie traktuje swoją przygodę w MMA i jest w stanie rywalizować z zawodnikami bardziej doświadczonymi. Chudej wymagającym rywalem nie jest, ale Kowalczyk dopiero uczy się i różnie może być.

KM

Benson Henderson

Amerykański zawodnik MMA urodzony 16 listopada 1983 roku w Kolorado Springs. Były mistrz WEC oraz UFC w wadze lekkiej. W wieku 12 lat rodzice zaprowadzili Bensona wraz z bratem Juliusem na treningi Taekwondo. W latach 1998-2001 startował w szkolnej drużynie zapaśniczej. Będąc w Collegu w latach 2005-2006 startował w międzyszkolnych zawodach.  Benson trenuje również brazylijskie jiu-jitsu w którym w latach 2010-2011 święcił największe sukcesy wygrywając kilka prestiżowych zawodów oraz był wielokrotnym medalistą lokalnych zawodów głównie w Arizonie. W 2011 roku zdobył brązowy medal na mistrzostwach Świata BJJ. Jeszcze na college zainteresował się MMA i pod koniec 2006 roku stoczył swoją pierwszą walkę.  Rywalem Bensona był Dan Gregary. Henderson wygrał ten pojedynek zmuszając rywala do poddania w pierwszej rundzie przez ciosy w parterze. Trzy miesiące później stoczył kolejny wygrany pojedynek w podobny sposób jak pierwszą walkę.  W marcu 2007 roku Henderson przegrał swój pierwszy pojedynek z Rocky’m Johnsonem, który poddał duszeniem rywala. Przegrana nie zniechęciła jednak Hendersona i jeszcze w tym roku wygrał dwa pojedynki przed czasem. Rok 2008 również był dla niego udany i zakończył go z trzema wygranymi. Po serii pięciu zwycięstw związał się z czołową organizacją World Extreme Cagefighting. Na debiut w WEC nie musiał długo czekać i już pod koniec stycznia 2009 roku zmierzył się z pochodzącym z Nigerii kickbokserem Anthonym Njokuani. Benson wygrał ten pojedynek przez poddanie duszeniem gilotynowym w pierwszej minucie drugiej rundy. Na gali WEC 40, która odbyła się 5 kwietnia ponownie wygrał Henderson, tym razem przez techniczny nokaut pokonując Shane’a Rollera.  Po tych zwycięstwach organizacja dała możliwość Hendersonowi stoczenia pojedynku o tymczasowe mistrzostwo w wadze lekkiej, które nominalnie było w posiadaniu Jamie Varnera.  Właściciele organizacji zestawili ze sobą Hendersona i Cerrone o tytuł tymczasowy i miano pierwszego pretendenta do walki o pas. Do walki doszło 10 października 2010 roku na WEC 43. Faworyzowany Cerrone nie sprostał jednak Hendersonowi i przegrał jednogłośnie na punkty. Za ten pojedynek Henderson otrzymał bonus za walkę wieczoru. Zwycięstwo nad Cerrone dało Bensonowi możliwość stoczenia walki unifikacyjnej z Varnerem. Do starcia doszło 10 stycznia 2010 roku. Henderson zdominował swojego rywala w pierwszych dwóch rundach, a w trzeciej poddał mistrza duszeniem gilotynowym unifikując tymczasowy pas i zostając pełnoprawnym mistrzem wagi lekkiej. 24 kwietnia 2010 na WEC 48 doszło do rewanżu z Cerrone. Drugie starcie zakończyło się na korzyść mistrza, który poddał pretendenta duszeniem gilotynowym w pierwszej rundzie. Jeszcze w tym samym roku stoczył kolejną i jak się później okazało ostatnią próbę obrony pasa, gdyż na gali WEC 53 przegrał z Anthonym Pettisem. Na początku roku skończyła się procedura łączenia WEC z UFC. Zawodnicy będący z kontraktem WEC zostali automatycznie zawodnikami UFC. W swoim debiucie w UFC przypadającym na koniec kwietnia 2011 roku Benson wypunktował Kanadyjczyka Marka Boceka. Kolejną wygraną zanotował 14 sierpnia wygrywając na punkty z Jimim Millerem.  Pod koniec roku na gali UFC on Fox doszło do eliminatora o możliwość stoczenia walki o pas który był w posiadaniu Frankiego Edgara.  W eliminatorze Benson zmierzył się z Clayem Guidą. Henderson wygrał ten pojedynek przez jednogłośną decyzję sędziów. Do walki o pas doszło 26 lutego 2012 roku na gali UFC 144. Henderson pokonał Edgara na punkty i został nowym mistrzem UFC wagi lekkiej. Pojedynek był bardzo wyrównany i z tego powodu prezydent UFC Dana White postanowił zestawić natychmiastowy rewanż. Rewanż odbył się 11 sierpnia 2012 na gali UFC 150. Tym razem Henderson nie przeważał tak wyraźnie jak w pierwszym starciu i po końcowym gongu wygrał niejedno głośnie na punkty, broniąc pierwszy raz tytułu wagi lekkiej. 8 grudnia tego samego roku jeszcze raz Benson bronił tytułu, wygrywając z Nate’em Diazem. Rok 2013 to kolejna obrona pasa mistrzowskiego. Przechodzący do UFC mistrz Strikeforce Gilbert Melendez otrzymał prawo stoczenia walki unifikacyjnej z Hendersonem. Walka odbyła się 20 kwietnia na kolejnej gali w telewizji Fox. Henderson wygrał ten pojedynek niejedno głośnie na punkty. Pod koniec sierpnia 2013 na gali UFC 164 przegrał rewanżowy pojedynek o tytuł mistrzowski z Anthonym Pettisem, poddając się werbalnie wskutek założonej dźwigni na staw łokciowy pod koniec pierwszej rundy. W 2014 roku stoczył trzy pojedynki z czego dwa wygrał i jeden przegrał. W styczniu 2015 roku przegrał z Donaldem Cerrone decyzją sędziowską. Niespełna miesiąc później stoczył wygrany pojedynek z Brandonem Thatchem. 

Kolejny obfity weekend z boksem w FightKlubie!

Lebiediew – Kalenga o mistrzostwo świata WBA
 

W najbliższy piątek na kibiców boksu czeka nie lada gratka. Od godziny 17:00 pokażemy na żywo wielką galę z Moskwy. W głównej walce wieczoru Denis Lebiediew zmierzy się z Yourim Kalengą o mistrzostwo świata WBA w kategorii junior ciężkiej. A to jeszcze nie koniec emocji. Z piątku na sobotę na naszej antenie będziemy transmitować półfinały turnieju Boxcino w kategoriach ciężkiej i junior średniej. Tego żaden szanujący się kibic nie może przegapić!
 Prawdziwe bokserskie święto czeka nas w najbliższy piątek. Prosto z Moskwy pokażemy aż cztery pojedynki na światowym poziomie w tym jeden o mistrzostwo świata! Na ringu zaprezentuje się dobrze znana polskiej publice plejada gwiazd kategorii junior ciężkiej. W głównej walce wieczoru zobaczymy starcie Denisa Lebiediewa (26-2, 20 KO) z Yourim Kalengą (21-1, 14 KO) o czempionat WBA w kategorii cruiser. Potworną moc pięści rosyjskiego mańkuta odczuł na własnej skórze we wrześniu ubiegłego roku Paweł Kołodziej. Niepokonany wcześniej “Harnaś” został brutalnie znokautowany już w drugiej rundzie. W innych atrakcjach rozgrywających się w limicie 200 funtów zobaczymy pojedynek mistrza olimpijskiego, zapamiętanego z porażki z Krzysztofem “Diablo” Włodarczykiem Rachima Czakijewa(21-1, 16 KO), który zmierzy się z bardzo doświadczonym eks-mistrzem świata Valerym Brudovem(42-5, 28 KO) oraz Portorykańczyka Francisco Palaciosa (23-2, 14 KO), który z Włodarczykiem do boju stawał dwukrotnie (pierwszy raz przegrywając bardzo kontrowersyjnie), a tym razem podejmie niepokonanego mistrza nokautu z Rosji Dmitrija Kudriaszowa (16-0, 16 KO). Ponadto w kategorii super lekkiej w przeciwległych narożnikach staną: niepokonany “Orzeł” Edward Trojanowski (20-0, 17 KO) oraz “Humanoid” Aik Szakhnazarjan (15-1, 6 KO).

Zapowiedź Alberta Sosnowskiego: [kod]

Półfinały turnieju Boxcino w kategoriach ciężkiej i junior średniej
 
Na antenę FightKlubu powraca turniej Boxcino, organizowany przez telewizję ESPN. W nocy z piątku na sobotę o 03:00 (powtórka w sobotę od 11:30) pokażemy na żywo starcia półfinałowe! Emocje będą podwójne, bo półfinały odbędą się w dwóch kategoriach: junior średniej i ciężkiej. W kategorii ciężkiej, najbardziej doświadczony z turnieju w swojej kategorii, 29-letni Rosjanin Andriej Fedosow (26-3, 21 KO), który w ćwierćfinale wygrał z Natem Heavenem już w pierwszej rundzie, podejmie JamajczykaLenroya “TNT” Thomasa (19-3, 9 KO). W drugim półfinale kategorii ciężkiej zobaczymy starcie urodzonego w Rumunii, a obecnie mieszkającego w Kalifornii 28-letniego Razvana Cojanu (13-1, 7 KO). Razvan w pierwszej walce turnieju odprawił z kwitkiem po dogrywce niepokonanego wcześniej Eda Fountaina. O finał z Rumunem zmierzy się 27-letni Amerykanin Donovan Dennis (13-2, 10 KO), srebrny medalista krajowego turnieju Golden Gloves z 2011 roku, który do półfinału zawodów Boxcino dostał się dzięki wygranej przez techniczny nokaut w czwartej rundzie nad Stevem Vukosą.
W półfinałowych parach kategorii junior średniej zobaczymy także: niepokonanego Stanisława Skorokhoda (9-0, 7 KO) z Ukrainy, który zmierzy się z 26-letnim “Apollo Kidem” Johnem Thompsonem (15-1, 5 KO), oraz reprezentanta Miasta Aniołów Brandona Adamsa (16-1, 11 KO) w walce Ormianinem Vito Gasparyanem (15-3-5, 8KO).

Grecki brąz

Warunki atmosferyczne na początku kwietnia nie rozpieszczały. Raz zza chmur wyglądało słońce, ale w przeważającej mierze padał deszcz, któremu towarzyszył wiatr. Tylko siedzieć w domu, lepiej się nie wychylać. Tak było w Polsce. W Grecji zapewne było inaczej. Zwłaszcza w Atenach atmosfera musiała być bardzo gorąca.

W dniach 4-5 kwietnia w stolicy Grecji miały miejsce zawody Pucharu Europy Juniorów i Juniorek w Judo. Na starcie pojawiły się dwie nasze reprezentantki: w kategorii 48 kg wystąpiła Kamila Busse, a w 52 kg Vanessa Machnicka. Biało-czerwone zaprezentowały się dobrze, nie ma powodów do narzekań. Z Aten Machnicka przywiozła do Polski brązowy medal. Na początku rywalizacji nasza zawodniczka trafiła na reprezentantkę Grecji Konstantinę Lazaridou. Bywa, że ściany pomagają gospodarzom, jednak w tym wypadku tak nie było. W kolejnym pojedynku Machnicka trafiła na zawodniczkę, która przeszła przez repasaże. Dla Stephanie Walker z Wielkiej Brytanii był to już szósty pojedynek podczas zawodów. Zmęczenie wzięło górę, skoncentrowana i dokładana Machnicka triumfowała i była na prostej drodze do finału, jednak stanęła na niej Joana Fernandes z Portugalii. Polka musiała zadowolić się trzecim miejsce. Fernandes w finale uległa Damli Caliskan z Turcji. W kategorii 48 kg rywalizowała Kamila Busse. Nasza zawodniczka od zwycięstwa rozpoczęła rywalizację w turnieju – pokonała Belgijkę Evelyne Audiens. W kolejnej walce uległa Turczynce Gulkander Senturk. Polka nie miała szczęścia w repasażu. Wygrała z zawodniczką z Grecji, jednak zatrzymała się na Bułgarce Borislavie Damyanovej i zakończyła rywalizację na siódmej pozycji. Mimo, że w półfinale kategorii 48 kg znalazły się trzy zawodniczki z Turcji to nie udało im się odnieść zwycięstwa. Pogodziła je Marine Baumans zBelgii.

U pań słabo obsadzone były najcięższe kategorie. W 78 kg rywalizowało zaledwie sześć zawodniczek, a jak określić fakt, że w +78 kg wystartowały tylko dwie judoczki? Gospodynie, Greczynki wywalczył tylko jeden medal, ale za to złoty. W kategorii 63 kg triumfowała Elisavet Teltsidou. Najlepiej zaprezentowały się Turczynki i Belgijski, które zdobyły odpowiednio dziesięć i pięć medali. Judoczki z Beneluksu wywalczyły trzy złote oraz po jednym srebrnym i brązowym krążku. Warto wziąć poprawkę na wynik Turcji. Reprezentantki kraju położonego częściowo w Europie cztery medale wywalczyły w najsłabiej obsadzonych kategoriach. Wśród panów dominacja Gruzinów, którym kroku starali dotrzymać się Rosjanie. Jedynie w kategorii 66 kg triumfował zawodnik z Białorusi Dzmitry Minkou. Cztery złota dla Gruzji, które wywalczyli: Irakli Kupatadze (55kg), Tornike Nagliashvili (60kg), Koba Mchedlishvili (81 kg) oraz Giorgi Lazuashvili (+100kg). Alexander Kolesnik (73kg), Mikhail Igolnikov (90kg) i Niyaz Ilyasov (100kg) zdobyli pierwsze miejsce dla Rosji. Łącznie Gruzini wywalczyli dziesięć medali, zaś reprezentanci Sbornej sześć.

W Atenach wystąpiły dwie Polki. Skoro Machnicka wywalczyła brązowy medal to występ w Grecji należy ocenić pozytywnie. Kolejne doświadczenie dla naszych juniorek, które zasmakowały rywalizacji z najlepszymi. Brąz Machnickiej cieszy i każe bacznie przyglądać się kolejnym występom zawodniczki.

KM

Polki dominują w low kicku

W Bihacu odbył się turniej kickbokserski Bośnia i Hercegowina Open. Na starcie pojawiło się prawie sześćset zawodniczek i zawodników z ośmiu krajów.

Po raz kolejny reprezentanci Polski udowodnili, że stanowią klasę samą w sobie. Biało-czerwoni wywalczyli w Bośni i Hercegowinie worek medali prezentując wysoki poziom sportowy. Zawodnicy startowali w formułach kick light i low kick. W Bihacu wystąpiło osiemnastu polskich fighterów, a jedenaścioro z nich wywalczyło medal! Należy podkreślić, że dziewięć z nich było kruszcu najwyższej wagi. Zawody w Bośni i Hercegowinie były dobrym przetarciem przed najbliższymi startami (Puchar Świata w Austrii) oraz październikowymi mistrzostwami świata WAKO. Każdy start, który przynosi triumfy i pozwala doskonalić formę z pewnością jest istotnym etapem przygotowań przed imprezą sezonu.

W Bihacu fenomenalnie zaprezentowały się Polki, które zdominowały rywalizację w low-kicku. Na starcie pojawiło się sześć zawodniczek – cztery wywalczyły złote medale, a dwie srebrne. Żaneta Cieśla (52 kg), Iwona Nieroda (56 kg), Monika Kędzierska (65 kg), Marta Waliczek (60 kg) mogły cieszyć się z zajęcia pierwszych miejsc. Warto dodać, że wszystkie zawodniczki w tym roku wywalczyły tytuły mistrzyń Polski w low – kick w swoich kategoriach wagowych. Sylwia Jurkiewicz (56 kg) i Katarzyna Jaworska (65 kg) sięgnęły po srebrne krążki. Sześć zawodniczek i sześć medali, czyli występ wręcz wzorowy. Polki całkowicie zdominowały rywalizację w low-kicku. Należy uwzględnić, że w kategoriach 56 kg i 65 kg dwa pierwsze miejsca rozdzieliły między siebie nasze reprezentantki. Iwona Nieroda uprzedziła Sylwię Jurkiewicz, zaś Monika Kędzierska okazała się lepsza od Katarzyny Jaworskiej.

Po złoty medal sięgnął siedmiokrotny mistrz Polski w low-kicku Eliasz Jankowski (63,5kg). Kolejny dobry występ w tym sezonie zaliczył Radosław Paczuski w kategorii 81 kg. Reprezentant Radość Boxing Team został uznany najlepszym zawodnikiem mistrzostw Polski i kontynuuje dobre występy na arenie międzynarodowej. Łukasz Kaczmarczyk triumfował w kategorii 71 kg, a Patryk Proszek nie dał szans rywalom w 91 kg. W seniorskiej rywalizacji w kick-light startował tylko Roger Garbaczewski. Okazało się, że nie ilość, a jakość się liczy. Garbaczewski kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa i w Bośni sięgnął po złoty medal.

Ponadto, podczas turnieju w Bihacu zaprezentowali się Kamil Ruta i Maciej Garbaczewski. Tym utytułowanym zawodnikom nie udało się stanąć na podium. Fakt, że w turnieju w Bośni i Hercegowinie wzięło udział osiemnastu Polaków, a jedenastu zdobyło medal jest wielce wymowny. Potencjał polskiego kickboxingu jest wielki, tkwią w nim ogromne pokłady siły i energii. Mamy kapitał, który z pewnością zaprocentuje, a już w tej chwili daje wymierne efekty w postaci sukcesów na światowych arenach. W Bihacu bardzo dobry występ zaliczyły panie, które zdominował rywalizację w low – kicku. Październikowe mistrzostwa świata powinny należeć do Polaków, o ile forma zostanie utrzymana.

KM

 

Ten lepszy Pacquiao

Można powiedzieć, że rozpoczęło się już końcowe odliczanie przed walką XXI wieku. Floyd Mayweather Jr i Manny Pacquiao niczym bolidy Formuły 1 są coraz bliższej linii startowej i czekają na sygnał rozpoczynający rywalizację.

To coś więcej niż pojedynek. To coś więcej niż sport. Walka Mayweathera i Pacquiao to trudna do pojęcia rzeczywistość, w której dwaj aktorzy są niczym biznesmeni napełnijący swoje konta dolarami, a co ofiarują w zamian? Czyżby wielkie show? Pytanie: medialne czy sportowe? Rozstrzygnięcie tego zagadnienia jest trudne, a najlepszą odpowiedź da postawa obu pięściarzy w ringu. Wiadomo jaki jest ciężar tego pojedynku,  jaka aura została wytworzona wokół starcia Moneya i Pacmana.

Centralnym punktem jest rywalizacja bokserka. To jest klucz i motyw przewodni. Rzecz jasna, że pięściarze robią dobry biznes na tym pojedynku, jednak nadal pozostają bokserami i ich spotkanie w ringu będzie punktem kluczowym całego show. Pacquiao, który trzy lata temu przeżywał gorszy okres w swojej karierze wrócił na właściwe tory. Porażka z Timothym Bradleyem oraz Juanem Manuelem Marquezem okazała się cennym i wartościowym doświadczeniem dla Filipińczyka. Dla Pacquiao nastały lepsze czasy. Pacquiao wziął rewanż na Bradleyu, choć nadal twierdzi, że pierwszego pojedynku przegrać nie powinien. – Nie uważam, że to była moja porażka. Akceptuję decyzję sędziów, ponieważ jest to część tego sportu, ale uważam, że wygrałem ten pojedynek – powiedział Pacman. Z kolei porażka z Marquezem miała znaczący wpływ na utytułowanego boksera. Pacman miał rywala na talerzu, jednak w końcówce starcia popełnił błąd i poniósł porażkę. Od tamtego pojedynku już nie przegrał. – To czego nauczyła mnie porażka z Juanem Manuelem Marquezem to cierpliwość – tak po latach patrzy na tą walkę Pacquiao.

Teraz Filipińczyk kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Pokonał Brandona Riosa, wziął rewanż na Bradleyu, z Chrisem Algierim robił, co chciał. Pacman wygrał trzy pojedynki z rzędu, jednak wszystkie przez decyzję sędziów. Szybkość i siła ciosów zawodnika z Filipin nie są już tak skuteczne jak kiedyś. Nauka płynąca z pojedynku z Marquezem wydała owoce. – W ostatnich trzech pojedynkach byłem bardziej cierpliwy i zwyciężyłem każdą rundę, tym samym dobrze prezentując się przed publicznością. Czy w starciu z Mayweatherem cierpliwość pomoże Pacquiao w odniesieniu czwartego zwycięstwa z rzędu? Jak sam podkreśla – wyciągnął wnioski z porażek, co jest widoczne w kolejnych pojedynkach.

Bob Arum, szef grupy Top Rank, wyżej ceni Pacquiao i w nim widzi faworyta majowej potyczki. – Nie podlega dyskusji to, że Mayweather jest niesamowitym pięściarzem.  Walka z nim będzie stanowiła dla Pacquiao ogromne wyzwanie, ale jestem przekonany, że jest w stanie odnieść zwycięstwo – tak twierdzi 83-latek. Każdy wyciąga wnioski i dojrzewa. Pacquiao to doświadczony bokser, który rywalizował z wieloma pięściarzami, ale pojedynek z Mayweatherem będzie czymś wyjątkowym. Wynika to z faktu, że to coś więcej. Czyli do zwycięstwa też potrzeba czegoś więcej?

KM

UFC zagarnie Polskę?

Coraz bliżej gala UFC w Krakowie. Najlepsza organizacja świata po raz pierwszy zaprezentuje się w naszym kraju. Czy gala porwie? Jak UFC sprzeda się nad Wisłą?

Polski rynek mieszanych sportów walki jest dość specyficzny. Delikatnie powiedziane. Tak naprawdę jesteśmy krajem pod tym względem hermetycznym. Pozycja KSW nie podlega dyskusji i długo nikt nie zaproponuje polskim kibicom bogatszej oferty. Dlaczego? A dlatego, że KSW konsekwentnie budowało swoją pozycję oraz wizerunek latami, ma wsparcie w telewizji, dobry marketing i stworzyło z zawodników prawdziwe gwiazdy. Na przestrzeni kilku latach w Polsce pojawiło się wiele organizacji mieszanych sportów walki, które szybko zniknęły z polskiej mapy bądź obracają się w niszy. Można trafić do świadomości szerszej publiki w negatywny sposób tak jak FEN, które de facto w swoich szeregach skupiło kilku ciekawych zawodników. Konsekwentnie pozycję na rynku stara się budować XCage. Z kolei huczne gale MMA Attack odeszły w zapomnienie. Trudno się przebić na polskim rynku i zagrozić KSW.

Jednak po raz pierwszy galę w Polsce zorganizuje UFC – najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie. Czy osiągnie sukces i niepoprzestanie tylko na jednym evencie? Propozycja krakowskiej gali wygląda ciekawie. W oktagonie pojawi się siedmioro Polaków, którzy mają dać widowisko najwyższych lotów. Jednak w walce wieczoru zaprezentują się Mirko Filipović i Gabriel Gonzaga. Z pewnością dla polskiej publiczności najciekawszym i najbardziej smakowitym kąskiem będzie występ Jana Błachowicza, który zmierzy się z Jimim Manuwą. „John” udanie zadebiutował w UFC i włodarze organizacji wiążą z nim duże nadzieje. Swoją szansę dostaje również Bartosz Fabiński. Kolejne pojedynki w UFC stoczą Marcin Bandel, Daniel Omielańczuk i Paweł Pawlak. Ponadto, swoje pojedynki stoczą Izabela Badurek oraz Damian Stasiak. Polski kibic będzie ściskał kciuki za swoich rodaków, ale czy kupi UFC? Rzecz jasna, że występy w najlepszej organizacji na świecie są wyróżnieniem i ogromnym awansem dla zawodnika, jednak dla widza liczy się inna kwestia. Polski fan MMA ma przed oczami KSW i kupuje ten produkt. Zna go doskonale, ceni i wie, czego może się spodziewać. UFC postara się wedrzeć na polski rynek i rozszerzyć swoją strefę wpływów. Chce przemówić do Polaków, ale musi mieć świadomość, że staje przed trudnym zadaniem. UFC nie może liczyć na wsparcie żadnej telewizji, choć jest światową marką. Ponadto, rynek MMA w Polsce jest dość specyficzny. Wielu próbowało, ale niewielu udało się osiągnąć sukces. KSW posiada swego rodzaju monopol i rozdaje karty. Zainteresowanie galą w Krakowie wynika z dwóch powodów. Po pierwsze, UFC trafia na polski rynek, a po drugie- chodzi o osobę Jana Błachowicza. „John” stał się marką w polskim świecie MMA i to na jego plecach spoczywa de facto rozbudzenie zainteresowania krakowską galą. UFC w Polsce bez Błachowicza z pewnością spotkałoby się z odzewem ze strony publiczności, ale mogłoby nie zebrać zadowalających plonów. Na niekorzyść amerykańskiej organizacji przemawia fakt, że za miesiąc odbędzie się KSW 31. To może uderzyć w sprzedaż biletów. Polski kibic stanie przed wyborem – wejściówka na UFC czy KSW? A marka Kawulskiego i Lewandowskiego może zaoferować fanom widowisko równie ciekawe, o ile nie atrakcyjniejsze.

Twierdzenie, że UFC zagarnie Polskę może okazać się nadużyciem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa tak będzie. Gala w Krakowie będzie jednorazową atrakcją, która wykona założony plan, ale nie przekona i nie utkwi w pamięci Polaków. Polski rynek jest specyficzny i bardzo przywiązany do „swojego”. Sukces UFC staje w tym punkcie pod znakiem zapytania. Gdyby nie Błachowicz to gala w Krakowie traktowana byłaby z o wiele mniejszym entuzjazmem. Jak to klasyk powiedział w określonym kontekście: „a taki ładny był, amerykański”. Czy po gali w Krakowie będzie tak mówili?  

KM

Wałbrzyskie i mongolskie dokonania

W ostatnich tygodniach w polskich zapasach główną rolę odgrywały pierwsze mistrzostwa Europy U-23 oraz zgrupowanie żeńskiej kadry w Mongolii.

Wałbrzych gościł najlepszych młodych zawodników w Europie. Mistrzostwa U-23 zostały zorganizowane po raz pierwszy w historii. Dla Polski to ogromny zaszczyt, że została wybrana krajem, który zainaugurował rywalizację zapaśniczą na tym poziomie. Wałbrzych spełnił pokładane w nim nadzieje, zawodnicy mieli komfortowe warunki do występów. Młodzi Polacy trzykrotnie wprawili fanów zapasów w euforię. Największą wagę ma złoty medal Darii Osockiej w kategorii 75 kg. Trzeba zaznaczyć, że w tej grupie rywalizowało łącznie osiem zawodniczek. Osocka okazała się najlepsza, rywalki nie były w stanie jej sprostać. W ¼ finału Polka rozprawiła się z Sabirą Aliyevą z Azerbejdżanu, w półfinale Węgierka Zsanett Nemeth ani przez chwilę nie stanowiła  dla naszej zawodniczki zagrożenia. Po finałowej rywalizacji z Estonką Epp Mae Osocka mogła wznieść ręce w geście triumfu i cieszyć się z pierwszego, jak się później okazało jedynego, złota dla Polski podczas mistrzostw Europy U-23.

Krystian Formela w bogato obsadzonej kategorii 85 kg w stylu klasycznym wywalczył brązowy medal. Polski zapaśnik w 1/8 rozpoczął rywalizację od zwycięstwa nad Węgrem Patrikiem Szabo. W ćwierćfinale toczył wyrównaną walkę z Fabio Parisim z Włoch, a w półfinale minimalnie lepszy od Formeli okazał się Vladimir Stankić z Bułgarii. Po porażce Polak nie załamał rąk i podjął walkę o trzecie miejsce.  Po trudnym boju Formela mógł cieszyć się ze zwycięstwa nad Hohą Hahnidze. W jedenastoosobowym zestawieniu w kategorii 125 kg w stylu wolnym na trzeciej pozycji uplasował się Robert Baran. Polak radził sobie dobrze, walczył pewnie i zwyciężał aż do półfinału, w który trafił na reprezentanta Rosji. Muradin Kushkhov okazał się przeszkodą nie do przejścia. W rywalizacji o trzecie miejsce Baran pokonał Egora Olara z Mołdawii. Tym samym pierwsze mistrzostwa Europy U-23 przeszły do historii. Turniej miał miejsce w Polsce, biało – czerwoni wywalczyli trzy medale. Jak ocenić wyczyn biało-czerwonych? Z matematycznego punktu widzenia szału nie ma. W zawodach uczestniczyło dwudziestu trzech Polaków. Ważna jest praca z młodzieżą, gdyż na tym etapie rozpoczyna się kształtowanie zapaśnika i przygotowywanie do sukcesu. W Wałbrzychu na szczyt wspięła się trójka, a w zasadzie tylko Osocka, a powinno więcej zawodników.

Dwa tygodnie w Mongolii spędziła żeńska reprezentacja Polski. Na koniec zgrupowania nasze zawodniczki wzięły udział w turnieju Mongolia Open. W kategorii 63 kg srebro wywalczyła Monika Michalik, w 69 kg po brąz sięgnęła Agnieszka Wieszczek – Kordus. Z powodu urazu w zawodach nie startowała będąca w dobrej dyspozycji Iwona Matkowska. Zgrupowanie w Mongolii było kolejnym etapem przygotowań do mistrzostw świata.

KM

Wojna polsko – polska

Porażka w starciu z Arturem Szpilką miała wieńczyć karierę Tomasza Adamka. Okazuje się, że „Góral” zaprezentuje się publiczności jeszcze raz podczas swojej walki pożegnalnej.

Z kim będzie rywalizował były pretendent do mistrzostwa świata WBC? Kandydatów jest dwóch: Przemysław Saleta oraz Albert Sosnowski. Na obecnym etapie rokowań większe szanse daje się „Dragonowi”. Sam Sosnowski entuzjastycznie podchodzi do perspektywy walki z Adamkiem i chętnie stanąłby jeszcze raz w ringu. Ostatni występ zaliczył w czerwcu 2014 roku, kiedy przegrał z Marciem Rekowskim. Z kolei Saleta ma już za sobą udział w walce polsko – polskiej. 47-latek wygrał pojedynek z Andrzejem Gołotą.

Adamek stanąłby przed szansą pożegnania się z publicznością i uwieńczenia swojej bogatej kariery. „Góral” zdobywał tytuły w wagach półciężkiej oraz cruiser, a w ciężkiej walczył o mistrzostwo świata. Ostatnie występy Adamka nie spełniły jego oczekiwań. W 2014 roku Polak stoczył dwa pojedynki, w których musiał uznać wyższość rywali. Adamek przegrał z Wiaczesławem Głazkowem oraz Arturem Szpilką. Rywalizacja z młodszym rodakiem miała pokazać na jakim etapie jest obecnie „Góral”. Okazało się, że „Szpila” dojrzał i mądrze boksował neutralizując największe atuty boksera z Żywca, którego kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Sam Adamek mówił o pożegnaniu z ringiem. Jednak pojawiła się propozycja walki pożegnalnej, na którą pięściarz odpowiedział pozytywnie. Prawdopodobnie Adamek stoczy pojedynek podczas gali Polsat Boxing Night. W kontekście rywala padają dwa nazwiska: Sosnowski i Saleta. Wydaje się, że bardziej atrakcyjnym rywalem jest młodszy „Dragon”. 47-letni Saleta obecnie poświęca czas na komentowanie kickboxingu oraz występ w telewizyjnym show. Warto dodać, że Adamek w swoim  pożegnalnym starciu będzie walczył o pięćdziesiąte zwycięstwo w karierze.

Z pewnością dla widzów atrakcja, a dla samego „Górala” okazja do pożegnania z ringiem na polskiej ziemi. To, że Adamek miał bogatą karierę nie podlega dyskusji. Wydaje się, że podejmuje słuszną decyzję o pożegnaniu z ringiem, skoro zdrowie już nie to i forma nie dopisuje. Chociaż nie będzie rozdrabniał swojego autorytetu. „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść” –jak śpiewał Grzegorz Markowski. Fakt, że Adamek stoczy ostatni pojedynek w karierze z polskim bokserem o mocnym nazwisku również ma znaczenie. Jeśli będzie to poważna walka z pewnością będzie miała wartość sportową. Przez całą karierę „Góral” pokazywał charakter i nie szedł na łatwiznę, a wręcz przeciwnie często pod prąd. Ale zawsze walczył z sercem. Zapewne tak będzie i tym razem.

Wojna polsko – polska to ciekawy zbiór słów. Można go odnosić do relacji w społeczeństwie, sporcie , polityce. W ostatnim czasie w boksie pojawiły się informacje dotyczące sporu na linii Artur Szpilka – Krzysztof Włodarczyk. Obaj panowie nie darzą się sympatią. Być może będą mieli okazję osiągnąć kompromis w ringu. Szpilka i Włodarczyk nie wytrzymali ciśnienia, co doprowadziło do bójki przed salą treningową. Czy możliwy jest pojedynek „Szpili” i Diablo”? Przed Włodarczykiem rewanżowy pojedynek z Drozdem, a Szpilka rozpoczyna treningi w USA i chce inwestować w swój rozwój. Wydaje się, że na ten czas pojedynek jest nierealny, ale w dłuższej perspektywie być może strony zasiądą do rozmów. Z tym warunkiem, że „Diablo” musiałby „podbić” wagę.

Idea walk pożegnalnych staje się coraz powszechniejsza, powoli pojawia się temat starć polsko – polskich. Wydaje się, że najlepiej pobierać naukę na własnym podwórku i tu dokonywać selekcji najlepszych. Czy dla Adamka ostatnim aktem kariery będzie walka z „Dragonem”?

KM

Pudzian zatrzymuje się

Mariusz Pudzianowski będzie jedną z głównym postaci gali KSW, która będzie miała miejsce na stadionie Wembley. Jednakże wcześniej „Pudzian” musi zrobić sobie przystanek. Będzie nim Gdańsk. 23 maja w Ergo Arenie Pudzianowski podczas KSW 31 zmierzy się z Rollesem Gracie.

Nazwisko rywala zobowiązuje. Mimo wszystko pisanie pochwalnych peanów na temat Brazylijczyka byłoby grubą przesadą. Gracie to fighter w zasięgu „Pudziana”. 36-latka charakteryzuje bardzo dobry grapp ling. Brazylijczyk zdążył się zaprezentować polskiej publiczności podczas KSW 28, kiedy zmierzył się z Karolem Bedorfem. Gracie przegrał już w pierwszej rundzie. Najbliższy rywal Pudzianowskiego ma za sobą słabszy okres w karierze. Zanotował dwie porażki z rzędu, a ostatnią wygraną na swoim koncie zapisał w grudniu 2012 roku.

Śmiało można porównać potencjał obu zawodników poprzez ich walki. Zarówno „Pudzian” jak i Gracie mierzyli się z tymi samymi rywalami. Yusuke Kawaguchi i Bob Sapp nie sprawili problemów gwiazdom KSW 31. Pudzianowski Japończyka pokonał przez decyzję sędziów, Amerykanina serią ciosów odprawił już w pierwszej rundzie. Gracie oba pojedynki wygrał przed czasem. Właśnie Kawaguchi jest ostatnim rywalem, z którym Brazylijczyk triumfował. Warto wspomnieć, że w swojej karierze Gracie wystąpił w UFC. W czerwcu 2010 roku przegrał z Joeyem Beltranem. Dobry grappler, który gubi się pod naporem ciosów. Pudzianowski musi być zdecydowany, aby osiągnąć sukces.

Do tej pory wszyscy pamiętają efektowną walkę „Pudziana” z Pawłem Nastulą podczas KSW 29. Dopiero dogrywka wyłoniła zwycięzcę. Wiele ciosów, krople potu, ogromne zmęczenie i dwóch potężnych facetów. W tym pojedynku lepszy okazał się „Pudzian”, który tym samym zakończył karierę Nastuli. 38-letni fighter ostatnią porażkę na swoim koncie zapisał w czerwcu 2013 roku. Pogromcą Polaka okazał się Sean McCorkle, jednak trzy miesiące później Pudzianowski wziął rewanż na Amerykaninie. „Pudzian” kroczy drogą triumfów, Gracie wpadł w tor porażek. Czy w Gdańsku ten stan zostanie zachowany?

Jeśli Polak pokona Brazylijczyka to… No właśnie –co? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jeden kierunek. Tym kierunkiem jest przystanek Karol Bedrof. Gracie poległ w starciu z „Coco”, a jeśli poniesie porażkę z „Pudzianem” to ten mógł stanąć naprzeciw swojego rywala. Skomplikowane? Na pozór. Zarówno Bedorf jak i Pudzianowski wygrali swoje pojedynki z Pawłem Nastulą. „Coco” jest mistrzem i obecnie jednym z najefektywniejszym oraz najtwardszych zawodników KSW. Fantastyczną ideą jest jego starcie z „Pudzianem”. Z tym, że Gracie to nie jest facet, który chodzi z koszykiem na grzyby, lecz prezentuje określony poziom sportowy. Być może Brazylijczyk jest w dołku, ale nadal pozostaje wyzwaniem dla byłego strongmana. Rzecz jasna wyzwaniem w zasięgu Polaka, który będąc w dobrej formie powinien odnieść zwycięstwo. Jeśli „Pudzian” wygra śmiało może myśleć o walce z Bedorfem. Teraz musi zatrzymać się w Gdańsku, potem pojedzie na Wembley.

Podczas KSW 31 dojdzie do pojedynku o pas kategorii półciężkiej. Goran Reljić poznał swojego rywala. Będzie nim Attila Vegh, były mistrz Bellatora.

KM

Włoskie medale młodych Polaków

We włoskim Ligano odbyły się zawody Pucharu Europy Juniorów i Juniorek w Judo. Swoją obecność na turnieju zaznaczyli młodzi Polacy, którzy wywalczyli trzy medale.

Dobry występ naszych reprezentantów jest podstawą do twierdzenia, iż mamy zaplecze, które w przyszłości powinno wydać owoce i prowadzić równorzędną rywalizację z najlepszymi na poziomie juniorskim. W Ligano Polacy wywalczyli trzy medale, dwa z nich przypadły nam w kategorii 90 kg wśród juniorów. Srebrny medal zdobył Piotr Kuczera, brązowy zawisł na szyi Rafała Kozłowskiego. Siódme miejsce w tej kategorii wagowej zajął Michał Głowacki. W 90 kg Polacy pokazali się z dobrej strony i wyraźnie zaznaczyli swoją obecność. Z kolei w kategorii 66 kg siódmą pozycję zajął Paweł Wawrzyczek. Zdecydowanie rywalizację zdominowali reprezentanci Azerbejdżanu, którzy zdobyli pięć złotych na osiem możliwych medali. Jedynie w kategoriach 66 kg, 73 kg i +100 kg triumfowali zawodnicy z innych państw. Odpowiednio Giovanni Esposito z Włoch, Elemer Szocs z Rumunii oraz Zarko Culum z Serbii. Łącznie w zawodach w Ligano juniorzy z Azerbejdżanu wywalczyli dziewięć medali. Tylko kategorii 73 kg nie udało im się wywalczyć miejsca na podium, tu dominowali Rumunii – zwycięstwo Szocsa i trzecia pozycja Marcela Cercea. Cztery medale dla gospodarzy – Włochów, w tym jeden złoty. Z kolei Węgrzy mogą poszczycić się czterema trzecimi miejscami. Srebro i dwa brązowe medale to dorobek reprezentantów Wielkiej Brytanii.

W rywalizacji pań jeden medal dla Polski. Jedynie Eleonora Geri przeszkodziła naszej zawodniczce w odniesieniu zwycięstwa, Anna Załęczna wywalczyła srebro. W rywalizacji juniorek rozdrobnienie, gdyż w każdej kategorii wygrywała judoczka z innego kraju. Najwięcej medali zdobyły Niemki, które zanotowały sześć miejsc na podium. Triumfowała Anna Maria Wagner w kategorii 78 kg. Wielka Brytania zapisała na swoim koncie pięć medali, w tym złoto w kategorii 63 kg dla Katiejemimy YeatsBrown. Po cztery krążki wywalczyły reprezentantki Słowenii oraz Włoch.

Reasumując, mimo braku sukcesów w rywalizacji juniorek to reprezentacja Azerbejdżanu kończy Puchar Europy w Ligano z największym dorobkiem medalowym. Dobry występ zaliczyły reprezentacje Włoch oraz Wielkiej Brytanii. Należy podkreślić zdobycze medalowe Słowenii, Serbii oraz Rumunii. Polacy w Ligano wywalczyli trzy medale, co należy uznać za przyzwoity wynik. Zawody we Włoszech pokazały, że w rywalizacji męskiej dominują judocy z Azerbejdżanu. Kraju, który daje mocne podwaliny i kształtuje zawodnika do osiągania sukcesów. Czy występy na poziomie juniorskim znajdą odzwierciedlenie w karierze seniorskiej? Puchar Europy pokazał, które państwa mają zaplecze na przyszłość. Włochy, Azerbejdżan czy Słowenia mogą spać spokojnie. Polska musi pracować i plasować ją należy w gronie takich państw jak Węgry czy Rumunia.

KM

Cain Velasquez

Amerykański zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 28 lipca 1982 roku w Salinas. Cain jest synem nielegalnego Meksykańskiego imigranta i Amerykanki meksykańskiego pochodzenia. W szkole średniej trenował zapasy z sukcesami. Amatorską karierę zapaśniczą kontynuował na studiach, reprezentując Arizona State University. W październiku 2006 roku zanotował debiut w MMA walcząc dla Strikeforce. W 2008 roku podpisał kontrakt z UFC. Po wygraniu w tej organizacji pięciu walk z rzędu, został wyznaczony do walki z Antonio Rodrigo Nogueirą. Pokonał do 20 lutego 2010 roku przez nokaut w pierwszej rundzie. Dzięki tej wygranej otrzymał szanse walki o pas mistrzowski UFC wagi ciężkiej.  Do tego pojedynku doszło 23 października 2010 roku podczas gali UFC 121. Cain wygrał pojedynek przez TKO w pierwszej rundzie. W pierwszej obronie tytułu jego rywalem miał być Junior Dos Santos. Do walki jednak nie doszło z powodu kontuzji barku Caina, która wymagała operacji. Ostatecznie pojedynek między Velasquezem a Santosem odbył się 12 listopada 2011 roku. Amerykanin został znokautowany w pierwszej rundzie i stracił tytuł. 29 grudnia 2012 roku stoczył rewanżowy pojedynek z Juniorem Dos Santosem. W tym pojedynku Cain zdominował swojego rywala w każdej płaszczyźnie walki i wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Tym samym odzyskał tytuł mistrza UFC wagi ciężkiej. W pierwszej obronie odzyskanego pasa pokonał Antonio Silvę przez TKO w pierwszej rundzie. Po czasie ogłoszono trzecie starcie Velasqueza z Santosem. Do tego starcia doszło 19 października 2013 roku. W tym pojedynku lepszy okozał się ponownie Cain, który jak w drugim starciu zdominował rywala. Tym razem pokonując go przez TKO w piątej rundzie. 13 czerwca 2015 roku Cain przegrał walkę o tytuł wagi ciężkiej z Fabricio Werdumem. 

Osiągnięcia:

Mieszane sztuki walki:

od 2012: Mistrz UFC w wadze ciężkiej (do 120 kg)

2010-2011: Mistrz UFC w wadze ciężkiej

Zapasy:

2006: NCAA Division I − 4. miejsce w wadze ciężkiej (285 lbs)

2005: NCAA Division I − 5. miejsce w wadze ciężkiej

2002: Mistrz USA NJCAA w wadze ciężkiej

2001: Mistrz Arizony w wadze ciężkiej

2000: Mistrz Arizony w wadze ciężkiej

Ronda Rousey

Amerykańska judoczka oraz zawodniczka MMA urodzona 1 lutego 1987 roku w Hrabstwie Riverside. Ronda jest pierwszą i aktualną mistrzynią UFC w kategorii do 61kg.  Do jej największych sukcesów jako judoczki należy wicemistrzostwo świata wywalczone w 2007 roku oraz brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. W 2010 roku postanowiła zadebiutować w MMA. Po trzech wygranych amatorskich walkach, na początku 2011 roku przeszła na zawodowstwo. Dwie pierwsze walki wygrała w bardzo szybkim tempie, dzięki czemu podpisała kontrakt z organizacją Strikeforce. Ronda zadebiutowała tam w sierpniu 2011 roku poddając w 25 sekund Sarę D’Alielio, a w listopadzie w 39 sekund Julię Budd. 3 marca 2012 roku Rousey zmierzyła się w walce o pas mistrzowski z Mieshą Tate, którą również pokonała przez poddanie. Pierwszy raz swojego pasa broniła 18 sierpnia 2012 roku przeciwko Kanadyjce Sarze Kaufman, którą również poddała. Kolejnym krokiem w karierze Rondy było podpisanie kontraktu z UFC. Została tym samym pierwszą kobietą w historii, która została mistrzynią tej federacji.  Ronda pierwszy raz broniła swój tytuł podczas gali UFC 157, gdzie pokonała Liz Carmouche.  Ronda była trenerką w 18 edycji reality show The Ultimate Fighter, gdzie trenowała jedną z ekip, drugą ekipe trenowała Miesha Tate. Do rewanżu między Rousey a Tate doszło na UFC 168 gdzie wygrała Ronda przez poddanie w trzeciej rundzie. W kolejnych pojedynkach Rousey wygrywała z takimi rywalkami jak: Sara McMann, Alexis Davis i Cat Zingano. Każde z tych starć kończyło się w pierwszej rundzie. 14 listopada Ronda straciła tytuł mistrzowski na rzecz Holly Holm, która znokautowała Rondę w drugiej rundzie. 

Mateusz Gamrot

Polski zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 11 grudnia 1990 roku. W 2012 roku zdobył złoto na mistrzostwach Europy w amatorskim MMA. Rok później obronił tytuł mistrzowski w kategorii do 70kg. Dwa razy z rzędu zdobywał złoty medal na Mistrzostwach Polski w Brazylijskim Jiu-Jitsu w kategorii purpurowych pasów. W 2014 roku wygrał Mistrzostwa Europy ADCC w kategorii do 77kg. W zawodowym MMA zadebiutował wygraną walką podczas gali XFS – Night of Champions w 2012 roku.  Jego rywalem był Arbim Szamajew. Do końca roku Mateusz stoczył dla tej federacji jeszcze dwa wygrane pojedynki, po czym związał się z KSW. 8 czerwca 2013 roku stoczył swój pierwszy pojedynek dla KSW. Jego rywalem był Mateusz Zawadzki, którego pokonał przez TKO. 28 września na gali KSW 23 pokonał byłego zawodnika UFC Brytyjczyka Andre Winnera na punkty. 13 września 2014 roku stoczył pojedynek dla Brytyjskiej organizacji Cage Warriors. Rywalem Mateusza był Tim Newman. Polak wygrał pojedynek w pierwszej rundzie. 21 lutego 2015 roku na gali KSW 30 Mateusz wygrał z Brazylijczykiem Rodrigo Cavalheiro przez TKO.

Amatorskie mieszane sztuki walki:

2011: Otwarte Mistrzostwa Polski w MMA – 1 miejsce w kat. -73 kg (Teresin)

2012: Mistrzostwa Europy w MMA (FILA) – 1 miejsce w kat. -71 kg (Bruksela)

2013: Mistrzostwa Europy w MMA (FILA) – 1 miejsce w kat. -70 kg (Budapeszt)

Grappling:

3-krotny Mistrz Polski w zapasach

2012: II Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. 74 kg niebieskie pasy (Luboń)

2013: Mistrzostwa Europy w grapplingu FILA – 1 miejsce no-gi

2013: Mistrzostwa Polski w grapplingu – 1 miejsce w kat. 77 kg (Poznań)

2013: III Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. purpurowych pasów (Luboń)

2014: IV Mistrzostwa Polski No-Gi – 1 miejsce w kat. purpurowych pasów (Luboń)

2014: Mistrzostwa Europy ADCC – 1 miejsce w kat. 77 kg (Sofia)

Palestra zdobyła Ożarów

Z tym, że warszawski klub potrafi szlifować diamenty trudno dyskutować. Reprezentanci Palestry zaprezentowali się z dobrej strony podczas Pucharu Polski seniorów w K-1.

Zawody odbyły się w dniach 28-29 marca w podwarszawskim Ożarowie Mazowieckim. Warto nadmienić, że oprócz Pucharu Polski seniorów odbyły się również mistrzostwa Polski juniorów w formule low-kick. Rywalizacja wśród seniorek ograniczyła się do pięciu kategorii wagowych i była skąpo obsadzona. Wśród panów liczba uczestników była znacząco wyższa. Jedynie w kategoriach 91 kg i +91 kg ilość zawodników nie mogła satysfakcjonować. Patrząc na rywalizację juniorów wyraźnie widać, że była bogato obsadzona. Jedynie wśród juniorek młodszych można mieć wątpliwości – pięć kategorii oraz niewielka ilość startujących.

Palestra Warszawa została uznana najlepszym klubem Pucharu Polski w K-1, gdyż aż trzech zawodników klubu ze stolicy sięgnęło po złote medale. Michał Bławdziewicz okazał się najlepszy w kategorii +91 kg, Adam Molędys triumfował w 75 kg, a Paweł Stępniewski w 60 kg. Z dobrej strony pokazali się fighterzy z Nowotarskiego Klubu Sportów Walki -Hoły Team, którzy zdobyli siedem medali, w tym jeden złoty. W rywalizacji kobiet na czoło wysunęły się zawodniczki GKS-u Champion Gdańsk. Kamila Bałanda triumfowała w kategorii 65 kg, z kolei Kamila Berek okazała się najlepsza w 70 kg. Kolejny dobry występ zaliczył Dawid Kasperski. Zawodnik Punchera Wrocław triumfował w kategorii 86 kg wygrywając z Szymonem Skrabuchem. Kasperski ugruntował tym samym swoją pozycję na polskiej scenie kickboxingu. Fighter z Wrocławia imponuje kolejnymi zdobyczami na krajowym jak i międzynarodowym polu. Mateusz Dąbrowski zwyciężył w kategorii 67 kg, jednocześnie zawodnik TKKF Olimp Legnica okazał się najlepszym zawodnikiem Pucharu Polski w  K-1.  Arkadiusz Kaszuba z Rzeszowskiego Klubu Sportów Walki wygrał w 81 kg, a Grzegorz Mardyła triumfował w 71 kg. Obie kategorie były silnie obsadzone. Warto również wspomnieć o tytule dla najlepszej zawodniczki turnieju. Zaszczyt ten przypadł Kamili Bałandzie, która zwyciężyła w kategorii 65 kg.

W rywalizacji juniorów walka toczyła się o wysoką stawkę. Mistrzostwa Polski juniorów w low-kick były oficjalną eliminacją na sierpniowe mistrzostwa Europy w San Sebastian. Dobrą pracę w Ożarowie Mazowieckim wykonali zawodnicy HALNY Nowy Sącz zdobywając siedem medali, w tym dwa złote. Wśród juniorów młodszych wyróżniono Tomasza Brotonia z FIGHT HOUSE 27, który triumfował w kategorii 67 kg oraz Sylwię Bancer z UKS Diament Pstrągowa,  zwyciężczynię 60 kg. Z kolei w rywalizacji juniorów starszych tytuły najlepszy przyznano Mariuszowi Lachowi (Legion Głogów, 57 kg) i Anna Płusa (UKS Relaks Skarżysko Kamienna, 60 kg).

Ożarów Mazowiecki po raz kolejny stał się areną zmagań o najwyższe tytuły w kickboxingu. W tej podwarszawskiej miejscowości nad rozwojem zawodników czuwa Gerard Zdziarski, który prowadzi Ożarowską Szkołę Kickboxingu.

KM

Inwestycja Briggsa

Shannon Briggs bez wątpienia jest jednym z ciekawszych pięściarzy wagi ciężkiej. Doświadczony bokser ma za sobą bogatą karierę. Ma? On nadal chce walczyć!

43-letni Briggs jest typem pięściarza, który robi wokół siebie zamieszanie. Amerykanin powziął sobie za cel walkę z Władimirem Kliczko. W kwietniu 2014 roku Briggs wrócił na ringu po prawie czteroletniej przerwie. Można powiedzieć, że doświadczony pięściarz miał wejście smoka. Już w pierwszej rundzie odprawił Maurenzo Smitha. Od tamtej pory stoczył siedem pojedynków i wszystkie wygrał. Tylko jeden kończył się werdyktem sędziowskim – z Raphaelem Zumbano Love. Ostatnią walkę Briggs stoczył 27 marca, kiedy to w Panamie rozprawił się z Węgrem Zoltanem Petranyim.

Imponujące – Briggs wraca po prawie czterech latach i wygrywa. Przy okazji robi wielkie show i głośno mówi, że chce walki z Władimirem Kliczko. Zaraz, spokojnie. Ukrainiec ma inne plany, a poza tym oprócz Briggsa są inni chętni. Pod koniec kwietnia w Madison Square Garden Kliczko zmierzy się z niepokonanym dotąd Bryantem Jenningsem. Stanąć w ringu z Ukraińcem chcieliby również Tyson Fury oraz Deontay Wilder. Gdzie jest miejsce dla Briggsa? Z pewnością nie jest traktowany przez obóz Ukraińca obojętnie, gdyż był wymieniany w gronie kandydatów do starcia z czempionem, jednak raczej jako opcja rezerwowa. 43-letni Briggs może zrobić show, ale prochu raczej nie wymyśli i na zapowiedziach o nowym mistrzu się skończy. Amerykanin pojawił się rok temu na konferencji prasowej przed walką Kliczko – Leapai i wyzwał czempiona z Ukrainy do walki.

Briggs ma cel – jasno określony i sprecyzowany. Chce walki z Kliczko. Czy to mu wystarczy? Bo czy stać go na cokolwiek więcej? Z czego wynikają te zapędy Briggsa? Po czterech latach wrócił na ring, a rękawice odwiesił po przegranej z panem Kliczko, tylko Witalijem. Briggs stanął w ringu ze starszym z braci w październiku 2010 roku i jednogłośnie przegrał na punkty. Marzenia o mistrzostwie prysły jak bańka mydlana. Briggs kilkukrotnie dostąpił zaszczytu walki o najwyższe zaszczyty. W swojej karierze mierzył się również z wielkim mistrzem Lennoxem Lewisem, jednak nie podołał i w piątej rundzie uznał wyższość rywala. Co ciekawe, Briggs ma na swoim koncie zwycięstwo nad legendarnym Georgem Foremanem. W 2006 roku Amerykanin wywalczył tytuł mistrza świata WBO, jednak już w pierwszej obronie pasa przegrał z Sułtanem Ibragimowem. Chwila sławy, prestiżu i sukcesu sprawiła, że Briggs chce jeszcze raz poczuć smak triumfu. Czy będzie miał jeszcze ku temu okazję?

Zatrzymał się na Witaliju, a być może okaże się, że przygoda Briggsa z boksem definitywnie zakończy się na Władimirze. Kwestia  podstawowa – czy Kliczko w swoim rozkładzie jazdy znajdzie dla Amerykanina miejsce? Ten z kolei podkreśla, że czeka na rywalizację z Ukraińcem. – Chcę walczyć z Kliczko. Zainwestowałem sporo czasu, aby ten pojedynek miał miejsce – powiedział Briggs. W tle zaś pobrzmiewa głos Guillermo Jonesa, który chce wrócić na ring i od razu do kategorii ciężkiej. Panamczyk ma na celu właśnie Briggs. Amerykanin otwarcie przyznaje – najpierw Kliczko.

KM

Po marzenia na wschód

Zawodnicy z krajów postsowieckich prezentują wysoki poziom w sztukach walki. Wyróżnia ich waleczność, chart ducha i zawziętość. Jedną z najmocniejszych organizacji mieszanych sztuk walki jest rosyjska M-1 Global. Tam przystań znalazł jeden z polskich fighterów.

Michał Wiencek będzie rozwijał swój warsztat pod banderą M-1 Global. Polak podpisał kontrakt z rosyjską organizacją, co bez wątpienia jest krokiem w przód w jego karierze. 22-latek ma szansę na rywalizację z mocnymi przeciwnikami i rozwój umiejętności. Wiencek, który walczy w wadze półśredniej na co dzień trenuje w klubie Berserkers Team Bielsko-Biała. Polak w ubiegłym roku stoczył trzy walki, z czego dwie przegrał. Wiencek na punkty wygrał jedynie z Michałem Golasińskim podczas Pro MMA Challenge – Just Fight! 22-latek poległ w pojedynkach z Albertem Odzimkowskim oraz Mohammedem Abdallahem. Teraz zadaniem Wiencka jest poprawienie  własnego bilansu i wejście na wyższy poziom rozwoju.

A gwarantują to walki dla M-1 Global. Pierwszy pojedynek 22-letni zawodnik z Bielsko –Białej stoczy 10 kwietnia. Jego rywalem będzie Rustam Gadzhiev, który ma już za sobą występ dla M-1. 28-latek w październiku decyzją sędziów pokonał Ingiskhana Ozdoeva. Gadzhiev ma taki sam bilans walk jak polski fighter (4-2), więc 10 kwietnia staną naprzeciw siebie rywale o bardzo podobnym doświadczeniu. Można powiedzieć, że dla Wiencka występ na gali M-1 Challenge 56 jest swego rodzaju wyjściem awaryjnym. Początkowo polski zawodnik miał walczyć 28 marca na Słowacji. Powodem zmiany planów przez Wiencka była kontuzja przeciwnika. Polak na gali Noc Bojov 5 miał walczyć z Pavlem Liahem, jednak ten musiał wycofać się z walki, a obóz zawodnika z Bielska nie chciał zgodzić się na zastępstwo w postaci Mikhaila Demidy. W tej sytuacji Wiencek skorzystał z propozycji organizacji M-1 Global i podpisał umowę z rosyjskim gigantem.

10 kwietnia 22-latek zadebiutuje w nowych barwach podczas gali M-1 Challenge 56 w Moskwie. Pierwszym wyzwaniem dla Polaka będzie Rustam Gadzhiev. Czy Wiencek rozpocznie nowy rozdział w swojej karierze? Wobec mnogości pojawiających się organizacji wybór Polaka jest jak najbardziej trafny. Otrzymał propozycję od solidnej i renomowanej firmy, w której może okrzepnąć oraz nabrać doświadczenia. Z pewnością w Rosji będzie miał okazję do starć z twardymi rywalami. To doświadczenie może okazać się cenne w dalszej perspektywie, kiedy zawodnik postanowi wrócić do Polski bądź rozwijać się w Stanach Zjednoczonych. Historia pokazuje, że M-1 Global to dobra szkoła. Szlify zbierał tam m.in. Rafał Moks. Z drugiej strony dla Wiencka będzie to czas weryfikacji i udowodnienia, czy jest na tyle silny, aby rywalizować z zawodnikami z krajów postsowieckich. 10 kwietnia pierwszy akord w wykonaniu 22-latka.

KM

Robert Nowak

Polski Kick-boxer urodzony 20 września 1975 roku w Poznaniu. Były członek kadry narodowej w kickboxingu oraz reprezentant poznańskiego AZS AWF, wielokrotny zawodowy Mistrz Świata WAKO PRO w formule Full Contact, Mistrz Świata i Europy amatorów. Jako amator dziesięciokrotnie zdobywał tytuł mistrza Polski w kategorii wagowej do 75 kg. Pierwszym międzynarodowym sukcesem Roberta było zdobycie tytułu mistrza Europy na zawodach w Belgradzie w 1996 roku. Sukces ten powtórzył w 1998 i 2000 roku. Największym amatorskim sukcesem Roberta było zdobycie tytułu mistrza świata w 2000 roku na turnieju w Belgradzie w formule full contact. Zdobył również trzykrotnie puchar świata w latach 1999,1999,2000. Tytuł zawodowego mistrza świata organizacji WAKO PRO zdobył w 2001 roku w Helsinkach. Pierwszy raz tytułu bronił w 2002 roku w Hull, nokautując faworyta tego starcia Marka Elwooda. Tytuł bronił sześciokrotnie pokonując takich rywali jak: Fabricea Barella, Oliver Cerdanem. Karierę sportową zakończył w 2006 roku pokonując jednogłośnym werdyktem w Poznaniu Francuza Frederica Ficeta. W 2000 roku startował również w walkach bokserskich. Stoczył cztery pojedynki z czego dwa wygrał przed czasem. 

Marcin Bandel

Polski zawodnik MMA i brazylijskiego jiu-jitsu urodzony 10 października 1989 roku w Łodzi. Jest mistrzem czołowej niemieckiej organizacji German MMA Championship w wadze średniej. Marcin jest laureatem nagrody za poddanie roku w 2013 roku. Od 9 maja 2014 roku związany jest z UFC.  Jest aktualnym rekordzistą serii zwycięstw przez poddanie – 12. Poprzedni rekord należał do członków rodziny Gracie Ricksona i Roycea, którzy mieli po 11 zwycięstw przez poddanie. Marcin Bandel jest utalentowanym zawodnikiem BJJ i stylów parterowych. Wielokrotnie zwyciężał zawody grapplerskie w kraju i za granicą. Wygrał prestiżowe zawody World Professional Jiu – Jitsu w Bukareszcie. W 2011 roku również zdobył tytuł mistrza polski oraz zwyciężał dwukrotnie zawody Ligi BJJ (2010,2012). Wraz ze startami w zawodach BJJ, Marcin startował również w amatorskich turniejach MMA. Do największych sukcesów w amatorskim MMA można zaliczyć dwukrotne wygranie Polskiej Ligi MMA Shooto klasy C w 2009 roku. W amatorskim MMA miał bilans 13-1.

W tym samym roku co wygrał zawody Shooto, zadebiutował na zawodowym ringu. Rywalem Marcina w pierwszym starciu był Robert Skrzypczak, z którym Bandel sobie szybko poradził. Kolejne dwa starcie przyniosły dwie porażki. Najpierw przegrał na punkty z Marcinem Krzysztofiakiem, a później przez ciężki nokaut z Węgrem Laszlo Blaho. W 2011 roku stoczył pojedynek z Litwinem Andriusem Liudvinaviciusem. Marcin wygrał pojedynek przez dźwignie na staw łokciowy. W 2012 roku wystartował w Memoriale Pawła Kamińskiego. W pierwszej walce Marcin szybko trafił obszernym sierpem Sebastiana Hercunia, posyłając go na mate, po czym został poddany przez duszenie. W finale turnieju pokonał Bartosza Janika przez poddanie dźwignią na staw łokciowy.  Jeszcze w tym samym roku stoczył kolejne dwa pojedynki dla Fighters Areny, równie szybko pokonując Bartosza Fabińskiego przez poddanie. W 2013 roku pokonał Piotra Wysockiego na kolejnej gali Fighters Arena. W lutym 2013 roku wyjechał do Niemiec by stoczyć pojedynek o pas mistrza prestiżowej niemieckiej organizacji MMA Championship. Bandel pokonał Niemca Andreasa Birgelsa przez poddanie i zdobył tytuł mistrza w wadze średniej. W tym samym roku na II Memoriale Pawła Kamińskiego w walce wieczoru poddał utalentowanego Szymona Duszę dźwignią skrętową. We wrześniu został ponownie zaproszony na gale do Niemiec. Na imprezie Fight For Charity w Magdenburgu zmierzył się z Bułgarem Weselinem Dimitrowem którego poddał omoplatą. Pod koniec 2013 roku został nominowany w kategorii poddania roku. W tym roku również zwyciężył na kolejnych dwóch galach w Niemczech, poddając Jonnego Kruschinske i Musę Jangubajewa. 

Grand Prix Samsun: Perenc ratuje honor

Miało być inaczej. Polscy judocy do Samsun pojechali w mocnym składzie – z Katarzyną Furmanek i Maciejem Sarnackim na czele. O zachwyty trudno. Honor uratowała Agata Perenc, która sięgnęła po brązowy medal w kategorii 52 kg.

W porównaniu z zeszłotygodniowym występem w Tbilisi nastąpił postęp. Grand Prix w Gruzji zakończył się dla naszych reprezentantów bez żadnej zdobyczy medalowej. Najwyżej uplasowała się Agata Ozdoba, która w kategorii 63 kg zajęła piątą pozycję. Brązowa medalista mistrzostw Europy z Montpellier w Samsun odpadła w eliminacjach. Ozdoba wygrała pierwszą walkę z Marijaną Misković, jednak w kolejnej lepsza okazała się Anicka Van Emden. Holenderka triumfowała w kategorii 63 kg.

W Tbilisi Perenc pokonała utytułowaną Petrę Nareks, jednak w zawodach nie osiągnęła sukcesu. Start w Turcji był powodem do radości dla naszej zawodniczki. W tym sezonie judoczka Polonii Rybnik notowała dobre występy m.in. trzecie miejsce podczas Pucharu Świata w Oberwart. Polka w Samsun  wywalczyła kolejny brązowy medal. W ćwierćfinale Perenc trafiła na Aten Ilse Heylen i Belgijka okazała się przeszkodą nie do przejścia. Polka wygrała bez problemu trzy pierwsze pojedynki, jednak w rywalizacji z brązową medalistką olimpijską okazała się bezradna. W walce o trzecie miejsce spotkała się z Kelly Edwards i wygrała przez waza-ari. Perenc mogła cieszyć się z trzeciego miejsca. Aten Ilse Heylen w finale przegrała z reprezentującą Kosowo Distrii Krasniqi.

Dobry początek zawodów nie pozwolił Ewie Konieczny (48 kg) i Arlecie Podolak (57 kg) na odniesienie sukcesu. Nieważne jak się zaczyna… Konieczny i Podolak wygrały po dwie walki, by potem ponieść dwie porażki – w ¼ finału i w repasażu.  Ostatecznie obie judoczki zajęły siódme miejsca. Słaby występ zaliczyła Katarzyna Furmanek, która triumfowała w Pucharze Świata w Pradze. W Turcji Polka (+78 kg) przegrała walkę inauguracyjną i szybko pożegnała się z rywalizacją. Powodów do zadowolenia nie miał Maciej Sarnacki, który już w eliminacjach pożegnał się z rywalizacją. Zwycięzca Pucharu Świata w Warszawie  pokonał Diogo Silvę z Portugalii przez ippon, ale na tym koniec dobrych informacji. Kolejna walka i porażka. Sarnacki przegrał przez yuko z Faicelem Jabbalahem. Busra Katipoglu powstrzymała Karolinę Tałach (63 kg). Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk wygrała dwie walki, jednak w starciu o ćwierćfinał uległa przez ippon reprezentantce Turcji.

Brązowy medal Agaty Perenc to największy sukces Grand Prix w Samsun. W porównaniu z ubiegłotygodniowym występem w Tbilisi reprezentacja Polski zanotowała lepszy start. Do Turcji wybrała się szesnastoosobowa kadra, więc jeden medal nie jest wymiernym sukcesem. Większość naszych reprezentantów odpadła już w eliminacjach. Perenc zanotowała kolejny dobry występ w sezonie, rozczarowali Katarzyna Furmanek i Maciej Sarnacki, którzy przyzwyczaili do określonego poziomu.

KM

Judo Grand Prix, Samsun 2015 – transmisje w FightKlubie

Zwycięzca niedawnego Pucharu Świata w Warszawie Maciej Sarnacki ( 100 kg) wystąpi w zawodach Grand Prix w judo w tureckim Samsun. Turniej z cyklu kwalifikacji olimpijskich odbędzie się od piątku do niedzieli (27-29.03). Transmisje na żywo na naszej antenie piątek i sobota o 15:00, niedziela o 16:00.

Po ubiegłotygodniowym występie w GP w Tbilisi, gdzie blisko medalu była Agata Ozdoba (5 miejsce w wadze -63 kg), tym razem Polacy rywalizować będą o punkty do rankingu w Turcji. Na liście zgłoszeń jest ponad pół tysiąca zawodniczek i zawodników z 70 państw. Ostateczna liczba startujących znana będzie po czwartkowej akredytacji i losowaniu.

Prawdopodobnie z numerem 4 rozstawiony będzie Maciej Sarnacki (Gwardia Olsztyn). Na liście olimpijskiej zajmuje 9 miejsce, a z grona zgłoszonych do GP Samsun wyżej od niego są tylko Holender Roy Meyer, Brazylijczyk Rafael Silva i Rumun Daniel Natea. Polak należy do faworytów turnieju i z pewnością powalczy o kolejny medal z imprezy międzynarodowej.

Oprócz niego w składzie jest jeszcze 11 reprezentantów Polski. W piątek na tatami w Turcji startować będą Ewa Konieczny -48 kg, Agata Perenc -52 kg, Arleta Podolak -57 kg, Łukasz Kiełbasiński -60 kg i Aleksander Beta -66 kg, w sobotę Agata Ozdoba -63 kg, Karolina Tałach -63 kg i Jakub Kubieniec -81 kg, zaś w niedzielę Katarzyna Furmanek 78 kg, Patryk Ciechomski -90 kg i Jakub Wójcik -100 kg.

Turniej w Samsun miał być ostatnim sprawdzianem przed Mistrzostwami Europy zaplanowanymi na początek kwietnia w szkockim Glasgow. Europejska Unia Judo odebrała jednak Brytyjskiej Federacji prawo organizacji zawodów i przeniosła je na czerwiec do Baku – zostały włączone do programu 1 Igrzysk Europejskich.

Źródło: materiały prasowe

Gala ESPN: Fredrick Lawson kontra Breidis Prescott

Gala ESPN: Fredrick Lawson kontra Breidis Prescott 

W nocy z czwartku na piątek widzów telewizji FightKlub może czekać niezłe „bombardowanie” w kategorii półśredniej. NiepokonanyGhanijczyk Fredrick Lawson (23-0, 20 KO) podejmie doświadczonego i zawsze niebezpiecznego Kolumbijczyka Breidisa Prescotta (27-6, 20 KO). Transmisja z gali w nocy z czwartku na piątek od 02:00, powtórka w piątek o 12:00.

Mieszkający na co dzień w Stanach Zjednoczonych Lawson ma już za sobą debiut na antenie ESPN. Pierwszy raz szerokiej publice zaprezentował się w poprzednim pojedynku, w którym efektownie rozprawił się z Rayem Narthem. Narth znalazł się na deskach w drugiej i ósmej rundzie, jednak dotrwał do ostatniego gongu ostatecznie przegrywając wysoko na punkty. Dzięki tej wygranej Lawson awansował na wysokie, 12. miejsce w rankingu IBF w kategorii półśredniej.
Inny scenariusz na walkę ma oczywiście znacznie bardziej doświadczony Breidis Prescott. Największym osiągnięciem 31-letniego Kolumbijczyka jest brutalne znokautowanie brytyjskiej gwiazdy Amira Khana już w pierwszej rundzie (zdjęcie). Prescott mierzył się także w swojej karierze z takimi tuzami jak Terence Crawford, Richard Abril, Mike Alvarado czy Kevin Mitchell i chociaż ostatecznie przegrywał te pojedynki, to zazwyczaj stawiał zacięty opór, posyłając swoich rywali na deski, czy nawet wygrywając na punkty do momentu przerwania walki (starcie z Alvarado). W ostatnim występie Kolumbijczyk przegrał po wyrównanej walce z Roberto Garcią, posyłając go na deski w dziewiątym starciu. Niepokonanego Lawsona czeka zatem zdecydowanie najtrudniejszy test w karierze.

Źródło: materiały prasowe

Brytyjskie nadęcie w boksie

Obserwując zachowania pięściarzy pochodzących z Wielkiej Brytanii można wysnuć wniosek, iż przekonani są oni o swojej wyższości. Czy mają ku temu podstawy? Często powtarzają pewne utarte frazy o ogromnej mocy, którą rzekomo posiedli i wizji opanowania świata.

Kiedyś świat chcieli zdobyć Pinky i jego kumpel Mózg (dwa szczury, które tworzyły plan zagłady kuli ziemskiej), jednak ich koncepcje okazywały się mało skuteczne. Bokserzy z Wielkiej Brytanii prawią peany o swoich możliwościach, niestety – często zaniedbując język Szekspira. Rzecz jasna nie są pięściarzami drugiej kategorii, ale w swoich wywodach często zapędzają się w ślepy zaułek. Jednych już rzeczywistość brutalnie zweryfikowała, inni czekają na możliwość spełniania swoich obietnic.

W tym drugim gronie znajduje się Tyson Fury. Pięściarz wielki jak dąb, ale niepokorny i nieszczędzący sobie pochlebstw. Taki trochę narcyz. Mówić, że popada w samouwielbienie to nic nie powiedzieć. Fury stworzył narrację, w której jest panem i królem świata. Bokserskim mistrzem, przed którym wszyscy powinni klękać i czerpać z niego. Problem w tym, że nie za bardzo wiadomo, do czego się odnieść. Że Tyson (Fury rzecz jasna) możliwości ma – to prawda, ale gdzie on, a gdzie mistrzostwo świata. Obecnie tytuły znajdują się w innych rękach. Fury pokonał w swojej karierze rywali renomowanych m.in. Chisorę, Cunninghama, Johnsona czy Maddalone. To nazwiska powszechnie znane, mierzył się również z kelnerami. Powiedzieć, że Brytyjczyk rozgromił potężnych rywali i toczył nieziemskie boje to nadużycie. Fury dużo gada, a wszystko i tak weryfikuje ring. 26-latek już planuje w jaki sposób odbierze pas Wilderowi i poskromi Kliczko. Wprost mówi, że jest lepszy od dwóch wcześniej wymienionych panów. Fury już straszył Ukraińca mówiąc wprost: – Idę po ciebie, malutki! Brytyjczyk jest przekonany, że Kliczko nie sprawi mu problemów: – Będzie to dla mnie łatwa walka. A później ma przyjść kolej na Wildera i nastanie era Tysona Fury.

A zakusy na walkę z Wilderem ma również David Haye. Brytyjczyk, który swego czasu chciał poskromić Władimira Kliczko i otwarcie zapowiadał odebranie pasów Ukraińcowi . Kiedy w lipcu 2011 roku w Hamburgu doszło do starcia obu  panów Brytyjczyk nie był tak pewny siebie. Haye przegrał najważniejszy pojedynek w swojej karierze, ale to nie był koniec jego działań. Wielokrotnie atakował mistrza wagi ciężkiej. – Jego brat Witalij ma przynajmniej jaja. On nie ma ich w ogóle – stwierdził pewnego razu Haye. Brytyjczyk ostatni pojedynek stoczył prawie trzy lata temu – pokonał Chisorę. Teraz chce wrócić. Wyjawił, że ma w planach walkę z Deontayem Wilderem, z którym kiedyś sparował. Amerykanin jest mistrzem świata WBC w wadze ciężkiej. W tym wypadku Haye wypowiada się o rywalu z szacunkiem. Przerwa od boksu sprawiła, że chyba w końcu dojrzał i zrezygnował z ciętego, często niewyparzonego języka. – Deontay Wilder to dobry bokser, który zasłużył na tytuł mistrza świata. Myślę, że za 12-18 miesięcy będę pretendentem do walki z nim. Jak zawsze Haye wierzy w swoje możliwości. Czy po tak długiej przerwie będzie w stanie wrócić na szczyt? – Zrobiłbym z siebie idiotę domagając się teraz tej walki tylko dlatego, że trzy lata temu walczyłem na wysokim poziomie – dobitnie wyraził się Haye, który wyraźnie zmienił narrację. Być może to gra zawodnika wracającego po dłuższej przerwie i w pewnym momencie obudzą się w nim stare demony.

Najłagodniejszą wersją brytyjskiego nadęcia jest Amir Khan. Bokser wagi junior półśredniej głośno mówi o swoich aspiracjach używając języka, który można uznać  za lekko pretensjonalny. Khan snuł bogate plany, co do swoich kolejnych walk. – Mam plan, żeby w maju walczyć z Mayweatherem. […].Pod koniec roku bardzo chciałbym zmierzyć się w ringu z Manny Pacquiao. Ta walka jest prawdopodobna i sądzę, że jestem w stanie ją wygrać – mówił w grudniu 2014 roku Brytyjczyk (wypowiedź dla Sky Sports News). Jak się okazało zamiary Khana zapewne się nie ziszczą. W maju dojdzie do starcia Mayweather – Pacquiao. Khan wziął sobie na celownik kolejnego rywala. – Moim zdaniem Miguel Cotto to dobry pięściarz. Myślę, że moja szybkość, praca na noga oraz dobry plan przygotowany przez Virgila Huntera sprawiłyby, że pojedynek z nim byłby dla mnie czymś wspaniałym –mówił Brytyjczyk. Z ust Khana za każdym razem wypływa potrzeba stoczenia wyjątkowego i wielkiego pojedynku. Brytyjczyk stara się wejść na szczyt, ale do tej pory kończy się na poszukiwaniu rywali z nazwiskiem. Ci z kolei ofert Khana nie traktują poważnie.

Haye wraca na ring, ale styl jego wypowiedzi zmienił się. Dojrzał? A być może świadomie w sposób delikatny chce się przypomnieć światu. Khan chce się przebić, ale jego głos nie jest słyszalny. Fury ma możliwości, ale bokser jest od boksowania. Zdecydowanie Brytyjczyk tworzy zbyt wyszukane twory literackie w celu heroizowania własnej postaci. Nadęcie? A może marketing? Nie, to zapewne coś innego. Walka psychologiczna. Haye raz ją przegrał, a teraz wraca w innym stylu. Wyciągnął wnioski czy szuka własnej drogi? A Chisora? Też taki był. U nas „śpiewać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej”. Parafrazując, brytyjscy pięściarze wychodzą z założenia, że gadać każdy może – a co z tego wyniknie to już inna sprawa.

KM

 

Justino czeka na debiut w UFC

Pierwsza walka „Cyborg” dla nowego pracodawcy ma mieć miejsce w 2016 roku. Teraz Brazylijka musi wypełnić inne zobowiązania. Przed Cristiane Justino występ na gali Invicta FC 13, nazwisko rywalki nie jest jeszcze znane.

„Cyborg” czeka zmiana. Będzie musiała przejść z kategorii piórkowej do koguciej. Pewne było, że prędzej czy później Brazylijka zwiąże się kontraktem z UFC. Justino podpisała umowę z największą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie dwa miesiące temu podczas gali Invicta FC 11. W lipcu „Cyborg” stoczy ostatnią walkę w wadze piórkowej. Zgodnie z zapisami kontraktowymi u nowego pracodawcy musi stoczyć jeden pojedynek w wadze koguciej, jeśli chce rywalizować z Rondą Rousey. Nie ma co ukrywać, że właśnie po to w głównej mierze Brazylijka zawitała w szeregi UFC.

Ronda Rousey i Cristiane Justino to gwiazdy kobiecego MMA. Trwa spór, która z nich jest królową. Najlepszym rozstrzygnięciem powinno być ich spotkanie w oktagonie, jednak jeszcze kilka miesięcy cierpliwości. Z pewnością w tym czasie obie panie nie będą szczędziły sobie uprzejmości. Rousey wielokrotnie atakowała Brazylijkę przypominając fakt, że ta w 2011 roku została zawieszona za stosowanie niedozwolonych środków. – Niech przestanie żreć sterydy i w końcu zrobi wagę – mówiła mistrzyni UFC. Amerykanka nie ukrywała, że czeka na walkę z Justino. Podkreślała swoją gotowości do rywalizacji z „Cyborg”. – Jestem mistrzynią kategorii koguciej. Jestem tu i ona w każdej chwili może przyjść i ze mną walczyć – stanowczo mówiła Ronda Rousey.

W kwestii dopingu Justino wie, że popełniła błąd, ale oskarżeniom Amerykanki zaprzecza. Obecnie gotowa jest w każdej chwili poddać się testom antydopingowym. „Cyborg” na pojedynek z Rousey czeka, jest to dla niej coś wyjątkowego – „jestem podekscytowana perspektywą tej walki”. Dan White zrobił wszystko, aby umożliwić zawodniczkom spotkanie w oktagonie. Justino podpisała umowę z UFC, musi tylko odbyć walkę na lipcowej gali Invicta FC 13, a potem jeden pojedynek dla nowego pracodawcy w kategorii koguciej. W 2016 roku może dojść do starcia dwóch najlepszych zawodniczek kobiecego MMA, a po nim królowa będzie tylko jedna.

Justino i Rousey obecnie mogą prześcigać się w efektywności i rywalizować na odległość. Obie zawodniczki swoje ostatnie walki zakończyły w ekspresowym tempie. Na gali Invicta FC 11 „Cyborg” rozprawiła się z Charmaine Tweet w czterdzieści sześć sekund. Na odpowiedź Rousey nie trzeba było długo czekać. Podczas gali UFC 184 Amerykanka w czternaście sekund odprawiła Cat Zingano. Jedna chce być lepsza od drugiej i pokazać światu, że na tronie może zasiąść tylko jedna z nich. Staną naprzeciw siebie i wtedy rozstrzygną ten spór. Głębokie spojrzenie w oczy, walka. Zacięta, efektowna, pełna zwrotów akcji. A może zdarzy się szybkie rozstrzygnięcie? Jeszcze cierpliwości – rok trzeba poczekać. A przez ten czas wiele może się zmienić. Na dziś pojedynek Rousey – Justino elektryzuje.

KM

W weekend do Samsun, w 2017 do Budapesztu

Ci to się dopiero najeżdżą po świecie! Ostatnio Tbillisi, teraz Samsun, a za dwa lata Budapeszt. Nic tylko cieszyć się cudownymi widokami. Niech to Państwa nie zmyli – nasi judocy nie są turystami, lecz zawodnikami, którzy po świecie podróżują, aby występować w kolejnych zawodach i walczyć o medale.

Występ w Tbilisi w wykonaniu biało – czerwonych nie był najlepszy. Piąte miejsce Agaty Ozdoby okazało się największym dokonaniem, a nasi judocy przyzwyczaili nas, że są w stanie stawać na podium i wygrywać. Sarnacki w Warszawie, Furmanek w Pradze byli najlepsi. Powszechne stało się mniemanie, że judo wraca na właściwe miejsce, zawodnicy prezentują coraz wyższą formę i na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro możemy liczyć na medal.

Przed naszymi reprezentantami kolejne zawody z cyklu Grand Prix, tym razem w Samsun. Do Turcji uda się szesnastoosobowa ekipa. Polskiego najazdu na Samsun dokonają: Ewa Konieczny, Agata Perenc, Arleta Podolak, Agata Ozdoba, Karolina Tałach, Daria Pogorzelec (na zdjęciu), Katarzyna Furmanek, Łukasz Kiełbasiński, Aleksander Beta, Paweł Zagrodnik, Damian Szwarnowiecki, Jakub Kubieniec, Łukasz Błach, Patryk Ciechomski, Jakub Wójcik i Maciej Sarnacki. Pytanie – co jest celem naszych judoków nie powinno się pojawiać. Oczywiste jest – do Turcji jedziemy po kolejne punkty w wyścigu olimpijskim. Poziom polskiego judo ustabilizował się, co powoduje, że wymagania względem zawodników wzrastają. Judocy nie zamierzają stać w miejscu i dążą do osiągania kolejnych sukcesów. Zwłaszcza kadra kobiet wygląda bardzo dobrze, co zostało udokumentowane oraz potwierdzone w zeszłym sezonie. W Turcji wystąpi dziewięciu panów, więc warto pokazać, że również męska część jest w stanie osiągać sukcesy. Czy do Sarnackiego dołączy kolejny judoka żądny triumfów? W Samsun polska reprezentacja powinna zatrzeć kiepskie wrażenie z Grand Prix w Tbilisi.

W najbliższy weekend Samsun, niektórzy chcą bilet do Rio, a potem wybiorą się do Budapesztu. Właśnie w stolicy Węgier odbędą się mistrzostwa świata w judo w 2017 roku. W rywalizacji wzięły jeszcze udział Chiny, Mongolia i Katar, ale tym razem czempionat odbędzie się w Europie. Dwa lata temu Budapeszt gościł mistrzostwa Europy, jednak Polacy nie wspominają tego występu najlepiej. Wszyscy Polacy odpadli już w eliminacjach, więc stolica Węgier nie kojarzy im się najlepiej. W 2017 roku nadejdzie czas na zmianę tego przekonania i wcielenie w życiu pozytywnych uczuć związanych z tym miastem.

Jednak zanim Rio, zanim Budapeszt czas na Samsun. Koncentrujemy się na Turcji. Jeszcze jedno wtrącenie turystyczne, aby uzupełnić kartę wycieczki. W tym roku nasi judocy wezmą udział w mistrzostwach świata w Kazachstanie. Rok temu w Czelabińsku po brązowy medal sięgnęła Katarzyna Kłys. Sukces Polki był swoistym przełomem, gdyż był to pierwszy od jedenastu lat krążek na mistrzostwach świata. W Kazachstanie licznik powinien iść w górę. A tak naprawdę – niech wystartuje już w Samsun.

KM

Następca Gołoty wraca na ring

Prawdopodobnie w lipcu kolejną walkę w swojej karierze stoczy Andrzej Wawrzyk. Bokser wagi ciężkiej ma wystąpić podczas gali Sferis Knockout Promotions w Niepołomicach.

Wawrzyk ostatni pojedynek na zawodowym ringu stoczył w marcu ubiegłego roku, kiedy przez techniczny nokaut w piątej rundzie pokonał Fransa Bothę. Dla 27-latka była to druga i zarazem ostatnia walka w 2014 roku. Mówiło się, że stanie w ringu z Albertem Sosnowskim, jednak z powodów losowych organizacja pojedynku stała się niemożliwa. W kwietniu Wawrzyk uczestniczył w wypadku samochodowym, w którym odniósł obrażenia. Miał złamaną lewą nogę oraz zerwane więzadła. Ostatni czas bokser poświęcał na rehabilitację, aby dojść do pełnej sprawność. Stan Wawrzyka wrócił do normy, teraz nadszedł czas na powrót do rywalizacji. Pięściarz z Krakowa ma zaprezentować się podczas gali w Niepołomicach.

Wawrzyk wyraził radość z tego powodu na swoim profilu na portalu społecznościowym facebook. Dla pięściarza będzie to powrót po prawie półtorarocznym rozbracie z ringiem. Z pewnością Wawrzykowi niezbędny jest czas, aby mógł osiągnąć płenię formy. Po tak długiej przerwie konieczne będą intensywne przygotowania i przede wszystkim – praca nad kondycją. Pierwszy sprawdzian formy prawdopodobnie będzie miał miejsce w Niepołomicach. Personalia rywala nie są jeszcze znane. Dla Wawrzyka najważniejszy jest fakt powrotu na ring. Wawrzyk przeżył ciężki wypadek, w którym doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu, ale w takich sytuacjach istotne jest, aby widzieć cel. Dla pięściarza takim marzeniem jest kolejna walka. Jednak Wawrzyk stanął przed innym wyzwaniem – rehabilitacja, dochodzenie do pełnej sprawności to część obrazu, która towarzyszyła międzynarodowemu mistrzowi Polski wagi ciężkiej w  ostatnim czasie. Nad głową boksera zaświeciło słońcem. Ostatnio związał się kontraktem z menadżerem  Alem Haymonem i stał się częścią jego drużyny. Ten krok może pomóc Wawrzykowi w rozwoju kariery.

Warto nadmienić, że swego czasu Andrzej Wawrzyk określany był jako następca Andrzeja Gołoty. Do tej pory nie poszedł drogą słynnego „Andrewa”, jednak najlepsze lata jeszcze przed nim. Istotne, aby pięściarz wrócił na ring i zaczął boksować. Wawrzyk przed największą szansą w swojej karierze stanął w maju 2013 roku, kiedy stoczył pojedynek o mistrzostwo świata WBA z Aleksandrem Powietkinem. Polak przegrał z Rosjaninem przez nokaut w trzeciej rundzie. Od  tamtej pory stoczył dwie walki, które pewnie i zdecydowanie wygrał. W Opolu pokonał Danny’ego Williamsa, którego odprawił już w pierwszej rundzie. Kolejne starcie miało miejsce w  marcu 2014 roku – przez nokaut w piątej odsłonie pokonał wspomnianego już Bothę. Obecnie Wawrzyk wraca na ring jako nadzieja polskiej wagi ciężkiej. Obok Szpilki, Wacha i Rekowskiego jest klasyfikowany w rankingach głównych organizacji bokserskich w kategorii królewskiej. Z pewnością 27-latek szybko będzie chciał wywindować swoją pozycję (obecnie zajmuje miejsca w okolicy trzydziestego).Wawrzyk wraca do walki po dłuższej przerwie. Dla polskiego pięściarza ważne jest, aby zyskać kontakt z czołówką i podjąć próbę ataku na mistrzostwo świata. Czy jest w stanie osiągnąć poziom, który pozwolił mu na walkę z Powietkinem? Wielu mówiło wtedy, że Wawrzyk nie zasłużył na ten pojedynek. Teraz jest w innym miejscu. Startuje po trudnym doświadczeniu. Podpisał kontrakt z Haymonem, co może dać mu wymierne korzyści. Tylko musi wrócić do formy.  Tylko tyle i aż tyle. Pierwszy krok należy do niego, organizacyjnie ma solidne zaplecze. Sam musi zadbać o poziom sportowy i efektowny powrót. Prawdopodobnie w Niepołomicach.

fot. PAP

KM

Mongolskie szlifowanie

Reprezentacja Polski kobiet w zapasach przez najbliższe dwa tygodnie będzie pracowała nad formą podczas zgrupowania w Mongolii. Ma być to czas wytężonej pracy, który przyniesie owoce w dalszej części sezonu.

Głównym tegorocznym celem są rzecz jasna mistrzostwa świata w Las Vegas, które będą jednocześnie możliwością uzyskania kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Kadra Polski intensywnie przygotowuje się do tego startu, aby uzyskać jak najlepsze rezultaty. Z nadziejami na mistrzostwa świata patrzy Iwona Matkowska, która jest aktualną wicemistrzynią świata. W Las Vegas będzie mierzyła w medal, ale celem głównym jest uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Czas spędzony w Mongolii z pewnością posłuży do jak najlepszego przygotowania zawodniczek do kolejnych startów.

W styczniu reprezentacja Polski kobiet przebywała na dwutygodniowym zgrupowaniu w Wiśle. Był to pierwszy etap przygotowań do startów w nowym sezonie. Polki mają za sobą kilka występów, z których przywiozły medale. Dobry występ podczas mocno obsadzonego turnieju Klippan Lady Open pokazał, że biało-czerwone są gotowe na wyczerpującą rywalizację. Podczas skandynawskich zawodów po brązowe medale sięgnęły Iwona Matkowska (48 kg) i Katarzyna Krawczyk (53 kg). Grand Prix w Paryżu nasze zawodniczki zakończyły z dorobkiem czterech medali. Dobrą dyspozycję potwierdziły Matkowska i Krawczyk, które odpowiednio sięgnęły po srebrny i brązowy krążek. W kategorii 48 kg brąz zawisł na szyi Anny Łukasiak, a w 53 kg Roksana Zasina wywalczyła srebro. Wymagającym występem była rywalizacja o Puchar Świata w Sankt Petersburgu. Nasza reprezentacja w składzie: Iwona Matkowska i Anna Łukasik (48 kg), Roksana Zasina i Paula Kozłow (53 kg), Katarzyna Krawczyk (55 kg), Aleksandra Wólczyńska (58 kg), Agnieszka Król (60 kg), Monika Michalik (63 kg), Agnieszka Wieszczek-Kordus (69 kg) i Daria Osocka (75 kg) wywalczyła siódmą pozycję. W grupie Polki przegrały wszystkie mecze: z Japonią (7-1), z Azerbejdżanem (5-3) i USA (5-3).  O siódme miejsce biało – czerwonym przyszło walczyć ze Szwedkami. Po dwóch przegranych walkach sygnał do ataku dała Anna Wólczyńska, swoje pojedynki wygrały również Agnieszka Wieszczek, Monika Michalik i Daria Osocka. Polska wygrała 5:3(Anna Łukasiak nie miała rywalki) i zajęła siódme miejsce. Zawody zakończyły się triumfem Japonek, które w finale uporały się z Rosjankami.

Teraz reprezentantki Polski stają w obliczu kolejnego etapu przygotowań przed wymagającymi startami. Do Ułan Bator trener Krzysztof Ołenczyn zabrał Roksanę Zasinę, Katarzynę Krawczyk, Annę Łukasiak, Agnieszkę Wieszczek-Kordus, Iwonę Matkowską oraz Monikę Michalik. Przed zawodniczkami ciężkie treningi, których celem jest wypracowanie jak najlepszej formy. Polki będą miały okazję sprawdzić swoją dyspozycję w turnieju Mongolia Open (27 – 29 marca). Biało – czerwone wystąpią w zawodach obok reprezentacji Mongolii, USA, Japonii oraz Kazachstanu. Zbiór przeciwników wymagający także będzie okazja do weryfikacji obecnej formy. Po drodze do Las Vegas na nasze zawodniczki czekają jeszcze Igrzyska Europejskie w Baku. Także trzeba szlifować formę.

KM

UFC Fight Night: Dzielna obrona LaFlare’a

Demian Maia nie miał łatwego zadania. Podczas kolejnej gali UFC Fight Night Brazylijczyk odniósł zwycięstwo, jednak Ryan LaFlare bronił się dzielnie i nie dał się pokonać przed czasem.

Bez dwóch zdań Maia zdominował pojedynek i na każdym kroku podkreślał swoją przewagę. Z jednym wyjątkiem, w trzeciej rundzie LaFlare postawił się rywalowi. Mocny opór nie uchronił go jednak przed parterem, a po jednym z obaleń znalazł się na górze, ale nie zrobił krzywdy Brazylijczykowi. Maia z całych sił dążył do sprowadzenia pojedynku na ziemię. Brazylijczyk często miał rywala na plecach, jednak nie potrafił precyzyjnie dokończyć dzieła. Niemalże w każdej rundzie Maia kończył starcie trójkątem rękoma z dosiadu. Przewaga Brazylijczyka nie podlegała dyskusji, choć LaFlare stawił czoła rywalowi i nie uległ. Sędziowie nie mieli wątpliwości, po pięciu rundach Maia mógł wznieść ręce w geście triumfu. Dla Brazylijczyka wygrana jest niezwykle cenna, gdyż ostatni czas w jego karierze nie obfitował w sukcesy. Ostatni raz walczył w maju 2014 roku, kiedy pokonał Alexandra Yakovlewa. Jednak wcześniej zanotował dwie porażki – z Rory’m MacDonaldem oraz Jacke’m Shieldsem. Wyraźnie widoczne stało się, że Maia ma problemy adaptacyjne w MMA i nie czuje się najlepiej. Czy wygrana z LaFlare'm będzie początkiem czegoś nowego, lepszego w karierze Brazylijczka?

Walki karty głównej UFC Fight Night obfitowały w ciekawe i efektowne rozstrzygnięcia. Już w pierwszej rundzie Erick Silva uporał się z Joshem Koscheckiem. Brazylijczyk zdecydowanie przeważał nad Amerykaninem. Po mocnym ciosie Silvy Koscheck znalazł się na deskach, chwilę potem został trafiony mocnym prostym. Amerykanin podjął próbę wejścia w nogi, co rywal natychmiast wykorzystał. Silva sprowadził walkę do parteru i zakończył pojedynek duszeniem gilotynowym. Tony Martin po pierwszej rundzie starcia z Leonardo Santosem mógł być spokojny. Walka była stonowana, a zawodnicy uważni. Nieznacznie przeważał Santos. W drugiej rundzie zaczęły się kłopoty Martina. W klinczu Santos podciął rywala i sprowadził walkę do parteru, a tam szybko rozstrzygnął pojedynek. Duszenie zza pleców sprawiło, że Martin musiał odklepać.

Pojedynek pań znalazł szybkie rozstrzygnięcie. Amanda Nunes niskimi kopnięciami i mocnymi ciosami w pierwszej rundzie zastopowała Shaynę Baszler. Gilbert Burns już czuł, że porażka może stać się faktem, jednak w porę nadeszło przebudzenie. Przez pierwsze dwie rundy Alex Oliveira punktował swojego rywala wykorzystując zasięg ramion. Burns obudził się w trzeciej odsłonie starcia i sprowadził walkę do parteru. Długo musiał się trudzić, ale w końcu osiągnął swój cel. Oliveira poddał się wobec skutecznie zastosowanej balachy. Godofredo Pepey zaskoczył faworyzowanego Andre Filiego. Zawodnicy znaleźli się pod siatką. Dociśnięty Pepey wskoczył na barki rywala i założył mu trójkąt. Fili starał się uwolnić, jednak nie dał rady.

Warto zatrzymać się nad pojedynkiem z karty wstępnej. Leonardo Silva wygrał z Drewem Doberem stosując gilotynę. Sędzia zdecydował się przerwać walkę, ale nie miał podstaw ku temu. Dober był aktywny, nie dawał sygnałów, że sytuacja jest trudna. Decyzja sędziego była zaskakująca. Swoje obruzenie wyraził szef UFC Dan White. Zakończenie starcia w ten sposób nie jest nawet kontrowersyjne, a po prostu absurdalne. W ferworze walki sędzia przerwał pojedynek, choć zawodnik nie dawał ku temu żadnych podstaw.

 

Walka wieczoru: 170 lbs: Demian Maia – Ryan LaFlare decyzja sędziów

Karta główna

170 lbs: Erick Silva – Josh Koscheck wygrana przed poddanie (gilotyna)
155 lbs: Leonardo Santos – Tony Martin wygrana przed poddanie (duszenie zza pleców)
135 lbs: Amanda Nunes – Shayna Baszler wygrana przez TKO
155 lbs: Gilbert Burns –Alex Oliveira wygrana przed poddanie (balacha)
145 lbs: Godofredo Pepey – Andre Fili wygrana przed poddanie (trójkąt)

Karta wstępna

155 lbs: Francisco Trinaldo – Akbarh Arreola decyzja sędziów
145 lbs: Kevin Souza -.Katsunori Kikuno wygrana przez KO
155 lbs: Leandro Silva – Drew Dober wygrana przed poddanie (kontrowersyjna decyzja sędziego)
155 lbs: Leonardo Mafra – Cain Carrizosa decyzja sędziów
155 lbs: Christos Giagos – Jorge de Oliveira wygrana przez poddanie (duszenie zza pleców)
125 lbs: Fredy Serrano – Bentley Syler wygrana przez KO

KM

 

Syrowatka pomógł rywalowi poznać deski

Ale polski pięściarz wygrał na punkty. Felix Lora wytrzymał dziesięciorundowe starcie z Michałem Syrowatką, jednak w najpiękniejszych marzeniach nie mógł myśleć o zwycięstwie. Polak dzięki wygranej zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Polski wagi półśredniej.

Główne wydarzenie gali w Brodnicy stopniowo rozkręcało się. Początek pojedynku przypominał raczej rozgrywkę szachową, gdyż pięściarze byli ostrożni i trzymali bezpieczny dystans. Warto podkreślić, że walka nie obfitowała w liczne wymiany i zażartą rywalizację. Było to raczej starcie uważnego i ostrożnego Syrowatki z momentami nieporadnym Lorą. Polak zadawał celne ciosy, czym zyskiwał, a jego rywal starał się atakować, jednak podejmował nieskuteczne próby. Syrowatka przewidywał kolejne ruchy przeciwnika. W trzeciej rundzie Polak wypalił z prawej ręki i po raz pierwszy w tym pojedynku Lora znalazł się na deskach. Podniósł się i kontynuował walkę, ale do końca tej odsłony był uważny. Syrowatka po raz pierwszy wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. W piątej rundzie Polak rozciął łuk brwiowy, jednak powodem nie był cios rywala, lecz przypadkowe zderzenie głowami. Syrowatka jeszcze raz wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. W ósmej rundzie po prawym sierpowym Lora padł na deski, jednak nie dał się wyliczyć. Syrowatka nie dokończył dzieła, spokojnie kontrolował pojedynek, dokładając kolejne celne ciosy. Chaotyczny Lora nie stworzył nic konstruktywnego.

Sędziowie nie mieli problemów ze wskazaniem zwycięzcy. Syrowatka mógł cieszyć się z dwunastej wygranej na zawodowym ringu. Po dziesięciu rundach sędziowie punktowali: 98-90, 96-92 i 97-91. Zwycięstwo Syrowatki nie podlegało dyskusji, choć walka do porywających nie należała. Co prawda Lora dwa razy znalazł się na deskach, ale większych problemów polskiemu pięściarzowi nie sprawił. Syrowatka nie podkręcał tempa, spokojnie robił swoje. Mógł walkę zakończyć przed czasem, ale zapewne czuł, że ma przewagę i wygra na punkty. Lora był chaotyczny, jego ciosy nie stanowiły zagrożenia dla boksera z Ełku, gdyż były przewidywalne. Syrowatka odniósł dwunaste zwycięstwo w karierze, a przy okazji zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Polski wagi półśredniej.

Na ringu w Brodnicy zaprezentował się Dariusz Sęk, który wygrał bez problemów. Yevgeni Makhteienke nie był w stanie ani przez chwilę zagrozić Polakowi. Wszyscy sędziowie po ośmiu rundach zgodnie (3×80-72) punktowali na korzyść Sęka. Jednak trudno na podstawie tej walki i przeciwnika jakkolwiek wypowiadać się o możliwościach polskiego pięściarza. Makhteienke nie był wyzwaniem dla Sęka, wygrana była czymś naturalnym. W wadze ciężkiej doszło do starcia Krzysztofa Koseli z Jakubem Kozerą. Walka zakończył się już w drugiej rundzie. Kosela odniósł drugie zwycięstwo na zawodowym ringu, Kozera stoczył czwarty pojedynek i zanotował czwartą porażkę. Swoje pojedynki wygrali Karina Kopińska, Norbert Dąbrowski, Damian Milewczyk i Michał Strabała.

 

KM

GP w judo: Bez podium, Ozdoba najwyżej

W Tbilisi Polacy nie wywalczyli żadnego medalu. Najwyżej  uplasowała się Agata Ozdoba, która w kategorii 63 kg zajęła piątą pozycję.

Zawody w Tbilisi w porównaniu z poprzednimi występami naszych reprezentantów wypadły blado. Jedynie w Duesseldorfie biało-czerwoni zanotowali start bez medalu. W Tbilisi Polacy spisali się poniżej oczekiwań, a wydawało się, że po ostatnich udanych występach będą kontynuowali dobrą passę. Obsada Grand Prix była bardzo mocna i na tym tle biało-czerwoni wypadli przeciętnie.

Najlepiej zaprezentowała się Agata Ozdoba, która zajęła piątą pozycję. Polka dobrze rozpoczęła zawody wygrywając dwie walki, jednak w ćwierćfinale zastopowała ją Marta Łabazina. Rosjanka wygrała, gdyż Polka otrzymała dwie kary shido i nie była w stanie odrobić strat. W walce repasażowej Ozdoba pokonała Hiszpankę Isabel Puche. Dzięki temu zwycięstwu brązowa medalistka ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Montpellier mogła stanąć do pojedynku o trzecie miejsce. W nim trafiła na rywalkę, którą bardzo dobrze znała. Edwige Gwend spotkała się z Ozdobą podczas mistrzostw Europy w Montepellier i wtedy wygrała reprezentantka Polski. Teraz role odwróciły się. Triumfowała Włoszka. Ozdoba przegrała jedną karą shido. Piąte miejsce w Tbilisi jest najlepszym osiągnięciem w obecnym sezonie dla Polki.

W 1/8 finału odpadli Agata Perenc ( 52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Katarzyna Furmanek (+78 kg) oraz Aleksander Beta (66 kg). Bez sukcesów startowała również Daria Pogorzelec (78 kg). Po jednej walce wygrali Damian Szwarnowiecki (73 kg) oraz Jakub Wójcik (100 kg), jednak już na etapie eliminacji zakończyli swoje uczestnictwo w zawodach. Jakub Kubieniec (81 kg) i Jakub Ciechomski (90 kg) nie odnieśli ani jednego zwycięstwa.

Agata Perenc, choć szybko odpadła to w Tbilisi udało jej się odprawić uznaną rywalkę. Na kary shido Polka pokonała wielokrotną medalistkę mistrzostw Europy Petrę Nareks. W kolejnej walce przez yuko przegrała z reprezentantką Izraela Gili Cohen. Arleta Podolak uległa brązowej medalistce mistrzostw Europy i mistrzostw świata Vlorze Bedeti, ale wcześniej pokonała Camilę Minkakawę. Katarzyna Furmanek wygrała w tym sezonie Puchar Świata w Pradze, kiedy to w finale triumfowała w rywalizacji z Yu Song z Chin. W Tbilisi obie zawodniczki spotkały się ponownie. Furmanek i Song wpadły na siebie w 1/8 finału i tym razem lepsza okazała się Chinka. Tym razem Polka musiała pogodzić się z porażką, co wiązało się z odpadnięciem z rywalizacji. Ostatnimi czasy Furmanek plasowała się w czołówce – Praga, Casablanca. Warto dodać, że w kategorii +78 kg triumfowała Yu Song. Daria Pogorzelec przez ippon pokonała Alenę Kaczorowską, a w  dogrywce przez yuko uległa Assuncie Galeone.

Trzydniowa rywalizacja w Tbilisi nie przyniosła Polakom powodów do radości z racji odniesionych sukcesów. Polacy trafili na wymagających rywali i nie sprostali wyzwaniom, które na nich czekały. Kolejne zawody w tureckim Samsun.

KM

Rousey poznała kolejną rywalkę

Gwiazda UFC wystąpi w walce wieczoru podczas 190 gali najpopularniejszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Rywalką Rondy Rousey będzie Bethe Correia.

Mistrzyni UFC w kategorii koguciej obecnie regeneruje się po pojedynku z Carl Zingano, który odbył się podczas UFC 184. Choć trudno wnioskować, że Rousey w tej rywalizacji doznała jakiekolwiek zmęczenia. Raz, dwa wykonała swoją robotę i po sprawie. „Rowdy” w czternaście sekund rozprawiła się z Zingano stosując dźwignię na rękę. Wydawało się, że Rousey trafiła na rywalkę, która może jej zagrozić, jednak Amerykanka potwierdziła swoją niepodważalną pozycję. Czy kolejna przeciwniczka stawi opór mistrzyni i sprawi niespodziankę?

Bez wątpienia Rousey rozpatrywana jest w kategoriach gwiazdy, która zaprogramowana jest na wygrywanie. W każdym kolejnym pojedynku uznawana jest za faworytkę do zwycięstwa. Rousey wyrobiła sobie markę, która sprawia, że odbiera się ją jako postać sukcesu. To sprawia, że dla rywalek staje się upragnionym celem. Inne zawodniczki doskonale wiedzą, że wygrana z Rousey jest ogromną szansą, krokiem przełomowym, sięgnięciem po marzenia. Zdaje sobie z tego sprawę Bethe Correia, która stanie naprzeciw Amerykanki podczas UFC 190 w Rio de Janeiro. 31-latka stoczy bój na własnym terenie, co będzie miało dla niej szczególny wymiar. Zdobyć mistrzowski pas u siebie, w Brazylii to byłby nie lada wyczyn. Tylko jeden warunek – trzeba pokonać Rousey, a to nie będzie łatwe.

Zawodniczka, która nosi pseudonim „Pitbull” w swojej karierze kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Correia stoczyła dziewięć pojedynków w mieszanych sztukach walki, z czego dwa wygrała przez nokaut, a siedem przez decyzję sędziów. Wyraźnie widać, że Brazylijka jest gotowa na rywalizację na pełnym dystansie. Musi uważać w pojedynku z Rousey, gdyż ta ani razu nie wygrała przez decyzję sędziów! Wszystkie walki Amerykanki kończyły się przed czasem – aż dziewięć przez poddanie! Jeśli Correia będzie potrafiła długo utrzymać się na nogach i uważnie postępować w parterze to ma szansę na sukces. Do tej pory Brazylijka stoczyła trzy pojedynki w UFC. Ostatni w sierpniu 2014 roku, kiedy podczas UFC 177 pokonała przez TKO Shaynę Baszler. Debiut w organizacji nie był najlepszy w wykonaniu zawodniczki z Brazylii. Co prawda pokonała Julie Kedzie na punkty (niejedno głośnie), ale wszystko odbyło się na granicy. Nie ulega wątpliwości, że Correirę czeka największe wyzwanie w karierze.

Dla Rousey będzie to kolejny pojedynek w obronie mistrzowskiego pasa. Czy powinna obawiać się Brazylijki? Amerykanka jest tak szybka, sprawna i pewna siebie, że nie musi. Musi być skoncentrowana. Jeśli spełni ten warunek to rywalka będzie musiała dać z siebie więcej niż wszystko. Bo Rousey odjechała. Kto ją dogoni? 1 sierpnia w Rio de Janeiro tej sztuki spróbuje dokonać Bethe Correia.

KM

Atrakcyjność czy skuteczność? Czyli Mayweather w akcji

Floyd Mayweather jest skarbem, żyłą złota, samonapędzającą się machiną. Wielki mistrz boksu potrafi wzbudzić ogromne zainteresowanie i stworzyć wokół swoich pojedynków wyjątkową aurę, dzięki której osiąga wielkie zyski.

Nieprzypadkowo przyległ do niego przydomek Money. Mayweather jest niczym czarodziej, którego dotyk zamienia wszystko w złoto i może czerpać z tego korzyści. Amerykanin ma zmysł marketingowy. Dzięki niemu jest na szczycie listy najbogatszych bokserów świata. Facet jest mistrzem, w swojej dyscyplinie osiągnął szczyt, a do tego dokłada coś więcej. Ma osobowość, która w dzisiejszych czasach jest niezwykle cenna. Przykuwa wzrok. Nazwisko Mayweather pojawia się w powietrzu bardzo często, ludzie wciągają je niczym tlen.

Przed Mayweatherem kolejny pojedynek w karierze. Już pięć lat temu miał zmierzyć się z Pacquiao, jednak do starcia nie doszło. Szkoda. Wtedy obaj pięściarze byli w szczycie formy, niczym rozszalałe tygrysy prezentowały w ringu swoje umiejętności przyciągając uwagę tłumów. Teraz są coraz bliżej czterdziestki i raczej myślą o tym jak utrzymać się na szczycie. Za walkę dostaną ogromną kasę –Mayweather 150 milionów dolarów, Pacman – 100 milionów. Co pokażą w ringu? Wierzyć trzeba, że będzie to największe wydarzenie XXI wieku w boksie. Mayweather dzierży w swoich rękach pasy WBC i WBA w wadze półśredniej oraz WBC i WBA w wadze junior średniej. Pacquiao stoczył ponad sześćdziesiąt walk, przeszedł drogę od kategorii muszej do półśredniej, a po drodze zdobywał trofea. Wyliczać sukcesy obu pięściarzy można w nieskończoność. Patrząc na paletę boksu w obecnym kształcie są wyjątkowi, gdyż mają osobowość, przeszli długą drogę do sukces, potrafili utrzymać się na szczycie.

Bez wątpienia są atrakcyjni. Pacquiao dodatkowo jest w ringu efektowny. Niczym mała pchełka potrafi rzucić się na przeciwnika, który nie jest w stanie oprzeć się jego naporowi. Pacman nigdy nie unikał walki, toteż zanotował kilka porażek, kiedy nadział się na mocny cios rywala. Z kolei Mayweather jest mistrzem obrony. Solidny i uważny do bólu. Na konferencjach showman, który potrafi nakręcić atmosferę jak mało kto, ale w ringu skupiony. Money stara się przechytrzyć przeciwnika i wyczuć moment, aby go ukłuć. Dla widowiska to strata. Żądna walki publika może żywić pretensje do Maywethera. Żal w sercu rywala z pewnością pojawi się, gdy zobaczy Moneya, który nie daje sobie szansy na popełnienie błędów. Pacquiao i Mayweather są w stanie stworzyć ciekawe widowisko, lecz może to być spektakl teatralny. Nie bitwa, nie wymiana ciosów, lecz dokładnie przemyślana i przepracowana taktyka. Jeden z byłych rywali Mayweathera, Saul „Canelo” Alvarez otwarcie mówi o podejściu Amerykanina do walki: – On nie daje szansy na to, aby walka stała się atrakcyjna. Nie obchodzi go  to w jaki sposób wygra, ale najważniejsze jest to, aby wygrał.

Atrakcyjny i skuteczny Mayweather. Atrakcyjny marketingowo, skuteczny w ringu. Być może podczas pojedynku z Pacquiao połączy te dwie cechy, które pozwolą uczyć ten pojedynek prawdziwą ucztą. Pacman z pewnością podejmie wyzwanie. Ale czy za wszelką cenę będzie ryzykował?

KM

Do Tbilisi po kolejne punkty

W najbliższy weekend w Gruzji odbędą się zawody z cyklu Grand Prix w judo. Nasi reprezentanci w Tbilisi będą walczyć o kolejne laury w olimpijskim wyścigu.

Rywalizacja w Gruzji zapowiada się pasjonująco, gdyż zawody będą mocno obsadzone. W Grand Prix zaprezentują się pierwsze reprezentacje Gruzji, Kazachstanu, Armenii, Niemiec, Węgier, Francji, Izraela, Włoch, Ukrainy, Azerbejdżanu i Uzbekistanu. Z pewnością nie zabraknie ciekawych pojedynków na wysokim sportowym poziomie. Grand Prix w Tbilisi rozpocznie się w piątek i potrwa do niedzieli. Pierwszego dnia rywalizować będą judoczki 48 kg, 52 kg, 57 kg oraz panowie w wagach 60 i 66 kg. W sobotę zaprezentują się zawodniczki w kategoriach 63 i 70 kg, a także mężczyźni – 73 i 81 kg. Niedziela będzie dniem rywalizacji najcięższych.

Do Gruzji poleci jedenastu naszych reprezentantów. W tym gronie jest sześć zawodniczek i pięciu zawodników. Polskę w Tbilisi reprezentować będą: Agata Perenc, Arleta Podolak, Agata Ozdoba, Katarzyna Kłys, Daria Pogorzelec, Katarzyna Furmanek, Aleksander Beta, Damian Szwarnowiecki, Jakub Kubieniec, Patryk Ciechomski oraz Jakub Wójcik. Biało-czerwoni w Gruzji będą walczyli o jak najwyższe lokaty. Nie ulega wątpliwości, że rywalizacja na międzynarodowej arenie rozkręca się już na dobre i wchodzi na właściwe tory. Istotne, aby nasi zawodnicy potwierdzili swoją formę.

Dotychczasowe występy Polaków pozwalają na optymizm, jednak nie na euforię. Zwycięstwo Sarnackiego w Warszawie czy Furmanek w Pradze to powód do dumy, ale należy patrzeć na innych, których występy nie prezentują jeszcze optymalnego poziomu. W Tbilisi zobaczymy Katarzynę Kłys (70 kg), która w 2014 roku w Czelabińsku sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata. Oby ten sezon był równie efektowny w jej wykonaniu, gdyż judoczka rozbudziła nadzieje i stała się kandydatką do sukces podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Występ Darii Pogorzelec (78 kg) podczas Grand Prix w Duesseldorfie, gdzie zajęła piąte miejsce był dobrą rozgrzewką przed kolejnymi zmaganiami. Zawodniczka z Gdańska w poprzednim sezonie prezentowała się znakomicie m.in. wygrała turniej w Tallinie. Fenomenalnie w tym sezonie radzi sobie Katarzyna Furmanek (+78 kg), która zdobywa cenne punkty w rankingu olimpijskim. Zwycięstwo w Pucharze Świata w Pradze oraz drugie miejsce w Casablance są dobry prognostykiem przed kolejnymi startami. Początek sezonu wyglądał dobrze w wykonaniu Agaty Perenc, która na chwilę zniknęła, ale w Tbilisi wraca i miejmy nadzieję, że potwierdzi swoją formę. W Oberwat zajęła trzecie miejsce w kategorii 52 kg, a w turnieju Arlon wywalczyła srebro. Niewiadomą pozostaje formy Agaty Ozdoby (63 kg), która w Pucharze Świata w Duesseldorfie odpadła już w eliminacjach oraz Arlety Podolak (57 kg). Wśród panów największe nadzieje na swoich barkach niesie Jakub Kubieniec, który podczas zawodów na warszawskim Torwarze zajął trzecią pozycję w kategorii 81 kg. W tym sezonie Damian Szwarnowiecki w turnieju Pucharu Świata w Rzymie zajął piąte miejsce. Zawodnik, który ma potencjał w Gruzji powinien potwierdzić dyspozycję i zrobić krok do przodu. Aleksander Beta z pewnością uczyni wszystko, aby nawiązać do dobrych występów z poprzedniego sezonu.

Na obecnym etapie rywalizacji w polskiej reprezentacji wyróżnia się Katarzyna Furmanek. Pewne jest, że za wszelką cenę dołączyć do niej będą chciały Katarzyna Kłys oraz Daria Pogorzelec, które w poprzednim sezonie pokazały, że zaliczają się do czołówki międzynarodowej. Pod koniec czerwca czekają nas mistrzostwa świata, na których liczymy na zdobycz medalową. W Tbilisi nasi reprezentanci muszą sprawić, że na imprezę w Baku będziemy czekać z niecierpliwością.

KM

Grand Prix w Tbilisi – transmisje w FightKlubie

Grand Prix w Tbilisi: chiński sprawdzian judoczki Katarzyny Furmanek

Katarzyna Furmanek ( 78 kg) jest odkryciem polskiej reprezentacji w judo w sezonie przedolimpijskim. Wygrała już dwa turnieje, a łącznie 3 razy była w finałach. W Grand Prix w Tbilisi spotka się ze słynną Chinką Yu Song. Transmisje na żywo codziennie od piątku do niedzieli, od godziny 14:00 w telewizji FightKlub.

Dopiero od kilku tygodni Katarzyna Furmanek startuje w wadze ciężkiej, wcześniej występowała w kategorii -78 kg, ale bez specjalnych sukcesów. Dopiero za namową trenerów zdecydowała się na rywalizację z rywalkami ważącymi po kilkadziesiąt kilogramów więcej. Spisuje się znakomicie, rzucając na ippon sławne rywalki.

Polka najpierw wygrała turniej w Belgii, a potem znakomicie spisała się w Pucharze Świata w Pradze, pokonując 4 rywalki ze światowej czołówki, a tydzień temu była 2 w PŚ w Casablance. W finale w Czechach wygrała przez ippon Yu Song, rzucając ją 6 sekund przed końcowym gongiem na tomoe nage. Od września do listopada 2014 Chinka wygrała trzy mocno obsadzone turnieje i jest na 5 miejscu w rankingu światowym.

W 3-dniowych zawodach Grand Prix w Tbilisi wystąpi 345 zawodniczek i zawodników z 42 krajów, w tym 10-osobowa reprezentacja Polski. W składzie poza wspomnianą Katarzyną Furmanek są Agata Perenc (-52 kg), Arleta Podolak (-57 kg), Agata Ozdoba (-63 kg) i Daria Pogorzelec (-78 kg). Żadna z nich w pierwszej rundzie nie trafiła na zawodniczkę, która byłaby całkowicie poza zasięgiem. Agata Perenc, która w czwartek 19 marca skończyła 25 lat, spotka się z wielokrotną medalistką Mistrzostw Europy Słowenką Petrą Nareks. Miesiąc temu wygrała z nią w PŚ w Austrii, więc powtórka mile widziana.

W kadrze mężczyzn są Aleksander Beta (-66 kg), Damian Szwarnowiecki (-73 kg), Jakub Kubieniec (-81 kg), Patryk Ciechomski (-90 kg) i Jakub Wójcik (-100 kg). Ostatni z wymienionych w czwartkowym losowaniu trafił na Gruzina Lashę Gurulego, aktualnego mistrza kraju, który w 2013 roku zajął 2 miejsce w PŚ w Tbilisi.

A już za tydzień GP w tureckim Samsun – kolejny turniej, podobnie jak w Tbilisi, zaliczany do kwalifikacji olimpijskich. W awizowanym składzie jest zwycięzca niedawnego Pucharu Świata w Warszawie Maciej Sarnacki ( 100 kg).

Źródło: materiały prasowe

Rosyjski gwiazdor pod ścianą

Ciąg dalszy sagi ze stosowaniem niedozwolonych środków w mieszanych sztukach walki. Niedawno na światło dziennie wypłynęła afera dopingowa z Andersonem Silvą w roli głównej. Brazylijczyk poddał się ponownym badaniom, które po raz kolejny dały wynik pozytywny. Potwierdziło się, że „Spider” stosował niedozwolone środki. Świat MMA nadal ma problem na tej płaszczyźnie.

Tym razem nie gwiazdor UFC, lecz Bellatora został przyłapany na stosowaniu niedozwolonych substancji. Aleksandr Shlemenko został poddany badaniom przed pojedynkiem z Malvinem Manhoefem podczas gali Bellator 133. Rosjanin wygrał przez nokaut, jednak okazuje się, że stosował niedozwolone środki. Takie informacje wyciekły do amerykańskich mediów sportowych. Shlemenko miał znacznie podwyższony poziom testosteronu. Rzecz jasna- informacje te nie są oficjalne, jednak władze Bellatora już wyraziły niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Shlemenko zawiódł zaufanie i poważnie naruszył swój wizerunek.

Wiadomość o tyle zaskakująca, iż Rosjanin jest uznaną postacią wagi średniej. Shlemenko uchodzi za najlepszego zawodnika swojej kategorii spoza USA. Jego umiejętności zawsze budziły wielki podziw. Shlemenko stoczył ponad pięćdziesiąt pojedynków, w Bellatorze był wyróżniającą się postacią. Dla 30-latka ostatni okres nie był najlepszy. W 2014 roku poniósł dwie porażki z rzędu – (Bellator 120 oraz Bellator 126)  -, przegrał z Tito Ortizem i Brandonem Halseyem. Rosjanin próbował odbudować formę podczas gali Fights Night – Battle of Moscow 18. Na rodzimej ziemi Shlemenko pokonał przez decyzję sędziów Yasubeya Enomoto. Bellator dał kolejną szansę Rosjaninowi, który efektownie znokautował Manhoefa, ale kontrola dopingowa dała wynik pozytywny. Być może 30-latek nie mógł poradzić sobie z presją i obawiał się rywalizacji z mocnym rywalem, jednak nie powinien dopuszczać się takich działań. Uznanie na jakie zapracował nie było warte ceny, którą może ponieść.

A może go to wiele kosztować. Jeśli wynik kontroli potwierdzi się Shlemenko znajdzie się pod ścianą. Bellator głośno zapowiada, że nie zamierza tolerować ekscesów związanych ze stosowaniem dopingu. Organizacja opowiada się za zaostrzeniem kar za występki związane z zakazanymi substancjami. Czego może się spodziewać Shlemenko? Został zweryfikowany wynik walki z Manhoefem – "no contest". Kolejne decyzje zapadną w późniejszym czasie, kiedy potwierdzi się wynik kontroli, która za pierwszym razem wykazała podwyższony poziom testosteronu. Niewykluczone, że Shlemenko będzie musiał pożegnać się z Bellatorem.

Ostatni czas obfituje w doniesienia związane ze stosowaniem dopingu. Problem w tym, że zjawisko to staje się coraz powszechniejsze. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapani zostają zawodnicy określani mianem gwiazd MMA. Wystarczy wspomnieć choćby Andersona Silvę, Jona Jonesa czy Nicka Diaza w UFC. Skala zjawiska jest coraz bardziej niepokojąca. Kwestią fundamentalną powinno być określenie, czy ów problem jest powszechny, czy dotyczy jednostek. To jest punkt wyjścia, który musi ukierunkować działania w celu zapobiegnięcia rozszerzania zjawiska obecności niedozwolonych środków w świecie MMA.

KM

Kinezjotaping w sportach walki

Sporty walki funkcjonują jako dyscypliny sportowe o tzw. wysokim stopniu ryzyka związanego z ich uprawianiem. Przyczyną powstawania urazów sportowych jest konieczność wykonywania ogromnej pracy treningowej oraz specyficzny przebieg samej rywalizacji.

Jako jedną z metod terapeutycznych w celu szybszego wyeliminowania bólu oraz stanu zapalnego wywołanego forsownym treningiem stosuje się obecnie kinezjotaping. 

Czym właściwie jest taping

Taping  zwany inaczej kinezjotapingem lub plastrowaniem to stosunkowo nowa metoda terapeutyczna polegająca na oklejaniu wybranych fragmentów ciała plastrami. Plastry te mają strukturę zbliżoną do struktury skóry, wysoką rozciągliwość, nie zawierają leków, są wodoodporne a dzięki falowemu utkaniu umożliwiają przepływ powietrza. W sportach walki stosuje się je leczniczo i zapobiegawczo np. podczas zawodów, w stanach ostrych i przewlekłych oraz bezpośrednio po kontuzjach lub stłuczeniach. Najczęściej plastrami oklejane są miejsca najbardziej narażone na kontuzje czyli stawy oraz ich okolice np. staw skokowy, kolanowy, ramienny, łokciowy, nadgarstkowy, a także odcinek lędźwiowy i szyjny kręgosłupa.

Zastosowanie w sportach walki

Praktyczne zastosowanie tapingu w sportach walki polega głównie na tym, że odpowiednio przyklejona taśma, w zależności od potrzeb stabilizuje mięśnie, rozciąga je lub ściska pozwalając na powiększenie potencjału mięśni przy skurczu lub zauważalne zredukowanie tego skurczu oraz jego skutków w czasie kontuzji. W efekcie zawodnik podczas zawodów jest silniejszy i wytrzymalszy nawet o 10%. 

Jeśli mięśnie wspomagane plastrami są mniej eksploatowane to logicznym jest, że są bardziej wytrzymałe, co dla walczącego zawodnika w praktyce oznacza, że jest bardziej wytrzymały od rywala, który plastrów nie ma. Takie właściwości kinezjotapingu sprawiają, że może być on postrzegany jako forma dopingu. 
Z drugiej strony nie można zapominać o głównym zastosowaniu tej techniki, to jest przy leczeniu urazów i regeneracji i stabilizacji.
Metoda ta jest wręcz zbawienna dla całego grona zawodników, którzy dręczeni przez kontuzje bez zastosowania plastrowania w ogóle nie mieliby szansy na start w zawodach lub na sparing. 

Specyfiką sportów walki jest, że zawodnicy są przez stosunkowo długi okres czasu narażeni na uderzenia i mikrouszkodzenia tkanek miękkich z czego wynikają opuchlizny i mikrourazy. W takich przypadkach taping ma działanie profilaktyczne, leczy w trybie natychmiastowym, a także zapobiega rozprzestrzenianiu się ogniska zapalnego. 

Na koniec należy jednak stanowczo podkreślić, że choć kinezjotaping to niezwykle skuteczna metoda terapeutyczna to najważniejszą profilaktyką urazową w każdym sporcie, nie tylko w sportach walki jest zdrowy rozsądek, odpowiedni trening i właściwa dieta.

Zapasy w Polsce pierwszy raz

Wielkie imprezy wzbudzają ogromne emocje. Poziom mistrzowski sprawia, że z każdym dniem wzrasta zainteresowanie audytorium, które chce śledzić poczynania głównych aktorów widowiska. Polska zorganizuje I Mistrzostwa Europy w zapasach do lat 23. Impreza odbędzie się w dniach 24-29 marca w Wałbrzychu.

W poprzednim roku we Wrocławiu miały miejsce mistrzostwa Europy do lat 23 w judo. Zawody cieszyły się dużym zainteresowaniem, biało-czerwoni wywalczyli jeden medal. Czy w przypadku zapasów będzie podobnie? Dyscyplina w Polsce trochę zapomniana, lekko zakurzona. Informowaliśmy Państwa o idei stworzenia ligi zapaśniczej, co z pewnością wpłynęłoby na popularyzację dyscypliny. To echo ostatnich działań, jednak na przestrzeni kilku ostatnich lat do opinii publicznej trafiły dwa wydarzenia związane z zapasami. Brązowy medal olimpijski Damiana Janikowskiego i protest Andrzeja Suprona. Trochę mało. Zapasy schowały się gdzieś z tyłu. Stoją w kolejce i czekają „na swoje”. Nieco starsi czytelnicy być może skojarzą to z czasem PRL-u, kiedy konieczna była cierpliwość. Jednak pomysł idei ligi zapaśniczej rozbudził trochę świadomość społeczną. A teraz do uszu, oczu wielu osób trafi informacja o I Mistrzostwach Europy U-23 w Wałbrzychu.

Warto pochylić się nad kwestiami podstawowymi. Otóż, zawody odbędą się w dniach 24-29 marca. Na początek zaplanowano rywalizację w stylu wolnym. Kolejne dwa dni obfitować będą w zmagania kobiet, na koniec pozostawiono styl klasyczny. Młodzi zapaśnicy będą mieli komfortowe i profesjonalne warunki do rywalizacji. Zawody odbędą się w ośrodku turystyczno-sportowym Centrum Aktywnego Wypoczynku i Centrum Przygotowań Sportowców AQUA ZDRÓJ. Wedle wstępnych ustaleń w mistrzostwach weźmie udział około 400 zawodników z 38 krajów. W akcji zobaczymy przedstawicieli państw, gdzie zapasy są niezwykle popularne – z Armenii, Azerbejdżanu, Bułgarii, Rosji, Gruzji, Francji.

Polska jako organizator czeka już tylko na przyjęcie zawodników i rozpoczęcie rywalizacji. Przygotowania przebiegły sprawnie. Pozostaje wierzyć w dobre występy naszych reprezentantów i wspaniałą atmosferę. Warto zwrócić uwagę na fakt, że impreza jest pierwszą w historii. Mistrzostwa Europy do lat 23 odbędą się w Polsce i jest to ogromna zasługa starań Polskiego Związku Zapaśniczego, którego przedstawiciele podjęli wysiłek i przekonali włodarzy światowej organizacji do swojej koncepcji. Czasami trzeba wyjść naprzeciw, poszukać szansy, aby odnieść sukces. Być może w ten sposób zapasy zyskają popularność w Polsce i z pewnością poprawią swój wizerunek w świecie.

Zapasy posuwają się w kolejce – trzeba tylko zwrócić wzrok ku podjętym działaniom. Czy impreza w Wałbrzychu przykuje uwagę opinii publicznej? Nic nie działa tak jak sukces, więc medal zdobyty podczas mistrzostw Europy U-23 będzie miał wyjątkowy wymiar. Od tego należy zacząć. W poprzednim roku Damian Janikowski zdobył brązowy medal mistrzostw Europy, jednak ta zdobycz przeszła bez większego echa. Teraz pojawia się idea ligi zapaśniczej, lada dzień odbędą się ME U-23. Polski Związek Zapaśniczy podjął działania, ale musi trafić do szerszej świadomości i rozkręcić maszynę zainteresowania.

KM

XCage 7: „Trybson” wykonał zadanie

Gala XCage 7 w Toruniu spełniła oczekiwania organizatorów, a  dla kibiców była atrakcyjnym widowiskiem. Ze swojej roli wywiązał się Paweł Trybała, który przede wszystkim pełnił rolę promocyjną, ale nie zawiódł na poziomie sportowym.

Toruńska gala była okazją do powrotu do świata MMA zawodnika, który w przeszłości występował w KSW. Maciej Górski nie zaliczył udanego występu. Popularny „Highlander” w drugiej rundzie przegrał z Sebastianem Romanowskim, który nie dał rywalowi szans okładając go mocnymi ciosami w parterze. Kolejny dobry występ na swoim koncie zapisał Hracho Darpinyan. Ormianin na punkty wygrał z Mateuszem Ostrowskim.

Walką wieczoru było starcie Adriana Zielińskiego z Victorem Tomaseviciem w wadze 73 kg. Litwin w ostatniej chwili zastąpił kontuzjowanego Rustana Khasamova. Dla Zielińskiego było to wyzwanie o szczególnym znaczeniu, gdyż w 2012 roku Polak przegrał rywalizację z „Bandito”. W Toruniu powziął sobie za główny cel rewanż za tamtą porażkę i zrealizował swój plan. Polski fighter już w pierwszej rundzie zakończył pojedynek. Dopadł rywala w parterze i okładał go ciosami, Litwin  był bezradny.

Wszyscy zwracali oczy w kierunku Pawła Trybały. Popularny „Trybson” zmierzył się z Łukaszem Stojanowskim w wadze 93 kg. Głównym założeniem marketingowym organizatorów było wzbudzenie zainteresowania szerszej publiczności galą przez osobę Trybały. „Trybson” przyciągnął uwagę, jednak zastanawiano się, czy będzie wyglądał podczas walki jak celebryta, czy raczej sportowiec. Okazało się, że Trybała poważnie podszedł do swojego zadania. Podczas walki pokazał się z dobrej strony, zaliczył udany debiut w MMA. Pierwsza runda pokazała, że w tym pojedynku „Trybson” będzie rozdawał karty. Kolejna odsłona potwierdziła przewagę Trybały, który trafił Stojanowskiego w stójce, a następnie dopadł go w parterze i dokończył dzieła.

Organizatorzy nie mogą narzekać, gdyż gala spełniła ich oczekiwania. O marce XCage dowiedziało się większe audytorium. Ponadto, okazało się, że „Trybson” ma „smykałkę” do MMA. Oprócz wartości marketingowej tkwi w nim potencjał sportowy, nad którym rzecz jasna musi pracować. Występ Adriana Zielińskiego w walce wieczoru zakończył się zwycięstwem Polaka, jednak zabrakło w nim efektownych akcji. – Walka Zielińskiego w sumie najmniej porywająca, ale to może bardziej za sprawą przeciwnika, który cały czas dążył do parteru. Postawa „Trybsona” w klatce znakomita i pod kątem promocji udało się zrobić kawał dobrej roboty – powiedział FighTime.pl Paweł Skórzewski z XCage.

Organizacja snuje kolejne plany, jednak co do dalszych poczynań nie uchyla rąbka tajemnicy. Gala w Toruniu spełniła oczekiwania. Organizatorzy są zadowoleni, gdyż w porównaniu z poprzednim wydarzeniem przybyło widzów. –  Jesteśmy bardzo zadowoleni z gali. Poziom sportowy był na najwyższym poziomie. Na halę przybyło ok. 3 400 kibiców, co jest bardzo dobrym wynikiem, ponieważ na poprzedniej gali było ok. 1 500 kibiców. Czekamy jeszcze na wyniki oglądalności w telewizji –  mówił Skórzewski.

KM

Wilder lepszy niż Kliczko

Deontay Wilder stał się dla Amerykanów nowym idolem. Pięściarz, który po ośmiu latach w końcu zdobył pas mistrzowski w wadze ciężkiej dla USA. Posiadacz pasa WBC nie zamierza stać w miejscu – chce wygrać z  Władimirem Kliczko.

Niepokonany na zawodowym ringu Wilder mistrzostwo świata zdobył pokonując na punkty Bermane Stiverna. Amerykanin z miejsca stał się czołową postacią wagi ciężkiej. Wcześniej jego umiejętności poddawano wątpliwościom, jednak zdobyciem mistrzowskiego pasa zamknął usta krytykom. Teraz czas, aby potwierdził swoją wysoką formę i stanął w obronie tytułu. Sam Wilder nie zamierza zatrzymywać się na jednym pasie. Amerykanin chce przeprowadzić atak na Władimira Kliczko. Pierwszym krokiem było słowne uderzenie w ukraińskiego mistrza.

Wilder jest pewny siebie i podkreśla swoją wyższość nad czempionem IBF/IBO/WBO/WBA. – Jestem facetem, który jest w stanie pokonać Kliczkę. Jestem pięściarzem, który wygra z nim. Prezentuję się coraz lepiej i tak będzie nadal. Kliczko jest już stary i nie zmieni nic w swojej postawie w ringu. . Obecnie jestem dziesięciokrotnie lepszy niż wtedy, kiedy sparowałem z Władimirem –powiedział Amerykanin. Wiara we własne umiejętności jest cenna i Wilder potwierdził to w pojedynku ze Stivernem. Zewsząd słyszał głosy, że jest słabszy i nie zasługuje na tytuł, a mimo to poradził sobie z pewnym obciążeniem psychicznym. Dla pięściarza to istotna umiejętność w kontekście utrzymywania pozycji na szczycie hierarchii. W swojej wypowiedzi Wilder zarysował obraz ukraińskiego mistrza, który powinien powoli myśleć o zakończeniu kariery. Wiadomo, że Kliczko osiągnął wiele w wadze ciężkiej, jednak nadal jest mistrzem i nikt nie jest w stanie mu zagrozić. Wielu próbowało, wielu głośno zapowiadało wygraną z Ukraińcem, a jednak nikomu ta sztuka nie udała się. Dlaczego Wilder miałby wygrać z wielkim czempionem?

Amerykanin chciałby przejąć dorobek Ukraińca, jednak ze swoimi planami musi się wstrzymać. Kliczko czeka na walkę z Bryantem Jenningsem, która już 25 kwietnia w Madison Square Garden. Ukraiński mistrz stanie naprzeciw niepokonanego Amerykanina, mające na uwadze przejęcie mistrzowskich pasów. Zapowiedzi jest wiele, każdy mówi niemal to samo, a nikt  nie może. Niby Kliczko coraz starszy, coraz mniej zwrotny, a w ringu kontroluje pojedynek i spokojnie wygrywa. Czy rywale nie wytrzymują psychicznie rywalizacji z Ukraińcem? Być może tu należy szukać rozwiązania niezagrożonej pozycji wielkiego mistrza.

Teraz Jennings, a potem Wilder? W kolejce jest jeszcze Tyson Fury, który słynie z ciętego języka i posiadania wielu fantazji. Anglik wielokrotnie podkreślał, że rozprawi się zarówno z Kliczko jak i z Wilderem. Wypowiedzi wszystkich potencjalnych rywali Ukraińca można sprowadzić do jednego mianownika. Próba głośnego afirmowania swojego potencjału. A Kliczko jest spokojny – wyraża szacunek dla kolejnych rywali i wychodzi na swoje.

KM

Jędrzejczyk najlepsza na świecie!

Zawodniczka Arrachionu Olsztyn spełniła swoje marzenia i zdobyła mistrzowski pas UFC w kategorii słomkowej. Joanna Jędrzejczyk weszła na szczyt MMA, dokonała czegoś wielkiego, trudno mierzalnego.

Bez wątpienia jest to ogromne wydarzenie w polskich mieszanych sztukach walki, które należy uznać za największych triumf odniesiony przez polskich fighterów. Zwycięstwo Jędrzejczyk otwiera nowy rozdział w sportach walki i zarazem pokazuje, że wytrwałość i ciężka praca prowadzą do sukcesu. Zdobycie mistrzowskiego pasa przez zawodniczkę z Olsztyna jest największym dokonaniem w historii polskiego MMA.

Przed pojedynkiem z Carlą Esparzą nie była uznawana za faworytkę. Amerykance, która w swoich rękach dzierżyła mistrzowski pas wagi słomkowej (52 kg) przyznawano większe szanse na zwycięstwo. Ponadto, Esparza miała za sobą udane występy w organizacji Invicta FC i już podczas debiutu w UFC sięgnęła po mistrzostwo. Jednakże Jędrzejczyk nie przestraszyła się faworyzowanej rywalki. Na każdym kroku podkreślała, że jej celem jest zdobycie mistrzowskiego pasa. W naszej reprezentantce może imponować pewność siebie, która poparta jest twardymi argumentami. Jędrzejczyk szybko osiągnęła sukces – tak wydaje się na pierwszy rzut oka. Po ośmiu miesiącach rywalizacji w UFC i trzeciej walce dla organizacji została mistrzynią. Warto zwrócić uwagę na drogę Polki do sukcesu. Nie narodził on się na przestrzeni tych ośmiu miesięcy, lecz był poprzedzony latami ciężkiej pracy. Kariera w kickboxingu, późniejsza rywalizacja w MMA w Polsce i poza granicami kraju przyniosła owoce. Fakt, że Jędrzejczyk wypłynęła na szeroką wodę jest zasługą jej charakteru. Poświęciła się ciężkim treningom i doskonaleniu własnych umiejętności. Pierwsza walka w UFC z Carneiro wyglądała inaczej niż dwie kolejne. Widać, że Jędrzejczyk pracowała nad parterem i podniosła poziom umiejętności, choć nadal jej najmocniejszą bronią jest stójka, a teraz bardzo dobrze wygląda na płaszczyźnie bokserskiej. Oddać jej należy, że pewność siebie, którą prezentuje jest ogromną wartość. To jest droga, którą należy podążać do sukcesu i Jędrzejczyk to udowodniła.

Esparza pokonana

Pojedynek w Dallas lepiej rozpoczęła Amerykanka. Esparza zaatakowała Polkę, była stroną aktywniejszą i dążyła do obalenia, gdyż znana jest z technik duszenia. Jednakże Jędrzejczyk mocno trzymała się na nogach i nie dopuściła do sytuacji, w której mistrzyni mogłaby wykorzystać swoją najmocniejszą broń. Pod koniec pierwszej rundy Polka serią ciosów bokserskich pokazała rywalce, że musi mieć się na baczności. To było ostrzeżenie, które w drugiej odsłonie przeszło w fazę rozstrzygającą. Jędrzejczyk zyskiwała przewagę. W pewnym momencie Esparza była bezradna i przyjmowała kolejne ciosy. Sędzia przytomnie, widząc nieporadność Amerykanki, przerwał walkę.

""

Joanną Jędrzejczyk wygrała w drugiej rundzie i mogła przymierzyć mistrzowski pas, o który z całych sił zabiegała. Po ośmiu miesiącach od debiutu w UFC Polka została najlepszą zawodniczką kategorii słomkowej. Dodatkową nagrodą dla Jędrzejczyk był bonus w postaci 50 tysięcy dolarów.

Dos Anjos lepszy od Pettisa

Głównym wydarzeniem wieczoru podczas gali UFC 185 był pojedynek w wadze lekkiej pomiędzy Rafaelem dos Anjosem, a Anthony’m Pettisem o mistrzowski pas. W regulaminowym czasie zawodnicy nie rozstrzygnęli pojedynku. Przeważał Dos Anjos, czego odzwierciedleniem były oceny sędziów – 3x 50-45.

Swój pojedynek wygrał Allistair Overeem, który na punkty pokonał Roya Nelsona. Henry Cejudo odniósł ósme zawodowe zwycięstwo. Amerykanin na punkty pokonał Chrisa Cariaso. Bonusy otrzymali: Rafael dos Anjos, Ross Pearson oraz Beneil Dariush.

Walka wieczoru o pas wagi lekkiej: Dos Anjos – Pettis – na punkty wygrał Dos Anjos
Walka o pas w wadze słomowej: Jędrzejczyk – Esparza – Polka wygrała przez TKO w drugiej rundzie
170Ibs: Hendricks pokonał Browna – na punkty
265Ibs: Overeem pokonał Nelsona – na punkty
125Ibs: Cejudo pokonał Cariaso – na punkty

Karta wstępna
155Ibs: Pearson pokonał Stouta – przez KO
185Ibs: Theodorou pokonał Narvaeza – przez TKO
155Ibs: Dariush pokonał Cruickshanka – przez poddanie (duszenie zza pleców)
265Ibs: Rosholt pokonał Copelanda – przez TKO

KM

Brodnicka i Wach zrobili swoje

Na gali w Lubinie kolejne zwycięstwa odnieśli Ewa Brodnicka i Mariusz Wach. Pojedynki nie znalazły rozstrzygnięcia przed czasem, jednak sędziowie nie mieli wątpliwości, komu należy się wygrana.

Ewa Brodnicka stanęła przed trudnym wyzwaniem, gdyż Gina Chamie w swojej karierze dwukrotnie walczyła o mistrzowskie pasy. Co prawda Węgierka przegrała pojedynki o stawkę, jednak pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Solidna, twarda i głodna sukcesu Węgierka była kolejnym wyzwaniem w karierze Brodnickiej, która mierzy w mistrzowski pas. Polka była wyższa i cięższa, co w pewnym stopniu dawało jej przewagę. Brodnicka od początku przejęła kontrolę nad pojedynkiem, nie pozwalając rywalce na wykorzystanie potencjału. Chamie przyjmowała ciosy Polki, która z każdą rundą zaznaczała swoją przewagę. Jednakże Węgierka nie dała się znokautować, ale oceny mówią same za siebie – 80-72, 79-73, 80-72. Dzięki wygranej zawodniczka Tymex Boxing Promotions sięgnęła po tytuł międzynarodowej mistrzyni Polski wagi super lekkiej.

Teraz na Brodnicką czekają kolejne wyzwania. Bokserka podkreśla, że w tym roku chciałby walczyć o mistrzostwo świata. Pojedynek z Chamie z pewnością uwydatnił potencjał Brodnickiej i pokazał, że jest gotowa do podjęcia kolejnych kroków w realizacji zamierzeń. Czy Polka będzie kontynuowała występy w Polsce? Być może droga do mistrzostwa będzie prowadziła przez Argentynę. Wszystko w rękach promotora Mariusza Grabowskiego i sztabu Brodnickiej, który powinien podjąć wszelkie starania w celu dalszego rozwoju bokserki.

Trzecia wygrana po powrocie

Trudno powiedzieć, żeby Mariusz Wach stanął w Lubinie przed wyzwaniem. Gbenga Oluokun był rywalem, którego „Wiking” musiał pokonać i zrobił to. Wach wygrał na punkty, jednak Nigeryjczyk okazał się niewygodnym przeciwnikiem. Choć Polak kontrolował rywalizację i od początku zaznaczał wyraźnie swoją przewagę to Oluokun w końcowej fazie starcia zagroził „Wikingowi”.

Nigeryjczyk wytrzymał pojedynek kondycyjnie i nie przestraszył się Wacha. Oluokun odpowiadał naciosy Wacha, które były precyzyjne, jednak brakowało w nich elementu szybkości i zaskoczenia. Przeciwnik Polaka twarda trzymał się na nogach i starał się kontratakować. O wyniku pojedynku musieli rozstrzygnąć sędziowie, których karty jednogłośnie przedstawiły zwycięstwo Wacha: 80-72, 79-73, 80-72.

Tym samym Polak odniósł trzydzieste zwycięstwo na zawodowym ringu, a trzecie po powrocie po absencji spowodowanej zawieszeniem za stosowanie niedozwolonych środków. Wach pokonał Kurtagicia, Walkera i teraz zwyciężył z Oluokunem. Czas adaptacji i roztrenowania powinien zakończyć się. Aby wrócić na szczyt „Wiking” musi rywalizować na poważnie i z coraz mocniejszymi przeciwnikami. Jednak pojedynek z Oluokunem uwydatnił, że Wachowi brakuje jeszcze dokładności i siły, która pozwoliłaby mu wygrywać przed czasem. Zawodnik koniecznie musi poprawić kondycję, gdyż ktoś szybszy niż Nigeryjczyk mógłby poważnie zagrozić Polakowi.

Dziesiątka Gerleckiego

Galę w Lubinie otworzyło starcie Roberta Milewicza z Gordanem Glisiciem. Na punkty wygrał Polak. W innym pojedynku Michał Leśniak nie dał szans Lukasowi Leskoviciowi.

Damian Wrzesiński już w pierwszej rundzie z bliska przyjrzał się deskom na ringu w Lubinie. Po mocnym lewym sierpowym Chacygowa Polak padł, ale wstał i kontynuował pojedynek. W trzeciej rundzie Wrzesiński wziął rewanż na rywalu, który nie był w stanie walczyć dalej. Farouk Daku padł ofiarą Roberta Parzęczewskiego. Polak pewnie wygrał na punkty.

W kategorii półciężkiej kolejny pojedynek stoczył Michał Gerlecki. Polak stanął przed trudnym wyzwaniem, gdyż przyszło mu się mierzyć z Stjepanem Boziciem – byłym pretendentem do tytułu mistrza świata WBA. Gerlecki szybko przystąpił do działań, co dało efekt. W czwartej rundzie Polak wygrał przez techniczny nokaut. Tym samym Gerlecki odniósł dziesiąte zwycięstwo na zawodowym ringu.

KM

Wzrośnie popularność zapasów?

Zapasy w swej istocie leżą u podstaw sportu, były jedną z pierwszych dyscyplin. Rodziły wielkich wojowników, którzy dostępowali najwyższych zaszczytów. Z czasem zapasy stawały się coraz mniej atrakcyjne i usytuowały się gdzieś z boku.

Doszło nawet do dyskusji na temat wycofania dyscypliny z programu igrzysk olimpijskich. Doskonale pamiętamy wystąpienie Andrzeja Suprona, który z tego powodu oddał swój medal na znak protestu. Fala protestów rozszerzała się. Medal olimpijski postanowił również zwrócić mistrz z Atlanty Walentyn Jordanow, a wybitny zapaśnik Armen Nazarjan głodował. Taki klimat panował wokół zapasów dwa lata temu. W Polsce zapasy cieszą się coraz mniejszą popularnością. Wiele klubów ma problemy finansowe, nie mają wsparcia w jednostkach samorządu terytorialnego. Zapasy nie są medialne, medal Damiana Janikowskiego był krótkotrwałym efektem, który przyniósł większą popularność zawodnikowi niż dyscyplinie. Jednak sytuacja może ulec zmianie.

Pojawiła się idea stworzenia zawodowej ligi zapaśniczej, co ma nastąpić po najbliższych Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Warto podkreślić, iż pomysł ten jest innowacyjny. Zakłada bowiem, że w drużynach startować będą mogli zawodnicy stylu klasycznego oraz wolnego, a także kobiety. W tym celu zostały już podpisane stosowne dokumenty. Umowy zostały zawarte przez prezesów: Polskiego Związku Zapaśniczego Grzegorz Pieronkiewicz i Krajowej Ligi Zapaśniczej Damian Fedorowicz. Dzięki temu w Polsce powstanie zawodowa liga zapaśnicza, w której startować będzie mogło po trzech zawodników w stylu wolnym i klasycznym oraz trzy zawodniczki w kategoriach olimpijskich.

Takie połączenie jest niezwykle emocjonujące i różnicuje rywalizację. Idea ligi zapaśniczej z pewnością wzmocni wizerunek zapasów i spowoduje popularyzację dyscypliny. Na płaszczyźnie sportowej pozwoli na wzmocnienie rywalizacji. Do Polski będą przyjeżdżać zagraniczni zawodnicy, co z pewnością podniesie poziom naszych zapasów i będzie znakomitą okazję do rozwoju dla młodych adeptów. Powstanie ligi pozwoli również przyciągnąć do zapasów najmłodszych. Będzie to znakomita okazja do rozwoju dyscypliny i popularyzacji na poziomach lokalnych. Do tego dochodzi promocja w telewizji. Trwają rozmowy na temat transmisji z rozgrywek, zainteresowanie wyraziły trzy stacje.

W lidze będzie mogło wystartować maksymalnie szesnaście drużyn. Pomysł stworzenia rozgrywek jest dobrą formą podtrzymania formy dla zawodników w przypadku braku startów, a także rozwoju sportowego oraz popularyzacji zapasów. Na obecnym etapie akces do uczestnictwa w zmaganiach zgłosiło osiem ekip: Śląsk Wrocław, Agros Żary, Zagłębie Wałbrzych, AKS Białogard, Unia Racibórz, Olimpijczyk Radom, AKS Piotrków Trybunalski oraz razem dwie poznańskie drużyny Grunwald i Sobieski. Inauguracja planowana jest po igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Strony podejmujące projekt mają więc półtora roku na przygotowanie fundamentów pod realizację sportowych zmagań. Idea jest godna uwagi. Powstanie ligi z pewnością miałoby pozytywny wpływ na rozwój polskich zapasów i  byłoby istotnym krokiem na drodze profesjonalizacji oraz popularyzacji dyscypliny.

KM

 

Kolejne podium Furmanek

Podczas zawodów Pucharu Świata w Casablance Katarzyna Furmanek (+ 78 kg) zaliczyła występ na wagę medalu. Polska judoczka wywalczyła drugie miejsce.

Na początku warto wspomnieć, że zawody w Casablance zaliczane są do kwalifikacji olimpijskich. Drugie miejsce w Pucharze Świata to kolejne ważne punkty w rozgrywce o wyjazd na Igrzyska do Rio de Janeiro. W Casablance wygrała dwie walki, a do pełni szczęścia Polce zabrakło tylko zwycięstwa w finale. Furmanek przez ippon pokonała kolejno: Jodie Myers i Aleksandrę Babincewą. Porażka w finale była niefortunna, gdyż nasza zawodniczka przegrała tylko jedną karą shido. W decydującym pojedynku Furmanek zmierzyła się z Włoszką Elisą Marchio. Polka zebrała trzy kary shido, jej rywalka dwie.

Katarzyna Furmanek notuje kolejny dobry start w tym sezonie. Dwie tygodnie temu judoczka triumfowała podczas zawodów Pucharu Świata w Czechach. Warto podkreślić, że Furmanek startuje w nowej dla siebie kategorii wagowej – +78 kg. Wcześniej startowała w 78 kg. Widać, że zmiana wyszła Polce na dobre, gdyż z każdym kolejnym występem radzi sobie coraz lepiej. Triumf w Pradze i drugie miejsce w Casablance są dobrym prognostykiem przed mistrzostwami Europy i świata.

W Casablance z dobrej strony pokazała się Karolina Tałach (63 kg). Polka zawody zaczęła od rywalizacji z reprezentantką Egiptu – Shorok Shoer. Tałach wygrała przez waza-ari. Zdecydowanie w Casablance naszej zawodniczce nie leżały rywalki z Francji. W ćwierćfinale przegrała z Anne – Laure Bellard, jednak w tej walce niewiele zabrakło do szczęścia. Polka przegrała jedną karą shido. W walce repasażowej Tałach zwyciężyła przez yuko Helene Wezeu Dombeu. Walka o brązowy medal nie potoczyła się po myśli naszej judoczki, która ponownie trafiła na rywalkę z Francji. Marielle Pruvost pokonała Tałach przez ippon. Tym samym reprezentantka Polski uplasowała się na piątej pozycji. W porównaniu z poprzednim startem w Pradze Tałach zaliczyła lepszy występ. Podczas zawodów w Czechach judoczka zajęła siódmą lokatę. Nieudane występy zaliczyły Magdalena Miller (57 kg) oraz Dominika Błach (63 kg), które odpadły już w eliminacjach.

W Hiszpanii odbył się Puchar Europy kadetów, w którym nasi reprezentanci zdobyli cztery krążki. Po srebrne medale zdobyli Barbara Kulik (63 kg) i Maciej Krogulski (73 kg), na trzecim stopniu podium stanęli Vanessa Machnicka (52 kg) i Iwo Baraniewski (81 kg).

Katarzyna Furmanek w Casablance potwierdziła, że triumf w Pradze nie był przypadkiem. Polka gromadzi cenne punkty w wyścigu po bilet do Rio de Janeiro. Żeńska reprezentacja Polski w judo prezentuje się bardzo dobrze i możemy liczyć na medal w drużynie z najważniejszych imprez w tym sezonie.

 

KM

Czy Brodnicka wygra z głodem?

Ewa Brodnicka staje przed kolejnym wyzwaniem. 14 marca na gali Tymex Boxing Promotion oraz Global Boxing w Lubinie posiadaczka interkontynentalnego mistrzostwa świata WBF zmierzy się z Giną Chamie.

Brodnicka na zawodowym ringu nie zaznała goryczy porażki i nie ma zamiaru poznawać tego smaku. W ostatnim pojedynku Polka rozprawiła się z doświadczoną Bułgarką Galiną Gumliiską. Sędziowie nie mieli wątpliwości i jednogłośnie przyznali zwycięstwo Brodnickiej, która w ubiegłym roku wywalczyła interkontynentalne mistrzostwo świata WBF w wadze super lekkiej. W Lubinie Polka zmierzy się z Giną Chamie. Brodnicka intensywnie przygotowywała się do rywalizacji pod okiem trenera Krzysztofa Drzazgowskiego. Podczas treningów sparowała z Anną Słowik, a także z bokserami. Brodnicka przepracowała okres przygotowań intensywnie na każdej płaszczyźnie – siłowej, wytrzymałościowej oraz taktycznej. W pojedynku z Chamie Polka będzie faworytką.

Najbliższa rywalka Polki jest głodna sukcesu. Czy Chamie zaspokoi swoje pragnienia w pojedynku z Brodnicką? 24-latka staje do rywalizacji z niepokonaną Polką, ale z pewnością nie zrobi to na niej wrażenia. Brodnicka jest wytrzymałą, silną, a przede wszystkim utalentowaną bokserką i musi potwierdzić to w ringu. Chamie mimo młodego wieku ma już bogate doświadczenie. Węgierka dwukrotnie walczyła o mistrzowskie pasy, jednak w obu przypadkach przegrała. Z Nicole Wesner rywalizowała o wakujący tytuł międzynarodowej mistrzyni świata WBF i w trzeciej rundzie została znokautowana. To był ostatni pojedynek Chamie, która walczyła również o pas WBO z Ramoną Kuehne. Prezentowała się dobrze i toczyła wyrównany bój, jednak z powodu kontuzji w szóstej rundzie rywalizacja dobiegła końca. Chamie legitymuje się bilansem jedenastu zwycięstw i dwóch porażek. Można wnioskować, że Węgierka nie wytrzymuje psychicznie pojedynków o stawkę, choć warto podkreślić wartość przeciwniczek, z którymi mierzyła się w rywalizacji o mistrzowskie pasy.

Czym Chamie może zaskoczyć Brodnicką? Młoda zawodniczka dobrze trzyma się na nogach i nie unika walki. Chamie potrafi płynie przejść z defensywy do ataku. Do tej pory wygrała pięć pojedynków przez nokaut. Z pewnością Brodnicka będzie uważna i postara się od początku kontrolować przebieg walki. Polka powinna narzucić własne warunki, gdyż Chamie może wykorzystac każdy moment zawahania. Mimo młodego wieku boksowała już o najwyższe cele i stoczyła więcej pojedynków na zawodowym ringu niż Brodnicka. Starcie pań zapowiada się ciekawie. W ringu spotkają się zawodniczki z potencjałem, które będą chciały wygrać i otworzyć sobie kolejne drogi zawodowej kariery. Brodnicka chce w tym roku walczyć o mistrzostwo świata, wygrana z Chamie z pewnością przybliżyłaby Polkę do realizacji tego celu. Rywalizacja z Węgierką ma być pierwszym krokiem do nasycenia się.

W Lubinie trzeci pojedynek po powrocie na ring stoczy Mariusz Wach. „Viking” zmierzy się z Gbengą Oluokunem, który zapomniał, czy jest wygrana. Wach powinien bez problemu dopisać kolejne zwycięstwo do swojego bilansu. Na gali w Lubinie zaprezentują się również Damian Wrzesiński, Michał Gerlecki, Michał Leśniak, Robert Parzęczewski.

KM

Jędrzejczyk idzie na wojnę

Polską zawodniczkę interesuje tylko jedno – mistrzowski pas. 14 marca podczas gali UFC 185 w Dallas Joanna Jędrzejczyk zmierzy się z Carlą Esparzą w pojedynku, którego stawką będzie mistrzostwo wagi słomkowej.

Polka musi zrobić tylko jeden krok, aby wejść na szczyt. Tak niewiele dzieli ją od spełnienia marzeń i ogromnego szczęścia. Jędrzejczyk jest blisko, ale musi być gotowa na wojnę. Carla Esparza tanio skóry nie sprzeda i zrobi wszystko, aby pozostać mistrzynią. Plany Jędrzejczyk są nieco inne, Polka chce odebrać tytuł rywalce. Czy w takim wypadku możliwy jest kompromis? Brzmi to dość śmiesznie. Kompromis w walce? Gdzie tam! Nie będzie żadnych pertraktacji, oktagon wszystko rozstrzygnie. Któraś ze stron będzie musiała ustąpić i przyjąć rację drugiej. Jak to będzie wyglądało?

Joanna Jędrzejczyk uwiodła UFC, szybko dotarła na salony. Pierwszą walkę dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie stoczyła w lipcu ubiegłego roku. Polka na punkty pokonała Julianę de Lima Carneiro. Drugi występ Jędrzejczyk w UFC był niezwykle efektywny, emocjonujący i rozbudził apetyty na kolejne występy naszej zawodniczki. Choć nie obyło się bez wątpliwości. Sędziowie uznali, że Jędrzejczyk była lepsza, Claudia Gadelha musiała pogodzić się z porażką, choć uznawała ją za niesłuszną. Polka zaprezentowała w rywalizacji z Brazylijką charakter i ambicję, które pomogły przetrwać jej trudne chwile. Jędrzejczyk pokazała się światu w 2013 roku, kiedy to w Moskwie wygrała z Julią Berezikovą. Był to pierwszy sygnał, że w kobiecym MMA pojawia się ciekawa postać. W czerwcu 2014 roku podczas gali CWFC Super Saturady przez nokaut pokonała Rosi Sexton, a miesiąc później podpisała kontrakt z UFC. Kariera Jędrzejczyk rozwija się błyskawicznie, a Polka staje obecnie przed życiową szansą.

Jeden warunek – wygrana z Esparzą. Można zachwalać Jędrzejczyk i wspierać ją w drodze do sukcesu, ale należy uświadomić sobie, że zwycięstwo nie przyjdzie łatwo. Esparza to zawodniczka wysokich lotów. De facto – ma mniejsze doświadczenie niż Jędrzejczyk w UFC. Esparza stoczyła zaledwie jeden pojedynek, ale już jest mistrzynią wagi słomkowej. 27-latka w debiucie w UFC pokonała przez duszenie Rosę Namajunas. Z powodzeniem radziła sobie podczas występów w organizacji Invicta FC, gdzie była mistrzynią w kategorii do 52 kg. Amerykanka poniosła w swojej karierze dwie porażki, ale są to odległe czasy. Ostatni pojedynek Esparza przegrała w czerwcu 2011 roku z Jessicą Aguilar. Jędrzejczyk wtedy koncentrowała się jeszcze na kickboxingu. Esparza jest fenomenalna na płaszczyźnie zapaśniczej i tu będzie upatrywała recepty na sukces. Jędrzejczyk dominuje w stójce, jednak intensywne treningi wyraźnie poprawiły jej umiejętności w parterze. Mimo wszystko Polka musi być uważna „na plecach”.

Jędrzejczyk jest zmotywowana i celuje w zdobycie mistrzowskiego pasa. Stara zasada: Polka może, Esparza musi. Jędrzejczyk jest w uprzywilejowanej pozycji – trudniej jest obronić niż zdobyć. Jedna i druga wykonały duży postęp, z miejsca stały się czołowymi postaciami kobiecego UFC. Joanna Jędrzejczyk staje przed ogromną szansą na zapisanie się w historii polskiego MMA. Polka zdecydowała się kontynuować swoją karierą poza granicami kraju i dość szybko może stać się mistrzynią najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Czy w Dallas spełni swoje marzenia? Wystarczy, że uczyni krok.

KM

Pro Kabaddi – po raz pierwszy w Polsce

Pro Kabaddi – po raz pierwszy w Polsce!

Kabaddi to niezwykle popularna w Indiach, Pakistanie i Bangladeszu gra zespołowa, znana od blisko czterech tysięcy lat. W pierwszym z tych państw – uznawanym za kolebkę tego sportu – w ubiegłym roku zorganizowano pierwsze sformalizowane mistrzostwa kraju. W trwającym niewiele ponad miesiąc turnieju udział wzięło osiem drużyn, które rozegrały łącznie 56 meczów w sezonie regularnym i cztery w play-off – dwa półfinały, finał i mecz o trzecie miejsce. W FightKlubie pokażemy najciekawsze spotkania całego sezonu. Pro Kabaddi po raz pierwszy polscy widzowie zobacząwsobotę 14 marca o godzinie 22:00.

[kod]

Źródło: materiały prasowe

Michele Focosi kontra Bence Molnar w starciu o pas IBF basenu Morza Śródziemnego.

Wiele emocji czeka widzów boksuZapraszamy w piątek na 21:00 na kolejną galę bokserską na żywo z Półwyspu Apenińskiego. Tym razem w nadmorskiej Falconara Marittima zobaczymy starcie o tytuł IBF basenu Morza Śródziemnego w kategorii lekkiej. Zaledwie 19-letni, choć mający na koncie już piętnaście zawodowych walk, pochodzący z Węgier Bence Monar skrzyżuje pięści ze starszym od niego o trzynaście lat Michelem Focosim. Dla młodziutkiego Węgra to już druga w karierze walka o tytuł. W listopadzie ubiegłego roku zmierzył się on w Finlandii z Tuomo Eronenem o pas Baltic Boxing Union i wyraźnie przegrał na punkty jednogłośną decyzją sędziów. Miesiąc później zrehabilitował się jednak zwyciężając z Tamasem Vozarem. Czy i tym razem będzie schodził z ringu z podniesioną głową? Dowiemy się już w najbliższy piątek o 21:00.

Źródło: materiały prasowe

Maciej Sulęcki

Polski bokser wagi średniej urodzony 2 maja 1989 roku w Warszawie. Trenować boks zaczął w wieku 11 lat. Jest wychowankiem Romana Misiewicza ze stołecznej Gwardii Warszawa.  Jako amator stoczył 140 walk, z których wygrał 110 razy. Trzykrotnie zdobył tytuł Mistrza Polski juniorów. 19 czerwca 2010 roku zadebiutował na zawodowych ringach pokonując Adama Gawlika przez nokaut w pierwszej rundzie.  18 sierpnia 2010 roku w Międzyzdrojach wygrał przez jednogłośną decyzje sędziów z Łotyszem Andrejsem Loginowsem. Pierwszym poważnym sprawdzianem dla Macieja było starcie z byłym mistrzem wagi półśredniej Ukraińcem Jurijem Nużnienką, którego pokonał na punkty.  23 lutego 2013 roku zmierzył się z niepokonanym Polakiem Robertem Świerzbińskim. Sulęcki wygrał po zaciętym pojedynku na punkty. W pojedynku wieczoru gali Ełk Boxing Night, pokonał na punkty Łukasza Wawrzyczka zdobywając tytuł mistrza RP. Była to pierwsza walka pod okiem trenera Andrzeja Gmitruka. 1 marca 2014 roku w Suwałkach pokonał jednogłośnie na punkty reprezentanta Francji Howarda Cospolite. 10 maja 2014 roku pokonał Francuza Nicolasa Diona, zdobywając pas międzynarodowego mistrza RP wagi super średniej. 8 listopada 2014 roku Sulęcki pokonał byłego mistrza Europy Grzegorza Proksę.  W lutym 2015 roku podpisał kontrakt z Amerykańskim promotorem Alem Haymonem.

Koniec zamieszania wokół Sulęckiego

Relacja Macieja Sulęckiego i Andrzeja Gmitruka była powszechnie znana. Była, gdyż już nie jest. Panowie zakończyli współpracę, jednak okoliczności rozstania odbyły się w nerwowej atmosferze.

Gmitruk trenował Sulęckiego, był wsparciem dla pięściarza i swego rodzaju drogowskazem. Ostatnim wspólnym sukcesem mistrza i ucznia była wygrana podczas listopadowej gali Polsat Boxing Night z Grzegorzem Proksą. Popualrny „Striczu” znokautował w siódmej rundzie byłego mistrza Europy. Sulęcki trenował pod okiem Andrzeja Gmitruka i Pawła Kłaka, jednak chciał się dalej rozwijać i walczyć o najwyższe cele. Oczywiście jest to naturalne, jak najbardziej zrozumiałe. Sulęcki zdecydował podpisać się kontrakt z Alem Haymonem,Sferis KnockOut Promotions i Warriors Boxing. Zawodnik wybrał opcję rozwoju oraz nowych możliwości.

Na tym polu niedomówień między trenerem, a bokserem być nie może. Jasne jest, że Sulęcki, który jest niepokonany na zawodowym ringu dąży do jak najlepszego wykorzystania własnych umiejętności. Pięściarz liczył, że w dalszym rozwoju będzie mógł liczyć na pomoc trenera Gmitruka. Kością niezgody stała się sama informacja. Gmitruk dowiedział się o wszystkim po fakcie. Ponadto, zdaniem trenera umowa nie była precyzyjna – nie wskazywała, kto odpowiada za określony zestaw zadań. W myśl ustaleń Gmitruk został zwolniony z opłat za przygotowania zawodnika i sparingpartnerów, a za pracę z pięściarzem miał nie pobierać wynagrodzenia. Wokół sytuacji wybuchła prawdziwa burza, w której uczestniczyli Gmitruk, Sulęcki oraz osoby współpracujące z najlepszym polskim bokserem wagi średniej.

Wedle trenera styl zachowania pięściarza był nie do zaakceptowania. Gmitruk nie mógł si ę pogodzić z tym, że Sulęcki podjął taką decyzję, wedle szkoleniowca niekorzystną. Pojawiły się głosy, że trener nie mógł się pogodzić z sytuacją, gdyż uderzała ona w jego interesy. Gmitruk nadal chciał być trenerem oraz współpromotorem Sulęckiego. Dochodziło do absurdalnych sytuacji, w których trener prosił zawodnika, aby ten opuścił salę treningową. Brak dialogu stał się podstawą licznych nieporozumień, niedomówień, co świadczy o braku odpowiedzialności w regulowaniun kwestii na poziomie formalnych. Prezentowana sytuacja wygląda mało profesjonalnie. Dodatkowe zamieszanie niczemu nie służyło, a wręcz przeciwnie zaszkodziło i pokazało pewne ułomności w drodze poszukiwania kompromisu.

Wydaje się, że całą sprawę kończy oświadczenie Sulęckiego. Bokser potwierdza, że współpraca z Gmitrukiem została zakończona, jednak potwierdza, iż liczył na kontynuację treningów. Ponadto, Sulęcki wyraził podziękowania dla trenera za wkład włożony w jego rozwój, poświęcony czas i uwagę. Teraz przed Sulęckim kolejny rozdział w zawodowej karierze. 24 kwietnia „Striczu” stoczy pojedynek w USA. W kontekście pojedynku pojawiło się nazwisko Scotta Sigmona jako potencjalnego rywala najlepszego polskiego boksera wagi średniej. Całą sprawą zajmują się promotorzy Sulęckiego – Andrzej Wasilewski i Leon Margules. Podczas kwietniowego starcia w narożniku pięściarza pojawi się nowy trener. 

KM

Warszawa czeka na karate

Rozpoczęło się wielkie odliczanie. W kwietniu w Warszawie odbędą się Mistrzostwa Europy Karate Shinyokushin 2015 (MEKS).

U podstaw karate leży podkreślenie wartości i rozwój duchowy. Z jednej strony istotą jest doskonalenie się, ale warto podkreślić element walki parterowej. W środowisku karate nadal trwa dyskusja, co do zasad, które mogłyby umożliwić popularyzację dyscypliny. Głównie tyczy się to formuły rozumianej w kategoriach sportu z elementami samoobrony. Bez wątpienia karate jest dyscypliną, która ma wartość. Należy podkreślić, że powstała na gruncie judo i charakteryzuje się systemem mistrz – uczeń. To niezwykle istotny znak, który uwydatnia szczególny charakter karate.

Polscy fani sportów walki z bliska będą mogli poznać karate shinyokushin. Z pewnością warto zgłębić wiedzę na temat tej dyscypliny i zainteresować nią najmłodszych. Mistrzostwa Europy karate shinyokushin odbędą się w dniach 17 – 18 kwietnia na warszawskim Torwarze. Pierwszego dnia organizatorzy zaplanowali eliminacje i finały w kategorii juniorów. Lista zawodników jest zamykana i w najbliższych dniach powinniśmy poznać personalia tych, którzy będą walczyć na warszawskim Torwarze. Drugiego dnia zawodów zaplanowano rywalizację seniorską.

Kilka słów o organizatorze. Zaszczyt ten przypadł Bielańskiemu Klubowi Karate Kyokusihn, dla którego jest to ogromne wyróżnienie. Istnieje on od 1992 roku, a jego założycielami są Mariusz Mazur i Andrzej Niedzielski – wybitni trenerzy i instruktorzy. Europejska Organizacja Karate obdarzyła Polską Federację Karate Shinkyokushin ogromnym zaufaniem. Z pewnością warto podkreślić fakt, że impreza tej rangi zostanie zorganizowana w Polsce. Dodatkowo w tym roku będą miały miejsce również Mistrzostwa Świata Open, które odbędą się w Tokio. W karate czas wielkich imprez.

Wedle przypuszczeń w zawodach weźmie udział około 300 zawodników z 26 krajów. Po raz kolejny dzięki sportom walki Polska, w tym przypadku szczególnie Warszawa, ma okazję do promocji i pokazania własnej kultury oraz możliwości udźwignięcia ciężaru organizacji imprezy rangi mistrzowskiej. Istotne jest wsparcie dla organizatora z ośrodków zewnętrznych. Patronat nad imprezą objęli Prezydent Miasta st. Warszawy, pani Hanna Gronkiewicz-Waltz, Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Ambasada Japonii w Polsce.

Mistrzostwa Europy Karate Shinyokushin 2015 są okazją do promocji Polski, ale także karate w Polsce. Do odkrycia jego głębi, potencjału oraz wartości. Rzecz jasna, że ta sztuka walki kojarzy się nam z kręgami japońskim, jednak w naszej kulturze nigdy nie przebiła się do szerszej świadomości. Zdarza się, że w szkołach swoje filie tworzą kluby karate, które chcą w ten sposób zachęcić do treningu dzieci. 17 – 18 kwietnia będą szczególną okazją aby przyjrzeć się zmaganiom zawodników karate na najwyższym poziomie. Warto wykorzystać tę szansę i poznać dyscyplinę z bliska. Wtedy być może dokonamy hierarchii, będziemy mieli szersze spojrzenie na sporty walki i w sposób obiektywny ocenimy ich wartość. Polska dostała szansę od Europejskiej Organizacji Karate, niech ją jak najlepiej wykorzysta dla siebie i dla rozwoju dzieci oraz młodzieży.

KM

 

Trybson napędza machinę XCage

Fakt, że Paweł Trybała wystąpi na gali XCage 7 wzbudza ogromne zainteresowanie. Organizacja wykorzystuje wizerunek „Trybsona”, co ma służyć popularyzacji marki. Gala odbędzie się 13 marca w Toruniu.

Kolejne emocje na polskiej arenie mieszanych sztuk walki. Organizacja XCage stawia kolejny krok na drodze popularyzacji swojego produktu. Do gali pozostały godziny, na horyzoncie nie widać żadnych przeszkód. – Przygotowania do gali idą zgodnie z planem. Właśnie wkroczyliśmy w ostatni etap promocyjny i zainteresowanie galą jest coraz większe – powiedział FighTime.pl Paweł Skórzewski z XCage.

W ostatniej chwili pojawiły się trudności związane z walką wieczoru. Z powodu kontuzji z udziału w gali musiał zrezygnować czołowy zawodnik. W walce wieczoru zaprezentuje się Adrian Zieliński, który nie znalazł pogromcy od sześciu pojedynków. Początkowo polski fighter miał się zmierzyć z Rustamem Khasanovem, jednak Rosjanin wypadł z gali z powodu kontuzji. Zieliński stoczy pojedynek z Litwinem Viktorem Tomaseviciem. Obaj panowie mieli już przyjemność spotkać się ze sobą w 2012 roku, jednak w tamtym przypadku w lepszym nastroju walkę kończył „Bandito”. W Toruniu Zieliński liczy, że uda mu się zrewanżować za wcześniejszą porażkę. Stawką pojedynku wieczoru nie będzie mistrzowski pas.

Podczas gali zaprezentuje się znany z występów w KSW Maciej Górski, który zmierzy się z Sebastianem Romanowskim. Niepokonany Michał Bacik stoczy pojedynek z Tymoteuszem Pledziewiczem. Na XCage 7 zaprezentują się również zawodnicy świetni znani z poprzednich gal organizacji m.in. Tomasz Romanowski i Kamil Roszak.

Główną uwagę skupia Paweł Trybała, znany z jednego z programów rozrywkowych. Należy oddać, że „Trybson” ma doświadczenie w sportach walki. Brał udział w zawodach, a także trenuje w klubie Rio Grappling Club Dąbrowa Górnicza.”Trybson” zmierzy się z Łukaszem Stojanowskim, który do tej pory stoczył dwa pojedynki w MMA. Organizatorzy nie ukrywają nadziei wiązanych z występem Trybały. – Angaż Pawła Trybały ma na celu przyciągnięcie na halę szerszej publiczności, która przypuszczalnie nie wybrałaby się na galę w innym przypadku. Pozostałe osiem walk z rozpiski posiada bardzo dużą wartość sportową, jednak rynek MMA jest na tyle specyficzny, że potrzebne są takie działania by wznieść się na wyższy pułap. Wychodzimy z założenia, że kibic, który przyjdzie "na Trybsona" zobaczy innych doskonałych zawodników i zainteresuje się ich walkami – mówił Skórzewski. Rodzi się pytanie o wartość sportową występu „Trybsona”, który mimo faktu trenowania sportów walki nigdy nie prezentował się na takim poziomie. – Jeżeli chodzi o samego „Trybsona” zrobił on bardzo duże postępy kondycyjne oraz techniczne. Zawodnik jest świetnie przygotowany do każde płaszczyzny walki – powiedział Skórzewski.

Czy „Trybson” spełni pokalane w nim nadzieje? Trybała stał się twarzą XCage 7 i od chwili angażu wzbudzał ogromne zainteresowanie. Z pewnością organizacja zyskała na tym działaniu, jednak teraz musi potwierdzić swoją wartość na płaszczyźnie sportowej.

 

KM

Łukasz Wichowski

Polski zawodnik Kick-Boxingu kat. -81kg (full contact) / -79kg (light contact) urodzony 10 września 1990 roku w Warszawie. Obecnie absolwent Politechniki Warszawskiej kierunku inżynieria środowiska.

Swoją przygodę z kick-boxingiem rozpoczął w 2006r trafiając do sekcji KS Nadstal prowadzonej przez Tomasza Bąka, a od 2013r trenuje pod okiem 6-krotnego Mistrza Świata Piotra Siegoczyńskiego w klubie sportowym X Fight Piaseczno. Od 2014r nawiązał współpracę z zawodową grupą DSF Kick-Boxing Team, w której jest zawodnikiem formuły full contact.

Swoją karierę sportową rozpoczynał od formuł planszowych tj. pointfighting i light contact. W formule light contact w 2009r będąc jeszcze juniorem zdobył brązowy medal w rozgrywkach seniorskich na międzynarodowym turnieju Austrian Classic w Austrii ulegając jednemu z niepokonanych dotąd Mistrzów Świata Zoltanowi Dancsowi; tego samego roku zdobył złoto na Pucharze Świata w Lignano Sabiarodo oraz brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Neapolu. W 2014r w tej formule zdobył także 2 puchary świata w Austrii i na Węgrzech.

Decyzja o jego startach w full contact zapadła w lutym 2014, gdzie zadebiutował na zawodowym ringu pokonując swego przeciwnika decyzją 3:0. Od tamtej pory z tą formułą wiąże większość swoich sportowych planów. Jako zawodnik grupy DSF na zawodowym ringu stoczył już 3 pojedynki, wszystkie zwyciężając przed czasem.

Największe osiągnięcia Łukasza to:

walki zawodowe:

  • DSF Kick Boxing Challenge, Włocławek Hala Mistrzów VI 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick_Boxing Challenge, Arena Ursynów IV 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge, Piaseczno II 2015 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge,  Ząbki XII 2014 (full contact) – wygrana
  • DSF Kick-Boxing Challenge,  Ząbki IX 2014 (full contact) – wygrana

 

walki amatorskie:

·         I m-ce Puchar Świata Tirol – Austria 2014r (light contact -79kg)

·         I m-ce Puchar Świata Szeged – Węgry 2014r (light contact -79kg)

·         4- krotny Mistrz Polski w formule semi contact -79kg

·         4- krotny Mistrz Polski w formule light contact -79kg

·         I m-ce Polish Open Węgrów 2011r, (kick-light -79 kg)

·         I m-ce Polish Open Węgrów 2011 (semi contact -84 kg)

·         II m-ce Golden Gloves Mareno di Piave – Włochy 2009r (light contact double team z Przemysławem Ziemnickim -79 kg)

·         III m-ce Austrian Classic Tirol, Austria 2009 (light contact -79 kg)

·         I m-ce Puchar Świata Salsomaggiore – Włochy 2008r (light contact JUNIOR -79 kg)

·         III m-ce Mistrzostwa Świata Neapol – Włochy 2008 (light contact JUNIOR -79 kg)

MP low-kick: Ruta nie obronił tytułu

W Wołominie startowało zaledwie sześciu mistrzów z poprzedniego roku (dwóch panów i cztery panie). Płci pięknej udało się powtórzyć sukces, Sebastian Słoń i Kamil Ruta nie obronili tytułów.

Mistrzostwa Polski w kickboxingu w formule low-kick odbyły się w Kobyłce i Wołominie. Iwona Nieroda z Diamentu Pstrągowa w kategorii 56 kg sięgnęła po szósty tytuł z rzędu. Zdobycze z poprzednich mistrzostw obroniły również Paulina Bieć (+70 kg), Marta Waliczek (60 kg) oraz Joanna Walkiewicz (48 kg). Siódmy tytuł mistrza Polski zdobył Eliasz Jankowski, który rok temu w Bełchatowie wystartował w wyższej kategorii wagowej i musiał obejść się smakiem. W finałowym pojedynku w kategorii 63,5 kg zawodnik z Legnicy pokonał Jana Lodzika. Maciej Garbaczewski najlepszy okazał się w wadze 71 kg.

O niespodziance można mówić w licznie obsadzonej kategorii 81 kg. Kamil Ruta nie obronił tytułu mistrza Polski. Zawodnik z Kobyłki mocno rozpoczął zawody, gdyż już w pierwszej walce przed czasem wyeliminował Przemysława Nowosada. Pojedynek z Przemysławem Ziemnickim Ruta wygrał na punkty. W półfinale zmierzył się z Łukaszem Rambalskim – tak jak przed rokiem w Bełchatowie. Rywalizacja o złoto z Radosławem Paczuskim zapowiadała się pasjonująca i taka była. Ruta w drugiej rundzie musiał uznać wyższość rywala, który odebrał reprezentantowi klubu Wicher Kobyłka mistrzowski tytuł. Paczuski w półfinale miał zmierzyć się z Mikołajem Krause, jednak zawodnik Rebelii Kartuzy z powodu kontuzji wycofał się z rywalizacji. W 1/16 finału zawodnik Radość Boxing Team odprawił Mateusza Rycerskiego, następnie Tomasza Zyska.

Dobry występ Paczuskiego sprawił, że został on uznany najlepszym zawodnikiem mistrzostw Polski w formule low-kick. Wśród pań to miano przypadło Żanecie Cieśli (52 kg) z Legionu Głogów, która w finale rozprawiła się z Moniką Witkowską. Z pewnością zaskoczeniem jest fakt, że Kamil Ruta wywalczył tylko srebro. Mistrz świata z Turcji zapowiadał zdominowanie kategorii 81 kg, jednak tego planu zawodnikowi z Kobyłki nie udało się zrealizować.

Mistrzostwa Polski w kickboxingu w formule low-kick cieszyły się dużym zainteresowaniem. Trybuny były wypełnione do ostatniego miejsca. Kibice oblegali halę już od eliminacji, z chęcią obserwując zmagania zawodników. Na finały wszystkie wejściówki zostały rozprowadzone bardzo szybko. Bilety na zawody były bezpłatne, co miało przybliżyć kibiców do kickboxingu. Mistrzostwa Polski miały na celu promocję i popularyzację dyscypliny wśród jak największej rzeszy ludzi.

Zwycięzcy MP kickboxing low-kick 2015:

kobiety: Joanna Walkiewicz (48 kg, SK Kickboxing Kielce), Żaneta Cieśla (52 kg, Legion Głogów), Iwona Nieroda (56 kg, Diament Pstrągowa), Marta Waliczek (60 kg, Beskid Dragon Bielsko-Biała), Monika Kędzierska (65 kg, Sparta Chrzanów), Kamila Bałanda (70 kg, Champion Gdańsk);

mężczyźni: Łukasz Wydro (57 kg, Smok Toruń), Michał Marszał (60 kg, Golden Dragon Bydgoszcz), Eliasz Jankowski (63,5 kg, TKKF Olimp Legnica), Jarosław Daschke (67 kg, Champion Gdańsk), Maciej Garbaczewski (71 kg, TKKF Siedlce), Michal Ronkiewicz (75 kg, Gym Fight Wrocław), Radosław Paczuski (81 kg, Radość Boxing Team), Maciej Janowski (86 kg, Gym Fight Wrocław), Patryk Proszek (91 kg, Gwardia Zielona Góra), Tomasz Klimiuk (+91 kg, Human Białystok).

KM

Telewizyjna ekspansja UFC

Kibice sportów walki z Holandii będą mogli obejrzeć na żywo galę UFC, która odbędzie się w Krakowie. Najpopularniejsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie podpisała umowę ze spółką Erevisie Media & Marketing.

Tym samym UFC będzie pokazywane w Holandii na ogólnodostępnym kanale Fox oraz płatnym Fox Sports. Debiut nastąpi już 9 marca, kiedy to odbędzie się emisja programu UFC Unleashed na Fox Sports. Z kolei 21 marca na antenie kanału Fox zadebiutuje popularny "The Ultimate Fighter", który będzie pokazywany co tydzień. Ponadto, stacje mają transmitować gale UFC.

Pytanie: czy polski widz odniesie korzyść z tego faktu? W Polsce grupa Erevisie Media & Marketing posiada dwa kanały Fox i Fox Live. Na polskim rynku nie ma jeszcze stacji Fox Sports, która w głównej mierze odpowiadać będzie za trasmitowanie wydarzeń związanych z MMA. Jednakże nie można pomijać drugiego z kanałów. Fox również będzie transmitował imprezy UFC na żywo i pierwszym wydarzeniem, które pokaże będzie gala z Polski. Czy polscy kibice mieszanych sztuk walki będą mogli ją zobaczyć na antenie? Jednoznacznie nie można tego stwierdzić. Fox w swojej ofercie proponował widzom spotkania koszykarskiej Euroligi, jednak nie spotkały się one z większym zainteresowaniem. Z pewnością gala UFC, dodatkowo mająca miejsce w Krakowie, przyciągnęłaby widzów przed ekrany. Jednak wszystko zależy od stacji. Również debiut gali UFC na kanale Fox Sports będzie miał polski akcent. 14 maraca kanał pokaże walki z Dallas. Podczas UFC 185 w pojedynku o mistrzowski pas wagi słomkowej zaprezentują się Joanna Jędrzejczyk i Carla Esparza. Dodatkowo podczas gali w Dallas wystąpią figterzy z Holandii: Alistair Overeem oraz Germain Randamie.

UFC chce dotrzeć ze swoim produktem do jak największej ilości odbiorców. Marka, która znana jest na całym świecie może dyktować warunki gry, ale powinna również trzymać rękę na pulsie. Wymagania widza wzrastają i oczekuje on prawdziwego widowiska. Podpisanie umowy ze spółką Erevisie Media & Marketing jest dla UFC kolejnym punktem na drodze do podboju europejskiej areny. Jednakże, czy widz ze Starego Kontynetu będzie za wszelką cenę chciał oglądać gale amerykańskiej organizacji? Europejskie organizacje starają się dostarczyć kibicom widowisk najwyższych „sportowych lotów”. Przewaga UFC polega na tym, że stała się najbardziej rozpoznwalną marką o ogromnym zasięgu. Stopniowo chce rozbudowywać swoją strukturę, aby ugruntować swoją pozycję. UFC przyciąga najlepszych zawodników, którzy wznoszą się na wyżyny swoich umiejętności.

MMA się rozwija. Pojawiają się nowe organizacje, które odkrywają talenty i szlifuję je na prawdziwe diamenty. Potencjalny widz sportów walki ma coraz większe wymagania i potrafi odróżnić dobrą walkę od słabej. Niekiedy gale UFC sprowadzają się jedynie do pojedynku wieczoru, wcześniejsze starcia nie mają w sobie żadnej nudy ciekawości, nie przyciągają uwagi. Kibic europejski ma inne podejście od amerykańskiego. Fakt, że UFC organizuje gale w różnych krajach, a teraz podpisało umowę z kolejną telewizją musi rówież powodować rozwój organizacji. Rozwój biznesu musi iść w parze z rozwojem produktu.

KM

zdj. Getty Images

Kownacki przejął ster w judo

Sławomir Kownacki decyzją delegatów został wybrany nowym prezesem Polskiego Związku Judo. Tym samym kończy się okres urzędowania kuratora Mariusza Radziewskiego. Stery w związku przyjmuje Kownacki, który będzie dążył do obudowy wizerunku judo.

Powołanie kuratora wzbudziło zainteresowanie dyscypliną, ale w sensie negatywnym. Wizerunek Polskiego Związku Judo ucierpiał, gdyż wytworzył się obraz nieładu, zamieszania oraz licznych nieprawidłowości. Powodem wprowadzenia kuratora były nieprawidłowości przy wyborze władz w 2012 roku. Za sytuację obwiniano byłego już prezesa Wiesława Błacha, który miał ubiegać się o reelekcję, ale ostatecznie zrezygnował ze startu. Działania kuratora miały dążyć do naprawy sytuacji. Kryzys dobiega więc końca wraz z wyborem nowego prezesa. Sławomir Kowancki ma za zadanie odbudowanie wizerunku związku, naprawienie relacji z Ministerstwem Sportu i Turystyki oraz przywrócenie judo właściwej pozycji w sportowej hierarchii.

Nowy prezes otrzymał 119 głosów (53% poparcia), za nim uplasowali się Juliusz Kowalczyk – 80 głosów oraz Michał Adamiec -25 głosów. Kownacki w przeszłości był zawodnikiem AZS AWF Wrocław. Odnosił sukcesy na poziomie juniorskim, na płaszczyźnie seniorskiej zdobywał tytuły mistrza Polski w drużynie. Ponadto, Kowancki jest uznanym sędzią judo. W 1979 roku zdobył uprawnienia sędziowskie, w 1999 roku stał się arbitrem kontynentalnym.

Kownacki jako prezes chce obudować pozycję judo. Nowy sternik PZJudo liczy na kontynuację dobrej dyspozycji naszych zawodników i medal olimpijski w Rio de Janeiro. Kownacki zwraca uwagę na konieczność rozwoju dyscypliny poprzez wprowadzenie judo do programu realizacji w szkołach. Istotne jest również oddłużenie związku oraz poprawa relacji z Ministerstwem Sportu i Turystki, a także dostosowanie statutu do wymogów ministerialnych. Celem Kownackiego jest konsolidacja środowiska judo i zaniechanie podziałów. Nowy prezes chce działać dla dobra dyscypliny, aby odzyskała ona należną pozycję i rozwijała się.

Zadań przed nowym prezesem jest wiele. 52-letni Kownacki musi odbudować wizerunek związku w oczach społeczeństwa, który w wyniku wydarzeń ostatnich miesięcy wyraźnie ucierpiał. Z pewnością pomogą w tym dobre występy polskich judoków. Nasi reprezentanci prezentują wysoką formę. Maciej Sarnacki wygrał Puchar Świata w Warszawie, na początku sezonu z dobrej strony pokazały się Agata Perenc i Katarzyna Furmanek. Kapitał sportowy w judo jest ogromny i wiadomo, co jest celem. Rzecz jasna – igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. Jednakże  należy poczynić kroki w ustabilizowaniu i ustaleniu linii szkoleniowej w Polsce. Konieczne jest zbudowanie właściwej struktury szkolenia, która umożliwi odkrycie nowych mistrzów w postaci następców Pawła Nastuli i Anety Szczepańskiej. Ministerstwo będzie bacznie obserwowało PZJudo, więc tę relację należy budować w oparciu o zaufanie oraz zgodną współpracę. Przed nowym prezesem wiele pracy. Judo posiada kapitał sportowy, który należy wykorzystać, a w związku wprowadzić  spokój – niezbędny w obecnej sytuacji.

KM

Niedopuszczalne chwile grozy

Gala Fight Exclusive Night 6 we Wrocławiu dostarczyła wielu emocji, ale zrodziła jeszcze więcej pytań. Gdzie jest granica dobrego smaku? Czy zdrowie i życie nie są najważniejszymi wartościami?

Otóż są i to bez wątpliwości. Kwestią fundamentalną jest odpowiedzialność i zachowanie zdrowego rozsądku. Podczas gali FEN 6 Victor Marinho i Tymoteusz Świątek zmierzyli się w pojedynku o mistrzowski pas wagi koguciej. Portugalczyk zdominował polskiego fightera i niemiłosiernie go okładał mocnymi ciosami. Pojedynek zakończył się w piątej rundzie, a powinien zdecydowanie wcześniej.

Już w pierwszej odsłonie Marinho mocno naruszył Świątka. Potężnymi ciosami trafiał w głowę Polaka, rozciął mu łuk brwiowy. Świątek oszołomiony wrócił do narożnika, jednak chwila oddechu na niewiele się zdała. W dalszej części pojedynku Polak miał problemy z utrzymaniem gardy, a Portugalczyk nie ustawał w natarciu i niezliczoną liczbę ciosów słał na głowę coraz słabszego przeciwnika. Świątek ledwo trzymał się na nogach, lecz dotrwał do piątej rundy. Trudne do zrozumienia jest, że sędzia pozwolił, aby zawodnik w takim stanie kontynuował walkę. W piątej rundzie Świątek został znokautowany. Zawodnik padł na deski i był długo reanimowany. Do takich sytuacji dochodzić nie może.

Czy wszystko za cenę widowiska? Zawodnicy stawiają na szali swoje zdrowie i życie, ale toczą rywalizację w obecności  rozjemcy, czyli sędziego, który powinien racjonalnie oceniać dyspozycję fighterów. Obserwując Świątka powinien zareagować. Polak słaniał się na nogach, nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki z Marinho. Dlaczego sędzia nie zareagował? Bo był pod presją? Marne wytłumaczenie. Rolą sędziego jest panowanie nad sytuacją w ringu i nie dopuszczanie do sytuacji krytycznych. Fakt, że czasami w ferworze walki jeden cios stawia na szali życie i zdrowie, jednak w przypadku Świątka „egzekucja” trwała kilka rund. Walkę mógł przerwać narożnik zawodnika, jednak ręcznik nie został rzucony. Trener powinien reagować. Skoro kontakt z zawodnikiem jest utrudniony, widać, iż jest on półprzytomny to jak można pozwolić, aby kontynuował pojedynek?

Warto zastanowić się jak można było dopuścić do sytuacji, w której publiczność musiała patrzeć na męczarnie zawodnika. Dodatkowo ludzie krzyczeli, machali rękoma, aby coś zrobić. Zero reakcji. Zawiódł sędzia, zawiódł narożnik Świątka. Być może zawodnik chciał walczyć, ale pod wpływem adrenaliny bądź uporu, ambicji człowiek nie dopuszcza możliwości poddania się. Jednak powinien mieć oparcie w innych podmiotach. Ktoś ten pojedynek kontrolował, ktoś go obserwował, ktoś miał go prawo przerwać. Mimo to trwała walka, w której Świątek zbierał kolejne ciosy aż padł nieprzytomny.

Zawodnik został przewieziony do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Z pewnością Światka czeka kilkudniowy okres regeneracji, badań i dochodzenia do pełnej sprawności. Należy podjąć temat określenia, co jest istotą walki. Czy wzajemne obijanie się do nieprzytomności? Chyba nie. Chodzi o widowisko, które ma mieć smak i uwzględniać zasadę poszanowania zdrowia i życia.

KM

Fabiński zastąpi Jotkę

Bartosz Fabiński wystąpi podczas gali UFC w Polsce. Polski fighter podpisał kontrakt z najlepszą organizacją mieszanych sztuk walki na świecie.

Pierwszy pojedynek w UFC i od razu przed własną publicznością – to jest coś. Fabiński zadebiutuje w barwach najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki w wyjątkowych warunkach. Po pierwsze, gdyż będzie walczył w ojczyźnie. Po drugie, w Krakowie zastąpi  Krzysztofa Jotkę. Bartosz Fabiński zmierzy się z Garrethem McLellanem.

Krzysztof Jotko w Krakowie nie zaprezentuje się z powodu kontuzji. W trakcie jednego z treningów zawodnik nabawił się kontuzji lewej ręki, co uniemożliwia mu start. Zastanawiano się, kto zastąpi Jotkę podczas UFC w Polsce. Pojawiło się nazwisko Fabińskiego, jednak początkowo nie była to pewna informacja. Teraz jest już pewne – kolejny Polak podpisał umowę z UFC.

28-letni zawodnik wywodzi się z judo. Pierwszą walkę w MMA stoczył w listopadzie 2011 roku, kiedy podczas Fight Cup: Battle of Warsaw pokonał Roberta Białoszewskiego. Obecnie jest mistrzem PLMMA w wadze średniej. Należy dodać, że Fabiński toczył pojedynki również w połśredniej. Warszawianin ma dobrą passę – wygrał cztery kolejne walki. Ostatni pojedynek stoczył w październiku ubiegłego roku, kiedy podczas gali w Estonii pokonał Alika Tseiko. Fabiński w swojej karierze przegrał dwa pojedynki. Co ciekawe, jednym z jego pogromców był Marcin Bandel, który również zaprezentuje się podczas UFC w Krakowie.

 Karta walk polskiej gali jest już w całości znana. W pojedynku wieczoru wystąpią Mirko Filipović i Gabriel Gonzaga. Emocjonujące powinno być kolejne starcie Jana Błachowicza. „John” miał mocne wejście do UFC i zamierza dalej budować swoją pozycję w strukturach organizacji. W Krakowie na jego drodze stanie Jimi Manuwa. Ciekawie zapowiada się starcie Peter Sobotta vs Sergio Moraes. W Krakowie szansę zaprezentowania dostaną Marcin Bandel oraz Paweł Pawlak, dla których będzie to okazja do przełamania złej passy. Trzecią walkę w UFC stoczy 32-letni Daniel Omieliańczuk. Polak będzie chciał się zrehabilitować w oczach włodarzy organizacji. Omieliańczuk przegrał z Jardem Rosholtem podczas UFC Fight Night Minotauro vs Nelson. Polak wraca do zmagań po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją kciuka. W Krakowie Omieliańczuk stanie naprzeciw Anthony’ego Hamiltona. Podczas UFC w Polsce zaprezentuje się Claudia Gadelha, która przegrała z Joanną Jędrzejczyk. Polską płeć piękną w Krakowie reprezentowała będzie Izabela Badurek. Nasza zawodniczka wystąpi w rywalizacji z Aleksandrą Albu.

UFC w Polsce już 11 kwietnia. Czasu coraz mniej. Koszt wejściówek waha się w przedziale 100 – 2500 zł. Z tym, że te najtańsze są obecnie niedostępne. Bilet na trybunę kosztuje od 200 do 600 zł, na płytę cena wynosi 600 – 1500 zł. Za wejściówkę Ultimate Fan Package trzeba zapłacić 2500 zł, ale gwarantuje ona m.in. możliwość wejścia na ceremonię ważenia czy też zwiedzanie oktagonu.

KM

Mistrzowskie zmagania w formule low-kick

W Kobyłce i Wołominie odbędą się mistrzostwa Polski seniorów w kickboxingu w wersji low-kick. O tytuły powalczą zdobywcy medali na największych imprezach, ale kilku gwiazd zabraknie.

Zawody zaplanowano na trzy dni – od 6 do 8 marca. Na początek zaplanowano weryfikację i ważenie zawodników. W przypadku dużej liczby zgłoszeń już pierwszego dnia rozpoczną się walki eliminacyjne, które w głównej mierze zaplanowane są na sobotę. Rywalizacja wstępna odbędzie  się w Kobyłce, zaś niedzielne finały w Wołominie.

W złoto mierzy Marta Waliczek w kategorii -60 kg z  Beskidu Dragon Bielsko-Biała, która ma na swoim koncie wicemistrzostwo Europy. Do udziału w mistrzostwach nie zgłosiła się Agata Warzybok, która toczyła zaciętą rywalizację z fighterką z Bielska. Rok temu Marta Waliczek sięgnęła po tytuł i teraz jej głównym celem jest powtórzenie tego wyczynu. Czy stać ją na to? Bez wątpienia jest faworytką w swojej kategorii. Najgroźniejszą rywalką Waliczek powinna być Klaudia Cichoń. W Kobyłce i Wołominie zaprezentuje się również Iwona Nieroda, która coraz lepiej poczyna sobie na poziomie zawodowym. Zawodniczka Diamentu Pstrągowa wystartuje w kategorii 56 kg i będzie broniła mistrzostwa Polski. W rywalizacji pań wystąpią jeszcze dwie fighter ki, które wywalczyły tytuł rok temu. Joanna Walkiewicz wystartuje w kategorii 48 kg, gdzie zgłosiło się sześć zawodniczek. Paulina Bieć w wadze 70 kg musi pokonać Martynę Dzięciołowską z klubu Wicher Kobyłka.

W mistrzostwach wystartuje Eliasz Jankowski, który liczy na medal. Zawodnik nie wspomina dobrze występu sprzed roku w Bełchatowie. Podczas mistrzostw Polski wystartował w wyższej kategorii wagowej i wygrał tylko jedną walkę. Teraz zaprezentuje się w 63,5 kg, gdzie liczy na sukces. Wśród panów wystąpi zaledwie dwóch triumfatorów poprzednich mistrzostw. W kategorii 57 kg wystąpi Sebastian Słoń ze Sportowego Klubu Kickboxing Kielce. Mistrz z 2014 roku w swojej grupie ma czterech rywali. Gwiazdą imprezy będzie Kamil Ruta, który zaprezentuje się w bogato obsadzonej kategorii 81 kg. Mistrz świata z Turcji w ostatnim czasie imponował formą podczas gal grupy DSF, gdzie znokautował kolejno Łukasza Adamskiego i Mateusza Żukowskiego. W  Wołominie jest bezapelacyjnym faworytem do złota.

Wśród panów licznie obsadzone kategorie 86 kg,81 kg, 75 kg, 71 kg i 67 kg. Do niższych kategorii liczba zgłoszeń klarowała się na poziomie pięciu, sześciu zawodników. W cięższych wagach taka ilość byłaby sukcesem. Wśród pań licznie obsadzone są kategorie 48 kg i 70 kg. W mistrzostwach nie zobaczymy  m.in. mistrzyni świata Róży Gumiennej czy też mistrza Polski Łukasza Pławeckiego.

Niedzielne finały będą miały charakter gali. Nie zabraknie profesjonalnej oprawy, która będzie wstępem do widowiska. Organizator gali stawia na efektywność, co ma być kluczem do popularyzacji formuły low-kick oraz profesjonalizacji zawodów. Zapraszamy do śledzenia finałowych występów na antenie FighTime.

KM

Wyboru nadszedł czas

W głowach delegatów z pewnością już zapadły decyzje. Nadszedł czas, aby poznać wyniki głosowania i nazwisko nowego prezesa Polskiego Związku Judo. W niedzielę 8 marca odbędzie się Nadzwyczajny Kongres PZJudo.

Tym samym końca dobiega czas funkcjonowania w związku kuratora Mariusza Radziewskiego. PZJudo znalazło się pod kontrolą z powodu zamieszania wokół legalności wyboru władz. Ministerstwo Sportu i Turystyki postanowiło wyjaśnić  sprawę i zdecydowało o wprowadzeniu kuratora do związku. Ten na 8 marca wyznaczył termin wyboru władz, co kończy długą odyseję.

Na starcie pojawiło się sześciu kandydatów do fotela prezesa Polskiego Związku Judo. Wiesław Błach, który pełnił tę funkcję przed pojawieniem się kuratora, Cezary Borzęcki, Juliusz Kowalczyk, Michał Adamiec, Ryszard Janiszewski i Sławomir Kownacki. Z rywalizacji wycofało się dwóch kandydatów. Cezary Borzęcki zrezygnował z udziału w wyborach. Kandydat, który snuł wizję lepszego judo w Polsce i od dłuższego czasu publikował treści uderzające w Wiesława Błacha. Borzęcki stawiał na piedestale kwestię niemalże dyktatorskiego zarządzania związkiem przez brązowego medalistę mistrzostw świata z Seulu. W końcu postanowił zrezygnować z ubiegania się o stanowisko. Zaskoczeniem była decyzja Wiesława Błacha, który również wycofał się. Całe zamieszanie wokół judo w ostatnim czasie uderzało w osobę prezesa, który nie chował głowy w piasek i otwarcie prezentował swoje stanowisko. Jednakże postanowił zrezygnować ze startu w wyborach. W stosunku do Błacha formułowano wiele zarzutów dotyczących nadużyć, pogorszenia stanu finansów związku oraz zapaści dyscypliny. Fakty są nieco inne. Zadłużenie związku stopniowo spada – w 2013 roku zadłużenie wynosiło 967 tys. zł, a w 2012 rok – 1,384 mln, – a w roku 2014 nasza reprezentacja zdobywała medale na mistrzostwach świata i Europy.

Na placu boju pozostało zatem czterech kandydatów. Michał Adamiec to były zawodnik judo, który obecnie związany jest z Uczniowskim Klubem Judo Ryś. Kandydat jest ojcem judoki Tomasza Adamca. W swoim programie Adamiec podkreśla konieczność transparentności finansowej związku, stworzenia lokalnych ośrodków szkolenia judo oraz poprawę relacji ministerstwem. Ponadto, zwraca uwagę na konieczność relacji partnerskich PZJudo z okręgowymi związkami oraz klubami i chciałby nawiązać współpracę z ikonami polskiego judo, co miałoby pomóc w uzyskaniu lepszego finansowania. Juliusz Kowalczyk zapowiada, że jest gotów pełnić funkcję prezesa społecznie. Opowiada się za większą przejrzystością i przede wszystkim normalnością. Kowalczyk stawia za priorytet odzyskanie zaufania Ministerstwa Sportu i Turystyki. Kolejnym ważnym polem działania jest system szkolenia młodzieży, który miałby zostać przeniesiony do regionów. Ryszard Janiszewski to kandydat, który od ponad czterdziestu lat związany jest z dyscypliną. Czynnie uprawiał judo, pracował w strukturach związkowych oraz realizował się na polu szkoleniowym m.in. był trenerem kadry Kuwejtu. Dla Janiszewskiego celem jest odbudowa lat świetności dyscypliny i medal na Igrzyskach Olimpijskich.

Sławomir Kownacki ostrożnie podchodzi do kwestii rewolucji. Kandydat stawia na kontynuację wdrożonych już zmian i spokojne przygotowanie do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jako prezes Polskiego Związku Judo chciałby zmienić statut i dostosować go do wymogów ministerialnych. Ponadto, w polu zainteresowań Kownackiego znajduje się uregulowanie innych kwestii formalnych m.in. dotyczących komisji dyscyplinarnej. Kandydat stawia za priorytet nadanie właściwych ram do funkcjonowania związku, liczy na doprowadzenie do konsolidacji środowiska i nie chce burzyć tego, co już zostało zrobione. Cykl przygotowawczy do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro jest najważniejszy. Na tę porę sześciu naszych reprezentantów miałoby szanse walczyć o medale olimpijskie. Z pewnością Polacy w Rio dołożą wszelkich starań, aby zaprezentować się jak najlepiej. Nasi reprezentanci prezentują wysoką formę, więc w przyszłość patrzymy z nadziejami.

8 marca poznamy nazwisko nowego prezesa. Powinno to uspokoić sytuację w judo i rozpocząć proces stabilizacji, gdyż dobro dyscypliny jest najważniejsze. O fotel powalczy czterech kandydatów. Wszystko w rękach delegatów, którzy wybiorą nowego prezesa.

KM

Maciej Miszkiń

Polski zawodowy bokser oraz Kick-boxer urodzony w 1983 roku w Sokółce. Maciej przez 6 lat trenował Kick-boxing. Jego największym sukcesem w tym sporcie było zdobycie wicemistrzostwa Europy. W 2007 roku zdobył wicemistrzostwo Polski w formule low-kick. Rok później został mistrzem Polski w formule K-1. 9 maja 2009 roku Miszkiń zadebiutował na zawodowym ringu bokserskim, pokonując Słowaka Miroslava Kvockę. W listopadzie tego samego roku nawiązał współpracę z grupą promotorską KnockOut Promotions. Pierwszym pojedynkiem z nowym sztabem trenerskim był pojedynek z Bułgarem Grigorem Sarohanianem. Po sześciu rundach pojedynek wygrał Polak. 15 maja 2010 roku Miszkiń wystąpił na gali w Łodzi gdzie jego rywalem był Amir Hacimuradov. Maciej wygrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie. 12 czerwca 2010 roku Miszkiń stoczył swój 10 zawodowy pojedynek. Jego rywalem był Rumun Vitali Mirza, którego pokonał stosunkiem głosów dwa do remisu. 17 listopada 2012 roku Maciej stoczył swój piętnasty zwycięski pojedynek. Jego przeciwnikiem był Bartłomiej Grafka. 23 listopada 2013 roku doznał swojej pierwszej porażki. Pokonał go Vincent Feigenbutz. Kolejne dwa starcia przyniosły Maciejowi dwie porażki. Pierwszą przegrał z Pawłem Głażewskim a drugą z Aliaksandrem Sushchytsem. 31 stycznia 2015 roku przerwał passę trzech porażek pokonując Łotysza Dmitrijsa Ovsjanniksova. 

Paweł Jędrzejczyk

Polski zawodnik muay thai i kickboxingu urodzony 15 listopada 1980 roku we Wrocławiu.  Członek kadry narodowej w kickboxingu i Muay thai w latach 2005-2010. Paweł jest multimedalistą Mistrzostw i Pucharów Świata oraz Mistrzostw i Pucharów Polski. W 2007 roku wywalczył tytuł Mistrza Europy muay thai organizacji WMf i tytuł vice mistrza świata muay thai organizacji WKA.  W 2009 roku łącząc starty zawodowe i amatorskie zdobył brązowy medal Mistrzostw Świata Muay Thai organizacji WMF w Bangkoku. W tym samym roku został zawodowym mistrzem świata K-1 Rules organizacji WKN. Rok później stracił tytuł w walce z Egipcjaninem Abdelem Kaderem Ahmedem. W 2011 roku zszedł do niższej kategorii wagowej i odzyskał tytuł mistrza świata pokonując przez KO Gruzina Mukutadze Ednariego.  3 grudnia 2011 roku zdobył trzeci tytuł zawodowego mistrza świata federacji WKN tym razem na zasadach Muay Thai pokonując w pierwszej rundzie przez KO Portugalczyka Hugo Migel Rodrigeza Mendeza. Był pierwszym polakiem który walczył na stadionie Rajadamnern w Bangkoku, nokautując w pierwszej rundzie Cheerchai Petchpaothong. W 2013 roku stoczył walkę na legendarnym Lumpinee Boxing Stadium w Bangkoku, gdzie po 5 rundowej walce został uznany za przegranego. W tym samym roku podczas gali Bigger’s Better 22, wywalczył po raz czwarty tytuł zawodowego mistrza świata federacji WKN.  Po 15 miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją, Paweł udanie wrócił na ring. Wywalczył kolejny tytuł zawodowego mistrza świata organizacji WKA.  

Kolejny krok na drodze odbudowy

Przed Mariuszem Wachem trzeci pojedynek po powrocie na ring. 14 marca polski bokser wagi ciężkiej na ringu w Lubinie zmierzy się z Nigeryjczykiem Gbengą Oluokunem.

Przypomnijmy – Wach w listopadzie 2012 roku został zdyskwalifikowany za stosowanie niedozwolonych środków. Po pojedynku z Władimirem Kliczko w organizmie Polaka wykryto zakazane substancje i bokser musiał ponieść konsekwencje. Został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy, na ring mógł pojawić się już w lipcu 2013 roku, jednak perypetie z promotorami mu na to nie pozwoliły. Do boksu wrócił w październiku 2014 roku, kiedy to na gali w Dzierżoniowie podczas ośmiorundowego pojedynku zmierzył się z Samirem Kurtagiciem. Wach zaliczył udany come back wygrywając na punkty, ale widać było, że miał dłuższą przerwę w boksowaniu. W grudniu w Radomiu stoczył kolejny pojedynek. Wach był już żywszy, nieco szybszy, zdecydowany i zadawał precyzyjne, mocne ciosy. Pojedynek z Travisem Walkerem rozstrzygnął przed czasem. W szóstej rundzie sędzia zdecydował się przerwać pojedynek, gdyż Amerykanin nie mógł oprzeć się naporowi ciosów polskiego boksera. Teraz przed Wachem trzeci pojedynek po powrocie na ring. Rywalem Polaka będzie Gbenga Oluokun. Nigeryjczyk to bokser twardy, mocno trzymający się na nogach, ale ostatnio na ringu pojawia się coraz rzadziej.

Największy sukces Oluokun odniósł w 2009 roku, kiedy pokonał Lamona Brewstera. Trudno powiedzieć, żeby od tamtego momentu zrobił postęp. Oluokun raczej wykonał krok w tył. Przegrał aż dziesięć pojedynków, wygrywając zaledwie dwa. Jego ostatnia walka, o dziwo, zakończyła się triumfem. 31-latek pokonał Saschę Brinkmanna podczas gali w Niemczech. Jednakże należy oddać Nigeryjczykowi, że przegrywał z bokserami o ustalonym poziomie sportowym. Z pewnością porażki z Robertem Heleniusem, Kubratem Pulewem, Carlosem Takamem czy Wiaczesławem Głazkovem ujmy mu nie przynoszą. Fakt, że Oluokun jest bokserem, który poprawia bilans swoim rywalom. Przed Mariuszem Wachem proste zadanie – wygrać i dopisać kolejne zwycięstwo do swojego rekordu.

Wiadomo, że po dwuletniej przerwie potrzeba czasu, aby dojść do formy. Wach musi jeszcze „wyczuć” ring, zyskać pewność podczas walki. Kwestią fundamentalną jest wypracowanie kondycji. Z Kurtagiciem wytrzymał osiem rund, choć widać było wyraźne zmęczenie w poczynaniach Wacha. Z Walkerem boksował sześć  rund, Polak musi konsekwentnie budować swoją formę i wytrzymałość. Oluokun jest bokserem twardym, ale jeśli Wach szybko go zdominuje walka wcale nie musi trwać długo. W pojedynku z Walkerem wyglądał już zdecydowanie lepiej. Był szybszy, skuteczny, odważny i wykończył rywala, który miał przed rywalizacją z Wachem w swoich dokonaniach serię porażek i zapomniał, co znaczy zwycięstwo. Podobnie jest z Oluokunem. Wach dostaje rywali na roztrenowanie, aby poczuł się pewnie w ringu. Z tym, że stopniowo bokser będzie wchodził na wyższy poziom. Walka z Oluokunem musi zakończyć się po myśli Wacha, inne rozwiązanie będzie rozczarowaniem. Wach myśli o powrocie do prawdziwego boksowania. Okres roztrenowania kończy się, nadchodzi czas odbudowywania formy. Najpierw Oluokun, a potem kolejny krok na drodze. Dokąd? Do prawdziwego boksu.

KM

Yoshida Hidehiko

Japoński judoka i zawodnik mieszanych sztuk walki urodzony 3 września 1969 roku w Obu, w prefekturze Aichi.  Yoshida to jeden z najbardziej utytułowanych Japońskich zawodników judo. W swojej karierze zdobył dwukrotnie mistrzostwo Japonii, mistrzostwo Azji,  jest multimedalistą mistrzostw Świata oraz mistrz Olimpijski z Barcelony w kategorii do 78 kg.  Yoshida stoczył ponad 1000 oficjalnych walk. Po zakończeniu kariery judoki w 2002 roku, podpisał kontrakt z PRIDE FC.  Walczył tam przeciwko czołowym zawodnikom tej dyscypliny.  Jego ulubioną techniką kończącą było juji-gatame (dźwignia na staw łokciowy), którą zmusił do poddania m.in. Dona Frye’a, Marka Hunta i Naoyę Ogawę (cztero krotnego mistrza świata). Na gali PRIDE Shockwave wziął udział w pojedynku na zasadach grapplingu przeciwko gwieździe Brazylijskiego Jiu Jitsu i zwycięzcy trzech turniejów UFC, Royce’owi Gracie. Pojedynek był promowany jako kontynuacja tradycyjnej rywalizacji judo vs. Brazylijskie jiu jitsu. Yoshida wygrał ten pojedynek przez duszenie.  Do rewanżowego pojedynku doszło rok później na gali Shockwave 2003, tym razem na zmodyfikowanych zasadach MMA. Gracie dominował ale nie zdołał poddać swojego rywala. Pojedynek zakończył się remisem. W latach 2008-2009 Yoshida walczył dla Japońskiej organizacji World Victory Road. 25 kwietnia 2010 roku stoczył na specjalnej pożegnalnej gali w Tokio swoją ostatnią walkę. Jego rywalem był Kazuhiro Nakamura. Yoshida przegrał pojedynek przez jednogłośną decyzje sędziów, po czym zakończył sportową karierę. 

Naoya Ogawa

Utytułowany Japoński judoka urodzony 31 marca 1968 roku w Tokio.  Swoją przygodę z judo rozpoczął w szkole średniej. W 1987 roku w wieku 19 lat zdobył złoty medal mistrzostw świata w Essen w kategorii open, zostając tym samym najmłodszym mistrzem w historii judo. W sumie w latach 1987-1995 na pięciu kolejnych mistrzostwach świata zdobył 7 medali w kategoriach wagowych powyżej 95 kg i open. W 1988 roku został również mistrzem Azji w kategorii open.  Dwukrotnie reprezentował Japonie na Igrzyskach Olimpijskich. W 1992 roku w Barcelonie zdobył srebrny medal.  Cztery lata później w Atlancie wywalczył piąte miejsce.  Po zakończeniu startów w judo w 1997 roku, namówiony przez Antonio Inokiego, rozpoczął karierę wrestlera.  Występował m.in. dla organizacji NJPW, UFO, HUSTLE, zdobywając pozycje jednej z gwiazd japońskiego wrestlingu. Rozgłos przyniosła mu rywalizacja z innym popularnym zapaśnikiem Shinyą Hashimoto. Od 2007 roku jest związany z organizacją IGF. W MMA swój pierwszy pojedynek zanotował w 1997 roku. W latach 1999-2005 stoczył sześć walk dla największej ówczesnej organizacji MMA na świecie, PRIDE FC. W swoich pierwszych występach pokonał przez poddanie Gary’ego Goodridga i Masaakiego Satake. W 2004 roku wziął udział w turnieju PRIDE Heavyweight Grand Prix Final. Odpadł w półfinale po przegrane walce z Fiodorem Jemieljanienko.  Swoją ostatnią walkę w MMA stoczył na gali PRIDE Shockwave 2005 przeciwko innemu wybitnemu judoce, Hidehiko Yoshidzie, jednak w pożegnalnym starciu przegrał przez poddanie. 

Mocna sobota w FightKlubie!

Wczesna pobudka czeka fanów gal ESPN. W sobotę o 05:00 rano pokażemy na żywo galę organizowaną w legendarnym MGM Grand w Las Vegas. Głównym wydarzeniem wieczoru będzie pojedynek w kategorii super półśredniej pomiędzy Tonym Harrisonem i Antwone Smithem. Dla 24-letniego Harrisona będzie to debiut przed szeroką publicznością. Potężnie bijący prospekt kategorii junior średniej zastopował 16 z 19 dotychczasowych oponentów, jak dotąd nie zaznał goryczy porażki. Tym razem będzie chciał awansować na poziom 20-0. Jego przeszkodą będzie doświadczony Antwone Smith. Czy mu się to uda w Las Vegas dowiemy się już w najbliższą sobotę?
Podczas gali zobaczymy także występ idącego jak burza Ukraińca Jewgienija Chytrowa. Współczynnik nokautów w wysokości 100% oraz liczne laury na ringach amatorskich mówią same za siebie. Przed nim jednak test z innym mistrzem destrukcji – “Niszczycielem” Jorge Melendezem z Portoryko. Powtórka z gali w sobotę o godzinie 14:00.

W sobotę zapraszamy także na galę bokserską grupy Oscara De La Hoyi. W głównym wydarzeniu wieczoru z boksem w Mieście Aniołów, na ringu zobaczymy Josepha “Jo Jo” Diaza – dwukrotnego mistrza USA na ringach amatorskich, pogromcę wielu medalistów światowych imprez, który jednak na olimpiadzie w 2012 roku, tak jak reszta amerykańskiej reprezentacji, zawiódł swoich rodaków. Co się nie udało w amatorce, Diaz chce osiągnąć w bardziej prestiżowym boksie zawodowym. Z bilansem 14-0 skompletowanym w przeciągu nieco ponad 2 lat na pewno jest na odpowiedniej drodze do osiągnięcia tego celu. Kolejnym etapem w rozwoju 22-letniego mańkuta będzie starcie ze starszym o dekadę Meksykaninem z krwi i kości – Juanem Luisem Hernandezem. Czeka nas zatem tradycyjna konfrontacja młodości z rutyną i doświadczeniem. Premiera gali Golden Boy z Los Angeles w sobotę od 12:00.

W sobotę wieczorem (g. 20:00) zapraszamy również na bokserskie wydanie „ASA Wywiadu”. Gościem Patryka Mirosławskiego będzie Rafal Jackiewicz. W programie dowiemy się m.in. dlaczego Jackiewicz ciągle kończy oficjalnie karierę bokserską ale mimo wszystko cały czas do niej powraca? Jak ocenia swoje początki w KSW? I czy prawdą jest, że pisze autobiografie? Zapraszamy!

Kolejne wyzwanie Helda

Najlepszy polski lekki wystąpi podczas gali Bellator 136 w Irvine, która odbędzie się 10 kwietnia. Rywalem Marcina Helda będzie Rosjanin Alexandr Sarnavski.

Polak po wygraniu turnieju Bellatora w wadze lekkiej miał być pretendentem do mistrzowskiego tytułu. Jednakże na drodze Helda organizacja postawiła wymagającego rywala. Sarnavski jest niezwykle groźnym i trudnym przeciwnikiem. W swojej karierze toczył pojedynki dla organizacji M-1, a w 2012 roku trafił do Bellatora. Od pięciu pojedynków Rosjanin nie zaznał porażki. Ostatnim, który go pokonał był Will Brooks, a stało się to w listopadzie 2013 roku podczas gali Bellator 109. Sarnavski mimo, że jest młodym zawodnikiem zyskał już doświadczenie w MMA. Na zawodowym polu rozpoczął rywalizację ponad siedem lat temu. Na rodzimym podwórku nie miał sobie równych i w końcu dostał szansę walk za oceanem, którą dobrze wykorzystuje. W poprzednim roku stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał. Jego ofiarami byli: Yukinari Tamura, Drew Brokenshire, Dakota Cochrane oraz Artak Nazaryan.

Z kolei Held jako pretendent czeka na walkę o mistrzowski pas Bellatora wagi lekkiej. Polak w pełni zasłużył na ten pojedynek, gdyż jest zwycięzcą jednego z turniejów organizacji. Held jest pretendentem do pasa, jednak wcześniej musi uporać się z Sarnavski. Będzie to wymagający rywal, który ma nieco większe doświadczenie niż nasz zawodnik. W poprzednim roku Held nie znalazł pogromcy w Bellatorze. Stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał. W styczniu Polak zaprezentował się podczas grapplingowej gali Polaris Professional Jiu Jitsu Invitational. Held przegrał pojedynek z Amerykaninem Garrym Tononem. Teraz wraca do Bellatora, gdzie czuje się najlepiej. Zapewne walka z Sarnavskim będzie głównie odbywała się w parterze, gdyż obaj zawodnicy właśnie na tej płaszczyźnie czują się najlepiej.

Kraków bez Jotki

Podczas gali UFC w Polsce w akcji nie zobaczymy Krzysztofa Jotki. Polak miał stoczyć pojedynek z Garrethem McLellanem, jednak z powodu kontuzji naszego reprezentacja do tej walki nie dojdzie. Podczas jednego ze sparingów Jotko złamał lewą rękę. Szkoda tym bardziej, że polski fighter w ostatnim występie pokazał się z dobrej strony. Walka przed polską publicznością z pewnością byłby cennym wyzwaniem dla zawodnika wagi średniej, który dla najlepszej organizacji świata stoczył trzy pojedynki. W rywalizacji z Torem Troengiem pokazał, że do UFC nie trafił przez przypadek.

Grudniewski w KSW

Patryk Grudniewski podpisał umowę z KSW. Zawodnik w swojej karierze zwyciężył w drugim Amatorskim Pucharze KSW. Był to dobry wstęp do zawodowej kariery, jednak początkowo Grudniewskiemu nie wiodło się najlepiej. Wygrał pierwszy pojedynek, ale potem zanotował trzy porażki. Zawodnik postanowił zmienić kategorię wagową – wybrał lekką. Decyzja wyszła Grudniewskiemu na dobre, gdyż prezentuje się coraz lepiej i nagrodą za wzrastającą dyspozycję jest szansa od KSW. Zawodnik Fighters Factory Oleśnica oraz Ankosu Zapasy Poznań wystąpi 23 maja podczas gali KSW 31.

KM

Kalenga pokrzyżował plany Janika

Łukasz Janik miał stanąć naprzeciw Denisa Lebiediewa. Jednakże Polak nie dostanie szansy walki o mistrzowski pas WBA w wadze cruiser.

Pojedynek Lebiediewa  z Janikiem miał odbyć się 4 kwietnia w Moskwie. Przed polskim bokserem otwierały się ogromne wrota, świat wielkiego boksu. Pojedynek z Lebiediewem, który pas WBA zdobył w 2012 roku miał być najtrudniejszym wyzwaniem w karierze Łukasza Janika. Polak nie odbędzie podróży do Moskwy i nie wejdzie na ring. Marzenia Janika w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, gdyż sprawę skomplikowany czynniki pozasportowe.

Kilka tygodni temu w artykule „Życiowa szansa Janika, tak czy nie?” analizując całą sytuację użyłem stwierdzenia, iż „wszystkie dywagacje i analizy mogą być nieważne”. Okazało się, że trzeba było się powstrzymać od pisania scenariuszy na walkę Lebiediew – Janik. Głównym powodem takiego stanu rzeczy była aktywność Youriego Kalengi, a dokładniej jego prawnika Patrick Englisha. Obóz francuskiego boksera podjął walkę, aby nie doszło do pojedynku Lebiediewa z Janikiem. Przedstawiciel Kalengi stał na stanowisku, że polski bokser nie spełnia wymogów, aby stanąć do rywalizacji o mistrzowski pas WBA. W piśmie skierowanym do organizacji English wysunął argumenty dotyczące pozycji rankingowej Janika. Polak nie znajdował się na liście WBA 10 lutego ani 19 stycznia, kiedy ogłoszono, że Lebiediew musi bronić tytułu. Ponadto, 5 lutego promotor Kalengi zasugerował przetarg na walkę. English użył wszystkich możliwych argumentów, aby wywrzeć presję na WBA. Organizacja musiała się ustosunkować do listu skierowanego przez obóz Kalengi.

Jak poinformował Przemysław Gancarczyk z fightnews.com do starcia Lebiediewa z Janikiem nie dojdzie. Strona rosyjska wycofała skierowaną do WBA prośbę o zorganizowanie walki z Polakiem. Tym samym temat upadł. Wszystko wskazuje na to, że ruszy przetarg na organizację walki Lebiediew – Kalenga. Wedle strony francuskiej niespełna 27-letni bokser jest naturalnym pretendentem do tytułu. Upór Englisha i pismo do WBA zrobiły swoje. Sytuacja wokół organizacji pojedynku Lebiediew – Janik zrobiła się nieciekawa, co spowodowało, że strona rosyjska postanowiła wycofać się.

Dla Łukasza Janika to przykra wiadomość. Polski bokser miał szansę stanąć do walki o najwyższe zaszczyty, jednak musi jeszcze poczekać na starcie o mistrzowski pas. Janik miał być kolejnym polskim rywalem mistrza świata WBA w wadze cruiser Denisa Lebiediewa. Rosjanin we wrześniu ubiegłego roku przez nokaut w drugiej rundzie pokonał Pawła Kołodzieja. Na dobrej drodze do walki z Lebiediewem znajdował się Mateusz Masternak. Do czasu. „Master” stanął w ringu z Yourim Kalengą i choć był faworytem przegrał na punkty. Historia, w której uczestniczyło kilku Polaków i wszyscy żyli nadzieją, że uda im się pokonać mocnego Rosjanina. Prawdopodobnie swoją szansę dostanie Kalenga, czy ją wykorzysta? Jedną walkę stoczył – proceduralną. Wygrał ją – prawdopodobnie.

KM

Awans Sarnackiego

Polski judoka dzięki świetnemu występowi podczas Pucharu Świata w Warszawie w światowym rankingu awansował z 19 na 18 pozycję. Do tej pory Sarnacki zgromadził 761 punktów.

Start zawodnika Gwardii Olsztyn na Torwarze napawa optymizmem. Sarnacki wygrał cztery walki i mógł cieszyć się ze zwycięstwa, jakże cennego i wymownego. Po raz kolejny na przestrzeni ostatnich miesięcy judoka  udowodnił swoją wysoką dyspozycję. Dzięki temu Sarnacki znajduje się w czołówce najlepszych zawodników świata. Polak, który startuje w kategorii + 100 kg w rankingu Międzynarodowej Federacji Judo zajmuje 18 pozycję. Stawce przewodzi Teddy Riner. Warto zaznaczyć, że w wyścigu olimpijskim Sarnacki plasuje się na 15 pozycji. Do Rio de Janeiro pojedzie dwudziestu dwóch najlepszych judoków, z tym, że po jednym z każdego kraju. Jak na razie dla Sarnackiego nie widać zagrożenia. Musi utrzymać dyspozycję, aby w Rio powalczyć o medale.

Sarnacki miał bardzo udany poprzedni sezon, kiedy to z międzynarodowych turniejów przywoził medale. W Pucharze Europy w Madrycie wywalczył srebrny krążek, gdyż musiał uznać wyższość Stanislava Bondarenki z Ukrainy. Trzy imponujące ippony utorowały Polakowi drogę do finału, jednak rywal był lepszy. Z Grand Slam w Tiumeniu zawodnik Gwardii Olsztyn przywiózł brązowy medal, tak jak  i z turniejów w Abu Dhabi i Jeju. Sarnacki wysunął się na czoło wśród polskich judoków. Obecnie w kraju, bez podziału na kategorie wagowe, jest najlepszym zawodnikiem. W poprzednim sezonie dobrą formę prezentował Aleksander Beta, ale z czasem zgasł. Paweł Zagrodnik również czyni starania, aby wrócić do wielkiej formy, ale dobre występy przeplata słabszymi. Triumfator Pucharu Świata w Warszawie jest „w gazie”. Sarnacki ustabilizował formę i swoją dyspozycję potwierdza w kolejnych zawodach. Judoka z Olsztyna miał fenomenalny koniec roku, kiedy podczas zagranicznych wojaży gromił kolejnych rywali – w Abu Dhabi i Jeju. Zmagania w nowym roku Sarnacki rozpoczął od sukcesu. Zwycięstwo na warszawskim Torwarze pokazało, że judoka jest faworytem do medali na mistrzostwach świata i Europy, a w dalszej perspektywie naszą nadzieją na krążek olimpijski w Rio de Janeiro.

W rankingach pań najwyżej jest Katarzyna Kłys, która w tym roku jeszcze nie startowała. Brązowa medalista mistrzostw świata z Czelabińska zajmuje 10 pozycję i na tą chwilę start w Rio ma zapewniony. Z kolei Katarzyna Furmanek, która wygrała zawody Pucharu Świata w Pradze plasuje się na 63 lokacie.

Kłys i Sarnacki plasują się w światowej czołówce. Swój kapitał zaczęli wypracowywać w poprzednim sezonie i teraz muszą kontynuować rozpoczęte dzieło. Sarnacki Warszawie pokazał, że będzie walczył o najwyższe cele. Kłys w akcji zaprezentuje się w marcu – podczas Grand Prix w Tbilisi i w Samsun.

KM

Kickboxingu krok do przodu

Są wydarzenia, do których chętnie wraca się pamięcią. Ze względu na skojarzenia związane z doznawaniem przyjemności, szczęścia czy też dumy. Wydarzeniem, do którego wracać będą fani kickboxingu jest gala DSF Kickboxing Challenge 3.

Grupa DSF zrobiła kolejny krok ku pełnej profesjonalizacji widowiska sportowego. Wydarzenie na długo utkwi w świadomości fanów sportu uderzanego. Organizator dostarczył widzom wielu ekstremalnych wrażeń na poziomie sportowym, a do tego dołączył atrakcje wizualne. Wyjścia zawodników rysowały się niczym prawdziwe show. Droga na ring powodowała wzrost napięcia, którego kulminacja miała miejsce podczas walki.

Poziom sportowy został zachowany. Grupa DSF wyselekcjonowała grupę fighterów o ogromnym potencjale. Konsekwentnie stawia na Dorotę Godzinę oraz Łukasza Wichowskiego, których walki wzbudzają ogromne emocje. Obiekt w Piasecznie wypełniony był do ostatniego miejsca, wszyscy oczekiwali, że zobaczą coś wyjątkowego. Czekali na wielkie widowisko, które z walki na walkę nabierało rozpędu. Wiele emocji dostarczyło starcie Doroty Godziny z Gabrielą Bednarowicz. Faworytką pojedynku była zawodniczka DSF Team. Bednarowicz nie przestraszyła się rywalki i toczyła wyrównany bój. Godzina starała się mocnymi i precyzyjnymi ciosami zneutralizować przeciwniczkę, jednak ta nie unikała wymian. W regulaminowym czasie nie doszło do rozstrzygnięcia.  Sędziowie przyznali zwycięstwo Godzinie, która ze swojego występu była umiarkowanie zadowolona.

Pełen szczęścia mógł być Łukasz Wichowski. Nie dość, że zawodnik walczył przed własną publicznością to w efektownym stylu wygrał walkę i zdobył pas DSF Challenge. Wicemistrz Polski w full-contact Piotr Kołakowski nie zamierzał ułatwiać zadania Wichowskiemu. Panowie dostarczyli wielu emocji popartych efektownymi akcjami. Wichowski w piątej rundzie zwyciężył przez TKO. To kolejna bardzo widowiskowa wygrana zawodnika z Piaseczna. Podczas DSF Kickboxing Challenge 2 Wichowski nie miał litości dla Tomasa Neupauera. Kamil Ruta po raz kolejny udowodnił swoją klasę. Mistrz świata w kick-light z Turcji działa wedle zasady „wchodzę, robię swoje i wychodzę”. Podopieczny Grzegorza Engela już w pierwszej rundzie przez KO odprawił Mateusza Żukowskiego w finałowym pojedynku turnieju K-1. Podczas poprzedniej gali Ruta równie szybko uporał się z Sebastianem Adamskim, który podczas DSF Kickboxing Challenge 3 rywalizował z Jakubem Bartnikiem. Pojedynek dwóch przegranych półfinalistów turnieju K-1. W regulaminowym czasie zawodnicy nie rozstrzygnęli walki, sędziowie zwycięstwo przyznali Bartnikowi.

Kibice obserwujący zmagania z wysokości trybun i przed ekranami długo musieli czekać na nokaut. Siedem z dziewięciu pojedynków kończyło się decyzją sędziów. Dopiero Ruta i Wichowski położyli wisienkę na torcie. Niezwykle pysznym torcie. Po takiej gali z pewnością w niejednym domu, w niejednej głowie pojawiła się przyśpiewka: „jeszcze jeden, jeszcze jeden”. Grupa DSF zaserwowała niezwykle interesujący repertuar. Prezentujący wysoki poziom sportowy zawodnicy, stali się niejako kręgosłupem widowisk, do tego dochodzą wrażenia wizualne, eksponowanie wejść zawodników na ring, gra świateł. To wszystko tworzy niezwykłe show. Widowisko, które zapełnia trybuny po brzegi. Grupa DSF przyczynia się do popularyzacji kickboxingu. W Piasecznie został uczyniony znaczący krok na drodze profesjonalizacji tej dyscypliny. Przed galą w Piasecznie na swoim profilu w serwisie społecznościowym facebook grupa DSF napisała: „Niech posypią się gromy!”. Posypały się i to z „grubej rury”. W dalszym rozwoju niezbędne są wytrwałość, cierpliwość i gotowość podejmowania kolejnych wyzwań. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czym grupa DSF zaskoczy kolejnym razem?

Kolejna odsłona zmagań już 18 kwietnia w Arenie Ursynów w Warszawie. Grupa DSF zaplanowała mecz Polska – Macedonia.

WYNIKI:

POJEDYNEK O PAS DSF CHALLENGE (FULL CONTACT -81KG)
Łukasz Wichowski pokonał Piotra Kołakowskiego (TKO – 5. runda)

FINAŁ TURNIEJU (K-1 RULES -81KG)
Kamil Ruta pokonał Mateusza Żukowskiego (KO – 1. runda)

EXTRAFIGHT O PUCHAR BURMISTRZA MIASTA I GMINY PIASECZNO (K-1 RULES -56KG)
Dorota Godzina pokonała Gabrielę Bednarowicz (decyzja)

POJEDYNEK O 3 MIEJSCE (K-1 RULES -81KG)
Jakub Bartnik pokonał Sebastiana Adamskiego (decyzja)

POJEDYNKI RANKINGOWE PRO-AM (K-1 RULES)
Sebastian Prokop pokonał Lecha Rosińskiego (decyzja)
Daniel Kolasiński pokonał Dominika Szczodrucha (decyzja)
Paulina Frankowska pokonała Katarzynę Jaworską (decyzja)
Maciej Garbaczewski pokonał Łukasza Kulmę (decyzja)
Roger Garbaczewskiego pokonał Karola Sadłocha (decyzja)

KM

Gołowkin z Cotto czy z Chavezem?

Giennadij Gołowkin to jeden z czołowych pięściarzy wagi średniej. Kazachowi poświęca się coraz więcej uwagi, gdyż jego myśli biegną w stronę bokserskiego szczytu.

Gołowkin jest mistrzem świata WBA od 2010 roku, kiedy to wywalczył pas w pojedynku z Felixem Sturmem. Do tej pory na zawodowym ringu nie zaznał goryczy porażki. W swojej karierze walczył z polskim bokserem – Grzegorzem Proksą i wygrał przez nokaut w piątej rundzie. Gołowkin w ostatnim pojedynku rozprawił się w jedenastej rundzie z Martinem Murrayem. Dodatkowo okazało się, że walki Kazacha cieszą się ogromną popularnością w Stanach Zjednoczonych. Starcie z Murrayem oglądało prawie milion widzów, co jest wynikiem imponującym w związku z tym, że pojedynek organizowany był w Europie (Monte Carlo). Gołowkin obecnie szuka nowych wyzwań.

Obóz Kazacha chciałby doprowadzić do starcia z Floydem Mayweatherem Jr bądź Saulem Canelo Alvarezem. Obecnie jest to niemożliwe, gdyż obaj pięściarze mają zaplanowany najbliższy czas. Mayweather w maju zmierzy się w wielkim pojedynku z Mannym Pacquiao. Alvareza czeka rywalizacja z Jamesem Kirklandem. Na mapie wagi średniej jest jeszcze jedno mocne nazwisko. – Canelo oraz Floyd są zajęci, więc najlepszą opcją jest doprowadzenie do unifikacyjnego starcia Gołowkina z Cotto – tak w skrócie sytuację określił Tom Loeffler, promotor kazachskiego pięściarza. Wedle powiedzenia „lepszy rydz niż nic”. Cotto ma być tzw. wyjściem awaryjnym dla Gołowkina i jego obozu. Loeffler podkreślał, że priorytetem jest doprowadzenie do rywalizacji z Mayweatherem bądź Alvarezem, ale na takie starcie trzeba poczekać. Obiektem zainteresowania Gołowkina stał się więc Miguel Cotto, który jest mistrzem świata WBC. Starcie Kazacha z Portorykańczykiem miałoby status walki unifikacyjnej. Cotto dzierży pas WBC, Gołowkin jest mistrzem WBA/IBO oraz tymczasowym mistrzem federacji WBC. Pojawia się pytanie: czy takie starcie jest możliwe?  Z dystansem do kwestii rywalizacji z Gołowkinem podchodzi sam Cotto.

Jednak z Kazachem chciałby stanąć „oko w oko” Julio Cesar Chavez Jr. Ostatnio Meksykanin zaproponował, że jest w stanie zapłacić milion dolarów w przypadku zwycięstwa Gołowkina przez nokaut. Obóz Kazacha pozytywnie odniósł się do  wyzwania Chaveza.  Meksykanin ponownie podbił stawkę, tym razem do dwóch milionów. Obie strony miałyby wyłożyć na stół po milion dolarów. W przypadku wygranej przez nokaut Gołowkin bądź Chavez zgarnęliby dwa miliony. Dlaczego Meksykanin złożył taką propozycję? Chavez jako były mistrz świata WBC wagi średniej chciałby podjąć jeszcze jedną próbę powrotu na szczyt. Meksykanin stoi na stanowisku, że czempion WBA nie jest wybitnym bokserem. – Nie widzę w Gołowkinie niczego specjalnego – mówił Chavez. Jednakże obecnie Meksykanin przygotowuje się do walki z Andrzejem Fonfarą, która odbędzie się 18 kwietnia. Plany, co do pojedynku z Gołowkinem musi odłożyć na później.

Kazach chciałby w końcu stoczyć wielki pojedynek. Optymalne byłoby starcie z Cotto, gdyby ten przyjąłby propozycje walki. Bo Chavez raczej zagrożeniem dla Gołowkina nie jest.

KM

Gala uświetniająca

Pełne zaangażowanie, mocne ciosy, zawziętość i gotowość do rywalizacji. Tak wyglądały walki podczas gali Fighters Night 3, która uświetniła obchody 25-lecia Polskiego Związku Kickboxingu.

Nuda? To słowo nie ma zastosowania, gdy mówimy o zawodach w Kielcach. Polscy fighterzy pokazali się z jak najlepszej strony i dodali blasku całej uroczystości. Jakże zacnej, gdyż dwadzieścia pięć lat działalności związku wiąże się z wytrwałością i ogromnymi staraniami popularyzacji kickboxingu w Polsce, a przede wszystkim zapewnienia odpowiednich warunków dla zawodników oraz trenerów.

W Kielcach w walce wieczoru wystąpił Dawid Kasperski, który zmierzył się z Dimitarem Ilievem o tytuł międzynarodowego mistrza Polski 86 kg. Pojedynek ciekawy i widowiskowy, obfitował w mocne ciosy. Kilkukrotnie był przerywany, aby zawodnicy mogli wytrzeć ociekającą z nich krew. Taki jest urok kickboxingu – zażarta walka, w której dochodzi do licznych spięć. Kasperski wygrał na punkty i zdobył pas międzynarodowego mistrza Polski. Z pewnością to sukces zawodnika Punchera Wrocław, który toczy boje już od dziesięciu lat. Kasperki ma ogromny potencjał, co w Kielcach potwierdził. Dopominają się o niego zagraniczne organizacje, które doceniają jego widowiskowy styl walki. Kasperski w Kielcach dołożył do swojej kolekcji kolejny tytuł.

O pas zawodowego mistrza Polski 91 kg walczyli Mateusz Hiki i Robert Cepak. Pojedynek nie rozstrzygnął się w regulaminowym czasie. Sędziowie jednogłośnie przyznali zwycięstwo zawodnikowi  Legionu Głogów. Nie zawiódł Wojciech Kosowski. Zawodnik warszawskiej Palestry po raz kolejny zaprezentował wysokie umiejętności.  Kosowski już w pierwszej rundzie przez KO pokonał rywala ze Słowacji. W wadze ciężkiej w Kielcach miał zaprezentować się Tomasz Sarara, jednak problemy zdrowotne sprawiły, że zastąpił go Patryk Proszek. Niestety Polak przegrał swoją walkę. Niejednogłośnie na punkty Proszek uległ Radovanowi Kulli. Efektownie zaprezentował się Arkadiusz Kaszuba, który w pierwsze rundzie przez KO pokonał Dawida Świerczyńskiego. W rywalizacji pań w wadze 52 kg Joanna Walkiewicz wzniosła ręce w geście triumfu. Polka decyzją sędziów pokonała Zuzanę Gabovą.

W Kielcach nie można było narzekać na nudę. Mocne nazwiska, które udowodniły swoją wartość. Kasperski zdobył pas i z pewnością dalej będzie kroczył ścieżką rozwoju sportowego aż dojdzie na szczyt. Z dobrej strony pokazał się Kosowski, który jest ikoną polskiego kickboxingu. Dobry występ Mateusza Hikiego, okraszony pasem zawodowego mistrza Polski. Poczynania zawodników obserwowało wielu znamienitych gości, wśród nich m.in. Marek Piotrowski – legenda polskiego kickboxingu. Obchody 25-lecia PZKb były świetną okazją do refleksji na temat stanu sportu uderzanego. Gala Fighters Night, która uświetniła uroczystość dała odpowiedź na pytanie o poziom kickboxingu w Polsce. Z pewnością potencjał jest ogromny, świadczą o tym sukcesy odnoszone na każdej imprezie międzynarodowej. Sportowo kickboxing jest na dobrym poziomie. Związkowi działacze muszą podjąć pracę nad popularyzacją dyscypliny i dotarciem do świadomości społecznej. To zadanie na kolejne lata działalności.

KM

Ociężały Solis poległ

Miało być inaczej. Kubańczyk w rewanżowym starciu z Tonym Thompsonem za cel wziął pokonanie rywala i udowodnienie, że zeszłoroczna porażka była dziełem przypadku. Otóż – nie była. Solis jest cieniem boksera, w którym widziano nową gwiazdę wagi ciężkiej. Porażka z Thompsonem może rozpocząć lawinę kłopotów kubańskiego pięściarza.

Rewanżowy pojedynek był wielokrotnie przekładany. Wpływ na ten fakt miały kłopoty zdrowotne Solisa, następnie kwestie organizacyjne, jednak udało się zaplanować pojedynek na koniec lutego w Turcji. 34-letni Kubańczyk do walki przystępował z nadzieją rewanżu za porażkę z marca ubiegłego roku. Nadzieje okazały się bezpodstawne. Solis powinien brać przykład z Thompsona, który w sposób poważny podchodzi do kwestii rywalizacji na ringu. Kubańczyk być może pójdzie tą drogą, ale czy nie jest już za późno?

Pojedynek w Turcji nie należał do ciekawych. Starcie jest przykładem smutnego upadku zawodnika, w którym tkwi ogromny potencjał, jednak kwestie mentalne hamują go i uniemożliwiają mu trwanie w drodze do sukcesu. Problem znajduje się w głowie. Solis wyszedł do pojedynku z nadwagą, ociężały i wielki stanął naprzeciw Thompsona. Ponad 40-letni już bokser w ringu był spokojny, opanowany. Thompson regularnie punktował Solisa ciosami prostymi. Kubańczyk starał się nawiązać walkę i czarować w półdystansie, ale niewiele z tego wynikało. Thompson bez większego wysiłku powiększał swoją uwagę. Tak naprawdę nie musiał nic robić, wystarczyło dać Kubańczykowi trochę czasu. Z upływem kolejnych minut Solis był coraz słabszy, nie miał sił poruszać się, dosłownie – słaniał się na nogach. W ósmej rundzie Thompson postanowił zakończyć męczarnie rywala. Dopadł go i bezlitośnie obijał. Solis nie był w stanie się bronić, jedynym ratunkiem okazał się gong. Kubańczyk do dziewiątej rundy już nie wyszedł – nie miał sił. Thompson zwyciężył Solisa po raz drugi. Wydaje się, że tym razem mniejszym nakładem sił. Dodatkowo Thompson zdobył pas WBC Continental Americas.

A Solis? Upadek. Zaniedbał się jako bokser, zapomniał o kondycji, formie i co najważniejsze – swoim potencjale. Solis wszedł w ślepą uliczkę, w której utknął. Chciał się zrewanżować Thompsonowi, ale nie wyszło. Tym samym Kubańczyk leci w dół, na jakiś czas może zapomnieć o poważnym boksie i interesujących propozycjach. Długo leczył kontuzje, być może musi zadbać o swoje zdrowie , ustabilizować je, ale przede wszystkim zdecydowanie należy popracować nad kwestiami mentalnymi. Obecną postawą Solis zmierza drogą nabijania rekordów innym pięściarzom. Był blisko szczytu, a teraz popada w niebyt. Promotor Ahmet Oner chce zakończył współpracę z pięściarzem. –. Straciłem czas, nerwy i pieniądze. Nie wierzę w to, ze Solis tak fatalnie wyglądał w rywalizacji z Thompsonem. To wstyd dla kubańskiego boksu. Kończę z nim, ten facet jest skończony – mówił Oner. Czy to koniec Solisa?

fot. PAP

KM

Szybka jak strzała – Ronda Rousey

Nie ulega wątpliwości, że Ronda Rousey jest gwiazdą i jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy UFC. Zawodniczka po raz kolejny udowodniła swoją wielkość. Pokazała światu, że jest przebiegła jak lis, szybka jak jaguar i skuteczna jak Cristiano Ronaldo. Co zrobiła? Wygrała kolejną walkę. Na UFC 184 pokonała Cat Zingano.

Co za kobieta! Niesamowita! Jak ona walczy! Zachwyt, słowa uznania, czasami niedowierzanie – tak należy charakteryzować podejście do osoby Rondy Rousey. Walka z Zingano była wydarzeniem w kobiecym MMA. Rousey stanęła naprzeciw trudnej rywalki, z którą mogła pokusić się o interesującą walkę. Dreszczyk emocji był. Pojawia się pytanie: czy wszyscy zanotowali tę walkę? Wystarczyło, że ktoś mrugnął oczyma i już widział Rousey z rękoma w górze. Gwiazda UFC uporała się z Zingano w czternaście sekund!

Tym samym Ronda Rousey obroniła mistrzowski pas w wadze koguciej. Zingano ruszyła odważnie na rywalkę i chciała zaatakować ją kolanem, jednakże w ferworze walki zawodniczki znalazły się na ziemi. Rousey wykorzystała okazję. Przetoczyła rywalkę, po czym założyła dźwignię na rękę. Zingano była bezradna i musiała poddać pojedynek. Walka trwała zaledwie czternaście sekund! 28-letnia zawodniczka odniosła jedenaste zwycięstwo podczas swojej przygody z MMA. Dla Rousey była to pierwsza walka w tym roku, więc bardzo efektownie rozpoczęła zmagania w oktagonie. Teraz brązowa medalista Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w judo czeka na kolejne wyzwania.

Czy będzie nim zawodniczka  o pseudonimie „Cyborg”? Cristiane Justino wróciła do zmagań po dłuższej przerwie. Podczas gali Invicta FC 11 zmierzyła się z Charmaine Tweet. Idealny powrót, szybkie i pewne zwycięstwo. „Cyborg” potrzebowała zaledwie czterdziestu sześciu sekund, aby odprawić rywalkę ze złamanym nosem. Seria ciosów Justino była nie do powstrzymania przez Tweet, która musiała uznać wyższość przeciwniczki. Efektowne zwycięstwo „Cyborg”, które sprawia, że siły nabierają ponownie głosy na temat jej walki z Rousey.

Najważniejsze, żeby Justino zeszła do wagi koguciej. Wtedy pojedynek byłby jak najbardziej realny. Walka dwóch fighterem, która zelektryzowałaby cały świat sportów walki. Niepokonana Rousey naprzeciw efektownie Justino. Walczyły dzień po dniu. Licytację rozpoczęła Justino, która pokonała rywalkę w czterdzieści sześć sekund. Rousey odpowiedziała zdecydowanie – potrzebowała czternastu sekund. Justino byłaby prawdziwym wyzwaniem dla mistrzyni UFC, gdyż ostatnią porażkę zanotowała dziesięć lat temu! „Cyborg” kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Pojedynek Rousey – Justino, z każdą chwilą smak się zaostrza.

Rousey była gwiazdą gali UFC 184. Na kolejnej odsłonie show organizacji swoją walkę stoczy Joanna Jędrzejczyk, która będzie rywalizowała o pas wagi słomkowej z Carlą Esparzą. Czy Polka zachwyci świat tak jak Rousey? Liczy się zwycięstwo. Kobiece MMA zyskuje coraz więcej fanów. Ta Rousey, czternaście sekund, co za skuteczność!

KM

Warszawski sukces Sarnackiego

Puchar Świata na warszawskim Torwarze obfitował w bardzo dobre występy naszych reprezentantów. Wysokie notowania potwierdził Maciej Sarnacki, który zwyciężył w kategorii +100 kg.

W zawodach wzięło udział ponad trzystu zawodników. Warszawski Torwar był obiektem zmagań judoków na najwyższym poziomie. Rywalizacja trwała dwa dni, w sobotę biało – czerwoni nie wywalczyli żadnego medalu. W niedzielę nasi reprezentanci zdobywali już miejsca w czołówce.

Maciej Sarnacki sięgnął po złoto w kategorii + 100 kg. Polak wygrał wszystkie pięć walk, w tym finałową z Kim Sung-Minem z Korei Południowej. Wynik godny odnotowania, który robi wrażenie ze względu na perypetie Sarnackiego. W ostatnim czasie judoka chorował na półpasiec i nie trenował regularnie. Sarnacki stał się kolejnym Polakiem, który triumfował na warszawskim Torwarze. W 2007 roku w stolicy zwyciężył Przemysław Matyjaszek. Sarnacki zdobył złoty medal i istotne punkty do rankingu, które są niezwykle istotne w kontekście startu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Zawodnik Gwardii Olsztyn miał udany poprzedni sezon, w którym stawał na podium zawodów międzynarodowych. Z pewnością jest jednym z kandydatów do zdobycia medali na mistrzostwach Europy i świata.

Życiowy wynik w Warszawie osiągnął Jakub Kubieniec w kategorii 81 kg. Polak zajął trzecią pozycję, a w decydującym pojedynku przez ippon pokonał Asafa Chena. Kubieniec w tym roku prezentował się poniżej oczekiwań. Podczas Pucharu Świata w Rzymie i Grand Prix w Duesseldorfie nie wygrał żadnej walki. Występ przed polską publicznością okazał się dodatkową motywacją, która pozwoliła mu osiągnąć najlepszy wynik w karierze. Na drodze do finału Polakowi stanął Wang Ki-Chun, wicemistrz olimpijski z Pekinu. Brąz w Warszawie wywalczył Patryk Ciechomski z AZS-u AWF Katowice w kategorii 90 kg. Występ zawodnika na Torwarze stał pod znakiem zapytania, gdyż podczas jednego z treningów doznał urazu kolana. Ostatecznie Ciechomski zaprezentował się przed warszawską publicznością i zajął trzecie miejsce. W decydującym pojedynku uporał się z Komronszochem Ustopirijonem z Tadżykistanu. Piątą lokatę w niedzielę zajął Jakub Wójcik w kategorii 100 kg. Polski judoka przegrał przez ippon z Philipem Awitialcarazem.

W sobotę nasi reprezentanci nie mieli powodów do radości. Najlepiej zaprezentował się Aleksander Beta, który zajął piątą pozycję. Łukasz Kiełbasiński i Igor Dzierżanowski zajęli siódme miejsca. Niedzielne występy wprawiły fanów w szampański nastrój.

Maciej Sarnacki wygrał i potwierdził, że jest mocnym kandydatem do medali na najważniejszych imprezach, a także nadzieją na podium podczas Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jakub Kubieniec osiągnął życiowy sukces, który jest wartością mogącą pozwolić zawodnikowi uwierzyć we własne siły. Weekend w Warszawie należy ocenić pozytywnie. Polacy wywalczyli trzy medale i pozostawili po sobie dobre wrażenie. Za tydzień odbędzie się Nadzwyczajny Zjazd Polskiego Związku Judo, podczas którego poznamy nowe władze.

KM